Oto rodowód Jezusa Chrystusa, potomka Dawida, potomka Abrahama. Abraham zrodził Izaaka, a Izaak zrodził Jakuba, a Jakub zrodził Judę i jego braci. Juda zrodził Faresa i Zarę z Tamar, a Fares zrodził Ezroma, a Ezrom zrodził Arama. Aram zrodził Aminadaba, a Aminadab zrodził Naassona. Naasson zaś zrodził Salmona, a Salmon, ze związku z Rachab, zrodził Booza. Booz, ze związku z Rut, zrodził Jobeda. Z kolei Jobed zrodził Jessego, a Jesse zrodził Dawida, który był królem. Dawid zrodził Salomona z kobiety, którą odebrał Uriaszowi, a Salomon zrodził Roboama. Roboam zrodził Abiasza, a Abiasz zrodził Azafa. Azaf zrodził Jozafata, a Jozafat zrodził Jorama. Joram zrodził Ozjasza, a Ozjasz zrodził Joatama. Joatam zaś zrodził Achaza, a Achaz zrodził Ezechiasza. Ezechiasz zrodził Manassesa, a Manasses zrodził Amosa. Z kolei Amos zrodził Jozjasza, a Jozjasz w czasie przesiedlenia babilońskiego zrodził Jechoniasza i jego braci. Po przesiedleniu babilońskim Jechoniasz zrodził Salatiela, a Salatiel zrodził Zorobabela. Zorobabel zrodził Abiuda, a Abiud zrodził Eliakima. Eliakim zrodził Azora, a Azor zrodził Sadoka. Sadok zaś zrodził Achima, a Achim zrodził Eliuda. Eliud zrodził Eleazara, a Eleazar zrodził Mattana. Z kolei Mattan zrodził Jakuba, a Jakub zrodził Józefa. Ten zaś poślubił Marię, z której narodził się Jezus zwany Chrystusem. W ten sposób licząc, pomiędzy Abrahamem a Jezusem były czterdzieści dwa pokolenia, z czego czternaście przypadło na czasy od Abrahama do Dawida, czternaście na czasy od Dawida do przesiedlenia babilońskiego i czternaście na okres od przesiedlenia babilońskiego do Chrystusa. A z narodzeniem Jezusa Mesjasza było tak: Jego matka, Maria, została poślubiona Józefowi. Zanim jednak odbyło się ich wesele i zamieszkali razem, Maria zaszła w ciążę, co się dokonało z woli Ducha Świętego Boga. W tej sytuacji Józef – jej oblubieniec – nie wiedząc, co się wydarzyło, postanowił rozwieść się z nią po kryjomu. Był bowiem człowiekiem godnym i nie chciał jej wystawić na publiczny osąd. Wtedy we śnie ukazał się mu wysłannik PANA i rzekł do niego: — Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć do domu Marii, swej oblubienicy, gdyż Dziecię, które się w niej poczęło, zostało powołane do życia mocą Świętego Ducha. A kiedy ona już porodzi Syna, nadasz Mu imię Jezus, gdyż On uwolni swój lud od ich grzechów. To wszystko wydarzyło się zgodnie z tym, co było zapowiedziane w Słowie PANA przekazanym przez proroka: Oto dziewica pocznie i porodzi Syna, i nazwą Go EMMANUEL, to znaczy BÓG Z NAMI. Józef po przebudzeniu uczynił dokładnie tak, jak mu zasugerował wysłannik PANA – wziął do swego domu Marię jako małżonkę. Jednak nie współżył z nią do czasu, aż porodziła Syna, którego nazwał imieniem Jezus. Jezus przyszedł na świat w Betlejem, w Judei, za panowania króla Heroda. Jakiś czas po narodzeniu Jezusa przybyli do Jerozolimy mędrcy ze Wschodu, którzy rozpytywali: — Gdzie możemy znaleźć nowo narodzonego Króla Żydowskiego? Przybyliśmy bowiem ze Wschodu, gdzie ujrzeliśmy Jego gwiazdę. Chcielibyśmy złożyć Mu pokłon. Gdy słowa te dotarły do króla Heroda, bardzo go wzburzyły, co sprawiło, że strach padł na Jerozolimę. Tymczasem król zebrał wszystkich arcykapłanów oraz najwybitniejszych uczonych w Piśmie i spytał ich: „Gdzie miałby narodzić się ten król? ”. Ci zaś odpowiedzieli: — W Betlejem, w Judei. Tak bowiem zapowiedział prorok: A ty, Betlejem, choć jesteś tylko małą wioską w Judzie, z ciebie wyjdzie władca Izraela, który mocą PANA paść będzie swoje stado – lud Izraela. Wtedy Herod potajemnie zaprosił mędrców do siebie i po dokładnym wypytaniu ich o czas pojawienia się gwiazdy skierował ich do Betlejem, mówiąc: — Gdy już tam przybędziecie, wypytujcie dokładnie o dziecko! A kiedy je znajdziecie, dajcie mi znać, abym i ja mógł oddać jemu pokłon. Po wizycie u króla mędrcy ruszyli dalej za gwiazdą, którą wcześniej wypatrzyli na Wschodzie. Ta jednak zatrzymała się dopiero nad jakimś domem w Nazarecie, gdzie przebywało Dziecię. Gdy to zobaczyli, uradowali się bardzo, a następnie weszli tam i ujrzeli Dziecię z Jego matką, Marią. Oddali Mu hołd, padając przed Nim na twarz, a następnie ofiarowali Mu przywiezione skarby: złoto, kadzidło i mirrę. Do swych domów wrócili inną drogą, gdyż we śnie zostali ostrzeżeni przed Herodem. Po ich odejściu posłaniec PANA ukazał się we śnie Józefowi i tak mu rzekł: — Powstań, weź Dziecko oraz Jego matkę i uciekaj do Egiptu! Tam pozostaniesz do czasu, aż ci powiem, co masz czynić dalej! Herod bowiem niedługo zacznie szukać tego Dziecka, aby Je zabić. Józef spakował się i tej samej nocy wyruszył w drogę do Egiptu razem z Dzieckiem i Jego matką. Tam przebywał aż do śmierci Heroda. W ten sposób zrealizowało się Słowo PANA wypowiedziane przez proroka: Z Egiptu wezwałem mojego Syna. Kiedy Herod zrozumiał, że mędrcy nie dali się zwieść, wpadł w szał i wysłał do Betlejem najemników, aby w mieście i jego okolicy wymordowali wszystkich chłopców w wieku do lat dwóch, zgodnie z tym, czego dowiedział się od mędrców. Wtedy spełniło się słowo wypowiedziane przez proroka Jeremiasza: Wielki krzyk usłyszano w Rama, płacz i straszny lament. Tam Rachela opłakuje swe dzieci. Nie można jej ukoić, bo wszystkie je straciła. Gdy Herod umarł, posłaniec PANA znów we śnie ukazał się Józefowi, który przebywał w Egipcie, i powiedział: — Weź Dziecko oraz Jego matkę i wracaj do ziemi Izraela, gdyż już nie żyją ci, którzy nastawali na Jego życie. Józef spakował więc swoją rodzinę i wyruszył do ojczyzny. A kiedy dowiedział się, że Judeą rządzi Archelaos, który odziedziczył tron po swym ojcu Herodzie, bał się tam osiedlić. Wtedy ponownie we śnie otrzymał pouczenie, by wrócić do Galilei. Gdy już tam dotarł, zamieszkał w mieście zwanym Nazaret. Tak miało się spełnić słowo prorocze, że Mesjasz będzie zwany Nazarejczykiem. Wiele lat później na pustkowiach Judei pojawił się Jan, który został nazwany Chrzcicielem. Ten nawoływał ludzi: — Opamiętajcie się, gdyż Królestwo Niebios jest już bliskie! Był to człowiek, którego prorok Izajasz setki lat wcześniej zapowiadał jako tego, który będzie głosem wołającym na pustkowiu: Wyrównajcie swe drogi przed przyjściem PANA! Uporządkujcie swe sprawy, zanim przyjdzie nasz Bóg!. Jan ubierał się w odzienie z wielbłądziej sierści, na biodrach zaś nosił skórzany pas. Karmił się szarańczą i miodem dzikich pszczół. Schodziły się do niego tłumy nie tylko z Jerozolimy, ale z całej Judei oraz innych krain położonych nad Jordanem. Jan zanurzał ich w wodach Jordanu, a oni uznawali swoją grzeszność. Widząc zaś, jak wielu faryzeuszy i saduceuszy przychodzi do niego po zanurzenie, takimi słowami zwracał się do nich: — O wy przebrzydłe żmijowe pomioty! Czy myślicie, że w ten sposób uciekniecie przed nadchodzącym gniewem Boga?! Nie myślcie sobie, iż wystarczy, że się ochrzcicie. Nic to wam nie pomoże, jeśli nie wydacie owocu prawdziwego opamiętania i przemiany myślenia! Nie uważajcie się za dziedziców Abrahama! Zapewniam was, że Bóg prędzej z tych kamieni wzbudzi potomstwo Abrahamowi, niż się doczeka przemiany waszych serc. Gniew Boży bowiem – niczym siekiera przyłożona do pnia – już się nad wami gromadzi! I jak każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i wrzucone do ognia, tak samo będzie z wami! Ja zanurzam was jedynie w wodę, by pobudzić was do opamiętania, lecz za mną idzie ktoś znacznie potężniejszy, komu nie jestem godzien choćby rzemieni u sandałów rozwiązywać. On będzie Tym, który zanurzy was nie tylko w Ducha Uświęcenia, ale i w ogień wieczny! Przyjdzie On z sitem, którym – w Dniu Żniwa – przesieje wszystko pochodzące z Jego pola. Uczyni to, by do swego spichlerza zebrać tylko tych, którzy się okażą prawdziwym ziarnem. Tych zaś, którzy okażą się plewami, oddzieli i wyda na spalenie w ogniu nieugaszonym! W tym czasie Jezus, idąc z Galilei, przybył nad Jordan, by dopełnić chrztu Janowego. Jednak Jan wzbraniał się przed tym, mówiąc: — Przecież to ja potrzebuję, abyś Ty zanurzył mnie swoim rodzajem zanurzenia. Dlaczego więc przychodzisz do mnie? Jezus zaś tak mu odrzekł: — Musisz ustąpić, gdyż trzeba, aby od teraz Boża sprawiedliwość mogła zrealizować się zgodnie z tym, jak została zaplanowana. Wtedy Jan przestał oponować. Kiedy po zanurzeniu Jezus wyszedł z wody, otworzyły się nad Nim Niebiosa i Duch Boży łagodnie, jak synogarlica, spoczął na Nim. Wtedy też rozległ się Głos z Niebios: — Oto mój Syn umiłowany, w którym złożyłem całość moich planów! Zaraz potem Duch poprowadził Jezusa na pustkowie, żeby tam został poddany próbie, czy ulegnie pokuszeniu ze strony diabła. Pościł tam czterdzieści dni i czterdzieści nocy, po których odczuł wielki głód. Wtedy przystąpił kusiciel i podsunął Mu taką myśl: „Jeśli rzeczywiście jesteś Synem Bożym, to rozkaż tym kamieniom, aby stały się chlebem ”. A Jezus tak mu odparł: — Napisane jest: Nie tylko chleb jest potrzebny człowiekowi do życia. Konieczne jest karmienie się całym Słowem pochodzącym od Boga. Wtedy diabeł powiódł Go w wizji do miasta świętego i, stawiając na szczycie świątyni, tak powiedział: „Jeśli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół. Jest przecież napisane: Swoim aniołom da rozkaz w twej sprawie, a także: Na rękach cię poniosą, abyś nie uraził swej nogi o kamień”. Lecz Jezus mu odrzekł: — Lecz napisane jest również: Nie będziesz prowokował PANA, twojego Boga. W kolejnej wizji diabeł powiódł Jezusa na wysoką górę. Tam ukazał Mu wszystkie królestwa świata wraz z ich przepychem i powiedział: „Dam ci to wszystko, jeśli złożysz mi pokłon”. Lecz Jezus tak mu odpowiedział: — Idź precz, szatanie! Jest napisane: Tylko PANU, twojemu Bogu, będziesz służył i cześć oddawał. Wtedy diabeł odstąpił od Niego, a przybyli aniołowie, by Mu usługiwać. Kiedy Jezus usłyszał, że Jan został uwięziony, opuścił Judeę i udał się do Galilei. Nie zamieszkał jednak w Nazarecie, lecz osiadł w Kafarnaum, które znajdowało się nad jeziorem, na granicy krainy Zabulona i Neftalego. W ten sposób wypełniło się to, co zapowiedział prorok Izajasz o ziemi Zabulona i Neftalego, o drogach pomiędzy morzem a Jordanem i o krainie, która stała się pogańska. A mówił on, że lud, który nieustannie przebywa w ciemnościach, ujrzy Światłość wielką. Ona bowiem rozbłyśnie nad całą tą krainą, która teraz znajduje się w okowach ciemności. Od tego momentu Jezus zaczął głosić: — Opamiętajcie się! Królestwo Niebios przybliżyło się do was. Pewnego dnia Jezus, przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, zobaczył dwóch braci: Szymona, którego później nazwał Piotrem, i Andrzeja, jego brata. Ci zarzucali w jezioro sieci obręczowe. Byli bowiem rybakami. Powiedział im wówczas: — Chodźcie ze mną, a ja nauczę was, jak łowić ludzi. Bracia natychmiast odłożyli swe sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, Jezus zobaczył dwóch innych rybaków: Jakuba, syna Zebedeusza, oraz jego brata, Jana. Ci ze swym ojcem, Zebedeuszem, układali sieci w łodzi. Ich także wezwał, a oni również, zostawiając łódź i ojca, od razu poszli za Nim. Od tej chwili Jezus zaczął obchodzić całą Galileę, nauczając w tamtejszych synagogach. Wszędzie głosił ludowi Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie. Leczył także wszelkie choroby i słabości. Wieść o Jezusie szybko dotarła do Syrii. Również stamtąd zaczęto przynosić do Niego ludzi mających się źle, złożonych różnymi chorobami i dręczonych rozlicznymi bólami, opętanych, epileptyków i paralityków, a On ich uzdrawiał. Chodziły za Nim wielkie tłumy ludzi z Galilei i z Dekapolu, z Jerozolimy, Judei i Zajordania. Jezus, widząc, jak wielkie rzesze ludzi potrzebują przewodnictwa, oddalił się na wzgórze i tam zasiadł pośród uczniów, którzy szli za Nim. Wtedy rozpoczął ich szkolenie, mówiąc: — Pamiętajcie, że prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy zrozumiawszy bezmiar swej duchowej nędzy, całą nadzieję składają tylko w Bogu. Królestwo Niebios jest bowiem przygotowane właśnie dla takich ludzi!. Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy jak Bógsmucą się z powodu grzechu! Tylko tacy bowiem doznają pocieszenia w Niebiosach! Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy mają w swych sercach tyle pokory, by całkowicie poddać się Bogu! Tylko tacy bowiem dostaną w dziedzictwie Nową Ziemię! Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy rozpaczliwie łakną i pragną Bożej sprawiedliwości! Tylko tacy bowiem zostaną w pełni nasyceni! Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy miłosiernie reagują na cudzą niedolę. Oni bowiem również dostąpią miłosierdzia i będą pocieszeni! Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy zachowują swe serca w czystości! Tylko tacy bowiem dostąpią zaszczytu spojrzenia w oblicze Boga! Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy roznoszą po świecie aromat Bożego pokoju! Tylko tacy bowiem zostaną nazwani dziećmi Bożymi! Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy znoszą prześladowania z powodu pełnienia Bożej woli! Królestwo Niebios jest bowiem przygotowane tylko dla takich ludzi! Kiedy więc z mojego powodu będziecie znieważani, gdy z uwagi na mnie spadną na was pomówienia i fałszywe oskarżenia, bądźcie pewni, że spotkało was wyróżnienie. Czujcie się wtedy szczęśliwi i błogosławieni, będzie to bowiem znakiem, że macie udział w Królestwie Niebios! Weselcie się wówczas w duchu i radujcie się, gdyż zapłata, jaka was czeka w Niebiosach, będzie wielka. I pamiętajcie, że tak samo byli prześladowani Boży prorocy, którzy żyli przed wami! Jeśli chcecie być moimi uczniami, musicie być jak sól dobrej jakości, którą wydobywa się z głębin ziemi. Pilnujcie się jednak, żebyście nie stracili rozumu i nie zmieszali się ze szlamem ani z brudem tego świata. W takiej bowiem sytuacji stracilibyście swoją czystość i charakter. Bylibyście wtedy jak zanieczyszczona sól, która stała się bezużyteczna! Taką sól wyrzuca się na zewnątrz, gdzie każdy ją depcze, ponieważ do niczego się już nie nadaje! Starajcie się być dla tego świata moją światłością! Zrozumcie, że nikt nie buduje miasta na wzniesieniu, aby je ukryć. Nikt też nie zapala lampy po to, by skryć ją pod wiadrem. Jej płomień rozpala się w tym celu, by – umieszczona na postumencie – służyła w domu za znak wszystkim, którzy do niego zmierzają! Tak samo i wasza światłość niech jaśnieje przed ludzkimi oczami, aby mogli dojrzeć dobre dzieło, któremu służycie, i aby z tego powodu wielbili Ojca w Niebiosach! Nie myślcie, że przyszedłem po to, aby rozluźniać przepisy Prawa czy przesłanie Proroków. Nie przyszedłem ich rozluźniać, lecz aby samemu zrealizować wszystko, o czym mówią te pisma. Dlatego uroczyście wam oświadczam, że do czasu, w którym obecne Niebiosa i doczesna Ziemia przeminą, żadna litera, nawet ta najmniejsza, nie zmieni się w Prawie Mojżeszowym, gdyż Prawo to odwzorowuje Bożą świętość, która nigdy się nie dezaktualizuje. Kto zaś chciałby nauczać Prawa w inny sposób albo inaczej interpretować jego rolę, rozluźniając przy tym jego przepisy, choćby nawet najmniejsze – i tak nauczał innych – ten będzie najmniejszy w Królestwie Niebios! Ten zaś, kto by mnie naśladował i nauczał o tym Prawie jak ja, ten będzie wielki w Królestwie Niebios. A mówię to, by uzmysłowić wam, iż wejście do Królestwa Niebios zależy nie od zewnętrznego zachowania człowieka regulowanego Prawem Mojżeszowym, lecz od postawy jego serca. To ono powinno oblec się w prawość, która ma znacznie większe znaczenie niż sprawiedliwość, o której mówią faryzeusze i uczeni w Piśmie. Dobrze to zrozumcie: jeśli nie obleczecie waszych serc w sprawiedliwość większą od tej, o której mówią przywódcy religijni, nie wejdziecie do Królestwa Niebios! Jako przykład weźmy zapis Prawa Mojżeszowego, który mówił przodkom: Nie będziesz mordował. Kto zaś dopuścił się morderstwa, miał być postawiony przed sądem. Ja zaś mówię, że istotą tego zapisu było nie tylko zapobieganie zabijaniu, ale przede wszystkim troska o postawę serca człowieka, gdyż z Bożej perspektywy każdy, kto trwa w gniewie na swego brata lub siostrę w wierze, już kwalifikuje się do postawienia przed sądem. A kto by zdeptał godność swego brata lub siostry w wierze, kwalifikuje się do postawienia przed najwyższym trybunałem. Ten zaś, kto by pogardzał bratem lub siostrą w wierze i wyzywał ich od głupców, kwalifikuje się do wtrącenia do ognia piekielnego. Jeśli więc, zgodnie z Prawem Mojżeszowym, przyniósłbyś jakiś dar do złożenia na ołtarzu, a tam przypomniałbyś sobie, że w jakiś sposób skrzywdziłeś swego brata lub siostrę w wierze, zostaw ten dar przed ołtarzem i biegnij, by pojednać się z tą osobą. Dopiero wtedy, gdy już to uczynisz, wróć i złóż swój dar! Pogódź się ze swoim bratem lub siostrą w wierze, z którym lub którą jesteś w konflikcie, i bądź im życzliwy! Uczyń to, dopóki masz szansę, a więc dopóki masz jeszcze z tą osobą jakąś relację. Jeśli bowiem tego nie uczynisz, a sprawa trafi przed sędziego, on przekaże cię w ręce strażnika i zostaniesz wtrącony do więzienia! A stamtąd – o czym solennie cię zapewniam – nie wyjdziesz, dopóki sam nie uregulujesz wszystkiego do końca, co do najdrobniejszej należności. Słyszeliście również, że Mojżesz przekazał wam w Prawie polecenie: Nie będziesz cudzołożył. Ja zaś mówię, że istotą tego zapisu było nie tylko przeciwdziałanie fizycznemu kontaktowi naruszającemu wierność małżeńską, ale przede wszystkim troska o postawę ludzkiego serca, z którego rodzi się wszelki grzech. Z Bożej perspektywy bowiem każdy, kto z pożądliwością seksualną przygląda się drugiej osobie, już w sercu swoim dopuszcza się cudzołóstwa. Jeśli więc chcesz być człowiekiem prawym, lecz zmysł wzroku popycha cię do grzechu, korzystniej byłoby dla ciebie, byś wyłupił sobie oko, które prowadzi cię do grzechu, i odrzucił je precz od siebie! Lepiej bowiem jest, by zniszczeniu uległ tylko jeden z twoich organów, a reszta twego ciała została uratowana przed potępieniem. Podobnie ma się rzecz ze zmysłem dotyku. Jeśli chcesz być prawym człowiekiem, a jedna z twoich kończyn wciąż przywodzi cię do grzechu, byłoby korzystniej dla ciebie, gdybyś kazał odciąć ją sobie i precz wyrzucić! Cóż bowiem znaczy utrata jednej kończyny, jeśli w rezultacie uratowałbyś całe swoje ciało przed wtrąceniem do miejsca potępienia! W Prawie Mojżeszowym zostało również powiedziane, że kto by chciał oddalić swoją żonę, niech da jej dokument rozwodowy. Zwróćcie uwagę, że istotą tego zapisu była troska o kobietę – o jej reputację i pozycję po oddaleniu. Ja zaś mówię wam: każdy mężczyzna, który oddala swoją żonę – czyniąc to z jakiegokolwiek innego powodu niż to, że okazała się kobietą rozpustną, uwikłaną w pornografię, wyuzdaną seksualnie lub odstąpiła od wiary – wystawia jej opinię na szwank. Publicznie bowiem sugeruje, iż jest osobą występną. Zatem każdy mężczyzna oddalający swą żonę bez wspomnianych powodów będzie winien cudzołóstwa. Również i ten, który poślubi oddaloną nie z takich powodów, będzie winien cudzołóstwa! Słyszeliście z pewnością, że Prawo Mojżeszowe nakazywało przodkom: Nie będziesz fałszywie przysięgał, a także: Dotrzymasz PANU swoich ślubów. Ja zaś mówię, że istotą tych zapisów była troska o postawę waszych serc. Zamiast więc przysięgać na Niebiosa, które są Tronem Boga, albo na Ziemię, która jest podnóżkiem stóp Jego; zamiast przysięgać na Jerozolimę, która do was nie należy, gdyż jest miastem wielkiego króla, albo na swoją głowę, na której nawet koloru jednego włosa nie jesteście w stanie zmienić na biały czy czarny, zawsze wypowiadajcie się w sposób jednoznaczny, aby „Tak!” znaczyło „Tak!”, a „Nie!” znaczyło „Nie!”. Wszelkie zaś dodatkowe formuły przysiąg, które zawierają w sobie coś więcej, pochodzą od Złego! Słyszeliście również, że w Prawie Mojżeszowym zostało powiedziane: Oko za oko, ząb za ząb. Ja zaś mówię, że wprowadzenie tego zapisu miało skierować wasze myślenie w takim kierunku, byście nie stosowali już więcej prawa wendety i nie szukali odwetu na tych, którzy was w jakikolwiek sposób skrzywdzili! A jeśliby ktoś was znieważył i splamił wasz honor, nie mścijcie się, lecz bądźcie gotowi znieść to upokorzenie! Gdyby zaś ktoś chciał sądzić się z wami o cokolwiek, co do was należy, nie zacietrzewiajcie się, lecz bądźcie gotowi dać mu to, czego pożąda, i jeszcze z serca dodać mu coś do tego! Jeśli zaś ktoś wymusza na was wykonanie jakiejś pracy, zróbcie to chętnie i jeszcze ponadto zaofiarujcie mu swą dalszą pomoc!. Dawajcie tym, którzy was proszą, i nie odwracajcie się od tych, którzy chcą od was pożyczać! Słyszeliście także, iż w Prawie Mojżeszowym zostało powiedziane: Będziesz miłował bliźniego swego, a wroga będziesz nienawidził. Istotą tego zapisu było uwrażliwienie waszych serc, abyście nauczyli się okazywać innym miłosierdzie, zaś grzech mieli w nienawiści. Ja zaś mówię, abyście okazywali swym wrogom taki rodzaj ofiarnej miłości, jaki ma Bóg, i abyście modlili się za tych, którzy was prześladują. Postępując w taki sposób, staniecie się dojrzałymi potomkami Ojca, który jest w Niebiosach. On bowiem nakazuje słońcu wstawać zarówno nad złymi, jak i dobrymi. On zsyła deszcz tak na prawych, jak i na nieprawych. Gdybyście więc ofiarną miłość okazywali tylko tym, którzy postępują wobec was tak samo, czy nie byłaby to relacja oparta na wzajemnym wyświadczaniu sobie korzyści? Czyż zdeprawowani poborcy podatkowi nie tak właśnie czynią? Gdybyście byli życzliwi jedynie wobec najbliższych sobie osób, to cóż wielkiego byście czynili? Czy to by was wyróżniało? Przecież w taki sposób postępują również ludzie żyjący bez Boga. Wy jednak wydoskonalajcie się w ofiarnej Bożej miłości według wzoru, jaki widzicie w waszym Ojcu w Niebiosach. Uważajcie, by nie zachowywać się na pokaz, gdy angażujecie się w dzieła słuszne i sprawiedliwe. Jeśli bowiem waszą motywacją będzie pragnienie zyskania ludzkiego podziwu, nie otrzymacie nagrody od waszego Ojca, który jest w Niebiosach. Kiedy więc angażujesz się w jakiekolwiek dzieło miłosierdzia, nie mów o tym dookoła, jak czynią to obłudnicy, którzy zwykli rozgłaszać takie sprawy w synagogach i na ulicach. Ich prawdziwą motywacją nie jest chęć udzielenia pomocy, lecz zdobycie poklasku. Oni – co mocno podkreślam – już odbierają swoją zapłatę! Ty zaś, gdy pomagasz, czyń to tak dyskretnie, jakby twoja lewa ręka nie miała prawa wiedzieć, co czyni prawa. Chodzi bowiem o to, aby twój czyn pozostał w ukryciu. A wówczas twój Ojciec z Niebios, który widzi wszystko, także i to, co jest czynione w ukryciu, sam ciebie wynagrodzi! Podobnie ma się rzecz z modlitwą. Kiedy ją podejmujecie, nie postępujcie jak obłudnicy, którzy uwielbiają obnosić się przed ludźmi z oznakami swej religijności. Wznoszą swe modlitwy na pokaz, niezależnie od tego, czy robią to w synagogach, czy poza nimi. Zrozumcie, że tacy już otrzymują swoją nagrodę! Wy zaś postępujcie inaczej. Kiedy się modlicie, skryjcie się w swych domach i przy zamkniętych drzwiach wołajcie do Tego, który jest waszym Ojcem w Niebiosach. A Ten, który widzi wszystko, także i to, co się dzieje w ukryciu, da wam, co potrzebujecie! W swoich modlitwach nie paplajcie bez ustanku jak poganie, którzy sądzą, że jeśli będą coś usilnie powtarzać, zostaną wysłuchani. Nie naśladujcie ich, gdyż wasz Ojciec w Niebiosach wie przecież lepiej, czego potrzebujecie, zanim nawet o coś Go poprosicie. Wy módlcie się w taki sposób: Abba, nasz Ojcze w Niebiosach, tylko Ty jesteś Święty! Niech Twoje Królestwo szybko już nastanie, a Twoja wola niech się realizuje – zarówno w Niebiosach, jak i tu, na Ziemi! Obdarzaj nas codziennie pokarmem, którego tak bardzo nam trzeba. Uwolnij nas, prosimy, od naszych win w taki sam sposób, jak i my uwalniamy tych, którzy są naszymi dłużnikami! Prosimy też, abyś nie poddawał nas zbyt wielu testom czy próbom, lecz abyś chronił nas od zła pod wszelką postacią. Ty bowiem masz moc nad wszystkim. Do Ciebie należy cała królewska władza, potęga i chwała po wszystkie wieki. Amen!. Dobrze to sobie zapamiętajcie: jeśli uwolnicie ludzi od winy za to, w czym przeciwko wam zawinili, to również Ojciec, który jest w Niebiosach, uwolni was od winy za wasze przewinienia. Gdybyście jednak komuś nie przebaczyli i trwali w takiej postawie, to również Ojciec, który jest w Niebiosach, nie przebaczy wam win waszych! A kiedy podejmujecie post w jakiejś sprawie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy, którzy przybierają ponury wygląd, by pokazać ludziom, że poszczą. Tacy bowiem – co podkreślam z całą mocą – już odbierają swoją zapłatę! Lecz ty, kiedy pościsz, zatroszcz się o swój wygląd! Natrzyj włosy wybornym olejkiem i wypielęgnuj twarz. Nikomu nawet nie sugeruj, że pościsz! Niech, w sposób sekretny, będzie to wiadome tylko twemu Ojcu w Niebiosach. A Niebiański Ojciec, który widzi wszystko, także i to, co jest głęboko skrywane, wynagrodzi ci twoje poświęcenie! Nie marnujcie czasu na gromadzenie ziemskich skarbów, które niszczeją lub mogą zostać wam skradzione! Zamiast tego zaangażujcie się w gromadzenie skarbów w Niebiosach, gdzie tego, co zbierzecie, żaden mól ani rdza nie zniszczy, a złodziej nie skradnie! Mówię o tym, abyście nieustannie badali, z czym powiązane są wasze serca. One bowiem zakotwiczone są tam, gdzie znajduje się wasz skarb. Dzieje się tak, gdyż serce człowieka zawsze jest przywiązane do tego, co ma dla niego największą wartość. To odnosi się również do spraw duchowych. Prawdziwą Światłość można bowiem ujrzeć dopiero wówczas, gdy oczy serca są zdrowe, a nie zaślepione chorobliwą zachłannością. Hojność serca jest bowiem niczym zdrowe oczy, które dają człowiekowi światło. Jeśli twoje serce będzie hojne, to całe twoje wnętrze będzie otwarte na Światłość. Jeśli jednak pogrążysz się w chciwości, będzie to tak, jakbyś miał chore oczy. Z tego powodu całe twoje wnętrze będzie pogrążone w mroku! Uważaj zatem, do czego skłania się twoje serce: czy do Światłości – przez pielęgnowanie w sobie hojności, czy do ciemności – przez pogrążanie się w chciwości. Jeśli będziesz pielęgnował w sobie hojność serca, to całe twoje wnętrze zostanie opromienione Światłością i żadna ciemność nie zakorzeni się w tobie, gdyż dzięki takiej postawie serca będziesz wypełniony Światłością. Nikt nie może mieć serca poddanego jednocześnie Światłości i ciemności, podobnie jak nikt nie jest w stanie służyć z oddaniem dwóm panom. Jeśli bowiem jest lojalny wobec jednego, to siłą rzeczy drugiego będzie lekceważył; jeśli jednemu okazuje posłuszeństwo, to polecenia drugiego uważa za nic. Nie ma zatem żadnej możliwości, byście mogli jednocześnie służyć i Bogu, i mamonie. Z uwagi na to mówię wam: nie zamartwiajcie się na zapas o swoje utrzymanie – ani o to, co będziecie jeść i pić, ani o to, w co będziecie się ubierać. Czyż wasza dusza nie jest ważniejsza od pokarmu, a ciało od ubrania? Aby to pojąć, spójrzcie na ptaki szybujące po nieboskłonie. Nie sieją, żniw nie urządzają, w stodołach niczego nie gromadzą, a wasz Niebiański Ojciec stale je żywi. Czyżbyście nie rozumieli tego, że dla Niego jesteście ważniejsi niż one? Czy zamartwianie się doda wam czegokolwiek prócz kolejnych zmartwień? Czy ktokolwiek z was przez zamartwianie się potrafiłby dodać sobie na przykład pół metra wzrostu? A dlaczego tak bardzo zabiegacie o stroje? Przypatrzcie się kwiatom rosnącym na polach i wyciągnijcie wnioski z ich życia! Nie trudzą się ani nie przędą, a przecież nawet Salomon w całym swym przepychu nie był ubrany tak wystawnie jak one. Skoro więc Bóg tak wspaniale odziewa polne kwiaty, które dzisiaj są, a jutro będą jedynie sianem wrzucanym do pieca, to czyż z większą troską nie zadba o was? Dlaczego wasze poleganie na Bogu jest tak mizerne?! Porzućcie w końcu zamartwianie się w stylu: „Co będziemy jeść?”, „Co będziemy pić?” albo: „W co się ubierzemy?”. Przecież wasz Ojciec w Niebiosach doskonale wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Nie postępujcie zatem jak poganie, którzy zabiegają o to wszystko! Wy ze wszystkich sił troszczcie się o sprawy Bożego Królestwa i o wzrastanie w Bożej sprawiedliwości, a wszystko, co jest do tego potrzebne, będzie wam dane! Nie zamartwiajcie się na zapas o to, co zdarzy się jutro! Jutro zajmiecie się tym, co będzie jutro. Dziś natomiast rozprawcie się ze złem, które dostrzegacie w sobie dzisiaj!. Nikogo nie potępiajcie, abyście sami również nie zostali potępieni, gdyż normy, według których potępicie innych, zostaną użyte wobec was. Pamiętajcie, iż miara, jaką posłużycie się do orzekania kary, będzie odniesiona również do was. Niestety, wielu z was chętniej zajmuje się drobnymi przywarami braci i sióstr w wierze, a nie zwraca uwagi na to, że sami tkwicie w problemach po uszy. Jak zatem ktoś taki, ignorując własne problemy, ośmiela się mówić bratu lub siostrze w wierze: „Pozwól, że dam ci radę, jak się poprawić!”? Obłudniku, uporządkuj najpierw własne życie, a dopiero gdy to zrobisz, będziesz miał prawo udzielić bratu lub siostrze w wierze jakiejś rady! Nie powierzajcie psom tego, co jest święte, a swych pereł nie kładźcie przed wieprze! Te bowiem nie dość, że swymi racicami wszystko podepczą, to jeszcze – rozwścieczone – obrócą się przeciwko wam, by was rozszarpać! Proście, a będzie wam dane; szukajcie, a znajdziecie; pukajcie, a zostanie wam otworzone! Każdy bowiem, kto prosi – otrzymuje, kto szuka – znajduje, a pukającemu – zostanie otworzone! Czyż jest wśród was taki człowiek, który podałby synowi kamień, gdyby ten prosił go o chleb? A gdyby poprosił go o rybę, czy podałby mu węża? Jeśli zatem wy – choć jesteście zepsuci – potraficie swoim dzieciom dawać dobre dary, to o ileż bardziej wasz Ojciec z Niebios da swym dzieciom to, co dobre, gdy będą Go prosić! I wy podobnie, we wszystkim postępujcie tak, jakbyście chcieli, by ludzie postępowali wobec was. Na tym właśnie zasadza się całe Prawo i to, o czym mówili Prorocy. Wchodźcie przez ciasną bramę, gdyż szerokie i przestronne są drogi i bramy, które prowadzą do zguby! Oczywiście, wielu jest takich, którzy starają się wejść przez nie. Jednak do odwiecznego i nieskończonego Życia wiedzie wąska droga oraz ciasna brama. Wystrzegajcie się zatem fałszywych proroków, którzy będą was zwodzić, głosząc szerokie wejście do Bożego Królestwa! Tacy, gdy się pojawią, będą udawać moje owce, lecz w środku są drapieżnymi wilkami! Jednak z łatwością ich rozpoznacie, gdy tylko przyjrzycie się owocom ich postępowania. Nie zbiera się bowiem winogron z cierni ani fig z ostów. Każde drzewo rodzi owoc stosowny dla siebie: dobre – rodzi dobry owoc, a zepsute i skażone rodzi skażony owoc. Szlachetne drzewo nie rodzi złego owocu, a to zepsute nie rodzi dobrego. Wiedzcie jednak, że każde drzewo, które nie przynosi dobrego owocu, zostanie wycięte i wrzucone do ognia. Pamiętajcie zatem: po owocu poznacie ich!. Nie każdy bowiem, kto twierdzi, że jestem jego PANEM, wejdzie do Królestwa Niebios. Tam znajdzie się tylko ten, kto faktycznie pełni wolę Ojca, który jest w Niebiosach. W Dniu Sądu wielu będzie powoływać się na posługę, którą pełnili, mówiąc: „PANIE!... O PANIE! Czyż nie prorokowaliśmy, powołując się na Twoje namaszczenie i moc od Ciebie?! Czyż nie wyrzucaliśmy demonów, powołując się na Ciebie, i nie czyniliśmy wielu cudów, wypowiadając Twoje imię?”. Ja jednak oświadczę im wówczas: „Robiliście to, jednak ja nie miałem z tym nic wspólnego! Nigdy nie byłem z wami w bliskiej relacji!. Odejdźcie precz ode mnie wszyscy, którzy powoływaliście się na mnie, nie mając ku temu żadnego prawa!” W Dniu Sądu przyznam się tylko do tych, którzy byli posłuszni mojemu Słowu. Każdy bowiem, kto czyni to, co ja mówię, jest prawdziwie mądry. Taka osoba przypomina roztropnego człowieka, który, budując dom, wykopał głęboki fundament sięgający skały. Kiedy nadeszły wichry i ulewa, a rwące potoki uderzyły w jego dom – ten się nie zawalił, gdyż jego fundament był mocno oparty na skale. Każdy zaś, kto przysłuchuje się mojemu Słowu, lecz nie stosuje go w życiu, podobny jest do głupca, który swój dom zbudował na piasku. Gdy zerwały się wichry, przyszła ulewa i rwące potoki uderzyły w jego dom – ten się zawalił, a jego upadek był wielki. Gdy Jezus skończył nauczać uczniów, wielu z nich wprost nie mogło nadziwić się Jego Słowu, gdyż mówił bardzo autorytatywnie, a nie jak uczeni w Piśmie. Gdy Jezus zszedł ze wzgórza, tłumy znów ruszyły za Nim. Innym razem, gdy Jezus przebywał na osobności, podszedł do Niego trędowaty, który, kłaniając się, poprosił: — PANIE, czy nie zechciałbyś mnie oczyścić? Jezus zaś wyciągnął rękę, dotknął go i powiedział: — Owszem, chcę, bądź oczyszczony! I natychmiast został oczyszczony z trądu. Następnie Jezus przykazał mu: — Pamiętaj, abyś nikomu nic o tym nie mówił, lecz pójdź natychmiast pokazać się kapłanom i złóż ofiarę za swe oczyszczenie zgodnie z tym, co nakazał Mojżesz. Niech twoje oczyszczenie będzie świadectwem dla nich. Kiedy Jezus wrócił do Kafarnaum, zjawił się u Niego jakiś centurion, który powiedział: — PANIE, mój sługa leży w domu całkowicie sparaliżowany i bardzo cierpi. Jezus zaś tak odparł: — Jeśli chcesz, przyjdę go uzdrowić. Wtedy centurion tak odrzekł: — PANIE, nie jestem wart tego, abyś fatygował się pod mój dach. Wystarczy jedno Twoje Słowo, a sługa mój zostanie uzdrowiony! Wiem, jak to jest z mocą władzy. Ja bowiem również z niej korzystam. Kiedy podległym mi ludziom daję rozkaz do wymarszu, żołnierze ruszają; kiedy nakazuję zwrot – oni zawracają; a jeśli polecam coś memu niewolnikowi, on również musi to wykonać! Słowa te wywarły wrażenie na Jezusie. Dlatego powiedział do towarzyszących Mu osób: — Oświadczam wam, że tak wielkiej wiary nie znalazłem dotąd u nikogo w Izraelu. Wiedzcie jednak, że ze wschodu i z zachodu wielu podobnych do niego ludzi przybędzie, aby razem z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem zasiąść do uczty w Królestwie Niebios. Tymczasem wielu z was, którzy sami siebie uważacie za dziedziców Królestwa, zostanie wyrzuconych poza jego granice, w głęboką ciemność, gdzie panuje rozpacz – szloch i zgrzytanie zębami! Następnie Jezus rzekł do centuriona: — Idź już, a ponieważ okazałeś mi zaufanie, stanie się to, o co prosiłeś! Gdy Jezus wrócił do domu Piotra, zastał jego teściową leżącą w gorączce. Dotknął jej ręki, a gorączka natychmiast ją opuściła. Wtedy ona wstała i usługiwała Mu. Z nastaniem wieczoru zaczęli przyprowadzać do Niego wielu opętanych. On zaś Słowem wyganiał złe duchy, a tych, którzy się źle mieli – uzdrawiał. Czynił to, by uwiarygodnić to, co prorok Izajasz mówił o Jego późniejszej śmierci na krzyżu: On wziął na siebie nasze słabości, sam poniósł wszystkie nasze boleści. Tymczasem Jezus, rozpoznając myśli tłumu gromadzącego się wokół Niego, polecił uczniom, by zabrali Go na drugi brzeg jeziora. Tam spotkał uczonego w Piśmie, który, uważając się za Jego ucznia, powiedział: — Nauczycielu, pozwól, że będę Ci towarzyszył wszędzie, gdzie tylko pójdziesz lub się zatrzymasz. Na to Jezus rzekł: — Przyjacielu, czy przemyślałeś koszt takiej decyzji? Lisy bowiem mają swe nory, a ptaki swoje gniazda, lecz ja, będąc człowiekiem, nie mam na Ziemi własnego miejsca. Z kolei inny z Jego uczniów, odpowiadając na wezwanie do pójścia za Nim, tak rzekł: — PANIE, daj mi czas do chwili, aż ojciec mój zestarzeje się i umrze, a wówczas chętnie pójdę za Tobą. Lecz Jezus tak mu odparł: — Na nic się nie oglądaj! Troski o światowe sprawy zostaw tym, którzy są duchowo martwi! Ty zaś ruszaj ze mną, aby Dobra Wiadomość o Bożym Królestwie została ogłoszona wszystkim! Potem Jezus, razem ze swymi najbliższymi uczniami, wsiadł do łodzi. Gdy byli na środku jeziora, powstała gwałtowna nawałnica, a potężne fale zaczęły zalewać łódź. On jednak nadal spał. W końcu uczniowie ośmielili się Go obudzić słowami: — PANIE, ratuj, bo giniemy! On zaś tak im odpowiedział: — Dlaczego jesteście tacy bojaźliwi? Czemu nie odpoczniecie w zaufaniu do mnie? Następnie powstał i skarcił wichry oraz jezioro. W jednej chwili nastała wielka cisza. A uczniowie, wstrząśnięci, pytali jeden drugiego: — Kim On jest, że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?. Kiedy w końcu dotarli na drugi brzeg, do krainy Gergezeńczyków, drogę zastąpili Mu dwaj opętani, którzy mieszkali w pobliskim grobowcu. Byli tak niebezpieczni, że nikt nawet nie próbował korzystać z drogi przebiegającej w pobliżu ich schronienia. Ludzie ci zaczęli wykrzykiwać: — O co Ci chodzi, Synu Boga?! Po co tu przybyłeś? Czy chcesz nas dręczyć przed czasem?! A ponieważ w sąsiedztwie pasło się wielkie stado świń, demony zaczęły błagać Jezusa: — Skoro przyszedłeś nas stąd wyrzucić, pozwól chociaż, byśmy mogły wejść w tę gromadę świń! Wtedy Jezus odpowiedział: — Idźcie precz! Wówczas demony opuściły ludzi i weszły w stado świń. Te zaś od razu ruszyły w kierunku stromego urwiska i rzuciły się w jezioro, przepadając w jego odmętach. Przerażeni pasterze uciekli natychmiast, a po przybyciu do miasta powiadomili jego mieszkańców o wszystkim, co się wydarzyło, także o tym, jak opętani zostali uwolnieni od złych duchów. W rezultacie wszyscy mieszkańcy tego miasta wyszli Jezusowi na spotkanie i prosili, by oddalił się od nich. Jezus wrócił więc łodzią do swego miasta znajdującego się na drugim brzegu jeziora. Zaraz potem przyniesiono do Niego na noszach sparaliżowanego człowieka. Jezus zaś, widząc ich ufną determinację, powiedział do sparaliżowanego: — Bądź dobrej myśli, synu. Twoje grzechy zostają ci odpuszczone! Wtedy w umysłach obecnych tam uczonych w Piśmie zakwitła myśl: „Przecież On bluźni!”. Jezus zaś, rozpoznając to, rzekł: — Dlaczego pozwalacie, by złe myśli nurtowały wasze serca? Rozważcie tylko, co jest łatwiejsze do wykonania: powiedzieć sparaliżowanemu, że został uwolniony od swoich grzechów, czy sprawić, by wstał, wziął swoje nosze i zaczął chodzić? Lecz abyście pojęli, że człowiek podczas swego życia na Ziemi ma możność odpuszczania grzechów, patrzcie... I zwracając się do sparaliżowanego, rzekł: — Wstań, podnieś swe nosze i idź do domu! Ten wstał i odszedł do domu. Gdy tłumy to ujrzały, wielka bojaźń przepełniła ich serca i zaczęli wielbić Boga, że takiej mocy udzielił ludziom. Gdy Jezus wyszedł z domu, ujrzał pewnego człowieka imieniem Mateusz, który pracował w punkcie poboru podatków. Podszedł do niego i powiedział: — Przyłącz się do mnie! Ten zaś natychmiast wstał i zaczął Mu towarzyszyć. Kiedy zatrzymali się w domu Mateusza, przyłączyli się do nich kolejni poborcy podatkowi oraz inni ludzie, zwani powszechnie grzesznikami. Razem spoczęli przy stole z Jezusem oraz Jego uczniami. Gdy faryzeusze zobaczyli, że Jezus je z grzesznikami i poborcami podatkowymi, przystąpili do Jego uczniów z pytaniem: — Dlaczego wasz nauczyciel siada do stołu z poborcami oraz innymi grzesznikami? Jezus, słysząc to, sam im odpowiedział: — Lekarza potrzebują ci, którzy się źle mają, a nie zdrowi. Powinniście rozumieć, co znaczy: mam upodobanie w czynach miłosierdzia, a nie w ofiarach składanych na ołtarzach. Ja przyszedłem po to, by wzywać grzeszników, a nie tych, którzy sami siebie uważają za sprawiedliwych. Pewnego dnia uczniowie Jana przyszli do Jezusa i zapytali: — Dlaczego Twoi uczniowie nie zachowują tradycyjnych postów, których my i faryzeusze tak pilnie przestrzegamy? Jezus zaś tak im odpowiedział: — A czy drużbowie oblubieńca zdążający wraz z nim na wesele powinni być pogrążeni w rozpaczy? Przecież byłby to nonsens. Dopiero gdy on zostanie im odebrany, będą pościć i rozpaczać, że nie ma go już między nimi. Posty, o jakich mówicie, przypominałyby raczej reperowanie dziury w starym, spranym płaszczu za pomocą kawałka nowego, niezdekatyzowanego płótna, a tego przecież nikt nie robi. Gdyby ktoś tak uczynił, to owa łata ściągnęłaby stary, sprany materiał i doprowadziła do jeszcze większego rozdarcia. Również dlatego nie wlewa się młodego wina do starych bukłaków. Gdyby tak uczyniono, to ono rozsadziłoby je, a wtedy nie tylko wino by się zmarnowało, ale i bukłaki zostałyby stracone. Młode wino należy wlewać do nowych bukłaków. W chwili gdy kończył to mówić, pojawił się przy nich przełożony pobliskiej synagogi. Człowiek ten rzucił się Jezusowi do stóp i błagał: — Moja córka przed chwilą zmarła! Przyjdź, proszę, i połóż na nią swą rękę, a żyć będzie! Jezus natychmiast wstał i razem z uczniami ruszył za nim. Wtedy właśnie jakaś kobieta, która od dwunastu lat cierpiała na nieustanne krwawe wysięki, podeszła do Jezusa od tyłu i dotknęła skraju Jego płaszcza. Była bowiem przekonana, że jeśli zdoła choćby dotknąć Jego ubrania, zostanie uzdrowiona. W tym momencie Jezus odwrócił się, spojrzał na nią i rzekł: — Córko! Bądź dobrej myśli! Twoja ufność sprawiła, że zostałaś uleczona! I poszła dalej uzdrowiona. Zaraz potem Jezus wszedł do domu przełożonego synagogi. Tam zastał żałobników grających na fletach i tłum lamentujących kobiet. Powiedział więc do nich: — Wyjdźcie stąd, bo dziewczynka nie umarła, a jedynie zasnęła! Lecz oni zaczęli Go wyśmiewać. Kiedy w końcu usunięto żałobników z domu, Jezus wszedł do środka, ujął dziewczynkę za dłoń, a ona wstała. Wieść o tym szybko rozeszła się po całej okolicy. Gdy Jezus ruszył dalej, do tłumu podążającego za Nim przyłączyli się dwaj niewidomi, głośno wołając: — Zlituj się nad nami, Synu Dawida! A kiedy Jezus zatrzymał się w jakimś domu, zdołali się w końcu do Niego przedostać. On zaś ich spytał: — Ufacie, że mam moc dokonania tego, o co prosicie? Oni Mu odpowiedzieli: — O, tak, PANIE! Wówczas dotknął ich oczu, mówiąc: — W takim razie niech się to stanie według waszej wiary! Ich oczy natychmiast się otworzyły, a Jezus od razu im przykazał: — Korzystajcie ze swych oczu, jednak nie przechwalajcie się tym przed innymi! Lecz oni, gdy tylko odeszli, natychmiast zaczęli rozpowiadać po całej okolicy o swym uzdrowieniu. Innym razem przyprowadzono do Niego człowieka, który wskutek opętania stał się głuchoniemy. Gdy Jezus wyrzucił z niego demona, niemy odzyskał zdolność mówienia. A tłumy ze zdziwieniem przekazywały sobie: — Nigdy wcześniej czegoś takiego nie widziano w Izraelu! Lecz faryzeusze twierdzili: — On wygania demony mocą ich przywódcy! Jezus tymczasem obchodził miasta i wioski, nauczając w lokalnych synagogach. Wszędzie głosił Dobrą Wiadomość o Królestwie Niebios, jednocześnie uzdrawiając ludzi z każdej choroby i słabości. Patrząc na nich, wzruszał się, gdyż wszędzie widział tłumy ludzi, którzy byli utrudzeni i porzuceni jak owce bez pasterza. Zwykł wówczas mawiać do swych uczniów: — Wielkie jest żniwo do zebrania, lecz mało żniwiarzy. Proście zatem PANA, by na swe żniwa wysłał więcej pracowników. Niedługo potem Jezus przywołał dwunastu najbliższych sobie uczniów i obdarzył ich mocą wyrzucania duchów nieczystych oraz uzdrawiania ludzi z każdej choroby i niemocy. Uczynił to, by mogli uwiarygadniać misję, z którą zamierzał ich wysłać. A byli to: jako pierwszy – Szymon zwany Piotrem, potem jego brat Andrzej. Następnie: Jakub, syn Zebedeusza, i jego brat Jan. Dalej: Filip i Bartłomiej, Tomasz i Mateusz – poborca podatkowy, Jakub – syn Alfeusza, i Tadeusz, Szymon Kananejczyk oraz Judasz Iskariota, który Go zdradził. Tych dwunastu rozesłał Jezus, jednocześnie im nakazując: — Nie wstępujcie do tych, którzy nie są Żydami, ani do miast samarytańskich. Skoncentrujcie się wyłącznie na Izraelitach, którzy się zagubili. Do nich idźcie i głoście im: „Już bliskie jest Królestwo Niebios!”. Chorych uzdrawiajcie, martwych wskrzeszajcie doŻycia, trędowatych oczyszczajcie, demony wyganiajcie! Co darmo otrzymaliście, darmo dawajcie! Nie bierzcie ze sobą pieniędzy! Nawet torby na drogę nie bierzcie ani nic na zapas – żadnego ubrania, zapasowych sandałów i jakiegokolwiek narzędzia pracy, gdyż wart jest robotnik swojego wyżywienia! A gdy będziecie wchodzić do jakiegoś miasta lub wsi, dowiedzcie się, kto jest tam uważany za godnego i u takich ludzi zamieszkajcie na cały czas swego pobytu. Wchodząc do nich, pozdrówcie ich słowami: „Pokój wam!”. I jeśli rzeczywiście będą to ludzie godni, mój pokój zapanuje między wami; jeśli zaś mój pokój nie zakróluje między wami, to znaczy, że nie są to ludzie godni. Gdyby zaś wskazana osoba nie przyjęła was lub mieszkańcy danej miejscowości nie chcieli wysłuchać waszego nauczania, to wychodząc od nich, oznajmijcie im: „Nie chcemy mieć z wami nic wspólnego”. Ja zaś uroczyście was zapewniam, że w dniu nadchodzącego Sądu lżej będzie Sodomie i Gomorze niż takiej miejscowości. Zrozumcie, że wysyłam was niczym owce między wilki. Dlatego we wszystkim, co czynicie, postępujcie rozważnie, wybierając drogę tak starannie, jak czynią to węże, jednocześnie zachowując czystość i wierność – jak synogarlice! Bądźcie jednak pewni, że i tak będą was ciągać po sądach i publicznie piętnować! Z mojego powodu zawloką was przed królów i namiestników!. To jednak będzie dla was znakomitą okazją do świadczenia o mnie zarówno wobec Żydów, jak i innych narodów! A kiedy będziecie oskarżani, nie zamartwiajcie się, co i jak mówić, gdyż w stosownym momencie zostaną dane wam właściwe słowa. Nie wy zatem będziecie mówić, lecz Duch Ojca waszego z Niebios będzie przez was przemawiał! Będzie to czas, kiedy brat wyda brata na śmierć, a ojciec dziecko. Dzieci powstaną przeciw rodzicom i śmierć na nich sprowadzą. Z mojego powodu będziecie znienawidzeni przez wszystkich. Kto jednak wytrwa do końca, będzie uratowany! Jeśli w jakimś mieście będą was prześladować, uciekajcie do drugiego! Nie marnujcie czasu, gdyż nie zdołacie obejść wszystkich miast Izraela, nim nad tym narodem dokona się sąd, który nadejdzie szybko, co uroczyście zapowiadam wam jako Syn człowieczy. I to też zrozumcie, że żaden prawdziwy uczeń nie pragnie zająć pozycji wyższej od swego nauczyciela. I żaden prawdziwie oddany niewolnik nie zabiega o traktowanie lepsze niż to, które spotyka jego pana. Prawdziwemu uczniowi starcza, że idzie śladami swego nauczyciela, a oddanemu niewolnikowi, że jest traktowany jak jego pan. Jeśli więc mnie, PANA Królestwa, oszczerczo zwą Belzebubem, to bądźcie pewni, że tak samo będą mówić o was wszystkich, którzy jesteście mi poddani. Jeszcze raz powtarzam: nie bójcie się swych oskarżycieli, ponieważ żadne z ich skrytych knowań nie pozostanie zasłonięte ani żadne z ich matactw nie pozostanie nieujawnione! Wy postępujcie inaczej. To, czego was uczyłem pod osłoną nocy, rozgłaszajcie w blasku dnia, a co mówiłem prywatnie, głoście publicznie z całą otwartością, niczym heroldowie nawołujący z dachów i tarasów! Nie lękajcie się tych, którzy mogą zabić jedynie wasze ciało, lecz duszy tknąć nie mogą! Natomiast z najwyższą bojaźnią odnoście się do Tego, który zarówno duszę, jak i ciało może skazać na wieczne potępienie! Pamiętajcie jednak, że On prawdziwie troszczy się o was! Jeśli macie z tym problem, to spójrzcie na wróble. Wydają się nie mieć szczególnej wartości, ponieważ za jeden grosz można kupić nawet dwa takie ptaszki. A przecież żaden z nich nie spada na ziemię bez wiedzy i zgody waszego Niebiańskiego Ojca. Tak samo jest i z wami. Ten, który jest waszym Bogiem, zna was doskonale. On wie nawet, ile włosów każdy z was ma na głowie! Nie obawiajcie się więc, że Bóg pozostawi was samych! Dla Niego jesteście więcej warci niż stada wróbli, o które On przecież troszczy się tak bardzo! Do każdej osoby, która przyzna się do mnie przed ludźmi, ja również przyznam się przed Ojcem w Niebiosach. Każdego zaś, kto wyparł się mnie przed ludźmi i ja się wyprę przed Ojcem w Niebiosach. Nie myślcie sobie, że przyszedłem na Ziemię, by dać jej taki pokój, o jakim mówi świat. Myśląc kategoriami świata, przyniosłem tu raczej miecz niż pokój, gdyż moje Słowo dokona podziałów w wielu rodzinach. Ono odetnie syna od ojca, córkę od matki, a synową od jej teściowej. To właśnie zapowiadało Pismo: wrogiem człowieka stanie się nawet jego rodzina. Tak więc kto kocha swego ojca lub matkę bardziej niż mnie, nie przystaje do mnie. Także ten, kto kocha swego syna lub córkę bardziej niż mnie, nie pasuje do mnie. Każdy bowiem, kto chce iść ze mną, lecz nie ma gotowości, by w pokorze znosić hańbę i obciążenia, jakie będą temu towarzyszyć, nie pasuje do mnie. Co więcej: każdy, kto troszczy się i zabiega o to, czego w tym życiu w naturalny sposób pożąda jego dusza, zatraci ją na wieki; lecz kto – ze względu na mnie – zrezygnuje z zabiegania o to wszystko, odnajdzie we mnie Życie na wieki. Każdy kto przyjmie was do siebie z uwagi na to, że jesteście moimi uczniami, w rzeczywistości przyjmie mnie. Kto zaś przyjmuje mnie, ten w rzeczy samej przyjmuje Tego, który mnie posłał. Kto gości proroka, z uwagi na to, że jest prorokiem, sam również zostanie potraktowany jak ten prorok. Sprawiedliwe jest bowiem, że udzielający gościny będzie potraktowany zgodnie z motywami swojego działania. Dlatego uroczyście wam oświadczam, że każdy, kto świadomie – z mojego powodu – uczyni wobec drugiej osoby choćby najmniejszy gest, jakim jest na przykład podanie kubka zimnej wody, nie straci swej zapłaty! Kiedy Jezus zakończył udzielanie wskazówek swym Dwunastu uczniom, udał się w drogę, by dalej w okolicznych miastach nauczać i głosić Dobrą Wiadomość o Królestwie Bożym. Tymczasem przebywający w więzieniu Jan Chrzciciel, słysząc o czynach Chrystusa, posłał do Niego swoich uczniów z pytaniem: „Czy jesteś Tym, który miał przyjść, czy raczej powinniśmy oczekiwać kogoś innego?”. Jezus w odpowiedzi tak im rzekł: — Idźcie i powiadomcie Jana o tym, co tu widzicie i słyszycie. Niewidomi odzyskują wzrok, a chromi chodzą! Trędowaci są oczyszczani, a głusi znów słyszą! Umarli są wskrzeszani do Życia, a wszystkim, którzy zrozumieli bezmiar swej duchowej nędzy, głoszona jest Dobra Wiadomość o Bożym Królestwie. Szczęśliwy i błogosławiony jest ten, kto nie odpadnie, lecz – bez względu na wszystko – wytrwa w zaufaniu do mnie! Gdy uczniowie Jana odeszli, Jezus – nawiązując do jego posługi – przemówił do tłumów następującymi słowami: — Gdy chodziliście na pustkowie, co chcieliście tam zobaczyć? Przecież chyba nie trzcinę kołyszącą się na wietrze! Po co więc tam chodziliście?! Czy aby oglądać jakiegoś modnisia w eleganckich szatach? Tego rodzaju ubrania noszą jednak tylko ludzie mieszkający w królewskich pałacach, a nie na odludziu! Kogo więc chodziliście tam oglądać?! Proroka? – O tak! A ja wam mówię, że nawet więcej niż proroka, gdyż to o nim wspomina Pismo słowami: Oto Ja wysyłam swojego posłańca, aby drogę mi przygotował!. Posłuchajcie zatem uważnie: ze wszystkich ludzi narodzonych z kobiety nie było dotąd nikogo większego i ważniejszego niż Jan Chrzciciel. Jednak w Królestwie Niebiańskim każdy, nawet najmniej ważny, jest większy od niego, ponieważ Królestwo Niebiańskie – zarówno teraz, jak i w czasach służby Jana Chrzciciela – udostępniane jest tylko desperatom, to znaczy tym, którzy są skrajnie zdeterminowani, by dostać się do niego. Tylko tacy do niego wchodzą! Całe Prawo i wszyscy Prorocy aż do Jana o tym prorokowali! On zresztą jest tym, o którym było powiedziane, że przyjdzie w takim samym duchu, co Eliasz. Kto może, niech stara się zrozumieć duchowe przesłanie tego, co mówię! Do kogo zaś można porównać ludzi, którzy, podobnie jak większość faryzeuszy i uczonych w Piśmie, nie narodzili się z Ducha? Podobni są do zgrai przekornych wyrostków, którzy siedząc na rynku, do niczego się nie garną i ciągle spierają się o coś między sobą. Gdy ktoś radośnie zagra na flecie i proponuje im zabawę, oni mówią: „Ty... wesołek! Daj sobie spokój, nie będziemy tańczyć!”. Kiedy ktoś inny wzywa ich do opamiętania się, oni kwitują to słowami: „Przestań nam tu lamentować. Nie mamy z czego pokutować!”. W taki właśnie sposób zachowują się faryzeusze i uczeni w Piśmie. Gdy przyszedł Jan, który nie jadł ani nie pił, oni natychmiast stwierdzili, że ma demona. A kiedy przyszedłem ja, Syn człowieczy, i chętnie z ludźmi jem i piję, oni znów się wymądrzają, mówiąc: „Ależ z niego żarłok i pijak, a do tego jeszcze przyjaciel poborców i grzeszników!”. Jednak opinie takich prześmiewców nie mają żadnego znaczenia, gdyż nie mają w sobie Bożej mądrości. Ta mądrość objawia się w inny sposób. Poznaje się ją nie po tym, co ktoś mówi, ale po owocu, jaki wydaje w życiu ludzi, którzy są jej prawdziwymi dziećmi! I zaraz po tym Jezus ze smutkiem zganił miasta, w których dokonał najwięcej cudów, a mimo to ich mieszkańcy nie opamiętali się. Powiedział wówczas: — Straszliwa kara czeka ciebie, Korozain, i ciebie, Betsaido! Gdyby bowiem w Tyrze i Sydonie dokonały się takie cuda, które miały miejsce u was, już dawno ich mieszkańcy pokutowaliby w worach, posypując się popiołem. Dlatego w dniu Sądu ludziom z Tyru i Sydonu lżej będzie niż wam! Ty zaś, Kafarnaum, które wynosisz się tak bardzo, jakbyś chciało sięgnąć Niebios, runiesz na samo dno Otchłani! Tam, z powodu swej pychy, zostaniesz poniżone! Gdyby bowiem w Sodomie dokonały się takie cuda, jakie miały miejsce u ciebie, to przetrwałaby do dnia dzisiejszego! Dlatego w dniu Sądu Sodomie będzie lżej niż tobie! Nagle Jezus przerwał i, zanim kolejny raz przemówił do ludu, tak się modlił: — Abba, Kochany Ojcze, wysławiam Ciebie, PANA Niebios i Ziemi. Zadziwiające jest to, że ludzie uważani za mądrych i uczonych postrzegają Twoje sprawy jako skomplikowane, a maluczcy, którzy z dziecięcą ufnością lgną do Ciebie, widzą je jako proste i jasne. O tak, Ojcze, jesteś niezwykle życzliwy w swoim działaniu! Potem, ponownie zwracając się do tłumu, powiedział: — Ojciec złożył wszystko w moich rękach! Kto tego nie zrozumie, nigdy nie będzie ze mną w bliskiej relacji. Taki bowiem jest plan Ojca. Nikt również nie będzie miał relacji z Ojcem, jeśli nie ujrzy Go we mnie, gdyż On odsłania się tylko w Synu. Dlatego wszyscy, którzy jesteście utrudzeni lub czujecie się przeciążeni, przychodźcie do mnie, a ja dam wam odpocznienie! Wprzęgnijcie się w jarzmo, które ja dźwigam, a idąc krok w krok ze mną, poznacie, jak jestem łagodny i sercem pokorny! Dopiero wtedy znajdziecie prawdziwe wytchnienie dla waszych dusz. Tylko wprzęgając się w moje jarzmo, odczujecie prawdziwą ulgę, a wasz ciężar stanie się lżejszy! Kiedyś Jezus szedł wzdłuż obsianych pól, a właśnie był szabat. Uczniowie, którzy za Nim podążali, byli głodni, zrywali więc kłosy zbóż i posilali się nimi. Faryzeusze, którzy śledzili Jezusa, natychmiast podeszli do Niego, mówiąc: — Twoi uczniowie czynią w szabat to, czego nie wolno!. On zaś tak im odparł: — Czyżbyście nigdy nie czytali, co zrobił Dawid wraz z innymi, gdy był głodny? Wszedł do Bożego przybytku i spożył chleby pokładne, które były zarezerwowane tylko dla kapłanów. Ani jemu, ani jego towarzyszom, nie wolno było ich jeść. Czyżbyście również nie czytali w Prawie, że kapłani pełniący w świątyni służbę w szabat, chociaż naruszają przykazanie dotyczące szabatowego odpoczynku, są bez winy? A przecież człowiek jest ważniejszy od świątyni. Gdybyście w końcu zechcieli to zrozumieć, pojęlibyście, co znaczy, że mam upodobanie w czynach miłosierdzia, a nie w ofiarach, i przestalibyście osądzać niewinnych. Szabat bowiem ma służyć człowiekowi, a nie na odwrót. Idąc dalej, Jezus wstąpił do lokalnej synagogi. A był tam mężczyzna z całkowicie sztywną ręką. Wtedy faryzeusze, by zyskać jakiś konkretny dowód do oskarżenia Jezusa, zapytali Go: — Czy wolno uzdrawiać w szabat? On zaś tak im odpowiedział: — Czy jest wśród was ktoś, kto, mając owcę, nie ratowałby jej, gdyby w szabat wpadła do jakiegoś dołu? Czy nie wyciągnąłby jej i nie zabrał stamtąd? A przecież człowiek ma znacznie większą wartość niż jakakolwiek owca! Jeśli więc chodzi o dobro, powinno się je czynić zawsze – także w szabat. Następnie, zwracając się do niepełnosprawnego człowieka, powiedział: — Wyciągnij rękę! Ten zaś podniósł rękę do przodu i ujrzał, że stała się sprawna jak druga. Faryzeusze wyszli i od razu ustalili, że zabiją Jezusa. Jezus, przejrzawszy ich plany, szybko oddalił się stamtąd. Mimo to wiele osób podążało za Nim. On kolejno uzdrowił ich wszystkich, jednak surowo im przykazał, by nie rozpowiadali o tym. Tak spełniło się proroctwo wypowiedziane przez proroka Izajasza: Oto mój Sługa, którego wybrałem, mój Umiłowany, w którym złożyłem całość moich planów. Duch mój spocznie na Nim, by wszystkim narodom mógł zanieść i wyjaśnić moją sprawiedliwość. Nie będzie się On spierał, krzyczał też nie będzie, nikogo nie będzie błagał na ulicach. Trzciny przygiętej na pewno nie złamie, nie stłumi też knotka tlącego się z ledwością, aż dokona sądu według mojej prawdy i ogłosi narodom moją sprawiedliwość. W Jego imieniu wszystkie narody złożą swą nadzieję. W tym czasie przyprowadzono do Niego opętanego człowieka, który nie widział i nie mówił. Jezus uzdrowił go, tak iż ów kaleka zaczął mówić i widzieć. Cały lud był tym niezwykle poruszony i wielu komentowało: — Czyż nie jest to dowodem, iż ten Jezus jest Synem Dawida? Faryzeusze, słysząc to, zaraz zaczęli głosić: — On nie usuwa demonów inaczej, jak mocą Belzebuba, przywódcy złych duchów. Jezus zaś, rozpoznając przewrotność ich myśli, tak powiedział: — Każde królestwo, w którym dokonuje się rozłam i toczą się walki wewnętrzne, będzie spustoszone. Podobnie dzieje się z każdym miastem czy gospodarstwem, które jest wewnętrznie podzielone. Nie ma ono szansy na przetrwanie! Gdyby więc przyjąć waszą logikę i uznać, że szatan występuje przeciwko samemu sobie, oznaczałoby to, iż jego królestwo jest wewnętrznie podzielone, a jego samego koniec bliski. Gdybym ja – według tego, co mówicie – usuwał demony mocą Belzebuba, to czyją mocą dokonują tego wasi synowie? Sami zobaczycie, iż na Sądzie Ostatecznym oni będą świadczyć przeciwko wam! Jeśli jednak ja usuwam demony mocą Bożego Ducha, to znaczy, że Królestwo Boże już nadeszło!. Jak inaczej bowiem mógłbym wtargnąć na teren tego potężnego wojownika i wyrwać mu to, co do niego należy, jeśli wcześniej bym go nie pokonał i nie związał? Jedynie w taki sposób można zająć jego mienie. Zapamiętajcie więc sobie, że każdy, kto nie idzie w bój ramię w ramię ze mną, jest przeciwko mnie, a kto w czasie żniw nie zbiera ze mną, podobny jest do niszczyciela marnującego mój plon!. W związku z powyższym oświadczam, że wszelki grzech, a nawet bluźnierstwa, jakie ludzie popełniają przeciwko sobie, mogą zostać im odpuszczone, jednak bluźnierstwo urągające Bożemu Duchowi nigdy nie będzie odpuszczone. Wszystko bowiem, co ludzie mówią i czynią przeciwko sobie, może zostać wybaczone; jeśli jednak ktoś uwłacza Duchowi Świętego Boga, to jego postępowanie nie kwalifikuje się do wybaczenia ani w doczesnej, ani przyszłej rzeczywistości. Uważajcie zatem na to, co mówicie i jak postępujecie. Bądźcie jak szlachetne, zdrowe drzewo, które rodzi dobry owoc, a nie jak chore, wewnętrznie gnijące, które daje popsuty owoc. Jak bowiem drzewo poznaje się po jego owocu, tak również człowieka poznaje się po tym, co wychodzi z jego serca i pojawia się na jego ustach. Z tego właśnie powodu wy, przebrzydłe żmijowe pomioty, nie jesteście w stanie powiedzieć nic dobrego! Wasze usta zawsze owocują tym, czym są napełnione wasze serca! Dobry człowiek czerpie dobre rzeczy z głębi skarbnicy swego serca. Zepsuty człowiek wypowiada złe słowa, które czerpie z głębokości swego gnijącego serca! Dlatego ostrzegam was: z każdego słowa, nawet tego najdrobniejszego, które kiedykolwiek wypowiecie na mój temat, zdacie sprawę w Dniu Sądu, ponieważ wszystkie one zostaną wzięte pod uwagę, gdy będzie rozstrzygane, czy otrzymacie status sprawiedliwych, czy zostaniecie skazani na potępienie! Wtedy niektórzy z uczonych w Piśmie i faryzeuszy tak się do Niego odezwali: — Nauczycielu, jeśli to, co mówisz, jest prawdą, potwierdź to jakimś znakiem. Dokonaj cudu! Lecz Jezus tak odpowiedział: — Tylko ludzie zdeprawowani i pozbawieni wiary domagają się cudów. Jednak żaden znak z Niebios – poza znakiem proroka Jonasza – nie będzie takim dany!. Jak bowiem Jonasz przez trzy doby przebywał we wnętrzu morskiego potwora, tak i ja, Syn człowieczy, w ciągu trzech dni będę znajdować się w objęciach Ziemi! Zobaczycie, że ludzie z Niniwy jako świadkowie powstaną na Sądzie Ostatecznym przeciwko wam ku waszemu potępieniu! Oni bowiem opamiętali się, słysząc wołanie Jonasza, wy zaś, mając do czynienia z kimś większym niż Jonasz, ciągle pozostajecie oporni. Także Królowa z Południa, gdy zostanie wezwana na Sąd, będzie świadczyć przeciwko wam, ku waszemu potępieniu. Ona bowiem zadała sobie wiele trudu, by przybyć z odległej krainy i wysłuchać mądrości z ust Salomona, a przecież wy macie do czynienia z kimś większym niż Salomon. Tak już jest, że kiedy duch nieczysty opuszcza człowieka, zaczyna krążyć w pustce, szukając, w kim innym mógłby osiąść. Jeśli jednak nikogo nie znajdzie, mówi do siebie: „Zobaczę, czy da się wrócić do mieszkania, które opuściłem”. I wraca do niego. A jeśli znajdzie je puste – choćby nawet najpiękniej wysprzątane, czyste i przystrojone – wówczas dobiera sobie siedem innych demonów, jeszcze gorszych niż on sam, i razem zamieszkują w tym człowieku, a wtedy jego sytuacja staje się znacznie gorsza od poprzedniej. To właśnie stało się waszym udziałem! Nieco później pojawiła się Jego matka z krewnymi, którzy chcieli rozmówić się z Nim. Ponieważ Jezus przemawiał do tłumów, zatrzymali się na zewnątrz otaczającej Go gromady ludzi. Po chwili ktoś rzekł do Jezusa: — Przyszła Twoja matka z krewnymi. Stoją tam, na zewnątrz, i chcą z Tobą rozmawiać. On zaś tak odparł: — Chcesz wiedzieć, kto prawdziwie jest moją rodziną – bliższą mi niż matka i krewni? I wskazując ręką na uczniów, rzekł: — Oto moja matka i moja rodzina! Każdy, kto pełni wolę mego Ojca z Niebios, jest mi bliski jak matka, brat, siostra, kuzyn czy kuzynka! Pewnego dnia o poranku Jezus wyszedł z domu, w którym pomieszkiwał, i udał się prosto nad jezioro, aby tam nauczać. Szybko zebrał się wokół Niego tłum tak liczny, że musiał przenieść się do łodzi, by wszyscy mogli Go słyszeć. Z łodzi kontynuował nauczanie, a lud stojący na brzegu wsłuchiwał się w Jego słowa. Wszystko, co mówił, przedstawiał w przypowieściach: — Pewien siewca udał się na pole, by dokonać zasiewu. Gdy siał, część ziarna padła na skraj ubitej drogi. Tam szybko pojawiły się ptaki i zaraz je wydziobały. Inna część ziarna padła na grunt skalisty, gdzie warstwa ziemi była płytka. I chociaż szybko zakiełkowało, to jednak, nie znajdując głębszego podłoża, uschło, gdy tylko pojawiło się słońce ze swym żarem. Ziarno bowiem nie miało gdzie zapuścić korzenia. Jeszcze inna część ziarna padła na glebę pokrytą chwastami, które tak bujnie były w niej rozplenione, że skutecznie zdusiły zasiew tam rzucony. Ostatnia część ziarna padła na ziemię dobrą i żyzną. Na niej wydało plon: w jednym miejscu stokrotny, w innym sześćdziesięciokrotny, a w jeszcze innym trzydziestokrotny. Kto może, niech się stara zrozumieć to w duchowy sposób! Później uczniowie zapytali Jezusa: — Dlaczego mówisz do nich w przypowieściach? On zaś tak im odpowiedział: — Wy przyjęliście tajemnicę Królestwa Niebios, którą zostaliście obdarowani, lecz wielu z nich nie. Zawsze bowiem jest tak, iż ten, kto znajduje czas na rozważanie mojego Słowa, otrzyma jego zrozumienie, a ono wydaje w nim obfity owoc. Każdemu zaś, kto nie ma na to czasu, zostanie ono zabrane. Dlatego do osób kręcących się przy mnie mówię w przypowieściach, aby się okazało, kto z nich patrzy tak, by niczego nie zobaczyć, i słucha tak, by niczego nie usłyszeć. Są bowiem ludzie, którzy nie chcą niczego pojmować. Na ich przykładzie sprawdza się proroctwo Izajasza: „Słyszycie moje słowa, lecz nie chcecie ich rozumieć; widzicie moje czyny, lecz nie chcecie ich pojmować!”. O, jakże nieczuły w sercu stał się ten lud! Wręcz zasłaniają sobie oczy i uszy swe zatykają, by niczego nie widzieć i niczego nie słyszeć. Nie mają w sercach pragnienia, by pojąć cokolwiek; nie chcą zwrócić się ku mnie, abym ich ocalił!. Jednakże wy, którzy już dostrzegacie Królestwo i już je słyszycie, jesteście szczęśliwi! Uroczyście was zapewniam, że wielu proroków i mnóstwo ludzi prawych pragnęło być świadkami tego, czego wy obecnie doświadczacie, jednak nie dane było im ani widzieć, ani słyszeć tego, co wy oglądacie i słyszycie, choć bardzo za tym tęsknili. Skoro jednak pytacie o znaczenie przypowieści o siewcy, to posłuchajcie. Ubita gleba przy drodze symbolizuje serca tych ludzi, którzy przysłuchują się mojemu nauczaniu o Królestwie, lecz nie chcą go pojąć. Do nich to przychodzi Zły i z ich wnętrza wybiera wszystko, co zostało w nich posiane. Grunt skalisty przedstawia serca ludzi, którzy, słysząc moje Słowo, przyjmują je z radością, jednak z uwagi na swoją niestałość nie dają mu możliwości zakorzenienia się w nich. Gdy tylko nadchodzą uciski lub prześladowania z powodu mego Słowa, szybko się załamują. Glebą pokrytą chwastami są serca tych, którzy – co prawda – rozumieją posiane w nich Słowo, lecz troski obecnego życia lub ułuda bogactwa zaduszają je w nich tak, iż moje Słowo nie rodzi owocu. Wreszcie ziemią dobrą i żyzną są serca tych ludzi, którzy, słysząc moje Słowo, przyjmują je, a ono rodzi w nich plon. W życiu jednej osoby będzie to plon stokrotny, w życiu innej – sześćdziesięciokrotny, a w życiu jeszcze kogoś innego – trzydziestokrotny. Opowiedział im też inną przypowieść: — Królestwo Niebios jest podobne do gospodarstwa, którego właściciel posiał na swym polu dobre ziarno. Gdy wszyscy spali, zjawił się wróg tego człowieka i dorzucił do zasiewu nasiona chwastów. Zaraz potem uciekł. Po pewnym czasie zasiew zaczął kiełkować i wydał pierwszy plon. Wtedy ujawnił się także chwast. Przyszli więc słudzy do gospodarza i zapytali go: „Panie, czy nie posiałeś na swoim polu dobrego ziarna? Skąd zatem wzięły się te chwasty?”. On zaś odpowiedział: „Mój wróg to uczynił”. Wówczas słudzy spytali: „Czy chcesz, byśmy poszli i je usunęli?”. Lecz on odrzekł im: „Nie! Nie róbcie tego, abyście przypadkiem, usuwając chwasty, nie wyrwali wraz z nimi zdrowych pędów! Pozwólcie jednym i drugim rosnąć aż do żniw. A kiedy nadejdzie ten czas, polecę żniwiarzom, by zbierając plony, oddzielili chwasty od zboża, związali je w snopy i spalili. Zboże natomiast zwiozą do mego spichlerza”. Opowiedział im również taką przypowieść: — Królestwo Niebios jest niczym ziarnko gorczycy, które gospodarz posiał na swym polu. Wprawdzie jest ono najmniejsze ze wszystkich nasion, lecz kiedy roślina z niego wyrasta, przewyższa wszelkie warzywa i staje się jak drzewo, w którego gałęziach ptaki budują swoje gniazda. I jeszcze inną przypowieść im opowiedział: — Królestwo Niebios jest niczym zakwas, który gospodyni włożyła do misy wypełnionej siedmioma kilogramami mąki. Po dodaniu go schowała misę do czasu, aż całość się zakwasi. W taki sposób, stosując przypowieści, Jezus nauczał tłumy. A bez przypowieści niczego im nie mówił. Tak potwierdziło się słowo prorockie, które zapowiadało: (...) w przypowieściach będę do was mówić, by wyjaśnić odwieczne tajemnice PANA. Potem odprawił tłumy i udał się do domu. Tam uczniowie przystąpili do Niego, mówiąc: — Wyjaśnij nam, prosimy, przypowieść o chwaście na polu. Odpowiadając, Jezus rzekł: — Siewcą dobrego ziarna jestem ja – Syn człowieczy, polem zaś jest świat. Dobrym ziarnem są synowie Królestwa Niebios, a chwastem – synowie Złego, których ojciec, diabeł, rozrzucił po całym świecie. Czasem żniw będzie kulminacja obecnych czasów. Żniwiarze to aniołowie. A jak zbiera się chwasty i pali je w ogniu, tak samo będzie podczas kulminacji obecnych czasów. Wówczas to ja, Syn człowieczy, poślę swych aniołów, a oni zabiorą z mego Królestwa wszystkich gorszycieli i zwodzicieli oraz tych, którzy trwali w pełnieniu nieprawości. I wrzucą ich w ogień wieczny, gdzie panuje rozpacz – szloch i zgrzytanie zębami. Ci zaś, którzy otrzymają status sprawiedliwych, będą jaśnieć w Królestwie Ojca niczym słońce. Kto może, niech stara się zrozumieć duchowe przesłanie tego, co mówię! Królestwo Niebios jest niczym skarb, który został ukryty gdzieś w ziemi na polu. Gdy ktoś natknie się na niego, zakopuje go, zaznacza jego położenie tak, by mógł do niego wrócić, i biegnie uradowany, by sprzedać wszystko, co ma, aby nabyć to pole. Królestwo Niebios jest również podobne do kupca poszukującego pięknych pereł. Gdy w końcu znajduje perłę niespotykanej wartości, biegnie sprzedać wszystko i wraca, by ją nabyć. Królestwo Niebios jest niczym sieć, która została rzucona w morze i zagarnia wszelkiego rodzaju ryby. A kiedy już się zapełni, rybacy wyciągają ją na brzeg. Następnie siadają i dzielą to, co złowili. Dobre, czyste ryby troskliwie składają do wiader, a złe i skażone – precz odrzucają. Tak samo będzie w okresie kulminacji obecnych czasów. Wtedy pojawią się aniołowie i oddzielą ludzi o sercach złych i skażonych od tych, którzy otrzymali status sprawiedliwych. Następnie źli i skażeni zostaną wrzuceni w ogień wieczny, gdzie panuje rozpacz – szloch i zgrzytanie zębami. Czy rozumiecie to? A uczniowie na to: — Tak, PANIE, rozumiemy. Wówczas Jezus powiedział: — W takim razie zrozumcie również, że wszystko to od dawna jest zawarte w skarbnicy Bożego Słowa, a każdy uczony w Piśmie stający się uczniem Królestwa Niebios winien być podobny do zarządcy gospodarstwa, który ze swego skarbca wydobywa nie tylko rzeczy nowe, lecz również te dawniejsze. Gdy Jezus zakończył to nauczanie, wyruszył w dalszą drogę. Wkrótce przybył do swego rodzinnego miasta, czyli do Nazaretu, gdzie rozpoczął nauczanie w lokalnej synagodze. Tymczasem mieszkańcy Nazaretu, zdziwieni, pytali samych siebie: — Skąd On ma taką mądrość i moc?! Czy nie jest to syn tutejszego cieśli i czy Jego matka nie ma na imię Maria? Czy Jakub i Józef oraz Szymon i Juda nie są Jego kuzynami? A czy Jego kuzynki. nie mieszkają tu pośród nas? Skąd więc to wszystko wzięło się w Nim?! Takie gadanie sprawiało, iż w ludzkie serca wkradało się zwątpienie co do Jego osoby. Jezus zaś tak to skomentował: — Nigdzie prorok nie jest bardziej lekceważony niż w swej ojczyźnie i we własnym domu. I zdecydował, że nie uczyni tam żadnych cudów z powodu ich niedowiarstwa. W tym czasie słuchy o Jezusie dotarły do tetrarchy Heroda. A ponieważ nie dawały mu spokoju, rzekł do swych dworzan: — Pewnie jest to Jan Chrzciciel, który powstał z martwych i dlatego dokonuje tak wielkich cudów. Herod był tym władcą, który polecił aresztować Jana i związanego trzymać w lochu. Uczynił to z powodu Herodiady, żony swojego brata Filipa. Jan bowiem publicznie piętnował postępowanie Heroda, mówiąc: „Niedopuszczalne jest to, byś ją poślubił”. A chociaż Herod pragnął zabić Jana, to jednak z bojaźni przed ludem, który uważał Jana za proroka, nie odważył się tego uczynić. Jednak pewnego dnia – a było to podczas przyjęcia urodzinowego Heroda – córka Herodiady wobec wielu gości zatańczyła przed królem, czym wprawiła go w znakomity nastrój. Wówczas, klnąc się na wszelkie świętości, obiecał dać jej wszystko, o cokolwiek poprosi. Dziewczyna zaś, namówiona przez matkę, poprosiła o podanie jej na tacy głowy Jana Chrzciciela! Król od razu pożałował danej obietnicy, lecz z uwagi na współbiesiadników polecił, by wysłano do więzienia posłańca z poleceniem ścięcia Jana. Gdy dostarczono dziewczynie tacę z głową Jana, ta zaniosła ją swojej matce. Później uczniowie Jana odebrali z więzienia jego zwłoki, by godnie je pogrzebać. Następnie powiadomili Jezusa o wszystkim, co się wydarzyło. W tej sytuacji Jezus postanowił odpłynąć łodzią w odludne miejsce. Gdy tłumy ludzi pochodzących z wielu miast zwiedziały się o tym, ruszyły za Nim lądem. Kiedy Jezus dopłynął na miejsce i zobaczył, jak wielu z nich zebrało się tam, wzruszył się i uzdrowił wszystkich chorych, jacy między nimi byli. Gdy nastał wieczór, uczniowie podeszli do Jezusa i powiedzieli: — Jesteśmy na pustkowiu, a pora jest już późna. Może byś kazał temu tłumowi rozejść się już, aby ludzie jeszcze przed zmrokiem zdążyli dotrzeć do wsi i kupić sobie coś do jedzenia. Lecz Jezus tak im odparł: — Nie ma potrzeby, by się rozchodzili. Wy ich nakarmcie!. Na co oni, zszokowani, tak zareagowali: — Co?! Przecież mamy tutaj tylko pięć chlebów i dwie ryby! Lecz On, niezrażony, rzekł do nich: — Przynieście je tutaj! I nakazał, by tłumy usiadły na murawie. Potem wziął te pięć chlebów i dwie ryby i, wznosząc wzrok ku Niebiosom, pobłogosławił je. Następnie, łamiąc chleb, podawał go uczniom, a oni roznosili go tłumom. I wszyscy najedli się do syta! A zbywających kawałków chleba zebrali jeszcze dwanaście pełnych koszy. Jedzących zaś było około pięciu tysięcy mężczyzn, a oprócz nich jeszcze kobiety i dzieci. Zaraz potem Jezus przynaglił uczniów, aby – zanim odeśle zgromadzone rzesze ludzi – wsiedli do łodzi i udali się przed Nim na drugi brzeg jeziora. Po odprawieniu tłumów Jezus udał się w góry, aby się modlić. I pozostawał tam w samotności aż do wieczora. Tymczasem łódź z uczniami była już kilka kilometrów od lądu. Fale spychały ją na środek jeziora. Wiatr dął w przeciwną stronę, niż płynęli. Około trzeciej nad ranem Jezus przyszedł do nich, idąc po jeziorze. Uczniowie zaś, widząc postać stąpającą po wodzie, przerazili się, i z bojaźni krzyczeli: — Zjawa! To zjawa! Lecz Jezus natychmiast zawołał do nich: — Nie bójcie się! Nabierzcie odwagi, gdyż to JA JESTEM! Wtedy Piotr tak odparł: — PANIE, jeśli to Ty, rozkaż, bym i ja mógł przyjść do Ciebie po wodzie! Na co Jezus rzekł: — Przyjdź! Piotr wysiadł więc z łodzi i ruszył po wodzie w kierunku Jezusa. Nagle poczuł gwałtowny podmuch wiatru. W tym momencie ogarnął go strach. Pod jego wpływem zaczął tonąć. Krzyknął więc: — PANIE, ratuj! Jezus natychmiast wyciągnął rękę, chwycił go i rzekł: — Dlaczego zwątpiłeś, człowieku małej wiary? Kiedy zaś wsiedli do łodzi, wiatr ucichł natychmiast. Wszyscy znajdujący się w łodzi oddali Mu hołd, mówiąc: — Prawdziwie jesteś Synem Bożym! Kiedy już się przeprawili, wyszli na ląd w rejonie Genezaret. Okoliczni ludzie szybko rozpoznali Jezusa. Rozesłali więc po całej okolicy wiadomość o Jego przybyciu. Wówczas zaczęto do Niego znosić chorych. Ci zaś błagali Jezusa, by mogli dotknąć choćby skraju Jego płaszcza. A wszyscy, którzy to uczynili, byli uzdrawiani. Mniej więcej w tym czasie przybyli do Jezusa faryzeusze i uczeni w Piśmie z Jerozolimy, którzy zaczęli stawiać Mu zarzuty: — Dlaczego Twoi uczniowie nie stosują się do tradycji przekazywanej przez przywódców naszej religii i przed posiłkiem nie dokonują rytualnych obmywań rąk? Jezus zaś odpowiedział im tak: — A wy dlaczego, stosując się do waszej tradycji, przekraczacie Boże przykazania? Bóg przecież powiedział: Szanuj swego ojca i matkę oraz: Kto by złorzeczył swemu ojcu lub matce, ma ponieść śmierć!. Wy tymczasem nauczacie: „Kto powie ojcu lub matce: «To, co miało być wsparciem dla ciebie, przekazałem w darze do skarbca świątynnego» nie musi się już przejmować przykazaniem mówiącym o szacunku dla rodziców”. W ten sposób dla własnej tradycji religijnej odrzucacie Boże Słowo! Obłudnicy, trafnie Izajasz prorokował o was: Ponieważ ten naród kieruje do mnie tylko słowa i czci mnie jedynie swoimi wargami, podczas gdy ich serca są daleko ode mnie, dlatego hołdy, które mi składają, nie mają dla mnie żadnego znaczenia, gdyż są jedynie wyrazem tradycji, jakiej się wyuczyli. A zwracając się do tłumu, powiedział: — Posłuchajcie, co wam powiem, i postarajcie się to dobrze zrozumieć! Nic, co człowiek spożywa, nie czyni go nieczystym. Takim czynią go słowa, które wychodzą z jego ust! Wtedy podeszli do Niego uczniowie i powiedzieli: — Czy wiesz, że faryzeusze obruszyli się na to, co powiedziałeś? On zaś tak odrzekł: — Każda roślina, której nie posiał mój Niebiański Ojciec, zostanie wyrwana z korzeniami. Zostawcie ich, gdyż są ślepymi przewodnikami ślepych. Jeśli zaś jeden ślepiec prowadzi drugiego, to niechybnie obaj runą w dół. Nieco później Piotr poprosił: — Wyjaśnij nam znaczenie tego, co powiedziałeś. A Jezus tak na to zareagował: — Czyżbyście i wy byli równie niepojętni? Czy naprawdę nie jesteście w stanie zrozumieć, że wszystko, co człowiek bierze do ust i spożywa, wchodzi do jego żołądka, a później jest przez niego trawione i wydalane w latrynie? Nieczystym czyni go tylko to, co z jego serca wydobywa się na jego usta. Z ludzkiego serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa i bałwochwalstwa, pornografia i swawola seksualna, złodziejstwo, fałszywe świadectwa, bluźnierstwa. To one sprawiają, iż człowiek staje się nieczysty. Brak rytualnego obmycia rąk przed posiłkiem nie ma tu nic do rzeczy! Po odejściu z rejonu Genezaret, Jezus udał się w okolice Tyru i Sydonu. Tam pojawiła się pewna kobieta pochodzenia kananejskiego, która z pewnej odległości do Niego wołała: — PANIE, Synu Dawida! Zlituj się nade mną! Moja córka jest opętana przez złego ducha i bardzo cierpi z tego powodu. Jezus jednak nie reagował na jej prośby. W końcu uczniowie podeszli do Niego i poprosili: — PANIE, każ jej odejść. Dość już mamy jej zawodzenia. Wtedy On, zwracając się do kobiety, powiedział: — Moja misja teraz obejmuje jedynie zabłąkane owce Izraela. Wówczas ona zbliżyła się. Złożyła Mu pokłon i powiedziała: — PANIE, błagam, pomóż mi! A Jezus dalej: — Nie jest dobrze brać pożywienie przeznaczone dla dzieci i rzucać je szczeniętom. Na co ona: — PANIE, masz rację, lecz przecież i szczenięta korzystają z okruchów, jakie spadają ze stołu gospodarzy. Wówczas Jezus rzekł do niej: — Kobieto! Widzę, że masz w sercu nadzieję i wielką ufność do mnie. Niech więc stanie się to, czego pragniesz! I zaraz jej córka została uwolniona od demona. Po obejściu okolic Tyru i Sydonu Jezus wrócił nad Jezioro Galilejskie. Pewnego dnia zasiadł na wzniesieniu, by nauczać. Schodziły się do Niego wielkie rzesze ludzi, którzy przyprowadzali ze sobą chromych, niewidomych, kalekich, niemych oraz wielu im podobnych. Kładli ich u Jego stóp, a On wszystkich uzdrawiał. Tłumy były zachwycone. Widzieli bowiem, że niemi zaczynają mówić, chorzy stają się zdrowi, chromi chodzą, a niewidomi widzą. Z tego powodu wielbili Boga Izraela. W jakimś momencie Jezus przywołał swoich uczniów i powiedział: — Żal mi tego ludu, który od trzech dni trwa przy mnie bez jedzenia. Nie chciałbym też oddalać ich głodnymi, gdyż wówczas mogliby w drodze opaść z sił. Uczniowie zaś stwierdzili: — Skąd niby, tu na pustkowiu, mielibyśmy wziąć tyle chleba, by nakarmić tak wielki tłum? Wówczas Jezus spytał: — A ile chlebów macie? Oni odpowiedzieli: — Siedem i kilka rybek. Wtedy Jezus kazał ludziom porozsiadać się na ziemi. Następnie wziął te siedem chlebów oraz ryby i, składając Ojcu dziękczynienie, dzielił je i podawał uczniom, a oni przekazywali to dalej zgromadzonym. Wszyscy najedli się do syta, a zbywających kawałków chleba zebrano jeszcze siedem pełnych koszy! Jedzących zaś było około czterech tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. Po odprawieniu tłumów Jezus wsiadł do łodzi i odpłynął w rejon Magadanu. Tam podeszli do Jezusa faryzeusze oraz saduceusze i, wystawiając Go na próbę, prosili, by dokonał jakiegoś cudu – znaku z Niebios. On jednak tak im odrzekł: — Kiedy pod wieczór niebo ciemnieje i nabiera koloru ognia, twierdzicie, że następnego dnia będzie dobra pogoda. Kiedy zaś rano niebo staje się ciemne, nabierając koloru ognia, twierdzicie, że będzie burza. Skoro zatem potraficie przewidywać pogodę po wyglądzie nieba, dlaczego nie potraficie rozpoznawać znaków czasu?. Tylko ludzie zdeprawowani i pozbawieni wiary domagają się cudów. Jednak żaden znak z Niebios – poza znakiem proroka Jonasza – nie będzie takim dany!. I odszedł, pozostawiając ich samym sobie. Tymczasem Jego uczniowie rozmawiali między sobą o tym, że zapomnieli zaopatrzyć się w chleb. Korzystając z okazji, Jezus tak skomentował swą ostatnią rozmowę odbytą z przedstawicielami elit religijnych: — Bądźcie czujni i strzeżcie się kwasu faryzeuszy i saduceuszy! Oni jednak nie zorientowali się, o czym mówi, i pomyśleli: No tak, dostało się nam, bo nie wzięliśmy chleba! Mieli bowiem świadomość, że nie zatroszczyli się o wzięcie odpowiedniej ilości jedzenia. Jezus, rozpoznając ich myśli, powiedział: — Dlaczego ciągle jeszcze jesteście tak małej wiary, iż wciąż myślicie o chlebie? Czy nie zrozumieliście tego, co się wydarzyło? Ile koszy zbywających kawałków pieczywa zebraliście z pięciu bochenków rozdanych pięciu tysiącom mężczyzn? A ile z siedmiu bochenków rozdanych czterem tysiącom? Jak więc jest to możliwe, że nadal nie rozumiecie, iż nie miałem na myśli chleba, mówiąc: „Strzeżcie się kwasu faryzeuszy i saduceuszy”? Wtedy dopiero zrozumieli, że Jezus nie mówił im o zakwasie używanym do wypieku chleba, lecz o fałszywym nauczaniu faryzeuszy i saduceuszy. Pewnego dnia, gdy znajdowali się w okolicach Cezarei Filipowej, Jezus zapytał uczniów: — Co ludzie mówią o mnie jako o Synu człowieczym? Za kogo mnie uważają? A oni Mu powiedzieli: — Jedni uważają Cię za Jana Chrzciciela, inni za Eliasza, a jeszcze inni za Jeremiasza lub jakiegoś innego proroka. Wówczas Jezus spytał: — A wy... co wy myślicie? Kim jestem według was? Na to Szymon zwany Piotrem wyrwał się przed innymi: — Jesteś Mesjaszem, Synem Boga Żywego! Wtedy Jezus rzekł: — Prawdziwie szczęśliwy i błogosławiony jesteś Szymonie, synu Jana, ponieważ do wyznania, które złożyłeś, nie doszedłeś po ludzku, lecz dał ci je z Niebios mój Ojciec. Piotrze, na fundamencie twojego wyznania – niczym na niewzruszonej opoce – zbuduję nową społeczność Bożego Ludu, nad którą strażnicy bram Otchłani władzy mieć nie będą. A ponieważ ty, Piotrze, złożyłeś to wyznanie, ciebie uczynię sługą bramy Królestwa Niebios. Tobie powierzę odpowiedzialność otworzenia jej dla wszystkich ludów Ziemi. Gdybyś jednak jakimś ludom jej nie otworzył, Niebiosa będą dla nich zamknięte. Dla każdego jednak, komu Następnie przykazał uczniom, by jeszcze nikomu nie wspominali, iż to właśnie On jest Mesjaszem. Od tego momentu Jezus zaczął wyjaśniać swoim uczniom, iż konieczne jest, by doświadczył w Jerozolimie wielu cierpień ze strony przywódców ludu, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie, w wyniku których zostanie zabity. Jednocześnie zapowiadał, iż trzeciego dnia zmartwychwstanie. Za którymś razem Piotr odciągnął Jezusa na stronę i zaczął Go upominać: — PANIE, miej litość nad sobą! Przecież coś takiego nie może Tobie się przytrafić! Lecz Jezus, spojrzawszy na Piotra, rzekł tylko: — Idź precz ode mnie, szatanie!. Jesteś dla mnie przeszkodą i pułapką, gdyż kierujesz się ludzkim sposobem myślenia, a nie tym, które pochodzi od Boga!. I dalej kontynuował nauczanie uczniów, mówiąc: — Jeśli ktoś chce iść za mną, niech wyprze się samego siebie, a następnie, podejmując cały wstyd i ciężar pełnienia woli Bożej, pójdzie moimi śladami! Każdy, kto chce się przed tym uchronić, zatraci swą duszę, jednak ten, kto z mojego powodu zrezygnuje z zabezpieczania sobie komfortu tego życia, uratuje swą duszę. Jaką bowiem korzyść przyniesie człowiekowi posiadanie wszystkiego, co oferuje świat, jeśli straci swą duszę? Czy cokolwiek z tego, co zyska od świata, wystarczy mu na zapłacenie okupu za duszę?. Możecie być tego pewni, że kiedy ja, Syn człowieczy, razem z moimi aniołami, powtórnie przybędę tu w chwale Ojca, stosownie udzielę odpłaty każdemu według dzieł, którym służył. I to wam jeszcze powiem, że niektórzy z was tutaj zgromadzonych, nie doświadczą wiecznej Śmierci, lecz ujrzą mnie – Syna człowieczego – przychodzącego w królewskim majestacie. Sześć dni później Jezus, udając się na wysoką górę w odludnym miejscu, zabrał ze sobą Piotra, Jakuba oraz jego brata, Jana. Tam, na ich oczach, doznał przemiany – Jego twarz zajaśniała niczym słońce, a szaty zalśniły niezwykłą bielą. Ujrzeli również Mojżesza i Eliasza rozmawiających z Jezusem. Piotr, swoim zwyczajem, wtrącił się do rozmowy, mówiąc: — PANIE, dobrze się stało, że wziąłeś nas tu ze sobą! Jeśli chcesz, to zaraz postawię tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy to mówił, pojawił się świetlisty obłok, który zasłonił rozmawiających, i z którego rozległ się Głos: — Ten jedynie jest moim Synem umiłowanym, w którym złożyłem całość moich planów. Jemu bądźcie posłuszni! Słysząc to, uczniowie, zdjęci wielką bojaźnią, padli na twarze. Chwilę później Jezus, trącając ich, powiedział: — Wstańcie i nie bójcie się! Kiedy podnieśli wzrok, nie widzieli już nikogo z wyjątkiem samego Jezusa. Gdy schodzili z góry, Jezus zabronił im mówić o tym, co widzieli, do czasu, aż On, Syn człowieczy, zmartwychwstanie. Wtedy zadali Mu pytanie: — PANIE, uczeni w Piśmie twierdzą, że zanim nastąpi zmartwychwstanie, wpierw musi pojawić się wielki prorok podobny do Eliasza. Powiedz nam, kiedy się to stanie? Jezus, odpowiadając, tak im rzekł: — To prawda. Pisma zapowiadają, że będzie posłany prorok, jak Eliasz, by wezwać lud do odnowy myślenia. Ja zaś wam mówię, iż prorok ten już przyszedł, lecz nie został rozpoznany. W końcu zrobili z nim, co chcieli. Tak samo jak on, ja – Syn człowieczy – zostanę umęczony. Wówczas uczniowie zrozumieli, że mówił o Janie Chrzcicielu. Kiedy zeszli z góry, znów zostali otoczeni przez tłumy. W pewnym momencie jakiś człowiek, przecisnąwszy się do Jezusa, padł przed Nim na kolana i zawołał: — PANIE, zlituj się nad moim synem, gdyż zachowuje się jak szalony i bardzo cierpi z tego powodu. Często wpada w ogień oraz w wodę. Przyprowadziłem go do Twoich uczniów, lecz nie byli w stanie go uzdrowić. Jezus tylko westchnął i rzekł: — O, jak bardzo brakuje wam ufności do Boga! Jak długo jeszcze będę musiał tu przebywać i was znosić? Przynieście go tutaj! Zaraz potem Jezus skarcił demona, a ten natychmiast opuścił chłopca, który w jednej chwili został uzdrowiony. Później, na osobności, uczniowie spytali Jezusa: — Dlaczego my nie mogliśmy usunąć tego ducha?. On zaś tak im odpowiedział: — Z powodu niedostatków w waszym zaufaniu do Najwyższego. Zapewniam was, że gdyby wasza ufność do Boga, choćby początkowo mała, rosła jednak tak szybko, jak gorczyca z maleńkiego ziarna, to gdybyście jakiejkolwiek potędze duchowej powiedzieli: „Zabieraj się stąd precz”, ona natychmiast byłaby wam posłuszna, gdyż nie potrafiłaby się wam przeciwstawić! Tego rodzaju duchów nie można bowiem usunąć inaczej niż ufną modlitwą i postem. Zaraz po tej rozmowie wyruszyli do Galilei. W drodze Jezus mówił do uczniów: — Już niedługo ja, Syn człowieczy, zostanę wydany w ręce pewnych ludzi, którzy mnie zabiją. Jednak trzeciego dnia zmartwychwstanę. Uczniowie bardzo się tym zasmucili. Kiedy dotarli do Kafarnaum, do Piotra podeszli poborcy podatku świątynnego i, napierając, spytali: — A co z waszym nauczycielem? Czyżby on uchylał się od zapłaty podatku świątynnego? Piotr odparł natychmiast: — Wcale nie! I zaraz pobiegł do domu. Gdy Jezus tam przybył, uprzedził go, mówiąc: — Szymonie, jak myślisz, od kogo ziemscy władcy pobierają opłaty i podatki: od swoich dzieci czy od obcych? Ten rzekł: — Od obcych. Wówczas Jezus powiedział: — A więc synowie są wolni od tego typu obciążeń! Będąc jednak synami Królestwa, musimy wiedzieć, co czynić, by nie pobudzać innych do postępowania niezgodnego z ich sumieniem. Dlatego idź nad jezioro, zarzuć wędkę i weź pierwszą wyciągniętą rybę. Gdy otworzysz jej pyszczek, znajdziesz tam monetę. Weź ją i daj im – za mnie i za siebie. Słysząc te wyjaśnienia na temat Królestwa, inni uczniowie poprosili Jezusa: — Powiedz nam zatem, od czego zależy czyjeś znaczenie i pozycja w Królestwie Niebios?. On zaś, przywoławszy jakieś dziecko, wskazał na nie i powiedział: — Najpierw zrozumcie coś naprawdę ważnego. Jeśli nie zmienicie swego postępowania i nie staniecie się prostolinijni jak dzieci, to w ogóle nie wejdziecie do tego Królestwa. Jeśli zaś chodzi o znaczenie i pozycję, to większymi w Królestwie Niebios są ci, którzy – jak to dziecko – żyją skromnie i w pokorze, a nie, pełni ambicji, gonią za stanowiskami. Kto z was z mojego powodu przyjąłby postawę uległości wobec brata lub siostry w wierze, choćby nawet były to osoby – jak to dziecko – mało ważne i niepiastujące znaczących pozycji, niech wie, że czyni to wobec mnie. A jeśliby ktoś doprowadził do moralnego lub duchowego upadku jedną z takich osób, to takiemu gorszycielowi byłoby lepiej, gdyby wcześniej przywiązano mu do szyi młyński kamień i utopiono w morskich odmętach. Straszliwa kara bowiem czeka świat za szerzenie zgorszeń! I nie ma żadnej wątpliwości, iż one nadejdą, lecz wszyscy, którzy będą je czynić lub umożliwiać, zostaną ukarani. Dlatego niech każdy z was bada sam siebie. A jeśli stwierdzisz, że któraś z części twojego ciała – choćby ręka czy noga – prowadzi cię do grzechu, pozbądź się jej jak najszybciej! Lepiej jest bowiem wejść do rzeczywistości Bożego odwiecznego Życia, będąc człowiekiem ułomnym lub kaleką, niż, mając wszystkie części ciała, zostać wrzuconym do ognia trawiącego na wieki! Gdyby zaś okazało się, że tym, co wiedzie cię do grzechu, jest twoje oko, wyłup je sobie i odrzuć daleko! Lepiej jest bowiem wejść do Bożego Życia tylko z jednym okiem, niż, mając ich dwoje, zostać wrzuconym do ognia piekielnego. Wystrzegajcie się zatem traktowania innych z pogardą lub patrzenia z wyższością na tych, którzy decydują się żyć w pokorze i uniżeniu jak dzieci. Ich postawa bowiem przypomina aniołów wpatrujących się w oblicze mego Ojca w Niebiosach. Dlatego właśnie przybyłem na ten świat jako człowiek, by uratować wszystkich, którzy się pogubili. Posłuchajcie przypowieści, która lepiej wam to uzmysłowi. Czy człowiek mający sto owiec, gdy zauważy, że jedna z nich się zgubiła, nie zostawi pod opieką pasterzy pozostałych dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie pójdzie szukać tej jednej zbłąkanej? A gdy już ją odnajdzie, cieszy się z niej nawet bardziej niż z tamtych dziewięćdziesięciu dziewięciu, które nigdy się nie zgubiły. Podobnie rzecz ma się z mym Ojcem w Niebiosach. Jego wolą jest to, aby nikt, kto ma choćby najmniejszą wiarę, nie został zdeprawowany i nie poniósł śmierci na wieki. Z tego powodu, jeśli zauważysz, że jakaś osoba wierząca popadła w grzech, zwróć jej uwagę na osobności. Jeśli człowiek ten posłucha cię, przywrócisz go na drogę zbawienia. Jeśli cię nie posłucha, dobierz sobie jedną lub dwie osoby wierzące, by i one przedstawiły mu swój ogląd zaistniałej sytuacji, gdyż każda sprawa związana z grzechem musi zostać rozpatrzona w obecności dwóch lub trzech świadków. Gdyby jednak grzesząca osoba ich także nie posłuchała, przedstaw sprawę całej waszej społeczności. A jeśli nie posłucha napomnienia ze strony całej wspólnoty, niech będzie ci jak poganin lub poborca podatkowy. Niezwykle mocno chcę podkreślić, że jeśli w doczesnym życiu przyciągniecie kogoś do siebie, pozyskacie tę osobę dla Królestwa Niebios. Jeśli z jakiegoś powodu w doczesnym życiu oddalicie kogoś od siebie, to taka osoba zostanie odcięta od Królestwa Niebios. Jeszcze raz to podkreślam, abyście właściwie zrozumieli, co do was mówię – jeśli wasze działania sprawią, że dwoje czy troje wierzących zgodnie będzie się modlić w jakiejkolwiek sprawie, ich prośba dotrze do mego Ojca w Niebiosach, ponieważ gdzie dwie lub trzy osoby trwające we mnie dochodzą do porozumienia, również ja jestem z nimi. Wtedy Piotr podszedł do Jezusa i spytał: — PANIE, a co począć w sytuacji, gdy brat lub siostra w wierze ciągle grzeszy przeciwko mnie? Ile razy powinienem przebaczyć takiej osobie, aby być w porządku? Czy istnieje jakaś granica rozsądku?! Jezus zaś tak mu odpowiedział: — Wcale nie powiedziałem, że przebaczenie ma mieć jakieś granice. Twoja gotowość wybaczania powinna być nieograniczona! Zasady, jakie funkcjonują w Królestwie Niebios, można przyrównać do sposobu działania pewnego króla, który postanowił rozliczyć swoje sługi. Gdy zasiadł do porządkowania swych spraw, sprowadzono przed jego oblicze jednego ze sług, który był mu winien gigantyczną kwotę pieniędzy. A ponieważ nie miał czym spłacić swego zadłużenia, król polecił sprzedać go wraz z żoną i dziećmi oraz całym dobytkiem, by odzyskać cokolwiek. Przerażony sługa padł na twarz przed swym panem, bił mu pokłony i wołał: „Panie, bądź cierpliwy, proszę, a oddam ci wszystko”. Król ulitował się nad tym sługą. Kazał go rozwiązać i odpuścił mu jego zobowiązanie. Po wyjściu od swego pana sługa ten spotkał innego współsługę, który z kolei był jego dłużnikiem. I chociaż dług tego drugiego był niewielki, złapał go i szarpiąc, wołał: „Zwróć natychmiast wszystko, co jesteś mi winien!”. Wtedy jego dłużnik padł przed nim na twarz i błagał: „Okaż mi, proszę, cierpliwość, a zwrócę ci wszystko”. Ten jednak nie zgodził się, lecz pozwał go do sądu i doprowadził do zamknięcia w więzieniu do czasu, aż spłaci dług. Świadkami tego wydarzenia byli inni współsłudzy tego samego króla. Bardzo zasmuceni przedstawili swemu panu to wydarzenie. Wówczas król wezwał wcześniej ułaskawionego sługę i powiedział: „O ty niegodziwy sługo! Kiedy mnie błagałeś, uwolniłem cię od długu, jaki miałeś wobec mnie. Czyż i ty nie powinieneś okazać litości swojemu współsłudze, jak ja okazałem ją tobie?”. I uniesiony gniewem wydał król tego sługę na katusze do czasu, aż spłaci cały swój dług. Tak samo mój Niebiański Ojciec postąpi z każdym z was, jeśli z serca nie odpuścicie swemu bratu lub siostrze w wierze win lub długów, jakie oni mieliby wobec was. Gdy Jezus zakończył swoją służbę w Galilei, opuścił jej obszar i przeniósł się z nauczaniem na tereny Judei oraz Perei leżącej po drugiej stronie Jordanu. Także i tutaj wielkie tłumy zaczęły Mu towarzyszyć, a On je uzdrawiał. Pewnego dnia przyszli do Niego faryzeusze i – wystawiając Go na próbę – spytali: — Czy wolno mężczyźnie oddalić żonę z jakiejkolwiek przyczyny?. Jezus, odpowiadając, również zadał im pytanie: — Czyżbyście nigdy nie czytali, że na początku Bóg, powołując do istnienia rodzaj ludzki, mężczyzną i niewiastą ich uczynił? Z tego powodu ludzie opuszczają swoich rodziców i lgną do zgodnego z naturą złączenia, w którym stają się jednością. Wtedy w naturalny sposób stają się dla Boga zamierzoną przez Niego całością. Jeśli więc dwie osoby – korzystając z Bożego daru seksualności – dobrowolnie sprzęgają Wtedy zapytali Go: — Dlaczego więc Mojżesz polecił, by oddalanej kobiecie wręczać dokument rozwodowy?. Jezus zaś odrzekł: — Mojżesz z bólem zgodził się na to, byście mogli oddalać swoje żony z uwagi na skamienienie serc waszych, lecz od początku tak nie było. Ja natomiast mówię wam: każdy mężczyzna, który oddala swoją żonę z innego powodu niż jej rozpusta, uwikłanie w pornografię, wyuzdanie seksualne lub odstąpienie od wiary, wystawia jej opinię na szwank. Publicznie bowiem sugeruje, iż jest osobą rozwiązłą. Zatem każdy mężczyzna oddalający swą żonę bez wspomnianych powodów i biorący sobie inną, dopuszcza się cudzołóstwa. Wtedy Jego uczniowie tak to skomentowali: — Jeśli tak mają się sprawy z małżeństwem, to nie warto się żenić. Jezus tak im odpowiedział: — Owszem, jednak nie wszyscy są w stanie podołać życiu w celibacie. Tak mogą uczynić tylko ci, którym dane jest to w szczególny sposób. Są przecież tacy, którzy od urodzenia nie mają szczególnej potrzeby współżycia seksualnego. Są i tacy, którzy przez innych zostali okaleczeni w taki sposób, iż nie są w stanie podjąć seksualnego współżycia małżeńskiego. Są jednak i tacy, którzy dla Królestwa Niebios dobrowolnie rezygnują z pożycia małżeńskiego. Zatem tylko ten, kto rzeczywiście podołałby życiu bez seksu, może rozważać taki sposób funkcjonowania. W tym momencie jacyś ludzie przyprowadzili do Jezusa swoje dzieci, prosząc, by je pobłogosławił. Uczniowie jednak zganili ich. Lecz Jezus tak zareagował: — Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie i nie utrudniajcie im tego! Do takich bowiem jak one należy Królestwo Niebios. Zaraz potem je pobłogosławił i wyruszył w dalszą drogę. Wtedy pojawił się jakiś młody człowiek, który podszedł do Jezusa i spytał: — Nauczycielu, co dobrego powinienem uczynić, aby zagwarantować sobie udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu? A Jezus w odpowiedzi tak mu rzekł: — Skoro pytasz mnie o dobro, to wiedz, że dobry jest tylko sam Bóg! Jeśli zaś chcesz wejść do rzeczywistości Jego Życia, pełnij Jego wolę! — Ale co konkretnie? — spytał młodzieniec. Wówczas Jezus odparł: — Nie morduj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie przeciwko drugiej osobie szanuj swego ojca i matkę, a także: miłuj bliźniego swego jak siebie samego. Na to młodzieniec oświadczył: — Przestrzegam tych wszystkich przykazań. Czy to wystarczy? Czy niczego więcej mi nie brakuje? Wówczas Jezus powiedział: — Jeśli chcesz być doskonały, to odejdź teraz, sprzedaj swoje dobra, a z tego, co dostaniesz, wspomóż swych ubogich braci w wierze. W taki sposób zgromadzisz sobie skarb w Niebiosach. Następnie wróć i podążaj za mną. Gdy młodzieniec to usłyszał, posmutniał i odstąpił od Jezusa, gdyż miał wiele posiadłości, do których jego serce było mocno przywiązane. Jezus zaś wobec uczniów tak to skomentował: — Posłuchajcie uważnie! Ludziom zamożnym jest niezwykle trudno wejść do Królestwa Niebios. Prędzej sznur z wielbłądziej sierści przeciśnie się przez ucho igły, niż bogacz wejdzie do Bożego Królestwa. Ta uwaga wprost ścięła uczniów z nóg. Natychmiast zaczęli Go wypytywać: — Kto zatem zdoła się uratować? Jezus zaś, spojrzawszy na nich, rzekł: — Patrząc po ludzku, nikt, lecz to, co nie jest możliwe dla ludzi, leży w mocy Boga. Wtedy odezwał się Piotr: — A my, PANIE? Co z nami będzie? Wszystko przecież zostawiliśmy, by pójść za Tobą! Na to Jezus powiedział: — Zapewniam was uroczyście, że kiedy nastąpi odrodzenie całego stworzenia – to znaczy gdy ja, Syn człowieczy, objawię się jako Ten, który zasiada na Tronie Chwały – wy, którzy poszliście za mną, również zasiądziecie na dwunastu tronach, by osądzić dwanaście rodów Izraela. Co więcej, zapewniam was, że każdy, kto mnie oraz Boże Królestwo będzie cenić wyżej niż swój dom, niż swoją naturalną rodzinę, włącznie z dziećmi, i każdy, kto – z uwagi na mnie – zrezygnowałby z osobistego komfortu i poczucia bezpieczeństwa, jakie wiążą się z posiadaniem zasobów materialnych, otrzyma, według duchowej miary, sto razy więcej niż to, z czego zrezygnował, a ponadto odziedziczy odwieczne i nieskończone Boże Życie. Tam zaś wielu z tych, którzy teraz powszechnie uważani są za osoby wybitne, otrzyma miejsca ostatnie, zaś ci, których świat teraz nie ceni, a nawet którymi pogardza, w przyszłym świecie otrzymają pierwsze miejsca. Aby lepiej zrozumieć zasady obowiązujące w Królestwie Niebios, posłuchajcie przypowieści o pewnym właścicielu winnicy, który o świcie udał się na plac miejski, by zatrudnić robotników do pracy w swoim majątku. Umówił się z nimi na denara za dniówkę i posłał ich do swej winnicy. Gdy ponownie poszedł na rynek o godzinie dziewiątej rano, zobaczył innych wyczekujących na jakąś pracę. Tym też powiedział: „I wy także idźcie do mojej winnicy, a co będzie się wam należeć, dostaniecie”. Poszli więc i oni. Człowiek ten wychodził na rynek jeszcze kilka razy. Był tam w południe, a potem także o piętnastej i, podobnie jak poprzednio, zatrudniał kolejnych pracowników. Także o godzinie siedemnastej znalazł jeszcze jakichś robotników. Tych zapytał: „Dlaczego przez cały dzień siedzicie bezczynnie?”. Ci zaś odpowiedzieli: „Bo nikt nas nie zatrudnił”. Wtedy on rzekł: „Idźcie i wy do mojej winnicy”. O godzinie osiemnastej właściciel winnicy powiedział do zarządcy: „Zwołaj robotników i każdemu, zaczynając od ostatnich, a kończąc na pierwszych, wypłać pełną dniówkę”. Kiedy więc do zarządcy podeszli zatrudnieni o siedemnastej i otrzymali po denarze, ci, którzy byli zatrudnieni pierwsi, nabrali przekonania, że otrzymają więcej. Jednak i oni otrzymali po denarze. Biorąc swoją zapłatę, niezadowoleni zwrócili się do właściciela, mówiąc: „Ci ostatni pracowali tylko przez jedną godzinę, a zrównałeś ich z nami, chociaż my cały dzień ciężko harowaliśmy, doświadczając wielkiej spiekoty!”. Jednak właściciel każdemu z nich cierpliwie tłumaczył: „Przyjacielu, nie krzywdzę ciebie. Czyż nie umówiłeś się ze mną na denara za dniówkę? Weź to, co ci się należy, i odejdź. Jeśli zaś ja chcę dać temu ostatniemu tyle samo, co i tobie, to czy nie wolno mi tego uczynić? Czy nie mogę postąpić z tym, co jest moje, Na koniec Jezus dodał: — Tak właśnie pierwsi będą ostatnimi, a ostatni pierwszymi. Po tych słowach Jezus wraz z innymi pielgrzymami ruszył w kierunku Jerozolimy. W drodze wziął na stronę Dwunastu i powiedział: — Zbliżamy się do Jerozolimy, gdzie ja, Syn człowieczy, zostanę wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie, którzy skażą mnie na śmierć. Następnie zostanę wydany w ręce pogan, a ci mnie wyszydzą, ubiczują i w końcu ukrzyżują. Jednak trzeciego dnia zmartwychwstanę. W tym momencie podeszła do nich matka synów Zebedeusza i wraz z nimi zbliżyła się do Jezusa. On zaś zapytał: — Czego chcesz, kobieto? Ta zaś poprosiła: — PANIE, spraw, proszę, by moi dwaj synowie otrzymali w Twoim Królestwie znaczące stanowiska. Lecz Jezus odrzekł: — Nie zdajecie sobie sprawy, o co prosicie. Czyżbyście myśleli, że możecie przejść ze mną przez to, co zostało dla mnie przygotowane? A oni odpowiedzieli: — O tak, możemy! Lecz Jezus stwierdził: — Wprawdzie doświadczycie mojego losu, lecz nie zostaniecie z tego powodu wyróżnieni specjalną pozycją czy stanowiskami. One przypadną tym, którzy – zgodnie z planem mego Ojca – zostali do nich przygotowani. Dziesięciu pozostałych uczniów, słysząc to, oburzyło się na tych braci. Wtedy Jezus zebrał ich wszystkich i powiedział: — Dobrze wiecie, że przywódcy narodów panują nad nimi przemocą, a wielcy tego świata wykorzystują przewagę, jaką mają nad zwykłymi ludźmi. Jednak pomiędzy wami tak być nie może! Jeśli więc ktokolwiek z was chciałby być kimś prawdziwie wielkim, niech stanie się sługą innych, a jeśli chciałby mieć znaczenie w Królestwie Niebios, niech na tym świecie zadowoli się pozycją najniższą ze wszystkich – taką, jaką ma niewolnik. Zobaczcie, przecież i ja, zjawiając się tu jako człowiek, nie przyszedłem, aby mnie obsługiwano, lecz by samemu służyć i oddać me życie jako okup za wielu. Gdy Jezus opuszczał Jerycho, towarzyszył Mu wielki tłum ludzi. Przy drodze siedziało dwóch niewidomych, którzy – gdy tylko dowiedzieli się, że Jezus przechodzi właśnie w ich pobliżu – zaczęli wołać: — PANIE, Synu Dawida, zlituj się nad nami! Tłum zaczął ich strofować, każąc im się uciszyć. Oni jednak jeszcze bardziej zaczęli się wydzierać: — PANIE, Synu Dawida, zlituj się nad nami! Jezus zatrzymał się, przywołał ich do siebie i spytał: — Co chcecie, abym dla was uczynił? Oni zaś odpowiedzieli: — PANIE, otwórz nasze oczy! I Jezus użalił się nad nimi. Dotknął ich oczu, a ci z miejsca przejrzeli i poszli za Nim. Idąc dalej w kierunku Jerozolimy, znaleźli się w okolicach Betfage – osady leżącej w pobliżu Góry Oliwnej. Tam Jezus zatrzymał się i wysłał przed sobą dwóch uczniów z poleceniem: — Idźcie do wsi, którą widzicie przed sobą. Znajdziecie w niej oślicę, a z nią jej źrebię – małego osiołka. Odwiążcie je i przyprowadźcie do mnie. Gdyby zaś ktokolwiek pytał, dlaczego to robicie, powiedzcie: „PAN ich potrzebuje, lecz wkrótce odeśle je wam z powrotem”. W taki sposób miało zrealizować się to, co zapowiadało Boże Słowo wypowiedziane przez proroka: Powiedzcie ludowi Izraela: Oto nadchodzi twój Król i Zbawiciel. On stanie się waszą sprawiedliwością i będzie dla was zbawieniem. Przybędzie On na oślicy i na jej źrebięciu. Uczniowie uczynili, jak Jezus im nakazał. A gdy już przyprowadzili oślicę wraz z jej źrebięciem, narzucili na nie swoje płaszcze, a On, usiadłszy na nich, ruszył w kierunku Jerozolimy. Ludzie z tłumu, jaki zebrał się przy drodze, rzucali przed Nim swe płaszcze. Inni przynosili pościnane gałązki drzew i nimi mościli drogę przed Jezusem. Tłumy zewsząd Go otaczające wołały: — Synu Dawida, ratuj nas! Błogosławiony, który przychodzi w imię PAŃSKIE! Ratunek nadchodzi z wysokości!” Kiedy Jezus wjechał do Jerozolimy, poruszenie ogarnęło całe miasto. Wielu ludzi dopytywało wówczas: — Kto to jest? A tłumy przekazywały sobie z ust do ust: — To prorok, Jezus z Nazaretu w Galilei! Jezus tymczasem wszedł na teren świątyni i wyrzucił stamtąd tych, którzy tam kupczyli i handlowali. Tym zaś, którzy wymieniali pieniądze na walutę świątynną, powywracał stoły, a sprzedawcom gołębi – ich ławy. I zawołał: — Czyż nie jest napisane, że mój dom będzie domem modlitwy? Wy zaś czynicie z niego miejsce rozboju finansowego. Tam również zaczęli schodzić się do Niego ślepi i kulawi, a On ich uzdrawiał. Tymczasem arcykapłani i uczeni w Piśmie, choć byli świadkami cudów, jakich dokonał, zaczęli oburzać się na to, że Jezus nie skarcił chłopców biegających po dziedzińcu świątyni i głośno wołających „Ratuj nas, Synu Dawida!”. Podeszli więc do Niego i spytali: — Słyszysz, co oni wołają? A Jezus tak im odpowiedział: — Owszem. A wy, czyżbyście nigdy nie czytali w Piśmie, że nawet usta najmłodszych głoszą Twą potęgę?. I zostawiając ich oniemiałych, wyszedł poza obręb miasta, by spędzić noc w Betanii. Kiedy o poranku Jezus wracał do miasta, poczuł głód. Widząc stojące przy drodze drzewo figowe, zatrzymał się przy nim. Jednak nie znalazł na nim żadnych owoców ani nawet ich zawiązków. Miało tylko liście. Wtedy stwierdził: — Z ciebie nie będzie żadnego pożytku! I drzewo zaraz uschło. Gdy uczniowie to ujrzeli, dziwili się pomiędzy sobą: — Jak to możliwe, by drzewo uschło tak szybko?! Jezus zaś, słysząc to, rzekł: — Posłuchajcie, gdyż to, co powiem, ma ogromne znaczenie. Musicie mieć w sobie prawdziwe zaufanie do Boga, a więc niezachwianą wiarę, która wie, jaki jest jej korzeń oraz podstawa i nie stwarza fałszywych pozorów, jak to figowe drzewo. Mając taką wiarę, skutecznie będziecie pokonywać największe przeszkody piętrzące się przed wami. Pełni takiej ufności w stosunku do Boga otrzymacie wszystko, o co tylko byście zabiegali w modlitwach, starając się realizować wolę Ojca. Gdy Jezus ponownie wszedł na teren świątyni i zaczął nauczać, podeszli do Niego arcykapłani wraz ze starszyzną ludu i nawiązując do wydarzeń dnia poprzedniego, spytali: — Jakim prawem uczyniłeś to, co wczoraj zrobiłeś? I kto w ogóle upoważnił Cię do nauczania w świątyni?. Jezus zaś tak im odrzekł: — I ja zapytam was o coś. Jeśli odpowiecie, to ujawnię wam, kto dał mi prawo do czynienia tego, co robię. Powiedzcie zatem, czy posłannictwo Jana, który zanurzał Żydów w wodę, było wezwaniem pochodzącym z Niebios, czy raczej jego ludzkim pomysłem? Oni zaś, rozważając to między sobą, tak kalkulowali: — Jeśli powiemy, że z Niebios, to pewnie spyta nas, dlaczego mu nie uwierzyliśmy. A jeśli powiemy, że była to jego ludzka inicjatywa, będziemy mieć kłopoty z tłumem, gdyż wszyscy uważają Jana za wielkiego proroka. Ostatecznie więc odpowiedzieli: — Nie wiemy. Wówczas Jezus oświadczył: — To i ja wam nie powiem, jakim prawem czynię to, co robię. Powiedzcie mi jednak chociaż to, co sądzicie o następującej sytuacji. Pewien człowiek miał dwóch synów. Poszedł do pierwszego i powiedział: „Synu, idź dzisiaj pracować w winnicy”. Ten jednak mu odparł: „Nie mam na to ochoty”. Później jednak, odczuwszy skruchę, poszedł. Ojciec zwrócił się także do drugiego syna i powiedział mu to samo. Ten odrzekł natychmiast: „Dobrze, ojcze, zaraz pójdę” – lecz nie poszedł. Który z nich zrealizował wolę ojca? Na to arcykapłani i starsi ludu odpowiedzieli: — Pierwszy. Wówczas Jezus oznajmił im: — To prawda i w związku z tym uroczyście wam oświadczam, że w tej chwili nie tylko poborcy, którzy zdzierają z was podatki, ale i prostytutki wyprzedzają was w drodze do Bożego Królestwa! Kiedy bowiem przyszedł Jan, by skierować lud na drogę Bożej sprawiedliwości, wy mu nie uwierzyliście. Jednak wielu poborców podatkowych i prostytutek go posłuchało. Ale nawet wtedy, gdy już widzieliście, co dzieje się pośród nich, w waszych sercach nie zrodził się nawet promyk żalu, by się opamiętać i zaufać mu. Posłuchajcie jeszcze innej przypowieści: Pewien człowiek założył winnicę. Dla bezpieczeństwa obsadził jej granice kolczastym żywopłotem. Następnie wzniósł w niej tłocznię oraz wieżę strażniczą, w której mogli nocować najemni robotnicy sezonowi. Potem wydzierżawił tę winnicę okolicznym rolnikom i wyjechał. Gdy przyszedł czas zbiorów, człowiek ten wysłał swe sługi do rolników, aby odebrali zapłatę za dzierżawę, którą miał być jego udział w zbiorach. Dzierżawcy jednak brutalnie potraktowali jego wysłanników. Jednego pobili, drugiego zarżnęli, a trzeciego ukamienowali. Poruszony właściciel winnicy po raz drugi wysłał do dzierżawców swoje sługi, lecz tym razem w większej liczbie niż pierwotnie. Ale oni i z tymi postąpili podobnie. Ostatecznie posłał do nich swego syna, gdyż był przekonany, że tego uszanują. Jednak gdy dzierżawcy zobaczyli syna właściciela, powiedzieli sobie: „To dziedzic. Zorganizujmy się razem i zabijmy go, a posiądziemy jego dziedzictwo!”. Pochwycili więc go, wywlekli poza winnicę i tam zamordowali. Jak myślicie, co uczyni właściciel tej winnicy z owymi dzierżawcami, gdy powróci? Wtedy arcykapłani i starsi ludu tak Mu odpowiedzieli: — Wygubi złych dzierżawców, a winnicę odda w użytkowanie innym rolnikom, którzy będą oddawać mu część zbiorów o właściwej porze. Wówczas Jezus powiedział: — Dobrze powiedzieliście. Dlaczego więc nie rozumiecie, co znaczą te słowa Pisma: Kamień, którym wzgardzili budowniczowie, stał się głównym kamieniem spajającym. Za sprawą PANA to się wydarzyło, On na naszych oczach dokonał tego cudu!? Z uwagi na postawę waszych serc oświadczam wam, że Królestwo Boże zostanie wam odebrane i dane tym, którzy wydadzą jego owoce. Potknęliście się bowiem o wspomniany głaz i rozbiliście się. Polegliście sromotnie, a on was zmiażdży. Wtedy arcykapłani i faryzeusze zrozumieli, że ta przypowieść była o nich. Zawrzeli więc gniewem i zaczęli szukać sposobności, aby Go pochwycić. Chcieli jednak uczynić to po kryjomu, gdyż bali się tłumów, które uważały Go za proroka. Jezus tymczasem dalej mówił do nich w przypowieściach: — Królestwo Niebios podobne jest do pewnego króla, który wyprawił wesele synowi. Rozesłał on swe sługi, by wezwali na wesele tych, którzy byli wcześniej zaproszeni. Oni jednak nie chcieli przyjść. Wysłał więc ponownie inne sługi, przykazując im: „Powiedzcie zaproszonym: «Ucztę już przygotowałem. Stoły są zastawione i mięsiwa czekają. Schodźcie się na wesele!» Lecz zaproszeni zlekceważyli również i tę wiadomość. Jedni udali się na swoje pola, inni do swoich sklepów. Jeszcze inni pochwycili posłańców, znieważyli ich, a niektórych nawet pomordowali. Posłał więc król żołnierzy, by wytracili morderców, a ich miasto spalili. Na koniec rzekł do sług: „Wesele wprawdzie jest gotowe, lecz zaproszeni nie okazali się godni, by wziąć w nim udział. Idźcie zatem na ulice i zapraszajcie na przyjęcie każdego, kogo tylko spotkacie”. Wyszli więc słudzy króla na ulice i zebrali wszystkich, jakich tam spotkali: złych i dobrych. W ten sposób sala weselna wypełniła się całkowicie przypadkowymi ludźmi. A kiedy król wszedł tam, by przyjrzeć się zgromadzonym, zobaczył między nimi kogoś bez stroju weselnego. Podszedł więc do niego i spytał: „Człowieku, jak się tu dostałeś, nie mając stroju weselnego?”. Ten zaś oniemiał. Wówczas król rozkazał sługom: „Zwiążcie mu nogi i ręce i wyrzućcie go na zewnątrz, w ciemność, gdzie panuje rozpacz – szloch i zgrzytanie zębami. Co prawda wielu zostało zaproszonych na moją ucztę, lecz niewielu się do niej przygotowało”. Wtedy faryzeusze uradzili, że wciągną Jezusa w pułapkę Jego własnych słów, prowokując Go do jakiejś ryzykownej wypowiedzi. Wysłali więc do Niego swych uczniów wraz z ludźmi Heroda w celu dokonania prowokacji. Ci zaś powiedzieli: — Nauczycielu, wiemy, że jesteś prostolinijny i w prawdzie nauczasz drogi Bożej. Widzimy też, że nikogo nie faworyzujesz, ponieważ nigdy nie kierujesz się żadnymi zewnętrznymi pozorami. Powiedz więc nam, tak zupełnie szczerze, czy – według Ciebie – podatek pogłówny należy płacić Cezarowi, czy nie? Jezus, rozpoznając ich niegodziwy podstęp, powiedział: — O, jakże wielkimi hipokrytami jesteście, starając się podejść mnie w taki sposób! Podajcie mi monetę podatkową. Gdy podali Mu denara, zadał im pytanie: — Czyj wizerunek i tytuł znajdują się na tej monecie? A oni odpowiedzieli: — Cezara. Wtedy Jezus tak im rzekł: — Oddajcie więc Cezarowi to, co należy do niego, a Bogu to, co należy do Boga! Gdy usłyszeli Jego odpowiedź, zaniemówili. Odwrócili się więc i odeszli. Tego samego dnia przyszli do Jezusa saduceusze, którzy uważali, że nie ma czegoś takiego jak zmartwychwstanie. Oni też, próbując pochwycić Go na jakimś błędzie w nauczaniu, powiedzieli: — Nauczycielu, Mojżesz powiedział, że jeśli ktoś umrze bezdzietnie, to jego brat poślubi po nim jego żonę i wzbudzi potomstwo swojemu bratu. Otóż było u nas siedmiu braci. Pierwszy, już żonaty, umarł, a ponieważ nie miał potomstwa, zostawił żonę swojemu bratu. Podobnie stało się z drugim bratem i z trzecim, i z każdym z siedmiu. Na końcu po nich wszystkich zmarła również i ta kobieta. Którego zatem z tych siedmiu braci miałaby być żoną po zmartwychwstaniu, skoro w życiu doczesnym była żoną każdego? A Jezus tak im odrzekł: — Wasze błądzenie bierze się z tego, że nie rozumiecie ani Bożego Słowa, ani Bożej mocy! Po zmartwychwstaniu ludzie nie będą już potrzebować związków małżeńskich, gdyż będą funkcjonować niczym niebiańscy aniołowie. A jeśli chodzi o to, czy umarli mogą powstawać z martwych, czy nie, to czyżbyście nie czytali tego, co Bóg powiedział do Mojżesza: JA JESTEM Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka, Bogiem Jakuba!? A to wyraźnie oznacza, że On nie jest Bogiem umarłych, lecz tych, którzy mają Życie. Tłumy, słysząc Jego odpowiedzi, były pod wielkim wrażeniem. Faryzeusze zaś, gdy tylko usłyszeli, jak Jezus zamknął usta saduceuszom, zebrali się i wydelegowali spośród siebie znawcę Prawa, który, wystawiając Jezusa na próbę, spytał: — Nauczycielu, które z przykazań Prawa Mojżeszowego jest najważniejsze? Jezus tak mu odpowiedział: — Będziesz miłował PANA – Boga twego – całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem. To jest największe i najważniejsze przykazanie. Zaś drugie co do ważności podobne jest do niego i brzmi: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo, jak również Prorocy. Następnie Jezus zadał faryzeuszom, którzy Go otaczali, następujące pytanie: — Powiedzcie mi, czyim synem – według was – jest Mesjasz? A oni odpowiedzieli: — Dawida. Wtedy Jezus zapytał: — Dlaczego w takim razie Dawid, natchniony przez Bożego Ducha, nazywa Go Panem? Powiedział przecież: Rzekł PAN do mego Pana: „Zasiądź w chwale i w potędze mego majestatu, a Ja Twoich wrogów jako podnóżek rzucę pod Twe stopy.” Jeśli Dawid nazywa Go Panem, jakże może być On jego synem? I żaden z nich nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie. Od tego dnia nikt z uczonych w Piśmie nie śmiał już więcej pytać Go o cokolwiek. Wtedy Jezus, zwracając się do tłumów oraz do swoich uczniów, powiedział: — Uczeni w Piśmie i faryzeusze zajęli miejsce Mojżesza i roszczą sobie prawo do nauczania. Rozważajcie wszystko, co mówią, i starajcie się to czynić, lecz w żadnym wypadku nie bierzcie przykładu z ich postępowania. Oni sami bowiem nie czynią tego, czego nauczają. Chętnie nakładają na barki ludu wielkie ciężary, które są wręcz nie do uniesienia, lecz sami nawet palcem nie kiwną, by je dźwigać. Wszystko zaś, co robią, czynią na pokaz! Ubierają się w specjalne szaty; lubują się w zajmowaniu eksponowanych miejsc na bankietach i w zgromadzeniach; mają upodobanie w publicznych wystąpieniach i w odbieraniu wyrazów szacunku. Kochają to, gdy ludzie nazywają ich nauczycielami narodu i zwracają się do nich z respektem i szacunkiem. Wy jednak nie pozwalajcie nikomu zwać siebie nauczycielami, gdyż jeden jest tylko Nauczyciel, a wy – wobec siebie – jesteście braćmi. Nikogo na Ziemi nie tytułujcie słowem „ojciec” w sensie duchowym, gdyż jedynym prawdziwym Ojcem w tym wymiarze jest Ten, którego macie w Niebiosach. Nie pozwalajcie też nazywać siebie przewodnikami ludu, gdyż tylko ja, Chrystus, jestem dla was wszystkich jedynym Przewodnikiem. I pamiętajcie: większy pomiędzy wami będzie ten, kto stanie się sługą was wszystkich. Kto bowiem sam siebie wywyższa, zostanie poniżony, a kto w szczerości serca sam siebie uniża, zostanie wywyższony. Was zaś, uczeni w Piśmie i faryzeusze, czeka straszliwa kara! Jesteście bowiem hipokrytami, którzy w rzeczy samej zamykają innym wejście do Królestwa Niebios. Sami tam nie wchodzicie, a tym, którzy pragną dostać się tam, utrudniacie to, jak tylko możecie! O wy przeklęci uczeni w Piśmie i faryzeusze, straszliwa kara czeka was z powodu obłudy, w której żyjecie! Ograbiacie bowiem domy wdów i publicznie celebrujecie swoje modlitwy, pusząc się i nadymając przed ludem! Z tego powodu znacznie surowszy wyrok czeka was niż kogokolwiek innego. O wy obłudni znawcy Pisma i faryzeusze! Straszliwa kara czeka was z powodu waszej hipokryzji! W celu pozyskania choćby jednego naśladowcy jesteście gotowi przemierzać lądy i morza, a gdy już kogoś złapiecie, czynicie go winnym Piekła po dwakroć bardziej niż sami jesteście! O, jak straszliwa kara czeka was, ślepi przewodnicy narodu! Twierdzicie bowiem, że jeśli ktoś przysiągł na świątynię, nie musi czuć się związany taką przysięgą; jedynie ten, kto przysiągł na złoto świątynne, musi dotrzymać swej przysięgi. O, jakże głupi i ślepi jesteście! Co ma większe znaczenie: złoto czy świątynia, która przydaje rangi złotu w niej zgromadzonemu? Twierdzicie również, że jeśli ktoś przysięga na ołtarz, nie musi czuć się związany taką przysięgą, gdyż jego zobowiązanie byłoby ważne dopiero, gdyby przysiągł na ofiarę złożoną na ołtarzu. O, jakże ślepi jesteście! Co jest większe: ofiara czy ołtarz, który nadaje sens ofierze?! Otóż kto przysięga na ołtarz, przysięga i na niego, i na wszystko, co się na nim składa! A kto składa przysięgę na świątynię, przysięga i na nią, i na Tego, który ją zamieszkuje! Kto zaś przysięga na Niebiosa, ten przysięga na Boży Tron i na Tego, który na nim zasiada! O wy obłudni znawcy Pisma i faryzeusze! Straszliwa kara czeka was dlatego, że koncentrujecie się na dawaniu dziesięciny nawet z mięty, kopru i kminku, a odrzucacie to, co w Prawie Bożym jest ważniejsze. Pomijacie bowiem prawość, miłosierdzie i zaufanie do Boga! Na tym przede wszystkim powinniście się skupić i to czynić, a dopiero później zajmować się czymś innym. Jakże strasznymi ślepcami jesteście wy, którzy z gorliwością cedzicie komara, lecz połykacie wielbłąda! O wy obłudni znawcy Pisma i faryzeusze! Straszliwa kara czeka was, ponieważ w życiu postępujecie tak, jak to czynicie w swoich rytuałach: obmywacie jedynie zewnętrzną stronę misy i kielicha, podczas gdy środek pozostawiacie brudny, pełen ohydy, którą jest chciwość i brak umiaru. Ślepy faryzeuszu, oczyść najpierw swoją duszę – to znaczy wnętrze kielicha swego życia – a wtedy i na zewnątrz staniesz się czysty! Straszliwa kara czeka was, obłudni znawcy Pisma i faryzeusze! Jesteście bowiem jak groby pobielone wapnem – na zewnątrz piękne i zadbane, lecz w środku pełne trupich kości i wszelkiej zgnilizny. Tak samo i wy: na zewnątrz prezentujecie się ludziom jako prawi, zachowujący Boże nakazy, lecz w środku jesteście pełni fałszu i nieprawości! Straszliwa kara czeka was, znawcy Pisma i faryzeusze, z powodu waszej wielkiej hipokryzji! Wznosicie bowiem pomniki prorokom, a jednocześnie pielęgnujecie monumenty ludzkiej chwały swoich przywódców i nauczycieli, którzy ich mordowali. Mówicie przy tym: „Gdybyśmy żyli w czasach naszych nauczycieli, nigdy nie wzięlibyśmy udziału w przelewaniu krwi proroków”. Czyż sami nie potwierdzacie w ten sposób, że jesteście spadkobiercami nauczania tamtych morderców, którzy zabijali proroków? Zresztą i wy sami już niedługo dopełnicie miary swoich przodków. O wy, podłe gady, przebrzydłe żmijowe pomioty! W jaki sposób myślicie uniknąć wyroku potępienia?! Raz jeszcze dam wam szansę ratunku, posyłając do was proroków, mędrców i uczonych w Piśmie. Wy jednak będziecie ich zabijać, krzyżować i chłostać w swoich zgromadzeniach. Będziecie ich także przepędzać z miasta do miasta aż dopełni się miara krwi sprawiedliwej przelanej na Ziemi przez was i takich jak wy. Wtedy zostaniecie obarczeni odpowiedzialnością za całą przelaną krew – od Abla aż po Zachariasza, syna Barachiasza, którego zamordowaliście między przybytkiem a ołtarzem. I bądźcie pewni, że to wszystko wydarzy się jeszcze w tym pokoleniu! O Jerozolimo, Jerozolimo! Dlaczego ciągle zabijasz proroków i kamienujesz tych, których do ciebie posyłałem? Ileż to razy starałem się zgromadzić twe dzieci – niczym ptak, który swe pisklęta chroni pod skrzydłami – lecz one nie chciały z tego skorzystać! Nadchodzi jednak chwila, kiedy zostaniesz opustoszona. Mówię to, aby cię ostrzec. Jeśli bowiem nie przyjmiesz tych, którzy w moim imieniu będą głosić Dobrą Wiadomość o Królestwie Bożym, nigdy już nie ujrzysz mnie twarzą w twarz. Po tych słowach Jezus opuścił świątynię. Gdy był już w pewnej odległości od niej, a towarzyszący Mu uczniowie przystanęli i z zachwytem spoglądali na zabudowania kompleksu świątynnego, On powiedział: — Podziwiacie to? Posłuchajcie uważnie, co mówię: kamień na kamieniu z tego się nie ostanie! Wszystko zostanie zburzone! Później, gdy zatrzymali się na Górze Oliwnej, by odpocząć, uczniowie podeszli do siedzącego na uboczu Jezusa z prośbą: — Powiedz nam, kiedy to się stanie! Wyjaw nam również, jaki znak będzie zwiastunem Twojego przybycia i kiedy ten czas dobiegnie końca. A Jezus tak im odparł: — Przede wszystkim bądźcie ostrożni, by ktoś was nie zwiódł, gdyż pojawi się wielu takich, którzy – podszywając się pode mnie – twierdzić będą, że są namaszczeni i zwiodą wielu! Ale gdy zewsząd będą napływać wieści o wojnach, nie wpadajcie w panikę. To musi się wydarzyć, lecz nie tak będzie wyglądał koniec. Przyjdzie taki czas, że narody powstaną przeciwko sobie, a królestwa przeciwko królestwom. Pojawią się głód i trzęsienia ziemi. Lecz wszystko to – niczym pierwsze bóle porodowe – będzie zaledwie początkiem. Potem nadejdzie okres wielkich prześladowań, w czasie których, jako moi uczniowie, będziecie znienawidzeni i zabijani przez innych ludzi. Dla wielu z was stanie się to powodem duchowego upadku. Wtedy będziecie się wzajemnie zdradzać i nienawidzić! Pojawi się też między wami wielka liczba fałszywych proroków, którzy zaczną was zwodzić. Powszechnie nasilająca się nieprawość spowoduje, iż serca wielu z was ogołocą się z postawy ofiarnej Bożej miłości! I tylko ten, kto wytrwa we mnie do końca, zostanie uratowany! W tym czasie Dobra Wiadomość o Królestwie Niebios będzie rozchodziła się pomiędzy wszystkimi narodami Ziemi. Wtedy dopiero nastąpi koniec! Już niedługo ujrzycie ohydne spustoszenia, które się dokonają w tym miejscu, gdzie obecnie stoi główna część przybytku. Ohyda ta będzie porównywalna tylko do wydarzeń z okresu, o którym mówił prorok Daniel. Kto go czytał, niech bacznie obserwuje nadchodzący czas. Gdy to zacznie się dziać, niech mieszkańcy Judei uciekają w góry! Gdyby ktoś, stojąc na tarasie swego domu, zobaczył armię niosącą spustoszenie, niech nie marnuje czasu na pakowanie się, lecz natychmiast ucieka! A jeśli ktoś, podczas pracy w polu, ujrzy tę armię, nawet niech nie myśli, by wracać do domu po płaszcz. Będzie to czas straszliwych cierpień, których w szczególny sposób doświadczą kobiety brzemienne i karmiące. Módlcie się żarliwie, aby czas waszej ucieczki nie wypadł w zimę albo w szabat. Wtedy to w Judei zapanuje tak wielki ucisk i cierpienie, jakich nie było tu od początku świata i jakie już więcej się tu nie powtórzą. Gdyby te dni nie zostały skrócone, nikt by nie ocalał. Jednak z uwagi na tych, którzy odpowiedzieli na moje wezwanie, okres ten zostanie skrócony. Gdyby w tym czasie ktoś mówił wam, że tu lub tam pojawił się ktoś namaszczony, nie wierzcie! Powstaną bowiem oszuści podający się za ludzi namaszczonych przez Boga, a także fałszywi prorocy. Będą oni dokonywać zadziwiających znaków i cudów tylko po to, by – o ile to będzie możliwe – zwieść nawet tych, których Bóg do siebie przygarnął. Pamiętajcie jednak, że ja zawczasu was ostrzegałem! Kiedy więc będą mówić, iż spotkacie mnie na pustkowiu lub w ukrytych miejscach – nie wierzcie im i nie chodźcie tam! Bo gdy ja powtórnie przyjdę na Ziemię jako Syn człowieczy, będzie to wydarzenie tak potężne i przejmujące, jak błyskawica rozdzierająca nieboskłon swoją światłością od wschodniego krańca aż po zachodni. Strzeżcie się fałszywej nauki, gdyż wszędzie tam, gdzie znajduje się jakieś ścierwo zdatne do pożarcia, tam zjawiają się sępy! Moje powtórne przyjście będzie poprzedzone powszechnym uciskiem i wielkim cierpieniem. Pod jego koniec słońce oblecze się w ciemność, a księżyc nie będzie już odbijał jego blasku. Gwiazdy zanikną, a rygle nieboskłonu zostaną zwolnione. Wtedy na firmamencie pojawi się znak zapowiadający moje nadejście. A kiedy ja, Syn człowieczy, już przybędę z Niebios w obłoku, z mocą i majestatem, wówczas wszystkie ludy Ziemi zaczną bić się w piersi. Ja zaś roześlę mych posłańców na cztery strony świata, by od jednego horyzontu aż po drugi zebrali wszystkich, którzy wcześniej odpowiedzieli na moje wezwanie. Nauczcie się zatem wyciągać właściwe wnioski z tego, co obserwujecie – podobnie jak to robicie, patrząc na drzewo figowe. Gdy jego gałązki nabrzmiewają sokami i wypuszczają liście, dochodzicie do wniosku, że zbliża się lato. Tak samo postępujcie i w tej sprawie: kiedy zobaczycie, że wydarzenia toczą się tak, jak wam powiedziałem, wiedzcie, że Królestwo Niebios jest już blisko, że stoi już u drzwi. I jeszcze chcę was zapewnić, że lud Izraela nie wyginie, aż wszystko, co wam mówię, zrealizuje się do końca. Obecne Niebiosa i obecna Ziemia kiedyś przeminą, lecz moje słowa nigdy nie przeminą! Jednak którego dnia lub o której godzinie konkretnie to nastąpi, tego nie wie nikt na Ziemi ani żaden posłaniec z Niebios, nawet Syn. O tym bowiem zdecyduje tylko Ojciec. Bądźcie jednak pewni, że kiedy ja, Syn człowieczy, nadejdę w pełni chwały, świat ciągle będzie funkcjonował według swoich zasad – podobnie jak to się działo w czasach Noego. Do ostatniego dnia, w którym Noe wszedł do arki, ludzie pili, ucztowali i zakładali rodziny. Nie chcieli bowiem uwierzyć, że nadciąga potop, który pochłonął ich wszystkich. Podobnie będą zaskoczeni chwilą, w której ja, Syn człowieczy, przybędę tu powtórnie, lecz tym razem w pełni mojego majestatu. I choćby dwaj razem w polu pracowali, to jeden zostanie zgarnięty, a drugi ocalony. A choćby dwie razem mieliły mąkę – jedna zostanie zgarnięta, a druga ocalona. Czuwajcie zatem, bo nie wiecie, kiedy ja, wasz PAN, powrócę! Zrozumcie, jak ważna jest nieustanna gotowość! Gdyby właściciel posiadłości wiedział, kiedy przyjdzie złodziej, to z pewnością by się do tego przygotował i nie pozwolił mu włamać się do swego domu. Skoro jednak nie ma takiej wiedzy, powinien nieustannie czuwać, by nie dać się zaskoczyć. Tak samo i wy bądźcie zawsze gotowi, bo i ja, Syn człowieczy, przybędę tu ponownie wtedy, gdy nikt nie będzie się tego spodziewał! Z moim przybyciem będzie tak, jak z powrotem właściciela pewnej posiadłości, który, wyjeżdżając, ustanowił nad swoim gospodarstwem sługi, aby w odpowiednim czasie rozdzielali pokarm pomiędzy innymi współsługami. Nie wszyscy jednak okazali się na tyle roztropni, by dochować wierności swojemu panu! Błogosławieństwo od pana otrzyma więc tylko ten sługa, którego powracający właściciel zastanie przy pełnieniu powierzonego mu zadania. Zapewniam was, że tylko on zachowa swoją pozycję w tym, co należy do jego pana. Tych zaś, którzy – mając zło w sercach i myśląc, że ich pan szybko nie wróci – zaczęli ucztować z pijakami i gnębić inne sługi, pan – gdy nadejdzie niespodziewanie – każe odłączyć od sług wiernych i pośle do miejsca przeznaczonego dla obłudników i hipokrytów, gdzie panuje rozpacz – szloch i zgrzytanie zębami!. Nadejście Królestwa Niebios można również przyrównać do sytuacji, w której oblubieniec miał przybyć do pewnej wioski. Na jego spotkanie wyszło dziesięć panien. Każda z nich wzięła pochodnię. Pięć z nich było nierozważnych, a pięć rozważnych. Nierozważne wzięły ze sobą pochodnie, lecz nie zabrały oliwy do ich powtórnego nasączenia. Rozważne zaopatrzyły się w naczynia z oliwą do swoich pochodni. Gdy oblubieniec się opóźniał, wszystkie poczuły się wyczerpane i w końcu usnęły na dobre. Nagle, w środku nocy, rozległo się wołanie: „Przybywa oblubieniec! Wyjdźcie mu na spotkanie!”. Wtedy panny się przebudziły. Zerwały się na nogi i zaczęły oporządzać swoje pochodnie. Nierozważne powiedziały do rozważnych: „Użyczcie nam oliwy, gdyż nasze pochodnie właśnie zgasły!”. Lecz rozważne odrzekły: „Nie możemy tego zrobić, gdyż wtedy zarówno nam, jak i wam by jej zabrakło. Lepiej biegnijcie szybko do tych, którzy ją mają, i zaopatrzcie się w nią”. Gdy nierozważne pobiegły szukać oliwy, przybył oblubieniec i te, które były przygotowane, weszły z nim do izby weselnej. Następnie drzwi do niej zostały zatrzaśnięte. Jakiś czas później przybyły tam również pozostałe panny i, stojąc na zewnątrz, wołały: „Panie! Panie! Otwórz nam, prosimy!”. Lecz on im odrzekł: „Nie znam was! Idźcie stąd precz!”. Dlatego wciąż wam powtarzam: Czuwajcie, gdyż nie znacie ani dnia, ani godziny nadejścia Królestwa Niebios. Na Królestwo Niebios można popatrzeć również jak na gospodarstwo, którego właściciel, planując wyjazd, przywołał swe sługi i powierzył im nadzór nad swoimi dobrami. Jednemu dał w zarząd pięć części swojego majątku w srebrze, drugiemu – dwie części, a trzeciemu jedną część majątku – każdemu według jego możliwości. Zaraz potem wyjechał. Sługa, który otrzymał w zarząd pięć części majątku, zaczął nimi obracać tak skutecznie, że je pomnożył, zyskując drugie tyle. Podobnie uczynił sługa, któremu pan powierzył dwie części majątku. On także pomnożył go, zyskując drugie tyle. Trzeci zaś, który otrzymał w zarząd tylko jedną część majątku, poszedł na pole i tam wykopał w ziemi dół, a następnie schował w nim srebro, które zostało mu powierzone. Po długim czasie pan wrócił i wezwał swe sługi, by się z nim rozliczyli. Kiedy stanął przed nim ten, który otrzymał w zarząd pięć części majątku, przyniósł ze sobą drugie tyle i powiedział: „Panie, obdarzyłeś mnie wielkimi zasobami, a ja to wszystko podwoiłem”. Wtedy pan rzekł: „Świetnie się spisałeś, sługo dobry i wierny! Skoro mogłem na tobie polegać w sprawach małej wagi, teraz powierzę ci sprawy o znacznie większym znaczeniu. Wejdź, proszę, do mego domu, aby mieć udział w mojej radości!”. Następnie przyszedł drugi sługa, który otrzymał w zarząd dwie części majątku, i ten także powiedział: „Panie, obdarzyłeś mnie wielkimi zasobami, a ja to wszystko podwoiłem”. Wówczas pan rzekł: „Świetnie się spisałeś, sługo dobry i wierny! Skoro mogłem na tobie polegać w sprawach małej wagi, teraz powierzę ci sprawy o znacznie większym znaczeniu. Wejdź, proszę, do mego domu, aby mieć udział w mojej radości!”. Przyszedł także i ten, który otrzymał w zarząd jedną część majątku pana i powiedział: „Panie, wiem, że jesteś człowiekiem twardym i skrupulatnym, ponieważ każesz zbierać plony w miejscach, gdzie ich nie posiałeś, a także polecasz zwozić do swojego młyna to, co inni pogubili. Bojąc się więc, by nie stracić czegokolwiek z tego, co mi powierzyłeś, ukryłem twój skarb i teraz z czystym sumieniem zwracam ci go w całości”. Słysząc to, jego pan tak rzekł: „Marny i leniwy sługo. Skoro wiedziałeś, że nakazuję zbierać plony nawet tam, gdzie nie polecałem ich zasiewać, i każę zgarniać to, co inni pogubili, powinieneś zdeponować mój majątek u bankierów, a ja po powrocie odzyskałbym go z procentem”. I zwracając się do strażników, rzekł: „Weźcie to, co on przyniósł, i dajcie temu, który najbardziej pomnożył mój majątek. Każdemu bowiem, kto pomnaża, zostanie jeszcze więcej dodane, tak iż będzie mieć nadmiar. Temu zaś, kto nie pomnaża, zostanie odebrane również to, co wcześniej otrzymał. Zaś tego bezużytecznego sługę wyrzućcie na zewnątrz w ciemności, gdzie panuje rozpacz – szloch i zgrzytanie zębami”. To wszystko mówię wam, moim uczniom, byście rozumieli, co się wydarzy, gdy ja, Syn człowieczy, wraz z aniołami, przyjdę otoczony chwałą, zasiadając na Bożym Tronie w pełni majestatu. Wszystkie narody zgromadzą się wówczas przede mną, a ja podzielę ludzi na dwie grupy, tak jak pasterz oddziela owce od kozłów. Owce ustawię po mej prawej stronie, a kozły po lewej. I w królewskiej przemowie do tych po prawej zwrócę się słowami: „Podejdźcie do mnie wszyscy, którzy poszliście drogą błogosławioną przez Ojca, i obejmijcie w dziedzictwo Królestwo, które dla takich jak wy od założenia świata zostało zaplanowane. Bo gdy byłem głodny, daliście mi jeść, gdy byłem spragniony, daliście mi pić, a gdy byłem bezdomnym przybyszem, przygarnęliście mnie. Kiedy byłem nagi, odzialiście mnie, kiedy zachorowałem, troszczyliście się o mnie. Odwiedzaliście mnie również wtedy, gdy w czasie prześladowań byłem wtrącony do więzienia ”. A kiedy oni spytają: „PANIE, ależ kiedy to widzieliśmy Cię głodnego i nakarmiliśmy Cię albo spragnionego i daliśmy Ci pić? Albo kiedy byłeś bezdomnym przybyszem, a my Cię przygarnęliśmy? Kiedy byłeś nagi, a myśmy Cię odziali? Kiedy to byłeś chory lub w więzieniu, a my zatroszczyliśmy się o Ciebie?”. Wtedy im oświadczę: „Cokolwiek uczyniliście któremukolwiek z moich braci w wierze – choćby był on najniżej postawiony i najmniej znaczący – mnie to uczyniliście”. Potem zwrócę się do tych po lewej stronie: „A wy, którzy poszliście drogą przeklętą przez Ojca, odejdźcie precz ode mnie w ogień wieczny, który został przygotowany dla diabła i jego posłańców. Kiedy bowiem byłem głodny, nie daliście mi jeść, a gdy byłem spragniony, nie daliście mi pić. Kiedy byłem bezdomnym przybyszem, nie przygarnęliście mnie, a kiedy byłem nagi, nie odzialiście mnie. Również nie troszczyliście się o mnie, kiedy byłem chory albo uwięziony”. A kiedy oni spytają: „PANIE, kiedy to widzieliśmy Cię głodnego lub spragnionego? Albo kiedy byłeś przybyszem, kiedy byłeś nagi albo chory lub w więzieniu, a my Ci nie pomogliśmy?”. Wtedy im oświadczę: „Czegokolwiek nie uczyniliście jednemu z tych, którzy mi ufają – choćby był on najniżej postawiony lub najmniej znaczący – tego mnie nie uczyniliście!”. I ci ostatni zostaną zabrani sprzed mego oblicza do miejsca wiecznej kaźni. Pierwszym zaś zostanie nadana godność sprawiedliwych i oni wejdą do mojego odwiecznego i nieskończonego Życia. Tymi słowami Jezus zakończył nauczycielski etap swojej służby. Niedługo potem powiedział do swych uczniów: — Jak wiecie, za dwa dni zaczyna się Pascha. Wtedy właśnie ja, Syn człowieczy, zostanę wydany na ukrzyżowanie. W tym samym czasie arcykapłani i starsi ludu zebrali się na dziedzińcu u arcykapłana Kajfasza. Tam uradzili, że zabiją Jezusa. Uzgodnili również, że użyją podstępu, by Go aresztować. Zdecydowali jednak nie czynić tego podczas święta, aby nie prowokować rozruchów wśród ludu. Jezus tymczasem udał się do Betanii, gdzie zatrzymał się w domu Szymona, którego kiedyś uzdrowił z trądu. Tam też pojawiła się pewna kobieta z alabastrowym flakonikiem bardzo drogiego olejku. Kiedy weszła, Jezus właśnie spoczywał przy stole. Ona zaś podeszła i wylała na Jego głowę całą zawartość przyniesionego flakonu. Widząc to, niektórzy z uczniów zaczęli się oburzać i tak mówić: — Jaka to ogromna strata! Przecież można było ten olejek drogo sprzedać, a pieniądze rozdać ubogim! Gdy Jezus to usłyszał, rzekł do nich: — Dlaczego sprawiacie przykrość tej kobiecie? Przecież ona wyświadczyła mi dobry uczynek! Biednych zawsze będziecie mieli między sobą, mnie zaś nie. Ona, wylewając olejek na moje ciało, przygotowała je do pogrzebu. Z tego powodu oświadczam wam, że gdziekolwiek na świecie będzie głoszona Dobra Wiadomość o Królestwie Niebios, to wydarzenie zawsze będzie wspominane na jej pamiątkę. Wtedy jeden z Dwunastu – Judasz zwany Iskariotą – opuścił ich i poszedł do arcykapłanów. Powiedział do nich: — Ile mi dacie za wydanie Go w wasze ręce? Ci zaś natychmiast odliczyli mu trzydzieści srebrnych monet. Od tego momentu Judasz szukał okazji, aby wydać im Jezusa. Tuż przed Świętem Przaśników uczniowie podeszli do Jezusa i spytali: — Gdzie mamy przygotować Ci paschę? A On rzekł: — Idźcie do miasta, do znanego wam człowieka, i tak mu powiedzcie: „Nauczyciel mówi: «Mój czas jest już bliski. U ciebie spożyję dzisiaj paschę z moimi uczniami»”. Uczniowie uczynili, jak im Jezus polecił, i w ustalonym miejscu przygotowali paschalnego baranka. A kiedy nadszedł wieczór, Jezus zasiadł do posiłku wraz z Dwunastoma. Gdy jedli, Jezus rzekł: — Oświadczam wam, że jeden z was, jedzących teraz ze mną, zdradzi mnie. Ta wiadomość bardzo zasmuciła uczniów i jeden przez drugiego zaczęli się dopytywać: — Chyba nie o mnie myślisz, PANIE? On zaś tak odpowiedział: — Wyda mnie ten, który w czasie tej wieczerzy będzie ze mną sięgać do jednej misy. Wprawdzie ja, Syn człowieczy, odchodzę, zgodnie z tym, co o mnie zapowiedziano w Pismach, lecz straszliwa kara czeka tego, który odstąpi i mnie zdradzi. Takiemu lepiej byłoby w ogóle się nie narodzić. Wtedy Judasz, który planował Go wydać, spytał: — Czy o mnie mówisz, Mistrzu? Na to Jezus odrzekł: — Sam to stwierdziłeś. Wieczerza trwała dalej. W pewnej chwili Jezus wziął chleb i po modlitwie porozrywał go na kawałki i rozdając uczniom, powiedział: — Weźcie go i posilcie się... Oto moje ciało [tak zostanie rozdarte i złożone w ofierze ]. Potem wzniósł dzban wina i po dziękczynnej modlitwie podał im, mówiąc: — Pijcie z niego wszyscy. Oto moja krew [zostanie wkrótce wylana dla przypieczętowania] Nowego Przymierza, dzięki któremu wielu zostanie uwolnionych od swoich grzechów. Nie będę już więcej pił wina z wami na tym świecie. Razem wypijemy je dopiero w nowej rzeczywistości – w Królestwa Ojca. Po odśpiewaniu hymnu wielbiącego Boga udali się na Górę Oliwną. W drodze Jezus powiedział: — Tej nocy wszyscy zwątpicie we mnie. Jest bowiem napisane: Uderzą Pasterza, a Jego owce się rozproszą. Ja jednak powstanę i przed wami udam się do Galilei. Wtedy Piotr zadeklarował: — Choćby wszyscy się załamali i odpadli, ja nigdy nie odstąpię od Ciebie! Jezus tak mu odrzekł: — A ja cię zapewniam, że jeszcze tej nocy, zanim straże odtrąbią sygnał zwany pianiem koguta, ty trzy razy się mnie wyprzesz. Wówczas Piotr odparł: — Choćbym miał z Tobą umrzeć, nie odstąpię od Ciebie! Podobne zapewnienia padały z ust wszystkich uczniów. Tak rozmawiając, dotarli do miejsca zwanego Getsemani. Tam Jezus rzekł do uczniów: — Usiądźcie tutaj i poczekajcie. Chcę bowiem pomodlić się na osobności. I wziąwszy ze sobą Piotra oraz dwóch synów Zebedeusza, odszedł na bok. Wówczas ogarnęły Go wielki smutek i przygnębienie. Wyznał to swym towarzyszom, mówiąc: — Jestem straszliwie przygnębiony. Bądźcie blisko i czuwajcie ze mną. Odsunąwszy się nieco, padł na twarz i modlił się takimi słowami: — Abba, Kochany Ojcze, jeśli jest to możliwe, niech ominie mnie puchar Twego gniewu. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się dokonuje. Po pewnym czasie wrócił do trójki uczniów i zastał ich śpiących. Wtedy, trącając Piotra, powiedział: — Nawet przez jedną godzinę nie daliście rady czuwać ze mną? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie polegli w czasie nadchodzącej próby. Chociaż duch jest w was ochoczy, to jednak wasza grzeszna natura ciągle was osłabia. Gdy odszedł po raz drugi, znów się modlił słowami: — Abba, Kochany Ojcze, skoro nie jest możliwe, aby ominął mnie puchar Twego gniewu tak, bym nie musiał z niego pić, niech się stanie Twoja wola. A gdy po raz drugi wrócił do uczniów, znów zastał ich śpiących, gdyż ich oczy były ociężałe. Zostawił więc ich, jak byli, i raz jeszcze oddalił się na modlitwę. Wówczas po raz trzeci wypowiedział podobne słowa. Gdy wrócił do uczniów, rzekł: — Ciągle śpicie i odpoczywacie? Blisko jest już chwila, gdy ja, Syn człowieczy, oddam się w ręce grzeszników. Podnieście się, ponieważ nadchodzi ten, który mnie zdradził. W chwili gdy Jezus kończył wypowiadać te słowa, zjawił się Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim liczna gromada sług wysłanych przez arcykapłanów i przywódców ludu. Przyszli po Niego z mieczami i włóczniami. Ten zaś, który stał się odstępcą, umówił się z nimi na taki znak: — Aresztujcie tego, którego powitam przyjacielskim pocałunkiem. To będzie ten człowiek. I natychmiast podszedł do Jezusa, mówiąc: — Witaj, Mistrzu! — i ucałował Go. Jezus zaś tak odpowiedział: — Po co przyszedłeś, druhu? Widząc dany im znak, słudzy arcykapłanów rzucili się na Jezusa i pojmali Go. W tym momencie jeden z uczniów Jezusa wyciągnął miecz i zaatakował pachołka arcykapłana, odcinając mu ucho. Jezus tak na to zareagował: — Schowaj miecz, gdyż wszyscy, którzy chwytają za miecze, od mieczy też poginą. Czy nie rozumiesz, że w każdej chwili, gdybym tylko poprosił Ojca, On natychmiast postawiłby do mojej dyspozycji więcej niż dwanaście legionów aniołów? Lecz jak wówczas miałoby się zrealizować to, co zapowiedziano w Pismach? A zwracając się do przybyłych, Jezus powiedział: — Przyszliście po mnie niczym po bandytę – z mieczami i włóczniami! A przecież codziennie nauczałem w świątyni. Dlaczego wówczas mnie nie aresztowaliście?! Wszystko to wydarzyło się dokładnie tak, jak to zapowiadały pisma prorockie. Wtedy w popłochu wszyscy uczniowie opuścili Jezusa, a nasłani słudzy związali Go i poprowadzili do arcykapłana Kajfasza, u którego już wcześniej zebrali się uczeni w Piśmie i przywódcy ludu. Piotr zaś, zachowując znaczną odległość, podążał za Jezusem, aż doszedł do rezydencji arcykapłana. Tam wszedł do środka i na dziedzińcu usiadł przy strażnikach, by zobaczyć, co dalej będzie się działo. W tym czasie arcykapłani wraz z całym Sanhedrynem przesłuchiwali fałszywych świadków, gotowych zeznawać przeciwko Jezusowi. Chcieli bowiem wydać Go na śmierć. Nie mogli jednak znaleźć żadnego, odpowiedniego do tego celu, pretekstu, choć przesłuchali już wielu fałszywych świadków. W końcu przyprowadzono jeszcze dwóch, którzy oświadczyli: — Ten człowiek powiedział: „Mogę zburzyć Bożą świątynię i w ciągu trzech dni ją odbudować ”. Na to arcykapłan wstał i, zwracając się do Jezusa, powiedział: — Jak odpowiesz na to, co ci ludzie przeciw tobie zeznają? Jezus jednak milczał. W końcu arcykapłan zakrzyknął: — Zaprzysięgam cię na Boga Żywego, abyś wyznał nam, czy jesteś Mesjaszem, Synem Bożym! Wtedy Jezus odezwał się: — Przecież sam właśnie to powiedziałeś! Ja tylko dodam, że już niedługo zobaczycie mnie, Syna człowieczego, zasiadającego w pełni władzy i chwały Boskiego Majestatu, oraz jak w obłoku będę zstępować z Niebios. Na to arcykapłan rozdarł szaty i wykrzyknął: — Bluźnierstwo! Bluźnierstwo! On wyrzekł bluźnierstwo! Czy potrzeba wam jeszcze więcej świadków?! Sami usłyszeliście to bluźnierstwo! Jaki jest wasz wyrok?. A oni, odpowiadając, zakrzyknęli: — Śmierć! On zasługuje na śmierć! Wtedy jedni zaczęli pluć Mu w twarz, a inni zawiązali Jezusowi oczy i, bijąc Go, wołali szyderczo: — No, „mesjaszu”, prorokuj nam teraz, kto ciebie uderzył! Tymczasem Piotr siedział na zewnętrznym dziedzińcu. W pewnej chwili jedna ze służących podeszła do niego i powiedziała: — Ty też byłeś z Jezusem Galilejczykiem! On jednak zaprzeczył, oświadczając przy obecnych: — Nie wiem, o czym mówisz, kobieto! A kiedy przesunął się bliżej bramy, dojrzała go inna służąca i powiedziała do zebranych tam ludzi: — O, ten również był z Jezusem Nazarejczykiem! A Piotr ponownie zaprzeczył: — Przysięgam, że nie znam tego człowieka! Oni jednak zbliżyli się do Piotra i powiedzieli: — Rzeczywiście, zdradza cię twój akcent! Wygląda na to, że i ty jesteś jednym z nich! Wtedy Piotr znów zaczął się zaklinać i przysięgać, mówiąc: — Nie znam tego człowieka! I po chwili rozległ się sygnał trąbki zwany pianiem koguta. Wówczas Piotr przypomniał sobie, co powiedział Jezus: „Zanim straże odtrąbią sygnał zwany pianiem koguta, ty trzy razy się mnie wyprzesz”. Wyszedł więc na zewnątrz i gorzko zapłakał. Wczesnym rankiem wszyscy arcykapłani i przywódcy ludu podjęli uchwałę o wydaniu Jezusa na śmierć. Kazali więc Go związać i zaprowadzić do Piłata, który w tym czasie pełnił w Judei funkcję rzymskiego namiestnika. Tymczasem Judasz, który zdradził Jezusa, widząc, że został On niesłusznie skazany, pożałował tego, co zrobił. Postanowił więc zwrócić otrzymane wcześniej trzydzieści srebrnych monet. Gdy wrócił do arcykapłanów i przywódców ludu, powiedział: — Zgrzeszyłem, wydając niewinnego człowieka na śmierć! Oni zaś tak mu odpowiedzieli: — A nam co do tego?! To twój problem! Wtedy on cisnął srebrne monety w kierunku przybytku i odszedł. Następnie udał się w mało uczęszczane miejsce i powiesił się. Tymczasem arcykapłani zgarnęli rzucone pieniądze, mówiąc: — Nie powinniśmy wkładać ich do świątynnego skarbca, ponieważ są zapłatą za krew. Po naradzie postanowili za nie kupić pole pewnego garncarza z przeznaczeniem na cmentarz dla cudzoziemców. Z tego powodu miejsce to do dzisiaj nazywa się Polem Krwi. W taki sposób zrealizowało się słowo wypowiedziane przez proroka: I wypłacili trzydzieści srebrnych monet. Tak mnie wycenili synowie Izraela. Wręczyli te pieniądze garncarzowi, jak to było zapowiedziane przez Boga. Tymczasem Jezus został postawiony przed namiestnikiem, a ten z sarkazmem zapytał: — A więc jesteś „królem żydowskim”? W odpowiedzi Jezus zapytał go: — Czy takie jest twoje przekonanie?. W czasie gdy był oskarżany przez arcykapłanów i przywódców ludu, Jezus w ogóle nie odzywał się. W końcu Piłat zwrócił się do Niego słowami: — Słyszysz, w ilu sprawach cię oskarżają? Lecz Jezus nadal nie reagował na żadne z oskarżeń. Jego postawa wprawiła namiestnika w niemałe zdziwienie. A panował wówczas zwyczaj, że z okazji święta namiestnik ułaskawiał jednego z więźniów, o którego prosił lud. Ponieważ w twierdzy trzymano w tym czasie jeszcze innego, znacznego więźnia o imieniu Jezus, powszechnie zwanego Barabaszem, Piłat zwrócił się do zebranego ludu: — Którego chcecie, abym wam uwolnił: Jezusa zwanego Barabaszem czy Jezusa zwanego Mesjaszem? Widział bowiem, że arcykapłani i przywódcy wydali Jezusa przez zawiść, a ponadto, gdy już zasiadał na sędziowskiej ławie, otrzymał od swej żony wiadomość: Tylko nie wmieszaj się przypadkiem w sprawy tego Sprawiedliwego. Ostatniej nocy, we śnie, bardzo cierpiałam z Jego powodu. Tymczasem arcykapłani i przywódcy ludu podburzyli tłum tak, by domagał się uwolnienia Barabasza, a dla Jezusa żądał kary śmierci. Kiedy więc namiestnik zapytał powtórnie: — Którego z tych dwóch chcecie, abym wam uwolnił? Tłum wrzasnął: — Barabasza!!! Wtedy Piłat spytał: — Co zatem chcecie, abym uczynił z Jezusem, nazywanym Mesjaszem? Na to wszyscy zaczęli wołać: — Na krzyż z nim! Na krzyż z nim! A kiedy namiestnik zapytał: — Ale co złego ten wam uczynił? oni jeszcze głośniej skandowali: — Na krzyż z nim! Na krzyż z nim! Gdy Piłat zobaczył, że nie jest w stanie niczego osiągnąć, lecz przeciwnie, powstaje coraz większy zamęt, zażądał, by podano mu wodę i, obmywając ręce, powiedział do tłumu: — Patrzcie! Umywam me ręce na znak, że nie jestem winien krwi tego człowieka! W odpowiedzi zebrany tłum ryknął: — Niech jego krew spadnie na nas i na dzieci nasze!. Wówczas Piłat uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał wychłostać i ukrzyżować. Po otrzymaniu tego rozkazu żołnierze namiestnika zabrali Jezusa do pretorium, gdzie zwołali resztę kohorty. Zerwali z Niego ubranie i okryli Go szkarłatnym płaszczem. Spletli też „koronę” z gałązek kolczastego krzewu i wcisnęli Mu ją na głowę. Do prawej ręki wetknęli Mu trzcinową rózgę i, błaznując, przyklękali przed Nim, mówiąc z szyderstwem: — Bądź pozdrowiony, „królu żydowski”!. Pluli też na Niego i trzcinowymi rózgami bili po głowie. Gdy już znudziły się im te wygłupy, zerwali z Jezusa purpurowy płaszcz, oblekli Go w Jego szaty i wyprowadzili na ukrzyżowanie. Idąc, spotkali pewnego człowieka z Cyreny, który miał na imię Szymon. Jego to przymusili, by niósł belkę krzyżową za Jezusa. Kiedy doszli do miejsca zwanego Golgota, co tłumaczy się „Miejsce Czaszki”, dali Jezusowi do wypicia wino zaprawione goryczką. Lecz On, po skosztowaniu, odmówił wypicia go. Po ukrzyżowaniu podzielili między sobą Jego szaty, rozstrzygając to losami. Następnie usiedli, pilnując porządku. Nad Jego głową umieścili tabliczkę z tytułem winy: TO JEST JEZUS, KRÓL ŻYDOWSKI. Wraz z Nim ukrzyżowano dwóch bandytów: jednego po prawej, a drugiego po lewej Jego stronie. Wielu z tych, którzy tam przyszli, bluźniło Mu. Z drwiną potrząsali głowami i wołali: „Ty «burzycielu świątyni», który twierdziłeś, że odbudujesz ją w ciągu trzech dni, uwolnij teraz sam siebie! Skoro jesteś «synem» Boga, zejdź teraz z krzyża!”. W podobny sposób arcykapłani, uczeni w Piśmie oraz przywódcy ludu szydzili z Niego słowami: „Innych ratował, lecz siebie nie potrafi!”, „Jeśli jest królem Izraela, niech zejdzie z krzyża, a wówczas uwierzymy w Niego”, „Zaufał Bogu! Niech On go wyratuje! Jeśli go miłuje, niechaj go wybawi. Przecież mówił, że jest synem Boga. Również ukrzyżowani obok Niego bandyci urągali Mu. W południe całą Ziemię ogarnęła ciemność, która trwała blisko trzy godziny. Około godziny piętnastej Jezus donośnie zawołał: — Eli, Eli, lema sabachtani?! co znaczy: „Boże mój, Boże mój! Czemuś się oddalił?!”. Stojący tam ludzie, słysząc Jego głos, mówili: — Chyba woła Eliasza! Wtedy jeden z nich pobiegł i przyniósł gąbkę nasączoną winnym octem. Nadział ją na pręt spleciony z trzciny i podsunął Jezusowi do zgaszenia pragnienia. Lecz inni, pełni szyderstwa, mówili: — Przestań! Zobaczymy, czy przyjdzie Eliasz, aby go uwolnić. A Jezus ponownie zawołał donośnym głosem i wydał ostatnie tchnienie. W tej samej chwili zasłona, która w przybytku oddzielała miejsce święte od najświętszego, rozdarła się na dwoje – od góry do dołu! Ziemia zadygotała, a skały zaczęły pękać! Wiele grobów otworzyło się, wyrzucając ze swych wnętrz ciała zmarłych! Po zmartwychwstaniu Jezusa ciała tych ludzi zniknęły. Weszli bowiem do Świętego Miasta, aby w widzialny sposób stać się świadectwem dla wielu. Gdy centurion wraz z wartownikami trzymającymi straż przy krzyżu Jezusa poczuli dygotanie ziemi i zobaczyli, co dzieje się dookoła, bardzo się zlękli i przyznali: — On naprawdę musiał być Bożym Synem! Było tam również mnóstwo kobiet, które, przyglądając się z oddali, były świadkami wszystkiego. Wiele z nich, usługując Jezusowi, towarzyszyło Mu już od czasów Jego działalności w Galilei. Wśród nich znajdowała się Maria z Magdali, Maria – matka Jakuba i Józefa, a także matka synów Zebedeusza. Późnym popołudniem pojawił się także pewien bogaty człowiek pochodzący z Arymatei. Miał on na imię Józef i również był uczniem Jezusa. Udał się on do Piłata i poprosił o ciało Jezusa, a namiestnik nakazał wydać je temu człowiekowi. Józef, wziąwszy ciało, owinął je czystym płótnem i złożył w nowym grobowcu, który wcześniej kazał dla siebie wykuć w skale. Następnie zamknął wejście do grobowca, zataczając wielki kamień, i odszedł. Świadkami tego były Maria z Magdali oraz druga Maria. Kobiety te jeszcze przez dłuższy czas pozostały przy grobie. Nazajutrz, to znaczy następnego dnia po Dniu Przygotowania, arcykapłani i faryzeusze zgromadzili się przed domem Piłata i poprosili: — Panie, przypomnieliśmy sobie, że ów oszust jeszcze za życia powiedział: „W ciągu trzech dni zmartwychwstanę”. Każ więc zabezpieczyć jego grób aż do końca trzeciego dnia, by jego uczniowie nie wykradli ciała i nie zaczęli opowiadać ludowi, iż powstał z martwych. Takie oszustwo bowiem byłoby jeszcze gorsze od tego, które on sam głosił. Piłat zaś tak im odpowiedział: — Dobrze, dam wam żołnierzy. Idźcie z nimi i zabezpieczcie grób, jak umiecie. Poszli więc i zabezpieczyli grób, pieczętując kamień wejściowy i stawiając przy nim oddział wartowniczy. Kiedy minął szabat, pierwszego dnia tygodnia, zanim jeszcze wstało słońce, Maria z Magdali wraz z drugą Marią Zbliżając się do grobu, poczuły mocny wstrząs. Okazało się, iż anioł Boży zstąpił z Niebios, odtoczył kamień sprzed wejścia do grobowca i usiadł na nim. Twarz anioła jaśniała wielkim blaskiem, a jego odzienie skrzyło się niczym świeży śnieg. Na jego widok strażników ogarnęła zgroza. Wprost zamarli ze strachu. Tymczasem anioł zwrócił się do kobiet takimi słowami: — Wy nie musicie się lękać, gdyż wiem, że szukacie Jezusa, który został ukrzyżowany. Jednak nie ma Go tutaj, ponieważ zmartwychwstał, dokładnie tak jak zapowiadał! Podejdźcie bliżej, by zobaczyć miejsce, gdzie złożone było Jego ciało! A teraz szybko wróćcie do Jego uczniów i powiedzcie im: „On powstał z martwych i zamierza udać się do Galilei. Tam Go ujrzycie!”. To wszystko, co miałem wam do zakomunikowania. Kobiety przepełnione bojaźnią i wielką radością szybko ruszyły od grobu do uczniów, by przekazać im otrzymaną wiadomość. Wtedy sam Jezus ukazał się im na drodze i rzekł: — Witajcie. Wówczas Jezus rzekł: — Nie lękajcie się. Idźcie czym prędzej powiedzieć moim braciom, by się udali do Galilei. Tam również oni mnie ujrzą. Gdy one poszły, wartownicy pełniący straż przy grobie pobiegli do miasta, by powiadomić arcykapłanów o zaistniałym wydarzeniu. Ci natychmiast zgromadzili przywódców ludu i po naradzie dali żołnierzom dużą kwotę pieniędzy, nakazując: — Rozgłaszajcie, że to jego uczniowie przyszli w nocy i wykradli jego ciało, kiedy spaliście. Gdyby ta informacja dotarła do namiestnika, my go uspokoimy i wybawimy was z kłopotów. Żołnierze przyjęli pieniądze i uczynili, jak im polecono. Stąd aż do dzisiaj pogłoska ta szerzy się pomiędzy Żydami. Tymczasem Jedenastu, po otrzymaniu wiadomości, udało się do Galilei, na górę wskazaną im wcześniej przez Jezusa. Tam z pokorą wyczekiwali Go, choć niektórzy z nich nadal w sercach żywili wątpliwości. W końcu pojawił się Jezus. Podszedł do nich i powiedział: — Do mnie należy wszelka władza, zarówno w Niebiosach, jak i na Ziemi. Bez obaw więc idźcie na cały świat, by moimi uczniami czynić ludzi ze wszystkich narodów. Nasycajcie ich poznaniem natury Boga, zanurzając w charakter Ojca i Syna, i Ducha Uświęcającego przez nauczanie, jak w praktyce mają trwać we wszystkim, co wam przekazałem, a ja – w tym dziele – będę z wami przez wszystkie dni aż do końca obecnego czasu. Oto Dobra Wiadomość o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym. Zgodnie z tym, co zostało zapisane w zwoju proroka Izajasza: Oto Ja wysyłam swojego posłańca, by drogę mi przygotował. oraz: Słyszę głos wołający na pustkowiu: „Wyrównajcie swe drogi przed przyjściem PANA! Uporządkujcie swe sprawy, zanim przyjdzie nasz Bóg!”, na pustkowiach Judei rozpoczął działalność Jan, który wzywał Żydów do pełnego wodnego zanurzenia jako wyrazu opamiętania się, które jest niezbędne do odpuszczenia grzechów. Do Jana garnęła się cała Judea. Także wielu mieszkańców Jerozolimy przychodziło do niego. Wszyscy oni byli zanurzani w wodach Jordanu. W trakcie tej ablucji uznawali swoją grzeszność. Jan był skromnym człowiekiem. Nosił na sobie odzienie z wielbłądziej sierści spięte na biodrach skórzanym pasem i żywił się szarańczą oraz miodem dzikich pszczół. Niczym herold nawoływał: — Ktoś potężniejszy ode mnie idzie za mną. Nawet na kolanach nie jestem godzien rozwiązywać rzemieni u Jego sandałów. Ja zanurzam was jedynie w wodę, lecz On, gdy przyjdzie, zanurzy was w Ducha Uświęcenia! W tym właśnie czasie przybył do Jana Jezus, który pochodził z miasteczka Nazaret, położonego w Galilei, by dać się zanurzyć w wodach Jordanu. A wychodząc z wody, natychmiast ujrzał otwierające się nad Nim Niebiosa i Ducha, który łagodnie – niczym synogarlica – spoczął na Nim. Wtedy także dał się słyszeć z Niebios Głos: — Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w którym złożyłem całość moich planów. Zaraz potem Duch poprowadził Jezusa na pustkowie, gdzie nie było ludzi, tylko dzikie zwierzęta. Tam przez czterdzieści dni był kuszony przez szatana. Potem przystąpili do Niego aniołowie, by Mu usługiwać. A kiedy Jan został uwięziony, Jezus udał się do Galilei. Tam dalej głosił Bożą Dobrą Wiadomość i nauczał: — Czas ustalony przez Boga dopełnił się. Właśnie przybliżyło się do was Królestwo Boże. Opamiętajcie się więc i zaufajcie Dobrej Wiadomości o Bożym Królestwie! Pewnego dnia Jezus, przechodząc obok Jeziora Galilejskiego, zobaczył Szymona i Andrzeja, jego brata, zarzucających z brzegu do jeziora sieci obręczowe. Byli bowiem rybakami. Powiedział do nich wówczas: — Chodźcie ze mną, a ja nauczę was, jak łowić ludzi. Oni natychmiast odłożyli swe sieci i poszli za Nim. Idąc dalej, zobaczył dwóch innych rybaków: Jakuba, syna Zebedeusza, i jego brata Jana układających sieci w łodzi. Ich także wezwał, a oni również od razu zostawili łódź oraz swego ojca, Zebedeusza, razem z najętymi przez niego robotnikami, i ruszyli za Nim. Gdy przybyli do Kafarnaum, Jezus w najbliższy szabat udał się do synagogi, by nauczać. Zebrani tam Żydzi wprost nie mogli się nadziwić Jego Słowu, gdyż mówił bardzo autorytatywnie, a nie jak uczeni w Piśmie. W synagodze znajdował się pewien człowiek, będący pod wpływem nieczystego ducha. W pewnym momencie zaczął on wołać: — Po co wtrącasz się w nasze sprawy, Jezusie z Nazaretu?! Wiem, kim jesteś, Święty Boże. Wiem także, iż przyszedłeś, by nas zgubić! Na to Jezus skarcił go słowami: — Milcz i wyjdź z niego! Wtedy duch nieczysty wstrząsnął ciałem owego człowieka, ryknął wielkim głosem, po czym go opuścił. Wszyscy zebrani zaczęli mówić między sobą zdumieni: — Co się dzieje? Czyżby to była jakaś nowa nauka wspierana wielkim autorytetem, dzięki któremu On wydaje rozkazy nawet nieczystym duchom, a te Go słuchają? Wieść o Jezusie szybko rozeszła się po całej okolicy w tej części Galilei. Po wyjściu z synagogi udali się natychmiast do domu Szymona i Andrzeja. Jakub i Jan również byli z nimi. Tam zastali teściową Szymona leżącą w gorączce. Natychmiast powiedziano o tym Jezusowi, On zaś poszedł do niej, wziął za rękę i podniósł ją. Gorączka opuściła ją natychmiast, tak iż była w stanie im usługiwać. Zaraz po zachodzie słońca ludzie zaczęli znosić do Niego wszystkich chorych i opętanych. Całe miasteczko zebrało się u drzwi domu, w którym przebywał. Wtedy uzdrowił wielu cierpiących na przeróżne choroby i wypędził mnóstwo demonów. Jednak nie pozwalał przemawiać tym duchom, gdyż nie chciał, by ludzie z ich ust dowiadywali się, kim jest. Po nocy spędzonej w domu Szymona, wczesnym rankiem, gdy było jeszcze ciemno, Jezus udał się na pustkowie, by się modlić. Po jakimś czasie Szymon wraz z innymi poszedł Go szukać. A kiedy Go znaleźli, rzekli: — Wszyscy Cię szukają. Wtedy On powiedział: — Ruszajmy dalej, do kolejnych miasteczek, aby i tam głosić Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie. Po to bowiem przyszedłem na ten świat. I przemierzał całą Galileę, nauczając w żydowskich synagogach i wyrzucając demony. Pewnego dnia w jakimś miejscu zbliżył się do Jezusa trędowaty i, klękając, błagał Go z daleka: — Czy nie zechciałbyś mnie oczyścić?! Jezus zaś, zdjęty litością, podszedł do niego, wyciągnął rękę, dotknął go i powiedział: — Owszem, chcę, bądź oczyszczony! I w jednej chwili trąd opuścił chorego i stał się on czysty. Następnie Jezus polecił mu odejść, surowo przykazując: — Pamiętaj, abyś nikomu nic o tym nie mówił, lecz pójdź natychmiast pokazać się kapłanom i złóż ofiarę za swe oczyszczenie zgodnie z tym, co nakazał Mojżesz. Niech twoje oczyszczenie będzie świadectwem dla nich. Jednak człowiek ten nie posłuchał Jezusa i zaraz po odejściu zaczął wszędzie opowiadać o tym, co się wydarzyło. W rezultacie Jezus nie mógł już zgodnie z Prawem wejść do jakiegokolwiek miasta w tamtej okolicy, lecz musiał zatrzymywać się na zewnątrz w odosobnionych miejscach. Mimo to ludzie ze wszystkich stron schodzili się do Niego. Po pewnym czasie Jezus wrócił do Kafarnaum. Ludzie szybko się dowiedzieli, iż jest w domu Piotra. Przyszło ich tam tak wielu, że nie było miejsca nawet przed drzwiami, a On głosił im Boże Słowo. W pewnym momencie pojawiło się czterech mężczyzn z noszami, którzy przynieśli do Jezusa sparaliżowanego człowieka. Z uwagi na tłum nie mieli jednak jak przedostać się do Niego. Wdrapali się zatem na budynek i tam, nad Jezusem, zdjęli część dachu. Następnie spuścili do środka nosze ze sparaliżowanym. Jezus zaś, widząc ich ufną determinację, powiedział do sparaliżowanego: — Synu, twoje grzechy zostają ci odpuszczone! W tym czasie siedziało przy Jezusie kilku uczonych w Piśmie. W ich sercach natychmiast zrodziły się myśli: „Co On wygaduje? Przecież to bluźnierstwo! Któż inny może odpuszczać grzechy, jeśli nie sam Bóg?”. Jezus w duchu natychmiast poznał ich myśli. Przemówił więc do nich słowami: — Dlaczego pozwalacie, by złe myśli nurtowały wasze serca? Rozważcie tylko, co jest łatwiejsze do wykonania: powiedzieć sparaliżowanemu, że został uwolniony od swoich grzechów, czy sprawić, by wstał, wziął swoje nosze i zaczął chodzić? Lecz abyście w końcu pojęli, że człowiek podczas swego życia na Ziemi ma możność odpuszczania grzechów, patrzcie... I zwracając się do sparaliżowanego, rzekł: — Wstań, podnieś swe nosze i idź do domu! Ten zaś od razu wstał, podniósł swe nosze i odszedł na oczach tłumu. Wszyscy oniemieli ze zdumienia, a potem wielbili Boga i mówili między sobą: — Czegoś takiego nigdy wcześniej nie widzieliśmy! Zaraz potem Jezus ponownie udał się nad jezioro. Wielka liczba ludzi poszła za Nim, a On tam ich nauczał. Wracając, ujrzał pewnego człowieka imieniem Lewi, syna Alfeusza, który pracował w punkcie poboru podatków. Jezus zbliżył się do niego i powiedział: — Przyłącz się do mnie! Ten zaś natychmiast wstał i zaczął Mu towarzyszyć. Pewnego dnia Lewi zaprosił Jezusa do swego domu. Tam przyłączyło się do nich wielu poborców podatkowych i grzeszników, którzy wraz z Jezusem i Jego uczniami zajęli miejsca przy jednym stole. Okazało się, że wielu z nich już od dawna chodziło za Jezusem. Gdy faryzeusze zobaczyli, że Jezus je z grzesznikami i poborcami podatkowymi, przystąpili do Jego uczniów z pytaniem: — Dlaczego wasz nauczyciel siada do stołu z poborcami oraz innymi grzesznikami? Jezus, słysząc to, sam im odpowiedział: — Lekarza potrzebują ci, którzy się źle mają, a nie zdrowi. Ja przyszedłem po to, by do opamiętania wezwać grzeszników, a nie tych, którzy sami siebie uważają za sprawiedliwych. Innym razem, gdy uczniowie Jana oraz faryzeusze pościli, do Jezusa podeszli uczeni w Piśmie i zapytali Go: — Dlaczego Twoi uczniowie nie poszczą, podczas gdy uczniowie Jana i faryzeusze czynią to? Jezus zaś tak im odrzekł: — A czy drużbowie oblubieńca zdążający wraz z nim na wesele powinni być pogrążeni w rozpaczy? Przecież byłby to nonsens. Dopiero gdy on zostanie im odebrany, będą pościć i rozpaczać, że nie ma go już między nimi. Posty, o jakich mówicie, przypominałyby raczej reperowanie dziury w starym, spranym płaszczu za pomocą kawałka nowego, niezdekatyzowanego płótna, a tego przecież nikt nie robi. Gdyby ktoś tak uczynił, to owa łata ściągnęłaby stary, sprany materiał i doprowadziła do jeszcze większego rozdarcia. Również dlatego nie wlewa się młodego wina do starych bukłaków. Gdyby tak uczyniono, to ono rozsadziłoby je, a wtedy nie tylko wino by się zmarnowało, ale i bukłaki zostałyby stracone. Młode wino należy wlewać do nowych bukłaków. Pewnego razu w szabat Jezus szedł wzdłuż obsianych pól, a uczniowie podążający za Nim zrywali kłosy zbóż. Faryzeusze, którzy śledzili Jezusa, natychmiast podeszli do Niego z pytaniem: — Dlaczego Twoi uczniowie robią w szabat to, czego nie wolno?. A On odpowiedział im: — Czyżbyście nigdy nie czytali o tym, co zrobił Dawid wraz z innymi, gdy będąc w biedzie, zgłodniał? Były to czasy arcykapłana Abiatara. Nie zważając na nic, Dawid wszedł do Bożego przybytku i spożył chleby pokładne, które były zarezerwowane tylko dla kapłanów. Następnie rozdał je także swoim towarzyszom. Na koniec Jezus tak to podsumował: — Szabat został ustanowiony dla człowieka, a nie człowiek dla szabatu. Dlatego szabat ma służyć człowiekowi, a nie na odwrót. Zaraz potem Jezus wszedł do synagogi. A był tam mężczyzna z całkowicie sztywną ręką. Faryzeusze pilnie obserwowali, czy Jezus, mimo szabatu, uzdrowi tego człowieka. Chcieli bowiem znaleźć jakiś konkretny powód, by Go oskarżyć. Jezus powiedział do niepełnosprawnego: — Stań na środku! Następnie zadał faryzeuszom pytanie: — Powiedzcie, co według was wolno robić w szabat: czynić dobro czy zło, ratować czy niszczyć? Oni jednak milczeli. Twardość ich serc wzbudziła w Jezusie nie tylko smutek, ale i gniew. Nie zwracając dalej na nich uwagi, powiedział do człowieka stojącego na środku: — Wyciągnij rękę! A ten uczynił to, co polecił mu Jezus, i jego ręka została uzdrowiona. Faryzeusze zaś po wyjściu z synagogi uzgodnili ze zwolennikami Heroda, iż zabiją Jezusa. Tymczasem Jezus ze swymi uczniami ruszył ponownie w kierunku jeziora. Wielkie tłumy szły za Nim. Byli to ludzie z Galilei, z Judei, z Jerozolimy, z Idumei, a także z terenów położonych za Jordanem oraz z okolic Tyru i Sydonu. Przychodzili do Niego, gdyż słyszeli, co czyni. Jezus polecił swym uczniom, by mieli w pogotowiu łódź, na wypadek gdyby nie udało się im zapanować nad tłumem. Ludzie bowiem cisnęli się tak bardzo, iż omal Go nie stratowali. Cierpiący na różnego typu dolegliwości, widząc, jak wielu zostało uzdrowionych przez Jezusa, wprost rzucali się na Niego, by chociaż Go dotknąć. Także duchy nieczyste, widząc Go, padały przed Nim z głośnym wołaniem: — Ty jesteś Synem Boga! Lecz On surowo je karcił, gdyż nie chciał, by ludzie z ich ust dowiadywali się czegokolwiek o Nim. Pewnego dnia przywołał do siebie tych z uczniów, których sam wybrał, i razem z nimi wszedł na wzgórze. A było ich dwunastu. Tam ustanowił ich swymi osobistymi Wysłannikami, czyli Apostołami. Im dał przywilej ciągłego przebywania ze sobą, a także zaczął ich przygotowywać do misji głoszenia Dobrej Wiadomości o Bożym Królestwie. Obdarzył ich także władzą wyrzucania demonów. Tymi Dwunastoma byli: Szymon, którego Jezus nazwał Piotrem, Jakub, syn Zebedeusza, oraz Jan, jego brat, którym Jezus nadał przydomek Boanerges, co znaczy „Synowie Gromu”. Dalej do grona Dwunastu zaliczył: Andrzeja, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna Alfeusza, a także Tadeusza, Szymona Kananejczyka oraz Judasza zwanego Iskariotą, który później Go zdradził. Po tym wydarzeniu Jezus i uczniowie wrócili do Kafarnaum. Tam również zebrał się wielki tłum, który napierał tak bardzo, iż nie mogli spokojnie się posilić. Kiedy zaś członkowie najbliższej rodziny Jezusa dowiedzieli się, że wrócił On do Kafarnaum, natychmiast się tam udali, by Go pochwycić. Słyszeli bowiem plotkę, iż postradał rozum. Pomówienie to rozpowszechniali przybyli z Jerozolimy uczeni w Piśmie, którzy twierdzili, że Jezus ma w sobie Belzebuba i mocą tego zwierzchnika sił ciemności usuwa demony. Tymczasem Jezus przywołał owych uczonych i tak do nich przemówił: — To, co mówicie, nie ma żadnego sensu. W jakim bowiem celu szatan miałby usuwać to, co należy do niego? Przecież żadne królestwo rozdwojone i skłócone wewnętrznie nie może przetrwać, lecz zmierza do zagłady. Podobnie dzieje się z każdym gospodarstwem, które jest wewnętrznie podzielone. Nie ma ono szansy na przetrwanie! Gdyby więc przyjąć waszą logikę i uznać, że szatan występuje przeciwko samemu sobie, oznaczałoby to, iż jego królestwo jest wewnętrznie podzielone, a koniec jego samego bliski. Dlaczego w ogóle nie przychodzi wam na myśl, iż być może ktoś potężniejszy wkroczył na teren szatana, by wyrwać mu to, co do niego należy? Coś takiego nie mogłoby się jednak wydarzyć, gdyby wcześniej ten siłacz i drapieżca nie został pokonany i związany! Dlatego uroczyście oświadczam wam, że wszelkie grzechy i bluźnierstwa, jakie ludzie popełniają przeciwko sobie, mogą zostać im odpuszczone, jednak gdyby ktoś dopuścił się bluźnierstwa względem Ducha Świętego Boga i trwał w tym, nigdy nie otrzyma odpuszczenia, ponieważ taka osoba będzie na wieki winna popełnienia fundamentalnego grzechu. To wszystko Jezus powiedział do nich, ponieważ twierdzili, że jest opętany przez ducha nieczystego. W tym momencie przybyła matka Jezusa wraz z Jego krewnymi. Stanęli oni z dala od tłumu i posłali do Niego wiadomość, by do nich podszedł. Tymczasem przez tłum otaczający Jezusa przebiegła wiadomość: „Twoja matka wraz z Twoją rodziną czekają tam na Ciebie”. On jednak tak się odezwał: — Czy chcecie wiedzieć, kto prawdziwie jest moją rodziną – bliższą mi niż matka i krewni? I ogarniając wzrokiem uczniów zebranych dookoła Niego, rzekł: — Oto moja matka i moja rodzina! Kto pełni wolę Boga, jest mi jak matka, brat, siostra, kuzyn czy kuzynka! Kiedy innym razem Jezus nauczał na brzegu jeziora, znów wielki tłum zebrał się wokół Niego. Wtedy On wsiadł do łodzi i odpłynął nieco od brzegu. Następnie kontynuował swoje nauczanie z wody, podczas gdy słuchające Go tłumy siedziały na lądzie. Opowiedział im wówczas przypowieść: — Posłuchajcie mnie! Pewien siewca udał się na pole, by dokonać zasiewu. Część ziaren, które rzucał, padła na skraj ubitej drogi. Tam szybko pojawiły się ptaki i zaraz je wydziobały. Inne ziarna padły na grunt skalisty, gdzie warstwa ziemi była płytka. I chociaż szybko zakiełkowały, to jednak nie zakorzeniły się. Gdy tylko pojawiło się słońce ze swym żarem, szybko uschły, gdyż nie miały gdzie zapuścić korzenia. Kolejne ziarna padły na glebę pokrytą chwastami i cierniami. Te zaś były tak bardzo rozplenione, że skutecznie zdusiły zasiew, nie dopuszczając, by wydał on plon. Ostatnie ziarna padły na ziemię dobrą i żyzną, obfitującą zbiorami. Te zakiełkowały i wyrosły, dając w jednym miejscu plon trzydziestokrotny, w innym sześćdziesięciokrotny, a jeszcze w innym stokrotny. Na koniec dodał: — Kto może, niech stara się zrozumieć duchowe przesłanie tego, co mówię! Gdy tłum już odszedł, uczniowie, którzy pozostali razem z Dwunastoma, spytali Jezusa o sens tej przypowieści. Wtedy powiedział im: — Wy już rozumiecie tajemnicę Bożego Królestwa, lecz tym, którzy są na zewnątrz, trzeba przedstawiać ją w przypowieściach, aby wyszło na jaw, którzy z nich nie mają w sobie pragnienia wgryzienia się w moje Słowo. Tacy bowiem należą do ludzi, którzy wręcz zasłaniają sobie oczy i uszy swe zatykają, by niczego nie widzieć i niczego nie słyszeć. Nie mają w sercach pragnienia, by pojąć cokolwiek; nie chcą zwrócić się ku mnie, abym ich ocalił. I dalej ciągnął: — Skoro jednak pytacie o znaczenie tej przypowieści, to posłuchajcie, bo jeśli jej nie zrozumiecie, nie będziecie w stanie zrozumieć wszystkich innych, które mam jeszcze do powiedzenia!. Siewcą jestem ja, a ziarnem jest Boże Słowo. Ludzie są rolą. Część z nich ma twarde serca jak gleba na poboczu drogi. Gdy Boże Słowo jest im przedstawiane, oni, chociaż je słyszą, wcale go nie przyjmują. Do takich przychodzi szatan i odbiera im moje Słowo. Inni ludzie mają serca jak grunt skalisty – gdy słyszą Boże Słowo, przyjmują je z radością, są jednak tak płytcy, że Słowo nie jest w stanie zakorzenić się w nich. Z tego powodu łatwo się chwieją i nie wykazują stałości. A kiedy z powodu mojego Słowa przychodzi ucisk, zagrożenie czy prześladowania, zaraz się załamują. Z kolei serca jeszcze innych są jak gleba pokryta chwastami i cierniami. Ci rozumieją dane im Słowo, lecz troski obecnego życia, ułuda bogactwa oraz liczne pożądania zduszają w nich Boże Słowo, tak iż ono nie wydaje w nich żadnego owocu. W końcu są też i tacy ludzie, których serca są niczym ziemia dobra i żyzna. Ci, słysząc Boże Słowo, przyjmują je i wydają jego plon: jedni trzydziestokrotny, inni sześćdziesięciokrotny, a jeszcze inni stokrotny. Innym razem nauczał tłumy w taki sposób: — Czy daje się komuś lampę w tym celu, by skrył ją pod wiadrem albo schował pod łóżkiem? Czy nie powinien jej umieścić raczej na postumencie, tak by widzieli ją wszyscy z daleka? Przecież nie da się ukryć prawdziwej światłości, gdyż nie ma możliwości, by ona się nie uwidoczniła. Kto może, niech stara się zrozumieć duchowe przesłanie tego, co mówię! I jeszcze takimi słowami nauczał tłumy: — Zwracajcie uwagę na to, w co się wsłuchujecie i na czym koncentrujecie, gdyż plon tego otrzymacie, nawet z naddatkiem – według miary poświęconego czasu i uwagi. Każdy bowiem, kto znajduje czas na rozważanie mojego Słowa, otrzyma jego zrozumienie, lecz każdemu, kto nie poświęca mu uwagi, zostanie ono zabrane. Również tymi słowami nauczał tłumy: — Z Królestwem Bożym sprawy mają się tak, jak z ziarnem, które posiano w dobrej glebie. Niezależnie od tego, czy ktoś śpi, czy czuwa, dzień po dniu i noc po nocy ono kiełkuje w nim i wzrasta – nie wiadomo jak i kiedy. Dzieje się tak, gdyż dobra gleba sama z siebie rodzi plon zasianego w niej ziarna, które w niej najpierw kiełkuje, potem wydaje kłos, by w końcu przynieść dojrzałe ziarno. A kiedy gospodarz widzi dojrzały plon, wysyła swych pracowników, by zebrali żniwo. Mówił także: — Czy wiecie, do czego mógłbym porównać jeszcze Królestwo Boże i jakim podobieństwem je opisać? Jest ono niczym ziarno gorczycy, które – choć najmniejsze ze wszystkich nasion – posiane w dobrej ziemi szybko kiełkuje, a wyrastająca z niego roślina przewyższa wszelkie warzywa. Wypuszcza również wielkie gałęzie, w których cieniu ptaki budują swoje gniazda. Tego rodzaju przypowieściami Jezus dzień po dniu nauczał tłumy, dostosowując to, co mówił, do ich zdolności rozumienia. Bez przypowieści niczego im nie mówił. Swoim uczniom wyjaśniał zaś wszystko dokładnie, lecz czynił to na osobności. Pewnego dnia pod wieczór Jezus powiedział do uczniów: — Przeprawmy się na drugi brzeg. Zostawili więc tłumy i zabrali Go do łodzi, tak jak stał. Jacyś ludzie przyłączyli się do nich swoimi łodziami. Po pewnym czasie zerwała się gwałtowna nawałnica. Potężne fale zaczęły zalewać łódź, tak iż szybko nabierała wody. Tymczasem Jezus spał na rufie, z głową opartą na burcie. Przerażeni uczniowie obudzili Go słowami: — Nauczycielu, czy nie obchodzi Cię to, iż w każdej chwili możemy zginąć?! Wtedy On podniósł się, skarcił wicher, a jezioru nakazał: — Milcz i uspokój się! Wicher natychmiast ustał i zrobiło się cicho. Do uczniów natomiast powiedział: — Dlaczego jesteście tacy bojaźliwi? Czemu ciągle brak wam ufności?. Lecz oni przerazili się jeszcze bardziej i pytali jeden drugiego: — Kim On jest, że nawet wicher i jezioro są Mu posłuszne?!. Kiedy dotarli na drugi brzeg, do kraju Gergezeńczyków, Jezus wysiadł z łodzi. Tam wyszedł Mu naprzeciw człowiek opętany przez ducha nieczystego. Mężczyzna ten mieszkał na pobliskim cmentarzu, gdzie w jednym z grobowców miał swoje siedlisko. Nawet łańcuchy były za słabe, by nad nim zapanować. Za każdym bowiem razem, gdy zakładano mu kajdany, zrywał je i niszczył. Nikt nie miał siły, aby go ujarzmić. Nocami i dniami tłukł się pośród grobów albo włóczył po górach. Krzyczał przy tym straszliwie i ranił się kamieniami. Ten, gdy tylko dojrzał Jezusa, przybiegł i padł przed Nim na kolana. Następnie wielkim głosem zawołał: — Czego chcesz, Jezusie, Synu Boga Najwyższego?! Błagam Cię, abyś mnie nie dręczył! Wtedy Jezus rozkazał: — Duchu nieczysty, wyjdź z tego człowieka! Dodał też: — Powiedz, jakie jest twoje imię! Duch zaś tak odrzekł: — Nazywam się Legion, gdyż jest nas tu wielu. I prosiły bardzo, by ich nie usuwał z tej krainy. Ponieważ na pobliskim stoku góry pasło się wielkie stado świń, demony zaczęły Go błagać: — Pozwól nam chociaż wejść w to stado świń! Gdy Jezus przystał na to, duchy nieczyste opuściły człowieka i wstąpiły w świnie. Wtedy stado ruszyło szaleńczym pędem i rzuciło się z urwiska prosto w odmęty jeziora. W taki sposób zginęło około dwóch tysięcy świń. Pasterze, którzy ich pilnowali, natychmiast uciekli do pobliskiego miasteczka, rozgłaszając po drodze, co się wydarzyło. Okoliczni mieszkańcy szybko przybyli na miejsce, by obejrzeć wszystko własnymi oczami. Kiedy zbliżyli się do Jezusa i zobaczyli, iż człowiek, który wcześniej był opętany przez legion demonów, teraz siedzi ubrany, mając całkowicie zdrowe zmysły, bardzo się przestraszyli. Świadkowie całego zajścia po raz kolejny opowiedzieli im, co się stało z opętanym i świniami. Wówczas mieszkańcy tej krainy zaczęli prosić, by Jezus oddalił się od nich. A kiedy PAN wsiadł już do łodzi, uwolniony od demonów człowiek prosił, by mógł Mu towarzyszyć. Jednak Jezus nie pozwolił na to, lecz tak mu przykazał: — Wracaj do domu i do swych bliskich, by opowiadać im, jak bardzo PAN ulitował się nad tobą i jak wielkich rzeczy dokonał dla ciebie. I człowiek ten poszedł, rozgłaszając w całym Dekapolu, co Jezus uczynił dla niego. A wszyscy niezmiernie dziwili się temu. Kiedy Jezus powrócił łodzią na drugą stronę jeziora, znów wielki tłum zebrał się wokół Niego. Wtedy to przybiegł do Niego przełożony pobliskiej synagogi imieniem Jair. Padł do stóp Jezusa z żarliwym błaganiem: — Moja córeczka umiera! Przyjdź i połóż na nią swe ręce, by została uratowana i mogła żyć! Jezus natychmiast wyruszył do domu tego człowieka, a wielki tłum poszedł za Nim. Szli w wielkim ścisku, gdyż wszyscy, z każdej strony, starali się przecisnąć do Niego. Pomiędzy nimi znajdowała się pewna kobieta, która od dwunastu lat była umęczona niegojącymi się krwawymi wysiękami. W tym czasie wiele wycierpiała z rąk lekarzy. Wydała na nich cały swój majątek, jednak bez żadnego skutku. Zamiast poprawy, jej stan był coraz gorszy. Kiedy więc dowiedziała się o przybyciu Jezusa, szybko pobiegła do Niego. Przecisnęła się przez tłum i z tyłu dotknęła skraju Jego płaszcza. Była bowiem przekonana, że gdyby udało się jej dotknąć choćby Jego ubrania, zostanie uzdrowiona. I rzeczywiście, gdy tylko to uczyniła, przyczyna jej choroby ustała, a ona sama natychmiast poczuła, iż jest uwolniona z boleści. Jezus od razu zauważył, iż Jego moc została użyta. Natychmiast odwrócił się i spytał: — Kto dotknął mego płaszcza? Lecz uczniowie tak na to zareagowali: — Czy nie widzisz, że tłum napiera ze wszystkich stron? Dlaczego pytasz o to, kto Ciebie dotknął? On jednak szukał wzrokiem osoby, która to uczyniła. Wtedy owa kobieta, bardzo wystraszona – wiedząc, że to o nią chodzi – podeszła i z drżeniem padła przed Nim, wyjawiając całą prawdę. On zaś powiedział: — Córko, twoja ufność sprawiła, że zostałaś uleczona! A teraz idź już w pokoju wolna od cierpienia! Gdy jeszcze wypowiadał te słowa, przybył posłaniec z domu przełożonego synagogi i powiedział: — Twoja córka umarła. Nie ma już sensu trudzić Nauczyciela. Lecz Jezus, słysząc to, powiedział do przełożonego: — Nie lękaj się, tylko mi ufaj! Nie pozwolił dalej komukolwiek towarzyszyć sobie, z wyjątkiem Piotra, Jakuba oraz jego brata, Jana. Razem weszli do domu zwierzchnika synagogi. Tam zastali wielki zamęt. Wiele osób płakało. Część lamentowała wniebogłosy. Wtedy Jezus tak się odezwał: — Po co czynicie zamęt i wznosicie lamenty? Dziecko nie umarło – jedynie zasnęło. Lecz oni zaczęli Go wyśmiewać. Wtedy Jezus kazał usunąć wszystkich z domu, a następnie wraz z rodzicami dziecka i trzema uczniami wszedł do izby, w której złożono ciało. Wziął dziecko za rękę i powiedział: — Talitha kum „Dziewczynko, wstań!”. I dziewczynka natychmiast wstała i zaczęła chodzić, miała bowiem dwanaście lat. Gdy obecni to zobaczyli, kompletnie osłupieli! Następnie Jezus udzielił im wielu wskazówek, których jednak nie mieli dalej rozpowiadać. Polecił także, by dano jej posiłek. Gdy stamtąd odszedł, udał się wraz z uczniami do swego rodzinnego miasta – Nazaretu. Gdy nadszedł szabat, Jezus udał się do synagogi i nauczał. Wiele zgromadzonych tam osób pytało ze zdziwieniem: — Skąd u Niego tyle mądrości? Jakie jest źródło mocy, która przepływa przez Jego ręce? Inni jednak mówili: — Przecież to zwykły cieśla, syn Marii. Czyż Jakub, Jozes, Juda i Szymon nie są Jego kuzynami? Także Jego kuzynki mieszkają pośród nas. Takie gadanie sprawiało, iż w ludzkie serca wkradało się zwątpienie co do Jego osoby. Jezus zaś podsumował to w ten sposób: — Nigdzie prorok nie jest bardziej lekceważony niż w swej ojczyźnie, pośród swych rodaków i we własnym domu. I nie widząc możliwości, by znakami mocy mógł tam kogoś przekonać do głoszonego przesłania, uzdrowił jedynie kilku chorych, wkładając na nich ręce. Poruszony wielkim niedowiarstwem, z jakim się spotkał w Nazarecie, opuścił miasteczko i zaczął nauczać ludzi po okolicznych wsiach. Później przywołał Dwunastu i zaczął ich wysyłać dwójkami, obdarzając ich mocą do wyrzucania duchów nieczystych. Nakazał im przy tym, by nie zabierali ze sobą w drogę niczego poza kijem podróżnym – ani chleba, ani torby, ani żadnych pieniędzy. — Nie bierzcie nawet zapasowego ubrania. Zasznurujcie swe sandały i ruszajcie A na odchodne powiedział jeszcze: — Kiedy zatrzymacie się w jakimś domu, pozostańcie w nim do czasu, aż odejdziecie z danej okolicy. Gdyby zaś ludzie w jakimś miejscu nie chcieli was przyjąć lub choćby wysłuchać, odejdźcie stamtąd, a na znak kary, jaka na nich spadnie, powiedzcie im: „Nie chcemy mieć z wami nic wspólnego”. I wyruszyli w drogę, wzywając lud do opamiętania się i przemiany myślenia. Wyrzucali przy tym demony, chorych nacierali oliwą i leczyli ich. W tym czasie zaczęto już głośno mówić o Jezusie. Słuchy o Nim dotarły także do tetrarchy Heroda. Jedni mówili: — To Jan Chrzciciel, który powstał z martwych i dlatego dokonuje tak wielkich cudów. Inni zaś twierdzili: — To Eliasz. Jeszcze inni utrzymywali, że jest prorokiem niczym nieróżniącym się od innych proroków. Herod, rozważając wszystko, co słyszał, zawyrokował: — Musi to być zmartwychwstały Jan, któremu kazałem ściąć głowę! Herod bowiem jakiś czas wcześniej posłał ludzi, by aresztowali Jana i związanego kazał wrzucić do lochu. Dokonał tego za namową Herodiady, żony swego przyrodniego brata Filipa, którą nieco wcześniej poślubił. Jan piętnował publicznie postępowanie Heroda, mówiąc: „Niedopuszczalne jest, byś poślubił żonę swego brata za jego życia ”. Herodiadzie bardzo się to nie podobało, więc ze wszystkich sił dążyła do tego, by zgładzić Jana. Ciągle jednak nie miała ku temu dobrej okazji, gdyż Herod czuł bojaźń przed Janem, uważając go za człowieka sprawiedliwego i świętego. Chronił więc jego życie. Często wzywał go i chętnie słuchał, choć za każdym razem odczuwał w sercu niepokój. W końcu Herodiada znalazła dogodną sposobność, by zrealizować swój plan. Stało się to podczas uczty, którą Herod wydał z okazji swoich urodzin. Zaprosił na nią wielu dostojników, wyższych dowódców wojskowych i najznamienitsze osoby z całej Galilei. Córka Herodiady zabawiała wszystkich tańcem, czym wprawiła Heroda i jego gości w świetny nastrój. Rozochocony król powiedział wówczas do dziewczyny: — Proś mnie, o co chcesz, a dam ci to! I wobec wszystkich złożył przysięgę: — Otrzymasz wszystko, o cokolwiek byś poprosiła, nawet połowę mojego królestwa! Dziewczyna szybko pobiegła do matki z pytaniem: — O co mam prosić? Ta zaś odparła: — Proś o głowę Jana Chrzciciela! Dziewczyna wróciła więc do króla i powiedziała: — W takim razie każ podać mi na tacy głowę Jana Chrzciciela! Król natychmiast pożałował danej obietnicy, jednak ze względu na złożoną przy gościach przysięgę nie śmiał jej odmówić. Posłał więc przybocznego gwardzistę z rozkazem przyniesienia głowy Jana. Ten udał się do więzienia i ściął Jana. Następnie przyniósł na tacy jego głowę i podał dziewczynie, która przekazała ją matce. Gdy uczniowie Jana dowiedzieli się o tym, przyszli do więzienia, zabrali zwłoki i złożyli je w grobowcu. Tymczasem Dwunastu wysłanników wróciło do Jezusa i zdali Mu relację ze wszystkiego, czego nauczali i co czynili. Po wysłuchaniu ich Jezus powiedział: — Usuńmy się teraz gdzieś na ubocze, by nieco odpocząć! Ciągle bowiem takie mnóstwo osób przychodziło i odchodziło, iż nie mieli nawet czasu, by czymkolwiek się posilić. Odpłynęli więc łodzią w odludne miejsce. Ludzie jednak szybko się zorientowali, dokąd popłynęli, i tłumy ze wszystkich miast ruszyły za nimi pieszo. Niektórzy nawet ich wyprzedzili. Kiedy Jezus wysiadł z łodzi, znów otoczyły Go tłumy. On zaś, widząc, że są jak owce bez pasterza, ulitował się nad nimi i znów począł ich nauczać. Czas płynął szybko. W pewnym momencie uczniowie podeszli do Jezusa i powiedzieli: — Jesteśmy na pustkowiu, a pora robi się późna. Może byś kazał temu tłumowi rozejść się już, aby ludzie jeszcze przed zmierzchem zdążyli dotrzeć do jakichś gospodarstw i tam kupili sobie coś do jedzenia? Lecz Jezus tak im odrzekł: — Raczej wy ich nakarmcie!. Zaskoczeni uczniowie spytali: — Co?! A skąd mielibyśmy wziąć na to pieniądze? By nakarmić tak wielki tłum chlebem, musielibyśmy dysponować kwotą równą półrocznym zarobkom najemnika rolnego! Wówczas On polecił: — Sprawdźcie zatem, czym dysponujecie! Kiedy już policzyli zapasy, wrócili i powiedzieli: — Mamy tylko pięć chlebów i dwie ryby. Wtedy Jezus nakazał im, aby polecili zebranym siąść na murawie, dzieląc się na grupy. Usiedli więc w gromadach po stu i po pięćdziesięciu. On zaś wziął te pięć chlebów i dwie ryby, i wznosząc wzrok ku Niebiosom, pobłogosławił je. Następnie, łamiąc chleb, podawał go uczniom, by przekazywali innym. Tak samo podzielił między zebranych dwie ryby, które mieli, a wszyscy najedli się do syta! Na koniec zebrali dwanaście koszy ułomków chleba i resztek ryb. Samych mężczyzn, którzy spożyli ten posiłek, było około pięciu tysięcy! Zaraz potem Jezus przynaglił uczniów, aby – zanim odeśle zgromadzone rzesze ludzi – wsiedli do łodzi i udali się przed Nim na drugi brzeg jeziora, w okolice Betsaidy. Gdy już odprawił tłumy, usunął się w góry, by tam modlić się w samotności. Gdy zapadł wieczór, łódź znajdowała się już pośrodku jeziora. Jezus tymczasem nadal przebywał na lądzie. Około trzeciej rano Jezus, idąc po jeziorze, przybliżył się do uczniów, lecz widząc, jak męczą się wiosłowaniem – wiatr bowiem był im przeciwny – chciał ich minąć, nie wsiadając do łodzi. Oni jednak, widząc postać stąpającą po wodzie, doszli do wniosku, że to zjawa, i z przerażenia zaczęli krzyczeć. Wszyscy Go widzieli i wszyscy się bali. Wtedy to Jezus przemówił do nich: — Nie bójcie się! Nabierzcie odwagi, gdyż to JA JESTEM!. Kiedy wsiadł do ich łodzi, wiatr ucichł natychmiast. Uczniowie kompletnie osłupieli. Nie dotarło bowiem jeszcze do nich, co wcześniej wydarzyło się z chlebami. Ich serca nadal były zbyt twarde, by rozumieć wszystko, czego byli świadkami. Łódź skierowali do Genezaret, gdzie wysiedli na brzeg. Ludzie, którzy ich zobaczyli, natychmiast rozpoznali Jezusa. Wiadomość o Jego przybyciu błyskawicznie obiegła całą okolicę. Gdziekolwiek się pojawił, wszędzie znoszono do Niego chorych. Gdy zaś odwiedzał jakieś miasteczko, wieś czy osadę, gromadzono chorych na lokalnym rynku, a ci błagali, by mogli dotknąć choćby skraju Jego płaszcza. Wszyscy zaś, którym się to udało, zostawali uzdrowieni. Pewnego dnia kilku faryzeuszy oraz uczonych w Piśmie, przybyłych z Jerozolimy, podeszło do Jezusa, ponieważ zauważyli, iż część Jego uczniów spożywa posiłki bez wcześniejszego rytualnego obmywania rąk. Trzeba bowiem wiedzieć, że faryzeusze oraz Żydzi trzymający się tradycji przodków niczego nie zjedzą, jeśli wcześniej nie dokonają rytualnego oczyszczenia rąk. Po powrocie z miasta nie spoczną przy stole, dopóki nie obmyją się w specjalny sposób. Mają też wiele innych tradycji i zwyczajów, których mocno się trzymają, na przykład związanych ze specjalnym sposobem obmywania kielichów, dzbanów, pater czy z miejscami, na których siadają. W związku z tym faryzeusze i uczeni w Piśmie spytali Go: — Dlaczego Twoi uczniowie nie trzymają się tradycji przekazywanej przez przywódców naszej religii, lecz spożywają posiłek, nie dokonując rytualnych oczyszczeń rąk? Jezus zaś tak im odpowiedział: — Trafnie o was obłudnikach prorokował Izajasz: Ponieważ ten naród kieruje do mnie tylko słowa i czci mnie jedynie swoimi wargami, podczas gdy ich serca są daleko ode mnie, dlatego hołdy, które mi składają, nie mają dla mnie żadnego znaczenia, gdyż są jedynie wyrazem tradycji, jakiej się wyuczyli. Tak właśnie jest! Kurczowo trzymacie się ludzkich tradycji, jednocześnie lekceważąc Boże polecenia! I kontynuował: — Jesteście niezwykle sprytni w uchylaniu Bożych przykazań i zastępowaniu ich własnym nauczaniem! Na przykład Mojżesz przekazał wam polecenia Najwyższego: Szanuj swego ojca i matkę, oraz: Kto by złorzeczył swemu ojcu lub matce, ma ponieść śmierć!. Wy tymczasem nauczacie, że człowiek ma prawo powiedzieć ojcu lub matce: „To, co miało być wsparciem dla ciebie, przekazałem w darze do skarbca świątynnego ”. W taki sposób wypaczacie sens Bożego przykazania i umacniacie ludzi w myśleniu, że mogą sami siebie zwolnić z obowiązku pomagania rodzicom. Takim nauczaniem unieważniacie treść Bożego Słowa! A to tylko jeden przykład z wielu podobnych, których się dopuszczacie z pełną premedytacją. Przy innej okazji Jezus, nauczając tłumy, powiedział: — Słuchajcie wszyscy i starajcie się to zrozumieć! Nic zewnętrznego, co człowiek spożywa, nie może uczynić go nieczystym! Splamić go może jedynie to, co wychodzi z jego ust. Tylko to czyni go nieczystym! Kto może, niech stara się zrozumieć duchowe przesłanie tego, co mówię!. Kiedy opuścił tłum i wszedł do domu, uczniowie Jezusa spytali Go o sens tej wypowiedzi. On zaś tak odpowiedział: — Czy i wy jesteście aż tak niepojętni? Czy naprawdę nie rozumiecie, że żadne pokarmy nie są w stanie splamić człowieka? Przecież one nie wchodzą do ludzkiego serca, a jedynie do żołądka, skąd po przetrawieniu wydalane są w latrynie. Mówiąc to, Jezus chciał im uświadomić, że żadne pokarmy nie mają wpływu na stan ludzkiej duszy. W następnych słowach wyjaśnił to jeszcze dokładniej: — Jedynie to, co pochodzi z serca człowieka, może go splamić, gdyż to z ludzkiego wnętrza biorą się złe myśli, zamiłowanie do pornografii i seksualnego wyuzdania, złodziejstwo, zabójstwa, cudzołóstwa i bałwochwalstwa, zachłanność w dogadzaniu swemu ciału i niepohamowana żądza bogacenia się, wszelka niegodziwość, podstęp, chamstwo, zawiść, bluźnierstwa, pycha i głupota. Całe to zło rodzi się we wnętrzu człowieka i sprawia, że staje się on nieczysty. Po odejściu z Kafarnaum Jezus udał się w okolice Tyru. Tam zatrzymał się w jakimś domu na uboczu, gdyż nie chciał, by wieść o Nim rozeszła się po okolicy. Jednak nie udało się ukryć Jego obecności. Pewna kobieta, której córeczka była zniewolona przez ducha nieczystego, gdy tylko usłyszała o przybyciu Jezusa, przybiegła do Niego i padła Mu do stóp. Była to zhellenizowana Syrofenicjanka. Kobieta błagała Jezusa, by wyrzucił demona z ciała jej córki. On jednak powiedział: — Daj spokój! Nie nalegaj! Zrozum, że najpierw muszę nakarmić dzieci Izraela, a nie jest dobrze brać pożywienie przeznaczone dla dzieci i rzucać je szczeniętom. Lecz ona tak odparła: — To prawda, PANIE, ale przecież i szczenięta korzystają z okruchów, które spadają ze stołów dzieci. Wtedy Jezus rzekł do niej: — Z powodu tego, co powiedziałaś, stanie się, jak prosisz. Wracaj do domu, demon opuścił twoją córkę. I kobieta natychmiast wróciła do domu, gdzie zastała swe dziecko odpoczywające na łóżku, już wolne od demona. Gdy Jezus opuścił okolice Tyru, poszedł jeszcze do Sydonu. Stamtąd wrócił nad Jezioro Galilejskie, a następnie udał się do środkowej części Dekapolu. Tam jacyś ludzie przyprowadzili do Niego głuchoniemego, prosząc, by położył na nim swą rękę. Jezus zaś wziął tego człowieka na bok. Splunął na rękę i śliną posmarował język niemowy. Następnie włożył palce do jego uszu i, kierując wzrok w Niebiosa, westchnął, po czym rzekł do niego: — Effata! I natychmiast otworzyły się uszy tego człowieka oraz zwolniły pęta jego języka, tak iż zaczął normalnie mówić. Jezus przykazał jemu oraz towarzyszącym mu ludziom, by nie rozgłaszali tego, co się wydarzyło. Lecz im silniej nalegał, oni tym bardziej rozgłaszali, co się wydarzyło. Z niezwykłym ożywieniem wszędzie powtarzali: — On czyni samo dobro! Sprawia, że głusi odzyskują słuch, a niemym powraca mowa. I znowu pewnego dnia, gdy wielki tłum ludzi słuchał nauczania Jezusa, okazało się, że zabrakło im jedzenia. Jezus przywołał więc uczniów i rzekł: — Żal mi tego ludu, który od trzech dni trwa przy mnie bez jedzenia. Gdyby jednak odeszli teraz do domów głodni, mogliby w drodze opaść z sił, a przecież niektórzy z nich przybyli z daleka. Na to uczniowie odpowiedzieli: — To prawda, ale kto na takim pustkowiu zdołałby ich nakarmić choćby chlebem?! Wówczas Jezus zapytał: — A ile chlebów macie? — Siedem — odpowiedzieli. Wtedy Jezus kazał ludziom rozsiąść się na ziemi. Następnie wziął wspomniane siedem chlebów i, po złożeniu Ojcu dziękczynienia, dzielił je i podawał uczniom, by przekazywali dalej. Oni zaś czynili, jak im polecił. Mieli także kilka rybek, które Jezus pobłogosławił i polecił podawać dalej. Po pewnym czasie wszyscy najedli się do syta, a pozostałych ułomków chleba zebrano siedem pełnych koszy! Było zaś tam około czterech tysięcy mężczyzn. Dopiero wtedy Jezus nakazał tłumom rozejść się do domów. Chwilę później sam wsiadł do łodzi z uczniami i popłynęli w okolice Dalmanuty. Jakiś czas później przybyli do Jezusa faryzeusze, którzy wdali się z Nim w dyskusję. Próbowali sprowokować Go do uczynienia wobec nich jakiegoś cudu – znaku z Niebios. W ten sposób podstępnie wystawiali Go na próbę. Lecz On jedynie westchnął w duchu i tak im rzekł: — Znak? Cud? Zapamiętajcie sobie: ludzi o sercach takich jak wasze żaden cud nie przekona. Dlatego uroczyście wam oświadczam, że żaden znak z Niebios nie będzie wam dany!. I opuścił ich, by przeprawić się łodzią na drugi brzeg jeziora. Tymczasem uczniowie, działając w pośpiechu, zapomnieli zabrać ze sobą jedzenie. Mieli w łodzi tylko jeden chleb, który wcześniej przez nieuwagę tam zostawili. Jezus zaś, odnosząc się do ostatniej dyskusji z faryzeuszami, rzekł: — Bądźcie czujni i strzeżcie się kwasu faryzeuszy i Heroda. Oni jednak nie zorientowali się, o czym mówi, i pomyśleli: No tak, dostało się nam, bo nie wzięliśmy chleba! Mieli bowiem świadomość, że nie zatroszczyli się o wzięcie odpowiedniej ilości jedzenia. Jezus, rozpoznając to, powiedział: — Nie myślcie, że odnoszę się do tego, iż zapomnieliście wziąć chleb.Czyżbyście dotąd nie pojęli tego, co się wydarzyło? Czy aż tak bardzo skamieniałe są wasze serca? Czy i wy, mając oczy, nie chcecie widzieć i, mając uszy, nie chcecie słyszeć?. Czy naprawdę nie zauważyliście, ile pełnych koszy pozostałości jedzenia zebraliście, gdy podzieliłem pięć chlebów dla pięciu tysięcy mężczyzn? — Dwanaście. — A kiedy siedem chlebów podzieliłem pomiędzy cztery tysiące osób, ile pełnych koszy z pozostałościami zebraliście? Odpowiedzieli Mu: — Siedem. Wtedy ponownie ich spytał: — Czy nadal nie rozumiecie, że nie chodzi mi o chleb, ale o fałszywe nauczanie faryzeuszy? Tak rozmawiając, przybyli w okolice Betsaidy. Gdy wysiedli z łodzi i zeszli na ląd, przyprowadzono do Jezusa jakiegoś niewidomego i proszono, by go dotknął. Jezus ujął więc niewidomego za rękę, wyprowadził poza osadę i tam swoją śliną zwilżył mu oczy. Następnie położył na nim ręce i spytał: — Czy coś widzisz? Ten zaś, stopniowo odzyskując wzrok, powiedział: — Widzę kontury ludzi stojących – jak drzewa... O, a teraz widzę, że się poruszają! Wtedy Jezus raz jeszcze położył ręce na jego oczy, a ten przejrzał całkowicie. Kiedy już uzdrowiony człowiek zaczął widzieć normalnie, Jezus nakazał mu wrócić do domu, mówiąc na odchodne: — Tylko nie wracaj do tej wsi! Następnie Jezus z uczniami ruszył do osad i wiosek w okolicach Cezarei Filipowej. W drodze zaś rozpytywał uczniów: — Co ludzie mówią o mnie? Za kogo mnie uważają? A oni tak odpowiadali: — Jedni uważają, że jesteś Janem Chrzcicielem, inni – że Eliaszem. Jeszcze inni twierdzą, że jesteś którymś z pozostałych proroków. Wówczas ich spytał: — A wy... co wy myślicie? Kim jestem według was? — Jesteś Mesjaszem!. Jezus natychmiast ostudził jego zapał, a wszystkim przykazał, by na razie nikomu o tym nie wspominali. Zaczął im również wyjaśniać, iż jest konieczne, by – jako Syn człowieczy – doświadczył wielu cierpień, doznał odrzucenia ze strony przywódców ludu, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie; aby został zamordowany i w ciągu trzech dni zmartwychwstał. To wszystko mówił im w otwarty sposób. Wtedy Piotr odciągnął Jezusa na bok i zaczął Go upominać. Jezus zaś odwrócił od Piotra głowę i – patrząc w kierunku uczniów – skarcił go słowami: — Idź precz ode mnie, szatanie! Kierujesz się bowiem ludzkim, a nie Bożym sposobem myślenia! Później, już w obecności tłumów, tak mówił do uczniów: — Jeśli ktoś chce mi towarzyszyć, niech wyprze się samego siebie, a następnie, podejmując cały wstyd i ciężar pełnienia woli Bożej, pójdzie moimi śladami. Każdy, kto chce się przed tym uchronić, zatraci swą duszę, jednak ten, kto z mojego powodu zrezygnuje z zabezpieczania sobie komfortu tego życia i zaufa Dobrej Wiadomości o Bożym Królestwie, uratuje ją. Jaką bowiem korzyść przyniesie człowiekowi posiadanie wszystkiego, co oferuje świat, jeśli straci swą duszę? Czy cokolwiek z tego, co zyska od świata, wystarczy mu na zapłacenie okupu za duszę? Dlatego tak ważne jest, byście zrozumieli, że jeśli ktoś w obliczu tego bałwochwalczego i występnego społeczeństwa stwierdzi, że byłoby dla niego wstydem przyznać się do mnie oraz do postępowania według mego Słowa, to również i ja – Syn człowieczy, kiedy już powtórnie przybędę tu w chwale Ojca razem ze świętymi aniołami – uznam, że wstydem byłoby dla mnie przyznać się do takiej osoby. I na koniec dodał: — I to wam jeszcze powiem, że niektórzy z was tutaj zgromadzonych nie doświadczą wiecznej Śmierci, lecz ujrzą Boże Królestwo przybywające w całej mocy i okazałości. Sześć dni później Jezus udał się na wysoką górę w odludnymmiejscu, zabierając ze sobą Piotra, Jakuba oraz Jana. Tam, na ich oczach, doznał przemiany. Jego szaty zalśniły taką bielą, jakiej żaden ziemski wytwórca płótna nie jest w stanie osiągnąć. Wtedy też ujrzeli Eliasza i Mojżesza rozmawiających z Jezusem. Piotr poruszony tym widokiem powiedział: — Rabbi, dobrze się stało, że wziąłeś nas tu ze sobą! Jeśli chcesz, to zaraz postawimy tu trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza — nie wiedział bowiem, co powiedzieć, tak wielką bojaźnią zostali przeniknięci. Gdy to mówił, zjawił się obłok, który zasłonił tamtych i z którego rozległ się Głos: — Ten jedynie jest moim Synem umiłowanym. Jemu bądźcie posłuszni! I nagle, nim się zorientowali, co to było, nie widzieli już nikogo poza samym Jezusem, który stał przy nich. Gdy schodzili z góry, Jezus przykazał, by do czasu aż On, Syn człowieczy, zmartwychwstanie, nie wspominali nikomu o tym, czego byli świadkami. Zachowali więc to dla siebie. Jednak między sobą dyskutowali, co miało znaczyć, iż On zmartwychwstanie. W tym kontekście zadali Mu pytanie: — Uczeni w Piśmie twierdzą, że zanim nastąpi zmartwychwstanie, wpierw musi pojawić się wielki prorok podobny do Eliasza. Kiedy się to stanie? A Jezus, odpowiadając im, rzekł: — To prawda, ale zapowiedziane zostało nie tylko to, że będzie posłany prorok, jak Eliasz, by wezwać lud do odnowy myślenia, lecz również i to, że Syn człowieczy będzie musiał wiele wycierpieć i doznać odrzucenia. Zapewniam was, że ów prorok w duchu Eliasza już przyszedł i zrobili z nim, co chcieli – tak jak to zostało o nim napisane. Wracając zaś do pozostałych uczniów, zobaczyli z daleka, że rozprawiają z uczonymi w Piśmie, a wielki tłum zebrany wokół nich przysłuchuje się wszystkiemu z uwagą. Gdy tylko ludzie dostrzegli Jezusa, bardzo się ucieszyli i natychmiast pobiegli, by Go powitać. Wtedy On spytał: — Na jaki temat tak gorąco dyskutujecie? Wówczas pewien człowiek z tłumu powiedział: — Nauczycielu, przyprowadziłem do Ciebie mego syna, który jest owładnięty duchem niepozwalającym się zidentyfikować. Za każdym razem, gdy obezwładnia mego syna, ten przewraca się, toczy pianę, zgrzyta zębami i drętwieje. Prosiłem Twoich uczniów, by uwolnili mego syna, lecz oni nie byli w stanie tego uczynić. Wtedy Jezus rzekł do tłumu: — O, jak bardzo brakuje wam ufności do Boga! Jak długo jeszcze będę musiał tu przebywać i was znosić? Przynieście go do mnie! I przynieśli chłopca. Kiedy zaś duch nieczysty ujrzał Jezusa, natychmiast powalił chłopca na ziemię. Ten zaś zaczął się po niej tarzać, tocząc z ust pianę. Wtedy Jezus zadał ojcu dziecka pytanie: — Od jak dawna się to dzieje? On zaś odpowiedział: — Od dzieciństwa. Już wiele razy duch ten chciał zgubić mego syna, rzucając nim w ogień albo w wodę. Jeśli możesz, zlituj się nad nami i pomóż nam! Wtedy Jezus mu rzekł: — Jeśli mogę...?! Przecież ja – dla tego, kto mi zaufa – uczynię wszystko!. Wtedy ojciec chłopca głośno zawołał: — Przyszedłem tu, gdyż ufam, że w Tobie jest moja ostatnia nadzieja! Błagam, pomóż mi szybko, gdyż ta udręka strasznie mnie obciąża i zasiewa w mym sercu wiele wątpliwości! Jezus zaś, widząc, iż tłum szybko narasta, skarcił nieczystego ducha, mówiąc: — Duchu, który się nie odzywasz ani nie chcesz słuchać, rozkazuję ci: wyjdź z niego i nigdy więcej do niego nie wracaj! W tym momencie demon rzucił dzieckiem o ziemię i, wrzeszcząc, uciekł z chłopca, pozostawiając go leżącego bez ruchu – jak martwego. Wielu nawet pomyślało, iż skonał. Lecz Jezus wziął chłopca za rękę i podniósł. Po powrocie do domu, gdy byli już na osobności, uczniowie pytali Jezusa: — Dlaczego my nie mogliśmy usunąć tego ducha? Wtedy Jezus powiedział: — Tego rodzaju demonów nie można usunąć inaczej, jak tylko modląc się o to do Boga. Po odejściu stamtąd ruszyli w głąb Galilei. Jezus starał się, by nikt nie wiedział, dokąd zmierzają, gdyż czas ten przeznaczył na szkolenie uczniów. Ujawniał im też pewne prawdy o sobie. Mówił, że On – jako Syn człowieczy – zostanie wydany w ręce ludzi, którzy go zabiją, lecz po trzech dniach zmartwychwstanie. I chociaż uczniowie nie pojmowali tego, co zapowiadał, obawiali się pytać o znaczenie tych słów. Kiedy przybyli do Kafarnaum i weszli do domu, Jezus spytał uczniów: — O czym tak żywiołowo rozprawialiście w czasie podróży? Lecz oni milczeli, gdyż w drodze posprzeczali się o to, który z ich grupy jest ważniejszy. Wtedy usiadł, przywołał Dwunastu i rzekł do nich: — Jeżeli ktoś z was zechce być pierwszy pomiędzy innymi, niech stanie się pośród nich ostatni. Każdy bowiem, kto w Bożym Królestwie chce mieć wysoką pozycję i prawdziwe znaczenie, w doczesności powinien stać się sługą innych. Następnie, kontynuując swe nauczanie, postawił na środku dziecko. Objął je ramieniem i rzekł: — Kto z was z mojego powodu przyjąłby postawę uległości wobec brata lub siostry w wierze, choćby nawet były to osoby – jak to dziecko – mało ważne i niepiastujące znaczących pozycji, niech wie, że czyni to wobec mnie. Kto zaś jest mi uległy, jest poddany Temu, który mnie posłał. Wtedy odezwał się Jan: — Nauczycielu, w takim razie powiedz nam, czy postąpiliśmy we właściwy sposób. Jakiś czas temu spotkaliśmy człowieka, który wyrzucał demony, powołując się na Ciebie. Ponieważ nie należał do naszej grupy, zabroniliśmy mu tak czynić. Wtedy Jezus rzekł: — Nie powinniście byli tak się zachować! Nie zabraniajcie ludziom czynić takich rzeczy! Nieczęsto bowiem zdarza się tak, by ktoś, idąc za moim przykładem, otrzymał moc czynienia cudów i zaraz potem był gotów źle mówić o mnie albo mi złorzeczyć. Tak więc każdego, kto nie jest nam przeciwny, traktujcie jako osobę po naszej stronie. A jeśli ktoś napoiłby was kubkiem wody jedynie z tego powodu, że należycie do mnie, ten – co uroczyście podkreślam – nie straci swojej zapłaty! Podobnie będzie i z tym, kto niszczy wiarę ludzi prostych w duchu lub doprowadza takich do upadku. Takiego również nie ominie należna mu zapłata. Dla takiego gorszyciela lepiej byłoby jednak, gdyby wcześniej przywiązano mu do szyi młyński kamień i rzucono w morskie odmęty. Jeśli zatem twoja ręka przywodzi cię do grzechu, odrąb ją i odrzuć od siebie, gdyż lepiej dla ciebie jest wejść do rzeczywistości Bożego odwiecznego Życia okaleczonym, niż, mając dwie ręce, trafić do wiecznego ognia w miejscu potępienia, gdzie robactwo nigdy nie przestaje toczyć, a ogień nigdy nie przestaje palić. Gdyby zaś twoja noga niosła cię do grzechu, odrąb ją, gdyż lepiej dla ciebie jest wejść do rzeczywistości Bożego odwiecznego Życia bez jednej nogi, niż, mając obie, zostać wrzuconym do miejsca wiecznego potępienia, gdzie robactwo nigdy nie przestaje toczyć, a ogień nigdy nie przestaje palić. A gdyby tym, co wiedzie cię do grzechu, było twoje oko, wyłup je sobie, gdyż lepiej dla ciebie jest wejść do Królestwa Bożego bez tego oka, niż, mając dwoje oczu, zostać wrzuconym do miejsca wiecznego potępienia, gdzie robactwo nigdy nie przestaje toczyć, a ogień nigdy nie przestaje palić. Każdy bowiem, kto nie okaże się czysty jak sól dobrej jakości, zostanie wtrąconyw ogień. Dlatego starajcie się być czyści niczym sól najlepszej jakości, a nie skażeni jak sól zanieczyszczona domieszkami, która w taki sposób traci swój smak i charakter. Gdybyście, będąc moimi uczniami, zostali na trwałe skażeni wartościami tego świata, stalibyście się podobni do zanieczyszczonej soli, a taką jak odnowić?. Pilnujcie się zatem, byście byli niczym dobra sól, zachowująca swój smak i charakter! I trwajcie ze sobą w Bożym pokoju!. Po zakończeniu posługi w Galilei Jezus przeniósł się na tereny Judei oraz Perei znajdującej się po drugiej stronie Jordanu. Tam także ludzie tłumnie garnęli się do Niego, a On ich nauczał. Również faryzeusze nachodzili Go tam. Pewnego razu wystawili Go na próbę pytaniem: — Czy wolno mężczyźnie oddalić swoją żonę? Jezus odpowiedział im także pytaniem: — A co Mojżesz wam przykazał? Oni zaś odparli: — Mojżesz pozwolił oddalić żonę przez wręczenie jej dokumentu rozwodowego. Wtedy Jezus rzekł: — To prawda, że otrzymaliście takie pozwolenie, lecz powodem, dla którego zostało ono wam dane, było skamienienie waszych serc. Od początku jednak tak nie było. Bóg bowiem, powołując do istnienia rodzaj ludzki, mężczyzną i niewiastą ich uczynił. Z tego powodu ludzie opuszczają swoich rodziców i lgną do zgodnego z naturą złączenia, w którym stają się jednością. Wtedy w naturalny sposób stają się dla Boga zamierzoną przez Niego całością. Jeśli więc dwie osoby – korzystając z Bożego daru seksualności – dobrowolnie sprzęgają się ze sobą, to w oczach Boga stają się małżeństwem, którego żaden człowiek nie powinien rozrywać! W domu uczniowie zaczęli wypytywać Jezusa o Jego komentarz do słów Mojżesza na temat rozwodów. Wówczas stwierdził: — Kto oddaliłby swoją żonę i poślubił żonę innego, cudzołoży. Tak samo oddalona kobieta, jeśli po rozstaniu z mężem poślubi innego mężczyznę, będzie dopuszczać się cudzołóstwa. Pewnego razu jacyś ludzie przyprowadzili swe dzieci, by Jezus je pobłogosławił. Uczniowie jednak ich zganili. Gdy Jezus dowiedział się o tym, oburzył się i rzekł: — Pozwólcie dzieciom zbliżać się do mnie i nie utrudniajcie im tego, gdyż do takich jak one należy Boże Królestwo. Co więcej, oświadczam wam, że jeśli ktoś nie przyjmie Królestwa Bożego z taką ufnością, z jaką czynią to dzieci, nie wejdzie do niego! I biorąc je kolejno w ramiona, z serca im błogosławił. Gdy skończył i zbierał się, by wyruszyć w dalszą drogę, podbiegł do Niego jeszcze jakiś człowiek i, padając na kolana, spytał: — Nauczycielu dobry, co powinienem zrobić, by zagwarantować sobie udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu? Jezus tak mu odrzekł: — Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Przecież nikt, oprócz samego Boga, nie jest dobry. A Jego przykazania znasz: Nie morduj, nie cudzołóż, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie przeciwko drugiej osobie. Nie oszukuj i szanuj ojca oraz matkę. Na to człowiek ten oświadczył: — Nauczycielu, już od młodości staram się postępować dokładnie według wszystkich tych zasad. Wówczas Jezus przypatrzył się mu i pełen miłości rzekł: — Jednego ci jeszcze brakuje. Odejdź i sprzedaj swoje dobra, a z tego, co dostaniesz, wspomóż swych ubogich braci w wierze. W taki sposób zgromadzisz sobie skarb w Niebiosach. Następnie wróć i podążaj za mną. Słysząc to, człowiek ów sposępniał i odszedł zasmucony. Miał bowiem wiele posiadłości. Jezus zaś, patrząc za nim, powiedział do swych uczniów: — Jakże trudno jest ludziom zamożnym wejść do Królestwa Bożego. Słowa te kompletnie zaskoczyły uczniów. Tymczasem Jezus mówił dalej: — O tak, każdemu, kto polega na dobrach materialnych, jest niezwykle trudno wejść do Bożego Królestwa. Prędzej sznur z wielbłądziej sierści przeciśnie się przez ucho igielne, niż bogacz wejdzie do Bożego Królestwa. To wyjaśnienie wprawiło uczniów w jeszcze większą konsternację. Dlatego spytali Go: — Kto w takim razie zdoła się uratować? Jezus zaś, przyglądając się im uważnie, rzekł: — Patrząc po ludzku, nikt, lecz to, co nie jest możliwe dla ludzi, leży w mocy Boga. Wtedy odezwał się Piotr: — A my, PANIE? Co z nami będzie? Wszystko przecież zostawiliśmy, by pójść za Tobą. Jezus tak odpowiedział: — Uroczyście zapewniam was, że nikt, kto poszedłby za mną z takim oddaniem jak wy, nie zostanie zawiedziony! Każdy bowiem, kto mnie oraz Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie będzie cenić bardziej niż swój dom, swoją naturalną rodzinę, włącznie z dziećmi, i każdy, kto – z uwagi na mnie – zrezygnowałby z osobistego komfortu i poczucia bezpieczeństwa, jakie wiążą się z posiadaniem zasobów materialnych, otrzyma już teraz, na tym świecie – pośród czekających go z mego powodu prześladowań – sto razy więcej domów, sto razy większą rodzinę i sto razy większe poczucie bezpieczeństwa, a w przyszłym świecie także udział w odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiu. Tam również wielu z tych, którzy teraz powszechnie uważani są za osoby wybitne, otrzyma miejsca ostatnie, zaś ci, których świat teraz nie ceni, a nawet którymi pogardza, w przyszłym świecie otrzymają pierwsze miejsca. I znów ruszyli drogą w kierunku Jerozolimy. Tym razem Jezus wysunął się daleko przed wszystkich, co mocno zdziwiło uczniów i zrodziło w nich zaniepokojenie. Dopiero po jakimś czasie wziął Dwunastu na stronę i zaczął im wyjaśniać, co niebawem ma Go spotkać: — Zbliżamy się do Jerozolimy, gdzie ja – Syn człowieczy – zostanę wydany arcykapłanom i uczonym w Piśmie. Ci skażą mnie na śmierć, a następnie wydadzą w ręce pogan, którzy mnie wyśmieją, oplują, ubiczują i w końcu zamordują. Lecz ja w ciągu trzech dni zmartwychwstanę. Chwilę potem Jakub i Jan, synowie Zebedeusza, podeszli do Jezusa i powiedzieli: — Nauczycielu, chcielibyśmy, abyś spełnił to, o co Cię poprosimy. Wtedy On zapytał: — A co byście chcieli, abym wam uczynił? Wówczas powiedzieli Mu: — Obiecaj nam, że gdy już odniesiesz zwycięstwo, dasz nam znaczące stanowiska u swojego boku. Wtedy Jezus powiedział: — Nie zdajecie sobie sprawy z tego, o co prosicie. Czyżbyście myśleli, że możecie przejść ze mną przez to, co zostało dla mnie przygotowane? A oni odpowiedzieli: — O tak, możemy! Lecz Jezus tak im rzekł: — Wprawdzie wy również doświadczycie mąk i cierpień, lecz nie zostaniecie z tego powodu wyróżnieni specjalną pozycją czy stanowiskami. One przypadną tym, którzy zostali do nich przygotowani. Słysząc prośbę Jakuba i Jana, pozostałych dziesięciu uczniów bardzo się oburzyło. Jezus, przywołując ich do porządku, powiedział: — Dobrze wiecie, że przywódcy narodów panują nad nimi przemocą, a wielcy tego świata wykorzystują przewagę, jaką mają nad zwykłymi ludźmi. Jednak między wami tak być nie może! Jeśli więc ktokolwiek z was chciałby być kimś prawdziwie wielkim, niech stanie się sługą innych, a jeśli chciałby mieć znaczenie w Królestwie Niebios, niech na tym świecie zadowoli się pozycją najniższą ze wszystkich – taką, jaką ma niewolnik. Przecież i ja, zjawiając się tu jako człowiek, nie przyszedłem, aby mnie obsługiwano, lecz by samemu służyć i oddać me życie jako okup za wielu. Tak rozmawiając, przybyli do Jerycha. Gdy je opuszczali, wielki tłum otaczał Jezusa i Jego uczniów. Przy drodze, którą podążali, siedział niewidomy żebrak Bartymeusz – co znaczy „syn Tymeusza”. Kiedy tylko usłyszał, iż zbliża się Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: — Jezusie, Synu Dawida, zlituj się nade mną! Wielu strofowało go, nalegając, by się uciszył. Lecz on tym głośniej krzyczał: — Synu Dawida, zlituj się nade mną! Jezus zatrzymał się i polecił: — Przyprowadźcie go do mnie! Zawołali więc niewidomego, mówiąc mu: — Odwagi, człowieku! Wstawaj, On cię woła! Słysząc to, niewidomy zrzucił płaszcz, poderwał się i przyszedł do Jezusa. Jezus zaś spytał go: — Co chcesz, abym uczynił dla ciebie? Wtedy niewidomy powiedział: — Rabbuni, spraw, bym znów zaczął widzieć! Wówczas Jezus rzekł: — Idź. Zaufanie, które mi okazałeś, przyniosło ci uzdrowienie! I w tej samej chwili Bartymeusz odzyskał wzrok i ruszył drogą za Chrystusem. Gdy już znaleźli się w bezpośrednim sąsiedztwie Jerozolimy, w okolicach Betfage i Betanii – wiosek leżących u stóp Góry Oliwnej – Jezus wysłał dwóch ze swoich uczniów, polecając im: — Idźcie do wsi, którą widzicie przed sobą. Zaraz po wejściu do niej zobaczycie uwiązanego małego osiołka, którego nikt z ludzi jeszcze nie dosiadał. Odwiążcie go i przyprowadźcie do mnie. A gdyby ktokolwiek spytał: „Co robicie?”, odpowiedzcie: „PAN go potrzebuje, lecz wkrótce odeśle go z powrotem”. Uczniowie poszli i rzeczywiście znaleźli osiołka uwiązanego przy jakiejś bramie od strony ulicy. Odwiązali więc go. Ludzie stojący w pobliżu zapytali: — Co robicie? Dlaczego odwiązujecie tego osiołka? Wtedy uczniowie odpowiedzieli tak, jak polecił im Jezus. Ci zaś pozwolili im zabrać go. Gdy już dotarli z nim do Jezusa, narzucili na osiołka swoje płaszcze, a On usiadł na nich i wyruszył do Jerozolimy. Po drodze wiele osób zdejmowało swe wierzchnie okrycia i razem z innymi, którzy przynieśli gałązki pościnane na polach, mościli nimi drogę przed Jezusem. Ci zaś, którzy Go otaczali, wołali: — Ratuj nas! Błogosławiony, który przychodzi w imię PAŃSKIE! Niech będzie błogosławione powracające królestwo naszego ojca Dawida! Ratunek nadchodzi z wysokości! W takich to okolicznościach Jezus wjechał do Jerozolimy. Następnie wszedł na teren świątyni. Jednak, z uwagi na późną porę, zdążył jedynie przejść przez krużganki i zaraz potem, wraz z Dwunastoma, udał się do Betanii. Następnego dnia, wczesnym rankiem, wyruszyli z Betanii bez śniadania. W pewnej chwili Jezus mocno odczuł głód. Gdy więc w oddali zobaczył drzewo figowe obsypane liśćmi, skręcił w jego kierunku. Chociaż nie była to pora owocowania, postanowił sprawdzić, co na nim się znajduje. Gdy się przybliżył, zobaczył, iż poza liśćmi nic na nim nie było. Wtedy stwierdził: — Ty przenigdy nie wydasz żadnego owocu. Wszyscy uczniowie słyszeli to Jego stwierdzenie. Kiedy wrócili do Jerozolimy, weszli na teren świątyni i Jezus zaczął stamtąd wyrzucać tych, którzy tam kupczyli i handlowali. Powywracał stoły ludzi wymieniających pieniądze na walutę świątynną, a także ławy sprzedawców gołębi. Nikomu nie pozwolił zabrać jakiegokolwiek sprzętu ani przenieść czegokolwiek dalej. Czyniąc to, wołał: — Czyż nie jest napisane, że mój dom będzie domem modlitwy dla wszystkich narodów? Wy zaś czynicie z niego miejsce rozboju finansowego. Gdy arcykapłani i uczeni w Piśmie dowiedzieli się o tym zajściu, zaczęli myśleć, jak pozbyć się Jezusa. Wzbudzał bowiem lęk w ich sercach, ponieważ swym nauczaniem pozyskiwał coraz większe tłumy. Tymczasem Jezus, gdy tylko nastał wieczór, wraz ze swymi uczniami opuścił miasto. Następnego dnia rano, gdy przechodzili obok tego samego figowca, zauważyli, że usechł on od korzenia. Wtedy Piotr, przypominając sobie słowa Jezusa wypowiedziane poprzedniego dnia, powiedział: — Rabbi, spójrz, drzewo figowe, o którym wczoraj wypowiedziałeś się surowo, uschło całkowicie! Wtedy Jezus rzekł: — Trwajcie w ufności do Boga, a uroczyście was zapewniam, że każdy, kto wydaje owoc wiary, a nie – jak to drzewo figowe – jedynie łudzi oczy pozorami, będzie zdolny do pokonania największych przeszkód, które się przed nim spiętrzą. Tylko ci, którzy w swych sercach prawdziwie ufają Bogu, a nie są targani ciągłymi wahaniami, otrzymują wszystko, o co proszą zgodnie z Bożą wolą. Mówię wam o tym, abyście byli pewni, że każda wasza modlitwa i każda wasza prośba, zgodne z Bożą wolą, będą wysłuchane. Dlatego, przystępując do modlitwy, pamiętajcie, by najpierw z serca przebaczyć, jeśli cokolwiek mielibyście przeciw komuś, aby wasz Ojciec, który jest w Niebiosach, również przebaczył wam wasze przewinienia. Gdybyście bowiem nie wybaczyli innym ich win, to i Niebiański Ojciec nie wybaczy wam waszych. Tak rozmawiając, dotarli do Jerozolimy. Gdy tylko pojawili się na terenie świątyni, do Jezusa podeszli arcykapłani i uczeni w Piśmie wraz z żydowską starszyzną i, odnosząc się do wydarzeń z poprzedniego dnia, spytali: — Jakim prawem uczyniłeś to, co wczoraj zrobiłeś? I kto w ogóle upoważnił Cię do nauczania w świątyni? Wtedy Jezus powiedział: — I ja zapytam was o coś. Jeśli odpowiecie, to ujawnię wam, kto dał mi prawo do czynienia tego, co robię. Powiedzcie zatem, czy posłannictwo Jana, który zanurzał Żydów w wodę, było wezwaniem pochodzącym z Niebios, czy raczej jego ludzkim pomysłem? Oni zaś, rozważając odpowiedź, tak ją między sobą kalkulowali: — Jeśli powiemy, że z Niebios, to pewnie spyta nas: Dlaczego zatem nie uwierzyliście mu? A jeżeli powiemy, że to była jedynie ludzka inicjatywa Jana, to lepiej nie myśleć, co się stanie. Bali się bowiem reakcji tłumu, który uważał Jana za wielkiego proroka. Ostatecznie więc rzekli: — Nie wiemy. Wówczas Jezus oświadczył: — To i ja wam nie powiem, jakim prawem czynię to, co robię. Na zakończenie powiedział im taką przypowieść: — Pewien człowiek założył winnicę. Jej granice zabezpieczył kolczastym żywopłotem. Następnie wykopał dół pod tłocznię i wzniósł wieżę strażniczą, w której mogli nocować najemni robotnicy sezonowi. Winnicę tę wydzierżawił okolicznym rolnikom i wyjechał. Gdy nadszedł czas zbiorów, wysłał do nich swego sługę, by odebrać część plonów jako czynsz należny za dzierżawę. Dzierżawcy jednak brutalnie pobili tego sługę i odesłali z niczym. Wtedy właściciel wysłał do nich innego sługę. Lecz dzierżawcy tego również sponiewierali i ranili ciężko w głowę. Wysłał więc jeszcze innego sługę, którego zabili. Podobnie postępowali z kolejnymi jego sługami – jednych bijąc, a innych mordując. W końcu postanowił wysłać do nich swego umiłowanego syna, licząc, że tego uszanują. Jednak owi dzierżawcy powiedzieli sobie: „To jest dziedzic. Zorganizujmy się razem i zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze”. Chwycili więc go i zamordowali, a ciało wyrzucili poza winnicę. Co według was uczyni właściciel winnicy, gdy wróci? — Wygubi złych dzierżawców, a winnicę odda w użytkowanie innym — odpowiedzieli. — Dobrze powiedzieliście. Dlaczego więc nie rozumiecie, co znaczą te słowa Pisma: Kamień, którym wzgardzili budowniczowie, stał się głównym kamieniem spajającym. Za sprawą PANA to się wydarzyło, On na naszych oczach dokonał tego cudu!?. Wtedy zrozumieli, że ta przypowieść była o nich. Zawrzeli więc gniewem i szukali sposobu, jak by Go pojmać. Bojąc się jednak tłumu, chwilowo odstąpili od Niego. Nieco później przywódcy religijni wysłali do Jezusa grupę ludzi złożoną z faryzeuszy i popleczników Heroda, by przyłapali Go na jakiejś wypowiedzi. Gdy przyszli do Jezusa, powiedzieli: — Nauczycielu, wiemy, że jesteś prostolinijny i w prawdzie nauczasz życia według Bożej woli. Widzimy też, że nikogo nie faworyzujesz, ponieważ nie kierujesz się żadnymi zewnętrznymi pozorami. Powiedz nam zatem, tak zupełnie szczerze, czy – według Ciebie – podatek pogłówny należy się Cezarowi, czy nie? Mamy go płacić czy nie?. Lecz Jezus, rozpoznając ich podstęp, rzekł: — O, jakże wielkimi hipokrytami jesteście, starając się podejść mnie w taki sposób! Skoro jednak chcecie otrzymać odpowiedź, pokażcie mi denara. Kiedy podali Mu denara, spytał: — Czyj wizerunek i tytuł są umieszczone na tej monecie? Oni odpowiedzieli: — Cezara. Wtedy Jezus rzekł: — Oddajcie zatem Cezarowi to, co należy do niego, a Bogu to, co należy do Boga! Gdy usłyszeli tę odpowiedź, wprost zaniemówili. Zaraz potem przyszli do Jezusa saduceusze, którzy uważają, że nie istnieje coś takiego jak zmartwychwstanie. Oni także, zastawiając na Niego pułapkę, powiedzieli: — Nauczycielu, Mojżesz napisał nam, że gdyby umarł mężczyzna, pozostawiając bezdzietną żonę, wówczas jego brat powinien wziąć ową kobietę za żonę i wzbudzić potomstwo swojemu bratu. Wyobraź sobie zatem, że było siedmiu braci. Pierwszy z nich ożenił się, lecz umarł, nie wydawszy potomstwa. Zgodnie z poleceniem Mojżesza drugi z braci wziął tę samą kobietę za żonę, ale ten także umarł, nie zostawiając potomstwa; tak samo było i z trzecim, i z każdym kolejnym z siedmiu braci. Żaden z nich nie pozostawił po sobie potomstwa. Wreszcie po wszystkich umarła i ta kobieta. Którego z tych siedmiu braci żoną miałaby być po zmartwychwstaniu? Przecież należała do każdego z nich. Na to Jezus tak im odrzekł: — Wasze błądzenie bierze się z tego, że nie rozumiecie ani Bożego Słowa, ani Bożej mocy! Po zmartwychwstaniu ludzie nie będą już potrzebować związków małżeńskich, gdyż będą funkcjonować niczym niebiańscy aniołowie. Jeśli zaś chodzi o to, czy umarli mogą powstawać z martwych, to Mojżesz już wypowiedział się na ten temat. Relacjonując zdarzenie przy kolczastym krzewie, wspomniał, że Bóg powiedział do niego: JA JESTEM Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka, Bogiem Jakuba!, co wyraźnie pokazuje, iż Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz tych, którzy mają Życie. O, jak bardzo błądzicie w swoim myśleniu! Wtedy jeden z uczonych w Piśmie, który przysłuchiwał się ich rozmowie, widząc, że Jezus dobrze tamtym odpowiedział, poprosił: — Nauczycielu, powiedz nam, które z Bożych przykazań jest najważniejsze? Jezus zaś powiedział: — Najważniejszym przykazaniem jest to: Słuchaj, Izraelu, PAN jest naszym Bogiem. Nasz PAN jest Bogiem jedynym! Dlatego będziesz miłował PANA – Boga twego – całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem – ze wszystkich swoich sił. A drugim, zaraz po nim, jest: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Żadne z pozostałych przykazań nie jest ważniejsze od tych dwóch. Wtedy uczony w Piśmie rzekł: — Nauczycielu, powiedziałeś prawdę, ponieważ Bóg jest tylko jeden i poza Nim nie ma żadnego innego, a miłowanie Go całym sercem i rozumem, ze wszystkich swoich sił, a także miłowanie bliźniego jak siebie samego znaczy więcej niż wszystkie całopalenia i jakiekolwiek ofiary. Jezus, widząc, że człowiek ten rozumie, co mówi, oświadczył mu: — Jesteś blisko Bożego Królestwa! Wtedy nikt więcej nie śmiał już pytać Jezusa o cokolwiek. Jezus zaś, kontynuując swe nauczanie na terenie świątyni, zadał słuchaczom takie pytanie: — Jak uczeni w Piśmie mogą twierdzić, że Mesjasz jest synem Dawida, skoro Dawid pod wpływem Ducha Świętego Boga wyznał: Rzekł PAN do mego Pana: „Zasiądź w chwale i w potędze mego majestatu, a Ja Twoich wrogów jako podnóżek rzucę pod Twe stopy”? Dawid wyraźnie nazwał Mesjasza swym Panem. Jak zatem miałby On być jego synem? Tymczasem wielki tłum zgromadził się wokół Jezusa i z uwagą przysłuchiwał się temu, co mówił. Jezus zaś kontynuował: — Strzeżcie się uczonych w Piśmie, którzy lubią obnosić się, chodząc w powłóczystych szatach. Dla nich bowiem najważniejsze jest publiczne odbieranie wyrazów szacunku i zajmowanie eksponowanych miejsc w zgromadzeniach oraz na bankietach. Tacy objadają domy samotnych biednych kobiet i długo się modlą, co czynią wyłącznie na pokaz. Z tego powodu otrzymają wyrok surowszy niż inni. Wszystko to mówił, siedząc w pobliżu skarbony świątynnej i przyglądając się ludziom wrzucającym do niej pieniądze. Wielu bogatych przynosiło spore kwoty. Przyszła też jakaś uboga kobieta, która wrzuciła do skarbony dwa miedziaki. Wówczas Jezus zwrócił uwagę swoich uczniów na nią, mówiąc: — Zobaczcie! Od tej ubogiej kobiety udało się im wyłudzić więcej niż od innych! Tamci bowiem wrzucali z tego, co im zbywało, ona zaś dała ze swego niedostatku! Na utrzymanie świątyni i kapłanów dała wszystko, co miała na przeżycie. Nieco później, gdy już opuścili kompleks świątynny i wchodzili na Górę Oliwną, jeden z uczniów, podchodząc do Jezusa, rzekł: — Nauczycielu, spójrz tylko, jak monumentalna jest ta budowla! Na co Jezus odparł: — Nie zachwycaj się jej wielkością. Już niedługo nie zostanie z niej kamień na kamieniu. Gdy Piotr, Jakub, Jan i Andrzej usłyszeli, co rzekł Jezus, podeszli do Niego, gdy już spoczął na zboczu Góry Oliwnej, na wprost świątyni, i powiedzieli: — Powiedz nam, kiedy się to stanie i co będzie znakiem wskazującym na czas spełnienia się tego wszystkiego?. Wtedy Jezus odparł: — Przede wszystkim bądźcie ostrożni, by ktoś was nie zwiódł. Pojawi się bowiem wielu takich, którzy będą twierdzić, że są moimi sługami i głosić: JA JESTEM. Ci zwiodą wielu! Kiedy więc usłyszycie o wojnach i zaczną docierać do was wieści z pól bitewnych, nie wpadajcie w panikę, gdyż te sprawy muszą się wydarzyć, lecz to jeszcze nie będzie koniec. Przyjdzie taki czas, że powstaną narody przeciwko narodom i królestwa przeciw królestwom. Także trzęsienia ziemi się nasilą i sprawią, że głód dotknie wiele miejsc na świecie. To będzie jednak dopiero początek końca – niczym pierwsze bóle porodowe. Miejcie się wtedy na baczności, gdyż przyjdą czasy, że będą wydawać was sądom i publicznie chłostać.Z mojego powodu będziecie ciągani przed namiestników i królów na świadectwo dla nich samych! Jednak najpierw Dobra Wiadomość musi dotrzeć do wszystkich narodów. A kiedy będą prowadzić was na przesłuchania, nie zamartwiajcie się wcześniej, co macie mówić. W stosownej bowiem chwili zostaną dane wam właściwe słowa, gdyż nie wy będziecie mówić, lecz Duch Świętego Boga będzie przez was przemawiał. Będzie to czas, kiedy brat wyda brata na śmierć, a ojciec dziecko. Dzieci powstaną przeciw rodzicom i śmierć na nich sprowadzą. Z mojego powodu będziecie znienawidzeni przez wszystkich. Kto jednak wytrwa do końca, będzie zbawiony! Kiedy zobaczycie ohydne spustoszenia mające miejsce tam, gdzie być nie powinny, to ci, którzy rozpoznają te znaki, o ile będą w Judei, niech uciekają w góry! A jeśli ta sytuacja zaskoczy kogoś na tarasie domu, niech natychmiast ucieka, nie biorąc nic ze swego domu! Kto będzie znajdował się w polu, nawet niech nie myśli, by wracać do domu po płaszcz. Będzie to czas straszliwych cierpień, których w szczególny sposób doświadczą kobiety brzemienne i karmiące. Módlcie się, aby to wszystko nie nastąpiło zimą. Dni te będą bowiem okresem tak wielkiego ucisku, jakiego od początku Bożego stworzenia jeszcze nie było i jaki nigdy więcej się już nie powtórzy. Gdybym jednak ja, PAN, nie skrócił tych dni, nikt by nie ocalał. Jednak z uwagi na tych, którzy odpowiedzieli na moje wezwanie, okres ten zostanie skrócony. Gdyby w tym czasie ktoś mówił wam, że tu czy tam pojawił się ktoś namaszczony, nie wierzcie! Powstaną bowiem oszuści podający się za ludzi namaszczonych przez Boga, a także fałszywi prorocy. Będą oni dokonywać zadziwiających znaków i cudów tylko po to, by – o ile to będzie możliwe – zwieść nawet tych, których Bóg przygarnął do siebie. Dlatego bądźcie niezwykle ostrożni i pamiętajcie, że zawczasu was przed tym ostrzegałem! Po tym ucisku nadejdzie czas, w którym słońce oblecze się w ciemność, a księżyc nie będzie już odbijał jego blasku; gwiazdy znikną z firmamentu, a rygle nieboskłonu zostaną zwolnione. Wtedy dopiero wszyscy ujrzą mnie, Syna człowieczego, jak przybędę z Niebios w obłoku – z wielką mocą i w majestacie. Ja zaś roześlę mych posłańców na cztery strony świata, by od jednego horyzontu aż po drugi zebrali wszystkich, którzy wcześniej odpowiedzieli na moje wezwanie. Nauczcie się więc rozumieć znaki, jak potraficie to czynić z drzewem figowym. Gdy jego gałązki nabrzmiewają sokami i wypuszczają liście, dochodzicie do wniosku, że zbliża się lato. Podobnie i w tej sprawie: kiedy zobaczycie, że dzieje się to, co wam powiedziałem, wiedzcie, że Królestwo Boże jest już blisko, wprost stoi u drzwi. I jeszcze chcę was zapewnić, że lud Izraela nie wyginie, aż wszystko, co wam mówię, zrealizuje się do końca. Obecne Niebiosa i doczesna Ziemia kiedyś przeminą, lecz moje słowa nigdy nie przeminą! Jednak którego dnia lub o której godzinie konkretnie to nastąpi, tego nie wie nikt na Ziemi ani żaden posłaniec z Niebios, nawet Syn, lecz tylko Ojciec! Uważajcie więc i czuwajcie, bo nie wiecie, kiedy pora ta nadejdzie! Z Dniem Sądu będzie bowiem jak z powrotem człowieka, który wyjechał na obczyznę, powierzając sługom zarząd nad swoimi dobrami. Każdemu przydzielił inne zadanie, a słudze mającemu klucze do wrót domu nakazał czuwanie. Tak samo i wy bądźcie zawsze gotowi, bo nie wiecie, kiedy ja – wasz PAN – nadejdę. Nie wiecie, którego dnia ani o której godzinie spotkacie mnie twarzą w twarz! Obym, przychodząc do was znienacka, nie zastał was gnuśnymi i śpiącymi! Dlatego to, co mówię do was teraz, nakazuję wszystkim: Czuwajcie! Jeszcze dwa dni przed Paschą, która rozpoczynała Święto Przaśników, arcykapłani i uczeni w Piśmie ciągle nie mieli pomysłu, jakiego użyć podstępu, by aresztować Jezusa i zabić Go. Powtarzali jednak: — Byle nie w święto... Byle nie w święto, aby nie doszło do rozruchów wśród ludu! Jezus tymczasem dotarł do Betanii, gdzie zatrzymał się w domu Szymona, którego jakiś czas temu uzdrowił z trądu. A gdy spoczywał przy stole, w pewnym momencie pojawiła się jakaś kobieta z alabastrowym flakonikiem niezwykle drogiego, czystego olejku nardowego. Po odłamaniu szyjki flakonu wylała jego całą zawartość na głowę Jezusa. Niektórzy z obecnych, poirytowani tym, co się stało, mówili: — Ależ to wielka strata! Przecież można było olejek ten sprzedać za równowartość rocznych poborów pracownika rolnego i tymi funduszami wesprzeć ubogich! I zaczęli ją ganić. Lecz Jezus powiedział: — Zostawcie ją! Jak możecie sprawiać jej przykrość, gdy ona wyświadczyła mi dobry uczynek? Biednych zawsze będziecie mieli u siebie i, kiedykolwiek zechcecie, będziecie mogli ich wspierać! Mnie zaś nie zawsze mieć tu będziecie! Ona uczyniła dobrą rzecz. Zawczasu namaściła moje ciało na pogrzeb. Z tego powodu oświadczam wam, że gdziekolwiek na świecie będzie głoszona Dobra Wiadomość o Bożym Królestwie, to wydarzenie zawsze będzie wspominane na jej pamiątkę. Wtedy Judasz Iskariota, jeden z Dwunastu, udał się do arcykapłanów, by wydać Jezusa w ich ręce. Ci zaś, gdy to usłyszeli, ucieszyli się ogromnie i obiecali mu zapłatę w srebrze. Judasz zaczął więc szukać odpowiedniej chwili do wydania Go. W dniu, po którym wieczorem świętowano Paschę, uczniowie zwrócili się do Jezusa takimi słowami: — Powiedz, proszę, gdzie mamy przygotować Ci paschę. Wtedy On polecił dwóm z nich: — Idźcie do miasta. A gdy zobaczycie człowieka niosącego dzban z wodą, udajcie się za nim. Wejdźcie do domu, do którego on wejdzie, i powiedzcie właścicielowi: „Nauczyciel pyta: «Gdzie jest gościnna izba, w której mógłbym spożyć paschę z moimi uczniami?»”. Ten zaś pokaże wam dużą salę na piętrze, która powinna być już zasłana i w pełni urządzona. Tam przygotujcie wieczerzę. Wyruszyli więc uczniowie do miasta i po przybyciu na miejsce znaleźli wszystko, jak im PAN zapowiedział. Zajęli się więc przygotowaniem wieczerzy. Jezus, wraz z pozostałymi uczniami z grupy Dwunastu, przyszedł tuż przed wieczorem. Gdy już spoczęli przy stole i zaczął się posiłek, Jezus powiedział: — Oświadczam wam, że jeden z was, jedzących teraz ze mną, zdradzi mnie. Zafrasowani uczniowie, jeden przez drugiego, zaczęli Go pytać: — Chyba nie mnie masz na myśli?! Lecz On tak im odparł: — Niestety, będzie to jeden z was, Dwunastu – ten, który w czasie tej wieczerzy razem ze mną będzie sięgać do jednej misy. Wprawdzie ja, Syn człowieczy, odchodzę, zgodnie z tym, co o mnie zapowiedziano w Pismach, lecz straszliwa kara czeka tego, który odstąpi i mnie zdradzi. Takiemu lepiej byłoby w ogóle się nie narodzić. Gdy w smutku kontynuowali posiłek, Jezus wziął chleb i po modlitwie porozrywał go na kawałki i rozdał uczniom, mówiąc: — Bierzcie... Oto moje ciało [tak zostanie rozdarte i złożone w ofierze ]. Następnie wzniósł dzban wina i po modlitwie dziękczynnej podał im, aby wszyscy nalewali sobie z niego i pili. Kiedy skończyli, powiedział: — Oto moja krew zostanie wkrótce wylana za wielu. Stanie się ona krwią pieczętującą Nowe Przymierze. A teraz oświadczam wam, że nie będę już więcej pił wina z wami na tym świecie. Razem wypijemy je dopiero w nowej rzeczywistości Bożego Królestwa. Po odśpiewaniu hymnu wielbiącego Boga udali się na Górę Oliwną. W drodze Jezus powiedział: — Niedługo wszyscy zwątpicie, co zostało zapowiedziane słowami: Uderzą Pasterza, a Jego owce się rozproszą. Ja jednak powstanę i przed wami udam się do Galilei. Wtedy Piotr rzekł: — Choćby wszyscy załamali się i odpadli, to ja na pewno nie! A Jezus tak mu odparł: — Zapewniam cię, że dzisiaj, jeszcze tej nocy, zanim po raz drugi straże odtrąbią sygnał zwany pianiem koguta, ty trzy razy się mnie wyprzesz. Lecz Piotr z pewnością w głosie rzekł: — Choćbym miał z Tobą umrzeć, nie odstąpię od Ciebie! Podobne zapewnienia padały z ust wszystkich uczniów. Kiedy dotarli do miejsca zwanego Getsemani, Jezus rzekł do uczniów: — Usiądźcie tutaj i poczekajcie. Chciałbym bowiem mieć czas na modlitwę na osobności. I wziąwszy ze sobą Piotra, Jakuba i Jana odszedł na bok. Wówczas ogarnęły Go wielki smutek i przygnębienie. Wyznał to swoim towarzyszom, mówiąc: — Jestem straszliwie przygnębiony. Bądźcie blisko i czuwajcie ze mną. A odsunąwszy się nieco dalej, padł na ziemię i modlił się, aby – jeśli to możliwe – ominął Go ten czas. Mówił także: — Abba! Kochany Ojcze! Dla Ciebie wszystko jest możliwe. Tak bardzo bym chciał, by ominął mnie puchar Twojego gniewu, jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się dokonuje. Po pewnym czasie wrócił do trójki uczniów i zastał ich śpiących. Wówczas trącił Piotra i rzekł: — Szymonie... ty śpisz? Krewki z ciebie człowiek, a przez jedną godzinę nie byłeś w stanie zachować czujności? Czuwajcie i módlcie się, abyście nie popadli w pokuszenie. Chociaż duch wasz jest ochoczy, to jednak wasza grzeszna natura ciągle was bardzo osłabia. I znów odszedł nieco dalej i modlił się w podobny jak poprzednio sposób. A gdy wrócił, ponownie zastał uczniów śpiących, gdyż oczy ich były ociężałe. Zupełnie nie wiedzieli, jak się z tego wytłumaczyć. Kiedy wrócił po raz trzeci, rzekł do nich: — Ciągle śpicie? Wystarczy tego odpoczywania! Za chwilę ja, Syn człowieczy, oddam się w ręce grzeszników. Podnieście się, ponieważ nadchodzi ten, który mnie wydał. Nie skończył jeszcze mówić, gdy zjawił się Judasz, jeden z Dwunastu, wraz z liczną gromadą sług arcykapłanów, uczonych w Piśmie i przywódców ludu. Przyszli po Niego z mieczami i włóczniami. Zdrajca umówił się wcześniej z towarzyszącymi mu ludźmi na następujący znak: „Aresztujcie tego, którego powitam przyjacielskim pocałunkiem. To będzie ten człowiek. Pochwyćcie go i odprowadźcie do arcykapłanów”. Teraz wysunął się do przodu, podszedł do Jezusa i powiedział: — Mistrzu! — i ucałował Go. Wówczas słudzy arcykapłanów rzucili się na Jezusa i pojmali Go. W tej samej chwili któryś z tych, którzy byli z Jezusem, dobył miecza i zaatakował jednego z pachołków arcykapłana, pozbawiając go ucha. Tymczasem Jezus, zwracając się do przybyłych, powiedział: — Przyszliście po mnie niczym po bandytę – z mieczami i włóczniami! A przecież codziennie przy was nauczałem na terenie świątyni. Dlaczego wówczas mnie nie aresztowaliście?! Niech jednak będzie i tak, byle tylko zrealizowało się wszystko, co zostało zapisane w Pismach. Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Jezusa w wielkim popłochu. Pozostał jedynie jakiś młodzieniec ubrany w lekką tunikę. Słudzy arcykapłanów chwycili więc tego, ale tylko za okrycie. On jednak, niewiele myśląc, szarpnął się i, zostawiając tunikę w ich rękach, umknął bez okrycia. Straż świątynna zaprowadziła Jezusa do arcykapłana, u którego zebrali się już wszyscy członkowie rodu arcykapłańskiego, przywódcy ludu oraz uczeni w Piśmie. Piotr zaś, zachowując znaczną odległość, towarzyszył Jezusowi, aż doszli do rezydencji arcykapłana. Tam dostał się do środka i na dziedzińcu usiadł ze strażnikami przy ognisku, by się nieco ogrzać. W tym czasie arcykapłani wraz z całym Sanhedrynem szukali jakiegoś fałszywego zeznania przeciwko Jezusowi, by mieć pretekst do wydania Go na śmierć. Niczego jednak nie byli w stanie znaleźć. Wprawdzie wiele osób składało przeciw Niemu kłamliwe zeznania, lecz ich relacje nie pasowały do siebie. W końcu sprowadzono jeszcze innych, którzy fałszywie twierdzili: — Słyszeliśmy, jak mówił: „Zobaczycie, że zburzę tę świątynię wzniesioną ludzkimi rękami i w ciągu trzech dni zbuduję inną – nieuczynioną ludzką ręką”. Lecz i ich zeznania nie były zgodne ze sobą. Wówczas arcykapłan spytał Jezusa: — Jak odpowiesz na to, co ci ludzie zeznają przeciw tobie? Lecz Jezus milczał i nie odpowiedział na postawione Mu pytanie. Wtedy arcykapłan po raz drugi zwrócił się do Niego, mówiąc: — Czy jesteś Mesjaszem, Synem Tego, Który Jest Pełen Chwały? Wtedy Jezus potwierdził: — Tak, ja nim jestem. Lecz co to znaczy, zrozumiecie w pełni dopiero wówczas, gdy ujrzycie mnie, Syna człowieczego, zasiadającego w pełni władzy i chwały Boskiego Majestatu oraz jak w obłoku będę zstępować z Niebios. Na to arcykapłan rozdarł swe szaty i wykrzyknął: — Po co nam jeszcze świadkowie?! Sami słyszeliście to bluźnierstwo! Jak go za to osądzicie? Wówczas wszyscy zebrani stwierdzili, że powinien zostać zgładzony. Niektórzy z nich pluli Mu prosto w twarz, zaś inni – zasłaniając Mu oczy – bili Go, szydząc: — No, teraz nam prorokuj, kto ciebie uderzył! Strażnicy zaś policzkowali Go na odlew. Tymczasem Piotr przebywał na dolnym dziedzińcu. W jakimś momencie z pałacu arcykapłana wyszła na zewnątrz jedna ze służących i zauważyła go przy ognisku. Przyjrzała się mu dokładnie i powiedziała: — Ty również byłeś z tym Jezusem z Nazaretu! On jednak zaprzeczył, mówiąc: — Nie wiem, o czym mówisz, kobieto! Zupełnie cię nie rozumiem! I odszedł stamtąd, skrywając się w cieniu bramy na skraju dziedzińca. Wtedy rozległ się pierwszy głos trąbki na zmianę straży nocnej. Tam dojrzała go inna służąca, która zaczęła wołać, że i on jest jednym z uczniów Jezusa. Lecz Piotr znów temu zaprzeczył. A kiedy zgromadzeni ludzie podeszli do Piotra, stwierdzili: — Rzeczywiście musisz być jednym z nich! Jesteś przecież Galilejczykiem! Wtedy on ponownie zaczął zaklinać się i przysięgać, mówiąc: — Nie znam tego człowieka, o którym mówicie! I wtedy rozległ się drugi sygnał trąbki nocnej straży zwany pianiem koguta. W tym momencie Piotr przypomniał sobie słowa, które Jezus do niego wypowiedział: „Zanim po raz drugi straże odtrąbią sygnał zwany pianiem koguta, ty trzy razy się mnie wyprzesz”, i gorzko zapłakał. Zaraz po świtaniu, po naradzie z przywódcami ludu i uczonymi w Piśmie, arcykapłani i cały Sanhedryn kazali związać Jezusa i poprowadzili Go do Piłata. Kiedy Piłat rozpoczął przesłuchanie, zapytał z sarkazmem: — A więc jesteś „królem żydowskim”? W odpowiedzi Jezus spytał: — Czy takie jest twoje przekonanie?. Tymczasem arcykapłani oskarżali Jezusa w wielu sprawach. Piłat więc ponownie zwrócił się do Jezusa: — Dlaczego nic nie mówisz? Chyba słyszysz, o co cię oskarżają? Jezus jednak nie odpowiedział na żadne z oskarżeń. To wprawiło namiestnika w wielkie zdziwienie. A panował wówczas pewien zwyczaj, że z okazji święta namiestnik ułaskawiał jednego z więźniów, o którego prosił lud. W twierdzy zaś więziono niejakiego Barabasza, aresztowanego razem z innymi powstańcami w czasie rozruchów, podczas których doszło do zabójstwa. Tymczasem tłum zebrany przed siedzibą namiestnika zaczął się domagać od Piłata, by uczynił dla nich to, co zwykle. Wówczas Piłat zapytał: — Czy chcecie, bym uwolnił wam „króla żydowskiego”? Wiedział bowiem, iż to arcykapłani, a nie lud, wydali Go przez zawiść. Jednak arcykapłani podburzyli tłum, by domagał się zwolnienia Barabasza. Gdy więc Piłat zadał kolejne pytanie: — Co mam uczynić z tym, którego zwiecie królem żydowskim?, oni zaczęli wołać: — Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj go! Wtedy Piłat spytał: — Ale co złego wam uczynił? Lecz oni zaczęli wtedy skandować jeszcze głośniej: — Ukrzyżuj go!! Ukrzyżuj go!! W takiej sytuacji Piłat, chcąc zadowolić tłum, uwolnił im Barabasza, a Jezusa kazał wychłostać i skazał na ukrzyżowanie. Żołnierze zabrali więc Jezusa w głąb dziedzińca, w pobliże pretorium, gdzie zebrała się reszta kohorty. Po ubiczowaniu ubrali Go w szkarłatny płaszcz, z cierni upletli kolczastą koronę, wcisnęli Mu ją na głowę i zaczęli z Niego szydzić: — Bądź pozdrowiony, „królu żydowski”!. Bili Go trzcinowymi rózgami po głowie, pluli na Niego i, błaznując, przyklękali, niby to oddając Mu królewskie honory. Gdy te drwiny znudziły się im, zerwali z Jezusa purpurowy płaszcz i oddali Mu Jego szaty. Potem wyprowadzili Go na ukrzyżowanie. Po drodze przymusili pewnego człowieka wracającego z pracy w polu, niejakiego Szymona z Cyreny, ojca Aleksandra i Rufusa, aby poniósł belkę krzyżową za Jezusa. W ten sposób doprowadzili Jezusa na miejsce zwane Golgota, co znaczy „Miejsce Czaszki”. Tam dali Mu wina zaprawionego mirrą. On jednak odmówił wypicia. Po ukrzyżowaniu podzielili między sobą Jego szaty, losami rozstrzygając, co który ma wziąć. Gdy Go krzyżowano, była godzina dziewiąta rano. Tytuł winy, jaki przy Nim powieszono, brzmiał: „Król Żydowski”. Wraz z Nim ukrzyżowano dwóch bandytów – jednego po prawej, drugiego po lewej Jego stronie. W ten sposób wypełniły się słowa Pisma: Został zaliczony do grona złoczyńców. Wielu z tych, którzy tam przyszli, bluźniło Mu. Z drwiną potrząsając głowami, wołali: — Hej ty, „burzycielu świątyni”, który twierdziłeś, że odbudujesz ją w ciągu trzech dni, uwolnij teraz sam siebie i zejdź z krzyża!. W podobny sposób szydzili również arcykapłani wraz z uczonymi w Piśmie, mówiąc: — Innych ratował, lecz siebie nie potrafi! Niechże ten „mesjasz”, ten „król Izraela” zejdzie teraz z krzyża, abyśmy mogli to zobaczyć i mu uwierzyć! Tak samo urągali Mu bandyci ukrzyżowani wraz z Nim. Gdy nadeszło południe, całą Ziemię ogarnęła ciemność, która trwała blisko trzy godziny. Około godziny piętnastej Jezus donośnie zawołał: — Eli, Eli, lema sabachtani?! — co znaczy: „Boże mój, Boże mój! Czemuś się oddalił?!”. Stojący tam ludzie, słysząc Jego głos, mówili: — Chyba woła Eliasza! Wtedy jeden z nich pobiegł i przyniósł gąbkę nasączoną winnym octem. Nadział ją na pręt spleciony z trzciny i podsunął Jezusowi do zgaszenia pragnienia, mówiąc: — Poczekajmy i zobaczmy, czy przyjdzie Eliasz, by zdjąć go z krzyża! Zaś Jezus po raz drugi zawołał donośnym głosem i wydał ostatnie tchnienie. W tej samej chwili zasłona, która w przybytku oddzielała miejsce święte od najświętszego, rozdarła się na dwoje – od góry do dołu! Gdy centurion stojący przy Jezusie ujrzał, w jaki sposób oddał On ostatnie tchnienie, powiedział: — Ten człowiek naprawdę musiał być Bożym synem! W jakiejś odległości od krzyża stały kobiety, które przyglądały się wszystkiemu. Wśród nich były Maria z Magdali, Maria – matka Jakuba zwanego Małym, oraz Józefa, a także Salome. One to, usługując Jezusowi, towarzyszyły Mu od czasów Jego działalności w Galilei. Poza nimi było także wiele innych, które, idąc za Nim, przybyły do Jerozolimy. Kiedy nadeszło późne popołudnie i krzątanina w związku z przygotowaniem do zbliżającego się święta zaczęła narastać, pod krzyżem pojawił się Józef z Arymatei, znamienity członek Najwyższej Rady Żydowskiej, który wyczekiwał Bożego Królestwa. Ten śmiało udał się do Piłata i poprosił go o ciało Jezusa. Piłat zdziwił się, słysząc, że Jezus już umarł. Z tego powodu przywołał centuriona, by spytać, jak dawno się to stało. Gdy tylko otrzymał potwierdzenie, nakazał wydać Józefowi zwłoki Jezusa. Ten zaś zdjął ciało Jezusa z krzyża, owinął je świeżo kupionym płótnem pogrzebowym, a następnie złożył w grobowcu wykutym w skale. Wejście do grobowca zabezpieczył, zataczając specjalny kamień. Maria z Magdali i Maria, matka Józefa, poszły za nim, by się dowiedzieć, gdzie złożono ciało Jezusa. Zaraz po zakończonym szabacie Maria z Magdali, Maria, matka Jakuba, oraz Salome dokupiły wonności do namaszczenia ciała Jezusa. Kilka godzin później, gdy było jeszcze ciemno, wyszły z domu, tak iż dotarły do grobu wczesnym świtaniem. W drodze martwiły się jedynie tym, kto pomoże im odtoczyć kamień blokujący wejście do grobowca. Kiedy jednak doszły tam, zobaczyły, iż kamień – choć był ogromny – leżał odrzucony gdzieś z boku. Po wejściu do grobowca ujrzały młodzieńca siedzącego po prawej stronie. Był odziany w lśniącą białą szatę. Bardzo się przestraszyły, lecz on rzekł do nich: — Nie lękajcie się. Wiem, że szukacie Jezusa z Nazaretu, który został ukrzyżowany. Jednak nie ma Go tutaj, gdyż zmartwychwstał! Spójrzcie, oto jest miejsce, gdzie było złożone Jego ciało. A teraz idźcie szybko i przekażcie Jego uczniom, z Piotrem włącznie: „On zamierza udać się do Galilei. Tam Go ujrzycie zgodnie z tym, co wam zapowiedział! ”. (8a) Wtedy kobiety w wielkim uniesieniu wybiegły z grobowca i z drżeniem uciekły. Nikomu jednak nic nie powiedziały, gdyż mocno się wystraszyły. (8b) W końcu jednak, gdy ochłonęły, zastosowały się do otrzymanego polecenia i w obecności Piotra opowiedziały o wszystkim zebranym uczniom. Nieco później Jezus osobiście wysłał swych uczniów, aby całemu światu – od wschodu aż po zachód – przekazali tę świętą i niezniszczalną Dobrą Wiadomość o ratunku, jaki jest w Nim na wieki. Amen. Kiedy Jezus zmartwychwstał, najpierw ukazał się Marii z Magdali, z której jakiś czas wcześniej wyrzucił siedem demonów. Uczynił to pierwszego dnia po szabacie, kiedy zaczynało świtać. Ona zaś powiadomiła o tym uczniów, którzy przez lata Mu towarzyszyli, a po Jego śmierci byli zrozpaczeni. Lecz kiedy usłyszeli, że Jezus żyje, a ona Go widziała, wcale jej nie uwierzyli. Następnie, w odmienionej postaci, ukazał się dwóm z nich, gdy szli przez pola. Ci natychmiast wrócili i przekazali reszcie, że Go widzieli. Lecz pozostali nie uwierzyli również im. W końcu Jezus ukazał się wszystkim Jedenastu, gdy spoczywali przy stole. Skarcił ich niewiarę i upór serc, ponieważ nie zaufali tym, którzy wcześniej widzieli Go zmartwychwstałego. Wtedy też powiedział: — Przemierzając cały świat, głoście wszystkim ludziom Dobrą Wiadomość o ratunku, który ja przyniosłem. Kto zaufa tej Wiadomości i zanurzy się w moim Słowie, zostanie zbawiony. Jeśli jednak ktoś nie zaufa mojemu Słowu, będzie potępiony! A znakami uwiarygodniającymi głosicieli mojej Dobrej Wiadomości będą: wyrzucanie demonów w analogiczny sposób, jak ja to czyniłem; nauczanie w niewyuczonych wcześniej językach; odporność na działanie trucizn – zarówno pochodzących od węży dotkniętych nieopatrznie, Po przekazaniu im tego Jezus, nasz PAN, wstąpił w Niebiosa, gdzie zasiadł na Tronie Boskiej władzy i chwały. Uczniowie zaś wyruszyli i zaczęli wszędzie głosić Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. PAN zaś współdziałał z nimi i potwierdzał swe Słowo obiecanymi znakami. Wiele osób próbowało już wcześniej uporządkować relacje o wydarzeniach, które dokonały się pośród nas, zgodnie z przekazami, jakie pochodziły od tych, którzy od początku byli naocznymi świadkami i sługami Słowa. W końcu i ja, dostojny Teofilu, po dokładnym prześledzeniu tych spraw, postanowiłem opisać ci wszystko po kolei, byś utwierdził się w sprawach, o których zostałeś pouczony. W czasie panowania Heroda, króla Judei, żył pewien żydowski kapłan imieniem Zachariasz. Należał on do zmiany Abiasza, zaś jego żona Elżbieta pochodziła z rodu Aarona. Oboje byli ludźmi prawymi, którzy w Bożych sprawach zachowywali się nienagannie. Na co dzień przestrzegali wszystkich przykazań i nakazów PANA. A chociaż byli już starzy, nie mieli dzieci z uwagi na niepłodność Elżbiety. Pewnego dnia, gdy Zachariasz, według kolejności zmian kapłańskich, pełnił służbę w świątyni, otrzymał przydział, by zgodnie z obowiązkiem kapłańskim złożyć w przybytku PANA ofiarę kadzidlaną. W tym czasie wielka rzesza ludu modliła się na zewnątrz. W pewnej chwili po prawej stronie ołtarza kadzidlanego ukazał się mu posłaniec PANA. Na jego widok Zachariasz zadrżał ze strachu. Posłaniec jednak przemówił do niego łagodnie: — Nie bój się, Zachariaszu, twoje błagania zostały wysłuchane. Elżbieta, twoja żona, urodzi ci syna, a ty nadasz mu imię Jan. Wielka radość wypełni twój dom. Również lud będzie się weselił z jego narodzin. Z woli PANA otrzyma on do zrealizowania wielkie zadanie. Z tego powodu nie będzie pił wina ani wódki i już w łonie swej matki zostanie napełniony Duchem Uświęcenia. Wielu synów Izraela zostanie przez niego skierowanych do PANA, ich Boga, gdyż jako herold będzie szedł przed Nim – w duchu i mocy Eliasza. Jak on spowoduje, że serca ojców zwrócą się ku ich dzieciom, a dusze Bogu nieuległe przywiedzie do rozwagi cechującej ludzi prawych. W taki sposób przygotuje on lud na przyjście PANA. Wówczas Zachariasz spytał posłańca: — Czy coś takiego jest w ogóle możliwe? Przecież oboje z żoną jesteśmy już starzy. Na to posłaniec mu odrzekł: — Nazywam się Gabriel i jestem tym, który pełni służbę przed obliczem Boga. Zostałem posłany, by przemówić do ciebie i oznajmić ci tę wspaniałą wiadomość. Skoro jednak powątpiewasz w to, co powiedziałem, staniesz się niemową aż do dnia, gdy wszystko się zrealizuje. Tymczasem lud czekał na zewnątrz na Zachariasza i dziwił się bardzo, dlaczego tak długo przebywa w sanktuarium. A kiedy już wyszedł i nie mógł się odezwać, od razu zrozumieli, że miał widzenie. Zachariasz mógł jedynie gestami wyrazić, co się wydarzyło. A kiedy czas jego służby dobiegł końca, wrócił do domu. Wkrótce Elżbieta, jego żona, poczęła, lecz przez pięć miesięcy ukrywała to przed wszystkimi, mówiąc do siebie: — W końcu PAN wejrzał również na mnie i postanowił usunąć niesławę, jaką dotąd byłam okryta między ludźmi. Pół roku później ten sam wysłannik, Gabriel, został przez Boga posłany do Nazaretu, miasta w Galilei, do dziewicy, która była już poślubiona Józefowi – mężczyźnie z rodu Dawida. Miała ona na imię Maria. Kiedy posłaniec zjawił się u niej, rzekł: — Raduj się, gdyż zostałaś obdarzona szczególną łaską PANA. Jako jedyna spośród wszystkich kobiet dostąpisz specjalnego błogosławieństwa! Słysząc to, dziewczyna bardzo się zmieszała. A kiedy w sercu rozważała, co właściwie mogło to znaczyć, posłaniec rzekł: — Nie bój się, Mario! Zostałaś bowiem obdarzona przez Boga wielką łaską! Niedługo w twym łonie pocznie się Dziecko – Syn. Gdy Go urodzisz, nadasz Mu imię Jezus. Będzie On potężny i zwać Go będą Synem Najwyższego. Po swym przodku Dawidzie obejmie On tron ustanowiony przez PANA, naszego Boga. I będzie królować na nim na wieki nad domem Jakuba, a Jego Królestwu nie będzie końca. Wówczas Maria spytała: — Jakże miałoby się to stać? Przecież jeszcze nie współżyłam z poślubionym mi mężczyzną. Posłaniec odrzekł na to: — Zstąpi na ciebie Duch Uświęcający, który Mocą Najwyższego sprawi, że staniesz się brzemienną, zaś Święte Dziecię zrodzone z ciebie zostanie nazwane Synem Bożym. Na dowód prawdziwości moich słów Najwyższy okazał łaskawość twojej dalszej krewnej, Elżbiecie, i sprawił, że mimo starości również będzie miała syna. Ta, którą ludzie uważają za bezpłodną, jest obecnie już w szóstym miesiącu ciąży. Dla Boga nie ma bowiem rzeczy niemożliwych! Wówczas Maria odpowiedziała: — Niech zatem stanie się wszystko tak, jak powiedziałeś! Jestem poddana PANU całkowicie! Wtedy posłaniec oddalił się od niej. Zaraz potem Maria zebrała się i pośpiesznie udała się do krewnej, która wraz z mężem mieszkała w górzystej części Judy. Gdy tam dotarła, weszła do domu Zachariasza i pozdrowiła Elżbietę. Gdy tylko dzieciątko w łonie Elżbiety usłyszało głos Marii, gwałtownie się poruszyło, a ona sama, napełniona Duchem Uświęcenia, zawołała: — Mario! Jesteś szczególną kobietą, dostąpiłaś bowiem błogosławieństwa, jakiego żadna inna nie otrzymała! Niech będzie uwielbiony owoc twego łona! Jak bardzo się cieszę, że ty, matka mego PANA, zechciałaś mnie odwiedzić! Wiedz, że dziecko w moim łonie wprost podskoczyło z radości, gdy tylko usłyszało twoje pozdrowienie! O jakże musisz być szczęśliwa z tego powodu, że PAN zechciał użyć ciebie, by zrealizować to, co wcześniej zapowiadał! Maria zaś tak odparła: — Wielbi dusza moja PANA, a duch mój raduje się w Bogu, moim Zbawcy, gdyż Jemu w niczym nie przeszkadza me niskie pochodzenie! Od teraz wszystkie rody Izraela będą wysławiać mnie z powodu wyróżnienia, jakim obdarzył mnie Święty i Wszechmocny! Jego miłosierdzie ogarnia bowiem wszystkich trwających w Jego bojaźni, a swą potęgą rozprasza serca harde, butne i pyszne! Gdy trzeba, strąca władców z ich tronów, a wywyższa ludzi służących Mu w pokorze! Swoimi skarbami nasyca tych, którzy są głodni Jego sprawiedliwości, a bogaczy pełnych pychy odprawia z niczym! Ze względu na swe miłosierdzie ujął się w końcu za sługą swym – Izraelem. Uczynił to zgodnie ze wszystkim, co zapowiedział naszym przodkom: Abrahamowi i całemu jego potomstwu. Maria pozostała przy Elżbiecie jeszcze trzy miesiące, do czasu jej rozwiązania, a potem wróciła do swego domu. Gdy nadszedł czas porodu, Elżbieta urodziła syna. Dopiero wówczas jej krewni i sąsiedzi zostali poinformowani, jak wielkie miłosierdzie okazał jej PAN, i cieszyli się wraz z nią. Ósmego dnia zebrali się, by obrzezać chłopca. Chcieli go nazwać po ojcu – Zachariasz. Lecz Elżbieta zaprotestowała: — Nie! On będzie miał na imię Jan. Wtedy rzekli: — Przecież w twojej rodzinie nikt nie nosił takiego imienia. I zwrócili się do ojca z zapytaniem, jakie imię ma nosić jego syn. On zaś, gestykulując, zażądał tabliczki, na której napisał: — Jan. Zebrani bardzo się zdziwili. Dopiero wtedy język Zachariasza rozwiązał się, a on sam zaczął głośno wielbić Boga. Widząc to, jego sąsiedzi zostali ogarnięci Bożą bojaźnią. Wieść o tych sprawach rozeszła się szybko po całej górzystej części Judei. A wszyscy, którzy ją słyszeli, byli poruszeni i zadawali sobie pytanie: — Kim będzie ten chłopiec? Widać było bowiem, iż PAN otoczył go swoją szczególną opieką. Tymczasem jego ojciec, Zachariasz, napełniony Duchem Uświęcenia, prorokował, mówiąc: — Niech będzie uwielbiony PAN, Bóg Izraela, bo wejrzał na lud swój i dał mu odkupienie! On powołał Zbawcę z rodu swego sługi – Dawida, zgodnie z tym, co od dawna zapowiadał aby przez Niego zesłać nam ratunek i ocalenie z mocy nieprzyjaciół, którzy nas nienawidzą! On swoje miłosierdzie okazał naszym przodkom przez dopełnienie świętego przymierza, które pod przysięgą zawarł z naszym praojcem Abrahamem, obiecując, że zostaniemy wyrwani z ręki wroga i będziemy mogli służyć Mu bez strachu w świętości, objęci Jego sprawiedliwością po wszystkie dni nasze. Ciebie zaś, synu, nazwą Prorokiem Najwyższego, gdyż pójdziesz przed PANEM, przygotowując Jemu drogę, by lud Izraela mógł poznać Jego zbawienie, którego dokona przez odpuszczenie ich grzechów. Wszystko to wydarzy się wkrótce ze względu na wielkie miłosierdzie naszego Boga, który objawi się z wysokości niczym wschodzące Słońce. Ukaże się tym, którzy siedzą w ciemności, by wyprowadzić ich z cienia Śmierci i dalej poprowadzić prostą drogą pokoju ze sobą. Chłopiec dorastał i umacniał się duchowo. Zanim rozpoczął swą służbę pośród ludu Izraela, przebywał jakiś czas na pustkowiu. Opisane przeze mnie dalej wydarzenia miały miejsce w czasie, gdy dekretem Cezara Augusta w podległych mu krainach miano przeprowadzić spis mieszkańców. Był to spis wcześniejszy od tego, który przeprowadził Kwiryniusz, gdy był gubernatorem Syrii. Zgodnie z dekretem Cezara wszyscy ludzie musieli udać się do miast, z których pochodzili, aby tam zostali odnotowani. W związku z tym Józef z miasta Nazaret w Galilei wybrał się do Betlejem, miasta dawidowego w Judei, ponieważ pochodził z plemienia i rodu Dawida. Na spis zabrał ze sobą swą żonę, Marię, która wówczas była już w zaawansowanej ciąży. Kiedy dotarli na miejsce, nadszedł dla niej czas rozwiązania i urodziła swego pierworodnego Syna. Owinęła Go w pieluszki i ułożyła w bydlęcym żłobie, ponieważ w gospodzie nie było dla nich miejsca. Na pobliskich łąkach przebywali pasterze, którzy, koczując pod gołym niebem, pilnowali stad. W pewnej chwili posłaniec PANA stanął przy nich w blasku Boskiej chwały. Pasterze bardzo się zlękli, lecz posłaniec tak przemówił do nich: — Nie bójcie się, gdyż przynoszę wam radość wielką, która będzie ogłoszona całemu ludowi. Dzisiaj w mieście Dawida narodził się wam Zbawiciel. Jest nim sam PAN, który objawił się jako Mesjasz. Znajdziecie Go jako niemowlę owinięte w pieluszki i leżące w żłobie. I wtedy za posłańcem zjawiły się wielkie zastępy wojsk niebiańskich, które wielbiły Boga, mówiąc: — Chwała Bogu na wysokościach, a na Ziemi pokój dla tych, którzy poddają się Jego woli. Kiedy Boży posłańcy wrócili w Niebiosa, pasterze, zachęcając się wzajemnie, postanowili: „Chodźmy do Betlejem, aby zobaczyć, jak mają się sprawy, o których PAN nas powiadomił”. Udali się tam pospiesznie i znaleźli Marię, Józefa i Niemowlę leżące w żłobie. Później opowiadali wszystkim o tym, co usłyszeli na temat tego Dziecięcia, a ludzie ich słuchający dziwili się temu. Maria zaś zachowywała wszystko w swoim sercu. Gdy pasterze wracali już do swych stad, wielbili Boga i wysławiali Go z powodu tego, co usłyszeli i zobaczyli, zgodnie z tym, jak to im zapowiedziano. Kiedy upłynęło osiem dni i należało Chłopca obrzezać, nadano Mu imię Jezus, wskazane przez Bożego posłańca, zanim jeszcze został poczęty w łonie Marii. Gdy po porodzie upłynął dla Marii czas oczyszczenia, jaki był określony Prawem Mojżeszowym, wzięła Syna i wraz z Józefem udali się do Jerozolimy, aby ofiarować Go PANU zgodnie z tym, co było zapisane w Prawie, że każdy pierworodny męski potomek ma być poświęcony PANU. Tam złożyli za Niego ofiarę wykupu należną zgodnie z przepisami Prawa PANA: Jedną parę turkawek lub dwa młode gołąbki. Żył wówczas w Jerozolimie pewien człowiek imieniem Symeon. Był to człowiek prawy i pobożny, którym kierował Duch Uświęcenia. Wyczekiwał on pociechy i umocnienia Izraela. Duch Świętego Boga objawił Symeonowi, że nie umrze do czasu, aż ujrzy Mesjasza PANA. Człowiek ten, wiedziony przez Ducha, przyszedł na teren świątyni właśnie w chwili, gdy Józef i Maria przynieśli Dziecię, by uczynić to, co było wymagane przepisami Prawa Mojżeszowego. Wziął małego Jezusa w ramiona i wielbił Boga, mówiąc: — Dzięki Ci, o PANIE, że teraz mogę odejść już w pokoju, zgodnie z Twoim Słowem, gdyż w końcu ujrzałem wybawienie, które przygotowałeś dla wszystkich narodów, Światłość dla oświecenia wszystkich ludów i Chwałę swego ludu, Izraela! Słysząc te słowa, Józef i Maria oniemieli. Na koniec Symeon pobłogosławił ich, a do Marii, Jego matki, tak się odezwał: — On jest tym, który został dany Izraelowi. Wielu z Jego powodu upadnie, lecz i wielu powstanie. Liczni wystąpią przeciwko Niemu, co sprawi, że twoja dusza zostanie tak zraniona, jakby przebił ją miecz. To wszystko stanie się po to, by na jaw wyszły skrywane zamysły wielu serc. W tym czasie żyła w Jerozolimie także prorokini Anna, córka Fanuela z rodu Asera. Była już sędziwego wieku. Jako młoda dziewczyna wyszła za mąż, lecz spędziła z mężem tylko siedem lat, gdyż zmarł on wcześnie. Od tego czasu aż do osiemdziesiątego czwartego roku życia pozostawała wdową. Kobieta ta wiele czasu spędzała przy świątyni, dniem i nocą służąc innym w postach i modlitwach. Ona także zatrzymała się przy nich i wielbiła Boga. Ludziom wyczekującym wyzwolenia Jerozolimy mówiła więcej o tym Dziecięciu. Kiedy już dopełnili wszystkiego, co było nakazane Prawem PANA, wrócili do swego miasta – Nazaretu w Galilei. A Chłopiec rósł i nabierał sił. W tym czasie, trwając w Bożej łasce, napełniał się mądrością. Józef i Maria co roku udawali się na Paschę do Jerozolimy. Gdy Jezus był blisko ukończenia dwunastego roku życia, wzięli Go ze sobą na to święto. Po dopełnieniu obowiązku ruszyli w drogę powrotną, lecz Jezus, uważany już wtedy za pełnoletniego chłopaka, pozostał w Jerozolimie. Rodzice tego nie zauważyli, gdyż przypuszczali, że idzie On osobno z inną grupą pielgrzymów. Jednak po przejściu dnia drogi zaczęli szukać Go wśród krewnych i znajomych. Gdy Go nie znaleźli, wrócili do Jerozolimy i tam rozpoczęli poszukiwania. Dopiero po trzech dniach znaleźli Go na terenie świątyni, gdzie siedział z nauczycielami Pisma – przysłuchując się im oraz zadając pytania. Wszyscy, którzy słyszeli pytania, jakie On stawiał, zdumiewali się głębokością rozumienia zagadnień, które poruszał. Kiedy Józef i Maria spostrzegli Go, byli wyprowadzeni z równowagi, a Jego matka powiedziała: — Synu, dlaczego nam to zrobiłeś? Twój ojciec i ja z bólem serca Ciebie szukaliśmy. On zaś tak odrzekł: — Szukaliście mnie? Dlaczego nie pomyśleliście, że zajmuję się sprawami mego Ojca? Lecz oni nie zrozumieli tych słów. Wrócił jednak z nimi do Nazaretu i był im poddany. Jego matka skrzętnie zachowywała w swoim sercu wszystkie te sprawy. Jezus zaś wzrastał, czyniąc coraz większe postępy w mądrości oraz w łasce u Boga i u ludzi. W piętnastym roku panowania Tyberiusza Cezara, gdy rządcą Judei był Poncjusz Piłat, tetrarchą Galilei – Herod, tetrarchą Iturei i okręgu Trachonitis – jego brat Filip, tetrarchą Abileny – Lizaniasz, za czasów arcykapłanów Annasza i Kajfasza, Słowo Boga poruszyło serce Jana, syna kapłana Zachariasza, gdy przebywał na pustkowiu. Przynaglony Bożym wezwaniem udał się w okolice Jordanu, gdzie zaczął wzywać Żydów do pełnego wodnego chrztu jako wyrazu opamiętania się, które jest konieczne do odpuszczenia grzechów. To właśnie Jan był zapowiadanym przez proroka Izajasza głosem wołającym na pustkowiu: „Wyrównajcie swe drogi przed przyjściem PANA! Uporządkujcie swe sprawy, zanim przyjdzie nasz Bóg! Podźwignijcie to, co w was jest upadłe, a uniżcie wszystko, co w was jest wyniosłe. Wyprostujcie zawiłości i wyboje swego życia, a wtedy się objawi pełnia chwały PANA i wszyscy ujrzą zbawienie od Niego pochodzące!”. Żydzi tłumnie schodzili się do niego, aby poddać się chrzcielnej ablucji. A on tak wołał: — O wy, przebrzydłe żmijowe pomioty! Myślicie, że poddając się temu zanurzeniu, unikniecie skutków nadciągającego gniewu Boga?! Nie myślcie sobie, że wystarczy, iż poddacie się temu rytuałowi. On nic wam nie pomoże, jeśli nie wydacie owocu prawdziwego opamiętania się i przemiany myślenia! Nie uważajcie się za dziedziców Abrahama! Zapewniam was, że Bóg prędzej z tych kamieni wzbudzi potomstwo Abrahamowi, niż się doczeka przemiany waszych serc. Gniew Boży bowiem – niczym siekiera przyłożona do pnia – już się nad wami gromadzi! I jak każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i wrzucone do ognia, tak samo będzie z wami! Wówczas tłumy pytały go: — Co w takim razie mamy zrobić? On zaś, odpowiadając, mówił: — Kto ma dwa płaszcze, niechaj podzieli się z tym, który nie ma żadnego, a kto ma jedzenie, niech czyni podobnie! Także poborcy podatkowi, którzy przychodzili do niego, by poddać się wodnej ablucji, pytali: — Nauczycielu, co mamy robić? A on tak im odpowiadał: — Nie czyńcie niczego więcej ponad minimum, które wam przykazano! Również żołnierze stawiali mu pytania: — A my? Co my mamy czynić? Tym Jan tak odpowiadał: — Przestańcie terroryzować ludzi i wymuszać na nich haracze! Poprzestawajcie na żołdzie, jaki macie! Lud zaś – przejmując się głęboko słowami Jana – rozważał, czy nie jest on oczekiwanym Mesjaszem. Jednak on sam dementował takie plotki, mówiąc: — Ja zanurzam was jedynie w wodę. Za mną jednak idzie ktoś potężniejszy ode mnie, komu nie jestem godzien nawet rozwiązywać rzemieni u sandałów. On będzie Tym, który zanurzy was nie tylko w Ducha Uświęcenia, ale i w ogień wieczny! Przyjdzie On z sitem, którym – w Dniu Żniwa – przesieje wszystko pochodzące z Jego pola. Uczyni to, by do swego spichlerza zebrać tylko tych, którzy się okażą prawdziwym ziarnem. Tych zaś, którzy okażą się plewami, oddzieli i wyda na spalenie w ogniu nieugaszonym! Takie i wiele innych wezwań kierował Jan do ludu, wzywając wszystkich do opamiętania się. W swoich wystąpieniach Jan upominał także Heroda, zarówno z powodu Herodiady, żony jego brata, którą tetrarcha wziął do siebie, jak i z powodu innego zła, które czynił. Herod w końcu zamknął Jana w więzieniu, powiększając tym listę swych haniebnych czynów. Również i Jezus, wraz z całym ludem, przybył do Jana, by poddać się wodnemu zanurzeniu. A gdy trwał w modlitwie, otworzyły się Niebiosa i Duch Świętego Boga – w postaci przypominającej synogarlicę – łagodnie spoczął na Nim. Równocześnie zabrzmiał Głos z Niebios: — Ty jesteś moim Synem umiłowanym, w którym złożyłem całość moich planów! Gdy Jezus rozpoczynał swą publiczną działalność, miał około trzydziestu lat. Uważano Go za potomka Józefa, który pochodził od Helego. Ten zaś był potomkiem Mattata, który pochodził od Lewiego, który był potomkiem Melchiego, który pochodził od Jannaja. Ten zaś był potomkiem Józefa, który pochodził od Matatiasza, który był potomkiem Amosa, który pochodził od Nahuma. Ten zaś był potomkiem Chesliego, który pochodził od Naggaja, który był potomkiem Maata, który pochodził od Matatiasza. Ten zaś był potomkiem Semei, który pochodził od Josecha, który był potomkiem Jody, który pochodził od Jana. Ten zaś był potomkiem Resy, który pochodził od Zorobabela, który był potomkiem Salatiela, który pochodził od Neriego. Ten zaś był potomkiem Melchiego, który pochodził od Addiego, który był potomkiem Kosama, który pochodził od Elmadana. Ten zaś był potomkiem Hera, który pochodził od Jozuego, który był potomkiem Eliezera, który pochodził od Jorima. Ten zaś był potomkiem Mattata, który pochodził od Lewiego, który był potomkiem Symeona, który pochodził od Judy. Ten zaś był potomkiem Józefa, który pochodził od Jony, który był potomkiem Eliakima, który pochodził od Meleasza. Ten zaś był potomkiem Menny, który pochodził od Mattata, który był potomkiem Natana, który pochodził od Dawida. Ten zaś był potomkiem Jessego, który pochodził od Jobeda, który był potomkiem Booza, który pochodził od Sali. Ten zaś był potomkiem Naassona, który pochodził od Aminadaba, który był potomkiem Admina, który pochodził od Arniego. Ten zaś był potomkiem Esroma, który pochodził od Faresa, który był potomkiem Judy, który pochodził od Jakuba. Ten zaś był potomkiem Izaaka, który pochodził od Abrahama, który był potomkiem Teracha, który pochodził od Nachora. Ten zaś był potomkiem Serucha, który pochodził od Ragaua, który był potomkiem Faleka, który pochodził od Ebera. Ten zaś był potomkiem Sali, który pochodził od Kainama, który był potomkiem Arfaksada, który pochodził od Sema. Ten zaś był potomkiem Noego, który pochodził od Lamecha, który był potomkiem Matuszelacha, który pochodził od Enocha. Ten zaś był potomkiem Jareta, który pochodził od Maleleela, który był potomkiem Kainama, który pochodził od Enosa. Ten zaś był potomkiem Seta, syna Adama, którego stworzył Bóg. Zaraz po zanurzeniu w wodę Jezus, napełniony Duchem Uświęcenia, opuścił okolice Jordanu i, wiedziony przez tego Ducha, udał się na pustkowie, gdzie przebywał czterdzieści dni i był kuszony przez diabła. W tym czasie Jezus nic nie jadł. Gdy więc w końcu odczuł wielki głód, przystąpił do Niego diabeł i tak Mu szepnął: „Jeśli rzeczywiście jesteś Synem Bożym, rozkaż tym kamieniom, by stały się chlebem”. Lecz Jezus tak mu odparł: — Jest również napisane: Nie tylko chleb jest potrzebny człowiekowi do życia. Potem diabeł dał Jezusowi wizję, jakby z wysokości, wszystkich królestw ziemskich. Uczynił to w ułamku sekundy i tak rzekł: „Dam ci władzę nad nimi wszystkimi wraz z całą ich wspaniałością, gdyż mnie są poddane i mogę je dać, komu chcę. Jeśli złożysz mi cześć, wszystkie będą twoje”. Wtedy Jezus tak mu odparł: — Jest również napisane: Tylko PANU, twojemu Bogu, będziesz służył i cześć oddawał. W kolejnej wizji diabeł powiódł Jezusa do Jerozolimy i, stawiając Go na szczycie świątyni, rzekł: „Jeżeli jesteś Synem Bożym, rzuć się w dół. Jest przecież napisane: Swoim aniołom da rozkaz w twej sprawie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach, a także: Na rękach cię poniosą, abyś nie uraził swej nogi o kamień”. W odpowiedzi na to Jezus rzekł: — Ale jest również napisane: Nie będziesz prowokował PANA, twojego Boga. Wtedy diabeł zaprzestał kuszenia i na jakiś czas odstąpił od Niego. Jezus w mocy Bożego Ducha powrócił do Galilei. Wieść o Nim szybko rozeszła się po całej okolicy. On zaś rozpoczął nauczanie ludu w miejscach ich zgromadzeń i był przez wszystkich sławiony. Przyszedł także do Nazaretu, gdzie się wychował. Zgodnie ze swoim zwyczajem w szabat poszedł do synagogi i tam wstał, by czytać Pisma święte. Podano Mu zwój proroka Izajasza. On rozwinął go i odszukał miejsce, gdzie było napisane: „Duch Pana – BOGA spoczął na mnie, gdyż PAN mnie namaścił, bym ludziom, którzy zrozumieli bezmiar swej duchowej nędzy,ogłosił Dobrą Wiadomość o ratunku dla nich przygotowanym. On posłał mnie, bym opatrzył rany ludzi o złamanych sercach, przywrócił wolność niewolnikom, a więźniów ułaskawił. Posłał mnie również, abym pocieszył wszystkich zasmuconych i głosił im czas wielkiej łaskawości PANA”. Po zwinięciu księgi oddał ją słudze i zasiadł do nauczania, a oczy wszystkich zebranych były w Nim utkwione. Wtedy zaczął ich nauczać, rozpoczynając słowami: — Właśnie teraz wypełnia się proroctwo Pisma, które przed chwilą usłyszeliście. Ludzie dziwili się i zastanawiali, skąd ma taki dar słowa, a ci, którzy znali Go wcześniej, mówili między sobą: — Czyż nie jest to syn Józefa? Wtedy Jezus powiedział: — Widzę, że w swych sercach pragniecie, abym zgodnie z powiedzeniem: „Lekarzu, uzdrów sam siebie”, również i tutaj – w mym rodzinnym mieście – uczynił to, o czym słyszeliście, iż wydarzyło się w Kafarnaum. Lecz tutaj niczego takiego nie uczynię, gdyż – co z całą mocą podkreślam – żaden prorok nie jest traktowany jako godny przyjęcia we własnej ojczyźnie! Przypomnijcie sobie choćby Eliasza. Przecież za jego czasów było w Izraelu wiele wdów. Lecz gdy niebo nad jego ojczyzną zostało zamknięte na trzy lata i sześć miesięcy i z powodu braku deszczu wielki głód nastał w całym Izraelu, Eliasz nie został posłany do którejkolwiek z wdów w Izraelu, lecz do ubogiej kobiety pogańskiej w Sarepcie Sydońskiej. Podobnie za proroka Elizeusza wielu trędowatych było w Izraelu, lecz żaden z nich nie otrzymał oczyszczenia, tylko poganin Naaman Syryjczyk. Ludzie zebrani w synagodze zbulwersowali się tym, co usłyszeli, głównie z powodu tego, co powiedział o poganach. Zawrzeli więc strasznym gniewem, porwali się z miejsc i wywlekli Go na skraj miasta, gdzie było urwisko, z którego planowali strącić Go w przepaść. Lecz On w pewnym momencie przeniknął przez tłum i oddalił się. Stamtąd udał się do Kafarnaum, miasta w Galilei, gdzie nauczał w kolejne szabaty. Ludzie zdumiewali się Jego słowami, gdyż mówił z wielką mocą i autorytatywnie. Pewnego dnia Jezus nauczał w jednej z synagog, do której przychodził człowiek będący pod wpływem demona. W jakimś momencie zaczął on głośno wołać: — Po co wtrącasz się w nasze sprawy, Jezusie z Nazaretu?! Wiem, kim jesteś, Święty Boże! Wiem, że przyszedłeś nas wygubić! Lecz Jezus skarcił go, mówiąc: — Milcz i wyjdź z niego! Demon rzucił tamtego na środek synagogi i wyszedł z niego, nie czyniąc mu szkody. Wszyscy byli bardzo poruszeni tym wydarzeniem. Zaczęli więc rozprawiać między sobą: — Co to za nauka? Jaka moc i autorytet za nią stoją? Skąd ma On moc rozkazywania duchom nieczystym tak, iż uciekają?! I wieść o tym rozeszła się po całej okolicy. Po wyjściu z synagogi Jezus udał się do domu pewnego rybaka – Szymona, który udzielił Mu gościny. Tam zastał teściową Szymona z wysoką gorączką. Poprosili więc Jezusa, by jej pomógł. On zaś, podchodząc do kobiety, skarcił gorączkę, która natychmiast ją opuściła. Teściowa szybko wstała i od razu zaczęła im usługiwać. Zaraz po zachodzie słońca wszyscy, którzy mieli u siebie cierpiących na różnorakie choroby, przyprowadzili ich do Jezusa, a On uzdrawiał, kładąc na każdym z nich ręce. Z wielu wychodziły demony, wołając, iż jest On Synem Boga! Jezus karcił je i nie pozwalał im mówić. Nie chciał bowiem, by ludzie z ust takich istot dowiadywali się, iż to On jest Mesjaszem. O brzasku Jezus wyszedł z domu Szymona rybaka i udał się na pustkowie. Niedługo potem tłumy ludzi zaczęły Go szukać. A gdy Go znaleźli, prosili, by ich nie opuszczał. On jednak powiedział: — Nie zostanę tutaj zbyt długo, gdyż muszę iść także do innych miast, by i tam głosić Dobrą Wiadomość o Królestwie Boga. Po to bowiem zostałem posłany. I wyruszył, aby ją głosić także w innych synagogach żydowskich. Gdy kolejnego dnia Jezus znów stał na brzegu jeziora Genezaret i nauczał, zgromadzony tłum bardzo na Niego napierał. Ludzie chcieli słuchać Bożego Słowa. Widząc dwie łodzie stojące przy brzegu oraz rybaków, którzy krzątali się przy nich, płucząc sieci, podszedł do jednej z nich, wsiadł i poprosił Szymona – jej właściciela – by nieco odpłynął od brzegu. Siedząc w łodzi, dalej nauczał tłumy. Gdy skończył, rzekł do Szymona: — Skieruj łódź na głębię i tam zarzućcie sieci na połów. Szymon zaś rzekł: — Mistrzu, całą noc ciężko pracowaliśmy, lecz niczego nie złowiliśmy. Skoro jednak tak mówisz, zarzucimy sieci. I gdy to uczynili, schwytali tak wielką liczbę ryb, że ich sieci nieomal się rwały. Wtedy, dając znaki rękami, przywołali swoich wspólników, by podpłynęli drugą łodzią i im pomogli. Napełnili wówczas obie łodzie tak, iż prawie tonęły z przeciążenia. Widząc to, Szymon Piotr przypadł Jezusowi do kolan i powiedział: — PANIE, odstąp ode mnie, gdyż jestem grzesznym człowiekiem. Powiedział te słowa, gdyż wielka bojaźń ogarnęła go z powodu zaskakującego połowu. To samo poczuli w sercach zarówno ci, którzy dla niego pracowali, jak i jego wspólnicy – Jakub i Jan, synowie Zebedeusza. Tymczasem Jezus rzekł do Szymona: — Nie bój się! Odtąd będziesz łowił ludzi. Rybacy, zaraz po przybiciu do brzegu i wyciągnięciu łodzi na ląd, zostawili wszystko i natychmiast poszli za Nim. W pobliżu jednego z miasteczek, przez które przechodził Jezus, żył pewien człowiek cały pokryty trądem. Gdy ujrzał Jezusa, podbiegł i padł przed Nim na twarz, błagając: — PANIE, czy nie zechciałbyś mnie oczyścić?! Jezus zaś wyciągnął rękę, dotknął go i powiedział: — Owszem, chcę, bądź oczyszczony! I trąd w jednej chwili opuścił chorego. Następnie Jezus przykazał mu: — Pamiętaj, abyś nikomu nic o tym nie mówił, lecz pójdź natychmiast pokazać się kapłanom i złóż ofiarę za swe oczyszczenie zgodnie z tym, co nakazał Mojżesz. Niech twoje oczyszczenie będzie świadectwem dla nich. Tymczasem wieść o Jezusie rozchodziła się coraz szerzej. Wskutek tego coraz większe tłumy przybywały, aby Go słuchać i otrzymywać z Jego rąk uzdrowienie ze wszelkich słabości. On zaś często, swym zwyczajem, wymykał się na pustkowia, by tam modlić się w samotności. Pewnego dnia, gdy Jezus nauczał lud, a duża grupa faryzeuszy i nauczycieli Prawa, którzy zeszli się z wielu miejsc w Galilei, Judei i z Jerozolimy, słuchała, co mówił, PAN pokazał im swą moc uzdrawiania. Miało to miejsce wtedy, gdy jacyś mężczyźni przynieśli na noszach sparaliżowanego człowieka. Próbowali wejść z nim do domu i położyć przed Jezusem, lecz ze względu na tłum nie byli w stanie wnieść go do środka. Weszli więc na płaski dach i, po rozebraniu części pokrycia, opuścili nosze z tym człowiekiem do środka, umieszczając go wprost przed Jezusem. Jezus zaś, widząc ich ufną determinację, powiedział: — Człowieku, twoje grzechy zostają ci odpuszczone! Uczeni w Piśmie i faryzeusze byli tym głęboko poruszeni. Ich umysły zostały natychmiast przeniknięte pytaniami: „Za kogo On się uważa?”; „Przecież to jest bluźnierstwo!” i „Któż inny może uwalniać od grzechów, jeśli nie Bóg tylko?”. Jezus rozpoznał, co myśleli, i tak rzekł: — Dlaczego pozwalacie, by złe myśli nurtowały wasze serca? Rozważcie tylko, co jest łatwiejsze do wykonania: powiedzieć sparaliżowanemu, że został uwolniony od swoich grzechów, czy sprawić, by wstał, wziął swoje nosze i zaczął chodzić? Lecz abyście pojęli, że człowiek podczas swego życia na Ziemi ma możność odpuszczania grzechów, patrzcie... I zwracając się do sparaliżowanego, rzekł: — Wstań, podnieś swe nosze i idź do domu! A ten od razu, na ich oczach, wstał, wziął swe nosze i, wielbiąc Boga, odszedł do domu. Wszyscy oniemieli ze zdumienia, a potem, pełni bojaźni Bożej, wielbili Najwyższego, mówiąc: — Takiego przejawu Bożej chwały nigdy dotąd nie widzieliśmy! Po tym wydarzeniu Jezus ruszył dalej. Mijając punkt poboru podatków, zwrócił uwagę na pewnego człowieka imieniem Lewi, który tam pracował. Podszedł do niego i powiedział: — Przyłącz się do mnie! Ten zaś natychmiast wstał, zostawił wszystko i zaczął Mu towarzyszyć. Aby uhonorować Jezusa, Lewi urządził dla Niego w swym domu wielkie przyjęcie. Przyszło na nie wielu poborców podatkowych, a także innych ludzi z nimi związanych. Gdy wieść o tej uczcie dotarła do faryzeuszy i uczonych w Piśmie, zaczęli między sobą szemrać i atakować uczniów Jezusa pytaniami: — Dlaczego siadacie do stołu z poborcami i grzesznikami? Słysząc to, Jezus odpowiedział: — Lekarza potrzebują ci, którzy się źle mają, a nie zdrowi. Ja przyszedłem po to, by do opamiętania wezwać grzeszników, a nie tych, którzy sami siebie uważają za sprawiedliwych. Innego dnia uczeni w Piśmie zapytali Go: — Uczniowie Jana często poszczą i modlą się, podobnie jak i uczniowie faryzeuszy. Dlaczego więc Twoi uczniowie nie przestrzegają postów, tylko jedzą i piją? Wtedy Jezus rzekł: — A czy drużbowie oblubieńca zdążający wraz z nim na wesele powinni być pogrążeni w rozpaczy? Byłby to przecież nonsens. Dopiero gdy oblubieniec zostanie im odebrany, będą pościć i rozpaczać, że nie ma go już między nimi. Aby lepiej wyjaśnić im, co miał na myśli, Jezus opowiedział przypowieść: — Pomyślcie sami: przecież nikt, komu zniszczyło się stare ubranie, nie drze nowego odzienia, by uzyskanymi w ten sposób łatami naprawiać stare. Gdyby ktoś tak postąpił, to w rezultacie zostałby ze zniszczonym nowym ubraniem, a stare dalej miałby podarte, gdyż łaty zrobione z nowego ubrania w żaden sposób nie pasują do starego. Tak samo nikt nie wlewa młodego wina do starych bukłaków. Gdyby bowiem tak uczynił, młode wino rozsadziłoby stare bukłaki, w następstwie czego zmarnowałoby się zarówno wino, jak i bukłaki. Młode wino należy wlewać wyłącznie do nowych bukłaków. Niestety, jest tak, iż ludzie przyzwyczajeni do starego wina nie chcą kosztować młodego. Stwierdzają bowiem, że wystarczy im stare, do którego smaku są od dawna przyzwyczajeni. Wędrując przez Galileę, Jezus szedł pewnego dnia wzdłuż pól pełnych dojrzewającego zboża. A właśnie był szabat. Uczniowie, którzy Mu towarzyszyli, zrywali kłosy, rozcierali je w rękach i jedli wyłuskane z nich ziarna. Faryzeusze, którzy śledzili Jezusa, natychmiast podeszli do nich z pytaniem: — Dlaczego czynicie w szabat to, co jest zabronione? Jezus usłyszał to pytanie i postanowił sam na nie odpowiedzieć: — Czyżbyście nigdy nie czytali o tym, co zrobił Dawid wraz ze swymi towarzyszami? Gdy był głodny, bez wahania wszedł do Bożego przybytku, wziął chleby pokładne, których nie wolno było jeść nikomu, tylko kapłanom, a następnie posilił się nimi i dał je także swoim towarzyszom!. Na koniec powiedział: — Szabat ma służyć człowiekowi, a nie na odwrót. W inny szabat Jezus, jak zwykle, udał się do synagogi, by nauczać. Pojawił się tam również mężczyzna z całkowicie sztywną prawą ręką. Uczeni w Piśmie i faryzeusze pilnie zaś przypatrywali się, czy Jezus uzdrowi go mimo trwającego szabatu. Chcieli bowiem zdobyć przeciwko Niemu jakiś dowód, by móc Go oskarżyć. On jednak przejrzał ich myśli i tak odezwał się do człowieka ze sztywną ręką: — Wstań i przyjdź tu na środek! Jezus zaś zwrócił się do uczonych w Piśmie i faryzeuszy z pytaniem: — Powiedzcie mi, co należy czynić w dniu szabatu: dobro czy zło; czy należy ratować, czy pozwalać na czyjeś zatracenie? Uważnie powiódł po nich wzrokiem, a następnie powiedział do stojącego na środku człowieka: — Wyciągnij rękę! Gdy uczeni w Piśmie i faryzeusze to zobaczyli, ogarnęła ich ślepa wściekłość i natychmiast zaczęli naradzać się, jak pozbyć się Jezusa. Jakiś czas później Jezus wspiął się na górę, aby modlić się w samotności. Całą noc spędził na modlitwie do Boga. Gdy nastał dzień, przywołał uczniów i wybrał spośród nich Dwunastu. Tych ustanowił swymi osobistymi Wysłannikami, czyli Apostołami. Byli to: Szymon, którego wcześniej nazwał Piotrem, i jego brat Andrzej. Następnie: Jakub i Jan, Filip i Bartłomiej, Mateusz, Tomasz i Jakub – syn Alfeusza, Szymon – zwany zelotą, a także Juda – syn Jakuba – oraz Judasz zwany Iskariotą, który stał się zdrajcą. Później zeszli razem na równinę, gdzie na Jezusa czekał już wielki tłum pozostałych uczniów, a także niezliczona mnogość przybyszów z Judei, Jerozolimy, nadmorskiego Tyru i Sydonu. Wszyscy oni zgromadzili się, by Go posłuchać i prosić o uleczenie z chorób, na które cierpieli. Także ludzie dręczeni przez duchy nieczyste doznawali uwolnienia. Tłum napierał na Niego ze wszystkich stron. Każdy chciał Go dotknąć, gdyż emanowała z Niego niezwykła moc, która wszystkich uzdrawiała. On zaś spojrzał na swych uczniów i powiedział: — Prawdziwego szczęścia i błogosławieństwa dostępujecie wszyscy, którzy rozumiecie bezmiar swej duchowej nędzy i całą nadzieję składacie tylko w Bogu. Do was bowiem będzie należeć Boże Królestwo! Jeśli łakniecie Bożej sprawiedliwości, wiedzcie, że jesteście na drodze do prawdziwego szczęścia i błogosławieństwa, gdyż w Bożym Królestwie zostaniecie nią nasyceni! Jeśli teraz płaczecie z powodu grzechu – tak swojego, jak i innych – to wiedzcie, że doświadczacie prawdziwego szczęścia i błogosławieństwa, gdyż w Bożym Królestwie zostaniecie napełnieni radością! Jeśli teraz ludzie pogardzają wami z mojego powodu, odsuwają się od was i was znieważają, a także z mojego powodu mówią o was wiele złych rzeczy, to wiedzcie, że doświadczacie prawdziwego szczęścia i błogosławieństwa, ponieważ gdy nadejdzie Dzień Sądu, będziecie skakać z radości, bowiem wasza zapłata w Niebiosach będzie wielka! Sami zobaczcie: w podobny sposób przodkowie waszych prześladowców traktowali Bożych proroków. Jeśli zaś radość i spełnienie znajdujecie w bogactwach tego świata, przygotujcie się na straszliwą karę. Wszystko bowiem, do czego obecnie lgnie wasza dusza, jest już teraz waszą nagrodą! Straszliwa kara czeka tych z was, którzy sycicie się tym światem, ponieważ w wieczności będziecie cierpieć niewyobrażalny głód! Straszliwa kara czeka tych z was, którzy obecnie jesteście prześmiewcami, ponieważ w wieczności będziecie się smucić i płakać! Straszliwa kara czeka tych z was, o których świat będzie się wyrażał z podziwem i uznaniem, ponieważ takiego samego traktowania doznawali przez wieki fałszywi prorocy! Dlatego wszystkim, którzy mnie słuchacie, mówię: okazujcie swym wrogom taki rodzaj ofiarnej miłości, jaki ma Bóg, wyświadczajcie dobro także tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym, którzy wam złorzeczą, i módlcie się za tych, którzy was krzywdzą. Gdyby zaś ktoś znieważył jednego z was i splamił jego honor, nie mścijcie się, lecz bądźcie gotowi znieść to upokorzenie! A gdyby wam coś zabierał, nie zabraniajcie, lecz na odchodne dodajcie mu jeszcze jakąś inną rzecz! Każdemu proszącemu pomagajcie bez upominania się o zwrot rzeczy, którą od was otrzymał. Jak bowiem chcecie, by ludzie postępowali wobec was, tak i wy postępujcie. Zrozumcie, że okazywanie ofiarnej miłości tylko tym, którzy podobnie postępują wobec was, nie ma nic wspólnego z prawdziwą łaskawością. Przecież nawet grzesznicy w taki sam sposób jedni drugich „miłują”! Jeśli więc wyświadczacie dobro jedynie tym, którzy rewanżują się wam wzajemnością, co ma to wspólnego z łaską i miłosierdziem? Niczym nie będzie się to różnić od postępowania grzeszników! Gdybyście więc pożyczali tylko tym, od których spodziewacie się zwrotu, wasz gest nie miałby nic z łaskawości. Czyż nie tak właśnie postępują grzesznicy, pożyczając innym grzesznikom – licząc na pełny zwrot pożyczki? Wy jednak, postępując według Bożego wzorca ofiarnej miłości, wyświadczajcie dobro także swoim wrogom. Pożyczajcie, nie spodziewając się zwrotu, a zapłata wasza będzie wielka! W ten sposób bowiem pokażecie, iż jesteście dziedzicami Najwyższego, który jest dobry dla złych i niewdzięcznych. Uczcie się bycia miłosiernymi, gdyż wasz Ojciec w Niebiosach jest miłosierny. Nikogo nie potępiajcie, abyście sami nie zostali potępieni. Przebaczajcie ludziom i uwalniajcie ich, abyście i wy doświadczyli przebaczenia i uwolnienia. Obdarowujcie innych chętnie i szczodrze, abyście i wy zostali podobnie potraktowani. Dając coś, odmierzajcie to miarą pełną i solidną, dobrze utrzęsioną, wręcz ubitą, taką, która wprost się przelewa. Pamiętajcie bowiem, iż taka sama miara, jaką wy stosujecie, będzie użyta wobec was. I, aby lepiej to zrozumieli, dodał: — Jak bowiem ślepy może być przewodnikiem ślepego? Przecież w takiej sytuacji obaj szybko w dół wpadną. Tak samo ma się sprawa z uczniami. Żaden z nich w chwili, gdy kończy terminowanie, nie jest ponad swego mistrza. Co najwyżej zbliża się do jego poziomu. Niestety, wielu z was chętniej zajmuje się drobnymi przywarami braci i sióstr w wierze, nie zwracając uwagi na to, że sami tkwią w problemach po uszy. Jak zatem ktoś taki, ignorując własne grzechy, ośmiela się mówić bratu lub siostrze w wierze: „Pozwól, że dam ci radę, jak się poprawić!”? Obłudniku, najpierw uporządkuj własne życie, a dopiero gdy to zrobisz, będziesz miał prawo udzielić bratu lub siostrze w wierze jakiejś rady! Pamiętajcie, że żadne szlachetne drzewo nie rodzi złych owoców ani złe dobrych. Każde drzewo poznaje się po owocu, jaki wydaje. Przecież nie zbiera się fig z cierni ani winogron z krzaków jeżyny. Podobnie ma się rzecz z ludźmi. Dobry człowiek – to znaczy ten, który ma dobre serce – z niego właśnie wydobywa dobro. Natomiast zły człowiek ze złego serca wydobywa zło. Z obfitości serca bowiem mówią usta. Przemyślcie wszystko, co usłyszeliście, abyście nie zwodzili sami siebie i abyście nie zwracali się do mnie słowami: „PANIE!... PANIE!”, jednocześnie lekceważąc moje Słowo! Pamiętajcie, że każda osoba przychodząca do mnie i posłusznie stosująca moje Słowo jest podobna do człowieka, który – budując dom – osadził go na głębokim fundamencie sięgającym skały. A kiedy przyszła ulewa, rzeka wezbrała, wystąpiła z koryta i uderzyła w jego dom, nie zdołała go naruszyć, gdyż był dobrze ugruntowany. Każdy zaś, kto przysłuchuje się mojemu Słowu, lecz nie wprowadza go w życie, podobny jest do człowieka, który bez zakładania fundamentu postawił swój dom na piasku. Gdy wezbrana rzeka uderzyła w jego dom, szybko się zawalił, pozostawiając po sobie wielką ruinę. Kiedy Jezus zakończył to nauczanie, wrócił do Kafarnaum. W mieście tym stacjonował pewien centurion, którego niewolnik ciężko zapadł na zdrowiu. Wszystko wskazywało na to, iż niedługo umrze. Ponieważ centurion bardzo cenił tego niewolnika, więc gdy usłyszał o Jezusie, posłał do Niego kilku znamienitych Żydów z prośbą, by zechciał przyjść i uratować jego sługę. Gdy Żydzi ci przybyli do Jezusa, żarliwie prosili Go, mówiąc: — Człowiek ten w pełni zasługuje na to, byś uczynił, o co prosi! On kocha nasz naród, a nawet sam ufundował nam synagogę! Jezus udał się z nimi. Gdy był już blisko, centurion wysłał kilku ze swych przyjaciół z taką wiadomością: „PANIE, proszę, nie trudź się więcej. Nie jestem wart tego, abyś fatygował się pod mój dach. Nie jestem nawet godzien, by samemu stanąć przed Tobą. Wystarczy jedno Twoje Słowo, a sługa mój stanie się zdrowy! Wiem, jak to jest z mocą władzy. Ja bowiem również z niej korzystam. Kiedy podległym mi ludziom daję rozkaz do wymarszu, żołnierze ruszają; kiedy nakazuję zwrot – oni zawracają; a jeśli polecam coś memu niewolnikowi, on również musi to uczynić!”. Słowa te wywarły wrażenie na Jezusie. Dlatego powiedział do towarzyszącego Mu tłumu: — Tak wielkiej wiary nie znalazłem dotąd u nikogo w Izraelu! A kiedy posłańcy wrócili do domu centuriona, jego niewolnik był już zdrowy. Następnego dnia Jezus wraz z uczniami udał się do miasta zwanego Nain. Jak zwykle wielkie tłumy szły za Nim. Blisko bramy miejskiej natknęli się na kondukt żałobny. Spora grupa ludzi towarzyszyła pewnej wdowie, która właśnie odprowadzała na cmentarz zwłoki swego jedynego syna. Rozpacz wdowy bardzo poruszyła PANA. Podszedł więc do niej i tak powiedział: — Przestań płakać! Następnie podszedł do mar pogrzebowych. Dźwigający je stanęli, a On, dotykając mar, rzekł: — Chłopcze, nakazuję ci wstać! I zmarły natychmiast się podniósł. Usiadł i zaczął mówić. Wtedy Jezus zwrócił go matce. Przejmująca bojaźń ogarnęła wszystkich zebranych i wielbili Boga, mówiąc: — Wielki Prorok pojawił się pośród nas! A także: — Bóg znów zaczął działać, by wspomóc swój lud! Informacja ta rozeszła się nie tylko po okolicznych miejscowościach, lecz także po całej Judei. A gdy dotarła do uczniów Jana, ci natychmiast przekazali ją swemu nauczycielowi. On zaś wybrał dwóch z nich i wysłał do PANA z pytaniem: „Czy jesteś Tym, który miał przyjść, czy raczej powinniśmy oczekiwać kogoś innego?”. Kiedy ludzie ci dotarli do Jezusa, powiedzieli: — Jan zwany Chrzcicielem przysłał nas do Ciebie z pytaniem: „Czy jesteś Tym, który miał przyjść, czy raczej powinniśmy oczekiwać kogoś innego?”. A Jezus, który dopiero co uleczył mnóstwo ludzi z dręczących ich chorób, dolegliwości, innych uwolnił od złych duchów, a wielu ślepym dał zdolność widzenia, tak odrzekł: — Idźcie i powiadomcie Jana o tym, co tu widzieliście i słyszeliście. Niewidomi odzyskują wzrok, a chromi zaczynają chodzić. Trędowaci są oczyszczani, a głusi znów słyszą. Umarli są wskrzeszani do Życia, a wszystkim, którzy zrozumieli bezmiar swej duchowej nędzy, głoszona jest Dobra Wiadomość o Bożym Królestwie. Szczęśliwy i błogosławiony jest ten, kto nie odpadnie, lecz – bez względu na wszystko – wytrwa w zaufaniu do mnie! Gdy posłańcy odeszli, Jezus, mówiąc do tłumu, tak powiedział o Janie Chrzcicielu: — Gdy chodziliście na pustkowie, co chcieliście tam zobaczyć? Przecież chyba nie trzcinę kołyszącą się na wietrze! Kogo więc chcieliście tam zobaczyć?! Jakiegoś modnisia w eleganckich szatach? O nie! Tego rodzaju szaty noszą jedynie osoby mieszkające w królewskich rezydencjach, a nie ci, którzy żyją na odludziu! Kogo więc chodziliście tam oglądać?! Proroka? – O tak! A ja wam mówię, że nawet więcej niż proroka, gdyż to o nim mówi Pismo: Oto Ja wysyłam swojego posłańca, aby drogę mi przygotował! Posłuchajcie zatem, co wam powiem: ze wszystkich ludzi narodzonych z kobiety nikt nie jest większy od Jana, jednak w Królestwie Boga każdy, nawet najmniej ważny, jest większy od niego. Obecni tam ludzie, z poborcami podatkowymi na czele, chętnie słuchali Jezusa, gdyż widzieli w Nim objawioną Bożą sprawiedliwość. Byli to ci, którzy wcześniej przyjęli od Jana chrzest wodny. Jedynymi, którzy nie przyjęli zanurzenia od Jana, byli faryzeusze i znawcy Prawa Mojżeszowego, oni bowiem w swychsercach odrzucali Boże postanowienie dotyczące drogi zbawienia. — Do kogo zaś można porównać ludzi, którzy, podobnie jak większość faryzeuszy i uczonych w Piśmie, nie narodzili się z Ducha? Podobni są do zgrai przekornych wyrostków, którzy siedząc na rynku, do niczego się nie garną i ciągle spierają się o coś między sobą. Gdy ktoś radośnie zagra na flecie i proponuje im zabawę, oni mówią: „Ty... wesołek! Daj sobie spokój, nie będziemy tańczyć!”. Kiedy ktoś inny wzywa ich do opamiętania się, oni kwitują to słowami: „Przestań nam tu lamentować. Nie mamy z czego pokutować!”. W taki właśnie sposób zachowują się faryzeusze i uczeni w Piśmie. Gdy przyszedł Jan, który nie jadł ani nie pił, oni natychmiast stwierdzili, że ma demona. A kiedy przyszedłem ja, Syn człowieczy, i chętnie z ludźmi jem i piję, oni znów się wymądrzają, mówiąc: „Ależ z niego żarłok i pijak, a do tego jeszcze przyjaciel poborców i grzeszników!”. Jednak opinie takich prześmiewców nie mają żadnego znaczenia, gdyż nie mają w sobie Bożej mądrości. Ta mądrość objawia się w inny sposób. Poznaje się ją nie po tym, co ktoś mówi, ale po owocu, jaki wydaje w życiu ludzi, którzy są jej prawdziwymi dziećmi! Pewnego dnia jakiś faryzeusz zaprosił Jezusa do siebie na posiłek połączony z debatą. Po przybyciu do domu owego człowieka Jezus spoczął wygodnie przy stole. O spotkaniu tym dowiedziała się pewna kobieta, znana w okolicy z powodu swego grzesznego stylu życia. Ona także pojawiła się w domu faryzeusza, przynosząc ze sobą alabastrowy flakonik wonnego olejku. Po wejściu, płacząc, przypadła do nóg Jezusa i łzami zalała Jego stopy. Zaraz potem wytarła je swoimi włosami i ucałowała. Potem namaściła Go wonnym olejkiem. Kiedy faryzeusz, który zaprosił Jezusa, zobaczył, co się dzieje, pomyślał sobie: No tak! Gdyby był On prorokiem, wiedziałby, kim jest ta kobieta, która Go dotknęła. Wiedziałby, jaka to grzesznica! Jezus zaś, rozpoznając jego myśli, rzekł: — Szymonie, chciałbym ci coś powiedzieć. A ten rzekł: — Proszę, mów, Nauczycielu. — Pewien wierzyciel miał dwóch dłużników. Jeden był winien mu wielką kwotę pieniędzy równą blisko dwuletniemu wynagrodzeniu robotnika rolnego, drugi zaś dziesięć razy mniej. Ponieważ żaden z nich nie miał z czego mu oddać, darował dług obydwu. Jak myślisz, który z nich będzie miłował go bardziej? Wtedy Szymon odpowiedział: — Przypuszczam, że ten, któremu darował więcej. Na to Jezus: — Trafnie osądziłeś. A patrząc na kobietę, dalej mówił do Szymona: — Czy widzisz tę kobietę? Ona swoimi łzami obmyła moje stopy i wytarła je swymi włosami. Ty zaś, gdy wszedłem do twojego domu, nie dałeś mi wody do obmycia stóp ani nie przywitałeś mnie tradycyjnym powitalnym pocałunkiem. Ona natomiast, odkąd weszła, nie przestaje całować moich stóp. Nie namaściłeś mojej głowy zwykłą oliwą, a ona moje stopy namaściła niezwykle drogim wonnym olejkiem. Okazała mi tak wiele miłości, gdyż doświadczyła przebaczenia ogromu grzechów. Ten zaś, kto uważa, że ma niewiele win do wybaczenia, zwykle, po ich odpuszczeniu, nie okazuje wielkiej miłości i wdzięczności. Do kobiety zaś rzekł: — Twoje grzechy zostały ci odpuszczone! Wtedy ci, którzy razem z Nim spoczywali przy stole, zaczęli sobie myśleć: „Za kogo On się uważa, twierdząc, iż może odpuszczać grzechy?”. Tymczasem Jezus powiedział do kobiety: — Twoje zaufanie do mnie przyniosło ci ratunek! Ciesz się pokojem serca! Wkrótce potem Jezus wraz z Dwunastoma wyruszył w drogę, by w wioskach i miasteczkach nauczać i głosić Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie. Towarzyszyła im grupa kobiet, które Jezus uleczył z ich chorób i słabości lub wyrwał z mocy złych duchów. Były to: Maria, zwana również Magdaleną, z której wyszło siedem demonów, Joanna, żona Chuzy, zarządcy dworu Heroda Antypasa, Zuzanna oraz wiele innych. One zaopatrywały ich we wszystko, co potrzebne, czerpiąc ze swoich zasobów. Gdy ludzie gromadzili się wokół Jezusa – a tak działo się we wszystkich miejscach, do których docierał – zwykł On rozpoczynać swoje nauczanie następującą przypowieścią: — Pewien siewca udał się na pole, by dokonać zasiewu. Gdy siał, część ziaren padła na skraj ubitej drogi. Tam zostały one szybko zdeptane, a ptaki, które się pojawiły, zaraz je wydziobały. Inne ziarna padły na grunt skalisty. I chociaż szybko zakiełkowały, to jednak z braku wody zaraz uschły. Jeszcze inne ziarna padły na glebę pokrytą chwastami, które były w niej tak bujnie rozplenione, iż skutecznie zdusiły rzucony tam zasiew. Niektóre ziarna padły jednak na ziemię dobrą i żyzną, a gdy zakiełkowały, wydały plon stokrotny. — Kto może, niech stara się zrozumieć duchowe przesłanie tego, co mówię! Najbliżsi uczniowie spytali raz Jezusa o znaczenie tej przypowieści. Wtedy im wyjaśnił: — Wy poznaliście już tajemnicę Bożego Królestwa, lecz innym przedstawiam ją w przypowieściach, aby okazało się w jasny sposób, w których sercach jest, a w których nie ma pragnienia jej poznania. Pośród zbierających się ludzi są bowiem tacy, którzy, słysząc moje Słowo, wcale nie chcą go rozumieć, a widząc moje czyny, wcale nie pragną zrozumieć ich znaczenia. Skoro jednak pytacie o znaczenie przypowieści o siewcy, to posłuchajcie: ziarnem jest Słowo Boga. Ubita gleba przy drodze symbolizuje serca tych ludzi, którzy przysłuchują się mojemu nauczaniu o Królestwie, lecz nie chcą go pojąć. A kiedy zjawia się diabeł, to z łatwością wybiera z ich wnętrz Boże Słowo, które zostało w nich posiane. Czyni to, by czasem nie zdarzyło się, iż w końcu zaufają temu, co usłyszeli, przez co zostaliby uratowani. Grunt skalisty przedstawia serca ludzi, którzy, słysząc Boże Słowo, przyjmują je z radością, lecz nie pozwalają mu zakorzenić się. Ich spontaniczna wiara jest tylko chwilowa. Gdy pojawią się jakieś doświadczenia, trudności czy prześladowania, porzucają to Słowo. Glebą pokrytą chwastami są serca tych, którzy, chociaż dobrze rozumieją posiane w nich Słowo, to jednak bieżące troski życia lub pogoń za bogactwem i przyjemnościami tego świata zduszają je w ich wnętrzu. W rezultacie nigdy nie osiągają duchowej dojrzałości i nie wydają owocu. W końcu ziemią dobrą i żyzną są serca tych ludzi, którzy, słysząc Boże Słowo, przyjmują je i zachowują w swym dobrym i szlachetnym sercu. Tacy trwają w Słowie i wydają jego owoc, co ma dla Boga największe znaczenie! W tym samym celu zapala się lampę. Ten, który ją zapala, nie czyni przecież tego, by skryć ją pod jakimś naczyniem czy schować pod łóżkiem. Jest wręcz odwrotnie: stawia ją na postumencie, by idący z daleka widzieli jej światło. To bowiem, co ma być widoczne, nie powinno być skrywane. Gdyby jednak tak się stało, to znaczy gdyby rzeczy, które mają być widoczne publicznie, zostały ukryte, jak miałyby zostać poznane przez innych? Uważajcie zatem, w jaki sposób słuchacie mego Słowa. Każdy bowiem, kto znajduje czas na rozważanie mojego Słowa, otrzyma jego zrozumienie, lecz każdemu, kto nie poświęca mu uwagi, zostanie ono zabrane. Wtedy właśnie przybyła do Jezusa Jego matka wraz z krewnymi. Jednak z powodu tłumu nie byli w stanie przecisnąć się do Niego. W jakimś momencie ktoś powiadomił Go: — Twoja matka wraz z rodziną stoi tam dalej i chcą zobaczyć się z Tobą. Lecz Jezus tak mu odparł: — Moją matką i moją rodziną są ci, którzy słuchają Bożego Słowa i są mu posłuszni! Innym razem miało miejsce takie wydarzenie: Jezus wsiadł do łodzi razem ze swymi uczniami i powiedział: — Przeprawmy się na drugi brzeg jeziora. Odbili więc od lądu. A kiedy płynęli, Jezus zasnął. W pewnej chwili zerwała się gwałtowna nawałnica. Łódź, którą płynęli, była bliska zatopienia. Uczniowie, widząc, jak wielkie niebezpieczeństwo im grozi, ośmielili się w końcu obudzić Jezusa słowami: — Mistrzu! Mistrzu! Giniemy! On zaś podniósł się, skarcił wicher i odmęty. Te natychmiast się uspokoiły i nastała cisza. Do uczniów zaś powiedział: — Gdzie podziała się wasza wiara? Oni jednak przerazili się jeszcze bardziej i tak rozmawiali między sobą: — Kim On jest, że wichry i woda są posłuszne Jego rozkazom? W końcu dopłynęli do krainy Gergezeńczyków, która – w stosunku do Galilei – leży po drugiej stronie jeziora. Jezus wysiadł na ląd, a tam natychmiast zastąpił Mu drogę jakiś nagi człowiek opętany przez demona. Mężczyzna ów pochodził z pobliskiego miasta, lecz od długiego już czasu nie mieszkał w swym domu, lecz koczował w pobliskim grobowcu. On właśnie z wielkim wrzaskiem podbiegł do Jezusa. W pewnym momencie padł przed Nim na twarz i zawołał: — Czego chcesz, Jezusie, Synu Boga Najwyższego?! Błagam Cię, abyś mnie nie dręczył! Krzyknął tak, gdyż Jezus nakazał duchowi nieczystemu władającemu od dawna tym człowiekiem opuścić jego ciało. Mężczyzna ów wielokrotnie był wiązany łańcuchami i zakuwany w dyby, jednak za każdym razem zrywał więzy i, pędzony przez demona, przepadał na pustkowiu. Jezus jednak nic mu nie odpowiedział, lecz rozkazał: — Powiedz, jakie jest twoje imię! Ten zaś odrzekł: — Legion. To znaczyło, iż wiele demonów w nim mieszkało. Zaczęły one błagać Jezusa, by nie odsyłał ich do piekielnej czeluści. W tym czasie w niedalekim sąsiedztwie, na stoku góry, pasło się ogromne stado świń. Złe duchy skamlały, by Jezus pozwolił im wejść w to stado. Gdy otrzymały przyzwolenie, opuściły człowieka i wstąpiły w świnie. Wtedy stado ruszyło pędem w kierunku stromego urwiska i runęło w dół, ginąc w jeziorze. Kiedy pasterze strzegący świń zobaczyli, co się stało, uciekli i zanieśli wiadomość o tym zarówno do miasta, jak i okolicznych wiosek. Ich mieszkańcy przybyli zaraz obejrzeć wszystko własnymi oczami. Gdy zbliżyli się do Jezusa i zobaczyli, iż człowiek, z którego wyszły demony, siedzi u Jego stóp ubrany, mając całkowicie zdrowe zmysły, bardzo się przestraszyli. Świadkowie zaś raz po raz opowiadali, w jaki sposób opętany został wyzwolony. Wówczas tłum Gergezeńczyków, który przybył z okolicznych miejscowości, błagał Jezusa, by opuścił ich okolice, gdyż bali się o swe stada i majętności. Słysząc to, Jezus wsiadł do łodzi, by wrócić do Galilei. Zanim odbili od brzegu, człowiek, z którego wyszły demony, prosił Jezusa, by mógł Mu towarzyszyć. PAN jednak nie zgodził się na to, lecz polecił mu: — Wracaj do swego domu i tam opowiadaj, czego Bóg dla ciebie dokonał. Mając takie polecenie, człowiek ten wrócił do swego miasta, głosząc wszędzie, co Jezus uczynił dla niego. Jezus tymczasem wrócił do Galilei, gdzie z radością powitały Go tłumy czekających ludzi. Wtedy właśnie przyszedł do Niego przełożony lokalnej synagogi, który miał na imię Jair. Człowiek ten padł do stóp Jezusa i błagał Go, by zechciał przyjść do jego domu. Miał bowiem dwunastoletnią córkę, jedynaczkę, która była umierająca. Jezus wyruszył z nim natychmiast, a tłum im towarzyszący zewsząd cisnął się do Niego. W ciżbie znajdowała się także pewna kobieta, która od dwunastu lat cierpiała na nieustanny krwawy wysięk. Na lekarzy wydała już wszystko, co miała, lecz żaden z nich jej nie pomógł. Ona to przecisnęła się do Jezusa i, podchodząc z tyłu, dotknęła skraju Jego płaszcza, a krew od razu przestała sączyć się z jej rany. Wtedy Jezus zatrzymał się i spytał: — Kto mnie dotknął? Wszyscy dookoła zaczęli się wymawiać, lecz Piotr powiedział: — Mistrzu, przecież ten tłum napiera zewsząd. Wszyscy się do Ciebie przepychają. Lecz Jezus odrzekł: — Nie, ktoś dotknął mnie w szczególny sposób, gdyż poczułem moc wychodzącą ze mnie. Kobieta zaś, widząc, że nie da się już tego ukryć, podeszła i wobec zebranego ludu padła u Jego stóp, z drżeniem wyjawiając prawdę. Powiedziała, dlaczego Go dotknęła i jak z miejsca została uzdrowiona. Jezus tak to skomentował: — Córko, twoja ufność sprawiła, że zostałaś uleczona! Idź dalej w pokoju! Gdy to mówił, do przełożonego synagogi przybył z domu posłaniec z wiadomością: — Twoja córka umarła. Nie ma już sensu trudzić Nauczyciela. Lecz Jezus, słysząc to, rzekł do urzędnika: — Nie lękaj się, lecz ufaj, a będzie uratowana! Po przybyciu na miejsce nikomu nie pozwolił wejść ze sobą do domu z wyjątkiem Piotra, Jana i Jakuba, a także ojca i matki dziewczynki. Wkoło trwały lamenty. On jednak powiedział: — Przestańcie płakać, gdyż ona nie umarła – jedynie zasnęła! Lecz zebrani tam ludzie zaczęli go wyśmiewać, ponieważ wiedzieli, że dziewczynka umarła. On jednak wziął ją za rękę i powiedział: — Dziewczynko, wstań! I w tej chwili duch jej powrócił, a ona się podniosła. Jezus zaraz polecił, by dano jej posiłek. Rodzice dziecka kompletnie osłupieli. Gdy Jezus odchodził, nakazał im, by z nikim nie omawiali tego, co się wydarzyło. Pewnego dnia Jezus przywołał do siebie Dwunastu i obdarzył ich mocą wyrzucania demonów oraz leczenia chorób. Następnie wysłał ich, by głosili Królestwo Boże i ratowali słabych. Na odchodne dał im taką wskazówkę: — Niczego ze sobą nie bierzcie na drogę: ani laski, ani torby, ani jedzenia, ani pieniędzy! Nie bierzcie nawet zapasowego ubrania. Kiedy zatrzymacie się w jakimś domu, pozostańcie w nim aż do opuszczenia danej okolicy. A jeśli w jakiejś miejscowości nikt was nie przyjmie, to ludziom tam mieszkającym powiedzcie: „Nie chcemy mieć z wami nic wspólnego”. Wyruszyli więc i chodzili od wsi do wsi, wszędzie głosząc Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie i lecząc ludzi. Informacje o tym, co się dzieje, dotarły do tetrarchy Heroda i nie dawały mu spokoju, gdyż wielu twierdziło, że to Jan zwany Chrzcicielem powstał z martwych. Byli też tacy, którzy dowodzili, że pojawił się Eliasz. Jeszcze inni mówili, że zmartwychwstał któryś z dawnych proroków. Słysząc to wszystko, Herod mówił do siebie: „To nie może być Jan, gdyż jemu kazałem ściąć głowę. Kim więc jest ten, o którym docierają do mnie takie słuchy?”. I bardzo pragnął zobaczyć Jezusa. Tymczasem Apostołowie wrócili do Jezusa i zdali Mu relację z tego, czego dokonali. Wtedy zabrał ich ze sobą na pustkowie w okolicach miasta zwanego Betsaidą. Jednak tłumy dość szybko dowiedziały się, gdzie poszedł, i ruszyły za Nim. On zaś życzliwie przyjął ich wszystkich i dalej nauczał o Bożym Królestwie. Uzdrawiał także wszystkich, którzy potrzebowali uleczenia. Gdy dzień zaczął się skłaniać ku zachodowi, jacyś uczniowie z grona Dwunastu podeszli do Jezusa i powiedzieli: — Może byś kazał temu tłumowi rozejść się już, aby ludzie jeszcze przed zmrokiem zdążyli dojść do jakichś gospodarstw, by znaleźć tam jedzenie i spoczynek. Jesteśmy przecież na zupełnym pustkowiu. Lecz Jezus tak odrzekł: — Raczej wy ich nakarmcie! Wtedy oni z niedowierzaniem odparli: — Co? Przecież mamy nie więcej niż pięć chlebów i dwie ryby! Czy naprawdę chcesz, abyśmy teraz poszli zakupić żywność dla całego tego tłumu? A było tam około pięciu tysięcy mężczyzn. Wtedy Jezus rzekł do uczniów: — Usadźcie ich grupami, mniej więcej po pięćdziesięciu! Gdy to uczynili, Jezus wziął owe pięć chlebów oraz dwie ryby i, wznosząc wzrok ku Niebiosom, pobłogosławił je, porozrywał na kawałki i podał swym uczniom, by rozdali tłumowi. I wszyscy najedli się do syta! A zbywających kawałków chleba zebrano jeszcze dwanaście koszy. Jakiś czas później po modlitwie w odludnym miejscu Jezus zagadnął towarzyszących Mu uczniów: — Co ludzie mówią o mnie? Za kogo mnie uważają? Oni zaś odpowiedzieli: — Jedni uważają Cię za Jana zwanego Chrzcicielem, inni – za Eliasza, a jeszcze inni – za jednego z dawnych proroków, który właśnie powstał z martwych. Wtedy On zapytał: — A wy... co wy myślicie? Kim jestem według was? Piotr, wyrywając się przed innych, powiedział: — Jesteś Bożym Mesjaszem! Wówczas Jezus ostudził jego zapał, a wszystkim przykazał, by nikomu o tym nie wspominali. Od tego czasu na osobności zaczął im wyjaśniać, iż jest konieczne, aby On – Syn człowieczy – najpierw doświadczył wielu cierpień i odrzucenia ze strony przywódców ludu, arcykapłanów oraz uczonych w Piśmie, a potem przyjął śmierć i zmartwychwstał trzeciego dnia. Do wszystkich zaś mówił: — Jeśli ktoś chce iść za mną, niech wyprze się samego siebie, a następnie, codziennie podejmując cały wstyd i ciężar pełnienia woli Bożej, pójdzie moimi śladami. Każdy, kto chce się przed tym uchronić, zatraci swą duszę, jednak ten, kto z mojego powodu zrezygnuje z zabezpieczania sobie komfortu tego życia, uratuje swą duszę. Jaką bowiem korzyść przyniesie człowiekowi posiadanie wszystkiego, co oferuje świat, jeśli zatraci swą duszę? Dlatego tak ważne jest, abyście zrozumieli, że jeśli ktoś będzie się wstydził mnie i mojego Słowa, to również ja, Syn człowieczy – kiedy powtórnie tu przybędę w chwale Ojca razem ze świętymi aniołami – uznam, że wstydem byłoby dla mnie przyznać się do takiej osoby. I to wam jeszcze powiem, że niektórzy z was tutaj zgromadzonych nie doświadczą wiecznej Śmierci, lecz ujrzą Boże Królestwo. Jakieś osiem dni później Jezus postanowił udać się na górę, aby tam się modlić. Zabrał ze sobą Piotra, Jana oraz Jakuba. Kiedy był pogrążony w modlitwie, wygląd Jego twarzy bardzo się zmienił, a szata zalśniła nadzwyczajną bielą. Rozmawiali z Nim jacyś dwaj mężowie. Okazało się, iż byli to Mojżesz i Eliasz, którzy ujawnili się w blasku Jego chwały. Mówili o Jego odejściu, co miało dokonać się w Jerozolimie. W tym czasie Piotr i dwaj pozostali uczniowie spali, zmorzeni trudami dnia. Gdy się ocknęli, ujrzeli Jego chwałę oraz wspomnianych mężów stojących przy Nim. Gdy ci zaczęli się oddalać, Piotr – nie wiedząc, co rzec – powiedział do Jezusa: — Mistrzu, dobrze, że tu jesteśmy! Zaraz postawimy trzy namioty: jeden dla Ciebie, jeden dla Mojżesza i jeden dla Eliasza. Gdy jeszcze mówił, pojawił się znienacka świetlisty obłok, który zasłonił tamtych. Na ten widok wielka bojaźń ogarnęła uczniów. Z obłoku zaś rozległ się Głos: — Ten jest moim wybranym Synem. Jemu bądźcie posłuszni! Kiedy Głos przebrzmiał, Jezus stał samotnie przed nimi. Uczniowie na pewien czas zachowali w tajemnicy wszystko, co widzieli. Nikomu nic o tym nie wspominali. Następnego dnia – zaraz, gdy tylko zeszli z góry – zgromadziła się wokół Jezusa wielka ciżba ludzi. W pewnej chwili jakiś człowiek zaczął głośno wołać: — Nauczycielu, błagam, wejrzyj na mego jedynego syna! Jakiś duch zawładnął jego ciałem i często, zupełnie znienacka, obezwładnia go! Mój syn wtedy krzyczy i tarza się z pianą na ustach! Dopiero gdy ten duch wymęczy go zupełnie, opuszcza go na jakiś czas. Później jednak wraca i znów tłucze nim dalej! Prosiłem Twoich uczniów, by go wyrzucili, lecz nie byli w stanie tego uczynić. Jezus zaś, widząc cisnących się zewsząd ludzi, rzekł: — O, jakże przewrotnym pokoleniem jesteście. Jak długo jeszcze będę musiał tu przebywać i znosić waszą niewiarę? Zaś do błagającego człowieka powiedział: — Przyprowadź tu swego syna! Gdy chłopiec podchodził, demon szarpnął nim znienacka i rzucił o ziemię. Jezus skarcił więc ducha nieczystego i uzdrowił chłopca. Następnie zwrócił go ojcu. Wszyscy zgromadzeni byli wstrząśnięci, widząc niezwykłą potęgę Boga. A gdy jeszcze rozprawiali o tym, czego dokonał Jezus, On rzekł do swych uczniów: — Słuchajcie uważnie i zapamiętajcie! Pomimo tego, co czynię dla tego ludu, Ja – Syn człowieczy – zostanę przez nich wydany w ręce ludzi, którzy mnie ukrzyżują! Uczniowie jednak nie rozumieli znaczenia tego, co powiedział, gdyż duchowy sens Jego wypowiedzi był przed nimi zakryty. Jednocześnie, obawiając się reakcji pozostałych, nie poprosili Go o wyjaśnienie. Ich umysły były bowiem pochłonięte sporem, który z nich będzie ważniejszy w Królestwie Bożym. Jezus, doskonale rozpoznając, co nurtuje ich serca, przywołał jakieś dziecko, postawił je przy sobie i rzekł: — Kto z was z mojego powodu przyjąłby postawę uległości wobec brata lub siostry w wierze, choćby nawet były to osoby – jak to dziecko – mało ważne i niepiastujące znaczących pozycji, niech wie, że czyni to wobec mnie. Kto zaś jest mi uległy, jest poddany Temu, który mnie posłał. Zrozumcie w końcu, iż w Królestwie Bożym prawdziwe znaczenie i prawdziwą wielkość ma ten, kto się uniża, by służyć innym. Wtedy odezwał się Jan: — No dobrze, Mistrzu, ale jak to pogodzić z faktem, że przecież to nas wyróżniłeś i nam udzieliłeś szczególnej władzy? Korzystając więc z tego przywileju, gdy spotkaliśmy człowieka, który, powołując się na Ciebie, wyrzucał demony, zabroniliśmy mu tego, ponieważ nie należał do naszej grupy. Jezus tak mu odrzekł: — Nie powinniście byli tak się zachować! Nie zabraniajcie ludziom czynić takich rzeczy! Kto bowiem nie jest przeciwko wam, ten jest z wami. Kiedy czas Jego odejścia z tego świata był już blisko, Jezus zdecydował, iż uda się do Jerozolimy. Wysłał więc przed sobą posłańców, by ruszyli przodem i przygotowali Mu odpoczynek w jednej ze wsi samarytańskich. Jednak mieszkańcy nie chcieli Go tam przyjąć, gdyż zorientowali się, iż zmierza do Jerozolimy. Wtedy Jakub i Jan, którzy byli tymi posłańcami, spytali Jezusa: — PANIE, czy chcesz, byśmy rozkazali – jak to uczynił Eliasz – Jezus ze smutkiem spojrzał na uczniów i upomniał ich: — Nawet nie zdajecie sobie sprawy z tego, jakiego ducha myślenie teraz prezentujecie! I poszli do innej wsi. Pewnego dnia, gdy byli w drodze, ktoś złożył Jezusowi deklarację: — Chciałbym Ci towarzyszyć wszędzie, gdzie tylko pójdziesz. Lecz Jezus tak mu odparł: — Przyjacielu, czy przemyślałeś koszt takiej decyzji? Lisy bowiem mają swe nory, a ptaki swoje gniazda, lecz ja, jako człowiek, nie mam na Ziemi własnego miejsca. Kiedy indziej wezwał On jakiegoś człowieka słowami: — Chodź ze mną! Ten zaś odparł: — PANIE, daj mi czas do chwili, aż ojciec mój zestarzeje się i umrze, a wówczas chętnie pójdę za Tobą. Temu Jezus odpowiedział: — Nie oglądaj się na swoje stare, ziemskie życie! Troski o sprawy światowe pozostaw tym, którzy są duchowo martwi! Ty zaś chodź ze mną, aby Dobra Wiadomość o Bożym Królestwie została ogłoszona wszystkim! Jeszcze inny człowiek, słysząc wezwanie Jezusa, tak powiedział: — PANIE, dobrze, pójdę za Tobą, lecz pozwól, że najpierw pożegnam się z rodziną i z przyjaciółmi. Temu Jezus tak rzekł: — Posłuchaj mnie! Kto bierze pług i rozpoczyna orkę, lecz ciągle ogląda się wstecz, nie jest dobrym oraczem, podobnie jak ten, kto postanawia iść za mną, lecz nieustannie wzdycha z tęsknotą za swym starym życiem. Tacy ludzie nie są użyteczni dla Bożego Królestwa! Nieco później PAN wybrał siedemdziesięciu dwóch uczniów, innych niż Apostołowie, i wysłał ich przed sobą, by dwójkami udali się do każdego miasta i każdej wioski, w których zamierzał się zatrzymać. Zanim wyruszyli, tak ich nauczał: — Żniwo wprawdzie jest wielkie, lecz żniwiarzy mało. Proście więc PANA, by do swego żniwa posłał większą liczbę robotników. Ja tymczasem posyłam was niczym jagnięta w środek stada wilków. Nie bierzcie ze sobą pieniędzy, jakichkolwiek bagaży czy nawet zapasowego obuwia. Po drodze nikomu nie wyjawiajcie, jaki jest cel waszej misji. Zanim zdecydujecie się zatrzymać w jakimś domu, sprawdźcie najpierw, jakie serce ma jego gospodarz. Pozdrówcie go słowami: „Pokój temu domowi”. Jeśli będzie to człowiek łaknący Bożego Królestwa, to pokój, który jest w was, spocznie również na jego sercu. Jeśli jednak nie szuka on bliskości z Bogiem, to wasze pozdrowienie nie znajdzie w nim miejsca, lecz odbite – niczym echo – powróci do was. Pamiętajcie, by zatrzymywać się jedynie w domach, których mieszkańcy pragną pokoju z Bogiem. Tam nie wahajcie się korzystać z jedzenia i picia, gdyż robotnik zasługuje na swoją zapłatę. I nie przenoście się z jednego domu do drugiego. W miastach, w których was przyjmą, jedzcie, cokolwiek wam podadzą. Leczcie chorych i głoście tam, że Królestwo Boże zbliża się. A w miejscowościach, w których was nie przyjmą, stańcie na placu lub głównej ulicy i zakrzyknijcie: „Nie chcemy mieć z wami nic wspólnego! Wiedzcie jednak, że Królestwo Boże jest już bliskie!”. Zapewniam was, że w Dniu Sądu Sodomie będzie lżej niż takiemu miastu. W Korozain i Betsaidzie ogłoście, iż czeka je straszliwa kara! Gdyby bowiem w Tyrze i Sydonie miały miejsce takie cuda, jakie dokonały się u nich, dawno by się opamiętały i pokutowały w worach, posypując się popiołem. O tak... w Dniu Sądu Tyrowi i Sydonowi będzie lżej niż tym! Ludzie z Kafarnaum są przekonani, iż będą wyróżnieni i trafią do Niebios, lecz skończą w czeluści piekielnej, gdzie z powodu swej pychy zostaną poniżeni! I pamiętajcie: kto was słucha, mnie słucha, a kto was odrzuca, ten mnie odrzuca. Kto zaś mnie odrzuca, odrzuca Tego, który mnie posłał. Kiedy siedemdziesięciu dwóch uczniów wróciło z powierzonej im misji, z wielkim podnieceniem relacjonowali: — PANIE, z uwagi na Ciebie nawet demony były nam uległe! Wówczas Jezus rzekł: — Gdy wyruszyliście, widziałem szatana, który niczym błyskawica runął z Niebios. Lecz ja wyposażyłem was w moc deptania jego sług, jak depcze się węże i skorpiony. A potęga mojego autorytetu jest tak wielka, że oni nie mogli wam w niczym zaszkodzić. Nie powinniście jednak ekscytować się tym, że duchy nieczyste były wam uległe, lecz tym, że wasze imiona są zapisane w Niebiosach! I rozradowawszy się w Duchu Świętego Boga, Jezus wzniósł taką modlitwę: — Abba, Kochany Ojcze, wysławiam Ciebie, PANA Niebios i Ziemi. Zadziwiające jest to, że ludzie uważani za mądrych i uczonych postrzegają Twoje sprawy jako skomplikowane, a maluczcy, którzy z dziecięcą ufnością lgną do Ciebie, widzą je jako proste i jasne. O tak, Ojcze, jesteś niezwykle życzliwy w swoim działaniu! Potem, zwracając się ponownie do nich, powiedział: — Ojciec złożył wszystko w moich rękach! Kto tego nie zrozumie, nigdy nie będzie ze mną w bliskiej relacji. Taki bowiem jest plan Ojca. Nikt również nie będzie miał relacji z Ojcem, jeśli nie ujrzy Go we mnie, gdyż On odsłania się tylko w Synu. Później, już na osobności, rozmawiając z najbliższymi uczniami, rzekł: — O jakże szczęśliwi jesteście, że widzicie to, co się teraz dokonuje! Zapewniam was, że wielu proroków oraz królów chciało ujrzeć sprawy, których wy teraz jesteście świadkami, lecz nie zostało im to dane! Pragnęli także usłyszeć wszystko, co wy słyszycie, lecz i to również nie było im dane! Jakiś czas później przyszedł do Jezusa pewien znawca Prawa Mojżeszowego, który, zastawiając na Niego pułapkę, spytał: — Nauczycielu, co powinienem zrobić, aby otrzymać dziedzictwo w odwiecznym i nieskończonym Życiu? Jezus zaś odpowiedział mu: — A co na ten temat mówi Prawo Mojżesza? Jak rozumiesz to, co zostało w nim napisane? Wtedy znawca Prawa rzekł: — Będziesz miłował PANA – Boga twego – całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem – ze wszystkich swoich sił, a bliźniego swego jak siebie samego. Jezus na to: — Właściwie odpowiedziałeś. Wydaj więc owoc tego, a Życie będzie ci dane. Jednak uczony w Piśmie był człowiekiem, który sam chciał wypracować sobie status sprawiedliwego przed Bogiem. Dlatego zaczął lawirować, mówiąc: — No tak... ale kto jest moim bliźnim? Jezus, podejmując dyskusję, powiedział: — Jeśli rzeczywiście chcesz to wiedzieć, posłuchaj: Pewien człowiek, podróżując z Jerozolimy do Jerycha, wpadł w ręce zbójców. Ograbili go, poranili i porzucili bliskiego śmierci. Przypadkowo tą samą drogą szedł kapłan. Gdy go zobaczył, przeszedł na drugą stronę traktu i ominął go. Podobnie zachował się Lewita, który również znalazł się w tym miejscu. Ten także ominął go bokiem. W tym samym miejscu zjawił się także jakiś Samarytanin i użalił się nad tym człowiekiem. Zatrzymał się, oczyścił jego rany oliwą i winem, opatrzył je, a następnie wsadził go na swojego osła, przewiózł do zajazdu i tam zajął się nim jeszcze troskliwiej. Nazajutrz wyjął dwa denary, dał właścicielowi zajazdu i powiedział: „Pielęgnuj go! A jeśli koszty opieki okażą się większe, zwrócę ci je, gdy będę tędy wracał”. Który z tych trzech mężczyzn, twoim zdaniem, okazał się bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców? Wtedy uczony w Prawie Mojżeszowym odpowiedział: — Ten, który okazał mu miłosierdzie. Wówczas Jezus rzekł: — I ty idź przez życie, czyniąc podobnie! Zmierzając dalej ku Jerozolimie, zatrzymali się w pewnej wsi. Tam Jezus został zaproszony przez kobietę imieniem Marta. Miała ona siostrę imieniem Maria, która natychmiast usiadła u stóp PANA i chłonęła każde Jego Słowo. Marta zaś krzątała się przy domowych obowiązkach. W końcu nie wytrzymała i powiedziała: — PANIE, czy nie obchodzi Ciebie to, że moja siostra zostawiła mnie samą z całą robotą? Powiedz jej, aby się ruszyła i w końcu mi w czymś pomogła. PAN zaś tak jej odrzekł: — Marto, Marto, zamartwiasz się i troskasz o tak wiele, a przecież do Życia jedno tylko jest potrzebne. Maria dobrze wybrała to, co nigdy nie zostanie jej odebrane. Pewnego razu, gdy przebywali na osobności, Jezus – swoim zwyczajem – modlił się. Gdy skończył, podszedł do Niego jeden z uczniów i poprosił: — PANIE, naucz nas, proszę, jak powinniśmy się modlić, podobnie jak Jan nauczył swoich uczniów. Wtedy Jezus powiedział: — Gdy chcecie się modlić, kierujcie swe słowa i myśli wyłącznie do Boga, czyniąc to w taki sposób: Abba, nasz Ojcze, tylko Ty jesteś Święty! Niech Twoje Królestwo szybko już nastanie. Prosimy, abyś obdarzył nas dzisiaj pokarmem, którego codziennie tak bardzo nam potrzeba. I uwolnij nas od naszych przewinień, ponieważ i my tak czynimy wobec naszych winowajców! Prosimy też, abyś nie poddawał nas zbyt wielu testom czy próbom. I dalej, wyjaśniając im wagę wytrwałości w modlitwie, powiedział: — Wyobraźcie sobie, że ktoś ma prawdziwego przyjaciela. Czy gdyby człowiek ów udał się do swego przyjaciela w środku nocy z prośbą, tamten odmówiłby mu? Czy gdyby powiedział: „Przyjacielu, pożycz mi, proszę, trzy chleby, ponieważ przybyli do mnie niespodziewani goście, a nie mam czym ich przyjąć”, to jego przyjaciel, nie wstając z łóżka, odkrzyknąłby tylko: „Daj mi spokój! Czy nie widzisz, że drzwi są zaryglowane i całą rodziną śpimy już od dawna? Nie wstanę teraz i nie zrobię tego!”? Zapewniam was, że człowiek ten – choćby nie wstał z uwagi na łączącą ich przyjaźń – to z pewnością podniesie się z powodu jego natręctwa i da to, co jest mu potrzebne. Dlatego mówię wam: proście, a będzie wam dane, szukajcie, a znajdziecie, pukajcie, a zostanie wam otworzone! Każdy bowiem, kto prosi – otrzymuje, kto szuka – znajduje, a pukającemu – zostanie otworzone! Pomyślcie tylko, czy któryś z was, będąc ojcem, dałby dziecku węża, gdyby ono poprosiło o rybę, lub dałby skorpiona, gdyby prosiło o jajko? Jeśli zatem wy – choć macie zepsutą naturę – potraficie dawać swoim dzieciom dobre dary, o ile bardziej Ojciec z Niebios obdarzy duchem uświęcenia tych, którzy będą o to wytrwale u Niego zabiegać. Pewnego razu Jezus użył swej mocy, by z głuchoniemego człowieka wyrzucić demona. Gdy demon odstąpił, niemy przemówił. Tłumy były tym faktem niezwykle poruszone. Jednak niektórzy z nich tak to komentowali: — On usuwa demony mocą Belzebuba – ich przywódcy. Inni, chcąc Go sprawdzić, domagali się, by na ich oczach dokonał jakiegoś znaku z Niebios. Jezus zaś – znając myśli jednych i drugich – tak powiedział: — Zastanówcie się przez chwilę. Jeśli w jakimś królestwie następuje rozłam i mają miejsce walki wewnętrzne, to bez wątpienia zmierza ono do upadku, gdyż jedna frakcja z drugą będą się wzajemnie ścierać i atakować. Gdyby więc było tak, jak twierdzicie, iż ja mocą Belzebuba usuwam demony, czyż nie znaczyłoby to, że królestwo szatana już się rozpada i jego koniec jest bliski? Gdybym ja – według tego, co mówicie – usuwał demony mocą Belzebuba, to czyją mocą dokonują tego wasi synowie? Sami zobaczycie, iż na Sądzie Ostatecznym oni będą świadczyć przeciwko wam! Jeśli jednak ja wyrzucam demony mocą Bożą, to znaczy, że Królestwo Niebios już nadeszło! Szatan, niczym potężny, uzbrojony po zęby wojownik, stojąc na dziedzińcu swojej warowni, strzeże wszystkiego, co zamknął w lochach i komorach. Gdy jednak nadchodzi ktoś mocniejszy, zwycięża go i zabiera mu nie tylko uzbrojenie, którym tamten się posługiwał, lecz także odbiera mu łupy, by je rozdać swoim sługom. Zapamiętajcie więc sobie, że każdy, kto nie idzie w bój ramię w ramię ze mną, jest przeciwko mnie, a kto w czasie żniw nie zbiera ze mną, podobny jest do niszczyciela marnującego mój plon!. Wszystko bowiem ma swoje duchowe tło. Kiedy duch nieczysty opuszcza człowieka, zaczyna krążyć w pustce, szukając, w kim innym mógłby osiąść. Jeśli jednak nikogo nie znajdzie, mówi do siebie: „Zobaczę, czy da się wrócić do mieszkania, które opuściłem”. I wraca do niego. A jeśli znajdzie je puste – choćby nawet najpiękniej wysprzątane, czyste i przystrojone – wówczas dobiera sobie siedem innych demonów, jeszcze gorszych niż on sam, i razem zamieszkują w tym człowieku, a wtedy jego sytuacja staje się znacznie gorsza od poprzedniej. Gdy Jezus to mówił, z tłumu powstała jakaś kobieta, głośno wołając: — O, jakże szczęśliwa i błogosławiona jest ta, która nosiła Cię w swoim łonie i wykarmiła swoimi piersiami! Lecz On tak odpowiedział: — Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są raczej ci, którzy wsłuchują się w Boże Słowo i żyją według niego!. Tymczasem tłum gromadzący się wokół Jezusa coraz bardziej narastał. On zaś dalej nauczał: — Tylko ludzie zdeprawowani i pozbawieni wiary szukają cudów i znaków z Niebios. Jednak żaden znak – poza znakiem proroka Jonasza – nie będzie takim dany!. Jak bowiem Jonasz był znakiemdla mieszkańców Niniwy, takim znakiem od teraz jestem ja, Syn człowieczy. Królowa z Południa stanie na Sądzie Ostatecznym jako świadek przeciwko takim ludziom, ku ich potępieniu, gdyż ona przybyła z odległej krainy, aby wsłuchać się w mądrość Salomona, a przecież oni mają do czynienia z kimś większym niż Salomon. Ludzie z Niniwy na Sądzie staną jako świadkowie przeciwko nim ku ich potępieniu! Tamci bowiem opamiętali się, słysząc wołanie Jonasza, a przecież ci mają do czynienia z kimś większym niż Jonasz. Nie po to przecież zapala się lampę, by miała zostać ukryta lub czymś zasłonięta. Stawia się ją na postumencie, by idący z daleka widzieli jej światło. Ma to również zastosowanie w sprawach duchowych. Prawdziwą Światłość można bowiem ujrzeć dopiero wówczas, gdy oczy serca są zdrowe, a nie zaślepione chorobliwą zachłannością. Hojność serca jest bowiem niczym zdrowe oczy, które dają człowiekowi światło. Jeśli twoje serce będzie hojne, to całe twoje wnętrze będzie otwarte na Światłość. Jeśli jednak pogrążysz się w chciwości, będzie to tak, jakbyś miał chore oczy. Z tego powodu całe twoje wnętrze będzie pogrążone w mroku! Uważaj zatem, do czego skłania się twoje serce: czy do Światłości – przez pielęgnowanie w sobie hojności, czy do ciemności – przez pogrążanie się w chciwości. Jeśli będziesz pielęgnował w sobie hojność serca, to całe twoje wnętrze zostanie opromienione Światłością i żadna ciemność nie zakorzeni się w tobie, gdyż dzięki takiej postawie serca będziesz wypełniony Światłością. Gdy skończył nauczać, jakiś faryzeusz zaprosił Go do siebie na posiłek. Jezus udał się do jego domu i od razu spoczął przy stole. Faryzeusz był głęboko poruszony tym, że Jezus nie dokonał rytualnego obmycia rąk przed posiłkiem. Wówczas PAN powiedział do niego: — Wy, faryzeusze, dbacie tylko o to, co widać na zewnątrz, natomiast wasze wnętrza przepełnione są zdzierstwem i zepsuciem O jakże bezmyślni jesteście! Czyż Stwórca tego, co jest zewnętrzne, nie stworzył także wnętrza? Zacznijcie od wewnętrznej pokuty i żalu, a wtedy dostąpicie prawdziwego oczyszczenia. Straszliwa kara czeka was, faryzeuszy, gdyż koncentrujecie się na dawaniu dziesięciny nawet z mięty, ruty i z każdego warzywa, lecz z dala omijacie Boże wezwanie do sprawiedliwości i ofiarnej miłości. A przecież to właśnie o nie powinniście się starać ze wszystkich sił, a jedynie przy okazji dbać o spełnianie innych poleceń! Straszliwa kara czeka was, faryzeuszy, którzy lubujecie się w zajmowaniu eksponowanych miejsc w czasie publicznych zgromadzeń, przyjmowaniu wyróżnień oraz pozdrowień! Czeka was kara, gdyż jesteście niczym nieoznakowane mogiły, po kontakcie z którymi – według waszego nauczania – ludzie stają się zbrukani! Wtedy jeden ze znawców Prawa Mojżeszowego nie wytrzymał i tak zareagował: — Nauczycielu, obrażasz nas, mówiąc w ten sposób! Jezus, niczym niezrażony, odpowiedział mu: — Straszliwa kara czeka również i was, znawcy Bożego Prawa. Obarczacie bowiem ludzi ciężarami nie do uniesienia, których sami nawet nie myślicie dźwigać! Straszliwa kara czeka was, którzy stawiacie pomniki pomordowanym prorokom, poświadczając w ten sposób zbrodnie, które popełniali wasi nauczyciele!. Czyniąc to, potwierdzacie bezbożność swych nauczycieli, gdyż chwałą otaczacie czyny, których oni się dopuszczali. Oni przecież mordowali Bożych proroków, a wy to skrupulatnie upamiętniacie!. Dlatego słusznie Bóg w swojej mądrości zachowanie ludzi takich jak wy podsumowuje zdaniem: „Wysyłałem do nich proroków oraz innych wysłanników, lecz oni jednych mordowali, a innych przepędzali”. Dlatego was oraz podobnych wam spotka kara za śmierć tych proroków – za ich krew przelewaną od początku świata: poczynając od krwi Abla, przez krew Zachariasza, który został zgładzony przed ołtarzem w Bożym przybytku. Bądźcie tego pewni: Bóg rozliczy się z wami za to wszystko! Straszliwa kara czeka was, znawcy Bożego Prawa dysponujący Pismem, które przecież jest kluczem do osobistego poznania Boga. Sami bowiem z niego nie korzystacie, a na dodatek przeszkadzacie innym, którzy pragną z niego korzystać! Po tych słowach Jezus opuścił przyjęcie, na które był zaproszony, pozostawiając uczonych w Piśmie i faryzeuszy z wielką urazą w sercu. Od tej chwili, kiedykolwiek z Nim rozmawiali, za każdym razem zastawiali na Niego pułapki, by pochwycić Go na jakiejś wypowiedzi, której mogliby użyć przeciwko Niemu. W tym czasie wokół Jezusa gromadziły się już dziesiątki tysięcy ludzi. Tłumy były tak wielkie, że ludzie tratowali się wzajemnie, byle tylko zbliżyć się do Jezusa i posłuchać Jego nauczania. On jednak koncentrował się głównie na szkoleniu uczniów. Wpajając im zasady, którymi powinni się kierować, powtarzał często: — Wystrzegajcie się postawy obłudy i hipokryzji – tego kwasu, którym faryzeusze są tak mocno przesiąknięci! Jednak nic z tego, co oni starają się zasłaniać, nie będzie zasłonięte na zawsze, ani to, co skrywają, nie pozostanie skryte na zawsze! Wy natomiast postępujcie inaczej. Niezależnie od tego, czy mówicie coś prywatnie – pod osłoną nocy, czy publicznie – w świetle dnia, zawsze postępujcie tak, jakbyście byli heroldami, którzy, stojąc na dachach domostw, głośno wołają! Skoro zaś jesteście moimi przyjaciółmi, to powiem wam wprost: nie lękajcie się tych, którzy mogą zabić ciało, lecz nie dokonają nic ponadto! Prawdziwą bojaźń zachowajcie wobec Najwyższego, który, po odebraniu człowiekowi życia, ma władzę skazać go na wieczne potępienie! W stosunku do Niego winniście odczuwać bojaźń i respekt! Pamiętajcie jednak, że On prawdziwie troszczy się o was! Aby dobrze to zrozumieć, przypatrzcie się wróblom. Chociaż wydają się nie mieć szczególnej wartości – bo czyż pięciu wróbli nie sprzedają za dwa grosze? – to przecież Bóg o żadnym z nich nie zapomina. Tak samo dokładnie Bóg zna każdego z was. On wie nawet, ile włosów każdy z was ma na głowie. Dlatego mówię: Nie lękajcie się, gdyż w Jego oczach wasza wartość znacznie przewyższa stada wróbli! I pamiętajcie: Do każdej osoby, która publicznie przyzna się do mnie przed ludźmi, ja, Syn człowieczy, przyznam się przed aniołami Bożymi, a każdego, kto by wyparł się mnie przed ludźmi, ja również wyprę się przed Bożymi aniołami. Każdemu bowiem, kto mówiłby coś złego przeciwko innemu człowiekowi, może być to odpuszczone, jednak temu, kto trwałby w postawie bluźnienia Duchowi Uświęcającemu świadczącemu o mnie, nie zostanie odpuszczone. Kiedy więc będą was ciągać przed publiczne zgromadzenia, urzędy czy władze, nie martwcie się o to, jak się bronić ani co mówić. W takich sytuacjach Duch Uświęcenia pouczy was, co należy powiedzieć. Nagle ktoś z tłumu przerwał Jezusowi, mówiąc: — Nauczycielu, poleć mojemu bratu, by podzielił się ze mną swoim dziedzictwem! Jezus zaś tak mu odparł: — Człowieku, przecież nie przyszedłem po to, by być waszym sędzią czy rozjemcą w sprawach doczesnych! A zwracając się do pozostałych, tak to skomentował: — Sami badajcie własne serca i nie pozwalajcie im poddawać się żądzy bogacenia się i chciwego dogadzania swojej zachłanności. Zrozumcie, że powodzenie materialne wcale nie jest znakiem kroczenia po drodze do prawdziwego i odwiecznego Życia. To Życie bowiem nie zależy od ilości zgromadzonego majątku, choćby nawet był wielki. I aby lepiej im to uzmysłowić, opowiedział przypowieść: — Pewien zamożny człowiek był właścicielem pól, które niezwykle dobrze mu obrodziły. Zaczął więc planować zabezpieczenie swego majątku. Martwił się, gdyż w jego magazynach zabrakło już miejsca na zgromadzenie niespodziewanie wielkiej obfitości zbiorów. Postanowił więc zburzyć dotychczasowe magazyny i pobudować nowe, znacznie większe, aby w nich zgromadzić cały plon i wszystkie posiadane skarby. Wtedy to powiedział sobie: „Jestem już ustawiony do końca życia! Mam zapasy na wszystkie lata, które jeszcze są przede mną! Teraz mogę odpocząć i dobrze się zabawić: jeść, pić i szaleć!”. Bóg zaś, patrząc na niego, tylko westchnął: „Głupcze! Jeszcze tej nocy wydasz ostatnie tchnienie i nawet nie dowiesz się, komu przypadnie to, co zgromadziłeś”. Tak właśnie dzieje się z każdym kto na tej Ziemi gromadzi skarby dla siebie, nie czyniąc nic, by bogacić się u Boga. Do swoich uczniów zaś tak rzekł: — Chociaż nie znacie przyszłości, nie zamartwiajcie się o utrzymanie – o to, co będziecie jeść, pić ani w co się ubierzecie. Dusza bowiem jest ważniejsza od ciała, pokarmu czy ubrania. Popatrzcie choćby na kruki: nie sieją, żniw nie urządzają, nie mają magazynów, a Bóg stale je żywi. Czy nie rozumiecie, że dla Niego wy macie znacznie większą wartość? A czy zamartwianiem się możecie cokolwiek zdziałać? Czy robiąc to, potrafilibyście dodać sobie na przykład pół metra wzrostu? Jeśli zatem takiego drobiazgu nie potraficie uczynić, to dlaczego zamartwiacie się o inne sprawy? Wyciągnijcie wnioski z życia kwiatów, które rosną na polach – nie trudzą się ani nie przędą, a przecież nawet Salomon w całym swym przepychu nie był ubrany tak wystawnie jak one. Jeśli zatem Bóg tak pięknie stroi polne kwiaty, które dzisiaj są, a jutro będą jedynie sianem wrzucanym do pieca, to czyż z większą troską nie zadba o was? Dlaczego wasze poleganie na Bogu jest tak mizerne?! Nie zamartwiajcie się na zapas tym, co będziecie jeść i co będziecie pić! Nie pozwalajcie, by tego rodzaju obawy dręczyły wasze serca! Przecież wasz Ojciec w Niebiosach doskonale wie, że tego wszystkiego potrzebujecie. Nie postępujcie zatem jak poganie, którzy zabiegają o to wszystko! Wy ze wszystkich sił troszczcie się o sprawy Bożego Królestwa i o wzrastanie w Bożej sprawiedliwości, a wszystko, co jest do tego potrzebne, będzie wam dane! I nie martwcie się tym, że wasze wpływy są tak mizerne. Wasz Ojciec w Niebiosach jest wam życzliwy. On przygotował dla was dziedzictwo w swoim Królestwie! Dlatego sprzedajcie swe dobra, a uzyskanymi środkami wesprzyjcie potrzebujących! Odkładajcie sobie do takich sakiewek, które nie zmarnieją wraz z tym światem. Napełniajcie je nieprzemijającymi skarbami, które mają wartość w Niebiosach, gdzie żaden złodziej włamać się nie może, a mole niczego nie niszczą! Mówię o tym, abyście nieustannie badali, z czym powiązane są wasze serca. One bowiem zakotwiczone są tam, gdzie znajduje się wasz skarb. Dzieje się tak, gdyż serce człowieka zawsze jest przywiązane do tego, co ma dla niego największą wartość. Bądźcie obleczeni w prawdę, podtrzymując w sobie Światłość, podobnie jak to czyni służba, która z lampami w rękach oczekuje swojego pana, aby – gdy tylko wróci ze swego wesela i zastuka – otworzyć mu natychmiast. Szczęśliwi będą słudzy, których nadchodzący pan zastanie czuwających. Posłuchajcie uważnie, co wówczas się stanie: on się przebierze i zaprosi ich do stołu. Następnie, krzątając się, będzie im usługiwał. Uczyni tak niezależnie od pory, w której przyjdzie – czy to w środku nocy, czy nad ranem. Szczęśliwi będą ci, co czuwają. Zrozumcie zatem, jak ważne jest zachowywanie nieustannej gotowości! Gdyby właściciel jakiejś posiadłości wiedział, kiedy złodziej przyjdzie do jego domu, to przecież przygotowałby się na tę chwilę. Skoro jednak nie ma takiej wiedzy, to powinien nieustannie czuwać, by nie dać się zaskoczyć. Tak samo i wy bądźcie zawsze gotowi, gdyż i ja, Syn człowieczy, przybędę tu ponownie wtedy, gdy nikt nie będzie się tego spodziewał! Wówczas, w imieniu uczniów, odezwał się Piotr: — PANIE, czy ta przypowieść jest na pewno dla nas? Czy przypadkiem jej adresatami nie są inni? PAN zaś odpowiedział: — W dniu mojego powtórnego przyjścia prawdziwie okaże się, który z was, moich sług, był wierny i roztropny. Wtedy zweryfikuję, czy ci, którym przydzieliłem zadanie karmienia innych współsług, dawali im właściwy pokarm w stosownym czasie. Szczęśliwy będzie ten, którego ja, PAN, gdy wrócę, zastanę czyniącego dokładnie to, co poleciłem. Uroczyście zapewniam was, że taki sługa zostanie postawiony przeze mnie, waszego PANA, ponad wszystkimi dobrami, które wcześniej mu powierzyłem. Jeśli natomiast któryś z was, moich sług, okaże się zły i, przekonując swe serce słowami: „Mój PAN zwleka ze swym powrotem”, zacznie krzywdzić i rabować inne moje sługi, a także ucztować, obżerając się i upijając, to ja, jego PAN, gdy niespodziewanie powrócę, odłączę go od pozostałych sług i ześlę do miejsca przeznaczonego dla niewierzących. Tam zaś sługa ów, który, choć znał moją wolę – to znaczy wolę swego PANA – a mimo to nie potraktował jej poważnie i nie wypełnił jej należycie, będzie cierpiał straszliwie niczym obdzierany ze skóry. Ten zaś, który dopuścił się karygodnych czynów, lecz uczynił to w niezrozumieniu mojej woli, też będzie cierpiał, choć już nie tak strasznie. Od każdego bowiem, komu wiele powierzyłem, będę również wiele wymagać. Przyjdę oczyścić Ziemię przez zanurzenie jej w ogniu i bardzo pragnę, by jego płomień już rozgorzał! To będzie mój drugi rodzaj zanurzenia i wprost nie mogę się doczekać, by czas ten już nastał! Tymczasem ja zostanę niedługo zanurzony w cierpienie. Jeśli myślicie, że pojawiłem się, by przynieść światu pokój, jesteście w błędzie! Sami zobaczcie, iż moje przybycie wszędzie wprowadza niezgodę między ludźmi. Podziały z mojego powodu już się dokonują, a będą one jeszcze głębsze – nawet w rodzinach. Troje wystąpi przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu! Ojciec poróżni się z synem, a syn z ojcem, matka poróżni się z córką, a córka z matką. Teściowa poróżni się z synową, a synowa z teściową. Do tłumów natomiast powiedział: — Gdy widzicie chmurę podnoszącą się na zachodzie, zaraz mówicie: „Idzie na deszcz”. I tak się dzieje. A kiedy powieje wiatr południowy, mówicie: „Nadchodzi spiekota”. I tak też się dzieje. Jeśli więc wiecie, jak interpretować znaki przyrody na niebie i ziemi, by przewidzieć nadchodzącą pogodę, lecz nie potraficie rozpoznać czasów, w jakich żyjecie, jesteście hipokrytami – ludźmi o podwójnych sercach i podwójnych umysłach. Dlaczego, domagając się sprawiedliwości, nie zaczniecie od tego, by samych siebie osądzić? Jeśli masz gotowość pójścia do urzędu w sprawie jakiegoś konfliktu, dlaczego najpierw nie zadasz sobie trudu polubownego ułożenia się ze swym przeciwnikiem i osiągnięcia z nim porozumienia? Pamiętaj, że jeśli w urzędzie okaże się, iż nie masz racji, twój przeciwnik zawlecze cię do sądu, a tam sędzia wyda na ciebie wyrok i wtrąci do więzienia. Stamtąd zaś – o czym cię zapewniam – nie wyjdziesz, dopóki nie spłacisz całego długu i wszystkich kosztów towarzyszących, aż do ostatniego grosza. Wtedy właśnie przybyli jacyś ludzie, by opowiedzieć Jezusowi o cierpieniu Galilejczyków, których Piłat kazał zgładzić, gdy składali ofiary w świątyni. Słysząc to, Jezus powiedział: — Czy myślicie, że istotą tragedii tych Galilejczyków była ich tragiczna śmierć? A może myślicie, że byli oni większymi grzesznikami niż inni? Wcale nie! Każdy przecież musi kiedyś umrzeć, także wy, jednak ważniejsze jest to, byście nie zginęli na wieki, a stanie się to niechybnie, jeśli nie opamiętacie się. Przypomnijcie sobie, jak pod gruzami wieży, która zawaliła się w pobliżu sadzawki Siloam, zginęło osiemnastu ludzi. Czy sądzicie, iż była to ich największa tragedia? A może i o nich sądzicie, że byli większymi grzesznikami niż pozostali mieszkańcy Jerozolimy? Wcale nie! Każdy przecież musi kiedyś umrzeć, jednak najważniejsze jest to, byście nie zginęli na wieki, co stanie się niechybnie, jeśli nie opamiętacie się. Aby podkreślić swe ostatnie słowa, opowiedział im przypowieść: — Pewien człowiek miał w swym ogrodzie figowiec. Gdy przyszedł, by zebrać z niego owoce, nic nie znalazł. Powiedział wówczas ogrodnikowi: „Od trzech lat przychodzę tu co jakiś czas, by zebrać plon z tego figowca, lecz on nic nie rodzi. Wykarczuj go zatem, by nie zajmował bezużytecznie mojej ziemi!”. Wtedy ogrodnik poprosił: „Panie, daj mu jeszcze szansę przez najbliższy rok. Ja go okopię i dorzucę nawozu. Może jednak wyda owoc. Jeśli nie, to wówczas go wytnę”. W pewien szabat Jezus nauczał w jakiejś synagodze. Przyszła tam również kobieta, która od osiemnastu lat była przygięta niemocą. Z tego powodu chodziła zgarbiona, nie mogąc się wyprostować. Jezus, widząc to, przywołał ją do siebie i rzekł: — Kobieto, uwalniam cię z twej niemocy! I położył na niej dłoń, ona zaś natychmiast się wyprostowała i wielbiła Boga. Jednak przełożony synagogi oburzył się, że Jezus dokonał tego uzdrowienia w szabat. Powiedział więc do ludu: — Jest sześć dni, w których powinno się pracować. Przychodźcie zatem po uzdrowienie tylko w te dni, a nie w dniu szabatu! Wtedy PAN tak zwrócił się do niego: — O, jak wielkimi hipokrytami jesteście wy – ludzie religijni! Czyż nie jest tak, że w szabat każdy z was odwiązuje swego wołu lub osła od żłobu i prowadzi go do wodopoju? A czy ta kobieta, córka Abrahama, którą szatan trzymał związaną przez osiemnaście lat, nie powinna zostać uwolniona ze swych pęt w dniu szabatu? Kiedy to powiedział, wstyd ogarnął oponentów Jezusa, a tłum radował się wszystkimi dziełami, które dokonywały się za Jego sprawą. Tymczasem Jezus kontynuował: — Czy wiecie, do czego jest podobne Królestwo Boże? Jest ono niczym ziarnko gorczycy, które ktoś, gdy je dostał, zasiał w swoim ogrodzie. Ono zaś wykiełkowało i, nie wiedzieć kiedy, wyrosło na wielkie drzewo, w którego gałęziach ptaki budują swoje gniazda. Powiedział również: — Czy wiecie, do czego jeszcze można porównać Królestwo Boże? Jest ono niczym zakwas, który gospodyni wkłada do misy wypełnionej siedmioma kilogramami mąki. Po dodaniu go chowa misę do czasu, aż całość się zakwasi. Nauczając w ten sposób, Jezus szedł przez kolejne miasta i wsie, kierując się ku Jerozolimie. Pewnego razu ktoś zagadnął Jezusa: — PANIE, z tego, co mówisz, wygląda, że niewielu będzie zbawionych. On zaś tak mu odpowiedział: — Ze wszystkich sił walczcie o to, by dostać się do Bożego Królestwa! Ostrzegam was, że wielu będzie chciało tam wejść, lecz wejdą nieliczni, gdyż brama jest ciasna! A kiedy Władca Królestwa powstanie i zatrzaśnie bramę, wielu z was, znajdujących się na zewnątrz, będzie z rozpaczą walić w nią pięściami i wołać: „PANIE! Otwórz nam!”. Lecz On tak wam odpowie: „Nie znam was! Skąd się tu wzięliście?!”. Wtedy będziecie krzyczeć: „Jak możesz nas nie znać? Przecież zajmowaliśmy miejsca przy Twoim stole, biorąc udział w Twoich wieczerzach i pijąc Twoje wino! Zawsze pojawialiśmy się w miejscach, gdzie prowadziłeś nauczanie!”. Lecz On ponownie odpowie wam: „Jednak ja nie znam was! Nigdy nie byliście ze mną w bliskiej relacji! Złoczyńcy, idźcie precz ode mnie tam, gdzie panuje rozpacz – szloch i zgrzytanie zębami!”. I oddzieleni – pozostając na zewnątrz – zobaczycie, jak Abraham, Izaak, Jakub oraz wszyscy prorocy wespół z przybyszami ze wschodu i z zachodu, z północy i z południa zasiądą razem do uczty w Królestwie Boga”. W taki oto sposób wielu z tych, którzy teraz powszechnie uważani są za osoby wybitne, otrzyma miejsca ostatnie, zaś ci, których świat teraz nie ceni, a nawet którymi pogardza, w przyszłym świecie otrzymają pierwsze miejsca. W tym momencie podeszli do Jezusa jacyś faryzeusze i ostrzegli Go: — Uciekaj, gdyż Herod planuje Cię zgładzić. Lecz Jezus tak im odrzekł: — Idźcie powiedzieć temu lisowi, że teraz wyrzucam demony i uzdrawiam, lecz trzeciego dnia doprowadzę me dzieło do końca. Przez najbliższe dni muszę jednak podążać do Jerozolimy, gdyż niewyobrażalne jest, by prawdziwy prorok zginął poza tym miastem. O, Jerozolimo, Jerozolimo! Dlaczego ciągle zabijasz proroków i kamienujesz tych, których do ciebie posyłałem? Ileż to razy starałem się zgromadzić twoje dzieci – niczym ptak, który swe pisklęta chroni pod skrzydłami – lecz one nie chciały z tego skorzystać! Nadchodzi jednak chwila, kiedy zostaniesz porzucona. Mówię to, aby cię ostrzec. Jeśli bowiem nie przyjmiesz tych, którzy w moim imieniu będą głosić Dobrą Wiadomość o Królestwie Bożym, nigdy już nie ujrzysz mnie twarzą w twarz. Pewnego razu Jezus został zaproszony, by w szabat spożyć posiłek w domu jednego z przywódców faryzeuszy, którzy Go bacznie obserwowali. Tam stanął przed Nim chory człowiek, o słabowitym wyglądzie. Wtedy Jezus skierował do znawców Prawa i do faryzeuszy następujące pytanie: — Czy wolno leczyć ludzi w szabat, czy nie? Oni jednak milczeli. Wtedy Jezus, ująwszy chorego za rękę, uzdrowił go i kazał mu odejść. A do obecnych tak przemówił: — Jeśli syn lub wół jednego z was wpadłby do zbiornika z wodą, czy nie wyciągnęlibyście go natychmiast, nawet gdyby to się stało podczas szabatu? Im jednak brakło odwagi, by odpowiedzieć na Jego pytanie. A gdy zmierzali w kierunku stołu, Jezus zauważył, jak bardzo starają się zająć najlepsze miejsca. Wtedy powiedział: — Kiedy zostaniesz zaproszony na święto czy wesele, nie pchaj się, by zająć najlepsze miejsce przy stole. Jeśli bowiem przybędzie ktoś znamienitszy od ciebie, wówczas ten, kto was obu zaprosił, podejdzie i powie ci: „Ustąp, proszę, miejsca tamtemu”. Wtedy będziesz musiał wstać i przejść ze wstydem na ostatnie miejsce, jakie pozostało. Jeśli więc zostaniesz zaproszony, idź i zajmij jakieś poślednie miejsce. A kiedy nadejdzie gospodarz, który cię zaprosił, i powie: „Przyjacielu, wstań proszę i podejdź do przodu, by zająć lepsze miejsce!”, wtedy doznasz zaszczytu wobec wszystkich biesiadników. Każdy bowiem, kto w swym sercu puszy się i nadyma, zostanie poniżony, lecz ten, kto zachowuje skromność i pokorę, zostanie wywyższony. Do tego zaś, który Go zaprosił, Jezus tak powiedział: — Kiedy wydajesz ucztę, nie zapraszaj na nią przyjaciół, bliższej czy dalszej rodziny albo zamożnych sąsiadów z nadzieją, że oni zrewanżują się kiedyś tobie w podobny sposób. To bowiem już teraz stałoby się twoją nagrodą. Gdybyś jednak zechciał zyskać nagrodę w Niebiosach, zaproś na ucztę biedaków, ułomnych, kalekich i ślepych, którzy nie mają nic, czym mogliby się tobie odwdzięczyć. A jeśli po zmartwychwstaniu znajdziesz się w gronie sprawiedliwych, spotka cię prawdziwe szczęście i błogosławieństwo. Na te słowa jeden ze spoczywających przy stole powiedział: — Przecież szczęśliwym i błogosławionym będzie każdy, kto otrzymał zaproszenie na ucztę w Królestwie Boga. Odpowiadając mu, Jezus rzekł: — Pewien człowiek zaplanował wielką ucztę. Wybrał też gości, do których rozesłał zaproszenia. O stosownej porze, gdy przyjęcie miało się już niedługo rozpocząć, posłał swego sługę, by zwołał zaproszonych: „Przybywajcie, bo wszystko jest już gotowe”. Lecz oni jeden po drugim zaczęli się wymawiać. Pierwszy powiedział: „Właśnie kupiłem ziemię i muszę dokonać jej oględzin. Zechciej, proszę, to przyjąć jako moje usprawiedliwienie”. Drugi rzekł: „Kupiłem pięć par wołów i muszę pójść je wypróbować. Zechciej, proszę, przyjąć moje wytłumaczenie”. Inny z kolei powiedział: „Dopiero co się ożeniłem i z uwagi na to nie będę mógł przyjść”. Kiedy sługa wrócił, przekazał to wszystko swemu panu. Wtedy pan domu zawrzał gniewem i rzekł do sługi: „Wyjdź natychmiast na place i ulice miasta. Tam zwołaj biedaków, ułomnych, kalekich i ślepych i przyprowadź ich tutaj”. Sługa uczynił dokładnie tak, jak mu przykazano. Po powrocie oznajmił: „Panie, uczyniłem, jak poleciłeś, lecz ciągle są jeszcze wolne miejsca”. Wtedy pan mu rozkazał: „Idź więc na rozdroża, poza mury miasta i tam nakłaniaj każdego spotkanego, aby przyszedł na moje przyjęcie. Chcę, aby mój dom się zapełnił!”. I ja wam mówię: żaden z wcześniej wybranych i zaproszonych, który nie odpowie na moje wezwanie, nie weźmie udziału w mojej uczcie. Pewnego dnia, gdy wielkie tłumy podążały za Nim, Jezus zatrzymał się, odwrócił i powiedział do nich: — Jeżeli ktoś z was chce iść za mną, lecz bardziej kocha swego ojca, matkę, żonę, dzieci, braci, siostry oraz swą wolę, swe emocje i przekonania, nie może być moim uczniem. A jeśli nawet ktoś za mną pójdzie, lecz nie będzie chciał w pokorze nieść ciężarów i hańby, jakie się z tym wiążą, ten nie może być moim uczniem. Każdy, kto chce stać się moim uczniem, musi dokładnie przemyśleć swoją decyzję – podobnie jak człowiek, który pragnie wznieść jakąś budowlę. Powinien najpierw usiąść i zweryfikować swoją wytrwałość oraz siły i środki, by upewnić się, czy wystarczy mu tego do realizacji przyjętych planów i zobowiązań. W przeciwnym bowiem wypadku, gdyby poczynił pierwsze kroki uczniostwa, lecz nie wytrwał, byłby jak inwestor, który założył fundament pod planowaną budowlę, lecz okazał się nieprzygotowany do jej ukończenia. Z takiego wszyscy będą kpić, mówiąc: „Zobacz, to jest człowiek, który nie dokończył tego, co rozpoczął!”. Takiej samej kalkulacji musi dokonać król wyruszający na wojnę z innym władcą. Najpierw bada, czy jego armia licząca dziesięć tysięcy żołnierzy sprosta potędze przeciwnika, który nadchodzi z dwudziestoma tysiącami. A jeśli dojdzie do wniosku, że nie ma wystarczającej siły, czyż nie wyśle poselstwa, gdy tamten jest jeszcze daleko, i nie poprosi o ustalenie warunków pokoju? Tak samo żaden z was nie może stać się moim uczniem, jeśli wpierw z zachowaniem zasad trzeźwego myślenia nie oceni realnie swych sił i możliwości, a następnie nie zaangażuje w moją służbę wszystkiego, co ma. Jako moi uczniowie musicie być niczym dobra sól – czysta i cenna. Bo jeśli okażecie się tak niemądrzy, by zmieszać się ze światem, stracicie swą czystość i swój charakter tak samo jak sól, która została zanieczyszczona szlamem i odpadami! Taka sól nawet na nawóz się nie nadaje. Latryny również nie zdezynfekuje się nią. Taką sól po prostu wyrzuca się na zewnątrz. Kto może, niech stara się zrozumieć duchowe przesłanie tego, co mówię! Przez cały czas poborcy podatkowi i wszelkiego rodzaju grzesznicy garnęli się do Jezusa, aby Go słuchać. Z tego powodu faryzeusze i uczeni w Piśmie ciągle Go krytykowali: — On nie tylko zadaje się z grzesznikami, ale również z nimi jada! Tymczasem Jezus, słysząc, co między sobą rozprawiają, powiedział im taką przypowieść: — Czy któryś z was, mając sto owiec, gdyby zauważył, że jedna z nich zgubiła się gdzieś na pustkowiu, nie pozostawiłby dziewięćdziesięciu dziewięciu pod opieką pasterzy i nie poszedł szukać tej zagubionej? A znajdując ją, czyż nie wziąłby jej z radością na ramiona i po powrocie do domu nie zwołał przyjaciół i sąsiadów, mówiąc: „Cieszcie się ze mną, bo znalazłem moją zagubioną owcę!”? Zapewniam was, że taka sama radość wypełnia Niebiosa z powodu każdego grzesznika, który się opamiętuje. I jest ona większa niż satysfakcja z owych dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują opamiętania. Gdybyście nadal nie mogli pojąć, na czym polega taka radość, to pomyślcie o kobiecie, której zginęła jedna z dziesięciu ślubnych monet. Czy nie zapaliłaby lampy i nie przeszukiwała swego domu centymetr po centymetrze tak długo, aż by ją odnalazła? A kiedy ją odzyska, czyż nie zwoła swoich przyjaciółek i sąsiadek, mówiąc: „Cieszcie się ze mną, bo odnalazłam monetę, która się zagubiła!”? Zapewniam was, że taka sama radość ogarnia Bożych aniołów z powodu każdego grzesznika, który się opamiętuje. Ciągnąc ten wątek, Jezus opowiedział im jeszcze jedną przypowieść: — Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich powiedział: „Ojcze, daj mi już teraz część majątku, która przypadłaby mi w spadku po twojej śmierci!”. I ojciec przystał na to. Podzielił swe mienie między synów. Kilka dni później młodszy syn – po upłynnieniu wszystkiego, co otrzymał – wyjechał do dalekiego kraju i tam, żyjąc rozrzutnie, roztrwonił całe swoje dziedzictwo. Kiedy już wszystko wydał, popadł w nędzę. Na dodatek w kraju tym nastał straszny głód. Zatrudnił się więc do pracy u jednego z lokalnych gospodarzy, a ten wysłał go na pole, by doglądał jego świń. Chłopak marzył o tym, by móc zaspokoić głód choćby strąkami, które żarły świnie, lecz zarządca nie pozwalał mu na to. Gdy w końcu przemyślał swe postępowanie, tak rzekł do siebie: „Iluż to robotników u mego ojca ma chleba pod dostatkiem, a ja ginę tu z głodu. Ogarnę się i wrócę do mojego ojca. Powiem mu: «Ojcze, zgrzeszyłem przeciwko Bogu i względem ciebie. Już nie jestem godny nazywać się twoim synem. Uczyń mnie jednak choćby jednym ze swych robotników!»”. Jak postanowił, tak zrobił. Wyruszył z powrotem do ojca. Gdy był jeszcze daleko, ojciec dojrzał go i wzruszył się ogromnie. Wybiegł mu naprzeciw, wziął w ramiona, przytulił i obsypał pocałunkami. Wtedy syn powiedział: „Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie. Już nie jestem godny nazywać się twoim synem”. Lecz ojciec przerwał mu i polecił niewolnikom: „Przynieście tu szybko najlepszą szatę i godnie go odziejcie! Włóżcie także jeden z moich pierścieni na jego dłoń i obuwie na stopy! Złóżcie też w ofierze tuczne cielę i przygotujcie ucztę, bo będziemy świętować to, że mój młodszy syn, choć był już jak umarły, to jednak wrócił do życia, zaginął, a jednak się odnalazł”. I zaczęli się radować. W tym czasie starszy syn owego człowieka był na polu. Gdy wracał po pracy i zbliżał się do domu, usłyszał muzykę i odgłos tańców. Przywołał więc jednego z pachołków i spytał, co tam się dzieje. Ten zaś odparł: „Twój brat wrócił i ojciec kazał złożyć w ofierze tłuste cielę, ponieważ odzyskał go zdrowego!”. Słysząc to, starszy syn strasznie się rozgniewał i nie chciał wejść do środka. Wtedy ojciec wyszedł na zewnątrz i nalegał, by wszedł do domu. Wówczas on powiedział: „Ojcze, przez całe lata służyłem ci niewolniczo. Ani razu nie złamałem choćby jednego z twoich poleceń! Jednak Ty nigdy nie dałeś mi nawet najmniejszego koźlęcia, bym mógł zabawić się z moimi przyjaciółmi. Kiedy zaś wrócił ten obibok, który z dziwkami przehulał twoje mienie, ty natychmiast poleciłeś, by złożono za niego w ofierze tłustego cielaka”. Wtedy ojciec rzekł: „Synu, przecież ty zawsze byłeś i jesteś ze mną! Wszystko, co moje, jest również twoje! Niczego ci nie brakuje. A z tego, że twój umarły brat ożył, to znaczy odnalazł się, chociaż zaginął, trzeba się cieszyć i radować!”. Następnie Jezus, w obecności faryzeuszy, powiedział do uczniów: — Żył sobie pewien bogaty człowiek. Zatrudniał on zarządcę, którego oskarżono, że trwoni jego dobra. Wezwał go więc i tak mu rzekł: „Słyszę o tobie niechlubne rzeczy! Sporządź zatem pełne rozliczenie za okres sprawowania przez ciebie zarządu moim mieniem, gdyż nie będziesz już dalej pełnił tej funkcji!”. W tej sytuacji zarządca zaczął tak myśleć: „Co teraz mam czynić, gdy pan odbiera mi to lukratywne stanowisko? Do kopania ziemi sił nie mam, a żebrać się wstydzę... Wiem, co zrobię, by ludzie chcieli zapraszać mnie do swych domów, gdy stracę już obecną pozycję!”. I zaczął pojedynczo wzywać dłużników swojego pana. Gdy przyszedł pierwszy, spytał go: „Ile jesteś winien mojemu panu?”. Ten odpowiedział: „Dwa tysiące dwieście litrów oliwy”. Rzekł mu: „Weź swój weksel, siadaj tu zaraz i pisz: tysiąc sto litrów ”. Potem spytał drugiego: „A ty ile jesteś winien mojemu panu?”. Ten odpowiedział: „Siedemset kilogramów pszenicy”. Rzekł mu: „Weź swoje zobowiązanie i wypisz nowe: pięćset sześćdziesiąt ”. Następnie Jezus wyraził uznanie dla przemyślności oraz inicjatywy nieuczciwego zarządcy, podkreślając, iż synowie tego świata są często znacznie bardziej zaradni i pomysłowi w pozyskiwaniu innych ludzi niż synowie Światłości. Na koniec dodał jeszcze: — Dlatego radzę wam, byście czynili podobnie. Używajcie pieniędzy, które rządzą tym niesprawiedliwym światem, do pozyskiwania ludzi, aby oni – gdy ten świat już się skończy – razem z wami zostali przyjęci do Królestwa Bożego. Jeśli bowiem tu i teraz okażecie się wierni Bogu w sprawach nietrwałych, jakimi są pieniądze, to i w sprawach wiecznych również będziecie Jemu wierni. Jeżeli jednak w tym, co nietrwałe, nie okażecie Mu wierności, to i w tym, co wieczne, również nie będziecie Mu wierni. Dobrze to zrozumcie: jeśli w tym, co ma wartość dla tego niesprawiedliwego świata, nie okażecie wierności Bogu, to niby dlaczego miałby On powierzyć wam sprawy o prawdziwej, to znaczy wiecznej, wartości? Jeśli bowiem w zarządzaniu innymi sprawami nie udowodnilibyście wierności Jego zasadom, dlaczego miałby powierzyć wam to, co należy wyłącznie do Niego? Przecież jest oczywiste, iż żaden sługa nie jest w stanie z pełnym oddaniem służyć dwóm panom jednocześnie. Jeśli jest lojalny wobec jednego, to drugiego traktuje z lekceważeniem, jeśli jednemu okazuje posłuszeństwo, to za nic ma polecenia drugiego. Nie ma więc takiej możliwości, byście mogli służyć jednocześnie i Bogu, i mamonie. Faryzeusze, którzy przysłuchiwali się temu nauczaniu, byli ludźmi bardzo kochającymi pieniądze. Z tego powodu natychmiast zaczęli Go wyśmiewać. Wtedy Jezus rzekł do nich: — Chociaż przed ludźmi odgrywacie rolę sprawiedliwych, to jednak Bóg dokładnie zna wasze chciwe i legalistyczne serca! A jeśli nawet pomiędzy ludźmi udaje się wam uchodzić za szacownych, dostojnych i czcigodnych, to dla Boga i tak jesteście ohydni i odrażający! Zrozumcie, że wszystko, co głosił Jan, już wcześniej było zawarte w Prawie i u Proroków. Królestwo Boga jest bowiem obwieszczane od dawna i zgodnie z tymi zapowiedziami jedynie ludzie prawdziwie zdeterminowani dostaną się do niego. Kiedy zatem w swym legalizmie zrozumiecie, iż łatwiej byłoby pozbyć się Niebios i Ziemi, niż odwołać lub zmienić cokolwiek, co jest zapisane w Prawie? Już Jan podnosił temat twardych i legalistycznych serc, mówiąc, że każdy, kto oddala swoją żonę i w jej miejsce bierze sobie inną, dopuszcza się cudzołóstwa! Podobnie i ten, kto żeni się z kobietą, która odeszła od swego męża, także dopuszcza się cudzołóstwa! Na koniec Jezus opowiedział pewne wydarzenie: — Był sobie pewien bardzo majętny człowiek, który ubierał się w kosztowne szaty i wiódł na co dzień życie wesołe i wystawne. Przy bramie do jego posiadłości często kładł się żebrak, którego ciało pokrywały wrzody. Miał on na imię Łazarz. Przychodził w to miejsce, by posilać się odpadkami ze stołu bogacza i choć trochę oszukać trawiący go głód. Jedynie psy okazywały mu litość, liżąc jego rany. Gdy żebrak umarł, Boży aniołowie przenieśli go do Raju. Umarł także bogacz i został pogrzebany. A gdy znalazł się w Szeolu i zaczął doświadczać straszliwych cierpień, podniósł wzrok i – widząc w oddali Abrahama i Łazarza w rajskim ogrodzie – zawołał: „Ojcze Abrahamie, zlituj się nade mną. Wyślij Łazarza, aby zanurzył w wodzie choć czubek swego palca, by zwilżyć nim mój język, gdyż straszliwie cierpię w tym ogniu”. Lecz Abraham odrzekł mu: „Przypomnij sobie, synu, że za swego ziemskiego życia pyszniłeś się bogactwami, którymi się nie dzieliłeś. Łazarz zaś przeciwnie, trwał w pokorze, doświadczając jedynie zła. Teraz on doznaje pocieszenia, a ty cierpisz. Poza tym istnieje między nami ogromna przepaść. Z jej powodu nawet ci, którzy chcieliby przejść stąd do was, nie mogą tego uczynić. Także nikt z waszej strony nie może przedostać się do nas”. Wtedy bogacz powiedział: „Proszę cię zatem, ojcze Abrahamie, byś wysłał Łazarza do mojej rodziny, gdyż mam pięciu braci. Niech ich ostrzeże, by nie trafili do tego miejsca kaźni”. Lecz Abraham odparł mu: „Przecież mają Boże Słowo, niech go słuchają”. Na to tamten rzekł: „O nie, ojcze Abrahamie, ono ich nie przekona! Gdyby jednak ktoś ze świata umarłych przyszedł do nich, wtedy się opamiętają”. Wówczas Abraham stwierdził: „Jeśli nie dadzą posłuchu Bożemu Słowu, to nawet gdyby spotkali kogoś powstałego z martwych, też nie zostaną przekonani”. Innym razem Jezus tak przemówił do uczniów: — Nie jest możliwe, by nie przyszedł duchowy zamęt i moralny upadek, jednak straszliwa kara dosięgnie tych, za których przyczyną to się stanie. W perspektywie wieczności lepiej by było takim deprawatorom, gdyby wcześniej każdemu z nich przyczepiono do szyi wielki kamień młyński i utopiono w morskich odmętach, niż pozwolić im, by doprowadzili do grzechu i upadku choćby tylko jednego człowieka, w którego sercu dopiero co zrodziło się zaufanie do mnie. Strzeżcie zatem sami siebie. A gdyby ktoś z twoich braci lub sióstr w wierze zgrzeszył przeciw tobie, upomnij taką osobę. Jeśli się opamięta i będzie prawdziwie żałować, wtedy jej przebacz. A gdyby ciągle grzeszyła przeciw tobie i w jednym dniu spotkałoby to ciebie siedem razy, lecz ta osoba za każdym razem prawdziwie żałowałaby swego postępowania, przebacz jej! Apostołowie, słysząc to, powiedzieli: — PANIE, jeśli tak mamy postępować, to musisz wzmocnić naszą wiarę! Lecz On odpowiedział: — Nie jest to kwestia wiary, lecz posłuszeństwa! Kiedy bowiem będziecie mi posłuszni, to wasza wiara, choćby początkowo najmniejsza, będzie wzrastać niczym gorczyca z maleńkiego nasienia. Jeżeli posłusznie pójdziecie za moim Słowem, to nie tylko będziecie w stanie tak przebaczać, ale dokonacie również innych rzeczy, które dziś wydają się wam niemożliwe, jak choćby wezwanie czarnej morwy, by się wyrwała ze swego środowiska i – dla zwiększenia owocu – przeniosła na środek morza. Wiara bowiem wzrasta jedynie przy zachowaniu posłuszeństwa mojemu Słowu. Sami zresztą oceńcie – czy ktokolwiek, wysyłając niewolnika w pole, by orał lub pasł jego bydło, kiedy ten już wróci od zleconych mu zadań, powie: „Teraz możesz już zostawić wszystko i zasiąść ze mną do stołu!”? Czy tak mu powie? Z pewnością nie. Raczej da mu kolejne zadanie: „Teraz przygotuj mi coś do jedzenia. Przebierz się i usługuj mi, aż się nasycę. Dopiero później będziesz mógł sam się najeść i napić”. Czy jest słuszne, by niewolnik oczekiwał łaskawości od swego pana z tego powodu, że wypełnia jego rozkazy? Podobnie i wy – za każdym razem, gdy już wykonacie, co wam poleciłem – mówcie sobie: „Wykonaliśmy to, co było naszym obowiązkiem. Nie ma w tym żadnej naszej zasługi ”. Zmierzając z Galilei do Jerozolimy, Jezus postanowił iść środkiem Samarii. W pobliżu jakiejś wioski napotkał grupę dziesięciu trędowatych. Trzymali się z daleka i wołali: — Jezusie, Mistrzu, zlituj się nad nami! On zaś, słysząc ich błagania, powiedział: — Idźcie pokazać się kapłanom! Posłusznie więc ruszyli w drogę i po jakiejś chwili doznali oczyszczenia. Wtedy jeden z nich, widząc, iż został uzdrowiony, zawrócił i głośno wielbiąc Boga, padł na twarz u stóp Jezusa, by Mu podziękować. Był to Samarytanin. Wtedy Jezus spytał uczniów: — Czyż nie dziesięciu zostało oczyszczonych? Jak myślicie, gdzie jest pozostałych dziewięciu? Dlaczego, oprócz tego jednego, i to w dodatku nie‐Żyda, żaden nie wrócił, by oddać chwałę Bogu? Do Samarytanina zaś powiedział: — Wstań już i ruszaj w swoją drogę. Zaufanie, jakie okazałeś Bogu, otworzyło ci drogę zbawienia. Innym razem Jezus, zapytany przez faryzeuszy o to, kiedy przyjdzie Królestwo Boże, tak im odparł: — Nie oczekujcie, że Boże Królestwo przyjdzie w sposób namacalny czy terytorialny. Nie będzie można o nim powiedzieć: „Jest tutaj albo tam!”, gdyż ono nie jest jakimkolwiek systemem religijno‐organizacyjnym, lecz rzeczywistością duchową, która rozwija się w ludzkich sercach. Zaś do uczniów powiedział: — Nadejdą takie dni, kiedy ludzie będą pragnąć moich objawień, lecz nic takiego nie będzie im dane! I choćby wam mówili, że tu czy tam miało miejsce jakieś moje objawienie, nie wierzcie i nie spieszcie tam, gdyż jak błyskawica rozświetla cały nieboskłon od jednego krańca horyzontu po drugi, tak ja, Syn człowieczy, pojawię się dopiero w dniu ustalonym przez Ojca. Najpierw jednak muszę doznać wielu cierpień i znieść odrzucenie ze strony tego narodu. Jak bowiem było za dni Noego, tak również będzie w dniu mojego powtórnego przyjścia. W tamtym czasie ludzie jedli, pili i pobierali się aż do chwili gdy Noe wszedł do arki i rozpoczął się potop, który zniszczył wszystkich. Podobnie było w czasach Lota. Wtedy również ludzie jedli i pili, kupowali i sprzedawali, sadzili i budowali, a w chwili gdy Lot wyszedł z Sodomy, ogień i siarka spadły z nieba i zniszczyły wszystkich. Tak samo będzie w dniu mego przyjścia. Wtedy nie będzie już czasu, by oglądać się na cokolwiek i cokolwiek ratować. Nawet nie myślcie, iż będąc na tarasie swego domu, znajdziecie czas, by wejść do środka po potrzebne rzeczy. Kto będzie poza domem, niech się nie odwraca z myślą, iż cokolwiek lub kogokolwiek z niego uratuje. Przypomnijcie sobie raczej, co stało się z żoną Lota, która z żalem obejrzała się za tym, co za sobą pozostawiła. W czasie mojego powtórnego przyjścia okaże się, gdzie tak naprawdę jest zakotwiczona dusza każdego człowieka. Ci, dla których ten świat miał nadrzędną wartość, nie otrzymają wstępu do Bożego Życia! Ci natomiast, którzy w tym świecie zrezygnowali z jego systemu wartości, otrzymają udział w odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiu. I będzie tak, że tej nocy z dwojga śpiących we wspólnym łożu jedna osoba zostanie zgarnięta, a druga ocalona. Z dwóch osób razem mielących mąkę na żarnach jedna zostanie zgarnięta, a druga ocalona. Z dwóch będących na polu jeden zostanie zgarnięty, a drugi ocalony. Wtedy uczniowie spytali Jezusa: — PANIE, a dokąd oni zostaną zgarnięci? On zaś powiedział: — Tam, gdzie wyrzuca się ścierwo i gdzie gromadzą się sępy! Innym razem Jezus opowiedział uczniom przypowieść, przez którą chciał im uzmysłowić wagę wytrwałej modlitwy. A brzmiała ona tak: — W pewnym mieście urzędował niesprawiedliwy sędzia, który Boga miał za nic, a ludźmi pomiatał. W tym samym mieście żyła biedna kobieta, która często nachodziła go, prosząc: „Obroń mnie przed krzywdą, jaką wyrządza mi pewien człowiek”. Lecz sędzia nie chciał jej słuchać. W końcu jednak pomyślał: „Choć nie zależy mi na tym, co Bóg lub ludzie sobie o mnie myślą, to jednak zajmę się jej sprawą i obronię ją przed krzywdzicielem, gdyż mam już dość jej namolności. Inaczej pewnie i tak nie da mi spać w spokoju ”. Kończąc, PAN tak podsumował tę przypowieść: — Posłuchajcie tego, co rzekł ów nieprawy sędzia, i zrozumcie, jak wielką siłę ma wytrwałość w zabieganiu o swe sprawy! A Bóg, który jest prawy, czyż nie weźmie w obronę tych, których przygarnął i którzy z ufnością – dniem i nocą – do Niego wołają? Czy myślicie, iż pozwoli On, by ich cierpienie trwało w nieskończoność? Bądźcie pewni tego, że On – w pewnym, zupełnie niespodziewanym momencie – przyjdzie i weźmie ich w obronę. Jednak czy ponownie przychodząc na Ziemię w osobie Syna człowieczego, znajdzie na niej ludzi trwających w ufności do Niego? Przy innej okazji Jezus zwrócił się do ludzi, którzy w swych sercach byli przekonani o swej sprawiedliwości i z tego powodu odnosili się do innych z pogardą. Tym opowiedział przypowieść: — W czasie, który był wyznaczony na modlitwę w świątyni, przyszli dwaj ludzie. Jednym z nich był faryzeusz, drugim poborca podatkowy. Faryzeusz stanął dumnie na środku i tak modlił się sam do siebie: „Boże, dziękuję Ci, że nie jestem jak inni ludzie: zdziercy, oszuści i cudzołożnicy albo jak ten tutaj poborca podatkowy. Poszczę dwa razy w tygodniu, a dziesięcinę przynoszę do świątyni, licząc dokładnie ze wszystkich przychodów, jakie mam z ziemi”. W tym samym czasie poborca podatkowy stał gdzieś z boku i, nawet nie śmiąc wznieść swych oczu w kierunku Niebios, bił się jedynie w piersi, łkając: „Boże, jestem wielkim grzesznikiem. Okaż mi jednak, proszę, swoje miłosierdzie”. Oświadczam wam, że ten poborca podatkowy, odchodząc do domu, był bliżej Bożej sprawiedliwości niż faryzeusz. Każdy bowiem, kto sam siebie wywyższa, zostanie poniżony, a kto szczerze się uniża, zostanie wywyższony. Zdarzało się, że ludzie przychodzili do Jezusa z niemowlętami, prosząc, aby je dotknął. Pewnego razu uczniowie nie wytrzymali i zganili takich. Jezus jednak przywołał ich do siebie, a uczniom powiedział: — Pozwólcie dzieciom zbliżać się do mnie i nie utrudniajcie im tego, gdyż do takich jak one należy Boże Królestwo. Co więcej: oświadczam wam, że jeśli ktoś nie przyjmie Królestwa Bożego z taką ufnością, z jaką czynią to dzieci, nie wejdzie do niego! Wtedy podszedł do Jezusa pewien urzędnik administrujący jednym z miast i spytał: — Nauczycielu dobry, co powinienem zrobić, by zagwarantować sobie udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu? Na to Jezus rzekł: — Dlaczego nazywasz mnie dobrym? Przecież nikt, oprócz samego Boga, nie jest dobry. A Jego przykazania znasz: Nie cudzołóż, nie morduj, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie przeciwko drugiej osobie, szanuj swego ojca i matkę. Na to ów człowiek oświadczył: — Od młodości staram się postępować dokładnie według wszystkich tych zasad. Wówczas Jezus powiedział: — Jednego ci jeszcze brakuje. Sprzedaj wszystko, co masz, a z tego, co dostaniesz, wspomóż swych ubogich braci w wierze. W taki sposób zgromadzisz sobie skarb w Niebiosach. Następnie wróć i podążaj za mną. Słysząc to, człowiek ów bardzo sposępniał. Był bowiem niezwykle bogaty. Jezus zaś, widząc jego smutek, rzekł do swych uczniów: — Ludziom zamożnym jest bardzo trudno wejść do Królestwa Boga. Prędzej sznur z wielbłądziej sierści przeciśnie się przez ucho igły, niż bogacz wejdzie do Bożego Królestwa. Słysząc to, uczniowie zapytali: — Kto zatem zdoła się uratować? Jezus zaś odrzekł: — Patrząc po ludzku – nikt, lecz to, co nie jest możliwe dla ludzi, leży w mocy Boga. Wtedy odezwał się Piotr: — A my, PANIE? Co z nami będzie? Wszystko przecież zostawiliśmy, by pójść za Tobą. Jezus tak na to odpowiedział: — Uroczyście was zapewniam, że nikt, kto poszedłby za mną z takim oddaniem jak wy, nie zostanie zawiedziony! Każdy bowiem, kto Boże Królestwo będzie cenić bardziej niż swój dom, naturalną rodzinę, włącznie z dziećmi, otrzyma już teraz, w doczesności, jeszcze większą rodzinę duchową, a w przyszłym świecie udział w odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiu. Następnie wziął Dwunastu na stronę i powiedział: — Już wkrótce będziemy w Jerozolimie. Tam dokona się wszystko, co przez proroków zostało dla mnie, Syna człowieczego, zapowiedziane. Tam zostanę wydany poganom, wyśmiany, znieważony i opluty. Ci zaś ubiczują mnie i zamordują, lecz ja trzeciego dnia zmartwychwstanę. Jednak uczniowie nie pojmowali tego, gdyż sens tych słów był przed nimi ciągle jeszcze zakryty. Tuż przed Jerychem, przy drodze, którą szedł Jezus, siedział jakiś niewidomy żebrak. Usłyszał on wrzawę przechodzącego tłumu i spytał, co się dzieje. Gdy mu wyjaśniono, że właśnie idzie Jezus z Nazaretu, niewidomy zaczął głośno krzyczeć: — Jezusie, Synu Dawida, zlituj się nade mną! Idący przodem strofowali go, aby się uciszył. Lecz on tym głośniej wołał: — Synu Dawida, zlituj się nade mną!!! Jezus przystanął i polecił, by go przyprowadzono. A kiedy tamten stanął już przed Nim, zapytał: — Co chcesz, abym uczynił dla ciebie? Wtedy ślepy powiedział: — PANIE, spraw, bym znów zaczął widzieć! Wówczas Jezus rzekł: — Zatem przejrzyj na nowo! Zaufanie, które mi okazałeś, przyniosło ci uzdrowienie! W tym momencie ślepiec odzyskał wzrok i – wielbiąc Boga – natychmiast ruszył za Jezusem. Lud zaś, widząc, co się stało, również wielbił Najwyższego. Zaraz potem Jezus wkroczył do Jerycha. A w mieście tym żył pewien zwierzchnik poborców podatkowych, który miał na imię Zacheusz. Z racji pełnionej funkcji był niezwykle zamożny. Człowiek ten bardzo pragnął zobaczyć Jezusa, lecz z uwagi na swój niski wzrost nie był w stanie tego zrobić, gdyż tłum ciągle mu Go przesłaniał. Pobiegł więc do przodu, wzdłuż drogi, którą szedł Jezus, i wdrapał się na sykomorę, by stamtąd Go dojrzeć. Kiedy zaś Jezus doszedł do tego miejsca, spojrzał w górę i powiedział do niego: — Zacheuszu, zejdź prędko na dół, ponieważ pragnę dziś zagościć w twoim domu. Ten zszedł natychmiast i z radością przyjął Jezusa w swoich progach. Obecni tam religijni ludzie, widząc, co się dzieje, szemrali między sobą przeciwko Jezusowi z uwagi na to, iż poszedł odwiedzić tak wielkiego grzesznika. Tymczasem Zacheusz, stanąwszy w obliczu PANA, rzekł: — PANIE, zdecydowałem, iż połowę swego majątku rozdam ubogim, a jeśli cokolwiek na kimś wymusiłem, to z drugiej połowy zwrócę mu to czterokrotnie Jezus zaś tak na to zareagował: — Dzisiaj zbawienie zawitało do domu tego człowieka, gdyż i on okazał się pełnoprawnym dziedzicem Abrahama. Dla takich właśnie ludzi przyszedłem na ten świat, by szukać i ratować tych, którzy się pogubili. Wiele zebranych tam osób było przekonanych, iż Jezus po to idzie do Jerozolimy, by tam proklamować Królestwo Boże. Im opowiedział przypowieść: — Pewien człowiek szlachetnego rodu postanowił udać się do dalekiego kraju, aby tam zabiegać o tytuł królewski, a potem wrócić i rządzić. Jednak zanim wyjechał, przywołał do siebie dziesięciu swych niewolników i każdemu z nich wręczył jednakową kwotę pieniędzy, aby nimi zarządzali podczas jego nieobecności. Powiedział im przy tym: „Obracajcie powierzonymi wam wartościami do czasu, aż wrócę”. Lecz w jego ojczystym kraju mieszkali również wpływowi ludzie, którzy bardzo nienawidzili tego człowieka. Oni to, w ślad za nim, wysłali poselstwo z petycją, by nie uzyskał królewskiej nominacji. Jednak on otrzymał władzę, o jaką się starał. Kiedy zaś wrócił, wezwał niewolników, którym powierzył pieniądze, by dowiedzieć się, ile dla niego zarobili. Przybył pierwszy i powiedział: „Panie, kwotę, jaką mi przekazałeś, pomnożyłemdziesięciokrotnie”. A król tak mu rzekł: „Znakomicie, dobry niewolniku. Ponieważ w tak drobnej sprawie byłeś mi wierny, teraz zostaniesz zarządcą dziesięciu miast”. Drugi niewolnik przyszedł i powiedział: „Panie, to, co mi powierzyłeś, pomnożyłem pięciokrotnie”. Temu król powiedział: „Obejmij więc zarząd nad pięcioma miastami”. W końcu pojawił się także niewolnik, który powiedział: „Panie, oto zwracam ci twoje pieniądze w całości. Dobrze je zabezpieczyłem i przechowałem starannie, by nic z nich nie stracić. Uczyniłem tak ze strachu przed Tobą, gdyż wiem, że jesteś człowiekiem wymagającym, który chce nawet zgarniać to, czegośmy nie rozsypali, i zbierać to, czegośmy nie zasiali. Bałem się więc ryzykować, by przypadkiem czegoś nie stracić”. Temu król odpowiedział: „Marny i leniwy niewolniku. Skoro wiedziałeś to wszystko, zostaniesz osądzony na podstawie swych własnych słów. A jeśli miałeś świadomość, że jestem wymagający i nastawiony na to, byście zgarniali to, czegoście nie rozsypali, i zbierali to, czegoście nie zasiali, dlaczego nie powierzyłeś moich pieniędzy bankierom? Po powrocie odebrałbym je z procentem”. I rozkazał straży przybocznej: „Weźcie od niego to, co przyniósł, i dajcie temu, który pomnożył moje środki dziesięciokrotnie”. Wówczas strażnicy powiedzieli: „Panie, przecież tamten ma już wystarczająco dużo. Dostał bowiem w zarząd również to, co pomnożył ”. Wtedy król odrzekł: „Oświadczam wam, że każdemu, kto pomnaża, więcej zostanie dane. Temu zaś, kto nie pomnaża, zostanie odebrane również i to, co wcześniej otrzymał. Jeśli zaś chodzi o moich wrogów, którzy wysłali za mną poselstwo z petycją, bym nie został królem, sprowadźcie ich tutaj i zgładźcie w mojej obecności”. Po tych słowach Jezus ruszył w dalszą drogę do Jerozolimy. Kiedy Jezus był już blisko Jerozolimy – w okolicy Betanii i Betfage, wiosek leżących w pobliżu Góry Oliwnej – wysłał dwóch ze swoich uczniów, polecając im: — Idźcie do najbliższej wsi, którą widzicie przed sobą.Zaraz po wejściu do niej znajdziecie małego osiołka, którego nikt z ludzi jeszcze nie dosiadał. Odwiążcie go i przyprowadźcie do mnie. Gdyby zaś ktokolwiek spytał, dlaczego to robicie, odpowiedzcie: „PAN go potrzebuje”. Uczniowie poszli i zastali wszystko, jak Jezus im zapowiedział. A kiedy odwiązywali osiołka, jego właściciele spytali: — Co robicie? Dlaczego odwiązujecie tego osiołka? Wtedy odpowiedzieli: — PAN go potrzebuje. Kiedy już wrócili z osiołkiem, narzucili na niego swoje płaszcze, posadzili na nim Jezusa i wyruszyli do Jerozolimy. Kiedy tak jechał, napotkani ludzie rozściełali przed Nim na drodze swoje płaszcze. Gdy mijał Górę Oliwną, wielki tłum uczniów zaczął głośno i radośnie wielbić Boga z powodu wszystkich cudów, jakie widzieli. Wołali przy tym: — Błogosławiony Król, który przychodzi w imię PAŃSKIE!. Pokój w Niebiosach i chwała na wysokościach! Wtedy faryzeusze znajdujący się w tłumie zawołali do Jezusa: — Nauczycielu, upomnij swoich uczniów!. Lecz Jezus odpowiedział: — Gdyby oni umilkli, to kamienie zaczęłyby wołać! Gdy był już blisko miasta, spojrzał na nie i z żalu nad nim zapłakał: — O, Jerozolimo, Jerozolimo! Gdybyś mogła przejrzeć i zrozumieć, w jaki sposób dostąpić pokoju z Bogiem W CHRYSTUSIE. W NT, wbrew powszechnie panującej opinii, Jerozolima nie jest już więcej przedstawiana jako święte miasto, ale jako „Sodoma i Egipt razem wzięte” (por. Ap 11,8).! Jednak dla twych oczu wszystko to jest zakryte! Dlatego przyjdą dni, kiedy twoi wrogowie okrążą cię i u twych murów rozłożą swe obozy. A potem zewsząd ruszą na ciebie i powalą cię, a razem z tobą twoje dzieci! Nie pozostawią kamienia na kamieniu, ponieważ nie rozpoznałaś czasu, w którym twój PAN przybył do ciebie. Gdy Jezus dotarł do świątyni, zaczął wyrzucać z jej terenu tych, którzy tam kupczyli i handlowali, jednocześnie pouczając ich: — Jest napisane, iż mój dom będzie domem modlitwy! Wy zaś czynicie z niego miejsce rozboju finansowego. Odtąd codziennie – przez cztery dni – Jezus nauczał w świątyni, a arcykapłani, uczeni w Piśmie i przywódcy ludu szukali sposobu, w jaki mogliby Go zabić. Niczego jednak nie wymyślili. Bali się podjąć jakieś bardziej radykalne kroki, aby nie wzburzyć tłumów słuchających Go. Następnego dnia, kiedy Jezus wrócił na teren świątyni i dalej nauczał lud, głosząc Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie, podeszli do Niego arcykapłani, którzy razem z uczonymi w Piśmie oraz żydowską starszyzną byli zbulwersowani wydarzeniami dnia poprzedniego. Ci zapytali Go: — Jakim prawem uczyniłeś to, co wczoraj zrobiłeś? I kto w ogóle upoważnił cię do nauczania w świątyni? Jezus zaś tak im odrzekł: — Ja również zapytam was o coś. Powiedzcie, czy posłannictwo Jana, który zanurzał Żydów w wodę, było wezwaniem pochodzącym z Niebios, czy raczej jego ludzkim pomysłem? Oni zaś, rozważając to między sobą, tak kalkulowali: — Jeśli powiemy, że z Niebios, to pewnie spyta nas: Dlaczego zatem mu nie uwierzyliście? A jeśli powiemy, że była to jego ludzka inicjatywa, to tłum nas ukamienuje, gdyż wszyscy uważają Jana za wielkiego proroka. Ostatecznie więc odpowiedzieli Jezusowi, że nie wiedzą. Wówczas On oświadczył: — To i ja wam nie powiem, jakim prawem czynię to, co robię. I zaraz, w obecności ludu, opowiedział im taką przypowieść: — Pewien człowiek założył winnicę, wydzierżawił ją okolicznym rolnikom i wyjechał na długo. Gdy nadszedł czas zbiorów, wysłał do nich swego sługę, by odebrać część plonów jako czynsz należny za dzierżawę. Dzierżawcy jednak brutalnie pobili tego sługę i odesłali z niczym. Wtedy właściciel wysłał do nich innego sługę. Lecz oni tego również sponiewierali, pobili i odesłali z niczym. Wysłał więc jeszcze trzeciego, ale oni i tego poranili, a następnie wyrzucili. Wówczas właściciel winnicy pomyślał: „Cóż z nimi począć? Poślę do nich mego umiłowanego syna. Tego chyba uszanują”. Jednak dzierżawcy, gdy tylko zobaczyli syna właściciela, zgromadzili się na naradę i tak postanowili: „To jest dziedzic. Zabijmy go, a dziedzictwo będzie nasze”. Wywlekli więc go poza winnicę i zamordowali. Co według was uczyni właściciel winnicy, gdy wróci? Wygubi ich, a winnicę odda w użytkowanie innym! Gdy arcykapłani, uczeni w Piśmie i przywódcy ludu to usłyszeli, powiedzieli: — Oby nigdy coś takiego się nie wydarzyło! Wtedy Jezus, patrząc przenikliwie w ich oczy, rzekł: — Co zatem oznaczają słowa Pisma: Kamień, którym wzgardzili budowniczowie, stał się głównym kamieniem spajającym? O jakich ludziach Pismo mówi, że ten kamień stanie się dla nich kamieniem potknięcia – skałą, która na nich runie? O kim mówi, że ta skała ich zmiażdży i skruszy na proch? Wtedy uczeni w Piśmie i arcykapłani zrozumieli, że ta przypowieść była o nich. Zawrzeli więc gniewem i znów zaczęli szukać sposobu, jak by Go pojmać. Jednak bali się tłumu. Po tej dyskusji uczeni w Piśmie wysłali za Jezusem prowokatorów, aby ci, udając ludzi prawych, przyłapali Go na jakiejś wypowiedzi. W ten sposób starszyzna chciała zdobyć jakiś pretekst, na podstawie którego mogliby poddać Jezusa jurysdykcji rzymskiego namiestnika. Pewnego dnia owi prowokatorzy przyszli do Jezusa z przewrotnym pytaniem: — Nauczycielu, wiemy, że jesteś prostolinijny i w prawdzie nauczasz drogi Bożej. Widzimy też, że nikogo nie faworyzujesz, ponieważ nie kierujesz się żadnymi zewnętrznymi pozorami. Powiedz nam, tak zupełnie szczerze: Czy – według Ciebie – podatek pogłówny powinno się płacić Cezarowi, czy nie? Jezus, rozpoznając ich podstęp, rzekł: — Podajcie mi denara...Czyj wizerunek i tytuł są umieszczone na tej monecie?. — Cezara. Wtedy Jezus rzekł: — Oddajcie zatem Cezarowi to, co należy do niego, a Bogu to, co należy do Boga! Słysząc tę odpowiedź, prowokatorzy zaniemówili. Nie potrafili bowiem wobec tłumu wykazać niczego złego w Jego odpowiedzi. Zaraz potem podeszli do Jezusa przedstawiciele saduceuszy, którzy twierdzą, iż nie ma czegoś takiego jak zmartwychwstanie. Oni także, zastawiając na Niego pułapkę, poprosili o rozwikłanie wymyślonego problemu: — Nauczycielu, Mojżesz napisał nam, że gdyby umarł czyjś brat i pozostawił bezdzietną żonę, to brat zmarłego powinien wziąć tę kobietę za żonę i wzbudzić potomstwo swojemu bratu. Wyobraź zatem sobie, że było siedmiu braci. Pierwszy miał żonę, lecz umarł bezdzietny. Drugi podobnie – wziął tę samą kobietę za żonę i też umarł bezdzietnie. Tak samo było i z trzecim, i z każdym kolejnym z siedmiu braci. Wszyscy pomarli, nie zostawiając potomstwa. Na końcu zmarła także owa kobieta. Którego z tych siedmiu braci miałaby być żoną po zmartwychwstaniu? Przecież siedmiu ją miało. A Jezus tak im odrzekł: — Małżeństwo jest związkiem kobiety i mężczyzny tylko w tej doczesności. Ci zaś, którzy zostaną uznani za pasujących do odwiecznego i nieskończonego Życia w przyszłym świecie, po zmartwychwstaniu nie będą już więcej funkcjonować w związkach małżeńskich. Nie będą też umierać, gdyż staną się podobni do aniołów. Tymi zaś, którzy okażą się pasujący do Życia po zmartwychwstaniu, będą jedynie dojrzali synowie i córki Boże. Jeśli zaś chodzi o to, czy umarli mogą powstawać z martwych, to Mojżesz już wypowiedział się na ten temat. Relacjonując zdarzenie przy kolczastym krzewie, wspominał o PANU jako o Bogu Abrahama, Bogu Izaaka i Bogu Jakuba, co wyraźnie pokazuje, iż Bóg nie jest Bogiem umarłych, lecz tych, którzy mają Życie. Wszyscy zaś, którzy otrzymali z Jego ręki Życie, mają je na wieki! Na to obecni tam uczeni w Piśmie, przytakując głowami, mówili: — Nauczycielu, doskonale to ująłeś... po prostu świetnie! I nikt więcej nie śmiał już pytać Go o cokolwiek, lecz wówczas On zadał im pytanie: — A teraz wy mi powiedzcie, dlaczego uważacie, iż Mesjasz ma być synem Dawida, skoro Dawid w Księdze Psalmów napisał: Rzekł PAN do mego Pana „Zasiądź w chwale i w potędze mego majestatu, a Ja Twoich wrogów jako podnóżek rzucę pod Twe stopy”. Dawid wyraźnie nazwał Mesjasza swym Panem. Jak zatem miałby On być jego synem? Kiedy nie potrafili tego wyjaśnić, Jezus – wobec wielkiego tłumu – rzekł do uczniów: — Strzeżcie się uczonych w Piśmie, którzy lubią obnosić się, chodząc w powłóczystych szatach. Dla nich bowiem najważniejsze jest publiczne odbieranie wyrazów szacunku i zajmowanie eksponowanych miejsc w zgromadzeniach oraz na bankietach. Tacy objadają domy samotnych, biednych kobiet i długo się modlą, co czynią wyłącznie na pokaz. Z tego powodu otrzymają wyrok surowszy niż inni. Mówiąc to, patrzył w stronę świątynnej skarbony, gdzie zgromadziło się wielu bogaczy ostentacyjnie wrzucających swoje ofiary na konserwację świątyni i utrzymanie kapłanów. Przyszła tam również jakaś uboga kobieta, która wrzuciła do skarbony dwa miedziaki. Jezus zaś – ciągnąc dalej – powiedział: — Zobaczcie! Od tej ubogiej kobiety udało się im wyłudzić więcej niż od innych! Tamci bowiem wrzucali z tego, co im zbywało, ona zaś dała ze swego niedostatku! Na utrzymanie świątyni i kapłanów dała wszystko, co miała na przeżycie. Jednak uczniowie nie słuchali Go, przyglądali się bowiem świątyni, upojeni jej bogactwem i wystawnością – wspaniałymi murami i złotymi ozdobami, którymi była pokryta. W końcu Jezus zdecydowanie przerwał ich zachwyty, mówiąc: — Całe to bogactwo, które tak bardzo podziwiacie, już wkrótce zostanie doszczętnie zniszczone! Kamień na kamieniu się tu nie ostanie! Wtedy zadali mu dwa pytania: „Nauczycielu, kiedy się to stanie?” oraz „Co będzie znakiem nadchodzącego kataklizmu?”. A On rzekł: — Jeśli chodzi o koniec obecnego świata, to bądźcie ostrożni, by ktoś was nie zwiódł! Pojawi się bowiem wielu takich, którzy będą twierdzić, że są moimi sługami, i głosić: JA JESTEM. Będą zapowiadać, iż koniec świata jest bliski! Wy jednak nie idźcie za nimi! A kiedy usłyszycie o wojnach i przewrotach, nie wpadajcie w panikę, gdyż te sprawy muszą się wydarzyć, lecz koniec nie nastąpi wcale tak szybko. I dalej tak im wyjaśniał: — Przyjdzie taki czas, że powstaną narody przeciwko narodom i królestwa przeciwko królestwom. Także trzęsienia ziemi się nasilą i sprawią, że wiele miejsc na świecie zostanie dotkniętych głodem i chorobami. Na nieboskłonie pojawią się zjawiska budzące grozę. Zanim jednak wszystko to nastąpi, świat zwróci przeciwko wam całą swoją moc. Będą was prześladować, ciągać po sądach i publicznych zgromadzeniach. Będą was oskarżać i wtrącać do więzień. Z mojego powodu będziecie wzywani przed namiestników i królów! Jednak to będzie dla was znakomitą okazją do świadczenia o mnie. Dlatego nie zamartwiajcie się wcześniej, w jaki sposób się bronić. Ja bowiem, w stosownej chwili, dam wam właściwe słowa i potrzebną mądrość, której wasi przeciwnicy nie przezwyciężą ani nie będą w stanie jej zaprzeczyć. W tym czasie zdradzani będziecie nawet przez swych rodziców, braci i kuzynów, krewnych, a także przez przyjaciół. I wielu spośród was zginie śmiercią męczeńską. Z mojego powodu będziecie znienawidzeni przez wszystkich. Lecz również to wiedzcie, że bez mojej zgody nawet włos z głowy wam nie spadnie! Waszym zadaniem będzie jedynie wytrwać. Tylko w ten sposób zdołacie ocalić swoje dusze. Jeśli zaś chodzi o zniszczenie świątyni, to gdy zobaczycie Jerozolimę otoczoną wojskiem, wówczas będziecie wiedzieli, że zbliża się już jej spustoszenie. Wtedy ci, którzy będą w Judei, niech uciekają w góry. Ludzie z miasta niech postarają się wydostać na zewnątrz, a przebywający w okolicznych wsiach niech do niego nie wchodzą. Dla Jerozolimy bowiem będzie to czas odpłaty – chwila, w której zrealizuje się wszystko, co w Piśmie zostało o niej zapisane. W tym okresie straszliwych cierpień doświadczą w szczególny sposób kobiety brzemienne i karmiące, ponieważ wielka przemoc nadciągnie na ziemię Izraela i wybuchnie gniewem przeciwko jej ludowi. Wielu padnie od miecza i wielu pójdzie do niewoli. Lud Izraela zostanie rozproszony pomiędzy narodami, a poganie będą deptać Jerozolimę, aż dobiegnie kres czasu. Wtedy znaki pojawią się na słońcu i księżycu, a także pomiędzy gwiazdami. Narody całej Ziemi będą cierpieć udrękę, bezradne wobec morskich nawałnic. Ludzie, gdy zobaczą, jak rygle nieboskłonu zostaną zwolnione, będą mdleć ze strachu, oczekując tego, co ma spotkać Ziemię. Wtedy dopiero ujrzą mnie, Syna człowieczego, przybywającego z Niebios w obłoku – z wielką mocą i w majestacie. Gdy zacznie się to dziać, wyprostujcie się i wznieście swe głowy, gdyż to będzie znakiem nadchodzącego finału waszego odkupienia. I, aby lepiej zrozumieli, o co Mu chodzi, uzupełnił swą wypowiedź taką przypowieścią: — Gdy obserwujecie drzewa figowe i widzicie, że wypuszczają pąki, poznajecie zaraz, że lato jest blisko. Podobnie postępujcie również w sprawie końca świata: kiedy zobaczycie, że wszystko dzieje się tak, jak wam powiedziałem, wówczas bądźcie pewni, iż Królestwo Boże jest już blisko objawienia się w całej swojej pełni. I jeszcze chcę was zapewnić, że lud Izraela nie wyginie, aż wszystko, co wam mówię, zrealizuje się do końca. Obecne Niebiosa i doczesna Ziemia kiedyś przeminą, lecz moje słowa nigdy nie przeminą! Pilnujcie samych siebie, by serca wasze nie stały się ociężałe przez opilstwo, obżarstwo czy codzienne troski związane z bieżącym funkcjonowaniem, gdyż wówczas Dzień Sądu zaskoczy was niespodziewanie niczym potrzask. Gdy Dzień ten nastanie, w jednej chwili ogarnie wszystkich ludzi na całej Ziemi. Czuwajcie więc nieustannie, modląc się o to, byście okazali się wystarczająco silni, by przetrwać wszystkie doświadczenia, które mają nastąpić, i godnie stanąć przede mną – Synem człowieczym. W taki sposób Jezus nauczał codziennie na terenie świątyni, noce zaś spędzał na górze zwanej Oliwną. Lud zaś każdego dnia – już o brzasku – zbierał się wokół Niego w świątyni, by słuchać Jego Słowa. Było już blisko Święta Paschy, zwanego również Świętem Przaśników. Faryzeusze i uczeni w Piśmie nadal intensywnie szukali sposobu, w jaki mogliby zgładzić Jezusa. Mieli jednak obawy, jak zareagowałby na to lud. Wtedy właśnie szatan wstąpił w Judasza, zwanego Iskariotą, który należał do grupy Dwunastu najbliższych uczniów Jezusa. Pod jego wpływem Judasz udał się do arcykapłanów i w obecności dowódców straży świątynnej oznajmił, że jest gotów wydać im Jezusa. Arcykapłani bardzo się ucieszyli z tej wiadomości i zawarli z nim porozumienie, ustalając wynagrodzenie w srebrze. Gdy już wszystko uzgodnili, Judasz zaczął szukać odpowiedniego momentu, by wydać im Jezusa, czyniąc to z daleka od tłumów. Tak nadszedł Dzień Przygotowania, po którym – wieczorem – należało świętować Paschę Jezus wysłał wówczas Piotra i Jana z następującym zadaniem: — Idźcie i przygotujcie nam paschę, abyśmy mogli spożyć ją razem. Oni zaś spytali Go: — Gdzie chciałbyś, byśmy ją przygotowali? Wtedy Jezus powiedział: — Gdy wejdziecie do miasta, spotkacie człowieka, który nosi wodę w dzbanach. Udajcie się za nim. Wejdźcie do domu, do którego on wejdzie, i powiedzcie właścicielowi: „Nauczyciel pyta: «Gdzie jest gościnna izba, w której mógłbym spożyć paschę z moimi uczniami?»”. Ten zaś pokaże wam dużą salę na piętrze, która powinna być już zasłana. Tam przygotujcie wieczerzę. Uczniowie udali się w drogę i znaleźli wszystko dokładnie tak, jak PAN im powiedział. Przygotowali więc wieczerzę. A gdy nadeszła właściwa godzina, Jezus przybył z pozostałymi Apostołami i spoczął przy stole. Wtedy też powiedział: — Bardzo pragnąłem spożyć tę paschę z wami, zanim będę cierpiał. Więcej bowiem nie będę już z wami jej spożywać. Na wspólnej wieczerzy spotkamy się dopiero w Królestwie Bożym. A kiedy podano mu dzban z winem, wzniósł dziękczynną modlitwę i rzekł: — Weźcie to wino i rozdzielcie między siebie, gdyż już więcej nie będę pił go z wami, aż nadejdzie Boże Królestwo. Potem wziął chleb i po dziękczynnej modlitwie porozrywał go na kawałki i rozdzielając między uczniów, powiedział: — Oto moje ciało [tak zostanie rozdarte i] za was wydane. Wy zaś wydajcie owoc trwania we mnie! Później – już po wieczerzy – wznosząc toast, powiedział: — Wznoszę ten toast za Nowe Przymierze, które zostanie zapieczętowane przelaniem mojej krwi za was. Ten zaś, który mnie zdradzi, siedzi tu ze mną przy jednym stole. Wprawdzie wszystko dokonuje się tak, by został zrealizowany plan Boży, lecz straszliwa kara czeka tego, który odstąpi i mnie zdradzi. Wtedy uczniowie zaczęli między sobą dociekać, który z nich mógłby dopuścić się czegoś tak haniebnego. Dyskusja ta szybko doprowadziła do sporu o to, który z ich grupy jest ważniejszy. Wtedy Jezus rzekł: — Zachowujecie się zupełnie jak władcy, którzy – panując nad ludem i sprawując nad nim władzę – chcą, by uważano ich za dobroczyńców narodu. Wy jednak nie powinniście myśleć ani postępować w taki sposób! A jeśli któryś z was chciałby rzeczywiście być kimś wielkim, niech się uniży wobec innych, gdyż ten, kto przewodzi innym, powinien być ich pokornym sługą. Wy jednak ciągle jeszcze myślicie w światowy sposób. Nadal uważacie, że większą godność i znaczenie ma człowiek zasiadający przy stole niż ten, który mu usługuje. Ale zobaczcie: czyż ja nie pojawiłem się pośród was jako ten, który usługuje? Jeśli wytrwacie przy mnie w prześladowaniach, które z mojego powodu spadną na was, otrzymacie ode mnie jako dziedzictwo udział w Królestwie Bożym, gdyż Ojciec powierzył je mnie. Tam dopiero odpoczniecie, jedząc i pijąc przy moim stole. Otrzymacie również władzę, by rozstrzygać w sprawach dotyczących dwunastu rodów Izraela. Szymonie, Szymonie, ty szczególnie powinieneś wiedzieć, iż szatan domagał się zgody na przesianie was – z tobą na czele – jak czyni się to z pszenicą. Lecz ja wziąłem cię w obronę, aby twoje zaufanie do mnie nie zachwiało się i abyś – gdy już się opamiętasz – mógł umacniać braci w wierze. Wtedy Piotr powiedział: — PANIE, jestem gotowy, by iść z Tobą nie tylko do więzienia, ale i na śmierć! Lecz Jezus tak mu odparł: — Piotrze, a ja zapewniam cię, że zanim straże odtrąbią tej nocy sygnał zwany pianiem koguta, ty trzy razy wyprzesz się znajomości ze mną. Następnie zwrócił się do uczniów z pytaniem: — Czy brakowało wam czegoś, gdy posyłałem was bez pieniędzy, bez bagaży i zapasowych sandałów? Oni zaś odpowiedzieli: — Niczego! Wtedy rzekł im: — Teraz jednak mówię wam: jeśli ktoś z was ma jakieś pieniądze, niech je weźmie, niech weźmie też swą torbę i pójdzie kupić miecz. A jeśliby ktoś nie miał pieniędzy, niech sprzeda swój płaszcz, by nabyć broń. Musi bowiem spełnić się to, co zostało o mnie napisane w Piśmie: Został zaliczony do grona złoczyńców. Wtedy oni powiedzieli: — PANIE, przecież mamy dwa miecze. Na to Jezus stwierdził: — Dobrze, to wystarczy! Następnie Jezus, zgodnie ze swym zwyczajem, udał się na Górę Oliwną, a uczniowie podążyli za Nim. Gdy byli już na miejscu, powiedział: — Módlcie się, abyście mogli przetrwać tę próbę. Sam zaś oddalił się na odległość rzutu kamieniem, padł na kolana i modlił się takimi słowami: — Abba, Kochany Ojcze, jeśli chcesz, to oddal ode mnie puchar swego gniewu. Jednak nie moja wola, lecz Twoja niech się dokonuje. Wtedy ukazał się Mu posłaniec z Niebios, by Go wzmocnić. Tymczasem Jezus, przeżywając straszliwą udrękę, modlił się jeszcze żarliwiej. Z twarzy spływał Mu pot, który, kapiąc na ziemię, zastygał jak skrzepy krwi. Po modlitwie wstał i podszedł do uczniów, lecz oni – złożeni smutkiem i przygnębieniem – spali. Wówczas Jezus powiedział: — Dlaczego śpicie? Wstańcie i módlcie się, abyście nie polegli w czasie nadchodzącej próby. W chwili gdy wypowiadał te słowa, nadciągnęła liczna gromada ludzi, a z nią jeden z Dwunastu, którego zwali Judaszem. Ten podszedł do Jezusa i powitał Go po przyjacielsku. Wtedy Jezus powiedział do niego: — Judaszu, a więc to gestem przyjaźni postanowiłeś wydać mnie, Syna człowieczego? Gdy uczniowie towarzyszący Jezusowi zorientowali się, na co się zanosi, spytali: — PANIE, czy już teraz mamy zbrojnie atakować? Jeden z nich, wcale nie czekając na odpowiedź, ciął mieczem pachołka arcykapłana, pozbawiając go prawego ucha. Wtedy Jezus zawołał: — Nie! Uspokójcie się i przestańcie... Zaraz potem przyłożył okaleczonemu odcięte ucho i uleczył go. Do dowódców straży świątynnej, którzy z ramienia arcykapłanów oraz starszych ludu przyszli po Niego, Jezus rzekł: — Przyszliście po mnie niczym po bandytę – z mieczami i włóczniami – a przecież codziennie widywaliście mnie w świątyni. Dlaczego wówczas nie zatrzymaliście mnie?! Niech jednak będzie i tak. Teraz jest wasz czas – czas ciemności. Wtedy oni pojmali Go i zaprowadzili do urzędującego arcykapłana. Piotr zaś, zachowując znaczną odległość, towarzyszył Jezusowi aż do rezydencji arcykapłańskiej. Kiedy zaś słudzy Kajfasza rozpalili na środku dziedzińca ognisko i zgromadzili się wokół niego, Piotr przysiadł się do nich. W jakimś momencie jedna ze służących, widząc go w świetle ogniska, stwierdziła: — Ten człowiek również chodził z tamtym! Jednak Piotr wyparł się tego, twierdząc: — Nie znam Go, kobieto! Po chwili ktoś inny rozpoznał Piotra i rzekł: — Ty też jesteś jednym z nich! Lecz Piotr odparł: — Coś ty, człowieku! Wcale nie jestem! Mniej więcej po upływie godziny jeszcze inny człowiek stwierdził: — Z pewnością i ten był z tamtym. Przecież jest Galilejczykiem. I tym razem Piotr powiedział: — Człowieku! Zupełnie nie wiem, o czym mówisz! Gdy słowa te ledwo wybrzmiały w jego ustach, rozległ się sygnał trąbki rzymskiej warty zwany pianiem koguta, a PAN odwrócił się i spojrzał na Piotra. Ten zaś przypomniał sobie słowa Jezusa: „Zanim dzisiaj straże odtrąbią sygnał zwany pianiem koguta, ty trzy razy wyprzesz się znajomości ze mną” Szybko więc wyszedł na zewnątrz i tam gorzko zapłakał. Tymczasem ludzie pilnujący Jezusa naśmiewali się z Niego. Bili Go i, zasłaniając Mu oczy, szydzili: — No, teraz nam prorokuj, kto cię uderzył!. Obrzucali Go również licznymi obelgami. Z nastaniem poranka zebrani u arcykapłana przywódcy ludu oraz uczeni w Piśmie zabrali Jezusa na miejsce swych oficjalnych posiedzeń. Tam zaś dalej przesłuchiwali Go: — Powiedz nam – czy jesteś Mesjaszem? Jezus zaś tak im odparł: — Jeśli wam powiem, to i tak mi nie uwierzycie. Ale nawet gdybyście mnie spokojnie wysłuchali, i tak nie osądzicie mnie sprawiedliwie. W związku z tym powiem tylko jedno: już niedługo – tak jak widzicie mnie tutaj, w człowieczej postaci – zasiądę na Tronie Bożej Mocy w pełni Majestatu. Wtedy wszyscy, jeden przez drugiego, zaczęli krzyczeć: — A zatem twierdzisz, że jesteś Synem Boga? Jezus zaś odparł: — W końcu sami doszliście do tego, że Nim jestem! Wtedy zawołali: — Czy w tej sytuacji potrzebujemy jeszcze jakichkolwiek świadków?! Przecież wszystko, co chcieliśmy usłyszeć, właśnie potwierdził! Poderwali się więc na nogi i zawlekli Jezusa przed Piłata. Tam oskarżyli Go: — Ustaliliśmy, że człowiek ten deprawuje nasz lud! Zabrania płacenia podatków Cezarowi. Co więcej: sam mówi o sobie, że jest namaszczonym królem! Wtedy Piłat z sarkazmem zwrócił się do Jezusa: — Zatem jesteś „królem żydowskim”? Jezus zaś skwitował to krótko: — Czy takie jest twoje przekonanie?. Wówczas Piłat oświadczył arcykapłanom i ludowi: — Nie znajduję w tym człowieku jakiejkolwiek winy. Oni tymczasem zaczęli napierać z jeszcze większą siłą: — Ten człowiek swym nauczaniem podburza lud w całej Judei, a wcześniej robił to samo w Galilei! Słysząc to, Piłat spytał: — Czy to znaczy, że jest on Galilejczykiem? Po upewnieniu się, że Jezus podlega władzy Heroda Antypasa, Piłat odesłał Go do niego, gdyż ten właśnie przyjechał do Jerozolimy. Herod wielce się uradował, gdyż od dłuższego już czasu pragnął zobaczyć Jezusa. Słyszał bowiem wiele na Jego temat i liczył, że zobaczy jakiś cud dokonywany przez Niego. Gdy postawiono Jezusa przed królem, ten zarzucił Go mnóstwem pytań, lecz Jezus na żadne z nich nie odpowiedział. Arcykapłani oraz uczeni w Piśmie, którzy przyszli za Jezusem, nieustannie Go oskarżali. Herod zaś – by okazać Jezusowi swą pogardę – nakazał swym przybocznym, by prześmiewczo odziali Go w lśniącą szatę i odprowadzili do Piłata. Tego dnia nić życzliwości połączyła Heroda i Piłata. Przedtem bowiem traktowali się z otwartą wrogością. W tej sytuacji Piłat wyszedł do przybyłych arcykapłanów, przywódców oraz tłumu i tak przemówił: — Przyprowadziliście do mnie tego człowieka jako rzekomego wichrzyciela ludu, ja tymczasem, po przesłuchaniu go w waszej obecności, nie znalazłem w nim żadnej z win, o które go oskarżacie. Podobnie zresztą i Herod, gdyż odesłał go z powrotem do mnie. Skoro więc człowiek ten nie uczynił nic z tego, co jest zagrożone karą śmierci, poddam go chłoście, a następnie puszczę wolno. Powiedział tak, nawiązując do zwyczaju, jaki praktykowano w wielkie święta, podczas których namiestnik zwykł uwalniać Żydom jednego ze skazańców. Wtedy wszyscy zgromadzeni zaczęli zgodnie krzyczeć: — Uwolnij nam Barabasza, a tego każ zgładzić! Barabasz był więźniem oskarżonym o udział w zabójstwie, jakie miało miejsce podczas rozruchów, które pewien czas temu wybuchły w mieście. Piłat jednak, chcąc wypuścić Jezusa, przemówił do nich powtórnie, lecz oni go nie słuchali, tylko krzyczeli: — Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj go! Wtedy Piłat odezwał się po raz trzeci: — Ale co złego on uczynił? Przecież żadnej winy w nim nie znalazłem! Poddam go chłoście i wypuszczę. Lecz oni dalej domagali się ukrzyżowania Jezusa i głośnym wrzaskiem oraz z narastającą agresją wywierali na Piłata coraz większy nacisk. Z minuty na minutę wrzawa się wzmagała. Wtedy Piłat, ulegając im, zdecydował, że zostaną spełnione ich żądania. Wypuścił więc tego, za którym się wstawili, chociaż uwięziony był za rozruchy i morderstwo, a z Jezusem postąpił według ich woli. Gdy Jezus był prowadzony na ukrzyżowanie, strażnicy zatrzymali niejakiego Szymona z Cyreny, który właśnie wracał z pola, i włożyli na niego belkę krzyżową, by poniósł ją za Jezusa. Przez całą drogę podążała za Jezusem wielka rzesza ludu. Mnóstwo kobiet strasznie lamentowało z powodu Jego losu. Do tych Jezus zwrócił się słowami: — Kobiety z Jerozolimy, nie płaczcie nade mną! Płaczcie raczej nad sobą i nad swoimi dziećmi, gdyż nadchodzą takie dni, w czasie których będzie się mówić: „O, jakże szczęśliwe są niepłodne łona, które nigdy nie rodziły, i piersi, które nigdy nie karmiły”. Wtedy również będziecie wołać do gór: „Przykryjcie nas i osłońcie!”, a do wzgórz: „Padnijcie na nas i skryjcie nas!”. Jeśli bowiem teraz, z żywym drzewem, które wydaje owoc, postępują w taki sposób, to pomyślcie, co stanie się z uschniętym? Razem z Nim prowadzono też dwóch przestępców, których skazano na śmierć za popełnione zbrodnie. Gdy doszli do miejsca zwanego Czaszką, żołnierze ukrzyżowali Jezusa oraz wspomnianych złoczyńców: jednego po prawej, a drugiego po lewej Jego stronie. W tym czasie Jezus modlił się: — Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią. Po ukrzyżowaniu żołnierze, chcąc podzielić między siebie Jego odzienie, rzucili losy. Lud zaś bezmyślnie gapił się na to widowisko, podczas gdy ich przywódcy szydzili z Jezusa: — Innych ratował, niech teraz sam siebie uratuje! Skoro podaje się za „wybrańca” – za Bożego Mesjasza – niechaj to uczyni!. Żołnierze również wyśmiewali Jezusa. Podając Mu na gąbce ocet, kpili: — Skoro jesteś królem żydowskim, uratuj sam siebie! Mówili tak, gdyż powieszono nad Nim tabliczkę z tytułem Jego winy: OTO KRÓL ŻYDOWSKI. Także jeden z ukrzyżowanych bandytów bluźnił Mu, wołając: — Skoro jesteś „mesjaszem”, uratuj siebie i nas! Lecz drugi złoczyńca, ganiąc pierwszego, tak rzekł: — Nawet wobec Boga, którego sądowi podlegasz, nie masz respektu! My odbieramy słuszną karę za to, co uczyniliśmy, lecz On przecież niczego złego nie uczynił. I zwracając się do Jezusa, tak powiedział: — Jezusie, wspomnij na mnie, kiedy wstąpisz do swego Królestwa. Jezus tak mu odparł: — Już dziś cię zapewniam: będziesz ze mną w Raju. Około południa całą Ziemię ogarnęła ciemność, która trwała blisko trzy godziny. Gdy Słońce zostało zaćmione, zasłona, która w przybytku oddzielała miejsce święte od najświętszego, rozdarła się na dwoje – od góry do dołu! Później Jezus donośnie zawołał: — Ojcze, w Twe ręce składam mego ducha. Po tych słowach wydał ostatnie tchnienie. Centurion, widząc to wszystko, oddał Bogu chwałę, mówiąc: — Rzeczywiście, był to sprawiedliwy człowiek. Zaś tłumy, które przybyły tam na widowisko, widząc, co dzieje się dookoła, odchodziły, bijąc się w piersi. Przyjaciele i bliscy Jezusa wraz z kobietami, które towarzyszyły Mu od czasów Jego działalności w Galilei, zgromadzili się razem i obserwowali wszystko z boku. Po południu zjawił się pewien człowiek imieniem Józef, mąż dobry i uczciwy. Był on jednym z tych członków Najwyższej Rady Żydowskiej, którzy odcięli się od jej postanowień. Józef pochodził z Arymatei, miasta judzkiego, i z utęsknieniem wyczekiwał Bożego Królestwa. Udał się on do Piłata i poprosił o ciało Jezusa. Otrzymawszy zgodę, Józef zdjął ciało Jezusa z krzyża, owinął je płótnem i złożył w grobowcu wykutym w skale, w którym nikt wcześniej nie był pochowany. Spieszył się, gdyż kończył się czas przygotowań do święta, które miało rozpocząć się z nastaniem wieczoru. Kobiety, które przybyły za Jezusem z Galilei, poszły za Józefem i zapamiętały lokalizację grobowca, w którym złożył on ciało Jezusa. Po powrocie do miasta przygotowały jeszcze wonności i balsamy, tak iż zachowały odpoczynek szabatowy zgodnie z przykazaniem. Pierwszego poranka po szabacie, już o brzasku, przybyły do grobu, przynosząc ze sobą przygotowane wcześniej wonności. Tam zobaczyły, że kamień zamykający wejście do grobowca był odtoczony. Gdy weszły do środka, nie znalazły w nim ciała PANA, to znaczy Jezusa. Gdy tak stały bezradne, zupełnie nie wiedząc, co począć, nagle pojawili się przy nich dwaj mężczyźni w lśniących szatach. Przerażone kobiety złożyły im pokłon aż do ziemi. Oni zaś tak się odezwali: — Dlaczego szukacie Żyjącego w miejscu przeznaczonym dla umarłych? Nie ma Go tutaj, gdyż zmartwychwstał! Przypomnijcie sobie, jak jeszcze w Galilei mówił wam, że potrzeba, aby – jako Syn człowieczy – poddał się władzy grzeszników, przyjął z ich rąk ukrzyżowanie i zmartwychwstał trzeciego dnia. Wtedy przypomniały sobie słowa Jezusa. Gdy wróciły od grobowca, opowiedziały o tym Jedenastu i wszystkim pozostałym. Tymi kobietami były: Maria z Magdali, Joanna, Maria – matka Jakuba – oraz inne z ich grona. To właśnie one opowiedziały wszystko Apostołom, lecz relacja kobiet wydała się im niedorzeczna i nie uwierzyli im. Jednak Piotr wstał i na wszelki wypadek pobiegł do grobowca. Gdy zajrzał do jego wnętrza, zobaczył jedynie porzucone płótna pogrzebowe. Wrócił więc do innych zafrasowany, rozważając, co mogło się wydarzyć. Tego samego dnia dwóch innych uczniów Jezusa szło drogą do wioski zwanej Emaus, która położona jest w odległości około jedenastu kilometrów od Jerozolimy. Po drodze dyskutowali o wszystkim, co ostatnio się wydarzyło. Rozmowa pochłaniała ich tak bardzo, że nie zwrócili uwagi na Jezusa, który się do nich przyłączył. Oczy ich były jakby zasnute mgłą, tak iż Go nie rozpoznali. On zaś ich spytał: — O czym tak dyskutujecie? Wtedy oni, pełni wielkiego smutku, zatrzymali się, a jeden z nich, imieniem Kleofas, powiedział: — Chyba jesteś jedynym człowiekiem, który był w Jerozolimie i nie wie, co się tam ostatnio wydarzyło! Wówczas Jezus spytał: — A co takiego tam zaszło? Wtedy powiedzieli: — Rozmawiamy o Jezusie z Nazaretu, mężu Bożym i proroku, który wobec Boga i całego ludu był potężny w czynie i w słowie. Nie możemy pojąć, jak mogło się to stać, iż nasi arcykapłani i przywódcy ludu wydali na Niego wyrok śmierci, a następnie doprowadzili do Jego ukrzyżowania. My tymczasem spodziewaliśmy się, iż On będzie tym, który przyniesie wolność Izraelowi. Dzisiaj mija już trzeci dzień, jak to wszystko się dokonało. Do tego wszystkiego kilka kobiet zaskoczyło nas dzisiaj informacją, iż wczesnym rankiem udały się do grobowca, lecz nie znalazły tam ciała Jezusa. Wróciły i opowiedziały, że widziały aniołów, którzy twierdzili, iż On żyje. Wtedy niektórzy z naszego grona udali się do grobowca i zastali wszystko dokładnie tak, jak zrelacjonowały to kobiety, lecz Jego samego nie widzieli. Wtedy Jezus powiedział: — Ależ wielkimi głupcami jesteście, a wasze serca są bardzo oporne! Dlaczego nie polegacie na tym, co zapowiadali prorocy? Przecież oni wyraźnie wskazywali, iż jest konieczne, by Mesjasz musiał to wszystko wycierpieć, zanim będzie mógł wrócić do swojej chwały. I zaczynając od Mojżesza, poprzez kolejnych proroków, wyjaśniał im wszystko, co w Pismach odnosiło się do Niego. Tak rozmawiając, doszli do Emaus. Jezus chciał iść dalej, lecz oni przymusili Go do pozostania z nimi, mówiąc: — Zatrzymaj się tu z nami! Dzień już się kończy i noc jest blisko. Wszedł zatem z nimi do izby. A kiedy spoczęli razem przy stole, On wziął chleb, pobłogosławił go, porozrywał na kawałki i podał im. Wtedy dopiero otworzyły się im oczy i poznali Go! On jednak zniknął. Uczniowie zaś mówili jeden do drugiego: — Czyż nasze serca nie płonęły, kiedy z nami rozmawiał w drodze i gdy wykładał nam Pisma? Natychmiast więc zebrali się, by czym prędzej wrócić do Jerozolimy. Tam zastali zgromadzonych Jedenastu oraz innych uczniów z nimi. Niektórzy z nich relacjonowali, że PAN rzeczywiście zmartwychwstał i ukazał się Szymonowi. Uczniowie, którzy wrócili z Emaus, również opowiedzieli, co przytrafiło się im w drodze oraz jak rozpoznali Jezusa przy dzieleniu chleba. Nie skończyli jeszcze mówić, gdy sam Jezus stanął pomiędzy nimi i powiedział: — Pokój wam. Wszyscy wtedy osłupieli i, przejęci strachem, pomyśleli, iż mają do czynienia z jakimś duchem. Lecz On kontynuował: — Dlaczego jesteście tak poruszeni? Dlaczego w waszych sercach rodzą się wątpliwości? Spójrzcie na moje ręce i stopy! Przecież to ja we własnej osobie! Dotknijcie mnie i przekonajcie się o tym! Duch nie ma ciała ani kości, a ja – jak sami widzicie – mam. Po tych słowach pokazał im swe ręce i stopy. Gdy oni, zdumieni, wprost nie mogli uwierzyć i, pełni radości, ciągle jeszcze dziwili się wszystkiemu, Jezus zapytał: — Czy macie coś do jedzenia? Podali Mu więc kawałek pieczonej ryby, On zaś wziął ją i zjadł przy nich. Następnie powiedział: — Czy pamiętacie, jak mówiłem wam, gdy razem wędrowaliśmy, iż trzeba, by zrealizowało się wszystko, co zostało o mnie zapisane w Prawie Mojżesza, u Proroków i w Psalmach? Wówczas otworzył ich umysły, tak by rozumieli Pisma. I podsumował to w ten sposób: — W nich jest wprost napisane, że Mesjasz doświadczy cierpienia, lecz trzeciego dnia powstanie z martwych, oraz że, poczynając od Jerozolimy, głoszona będzie wszystkim narodom konieczność opamiętania się dla odpuszczenia grzechów, które dostępne jest tylko w Nim. Chcę więc, abyście swoim życiem składali wszystkim świadectwo o tym. W tym celu ześlę na was Obietnicę przygotowaną przez Ojca. Pozostańcie zatem w Jerozolimie do czasu, aż obleczecie się Jego mocą, która zstąpi na was z wysokości. Następnie razem wyszli poza miasto, w okolice Betanii. Tam Jezus podniósł ręce i pobłogosławił ich. W taki oto sposób się rozstali. On bowiem został wzięty w Niebiosa. Uczniowie zaś, po oddaniu Mu hołdu, pełni radości powrócili do Jerozolimy. Tam większość czasu spędzali na terenie świątyni, z serca wielbiąc Boga. ON JEST Słowem Boga w wieczności – Jego Wyrazem – sensem, treścią i odwieczną istotą przekazu Najwyższego. Z Niego wszystko się wzięło i w Nim miało swój początek. A skoro odwieczne Słowo Boga w istocie swej jest z Boga, oznacza to, że ON JEST odwiecznym Bogiem. Z uwagi na Niego i przez Niego wszystko się stało, a bez Niego nic się nie stało, cokolwiek się dokonało. W Nim bowiem złożona jest cała pełnia odwiecznego i nieskończonego Bożego Życia. I to właśnie On – Światłość tego Życia – przyszedł do ludzi, aby swoim blaskiem rozświetlić ciemność, a ona nie była w stanie Go ogarnąć ani przezwyciężyć. W wyznaczonym przez siebie czasie Bóg posłał pewnego człowieka. Jan było mu na imię. Narodził się on po to, aby zaświadczyć o Światłości Tego, który miał nadejść, to znaczy Tego, w którym jest Życie. Jan nie był światłością, lecz jego zadaniem było kierowanie ludzi do Tego, który jest prawdziwą Światłością. W końcu Ten, który jest Światłością prawdziwą – a więc tą jedyną, jaka ma rzeczywistą zdolność oświecenia każdego człowieka – przyszedł na ten świat. Przyszedł On do świata, który powstał przez Niego i dla Niego, lecz ten świat nie związał się z Nim ani Mu się nie poddał. I chociaż przyszedł do swojej własności, to nawet naród, w którym się narodził, Jemu nie zaufał. Jednak tym wszystkim, którzy Mu zaufali, to znaczy uwierzyli, kim On JEST, dał prawo i zdolność stania się dziećmi Bożymi, a więc tymi, którzy narodzili się nie tylko w sposób fizyczny – to znaczy nie tylko z pożądania cielesnego czy z ludzkiej woli, ale narodzili się duchowo – to znaczy z Boga. A ponieważ Ten, w którym Boże Słowo przybrało ludzką naturę, zamieszkał pośród nas, mogliśmy ujrzeć Jego chwałę – to znaczy chwałę Ojca, jaka ujawniła się w tym pełnym łaski i prawdy Jedynym Prawowitym Bożym Synu. To właśnie o Nim Jan dawał świadectwo, wołając: „Ten, o którym mówiłem, że za mną nadchodzi, Ten był przede mną, gdyż istniał, zanim ja się narodziłem!”. I to właśnie z Jego pełni pochodzi wszystko, co otrzymaliśmy – każdy dowód Bożej łaskawości! I jak Prawo, z jego religijnymi regułami i zasadami, zostało przekazane ludowi Izraela przez Mojżesza, tak łaska i prawda stały się dostępne dla każdego w Jezusie Chrystusie. Dla wszystkich było dotąd oczywiste, że nikt nigdy nie widział Boga. Teraz jednak my dostąpiliśmy łaski ujrzenia Go, ponieważ TEN, KTÓRY JEST Jedynym Prawowitym Bogiem z głębi istoty Ojca, objawił się nam w pełni. To właśnie o Nim złożył świadectwo Jan, syn Zachariasza, kiedy przywódcy religijno‐polityczni z Jerozolimy przysłali do niego kapłanów i Lewitów w celu zbadania, za kogo się podaje. Gdy posłańcy dotarli do Jana i spytali, kim jest, ten wyraźnie stwierdził: — Nie jestem Mesjaszem! Lecz oni dalej pytali: — Za kogo więc się podajesz? Czy jesteś Eliaszem? Wówczas Jan odparł: — Nie, nie jestem! — Czy w takim razie jesteś którymś z innych proroków? Lecz on znowu odrzekł: — Nie, nie jestem! Spytali go więc raz jeszcze: — Kim zatem jesteś? Musimy przecież dostarczyć jakąś odpowiedź tym, którzy nas tu przysłali. Za kogo się podajesz? Wówczas Jan rzekł: — Jak to zapowiedział prorok Izajasz, jestem głosem wołającym na pustkowiu: „Wyrównajcie swe drogi przed przyjściem PANA”. Ponieważ posłańcy byli faryzeuszami, zadali mu pytanie, które bardzo ich nurtowało: — Skoro nie jesteś ani Mesjaszem, ani Eliaszem, ani innym prorokiem, to dlaczego zanurzasz nasz lud w wodę? Jan zaś tak im odpowiedział: — Nie czynię nic szczególnego. Zanurzam ich w wodę ku opamiętaniu się, lecz między wami jest już ktoś szczególny – ktoś, kogo wy jeszcze nie widzicie! On idzie za mną, a jest tak bardzo pełen chwały, że nie jestem godzien choćby rozwiązywać rzemieni u Jego sandałów. Rozmowa ta miała miejsce w Betanii, gdzie Jan zanurzał Żydów w wodach Jordanu. Kiedy następnego dnia Jan ujrzał Jezusa zmierzającego w jego kierunku, powiedział: — Oto Baranek Boży, który weźmie na siebie grzech świata. On jest Tym, o którym powiedziałem, że idzie za mną. Jednak w istocie jest Tym, który był przede mną, ponieważ istniał, zanim ja się narodziłem. Wcześniej nie wiedziałem, iż to On jest zapowiadanym od dawna Bożym Barankiem. Po to jednak zostałem posłany z misją zanurzania ludu w wodę, aby On ujawnił się Izraelowi. W uzupełnieniu Jan złożył jeszcze takie świadectwo: — Widziałem Ducha zstępującego z Niebios, który, niczym synogarlica, spoczął na Nim i w Nim pozostał! Wcześniej nie wiedziałem, kto ma być zapowiadanym przeze mnie Mesjaszem, lecz Ten, który mnie posłał, abym zanurzał lud w wodę, dał mi taką wskazówkę: „W odpowiednim czasie zobaczysz Ducha zstępującego z Niebios, który spocznie na moim Wybrańcu i w Nim pozostanie. On będzie zanurzać lud w Ducha Uświęcenia ”. I to właśnie teraz zobaczyłem! Dlatego uroczyście wam oświadczam, iż to On jest Synem Boga! Nazajutrz Jan, w towarzystwie dwóch z grona swych uczniów, znów pojawił się nad brzegiem rzeki. Kiedy ponownie ujrzał Jezusa, powiedział do nich: — Spójrzcie, to jest Baranek Boży! Wtedy uczniowie ci natychmiast ruszyli za Jezusem. Jezus zaś, widząc, że za Nim podążają, spytał: — O co wam chodzi? Oni zaś odpowiedzieli: — Rabbi, chcielibyśmy wiedzieć, gdzie mieszkasz. A trzeba wiedzieć, że tytuł Rabbi stosuje się jedynie w odniesieniu do uznanych i szanowanych nauczycieli. Wówczas On rzekł: — Chodźcie ze mną, to zobaczycie. Poszli więc i dowiedzieli się, gdzie mieszka. Od tego dnia pozostalijuż przy Nim. Opisane wydarzenie miało miejsce mniej więcej o czwartej po południu. Jednym z dwóch uczniów, którzy po usłyszeniu słów Jana poszli za Jezusem, był Andrzej, brat Szymona, zwanego później Piotrem. Następnego dnia Andrzej odszukał swego brata Szymona i powiedział mu: — Znaleźliśmy Mesjasza! A trzeba wiedzieć, że hebrajskie słowo Mesjasz tłumaczy się jako „Namaszczony”, czyli Chrystus. Andrzej więc był tym, który przyprowadził Szymona do Jezusa. Ten zaś po spojrzeniu na Szymona rzekł: — Witaj, Szymonie, synu Jana. Ty będziesz znany jako Kefas A trzeba wiedzieć, że aramejskie słowo Kefas tłumaczy się jako Piotr. Nazajutrz Jezus postanowił wyruszyć do Galilei. Po drodze spotkał Filipa, którego wezwał, mówiąc: — Pójdź za mną! Filip pochodził z tego samego miasta co Andrzej i Piotr, czyli z Betsaidy. Ten zaraz odszukał Natanaela i tak mu rzekł: — Spotkaliśmy Tego, o którym Mojżesz pisał w Prawie i o którym mówili Prorocy: Jezusa. Jest on synem Józefa z Nazaretu. Lecz Natanael tak mu odrzekł: — Z Nazaretu? Czy cokolwiek dobrego może pochodzić z Nazaretu? Na co Filip powiedział: — Zatem chodź i sam się przekonaj. Jezus zaś, widząc zbliżającego się Natanaela, powiedział: — Oto prawy Izraelita, którego serce nie zostało zwiedzione. Natanael, słysząc to, spytał Go: — Skąd możesz to wiedzieć? W odpowiedzi Jezus rzekł: — Słyszałem twe myśli, kiedy znajdowałeś się pod drzewem figowym – zanim Filip cię zawołał. Wówczas Natanael, dogłębnie poruszony, wyznał: — Rabbi, Ty jesteś Synem Bożym! Ty jesteś Królem Izraela! Jezus zaś tak to skomentował: — Uwierzyłeś, ponieważ pokazałem ci, że przeniknąłem twe myśli, gdy znajdowałeś się pod figowcem. Będziesz jednak świadkiem wydarzeń znacznie większych od tego! Później, zwracając się do wszystkich, rzekł: — Posłuchajcie uważnie, gdyż chcę wam obwieścić coś bardzo ważnego. Wszyscy ujrzycie otwarte Niebiosa i posłańców Bożych zstępujących i wstępujących po to, by służyć Synowi człowieczemu. Trzy dni później odbywało się w Kanie Galilejskiej wesele, przy którym pomagała matka Jezusa. Zaproszono tam również Jezusa wraz z Jego uczniami. A kiedy zabrakło wina, matka Jezusa zwróciła się do Niego, mówiąc: — Nie mają już wina. Jezus zaś tak jej odpowiedział: — Kobieto, dlaczego przychodzisz z tym do mnie? Przecież to wesele nie jest moje. Mój czas jeszcze nie nadszedł. Lecz Jego matka poleciła sługom: — Czyńcie to, co On wam poleci! A było tam sześć kamiennych stągwi służących do żydowskich rytualnych oczyszczeń. Każda z nich miała pojemność od osiemdziesięciu do stu dwudziestu litrów. Jezus zaś powiedział: — Napełnijcie stągwie wodą. Słudzy więc napełnili je aż po brzegi. Wtedy Jezus nakazał im: — Teraz zaczerpnijcie nieco ze stągwi i zanieście staroście weselnemu. Oni posłusznie uczynili, co powiedział. Kiedy starosta spróbował wody, która stała się winem, przywołał pana młodego, który nie wiedział, skąd jest wino, chociaż słudzy wiedzieli. I tak rzekł do niego: — Zwykle jest tak, że ludzie raczą swoich gości najpierw dobrym winem, a gdy oni już sobie popiją, dają gorsze. Dlaczego więc ty tak znakomite wino zachowałeś aż do teraz? W taki sposób w Kanie Galilejskiej Jezus dał początek ciągowi znaków wskazujących na Jego Boską chwałę. Widząc to, Jego uczniowie uwierzyli w Niego. Po weselu Jezus, Jego matka, kuzyni oraz uczniowie udali się do Kafarnaum, gdzie pozostali przez dłuższy czas. Kiedy zbliżała się żydowska Pascha, Jezus udał się do Jerozolimy. Gdy wszedł na teren świątyni, ujrzał sprzedawców wołów, owiec i gołębi, a także ludzi, którzy wymieniali pieniądze na walutę świątynną. Skręcił wówczas bicz z rzemieni i wygnał nim z terenu świątyni wszystkich handlarzy, a z nimi ich owce i woły. Powywracał stoły bankierów, rozrzucając złożone na nich pieniądze, a do sprzedawców gołębi powiedział: — Zabierzcie stąd te ptaki i nie róbcie targowiska z domu mego Ojca. Wtedy uczniowie Jezusa przypomnieli sobie, iż jest napisane: Gorliwość o dom Twój mnie rozpala. Tymczasem przywódcy religijni, w reakcji na Jego działanie, spytali: — Jakiego cudu możesz dokonać na znak potwierdzenia prawa do tego, co czynisz? W odpowiedzi Jezus rzekł: — Zburzcie tę świątynię, a ja w ciągu trzech dni ją odbuduję! Lecz oni z kpiną tak Mu odparli: — Od czterdziestu sześciu lat trwa budowa tej świątyni, a Ty twierdzisz, że postawisz ją w ciągu trzech dni? On jednak mówił o świątyni swego Ciała. Kiedy już powstał z martwych, uczniowie przypomnieli sobie, iż Jezus zapowiedział to wydarzenie, i dopiero wówczas w całej pełni uwierzyli Pismu i każdemu Słowu, które On wyrzekł. Podczas tej Paschy, gdy Jezus przebywał w Jerozolimie, wielu ludzi deklarowało wiarę w Niego z uwagi na cuda, których dokonywał. Jednak Jezus nie polegał na ich deklaracjach, gdyż znał charaktery wszystkich. Nie potrzebował też żadnych ludzkich oświadczeń, ponieważ sam doskonale wiedział, co kryje się w sercu każdego człowieka. W tamtym czasie pomiędzy faryzeuszami znany był pewien człowiek o imieniu Nikodem. Zajmował on wysoką pozycję wśród żydowskich przywódców. Pewnej nocy przyszedł on do Jezusa i rzekł: — Rabbi, to oczywiste, że jesteś nauczycielem, który przybył do nas od Boga. Nikt bowiem nie mógłby czynić znaków, jakie Ty czynisz, gdyby Bóg nie był z nim. Jezus zaś, rozumiejąc pytanie, z jakim w sercu przyszedł ten człowiek, tak mu odparł: — Posłuchaj uważnie, gdyż powiem ci coś bardzo ważnego. Żaden człowiek – o ile nie narodził się powtórnie – nie ma najmniejszej szansy na zobaczenie Królestwa Bożego. Wówczas skonsternowany Nikodem zapytał: — Jakże ktoś, będąc starcem, mógłby powtórnie się narodzić? Przecież nie może wejść do łona swej matki, by narodzić się po raz drugi. A Jezus na to: — Widzę, że niczego nie rozumiesz. Posłuchaj więc raz jeszcze: żaden człowiek zrodzony fizycznie, lecz nienarodzony duchowo, nie może wejść do Bożego Królestwa. Samo fizyczne narodzenie nie wystarcza. To bowiem, co rodzi się z natury ludzkiej, pozostaje ludzką naturą i niczym więcej. Ja natomiast mówię ci, że warunkiem koniecznym wejścia do Królestwa Bożego jest narodzenie się z Bożego Ducha. Nie dziw się więc temu, co mówię, że każdy potrzebuje narodzić się z Boga, którego Duch – niczym Tchnienie, z jakim Najwyższy posyła swoje Słowo – przypomina w działaniu wiatr. Nie możesz Go ujrzeć, choć z łatwością rozpoznajesz Jego obecność. Podobnie jak słyszy się głos wiatru, który przybywa nie wiadomo skąd i zmierza w nieznanym kierunku, tak samo jest z Bożym Duchem. Nikt nie wie, kiedy i w jaki sposób składa On nasienie Bożego Słowa w sercu człowieka. To właśnie najpierw musi dokonać się w człowieku, zanim zostanie on zrodzony z Bożego Ducha. Wtedy Nikodem spytał: — A w jaki sposób może się to stać? Jezus tak mu odrzekł: — O, Nikodemie, Nikodemie! Jak możesz być nauczycielem Izraela, nie rozumiejąc spraw tak podstawowych? Rozważ dokładnie, co powiedziałem, gdyż ma to wielkie znaczenie. Każdy ma prawo wypowiadać się tylko w tych sprawach, które zna osobiście, i świadczyć o tym, co osobiście widział. Ja również stosuję się do tej zasady, jednak wy nie przyjmujecie mojego świadectwa. Jeśli zaś nie ufacie mi w sprawach ziemskich, to w jaki sposób mielibyście mi zaufać, gdy będę mówił o sprawach niebiańskich? Przecież nikt z was nie był w Niebiosach. Tam byłem tylko ja, zanim zstąpiłem do was. A jak Mojżesz na pustyni wywyższył węża miedzianego, tak samo potrzeba, abym ja, Syn człowieczy, został wywyższony, aby każdy, kto we mnie złoży swoją ufność, otrzymał udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu. [Tak właśnie Jezus uświadomił Nikodemowi, że ] Bóg tylko w jeden sposób okazał światu swoje zmiłowanie – wydając swego Jedynego Prawowitego Syna Bóg bowiem – w osobie Syna – przyszedł na ten świat nie po to, by świat potępić, lecz aby w Chrystusie dać światu ratunek od wiecznej zagłady. Kto trwa w zaufaniu do Syna, nie zostanie potępiony, lecz kto nie ufa Jego Słowu, sam wydaje na siebie wyrok potępienia, ponieważ swoją postawą pokazuje, że nie zaufał Jedynemu Prawowitemu Synowi Bożemu. A Sąd Boży dokonuje się już – tu i teraz – w następujący sposób: Światłość przyszła na świat, jednak wielu pokazało, że umiłowali ciemność. Należą do nich ci, którzy nie chcą porzucić zła i ciągle w nim trwają, co jest widoczne w ich czynach. Każdy bowiem, kto trwa w grzechu, w niezbity sposób pokazuje, iż w głębi swego serca nienawidzi Światłości. Taki człowiek nie garnie się do Światłości, aby nie okazało się, czym w rzeczywistości jest to, co robi. Lecz ten, kto podporządkowuje się nakazom Prawdy ujawnionej w Chrystusie, lgnie do Jego Światłości, aby w blasku Jego Słowa potwierdziło się, że to, co czyni, jest wolą Boga. Po tym spotkaniu Jezus ze swymi uczniami udał się do ziemi judzkiej. Tam przebywał z nimi, zanurzając ich w Słowo Boże i Ducha. W tym samym czasie w Ainon, w pobliżu Salim, Jan zwany Chrzcicielem zanurzał Żydów w wodę, gdyż tam była ona wystarczająco głęboka. Nadal wiele osób przychodziło do niego, by poddać się temu rytuałowi. Działo się to bowiem, zanim Jan został uwięziony. Pewnego dnia pomiędzy uczniami Jana a jakimś przybyszem z Judei wywiązał się spór o to, czy praktykowany przez nich chrzest może oczyścić człowieka z grzechów. Po tej dyskusji uczniowie Jana przyszli do niego i powiedzieli: — Rabbi, Ten, który był u ciebie za Jordanem i o którym złożyłeś świadectwo, działa teraz w Judei i wszyscy idą do Niego, aby tam dać się ochrzcić! Na to Jan tak im odrzekł: — Nikt nie może, w sposób prawowity, wziąć sobie czegokolwiek, co nie byłoby mu dane z Niebios! Sami jesteście mi świadkami, że powiedziałem, iż nie jestem Mesjaszem, lecz jedynie posłańcem, który miał Go zapowiedzieć. Prawdziwym Oblubieńcem jest Ten, na kogo czeka oblubienica. Każdy zaś, kto jest przyjacielem Oblubieńca, cieszy się, gdy słyszy Jego głos. Tym, co powiedzieliście, sprawiliście mi prawdziwą radość! Jego chwała bowiem ma teraz wzrastać, ja zaś mam się umniejszać. On przyszedł od Boga i dlatego przewyższa nas wszystkich. Ja pochodzę z ziemskiego prochu i dlatego nauczam was w ziemski sposób. On zaś pochodzi z Niebios i dlatego góruje nad wszystkimi. On świadczy o tym, co widział i co słyszał, lecz wielu nie przyjmuje Jego świadectwa. Kto jednak przyjmuje Jego świadectwo, ten wyraźnie potwierdza, że Bóg jest wiarygodny. On zaś, będąc posłanym przez Boga, głosi Słowo Przedwiecznego, gdyż ma w sobie Jego Ducha, i to bez żadnych ograniczeń. Ojciec miłuje Syna i wszystkich, których On prowadzi swoją ręką. Zatem każdy, kto trwa w ufności do Syna, ma w Nim odwieczne i nieskończone Boże Życie; kto zaś nie poddał się Synowi, nie ma możliwości doświadczenia tego Życia, gdyż nadal pozostaje w sferze objętej Bożym gniewem. Gdy Jezus dowiedział się, że faryzeusze rozprawiają o tym, iż ma On więcej uczniów od Jana, a także więcej osób schodzi się do Niego po chrzest niż do Jana – choć w rzeczywistości Jezus nikogo nie chrzcił, a czynili to tylko Jego uczniowie – opuścił Judeę i ponownie udał się do Galilei. Zdecydował się iść przez Samarię. Droga przebiegała w pobliżu Sychar – miasta leżącego niedaleko pola, które Jakub podarował swojemu synowi Józefowi. Tam też znajdowała się studnia Jakuba. Jezus, zmęczony podróżą, usiadł przy studni. Było koło południa. W pewnej chwili po wodę do studni przyszła jakaś samarytańska kobieta. Jezus rzekł do niej: — Daj mi pić. Nie mógł poprosić o to swych uczniów, gdyż ci udali się do miasta, by kupić jedzenie. Samarytanka zaś tak Mu odparła: — Jaki z ciebie Żyd, że prosisz mnie, Samarytankę, bym dała Ci pić? — Trzeba bowiem wiedzieć, że pomiędzy Żydami a Samarytanami istnieje zadawniona wielka niechęć. Wtedy Jezus powiedział: — Gdybyś tylko wiedziała, co jest darem od Boga i kto powiedział do ciebie „Daj mi pić”, wówczas sama byś mnie prosiła o Życiodajną Wodę. Kobieta, nie rozumiejąc wcale, o czym On mówi, stwierdziła: — Panie, nawet nie masz czerpaka, a studnia jest głęboka. Jak więc miałbyś zaczerpnąć takiej wody?. Czy jesteś większy od naszego ojca Jakuba, który wykopał nam tę studnię? On sam pił z niej, a z nim jego synowie i jego bydło. Na to Jezus rzekł: — Kto pije tę wodę, będzie wciąż na nowo odczuwać pragnienie. Każdy zaś, kto się nasyci wodą ode mnie, nie będzie już usychać z pragnienia, ponieważ woda, którą ja daję, stanie się w nim samym tryskającym źródłem odwiecznego i nieskończonego Życia. Wtedy kobieta, z lekkim przekąsem w głosie, powiedziała: — O tak... Panie. Daj mi takiej wody, abym już więcej nie pragnęła i nie musiała wracać, by czerpać z tej studni. A Jezus na to: — Idź, zawołaj swego męża i wróć tutaj. Na to kobieta rzekła: — Nie mam męża. Wówczas Jezus stwierdził: — Słusznie powiedziałaś, że nie masz męża. Wcześniej miałaś ich pięciu, a człowiek, z którym teraz żyjesz, nie jest twoim mężem. W końcu coś szczerze wyznałaś. Wtedy kobieta wpadła w wielkie zdumienie i przyznała: — Panie, teraz widzę, że jesteś prorokiem. Wyjaśnij mi więc, proszę, pewną kwestię. Nasi ojcowie oddawali cześć Bogu na górze, która znajduje się tu, w pobliżu, zaś wy, Żydzi, twierdzicie, że tylko w Jerozolimie jest miejsce, gdzie należy oddawać cześć Najwyższemu. Jak jest naprawdę? Jezus tak na to odpowiedział: — Zaufaj mi, kobieto, że nadchodzi już czas, kiedy Ojciec nie będzie odbierał czci ani na tej górze, ani w Jerozolimie. Wy czcicie tutaj Tego, którego w rzeczywistości nie znacie; Żydzi zaś w Jerozolimie oddają hołd Temu, którego znają, ponieważ Boży plan zbawienia zaczyna się od Żydów. Zbliża się jednak czas, a w zasadzie już nadszedł, kiedy prawdziwi czciciele będą oddawać cześć Ojcu w duchu i w prawdzie. I właśnie takich czcicieli chce mieć Ojciec! Bóg jest Postacią Duchową, dlatego konieczne jest, by Jego czciciele oddawali Mu cześć w duchu i w prawdzie. Słysząc to, kobieta z przejęciem powiedziała: — Wiem, że ma przyjść Mesjasz zwany Chrystusem! A kiedy On już przybędzie, wszystko nam objawi! Wtedy Jezus powiedział: — Właśnie z nim rozmawiasz. To JA JESTEM Mesjaszem. W tym momencie nadeszli uczniowie Jezusa i doznali wstrząsu, widząc, że rozmawia z kobietą, i to w dodatku Samarytanką. Żadnemu jednak nie przyszło do głowy spytać: „Czy potrzebowałeś czegoś?”, albo: „Z jakiego powodu z nią rozmawiasz?”. Kobieta zaś odstawiła dzban i pobiegła do pobliskiego miasta, gdzie zaczęła wołać: — Idźcie zobaczyć Tego, który przenika ludzkie serca! On wie o mnie wszystko! Nie pytając o nic, wiedział, czego w życiu się dopuszczałam! Czyż nie jest to Mesjasz?! Wskutek jej świadectwa wielu ludzi z tego miasta udało się do Jezusa. Tymczasem uczniowie prosili Go: — Rabbi, zjedz coś. Lecz On tak odrzekł: — Ja sycę się pokarmem, którego wy nie znacie. Skonsternowani uczniowie tak między sobą mówili: — Czyżby ktoś przyniósł Mu coś do jedzenia? Lecz Jezus przerwał im tymi słowami: — Moim pokarmem jest pełnienie woli Tego, który mnie posłał, i realizowanie dzieła, które On zaplanował. Czyż nie wy sami mówiliście ostatnio: „Jeszcze cztery miesiące, a zaczną się żniwa”? Słuchajcie więc, co mówię, i rozejrzyjcie się dookoła. Duchowe żniwo jest już gotowe do zebrania! Jak żniwiarzowi płaci się udziałem z tego, co zbierze, tak również jest w Bożym Królestwie. Duchowy plon będzie podstawą nagrody, którą żniwiarz Królestwa odbierze w swym przyszłym Życiu. Tak bowiem wszystko zostało ułożone, by żniwiarz mógł cieszyć się razem z siewcą. Czyż nie o tym właśnie mówi przysłowie: „Jeden sieje, drugi zbiera”? Ja was powołałem do tego, abyście zebrali duchowe żniwo, przy którego zasiewie wcale się nie trudziliście. Ktoś inny trudził się przy nim, wy zaś macie jedynie zebrać plon trudu tamtego! Wielu Samarytan w miasteczku zaufało Jezusowi dzięki świadectwu kobiety, która mówiła, że On „przenika ludzkie serca!” i „wie o mnie wszystko!”. Przyszli więc do Niego i zaprosili do siebie. A gdy nalegali, by z nimi pozostał, zatrzymał się u nich przez dwa dni. W tym czasie jeszcze wielu innych mieszkańców miasteczka pod wpływem Jego nauczania złożyło w Nim swoją nadzieję. Zaś do owej kobiety mówili: — Teraz ufamy Mu już nie z uwagi na twoje świadectwo, ale dlatego, że sami Go usłyszeliśmy i poznaliśmy, że to On jest prawdziwie Zbawicielem świata. Po dwóch dniach Jezus postanowił ruszyć dalej w drogę – do Galilei. Zdecydował tak, chociaż – jak to sam mówił – żaden prorok nigdy nie znajduje uznania we własnej ojczyźnie. Jednak wielu Galilejczyków przyjęło Jego nauczanie, gdyż na własne oczy widzieli wszystko, czego dokonał podczas święta w Jerozolimie. Byli tam bowiem również obecni. W Galilei Jezus zatrzymał się w Kanie, gdzie wcześniej uczynił wino z wody. A w leżącym niedaleko od Kany Kafarnaum mieszkał pewien królewski urzędnik, którego syn chorował. Gdy dostojnik ten usłyszał, że Jezus przybył z Judei, by ponownie obchodzić Galileę, udał się do Niego i błagał, by zechciał przybyć do Kafarnaum i uzdrowić jego bliskiego śmierci syna. Jezus zaś tak odpowiedział: — Czy i ty należysz do tych, którzy bez cudów i znaków nie są w stanie mi zaufać? Lecz człowiek ten dalej nalegał: — PANIE, błagam, przyjdź do mnie, zanim moje dziecko umrze! Wtedy Jezus tak rzekł: — Wracaj do domu! Twój syn będzie żyć! Człowiek ten zaufał Słowu, które wyrzekł Jezus, i natychmiast ruszył w drogę powrotną. A kiedy już dochodził do domu, wyszli mu naprzeciw słudzy z wiadomością, że jego syn ma się już dobrze. Zapytał ich więc o godzinę, w której dziecku się polepszyło. Ci zaś powiedzieli: — Gorączka opuściła go wczoraj o siódmej rano. Natychmiast uświadomił sobie, że wydarzyło się to w chwili, gdy Jezus oznajmił mu: „Twój syn będzie żyć!”. Wtedy dopiero w pełni zrozumiał, kim jest Jezus, i razem z całym swym domem złożył w Nim swoją ufność. Taki był drugi znak, który uczynił Jezus zaraz po powrocie z Judei do Galilei. Kiedy zbliżało się kolejne święto żydowskie, Jezus ponownie udał się do Jerozolimy. Do miasta wszedł przez Bramę Owczą, przy której znajduje się sadzawka, zwana po hebrajsku Betesda. Była ona zabudowana pięcioma krużgankami. W ich cieniu leżało wielu chorych: niewidomych, kulawych i sparaliżowanych, którzy czekali na poruszenie się wody. Wierzyli bowiem, że do sadzawki co jakiś czas zstępuje anioł, o czym miało świadczyć poruszenie się wody. Ludzie ci byli przekonani, że pierwsza osoba, która znajdzie się w wodzie po jej poruszeniu, będzie uzdrowiona niezależnie od choroby, na jaką cierpi. Leżał tam również człowiek chory od trzydziestu ośmiu lat. Gdy Jezus go ujrzał, od razu poznał, że cierpi od dawna. Spytał go więc: — Czy chcesz być uzdrowiony? Na co chory odparł: — PANIE, nie mam nikogo, kto by mnie wprowadził do sadzawki, gdy woda się poruszy. A zanim sam się doczołgam, ktoś inny wchodzi tam przede mną. Wówczas Jezus rzekł: — Powstań zatem, weź swoje posłanie i zacznij chodzić! I od razu człowiek ten stał się zdrowy! Podniósł więc swoje posłanie i zaczął chodzić. A ponieważ wydarzyło się to w szabat, przywódcy religijni powiedzieli do uzdrowionego: — Jest szabat, więc nie wolno ci dźwigać posłania! On jednak tak im odrzekł: — Ale przecież Ten, który mnie uzdrowił, powiedział: „Weź swoje posłanie i zacznij chodzić!”. Wtedy oni zapytali: — Kto ci polecił nosić posłanie? Lecz uzdrowiony nie wiedział tego, gdyż Jezus oddalił się już od tłumu, jaki zgromadził się w tym miejscu. Później, w świątyni, Jezus odszukał uzdrowionego i rzekł: — Zostałeś uleczony, więc nie grzesz więcej, aby nie przydarzyło ci się coś gorszego! Po tym spotkaniu mężczyzna udał się do przywódców religijnych, donosząc im, że człowiekiem, który go uzdrowił, był Jezus. Zaczęli więc atakować Jezusa z tego powodu, że uzdrowienia dokonał w szabat. Jezus zaś dał im takie wyjaśnienie: — Mój Ojciec nie odpoczywa! On nie przestał pracować, gdyż nie zakończył swojego działania! Ojciec pracuje cały czas – także teraz – ja zaś Go naśladuję. Od tego czasu elity religijne jeszcze intensywniej szukały sposobu, aby Go zabić, gdyż nie dość, że unieważniał ich reguły związane z szabatem, to jeszcze Boga zaczął nazywać swoim Ojcem, przez co sam siebie stawiał na równi z Bogiem. Jezus tymczasem tak nauczał: — Posłuchajcie mnie bardzo uważnie, gdyż to, co powiem, ma wielkie znaczenie! Jako Syn niczego nie czynię sam z siebie. Powtarzam jedynie to, co widzę, że Ojciec mój czyni. Gdy On działa, działam i ja. A ponieważ Ojciec bardzo mnie miłuje, ukazuje mi wszystko, co robi. On pokaże mi dzieła jeszcze większe od tych, abyście i wy – przeze mnie – mogli je podziwiać. [W ten sposób Jezus ogłosił prawdę, że] jak Ojciec podnosi chorych i ożywia duchowo martwych, tak samo On – będąc Synem – udziela Życia zgodnie z Jego wolą. Trzeba bowiem wiedzieć, że Ojciec już nikogo sam więcej nie osądzi, gdyż całą swą sędziowską władzę przekazał Synowi. Uczynił to po to, aby wszyscy oddawali cześć Synowi, tak samo jak oddają ją Ojcu. Zrozumcie więc, że jeśli ktoś nie otacza czcią Syna, ten również nie oddaje czci Ojcu, który Go posłał. — I tego jeszcze posłuchajcie, bo również i to jest niezwykle ważne: każdy, kto trwa w moim Słowie i pokłada ufność w Tym, który mnie posłał, ma w sobie odwieczne i nieskończone Życie! Taki człowiek nie musi obawiać się nadchodzącego Sądu i oddzielenia na wieczną Śmierć, gdyż trwa na drodze prowadzącej ze śmierci do Życia! To, co teraz mówię wam, ma niezwykłe znaczenie, gdyż zbliża się czas, a w zasadzie już nadszedł, by wszyscy, którzy są jeszcze duchowo martwi, zaczęli w końcu słuchać mnie – Bożego Syna. Ci zaś, którzy dadzą posłuch temu, co mówię, otrzymają udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu. Jak bowiem Ojciec ma w sobie Życie, tak i ja, Syn, mam w sobie to Życie. Do mnie należy władza przeprowadzenia sądu, ponieważ jestem Synem człowieczym. Nie dziwcie się więc temu, co mówię, że gdy już nadejdzie czas sądu, wszyscy – także i ci, których ciała zostały już złożone w grobach – usłyszą mój głos. Wtedy ludzie, którzy pełnili Bożą wolę, powstaną do odwiecznego i nieskończonego Życia, a ci, którzy postępowali według swojej woli, powstaną do wiecznego potępienia. Ponieważ niczego nie czynię z własnej woli, to również dokonuję sądu zgodnie z tym, co słyszę od Ojca. A ponieważ nie realizuję własnej woli, tylko wolę Tego, który mnie posłał, sąd mój jest sprawiedliwy. Oczywiście, gdybym tylko sam wypowiadał się w kwestii mojej misji, moglibyście uważać, że złożone przeze mnie świadectwo nie jest rzetelne. Są jednak również inni, którzy świadczą za mną, a ich świadectwa o mnie są wiarygodne. Sami przecież wypytywaliście Jana, a on powiedział wam prawdę. Ja nie potrzebuję ludzkiego świadectwa, ale przypominam je dla waszego zbawienia! Jan był jedynie lampą, która płonęła przez chwilę. Dlatego niezbyt długo mogliście się cieszyć światłem jego świadectwa. Ja mam w sobie świadectwo znacznie potężniejsze od tego, które złożył Jan. Są nim dzieła, które Ojciec dał mi do wykonania. One świadczą o mnie, wskazując, że Tym, który mnie posłał, jest Ojciec. Jednak wy Go nie znacie, gdyż głosu Jego nigdy nie słyszeliście i nigdy Go nie widzieliście. Dodatkowo pokazujecie, że Jego Słowo nie trwa w was, ponieważ nie dajecie posłuchu mnie, czyli temu, którego On posłał! Badacie Pisma, sądząc, że w nich znajdziecie odpowiedź na pytanie, w jaki sposób posiąść odwieczne i nieskończone Życie. Tymczasem one składają świadectwo o mnie! Wy jednak nie chcecie przyjść do mnie, by to Życie otrzymać ode mnie. Ja nie szukam ludzkiej chwały, lecz dla was ona jest najważniejsza, gdyż brakuje wam postawy ofiarnej miłości, która jest z Ojca. Nie słuchacie mnie, gdy głoszę wam przekaz od Ojca, jednak innych, którzy przynoszą wam swoje własne nauki, witacie z radością. Nie ufacie mi, gdyż koncentrujecie się na tym, jak wzajemnie od siebie odbierać wyrazy ludzkiego uznania, zamiast myśleć o tym, jak zabiegać o uznanie w oczach Najwyższego i w jaki sposób podobać się Jedynemu Bogu! Nie myślcie, że będę oskarżał was przed Ojcem. Waszym oskarżycielem będzie Mojżesz, w którym wy składacie swoją wiarę. Gdybyście jednak prawdziwie jemu uwierzyli, to również mnie byście zaufali, ponieważ wszystko, co on napisał, jest o mnie! Skoro jednak nie wierzycie jego Pismom, jak moglibyście zaufać mojemu Słowu? Po tych słowach Jezus oddalił się od nich i ruszył na drugą stronę Jeziora Galilejskiego, zwanego również Morzem Tyberiadzkim. Wielki tłum ludzi ciągle za Nim podążał, widzieli bowiem znaki, które czynił, uzdrawiając chorych. Jezus tymczasem wspiął się na wzgórze i tam usiadł w otoczeniu uczniów. A było to tuż przed żydowskim świętem Paschy. Widząc gromadzące się tłumy, Jezus zagadnął Filipa: — Gdzie moglibyśmy kupić pokarm, aby ich wszystkich nasycić? A powiedział to jedynie w tym celu, by go wypróbować. Sam bowiem doskonale wiedział, co miał czynić. Filip zaś tak Mu odrzekł: — PANIE, nawet półroczna pensja robotnika rolnego nie starczyłaby na kupienie takiej ilości chleba, by każdy z nich otrzymał choć kawałek. Nie mamy tylu pieniędzy! Wtedy jeden z uczniów, Andrzej – brat Szymona Piotra, wtrącił: — Jest tu jakiś chłopiec mający pięć chlebów jęczmiennych i dwie ryby, lecz cóż to jest wobec tak wielkiego tłumu! Wówczas Jezus powiedział: — Każcie ludziom rozłożyć się tutaj! A ponieważ w miejscu tym było dużo trawy, wszyscy wygodnie rozsiedli się na niej. Samych mężczyzn było około pięciu tysięcy. Jezus zaś wziął wspomniane chleby, złożył Ojcu dziękczynienie i kazał je rozdać pomiędzy ludźmi. To samo uczynił z rybami. Kiedy się już najedli, powiedział do uczniów: — Pozbierajcie pozostałości pożywienia, aby nic się nie zmarnowało. Zebrali więc to, co pozostało z pięciu jęczmiennych chlebów, i tymi odpadkami napełnili dwanaście koszy. Gdy ludzie zorientowali się, jakiego cudu dokonał Jezus, zaczęli wzajemnie się zapewniać: — To z pewnością jest ten prorok, który miał przyjść na świat! Gdy w pewnej chwili Jezus zorientował się, że ludzie zamierzają ponieść Go na ramionach i ogłosić królem, po cichu wycofał się w góry. Pod wieczór uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i tam czekali na Niego. W końcu zrobiło się ciemno, lecz nadal się nie pojawiał. Wsiedli więc do łodzi i wypłynęli w kierunku Kafarnaum, które znajdowało się po przeciwległej stronie jeziora. Z powodu silnego wiatru jezioro stawało się coraz bardziej wzburzone. Gdy przepłynęli około pięciu kilometrów, nagle ujrzeli Jezusa, który, idąc po wodzie, zbliżał się do łodzi. Bardzo się przerazili! Lecz On tak odezwał się do nich: — Nie bójcie się, przecież to JA JESTEM! Chcieli więc zabrać Go do łodzi, lecz ona natychmiast znalazła się przy brzegu, do którego płynęli. Nazajutrz ludzie, których tłum został po drugiej stronie jeziora, zauważyli, że, zamiast dwóch, była tam tylko jedna łódź, i powiązali to z faktem, że uczniowie odpłynęli sami, bez Jezusa. Tymczasem kolejne łodzie z Tyberiady przybywały do miejsca, gdzie jedli chleb po dziękczynnej modlitwie PANA. Gdy więc rozniosło się, że ani Jezusa, ani Jego uczniów już tam nie ma, wsiedli do przybyłych łodzi i przeprawili się w okolice Kafarnaum, aby tam Go szukać. Kiedy w końcu Go odnaleźli, zadali Mu pytanie: — Rabbi, kiedy tu przybyłeś? Jezus zaś tak im odpowiedział: — Posłuchajcie uważnie tego, co powiem, gdyż ma to wielkie znaczenie! Szukaliście mnie nie z uwagi na znak, który ujrzeliście, ale wyłącznie dlatego, że najedliście się do syta! Ja jednak mówię wam, abyście nie przywiązywali zbytniej uwagi do materialnego pożywienia, które łatwo się psuje, lecz starali się o trwały pokarm, który pochodzi od Boga mającego w sobie wiekuiste Życie! Ten pokarm możecie otrzymać tylko ode mnie – Syna człowieczego, którego Ojciec uwiarygodnił pieczęcią swego Ducha! Wtedy ludzie spytali Go: — Co w takim razie mamy czynić, by pełnić Bożą wolę i zrealizować Jego dzieło? Jezus odpowiedział takimi słowami: — Dzieło Boże polega na tym, byście trwali w zaufaniu do tego, którego Najwyższy do was posłał, czyli do mnie. A oni na to: — Jaki znak uczynisz, by uwiarygodnić to, co mówisz, i byśmy uwierzyli Twojemu Słowu? Co zrobisz? Mojżesz na przykład dał naszym ojcom na pustyni mannę do jedzenia, jak to jest napisane: I spadł deszcz manny, by mogli się najeść; hojnie im udzielił pokarmu prosto z nieba. W odpowiedzi Jezus rzekł: — Jeszcze raz posłuchajcie uważnie, gdyż to, co powiem, jest niezwykle istotne! Mojżesz nie mógł dać wam pokarmu z Niebios, a manna była jedynie znakiem wskazującym na coś ważniejszego. Prawdziwy pokarm z Niebios może bowiem dać jedynie Ojciec! Pokarmem od Boga jest tylko ten, który zstąpił z Niebios. To On niesie Życie światu. A oni na to: — PANIE, zawsze chcieliśmy mieć taki pokarm! Daj go nam! Wtedy Jezus powiedział: — To JA JESTEM Pokarmem z Niebios, który daje odwieczne i nieskończone Boże Życie! Kto do mnie przychodzi, ten nigdy nie będzie duchowo głodny, a kto mi zaufa, ten nigdy nie będzie duchowo spragniony. A jednak wy – pomimo że jesteście świadkami tego, jak bardzo staram się wszystko dokładnie wam wyjaśnić – wcale mi nie ufacie! Jednak inni, których Ojciec poruszy, przyjdą do mnie, a ja ich precz nie odrzucę. Nie zstąpiłem bowiem z Niebios, by żyć według własnych planów, lecz aby wypełnić wolę Tego, który mnie posłał. A wolą Ojca, który mnie posłał, jest to, bym nie stracił nikogo z tych, którzy prawdziwie trwają w zaufaniu do mnie, lecz abym w Dniu Ostatecznym wprowadził ich do odwiecznego Życia. Powtórzę to raz jeszcze: wolą mego Ojca jest to, aby każdy – kto zaufa mi bezgranicznie, rozpoznając we mnie Bożego Syna – miał udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu i abym w Dniu Ostatecznym podniósł go do tego Życia! Gdy to usłyszeli członkowie żydowskiej elity religijnej, zaczęli szemrać przeciwko Niemu, powiedział bowiem, że jest Pokarmem, który zstąpił z Niebios. I rozprawiali między sobą w ten sposób: — Czyż nie jest to Jezus, syn Józefa, którego ojca i matkę dobrze znamy? Jakże On śmie mówić, iż zstąpił z Niebios? Jezus, widząc, co dręczy ich serca, dodał: — Nie szemrajcie między sobą, ponieważ i tak nikt z was nie przyjdzie do mnie, jeśli wcześniej nie przylgnie do Ojca, który mnie posłał. Ja zaś tych, którzy to zrobią, podniosę do Życia w Dniu Ostatecznym. Już u Proroków zapisano, że wszyscy – każdy w szczególny sposób – zostaną pouczeni przez Boga. Każdy więc, kto usłyszał Słowo Ojca i kto przyjął Jego przesłanie, przyjdzie do mnie. Nie znaczy to, że ktoś z ludzi widział już Ojca. Tylko ja wiem, kim On jest i jak wygląda, gdyż JA JESTEM z Boga. Uważnie więc posłuchajcie raz jeszcze tego, co powiem, gdyż ma to wielkie znaczenie! Każdy, kto trwa w ufności do mnie, ma w sercu dziedzictwo odwiecznego i nieskończonego Życia, gdyż JA JESTEM prawdziwym Pokarmem dającym wiekuiste Życie! Wasi ojcowie jedli mannę na pustyni i pomarli. Wy jednak macie do czynienia z pożywieniem innego rodzaju – takim, które pochodzi z Niebios! Zapewniam was, że nikt, kto będzie sycił się tym Pokarmem, nie umrze na wieki! Zrozumcie w końcu, że to JA JESTEM Pokarmem Życia, który zstąpił z Niebios! I zapewniam was, że każdy, kto będzie się mną karmił, zyska odwieczne Życie, ponieważ wolą Ojca jest, abym ja złożył siebie w ofierze za ten świat, by otworzyć ludziom drogę do wiekuistego Życia. [Lecz Żydzi nie zrozumieli, że Jezus mówi o sobie jako o zstępującym z Niebios wcielonym Bożym Słowie ] i dlatego, dalej rozprawiając między sobą, mówili: — Jak On może mówić, że mamy się Nim posilać?! Wówczas Jezus tak się odezwał: — Posłuchajcie raz jeszcze, i to bardzo uważnie, gdyż to, co powiem, jest niezwykle istotne! Jeśli nie będziecie sycić się moją istotą – Syna człowieczego – i jeśli nie przyjmiecie mojej krwi, nie będziecie mieć w sobie tego Życia, które ja mam. Tylko ten bowiem, kto swój duchowy głód będzie sycił, wgryzając się w moją istotę, i swe duchowe pragnienie będzie gasił moją krwią, otrzyma udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu. W Dniu Ostatecznym ja podniosę taką osobę do wiekuistego Życia, ponieważ to ja jestem Pokarmem, sycącym prawdziwie, a moja krew jest jedynym napojem prawdziwie gaszącym duchowe pragnienie. Zatem każdy, kto wgryza się w moją naturę i syci moją krwią, trwa we mnie, a ja w nim. Tak jak Ojciec, w którego imieniu przyszedłem, ma w sobie wiekuiste Życie, tak i ja – dzięki Ojcu – również mam to Życie w sobie. Podobnie będzie z każdym, kto syci się mną. Taki człowiek przeze mnie otrzyma Boże odwieczne Życie. To właśnie miałem na myśli, mówiąc o pokarmie zstępującym z Niebios. Nie chodzi bowiem o pokarm materialny, jaki spożywali wasi ojcowie i poumierali, ale o ten, który ma znaczenie duchowe, czyli o mnie. Każdy, kto będzie sycił się mną, prawdziwym Bożym Pokarmem, będzie mieć udział w prawdziwym, wiekuistym Bożym Życiu. Tak nauczał w synagodze w Kafarnaum. Jednak wielu z Jego uczniów nie rozumiało, o czym mówił, i stwierdziło: — Twarde jest to nauczanie. Czegoś takiego nie godzi się słuchać. Tymczasem Jezus, mając świadomość, że uczniowie szemrają między sobą, powiedział: — Jeżeli Słowo moje was gorszy, to jaki czeka was los, gdy ujrzycie mnie, Syna człowieczego, wyniesionego tam, skąd przybyłem? Zrozumcie w końcu, że Tym, który daje wiekuiste Życie, jest jedynie Boży Duch! Ludzkie starania i wysiłek nic w tej sprawie dopomóc nie mogą. Bez Ducha Bożego nieskończone i odwieczne Życie nie jest dostępne dla człowieka! Słowo, które ja wam przekazuję, jest Duchem i Życiem! Niestety, pośród was nadal są tacy, którzy ciągle tego nie pojmują! Jezus bowiem od początku miał świadomość, kto Mu nie ufa i kto od Niego odstąpi. Na koniec dodał jeszcze: — Dlatego powiedziałem wam, że nikt nie przyjdzie do mnie, jeśli wcześniej nie przylgnie do Ojca. Wtedy wielu uczniów opuściło Jezusa i więcej już z Nim nie chodzili. W tej sytuacji Jezus spytał Dwunastu: — Czy i wy także zamierzacie odstąpić ode mnie? Wówczas Szymon Piotr zawołał: — PANIE, a do kogo mielibyśmy się udać? Przecież Ty jesteś odwiecznym Słowem Życia! My Tobie zaufaliśmy, ponieważ poznaliśmy, że to Ty jesteś Mesjaszem, Synem Boga Żywego. A Jezus tak odrzekł: — Jest was Dwunastu, a chociaż sam was wybrałem, to i tak jeden z was ma diabelskie serce, które sprzeciwia się woli Ojca. Później okazało się, że mówił o Judaszu, synu Szymona z Keriotu – tym, który Go wydał, jednym z Dwunastu. Przez pewien czas Jezus nauczał tylko w Galilei. Nie odwiedzał wtedy Judei z uwagi na to, iż tamtejsi przywódcy religijni zaczęli już knuć, jak by Go uśmiercić. Niedługo przed Świętem Namiotów krewni Jezusa zaczęli drwić z Niego, mówiąc: — Idź sobie już stąd! Może byś tak poszedł do Judei, aby i tam twoi „uczniowie” mogli przyjrzeć się temu, co robisz! Przecież nikt, kto chce być osobą publiczną, nie powinien się ukrywać! A skoro ty dokonujesz takich „wielkich rzeczy”, to w końcu „objaw” się światu!. Mówili w taki sposób, ponieważ nawet oni, Jego najbliżsi krewni, nie wierzyli w to, że jest Bożym Mesjaszem. Lecz Jezus tak im odparł: — Dla mnie nie jest to najlepsza chwila, lecz dla was, z uwagi naświęto, to najwyższa pora, abyście się tam już udali. Was nic złego tam nie spotka, gdyż świat nie czuje do was nienawiści. Jednak mnie nienawidzi on z całej mocy, ponieważ świadczę przeciwko niemu. Ja go demaskuję, pokazując, że złe są jego uczynki. Idźcie więc sami na święto, a ja tymczasem pozostanę tutaj, gdyż pora mojego działania tam jeszcze nie nadeszła. To powiedziawszy, został w Galilei. Jakiś czas po wyjściu krewnych na święto również Jezus wyruszył do Jerozolimy. Jednak nie uczynił tego oficjalnie, lecz udał się tam incognito. Tymczasem elity religijne od początku święta poszukiwały Jezusa, wypytując wszystkich w mieście: — Gdzie on jest? Czy ktoś go widział? Ludzie zaś rozprawiali o Nim, lecz czynili to ukradkiem. Jedni utrzymywali, że jest dobry, inni zaprzeczali temu, mówiąc: — Nie! On tylko zwodzi i bałamuci naród! Jednak głośno nikt nie wspominał o Jezusie z obawy przed przywódcami religijnymi. Gdy minęła już połowa święta, Jezus znienacka pojawił się w świątyni i zaczął tam nauczać. Starszyzna ludu oraz uczeni w Piśmie, którzy przysłuchiwali się temu, byli zadziwieni: — Skąd on tak dobrze zna Pisma? Przecież nie ukończył żadnej szkoły! Wtedy Jezus powiedział: — Nauczanie, które wam przedstawiam, nie jest moje, lecz pochodzi od Tego, który mnie posłał. A jeśli ktoś pragnie pełnić wolę Najwyższego, ten pozna, czy moje nauczanie jest z Boga, czy mówię sam z siebie. Każdy, kto mówi od siebie, szuka własnej chwały. Ja zaś szukam chwały Tego, który mnie posłał. To powinno was przekonać, że jestem wiarygodny i nie ma we mnie fałszu. A wy? Popatrzcie na siebie! Ciągle powołujecie się na Prawo, które dał wam Mojżesz, a jednak w rzeczywistości nikt z was go nie przestrzega! Przecież gdybyście go przestrzegali, nie planowalibyście mnie zamordować! Wtedy ktoś z tłumu odezwał się: — Co ty gadasz? Czyżby jakiś demon cię opętał? Kto niby chce cię zamordować?! Jezus jednak mówił dalej: — Jedną rzecz uczyniłem w szabat, a wy zaraz się wzburzyliście! Zwróćcie uwagę, że Mojżesz, dając rozporządzenie w sprawie obrzezania, które praktykuje się od czasów Abrahama, nakazał wam, byście tę pracę, jeśli trzeba, wykonywali również w szabat. Jeśli więc dzieło związane z niewielkim fragmentem ciała mężczyzny może być wykonane w szabat bez kwalifikowania go jako złamanie Prawa, to dlaczego złość was ogarnęła, gdy ja w szabat dokonałem dzieła uzdrowienia całego człowieka? Nie osądzajcie niczego według zewnętrznych pozorów! Spójrzcie głębiej i dokonajcie sprawiedliwej oceny! Mieszkańcy Jerozolimy, którzy przysłuchiwali się rozmowie Jezusa z żydowską starszyzną, tak to komentowali: — Czyż to nie Jego chcieli zgładzić nasi przywódcy? A teraz, patrzcie – przemawia do nich publicznie, a oni nic nie robią! Czyżby starszyzna w końcu uznała, iż On jest Mesjaszem? Co w takim razie myśleć o tym, czego nas uczyli, że gdy zjawi się Mesjasz, nikt nie będzie wiedział, skąd przybył? Przecież dobrze wiemy, skąd On pochodzi. Jezus zaś, kontynuując swe nauczanie w świątyni, tak zawołał: — To, że wiecie, skąd pochodzę, nie ma nic do rzeczy! Ważne jest przesłanie, z którym do was przybyłem, a ono nie jest moje! TEN, KTÓRY JEST Prawdą, posłał mnie do was! Lecz wy Go nie znacie! Ja natomiast Go znam, bo jestem z Niego i przez Niego zostałem posłany! Słysząc to, przywódcy religijni powtórnie postanowili, że trzeba Go pojmać. Jednak nikt nie odważył się użyć siły przeciwko Niemu, gdyż nie był to jeszcze Jego czas. Tymczasem wiele osób w tłumie, który Go słuchał, uwierzyło w Niego. Oni dalej mówili: — Czy zapowiadany Mesjasz mógłby dokonywać większych cudów od tych, których Ten dokonuje? Gdy faryzeusze dowiedzieli się, co tłum po cichu rozprawia o Jezusie, posłali – w porozumieniu z arcykapłanami – straż świątynną, by zatrzymać Go siłą. Jezus tymczasem tak dalej nauczał: — Już niedługo będę pośród was, zbliża się bowiem czas mego odejścia do Tego, który mnie posłał. Będziecie mnie szukać, lecz bez powodzenia. Tam, gdzie się udam, wy pójść nie możecie. Zebrani Żydzi tak roztrząsali Jego słowa: — Dokąd On zamierza się udać? Gdzie my pójść nie możemy? Czyżby planował opuścić Izrael i udać się do pogan, by także ich nauczać? Co mogą oznaczać słowa: „Będziecie mnie szukać, lecz bez powodzenia. Tam, gdzie ja się udam, wy pójść nie możecie”? A w ostatnim, najważniejszym dniu święta Jezus znów pojawił się publicznie i tak zawołał: — Jeśli ktoś odczuwa duchowe pragnienie, niech przyjdzie do mnie, a zaspokojenie znajdzie we mnie – tak jak mówi Pismo. A kiedy to uczyni, również z jego wnętrza – niczym rzeka – popłyną strumienie Wody Życia. Mówiąc to, miał na myśli swego Ducha, z którego czerpać będą wszyscy składający w Nim ufność i nadzieję. Jednak w tamtym czasie Jego Duch Uświęcenia nie został im jeszcze przekazany, ponieważ Jezus nie został jeszcze otoczony chwałą. Wiele osób z tłumu, słysząc te słowa, mówiło: — To naprawdę jest prorok! Jeszcze inni wyznawali: — On jest Mesjaszem! Byli jednak i tacy, którzy wyrażali swe powątpiewanie: — Przecież Mesjasz nie będzie pochodził z Galilei! Czyż Pismo nie mówi, że Mesjasz będzie potomkiem Dawida, który urodzi się w Betlejem, a więc w miejscu, z którego pochodził Dawid? I między zgromadzonymi powstał rozłam z Jego powodu. Tymczasem strażnicy, których wysłano do pojmania Go, nie odważyli się użyć siły wobec Niego. Wrócili więc do arcykapłanów i faryzeuszy, a ci zaczęli ich wypytywać: — Czemu go nie przyprowadziliście? Strażnicy odpowiedzieli: — Nigdy wcześniej żaden człowiek nie przemawiał w taki sposób! Wtedy faryzeusze zagrzmieli: — Czy i wy daliście się otumanić?! Czy ktokolwiek ze starszyzny lub faryzeuszy uwierzył w Niego?! Tak reaguje tylko ten przeklęty motłoch, który nie zna Prawa! Wtedy jeden z nich, Nikodem – ten sam człowiek, który nocą przyszedł do Jezusa – odezwał się: — Ale czy nasze Prawo pozwala skazać kogokolwiek, zanim się wpierw go nie przesłucha i nie zbada, co uczynił? Na to obruszyli się: — Czy i ty pochodzisz z Galilei? Zbadaj Pismo i sam się przekonaj, że nie mówi ono o żadnym proroku z Galilei! Na tym skończyła się dyskusja. Wszyscy rozeszli się do swoich domów. Jezus udał się na Górę Oliwną, ale następnego dnia rano ponownie zjawił się w świątyni. Lud znów zgromadził się przy Nim, a On zasiadł i rozpoczął nauczanie. Wtedy uczeni w Piśmie i faryzeusze przywlekli pewną kobietę przyłapaną na cudzołóstwie. Postawili ją przed Nim i powiedzieli: — Nauczycielu, ta kobieta dopiero co została przyłapana na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazuje nam takie kamienować. A Ty co powiesz? Całe to zajście zostało przez nich starannie zaaranżowane, aby wciągnąć Go w pułapkę i zdobyć argumenty do wykorzystania przeciwko Niemu. Tymczasem Jezus pochylił się i zaczął pisać coś palcem po ziemi. Kiedy nie przestawali natarczywie domagać się odpowiedzi, w końcu wyprostował się i rzekł: — Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci kamieniem! I ponownie schylił się, by dalej pisać coś po ziemi. Gdy to usłyszeli, zaczęli – jeden po drugim – odchodzić, poczynając od przywódców. W końcu pozostał tylko Jezus i kobieta na środku dziedzińca. Wówczas ponownie wyprostował się i spytał: — Kobieto, gdzie oni się podziali? Czy żaden z nich cię nie potępił? — Żaden, PANIE — odparła. Wtedy Jezus rzekł: — I ja ciebie nie potępiam. A teraz odejdź i nie grzesz już więcej. Innym razem w rozmowie z faryzeuszami Jezus powiedział: — JA JESTEM Światłością daną temu światu! Ten, kto chodzi za mną, nie zabłądzi w ciemnościach, gdyż we mnie znajdzie światłość, która powiedzie go do odwiecznego i nieskończonego Życia. Na to faryzeusze tak się odezwali: — To, co mówisz, nie jest wiarygodne, ponieważ sam świadczysz we własnej sprawie! Lecz Jezus tak im odrzekł: — Choć składam świadectwo w mojej sprawie, jest ono wiarygodne, gdyż wiem, skąd przybyłem i dokąd zmierzam, wy zaś nie macie pojęcia, skąd jestem ani dokąd zmierzam. Ja nie dokonuję oceny – jak wy – według zmysłów i materialnego poznania. A gdybym nawet tak czynił, to moja ocena i tak byłaby zgodna z prawdą, ponieważ nie posługuję się waszymi normami myślenia, lecz postępuję zgodnie z wolą Ojca, który mnie posłał. A skoro w Prawie, które wam dano, jest napisane, że świadectwo dwóch osób jest wiarygodne, to zobaczcie, że nie tylko ja świadczę w mojej sprawie! Także Ojciec, który mnie posłał, składa o mnie świadectwo. Wtedy oni powiedzieli: — Czyżby? Gdzie zatem jest twój ojciec? Lecz Jezus im odparł: — Mówicie w ten sposób, ponieważ nie rozumiecie, kim jestem ani kim jest mój Ojciec. Gdybyście wiedzieli, kim jestem, wiedzielibyście również, kim jest mój Ojciec. Te słowa Jezus wypowiedział przy skarbcu, gdy nauczał w świątyni. I tym razem nikt Go nie zatrzymał, gdyż nie był to jeszcze Jego czas. Innym razem Jezus w trakcie rozmowy z przywódcami elit religijnych powiedział: — Niedługo już odejdę, a wy nadal będziecie mnie szukać. W końcu jednak i tak pomrzecie w swoich grzechach. Tam bowiem, dokąd ja się udaję, wy pójść nie możecie. Wtedy oni zaczęli snuć domysły: — Czyżby planował popełnić samobójstwo, skoro mówi: „Dokąd ja się udaję, wy pójść nie możecie”?. On zaś kontynuował: — Wy pochodzicie z niskości Ziemi, ja natomiast pochodzę z wysokości Niebios. Wy jesteście z tego świata, ja z niego nie jestem. A to, że pomrzecie w grzechach swoich, powiedziałem nie po to, by was straszyć, ale by was przestrzec! Jeśli bowiem nie uwierzycie mi, że to JA JESTEM, pomrzecie w swoich grzechach! Oni zaś na to: — A niby kim jesteś? Wtedy Jezus odparł: — Przecież od początku mówię wam o tym! A i to powinniście wiedzieć, że znacznie więcej spraw mam jeszcze do ujawnienia – zarówno o was samych, jak i o sądzie, który nadchodzi! Lepiej więc będzie, jeśli mnie posłuchacie, gdyż Ten, który mnie posłał, jest absolutnie wiarygodny, ja zaś głoszę światu tylko to, co słyszę od Niego. Lecz oni nie zrozumieli, że mówi im o Ojcu. Wtedy dodał: — Kiedy już wywyższycie mnie – Syna człowieczego – wówczas zrozumiecie, co znaczy, że to JA JESTEM! Wtedy również zrozumiecie, że niczego nie dokonywałem sam z siebie, lecz postępowałem dokładnie tak, jak pouczał mnie Ojciec. Tylko to przekazuję światu. Ojciec bowiem jest Tym, który mnie posłał, i to On nieustannie jest we mnie. On nigdy mnie nie opuszcza, ponieważ zawsze czynię to, co jest Jemu miłe. Gdy Jezus tak nauczał, wielu zgromadzonych Żydów zadeklarowało wiarę w Niego. On zaś – zwracając się do tych, którzy wyznali wiarę w Niego – powiedział: — Jedynie przez trwanie w moim Słowie możecie się stać moimi uczniami. Nie chodzi mi o wasze jednorazowe deklaracje! Trwajcie w moim Słowie, gdyż tylko w nim poznacie prawdę, a ona da wam uwolnienie! Na to oni rzekli: — Jesteśmy potomstwem Abrahama! Nie jesteśmy i nigdy nie byliśmy niczyimi niewolnikami! Jakże więc możesz mówić, że zostaniemy uwolnieni?! Wtedy Jezus powiedział: — Posłuchajcie uważnie, gdyż to, co powiem, ma wielkie znaczenie! Każdy, kto trwa w grzechu, jest niewolnikiem grzechu! Jak sami dobrze wiecie, żaden niewolnik nie ma prawa do pozostania w domu swego pana na zawsze. Taki przywilej ma jedynie syn dysponujący prawem dziedziczenia! Podobnie jest w Bożym Królestwie. Kto jest niewolnikiem grzechu, ten nie ma udziału w Królestwie Niebios! A uwolnionym od mocy i spod wpływu grzechu można zostać jedynie przez Bożego Syna. Tak więc prawdziwie wolni będziecie dopiero wówczas, gdy zostaniecie wyzwoleni przez Syna!. Doskonale wiem, że uważacie się za potomstwo Abrahama, lecz również wiem, że jesteście gotowi mnie zabić! Dzieje się tak, ponieważ moje Słowo nie znajduje posłuchu w waszych sercach! Prawda jest taka, że ja głoszę to, co wskazuje mi mój Ojciec, wy natomiast czynicie to, co słyszycie od swego ojca. Na to oni unieśli się: — Abraham jest naszym ojcem! Lecz Jezus tak im odrzekł: — Gdybyście prawdziwie byli dziećmi Abrahama, to postępo‐walibyście tak jak on. Wy tymczasem knujecie, jak mnie zabić! Chcecie zamordować człowieka, który przekazuje wam prawdę, jaką słyszy bezpośrednio od Ojca z Niebios. Abraham tak nie postępował! Wy realizujecie dzieło waszego ojca – innego niż Abraham! Wówczas oni zakrzyknęli: — Nie jesteśmy dziećmi odstępstwa, wyuzdania i rozwiązłości! Naszym Ojcem jest Bóg i tylko On! Jezus zaś tak to skomentował: — Gdyby Bóg był waszym Ojcem, to również mnie byście miłowali, gdyż jestem z Boga. Nie przyszedłem do was z ludzkim przesłaniem, lecz z Bożym, gdyż od Niego zostałem do was posłany. I to wam jeszcze powiem, że jedynym powodem tego, że nie rozumiecie mojego nauczania, jest wasza niechęć do przyjęcia mojego Słowa! Jesteście dziećmi diabła i dlatego tak dobrze wychodzi wam pełnienie woli waszego ojca! On od początku był mordercą i nigdy nie trzymał się prawdy, gdyż prawdy w nim nie ma. Kiedy głosi kłamstwa, mówi je prosto ze swego wnętrza, gdyż jest kłamcą i ojcem wszelkiego kłamstwa! I wy – podobnie jak on – nie ufacie prawdzie, którą głoszę! Czy ktokolwiek z was może zarzucić mi kłamstwo lub jakikolwiek inny grzech? Jeżeli zaś głoszę prawdę, dlaczego mi nie ufacie? Tak to już jest, że tylko ten, kto narodził się z Boga, okazuje posłuszeństwo Bożemu Słowu. Jeśli więc nie okazujecie posłuszeństwa mojemu Słowu, wynika z tego, że nie narodziliście się z Boga! Na to działacze religijni zawrzeli gniewem i zawołali: — Dotąd byliśmy przekonani, że jesteś jakimś przybłędą lub Samarytaninem! Teraz jednak widzimy, że jesteś opętany przez demona! Na co Jezus tak im odparł: — O nie! W żadnym wypadku nie jestem pod wpływem demona! Jest zupełnie inaczej! Ja z należnym szacunkiem oddaję cześć mojemu Ojcu, wy zaś znieważacie mnie z tego powodu! Nie przyszedłem tutaj, by szukać swojej chwały. Ten, który jest Sędzią, o nią się troszczy! Powtórzę wam to raz jeszcze, a wy dobrze zrobicie, jeśli weźmiecie sobie to do serca, gdyż jest to sprawa wielkiej wagi! Tylko ten, kto wytrwa w moim Słowie, nie zazna Śmierci na wieki! Na to przywódcy elit religijnych tak Mu odpowiedzieli: — No, teraz to już do końca się przekonaliśmy, że masz w sobie złego ducha. Abraham zmarł, prorocy także, a ty śmiesz twierdzić, że jeśli ktoś wytrwa w twoim słowie, nie doświadczy śmierci na wieki! Czy jesteś większy od naszego ojca Abrahama, który przecież już nie żyje? Wszyscy prorocy także poumierali. Za kogo ty się uważasz?! Wtedy Jezus tak rzekł: — Gdybym chciał sam siebie otoczyć chwałą, nie miałaby ona żadnej wartości. Jednak Tym, kto wieńczy mnie chwałą, jest Ojciec, o którym wy mówicie, że jest waszym Bogiem. Prawda jest jednak taka, że nie macie z Nim nic wspólnego! Ja natomiast znam Go dobrze! Gdybym udawał, że Go nie znam, byłbym kłamcą takim jak wy, którzy twierdzicie, że Go znacie. Moje posłuszeństwo Jego Słowu wynika z tego, że ja znam Go prawdziwie! Jeśli zaś chodzi o Abrahama, o którym wy mówicie, że jest waszym ojcem, to wiedzcie, że kiedy mu obiecywałem, iż ujrzy dzień mojej chwały, bardzo się rozradował! A gdy go zobaczył, był pełen zachwytu! Wtedy przywódcy religijni, którzy byli tam zebrani, zaczęli się z Niego naśmiewać, mówiąc: — Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a twierdzisz, że widziałeś Abrahama? Lecz Jezus tak im odrzekł: — Dobrze posłuchajcie, gdyż to, co powiem, ma ogromne znaczenie. Zanim Abraham zaistniał, JA JESTEM. W tym momencie zgromadzeni Żydzi wprost zamarli z przerażenia. Wstrząśnięci Jego oświadczeniem rzucili się rwać kamienie z bruku, by Go zatłuc, lecz Jezus natychmiast opuścił teren świątyni i skrył się przed nimi. Gdy innym razem Jezus natknął się na człowieka niewidomego od urodzenia, uczniowie zapytali: — Nauczycielu, powiedz nam, czyj grzech jest powodem ślepoty tego człowieka – jego czy jego rodziców?. Jezus tak im to wyjaśnił: — Ta ślepota nie wynika ani z jego grzechu, ani z grzechu jego rodziców. Takie ułomności zdarzają się w tym świecie. Skorzystajmy lepiej z okazji, by na jego przykładzie ujawniła się chwała Bożego dzieła zbawienia. Dopóki jest na to czas, czyńmy wszystko, co zaplanował Ten, który mnie posłał. Kiedy bowiem kogoś już ogarnie mrok śmierci, nic więcej w jego sprawie nie będzie można uczynić. Z tego właśnie względu przyszedłem na ten świat, aby tutaj stać się Światłością dla wszystkich, którzy tkwią w duchowej ciemności! Po tych słowach Jezus splunął na ziemię. Zmieszał z nią ślinę i uczynił maź, którą pokrył oczy niewidomego. Następnie rzekł: — Teraz idź do sadzawki Siloam i obmyj się w niej! A trzeba wiedzieć, że nazwę tej sadzawki tłumaczy się jako „Posłany”. Niewidomy poszedł tam, obmył się i wrócił, widząc, zaś ci, którzy znali go jako żebraka, dziwili się: — Czyż nie jest to ten, który siadywał tutaj razem z nami i żebrał? Jedni twierdzili, że to on, lecz inni zaprzeczali: — Nie, nie! To pewnie ktoś podobny do tamtego. On sam jednak zapewniał: — Przecież to ja! Gdy później ludzie spytali go: — Jak to się stało, że zacząłeś widzieć? On odparł: — Pewien człowiek zwany Jezusem przygotował maź i pokrył nią moje oczy. Następnie rzekł: „Idź do sadzawki Siloam i obmyj się w niej” Wówczas zapytali go: — Gdzie On teraz jest? — Nie wiem — odpowiedział uzdrowiony. Zaprowadzili go więc do faryzeuszy. A tego dnia, gdy Jezus przygotował ową maź i otworzył oczy człowieka, był szabat. Faryzeusze zaczęli od nowa wypytywać uzdrowionego, jak to się stało, że przejrzał. A ten znów powiedział: — Jezus nałożył na moje oczy maź, a kiedy się obmyłem, przejrzałem. Wtedy niektórzy z faryzeuszy zawyrokowali: — Ten Jezus nie jest od Boga, gdyż nie zachowuje szabatu! Inni jednak, oponując, mówili: — Ale jak grzeszny człowiek mógłby dokonać takiego cudu? I powstał między nimi rozłam. Na nowo więc zaczęli wypytywać uzdrowionego: — A ty... co ty sądzisz o człowieku, który otworzył ci oczy? Ten zaś odparł: — Definitywnie jest prorokiem! Jednak przywódcy religijni, nie chcąc dać wiary temu, że przesłuchiwany był niewidomy, a przejrzał, wezwali jego rodziców i spytali: — Czy ten człowiek jest waszym synem, który, jak twierdzicie, urodził się ślepy? Jeśli tak, jak to możliwe, że teraz widzi? Jego rodzice tak odparli: — Tego, że jest naszym synem i że urodził się ślepy, jesteśmy absolutnie pewni! Jednak zupełnie nie wiemy, jak to się stało, że teraz widzi. Nawet nie wiemy, kto otworzył mu oczy. O sprawy te pytajcie jego samego. Jest przecież dorosły, niech więc mówi sam za siebie! Sposób, w jaki odpowiadali jego rodzice, wynikał z obawy przed przywódcami i starszyzną, którzy już wcześniej ogłosili publicznie, że każdy, kto uzna Jezusa za Mesjasza, zostanie wykluczony ze społeczności. Dlatego powiedzieli, że ich syn jest dorosły i sam powinien odpowiadać na pytania. W tej sytuacji przywódcy religijni ponownie przywołali niewidomego, który przejrzał, i zaczęli wywierać na niego nacisk, mówiąc: — Oddaj chwałę Bogu, tak jak my to czynimy – a my wiemy, że człowiek, który cię uzdrowił, jest grzesznikiem! Ten zaś tak im odparł: — Czy jest, czy nie jest grzesznikiem, tego nie wiem, ale jedno wiem z całą pewnością: byłem ślepy, a teraz widzę! Zapytali więc: — Co on konkretnie zrobił? Jak otworzył ci oczy? Na co on powiedział: — Przecież już wam to mówiłem! Czyżbyście mnie nie słuchali? Dlaczego chcecie jeszcze raz o tym usłyszeć? Czy i wy chcecie zostać Jego uczniami? Wtedy go zrugali i rzekli: — Sam możesz być jego uczniem! My jesteśmy uczniami Mojżesza! My wiemy, że Bóg rozmawiał z Mojżeszem, a o tym... nawet nie wiemy, skąd pochodzi! Na to uzdrowiony rzekł: — Hm, zadziwiające jest to, że wy nie wiecie, skąd jest, a przecież dokonał niebywałego cudu, otwierając mi oczy! Poza tym powszechnie wiadomo, że Bóg nie wysłuchuje grzeszników, lecz tylko tych, którzy trwają w Jego bojaźni i pełnią Jego wolę! Od wieków zaś nie słyszano, by ktokolwiek otworzył oczy niewidomemu od urodzenia. Tak więc myślę, że gdyby On nie był z Boga, nie mógłby tego uczynić. Wtedy oni odparli: — Jak ty, który cały w grzechach się narodziłeś, w ogóle śmiesz nas pouczać?! I wyrzucili go na zewnątrz. Gdy Jezus dowiedział się, jak faryzeusze potraktowali uzdrowionego człowieka, odnalazł go i spytał: — Czy teraz jesteś gotów zaufać Synowi człowieczemu? Na co on rzekł: — A kim on jest, Panie, bym miał mu zaufać? Wtedy Jezus rzekł: — Przejrzałeś po to, by go zobaczyć, i właśnie teraz z nim rozmawiasz! Wówczas człowiek ten wyznał: — O tak, PANIE! Tobie ufam całkowicie! I złożył Mu pokłon. Wtedy Jezus powiedział: — Po to przyszedłem na ten świat, by dokonał się w nim wyraźny rozdział Słowa te usłyszało kilku faryzeuszy, którzy chodzili za Nim. Ci zapytali Jezusa: — Czy odnosisz to do nas? Czy uważasz nas za duchowych ślepców? A Jezus tak im odparł: — Gdybyście w głębi swych serc uważali się za ślepych duchowo, nie mielibyście grzechu. Skoro jednak uważacie się za oświeconych, znaczy to, że nadal trwacie w swoim grzechu! I jeszcze jednego uważnie posłuchajcie, gdyż to, co powiem, ma wielkie znaczenie. Kto wchodzi do owczarni w inny sposób niż przez bramę, jest złodziejem i grabieżcą. Prawdziwy pasterz zawsze wchodzi przez bramę, a takiemu odźwierny nie waha się jej otworzyć. On woła swe owce po imieniu, a one – wsłuchując się w jego głos – idą za nim. Kiedy już zgromadzi swoje stado, wyrusza na jego czele. Owce podążają za nim, gdyż znają jego głos. Za obcym nie pójdą – raczej uciekną od takiego – ponieważ wyczuwają, że jest to obcy głos. Faryzeusze jednak nadal nie zrozumieli przesłania użytej przez Niego przenośni. Dlatego nauczał dalej: — Skoro nie zrozumieliście tego, co powiedziałem, wyjaśnię to wam. Słuchajcie jednak uważnie, gdyż to, co powiem, ma wielkie znaczenie. To JA JESTEM Bramą dla owiec. Wszyscy, którzy głoszą coś innego, są złodziejami i grabieżcami, ci zaś, którzy są prawdziwie mymi owcami, tamtych nie słuchają! JA JESTEM Bramą Bożego Królestwa, do którego można wejść tylko przeze mnie! Kto wchodzi tam przeze mnie, będzie uratowany i znajdzie obfitość pokarmu. Złodziej zaś przychodzi nie po to, by nakarmić owce, lecz aby je wykraść i zabić – zgubić je na wieki! Ja natomiast przyszedłem po to, aby wszystkim owcom należącym do mego stada dać odwieczne i nieskończone Życie w Królestwie Boga i aby to Życie miały w całej duchowej obfitości! JA JESTEM Dobrym Pasterzem, czyli takim, który jest gotów oddać swe życie za owce. Najemni pracownicy – niebędący prawdziwymi pasterzami – doglądają owiec jedynie dla pieniędzy. Gdy widzą zbliżającego się wilka, porzucają powierzone im owce i w strachu uciekają, ratując samych siebie. Wilk zaś, gdy już wpadnie w stado, porywa którąś z owiec, a pozostałe rozprasza. Niestety ci, którym nie zależy na dobru owiec, zupełnie się tym nie przejmują. Ale JA JESTEM Dobrym Pasterzem! Znam moje owce, a one również znają mnie. Znam je tak dobrze, jak Ojciec zna mnie, a ja Ojca. Jestem gotów oddać życie za moje stado! Do mnie należy wiele owiec, nie tylko w jednej owczarni, lecz także w innych. Tamte również poprowadzę, a one pójdą za mym głosem. I zbiorę je wszystkie razem, by w końcu nastała jedna Owczarnia i jeden Pasterz. Z powodu tego, że Ojciec mnie miłuje, nie waham się dobrowolnie zrezygnować z tego życia, by zatrzymać wieczne. Nikt nie odbiera mi doczesnego życia. Ja sam godzę się na to, z głębi swego serca! Mam siłę, by to uczynić, jak również moc, by na nowo je odzyskać. Takie zadanie otrzymałem od Ojca. Te słowa znów spowodowały rozłam w elitach religijnych. Część z nich mówiła: — Został opętany przez demona i zupełnie stracił rozum! Po co go jeszcze słuchacie? Lecz inni oponowali: — Takie słowa nie mogą pochodzić od kogoś, kto jest pod wpływem demona! A poza tym, czy demon byłby zdolny otworzyć oczy ślepemu? Kolejne wydarzenia miały miejsce zimą, w czasie gdy w Jerozolimie obchodzono święto upamiętniające oczyszczenie świątyni. Jezus, przechadzając się po jej terenie, zatrzymał się w krużganku Salomona. Tam otoczyli Go przedstawiciele elit religijnych, którzy z naciskiem pytali: — Jak długo jeszcze będziesz trzymał nas w niepewności? Jeśli jesteś Mesjaszem, powiedz nam to otwarcie! Wtedy Jezus rzekł: — Już wam mówiłem, a wy ciągle mi nie wierzycie. Gdybyście chcieli uczciwie przyjrzeć się dziełom Ojca, których dokonuję, nie mielibyście żadnych wątpliwości. One bowiem składają świadectwo o mnie! Jednak podstawowym powodem tego, że mi nie ufacie, jest to, że nie należycie do grona moich owiec. Moje owce bowiem wsłuchują się w mój głos i lgną do mnie. One podążają za mną, ja zaś prowadzę je do odwiecznego i nieskończonego Życia. Nikt z tych, którzy idą za mną, nie zginie na wieki! Nikt nie zdoła oderwać ich ode mnie. Wszystko bowiem, co Ojciec mi powierzył, należy również do Ojca, a z Jego mocy nikt niczego nie może wyrwać. Zrozumcie w końcu, że ja i Ojciec jesteśmy Jednością! Gdy to usłyszeli, rzucili się szukać kamieni. Chcieli bowiem zatłuc Go nimi. Lecz Jezus mówił dalej: — Wiele dobrych dzieł Ojca zobaczyliście we mnie. Za które z nich chcecie mnie kamienować? Wtedy przedstawiciele elit religijnych zaczęli wrzeszczeć: — Nie chcemy cię karać za dobre czyny, którego się właśnie dopuściłeś! Ty bowiem, choć jesteś człowiekiem, sam siebie stawiasz w pozycji Boga! Wtedy Jezus powiedział: — Wy ciągle źle rozumiecie przesłanie Bożego Słowa! Wyciągnijcie wnioski z tego, co jest zapisane w waszych Pismach: Przecież wam oznajmiłem, że pośród swego ludu jesteście wyniesieni jak bogowie. Kiedy Pismo – którego nie można unieważnić – używa słowa „bogowie” do opisania pozycji nieprawych sędziów i zwierzchników, przeciwko którym Najwyższy skierował to przesłanie, dlaczego tego nie kwestionujecie? Kiedy zaś ja – posłany na ten świat i uświęcony z woli Ojca – oświadczam, że jestem Synem Bożym, zarzucacie mi, że bluźnię! Skąd bierze się w was takie rozdwojenie umysłu? Gdybym nie realizował dzieł, które Ojciec mój przygotował, mielibyście podstawę do tego, by mi nie wierzyć! Jeśli jednak dokonuję ich, to nawet gdybyście nie potrafili zaufać temu, co mówię, zawierzcie temu, co czynię, i zrozumcie, że Ojciec jest we mnie, a ja w Ojcu! Wtedy znów rzucili się, by Go pojmać. Lecz i tym razem Jezus wymknął się z ich rąk. Po tych wydarzeniach Jezus opuścił Jerozolimę i udał się za Jordan w miejsce, gdzie kiedyś Jan zanurzał ludzi w wodę. Tam też pozostawał przez pewien czas. Wiele osób przychodziło tam do Niego i mówiło: — Wprawdzie Jan nie dokonał żadnego znaku, lecz wszystko, co mówił o Tobie, okazało się prawdą. Tam też wielu uwierzyło w Jezusa. Pewnego razu w Betanii, to znaczy we wsi, w której mieszkały Maria i jej siostra Marta, zachorował pewien człowiek imieniem Łazarz. Był on krewnym Marii, to znaczy tej kobiety, która później namaściła PANA wonnym olejkiem i swoimi włosami wytarła Jego stopy. To właśnie jej krewny, Łazarz, zachorował. Obie siostry posłały więc wiadomość do Jezusa: „PANIE, Twój przyjaciel ciężko zachorował”. Gdy wiadomość ta dotarła do Jezusa, rzekł On: — Ta choroba nie zakończy się triumfem śmierci, lecz chwałą Najwyższego, która ujawni się w Bożym Synu. Jezus miłował Martę, jej siostrę Marię oraz Łazarza, a jednak, mimo otrzymania wiadomości o chorobie Łazarza, nie wyruszył od razu, lecz pozostał jeszcze przez dwa dni w miejscu, w którym się znajdował. Dopiero później rzekł do uczniów: — Dzisiaj wyruszymy do Judei. Wtedy uczniowie zareagowali tak: — Nauczycielu, przecież dopiero co przywódcy religijni próbowali Cię tam ukamienować! Dlaczego chcesz wracać? Jezus zaś tak odrzekł: — Nie bójcie się, wiem, co i kiedy mam czynić. Jak dzień ma – zgodnie z Bożym planem – swoją długość, by nikt, kto chodzi w jego jasności, nie potykał się i nie błądził, tak i ja postępuję zgodnie z wolą Ojca. Błądzą zaś ci, którzy działają w mroku. Tacy się potykają, gdyż brak im światłości wskazującej właściwą drogę! Następnie zaś dodał: — Łazarz, nasz przyjaciel, zasnął. Muszę tam pójść, aby go obudzić. Na to Jego uczniowie powiedzieli: — PANIE, jeśli zasnął, to wyjdzie mu to na zdrowie! Lecz Jezus miał na myśli to, że Łazarz skonał. Im zaś wydawało się, że mówi o ozdrowieńczym śnie. W tej sytuacji Jezus powiedział otwarcie: — Łazarz skonał! A ja – z uwagi na was – raduję się, że mnie tam nie było. Będziecie bowiem mieli wspaniałą okazję, aby umocnić się w wierze! Chodźmy do niego! Wtedy Tomasz zwany Bliźniakiem, zrezygnowany, rzekł do pozostałych uczniów: — No dobrze, chodźmy i my, by umrzeć tam razem z Nim. Gdy dotarli na miejsce, okazało się, że ciało Łazarza już cztery dni spoczywa w grobowcu. Ponieważ Betania była położona niespełna trzy kilometry od Jerozolimy, wiele osób z tego miasta przychodziło do Marty i Marii, by pocieszyć je po utracie krewnego. Kiedy zaś Marta usłyszała, że także Jezus zmierza w ich kierunku, wybiegła Mu naprzeciw. Nic nie powiedziała nawet Marii, która pozostała w domu. Gdy dotarła do Jezusa, załkała: — PANIE, gdybyś tu był, mój kuzyn by nie umarł. Wiem jednak, że gdybyś nawet teraz poprosił Boga o coś w tej sprawie, On da Ci wszystko! Wtedy Jezus rzekł do niej: — Twój krewny zmartwychwstanie! A Marta na to: — Wiem, że zmartwychwstanie, jak wszyscy, w Dniu Ostatecznym. Lecz Jezus na to: — JA JESTEM Zmartwychwstaniem i Życiem! Jeśli ktoś trwa we mnie, to choćby jego ciało fizycznie obumarło, on sam otrzyma odwieczne i nieskończone Życie! Nikt bowiem z tych, którzy prawdziwie narodzili się z Boga i wytrwali w ufności do mnie, nie zginie na wieki! Czy ufasz mi? A Marta odpowiedziała: — O tak, PANIE! Ufam, że jesteś Mesjaszem, Synem Boga, który przyszedł na ten świat! Po tych słowach wróciła do domu i na osobności powiedziała swej siostrze Marii: — Nauczyciel jest tutaj i wzywa ciebie. Ta, gdy tylko to usłyszała, natychmiast zerwała się i co sił pobiegła do Niego. Jezus czekał na nią przed wsią, w miejscu, w którym spotkał Martę. W tym czasie w domu sióstr przebywało wiele osób z Judei, które przyszły do nich z pocieszeniem. Gdy ludzie ci zobaczyli, że Maria wstaje i wybiega, natychmiast pobiegli za nią, przekonani, że udaje się do grobu, by dalej tam opłakiwać krewnego. Tymczasem Maria dobiegła do miejsca, w którym Jezus czekał na nią. Padając Mu do stóp, powiedziała: — PANIE, gdybyś tu był, mój kuzyn by nie umarł! Mówiąc to, Maria zalewała się łzami rozpaczy. Płakali także ci, którzy z nią przybyli. Widok ten dość mocno zirytował Jezusa i wzburzył Go wewnętrznie. Zapytał więc: — Gdzie go złożyliście? A oni rzekli: — Chodź, PANIE, z nami, to Ci pokażemy! Wtedy łza zakręciła się w oku Jezusa. A przybysze z Judei, widząc to, stwierdzili: — Musiał go bardzo kochać. Oczywiście byli i tacy, którzy szeptali: — Skoro ślepcowi potrafił otworzyć oczy, dlaczego nie sprawił, by Łazarz nie umarł?! Jezus usłyszał, co ci ostatni mówili między sobą, i znów wzburzył Tam im nakazał: — Odsuńcie głaz! Na to krewna zmarłego Marta rzekła: — Ależ, PANIE... Ciało z pewnością już cuchnie! Spoczywa tu przecież od czterech dni! Lecz Jezus tak jej odparł: — Czyżbym ci nie powiedział, że jeśli wytrwasz w ufności do mnie, ujrzysz Bożą chwałę? Wtedy ludzie odsunęli kamień, a Jezus, wznosząc oczy ku górze, tak rzekł: — Abba, Kochany Ojcze, dziękuję Ci za to, że mnie wysłuchałeś! Ja wiem, że Ty zawsze mnie wysłuchujesz, lecz teraz głośno to wypowiadam, z uwagi na lud tutaj zebrany, aby uwierzyli, że to Ty mnie posłałeś! Po tych słowach zawołał donośnym głosem: — Łazarzu, wyjdź na zewnątrz! I zmarły pojawił się na zewnątrz grobowca, choć jego ręce i nogi były nadal obwiązane płótnami pogrzebowymi, a głowa owinięta chustą. Wówczas Jezus polecił: — Zdejmijcie z niego te płótna, by mógł swobodnie się poruszać! Większość z tych, którzy przybyli z Judei, by odwiedzić Marię, po zobaczeniu, co się wydarzyło, uwierzyło, że Jezus jest Mesjaszem. Niektórzy z nich pobiegli do faryzeuszy opowiedzieć, czego dokonał Jezus. W tej sytuacji arcykapłani i faryzeusze zwołali Najwyższą Radę i tak razem deliberowali: — Co robić?! Faktem jest, że człowiek ten dokonuje wielkich cudów. Jeśli jednak nie powstrzymamy go, wszyscy uwierzą, że jest on Mesjaszem, a wówczas wybuchnie rewolta. Wtedy przyjdą Rzymianie i zabiorą nam to, co mamy najcenniejsze: świątynię i naród. Wówczas jeden z nich, Kajfasz, który tego roku pełnił obowiązki arcykapłana, tak przemówił: — Czyżbyście niczego nie rozumieli? Lepiej będzie, jeśli jeden człowiek poniesie śmierć, niż miałaby ona pochłonąć cały lud! Nie wypowiedział jednak tego sam z siebie, lecz jako urzędujący arcykapłan wyrzekł proroctwo pokazujące, że Jezus umrze zarówno za Żydów, jak i za nie‐Żydów, aby wszystkie Boże dzieci, rozproszone w świecie, zostały w Chrystusie razem zgromadzone. Tego dnia zdecydowali, że zabiją Jezusa. Z uwagi na zaistniałą sytuację Jezus przestał jawnie nauczać elity religijne i udał się do miejscowości o nazwie Efraim, która znajdowała się na skraju pustyni. Tam przez pewien czas przebywał tylko z uczniami. Gdy zbliżała się kolejna żydowska Pascha, mnóstwo osób z różnych zakątków Judei i Galilei przybywało do Jerozolimy, by poddać się oczyszczeniu. Wielu z nich pragnęło zobaczyć Jezusa. Schodząc się do świątyni, tak rozprawiali: — Jak myślicie, czy On przybędzie na święto? Tymczasem arcykapłani i faryzeusze ogłosili, że każdy, kto dysponowałby informacjami o miejscu pobytu Jezusa, ma im o tym donieść. Chcieli bowiem Go pojmać. W końcu i Jezus ruszył w kierunku Jerozolimy. Na sześć dni przed Paschą dotarł do Betanii – tej samej miejscowości, w której wcześniej wskrzesił Łazarza. Tam przygotowano dla Niego wieczerzę. Marta pomagała przy posiłku, a Łazarz wraz z innymi zaproszonymi gośćmi spoczywał z Jezusem przy stole. Maria zaś wzięła ponad ćwierć kilograma niezwykle cennego olejku nardowego i namaściła nim stopy Jezusa. Później wytarła je swoimi włosami. Zapach olejku wypełnił cały dom. Wtedy Judasz Iskariota, ten z uczniów, który miał Go wydać, powiedział: — Czyż nie byłoby lepiej sprzedać tak drogi olejek? Jego wartość była przecież przeogromna, znacznie przekraczająca całoroczny zarobek robotnika rolnego. Straciliśmy wielką szansę pozyskania znacznej kwoty pieniędzy, którymi moglibyśmy wesprzeć ubogich. Mówiąc to, nie miał jednak na uwadze biedaków. Był bowiem złodziejem i, zarządzając finansami należącymi do Jezusa i Dwunastu, ciągle coś podkradał. Jezus tak na to zareagował: — Zostaw ją w spokoju! Ona ten olejek zachowała na dzień mojego pogrzebu! Biednych zawsze będziecie mieli między sobą, mnie zaś nie! Wieść o przybyciu Jezusa błyskawicznie rozeszła się pomiędzy mieszkańcami Judei. Wielu z nich natychmiast pospieszyło do Betanii, nie tylko z uwagi na Jezusa, lecz także aby zobaczyć wskrzeszonego Łazarza. Tymczasem arcykapłani zdecydowali, że zgładzą również Łazarza, gdyż z jego powodu wielu Żydów składało swoją ufność w Jezusie. Gdy następnego dnia pielgrzymi przybyli na święto, dowiedzieli się, że Jezus zbliża się do Jerozolimy, wylegli Mu tłumnie naprzeciw. W rękach nieśli gałęzie palmowe i wołali: „Wyzwól nas! Wybaw nas!”, a także: „Bądź błogosławiony Ty, który przychodzisz w imię PAŃSKIE!”. Niektórzy skandowali: „Król Izraela! Król Izraela!”. Tymczasem Jezus dosiadł osiołka – zgodnie z tym, co wcześniej zostało o Nim napisane: Nie bój się, Jerozolimo, oto Król twój przybywa, siedząc na oślicy i na jej źrebięciu. Wtedy jeszcze uczniowie nie rozumieli sensu tego wydarzenia. Dopiero gdy Jezus został już uwielbiony, przypomnieli sobie o tym, iż tak właśnie było o Nim napisane w Pismach. Najgłośniej spośród zebranych krzyczeli ludzie, którzy byli świadkami tego, jak Jezus wywołał Łazarza z grobu. Niestrudzenie rozgłaszali wieść o tym cudzie. To ich świadectwa spowodowały, że tak wielki tłum wyszedł Jezusowi naprzeciw. Faryzeusze zaś, widząc, co się dzieje, utyskiwali między sobą: — Wszystko stracone! Cały świat poszedł za Nim! Między wiwatującymi ludźmi znajdowali się również jacyś Grecy przybyli do Jerozolimy, by podczas święta złożyć Bogu cześć. Oni to, przez Filipa z Betsaidy Galilejskiej, prosili o możliwość osobistego spotkania z Jezusem. I chociaż po wspólnej naradzie Filip z Andrzejem razem poszli do Jezusa w tej sprawie, On nie wyraził na to zgody, lecz powiedział: — Teraz jest czas, bym ja, Syn człowieczy, został wywyższony. Słuchajcie więc bardzo uważnie, gdyż to, co powiem, ma wielkie znaczenie! Jeśli ziarno pszenicy nie zostanie złożone w ziemi i nie obumrze, pozostanie samo. Lecz jeśli obumrze, wyda obfity plon! Tak samo ma się rzecz z ludźmi. Każdy rozmiłowany w tym życiu zatraci swą duszę na wieki. Ten jednak, kto brzydzi Powiedzcie zatem Grekom, że jeśli chcą mi służyć, niech idą za mną! Tam bowiem, gdzie ja jestem, tam również powinien być mój sługa. A jeśli – podążając za mną – będą mi wierni, zostaną nagrodzeni przez Ojca. W tej chwili jednak muszę dokończyć dzieło dane mi przez Ojca, a moja dusza z trwogi wprost truchleje. Emocje sprawiają, że chciałbym wołać, aby On wyratował mnie z tego, co ma nastąpić. Lecz czyż nie po to właśnie przyszedłem na Ziemię?! Dlatego z głębi duszy wołam: Abba, Kochany Ojcze, okaż swą wielką chwałę! I w tej sekundzie rozległ się Głos z Niebios: — Już to uczyniłem i znów to uczynię! A kiedy zebrany tłum usłyszał ten Głos, jedni mówili, że zagrzmiało, inni zaś, że to anioł z Niebios przemówił do Niego. Sam Jezus zaś tak rzekł: — Głos ten rozległ się z uwagi na was, nie na mnie. Rozpoczął się bowiem nad tym światem czas sądu, w wyniku którego jego przywódca zostanie skazany na potępienie! Kiedy już zostanę wywyższony ponad ziemię, wszyscy zyskają swobodny przystęp do mnie! W ten sposób wskazał, jaką śmiercią ma zginąć. Jednak ludzie z tłumu, nie rozumiejąc, o czym mówi, tak to komentowali: — Z księgi Prawa wiemy, że Mesjasz posłany przez Boga będzie żyć wiecznie, a Jego władza nigdy się nie skończy. Ty zaś ciągle twierdzisz, że będzie nim jakiś „syn człowieczy”. Kogo masz na myśli?. Jezus odpowiedział im w następujący sposób: — Już tylko krótki czas Światłość będzie między wami. Spieszcie się i czyńcie to, co trzeba, by ciemność was nie pochwyciła! Jeśli bowiem ktoś przegapi Światłość, ugrzęźnie w ciemności, a błądząc w niej, nie będzie miał świadomości, dokąd się stacza. Mając więc Światłość, trzymajcie się jej i na niej polegajcie, abyście mogli stać się dziećmi Światłości! To powiedziawszy, odszedł i na pewien czas skrył się przed nimi. A chociaż tak wiele znaków czynił wobec ludu, to jednak większość Mu nie zaufała. W ten sposób zrealizowały się słowa proroka Izajasza, który powiedział: PANIE, kto ufa temu, co od Ciebie słyszy? Kto rozumie, że to Ty swoją mocą przynosisz ocalenie?. W innym miejscu Izajasz wyjaśnił, dlaczego ludzie ci nie uwierzyli – należeli bowiem do tych, którzy: zasłaniają sobie oczy i uszy swe zatykają, by niczego nie widzieć i nic nie usłyszeć. Nie mają w sercach pragnienia, by cokolwiek pojąć; nie chcą zwrócić się ku mnie, abym ich ocalił. W taki sposób przed wiekami prorokował Izajasz, widząc chwałę Chrystusa, o którym mówił. Wśród przywódców ludu byli jednak i tacy, którzy intelektualnie zaakceptowali myśl, że Jezus jest Mesjaszem, jednak z powodu faryzeuszy nie przyznawali się do tego, by uniknąć wykluczenia z synagogi. Bardziej bowiem miłowali uznanie w oczach ludzi niż w oczach Boga. Gdy Jezus ponownie pojawił się publicznie, głośno zawołał: — Kto wierzy we mnie, ufa nie mnie, lecz Temu, który mnie posłał! Kto wpatruje się we mnie, widzi nie mnie, lecz Tego, który mnie posłał! Ja bowiem przyszedłem na świat jako Jego Światłość, aby każdy, kto we mnie złoży swoje zaufanie, nie zginął w ciemności na wieki! Jeśli ktoś słucha mojego nauczania, lecz nie stosuje się do niego, nie osądzam go teraz, gdyż celem mojego obecnego przyjścia na świat nie jest potępienie, ale ratowanie! Jednak przyjdzie czas, kiedy każdy, kto słucha mego Słowa, lecz go nie stosuje, zostanie potraktowany na równi z tymi, którzy mnie odrzucają, gdyż Słowo, które ja głoszę, będzie ich sędzią w Dniu Ostatecznym! Zrozumcie w końcu, że ja niczego nie mówię sam od siebie! Przekazuję wam jedynie to, co Ojciec polecił mi głosić! Tylko tego nauczam, ponieważ pełnienie woli Ojca jest sensem odwiecznego i nieskończonego Życia, które jest w Nim! Wszystko zatem, co mówię, przekazuję dokładnie tak, jak chce tego Ojciec! Jezus, mając świadomość, iż nadszedł czas Jego męki i przejścia z tego świata do Ojca, postanowił, by – jeszcze przed Paschą – pokazać swym uczniom, jak bardzo ich miłuje. Chciał bowiem, aby ci, których na tym świecie umiłował, mieli pewność, że umiłował ich w sposób pełny, to znaczy całkowicie i bez reszty. Podczas przygotowań do wieczerzy diabeł podsunął Judaszowi, synowi Szymona z Keriotu, pomysł, w jaki sposób wydać Jezusa. Tymczasem Jezus, mając świadomość nie tylko tego, że jest z Boga, ale że przechodzi znów do Boskiej rzeczywistości oraz że Ojciec wszystko złożył w Jego rękach, wstał od stołu, zdjął wierzchnią szatę, przepasał się prześcieradłem, nalał wody do miednicy i zaczął obmywać uczniom ich zakurzone stopy oraz wycierać je prześcieradłem, którym był przepasany. A kiedy podszedł do Szymona Piotra, ten – poruszony zaistniałą sytuacją – żachnął się: — PANIE, Ty chcesz obmyć moje stopy?! Wtedy Jezus powiedział mu: — Wiem, że teraz nie rozumiesz tego, co czynię. Jednak pewnego dnia pojmiesz to. Lecz Piotr, nie mogąc się z tym pogodzić, rzekł: — Nigdy nie zgodzę się na to, byś obmył moje stopy! Wówczas Jezus rzekł: — Jeśli cię nie obmyję, nie będziesz miał udziału w moim dziele. Na to Szymon Piotr zakrzyknął: — PANIE, w takim razie obmyj nie tylko moje stopy, ale także moje ręce i głowę! Jezus zaś tak mu odpowiedział: — Wykąpany człowiek jest czysty. Jedyne, czego potrzebuje, to obmycie stóp. Tak samo i wy – jesteście już czyści, chociaż nie wszyscy... Jezus wiedział bowiem, kto Go wyda, dlatego stwierdził, że nie wszyscy z nich są duchowo czyści. A gdy już obmył im stopy, założył swą szatę i, układając się przy stole, wyjaśnił: — Postarajcie się pojąć znaczenie tego, co przed chwilą uczyniłem! Nazywacie mnie Nauczycielem oraz PANEM i słusznie czynicie, gdyż nim jestem. Jeśli więc ja, PAN i Nauczyciel, obmyłem wam stopy, to i wy podobnie macie wzajemnie dbać o siebie. Dałem wam przykład, jak powinniście postępować wobec siebie. Zapamiętajcie, gdyż to, co powiem, jest bardzo ważne! Niewolnik nie powinien oczekiwać lepszego traktowania, niż otrzymuje jego pan. Podobnie wysłannik nie powinien liczyć na lepsze traktowanie niż to, którego doświadcza posyłający go! Dopiero wówczas, gdy w pełni to zrozumiecie, znajdziecie szczęście w mojej służbie. Oczywiście to, co teraz mówię, nie dotyczy każdego, kogo wybrałem na mego wysłannika. Wiem o was wszystko i wiem również, że niedługo zrealizuje się to, co Pismo zapowiada słowami: Nawet druh mój bliski, któremu ufałem i z którym chleb dzieliłem, dopuścił się zdrady. Mówię o tym już teraz, zanim to się wydarzy, abyście – gdy się to stanie – nadal ufali, że JA JESTEM! Słuchajcie uważnie i dobrze to pojmijcie, gdyż będzie to miało wielkie znaczenie: każdy, kto przyjmie jakąkolwiek osobę, którą ja poślę – mnie przyjmie. A kto przyjmuje mnie, przyjmuje również Tego, który mnie posłał! Jezus, głęboko poruszony w duchu, dodał po chwili: — Jeszcze raz uroczyście wam oświadczam: jeden z was mnie zdradzi! Uczniowie, nie wiedząc, którego z nich ma na myśli, zaczęli podejrzliwie patrzeć jeden na drugiego. W tym czasie Jan, uczeń najbliższy Jezusowi, spoczywał tuż przy Nauczycielu. Jemu to Szymon Piotr dał znak, by dowiedział się, o kogo chodzi. Jan pochylił się w kierunku Jezusa i szeptem spytał: — PANIE, który z nas to uczyni? A Jezus odparł: — Ten, któremu podam chleb zanurzony w gorzkich ziołach. I maczając chleb w ziołach, podał go Judaszowi, synowi Szymona z Keriotu. Ten wziął go i spożył. Zaraz potem wstąpił w niego szatan. Wtedy Jezus powiedział do Judasza: — Co masz zrobić, uczyń szybko! Nikt z tych, którzy spoczywali przy stole, nie rozumiał, dlaczego Jezus wydał mu takie polecenie. Wielu z nich myślało, że skoro Judasz jest odpowiedzialny za finanse całej grupy, to Jezus polecił mu dokupić coś potrzebnego na święto lub dać jałmużnę ubogim. Judasz zaś, po spożyciu kęsa chleba, opuścił ich i zanurzył się w ciemność. Po jego wyjściu Jezus powiedział: — Właśnie nadszedł czas, abym ja, Syn człowieczy, został otoczony chwałą, to znaczy, aby Bóg w moim ciele odebrał chwałę sobie należną. Jeśli bowiem Bóg we mnie zostanie otoczony chwałą, to znaczy, że Bóg osobiście dozna chwały, a dozna jej niechybnie! Dzieci, jeszcze tylko przez chwilę będę z wami i, jak to wcześniej zapowiadałem religijnym przywódcom, tak i wam teraz mówię: „Będziecie mnie szukać, lecz dokąd idę, wy teraz pójść nie możecie”. Zostawiam wam jednak nowe przykazanie, abyście w relacjach między sobą zawsze zachowywali postawę takiej ofiarnej miłości, jaką ja was umiłowałem. Po tym bowiem wszyscy poznają, że prawdziwie jesteście moimi uczniami, jeśli ofiarna miłość będzie widoczna między wami!. Wtedy Szymon Piotr spytał Jezusa: — PANIE... A Ty gdzie się wybierasz? On zaś tak mu odparł: — Tam, dokąd idę, nie możesz mi teraz towarzyszyć. Kiedyś jednak i ty tam się udasz. Lecz Piotr nalegał: — PANIE, dlaczego nie mogę iść z Tobą teraz? Przecież jestem gotów oddać życie za Ciebie! Wtedy Jezus rzekł: — Czyżby? Twierdzisz, że jesteś gotów oddać za mnie życie? Zapewniam cię, że zanim straże odtrąbią sygnał zwany pianiem koguta, ty trzy razy się mnie wyprzesz! [Następnie, zwracając się do pozostałych uczniów, Jezus powiedział:] — Nie pozwólcie na to, by wasze serca pogrążyły się w zamęcie! Jeśli ufacie Bogu, zaufajcie i mnie! Zapewniam was, że w domu mego Ojca w Niebiosach jest wystarczająco dużo miejsca do zamieszkania dla wszystkich, którzy mi zaufają. Gdyby tak nie było, to bym wam o tym jasno powiedział. Niedługo już tam wrócę i przygotuję miejsce dla was. A kiedy już to uczynię, wrócę tu, by zabrać was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie JA JESTEM. Trzymajcie się więc drogi, którą poznaliście. Ona bowiem wiedzie tam, gdzie odchodzę! Na to odezwał się Tomasz: — PANIE, przecież nie wiemy, gdzie się wybierasz. Jak więc moglibyśmy znać drogę? Wtedy Jezus rzekł: — JA JESTEM Drogą, Prawdą i Życiem. Nikt nie przychodzi do Ojca inaczej, jak tylko przeze mnie. A jeśli mnie poznaliście, poznacie również Ojca. Zresztą ujrzeliście Go już we mnie! W tym momencie odezwał się Filip: — PANIE, pokaż nam Ojca, a to wystarczy nam zupełnie! Jezus tak mu odpowiedział: — Filipie, tak długo jestem z wami, a ty nadal nie rozpoznałeś Go we mnie? Kto mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca! Jakże więc możesz mówić: „Pokaż nam Ojca”? Czyżbyś nie wierzył, że JA JESTEM w Ojcu, a Ojciec we mnie? Nawet słów, które do was mówię, nie wypowiadam sam od siebie. Podobnie ma się rzecz z dziełami, których dokonuję. To Ojciec, który jest we mnie, dokonuje wszystkiego. Zaufajcie temu, co mówię, że JA JESTEM w Ojcu, a Ojciec jest we mnie! Gdybyście jednak nie potrafili tego zrozumieć, to zaufajcie chociażby dziełom, których byliście świadkami! A teraz skupcie się, gdyż powiem coś bardzo ważnego. Każdy, kto mi ufa, będzie mnie naśladować i kontynuować dzieło, któremu służę teraz. Ja zaś idę do Ojca i stamtąd będę wspomagał wszystkich, którzy mnie naśladują. Dzięki temu będą oni realizować moje dzieło w szerszym zakresie, niż ja sam czyniłem to tutaj! A jeśli w trakcie pełnienia tej misji – trwając w postawie, jaką wam pokazałem – poprosilibyście mnie o cokolwiek, dokonam tego, by Ojciec został uwielbiony w Synu. Dlatego powiedziałem, że jeśli będziecie mnie o coś prosić – w taki sam sposób, jak ja prosiłem Ojca – uczynię to dla was! Testem waszej miłości do mnie będzie to, czy zachowacie moje Słowo. Ja natomiast wstawię się, by Ojciec przysłał wam w innej postaci Rzecznika, Opiekuna i Adwokata – Ducha Prawdy, którego ten świat nie przyjmie, ponieważ nie będzie mógł Go zobaczyć ani w inny sposób rozpoznać. Wy jednak Go poznacie,gdyż na Niego czekacie, i On będzie między wami przebywać. Dzięki Niemu nie będziecie sierotami, gdyż to ja – w Jego Postaci – przyjdę do was. Jeszcze chwila, a świat więcej mnie już nie zobaczy, lecz wy zobaczycie, ponieważ otrzymacie Życie, które jest we mnie. Wtedy dopiero dogłębnie poznacie, co to znaczy być w kimś. Będziecie bowiem we mnie, a ja będę w was – dokładnie w taki sam sposób, jak teraz jestem w moim Ojcu. A to, czy ktoś prawdziwie mnie miłuje, zostanie zweryfikowane według jednego tylko kryterium: czy zachowuje i stosuje moje Słowo. Kto tak czyni, ten mnie miłuje. Ten zaś, kto mnie miłuje, zostanie umiłowany przez Ojca, co oznacza, że i ja będę go miłować i dam się mu ujrzeć. Wtedy zapytał Go Judasz, lecz nie Iskariota: — PANIE, z jakiego powodu dasz się zobaczyć tylko nam, a nie światu? Jezus zaś tak odrzekł: — Już wam to mówiłem: chodzi o moje Słowo. Każdy bowiem, kto prawdziwie mnie miłuje, ten stosuje się do mojego Słowa. Tylko taki człowiek będzie miłowany przez Ojca i znajdzie mieszkanie przy mnie i przy Ojcu. Kto zaś nie trwa w moim Słowie, ten nie miłuje mnie prawdziwie. I nie jest to moja ocena, ale pogląd Ojca, który mnie posłał. Mówię wam to wszystko wprost, przebywając jeszcze z wami. A kiedy przyjdzie wspomniany Rzecznik, Opiekun i Adwokat – Duch Świętego Boga – którego Ojciec pośle, by umocnił was we mnie, On pouczy was o wszystkim, co będzie potrzebne, przypominając wszystko, czego nauczałem. Mówię to, abyście mieli w sercach prawdziwy pokój – mój pokój. Jest to inny rodzaj pokoju niż oferowany przez świat. Mój pokój strzec będzie waszych serc, abyście się nie lękali i nie upadali na duchu. Przypomnijcie sobie, że zapowiadałem nie tylko moje odejście, ale także powtórne przyjście. Gdybyście rzeczywiście mnie miłowali, radowalibyście się z tego, że idę do Ojca, gdyż On jest potężniejszy ode mnie. Mówię o tym zawczasu, abyście – gdy nadejdzie to, co ma się wydarzyć – wytrwali w ufności do mnie. Już niewiele czasu zostało mi na rozmowę z wami. Zbliża się bowiem przywódca tego świata, to znaczy mistrz takiego sposobu myślenia, który nie jest z Ojca. I chociaż nie ma on nade mną żadnej władzy, pozwolę mu działać przez chwilę, by świat mógł ujrzeć we mnie, co znaczy prawdziwie miłować Ojca. Ja bowiem miłuję Ojca i z tego powodu postępuję zgodnie z Jego wolą. A teraz wstańmy i chodźmy już stąd. [Gdy wyszli z wieczernika, Jezus tak przemówił do uczniów]. JA JESTEM szlachetnym Krzewem Winnym, którego mój Ojciec troskliwie dogląda. Jeśli ktoś przyznaje się do mnie, niczym pęd do krzewu, lecz nie wydaje owocu, Ojciec odcina go i odrzuca, a każdą gałąź, która owocuje, oczyszcza i pielęgnuje, by dawała jeszcze obfitszy owoc. Wy właśnie – przez Słowo, które wam przekazałem – jesteście poddawani takiemu oczyszczaniu. Trwajcie zatem we mnie, a wtedy i ja będę trwał w was! Jak żaden pęd winorośli sam z siebie nie może dać owocu, jeśli nie trwa w krzewie winnym, tak samo i wy nie wydacie duchowego owocu, jeśli nie będziecie trwać we mnie. JA JESTEM krzewem winnym, a wy moimi pędami. Jeśli będziecie we mnie trwać, to i ja będę trwał w was i wydacie obfity owoc. Beze mnie jednak nie wydacie owocu, gdyż tylko ja mogę go w was zrodzić. Każdy więc, kto nie trwa we mnie – to znaczy nie trwa w moim Słowie – zostanie odcięty i odrzucony niczym bezużyteczny pęd winorośli, który wraz z suchymi gałęziami usuwa się na zewnątrz winnicy. Tam zaś zostanie zgarnięty i wrzucony w ogień, by płonąć. Jeśli jednak będziecie trwać we mnie, a dokładnie: jeśli moje Słowo będzie trwało w was, to proście o cokolwiek zgodnego z wolą Ojca, a to wam się stanie. W jeden bowiem tylko sposób możecie oddać cześć i chwałę należną Ojcu: jeśli prawdziwie staniecie się moimi uczniami i wydacie tego obfity owoc. Pamiętajcie o tym, że miłuję was w taki sam sposób, jak Ojciec mnie miłuje Jeśli w życiu będziecie stosować się do mego Słowa – tak jak ja stosowałem się do Słowa Ojca – wówczas wytrwacie w mojej miłości podobnie jak ja wytrwałem w Jego miłości. Mówię to wam, aby moja radość wypełniła was całkowicie. Pamiętajcie, że jedynym poleceniem, które wam zostawiam, jest zachowywanie w relacjach między sobą postawy takiej miłości, jaką ja was umiłowałem! Nie ma bowiem większej miłości od tej, gdy ktoś ofiarnie oddaje życie za swoich przyjaciół. Wy zaś, w praktyce, okażecie się moimi przyjaciółmi jedynie wówczas, jeśli będziecie wierni w sprawach, które wam przekazałem! Zobaczcie, już nie traktuję was niczym niewolników, którzy muszą przestrzegać poleceń swego pana bez rozumienia jego motywacji. Wy jednak znacie już moją motywację i sposób mojego myślenia, gdyż traktuję was jak przyjaciół. Z tego powodu przekazałem wam wszystko, co usłyszałem od mego Ojca. To nie wy mnie wybraliście, ale ja was wybrałem i przygotowałem do tego, żebyście poszli do tego świata i wydali w nim trwały owoc, to znaczy taki, który ma znaczenie i prawdziwą wartość. Kiedy zaś będziecie wiernie i wytrwale przynosić taki owoc – podobnie jak ja to czyniłem – kierujcie swe prośby do Ojca, a On da wam wszystko, co będzie wam potrzebne. I nigdy nie zapominajcie, że poleciłem wam, abyście swoim postępowaniem jedni drugim okazywali ofiarną miłość! A kiedy będziecie doświadczać nienawiści ze strony świata, pamiętajcie, że on – wcześniej niż was – znienawidził mnie. Gdybyście należeli do tego świata, to by was kochał, ponieważ on przyjaźni się tylko z tymi, którzy do niego należą. A ponieważ do niego nie należycie, gdyż wyciągnąłem was z jego objęć, będzie was nienawidził. Przypomnijcie sobie, co już wcześniej wam mówiłem: niewolnik nie może oczekiwać lepszego traktowania niż to, które jest udziałem jego pana. Zatem ci, którzy mnie prześladowali, będą i was prześladować, a ci, którzy szanują mnie i moje Słowo, również was będą szanować. Wszystko to spotka was z mojego powodu, ponieważ ludzie hołdujący temu światu nie mają nic wspólnego z Ojcem, który mnie posłał. Gdybym nie przyszedł i nie pouczył ich, mogliby wymawiać się, że nie wiedzieli, na czym polega ich grzech. Lecz ja przyszedłem i pouczyłem ich tak, że więcej nie mogą zasłaniać się jakąkolwiek wymówką. Pamiętajcie, że każdy, kto mnie nienawidzi, nienawidzi również mego Ojca. Raz jeszcze podkreślam: gdybym pośród nich nie dokonał dzieł, jakich nikt wcześniej nie dokonywał, mogliby twierdzić, że nie rozumieli, iż trwają w grzechu. Lecz oni – pomimo to, że widzieli wszystko, co czyniłem – odnieśli się do mnie z nienawiścią. Tym samym pokazali, że w swoich sercach skrywają nienawiść do Ojca. W taki sposób zrealizowało się Słowo zapisane w ich Prawie: Bez powodu mnie znienawidzili. Kiedy zaś przyjdzie od Ojca Duch Prawdy, ten Rzecznik, Opiekun i Adwokat, którego ja do was poślę, złoży świadectwo o mnie, ponieważ jest z Ojca. Jednak i wy także macie świadczyć o mnie, gdyż od początku jesteście tu ze mną. Mówię to wam, abyście nie upadali na duchu, gdy zaczną was wykluczać ze swoich społeczności. Nadejdzie bowiem taki czas, że prześladowcy, mordując was, będą przekonani, iż w ten sposób składają cześć Bogu. Będą tak czynić, ale wiedzcie, że oni nie mają nic wspólnego ani z Ojcem, ani ze mną. Mówię to wam zawczasu, abyście – gdy już zacznie się to dziać – pamiętali, że was uprzedzałem. Wcześniej o tym nie wspominałem, ponieważ – będąc z wami – chroniłem was, lecz teraz odchodzę już do Tego, który mnie posłał... Dziwi mnie tylko, dlaczego nikt z was nie pyta o miejsce, do którego się udaję?. Wiem, że to, co mówię, smutkiem napełnia wasze serca. Jednak wierzcie mi, że lepiej będzie dla was, bym odszedł. Gdybym tego nie uczynił, to Rzecznik, Opiekun i Adwokat, który ma służyć wam pomocą, nie przyszedłby do was; a tak, gdy wrócę do chwały Ojca, poślę Go do was. A kiedy On przyjdzie, wytknie światu jego grzechy. Do Niego również należeć będzie przekonywanie świata w sprawie Bożej sprawiedliwości – czym ona jest i w czym się realizuje, a także według jakiej normy odbędzie się Boży Sąd. On bowiem wykaże światu, iż jego fundamentalny grzech polega na tym, że mi nie zaufał! Wyjaśni mu także, iż Boża sprawiedliwość jest dostępna tylko we mnie, gdyż tylko ja mogę doprowadzić kogoś do Ojca. Innej sprawiedliwości świat nie zobaczy! Jeśli zaś chodzi o Sąd, to pokaże, iż przywódca i prowodyr myślenia tego świata jest już osądzony, a razem z nim potępieniu podlega cała ciemność świata! Wiele jeszcze mam wam do powiedzenia, lecz w tej chwili nie bylibyście w stanie tego udźwignąć. Kiedy jednak przyjdzie Duch Prawdy, wprowadzi was w całą prawdę, ponieważ nie będzie mówił od siebie, lecz dokładnie powtórzy wam to, co usłyszy ode mnie. Również niektóre przyszłe sprawy wam ujawni. On mnie otoczy chwałą, gdyż każda rzecz, którą wam oznajmi, będzie pochodziła ode mnie. Wszystko bowiem, co jest Ojca, jest moje; dlatego powiedziałem, że wszystko, co On wam oznajmi, będzie pochodziło ode mnie. Jeszcze chwila, a stracicie mnie z oczu, lecz po krótkim czasie znów mnie ujrzycie. Wtedy Jego uczniowie – wyraźnie skonsternowani – rozważali między sobą, co mogą znaczyć słowa: „Jeszcze chwila, a stracicie mnie z oczu, lecz po krótkim czasie znów mnie ujrzycie”, a także to, że Jezus odchodzi do Ojca. Szczególnie poruszyły ich słowa: „chwila” i „po krótkim czasie”, lecz zupełnie nie wiedzieli, co miał na myśli. Jezus tymczasem, rozpoznając drążące ich pytania, sam dalej podjął temat: — Zachodzicie w głowę, co znaczą moje słowa: „Jeszcze chwila, a stracicie mnie z oczu, lecz po krótkim czasie znów mnie ujrzycie”. Posłuchajcie więc uważnie, gdyż to, co teraz powiem, wydarzy się wkrótce. Będziecie płakać i lamentować, podczas gdy świat będzie się cieszyć! Jednak wasz żal i smutek przemienią się w radość, podobnie jak dzieje się z kobietą, gdy rodzi. Kiedy nadchodzi dzień porodu, cierpi ból, lecz gdy już ma dziecko w swych ramionach, z radości nie pamięta przebytego cierpienia, lecz cieszy się nowym życiem. Tak samo i wy wkrótce doświadczycie bólu i cierpienia, lecz kiedy ponownie do was przyjdę, serca wasze wypełnią się radością, której nikt nie będzie w stanie wam odebrać. Gdy nadejdzie ten dzień, już nie będziecie mieli potrzeby pytać mnie o cokolwiek. Uroczyście was zapewniam, że jeśli będziecie myśleć i postępować jak ja, to gdybyście poprosili Ojca o coś, On was wysłucha i da wam to, co będzie wam potrzebne. Dotąd nigdy nie prosiliście, naśladując moje myślenie i postępowanie. Teraz jednak mówię: jeśli w taki sposób poprosicie Ojca o cokolwiek, otrzymacie to od Niego, aby radość wasza była pełna! O wielu rzeczach mówiłem wam dotąd jedynie w przypowieściach. Nadchodzi jednak czas, kiedy już więcej nie będę mówił w przypowieściach czy przenośniach, lecz otwarcie wyjawię wam wszystko na temat istoty i natury Ojca. Od tego dnia będziecie mogli sami zwracać się do Ojca w sposób, w jaki ja to czynię, i nie będzie już potrzeby, bym musiał za wami u Niego zabiegać. Ojciec bowiem żyje w przyjaźni z tymi, którzy przyjaźnią się ze mną i ufają, że jestem z Boga. A jak z woli Ojca przyszedłem na ten świat, tak już niedługoopuszczę go, by wrócić do Ojca. Wtedy Jego uczniowie powiedzieli: — No, nareszcie mówisz w otwarty sposób, bez przenośni i przypowieści. Teraz ponad wszelką wątpliwość widzimy, że wiesz wszystko i nawet nie ma potrzeby zadawania Ci pytań. Dlatego ufamy Ci, że jesteś z Ojca. Jezus rzekł wówczas: — Tak...? Mówicie, że mi ufacie...? Ja zaś mówię, że zbliża się czas, a w zasadzie już nadszedł, że się rozproszycie i opuścicie mnie. Każdy ucieknie w swoją stronę. Jednak ja nie będę osamotniony, bo Ojciec zawsze jest ze mną. Wyjawiam wam to, abyście zrozumieli, że prawdziwy pokój odnajdziecie tylko we mnie. Na świecie bowiem będziecie cierpieć ucisk, lecz wytrwajcie w zaufaniu do mnie, ponieważ ja zwyciężyłem świat! Powiedziawszy to, Jezus wejrzał w Niebiosa i rzekł: — Ojcze, nadszedł już czas, abyś mnie, swego Syna, zwieńczył chwałą. Ja Ciebie również otoczę chwałą, która Tobie się należy. [Jezus powiedział to, gdyż] Ojciec udzielił Mu – jako Synowi – mocy, by całą grzeszną naturę, która Jemu okaże posłuszeństwo, wprowadził do odwiecznego i nieskończonego Życia. Wiekuiste Życie polega bowiem na trwaniu w bliskiej, osobistej relacji z Jedynym Prawdziwym Bogiem, który objawił się w posłanym na świat Jezusie Chrystusie. [Tymczasem Jezus kontynuował]. — Ojcze, ja otoczyłem Ciebie chwałą przez realizację celu, który powierzyłeś mi do wykonania. A teraz Ty, Ojcze, otocz mnie chwałą, którą od wieków miałem w Tobie – zanim w ogóle podjąłeś decyzję o stworzeniu świata. Ojcze, tym, których mi powierzyłeś na tym świecie, objawiłem prawdę o Tobie i ukazałem Twój charakter, a ci z nich, którzy w swych sercach byli gotowi poddać się Tobie, przyjęli i zachowali Twoje Słowo. Oni też zrozumieli, że wszystko, czym mnie obdarzyłeś, jest od Ciebie. Nauczanie, które mi dałeś, przekazałem im, a oni je przyjęli, poznając, że z Ciebie pochodzę, i prawdziwie zaufali, że Ty mnie posłałeś. To za nimi proszę, a nie za światem. Wstawiam się za tymi, którzy w swych sercach poddali się Tobie i w Tobie trwają. A ponieważ wszystko, co jest Twoje, jest moje, a moje jest Twoje, proszę, aby również w nich objawiła się moja chwała. Ojcze Święty, już idę do Ciebie i nie będę więcej przebywać na tym świecie, jednak oni tu pozostaną. Dlatego proszę, abyś ich strzegł i zachował w Twej świętości, którą mnie obdarowałeś. Proszę Cię także, aby oni, podobnie jak i my, wytrwali w jedności ze sobą. Gdy byłem z nimi, strzegłem ich w Twej świętości, której mi udzieliłeś. I ustrzegłem ich tak, iż żaden z nich nie zginął, z wyjątkiem owego syna zatracenia, którego postawę serca przewidziałeś i zapowiedziałeś w Pismach. A teraz, Ojcze, idąc do Ciebie, proszę, byś napełnił ich taką samą radością, jaką i mnie wypełniłeś, aby mogli jaśnieć w tym świecie. Przekazałem im Twoje Słowo, a ono zakorzeniło się w nich. Dlatego ten świat ich nienawidzi. Oni bowiem nie należą już do tego świata, podobnie jak i ja do niego nie należę. Nie proszę jednak, byś zabrał ich z tego świata, lecz abyś swoją mocą ustrzegł ich od Złego, który działa w tym świecie. A skoro oni nie należą już do tego świata – podobnie jak i ja do niego nie należę – uświęć ich w Prawdzie, którą jest Twoje Słowo!. Jak Ty posłałeś mnie do świata, tak i ja posyłam ich do niego. To z ich powodu poddałem się uświęceniu, aby i oni zostali uświęceni w prawdzie Twego Słowa. Ojcze, prośby te wznoszę nie tylko za tymi, którzy są tu ze mną obecni, lecz także za wszystkimi, którzy dzięki ich świadectwu złożą swą ufność we mnie. Tak bardzo pragnę, by trwali oni w jedności według wzoru, który my im daliśmy. Ojcze, Ty bowiem jesteś we mnie, a ja w Tobie! Proszę, by oni w jedności trwali w nas, aby świat w końcu uwierzył, iż to Ty mnie posłałeś. Z uwagi na to, Ojcze, otoczyłem ich chwałą, którą Ty mnie zwieńczyłeś, aby z niej mogli czerpać moc do utrzymania jedności, jaką Ty i ja stanowimy – to znaczy, abym mógł działać w nich, jak Ty działasz we mnie. Udoskonal ich, proszę, i uzdolnij do tego, by świat mógł zrozumieć, że to Ty mnie posłałeś oraz że ogarniasz ich tą samą miłością, którą mnie otaczasz. Ojcze, z serca tego pragnę, by oni ze mną znaleźli się tam, gdzie ja będę, a także by ujrzeli moją chwałę, którą od zawsze mam w Tobie. Niech poznają też Twą odwieczną Ojcowską miłość, którą mnie otaczasz. Ojcze Sprawiedliwy, wprawdzie ten świat nie uznaje Ciebie, lecz ja Tobie oddaję cześć oraz chwałę, a ci zgromadzeni tutaj już zrozumieli, że to Ty mnie posłałeś! Dlatego ukazałem im Twoją sprawiedliwość i dalej będę im Ciebie objawiał, aby ofiarna miłość, którą Ty mnie umiłowałeś, razem ze mną zakorzeniła się w nich na wieki! Dochodząc do potoku Cedron, Jezus zakończył modlitwę. Szybko przekroczyli strumień i zagłębili się w ogród. Judasz, który miał Go zdradzić, również znał to miejsce, gdyż Jezus wielokrotnie przychodził tutaj z uczniami. Niebawem więc ów odszczepieniec również pojawił się tam z oddziałem rzymskich żołnierzy, strażnikami świątynnymi oraz grupą pachołków faryzeuszy. Przyszli uzbrojeni. Nieśli ze sobą lampy i pochodnie. Jezus zaś – w pełni świadomy wszystkiego, co go czeka – wyszedł im naprzeciw i spytał: — Kogo szukacie? Ci odpowiedzieli: — Jezusa z Nazaretu! Wówczas On rzekł: — To JA JESTEM! Judasz – ten, który Go wydał – znajdował się pomiędzy Żydami. Ci, gdy usłyszeli: „JA JESTEM”, cofnęli się i padli na ziemię. Tymczasem Jezus spytał ponownie: — Kogo szukacie? A oni odpowiedzieli Mu: — Jezusa z Nazaretu! Wtedy Jezus rzekł: — Przecież wam powiedziałem, że to Ja. Skoro więc tylko mnie szukacie, pozwólcie odejść pozostałym. W taki sposób zrealizowała się wcześniejsza zapowiedź Jezusa, że nie straci nikogo z tych, których powierzył Mu Ojciec. W tym momencie Szymon Piotr dobył miecza, który miał przy sobie, i zaatakował nim sługę arcykapłana, odcinając mu prawe ucho. Człowiek ten miał na imię Malchus. Jezus jednak zganił Piotra, mówiąc: — Schowaj miecz i nie przeszkadzaj mi w pełnieniu woli Ojca!. W tym momencie, na rozkaz trybuna, żołnierze wraz ze strażnikami świątynnymi pochwycili Jezusa, związali Go i poprowadzili najpierw do Annasza. Annasz był teściem arcykapłana Kajfasza, który tego roku zajmował najwyższy urząd kapłański i wcześniej w obecności starszyzny żydowskiej stwierdził, że będzie lepiej, gdy jeden człowiek poniesie śmierć, niż miałaby ona pochłonąć cały lud. Tymczasem Szymon Piotr, trzymając się w pewnej odległości, podążał za Jezusem. Jan uczynił to samo, a będąc znany arcykapłanowi, nie miał kłopotów z wejściem na dziedziniec jego pałacu. Piotr został zatrzymany na zewnątrz, przy bramie pałacu. Jan – widząc go – podszedł do bramy i po zamienieniu kilku słów z odźwierną wprowadził Piotra do środka. Gdy wchodzili, odźwierna spytała Piotra: — Czy i ty jesteś jednym z uczniów tego człowieka? Piotr zaś odpowiedział: — Nie, nie jestem! Ponieważ było zimno, na pałacowym dziedzińcu rozpalono ognisko, przy którym grzali się strażnicy oraz niewolnicy służący arcykapłanowi. Piotr również tam podszedł, by się ogrzać. W tym czasie arcykapłan rozpoczął przesłuchanie. Spytał Jezusa o uczniów oraz o to, czego nauczał. Jezus tak mu odparł: — Zawsze w otwarty sposób przemawiałem do świata. Nauczałem w synagogach i w świątyni, a więc tam, gdzie może przyjść każdy Żyd. Niczego pokątnie nie głosiłem. Dlaczego zatem mnie o to pytasz? Wezwij tych, którzy mnie słuchali, a oni zrelacjonują ci, co faktycznie mówiłem!. Gdy Jezus wyrzekł te słowa, jeden ze stojących obok strażników wymierzył Mu policzek i powiedział: — Jak śmiesz w ten sposób odpowiadać arcykapłanowi?!. Lecz Jezus tak mu odrzekł: — Jeśli źle coś powiedziałem, wykaż mi to. Jeśli jednak powiedziałem prawdę, czemu mnie uderzyłeś? Wówczas Annasz odesłał Go w więzach do arcykapłana Kajfasza. W tym czasie Szymon Piotr dalej grzał się przy ogniu. W pewnej chwili ktoś go zagadnął: — Czy przypadkiem i ty nie należysz do grona jego uczniów? Lecz Piotr zaprzeczył: — Nie! Nie należę do nich! Po chwili jeden ze sług arcykapłana, krewny tego, któremu Piotr odciął ucho, stwierdził: — A jednak wydaje mi się, że widziałem ciebie w ogrodzie z tym Jezusem! Lecz Piotr ponownie zaprzeczył. Zaraz potem rozległ się sygnał trąbki zwany pianiem koguta Tymczasem nastał poranek i żydowscy przywódcy, którzy byli zebrani w pałacu Kajfasza, powiedli Jezusa do pretorium. Nie weszli jednak do środka, aby się nie skalać. Chcieli bowiem zachować rytualną czystość potrzebną do spożycia Paschy. W tej sytuacji Piłat wyszedł do nich na zewnątrz i zapytał: — Po co sprowadziliście tutaj tego człowieka? Oni zaś odpowiedzieli: — Gdyby nie był złoczyńcą, nie przyprowadzilibyśmy go do ciebie! Na to Piłat: — A zatem osądźcie go zgodnie z waszym Prawem! Wówczas żydowscy przywódcy tak powiedzieli: — Nam nie wolno orzekać wyroku śmierci. W ten sposób spełniły się słowa Jezusa, który wcześniej zapowiedział, że zostanie zgładzony. Wtedy Piłat wszedł do pretorium i nakazał, by tam wprowadzono Jezusa. Następnie spytał Go: — Czy rzeczywiście jesteś owym „królem żydowskim”, o którym mówi się tak powszechnie? Na to Jezus odparł: — Czy sam z siebie pytasz, czy raczej ktoś zasugerował ci to pytanie? Wówczas Piłat rzekł: — Czy jestem Żydem, by miało to dla mnie jakieś znaczenie? To przywódcy i arcykapłani twojego narodu wydali mi ciebie. Co im uczyniłeś? Wtedy Jezus oświadczył: — Moje Królestwo nie jest z tego świata. Gdyby było z tego świata, wówczas moi słudzy walczyliby tutaj, a ja nie zostałbym wydany w ręce przywódców religijnych. Moje Królestwo nie jest stąd. Lecz Piłat, nie rezygnując, drążył dalej: — A zatem jesteś „królem”? Na co Jezus tak odparł: — Sam musisz stwierdzić, czy jestem królem. Ja bowiem narodziłem się – to znaczy przyszedłem na ten świat – po to by dać świadectwo Prawdzie. Dlatego każdy, kto ma Prawdę w sercu, słucha mego głosu. Lecz Piłat tak to skwitował: — Prawda? A cóż to jest? Zresztą, jakie znaczenie ma ona dzisiaj? Po tych słowach Piłat ponownie wyszedł do zebranego tłumu i rzekł: — Nie znajduję w nim żadnej winy! A ponieważ mamy w zwyczaju, by z okazji Paschy ułaskawić wam jednego z więźniów, to – jeśli chcecie – uwolnię wam „króla żydowskiego”. Wówczas zebrani zaczęli głośno krzyczeć: — Nie tego! Nie tego! Uwolnij nam Barabasza!. Barabasz zaś był człowiekiem oskarżonym o morderstwo. Wtedy Piłat rozkazał, aby poddano Jezusa biczowaniu. Po biczowaniu żołnierze spletli z cierni wieniec, którym „ukoronowali” Jezusa. Potem odziali Go w szkarłatny płaszcz i, stając przed Nim, szydzili: — Bądź pozdrowiony „królu żydowski”!. Za każdym razem wymierzali Mu silny policzek, bijąc ręką na odlew. Piłat zaś ponownie wyszedł na zewnątrz i zwrócił się do tłumu: — Zaraz żołnierze przyprowadzą tu więźnia. Sami zobaczycie, że został on dokładnie przesłuchany, lecz żadnej winy w nim nie znaleziono. W tym momencie żołnierze wyprowadzili Jezusa na zewnątrz pretorium. Był On okryty szkarłatnym płaszczem, a na głowie miał cierniowy wieniec. Wtedy namiestnik powiedział: — Spójrzcie, oto ten człowiek!. Gdy arcykapłani i ich asysta zobaczyli Jezusa, zaczęli wrzeszczeć: — Ukrzyżuj go! Ukrzyżuj go! Lecz Piłat przerwał im: — Sami go sobie ukrzyżujcie! Ja nie znajduję w nim żadnej winy! Wówczas przywódcy żydowscy tak zawołali: — My mamy swoje Prawo i według tego Prawa on musi umrzeć, gdyż sam siebie stawia w pozycji Boga. Te słowa zaniepokoiły Piłata. Kazał więc ponownie wprowadzić Jezusa do pretorium i tam Go spytał: — Skąd ty jesteś? Jednak tym razem Jezus nic mu nie odpowiedział. Wtedy Piłat zapytał ponownie: — Nie odpowiadasz? Czyżbyś nie wiedział, że mam władzę ciebie zwolnić, jak również ukrzyżować? Wtedy Jezus odrzekł: — Nie miałbyś żadnej władzy nade mną, gdybyś nie otrzymał jej od Tego, który góruje nad tobą. Dlatego grzech większy od twojego mają ci, którzy wydali mnie tobie. Od tej chwili Piłat starał się uwolnić Jezusa, lecz przywódcy religijni jeszcze mocniej naciskali na niego, mówiąc: — Jeśli go wypuścisz, nie będziesz przyjacielem Cezara! Ktokolwiek bowiem samozwańczo ogłasza się królem, występuje przeciwko Cezarowi!. Na te słowa Piłat kazał ponownie wyprowadzić Jezusa na zewnątrz i posadził Go na swojej ławie sędziowskiej, w miejscu zwanym kamiennym podestem, które po hebrajsku nazywa się gabbata. A był to Dzień Przygotowania Paschy, mniej więcej w południe. Wtedy też, z ironią, zwrócił się do przywódców żydowskich: — Oto wasz „król”. Na co oni, wzburzeni, zaczęli głośno skandować: — Precz z nim! Zabierz go stąd! Ukrzyżuj go! Wówczas Piłat, dalej drwiąc, zapytał ich: — Jak to? Mam ukrzyżować waszego „króla”? Wtedy arcykapłani powiedzieli: — Nie mamy innego króla niż Cezar!. Po takim oświadczeniu Piłat skapitulował i zgodnie z ich życzeniem skazał Jezusa na ukrzyżowanie. Wtedy żołnierze zabrali Jezusa i kazali Mu nieść belkę krzyżową aż do miejsca zwanego Czaszką, które po hebrajsku zwie się Golgota. Tam Go ukrzyżowali. Po obu Jego stronach przybito do krzyży dwóch innych ludzi. Na Jego krzyżu żołnierze umieścili tytuł winy, który Piłat zapisał w taki sposób: JEZUS Z NAZARETU, KRÓL ŻYDOWSKI. Z powodu tego, że miejsce ukrzyżowania znajdowało się blisko miasta, wielu Żydów mogło zapoznać się z tytułem winy Jezusa. Dokument ten został sporządzony w trzech językach: hebrajskim, łacińskim i greckim. Gdy arcykapłani przeczytali go, udali się pośpiesznie do Piłata z żądaniem, by zmienił jego treść: — Zmień obecny zapis „KRÓL ŻYDOWSKI” na taki: „Ten człowiek twierdził, że jest królem żydowskim”. Lecz Piłat odrzekł: — Co napisałem, to napisałem! Niczego nie zmienię! Po ukrzyżowaniu Jezusa czterej żołnierze rozdzielili pomiędzy siebie Jego szaty. Na koniec została do podziału tunika. Nie była ona szyta, lecz całkowicie tkana – od góry do dołu. Z uwagi na to postanowili jej nie rozcinać, lecz losować, komu przypadnie ona w udziale. W ten sposób wypełniły się słowa Pisma: Me szaty rozdzielili już pomiędzy siebie, a o mą tunikę rzucili losami. Przez cały czas pod krzyżem Jezusa stała Jego matka. Byli tam również: jej szwagierka Maria, żona Kleofasa, a także Maria z Magdali oraz Jan – uczeń, którego On szczególnie miłował. W pewnej chwili Jezus zwrócił się do matki słowami: — Kobieto, teraz on będzie twoim synem. Z kolei do ucznia powiedział: — Zajmij się nią jak swoją matką. Od tego momentu Jan wziął ją pod swoją opiekę. Chwilę później Jezus, wiedząc, że wszystko już się dokonało, wyszeptał: — Pragnę!. To również stało się zgodnie z zapowiedzią, jaka jest w Piśmie. W pobliżu zaś stało naczynie pełne winnego octu. Żołnierze nasączyli nim gąbkę i, mocując ją na pęku splecionych gałązek hizopu, przyłożyli Mu do ust. Po skosztowaniu octu Jezus zawołał donośnym głosem: — Wykonało się!. Następnie skłonił głowę i wydał ostatnie tchnienie. Wszystko to wydarzyło się w Dzień Przygotowania Paschy. Z uwagi na to, by skazańcy nie pozostali na krzyżach na czas świąteczny – zwłaszcza że nadchodzące święto miało mieć charakter nadzwyczaj uroczysty – przywódcy religijni poprosili Piłata o zdjęcie ciał skazańców z krzyży. Dla pewności miano im wcześniej połamać golenie. Przyszli więc żołnierze i połamali nogi obydwu skazańcom, którzy byli ukrzyżowani obok Jezusa. Kiedy podeszli do Jezusa i zobaczyli, że już skonał, nie połamali Mu nóg, tylko jeden z nich, dla pewności, przebił Mu bok włócznią, a z rany natychmiast wypłynęła krew i woda. Ja, Jan – naoczny świadek i uczestnik tego wydarzenia – oświadczam, iż to, co tu zapisałem, jest prawdą. Informacje te spisałem rzetelnie, abyście i wy mieli pewność, że tak właśnie było. To również stało się zgodnie z proroctwem Pisma, że Jego kości nie zostaną złamane. W innym miejscu Pismo zapowiadało także: Będą się wpatrywać w Tego, którego przebili. Później Józef z Arymatei – który wcześniej, obawiając się przywódców religijnych, nie afiszował się tym, że jest uczniem Chrystusa – poprosił Piłata o wydanie mu ciała Jezusa. Gdy namiestnik wyraził zgodę, Józef udał się na miejsce i zabrał ciało Jezusa. W tym czasie przybył tam również Nikodem, który kiedyś pod osłoną nocy przyszedł porozmawiać z Jezusem. Ten przyniósł ponad trzydzieści kilogramów mieszaniny mirry i aloesu. Razem obwiązali ciało Jezusa płóciennymi pasami pochówkowymi, przekładając je wonnościami, zgodnie ze zwyczajem pogrzebowym, jaki obowiązuje wśród Żydów. We dwóch przenieśli ciało Jezusa do ogrodu znajdującego się w pobliżu miejsca ukrzyżowania, gdzie znajdował się nieużywany dotąd grobowiec. W nim złożyli ciało Jezusa. Spieszyli się mocno, gdyż kończył się już żydowski Dzień Przygotowania Paschy. Pierwszego poranka po szabacie, gdy jeszcze było ciemno, Maria z Magdali udała się do grobowca. Tam zobaczyła, że kamień go zamykający został odsunięty. Pobiegła więc do Szymona Piotra oraz do Jana, który był najbliższym uczniem Jezusa, i powiedziała im: — Zabrali PANA z grobu i nie wiadomo, gdzie Go złożyli. W tej sytuacji Piotr z Janem natychmiast ruszyli do grobu. Obydwaj biegli, lecz Jan prędzej niż Piotr dotarł do grobowca. Zajrzał przez otwór wejściowy i zobaczył leżące płócienne pasy pochówkowe. Jednak nie odważył się sam wejść do środka. Po chwili dobiegł Szymon Piotr. Ten od razu wszedł do grobowca i dokładnie obejrzał leżące tam płótna oraz chustę, w którą głowa Jezusa była owinięta osobno. Chusta ta nie leżała razem z płóciennymi pasami, lecz była poskładana i ułożona w innym miejscu. Dopiero wówczas Jan, który pierwszy przybiegł do grobowca, również wszedł do środka. Zobaczył pusty grób i pojął, co się wydarzyło. Dotąd bowiem nie rozumieli Pism, które zapowiadały zmartwychwstanie Mesjasza. Po wyjściu z grobowca uczniowie wrócili do siebie. Tymczasem Maria, pogrążona w rozpaczy, pozostawała przy grobie. Gdy – zalewając się łzami – ponownie zajrzała do grobowca, zobaczyła dwóch aniołów promieniujących olśniewającą bielą. Jeden z nich siedział na miejscu, gdzie wcześniej złożona była głowa Jezusa, drugi zaś w miejscu, gdzie znajdowały się Jego stopy. Aniołowie zwrócili się do niej z pytaniem: — Kobieto, dlaczego płaczesz? Ona zaś odparła: — Zabrano mojego PANA i nie wiem, gdzie Go złożono. Po tych słowach odwróciła się od grobu i zauważyła Jezusa stojącego z boku. Jednak nie rozpoznała Go. Wtedy Jezus odezwał się do niej: — Kobieto, dlaczego płaczesz? Kogo szukasz? Maria zaś, myśląc, że to ogrodnik, powiedziała: — Panie, jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go złożyłeś, a ja Go stamtąd zabiorę. Wówczas Jezus rzekł do niej: — Mario! W tym momencie ona, padając do Jego kolan, wyszeptała po hebrajsku: — Rabbuni — co znaczy: „Mój Mistrzu!”. A Jezus kontynuował: — Posłuchaj. Jeszcze nie wstąpiłem do Ojca, zobaczymy się więc jeszcze. A teraz już przestań obejmować moje nogi i udaj się szybko do moich braci. Przekaż im, że dopiero przygotowuję się do wstąpienia do mego Ojca, który jest również waszym Ojcem. On jest Bogiem – moim i waszym. Wtedy Maria z Magdali poszła do uczniów i oznajmiła im, że widziała PANA. Następnie przekazała im wszystko, co jej powiedział. Tego samego dnia wieczorem – a był to ciągle pierwszy dzień tygodnia – Jezus zjawił się tam, gdzie byli zebrani Jego uczniowie. I chociaż z obawy przed religijną starszyzną oraz ich pachołkami trzymali drzwi zaryglowane, On stanął na środku izby i rzekł: — Pokój wam! Po tych słowach pokazał im ręce oraz bok. Wtedy uczniowie rozpoznali PANA i ogromnie się ucieszyli. A Jezus ponownie powiedział: — Pokój wam! Jak Ojciec mnie posłał, tak i ja was posyłam. Po tych słowach tchnął na nich, mówiąc: — Obleczcie się w Ducha Uświęcenia. Jeśli jakimkolwiek ludziom odpuścilibyście grzechy, będą im odpuszczone, a jeśli kogoś pochwycilibyście dla Bożego Królestwa, zostanie w nim zatrzymany. Gdy Jezus przyszedł do nich, jeden z Dwunastu – Tomasz nazywany Bliźniakiem – nie był razem z nimi. Kiedy później uczniowie relacjonowali mu spotkanie z PANEM, on rzekł: — Jeśli na Jego rękach nie zobaczę śladów po gwoździach i w miejsca te nie włożę swych palców, a dłoni mej nie włożę w Jego rozpruty bok, nie uwierzę! Osiem dni później uczniowie znowu zgromadzili się w tej samej izbie. Tym razem Tomasz był z nimi. Jezus znów wszedł, mimo zaryglowanych drzwi, stanął pośrodku i rzekł: — Pokój wam! Potem zwrócił się do Tomasza słowami: — Wyciągnij tu swe palce i dotknij moich rąk! Podnieś swoją dłoń i włóż ją w mój bok! Nie bądź sceptykiem, lecz ufaj mi! Wtedy Tomasz rzekł: — PAN mój i Bóg mój!. Na co Jezus tak mu odpowiedział: — Uwierzyłeś, bo zobaczyłeś. Jednak prawdziwie błogosławieni są ci, którzy, choć mnie nie widzieli, to jednak złożyli we mnie swą ufność i nadzieję. Jezus w czasie pobytu na Ziemi dokonał w obecności uczniów jeszcze wielu innych znaków, których nie ujęto w tej księdze. Te zaś spisano tu, abyście ugruntowali się w pewności, że Jezus jest Mesjaszem, Synem Boga Żywego, i abyście, trwając w zaufaniu do Niego, mieli w Nim odwieczne i nieskończone Życie. Niedługo potem Jezus ponownie ukazał się swoim uczniom. Tym razem wydarzyło się to nad Jeziorem Tyberiadzkim. Byli tam: Szymon Piotr, Tomasz zwany Bliźniakiem, Natanael z Kany Galilejskiej, Jan i Jakub – synowie Zebedeusza – oraz jeszcze dwaj inni Jego uczniowie. Pewnego wieczoru Szymon Piotr powiedział: — Idę łowić ryby. Pozostali przyłączyli się do niego, mówiąc: — Pójdziemy z tobą. I wypłynęli łodzią na jezioro. A chociaż łowili całą noc, niczego nie schwytali. Gdy nastał poranek, Jezus zjawił się na brzegu, lecz uczniowie nie zwrócili na Niego uwagi. Jednak Jezus zawołał do nich z daleka: — Dzieci! Czy macie coś do jedzenia? — Nie, nic nie mamy! — odpowiedzieli. Wtedy On znów zawołał: — Zarzućcie sieć po prawej stronie łodzi, to coś złapiecie. A kiedy zarzucili sieć tam, gdzie im polecił, to – z powodu mnóstwa ryb – nie byli w stanie wciągnąć jej do łodzi. Wówczas Jan, który był najbliższym Jezusowi uczniem, rzekł do Piotra: — Przecież to PAN! Gdy Szymon Piotr to usłyszał, natychmiast narzucił na siebie zewnętrzną tunikę, którą zwykle zdejmował przy pracy, i skoczył do wody, byli bowiem niedaleko od brzegu – może jakieś sto metrów. Pozostali uczniowie dopłynęli łodzią do brzegu, holując za sobą sieć pełną ryb. Gdy wyszli na ląd, zobaczyli palenisko z rozżarzonymi węglami, na którym piekły się ryba i chleb. Jezus zaś powiedział: — Przynieście tu jeszcze kilka ryb z tych złowionych przed chwilą. Poszedł więc Szymon Piotr i wyciągnął na ląd sieć pełną wielkich ryb. Było ich tam sto pięćdziesiąt trzy sztuki. Zaskakujące było to, że mimo obfitego połowu sieć nie porwała się. Tymczasem Jezus powiedział: — Chodźcie tu wszyscy. Zjemy razem śniadanie. W tym momencie żaden z uczniów nie próbował nawet pytać Go o cokolwiek ani sprawdzać, kim jest, gdyż wszyscy doskonale wiedzieli, że to PAN. On zaś podniósł się, aby rozdzielić pomiędzy nich chleb i ryby. W taki to sposób Jezus po raz trzeci od zmartwychwstania ukazał się swoim uczniom. Gdy skończyli śniadanie, Jezus zagadnął Szymona Piotra: — Szymonie, synu Jana, czy miłujesz mnie ponad wszystko?. — PANIE. Przecież wiesz, że kocham Ciebie — odparł Piotr. Wtedy Jezus rzekł: — Paś więc jagnięta z mojego stada! Po chwili drugi raz spytał go: — Szymonie, synu Jana, czy mnie miłujesz? I tym razem Szymon powtórnie powiedział: — PANIE. Przecież wiesz, że kocham Ciebie. Wtedy Jezus rzekł: — Dbaj więc o owieczki z mojego stada! Po jakimś czasie Jezus zapytał po raz trzeci: — Szymonie, synu Jana, czy mnie kochasz? Kiedy Piotr usłyszał, że Jezus, zadając mu po raz trzeci pytanie, zmienił swoje podejście i użył słowa: „kochasz”, bardzo się zasmucił i tak Mu odparł: — PANIE, przecież Ty wiesz wszystko! Z pewnością wiesz, dlaczego powiedziałem, że Cię kocham. A Jezus na to: — Paś owieczki z mojego stada! A teraz posłuchaj mnie uważnie, gdyż to, co powiem, będzie mieć dla ciebie wielkie znaczenie. Gdy byłeś młodszy, sam decydowałeś o swoim życiu. Jednak gdy będziesz stary, twoje ręce zostaną rozciągnięte i ktoś inny opasze cię oraz zadecyduje o twym życiu. Mówiąc to, wskazał, jaką śmiercią Piotr uwielbi Boga. Na koniec rzekł: — Chodź ze mną! Piotr wstał i ruszył za Nim. Jednak w pewnej chwili – gdy się obejrzał – zobaczył, że w ślad za nimi idzie też Jan, najbliższy Jezusowi uczeń – ten sam, który, spoczywając przy Jezusie w czasie wieczerzy, zapytał Go, kto jest zdrajcą. Gdy Piotr zobaczył Jana, spytał Jezusa: — PANIE, a co z nim? Jezus zaś tak mu odparł: — Gdybym nawet zechciał, by pozostał on żywy do czasu mego powrotu, co ci do tego? Ty skup się na swoim zadaniu! Z tego powodu pomiędzy braćmi i siostrami w wierze rozeszła się plotka, że Jan nie umrze. Jednak Jezus nie powiedział tego, że on nie umrze, lecz że gdyby zechciał, to mógłby go pozostawić żywym aż do swego powtórnego przyjścia. I to właśnie ja – ten Jan, o którym wspomniał Jezus – byłem naocznym świadkiem wszystkich spisanych tu wydarzeń i uroczyście oświadczam, że odnotowałem je rzetelnie i dokładnie. Poza wydarzeniami, które opisałem w tej księdze, Jezus dokonał jeszcze wielu innych znaków. Gdyby chcieć wszystkie je opisać, to – jak sądzę – świat nie zdołałby pomieścić ksiąg, które by powstały. Pierwsze sprawozdanie, dostojny Teofilu, napisałem o wszystkim, czego dowiedziałem się o nauczaniu Jezusa oraz o tym, czego dokonywał aż do dnia, w którym wstąpił w Niebiosa. Wcześniej nakazał wybranym przez siebie wysłannikom, by kontynuowali Jego misję w Duchu Uświęcenia. Zanim jednak to się stało, ukazywał się im – już po swej męce – jako Ten, który ma w sobie prawdziwe Życie, na co dawał im wiele dowodów. Czynił to przez czterdzieści dni, w czasie których nauczał swych uczniów o Bożym Królestwie. W rozmowach z nimi podkreślał mocno, by nie opuszczali Jerozolimy do czasu spełnienia się Obietnicy danej przez Ojca z Niebios, o której mówił tymi słowami: — Już dawniej o niej słyszeliście, gdyż wspominałem o niej, mówiąc: „Jan zanurzał w wodę, lecz wy, już niedługo, zostaniecie zanurzeni w Ducha Uświęcenia ”. Oni zaś pytali Go: — PANIE, czy wydarzy się to wtedy, gdy obejmiesz już królewską władzę w Izraelu?. Lecz On tak im odpowiedział: — Nie zajmujcie się badaniem tego, jakie czasy czy pory Ojciec wyznaczył swoją władzą w celu realizacji planów, które od dawna zamierzył. Waszą odpowiedzialnością jest to, abyście przyjęli moc Ducha Uświęcającego, który do was przyjdzie, i stali się moimi świadkami w Jerozolimie, w całej Judei, w Samarii i po krańce Ziemi!. Po tych słowach Jezus wzniósł się w górę, a oni – wpatrzeni w Niego – stali, aż został osłonięty obłokiem. Gdy jeszcze Go wypatrywali, zjawili się przy nich dwaj mężczyźni w białych szatach i powiedzieli: — Mężowie galilejscy! Dlaczego jeszcze tu stoicie i patrzycie w górę? Przecież ten Jezus, który przed chwilą wstąpił w Niebiosa, powtórnie przyjdzie na Ziemię w sposób podobny do tego, jak widzieliście to przed chwilą. Wtedy dopiero zebrali się i szybko wrócili do Jerozolimy, gdyż droga spod Góry Oliwnej, przy której się znajdowali, nie była dłuższa niż jeden kilometr. Gdy dotarli do domu, w którym zwykle się gromadzili, weszli do górnej izby, w której dalej razem przebywali. Byli tam: Piotr i Jan, Jakub i Andrzej, Filip i Tomasz, Bartłomiej i Mateusz, Jakub – syn Alfeusza – i Szymon zelota, a także Juda, syn Jakuba. Wszyscy oni, wraz z towarzyszącymi im kobietami, trwali niezłomnie i jednomyślnie w modlitwie. Wśród nich znajdowała się również Maria, matka Jezusa, a także Jego kuzyni. Po kilku dniach, gdy zebrało się ich około stu dwudziestu osób, na środek wyszedł Piotr i tak przemówił: — Bracia! Sami wiecie, że Duch Świętego Boga, przemawiając w Pismach ustami Dawida, zapowiedział zdradę Judasza, wskazując, iż sprowadzi on ludzi, którzy aresztują Jezusa. Wszystko dokonało się dokładnie w taki sposób! Judasz był człowiekiem z naszego grona i miał udział w naszym posługiwaniu! Za jego haniebne wynagrodzenie kapłani nabyli pole, on sam zaś powiesił się, a jego ciało zostało rzucone na śmietnisko. Tam spuchło, pękło i wypłynęły z niego wszystkie wnętrzności. Fakt ten stał się znany wszystkim mieszkańcom Jerozolimy, tak że pole kupione za jego pieniądze nazwali Hakeldamach, co znaczy „Pole Krwi”. Zwróćcie uwagę na to, co zostało o nim powiedziane w Księdze Psalmów: Niech dom jego na zawsze pusty pozostanie i nie będzie nikogo, kto by w nim zamieszkał. A ponieważ jest także napisane: urząd, który piastuje, niech inny otrzyma, trzeba, aby miejsce Judasza zajął jeden z tych, którzy byli z nami przez cały czas, gdy Jezus, nasz PAN, przebywał z nami, poczynając od chwili, gdy został przez Jana zanurzony w wodzie Jordanu, aż do dnia, w którym wstąpił w Niebiosa. Musi to być również ktoś, kto widział Go zmartwychwstałego. Wybrali więc dwóch: Józefa zwanego Barsabą, który nosił przydomek Justus, i Macieja. I tak się nad nimi modlili: — O, PANIE! Ty znasz serca wszystkich ludzi. Prosimy, abyś wskazał, którego z tych dwóch wybierasz, aby mógł on zająć miejsce w służbie i posłannictwie, które Judasz porzucił, kierując się własnymi planami. Po tej modlitwie zebrani oddali swe głosy, a wybór padł na Macieja. W taki sposób doszli do przekonania, iż to on ma zostać przyłączony do grona Jedenastu, by stać się Apostołem PANA. Wszyscy oni w dniu Pięćdziesiątnicy zebrali się ponownie w tym samym miejscu. Nagle dał się tam słyszeć wielki szum, niczym odgłos potężnego tchnienia z Niebios wypełniający dom, w którym przebywali. Tchnieniu temu towarzyszyło pojawienie się jakby płomienia, którego języki spoczęły na każdej z obecnych tam osób. Wtedy wszyscy zostali napełnieni Duchem Uświęcenia i w obcych językach zaczęli głosić Boże sprawy zgodnie z tym, co ten Duch polecał im mówić. W tym czasie w Jerozolimie, oprócz mnóstwa mieszkańców Judei, przebywało także wielu pobożnych ludzi ze wszystkich narodów Ziemi. Głośny szum przykuł ich uwagę. Gdy się zbiegli, wpadli zaraz w niebywałe zdumienie, gdyż wszyscy słyszeli, jak uczniowie przemawiają ich rodzimymi językami. Głęboko poruszeni, mówili jeden do drugiego: — Czyż owi ludzie, którzy tu przemawiają, nie są wszyscy Galilejczykami? Jakże więc jest możliwe, by każdy z nas słyszał swój ojczysty język?! Partowie, Medowie i Elamici, mieszkańcy Mezopotamii, Judei i Kapadocji, pielgrzymi z Pontu i Azji, z Frygii i Pamfilii, z Egiptu i z tej części Libii, która leży blisko Cyreny, a także przybysze z Rzymu – zarówno Żydzi, jak i prozelici, mieszkańcy Krety czy Arabowie – wszyscy słyszymy, jak owi ludzie przemawiają w naszych językach, mówiąc coś o wielkim Bożym dziele. Zaskoczeni i niepewni tego, co się dzieje, pytali jeden drugiego: — O co tu chodzi? Niektórzy zaś, z lekką drwiną, tak to kwitowali: — Cóż, po prostu upili się młodym winem. Wtedy Apostołowie wysunęli się przed innych uczniów, a Piotr, wznosząc ręce, zawołał donośnym głosem: — Mężowie hebrajscy, przybysze i wszyscy mieszkańcy Jerozolimy! Nadstawcie uszu na to, co powiem, i weźcie to sobie głęboko do serca, albowiem ludzie, którzy stoją tu przed wami, nie są pijani, jak to sugerują niektórzy! Nikt przecież o tej porze nie pije alkoholu. Jest bowiem dopiero dziewiąta rano. To zaś, czego jesteście w tej chwili świadkami, jest wypełnieniem proroctwa zapowiedzianego przez proroka Joela: „I stanie się tak – mówi Bóg – że w dniach ostatecznych obficie wyleję mego Ducha na całe stworzenie. Synowie wasi i wasze córki będą prorokować, starcy będą mieć sny, a młodzieńcy objawienia. W tym czasie Duch mój spocznie na wszystkich, którzy będą mi służyć z całym oddaniem, a będą to czynić bez reszty i żadnej rezerwy. Sprawię także, iż przedziwne rzeczy wydarzą się na nieboskłonie, a na Ziemi pojawią się wielkie znaki. Ujrzycie krew i ogień oraz kłęby dymu. Wtedy słońce zgaśnie, stłumione blaskiem mojego oblicza, a księżyc oblecze się barwą krwi ”. To wszystko się wydarzy, zanim nadejdzie wielki i straszny dzień PANA. Jednak każdy, kto w swym sercu prawdziwie uzna PANA i zwróci się do Niego, zostanie ocalony. Mężowie izraelscy, zrozumcie, że słowa te odnoszą się do Jezusa z Nazaretu – męża, w którym objawił się Bóg. Zostało to uwiarygodnione mocą, cudami oraz znakami, jakie Bóg w Jego osobie czynił pomiędzy wami, o czym zresztą sami wiecie najlepiej! Jego to wy – zgodnie z przewidzianym i od wieków ustalonym postanowieniem Boga – zabiliście rękami bezbożnych przez ukrzyżowanie. Lecz On, dzięki Boskiej mocy, jaka się w Nim objawiła, powstał z martwych do Życia. W ten sposób zerwał pęta Śmierci, gdyż niemożliwe było, by ona mogła Go powstrzymać. To o Nim również pisał Dawid: Ku PANU zawsze kieruję me oczy, w Jego obecności nigdy się nie chwieję. Dlatego moja dusza tak bardzo się cieszy i wielką radością napełnia me usta! Cała ma istota jest w Tobie bezpieczna, gdyż nie pozostawisz duszy mej w Szeolu. Ty również nie pozwolisz, aby Twój wybraniec zszedł do grobu i w proch na wieki się obrócił. To Ty dałeś mi życie i pełnię radości przed swoim obliczem. Bracia, niech będzie mi wolno przypomnieć, iż patriarcha Dawid umarł i został pogrzebany, a jego grób ciągle znajduje się w naszej ziemi. Lecz Bóg upewnił go swoją przysięgą, iż jego Potomek zasiądzie kiedyś na Tronie na wieki. Dawid, z uwagi na to, że był prorokiem, otrzymał poznanie tych spraw wcześniej. Wszystko, co pisał, dotyczyło Chrystusa oraz Jego powstania z martwych. To o Nim właśnie wspomniał, iż nie będzie zostawiony w Szeolu, a Jego zwłoki nie doznają rozkładu. Pisał on o Jezusie, w którym Bóg objawił się w całej pełni i który, dzięki Bożej mocy, powstał z martwych, czego my wszyscy jesteśmy świadkami! Następnie, okazując swoją Boską potęgę, wstąpił na wysokości i stamtąd wylał na nas Ducha Świętego Boga, który już wcześniej został przyobiecany przez Ojca Niebios. Zatem to, co widzicie i słyszycie, jest realizacją Bożej Obietnicy! Przecież to nie Dawid wstąpił w Niebiosa, chociaż przez niego Bóg wypowiedział słowa: Zasiądź w chwale i w potędze mego majestatu, a Ja Twoich wrogów jako podnóżek rzucę pod Twe stopy. Bądźcie więc pewni – zarówno wy, jak i cały naród Izraela – że właśnie ten Jezus, którego wy ukrzyżowaliście, okazał się PANEM i zapowiadanym przez Boga Mesjaszem! Kiedy zebrani to usłyszeli, głęboko przejęli się słowami Piotra. Natychmiast też zaczęli wypytywać jego oraz pozostałych Apostołów: — Bracia, co w takim razie mamy czynić? Wówczas Piotr powiedział: — Opamiętajcie się! A jeśli prawdziwie chcecie uwolnić się z mocy grzechu, który was wiąże, niech każdy z was podda się zanurzeniu w naturę i charakter Jezusa Chrystusa. Dopiero wtedy w darze od Boga otrzymacie Ducha Uświęcenia, którego obietnica wylania została przygotowana dla was, waszych dzieci, a także dla wszystkich, którzy są jeszcze daleko, lecz których PAN, Bóg nasz, jeszcze powoła. I jeszcze innymi słowami składał wobec nich świadectwo o Chrystusie. Mówił także: — Pozwólcie Bogu, by was wyratował z tego nieprawego społeczeństwa! Ci, którzy z serca przyjęli jego słowa, zostali zanurzeni w Ducha Chrystusa. W ten sposób jednego dnia przyłączyło się do nich około trzech tysięcy osób. Wszyscy niezłomnie trwali w nauczaniu Apostołów, we wspólnocie, w dzieleniu się pożywieniem i w modlitwach. Bojaźń Boża przepełniała serce każdego z nich, a PAN dokonywał wielu cudów i znaków przez ręce Apostołów. Wszyscy, którzy w Chrystusie złożyli swoją ufność, trzymali się razem i mieli wszystko wspólne. Stopniowo wyprzedawali swe majątki i posiadłości, a uzyskiwane środki rozdzielali między sobą według potrzeb, jakie kto miał. Codziennie w świątyni schodzili się na modlitwę, a pożywieniem dzielili się po domach. Pokarmy przyjmowali z radością i w prostocie serca. Wielbili Boga i cieszyli się przychylnością wszystkich ludzi. PAN zaś codziennie pomnażał liczbę tych, którzy wstępowali na drogę zbawienia. Pewnego dnia o trzeciej po południu Piotr i Jan udali się na modlitwę do świątyni. Przy wejściu do niej spotkali pewnego człowieka, który nie chodził od urodzenia. Jego rodzina codziennie kładła go przy bramie świątynnej zwanej Piękną, by prosił o jałmużnę. Ten, widząc zbliżających się Piotra i Jana, zaczął głośno błagać o wsparcie. Apostołowie zatrzymali się przy nim, a Piotr rzekł: — Spójrz na nas! Gdy żebrak, licząc na jakiś datek, zwrócił się ku nim, Piotr powiedział: — Nie posiadam srebra ani złota, lecz dam ci to, co mam! W imieniu Jezusa Chrystusa z Nazaretu mówię ci: Wstań i zacznij chodzić! I chwyciwszy żebraka za ręce, pomógł mu wstać. W tym momencie nogi tego człowieka wzmocniły się tak, iż stanął pewnie i zaczął chodzić. Razem z Apostołami wszedł na teren świątyni i tam, ciągle chodząc i podskakując, chwalił Boga. Wszyscy zgromadzeni widzieli, że poruszał się samodzielnie, wielbiąc przy tym Boga. Ludzie, którzy rozpoznawali w nim żebraka spod Bramy Pięknej, wpadali w uniesienie z powodu tego, co się wydarzyło. Uzdrowiony zaś ani na krok nie odstępował Piotra i Jana. Kiedy podekscytowani ludzie otoczyli ich tłumnie, co miało miejsce w portyku zwanym Salomonowym, Piotr tak przemówił: — Mężowie izraelscy, dlaczego z takim podziwem patrzycie na nas, jakbyśmy własną mocą lub pobożnością sprawili, iż człowiek ten zaczął chodzić? To Bóg naszych ojców: Abrahama, Izaaka i Jakuba, chciał tym wydarzeniem zwrócić waszą uwagę na to, iż swoją odwieczną chwałę ujawnił w Synu, Jezusie, którego wy wydaliście na śmierć i wyrzekliście się przed Piłatem, chociaż ten chciał Go uwolnić. Zaparliście się Świętego i Sprawiedliwego, domagając się ułaskawienia dla mordercy! Zabiliście Tego, który jest Źródłem Odwiecznego Życia i jedynym do tego Życia Przewodnikiem! Jednak On, Boską mocą, powstał z martwych, czego my jesteśmy naocznymi świadkami! A ten człowiek, którego od dawna znacie i tutaj widzicie, dzięki zaufaniu, jakie w jego sercu wzbudziło imię Chrystusa, uzyskał pełną sprawność nóg! To Jezus swoją mocą sprawił to, co przed chwilą wydarzyło się na waszych oczach, a mianowicie, że kończyny tego człowieka wzmocniły się i zaczęły funkcjonować! Bracia, mam jednak świadomość tego, iż postępowaliście w niewiedzy, podobnie jak i wasi przywódcy, gdyż to Bóg samodzielnie zaplanował i zrealizował wszystko, co wcześniej zapowiadał ustami swoich proroków, a mianowicie to, że obiecany przez Niego Mesjasz zostanie przeprowadzony przez cierpienie. Jeśli więc pragniecie, by wasze grzechy zostały przez Boga wymazane, opamiętajcie się i zwróćcie swymi sercami oraz całym myśleniem ku Chrystusowi, bo tylko w Nim możecie dostąpić obiecanego wytchnienia w Obecności PANA. Finał zbawienia dokona się bowiem wtedy, gdy Jezus, Boży Mesjasz, powtórnie przybędzie na Ziemię. Jednak trzeba, aby tymczasem pozostawał On w Niebiosach, aż wszystko zostanie odnowione. To o Nim Bóg od dawna mówił ustami swych świętych proroków. Posłuchajcie choćby tego, co powiedział Mojżesz: Proroka – jak ja – wzbudzi wam Bóg spośród waszych braci. We wszystkim, co On powie, macie się Go słuchać. A jeśli ktoś Go nie usłucha: zostanie, ku swej zgubie, z ludu wyłączony. Obecne dni zapowiadali również wszyscy prorocy od czasów Samuela. A wy przecież jesteście dziećmi tych proroków i dziedzicami tego Przymierza, które Bóg zawarł z waszymi ojcami, poczynając od Abrahama, do którego powiedział: W twoim Potomku błogosławieństwa dostąpią wszystkie narody Ziemi. Lecz zanim Bóg skierował to orędzie do innych narodów, posłał Jego, to znaczy Syna, najpierw do was, by wam pobłogosławić w odwracaniu się od niegodziwości i złego postępowania! W tym też celu powstał On z martwych! Kiedy tak przemawiali do ludu, podeszli do nich kapłani z dowódcą straży świątynnej oraz saduceuszami. Byli bardzo oburzeni tym, że Piotr i Jan nauczają lud, twierdząc, że zmartwychwstanie do odwiecznego Życia dokona się w Jezusie. Pojmali więc ich i zamknęli w areszcie do dnia następnego, gdyż był już wieczór. Tymczasem wiele osób, które wysłuchały głoszonego Słowa, złożyło swe zaufanie w Jezusie. Było to około pięciu tysięcy mężczyzn, nie licząc kobiet i dzieci. Następnego dnia zebrali się przywódcy ludu, starszyzna żydowska i uczeni w Piśmie obecni tego dnia w Jerozolimie. Między innymi byli tam: arcykapłan Annasz, a także Kajfasz, Jan i Aleksander oraz wielu innych z rodu arcykapłańskiego. Apostołów postawiono przed tą Radą, której członkowie pytali: — Jaką mocą dokonaliście tego cudu? Kogo reprezentujecie?. Wtedy Piotr, napełniony Duchem Uświęcenia, tak do nich przemówił: — Przywódcy ludu oraz wy wszyscy, którzy należycie do starszyzny! Skoro jesteśmy dzisiaj przesłuchiwani w związku z dobrodziejstwem, jakie wczoraj spotkało biednego człowieka, i jesteśmy pytani, jaką mocą dokonało się jego uwolnienie od choroby, to niech będzie wiadome wam oraz całemu ludowi Izraela, iż dokonało się to mocą Jezusa Chrystusa z Nazaretu, którego wy ukrzyżowaliście, a który – dzięki Boskiej mocy – powstał z martwych! To właśnie dzięki Niemu człowiek, który stoi przed wami, jest zdrowy! Wiedzcie, iż ten Jezus okazał się zapowiadanym od wieków głównym kamieniem spajającym Bożego Duchowego Przybytku. Wy zaś, budowniczowie narodowej religii, wzgardziliście Nim. Wiedzcie również i to, że w nikim innym nie ma zbawienia, gdyż nie dano ludziom pod niebem żadnego innego imienia, w którym mogliby zostać zbawieni. Członkowie Sanhedrynu – widząc wielką śmiałość Piotra i Jana, oraz, dowiedziawszy się, że są ludźmi prostymi, niemającymi żadnego wykształcenia – ogromnie dziwili się sile ich wypowiedzi. Wtedy uświadomili sobie, iż są oni uczniami Jezusa. Widząc jednak uzdrowionego człowieka, który przy nich stał, nie potrafili znaleźć żadnego argumentu przeciwko nim. Kazali więc usunąć ich z sali posiedzeń Wielkiej Rady, a sami dalej dyskutowali: — Cóż począć z tymi ludźmi? W wyraźny sposób za ich sprawą dokonał się cud, o którym wie już cała Jerozolima. W żaden sposób nie da się teraz już temu zaprzeczyć! — To fakt, jednak aby ta wiadomość nie rozchodziła się dalej pośród ludu, zabrońmy im przemawiać do kogokolwiek w tym imieniu! Po wezwaniu ich z powrotem nakazali, by przestali przemawiać i nauczać w imieniu Jezusa. Lecz Piotr i Jan tak wówczas odrzekli: — Sami osądźcie, czy w oczach Boga jest słuszne, by was słuchać bardziej niż Jego? Przecież nie możemy milczeć na temat tego, co osobiście widzieliśmy i słyszeliśmy! W odpowiedzi tamci powtórnie im zagrozili, lecz w końcu musieli ich wypuścić, gdyż nie potrafili znaleźć niczego, za co można by wymierzyć im karę. Uczynili tak wyłącznie dlatego, iż bali się zamieszek. Cały lud bowiem chwalił Boga z powodu tego, co się wydarzyło. A człowiek, który doświadczył uzdrowienia, miał ponad czterdzieści lat. Uwolnieni Apostołowie wrócili do braci i sióstr w wierze i opowiedzieli im o tym, czego doświadczyli od arcykapłanów i starszyzny. Gdy zdali już całą relację, wszyscy zgodnie wznieśli swe głosy do Boga, mówiąc: — PANIE, Ty jesteś Stwórcą zarówno nieba, jak i lądów, mórz oraz wszystkiego, co się w nich znajduje. Ty także mocą swego Świętego Ducha ustami naszego ojca Dawida tak wypowiedziałeś się o swoim Synu: Dlaczego narody się buntują, a ludy się burzą próżnością przepełnione? Królowie występni oraz władcy Ziemi spisek zawiązują – przeciw PANU knują i przeciwko temu, którego On namaścił. I stało się tak, jak to zapowiedziałeś. Lud Izraela razem z poganami zebrał się w tym mieście przeciw Twemu Synowi, Jezusowi, którego Ty namaściłeś. Byli pośród nich zarówno Herod, jak i Poncjusz Piłat. W istocie jednak oni tylko dokonali tego, co Ty sam – w swojej mocy i mądrości – zaplanowałeś. A teraz, PANIE, popatrz na groźby tych ludzi i pozwól nam, którzy służymy Tobie z całym oddaniem, odważnie głosić Twoje Słowo. Działaj swoją mocą, by dokonywać uleczeń, znaków i cudów, tak jak to czynił Twój Święty Syn – Jezus. Gdy tak się modlili, miejsce, w którym się znajdowali, zafalowało i wszyscy zostali napełnieni Duchem Uświęcenia, w rezultacie czego z wielką odwagą i otwartością ruszyli, by głosić Boże Słowo. W wyniku ich posługi wiele osób zaufało Chrystusowi. Wszyscy oni postępowali tak, jakby mieli jedno serce i jedną duszę. Nikt nie uważał rzeczy, jakie posiadał, za swą wyłączną własność. Wszystko było traktowane jako wspólne dobro. Apostołowie zaś z wielką mocą świadczyli o zmartwychwstaniu PANA. Wielka łaska otaczała wszystkich, którzy złożyli swą ufność w Jezusie. Nikt z nich nie cierpiał biedy, bo ci, którzy byli posiadaczami ziemi lub domów, stopniowo, według potrzeb, wyprzedawali swoje bogactwa, a uzyskane z tego pieniądze składali u stóp Apostołów. Rozdzielano je później według tego, co komu było potrzebne. Tak właśnie postąpił Józef, Lewita rodem z Cypru, który przez Apostołów został nazwany Barnabą, czyli „Synem Pocieszenia”. Po sprzedaniu ziemi do niego należącej uzyskane środki złożył u stóp Apostołów do wspólnego wykorzystania. W tym czasie miało miejsce również inne zdarzenie. Pewien człowiek imieniem Ananiasz, mający żonę Safirę, sprzedał swą posiadłość. Część uzyskanej z tego tytułu zapłaty, za wiedzą żony, odłożył dla siebie, zaś resztę złożył u nóg Apostołów, twierdząc, iż jest to cała kwota. Wtedy Piotr popatrzył na niego i powiedział: — Ananiaszu, dlaczego dopuściłeś do siebie szatańską myśl fałszowania działania Ducha Świętego Boga? Przecież, wbrew temu, co mówisz, nie jest to cała kwota. Odłożyłeś bowiem sobie część zapłaty uzyskanej za sprzedaną ziemię. Czyż grunty te nie były twoją własnością? Czy po ich sprzedaniu cała kwota nie należała wyłącznie do ciebie? Przecież mogłeś rozporządzać nią całkowicie swobodnie, według swojej woli. Dlaczego zatem obciążyłeś swe serce takim kłamstwem? Zrozum, że skłamałeś nie nam – ludziom – lecz samemu Bogu! Gdy Ananiasz usłyszał te słowa, padł i wydał ostatnie tchnienie, a wielka Boża bojaźń ogarnęła wszystkich świadków tego wydarzenia. Kilku młodych ludzi podniosło się, owinęło jego ciało w prześcieradła i wyniosło je, by pogrzebać. Po upływie około trzech godzin przyszła żona Ananiasza, która nie wiedziała, co się wydarzyło. Piotr natychmiast zadał jej pytanie: — Powiedz mi, czy swą ziemię sprzedaliście za kwotę, którą przekazaliście wspólnocie? Ona zaś powiedziała: — Tak, za taką. Na to Piotr odrzekł: — W jakim celu postanowiliście z mężem kłamać Duchowi PANA, wystawiając Go w ten sposób na próbę? W tej chwili ci, którzy wynieśli ciało twego męża, by je pogrzebać, znajdują się już w okolicach bramy miejskiej. Oni także wyniosą i ciebie. Wtedy kobieta przypadła do stóp Piotra, lecz nie zdołała już niczego powiedzieć, gdyż wydała ostatnie tchnienie. Kiedy wrócili wspomniani młodzieńcy, wzięli jej zwłoki i wynieśli, by pogrzebać obok męża. Wielka Boża bojaźń ogarnęła całą społeczność wierzących i wszystkich, którzy o tym usłyszeli. W tym czasie wiele znaków i cudów dokonywało się wśród ludu przez ręce Apostołów. Ci, którzy zaufali Chrystusowi, gromadzili się w portyku Salomona. Inni nie odważali się nawet do nich zbliżać. Jako społeczność cieszyli się powszechną przychylnością ludu. Dzień po dniu przybywało im braci i sióstr w wierze, którzy w PANU składali swoje zaufanie. Na ulice, którymi chadzał Piotr, przynoszono chorych na noszach i matach, by choć jego cień musnął któregoś z nich. Także z innych miast leżących blisko Jerozolimy schodzili się ludzie, przynosząc chorych i dręczonych przez duchy nieczyste – i wszyscy byli uzdrawiani. Wszystko to sprawiło, że wielka zawiść ogarnęła arcykapłana oraz jego zauszników z frakcji saduceuszy. Aresztowali więc Apostołów i wtrącili do więzienia. Jednak w nocy anioł wysłany przez PANA otworzył bramy więzienne, wyprowadził ich na zewnątrz i rzekł: — Idźcie śmiało do świątyni i dalej nauczajcie lud, przekazując mu całe Boże Słowo, gdyż to w nim zawarta jest moc odwiecznego Życia! Oni zaś, posłuszni temu poleceniu, zaraz o brzasku weszli na teren świątyni i zaczęli nauczać. W tym czasie arcykapłan i jego zwolennicy zwołali Sanhedryn oraz starszyznę Izraela i rozkazali pachołkom, by przyprowadzili uwięzionych. Słudzy udali się do więzienia, lecz nie znaleźli tam Apostołów. Wrócili więc i powiadomili o tym Wielką Radę, mówiąc: — Więzienie zastaliśmy starannie zamknięte. Strażnicy stali przy bramie. Kiedy jednak otworzono lochy, w środku nikogo nie było. Arcykapłani i dowódca straży świątynnej byli zaszokowani tymi słowami. Nie mogli zrozumieć, co się wydarzyło. Po chwili ktoś przybył z wiadomością: — Ludzie, których wtrąciliście do więzienia, weszli przed chwilą na teren świątyni i nauczają tłum tam zebrany! Wówczas dowódca straży wyszedł z sali obrad Rady i z grupą swych ludzi udał się na zewnętrzny dziedziniec świątyni. Stamtąd przyprowadził Apostołów, jednak tym razem bez użycia siły, gdyż bał się, by lud nie obrzucił ich kamieniami. Gdy Apostołowie zostali już doprowadzeni przed Sanhedryn, arcykapłan zwrócił się do nich słowami: — Przecież nakazaliśmy wam wyraźnie, byście nie nauczali o Jezusie! Wy jednak napełniacie Jerozolimę swoim nauczaniem, pragnąc obciążyć nas winą za krew tego człowieka. Na to Piotr oraz Apostołowie tak odpowiedzieli: — Boga trzeba słuchać bardziej niż ludzi! — A to właśnie Jego mocą – to znaczy mocą Boga naszych ojców – Jezus, którego wy zgładziliście, zawieszając na krzyżu, podniósł się z martwych do Życia! I to On – nasz Władca i Zbawiciel – w pełni Bożej potęgi wstąpił w Niebiosa, by dać Izraelowi możność opamiętania się i uwolnienia od grzechów! — W pełni zaświadczamy o prawdziwości tych słów! Jednak nie tylko my to robimy. Czyni to również Duch Świętego Boga, którego Najwyższy udziela każdemu, kto jest Mu posłuszny! Gdy arcykapłani i reszta zebranych usłyszeli te słowa, wpadli we wściekłość i postanowili zgładzić Apostołów. Lecz pewien członek Sanhedrynu, faryzeusz imieniem Gamaliel, niezwykle szanowany przez lud nauczyciel Prawa Mojżeszowego, powstał i powiedział: — Usuńcie na chwilę tych ludzi z sali obrad! A gdy Apostołowie opuścili salę, tak odezwał się do zgromadzonych: — Mężowie izraelscy! Powstrzymajcie emocje i spokojnie zastanówcie się, jak powinniśmy postąpić z tymi ludźmi. Wcześniej bowiem mieliśmy już do czynienia z podobnymi wypadkami. Wspomnijcie choćby na Teudasa, który twierdził, że jest kimś niezwykłym. Przystało do niego około czterystu mężów. Ostatecznie jednak został zabity, a z nim zginęli także wszyscy jego towarzysze. Rozpłynęli się i ślad po nich zaginął. Potem, w czasie spisu, pojawił się niejaki Judasz Galilejczyk, który pociągnął za sobą wielkie tłumy. I co się z nim stało? Także zginął, a wszyscy, którzy poszli za nim, ulegli rozproszeniu. Dlatego radzę wam: uwolnijcie tych ludzi i zostawcie ich w spokoju, bo jeśli to, o czym mówią, jest dziełem ludzkim, prędzej czy później się rozpadnie. Jeśli jednak sprawa ta pochodzi od Boga, nie zdołacie ich zniszczyć i może się okazać, że walczycie z samym Bogiem! Jego wystąpienie ostudziło emocje i przekonało zebranych. Przywołali więc ponownie Apostołów, zwymyślali ich – odzierając ze czci – i ponownie zabronili głosić Jezusa. Następnie zwolnili ich. Apostołowie, odchodząc sprzed Sanhedrynu, radowali się, iż dostąpili zaszczytu znoszenia zniewag z powodu Jezusa. Niepowstrzymani groźbami, każdego dnia nadal nauczali zarówno w świątyni, jak i po domach. Głosili Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie Jezusie. Ze wzrostem liczby członków społeczności wierzących zaczęło narastać w ich wspólnocie niezadowolenie i narzekanie. Coraz częstsze stawały się konflikty pomiędzy Żydami wyrosłymi w tradycji helleńskiej a tymi z tradycji hebrajskiej. Żydzi helleńscy uważali, że ich ubogie kobiety są na co dzień gorzej traktowane niż kobiety hebrajskie. W tej sytuacji Apostołowie zwołali zgromadzenie całej wspólnoty, na którym ogłosili: — Nie jest słuszne, byśmy zrezygnowali z nauczania Bożego Słowa na rzecz działań charytatywnych. Wybierzcie zatem spośród siebie, bracia i siostry, siedmiu mężów cieszących się pośród was dobrą opinią, pełnych duchowej mądrości, abyśmy mogli ustanowić ich naszymi przedstawicielami w sprawach dotyczących dobroczynności. My zaś będziemy dalej niezłomnie koncentrować się na modlitwie i nauczaniu Bożego Słowa. Propozycja ta spodobała się wszystkim. Wybrali więc Szczepana, męża pełnego wiary i Ducha Uświęcenia, oraz Filipa, Prochora, Nikanora, Tymona, Parmenasa i Mikołaja. Ten ostatni był prozelitą z Antiochii. Postawili ich przed Apostołami, a ci – po modlitwie – ustanowili ich swymi przedstawicielami do pełnienia zadań charytatywnych. Wskutek tej decyzji Słowo Boże nadal bez przeszkód rozchodziło się szeroko po całej Jerozolimie, tak iż liczba uczniów PANA w tym mieście szybko wzrastała. Nawet kapłani, i to bardzo licznie, okazywali Bogu swe posłuszeństwo i wkraczali na drogę wiary. Wielkie znaki i cuda działy się wśród ludu przez Szczepana, który był pełen Bożej łaski i mocy. W tym czasie pewni ludzie z synagogi wyzwoleńców przybyli z Cyrenajki, Aleksandrii oraz pochodzący z Cylicji i innych krain Azji wdali się w dysputy teologiczne ze Szczepanem. Kiedy jednak nie mogli sprostać mądrości, z jaką przemawiał on w Duchu, uknuli spisek i przez podstawionych ludzi rozpowiadali: — Słyszeliśmy, jak ten człowiek wypowiadał się bluźnierczo nie tylko przeciw Mojżeszowi, ale przeciwko samemu Bogu! W ten sposób podburzyli lud, starszyznę oraz uczonych w Piśmie. Następnie pochwycili Szczepana i zaciągnęli go przed Sanhedryn. Tam sprowadzili fałszywych świadków, którzy zeznali: — Ten człowiek nieustannie wypowiada się przeciwko świątyni i Prawu Mojżeszowemu. Osobiście słyszeliśmy, jak mówił, że Jezus z Nazaretu zburzy tę świątynię i pozmienia zwyczaje przekazane nam przez Mojżesza. Kiedy zaś zebrani w sali posiedzeń Najwyższej Rady wpatrzyli się uważnie w twarz Szczepana, ujrzeli jakby oblicze anioła. Wtedy arcykapłan zapytał: — Czy to prawda? Szczepan zaś odpowiedział w taki sposób: — Mężowie izraelscy, bracia i ojcowie, posłuchajcie mnie. Bóg w swojej chwale ukazał się naszemu przodkowi Abrahamowi jeszcze w Mezopotamii, zanim osiadł on w Charanie. Powiedział mu wówczas: Opuść swój kraj oraz swoich rodaków i idź do kraju, który Ja ci wskażę. Odszedł więc Abram z kraju Chaldejczyków i osiadł w Charanie. Po śmierci ojca otrzymał od Boga ponowne wezwanie do przeniesienia się do kraju, w którym teraz mieszkamy. Jednak Najwyższy nie zagwarantował mu nawet skrawka tej ziemi, a tylko obiecał, iż jego potomstwo – chociaż Abraham nie miał wówczas jeszcze dziecka – otrzyma ją w dziedzictwie. Powiedział wówczas do niego: Twoi potomkowie będą imigrantami w obcym kraju. Tam staną się niewolnikami i będą dręczeni przez lat czterysta. Lecz naród, który będzie ich ciemiężył, zostanie osądzony przeze mnie, oni zaś wyjdą stamtąd i będą mi służyć tutaj, w tej ziemi. Na znak Przymierza dał mu obrzezanie. I rzeczywiście, Abraham zrodził Izaaka, którego również obrzezał ósmego dnia, a Izaak – Jakuba, Jakub zaś – dwunastu patriarchów. Ci, zżerani zazdrością o Józefa, sprzedali go do Egiptu. Jednak Bóg był z Józefem i wyzwolił go ze wszystkich ucisków. Okazał mu swą łaskawość i dał mądrość, czym zwrócił na niego uwagę władcy Egiptu – faraona, który ustanowił go nie tylko zarządcą całego kraju, ale i wszystkich swych prywatnych majętności. W czasie nieurodzaju i wielkiego głodu, jaki zapanował w Egipcie i Kanaanie, również naszym ojcom zabrakło jedzenia. Kiedy więc Jakub dowiedział się, iż Egipt dysponuje wielkimi zapasami żywności, natychmiast wysłał tam swych synów – naszych przodków. Gdy ci udali się tam po raz drugi, Józef ujawnił się braciom. Wówczas także faraon dowiedział się więcej o jego pochodzeniu. Wtedy Józef posłał po swego ojca Jakuba i sprowadził go ze wszystkimi krewnymi. Przybyło ich wówczas siedemdziesiąt pięć osób. W ten sposób Jakub przybył do Egiptu. Tam zmarł, podobnie jak i wielu innych naszych przodków, których kości zostały później przeniesione do Sychem i złożone w ziemi, którą Abraham nabył tam od synów Chamora za uzgodnioną cenę w srebrze. Tymczasem – w miarę przybliżania się czasu wypełnienia obietnicy danej przez Boga Abrahamowi – lud mocno rozrastał się w Egipcie. Gdy po pewnym czasie władzę w Egipcie objął nowy faraon, który nie znał Józefa, zaczął on knuć przeciwko naszemu narodowi. Wprowadził krzywdzące prawo, według którego nowo narodzeni hebrajscy chłopcy mieli być topieni w rzece. W tym czasie urodził się Mojżesz, który był miły Bogu. Przez trzy miesiące był ukrywany i karmiony w domu swego ojca. Kiedy jednak nie było to dalej możliwe, włożono chłopca do koszyka i pozostawiono na wodzie. Tam został znaleziony przez córkę faraona, która wzięła go do siebie i wychowała jak syna. Dzięki temu Mojżesz otrzymał staranne wykształcenie we wszelkiej wiedzy dostępnej w Egipcie. W końcu przyszedł czas, iż pokazał on, że jest mocny nie tylko w słowie, ale i w czynie. Gdy miał lat czterdzieści, zapragnął objąć przewodnictwo nad swymi braćmi – synami Izraela. [Opuścił więc dwór faraona], gdyż widział, jak wielką krzywdę cierpią Hebrajczycy. A kiedy, stając w obronie jednego z nich, zabił Egipcjanina, pomyślał, iż lud Izraela zrozumie, że to sam Bóg – przez niego – daje im ocalenie! Lecz oni tego nie zrozumieli! Następnego dnia bowiem, kiedy starał się uspokoić i pojednać tych, którzy się sprzeczali, mówiąc: Ludzie, przecież jesteście braćmi! Dlaczego krzywdzicie się wzajemnie?, jeden z nich odepchnął go, wykrzykując: A któż to mianował cię naszym wodzem albo sędzią?! Czy zabijesz i mnie, jak to wczoraj uczyniłeś z Egipcjaninem?. Gdy Mojżesz usłyszał te słowa, zląkł się i zbiegł z Egiptu. Stał się wygnańcem w krainie Madian. Tam urodziło się mu dwóch synów. Upłynęło kolejne czterdzieści lat. Pewnego dnia PAN objawił się Mojżeszowi na pustyni przy górze Synaj. Ukazał się mu w kolczastym krzewie, niczym ognisty zwiastun. Mojżesza poruszyło to przedziwne zjawisko. Gdy podszedł, by lepiej się przyjrzeć, usłyszał Głos PANA: JA JESTEM Bogiem twoich ojców: Bogiem Abrahama, Bogiem Izaaka i Bogiem Jakuba. Wówczas Mojżesz z drżeniem zakrył twarz, gdyż bał się spojrzeć na Boga. PAN zaś powiedział do niego: Zdejmij sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest święte. Przyjrzałem się nędzy mego ludu w Egipcie, gdyż dotarło do mnie ich wołanie. Zstąpiłem więc po to, aby ich ocalić. Dlatego teraz nakazuję tobie: Idź do nich. I chociaż oni wcześniej odepchnęli Mojżesza, mówiąc: Któż to mianował cię naszym wodzem albo wybawicielem?, Bóg ponownie go do nich posłał. Jednak tym razem Mojżesz udał się do nich pod przewodnictwem Wodza i Wybawiciela. Poszedł bowiem ręka w rękę z Tym, który w krzewie objawił mu się niczym ognisty zwiastun. I to właśnie ten Przewodnik i Odkupiciel wyprowadził ich, czyniąc cuda i znaki w ziemi egipskiej, nad Morzem Czerwonym i na pustyni przez czterdzieści lat. To Jego przyjście zapowiadał Mojżesz, mówiąc do synów Izraela: Proroka – jak ja – wzbudzi wam Bóg spośród waszych braci. I znów objawił się On Mojżeszowi, gdy zgromadzili się na pustyni pod górą Synaj. Wtedy właśnie Ten, który ma w sobie Życie, przekazał naszym ojcom swoje Prawo, aby oni dalej przekazywali je nam. Jednak nasi ojcowie nie chcieli okazać PANU posłuszeństwa. Odepchnęli Go i serca swoje na powrót zwrócili ku Egiptowi. Zażądali nawet od Aarona: Sporządź nam wizerunek naszego Boga, za którym będziemy mogli dalej podążać, ponieważ nie wiemy, co stało się z Mojżeszem, który nas wyprowadził z ziemi egipskiej. I zrobili sobie cielca, by składać ofiary temu posągowi! Byli niezwykle zadowoleni z dzieła swoich rąk! Gdy Bóg to zobaczył, zawrzał wielkim gniewem! Odwrócił się od nich i wydał ich na pastwę zastępów nieczystych, które są w Niebiosach. Właśnie o tym mówił do nich przez Proroków słowami: Cóż z tego, Izraelu, że na pustyni przez lat czterdzieści ofiary mi składaliście? Czyż później nie postawiliście świątyni Molochowi i nie składaliście hołdu symbolom Remfana? Posągom, które wykonaliście własnymi rękami, zaczęliście składać hołdy i pokłony! Dlatego zdecydowałem, aby was przesiedlić poza wasze granice, aż do Babilonu. W czasie całej wędrówki po pustyni ojcowie nasi nosili ze sobą namiot spotkania. Był on wykonany dokładnie według polecenia PANA, na wzór tego, który Mówiący do Mojżesza ukazał mu w Niebiosach. Kolejne pokolenia przejęły ten namiot w dziedzictwie i razem z Jozuem wnieśli go do Kanaanu, zajmując posiadłości pogan, których Bóg, idący przed nimi, usuwał swą potęgą. Namiot ten był przenoszony aż do czasów Dawida, którego Bóg obdarzył swą szczególną łaską. Jednak i Dawid, chociaż błagał Boga Jakuba, by mógł w końcu znaleźć stałe miejsce dla Bożego przybytku, nie mógł go wybudować. Dopiero Salomon wzniósł Bogu wspaniałą świątynię. Lecz Najwyższy nie mieszka w tym, co zostało zbudowane ludzką ręką. Sam o tym powiedział przez proroka: Niebiosa są moim Tronem, a Ziemia jest podnóżkiem dla stóp moich. Jakiż to dom możecie mi wybudować lub jakie miejsce dla mego Odpocznienia? Niebiosa i Ziemię sam wykonałem. One są moimi!. Lecz wy nie rozumiecie tego wszystkiego, gdyż jesteście ludźmi twardego karku! Wasze serca są ciągle nieobrzezane, a uszy niczego nie słyszą! Zawsze stawiacie opór Duchowi Świętego Boga! Czynicie dokładnie to samo, co wasi ojcowie! Czy był jakiś prorok, którego by oni nie prześladowali?! Niezmiennie zabijali tych, którzy zapowiadali przyjście Sprawiedliwego, którego wy zdradziliście i zamordowaliście! I chociaż Prawo przyjęliście od tego, który Go zwiastował, to przecież w swoich sercach nigdy nie chcieliście być posłuszni jego przepisom! Słysząc to, zebrani wpadli w szał. Pełni wściekłości zgrzytali z gniewu zębami. Szczepan zaś, pełen Ducha Uświęcenia, spoglądając w górę, ujrzał w Niebiosach Bożą chwałę, a w niej Jezusa pełnego Boskiej mocy, i zawołał: — Oto widzę otwarte Niebiosa i Syna człowieczego w pełni Boskiej chwały i potęgi! Na to zebrani, zatykając sobie uszy, zaczęli głośno krzyczeć! Tłumnie ruszyli przeciwko Szczepanowi. Wywlekli go za miasto i tam kamienowali. Czyniący to złożyli swe szaty pod strażą młodzieńca imieniem Szaweł. Szczepan zaś tak się modlił: — Jezu, PANIE, przyjmij mego ducha! A wydając ostatnie tchnienie, głośno zawołał: — PANIE, nie policz im tego grzechu! Po tych słowach skonał. Szaweł zaś był niezwykle rad ze zgładzenia Szczepana. Od tego dnia rozpoczęło się w Jerozolimie wielkie prześladowanie Żydów wierzących w Chrystusa. Mnóstwo z nich uciekło wtedy z miasta, rozpraszając się po wioskach Judei i Samarii. Apostołowie jednak pozostali na miejscu. Zwłoki Szczepana zostały pogrzebane przez pobożnych ludzi, którzy rzewnie go opłakiwali. Tymczasem Szaweł siał spustoszenie pośród wierzących. Wdzierał się do domów, gdzie przebywali, i wywlekał ich – zarówno mężczyzn, jak i kobiety – by wtrącić do więzienia. Ci zaś, którzy przed nim uciekali, nieśli ze sobą Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. W taki właśnie sposób Filip, przynaglony prześladowaniami, dotarł do miasta zwanego Samarią i zaczął tam głosić Chrystusa. Tłumy ludzi lgnęły do tego, co mówił, ponieważ widziały znaki, jakie się działy przez niego. Wiele osób zostało tam uwolnionych od duchów nieczystych, które uchodziły z nich z głośnym krzykiem. Także wielu sparaliżowanych i kulawych doznawało uzdrowień. Z tego powodu w całej miejscowości zapanowały radość i uniesienie. A mieszkał tam pewien człowiek o imieniu Szymon, który od dawna zajmował się wiedzą tajemną. Wywierał on na ludziach wielkie wrażenie. Sam o sobie twierdził, że jest kimś niezwykłym. Wszyscy mieszkańcy Samarii, zarówno ci najmniej znaczący, jak i ci najznamienitsi, lgnęli do niego, będąc przekonani, że dysponuje on wielką mocą daną mu przez Boga. Dlatego stosowali się do wszystkiego, czego nauczał. Od długiego bowiem czasu wprawiał ich w zachwyt sztuczkami, których dokonywał. Kiedy jednak uwierzyli Filipowi głoszącemu Dobrą Wiadomość o Bożym Królestwie i o charakterze Jezusa Mesjasza, wszyscy – zarówno mężczyźni, jak i kobiety – dawali się ochrzcić. Uwierzył także Szymon i też dał się ochrzcić. Od tego momentu nie odstępował Filipa nawet na krok, zdumiewając się wielce znakami i cudami, jakie się dokonywały. Gdy Apostołowie – nadal pozostający w Jerozolimie – usłyszeli, że mieszkańcy Samarii przyjęli Słowo Boże, wysłali do nich Piotra i Jana. Ci zaś, po przybyciu, modlili się, by również i ten lud mógł rozpocząć życie w Duchu Uświęcenia. Ludzie ci bowiem zostali jedynie pouczeni o naturze i charakterze PANA, to znaczy Jezusa, lecz jak dotąd nikt z nich nie zaczął żyć według Jego przykładu. W związku z tym postanowili przekazać im misję głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, a Samarytanie, przyjmując ją, rozpoczynali życie w Duchu Uświęcenia. Patrząc na to, co czynili Apostołowie, Szymon pomyślał sobie, że dysponują oni specjalną mocą do przekazywania Ducha. Przyniósł więc pieniądze i, dając je im, powiedział: — Dajcie i mnie tę władzę, aby każdy, na kogo nałożę ręce, otrzymywał Ducha Świętego Boga. Lecz Piotr tak mu odrzekł: — Niech te pieniądze przepadną razem z tobą w ogniu wiecznego potępienia! Dopuściłeś bowiem do siebie myśl, iż Boży dar możesz sobie kupić! Twój sposób myślenia pokazuje, że nie masz żadnego udziału w obietnicach, jakie zawarte są w Słowie Najwyższego, gdyż w sercu jesteś nieszczery wobec Boga. Opamiętaj się i odwróć od zła, jakie w sobie nosisz! Błagaj PANA, a może ci wybaczy to, co zrodziło się w twym sercu! Widzę bowiem, że jesteś pełen żółci i goryczy, a twoje wnętrze nadal jest zniewolone nieprawością! Wtedy Szymon zawołał: — Wstawcie się u PANA za mną, by nie spotkało mnie nic z tego, co powiedzieliście! Kiedy Apostołowie dokończyli umacnianie ludu Samarii w Słowie PANA, wyruszyli z powrotem do Jerozolimy. Po drodze zatrzymywali się w wielu wsiach samarytańskich, aby i tam ogłaszać Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. W tym czasie PAN przemówił do Filipa słowami: — Powstań i idź na południe, w kierunku drogi, która wiedzie z Jerozolimy do Gazy. Wejdź na nią na odcinku, który przebiega przez pustkowie. Filip zebrał się i uczynił to, co polecił mu PAN. A gdy już znalazł się na wskazanej drodze, zobaczył podróżującego nią eunucha z Etiopii. Człowiek ten był wysokim rangą dworzaninem Kandaki, czyli etiopskiej królowej, sprawującym nadzór nad całym jej skarbem. Przybył on do Jerozolimy, by złożyć cześć Bogu Najwyższemu. Wracał już do siebie i, siedząc w powozie, czytał proroka Izajasza. Wówczas Duch rzekł do Filipa: — Zbliż się do tego powozu! Gdy Filip podbiegł, usłyszał, że Etiopczyk czyta proroka Izajasza. Zapytał więc: — Czy rozumiesz, co czytasz? Tamten zaś odrzekł: — Jak mógłbym rozumieć, skoro nikt dotąd nie wyjaśnił mi tego? I zaprosił Filipa, aby się przysiadł. Okazało się, iż czytał właśnie fragment: Poprowadzono Go niczym baranka na rzeź. Był jak niema owca w rękach tych, którzy ją strzygą. Nikogo nie oskarżał, nikomu nie złorzeczył. Wprost na miejsce kaźni z sądu Go zabrali, lud jednak tym faktem zupełnie się nie przejął, choć to za ich grzechy został On zgładzony. Eunuch, korzystając z okazji, spytał Filipa: — Powiedz mi, proszę, o kim prorok tutaj mówi? O sobie czy o kimś innym? Wówczas Filip, wychodząc z tego fragmentu Pisma, opowiedział mu Dobrą Wiadomość o ratunku w Jezusie. Jadąc dalej, zobaczyli przy drodze jakiś zbiornik wody. Wtedy dworzanin powiedział: — O! Zobacz, mamy tu wodę! Czy stoi coś na przeszkodzie temu, abym i ja mógł zostać ochrzczony? Filip zaś tak mu odrzekł: — Nic, o ile całą swoją ufność i nadzieję z serca złożyłeś w Chrystusie. Wtedy dostojnik rzekł: — O tak! Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym! I nakazał zatrzymać powóz, by mogli wysiąść. Następnie weszli do wody, a Filip ochrzcił go. Gdy wyszli z wody, Filip – przynaglony Duchem PANA – ruszył w dalszą drogę, dworzanin zaś, przepełniony radością, udał się w swoim kierunku. Już nigdy więcej się nie spotkali. Filip, wędrując wzdłuż wybrzeża morskiego, przeszedł przez miasto Azot i dotarł do Cezarei Nadmorskiej. Wszędzie głosił Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. Szaweł zaś dyszał pragnieniem kolejnych mordów. W szaleństwie prześladowań stał się postrachem uczniów PANA. Pewnego dnia wpadł na pomysł, by pójść do arcykapłana i poprosić go o listy uwierzytelniające do żydowskich zgromadzeń w Damaszku. Planował bowiem udać się również do tego miasta, by i tam ścigać Żydów – zarówno mężczyzn, jak i kobiety – którzy stali się uczniami Chrystusa, i sprowadzić ich w kajdanach do Jerozolimy na rozprawę przed Sanhedrynem. Podczas podróży, gdy był już blisko Damaszku, znienacka ogarnęła go niezwykła Światłość z Niebios. Pod jej wpływem padł na ziemię i usłyszał Głos mówiący: — Szawle! Szawle! Dlaczego mnie prześladujesz?! Zdumiony Szaweł zapytał: — Kim jesteś, Panie? A Głos powiedział: — JA JESTEM Jezus, którego ty prześladujesz. A teraz podnieś się już i ruszaj dalej do miasta, do którego zmierzasz. Tam powiedzą ci, co masz dalej czynić. Ludzie towarzyszący Szawłowi stali oniemieli, bo słyszeli Głos, lecz nikogo nie widzieli. Po chwili podnieśli Szawła z ziemi. Ten zaś, choć oczy miał otwarte, niczego nie widział. Słudzy więc, trzymając go pod ręce, poprowadzili do Damaszku. Tam przez trzy dni nic nie widział. W tym czasie nic nie jadł i nie pił. W Damaszku mieszkał pewien uczeń Chrystusa imieniem Ananiasz. PAN przemówił do niego w widzeniu: — Ananiaszu! Ten zaś odpowiedział: — PANIE, oto jestem do Twojej dyspozycji. Wtedy PAN rzekł: — Wstań i pójdź na ulicę Prostą. Tam w domu Judy odszukaj Szawła z Tarsu, który właśnie się modli. W tym czasie Szaweł, podczas modlitwy, w danym sobie widzeniu, „zobaczył” Ananiasza, który przychodzi i kładzie na nim ręce, by przejrzał. Jednak Ananiasz, z wahaniem w sercu, rzekł do Jezusa: — PANIE, słyszałem od wielu osób, iż człowiek ten wyrządził wiele zła Twojemu ludowi w Jerozolimie. Podobno ma on upoważnienie wydane przez arcykapłanów, aby i tutaj zakuwać w kajdany Żydów, którzy przyznają się do Ciebie. PAN zaś tak mu odpowiedział: — Nie wahaj się, lecz idź, gdyż ja wybrałem tego człowieka, by zaniósł wieść o mnie nie tylko do synów Izraela, ale także i do tych, którzy nie są Żydami. Powiodę go także przed królów. W stosownym czasie pokażę mu również, jakich cierpień będzie musiał doświadczyć z mojego powodu. Udał się więc Ananiasz do wskazanego mu domu, a kładąc ręce na Szawle, powiedział: — Szawle, bracie! Jezus, Wszechmogący PAN, który objawił się tobie na drodze, którą podążałeś, przysłał mnie, byś przejrzał i abyś został napełniony Duchem Uświęcenia. I w tym momencie Szaweł odzyskał wzrok. Jakby łuski spadły z jego oczu. Zaraz też podniósł się i dał się ochrzcić. Zaczął też przyjmować pokarmy i błyskawicznie wracał do sił. Przez cały czas pobytu w Damaszku przebywał w środowisku uczniów PANA. Szybko stał się aktywny również w żydowskich synagogach, gdzie gorliwie nauczał, iż Jezus jest Synem Bożym. Wszyscy, którzy go słuchali, mówili pełni zdumienia: — Czyż nie jest to ten sam człowiek, który w Jerozolimie prześladował wszystkich odwołujących się do Jezusa? Czyż nie przybył on tutaj, aby takich właśnie ludzi odprowadzić w kajdanach do arcykapłanów?! Szaweł tymczasem każdego dnia przemawiał coraz odważniej. Wprawiał religijnych Żydów z Damaszku w coraz to większe zakłopotanie, gdyż w niezmordowany sposób wykazywał, że Jezus jest Mesjaszem. W końcu, po jakimś czasie, zmówili się, by go zgładzić. W tym celu religijni Żydzi ustawili swoich ludzi przy bramach miasta, by wypatrywali go dniem i nocą. Ta informacja dotarła jednak do Szawła. Dlatego uczniowie PANA ewakuowali go nocą, spuszczając na linach w koszu poza obręb murów miejskich. Po ucieczce z Damaszku Szaweł udał się do Jerozolimy. Tam próbował przyłączyć się do uczniów PANA, lecz wszyscy, bojąc się podstępu, odsuwali się od niego. Nikt nie wierzył, że ten człowiek mógł stać się uczniem Jezusa. Dopiero kiedy Barnaba zajął się nim, został przedstawiony Apostołom. Ten także wyjaśnił im, jak to Szaweł podczas podróży spotkał PANA, który do niego przemówił. Opowiedział również, jak odważnie występował w Damaszku, głosząc Jezusa. W ten sposób Szaweł został wprowadzony w społeczność uczniów Chrystusa w Jerozolimie. Chodził z nimi po całym mieście i śmiało przemawiał w imieniu PANA. Z pełną determinacją włączał się w żydowskie dyskusje, w których mocno przeciwstawiał się hellenistom. Ci w końcu postanowili, że go zgładzą. Gdy bracia w wierze dowiedzieli się o tym, szybko wyekspediowali Pawła do Cezarei, a stamtąd do Tarsu. Po tych wydarzeniach w Judei, Galilei i Samarii nastał dla wierzących w Chrystusa czas pokoju. Uczniowie, pełni bojaźni PANA, umacniali się w Chrystusie, a Jego Święty Duch pomnażał ich liczbę. Po jakimś czasie Piotr postanowił odwiedzić ludzi, którzy uwierzyli w Chrystusa. Wędrując od jednej społeczności do drugiej, dotarł również do tych, którzy mieszkali w Liddzie. Tam zaproszono go do pewnego człowieka, Eneasza, który od ośmiu lat leżał sparaliżowany. Po dotarciu na miejsce Piotr przemówił do chorego takimi słowami: — Eneaszu, Jezus Chrystus przywraca ci zdrowie! Wstań więc i sam pościel swoje łoże! I człowiek ten powstał od razu! Kiedy mieszkańcy Liddy i Saronu ujrzeli Eneasza chodzącego, wszyscy nawrócili się do PANA. W pobliskiej Jafie mieszkała pewna kobieta imieniem Tabita, co znaczy „Gazela”, która należała do grona uczniów PANA. Była powszechnie znana z tego, że czyniła dobro i chętnie wszystkim pomagała. Niestety, pewnego dnia zachorowała i zmarła. Jej ciało zostało obmyte i złożone w górnej izbie domu, w którym mieszkała. Gdy jej przyjaciele, również uczniowie PANA, dowiedzieli się, że Piotr przebywa w niedalekiej Jafie, wysłali do niego dwóch mężczyzn z taką prośbą: „Przybądź, prosimy, do nas szybko!”. Piotr od razu wyruszył z przybyłymi do niego posłańcami. Gdy dotarli na miejsce, wprowadzono go do izby, gdzie leżały zwłoki kobiety. Było tam wiele ubogich, samotnych kobiet, które z płaczem pokazywały mu suknie i płaszcze, jakie zrobiła dla nich Tabita. Usunąwszy wszystkich z izby, Piotr ukląkł i pomodlił się. Następnie powiedział: — Tabito, wstań! Ta zaś otworzyła oczy. Gdy ujrzała Piotra, zaraz usiadła! Piotr pomógł jej wstać i zawołał wszystkich, by przekazać im ją żywą. Wieść o tym rozeszła się po całej Jafie. Wiele osób z tego powodu uwierzyło w PANA. Piotr pozostał w tym mieście nieco dłużej, goszcząc u niejakiego Szymona, który trudnił się garbowaniem skór zwierzęcych. W tym czasie mieszkał w Cezarei pewien centurion z rzymskiej kohorty zwanej Italską. Miał on na imię Korneliusz. Był to niezwykle pobożny człowiek, który wraz z całą swą rodziną prowadził życie pełne Bożej bojaźni. Korneliusz wspierał lud licznymi darami oraz jałmużnami. Modlił się też nieustannie do Boga Najwyższego. Pewnego dnia, około godziny trzeciej po południu, otrzymał wizję, w której w wyraźny sposób zobaczył Bożego anioła. Ten, podchodząc do niego, rzekł: — Korneliuszu! Centurion, pełen lęku, odrzekł: — Słucham, panie. Wtedy anioł powiedział: — Twoje modlitwy oraz postawa miłosierdzia sprawiły, że Bóg zwrócił na ciebie uwagę. Poślij więc zaraz swe sługi do Jafy z wezwaniem dla Szymona zwanego Piotrem, który zatrzymał się w domu garbarza noszącego również imię Szymon. Dom ten znajduje się blisko morza. Gdy Boży posłaniec zniknął, centurion przywołał dwóch służących oraz jednego ze swoich żołnierzy – człowieka jak i on pobożnego. Byli to jego najbardziej zaufani ludzie. Opowiedział im wszystko i wysłał z misją do Jafy. Następnego dnia, blisko południa, gdy posłańcy centuriona byli jeszcze w drodze, Piotr udał się na taras na dachu domu, aby się modlić. W pewnej chwili odczuł głód i zapragnął coś zjeść. W czasie gdy ktoś z domowników szykował dla niego posiłek, Piotr popadł w duchowe uniesienie i zobaczył otwarte Niebiosa, a także wielką płachtę opuszczającą się z nich na dół. Kiedy płachta czterema końcami osiadła już na ziemi, ujrzał w niej kłębiące się różnorakie zwierzęta. Były pośród nich czworonogi, płazy pełzające po ziemi oraz ptaki. Wtedy usłyszał Głos: — Piotrze, zabijaj je i jedz! Lecz Piotr tak odparł: — Wykluczone, PANIE! Nigdy przecież nie spożywałem rzeczy pospolitych albo nieczystych. Wtedy Głos po raz drugi powiedział, by nie uważał za skalane tego, co Bóg oczyścił! Po trzecim powtórzeniu płachta została zabrana z powrotem do góry. Gdy Piotr – pełen wątpliwości – rozważał, co mogło znaczyć to widzenie, wysłannicy Korneliusza przybyli do Jafy i zaczęli dopytywać o dom Szymona. W końcu stanęli u bramy, przywołali odźwiernego i spytali, czy jest tu goszczony niejaki Szymon zwany Piotrem. Tymczasem Piotr dalej rozmyślał na temat otrzymanego widzenia, gdy Duch PANA przemówił do niego: — Oto szukają cię trzej mężowie. Wstań, zejdź na dół i idź z nimi bez wahania, gdyż to ja wysłałem ich do ciebie. Zszedł więc Piotr do przybyłych i powiedział: — To mnie szukacie. Jaki jest powód waszego przybycia? Wtedy oni powiedzieli: — Centurion Korneliusz, człowiek sprawiedliwy i bogobojny, cieszący się dobrą opinią wśród ludu żydowskiego, w objawieniu – przekazanym mu przez anioła Świętego Boga – otrzymał polecenie, by zaprosić cię do swego domu i wysłuchać, co masz mu do przekazania. Piotr zaprosił ich do środka i udzielił gościny. Następnego dnia rano udał się z nimi w drogę. Kilku braci w wierze pochodzących z Jafy przyłączyło się do nich. Gdy doszli do Cezarei, Korneliusz, który wcześniej zaprosił krewnych i bliskich przyjaciół, już ich oczekiwał. Widząc z daleka nadchodzącego Piotra, wyszedł naprzeciw i, witając go, padł mu do stóp. Piotr podniósł go, mówiąc: — Przestań i podnieś się! Przecież jestem tylko człowiekiem. I rozmawiając, poszli dalej. Wkrótce dotarli do domu Korneliusza, gdzie oczekiwali ich zebrani. Wówczas Piotr powiedział: — Ludzie, sami doskonale wiecie, jak niewłaściwe jest Żydowi zadawać się z osobami obcej narodowości. Nie powinniśmy nawet wchodzić do nieżydowskich domów. Tymczasem Bóg objawił mi, abym już nigdy więcej nie traktował jakiegokolwiek człowieka jako skalanego lub nieczystego. Dlatego, wezwany, przybyłem tu bez sprzeciwu. Teraz pytam was, po co mnie wezwaliście? Wtedy Korneliusz rzekł: — Cztery dni temu modliłem się tutaj, w moim domu. Było to około trzeciej po południu. Nagle stanął przede mną jakiś mąż w lśniącej szacie i rzekł: „Twoje modlitwy i twoja postawa miłosierdzia sprawiły, że Bóg zwrócił na ciebie uwagę. Poślij więc zaraz swe sługi do Jafy z wezwaniem dla Szymona zwanego Piotrem, który zatrzymał się w domu garbarza również noszącego imię Szymon. Dom ten znajduje się blisko morza”. Dlatego od razu posłałem po ciebie, a ty dobrze postąpiłeś, przybywając do nas. Zgromadzeni tutaj, stoimy teraz razem w obliczu Boga, by wysłuchać wszystkiego, co PAN nakazał ci głosić. Wówczas Piotr przemówił słowami: — Niezwykłą prawdą, którą dopiero dziś w pełni zrozumiałem, jest to, iż Bóg nie przywiązuje wagi do etnicznego pochodzenia człowieka, lecz w każdym narodzie miły jest Mu ten, kto trwa w Jego bojaźni i ze szczerego serca pełni Jego wolę. Z pewnością wiecie, że Najwyższy posłał swoje Słowo najpierw do synów Izraela. Dokonał tego przez Jezusa Chrystusa, który ogłosił nam Dobrą Wiadomość o pokoju, jaki w Nim został ustanowiony. On również okazał się PANEM wszystkich i wszystkiego! Myślę również, że słyszeliście o tym, co działo się w Galilei, a następnie w całej Judei od chwili, gdy Jan rozpoczął głoszenie pełnego zanurzenia w wodę jako znaku opamiętania. Musieliście także słyszeć o Jezusie z Nazaretu, który – namaszczony Duchem Świętego Boga i Jego mocą – czynił dobro, uzdrawiając wszystkich ciemiężonych przez diabła. Wszystko to dokonywało się dlatego, iż Bóg objawił się w Nim w całej pełni. My zaś jesteśmy świadkami tego, czego dokonał On w Judei, a szczególnie w Jerozolimie, gdzie został zgładzony okrutną śmiercią przez ukrzyżowanie. On jednak trzeciego dnia, Boską mocą, powstał z martwych. Następnie ukazał się już nie całemu ludowi, lecz jedynie nam, to znaczy tym, których sam wybrał wcześniej na swych świadków. Dzięki temu mogliśmy, po Jego zmartwychwstaniu, razem z Nim jeść i pić. Polecił nam również, byśmy wszystkim ogłosili i zaświadczyli, iż to On jest ustanowionym przez Boga Sędzią żywych i umarłych, o którym mówili wszyscy prorocy, podkreślając, że każdy człowiek, który w Nim złoży swoje zaufanie, w Nim również otrzyma odpuszczenie grzechów! Zanim Piotr skończył mówić, Duch Świętego Boga spoczął na wszystkich, którzy wsłuchiwali się w to nauczanie. Żydzi przybyli z Piotrem zdumieli się niepomiernie, widząc, iż Najwyższy swoim Duchem obdarował również ludzi niemających hebrajskiego pochodzenia. Słyszeli bowiem, iż tamci zaczęli wielbić Boga obcymi językami. Wówczas Piotr przemówił do braci: — Czyżbyśmy mieli pożałować wody i nie zanurzyć w niej tych, którzy, podobnie jak i my, otrzymali Ducha Świętego Boga Zaraz też nakazał, aby zanurzono ich w wodę w imię Jezusa. Na koniec Korneliusz i jego domownicy uprosili Piotra, by pozostał u nich jeszcze jakiś czas. Wiadomość o tym, że poganie przyjęli Boże Słowo, szybko dotarła do pozostałych Apostołów oraz do wierzących braci i sióstr w Judei. Jednak ci z nich, którzy nadal tkwili mocno w judaizmie, gdy tylko Piotr pojawił się w Jerozolimie, zaczęli robić mu wyrzuty, mówiąc: — Jak śmiałeś wejść do domu ludzi nieobrzezanych i, co gorsza, spożywać z nimi posiłki?! Wówczas Piotr zaczął im po kolei wszystko wyjaśniać: — Kiedy przebywałem w Jafie i modliłem się, otrzymałem widzenie. Ujrzałem wielką płachtę, która była opuszczana z Niebios w moim kierunku. Kiedy już całkiem osiadła na ziemi, ujrzałem w niej różnorakie zwierzęta – czworonogi, płazy pełzające po ziemi, a także ptaki. Wtedy to usłyszałem Głos, który powiedział do mnie: „Piotrze, zabijaj je i jedz!”. Odpowiedziałem wówczas: „Wykluczone, PANIE! Nigdy przecież nie spożywałem rzeczy pospolitych albo nieczystych”. Na to Głos z Niebios odezwał się ponownie, mówiąc, abym nie uważał za skalane tego, co Bóg oczyścił! Powtórzyło się to trzykrotnie i zaraz potem owa płachta została zabrana z powrotem w Niebiosa. Chwilę później trzej mężowie wysłani do mnie z Cezarei stanęli u wrót domu, w którym przebywałem, a Duch powiedział mi, bym udał się z nimi bez żadnego wahania. Co więcej: sześciu braci w wierze wybrało się tam ze mną. Razem poszliśmy do domu człowieka, który nas zaprosił. Ten zaś opowiedział nam, jak ujrzał Bożego anioła, który przybył do niego z poleceniem: „Poślij do Jafy i zaproś Szymona zwanego Piotrem. On przekaże ci słowa, dzięki którym wstąpisz na drogę zbawienia – ty i cały twój dom”. Kiedy tylko zacząłem tam głosić Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, Duch Świętego Boga spoczął na nich wszystkich, podobnie jak kiedyś na nas. Wtedy to przypomniałem sobie słowa PANA: „Jan zanurzał w wodę, lecz wy zostaniecie zanurzeni w Ducha Uświęcenia ”. Pomyślałem więc sobie, że skoro Bóg zechciał obdarować ich tym samym darem co i nas, którzy wcześniej zaufaliśmy Jezusowi Chrystusowi jako PANU, to kimże byłbym, gdybym postanowił przeciwstawić się Bogu?! Kiedy bracia w wierze usłyszeli to, uspokoili się i złożyli hołd Najwyższemu, mówiąc: — A więc również innym narodom Bóg dał możliwość opamiętania się, by mogli otrzymać Jego odwieczne i nieskończone Życie! Tymczasem wierzący, którzy rozproszyli się z powodu prześladowania, jakie nastąpiło po ukamienowaniu Szczepana, dotarli do Fenicji, na Cypr i do Antiochii Syryjskiej. Przekazywali oni Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie Grupa, która dotarła do Antiochii, składała się z Hebrajczyków pochodzących z Cypru oraz z Cyreny. Ci, po przybyciu na miejsce, zaczęli pouczać mieszkających tam rodaków, którzy prowadzili całkowicie zhellenizowane życie. Głosili im Dobrą Wiadomość o ratunku w Jezusie, PANU wszystkiego, zaś On wspierał ich swoją mocą. Dzięki temu mnóstwo tamtejszych Żydów zwróciło się do PANA, składając w Nim całą swoją ufność. Kiedy wiadomość o tym dotarła do wierzących w Jerozolimie, ci zdecydowali wysłać do Antiochii Barnabę, by służył tam pomocą i doświadczeniem. On zaś, gdy dotarł na miejsce, zobaczył rozliczne dowody wielkiej Bożej łaskawości. Przepełniony więc radością, gorąco zachęcał wszystkich, by z pełnym oddaniem serca trwali w PANU. Sam Barnaba był niezwykle dobrym człowiekiem, mocno zakorzenionym w Słowie PANA i pełnym Ducha Uświęcenia. Z tego powodu Bóg używał go w Antiochii w niezwykły sposób. Dzięki jego służbie wielu Żydów zostało ugruntowanych w PANU. Barnaba wybrał się również do Tarsu, by tam odszukać Szawła. A gdy już do niego dotarł, zabrał go ze sobą do Antiochii, gdzie razem przez kolejny rok nauczali tamtejszą społeczność wierzących, która szybko się rozrastała. Właśnie tam, w Antiochii, po raz pierwszy uczniów PANA nazwano chrześcijanami. Mniej więcej w tym czasie przybyli do Antiochii bracia z Jerozolimy, którzy byli obdarowani zdolnością prorokowania. Jeden z nich, imieniem Agabos, za sprawą Bożego Ducha oznajmił, iż dotkliwy głód spadnie wkrótce na ziemie Izraela. I rzeczywiście. Za czasów Klaudiusza wielki głód zapanował w Judei. Uczniowie PANA ze społeczności w Antiochii zadeklarowali wówczas – każdy według swoich możliwości – wielkość wsparcia, jakie przekażą braciom i siostrom w Judei. Jak postanowili, tak uczynili i przez Barnabę oraz Szawła wysłali tę pomoc na ręce zwierzchników wspólnoty w Jerozolimie. Niedługo potem król Herod Agryppa rozpoczął nowe prześladowania wierzących w Chrystusa. Zaczęło się od tego, że wydał on rozkaz ścięcia Jakuba, brata Jana. Kiedy król zobaczył, iż ta egzekucja zwiększyła jego popularność wśród elit religijnych, umyślił sobie aresztować również Piotra, co stało się tuż przed Świętem Przaśników. Król polecił osadzić Piotra w więzieniu, a do pilnowania go wyznaczył cztery czwórki żołnierzy. Postanowił bowiem, że zaraz po święcie Paschy urządzi jego publiczny proces. Kiedy Piotr przebywał w więzieniu, wszyscy wierzący wznosili za niego żarliwe modlitwy do Boga. W nocy poprzedzającej realizację planów Heroda Piotr, skuty łańcuchami, spał pomiędzy dwoma pilnującymi go żołnierzami, a przed bramą więzienia wystawiono dodatkową wartę. Nagle w celi zjawił się posłaniec przysłany przez PANA i rozbłysła tam wielka światłość. Anioł trąceniem w bok obudził Piotra i powiedział: — Wstawaj szybko! W tym momencie łańcuchy opadły z rąk Piotra, zaś posłaniec polecił mu: — Włóż sandały i zbieraj się! Gdy Piotr to zrobił, anioł rzekł: — Okryj się płaszczem i chodź za mną! Piotr wykonał to polecenie i ruszył za posłańcem. Nie był jednak zupełnie przekonany, czy anioł ukazał mu się na jawie i czy wszystko, co się właśnie dzieje, jest rzeczywiste. Podejrzewał nawet, iż ma jakieś widzenie. Tak minęli pierwszy i drugi posterunek straży. Gdy podeszli do żelaznej bramy, która odgradzała ich od miasta, ta rozwarła się sama. Przeszli przez nią szybko i ruszyli prosto ulicą. Wtedy anioł oddalił się od niego. Gdy Piotr ochłonął, stwierdził: — No tak, teraz dopiero jestem w pełni przekonany, iż to sam PAN przysłał swego posłańca, by wyrwać mnie z ręki Heroda i ocalić przed losem, jakiego życzą mi elity religijne. Po zastanowieniu udał się do domu Marii, matki Jana, zwanego też Markiem. Wiele osób było tam zgromadzonych na modlitwie. Gdy zaczął kołatać do bramy podwórka, jedna ze służących, imieniem Rode, poszła sprawdzić, kto się dobija. Gdy rozpoznała głos Piotra, z radością wróciła do zebranych, oznajmiając, że przed domem stoi Piotr. Jednak bramy nie otworzyła. Tymczasem ludzie tam zgromadzeni stwierdzili: — Chyba oszalałaś. Ona jednak uparcie twierdziła, że to Piotr stoi przed bramą. Wówczas zebrani doszli do wniosku, iż może to być jego anioł. Tymczasem Piotr dalej stał przed bramą i kołatał. Gdy w końcu otworzyli wrota i zobaczyli, że faktycznie to on, wybuchnęli wielką radością. Piotr zaś dał ręką znak, by się uciszyli, i opowiedział, w jaki sposób PAN uwolnił go z więzienia. W końcu rzekł: — Powiadomcie o tym Jakuba oraz pozostałych braci w wierze. Zaraz potem wyszedł i udał się w inne miejsce. Z nastaniem dnia potężny zamęt wybuchł wśród żołnierzy, nikt bowiem nie wiedział, gdzie podział się Piotr. Herod zlecił poszukiwania, a gdy nie przyniosły żadnego skutku, wezwał strażników więziennych na przesłuchanie. Po przeprowadzonym śledztwie kazał wrzucić ich do lochu, a sam opuścił Judeę i udał się do Cezarei Nadmorskiej, w której planował nieco dłuższy pobyt. W tym czasie król Herod Agryppa był w konflikcie z mieszkańcami Tyru i Sydonu. Aby go obłaskawić, wysłali oni do niego swoją delegację. Ludzie ci zjednali sobie przychylność królewskiego podkomorzego Blasta i przez niego wyprosili posłuchanie u króla. Ich kraj bowiem utrzymywał się z handlu z królestwem Heroda. W wyznaczonym dniu Herod, ubrany w wystawne szaty królewskie, zasiadł na tronie i przemówił do przybyłych, a zebrani zaczęli wołać: — To głos boga, nie człowieka! Herod zaś, choć słyszał, jakie wznoszą okrzyki, nie oddał chwały Prawdziwemu Bogu. Z tego powodu został uderzony przez posłańca PANA. Wkrótce potem wyzionął ducha i został stoczony przez robaki. Tymczasem Boże Słowo rozprzestrzeniało się po całym kraju i pomnażało liczbę wierzących. Barnaba zaś i Szaweł, po wykonaniu misji, z którą przybyli do Jerozolimy, wrócili do Antiochii, zabierając ze sobą Jana zwanego też Markiem. W tym czasie w społeczności wierzących w Antiochii prorokami i nauczycielami byli: Barnaba, Symeon zwany również „Murzynem”, a także Lucjusz z Cyreny, Manaen, który wychowywał się razem z tetrarchą Herodem, oraz Szaweł. Pewnego razu, gdy poszcząc, przygotowywali się do pełnienia swych zadań w służbie PANA, Duch Świętego Boga przemówił do nich: „Zwolnijcie Barnabę i Szawła z posługiwania, jakie tu pełnią, by mogli zająć się dziełem, do którego ja ich powołałem”. W tej sytuacji, zaraz po zakończeniu postu, zwierzchnicy społeczności oficjalnie zwolnili ich z pełnienia dotychczasowych obowiązków, a oni, wysłani przez Ducha Uświęcającego, skierowali się do Seleucji, skąd popłynęli na Cypr. W Salaminie zeszli na ląd i ruszyli dalej, głosząc Boże Słowo wszędzie tam, gdzie gromadzili się Żydzi. Za pomocnika mieli Jana Marka. W ten sposób przeszli całą wyspę aż do miasta zwanego Pafos. Tam natknęli się na pewnego żydowskiego mędrca imieniem Bar‐Jezus, który jednak okazał się fałszywym prorokiem. Zajmował on znaczącą pozycję w otoczeniu Sergiusza Paulusa, rzymskiego prokonsula Cypru. Ten zaś, będąc człowiekiem rozumnym, zaprosił do siebie Barnabę i Szawła, by bezpośrednio od nich usłyszeć Słowo Boże. Wtedy ów Elimas – gdyż tak po grecku brzmiało imię żydowskiego mędrca – ostro wystąpił przeciwko nim. Usilnie starał się odciągnąć uwagę prokonsula od decyzji złożenia zaufania w Chrystusie. Wówczas Paweł – taką bowiem wersją swojego imienia zaczął posługiwać się Szaweł – spojrzał na niego i pełen Ducha Uświęcenia rzekł: — O ty, pomiocie diabelski, pełen fałszu i wszelkiej nikczemności, wrogu wszelkiej prawości, kiedy w końcu przestaniesz wykrzywiać proste drogi Boże?! PAN swoją mocą sprawi teraz, że staniesz się ślepy i przez pewien czas nie będziesz widział słońca! I dokładnie w tym momencie Elimas został dotknięty ślepotą. Po omacku zaczął więc szukać dookoła jakiejś pomocnej ręki, zaś prokonsul, poruszony nauczaniem o PANU oraz tym, co właśnie się wydarzyło, podjął decyzję o złożeniu swej ufności w Chrystusie. Po odpłynięciu z Pafos Paweł i towarzyszące mu osoby przybyli do Perge w Pamfilii. Tam Jan Marek porzucił ich grupę i wrócił do Jerozolimy. Oni zaś, kontynuując misję, opuścili Perge i dotarli do Antiochii Pizydyjskiej. Tam w szabat udali się do żydowskiej synagogi, gdzie zajęli wskazane im miejsca. Gdy już zostały odczytane teksty z Księgi Prawa oraz z Proroków, przełożeni społeczności zwrócili się do nich słowami: — Mężowie, bracia! Jeśli macie jakieś słowo zachęty dla zgromadzonego tu ludu, to teraz możecie je przekazać! Wtedy podniósł się Paweł i, dając ręką znak, by się uciszyli, zaczął przemawiać: — Mężowie izraelscy oraz wy wszyscy, którzy boicie się Boga, posłuchajcie mnie uważnie! Bóg Izraela podniósł nasz lud, gdy ten przebywał na obczyźnie w kraju Egipcjan, i wybrał naszych przodków do szczególnej misji. Dlatego to swą niezwykłą siłą i potęgą wyprowadził ich z Egiptu. Później przez blisko czterdzieści lat cierpliwie znosił ich zachowanie, gdy wędrowali przez pustynię. Usunął siedem plemion z terenów Kanaanu, a ich ziemię dał w dziedzictwo naszemu ludowi. Wszystko to trwało blisko czterysta pięćdziesiąt lat. Następnie, aż do pojawienia się proroka Samuela, wyznaczał im sędziów, których zadaniem było kierowanie ludem w Jego imieniu. Jednak Izrael chciał mieć koniecznie ziemskiego króla. Wówczas Bóg – na lat czterdzieści – dał im Saula, syna Kisza, męża z rodu Beniamina. A kiedy go usunął, ustanowił królem Dawida, o którym wydał takie świadectwo: „Znalazłem Dawida, syna Jessego, męża według mego serca, który uczyni wszystko, czego ja zapragnę”. W końcu, jako jego potomka, zgodnie ze swą Obietnicą, Bóg wzbudził Izraelowi Zbawiciela – Jezusa, którego przyjście zapowiadał Jan, głoszący pełne zanurzenie w wodzie, czym wzywał cały lud Izraela do opamiętania się. Kończąc swą misję, Jan wyraźnie mówił: „Ja zanurzam was tylko w wodę. Za mną jednak nadchodzi ktoś potężniejszy ode mnie, ktoś, komu nie jestem godzien nawet rozwiązywać rzemieni u sandałów”. Mężowie, bracia! Synowie Abrahama oraz wy wszyscy, którzy trwacie w bojaźni Bożej, słuchajcie, gdyż to do nas wszystkich zostało skierowane Słowo, które przynosi zbawienie. Liczę, że postąpicie lepiej niż mieszkańcy Jerozolimy oraz ich przywódcy, którzy nie uznali Jezusa, ale odrzucając Go, zrealizowali wszystko, co zostało zapowiedziane przez proroków, których słowa odczytywane są w każdy szabat. I chociaż nie znaleźli niczego, co by dało im powód do skazania Go na śmierć, to jednak zażądali od Piłata, by Go ukrzyżował. A gdy dopełniło się wszystko, co zostało o Nim napisane, został zdjęty z krzyża i złożony do grobu. Jednak Boską mocą powstał z martwych. Następnie przez wiele dni ukazywał się tym, którzy towarzyszyli Mu zarówno w Galilei, jak i w Jerozolimie. Ci ludzie teraz składają o tym wszystkim świadectwo przed całym ludem! Dzisiaj także i my chcemy przekazać wam ową Wspaniałą Wiadomość, iż Obietnica, jaka została dana naszym ojcom, zrealizowała się na oczach nas wszystkich, którzy jesteśmy potomkami tamtych! Bóg dokonał tego, ukazując swą moc w zmartwychwstaniu Jezusa! To On, zapowiadając Go w drugim psalmie, tak powiedział: Jesteś moim Synem! To ja sprawiłem, że się narodziłeś!. A to, że wywiedzie Go spośród umarłych, wynika z Jego obietnicy: Chcę wypełnić wszystko, co w swej świętości przyrzekłem Dawidowi. Natomiast fakt, iż Jego ciało nie ulegnie rozkładowi, zapowiedział w innym psalmie: Nie pozwolisz, by Twój Święty zszedł do grobui w proch się obrócił na wieki. A przecież powszechnie wiadomo, że Dawid, gdy dożył swych lat, z woli Boga odszedł z tego świata i został przeniesiony do ojców, a jego ciało uległo rozkładowi. Natomiast ciało Jezusa, który Boską mocą powstał z martwych, nie doświadczyło takiego zepsucia! Bądźcie zatem, bracia, świadomi tego, co wam ogłaszamy, iż w Chrystusie dostępne jest dla was całkowite odpuszczenie grzechów i uwolnienie od wszystkich win, o czym nawet nie mogliście marzyć, starając się o uznanie za sprawiedliwych na podstawie Prawa Mojżeszowego! Każdy bowiem, kto w Chrystusie złoży swoją ufność i nadzieję, uznawany jest przez Boga za sprawiedliwego! Uważajcie jednak, aby przypadkiem nie stało się waszym udziałem to, co również jest zapisane w pismach prorockich: Popatrzcie na obce narody, wy, którzy mnie lekceważycie! Spójrzcie, a będziecie zdziwieni, gdyż za dni waszych dokonam takich rzeczy, w które nikt z was nigdy by nie uwierzył, gdyby mu o nich opowiadano!. A kiedy Paweł z Barnabą wychodzili z synagogi, proszono ich, by wrócili tam w następny szabat i więcej opowiedzieli o poruszonych sprawach. Chociaż spotkanie zostało formalnie zakończone, to jednak wielu Żydów i pobożnych prozelitów podeszło do Pawła i Barnaby, by dalej z nimi rozmawiać. Ci zaś ze wszystkich sił zachęcali ich, aby nie tylko skorzystali z Bożej łaskawości, lecz także w niej wytrwali. W kolejny szabat niemal całe miasto zebrało się, by usłyszeć Słowo PANA. Kiedy religijni przywódcy żydowscy zobaczyli te tłumy, wielka zazdrość przeniknęła ich serca. Zaczęli więc miotać obelgi przeciwko Pawłowi i podważać wszystko, co mówił. Wówczas Paweł i Barnaba publicznie zwrócili się do nich słowami: — Słuszne było, aby Boże Słowo głosić najpierw wam, Żydom. Skoro jednak odpychacie je od siebie i przez odrzucanie go sami siebie uznajecie za niegodnych udziału w odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiu, zwrócimy się z nim teraz do tych, którzy nie są Żydami. Tak bowiem nakazał mi PAN: Ustanawiam cię światłością dla wszystkich narodów, by moje zbawienie zostało ogłoszone aż po krańce Ziemi. Słysząc to, nie‐Żydzi rozradowali się bardzo i z wielką czcią przyjęli Słowo PANA. W ten sposób wszyscy, którzy z serca pragnęli mieć udział w odwiecznym Bożym Życiu i zrozumieli, na czym polega Boski plan zbawienia, składali w PANU swoją ufność. A Słowo PANA rozchodziło się szeroko po całej tej krainie. Żydzi tymczasem podburzyli pewne religijne i bardzo wpływowe kobiety oraz wielu znaczniejszych obywateli miasta. Ludzie ci sprowadzili na Pawła i Barnabę wiele szykan i kłopotów. Ostatecznie doprowadzili do tego, iż obaj zostali wygnani z miasta, lecz oni, wzruszając ramionami, powiedzieli tylko: „Nie chcemy mieć z wami nic wspólnego”, i udali się do Ikonium. Tymczasem uczniowie PANA pełni radości trwali w Duchu Uświęcenia. W Ikonium Paweł i Barnaba postąpili według tego samego schematu. Najpierw udali się na miejsce zgromadzeń lokalnej społeczności żydowskiej, gdzie przemawiali. W wyniku tego mnóstwo Żydów oraz prozelitów złożyło swoją ufność w Chrystusie. Jedynie ludzie z religijnego establishmentu okazali się oporni. Ci nie tylko nie ulegli Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, lecz podburzyli miasto i złością napełnili serca pogan, kierując w ten sposób ich gniew przeciwko wierzącym w Chrystusa. Jednak Paweł i Barnaba, pomimo tej presji, pozostali tam dość długo, odważnie przemawiając w imieniu PANA i głosząc Jego łaskawość. On zaś potwierdzał ich nauczanie znakami oraz cudami, jakich dokonywał za ich wstawiennictwem. W konsekwencji cała społeczność miasta podzieliła się na dwa obozy. Jedni opowiadali się po stronie religijnych Żydów, drudzy zaś po stronie wysłanników Chrystusa. Po pewnym czasie wściekłość nieprzejednanych żydowskich fanatyków religijnych stała się tak wielka, iż – łącząc swe siły z poganami oraz lokalnymi władzami – postanowili doprowadzić do ukamienowania Pawła i Barnaby. Gdy ci dowiedzieli się o tym, natychmiast stamtąd uciekli i udali się do kolejnych miast w Likaonii – Listry, Derbe i innych w tym rejonie. W nich także głosili Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. W Listrze spotkali pewnego człowieka, który od urodzenia miał bezwładne nogi, w związku z czym nigdy dotąd sam nie chodził. Ten, przyniesiony na spotkanie z Pawłem, przysłuchiwał się jego nauczaniu. Gdy Apostoł zobaczył, iż w owym człowieku zrodziło się zbawienne zaufanie do Chrystusa, głośno mu nakazał: — Stań prosto na swych nogach! Wtedy człowiek ów poderwał się i zaczął chodzić. Gdy lud zobaczył, co się wydarzyło, zaczął krzyczeć po likaońsku: — Bogowie przybrali ludzką postać i zstąpili tu do nas! Od tej chwili Barnabę zaczęli nazywać Zeusem, a Pawła – Hermesem, gdyż to on wyróżniał się zdolnością krasomówczą. W tym czasie kapłan Zeusa ze świątyni, która leżała poza murami Listry, przyprowadził pod bramę miejską byki pięknie przyozdobione wieńcami i wraz z tłumem chciał złożyć je w ofierze ku czci Barnaby i Pawła. Gdy wysłannicy zobaczyli, co się dzieje, rozdzierając swe szaty, rzucili się w tłum z głośnym krzykiem, aby ich powstrzymać. I tak wołali: — Ludzie, cóż to czynicie?! Popatrzcie, przecież jesteśmy zwykłymi śmiertelnikami, tak samo jak i wy, a Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie głosimy wam po to, byście odstąpili od wszelkich bezrozumnych kultów, w których tkwicie, i zwrócili się do Jedynego Boga, który jest Żywy i Prawdziwy! On bowiem jest Stwórcą nieba, lądów oraz mórz i wszystkiego, co się w nich znajduje! I chociaż przez całe wieki pozwalał, by ludzie mogli swobodnie korzystać z wolności, którą im darował – przez co ludy i narody całymi pokoleniami błąkały się własnymi ścieżkami – to jednak nigdy nie poniechał dawania świadectwa o sobie. Ciągle bowiem wyświadczał im dobro, zsyłając deszcz z nieba i dając obfitość w czasach zbiorów. W ten sposób sycił ich pokarmami, a serca napełniał radością! Również i wy doświadczaliście tego wszystkiego! Tak do nich przemawiając, udało się im w końcu, chociaż z wielkim trudem, powstrzymać tłum od złożenia im ofiary. Niedługo po tym wydarzeniu zjawili się w Listrze zawistni Żydzi z Antiochii oraz Ikonium. Podjudzili oni pospólstwo do tego stopnia, iż pochwycili Pawła, ukamienowali go, a następnie wywlekli poza miasto i porzucili, sądząc, że jest martwy. Kiedy jednak uczniowie Chrystusa troskliwie się nim zajęli, doszedł do siebie i wrócił do miasta. Następnego dnia razem z Barnabą wyruszyli do Derbe. Tam również głosili Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie i pozyskali dla PANA znaczną liczbę uczniów. W końcu wyruszyli w drogę powrotną przez Listrę, Ikonium i Antiochię Pizydyjską. Wszędzie zaś umacniali serca uczniów i zachęcali ich do ufnego trwania w PANU, wyjaśniając, że tylko ci, którzy wytrwają na tej drodze – pomimo doświadczanych przeciwności i bolesnych utrapień – wejdą do Bożego Królestwa. W każdej społeczności wyznaczali zwierzchników, a po modlitwach połączonych z postem powierzali ich PANU, upewniając się wcześniej, iż są to ludzie, którzy mocno związali się z Jezusem. Po przejściu krainy pizydyjskiej przybyli do rejonu zwanego Pamfilią. Gdy już ogłosili Słowo Boże w Perge, udali się do Attalii. Stamtąd odpłynęli statkiem do Antiochii Syryjskiej, skąd, w wyniku działania Bożej łaski, wyruszyli do realizacji dzieła, które właśnie dokończyli. Gdy dotarli na miejsce, zwołali braci i siostry w wierze, by wszystkim opowiedzieć, czego Bóg dokonał podczas ich wyprawy. Szeroko opisywali, jak otwierał On serca pogan, by mogli z pełnym zaufaniem przystępować do Niego. I pozostali w Antiochii, pośród uczniów PANA, jeszcze przez dłuższy czas. Po pewnym czasie do Antiochii Syryjskiej przybyli z Judei pewni ludzie, którzy swoim nauczaniem zaczęli wierzącym mącić w głowach. Głosili bowiem, że jeśli ktoś nie będzie przestrzegać religijnych rytuałów – szczególnie tych wynikających z żydowskich tradycji – a więc na przykład nie będzie się poddawał obrzędom takim jak obrzezanie, nie zostanie zbawiony. W związku z tym we wspólnocie powstał potężny spór i rozgorzała wielka dyskusja między Pawłem i Barnabą z jednej strony a owymi przybyszami z drugiej. Ostatecznie postanowiono, iż Paweł, Barnaba, a także kilku zaufanych braci udadzą się do Apostołów oraz do zwierzchników społeczności wierzących w Jerozolimie w celu rozstrzygnięcia tego sporu. I tak, oficjalnie wydelegowani przez wspólnotę, ruszyli do Jerozolimy szlakiem przez Fenicję i Samarię. W drodze – wszędzie, gdzie tylko spotykali braci i siostry w Chrystusie – opowiadali o tym, jak poganie zaczęli się nawracać. Z tego powodu wielka radość ogarniała wszystkich wierzących. Gdy już dotarli do Jerozolimy, zostali tam serdecznie przyjęci przez wspólnotę, a zwłaszcza przez Apostołów oraz zwierzchników tamtejszej społeczności. Im również opowiedzieli wszystko, czego Bóg zechciał przez nich dokonać. Jednak pewni ludzie, wywodzący się z grona faryzeuszy, wystąpili przeciwko nim z zarzutami, twierdząc, iż należy wymagać od pogan obrzezywania się i przestrzegania Prawa Mojżeszowego. W tej sytuacji Apostołowie oraz zwierzchnicy wspólnoty jerozolimskiej zebrali się, by wspólnie rozważyć powstałą kwestię. A kiedy spór rozgorzał między nimi, wystąpił Piotr i tak przemówił do wszystkich: — Mężowie, bracia! Sami wiecie, że jakiś czas temu Bóg zlecił mi zadanie otwarcia nie‐Żydom drogi do poznania odwiecznej Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, aby również i oni mogli mieć szansę złożenia swej ufności w PANU. I wtedy też Święty Bóg, który sam jest najlepszym znawcą ludzkich serc, wydał o nich świadectwo, przez udzielenie im swego Ducha, podobnie jak i nam. Nie uczynił żadnej różnicy między nami a nimi, gdyż to On oczyszcza te serca, które przychodzą do Niego z ufnością. Dlaczego zatem wystawiacie teraz Boga na próbę, rozważając kwestię, czy na kark uczniów PAŃSKICH należy nałożyć jarzmo, którego nie tylko my, ale i nasi ojcowie nie mieliśmy siły dźwigać? Przecież jest oczywiste, iż zbawienia można dostąpić jedynie przez skorzystanie z łaskawości Jezusa, naszego PANA, co ma zastosowanie zarówno do nas, jak i do nich! Po tych słowach wszyscy zebrani zamilkli i wysłuchali relacji Barnaby oraz Pawła, którzy opowiedzieli, jakich znaków i cudów dokonał Bóg, używając ich pośród pogan. Gdy skończyli, powstał Jakub i przemówił takimi słowami: — Mężowie, bracia! Wysłuchajcie proszę i mnie! Szymon wyjaśnił nam, jak Bóg patrzy na pogan i w jaki sposób czyni z nich swój Lud. Jest to zgodne z tym, co zostało zapisane u Proroków: „Pewnego dnia odbuduję dom Dawida. Podniosę go z ruiny i na nowo umocnię, aby mogły mnie odnaleźć również inne narody; wszyscy, którzy poznają moją naturę ”. – Tak mówi PAN, który sam tego dokona. Sprawy te znane są od wieków, dlatego uważam, iż nie należy stawiać żadnych przeszkód tym spośród pogan, którzy zwracają się ku Bogu, lecz jedynie napisać do nich, by trzymali się z dala od plamienia samych siebie haniebnym czczeniem posągów i obrazów, które są niczym innym jak bożkami, a oddawanie im czci jest duchowym cudzołóstwem, oraz by unikali spożywania krwi i tego, co zostało uduszone. Takie bowiem postępowanie jest szczególnie obrzydliwe dla wszystkich Żydów, którzy od najdawniejszych pokoleń żyją w każdym mieście i co szabat gromadzą się na czytaniu Mojżesza. Chodzi bowiem o to, by uczniowie Chrystusa mający pogańskie pochodzenie swym postępowaniem nie odstraszali od Jezusa tych, którzy są pochodzenia żydowskiego. Wszyscy przystali na tę propozycję. Apostołowie oraz zwierzchnicy tamtejszej społeczności i cała wspólnota zdecydowali, by wybrać spośród siebie dwóch mężów i wysłać ich razem z Pawłem i Barnabą do Antiochii. Wybór padł na Judę z przydomkiem Barsabas oraz na Sylasa, którzy wyróżniali się w wierze pomiędzy tamtejszymi braćmi. Przez nich również wysłali list następującej treści: Apostołowie oraz zwierzchnicy tutejszej społeczności przesyłają swoje pozdrowienie wszystkim braciom i siostrom w wierze pochodzącym z ludów i narodów pogańskich, którzy zamieszkują tereny Antiochii, Syrii i Cylicji. Drodzy bracia i siostry, gdy tylko dowiedzieliśmy się, że wyszli spośród nas ludzie, którzy, bez naszej wiedzy i zgody, zaczęli siać między wami niepokoje i wypaczać dusze wasze, postanowiliśmy na wspólnym zgromadzeniu, by natychmiast wysłać do was mężów przez nas wybranych i wyznaczonych. Przybędą oni do was razem z miłowanymi przez nas Barnabą i Pawłem, którzy swoje życie poświęcili ogłaszaniu tego, kim jest Jezus Chrystus, nasz PAN. Tak więc wysyłamy do was Judę i Sylasa, aby ustnie potwierdzili wam wszystko, o czym piszemy do was w niniejszym liście. Kierując się wskazaniami Ducha Świętego Boga oraz własnym rozsądkiem, doszliśmy do przekonania, iż nie należy nakładać na was żadnego ciężaru oprócz tego jedynie, który jest konieczny, a mianowicie tego, byście trzymali się z daleka od duchowego cudzołóstwa, jakie realizuje się w składaniu czci oraz ofiar posągom i obrazom, które są niczym innym jak bożkami, i abyście unikali spożywania krwi oraz tego, co zostało uduszone. Dobrze uczynicie, strzegąc samych siebie przed takim postępowaniem. Tych wskazówek trzymajcie się niewzruszenie! Kiedy posłańcy z Jerozolimy dotarli z Pawłem i Barnabą do Antiochii, zwołali tamtejszych wierzących i przekazali im list, który ze sobą przywieźli. Po jego odczytaniu wszyscy rozradowali się otrzymaną zachętą i pouczeniem. A ponieważ Juda i Sylas byli prorokami, licznymi nauczaniami zachęcali i umacniali braci w zaufaniu do Chrystusa. Po pewnym czasie zwierzchnicy społeczności z Antiochii doszli do wniosku, że niebezpieczeństwo zostało zażegnane i śmiało mogą już odesłać ich do domu. Sylas jednak zdecydował się pozostać tam dłużej. Do Jerozolimy powrócił tylko Juda. Paweł i Barnaba również pozostali w Antiochii jeszcze jakiś czas. Braciom i siostrom w wierze służyli nauczaniem Słowa PANA, innym zaś głosili Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. Po pewnym czasie Paweł rzekł do Barnaby: — Wróćmy do miast, gdzie głosiliśmy Słowo PANA, i zobaczmy, jak mają się bracia i siostry w każdym z nich. Barnaba przystał na to bardzo chętnie. Chciał jednak zabrać ze sobą Jana zwanego Markiem. Paweł przeciwstawił się temu, mówiąc, że skoro człowiek ten sam opuścił ich w Pamfilii i nie towarzyszył im w realizacji poprzedniego zadania, nie należy go teraz angażować w służbę. Na tym tle doszło między nimi do ostrego sporu, w rezultacie czego ich drogi się rozeszły. Barnaba wraz z Markiem popłynął na Cypr, a Paweł dobrał sobie Sylasa i polecany przez braci łasce PANA wyruszył w zaplanowaną podróż. Obrali drogę przez Syrię i Cylicję. Idąc przez te krainy, umacniali duchowo napotykanych tam braci i siostry w wierze. Po pewnym czasie doszli w okolice Derbe i Listry, w której spotkali młodego ucznia PANA imieniem Tymoteusz. Był on synem jakiegoś Greka i Żydówki, która już wcześniej złożyła swą ufność w Chrystusie. Bracia z Listry, a także z Ikonium, dobrze się o nim wypowiadali. Paweł zdecydował się przyłączyć go do swojej grupy, a z uwagi na plany, jakie miał wobec Żydów mieszkających w tej okolicy, polecił mu, by się poddał obrzezaniu. Wszyscy bowiem wiedzieli, iż Grek jest jego ojcem. Przechodząc przez kolejne miasta, wszędzie mówili o postanowieniach, jakie powzięte zostały przez Apostołów i zwierzchników wspólnoty jerozolimskiej. Dzięki temu kolejne społeczności Bożego ludu umacniały się w wierze i każdego dnia powiększały liczebnie. W ten sposób przeszli przez Frygię i Galację, kierując się do krainy zwanej Azją. Jednak Duch Boży powstrzymał ich przed głoszeniem Słowa w tym rejonie. W tej sytuacji, omijając Myzję, próbowali przedostać się do Bitynii. Jednak i tym razem Duch Jezusa nie pozwolił im na to. Zdecydowali wówczas, że ruszą przez Myzję, i w taki sposób znaleźli się w Troadzie. W tym mieście Paweł miał nocne widzenie, podczas którego jakiś Macedończyk, stojący na brzegu morza, wołał do niego słowami: „Przepraw się do Macedonii i przyjdź nam z pomocą!”. Zaraz po tym widzeniu zaczęliśmy poszukiwać możliwości dostania się do Macedonii, wnioskując, że sam Bóg wzywa nas, byśmy właśnie tam zanieśli Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. Po wypłynięciu z Troady skierowaliśmy się prosto do Samotraki, a następnego dnia do Neapolis. Stamtąd szybko ruszyliśmy do Filippi, gdzie planowaliśmy zatrzymać się na kilka dni, ponieważ to miasto, szczycące się statusem rzymskiej kolonii, miało spore znaczenie w pierwszym okręgu Macedonii. Gdy nadszedł szabat, wyszliśmy poza mury miasta i skierowaliśmy się nad rzekę, gdzie – jak sądziliśmy – jacyś Żydzi mogli się zbierać na wspólnej modlitwie. Tam przysiedliśmy się do jakiejś grupy kobiet i podjęliśmy z nimi rozmowę. Przysłuchiwała się nam pewna niewiasta imieniem Lidia, sprzedawczyni purpury pochodzącej z Tiatyry. Okazało się, iż czci ona Boga Prawdziwego, a PAN tak bardzo dotknął jej serca, iż z całej duszy przylgnęła do wszystkiego, o czym mówił Paweł. A kiedy wraz ze swymi domownikami została ochrzczona, zaproponowała nam gościnę, mówiąc: — Jeśli uważacie, że jestem osobą, która prawdziwie ufa PANU, rozgośćcie się w moim domu i pozostańcie w nim tak długo, jak tylko potrzebujecie. I wymogła to na nas. W jednym z następnych dni, gdy udawaliśmy się na wspólną modlitwę, natknęliśmy się na pewną niewolnicę, która znajdowała się pod wpływem ducha Pytii. Dziewczyna ta swoim wieszczeniem przynosiła znaczne dochody ludziom, do których należała. Chodząc za Pawłem i całą naszą grupą, głośno wołała: — Ci ludzie są sługami Boga Najwyższego! Oni zwiastują wam drogę zbawienia! Powtarzało się to przez wiele kolejnych dni. Wreszcie Paweł, znużony tą sytuacją, zwrócił się do nieczystego ducha słowami: — W imieniu Jezusa Chrystusa nakazuję ci: Opuść ją natychmiast! I w tej samej chwili duch Pytii wyszedł z niej. Gdy właściciele niewolnicy zorientowali się, iż rozwiały się ich nadzieje na dalsze dochody płynące z uprawianego przez nią procederu wróżbiarstwa, pochwycili Pawła i Sylasa, zaciągnęli na rynek i, stawiając ich przed lokalnymi przywódcami, oskarżyli słowami: — Ci ludzie są Żydami, którzy wywołują zamieszki w naszym mieście! Szerzą także obyczaje, jakich nam, Rzymianom, nie godzi się ani przyjmować, ani praktykować! Spora grupa pospólstwa przyłączyła się do tych oskarżeń. W tej sytuacji pretorzy zdarli z Pawła i Sylasa szaty i rozkazali ich wychłostać. Po wysmaganiu zostali wrzuceni do więzienia, a strażnik otrzymał polecenie sumiennego ich pilnowania. Ten, mając tak surowy rozkaz, wtrącił ich do najgłębszego lochu, dodatkowo zakuwając im nogi w drewniane dyby. Koło północy Paweł i Sylas modlili się i śpiewem wielbili Boga. Inni więźniowie przysłuchiwali się temu. Nagle nastąpił tak silny wstrząs, iż poruszone zostały fundamenty więzienia. W jednej chwili pootwierały się wszystkie drzwi, a więzy tak się poluzowały, iż osadzeni tam ludzie zostali uwolnieni. Wstrząs wyrwał ze snu także dozorcę więziennego. Gdy człowiek ten zobaczył otwarte wrota więzienia, dobył miecza, by przebić się nim. Był bowiem przekonany, iż więźniowie uciekli. Lecz Paweł zawołał do niego donośnie: — Nie czyń sobie krzywdy, gdyż wszyscy nadal tu jesteśmy! Tamten zażądał światła i z pochodnią ruszył szybko do środka. Gdy dobiegł do Pawła i Sylasa, był głęboko poruszony całym wydarzeniem. Zaraz też wyprowadził ich na zewnątrz i zadał pytanie: — Panowie, co mam uczynić, bym został uratowany? Oni zaś tak mu odpowiedzieli: — Zaufaj Jezusowi jako PANU, a wówczas ty i cały twój dom znajdziecie drogę zbawienia! I, korzystając z okazji, natychmiast głosili Słowo PANA – zarówno jemu, jak i całemu jego domowi. Strażnik przejął się bardzo tym, co usłyszał. Dlatego zajął się nimi troskliwie, dał im możliwość wykąpania się i opatrzył rany. Potem, nie zważając na późną porę, dał się ochrzcić na znak opamiętania się i przyjęcia Słowa PANA. Wraz z nim uczynili to wszyscy jego domownicy. Następnie zaprosił Pawła i Sylasa do swego mieszkania i tam, przy zastawionym stole, wszyscy radowali się z tego, że dostąpili łaski złożenia swej ufności w Bogu. Gdy nadszedł dzień, pretorzy wysłali żołnierzy z rozkazem dla strażnika: „Zwolnij tych ludzi”. Strażnik przekazał te słowa Pawłowi, mówiąc: — Władze przysłały polecenie, byście zostali zwolnieni. Możecie więc wyjść i odejść w pokoju. Paweł jednak wyszedł do tamtych i powiedział: — Bez sądu publicznie wychłostali nas, obywateli rzymskich! Wrzucili nas do więzienia, a teraz chcą pozbyć się nas cichaczem?! O, nie! Niech sami tu przyjdą i oficjalnie nas wyprowadzą! Żołnierze przekazali te słowa swoim zwierzchnikom, a ci zlękli się bardzo, słysząc, iż aresztowani są obywatelami rzymskimi. Przyszli więc i przeprosili ich, a po uwolnieniu również grzecznie poprosili, by zechcieli opuścić miasto. Po wyjściu z więzienia Paweł i Sylas udali się do domu Lidii. Tam pożegnali się z wierzącymi i na odchodne dodali im otuchy. Idąc przez Amfipolis i Apolonię, doszli do Tesaloniki, w której mieszkała spora społeczność żydowska. Zgodnie ze swym zwyczajem Paweł przez trzy kolejne szabaty chodził na ich spotkania i na podstawie Pism wykładał, że – zgodnie z Bożym planem – konieczne było, aby Mesjasz najpierw cierpiał, a później powstał z martwych. W końcu powiedział im: — Ten Jezus, którego wam głoszę, jest właśnie Bożym Mesjaszem! Niektórzy z nich dali się przekonać i przyłączyli się do Pawła i Sylasa. Podobnie postąpiło wielu prozelitów greckiego pochodzenia, a także niemało prominentnych kobiet. Gdy religijni Żydzi zobaczyli, że tracą wpływy, zapłonęli przeciwko nim wielką nienawiścią. Szybko dobrali sobie jakieś męty z rynku i z tak zgromadzonym tłumem pospólstwa zaczęli siać w mieście zamęt. Z zamiarem pochwycenia Pawła i Sylasa pojawili się przed domem Jazona. Gdy ich tam nie znaleźli, wywlekli Jazona oraz kilku braci w wierze i zaciągnęli ich przed politarchów, krzycząc: — Wichrzyciele, którzy podburzają cały świat, przybyli również do nas! Teraz także Jazon, który udzielił im gościny, razem z nimi występuje przeciwko władzy Cezara, twierdząc, iż kto inny jest królem – jakiś Jezus! W ten sposób podburzyli tłum oraz politarchów. Ci jednak, po przesłuchaniu i wzięciu wysokiej kaucji, zwolnili Jazona i braci, którzy z nim byli. Zaraz po tych zajściach wierzący, pod osłoną nocy, wysłali Pawła i Sylasa do Berei. Apostołowie zaś, swoim zwyczajem, po przybyciu do miasta od razu skierowali się do Żydów, którzy tam mieszkali. Ci na szczęście okazali się znacznie szlachetniejszego usposobienia od tamtych z Tesaloniki. Z szacunkiem przyjęli Słowo PANA i codziennie gorliwie sprawdzali w Pismach, czy sprawy istotnie mają się tak, jak to przedstawiał Paweł. Dzięki temu wielu z nich złożyło swą ufność w Chrystusie. Także sporo prozelitów, zarówno mężczyzn, jak i dostojnych kobiet, poszło w ich ślady. Gdy Żydzi z Tesaloniki dowiedzieli się, iż Paweł głosi Boże Słowo w Berei, szybko tam przybyli, by również i w tym mieście podburzyć przeciw niemu tłumy oraz wywołać zamieszki. W tej sytuacji wierzący w Chrystusa szybko wyprawili Pawła w kierunku wybrzeża. Jednak Sylas i Tymoteusz zostali tam jeszcze jakiś czas. Ludzie towarzyszący Pawłowi odprowadzili go aż do Aten. Gdy stamtąd wrócili, przekazali Sylasowi i Tymoteuszowi polecenie Apostoła, by jak najszybciej do niego dołączyli. Paweł, czekając na nich w Atenach, kipiał wprost z oburzenia. Widział bowiem miasto pogrążone w bałwochwalstwie. Było ono zapełnione różnorodnymi posągami i obrazami. W szabaty chodził do synagogi, gdzie dyskutował z Żydami i prozelitami. W inne dni udawał się na agorę, by podejmować rozmowy z przygodnie spotykanymi ludźmi. Tam zetknął się z filozofami epikurejskimi oraz stoikami. W jakimś momencie, gdy jeden z nich spytał: „O czym mówi ten gaduła?”, inni odparli: „Zdaje się, że jest to głosiciel jakichś obcych bogów”. Paweł bowiem ciągle opowiadał o Jezusie i Jego zmartwychwstaniu. W końcu zaprosili go na Areopag, mówiąc: — Chodź z nami, gdyż wszyscy chcielibyśmy zapoznać się z nauką, którą głosisz tak gorliwie. Dochodzą bowiem do naszych uszu jakieś dziwne cudzoziemskie myśli i słowa. Chcemy zatem dowiedzieć się bliżej, co one znaczą. Uczynili to, ponieważ wszyscy Ateńczycy – zarówno ci rodowici, jak i rezydujący tam przybysze – niczemu innemu nie oddają się chętniej niż słuchaniu nowinek i przekazywaniu ich dalej. Paweł, gdy stanął na środku Areopagu, tak przemówił: — Mężowie ateńscy! Na każdym kroku doskonale widać, jak bardzo religijnymi ludźmi jesteście. Przechadzając się po waszym mieście, widziałem wiele świątyń, które tu wznieśliście. Napotkałem także ołtarz z napisem: „Nieznanemu Bogu”. Chcę zatem oznajmić, iż przybyłem do was po to, by opowiedzieć o Tym, którego wy – choć nie znacie – to jednak tak pobożnie czcicie! Mam na myśli Boga, który stworzył świat i wszystko na nim. Jednak Ten, który jest PANEM Niebios i Ziemi, nie mieszka w świątyniach wzniesionych przez człowieka ani nie odbiera posługi z rąk ludzkich, jakby czegoś od nich potrzebował. On sam bowiem jest Tym, który wszystko napełnia życiem! To On daje każdemu zarówno tchnienie, jak i wszystko inne, co potrzebne jest do funkcjonowania! To On z jednego plemienia wywiódł wszystkie narody, aby cała Ziemia została nimi zasiedlona. To również On ustala wszystkim narodom czasy i granice ich zamieszkiwania! A czyni to w jednym celu: abyśmy Go szukali – choćby i po omacku – i badając wszystko, co tylko jest w naszym zasięgu, doszli do osobistego poznania Jego samego. On bowiem jest blisko nas! Dzięki Niemu żyjemy i dzięki Jego łaskawości funkcjonujemy! Prawdę tę celnie ujęli wasi myśliciele, mówiąc: „Z Jego rodu jesteśmy”! A skoro pochodzimy z Bożego rodu, nie powinniśmy wierzyć, iż Najwyższy jest podobny do jakichkolwiek wyrobów ze złota, srebra lub kamienia czy innych wytworów sztuki lub umysłu człowieka! Dlatego ten Bóg – nie zważając na dawne czasy ignorancji – wzywa teraz wszystkich, w każdym miejscu, do przemiany myślenia, gdyż wyznaczył już dzień, w którym osądzi ten świat! A Jego Sąd będzie polegał na podziale ludzkości, jaki dokona się według jednego tylko kryterium, którym będzie przyjęcie charakteru i sprawiedliwości Człowieka, w Którym On sam przyszedł na świat i Którego uwiarygodnił powstaniem z martwych! Gdy zebrani tam filozofowie usłyszeli o zmartwychwstaniu, natychmiast zaczęli z niego drwić i z pobłażliwością w głosie mówili: — W tej sprawie posłuchamy cię już innym razem! Widząc ich reakcje, Paweł opuścił to zgromadzenie. Jednak niektórzy z ludzi obecnych na spotkaniu dali się przekonać temu, o czym mówił, i przyłączyli się do niego. Byli wśród nich: Dionizy, członek Rady Areopagu, oraz kobieta imieniem Damaris, a z nimi jeszcze kilka innych osób. Po tych wydarzeniach Paweł opuścił Ateny i udał się do Koryntu. Tam spotkał pewnego Żyda rodem z Pontu. Miał on na imię Akwila i niedawno ze swą żoną Pryscyllą przybył z Italii. Byli zmuszeni to uczynić, gdyż cesarz Klaudiusz wydał edykt nakazujący wszystkim Żydom opuszczenie stolicy Rzymu. Paweł, zaproszony przez to małżeństwo, poszedł ich odwiedzić. Gdy okazało się, że zna ten sam fach co i oni, otrzymał u nich mieszkanie i pracę – zawodowo bowiem trudzili się oni wytwarzaniem namiotów. W każdy szabat Paweł udawał się do lokalnej synagogi i tam rozmawiał z Żydami oraz prozelitami, przekonując ich do Chrystusa. Kiedy Sylas i Tymoteusz przybyli z Macedonii, Paweł całkowicie poświęcił się głoszeniu Bożego Słowa, dowodząc Żydom, że Jezus jest oczekiwanym przez nich Mesjaszem. Lecz kiedy oni, bluźniąc, przeciwstawili się temu, czego nauczał, wzruszył ramionami, mówiąc: — Sami będziecie winni swojej wiecznej śmierci! Ja zrobiłem wszystko, co powinienem! Od tej chwili będę w Koryncie głosił Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie pośród tych, którzy nie są Żydami! Po wyjściu od nich udał się do domu człowieka o imieniu Tycjusz Justus, który, choć nie był Żydem, czcił Jedynego Boga. Dom Justusa znajdował się obok synagogi. Jednak nauczanie Pawła nie pozostało między Żydami zupełnie bez echa. Sprawiło, iż Kryspus, przełożony lokalnej synagogi, z całą rodziną i pozostałymi domownikami złożyli ufność w PANU. Także wielu Koryntian, słuchając nauczania Pawła, deklarowało wiarę i przyjmowało chrzest wodny. Pewnej nocy PAN w widzeniu tak przemówił do Pawła: — Niczego się nie bój, lecz kontynuuj swoje nauczanie! W żadnym wypadku nie milcz! Ja zaś będę z tobą i nikt cię tu nie tknie ani żadnej krzywdy ci nie wyrządzi, gdyż mam w tym mieście wielu oddanych mi ludzi! W związku z tym Paweł pozostał tam jeszcze półtora roku, głosząc Boże Słowo. W czasie gdy Gallio był prokonsulem Achai, Żydzi korynccy jednomyślnie wystąpili przeciwko Pawłowi. Zaciągnęli go przed rzymski trybunał i tam oświadczyli: — Ten człowiek nakłania ludzi, by czcili Boga niezgodnie z Prawem Mojżeszowym. W chwili gdy Paweł zamierzał odpowiedzieć na to oskarżenie, Gallio tak przemówił do Żydów: — Gdyby chodziło o jakąś zbrodnię lub podłe łajdactwo, cierpliwie bym was, Żydzi, wysłuchał. Jeśli jednak rzecz tyczy się sporu o jakieś słowa i pojęcia związane z waszym prawem religijnym, sami się tym zajmujcie. Nie zamierzam być sędzią w takich sprawach. — I kazał im opuścić swój trybunał. Wówczas Żydzi, aby mimo wszystko skłonić go do jakiegoś działania, pochwycili jednego ze swoich – niejakiego Sostenesa, który był nowym przełożonym lokalnej synagogi – i zaczęli go dosłownie tłuc przed sędziowską ławą prokonsula. Lecz Gallio w żaden sposób nie dał się tym sprowokować i nie zajął stanowiska w kwestiach religii żydowskiej. Po tym wydarzeniu Paweł pozostał w Koryncie jeszcze jakiś czas. W końcu jednak pożegnał się z braćmi, a po ogoleniu głowy w Kenchrach – w związku z dopełnieniem ślubu, który wcześniej złożył – odpłynął w kierunku Syrii. Razem z nim popłynęli Pryscylla i Akwila. Kiedy przybyli do Efezu, małżeństwo to zajęło się swoimi sprawami, Paweł zaś udał się do lokalnej synagogi, aby i tam nauczać Żydów. I chociaż ci prosili go usilnie, by dłużej z nimi pozostał, nie przystał na to, lecz przy pożegnaniu powiedział: — Wrócę do was, jeśli taka będzie Boża wola. — I odpłynął z Efezu. Po przybyciu do Cezarei najpierw udał się do Jerozolimy, by tam przywitać się ze społecznością wierzących, a później wrócił do Antiochii Syryjskiej. Po odpoczynku Paweł postanowił znów ruszyć w drogę, by umacniać w wierze uczniów PANA. Początkowo skierował się do Frygii oraz Galacji. Tymczasem do Efezu przybył pewien bardzo wymowny Żyd z Aleksandrii. Miał na imię Apollos. Człowiek ten był niezwykle biegły w żydowskich pismach, a będąc gorący w duchu, wzywał wszystkich do postępowania drogą PANA. Nauczał tego, co pisma mówiły o Jezusie. Jego myślenie jednak zatrzymało się na przekazie Jana i zanurzaniu w wodę, które tamten głosił. Jako Żyd śmiało nauczał w lokalnej synagodze. Gdy tylko Pryscylla i Akwila, mieszkający wówczas w Efezie, usłyszeli, z jaką pasją człowiek ten mówi o Chrystusie, zaprosili go do siebie i szczegółowo wyłożyli mu, czym jest Droga Boża. Ponieważ Apollos planował udać się do Achai, bracia napisali mu polecający list do tamtejszych uczniów PANA z zachętą, by go przyjęli. Gdy tam dotarł, okazał się niezmiernie pożyteczny dla tych, którzy zaufali łaskawości Boga objawionej w Chrystusie, doskonale bowiem zbijał wszelkie żydowskie argumentacje, wykazując publicznie – na podstawie Pism – że to właśnie Jezus jest oczekiwanym Mesjaszem. Gdy Apollos posługiwał w Koryncie, Paweł, po przewędrowaniu środkowej części Azji, dotarł do Efezu. Tam zetknął się z grupą ludzi, którzy nazywali siebie uczniami PANA. Zapytał więc ich: — Czy składając ufność w Chrystusie, przyjęliście Jego Ducha Uświęcenia? Oni zaś odparli: — Nawet nie słyszeliśmy o kimś takim jak Duch Uświęcenia. Wtedy Paweł zapytał: — W co zatem zostaliście zanurzeni? — W wodę, jak to czynił Jan — odpowiedzieli. Wówczas Paweł wyjaśnił: — Jan praktykował zanurzanie w wodę jako sposób wzywania Żydów do opamiętania. Głosił przy tym ludowi, by zaufali Temu, który po nim nadejdzie, to znaczy Jezusowi. Kiedy to usłyszeli, natychmiast zadeklarowali, że chcą się poddać zanurzeniu w świętość Jezusa jako PANA. A kiedy Paweł w modlitwie wyciągnął nad nimi ręce, Duch Świętego Boga spoczął na każdym z nich i wszyscy zaczęli wielbić Boga, mówiąc obcymi językami i prorokując. Było ich tam mniej więcej dwunastu mężczyzn. Po tym wydarzeniu Paweł postanowił zatrzymać się w Efezie na jakiś czas. Przez trzy miesiące chodził do lokalnej synagogi, gdzie przemawiał w całkowicie otwarty sposób. Ludzi, którzy tam przychodzili, nauczał o sprawach Bożego Królestwa. Jednak niektórzy z nich, odżegnując się ciągle od zaufania Chrystusowi, doprowadzali swe serca do coraz większej twardości. Doszło nawet do tego, że publicznie zaczęli przeklinać Drogę Bożą. Wtedy Paweł opuścił ich zgromadzenie i z uczniami PANA przeniósł się do szkoły Tyrannosa, gdzie codziennie prowadził nauczanie. Kontynuował je przez dwa lata, tak iż wszyscy mieszkańcy tego rejonu – zarówno Żydzi, jak i ci, którzy nie byli Żydami – usłyszeli Słowo PAŃSKIE. Bóg zaś w potężny sposób działał tam przez Pawła. Nie tylko choroby i słabości, ale i duchy nieczyste opuszczały ludzi, gdy kładziono na nich chusty lub opończe, których on wcześniej używał. Widząc te znaki, jacyś Żydzi odprawiający egzorcyzmy nad ludźmi opanowanymi przez demony postanowili w swych praktykach również powołać się na Jezusa jako PANA. Mówili oni: „Zaklinamy was na Jezusa, którego głosi Paweł”. Tak właśnie postąpili pewnego razu synowie niejakiego Skewasa, żydowskiego arcykapłana, którzy w siedmiu chcieli przeprowadzić jakiś egzorcyzm. Wtedy zły duch tak im odpowiedział: — Jezusa znam. Wiem również, kim jest Paweł, ale wy... coście za jedni?! I człowiek, w którym mieszkał ów demon, rzucił się na nich. Pobił ich tak dotkliwie, iż nadzy i poranieni ledwo zdołali uciec z jego domu. Wieść o tym rozeszła się po całym Efezie, nie tylko między Żydami, ale i wśród wszystkich mieszkańców. Każdy człowiek został tam ogarnięty bojaźnią Bożą, przez co imię PANA, to znaczy Jezusa, zostało wywyższone. Wielu mieszkańców Efezu złożyło swoją ufność w Chrystusie, a godząc się z Bogiem, obwieszczali to publicznie. Sporo tych, którzy dotąd zajmowali się czarami i zabobonami, znosiło swe księgi, by spalić je na oczach wszystkich. Ktoś oszacował wartość wszystkich tych pergaminów i okazało się, że przekraczała ona pięćdziesiąt tysięcy denarów w srebrze. W taki sposób objawiała się potęga PANA, dzięki której Jego Słowo umacniało się i głoszone było coraz szerzej. Gdy zrealizowane zostały wszystkie plany, jakie Paweł powziął w duchu, postanowił, że wyruszy do Macedonii i Achai, a potem także do Jerozolimy. W tym czasie dość często obiecywał sobie: „Gdy tego dokonam, to również Rzym odwiedzę”. Tak planując, wysłał przodem do Macedonii dwóch swoich współpracowników: Tymoteusza i Erasta, sam zaś pozostał jeszcze kilka dni w Efezie, finalizując różne sprawy związane ze służbą w Azji. Tymczasem w mieście, wskutek świadectwa, jakie życiem składali uczniowie PANA, wybuchło niemałe zamieszanie. Otóż pewien człowiek imieniem Demetriusz, wytwórca srebrnych dewocjonaliów w postaci świątynek Artemidy, czym dawał wielu ludziom pracę i znaczne zarobki, zebrał wszystkich rzemieślników i tak do nich przemówił: — Ludzie, posłuchajcie mnie uważnie! Dobrze wiecie, że z interesu, którym się tu trudzimy, pochodzi cały nasz dostatek! Sami jednak zobaczcie, co zaczyna się tu dziać! Nie tylko w Efezie, lecz już niemal w całej prowincji ów przybysz Paweł przekonał tłumy, że figurki, które wytwarzamy, nie mają żadnej boskiej mocy! To niestety grozi nie tylko ruiną naszego interesu, ale oznacza, iż sanktuarium wielkiej bogini Artemidy może utracić swe znaczenie, a ona sama zostanie odarta z majestatu i czci, którą obecnie jest otaczana nie tylko w Azji, ale i na całym świecie! Gdy zebrani to usłyszeli, oburzyli się dogłębnie i zaczęli głośno skandować: — Wielka Artemida Efeska!!! Wielka Artemida Efeska!!! W mieście powstał zamęt. Protestujący ruszyli gromadnie do amfiteatru. Po drodze porwali Gajusza i Arystarcha – Macedończyków, którzy towarzyszyli Pawłowi podczas tej wyprawy. Sam Paweł chciał zaraz udać się do tego tłumu, lecz uczniowie PANA powstrzymali go. Także życzliwi mu przedstawiciele władz przysłali prośbę, by przypadkiem nie poszedł do amfiteatru. Tymczasem zebrani w amfiteatrze z całej mocy przekrzykiwali się wzajemnie. Każdy wrzeszczał coś innego, gdyż panował chaos, a większość nawet nie wiedziała, po co w ogóle się tutaj zeszli. Wtedy wystąpił Aleksander, którego Żydzi wypchnęli przed tłum. Ten dał ręką znak, by się uciszyli, gdyż chciał złożyć oświadczenie. Kiedy jednak pospólstwo rozpoznało w nim Żyda, ze wszystkich gardeł wydobył się zgodny ryk: — Wielka Artemida Efeska!!! Wielka Artemida Efeska!!! I darli się tak przez blisko dwie godziny. W końcu sekretarz samorządu miejskiego uspokoił tłum takimi słowami: — Efezjanie! Czy jest na świecie człowiek, który by nie wiedział, że nasze miasto jest strażnikiem sanktuarium Wielkiej Artemidy i jej wizerunku, który przybył do nas z nieba? Przecież to nie podlega żadnej dyskusji. Dlatego uspokójcie się i nie czyńcie niczego zbyt pochopnie. Ludzie, których tu przywiedliście, nie są ani świętokradcami, ani nie bluźnią naszej bogini. Jeśli zaś Demetriusz i towarzyszący mu mistrzowie sztuki złotniczej mają przeciw komuś jakąś sprawę, to sądy sprawowane są na agorze. Tam urzędują prokonsulowie. Niechaj więc tam przedstawiają swoje oskarżenia. A jeśli chcecie dochodzić czegoś więcej, niech będzie to wyjaśnione na legalnym zgromadzeniu. Teraz jednak grozi wam oskarżenie o spowodowanie rozruchów, gdyż nie ma żadnej racji, którą można by wyjaśnić to wielkie zbiegowisko! Tymi słowami sprawił, że tłum ostygł w emocjach i powoli się rozszedł. Gdy rozruchy ustały, Paweł zgromadził uczniów PAŃSKICH, dodał im otuchy i po pożegnaniu wyruszył w drogę do Macedonii. Przemierzając kolejne krainy, wszędzie nauczał o Chrystusie. W końcu dotarł do Grecji. Tam spędził trzy miesiące. Gdy zamierzał odpłynąć do Syrii, jacyś Żydzi przygotowali na niego zasadzkę, o której jednak został w porę uprzedzony. Postanowił zatem wrócić lądem przez Macedonię. W podróży towarzyszyli mu przedstawiciele lokalnych społeczności: Sopater, syn Pyrrusa, z Berei oraz Tesaloniczanie: Arystarch i Sekundus. Byli z nim również Gajus z Derbe oraz Tymoteusz, a także przedstawiciele wspólnot z Azji: Tychik i Trofim. Wszyscy wspomniani poszli przodem i mieli nas oczekiwać w Troadzie. My natomiast pozostaliśmy w Filippi. Wypłynęliśmy dopiero po święcie Paschy i piątego dnia dotarliśmy do nich do Troady, gdzie spędziliśmy siedem kolejnych dni. Tam w szabat zebraliśmy się na dzieleniu się chlebem. Ponieważ Paweł chciał omówić jeszcze wiele pilnych spraw, spotkanie bardzo się przeciągnęło, a około północy zdarzył się wypadek. W górnej sali domu, w którym się zebraliśmy, paliło się wiele kaganków. W jednym z okien siedział młodzieniec imieniem Eutych. Chłopiec, znużony przedłużającym się nauczaniem Pawła, zapadł w głęboki sen i runął w dół z wysokości trzeciego piętra. Gdy go podniesiono, wydawał się martwy. Paweł z innymi zbiegł szybko na dół, by sprawdzić, co się z nim stało. Kiedy przyłożył ucho do piersi młodzieńca, uspokojony rzekł: — Nie czyńcie wrzawy! Życie go nie opuściło! Po tym wydarzeniu wrócił na górę, gdzie podzielił chleb i rozdał go między braci. Przemawiał jeszcze długo – aż do świtu. Prosto stamtąd wyruszył w dalszą drogę, a żywego młodzieńca odprowadzono do domu. Wydarzenie to okazało się dla wszystkich niezwykle krzepiące. Zaraz potem wsiedliśmy na statek i popłynęliśmy do Assos, skąd, zgodnie z poleceniem Pawła, mieliśmy go zabrać. On sam bowiem postanowił udać się tam pieszo. Z Assos już razem popłynęliśmy do Mityleny. Nazajutrz opuściliśmy to miasto i pożeglowaliśmy wzdłuż wyspy Chios. Kolejnego dnia przybiliśmy do Samos, a następnego do Miletu. Paweł celowo minął Efez bokiem, gdyż nie chciał tracić w Azji zbyt wiele czasu. Spieszył się bowiem, aby – jeśli tylko byłoby to możliwe – zdążyć do Jerozolimy na dzień Pięćdziesiątnicy. Z Miletu wysłał do Efezu posłańca z zaproszeniem dla zwierzchników tamtejszej społeczności wierzących. Kiedy przybyli, tak do nich przemówił: — Bracia, doskonale wiecie, jak żyłem. Mieszkałem przecież u was od pierwszego dnia, gdy przybyłem do Azji. W tym czasie służyłem PANU z całą pokorą. Ze łzami znosiłem wszelkie doświadczenia, jakie mnie dotykały z powodu zasadzek zastawianych na mnie wszędzie przez moich rodaków uważających się za ludzi religijnych. Nigdy nie uchylałem się od czynienia tego, co było pożyteczne. Nauczałem was jak mogłem: i publicznie, i po domach. Wzywałem wszystkich – tak Żydów, jak i nie‐Żydów – do opamiętania się i zwrócenia ku Bogu. Każdemu tłumaczyłem, by swoją ufność złożył w PANU naszym, to znaczy w Jezusie. A teraz, mając w sercu przemożne pragnienie odwiedzenia Jerozolimy, jadę tam niepewny, gdyż nie wiem dokładnie, z czym przyjdzie mi się tam zmierzyć. Od pewnego bowiem czasu w każdym z odwiedzanych miast Duch Świętego Boga mówi mi, iż w Jerozolimie doświadczę jedynie udręk i więzienia. W sumie jednak nie jest istotne, co tam ze mną się stanie, gdyż zależy mi wyłącznie na jednym – abym godnie dokończył biegu mego życia, realizując zadanie, które otrzymałem od PANA. Bardzo pragnę, by Dobra Wiadomość o Bożej łaskawości, jaka została nam okazana w Jezusie, została w końcu wszędzie ogłoszona. Dzisiaj jednak wiem już z całą pewnością, że wy – pośród których spędziłem tak wiele czasu, głosząc Boże Królestwo – nie zobaczycie mnie więcej. Dlatego teraz pragnę wam uroczyście oświadczyć, że nie jestem winien niczyjego potępienia. Nie uchylałem się bowiem od głoszenia całej woli Boga nie tylko wam, ale wszystkim. Teraz wy przejmijcie ode mnie ów obowiązek czuwania nie tylko nad sobą, ale i nad owczarnią, w której Duch Świętego Boga ustanowił was zwierzchnikami, abyście zdrową nauką karmili tę społeczność, którą Bóg nabył własną krwią. Wiem również, że po moim odejściu wkradną się między was fałszywi nauczyciele, którzy, niczym wilki drapieżne, będą chcieli zniszczyć powierzone wam stado. Co gorsza, także spośród was wyłonią się tacy, którzy będą głosić przewrotne nauki i zwodzić uczniów PANA. Dlatego bądźcie czujni, mając w pamięci to, jak nieustannie przez trzy lata, dniem i nocą, czasami ze łzami w oczach, pouczałem każdego z was. Teraz zaś powierzam was Bogu, nalegając, byście trzymali się Jego łaski, trwając w Jego Słowie. Tylko ono bowiem jest w stanie zbudować w was charakter Chrystusowy i doprowadzić do dziedzictwa, jakie czeka tych wszystkich, którzy poddają się uświęceniu. Postępujcie jak ja, pamiętając, że nigdy nie pożądałem ani srebra, ani złota, ani czyichkolwiek dóbr. Dobrze zresztą wiecie, że na potrzeby, które miałem ja albo moi towarzysze, uczciwie pracowałem. Podejmując zaś trud zarobkowania, starałem się świecić przykładem, pokazując, iż zawsze trzeba pomagać słabszym. Przypomnijcie sobie zresztą słowa Jezusa, naszego PANA, który powiedział, że „prawdziwe szczęście kryje się w dawaniu, a nie w braniu”. Po tych słowach ukląkł i modlił się ze wszystkimi. Na koniec wielki płacz podniósł się wśród zebranych. Obejmowali Pawła i serdecznie go tulili. Najbardziej boleli z tego powodu, iż powiedział, że więcej już go nie zobaczą. Następnie wszyscy odprowadzili go na statek. Po rozstaniu z nimi wypłynęliśmy, kierując się ku wyspie Kos. Następnego dnia wzięliśmy kurs na Rodos, a stamtąd na Patarę. Tam znaleźliśmy statek płynący do Fenicji. Wsiedliśmy na niego i zaraz odpłynęliśmy. Żeglując w kierunku Syrii, minęliśmy Cypr, widząc go z lewej burty. Tak dotarliśmy do Tyru, gdzie statek miał zostać rozładowany. Tam z niego zeszliśmy. Szybko odnaleźliśmy uczniów PANA i zatrzymaliśmy się u nich przez siedem dni. Oni zaś, pobudzani przez Ducha, doradzali Pawłowi, by nie udawał się do Jerozolimy. Gdy nasz pobyt u nich dobiegł końca, ruszyliśmy w dalszą drogę. Wszyscy oni, wraz z kobietami i dziećmi, odprowadzili nas za miasto, aż do wybrzeża. Tam na plaży uklękliśmy i modliliśmy się. Po pożegnaniu wsiedliśmy na statek, a oni wrócili do siebie. Z Tyru popłynęliśmy do Ptolemaidy. Tam poszliśmy przywitać się z braćmi w wierze i pozostaliśmy u nich jeden dzień. Potem wyruszyliśmy do Cezarei Nadmorskiej, gdzie zatrzymaliśmy się w domu Filipa, znanego głosiciela Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. Był to ten sam człowiek, który kiedyś, jako jeden z siedmiu mężów, został wyznaczony przez Apostołów do służby charytatywnej. Był znany również z tego, że miał cztery niezamężne córki, z których każda była obdarowana zdolnością prorokowania. U niego pozostaliśmy dłuższy czas. Pewnego dnia pojawił się w okolicy jakiś prorok z Judei. Miał na imię Agabos. Gdy odwiedził nas w domu Filipa, wziął pas Pawła, związał nim swe nogi i ręce, a następnie rzekł: — To mówi Duch Świętego Boga: „Mąż, do którego należy ten pas, w taki właśnie sposób zostanie związany w Jerozolimie przez religijnych Żydów i wydany w ręce pogan”. Gdy to usłyszeliśmy, błagaliśmy Pawła – zarówno my, jak i bracia z Cezarei – by nie udawał się do Jerozolimy. On jednak tak nam odparł: — Czemu mi to robicie? Dlaczego, płacząc, rozdzieracie moje serce? Przecież ja dla Jezusa, naszego PANA, jestem gotów w Jerozolimie nie tylko dać się pojmać, ale i umrzeć! — I pozostał niewzruszony przy swoich planach. My zaś, dochodząc do wniosku, że PAN ma kontrolę nad wszystkim i bez wątpienia w każdej sytuacji zrealizuje swoją wolę, uspokoiliśmy się w końcu. Przez kilka następnych dni przygotowywaliśmy się do drogi i w końcu ruszyliśmy do Jerozolimy. Kilku uczniów PAŃSKICH z Cezarei udało się z nami, by pomóc nam odnaleźć dom niejakiego Mnazona, Cypryjczyka, który od dawna był uczniem Jezusa. U niego mieliśmy zatrzymać się w gościnie. Gdy tam dotarliśmy, bracia z Jerozolimy powitali nas z wielką radością. Następnego dnia udaliśmy się z Pawłem do Jakuba, u którego zebrali się wszyscy zwierzchnicy lokalnej społeczności wierzących. Po przywitaniu się z nimi Paweł opowiedział w szczegółach o tym, czego Bóg przez niego dokonał wśród pogan. Po wysłuchaniu tej relacji wszyscy oddali cześć Bogu. Potem jednak tak mu rzekli: — Widzisz, bracie, dziesiątki tysięcy Żydów, którzy uwierzyli, że Jezus jest Mesjaszem, dalej gorliwie przestrzegają Prawa Mojżeszowego. Natomiast napływające do nas wieści o twojej działalności pomiędzy Żydami żyjącymi w rozproszeniu wśród innych narodów mówią, że wzywasz ich wszystkich do porzucenia przepisów danych nam przez Mojżesza. Nauczasz nawet, by zrezygnowali z obrzezywania swych synów i zaprzestali stosowania naszych zwyczajów i tradycji narodowej. Czy masz pojęcie, co się stanie, gdy wieść o tym, że tu jesteś, rozejdzie się po Jerozolimie? Sugerujemy zatem, byś postąpił w sposób następujący: Jest tu czterech mężczyzn, związanych ślubami, jakie pewien czas temu złożyli Bogu. Weź ich ze sobą i razem poddajcie się oczyszczeniu. Pokryj też za nich koszty golenia głów. Wówczas wszyscy zobaczą, że to, co o tobie się mówi, jest tylko plotką, a ty sam, podobnie jak inni Żydzi, stosujesz się do przepisów Prawa Mojżeszowego. Jeśli zaś chodzi o pogan, którzy zaufali Bogu, to już dawno wysłaliśmy im nasze zalecenie, by powstrzymywali się od duchowego cudzołóstwa, jakie realizuje się w składaniu czci i ofiar posągom oraz obrazom, które są niczym innym jak bożkami, a także by unikali spożywania krwi oraz tego, co zostało uduszone. Paweł uległ tej argumentacji i następnego dnia wziął ze sobą wskazanych mężczyzn, by razem z nimi poddać się oczyszczeniu. Później – również razem – weszli do świątyni, by zgłosić termin, w jakim, po zakończeniu dni ich oczyszczenia, powinna zostać za każdego z nich złożona specjalna ofiara. Gdy zadeklarowany przez nich siedmiodniowy czas oczyszczenia dobiegł końca, udali się do świątyni. Tam zauważyli Pawła jacyś religijni Żydzi pochodzący z Azji. Podburzyli więc wszystkich dookoła i tłumnie rzucili się na niego, krzycząc wniebogłosy: — Mężowie izraelscy! Ratujcie świątynię! To właśnie ten człowiek wszędzie i wszystkim głosi nauki wrogie naszemu narodowi! Występuje on przeciw Prawu Mojżesza i przeciwko temu sanktuarium! A teraz sprowadził tutaj pogan, by z całą premedytacją zbezcześcić to święte miejsce! — Nieco wcześniej widzieli bowiem Pawła idącego przez miasto z Trofimem z Efezu i podejrzewali, że wprowadził go do świątyni. Rozruchy ogarnęły całe miasto. Tłum porwał Pawła i wywlókł go poza obręb świątyni. Zaraz potem zatrzaśnięto jej bramy. Gdy pospólstwo rwało już bruk, by ukamienować Apostoła, meldunek o wrzeniu w mieście dotarł do trybuna. Ten natychmiast poderwał na nogi cały garnizon wojska i wraz z towarzyszącymi mu centurionami wyruszył na czele tego oddziału, by zapanować nad tłumem. Gdy Żydzi ujrzeli nadciągających Rzymian, przestali bić Pawła. Trybun zaś, po dotarciu na miejsce, kazał go natychmiast aresztować i skuć dwoma łańcuchami. Dopiero po dokonanym zatrzymaniu zaczął wypytywać, kim jest ten człowiek i czego się dopuścił. Lecz każdy w tłumie krzyczał coś innego. Nie mogąc, z powodu panującej wrzawy, dowiedzieć się czegokolwiek pewnego, trybun wydał rozkaz, by zaprowadzono Pawła do twierdzy. Lecz rozwścieczony tłum napierał tak bardzo, że zanim dotarli do schodów wiodących do warowni, żołnierze musieli wziąć Pawła na ramiona i nieść go w powietrzu. Z tysięcy gardeł wydobywał się jeden wrzask: — Zabić go!!! Zabić go!!! Kiedy przekraczali bramę fortecy, Paweł zapytał dowódcę: — Czy mogę coś powiedzieć? A ten, zdziwiony, odparł: — O, znasz język grecki! Nie jesteś więc chyba tym Egipcjaninem, który niedawno podburzył tłumy i wyprowadził na pustynię cztery tysiące skrytobójców. Wówczas Paweł rzekł: — Nie, nie jestem nim! Jestem Żydem pochodzącym z Tarsu w Cylicji. Czy zgodzisz się, bym przemówił do tego tłumu? Gdy dowódca przystał na to, Paweł stanął na schodach warowni i ręką dał znak, by tłum się uciszył. Kiedy zaczęli milknąć, przemówił do nich po aramejsku: Mężowie izraelscy! Bracia i ojcowie! Posłuchajcie tego, co mam na swoją obronę! Słysząc, że Paweł mówi po aramejsku, tłum uciszył się jeszcze bardziej. On zaś kontynuował: — Jestem rodowitym Żydem! Chociaż pochodzę z Tarsu w Cylicji, to przecież dorastałem tutaj, w tym mieście! Tu kształciłem się pod okiem samego Gamaliela, u którego pobierałem nauki w każdym aspekcie i rygorze Prawa naszych ojców! Płonę gorliwością dla Boga nie mniejszą niż wy wszyscy tu zebrani. Z tego powodu prześladowałem każdego, kto postępował drogą inną niż ja. Nie wahałem się nawet, by na ludzi owej Drogi sprowadzać śmierć. Zakuwałem ich w kajdany i wtrącałem do więzień – niezależnie, czy byli to mężczyźni, czy kobiety! Słowa moje potwierdzić mogą zarówno arcykapłan, jak i cała starszyzna. Od nich bowiem otrzymałem listy do naszych współbraci w Damaszku, by również stamtąd przywlec w kajdanach odstępców od naszej religii. Chciałem bowiem, aby tu, w Jerozolimie, zostali oni przykładnie ukarani. Lecz kiedy byłem w drodze i już zbliżałem się do Damaszku, około południa ogarnęła mnie niezwykła światłość z Niebios. Przerażony padłem na ziemię i wówczas usłyszałem Głos, który mówił do mnie: „Szawle! Szawle! Dlaczego mnie prześladujesz?!”. Ja zaś spytałem: „Kim jesteś, Panie?”. A Ten, który mówił do mnie, rzekł: „JA JESTEM Jezus z Nazaretu, którego ty prześladujesz”. Ludzie towarzyszący mi widzieli ową światłość, lecz nie rozumieli Głosu do mnie mówiącego. Wtedy to spytałem: „Co mam czynić, PANIE?”. A PAN rzekł do mnie: „Podnieś się i idź do Damaszku. Tam dowiesz się, co masz czynić”. Ponieważ od blasku owej porażającej światłości zupełnie oślepłem, do miasta musiałem być prowadzony pod ręce przez moich współtowarzyszy. Tam zaś niejaki Ananiasz, człowiek pobożny według litery Prawa i cieszący się dobrą opinią u wszystkich mieszkających tam Żydów, przyszedł do mnie i rzekł: „Szawle, bracie, przejrzyj!”. I w tej samej chwili go zobaczyłem! On zaś rzekł: „Bóg naszych ojców wybrał ciebie, abyś poznał Jego wolę i zrozumiał, na czym polega Jego sprawiedliwość, a także byś usłyszał Jego Głos. Odtąd wobec wszystkich będziesz świadczył w sprawach, które ujrzałeś i usłyszałeś. Nie zwlekaj więc i wstań czym prędzej. Poddaj się zanurzeniu w naturę PANA, gdyż tylko w Nim możesz zostać oczyszczony ze swoich grzechów!”. A gdy po latach wróciłem do Jerozolimy i modliłem się w świątyni, popadłem w duchowe zachwycenie. Zobaczyłem wówczas PANA, który przemówił do mnie takimi słowami: „Pośpiesz się i czym prędzej opuść Jerozolimę, gdyż tutaj nie przyjmą twego świadectwa o mnie!” Wtedy powiedziałem: „PANIE, przecież oni wiedzą, że ja tych, którzy Tobie zaufali, zamykałem w więzieniach i poddawałem publicznej chłoście. A gdy przelewana była krew Szczepana, Twojego świadka, przyglądałem się temu z pełną aprobatą i pomagałem w tym, pilnując szat ludzi, którzy go kamienowali”. PAN jednak rzekł do mnie: „Zbieraj się, gdyż posyłam cię daleko – aż do pogan!” Do tego momentu tłum słuchał go spokojnie. Jednak gdy tylko wspomniał o poganach, zgromadzeni znów podnieśli dziki wrzask, wołając: — Precz z tym oszczercą! Nie godzi się, by taki żył dalej na Ziemi! Gdy oni tak krzyczeli, rozdzierając przy tym swe szaty i miotając w powietrze uliczny proch, dowódca kohorty rozkazał wprowadzić Pawła do środka warowni. Następnie zlecił wychłostanie go, by w końcu dowiedzieć się, z jakiego powodu tamci są tak bardzo na niego wściekli. Gdy rozciągano mu ręce, wiążąc je rzemieniami do słupów, Paweł spytał stojącego tam centuriona: — Czy wolno wam chłostać obywatela rzymskiego, i to bez wyroku sądu? Ten, gdy tylko to usłyszał, zaraz udał się do trybuna, mówiąc: — Czy rzeczywiście mamy to zrobić? Ten człowiek jest obywatelem rzymskim! Wówczas trybun podszedł do Pawła z pytaniem: — Czy rzeczywiście jesteś obywatelem rzymskim? — Tak! — odrzekł Paweł. Dowódca, nieprzekonany do końca, odezwał się w ten sposób: — Ciekawe, jak się nim stałeś... Ja nabyłem obywatelstwo za wielkie pieniądze. Wtedy Paweł oświadczył: — Jestem obywatelem rzymskim od urodzenia. Gdy dowódca kohorty uświadomił sobie, iż bez sądu polecił związać obywatela rzymskiego, poważnie się przeląkł. Natychmiast odesłał żołnierzy, którzy mieli przesłuchiwać Pawła, a jego samego uwolnił z więzów. Pragnąc jednak dowiedzieć się czegoś pewnego – a w szczególności tego, o co Żydzi oskarżają Pawła – zwołał następnego dnia wszystkich arcykapłanów wraz z całym Sanhedrynem i postawił Pawła przed tym gremium. Paweł zaś śmiało spojrzał na Sanhedryn i tak przemówił:— Mężowie, bracia! Jak dawniej, tak i dziś służę Bogu z całkowicie czystym sumieniem. Na te słowa arcykapłan Ananiasz polecił swoim sługom uderzyć go w twarz. Paweł zaś tak na to zareagował: — Ty pobielana fasado prawości! Niedługo Najwyższy uderzy ciebie! Zasiadłeś tutaj, by sądzić mnie według Prawa Bożego, a wbrew temu Prawu każesz mnie policzkować?! Obecni natychmiast zaczęli go strofować: — Miarkuj się, bo urągasz arcykapłanowi! Na co Paweł: — Bracia, nie wiedziałem, iż jest to arcykapłan, inaczej nie odezwałbym się w taki sposób. Wiem bowiem doskonale, iż jest napisane: nie będziesz złorzeczył zwierzchnikowi ludu. W pewnej chwili Paweł zorientował się, że jedna część zebranych to saduceusze, a inna – faryzeusze. Wtedy przed całym Sanhedrynem zakrzyknął: — Bracia! Jestem faryzeuszem i potomkiem faryzeuszy! Dzisiaj zaś jestem sądzony tutaj z powodu mej wiary w zmartwychwstanie umarłych! Jego oświadczenie wywołało zażarty spór między faryzeuszami a saduceuszami, którzy natychmiast podzielili się na dwa obozy. Jedni bowiem – to znaczy saduceusze – twierdzą, iż nie ma czegoś takiego jak zmartwychwstanie oraz że nie ma aniołów ani innego rodzaju duchów; drudzy zaś – to znaczy faryzeusze – uznają istnienie tego wszystkiego. Spór błyskawicznie przerodził się w wielką wrzawę. Ze strony faryzeuszy wystąpiło kilku uczonych w Piśmie, którzy złożyli takie oświadczenie: — Niczego złego nie znajdujemy w tym człowieku! Być może jakiś duch lub anioł przemówił do niego! Raban stał się tak wielki, iż trybun, w obawie by Paweł nie został tam rozszarpany na kawałki, rozkazał wojsku wkroczyć do sali obrad, wyrwać go spomiędzy zebranych i odprowadzić do warowni. Następnej nocy PAN ukazał się Pawłowi i powiedział: — Bądź odważny! Jak bowiem świadczyłeś o mnie w Jerozolimie, tak trzeba, byś i w Rzymie zrobił to samo! Następnego dnia zebrała się grupa religijnych fanatyków, którzy poprzysięgli trwać w zupełnym poście – to znaczy bez jedzenia i picia – do czasu, aż zgładzą Pawła. Mężczyzn, którzy zawiązali ten spisek, było ponad czterdziestu. Przyszli oni do arcykapłanów oraz starszyzny i oświadczyli: — Ślubowaliśmy, że będziemy trwać w poście bez jedzenia i picia do czasu, aż zgładzimy Pawła. W związku z tym chcielibyśmy, abyście doprowadzili do tego, by Sanhedryn złożył u dowódcy kohorty wniosek o ponowne doprowadzenie więźnia przed oblicze Rady w celu dokładniejszego zbadania jego sprawy. My zaś przyczaimy się, by zabić go, zanim do was dotrze. O przygotowywanej zasadzce dowiedział się siostrzeniec Pawła. Chłopak ten natychmiast pobiegł do warowni, aby przestrzec wuja. Paweł od razu przywołał jednego z centurionów i rzekł: — Zaprowadź tego młodzieńca do dowódcy kohorty, gdyż ma on coś ważnego jemu do powiedzenia. Żołnierz wziął więc chłopaka do trybuna i zameldował: — Więzień Paweł przywołał mnie i domagał się, abym tego młodzieńca przyprowadził do ciebie. Podobno ma on coś ważnego do przekazania tobie. Trybun wziął chłopca na stronę i spytał: — O czym chcesz mnie powiadomić? Ten zaś powiedział: — Fanatycy religijni zmówili się, aby prosić ciebie, byś jutro raz jeszcze sprowadził Pawła przed oblicze Sanhedrynu rzekomo w celu dokładniejszego zbadania jego sprawy. Nie wierz im jednak, gdyż ponad czterdziestu ludzi będzie czekało w zasadzce na was. Mężowie ci związali się przysięgą, że zachowają bezwzględny post do czasu, aż zgładzą Pawła. Są już przygotowani i tylko czekają na twój ruch. Dowódca odprawił młodzieńca, przykazując mu: — Nikomu nie piśnij nawet słowa o tym, co mi tu doniosłeś! Zaraz potem przywołał dwóch centurionów i dał im rozkaz: — Przygotujcie dwustu żołnierzy do wymarszu na godzinę dziewiątą wieczorem. Udacie się do Cezarei Nadmorskiej. Weźmiecie ze sobą również siedemdziesięciu konnych, dwustu oszczepników i zapasowe wierzchowce. Waszym zadaniem będzie bezpieczne dostarczenie Pawła do namiestnika Feliksa. Następnie sporządził list takiej treści: Klaudiusz Lizjasz z pozdrowieniem do najznamienitszego Feliksa – namiestnika. Mężczyznę, którego ci przesyłam, wyratowałem z rąk żydowskich radykałów, którzy go schwytali i chcieli zabić. Interweniowałem, ponieważ dowiedziałem się, że jest on obywatelem rzymskim. Pragnąc dowiedzieć się, dlaczego Żydzi z taką wściekłością występowali przeciwko niemu, sprowadziłem go przed ich Sanhedryn. Tam ustaliłem, że oskarżają go w związku z jakimiś kwestiami wynikającymi z ich prawa religijnego, lecz nie ciąży na nim nic, za co mógłby zostać oskarżony lub zasługiwałby na śmierć czy uwięzienie. Tymczasem doniesiono mi, że na tego człowieka została tu przygotowana zasadzka. Dlatego przesyłam go do ciebie, zalecając jednocześnie oskarżycielom, by oni również stawili się przed twoim trybunałem i wobec ciebie przedstawili zarzuty, jakie zgłaszają przeciwko niemu. Gdy nastała noc, żołnierze, zgodnie z otrzymanym rozkazem, wsadzili Pawła na konia i wyruszyli drogą przez Antipatris. Nad ranem konwój podzielił się na dwie grupy. Jeźdźcy zabrali ze sobą Pawła, piechota zaś wróciła do warowni w Jerozolimie. Gdy oddział eskortujący Pawła przybył do Cezarei, natychmiast przekazał namiestnikowi więźnia wraz z pismem. Feliks po przeczytaniu listu spytał Pawła, z jakiej jest prowincji. Dowiedziawszy się, że pochodzi z Cylicji, rzekł: — Przesłucham cię, gdy przybędą twoi oskarżyciele. Potem nakazał ulokować go i strzec w pretorium Heroda. Pięć dni później arcykapłan Ananiasz wraz z przedstawicielami żydowskiej starszyzny i z niejakim Tertullosem, retorem, przybyli do namiestnika, wnosząc skargę przeciwko Pawłowi. Kiedy sprowadzono Apostoła, Tertullos rozpoczął mowę oskarżycielską takimi słowami: — Szlachetny Feliksie! Dzięki tobie oraz reformom, jakie przeprowadziłeś, nasz lud doświadcza teraz pokoju i wielkiego dobrobytu. Z wielką wdzięcznością dostrzegamy to wszędzie i każdego dnia. Nie chcąc więc zbytnio ciebie męczyć, od razu proszę, byś zechciał nas wysłuchać z właściwą sobie łaskawością. Stwierdziliśmy bowiem, że ten obecny tutaj człowiek – który jest źródłem duchowej zarazy i podżegaczem do rozruchów przeciwko Żydom na całym świecie – jest głównym prowodyrem sekty nazarejczyków. Całkiem niedawno próbował nawet zbezcześcić świątynię w Jerozolimie! Pojmaliśmy go zatem i chcieliśmy osądzić zgodnie z naszym Prawem, lecz znienacka przybył trybun Lizjasz i przemocą wyrwał go z naszych rąk. Nakazał przy tym, byśmy z oskarżeniem udali się do ciebie. Przesłuchując tego człowieka, uzyskasz potwierdzenie wszystkiego, co mu zarzucamy. Wielu z przybyłych Żydów w trakcie tej przemowy skwapliwie potwierdzało, iż sprawy rzeczywiście tak się miały. Następnie, na znak dany przez namiestnika, zabrał głos Paweł: — Dostojny Feliksie! Wiem, że od lat jesteś sędzią tego ludu, dlatego pełen dobrych myśli przystępuję do swej obrony. Łatwo możesz sprawdzić, że nie dawniej jak dwanaście dni temu przybyłem do Jerozolimy, aby tu się modlić. I nigdzie – ani w świątyni, ani w synagogach, ani w żadnym innym miejscu w mieście – nie prowadziłem z nikim żadnych dysput. Nigdzie też nie wywoływałem jakichkolwiek burd czy rozruchów. Z tego to powodu moi oskarżyciele nie byli w stanie przedstawić ci żadnych dowodów na to, co mi zarzucają! Jedynym, do czego się przyznaję, jest to, że zgodnie ze stylem myślenia i życia, który oni nazywają sektą, gorącym sercem służę Bogu naszych ojców, wierząc we wszystko, co zostało zapisane w Prawie i u Proroków. W Bogu pokładam nadzieję – którą oni również mają – iż kiedyś nastąpi zmartwychwstanie zarówno sprawiedliwych, jak i niesprawiedliwych. Z tej racji staram się w każdej sprawie zachowywać czyste sumienie nie tylko wobec Boga, ale i ludzi. Kiedy po wielu latach nieobecności powróciłem do mego narodu, by dostarczyć zebrane dary i jałmużny, poddałem się rytualnemu oczyszczeniu w świątyni. Uczyniłem to zupełnie prywatnie, bez prowokowania tłumów i wszczynania jakiegokolwiek zamętu. Jednak znienacka dopadli mnie jacyś fanatycy religijni wywodzący się spośród Żydów przybyłych z Azji. Tak naprawdę to oni powinni dzisiaj stać tu przed twoim trybunałem i składać skargę, jeśli coś mają przeciwko mnie. Ci zaś, którzy w tej chwili mnie oskarżają, niech sami zaświadczą, czy Sanhedryn uznał mnie winnym jakiegokolwiek przestępstwa, gdy zostałem przed nim postawiony! Chyba tylko tego, że, stojąc pośród nich, zakrzyknąłem, iż jestem sądzony z powodu wiary w zmartwychwstanie umarłych! Feliks, wiedząc dokładnie, na czym polega Droga Życia, którą podążają uczniowie Jezusa, nie uległ argumentacji żydowskich przywódców. Oddalił ich pozew, lecz dodał na koniec: — Zajmę się jeszcze tą sprawą, kiedy przybędzie tu trybun Lizjasz. Centurion dostał rozkaz trzymania Pawła pod strażą. Miał jednak czynić to z całą przychylnością, bez ograniczania mu odwiedzin, na wypadek gdyby ktokolwiek z bliskich chciał mu w czymś usłużyć. Po kilku dniach Paweł został ponownie wezwany przed oblicze Feliksa, któremu tym razem towarzyszyła żona Druzylla – Żydówka. Razem wysłuchali Pawła mówiącego o zaufaniu Chrystusowi Jezusowi. Kiedy Apostoł przeszedł do wyjaśniania, na czym polega Boża sprawiedliwość oraz życie we wstrzemięźliwości, i zaczął mówić o nadchodzącym sądzie, Feliks, wyraźnie przestraszony, rzekł: — Na dziś wystarczy! Teraz odejdź! Gdy znajdę czas, wezwę cię ponownie. Ponieważ namiestnik żywił w sercu nadzieję, iż dostanie od Pawła jakąś łapówkę, kilka razy wzywał go jeszcze na rozmowy. Po dwóch latach Feliks został odwołany ze stanowiska, a jego miejsce zajął Porcjusz Festus. Na odchodne – aby okazać Żydom swoją życzliwość – Feliks zdecydował pozostawić Pawła w więzieniu. Festus, gdy objął rządy nad prowincją, już trzeciego dnia wybrał się z Cezarei do Jerozolimy. Korzystając z tej okazji, arcykapłani oraz przedniejsi Żydzi ponownie podnieśli sprawę Pawła. Prosząc namiestnika o okazanie im przychylności, zażądali sprowadzenia Pawła do Jerozolimy. Ponownie bowiem knuli zamach na niego, gdy będzie w drodze. Festus jednak, planując szybki powrót do Cezarei, gdzie Paweł trzymany był pod strażą, odpowiedział: — Niech raczej wasi przedstawiciele udadzą się tam ze mną i na miejscu go oskarżają. Zbadamy wówczas, czy tego człowieka obciąża jakieś przestępstwo. Po ośmiu czy dziesięciu dniach pobytu w Jerozolimie Festus powrócił do Cezarei. Następnego ranka – zgodnie z daną obietnicą – zasiadł do rozpoznania sprawy Pawła, nakazując, by przyprowadzono więźnia. Gdy ten się zjawił, Żydzi przybyli z Jerozolimy wytoczyli przeciw niemu liczne i ciężkie oskarżenia. Nie potrafili jednak żadnego z nich udowodnić. Paweł zaś, występując w swej obronie, rzekł: — W niczym nie uchybiłem ani żydowskiemu Prawu, ani świątyni jerozolimskiej, ani Cezarowi. Jednak Festus, chcąc okazać przychylność żydowskim elitom religijnym, spytał Pawła: — Może w takim razie odeślę cię do Jerozolimy, abyś tam – oczywiście pod moim nadzorem – mógł bronić się przed ich oskarżeniami? Wtedy Paweł odparł: — Doskonale rozumiesz, że nie dopuściłem się żadnego występku przeciwko Żydom. Skoro jednak stanąłem już przed cesarskim trybunałem, to przed nim dalej powinienem być sądzony. Gdybym uczynił coś, za co słusznie należałaby się mi kara śmierci, nie wzbraniałbym się od jej poniesienia. Skoro jednak zostałem oskarżony bezpodstawnie, nikt nie może wydać mnie w ręce tych fanatyków. W związku z tym składam apelację do Cezara. Wtedy Festus, po konsultacji z doradcami, rzekł: — Skoro odwołałeś się do Cezara, do Cezara się udasz. Kilka dni po tych wydarzeniach zjechał do Cezarei król Agryppa, któremu towarzyszyła Berenike. Przybył tam, by oficjalnie powitać Festusa. Bawili już tam pewien czas, gdy Festus wpadł na pomysł przedstawienia królowi sprawy Pawła. Powiedział więc: — Feliks pozostawił w tutejszym więzieniu pewnego człowieka. Gdy byłem w Jerozolimie, arcykapłani wraz ze starszyzną żydowską wnieśli przeciwko niemu skargę, domagając się skazania go. Odpowiedziałem im, że Rzymianie nie mają zwyczaju wydawania wyroku na kogokolwiek, zanim dany człowiek nie zostanie skonfrontowany ze swymi oskarżycielami i nie otrzyma możliwości obrony przed zarzutami, jakie są mu stawiane. Kiedy więc tylko przedstawiciele Sanhedrynu dotarli tutaj, bez żadnej zwłoki zasiadłem, by rozstrzygnąć jego sprawę. Oczywiście kazałem tego człowieka sprowadzić na rozprawę. Jednak występujący oskarżyciele – wbrew moim oczekiwaniom – nie postawili mu żadnych poważnych zarzutów. Mieli jedynie do niego pretensje o jakieś kwestie związane z ich religią i pewnym Jezusem, który umarł, a o którym Paweł twierdzi, że żyje. Nie będąc obeznany z tymi sprawami, zapytałem go, czy zechciałby udać się do Jerozolimy, aby tam poddać się sądowi we wskazanych kwestiach. Wówczas Paweł zażądał, by przekazać jego sprawę do rozpatrzenia Najdostojniejszemu. Kazałem zatem trzymać go dalej w więzieniu, zanim odeślę go do Cezara. Wtedy Agryppa rzekł do Festusa: — Chętnie i ja przesłucham tego człowieka. — Świetnie, jutro będziesz miał ku temu okazję — odparł Festus. Następnego dnia Agryppa i Berenike przybyli na miejsce przesłuchań z wielką okazałością. Zajęli tam miejsca wraz z rzymskimi trybunami oraz najznamienitszymi obywatelami miasta. Na rozkaz Festusa przyprowadzono Pawła. Gdy wszyscy byli już na swoich miejscach, Festus przemówił: — Królu Agryppo i wszyscy obecni tu mężowie! Oto macie przed sobą człowieka, w którego sprawie wielu religijnych Żydów – zarówno w Jerozolimie, jak i tutaj – podnosiło swój głos, twierdząc, iż nie jest on godzien dalszego życia. Tymczasem ja, badając jego sprawę, nie stwierdziłem niczego, za co należałaby się mu kara śmierci. Jednak on sam złożył apelację do Najdostojniejszego. Z tego powodu zdecydowałem, iż wyślę go do Rzymu. Istnieje jednak pewien problem: brakuje mi czegoś konkretnego, co mógłbym w jasny sposób przedłożyć w liście do Panującego. Dlatego zaprosiłem was, a zwłaszcza ciebie, królu Agryppo, abyście mogli go przesłuchać i pomóc mi ustalić, co mógłbym napisać. Bezsensowne bowiem byłoby wysyłanie więźnia do Cezara bez podania zarzutów, jakie na nim ciążą. Wówczas Agryppa rzekł do Pawła:— Zezwalamy ci teraz mówić w swojej sprawie! Paweł zaś, wyciągając rękę we wzniosłym geście, tak zaczął przemawiać: — Królu Agryppo, jestem szczęśliwy, iż to właśnie przed tobą mogę wystąpić we własnej obronie w sprawach, o które zostałem oskarżony przez elity religijne. Jesteś bowiem znakomitym znawcą zwyczajów i zagadnień żydowskich. Dlatego proszę, byś zechciał wysłuchać mnie cierpliwie. Wszyscy mieszkańcy Judei doskonale wiedzą, w jaki sposób żyłem i postępowałem pośród naszego ludu, gdy w czasach młodości mieszkałem w Jerozolimie. O, gdyby tylko zechcieli poświadczyć to ci, którzy znali mnie od początku, jak skrupulatnie stosowałem się wówczas do najostrzejszych zasad wyznawanych przez stronnictwo faryzeuszy. Teraz jednak stoję tu sądzony w sprawie nadziei, jaką Bóg wzbudził w sercach naszych ojców przez udzielenie im Obietnicy. Jej spełnienia oczekiwało przez wieki dwanaście plemion naszego ludu, służących Bogu dniem i nocą z wielką żarliwością. I to właśnie z powodu tej nadziei, królu, zostałem oskarżony przez przywódców religijnych, spośród których wielu nie wierzy w to, iż Bóg wskrzesza umarłych! Powinieneś również wiedzieć, że ja sam, w swej wielkiej gorliwości, postanowiłem kiedyś zniszczyć wszystkich, którzy ową nadzieję z ufnością złożyli w osobie Jezusa z Nazaretu. Jak postanowiłem, tak zacząłem działać, poczynając od Jerozolimy. Otrzymawszy od arcykapłanów stosowne pełnomocnictwa, wtrącałem uczniów Jezusa do więzień, a potem głosowałem za ich przykładnym ukaraniem. Tropiłem ich we wszystkich miejscach, gdzie się gromadzili, i sprowadzałem na nich prześladowania. W swym szale zmuszałem ich nawet do bluźnierstw. Ścigałem ich także w innych miastach. Podczas jednej z takich wypraw, gdy zmierzałem do Damaszku, mając przy sobie specjalne listy uwierzytelniające wydane przez arcykapłanów, w samo południe – królu – na środku drogi ogarnęła mnie niezwykła Światłość z Niebios, a była ona jaśniejsza od blasku słońca! Światłość ta poraziła nie tylko mnie, lecz także moich towarzyszy. Wszyscy padliśmy na ziemię, a ja usłyszałem Głos mówiący do mnie po hebrajsku: „Szawle! Szawle! Dlaczego mnie prześladujesz?! Czy nie czujesz się już zmęczony tym ciągłym wierzganiem przeciwko woli Bożej?”. Spytałem wówczas: „Kim jesteś, Panie?”. A PAN odpowiedział mi: „JA JESTEM Jezus, którego ty prześladujesz! A teraz podnieś się już i stań pewnie na swych nogach, gdyż objawiłem się tobie po to, aby ci oznajmić, iż wybrałem cię na mego sługę oraz świadka w sprawach, które już widziałeś i które jeszcze zostaną ci ujawnione. To ciebie wybrałem spośród mego ludu, aby posłać cię do tych, którzy jeszcze nie są moim ludem. Chcę, abyś otworzył im oczy, tak by odwrócili się od ciemności i skierowali ku Światłości; aby wyszli spod władzy szatana i przeszli na stronę Boga. Tylko ja bowiem jestem władny dać im uwolnienie od grzechów oraz dziedzictwo pośród wszystkich uświęconych zaufaniem do mnie”. Królu Agryppo, nie mogłem oprzeć się temu widzeniu z Niebios. Dlatego, poczynając od Damaszku i Jerozolimy, a następnie po całej Judei i wielu krainach pogańskich oznajmiałem wszystkim, że powinni się opamiętać i zwrócić do Boga, wydając swym życiem i postępowaniem owoc takiej przemiany myślenia. Właśnie z tego powodu, gdy znajdowałem się na terenie świątyni, żydowscy fanatycy religijni pochwycili mnie i usiłowali zabić. Lecz Bóg okazał mi swoje miłosierdzie w tym, że ostałem się aż do dnia dzisiejszego, bym mógł nadal składać moje świadectwo wszystkim, zarówno ludziom pospolitym, jak i wielkim. Jak zatem sam widzisz, nie głoszę niczego poza tym, co wcześniej było zapowiadane przez Mojżesza i proroków. Oni bowiem już przed wiekami wskazywali na to, że Mesjasz będzie cierpiał i że jako pierwszy powstanie z martwych, by przynieść Światłość zarówno naszemu ludowi, jak i tym, którzy nie są Żydami. Gdy tak przemawiał w swej obronie, Festus głośno zawołał: — Pawle, tracisz rozum! Twa wielka uczoność doprowadza cię do obłędu! Lecz Paweł odrzekł mu: — Bynajmniej, szlachetny Festusie. Wcale nie tracę rozumu! Wprost przeciwnie, głoszę rzeczy rozważne i mądre, a obecny tu król zna je doskonale. Dlatego przemawiam przed nim z całą otwartością. Nie sądzę, by jakakolwiek z tych spraw była mu obca. Nic przecież z tego, o czym mówiłem, nie działo się w jakimś ukryciu. Królu Agryppo, czy wierzysz prorokom? Jestem przekonany, że wierzysz. Na to Agryppa, z pewną ironią, rzekł do Pawła: — Niewiele brakowało, abyś mnie przekonał i uczynił ze mnie chrześcijanina. Na co Paweł odparł: — Dałby Bóg! Nieważne zresztą, czy zabrakło mało, czy wiele, nadal bowiem pragnę, by wszystkie osoby słuchające mnie dzisiaj stały się podobne do mnie... oczywiście z wyjątkiem moich więzów. Król i namiestnik podnieśli się, a za nimi Berenike i wszyscy ludzie im towarzyszący. Na odchodnym mówili między sobą: — Ten człowiek nie zrobił niczego, za co należałaby się kara śmierci czy więzienia. Agryppa dodatkowo powiedział Festusowi: — Gdyby nie to, że odwołał się do Cezara, mógłby zostać zwolniony. Gdy nadszedł termin naszego rejsu do Italii, oddano Pawła oraz kilku innych więźniów pod nadzór Juliusza, centuriona z kohorty Imperatora. Żołnierz ten szybko znalazł statek. Był to okręt adramyteński udający się do portów położonych w Azji. Zaraz po naszym wejściu na pokład wyruszył on w drogę. W podróży towarzyszył nam Arystarch, Macedończyk z Tesaloniki. Następnego dnia zawinęliśmy do portu w Sydonie. Juliusz, okazując Pawłowi życzliwość, pozwolił mu zejść na ląd, by u braci w wierze mógł się zaopatrzyć na drogę. Dalej – z uwagi na silne przeciwne wiatry dmące na otwartym morzu – ruszyliśmy pod osłoną Cypru. Pokonując wody w rejonie Cylicji i Pamfilii, dopłynęliśmy do Licji i zawinęliśmy do portu w Myrze. Tam centurion znalazł statek aleksandryjski, który płynął do Italii, i szybko nas na nim zaokrętował. Po wielu dniach żmudnej żeglugi – wiatry bowiem nie były sprzyjające – dotarliśmy zaledwie na wysokość Knidos, skąd wzięliśmy kurs na Kretę. Minęliśmy Salmone i z trudem, trzymając się linii brzegu, dotarliśmy do miejsca zwanego Dobre Porty, w pobliżu miasta Lasaia. Podróż zaczęła się przeciągać. Dawno już minął Dzień Przebłagania, więc i żeglowanie stało się niebezpieczne. W tej sytuacji Paweł próbował namówić wszystkich do przezimowania w porcie, w którym się znajdowaliśmy. Tak do nich mówił: — Ludzie, dalsze żeglowanie o tej porze roku jest bardzo ryzykowne. Nie tylko stwarza poważne zagrożenie dla statku i ładunku, ale również może pozbawić życia nas wszystkich. Niestety, centurion bardziej ufał opinii sternika i właściciela statku niż argumentom Pawła, oni zaś byli przekonani, że port, w którym się znajdowaliśmy, nie jest dobry do zimowania. Większością głosów zdecydowali, by opłynąć Kretę z nadzieją, iż jakoś zdołają dotrzeć do Feniks w zachodniej części wyspy. Gdy tylko powiał wiatr z południa, przekonani, iż uda się im zrealizować przyjęty plan, podnieśli kotwicę i wypłynęli, trzymając się jednak blisko brzegu Krety. Wkrótce jednak od lądu nadciągnął huragan zwany euraquilo. Z łatwością porwał on okręt, który w żaden sposób nie był w stanie się mu przeciwstawić. Wichura gnała statek, a my byliśmy zupełnie bezradni. W okolicach wysepki zwanej Kauda z trudem wciągnęliśmy na pokład łódź ratunkową. Następnie opasaliśmy okręt linami, by chociaż w taki sposób nieco go wzmocnić. Bojąc się, aby huragan nie zniósł nas na pas mielizn zwany Syrtą, rzuciliśmy dryfkotwę. Jednak statek był dalej miotany grzywami rozszalałych fal. Po pewnym czasie marynarze postanowili pozbyć się ładunku. Trzy dni później własnoręcznie wyrzucili także takielunek. Tymczasem sztorm szalał coraz gwałtowniej. Przez wiele dni nie widzieliśmy ani słońca, ani gwiazd, tak iż nadzieja ocalenia opuściła nas w końcu. Gdy wszyscy byli już bardzo wynędzniali, Paweł stanął pośród nas i rzekł: — Posłuchajcie mnie, ludzie! Trzeba było zastosować się do mojej rady i nie opuszczać Krety. Oszczędzilibyście sobie szkód i niedoli. Jednak chcę was podnieść na duchu. Bądźcie dobrej myśli, gdyż nikt z was nie straci życia. Zagładzie ulegnie tylko statek. Wiem o tym, gdyż ostatniej nocy stanął przy mnie anioł posłany przez Boga, do którego należę i któremu służę. Posłaniec ów powiedział: „Nie bój się, Pawle, gdyż musisz stanąć przed Cezarem, a Bóg darował ci wszystkich, którzy z tobą płyną”. Dlatego mówię raz jeszcze, byście byli dobrej myśli, gdyż Bóg, któremu służę, nigdy nie zawodzi! Niedługo powinniśmy natknąć się na jakąś wyspę! W czternastej dobie sztormu, gdy fale ciągle miotały nami po Adriatyku, około północy żeglarze wyczuli, iż zbliżamy się do lądu. Rzucili więc sondę, by zmierzyć głębokość pod kilem. Pokazała ona trzydzieści sześć metrów. Odczekali trochę i rzucili sondę po raz drugi. Tym razem pokazała ona głębokość dwadzieścia siedem metrów. Bojąc się podwodnych skał, rzucili z rufy cztery kotwice i modlili się o nadejście dnia. Tymczasem niektórzy z marynarzy postanowili uciec ze statku. Pod pozorem rzekomej regulacji kotwic dziobowych zaczęli spuszczać łódź ratunkową. W tej sytuacji Paweł rzekł do centuriona i jego podwładnych: — Jeśli oni nie zostaną na statku, nie zdołacie się uratować. Żołnierze ruszyli natychmiast i odcięli liny mocujące szalupę, pozwalając jej odpłynąć. Zanim nastał dzień, Paweł zachęcał wszystkich do posiłku: — Od czternastu dni nie przyjmujecie żadnych pokarmów. Zachęcam was zatem, abyście coś zjedli, gdyż będziecie potrzebować sił dla swego ocalenia. Jednak nie bójcie się – nikomu z was nawet włos z głowy nie spadnie! Po tych słowach wziął chleb i wobec wszystkich złożył Bogu dziękczynienie. Następnie zaczął się posilać. Wszyscy nabrali otuchy i również zaczęli jeść. A było nas wówczas na statku dwieście siedemdziesiąt sześć osób. Gdy już wszyscy zaspokoili głód, załoga odciążyła okręt, wyrzucając za burtę pozostałe jeszcze zapasy zboża. Zaczęło się przejaśniać, lecz marynarze nie byli w stanie rozpoznać, jaki ląd znajduje się przed nami. Wypatrzyli jedynie małą zatokę z piaszczystą plażą i postanowili, o ile się da, skierować statek ku niej. Odcięli zatem kotwice, zostawiając je w morzu, i natychmiast zwolnili wiązania steru, a przedni żagiel ustawili pod wiatr. W ten sposób starali się skierować okręt do brzegu. Wpadli jednak na mieliznę. Dziób statku zarył się głęboko, a jego rufa, pod naporem fal, szybko zaczęła pękać. Wśród żołnierzy zrodził się pomysł, by zabić wszystkich więźniów, aby przypadkiem któryś z nich, odpłynąwszy, nie zdołał im uciec. Lecz centurion, chcąc uratować Pawła, powstrzymał ich od tego. Rozkazał, aby ci, którzy umieli pływać, pierwsi skoczyli do wody i dopłynęli do brzegu. Dopiero potem za nimi miała ruszyć cała reszta, korzystając z desek oraz innych pływających sprzętów, jakie można było jeszcze znaleźć na statku. Dzięki temu wszyscy bezpiecznie dotarli na ląd. W taki sposób zostaliśmy ocaleni. Wkrótce dowiedzieliśmy się, iż wyspa, na której wylądowaliśmy, zwie się Malta. Jej mieszkańcy okazali nam niezwykłą życzliwość. Mimo deszczu rozpalili dla nas ognisko, wokół którego stłoczyliśmy się, gdyż było bardzo zimno. Paweł nazbierał dużą naręcz gałęzi, a następnie wrzucił je do ognia. Pod wpływem gorąca wypełzła z nich żmija, która uczepiła się jego ręki. Tubylcy, widząc gada uwieszonego u ręki Pawła, mówili między sobą: — Ten człowiek musi być jakimś strasznym mordercą, bo chociaż uratował się z morskiej otchłani, to Dike, bogini sprawiedliwości, nie zgadza się, by żył on dalej. Tymczasem Paweł strząsnął żmiję do ognia bez żadnego uszczerbku na zdrowiu. Tubylcy oczekiwali, że jego ręka zaraz spuchnie, a on sam niezwłocznie padnie martwy. Lecz kiedy minął jakiś czas i nic złego mu się nie stało, zmienili zdanie i uznali go za boga. Okazało się, że miejsce naszego ocalenia leżało niedaleko od ziemskiej posiadłości Publiusza, namiestnika wyspy. Człowiek ten przyjął nas bardzo życzliwie i gościł u siebie przez trzy dni. W tym samym czasie ojciec Publiusza leżał w gorączce, złożony chorobą. Najwyraźniej miał dezynterię. Gdy Paweł dowiedział się o tym, poszedł do jego komnaty i, wznosząc ręce, modlił się za nim. W wyniku tego wstawiennictwa człowiek ten został przez Boga uzdrowiony. Gdy wieść o tym rozniosła się po wyspie, wiele innych osób, które cierpiały na różne choroby, schodziło się do nas i byli uzdrawiani. Z tego powodu otaczano nas wielkim szacunkiem, a później, gdy już odpływaliśmy, zaopatrzono nas we wszystko, czego potrzebowaliśmy. Po trzech miesiącach pobytu na wyspie opuściliśmy Maltę na statku aleksandryjskim, który na niej zimował. Nosił on znak Dioskurów żeglarzami. Po dotarciu do Syrakuz zacumowaliśmy na trzy dni. Następnie – żeglując blisko brzegu – dotarliśmy do Regium. A gdy nazajutrz podniósł się wiatr południowy, w dwa dni dopłynęliśmy do Puteoli. Tam odszukaliśmy braci w wierze, którzy zaprosili nas do siebie. Mieszkaliśmy u nich przez siedem dni. Później wyruszyliśmy do Rzymu. Kiedy tylko tamtejsi bracia dowiedzieli się, iż przybywamy, wyszli nam naprzeciw aż do Forum Appiusza i Trzech Gospód. Gdy Paweł ich ujrzał, nabrał wielkiej otuchy i zaraz złożył Bogu dziękczynienie. Po dotarciu do Rzymu Paweł otrzymał pozwolenie na zamieszkanie w prywatnym domu, gdzie musiał jednak przebywać pod stałym dozorem strażnika. Trzeciego dnia po przybyciu do Rzymu Paweł zaprosił do siebie najszacowniejszych przedstawicieli społeczności żydowskiej. Gdy już pojawili się u niego, tak przemówił: — Mężowie, bracia! Chociaż nie uczyniłem niczego na szkodę naszego ludu ani przeciwko tradycji naszych ojców, zostałem uwięziony w Jerozolimie i wydany w ręce Rzymian. Oni zaś, po zbadaniu mojej sprawy, byli gotowi mnie zwolnić, gdyż nie znaleźli we mnie żadnej winy, która by była zagrożona karą śmierci, jakiej dla mnie żądano. Gdy jednak przedstawiciele tamtejszych elit religijnych sprzeciwiali się temu, zostałem zmuszony odwołać się do Cezara, lecz nie po to, by szkodzić memu narodowi. Zaprosiłem was tutaj dlatego, by się z wami poznać i porozmawiać, gdyż znajduję się w tych kajdanach z powodu nadziei Izraela. Oni zaś tak odpowiedzieli: — Nie otrzymaliśmy z Judei żadnego listu w twojej sprawie ani też nikt z braci przybyłych stamtąd nie doniósł nam niczego złego na twój temat. Skoro jednak już tu jesteś, chętnie posłuchamy, co myślisz o stronnictwie nazarejczyków, o którym wszędzie się słyszy i które spotyka się z wielką krytyką. Ustalili więc dzień, w którym większą grupą przybyli do jego mieszkania. Paweł bardzo dokładnie tłumaczył im wszystko, poczynając od wyjaśnienia istoty Bożego Królestwa. Przez cały dzień przekonywał ich – na podstawie Prawa Mojżeszowego i Proroków – iż to Jezus jest zapowiadanym Mesjaszem. Spośród tych, którzy zebrali się u Pawła, jedni przyjęli to, co mówił, inni zaś odrzucili. I tak, poróżnieni między sobą, zaczęli zbierać się do wyjścia. Wówczas Paweł powiedział: — Duch Świętego Boga, przemawiając przez proroka Izajasza, trafnie opisał was i waszych ojców słowami: Idź i powiedz mojemu ludowi: „Słyszycie moje słowa, lecz nie chcecie ich rozumieć; widzicie moje czyny, lecz nie chcecie ich pojmować!”. O, jakże nieczuły w sercu stał się ten lud. Wręcz zasłaniają sobie oczy i zatykają swe uszy, by niczego nie widzieć i niczego nie słyszeć. Nie mają w sercach pragnienia, by cokolwiek pojąć; nie chcą zwrócić się ku mnie, abym ich ocalił!. Niech zatem będzie wam wiadome, że to ocalenie Bóg skierował teraz do pogan, a oni okażą Mu swoje posłuszeństwo. Gdy to powiedział, Żydzi odeszli, zawzięcie spierając się między sobą. Przez dwa lata Paweł pozostawał w wynajętym przez siebie mieszkaniu i przyjmował wszystkich, którzy go odwiedzali. Z całą otwartością i bez żadnych przeszkód głosił im Królestwo Boże, nauczając wszystkich o Jezusie Chrystusie jako PANU. Ten list piszę do was ja, Paweł, który zostałem wezwany nie tylko do tego, by być całkowicie i bez reszty oddanym Chrystusowi, ale również aby jako Jego wysłannik rozgłosić Dobrą Wiadomość o ratunku, który Bóg od dawna zapowiadał przez proroków w Pismach świętych. A ratunek ten został przez Niego ustalony jedynie w Jego Synu, który po przyjściu na świat jako potomek Dawida potwierdził swym Duchem Uświęcenia i zmartwychwstaniem, iż jest pełnym mocy Synem Bożym. To właśnie dzięki Niemu otrzymałem nie tylko łaskę, ale i zadanie doprowadzenia do ufnego posłuszeństwa Bogu ludzi ze wszystkich narodów. Wśród nich jesteście i wy, którzy szczerze odpowiedzieliście na wezwanie Jezusa Chrystusa! Niech łaska i pokój od Boga, Ojca i PANA naszego, Jezusa Chrystusa obfitują pośród tych z was mieszkających w Rzymie, którzy jesteście ludem świętym, powołanym i umiłowanym przez Boga. Po pierwsze, dziękuję Bogu w Jezusie Chrystusie za was wszystkich, gdyż o waszej wierze głośno mówi się już po całym świecie. A Bóg, któremu służę z głębi mego ducha, głosząc Dobrą Wiadomość o ratunku w Jego Synu, może zaświadczyć, że nieustannie wspominam o was w moich modlitwach, prosząc o sposobność odwiedzenia was, o ile taka będzie Jego wola. Pragnę was zobaczyć nie tylko po to, by udzielić wam duchowego obdarowania ku umocnieniu waszej wiary, ale także aby moja wiara doznała pokrzepienia dzięki wam. Po drugie, bracia i siostry, powinniście wiedzieć, że wielokrotnie już planowałem przybyć do was, aby – podobnie jak wśród innych ludów – i u was zebrać duchowe żniwo. Niestety, nie było to możliwe z uwagi na pojawiające się co chwila przeszkody. Ja jednak nie zrezygnowałem, lecz czując się cały czas dłużnikiem wszystkich – zarówno tych, którzy są na pewnym poziomie kulturalnym, jak i ludzi pospolitych, uczonych oraz tych niewykształconych – postanowiłem do was napisać, aby i wam, mieszkańcom Rzymu, dokładniej objaśnić pewne aspekty głoszonej przeze mnie Dobrej Wiadomości o ratunku, który jest w Chrystusie. Przede wszystkim musicie wiedzieć, że ja nie wstydzę się Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, gdyż to właśnie ona jest mocą Bożą niosącą ratunek wszystkim, którzy zaufali jej przesłaniu – najpierw Żydom, a później innym narodom. To w niej bowiem zostało jasno przedstawione, kiedy i na jakich zasadach Bóg uznaje ludzi za sprawiedliwych. A dokonuje tego wyłącznie na podstawie faktu, czy ktoś całą swą nadzieję i zaufanie złożył w Chrystusie, zgodnie z tym, co jest napisane w Piśmie, że tylko ten, kto wytrwa w ufności do Niego, zostanie uznany za sprawiedliwego. Taki jedynie odziedziczy odwieczne i nieskończone Życie. A nad tymi, którzy swą wymyślną bezbożnością i niegodziwością zaciemniają tę wielką prawdę, gromadzi się w Niebiosach Boży gniew. To bowiem, co można poznać o Bogu, jest dla nich absolutnie jasne i zrozumiałe, gdyż Bóg uczynił te sprawy oczywistymi, gdyż od początku świata Jego niewidzialne przymioty: wieczna moc i Boskość, możliwe są do zauważenia w Jego dziełach, tak iż nikt nie może wymówić się od winy. A jednak ludzie ci, chociaż mają możliwość poznania Boga, to jednak uparcie odmawiają oddania Mu należnej czci oraz dziękczynienia! Zamiast tego sami siebie ogłupiają swymi bezsensownymi rozważaniami, a ich serca, pozbawione prawdziwej mądrości, toną wprost w bezdennych ciemnościach. Ludzie ci podają się za mądrych, lecz w istocie są zwykłymi głupcami, co sami zresztą widzicie, gdyż oni nieśmiertelnego Boga zamieniają na obrazy śmiertelnych stworzeń: czy to ludzi, czy zwierząt – latających, biegających albo pełzających. Cóż za głupota! Z uwagi na to Bóg pozwala, by serca takich osób pogrążały się w różnorakich pożądliwościach skutkujących haniebnym sponiewieraniem ich własnych ciał. Oni bowiem z pełnym rozmysłem zamieniają Bożą prawdę na światowe kłamstwa, w rezultacie czego swoje uwielbienia kierują ku rzeczom materialnym i służą stworzeniu zamiast jego Stwórcy, który jest godny uwielbienia na wieki. Amen. Z tego powodu Bóg pozostawia takich niegodziwców na pastwę ich haniebnych pożądliwości, skutkiem których kobiety w tym bezbożnym środowisku w miejsce normalnego pożycia seksualnego podejmują to, które jest przeciwne naturze. Podobnie i mężczyźni – porzucając naturalne współżycie z kobietami, kierują swe namiętności ku innym mężczyznom i podejmują z nimi intymne pożycie! Cóż za obrzydliwość! W następstwie swego postępowania sami ściągają na siebie zapłatę, jaka należy się za tego rodzaju zejście z drogi Bożej. A skoro nie uważają za słuszne, by poddać się woli Najwyższego i z szacunkiem oddawać cześć Jemu należną, Bóg pozostawił ich na pastwę pokrętnego myślenia, które ci z taką pieczołowitością pielęgnują w sobie. W konsekwencji ludzie ci coraz to głębiej i głębiej zanurzają się w swej nieprzyzwoitości, a ich życie obfituje we wszelkie rodzaje nikczemności: niegodziwość, zachłanność w dogadzaniu sobie i niepohamowaną żądzę bogacenia się, chamstwo, zawiść, mord, spory, fałsz, złośliwość oraz intrygi. Ci nienawidzący Boga bluźniercy są we wszystkim zuchwali, nadęci w samouwielbieniu i bardzo pomysłowi w czynieniu zła. Rodziców nie szanują, gdyż brak jest im rozumu! W swych działaniach są zdradzieccy i bezlitośni – bez żadnych skrupułów. A chociaż mają świadomość tego, że zgodnie z Bożym postanowieniem wieczna Śmierć czeka wszystkich, którzy trwają w takich grzechach, nie tylko sami nurzają się w nich, lecz przyklaskują także innym, którzy idą ich śladami. Wy zaś, którzy uważacie się za ludzi przyzwoitych, jeśli tylko myślicie, że jesteście lepsi niż tamci, uświadomcie sobie, że dopuszczacie się w swych sercach wielkiego bezprawia, które polega na potępianiu innych. Czyniąc to, również zasługujecie na wieczną zagładę! Czyżbyście nie wiedzieli, że potępiając innego człowieka, sami na siebie wyrok wydajecie? W ten sposób i wy nie jesteście wolni od grzechu! Nie zapominajcie o tym, że tylko Bóg ma prawo do osądzania, a Jego sprawiedliwy wyrok w równej mierze dotknie każdego, kto trwa w swoim grzechu. A może myślicie, że Bóg potępi innych, ale wy – mimo że również trwacie w grzechu – jako ludzie religijni jakoś unikniecie Jego wyroku? A może z powodu lekceważenia cierpliwości, wielkoduszności i łagodności Boga umyka wam to, że celem Jego dobroci jest doprowadzenie was do dogłębnego opamiętania się? W taki sposób, przez swój upór i skamienienie serca, także i wy gromadzicie nad sobą gniew na dzień sprawiedliwego Bożego Sądu, w czasie którego Najwyższy udzieli każdemu stosownej odpłaty na podstawie tego, czyje dzieła kto wykonywał. Udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu da tym, którzy, pełniąc Jego wolę, z wytrwałością szukają chwały PANA oraz Jego uznania, troszcząc się o to, co jest niezniszczalne; natomiast swój gniew i oburzenie wyleje na tych, którzy dla własnych przyjemności i korzyści nie są posłuszni Prawdzie, lecz z rozmysłem nurzają się w niesprawiedliwości. Wieczne nieszczęście i udręka duszy dotkną każdego człowieka, który trwa w czynieniu zła, niezależnie od tego, czy jest przyzwoity, czy nie: najpierw Żyda, później nie‐Żyda, a chwała, cześć i pokój otoczą na wieki każdego, kto pełni Bożą wolę: najpierw Żyda, potem także nie‐Żyda, ponieważ Bóg nikogo nie faworyzuje. Każdy, kto trwa w jarzmie grzechu, zginie! Jeśli ktoś grzeszy, nie będąc poddanym Prawu Mojżesza, zostanie potępiony bez stosowania tego Prawa; jeśli zaś podlega temu Prawu, zostanie potępiony za swe grzechy zgodnie z jego przepisami. Za sprawiedliwego bowiem może zostać uznany tylko ten, kto całkowicie i do końca wypełnił to Prawo. Samo jego odczytywanie albo studiowanie nikomu nie przyznaje takiego statusu. Zasada ta ma zastosowanie zarówno wobec Żydów, jak i nie‐Żydów. Choć tym ostatnim Prawo Mojżeszowe nie zostało formalnie nadane, to przecież gdy intuicyjnie postępują zgodnie z jego przepisami, pokazują, że rozumieją wartości, na których zostało ono zbudowane. W ten sposób wykazują, że Prawo zostało wpisane w ich serca w postaci sumienia, które na przemian ich oskarża lub broni. Jednak Dobra Wiadomość, do głoszenia której zostałem posłany, odkrywa nam nowe informacje, a mianowicie takie, że w Dniu Ostatecznym, gdy Bóg będzie sądził wszystkie ludzkie sprawy, nawet te najbardziej ukryte, uczyni to w nowy sposób: poprzez zweryfikowanie tego, czy złączyliśmy się w prawdziwym i żywym związku z Chrystusem Jezusem. Jeśli więc jesteś Żydem lub uważasz się za człowieka religijnego polegającego na Bożym Prawie i w związku z tym twierdzisz, że masz szczególną więź z Bogiem, to odpowiedz mi na następujące pytanie: Skoro uważasz się za lepszego i pouczony przez Prawo szczycisz się znajomością woli Bożej, a do tego masz przeświadczenie, że jesteś przewodnikiem ślepych, światłem dla tych, którzy są w ciemnościach, i skoro uważasz się za wychowawcę głupich i za nauczyciela niedojrzałych, ponieważ z Prawa czerpiesz wiedzę oraz prawdę, to dlaczego, nauczając innych, sam nie stosujesz się do zasad tego Prawa? Dlaczego, twierdząc, że nie wolno kraść, sam kradniesz? Dlaczego, twierdząc, że nie wolno cudzołożyć, sam cudzołożysz? Dlaczego, brzydząc się pogańskimi bożkami, czerpiesz korzyści z handlu nimi? Dlaczego, chełpiąc się Prawem, jednocześnie łamiesz jego zasady, czym w ewidentny sposób okazujesz Bogu brak szacunku? Nic więc dziwnego, że w Piśmie napisane jest, iż to z waszego powodu ludzie bluźnią Bogu. Jeśli więc uważasz się za człowieka religijnego, to zwróć uwagę na to, że rytuały i symbole, jak choćby żydowskie obrzezanie, mają wartość jedynie wtedy, gdy rzeczywiście w pełni stosujesz się do obowiązującego cię Prawa. Jeśli jednak notorycznie przekraczasz to Prawo, wówczas wszelkie symbole twojej religijności, z obrzezaniem włącznie, tracą swoje znaczenie. Czy w takiej sytuacji człowiek niereligijny, który nigdy nie poddał się takim obrzędom jak obrzezanie i który nie zna litery Prawa, a jednak intuicyjnie stara się respektować jego wartości, nie jest w istocie bardziej przyzwoity niż ty? Czy w takim wypadku człowiek ten – choć sam siebie wcale nie uważa za religijnego – nie będzie świadkiem przeciwko tobie, który z rozmysłem łamiesz przepisy znanego ci Bożego Prawa? Zrozum to w końcu, że o przynależności do Ludu Bożego nie świadczy żaden znak – jak choćby obrzezanie – wykonany zewnętrznie przez człowieka! O przynależności tej świadczy jedynie wnętrze człowieka, będące wynikiem obrzezania serca, które dokonuje się w duchu, a nie na ciele. Cechą charakterystyczną człowieka tak obrzezanego jest to, że już nie szuka on uznania w oczach innych ludzi, lecz stara się podobać samemu Bogu. Czy w takim razie bycie człowiekiem religijnym – jak Żydzi – ma jakikolwiek sens? Albo czy samo bycie Żydem jest czymś szczególnym? Czy z obrzędów takich jak obrzezanie wynikają jakiekolwiek korzyści? Owszem, pożytek z tego może być wielki, i to pod każdym względem! Popatrzcie na historię. Przecież to właśnie Żydom zostało dane Słowo Boże. I cóż z tego, że niektórzy z nich okazali Bogu niewierność. Czy ich brak wierności mógł w jakikolwiek sposób nadszarpnąć niewzruszony autorytet Boga? Ależ skąd! Bóg pozostaje wiarygodny, ponieważ On zawsze dotrzymuje danego Słowa, nawet jeśli człowiek okazuje się kłamcą czy wiarołomcą. Napisane jest przecież: Ty jesteś prawy i czysty w swych osądach, a ja od urodzenia noszę piętno winy. Skoro więc nieprawość człowieka jedynie uwypukla Bożą wiarygodność i sprawiedliwość, to jaki z tego wniosek? Czy można przyjąć, że Boży gniew nie jest stosowną reakcją na ludzką nieprawość? Wykluczone! Jak inaczej bowiem Bóg miałby dokonać sądu nad tym światem? A może myślisz sobie: „Skoro z powodu mojej nieprawości Boża sprawiedliwość ujawnia się jeszcze bardziej ku Jego chwale, to czy w ogóle jeszcze powinienem być sądzony?”. Jeśli zaś – idąc dalej tym torem myślenia – dochodzisz do wniosku, że im więcej grzeszysz, tym więcej dajesz Bogu możliwości do okazywania dobroci, to pamiętaj, że oszczerców, którzy siebie i innych zwodzą w tak pokrętny sposób – a na domiar złego sugerują, że i my nauczamy podobnie – czeka sprawiedliwy Sąd Boży. Co więc z tego wynika? Czy Żydzi albo inni religijni ludzie są lepsi od pozostałych? Absolutnie nie! Wykazaliśmy przecież wcześniej, że wszyscy – zarówno Żydzi, jak i nie‐Żydzi, a więc ludzie religijni i niereligijni – znajdują się w mocy grzechu, jak to jest napisane: Nie ma sprawiedliwego ani jednego! Nie ma mądrego, który mógłby pojąć Boga! Każdy jest odstępcą, wszyscy są zepsuci. Nie ma nikogo, kto dobro by czynił, nie ma takiego nawet jednego! Grobami otwartymi są ich gardła, a językami swymi knują zdradziecko. Żmijowy jad sączy się z ich warg, a usta mają pełne podstępu i złorzeczeń. Ich nogi są prędkie do krwi rozlewania, a ból i zniszczenie kroczą ich śladami. Droga pokoju nie jest im znana, a bojaźni Bożej wcale w nich nie znajdziesz. Z powyższego wynika, że niezależnie od tego, któremu Prawu ktoś podlega – czy temu spisanemu, czy temu działającemu w sumieniu – każde z nich jednakowo dowodzi, że wszyscy muszą pokornie zamilknąć, gdyż cały świat powinien przed Bogiem uznać swoją grzeszność. A funkcją Bożego Prawa – zarówno tego spisanego, jak i tego wpisanego w ludzkie sumienie – jest wyłącznie uświadomienie wszystkim ludziom skali ich grzechu. To zaś pokazuje, że przez pełnienie uczynków, nawet tych nakazywanych przez Prawo, nikt nie zostanie uznany za sprawiedliwego. Dlatego Bóg postanowił w końcu jasno przedstawić, na czym polega Jego sprawiedliwość. Jest ona niezależna od Prawa, choć świadectwo o niej znajduje się zarówno w Prawie, jak i u Proroków. Najwyższy zdecydował bowiem powiązać uznanie człowieka za sprawiedliwego z jego osobistą decyzją zaufania i poddania się Jezusowi Chrystusowi. Tylko w ten sposób Boża sprawiedliwość staje się dostępna dla każdego człowieka – i to bez różnicy, czy ktoś jest Żydem, czy nim nie jest, gdyż wszyscy zgrzeszyli i są pozbawieni Bożej chwały, a status sprawiedliwych mogą otrzymać tylko dzięki Bożej łaskawości z uwagi na odkupienie, które dokonało się w Chrystusie Jezusie. On bowiem – dla wszystkich składających w Nim swą ufność i nadzieję – stał się z Bożego ustanowienia przebłagalnią, na której mocą Jego krwi zrealizowało się ich odkupienie. W ten sposób Najwyższy objawił, że Jego sprawiedliwość w Chrystusie jest dostępna dla każdego człowieka, ponieważ – zgodnie z uprzednim planem – swoim przebaczeniem objął wszystkie grzechy popełnione w całym okresie swojej cierpliwości. A uczynił to w tym celu, byśmy w końcu zrozumieli, że tylko On sam – Bóg Wszechmogący – jest sprawiedliwy, a za sprawiedliwych uznaje tylko tych, którzy swoją ufność i nadzieję składają w Jezusie. Czy w takim kontekście można czymkolwiek Bogu zaimponować? Absolutnie nie! Boża sprawiedliwość została bowiem powiązana nie z uczynkami, ale z zaufaniem, które z pokorą i posłuszeństwem składamy w Chrystusie! Jedyną więc drogą do bycia uznanym za sprawiedliwego w Bożych oczach jest całkowite zaufanie Mu. Starania związane z wypełnianiem przepisów religijnych Prawa Mojżeszowego niczego tu nie wnoszą. Najwyższy bowiem jest Bogiem nie tylko Żydów, ale także i nie‐Żydów! Jeden jest Bóg i tylko On ma prawo orzec, kogo uznać za sprawiedliwego, a kogo nie. Jego decyzją zarówno obrzezani, jak i nieobrzezani otrzymują status sprawiedliwych jedynie wówczas, gdy w PANU złożą swą ufność i nadzieję. Czy to oznacza, że z powodu wiary odrzucamy Prawo Mojżeszowe jako bezużyteczne? Wcale nie! Zwracamy jedynie uwagę na funkcję, którą miało ono do wypełnienia. W takim kontekście przyjrzyjmy się temu, jak miały się sprawy z naszym praojcem Abrahamem. Gdyby został on uznany za sprawiedliwego ze względu na swe własne czyny, miałby znakomity powód do dumy, jednak nie przed Bogiem. Co zatem mówi Pismo o Abrahamie? Abram zaufał PANU i z tego powodu Najwyższy uznał go za sprawiedliwego. Oczywisty jest przecież fakt, że jeżeli człowiek pracuje, to otrzymana zapłata nie jest wyrazem łaskawości zwierzchnika, lecz świadczeniem, które pracownikowi bezwzględnie się należy. Jeśli więc grzesznik, który dochodzi do wniosku, iż z uwagi na swoją duchową sytuację w żaden sposób nie jest w stanie zapracować sobie na zbawienie, z nadzieją i pokorą zbliża się do Tego, który dysponuje mocą, by nadać mu status sprawiedliwego, jego zaufanie staje się wyłącznym powodem do uznania go sprawiedliwym. Osoba taka doświadcza łaski i wielkiego szczęścia zgodnie z tym, co Dawid pisał o grzeszniku, którego Bóg uznaje za sprawiedliwego niezależnie od tego, jak złe były jego uczynki: Szczęśliwy jest ten, któremu nieprawośćpuszczono w niepamięć, a winę wybaczono. Szczęśliwy jest człowiek, któremu PAN grzechu nie policzy. Czy tego rodzaju szczęście ma być udziałem jedynie obrzezanych, a nieobrzezanych już nie? Wykluczone! Przecież to właśnie zaufanie, które Abraham okazał Bogu, zostało przez Najwyższego poczytane mu za wyłączny powód do uznania go sprawiedliwym. A kiedy to się stało? Przed jego obrzezaniem czy po nim? Otóż w tym czasie Abraham nie był jeszcze obrzezany, zaś obrzezanie, które otrzymał później, było jedynie poświadczeniem zaufania wcześniej okazanego Bogu. Dostał je jako znak przymierza wiary potwierdzający, że status sprawiedliwego został mu nadany wyłącznie dlatego, że zaufał Bogu, gdy nie był jeszcze obrzezany. To postawa ufnej wiary sprawiła, że został nazwany ojcem zarówno nieobrzezanych, jak i obrzezanych. Ojcem nieobrzezanych – jako zapowiedź tego, że Bóg jedynie z powodu ufnej wiary nadaje człowiekowi status sprawiedliwego, a ojcem obrzezanych – jako przypomnienie im, by swoją ufność do Boga okazywali nie przez poleganie na znaku obrzezania, lecz by podążali śladami ufnego posłuszeństwa, które nasz ojciec Abraham okazał Bogu, gdy nie był jeszcze obrzezany. Zwróćmy uwagę na to, że obietnica, którą otrzymał Abraham, a w nim także jego potomstwo, że będzie mieć dziedzictwo na tym świecie, została mu dana nie z powodu wypełniania Prawa Mojżeszowego, którego jeszcze nie było, ale z powodu ufności złożonej przez naszego praojca w Bogu. Tylko dzięki niej Abraham został uznany za sprawiedliwego. Gdyby bowiem dziedzicami obietnicy mieli okazać się jedynie ci, którzy gorliwie dążą do wypełniania przepisów Prawa Mojżeszowego, to czyż postawa zaufania do Boga, jakiej Najwyższy oczekuje od swego ludu, nie straciłaby znaczenia, a obietnica – mocy? Późniejsze wprowadzenie Prawa służyło jedynie jasnemu określeniu tego, co wzbudza Boży gniew. Przed ustanowieniem Prawa nie było bowiem jasno sformułowanych zasad precyzujących, co w Bożych oczach jest złe. Dlatego właśnie obietnica, udzielona Abrahamowi na podstawie suwerennej i łaskawej decyzji Najwyższego, została powiązana tylko z jego wiarą, aby mogła się odnosić do całego jego potomstwa. Nie była bowiem skierowana jedynie do tych, którym nadane zostało Prawo, lecz do wszystkich, którzy wzorem Abrahama okazują Najwyższemu swe ufne posłuszeństwo. W ten sposób dla każdego, kto z ufnością przyjmuje Słowo Boże, jest on ojcem w wierze. Zwróćcie bowiem uwagę, że Abraham, gdy usłyszał słowa: Staniesz się ojcem wielu narodów, nie okazał niewiary, lecz zaufał Bogu jako Temu, który ma moc nie tylko przywrócenia do życia wszystkiego, co umarło, ale także powołania do istnienia tego, czego wcześniej nie było. Tak więc Abraham – wbrew ludzkiej nadziei – zaufał Bożej obietnicy, że stanie się ojcem wielu narodów, zgodnie z tym, co zostało mu powiedziane: liczne będzie twoje potomstwo. I nie powątpiewał, choć dobrze wiedział, że jego ciało było już stare – miał bowiem około stu lat – i że bezpłodne było łono Sary. Nie pozwolił sobie na to, by jakiekolwiek zwątpienie skaziło go wewnętrznie, ale umocnił się w ufnej wierze, przez co oddał Bogu chwałę. Był bowiem przekonany, że Bóg ma moc wypełnić to, co obiecuje. Dla Najwyższego właśnie ta postawa serca Abrahama była wystarczającym powodem, by uznać go sprawiedliwym. A Pismo mówi, że stało się to nie tylko ze względu na niego samego, lecz również z myślą o nas. Chodzi bowiem o to, abyśmy mieli pewność, że również my, okazujący ufność i posłuszeństwo Bogu, którego mocą Jezus, nasz PAN, powstał z martwych, będziemy potraktowani tak jak Abraham. Jezus bowiem poszedł na śmierć z powodu naszych występków, a powstając do Życia, otworzył nam drogę do tego, byśmy i my – w Nim – otrzymali od Boga status sprawiedliwości. Tak więc teraz, gdy – z uwagi na ufność, którą złożyliśmy w Chrystusie – zostaliśmy uznani za sprawiedliwych, dbajmy aktywnie o to, aby przez trwanie w PANU naszym, Jezusie Chrystusie zachować pokój z Bogiem. I pamiętajmy, że Boża łaskawość, dzięki której już teraz z nadzieją i radością oczekujemy przyszłego udziału w Jego chwale, jest dostępna jedynie w Chrystusie. Co więcej: z Jego powodu dostępujemy również zaszczytu doświadczania różnego typu zniewag i utrapień, które powinniśmy przejść zgodnie z Jego wzorem, to znaczy rozumiejąc, że ich celem jest wyrobienie w nas cierpliwości. Cierpliwość z kolei ma uzdolnić nas do wytrwałości, a wytrwałość – umocnić w naszych sercach tę nadzieję, dzięki której nie doświadczymy wiecznego wstydu. Do tego wszystkiego jesteśmy krok po kroku przygotowywani poprzez działanie Ducha Uświęcenia, przez którego Bóg wypełnia nasze serca swoim rodzajem miłości. On sam przecież okazał nam swoją ofiarną miłość właśnie w tym, że Chrystus umarł za nas wtedy, gdy jeszcze byliśmy bezbożni, upadli i skażeni grzechem. A przecież nawet za prawego mało kto byłby gotów oddać swe życie – może ewentualnie za dobrego człowieka ktoś byłby w stanie dokonać takiego poświęcenia, lecz przecież nikt z nas takim nie był. Bóg jednak okazał nam swoją ofiarną miłość właśnie przez to, że Chrystus umarł za nas wtedy, gdy jeszcze byliśmy grzesznikami. A skoro z powodu nadziei, którą złożyliśmy w Chrystusie, już otrzymaliśmy od Boga status sprawiedliwości, to tym bardziej teraz – dzięki krwi Jezusa – zostaniemy wyratowani od słusznego Bożego gniewu. W tym właśnie tkwi sedno naszej nadziei! Jeżeli bowiem jako nieprzyjaciele Boga zostaliśmy pojednani z Nim przez śmierć Jego Syna, to o ileż bardziej teraz – będąc już pojednani – zostaniemy doprowadzeni do realizacji naszego zbawienia przez trwanie w Jego Synu, w którym jest Życie. Dlatego radujmy się w Bogu przez Jezusa Chrystusa, naszego PANA, w którym dostąpiliśmy pojednania z Wszechmocnym. Mając to na uwadze, przyjrzyjmy się teraz temu, jak działa moc Życia, które jest w Chrystusie. Z powodu jednego człowieka grzech pojawił się na świecie, a przez grzech – Śmierć. W ten sposób Śmierć zapanowała nad wszystkimi ludźmi. To oznacza, że grzech był na świecie już przed nadaniem Prawa Mojżeszowego, jednak ludzie nie byli rozliczani z grzechu, gdyż w tamtym czasie nie było jeszcze tego Prawa. Jednak Śmierć, która jest naturalną konsekwencją grzechu, obejmowała swoją mocą wszystkich, od Adama do Mojżesza, niezależnie od tego, czy – jak Adam – przekroczyli oni Boże polecenie. Sam Adam zresztą mógł być już wtedy postrzegany jako swoista zapowiedź Tego, który dopiero miał nadejść. Z tą tylko różnicą, że skutek ułaskawienia miał się przejawić inaczej niż konsekwencje przestępstwa. O ile tamto jedno przestępstwo sprowadziło Śmierć na wszystkich, o tyle Boża przychylność okazana ludziom w osobie innego, nowego człowieka, Jezusa Chrystusa, zaowocowała dla wszystkich obfitością łaski. Inny też jest zakres ułaskawienia niż konsekwencji grzechu. Gdy wyrok potępienia zapadł kiedyś z powodu jednego tylko upadku, to łaska nadaje człowiekowi godność sprawiedliwego pomimo wielu jego upadków. Jeśli więc z powodu jednego upadku pierwszego człowieka Śmierć zapanowała nad wszystkimi ludźmi, to również z powodu jednego czynu nowego człowieka, Jezusa Chrystusa, Życie z jeszcze większą mocą rodzi owoc uświęcenia w tych, którzy szczerze przyjmują nadany im status sprawiedliwości. A zatem: tak jak jedno przestępstwo Adama doprowadziło do potępienia każdego człowieka, tak też jedno tylko dzieło, które sprostało naturze Boskiej sprawiedliwości – to znaczy dzieło dokonane przez Chrystusa – otworzyło każdemu drogę do uznania go sprawiedliwym, a więc drogę do otrzymania Bożego Życia, które jest w Chrystusie. Tak więc, jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka wszyscy stali się grzesznikami, tak również przez posłuszeństwo Jednego wielu może zostać uznanych za sprawiedliwych. A Prawo Mojżeszowe zostało wprowadzone jedynie w tym celu, by uświadomić ludziom ogrom ich upadku. I wszędzie tam, gdzie grzech zbierał wielkie żniwo, łaska okazała się potężniejsza. A wszystko wydarzyło się po to, by – jak grzech, który okazuje w naszych ciałach swoją moc przez śmierć – tak i łaska z niezrównanie większą potęgą zakrólowała w nas Bożą sprawiedliwością ujawnioną w osobie Jezusa Chrystusa, naszego PANA, w którym udostępnione nam zostało odwieczne i nieskończone Boże Życie. Czy to znaczy, że teraz – gdy już zostaliśmy objęci sprawiedliwością Chrystusa – możemy bezkarnie grzeszyć, twierdząc, że w ten sposób Boża łaska rozkwitnie jeszcze bardziej? Absolutnie nie! Jeśli bowiem prawdziwie umarliśmy dla grzechu, to jakże mielibyśmy dalej w nim trwać? Czy nie rozumiecie tego, że pełne zanurzenie w Chrystusa Jezusa oznacza również zanurzenie się w Jego śmierć? A zanurzenie się w Jego śmierć oznacza, że – zjednoczeni z Nim – składamy do grobu naszą starą naturę, po to by również razem z Nim powstać do nowego Życia, w którym teraz – ku chwale Ojca – mamy już żyć dzień po dniu. Jeśli więc w śmierci dla grzechu jesteśmy rzeczywiście złączeni duchowo z Chrystusem, to podobnie będzie z naszym zmartwychwstaniem. Zrozumcie, że skoro nasza ludzka, stara natura została w Nim ukrzyżowana, to stało się to w tym celu, aby nasze ciała już więcej nie angażowały się w grzech! Kto w taki sposób w Chrystusie umarł dla grzechu, ten faktycznie został wyrwany spod mocy grzechu. A jeśli przez trwanie w Chrystusie nasza postawa śmierci dla grzechu przynosi owoc uświęcenia, to możemy mieć niezachwianą ufność, iż razem z Nim, w podobny sposób, zaowocuje ona w nas Jego odwiecznym i nieskończonym Życiem, bo przecież zmartwychwstały Chrystus nie podlega Śmierci, gdyż ona nie ma nad Nim żadnej władzy. On bowiem dla grzechu umarł raz na zawsze, a powstał z martwych, by powrócić do Życia w splendorze Bożego Majestatu. Tak więc i wy postępujcie jako ci, którzy są martwi dla grzechu, a żyją już tylko dla Boga w Chrystusie Jezusie. Dlatego nie pozwalajcie, by grzech rządził waszymi śmiertelnymi ciałami, poddając je swym pożądliwościom!. Nie dawajcie przyzwolenia grzechowi, by używał waszych ciał jako instrumentów nieprawości, lecz – trwając w Chrystusie jako ci, którzy zostali podniesieni z martwych do nowego Życia – stójcie mocno przy Bogu, oddając Mu swoje ciała do ogłaszania Jego sprawiedliwości w Chrystusie! I pamiętajcie: grzech nie ma już nad wami swej dawnejmocy, by was zwodzić i zniewalać, Jaki stąd wniosek? Czy z tego powodu, że nie podlegamy już Prawu, lecz łasce, możemy grzeszyć bez żadnych konsekwencji? Ależ nie! Czy nie rozumiecie, że stajecie się niewolnikami tego, komu podporządkowujecie swoją wolę? Jeśli poddacie się grzechowi, zaprowadzi was on do wiecznej Śmierci, a jeśli poddacie się Bogu, to posłuszeństwo Jego woli wyda w was owoc Jego sprawiedliwości. Dzięki jednak niech będą Bogu za to, że gdy byliście niewolnikami grzechu, z serca staliście się posłuszni temu nauczaniu, które wam przekazano, tak iż uwolnieni z mocy grzechu oddaliście się w niewolę sprawiedliwemu Bogu. Z powodu waszego słabego pojmowania powtórzę to raz jeszcze, korzystając z porównania do ludzkich relacji. Otóż: jak dawniej pozwalaliście, aby ciała wasze służyły niewolniczo nieczystości i nieprawości, pogrążając się w zepsuciu, tak teraz – gdy dostąpiliście zaszczytu bycia uznanymi za sprawiedliwych – udostępnijcie swoje ciała Bogu, aby z pożytkiem dla waszego uświęcenia służyły temu, co jest sprawiedliwe. Kiedy bowiem byliście niewolnikami grzechu, nie służyliście Bożej sprawiedliwości. I co było tego owocem? To wszystko, czego się teraz wstydzicie i co prowadziło was ku Śmierci. Teraz zaś, uwolnieni spod mocy grzechu, oddając się w niewolę Bogu, jako owoc zbieracie wasze uświęcenie. A na końcu tego procesu czeka was wiekuiste Życie. Bo zapłatą za grzech jest wieczna Śmierć, a darem od Boga jest odwieczne i nieskończone Życie, które Bóg złożył w Chrystusie Jezusie, PANU naszym. Co więcej, bracia – a słowa te kieruję do tych z was, którzy znają Prawo Mojżeszowe – czyż nie jest tak, że Prawo to ma władzę nad człowiekiem, ale tylko do czasu jego śmierci? Na przykład zamężna kobieta na mocy tego Prawa jest związana ze swym mężem tylko na czas jego życia. Jednak z chwilą śmierci męża staje się – według tego Prawa – wolna od zobowiązania, które ją z nim wiązało. Zgodnie z tym: gdyby za życia męża obcowała fizycznie z innym mężczyzną, byłaby cudzołożnicą; jednak po śmierci męża staje się wolna i, podejmując współżycie z innym mężczyzną, nie popełnia cudzołóstwa. Podobnie i wy, bracia moi, w ukrzyżowanym ciele Chrystusa umarliście dla Prawa i należycie już do innego, to znaczy do Zmartwychwstałego – aby rodzić Bogu oczekiwany przez Niego owoc. Kiedyś bowiem, gdy żyliśmy jeszcze według starej natury, Prawo Mojżeszowe pobudzało w nas grzeszne namiętności, które owocowały Śmiercią. Lecz teraz Prawo to nie ma już nad nami swojej mocy, ponieważ w Chrystusie umarliśmy dla grzechu, który poddawał nas w niewolę tego Prawa. Dlatego służmy Bogu w sposób zupełnie nowy, to znaczy duchowy, a nie – jak dawniej – w sposób cielesny, według litery Prawa. Czy zatem sugeruję, że Prawo jest grzeszne? Absolutnie nie! Pokazuję tylko, że zadaniem Prawa Mojżeszowego było wyjaśnienie mi, co jest grzechem. Nie wiedziałbym przecież, czym jest pożądanie, gdyby Prawo nie mówiło: Nie będziesz pożądał. Grzech jednak podstępnie wykorzystał to przykazanie, by rozbudzić we mnie wszelkiego rodzaju pożądliwości. Gdyby nie było Prawa, to i grzech nie uzyskałby takiej mocy. Owszem, i ja, żyjąc kiedyś w zgodzie z moją przyrodzoną naturą, nie oglądałem się na to, co mówi Prawo. Kiedy jednak zacząłem rozmyślać nad Bożymi przykazaniami, grzech natychmiast zaczął mnie drążyć. I niestety, wskutek jego działania zacząłem coraz bardziej pogrążać się w duchowym mroku. Zamiast dostrzegać w przykazaniach świadectwo Bożego Życia, ja odnajdowałem w nich Śmierć. W taki właśnie sposób grzech, zręcznie wykorzystując Boże przykazania, zwiódł mnie swoją obłudą i poprowadził do Śmierci. Prawo jednak nadal pozostawało święte, gdyż jego przykazania są święte, dobre i sprawiedliwe. Czy zatem to, co jest dobre, sprowadziło na mnie Śmierć? Żadną miarą! To grzech, żeby okazać istotę swej podstępnej natury, wykorzystał dobro, by sprowadzić na mnie Śmierć. A posługując się w tym Bożymi przykazaniami, uwypuklił jedynie bezmiar swego zła i przewrotności. Tak więc kłopot jest nie z Prawem, ale z moją starą naturą, która ma tak wielką skłonność do ulegania grzechowi. Prawo bowiem pochodzi z rzeczywistości duchowej, podczas gdy moja grzeszna natura jest całkowicie zaprzedana doczesności i, niestety, ma ciągle wielki wpływ na moje postępowanie! W konsekwencji czasami kompletnie nie rozumiem własnego zachowania – szczególnie wówczas, gdy zamiast czynić to, czego pragnę, dopuszczam się czegoś, co mam w nienawiści. Postępując w taki sposób, wyraźnie przyznaję Prawu, że jest dobre. Skoro zaś czynię to, czego nie chcę, wnioskuję, iż siłą, która skłania mnie do takiego działania, nie jestem ja sam, lecz mieszkający we mnie grzech. To on, a nie dobro, kieruje moją starą, cielesną naturą. Łatwo bowiem przychodzi mi robić to, co jest złe, podczas gdy dobro przychodzi mi z tak wielkim trudem. Dlatego właśnie dopuszczam się zła, którego nienawidzę, zamiast czynić dobro, którego pragnę. A jeśli czynię to, czego nie chcę, to nie jest to moje dzieło, lecz skutek oddziaływania grzechu, który ciągle we mnie mieszka. Dostrzegam więc w sobie taką regułę: mimo że pragnę pełnić dobro, zło ciągle jest mi bliskie. Moje „wewnętrzne ja” cieszy się z Bożego Prawa, lecz widzę w sobie także inną siłę, toczącą w moich myślach wojnę przeciwko temu Prawu, które noszę w sercu. Ona to czyni mnie niewolnikiem prawa grzechu panującego w moich członkach. O, jak bardzo jestem udręczony! Jak długo mam jeszcze pozostawać w tym ciele, nieustannie ciągnącym mnie ku Śmierci? A fakt, że zdarza mi się upadać pod wpływem starej natury, świadczy niezbicie o tym, że – chociaż całym swym wnętrzem świadomie pragnę służyć Prawu Bożemu – to jednak w tym doczesnym życiu prawo grzechu nadal ma wpływ na mnie. Bogu jednak niech będą dzięki za to, że w Jezusie Chrystusie, naszym PANU, dał rozwiązanie tego problemu! Bo tym, którzy trwają w Chrystusie Jezusie, nie grozi potępienie! Dlatego umacniajmy się w Nim, aby nie ulegać już więcej starej naturze, ale postępować drogą Ducha Chrystusowego! Nie zapominajmy, że Prawo Ducha, prowadzące do Życia w Chrystusie Jezusie, uwolniło nas spod mocy starego Prawa wskazującego na to, co prowadzi do grzechu i Śmierci. W Chrystusie Bóg dokonał tego, co było nieosiągalne dla tamtego Prawa, któremu brakowało mocy zdolnej uzdrowić chorą naturę człowieka. Dlatego Bóg w osobie Syna przyszedł na świat w ludzkiej naturze, aby jako człowiek rozprawić się z grzechem. W Nim bowiem sprawiedliwość, o której mówi Boże Prawo, może objąć i nas, to znaczy tych, którzy postępujemy drogą wytyczoną przez Bożego Ducha, a nie przez cielesną naturę. Ci bowiem, którzy kierują się popędami grzesznej natury, skupiają się na jej pożądliwościach; ci zaś, którzy idą za wskazaniami Ducha Uświęcenia, koncentrują się na zamysłach tego Ducha. W konsekwencji staje się oczywiste, że każdy sposób myślenia mający swe źródło w starej naturze prowadzi do wiecznej Śmierci, natomiast myślenie według Bożego Ducha prowadzi do Życia w pokoju z Bogiem. Powtórzę to raz jeszcze: każdy sposób myślenia rodzący się ze skłonnej do grzechu ludzkiej natury jest Bogu całkowicie obcy i wrogi. Natura ta bowiem nie chce być poddana Bogu ani Jego Prawu! Co więcej, z racji swego charakteru nawet nie jest do tego zdolna! Ci więc, którzy postępują w życiu według zasad przyrodzonej, ludzkiej natury, nie mają szans na podobanie się Bogu. Ale wy, jak przypuszczam, już nie staracie się żyć według takich wzorców, lecz postępujecie według wskazań Ducha, o ile oczywiście Duch Boży w was mieszka. Kto bowiem nie ma Ducha Chrystusowego, ten do Niego nie należy!. Lecz jeśli Chrystus – przez swego Ducha – jest w was, to chociaż wasze obecne ciała podlegają śmierci z powodu dziedzictwa grzechu, to jednak wasz duch ma przystęp do odwiecznego Życia dzięki sprawiedliwości Chrystusa. To zaś oznacza, że jeśli tylko Boży Duch, którego mocą Jezus powstał z martwych, jest w was, to również wasze śmiertelne ciała – mocą tego ożywiającego Ducha – zostaną podniesione do odwiecznego i nieskończonego Życia. A zatem, bracia i siostry, zrozumcie, że skoro stara natura nie ma już nad nami władzy ani jakiejkolwiek mocy, to nie musicie już dłużej postępować według starych wzorców i przyzwyczajeń. Powiem więcej: jeśli będziecie jej ulegać i dalej kierować się jej pożądaniami, to czeka was wieczna Śmierć, to znaczy potępienie; lecz jeśli mocą Bożego Ducha będziecie zwyciężać swoją cielesność, to otrzymacie udział w odwiecznym i nieskończonym Życiu! Ponieważ jedynie ci, którzy okazują posłuszeństwo Duchowi Bożemu, są prawdziwymi dziedzicami Boga! Nie dostaliśmy bowiem jakiegoś zwodniczego ducha, który prowadziłby nas do zniewolenia grzechem, co zawsze skutkuje strachem przed Bogiem, lecz otrzymaliśmy Jego Ducha, to znaczy Ducha Uświęcenia, w którym Najwyższy przysposabia nas na swych pełnoprawnych dziedziców. W Nim to z radością wołamy: „Abba, Kochany Ojcze!”. I to właśnie ten Duch poświadcza naszemu duchowi, że trwając w Chrystusie, jesteśmy dziećmi Boga. A jeżeli dziećmi, to i tymi, którzy są na drodze do otrzymania dziedzictwa. Współdziedzicami Chrystusa staniemy się bowiem wówczas, kiedy – w Nim – przetrwamy spotykające nas cierpienia, abyśmy w przyszłości zostali – również z Nim – otoczeni chwałą. A cierpień, jakich obecnie doświadczamy, w niczym nie da się porównać z chwałą i uwielbieniem, którymi zostaniemy kiedyś okryci. Tego właśnie czasu wyczekuje również całe stworzenie z tęsknotą wyglądające dnia ogłoszenia tego, kto rzeczywiście jest Bożym dziedzicem. I chociaż stworzenie nie z własnej woli zostało poddane marności swojej egzystencji, lecz począwszy od grzechu Adama – zgodnie z suwerenną decyzją Stwórcy – doświadcza jej znikomości, to jednak z nadzieją czeka na ostateczne uwolnienie z tego zepsucia, aby i ono mogło również uczestniczyć w wolności i chwale, które zostały przygotowane dla Bożych dzieci. Wiemy przecież doskonale, że całe stworzenie, tak samo jak my, jest obarczone ciężarami życia i ciągle wzdycha, znosząc bóle rodzenia. Zresztą nie tylko natura wyczekuje tego wyzwolenia! Także i my, to znaczy ci, w których dojrzewa już pierwszy owoc Ducha Uświęcającego, również wzdychamy, oczekując wewnętrznie na dokończenie prowadzonego przez Boga procesu uczynienia z nas dziedziców, co zrealizuje się w chwili odkupienia naszych ciał. To właśnie jest treścią nadziei, w której trwamy, podążając drogą zbawienia. A gdybyśmy twierdzili, że tu i teraz zostaliśmy już całkowicie i ostatecznie zbawieni, to przecież żadnego sensu nie miałoby dalsze mówienie o trwaniu w nadziei i wyczekiwaniu na zbawienie. Jakże bowiem mielibyśmy spodziewać się czegoś, co rzekomo już mamy? Tak więc, jeśli mówimy o trwaniu w nadziei na coś, czego jeszcze nie otrzymaliśmy, oznacza to, że ciągle jeszcze tego oczekujemy. A Duch Boży został nam dany po to, aby wspierać nas na tej drodze i umacniać w chwilach słabości. Kiedy bowiem w naszej wędrówce drogą zbawienia tracimy siły i grzęźniemy w sytuacjach, w których brakuje nam świadomości tego, o co lub jak dalej się modlić, to pamiętajmy, że Duch Boży nieustannie wspiera naszego ducha w jego nieogarnionych i niewysłowionych błaganiach. Najwyższy zaś, będąc znakomitym znawcą ludzkich serc, doskonale rozumie zamysły naszego ducha, który – pod wpływem Bożego Ducha, a więc zgodnie z Jego wolą – umiejętnie zabiega, o co trzeba. Dlatego wy, którzy całym sercem miłujecie Boga, powinniście być absolutnie pewni, że nic, co się wam przydarza, nie jest dziełem przypadku. Każda trudna sytuacja i każde doświadczenie są bowiem daną wam od Boga okazją do czynienia dobra. Oczywiście, mam tu na uwadze tylko tych z was, którzy, słysząc Boże wezwanie, odpowiedzieli na nie zgodnie z odwiecznym zamysłem Najwyższego. Bóg bowiem – według powziętego z góry planu – kształtuje charaktery ludzkie na wzór swego Syna, którego uczynił pierwszym z wielu braci. W tym właśnie celu Najwyższy, realizując swoje zamiary, każdego, kto z ufnością odpowiada na Jego wezwanie w Chrystusie, otacza sprawiedliwością i chwałą Jezusa Czyż nie jest to wspaniała i prawdziwie Dobra Wiadomość?! Czy teraz, gdy Bóg stanął po naszej stronie, ktokolwiek ośmieli się wystąpić przeciwko nam? A skoro On nie powstrzymał się, by w osobie Syna wydać swe ludzkie ciało na śmierć za nas wszystkich, jakże by wraz z Nim nie miał nam ofiarować wszystkiego, co jest Jego wiecznym dziedzictwem? Kto śmiałby teraz oskarżać tych, których Bóg przygarnął i uznał za sprawiedliwych? Kto miałby wydać wyrok potępienia? Czy Chrystus Jezus, który przecież nie tylko poniósł za nas śmierć, ale i zmartwychwstał?! On przecież, zasiadając teraz w pełni Bożej mocy i chwały, opowiedział się po naszej stronie! Czy w takiej sytuacji istnieje coś, co byłoby w stanie odłączyć nas od ofiarnej miłości Chrystusa? Udręki, ucisk lub prześladowania? Głód, nagość, niebezpieczeństwa lub groźby? To prawda, że Pismo słowami: Przecież nas mordują z Twojego powodu, traktują jak owce na rzeź przeznaczone, zapowiada nadejście prześladowań. Bądźmy jednak spokojni, gdyż trwając w Tym, który nas umiłował, zwycięsko przejdziemy przez te doświadczenia. Jestem bowiem pewny, że ani śmierć, ani życie, ani aniołowie, ani jakiekolwiek potęgi, czy to obecne, czy też przyszłe, ani też żadne moce – niezależnie od tego, czy pochodzą z Niebios, czy z Otchłani – ani jakiekolwiek inne stworzenie nie są w stanie odłączyć nas od ofiarnej miłości Boga okazanej nam w Chrystusie Jezusie, PANU naszym. A w tym, co teraz wyznam, ujawnię wam w Chrystusie niezwykłą prawdę, którą poświadcza również moje sumienie poddane Duchowi Uświęcenia. Otóż doświadczam wielkiego smutku, a serce mam przepełnione nieustannym bólem z powodu moich rodaków, mych braci według ciała. Dla nich bowiem byłbym gotów nawet zostać odłączony od Chrystusa, gdyby mogło to tylko w jakikolwiek sposób im pomóc. Bo to przecież oni, lud Izraela, jako pierwsi mieli się stać Bożymi dziedzicami. W tym celu objawiona została im Boża Chwała. To również oni dziedziczyli kolejne przymierza i im zostały dane nie tylko obietnice, ale także Prawo wraz z przepisami posługiwania w świątyni. Ich przodkami byli patriarchowie i z ich rodu, według cielesnej postaci, wywodzi się Chrystus – Ten panujący ponad wszystkim i wysławiany na wieki Jedyny Bóg. Amen. Nie jest jednak tak, jak myślą niektórzy, że Słowo Boże nie wydało w życiu Izraela żadnego owocu. Przede wszystkim musimy zrozumieć, iż nie wszyscy, którzy wywodzą się z rodu Izraela, są prawdziwym Izraelem, podobnie jak nie wszyscy potomkowie Abrahama są jego prawowitymi dziećmi. Bóg przecież oznajmił mu: twoje prawowite potomstwo będzie się wywodzić tylko z Izaaka. To również oznacza, że nie wszyscy, którzy fizycznie rodzą się na tym świecie, stają się dziećmi Bożymi, lecz tylko ci, którzy rodzą się także duchowo, jako owoc głoszonej Bożej obietnicy. Dla Abrahama obietnica ta miała następujące brzmienie: Przyjdę w wyznaczonym czasie, a Sara będzie miała syna. To samo Bóg zakomunikował Rebece, która z jednego aktu zbliżenia z naszym ojcem Izaakiem poczęła bliźnięta. PAN objawił jej swój z góry powzięty zamysł, ustalony wcześniej, zanim jej dzieci zostały w ogóle poczęte i narodzone, a więc zanim mogły zrobić cokolwiek złego czy dobrego. Pokazał jej wyraźnie, że Jego plan jest powiązany z wyborem, którego dokonuje serce człowieka, gdy słyszy wezwanie Powołującego; nie zależy też od żadnych ludzkich zasług czy osiągnięć. W takim to kontekście ujawnił Rebece, że starszy będzie sługą młodszego, ponieważ – co zostało skrzętnie odnotowane – Najwyższy przejrzał ich serca i spodobała Mu się postawa serca Jakuba, podczas gdy skłonności serca Ezawa gniew w Nim wzbudziły. A jak my odnosimy się do tego Bożego planu? Czy odważymy się twierdzić, że Najwyższy jest w swych działaniach niesprawiedliwy? Absolutnie nie! Przecież On, mówiąc do Mojżesza: jestem łaskawy dla tego, kto pragnie mej łaskawości, i lituję się nad tym, kto u mnie szuka litości, dowiódł, że w swej naturze jest pełen dobroci i chwały. W ten sposób Bóg pokazał Mojżeszowi, jak działają zarówno Jego łaskawość, jak i miłosierdzie. Z tego wynika, że sposób realizacji Bożej obietnicy nie zależy od żądań bądź wyobrażeń człowieka ani od ludzkich życzeń czy podejmowanych starań, lecz bazuje całkowicie i wyłącznie na z góry przyjętym planie, który został ustanowiony przez miłosiernego Boga. O tym właśnie mówi Pismo, przytaczając słowa, które Bóg wypowiedział do faraona: Życie twe oszczędziłem tylko z tego powodu, abyś mógł poznać moją moc i abym to ja zasłynął po całej Ziemi. Tak więc Bóg – działając zgodnie ze swym odwiecznym planem – każdemu daje szansę skorzystania ze swego miłosierdzia. Jeśli jednak ktoś w swym wnętrzu buntuje się przeciw Bogu, wówczas Najwyższy pozostawia takiego człowieka samemu sobie, w wyniku czego osoba ta jeszcze głębiej tonie w grzechach, a jej serce jeszcze bardziej twardnieje. Czy w związku z tym ktokolwiek może coś zarzucić Bogu lub kwestionować Jego z góry podjęte decyzje? Człowieku, a kim ty w ogóle jesteś, by toczyć z Bogiem jakiekolwiek dyskusje w takich sprawach? Czy wyrób może kwestionować metody działania swojego wytwórcy, mówiąc z pretensją: „Dlaczego postępujesz ze mną w taki, a nie inny sposób?”. Czy garncarz nie ma prawa do tego, by wszystkie lepione przez siebie naczynia – które wytwarza przecież z tej samej gliny – oceniać i kwalifikować według własnych standardów, uznając jedne za przydatne do użytku zaszczytnego, drugie zaś do użytku pospolitego? Tak samo i Bóg – czyż nie ma prawa okazywania swej władzy, mocy i potęgi w życiu całych narodów? Skoro więc przez wieki znosił z cierpliwością naród żydowski, który – pomimo kształtowania go i udoskonalania – okazał się w końcu zbiorem naczyń pospolitych, zasługujących na gniew i zatracenie, Bóg w końcu postanowił, by ogrom swojego zmiłowania i bogactwo chwały – zgodnie ze swym wcześniejszym planem – okazać każdemu, kto wiarą odpowie na Jego wołanie. Bo właśnie do wiary Najwyższy wzywa wszystkich – nie tylko nas, Żydów, lecz także i ludzi z innych narodów! O tym właśnie mówi przez Ozeasza, że tych, którzy wcześniej nie byli Jego ludem, również nazwie swym ludem, a tę społeczność, która wcześniej nie była umiłowana, nazwie Umiłowaną. I stanie się tak, że zamiast mówić do nich: „Nie‐jesteś‐moim‐ludem”, powie: „Jesteście synami Boga Żywego”. A o Izraelu tak wypowiedział się przez Izajasza: Choćby liczba synów Izraela była tak wielka jak ilość ziaren piasku na brzegu morza, tylko mała ich część zostanie zbawiona. PAN swoim Słowem tego dokona. O tym samym zresztą w innym miejscu mówił Izajasz: gdyby PAN Zastępów nie dał nam szansy na odrodzenie, stalibyśmy się jak Sodoma i bylibyśmy podobni do Gomory. Co chcę przez to powiedzieć? Tylko tyle, że chociaż ludzie z innych narodów nie zabiegali o uznanie ich za sprawiedliwych, to jednak dostąpili tego zaszczytu, ponieważ okazali Bogu zaufanie i posłuszeństwo. Natomiast Izrael – jako naród – chociaż starał się osiągnąć sprawiedliwość przez skrupulatne wypełnianie Prawa Mojżeszowego, nie zdobył jej. Dlaczego? Bo w gorliwym zabieganiu o nią nie zrozumiał tego, na co wskazywało Prawo Mojżeszowe, a mianowicie że powinien całą swoją ufność złożyć wyłącznie w Bogu. Żydzi bowiem, zamiast odpocząć w PANU, nadal starają się – przez wypełnianie przepisów Prawa – dorównać Bożej sprawiedliwości. Z tego powodu Chrystus dla tak wielu z nich stał się przeszkodą w ich życiowym marszu. Potknęli się o Tego, o którym Pismo mówi, że z ustanowienia Boga stał się na Syjonie kamieniem potknięcia – skałą, która na nich runie. Jednak każdy, kto Jemu zaufa, ten się nie zawiedzie. O tak, bracia! Z całego serca pragnę zbawienia Izraela, o co nieustannie modlę się do Boga! Muszę bowiem przyznać, że moi rodacy wykazują się wielką gorliwością wobec Najwyższego. Jednak nie jest ona oparta na właściwym poznaniu. Nie rozumiejąc bowiem tego, na jakiej podstawie Bóg uznaje ludzi za sprawiedliwych, uparcie trzymają się własnej koncepcji sprawiedliwości, zbudowanej na opacznym rozumieniu roli Prawa Mojżeszowego, w rezultacie czego nie podporządkowują się Bożemu planowi. Tymczasem Prawo to znalazło swoją doskonałą realizację w Chrystusie, tak aby każdy, kto Jemu zaufa, mógł zostać uznany za sprawiedliwego. Przecież nawet Mojżesz, pisząc o sprawiedliwości w kontekście Prawa danego Izraelowi, zwracał uwagę na to, że Życie otrzyma tylko ten, kto Prawo to wypełni całkowicie, i to w każdym zakresie. Tego zaś dokonał jedynie zapowiadany przez Boga Mesjasz – Chrystus!. Dlatego zaszczytu uznania za sprawiedliwego można dostąpić przed Bogiem jedynie przez związanie się z Chrystusem. Nie ma zatem już potrzeby gubienia się w domysłach: Kto zdoła dostać się do Niebios? – jak gdyby Chrystus nie zstąpił właśnie stamtąd, by nas tam do siebie zabrać, ani: Kto trafi do piekła? – jak gdyby Chrystus nie powstał z martwych, aby nas przed nim uratować. Zwróćmy raczej uwagę na to, że o sprawiedliwości dostępnej w Chrystusie Pismo mówi: Słowo, które do ciebie kieruję, ma być blisko ciebie, na ustach twoich i w sercu twoim. A zatem chodzi w niej o posłuszeństwo wynikające z zaufania do Bożego Słowa, czyli o głoszoną przez nas Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. Bo zbawiony będzie każdy, kto szczerze uzna Jezusa za PANA i będzie Za sprawiedliwych zostajemy bowiem uznani wówczas, gdy w szczerości serca całą swą ufność i nadzieję składamy jedynie w Bogu. Publiczne zaś ogłaszanie tej Dobrej Wiadomości prowadzi do ocalenia wielu. Pismo przecież wyraźnie mówi, że każdy, kto Jemu zaufa, ten się nie zawiedzie. To zaś oznacza, że nie ma już żadnej różnicy między Żydem a nie‐Żydem, bo wszyscy mają tego samego PANA, który jest hojny dla każdego, kto z ufnością wzywa Go z głębi serca. Napisane jest bowiem: każdy, kto w swoim sercu podda się PANU i szczerze zwróci się do Niego, zostanie ocalony. Ale dlaczego mieliby wzywać Tego, któremu nie zaufali? Jakże mieliby zaufać Temu, o którym nie słyszeli? A jak mieliby o Nim usłyszeć, gdyby im nikt nie głosił? A kto miałby im głosić, gdyby nikt nie został posłany? O tym właśnie mówi Pismo: Jak bardzo wyczekiwany jest ten, kto głosi Dobrą Wiadomość. Niestety, nie wszyscy, którym głoszono tę Wspaniałą Bożą Wiadomość, okazali jej posłuszeństwo. Już Izajasz skarżył się na to, mówiąc: PANIE, kto wierzy temu, co od Ciebie słyszy?. Skoro więc posłuszeństwo jest owocem wiary, a ta rodzi się z tego, w co się wsłuchujemy – bo przecież każdy człowiek wierzy w to, czemu poświęca uwagę – to niezwykle ważne jest, abyśmy pilnie wsłuchiwali się w Słowo Chrystusa. Biorąc to wszystko pod uwagę, pytam więc: „Czy lud Izraela nie słyszał Jego Słowa?”. Ależ tak! Doskonale je usłyszał! Przecież ta wieść obiega Ziemię, sięgając jej krańców. A może Izrael, słysząc tę wiadomość, wcale jej nie pojął? Wręcz przeciwnie! Bóg już przez Mojżesza zapowiedział: Ja wywołam w nich zazdrość z powodu tych, którzy nie są moim ludem; wzbudzę w nich gniew na naród bezrozumny. A przez Izajasza tak to jeszcze skomentował: Dałem się znaleźć tym, którzy mnie nie szukali; objawiłem się tym, którzy o mnie nawet nie pytali. O Izraelu zaś tak powiedział: Całymi dniami wyciągałem ręce do mego ludu, lecz oni nieustannie buntowali się przeciwko mnie. Czy to oznacza, że Bóg definitywnie odrzucił ten naród? Ależ nie! Przecież i ja jestem Izraelitą, potomkiem Abrahama, z rodu Beniamina. Bóg nie odrzucił narodu, który wcześniej wybrał. Czy nie pamiętacie, co Bóg powiedział Eliaszowi, gdy ten skarżył się na Izrael słowami: PANIE, proroków Twoich pozabijali, a Twoje ołtarze zburzyli. Zostałem tylko ja sam, a i na moje życie nastają. Jakiej odpowiedzi Bóg udzielił mu wówczas? Zachowało się w Izraelu siedem tysięcy takich mężów, którzy nie zgięli kolan przed Baalem. Podobnie jest i teraz, tylko pewna część tego narodu korzysta z Bożej łaskawości objawionej w planie zbawienia, jaki został przygotowany przez Najwyższego. A jeśli korzystają oni z Bożego ułaskawienia, to znaczy, że nie otrzymali statusu sprawiedliwych z powodu swych czynów lub zasług. Gdyby było inaczej, to ułaskawienie nie miałoby przecież sensu. Wynika stąd, że Izrael – jako naród – nie osiągnął tego, o co zabiegał z taką gorliwością. A z Bożego planu ułaskawienia skorzystali tylko niektórzy z nich. Byli to ci, którzy wiarą odpowiedzieli na Boże wezwanie. Pozostali Żydzi umocnili się w skamienieniu własnych serc – zgodnie z tym, co jest napisane, że Bóg: pozwolił na to, żeby umacniali się w duchu zamroczenia: aby mieli oczy, które nie widzą, oraz uszy, które nie słyszą. I w takim stanie trwają aż do dnia dzisiejszego! A Dawid dodał jeszcze: Niechaj własny stół będzie im pułapką, sidłem i potrzaskiem, koszmarną odpłatą. A oczy ich niech będą w ciemności pogrążone, tak aby oślepli, zgięci wpół na zawsze. Czy to znaczy, że naród ten potknął się aż tak bardzo, by upaść zupełnie? Absolutnie nie! Jednak wskutek ich odstępstwa zbawieniem zostały objęte także inne narody, z taką intencją, aby pobudziło to Żydów do zazdrości. Bo jeśli ich odstępstwo przyniosło światu tak wielką obfitość, a ich zamroczenie stało się dla innych narodów tak ogromnym błogosławieństwem, to o ileż większym dobrodziejstwem będzie dla wszystkich ich opamiętanie się i dołączenie do pełni Bożego Ludu wiary! Słowa te kieruję przede wszystkim do tych z was, którzy nie jesteście Żydami, abyście mogli rozumieć, dlaczego posługę, którą pełnię pośród was, opromienia tak wielka Boża chwała. Jej blask ma bowiem pobudzić moich rodaków do zazdrości i dzięki temu niektórych z nich uratować. Jeśli zatem odrzucenie, które spotkało Żydów, było otwarciem światu drogi do pojednania z Bogiem, to czym będzie ich ponowne przygarnięcie, jeśli nie tym oczekiwanym przez nas wszystkich powstaniem z martwych do odwiecznego i nieskończonego Życia? Oczywiste jest bowiem, że jeśli zaczyn jest święty, to i ciasto z niego wyrobione powinno być święte; jeśli pień jest święty, to również takie powinny być jego gałęzie. Skoro jednak niektóre z tych gałęzi nie wydały takiego owocu, zostały odcięte, a ciebie – niczym dziczkę oliwną – wszczepiono w ich miejsce, dzięki czemu otrzymałeś współudział w sokach obfitości płynących z tego pnia, to nie wynoś się ponad tamtych, lecz pamiętaj, że nie ty dźwigasz pień, lecz to pień dźwiga ciebie. Gdybyś jednak pomyślał sobie: „Przecież tamte gałęzie zostały odcięte od pnia, abym ja mógł zostać w niego wszczepiony”, to zauważ, że tamte gałęzie zostały odcięte z uwagi na to, że nie okazały Bogu zaufania, ty zaś zostałeś wszczepiony tylko z powodu ufności, którą w Nim złożyłeś. Nie unoś się zatem pychą, lecz trwaj w bojaźni Bożej. Bo jeśli nie wytrwasz w ufnym posłuszeństwie wobec Najwyższego, Bóg nie oszczędzi również ciebie, jak nie oszczędził tamtych, którzy byli przecież naturalnymi gałęziami. Uświadom sobie to, że Bóg w swym działaniu okazuje się nie tylko łagodny, ale i surowy. Swoją surowość ujawnił w konsekwentnym postępowaniu wobec tych, których odciął. Łagodność natomiast okazał tobie. Jeśli jednak nie będziesz trwał w okazanej ci łaskawości, to również i ty zostaniesz odcięty. Ale także i tamci, o ile nie będą z uporem trwać w niewierze, zostaną ponownie wszczepieni do pnia, gdyż Bóg ma moc to uczynić. Bo skoro ty, który zostałeś wzięty z dzikiego drzewka, mogłeś wbrew swej naturze zostać wszczepiony w szlachetne drzewo oliwne, to o ileż łatwiej tamci, z natury pasujący do tego drzewa, mogą zostać ponownie wszczepieni w swój macierzysty pień. Bracia i siostry, nie chciałbym, abyście przez brak znajomości tej tajemnicy stali się zarozumiali. Rzecz jest bowiem w tym, że skamienienie serc pewnej części ludu Izraela stało się okazją do tego, by inne narody mogły się nawrócić. A gdy to już się dopełni, wówczas także Izrael zostanie na nowo przywiedziony do zbawienia zgodnie z tym, co jest napisane: Przybędzie z Syjonu Wybawiciel, który zawróci Izraela z dróg jego buntu. A także: Nowe Przymierze, które ustanowię z domem Izraela, będzie polegało na tym, że w Nim ich grzechów wspominać już nie będę. Tak więc jeśli chodzi o Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, stali się oni – ze względu na was – wrogami Boga, jeśli jednak idzie o wybranie to – ze względu na praojców – nadal są przez Boga otaczani miłością. Bóg bowiem nigdy nie postępuje tak, by miał żałować swych decyzji, niezależnie od tego, czy udziela komuś daru, czy też wyznacza kogoś do realizacji jakiegoś zadania. Dotyczy to zarówno ich, jak i was. Wy, chociaż kiedyś byliście Bogu nieposłuszni, teraz dostępujecie miłosierdzia z powodu skamienienia serc Izraela. Podobnie i oni, choć teraz są Bogu nieposłuszni, kiedyś skorzystają z tego samego miłosierdzia, którego wy obecnie dostępujecie. Bóg pozwolił bowiem na to, aby wszyscy pogrążyli się w nieposłuszeństwie, po to by każdy w swoim czasie miał szansę skorzystać z Jego zmiłowania. O, jakże niezwykła jest głębia oraz bogactwo mądrości i wszechwiedzy Boga! Jak nieprzeniknione są Jego decyzje, a Jego plany nie do wytropienia! Czy ktokolwiek potrafi zgłębić myśli PANA, tak by sam mógł zostać Jego doradcą? Czy ktokolwiek pierwszy czymś Go obdarował, by móc w rewanżu od Niego czegoś oczekiwać?. Przecież to z Niego i dzięki Niemu, i dla Niego jest wszystko! Jemu więc niech będzie chwała na wieki! Amen. Dlatego, bracia i siostry – z uwagi na Boże miłosierdzie – zachęcam was, abyście służyli PANU w sposób rozumny, dbając o świętość waszych ciał, gdyż w ofiarach innego rodzaju Bóg nie ma upodobania. W żadnym wypadku nie naśladujcie świata, który was otacza, lecz pozwólcie, by Słowo Najwyższego przemieniało wasz sposób myślenia na nowy, tak abyście mieli zdolność rozpoznawania, co jest wolą Boga, a szczególnie tego, co jest dobre, co Bogu miłe, a co doskonałe. Piszę wam o tym, gdyż dzięki Bożej łaskawości, której sam doświadczyłem, zrozumiałem, że nikt nie powinien mieć o sobie wyższego mniemania, niż należy, lecz zachowując rozsądek, niech akceptuje miejsce w Ciele Chrystusa, które dał mu Bóg. Jak bowiem każde ciało składa się z wielu części, które przecież nie pełnią tych samych funkcji i zadań, tak i my w Chrystusie tworzymy jedno Ciało, którego częściami – ściśle ze sobą powiązanymi – wspólnie jesteśmy. Właśnie dlatego Bóg w swojej łaskawości rozdzielił pomiędzy nas różne dary. Jeśli więc ktoś otrzymał dar prorokowania, niech go używa, jak należy, jedynie w zakresie tego, co mówi Boże Słowo, które jest przecież podstawą naszej wiary!. Kto zaś ma dar posługiwania, niechaj służy! Jeśli ktoś otrzymał dar nauczania, niech wyjaśnia Boże Słowo, a jeśli ma dar podtrzymywania na duchu i zachęcania, to niech aktywnie angażuje się w życie innych, wzmacniając ich wszelką zachętą! Jeśli ktoś dysponuje dobrami materialnymi, które otrzymał do rozdania, niech będzie szczodry; a jeśli ma dar przewodzenia, niech w swej posłudze będzie gorliwy! Sprzyjajcie innym, okazując im – z całą pogodą ducha – pełne wyrozumiałości miłosierne współczucie! Każde wasze działanie niech będzie rzetelnym świadectwem ofiarnej Bożej postawy miłości, a nie tylko pozorem przywdziewanym na pokaz!. Zawsze brzydźcie się złem, niezależnie od tego, w jakiej postaci się ono pojawia! Ze wszystkich sił przylgnijcie do dobra! Bądźcie uczynni w trosce o braci i siostry, wzajemnie wyprzedzając się w okazywaniu szacunku. W swej gorliwości nie bądźcie nachalni czy dokuczliwi. Swój duchowy zapał skupcie raczej na osobistym wzrastaniu w posłuszeństwie wobec PANA. Radujcie się nadzieją, którą w Nim pokładacie! Wyróżniajcie się cierpliwością, szczególnie wówczas, gdy spotykają was różnego typu trudności i prześladowania. W modlitwie bądźcie niestrudzeni. Okazujcie gościnność braciom i siostrom, którzy są w potrzebie. O tych zaś, którzy was prześladują, dobrze się wypowiadajcie. To ważne, abyście nigdy im nie złorzeczyli, lecz zawsze dobrze się o nich wyrażali. Radujcie się z tymi, którzy się radują, i płaczcie z tymi, którzy płaczą. Traktujcie się wzajemnie z wyrozumiałością, zachowując pokorę w myśleniu i dostosowując się do innych. Nie uważajcie się za lepszych lub mądrzejszych od innych. Nikomu złem za zło nie odpłacajcie, ale starajcie się o to, co jest dobre w oczach wszystkich. Jeśli to od was zależy, zachowajcie pokój ze wszystkimi. Umiłowani, nie mścijcie się z powodu doznanych krzywd, lecz ich wyrównanie pozostawcie Bożemu gniewowi. Pamiętajcie o tym, że to PAN zastrzegł sobie Do mnie należy karanie i w mym ręku leży odpłata. A zatem: jeśli twój nieprzyjaciel cierpi głód, nakarm go; jeśli chce mu się pić, napój go. Tak bowiem czyniąc, węgle ogniste gromadzisz nad jego głową. Nie dawajcie się zwyciężać złu, ale zło dobrem zwyciężajcie! Niech każdy podporządkowuje się przełożonym, których ma nad sobą, gdyż sens i porządek władzy pochodzą od Boga i przez Niego zostały ustanowione. Z tego powodu każdy człowiek przeciwstawiający się idei funkcjonowania władzy występuje w istocie przeciwko porządkowi ustalonemu przez Najwyższego. Kto zaś tak postępuje, sam gromadzi przeciwko sobie zarzuty i wystawia się na sąd. Z drugiej strony musimy też pamiętać, że w Bożej koncepcji władzy, zwierzchnicy zostali ustanowieni nie po to, by ludzie czyniący dobro mieli się ich bać, lecz aby wzbudzali oni strach u tych, którzy postępują źle. Jeśli więc chcesz żyć bez lęku w tak zaplanowanej strukturze władzy, czyń dobro, a zyskasz pochwałę od swoich zwierzchników. Koncepcja sprawowania władzy pochodzi bowiem od Boga, który zaplanował, że ona będzie Mu służyła dla twojego dobra. Gdybyś więc postępował źle, to powinieneś drżeć, gdyż nie na próżno władza została wyposażona w środki przymusu i karcenia. One to w zamyśle Boga mają być narzędziem do karania tych, którzy przez czynienie zła pobudzają Go do gniewu. Jednak nie samo zagrożenie karą powinno być główną motywacją waszego prawego funkcjonowania w tak ustalonym porządku. Poddanie się jej decyzjom jest konieczne również z uwagi na sumienie. Z jego to powodu rzetelnie wywiązujcie się z płacenia podatków, które w służbie publicznej powinny być wykorzystywane zgodnie z Bożym zamysłem. Oddawajcie zatem wszystkim to, do czego jesteście zobowiązani: komu podatek – podatek, komu cło – cło, komu bojaźń – bojaźń, a komu szacunek – szacunek. Nikomu niczego nie bądźcie winni z wyjątkiem ofiarnej Bożej miłości, gdyż to w niej realizuje się Boże Prawo. Przecież te przykazania: Nie będziesz cudzołożył; Nie będziesz mordował; Nie będziesz kradł; Nie będziesz fałszywie zeznawał przeciwko drugiej osobie; Nie będziesz pożądał, jak i wiele innych, można streścić w jednym: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Miłość bowiem nie wyrządza bliźniemu krzywdy, dlatego ofiarna miłość jest wypełnieniem Prawa. I uświadomcie sobie, w jakich czasach żyjecie. Najwyższa bowiem pora, byście w końcu otrząsnęli się z letargu! Każdego dnia zbawienie jest bliżej nas niż wtedy, gdyśmy uwierzyli. Mrok już ustępuje i zbliża się światłość!. Rozstańmy się zatem z uczynkami ciemności, a przywdziejmy zbroję światłości, aby nasze postępowanie było szlachetne – jak na światłość przystało. Ciemnością bowiem jest uczestniczenie w rozpasanych hulankach i pijaństwach, pozwalanie sobie na cudzołóstwo i swobodę seksualną, a także chamstwo, kłótnie i wszelka zazdrość. Wy natomiast obleczcie się w nową naturę, która odzwierciedla charakter Jezusa Chrystusa, naszego PANA, gdyż tylko w niej nie będziecie pożądać tego, o co tak zachłannie zabiega stara natura człowieka. A tego, którego wiara jest słaba, traktujcie życzliwie, bez osądzania go i spierania się o to, co on w swoim sumieniu uważa za dobre lub złe. Bywa tak, że jeden, silny w wierze, jest przekonany, iż może jeść wszystko, drugi zaś, słaby – z uwagi na przepisy religijne – unika pewnych pokarmów. W takiej sytuacji niech ten, który jada wszystko, nie pogardza tym, który unika pewnych pokarmów. Tak samo i ten, który nie spożywa wszystkiego, niech nie osądza tego, który jada wszystko, bo przecież Bóg obu ich przygarnął do siebie. A ty kim jesteś, byś odważał się osądzać cudzego sługę? To, czy on stoi, czy upada, jest przecież sprawą jego PANA, który ma moc postąpić z nim w odpowiedni sposób. Jeden przywiązuje wagę do określonych dni, a inny traktuje wszystkie dni jednakowo. Niech każdy trzyma się swojego przekonania. Kto bowiem z uwagi na PANA dzieli dni na święte i nieświęte, ma w sercu tę samą motywację podobania się PANU, jak i ten, kto, wielbiąc Go, spożywa wszelkie pokarmy. Obaj bowiem składają Bogu swoje dziękczynienia. Podobnie postępuje i ten, kto z chęci podobania się PANU nie jada wszystkiego. On także wielbi Boga swoim dziękczynieniem. Popatrzcie na to w szerszej perspektywie. Nikt z nas, którzy chcemy podobać się PANU, nie żyje sam dla siebie ani sam z siebie nie umiera. Jeśli PAN zdecyduje, abyśmy żyli, to będziemy żyć dla Niego; a jeśli zdecyduje, żebyśmy oddali życie, to również dla Niego je oddamy. I w jednej, i w drugiej sytuacji postąpimy tak, jak tego PAN od nas oczekuje, gdyż do Niego należymy! Zobaczcie, że i Chrystus tak postępował. On przyjął śmierć, a następnie powrócił do życia, aby okazać swoje panowanie nad wszystkimi – zarówno nad tymi, którzy pozostają przy życiu, jak i nad tymi, którzy już zmarli. Dlaczego więc osądzasz swego brata lub siostrę w wierze albo, co jeszcze gorsze, nimi pogardzasz? Przecież wszyscy jednakowo staniemy przed Bożym trybunałem, jak to zostało zapisane: Tylko JA JESTEM żywym Bogiem! – mówi PAN. Przede mną każdy człowiek padnie na kolana i każdy zda relację ze swojego życia. Wynika z tego, że każdy z nas będzie musiał się rozliczyć z własnego, a nie z cudzego życia. Nie osądzajmy więc siebie nawzajem, lecz postępujmy raczej tak, abyśmy bratu lub siostrze w wierze nie dawali okazji do odstępstwa czy upadku. Zaś w sprawach poruszonych wcześniej mam pełne przekonanie w Jezusie, naszym PANU, że nic samo w sobie nie jest nieczyste. Jednak może stać się takim dla tych, którzy będą uważać to za nieczyste. Zrozum więc, że jeśli nie porusza ciebie to, iż twój brat lub siostra w wierze doznaje rozdarcia duszy, widząc, co ty jadasz, oznacza to, że nie ma w tobie ofiarnej postawy Bożej miłości. Twoja wolność do spożywania tych czy innych pokarmów nie powinna być powodem do nadwyrężania sumienia twojego brata lub siostry, za których przecież umarł Chrystus. Nie pozwalaj więc sobie na to, by to, co dobre dla ciebie, stało się przekleństwem dla twego brata lub siostry w wierze. Królestwo Boże nie jest bowiem sprawą tego, co się je lub pije, lecz jest pełnieniem woli sprawiedliwego Boga w pokoju i radości, które są owocem posłuszeństwa Bożemu Duchowi Uświęcenia. Kto w taki sposób służy Chrystusowi, podoba się Bogu i powinien być przez was szanowany. Skupiajmy się zatem na tym, co prowadzi nas do umocnienia w pokoju z Bogiem i do wzajemnego zbudowania w relacjach z braćmi i siostrami w wierze. Nie rujnujmy Bożego dzieła z powodu drobnych kwestii, do których zaliczają się takie sprawy, jak inny stosunek do różnych pokarmów. Chociaż – z rytualnego punktu widzenia – wszystkie one są „czyste”, to jednak byłoby źle, gdyby ktoś, spożywając pewne rzeczy, prowokował swego brata lub siostrę w wierze do naśladownictwa wbrew ich sumieniu. Dobrze więc będzie nie jeść mięsa ofiarowanego bożkom, nie pić alkoholu ani nie pozwalać sobie na cokolwiek, co by brata lub siostrę w wierze – naśladujących nas wbrew ich wewnętrznemu przekonaniu – prowadziło do erozji ich sumienia. Nasze osobiste przekonania, które nosimy w sercu przed Bogiem, stosujmy jedynie do siebie samych. Szczęśliwy jest bowiem ten, kto postępuje tak, iż zawsze pozostaje w zgodzie z własnym sumieniem. Byłoby zaś dramatem, gdyby człowiek mający w sercu wątpliwości poszedł za wzorem innych i zaczął spożywać pokarmy ofiarowane bożkom, rujnując w ten sposób własne sumienie. Czyniąc tak, nie postępowałby zgodnie z tym, co rozumie z Bożego Słowa. Każdy zaś kompromis, na który ktoś idzie – wbrew osobistemu zrozumieniu Bożego Słowa – jest grzechem. Dlatego też my, mocni w wierze, zamiast się skupiać na swoich „wolnościach ”, „prawach” i „przywilejach”, powinniśmy raczej znosić słabości tych, których wiara nie jest mocna. Niech każdy z nas szuka tego, co jest dobre dla bliźniego i dla jego zbudowania, bo przecież i Chrystus nie był skoncentrowany na sobie i nie zabiegał o własne sprawy, lecz z pokorą przyjął uniżenie, o czym Pismo wspomina w ten sposób: Spadły na mnie obelgi tych, którzy Ciebie lżyli. Pamiętajmy przy tym, że wszystko, co dawniej zostało spisane, zanotowano ku naszemu pouczeniu, abyśmy mogli trwać w nadziei dzięki umocnieniu i zachęcie pochodzącym z Pism. A Bóg, który jest źródłem cierpliwości i wsparcia, niech da wam wszystkim takie samo myślenie, jakie było w Chrystusie Jezusie, abyście w jedności i zgodzie wielbili naszego Boga, Ojca i PANA – Jezusa Chrystusa. Dlatego przygarniajcie jedni drugich, jak i Chrystus ku chwale Bożej przygarnął was do siebie. Chrystus bowiem stał się sługą zarówno obrzezanych – dla ukazania Bożej wierności w wypełnieniu obietnic udzielonych praojcom – jak i nieobrzezanych – aby wszystkie narody sławiły Boga za okazane im miłosierdzie, jak to zapisano: Dlatego Ciebie będę sławił, PANIE, i zawsze wywyższał pomiędzy narodami. O tym samym Pismo mówi także w innych miejscach: Radujcie się narody, razem z Jego ludem, oraz: Chwalcie PANA, wszystkie narody! Wysławiajcie Go wszystkie ludy Ziemi. Izajasz również to potwierdza, pisząc, że ujawni się zakorzeniony pień rodu Jessego, Ten, który będzie władać narodami. W Nim wszystkie ludy złożą swą nadzieję. Dlatego sławcie Boga, który jest źródłem naszej nadziei, abyście – zakorzenieni w Jego Duchu Uświęcenia – z radością i pokojem coraz bardziej obfitowali wszelkim owocem tej nadziei. Jeśli zaś chodzi o was, bracia i siostry, mam głębokie przekonanie, że jesteście nie tylko napełnieni wszelkim dobrem i właściwym zrozumieniem Bożych spraw, ale że macie również zdolność do przyjęcia ode mnie tego braterskiego pouczenia. Tylko dlatego odważyłem się napisać do was nieco śmielej, aby wyjaśnić wam kilka ważnych kwestii, do czego przynagliła mnie Boża łaskawość, której sam doświadczyłem. Z woli Boga jestem bowiem sługą Chrystusa Jezusa, który posłał mnie do ludzi niemających żydowskich korzeni. Dlatego publicznie pośród nich głoszę zleconą mi przez Boga Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, aby ich życie – przemienione mocą Ducha Uświęcenia – stało się wonnością miłą Bogu. W sprawach Bożych nie chlubię się niczym i nikim, jak tylko Chrystusem Jezusem. Dlatego nigdy nie ośmielam się wspominać o czymkolwiek innym, jak tylko o tym, czego dokonuje Chrystus, który – używając mnie zarówno w mowie, jak i czynie – skłania ludzi ze wszystkich narodów do posłuszeństwa samemu sobie. A dokonuje tego potężnymi znakami, cudami oraz mocą Bożego Ducha, która objawiła się w tym, że byłem zdolny ogłosić Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie od Jerozolimy aż po Ilirię. Musicie bowiem wiedzieć, że punktem honoru dla mnie było rozgłaszanie Dobrej Wiadomości jedynie tam, gdzie Chrystus nie był jeszcze znany. Nie budowałem więc na fundamencie założonym przez kogoś innego, lecz starałem się realizować cel, o którym Pismo mówi w taki sposób: Ujrzą Go ci, którym o Nim nie mówiono, i poznają Go ci, którzy o Nim nie słyszeli To właśnie było dotąd główną przeszkodą w moim przybyciu do was. Lecz teraz, gdy na wspomnianych terenach zabrakło już dla mnie pola do działania, postanowiłem w końcu odwiedzić i was, realizując w ten sposób gorące pragnienie, które noszę w sercu od wielu lat. A jeśli PAN pozwoli, chciałbym jeszcze udać się dalej – do Hiszpanii. Mam bowiem nadzieję, że – gdy już nacieszę się wami – wyprawicie mnie w podróż tam. Teraz jednak wyruszam do Jerozolimy z pomocą dla tamtejszych braci i sióstr w wierze. Macedonia i Achaja postanowiły bowiem w ten właśnie sposób wyrazić swoją solidarność z ubogimi braćmi i siostrami w Jerozolimie. Wierzący z Grecji uczynili to chętnie, lecz jest również faktem, iż w obliczu Boga mieli taką powinność. Jeśli bowiem razem z nimi są współuczestnikami spraw duchowych, to czyż nie powinni udzielić im pomocy także w sprawach materialnych, gdy powstała taka potrzeba? Gdy więc już wypełnię powierzone mi zadanie dostarczenia do Jerozolimy owocu ofiarności tutejszych braci i sióstr, zatrzymam się u was w drodze do Hiszpanii. I nie mam najmniejszej wątpliwości, że przyjdę do was z pełnym błogosławieństwem Chrystusa. Tymczasem jednak proszę was, bracia i siostry, abyście w duchu ofiarnej miłości PANA naszego Jezusa Chrystusa przyłączyli się do modlitw, które w mojej sprawie zanoszone są do Boga. Proście w nich Najwyższego, abym cało wyszedł z rąk tych, którzy w Judei ciągle pozostają Bogu nieulegli. Módlcie się także, aby moja inicjatywa spotkała się z życzliwym przyjęciem ze strony tamtejszych braci. Proście PANA również i o to, abym – jeśli taka będzie wola Boża – mógł przybyć do was w pełni radości i zaznać u was nieco wytchnienia. A Bóg, który jest źródłem pokoju, niech będzie z wami wszystkimi. Amen. Polecam wam Febę, naszą siostrę w wierze z tutejszej wspólnoty w Kenchrach. Przyjmijcie ją – jak to uczniom PANA przystoi – pomagając jej w każdej sprawie, jeśli będzie czegokolwiek potrzebowała. Ona bowiem sama była wielkim wsparciem dla wielu, w tym także i dla mnie. Pozdrówcie Pryscyllę i Akwilę, moich współpracowników w Chrystusie Jezusie, którzy nie wahali się nadstawić za mnie własnych głów. Dziękuję im za to nie tylko ja, ale i wszystkie wspólnoty składające się z nawróconych pogan. Pozdrówcie także społeczność wierzących zbierającą się w ich domu. Pozdrówcie umiłowanego Epeneta, który jako pierwszy nawrócił się ku Chrystusowi w czasie mojej posługi w Azji. Pozdrówcie Marię, która tak bardzo się dla was trudziła. Pozdrówcie Andronika i Juniasa, moich rodaków, z którymi przebywałem w więzieniu. Cieszą się oni wielkim poważaniem u Apostołów, a Chrystusowi zaufali wcześniej niż ja. Pozdrówcie umiłowanego w PANU Ampliata. Pozdrówcie Urbana, naszego współpracownika w Chrystusie, oraz umiłowanego Stachysa. Pozdrówcie wypróbowanego w Chrystusie Apellesa. Pozdrówcie mieszkańców domu Arystobula. Pozdrówcie Herodiona, mojego rodaka. Pozdrówcie ludzi z domu Narcyza – tych, którzy trwają w PANU. Pozdrówcie Tryfenę i Tryfozę, które trudzą się w PANU. Pozdrówcie umiłowaną Persydę, która w posłudze dla PANA tak bardzo się napracowała. Pozdrówcie wybranego w PANU Rufusa oraz jego matkę, która i dla mnie jest jak matka. Pozdrówcie Asynkryta, Flegonta, Hermesa, Patrobę, Hermasa oraz braci, którzy są z nimi. Pozdrówcie Filologa i Julię, Nereusza i jego siostrę oraz Olimpasa i wszystkich wierzących z ich otoczenia. Pozdrówcie ich od nas braterskim gestem przyjaźni. Wszystkie społeczności tych, którzy z ufnością odpowiedzieli na Boże wezwanie, również przesyłają wam pozdrowienia. Bracia i siostry, korzystając z okazji, ostrzegam was przed ludźmi lubiącymi się kłócić i tworzyć stronnictwa. Rozpowszechniane przez nich fałszywe treści są zwykłym zastawianiem zdradliwych pułapek na szczere i ufne serca, gdyż to, co głoszą, nie ma nic wspólnego ze zdrową nauką, która na samym początku została wam przekazana. Unikajcie kontaktów z takimi! Ludzie tego typu nie służą bowiem PANU naszemu, Chrystusowi, lecz tylko własnym brzuchom. Oni to gładkimi słówkami i obietnicami błogosławieństw zwodzą czyste serca. Jest to o tyle ważne, że informacje o waszym posłuszeństwie Bogu dotarły już do wszystkich – co bardzo mnie cieszy – a przecież chciałbym, abyście w tym, co dobre, nadal wzrastali w rozwadze i roztropności, pozostając niesplamieni żadnym złem. A Bóg, który jest źródłem prawdziwego pokoju, niechybnie zmiażdży łeb szatana pod waszymi stopami. Łaska PANA naszego, Jezusa, niech będzie z wami. Pozdrawiają was Tymoteusz, mój współpracownik, oraz moi rodacy: Lucjusz, Jazon i Sozypater. Pozdrawiam was w PANU także i ja, Tercjusz, który ten list zapisałem. Pozdrawia was również Gajus, gospodarz mój i całej tutejszej wspólnoty wierzących. Pozdrawiają was także Erast, skarbnik miasta, oraz Kwartus, brat w wierze. Łaska PANA naszego, Jezusa Chrystusa, niech będzie z wami wszystkimi. Amen. Temu zaś, który może was ugruntować w głoszonej przeze mnie Dobrej Wiadomości o ratunku w Jezusie Chrystusie – w tej niezwykłej tajemnicy wieczności, która dotąd była ukryta w Pismach prorockich, lecz obecnie, na polecenie wiekuistego Boga, jest jawnie głoszona wszystkim ludziom w celu skłonienia ich do posłuszeństwa wiary – Jedynemu, mądremu Bogu w Jezusie Chrystusie, niech będzie wieczna chwała. Amen. Ja, Paweł, z woli Boga powołany na Apostoła Chrystusa Jezusa – wraz z Sostenesem, bratem w wierze – kieruję ten list do społeczności ludu Bożego w Koryncie, to znaczy do tych, którzy w Chrystusie Jezusie przechodzą przez proces uświęcenia. Zostaliście bowiem – razem ze wszystkimi braćmi i siostrami polegającymi na PANU naszym Jezusie Chrystusie – powołani do świętości. Łaska i pokój od Boga, Ojca naszego, i od Jezusa Chrystusa, PANA, niech zawsze was otaczają. Nieustannie dziękuję Bogu za to, iż przyjęliście Jego łaskawość, którą On objawił nam w Chrystusie Jezusie. W Nim bowiem otrzymaliście prawdziwe bogactwo, czyli Słowo Boże, które w całej pełni prowadzi do osobistej z Nim relacji. A w swych modlitwach, które zanoszę teraz do Boga, proszę Najwyższego, aby umocnił w was świadectwo Chrystusa, to znaczy abyście, czekając na powtórne objawienie się PANA naszego Jezusa Chrystusa, nie osłabli w żadnym z łaskawych darów Bożych, lecz wytrwali w Nim do końca, okazując się bez zarzutu w Dniu PANA naszego Jezusa Chrystusa. I zapamiętajcie sobie, że Bóg, który wezwał was do społeczności ze swoim Synem Jezusem Chrystusem, naszym PANEM, jest wiarygodny, to znaczy godzien zaufania, i On, bez cienia wątpliwości, zrealizuje wszystko, co wcześniej zapowiedział. Drodzy bracia i siostry, tak bardzo pragnę, abyście razem ze mną wyznawali tę samą prawdę o charakterze Chrystusa i nie odstępując od Niego, w tym samym myśleniu i przekonaniach wytrwali w Nim do końca! Tymczasem od ludzi Chloe dowiedziałem się, że trwają pomiędzy wami jakieś dziwne spory. Podobno są pośród was tacy, którzy mówią: „Ja jestem Pawłowy”, podczas gdy inni oświadczają: „Ja jestem Apollosowy”, „... a ja Piotrowy ”, „... ja zaś Chrystusowy”! Bracia i siostry, czyż Chrystus jest podzielony? Czy Paweł został za was ukrzyżowany? Czy kiedykolwiek głosiłem wam samego siebie tak, byście „chrzcili się w imię Pawła”? Dzięki Bogu nie „ochrzciłem” u was nikogo poza Kryspusem i Gajusem, dlatego nikt inny nie może nawet sugerować, że został „ochrzczony w moje imię”. Ach, prawda... „ochrzciłem” jeszcze dom Stefanasa. Poza tym nie przypominam sobie, abym uczynił to wobec kogokolwiek. Chrystus bowiem nie posłał mnie po to, bym „chrzcił wodą”, lecz głosił Dobrą Wiadomość o ratunku, jaki jest w Nim, i to nie w kwiecistości języka, by przypadkiem nie zostało zniweczone dzieło, którego On dokonał na krzyżu. A jeśli to, czego nauczamy na temat ofiary złożonej przez Jezusa na krzyżu, jest przez niektórych wyśmiewane – nie przejmujcie się tym! Ludzie, którzy lekceważą Jego dzieło, zgodnie z własnym życzeniem podążają drogą wiodącą do wiecznej zagłady. Jednak dla nas, którzy wkroczyliśmy na drogę zbawienia, nauka, jaka płynie z Chrystusowego krzyża, jest prawdziwą mocą Bożą. To z natchnienia Bożego Ducha zostało zapisane: przemyślność mędrców jest w moich oczach głupotą, a wiedza uczonych nie ma nic wspólnego z rozumem. O jakich to mędrców chodzi? O jakich uczonych? Czyż nie o tych współczesnych naukowców, którzy puszą się swoimi koncepcjami na temat otaczającego nas świata? To na ich przykładzie Bóg oznajmia, że cała „wiedza” tego świata jest w Jego oczach marnością. A skoro owi uczeni w swej ludzkiej „mądrości” nie potrafili rozpoznać Boga w Jego odwiecznej mądrości, to Bóg zdecydował, że przez coś tak prostego, jak głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, uratuje tych, którzy zaufają Jego Słowu. Zatem w świecie, w którym ludzie religijni oczekują cudów i znaków z Niebios, a niereligijni powołują się na „mądrość nauki”, my głosimy Chrystusa, który został ukrzyżowany, przez co dla pierwszych jest „zgorszeniem”, dla drugich zaś „głupstwem”. Jednak dla nas wszystkich, którzy odpowiedzieliśmy na wezwanie Najwyższego – niezależnie od tego, z jakiej tradycji religijnej czy narodowej się wywodzimy – Chrystus jest mocą Bożą i Bożą mądrością! Bo to, co jest w oczach świata głupie, w Chrystusie ma dla Boga znacznie większą wartość niż cała ludzka „mądrość”; a to, co w oczach świata jest słabe, w Bogu – przez Chrystusa – zyskuje większą moc niż jakakolwiek ludzka potęga. Zresztą rozejrzyjcie się, bracia i siostry, wokół siebie. Jak niewielu jest pośród was uczonych, w ludzkim rozumieniu tego słowa. Niewielu także jest pośród was takich, którzy mają wpływy lub zajmują wśród ludzi wysokie pozycje. Lecz właśnie to, co światu wydaje się głupie, Bóg wybrał, aby zawstydzić to, co w świecie jest „mądre”, a to, co światu wydaje się słabe, Bóg wybrał, by zawstydzić to, co jest w świecie „mocne”. Właśnie tych, którzy nie mają znamienitego pochodzenia ani nie zajmują w społeczeństwie wybitnych stanowisk, oraz tych, którymi świat pogardza, Bóg wybrał, by pokazać, że to, co dla świata nie ma znaczenia, dla Niego ma szczególną wartość. Postąpił tak, aby nikt przed Nim nie mógł się czymkolwiek chełpić. Zatem, z woli Boga, wasze trwanie w Chrystusie Jezusie jest wyrazem prawdziwej mądrości. Tylko w Nim bowiem możecie otrzymać tytuł sprawiedliwości, prowadzący do waszego uświęcenia i odkupienia, zgodnie z tym, co zostało napisane: Lecz gdyby ktoś zapragnął chełpić się czymkolwiek, niech chlubi się roztropnością i relacją ze mną oraz zrozumieniem, że to JA JESTEM PANEM. Bracia i siostry, dlatego właśnie, gdy do was przybyłem, by wam zwiastować Bożą tajemnicę, jaka została złożona w Chrystusie, nie przyszedłem, by błyszczeć elokwencją ani czarować górnolotną mową czy uczonymi wywodami. Postanowiłem bowiem, że – będąc pomiędzy wami – zapomnę o wszystkim z wyjątkiem Jezusa Chrystusa, i to ukrzyżowanego. Sami zresztą jesteście świadkami tego, że kiedy stanąłem przed wami, byłem onieśmielony i pełen słabości. A moje słowa i nauczanie nie miały nic wspólnego z „uczonością” czy z wywodami ludzkiej „mądrości”, lecz ich celem było zwrócenie waszej uwagi na rolę Chrystusowego Ducha i Jego moc. Od początku bowiem zależało mi, aby wiara zrodziła się w was nie wskutek ludzkiego przekonywania, lecz z mocy samego Boga. A jednak to, co czynimy, dla ludzi dojrzałych duchowo jest w najgłębszym sensie głoszeniem Mądrości, tyle tylko, że nie „mądrości” tego świata ani sił, które nim rządzą, gdyż taka „mądrość” nie jest przydatna do zbawienia. My głosimy Bożą Mądrość, która dotąd była tajemnicą, a którą przed wiekami Bóg w swojej chwale przygotował dla naszego dobra. Ci, którzy są ze świata, nie są w stanie jej zrozumieć. Gdyby bowiem pojęli ją, nie ukrzyżowaliby PANA Chwały. Pismo już wcześniej tak zapowiadało tę tajemnicę: Albowiem od początku świata nikt nie słyszał ani nikt nie widział, a serce żadnego człowieka nawet nie było w stanie sobie wyobrazić tego, co Bóg przygotował dla tych, którzy Go miłują. I to właśnie tę tajemnicę Bóg objawił nam przez swego Ducha, który przenika wszystko, nawet najgłębsze myśli i zamiary Boga. Podobnie zresztą ma się rzecz z człowiekiem. Któż bowiem z ludzi wie o człowieku więcej niż jego własny duch? Zatem, jeśli chodzi o Boże sprawy, nikt nie zna ich lepiej niż Duch Boży. A przecież my, zanurzając się w Chrystusa, otrzymaliśmy nie ducha świata, lecz właśnie Bożego Ducha, abyśmy poznali, czym zostaliśmy przez Boga łaskawie obdarowani w Chrystusie. I dlatego głosimy tylko to, co od Niego słyszymy! Nie powtarzamy żadnych ludzkich wymysłów, które tylko z pozoru zdają się być mądrością, lecz nauczamy tego, co mówi Boży Duch. Duchowe sprawy wyjaśniamy duchowym nauczaniem, które objaśnia duchową rzeczywistość. Jednak ludzie, którzy w głębi swoich serc ufają tylko swojemu zmysłowemu postrzeganiu, to znaczy tacy, którzy kierują się żądzami swej przyrodzonej natury, nie przyjmują tego, co jest z Ducha Bożego, ponieważ sprawy te wydają się im głupie. Wręcz nie potrafią ich pojąć, gdyż duchowe sprawy można zrozumieć jedynie w sposób duchowy. Ci zaś, którzy kierują się duchowym postrzeganiem, mają wewnętrzną zdolność rozumienia spraw, które od nas słyszą. Tacy nie muszą szukać ludzkich autorytetów, by wszystko poddawać pod ich osąd. Sami są bowiem w stanie ocenić wszystko, co mówimy, gdyż rozumieją świadectwo Bożego Ducha. Pismo ujmuje to w taki sposób: Czy ktokolwiek potrafi zgłębić myśli PANA tak, by sam mógł zostać Jego doradcą?. A skoro żaden człowiek sam z siebie nie ma wglądu w myśli PANA, gdyż sprawy te dostępne są jedynie dla Bożego Ducha, to jedyną drogą, aby nasze umysły zostały ukształtowane na wzór umysłu Chrystusowego, jest trwanie w Jego Duchu. Bracia i siostry, z żalem stwierdzam, że nie mogę niestety przemawiać do was jak do ludzi postępujących według ducha, lecz jak do tych, którzy nadal żyją według swej starej, grzesznej natury. Ciągle bowiem zachowujecie się niczym niemowlęta w Chrystusie. Kiedy byłem z wami, karmiłem was mlekiem, gdyż nie byliście jeszcze zdolni przyjąć stałego pokarmu. Jednak wszystko wskazuje na to, że nadal nie jesteście w stanie go przyjąć! Ciągle bowiem kierujecie się tym, co wam dyktuje wasza stara, grzeszna natura. Jeśli bowiem zawiść i kłótnie panują między wami, czyż nie oznacza to, że postępujecie jak zwykli ludzie, którzy nie są umysłu Chrystusowego? Przecież gdy ktoś z was mówi: „Ja postępuję według nauczania Pawła”, a inny: „A ja idę za Apollosem”, to czyż nie postępujecie jak zwykli ludzie, którzy są zakorzenieni w tym świecie? Jakie bowiem znaczenie mają Apollos czy Paweł? Jesteśmy przecież tylko sługami Chrystusa, którzy doprowadzili was do wiary. A każdy z nas czynił jedynie to, co PAN mu zlecił. Ja zasiałem, Apollos podlewał, lecz tym, który dostarcza mocy do wzrostu, jest sam Bóg. Zrozumcie zatem, że ani ten, kto sieje, ani ten, kto podlewa, nie mają znaczenia, liczy się tylko Ten, kto daje wzrost, czyli Bóg. Zasiewający zaś, jak i podlewający, wykonują jedynie zlecone im zadania, to znaczy przydzieloną im pracę, za którą każdy z nich otrzyma stosowne wynagrodzenie, zgodne z jego staraniami. My bowiem jesteśmy jedynie pracownikami Bożymi, wy zaś Jego polem uprawnym. Pozwólcie, iż użyję jeszcze innego obrazu. Jako społeczność jesteście niczym Boża budowla. Ja, zgodnie z daną mi od Boga łaską, niczym mądry architekt założyłem fundament. Inni zaś zaczęli na nim budować. Każdy zaś z budowniczych powinien zważać na to, co i jak wznosi, gdyż jest odpowiedzialny za sposób, w jaki buduje Bożą społeczność. Dlatego ostrzegam, by nikt nawet nie ważył się zakładać innego fundamentu obok tego, który raz na zawsze został przez Boga ustanowiony, a którym jest Jezus Chrystus! To natomiast, w jaki sposób poszczególni budowniczy budują na tym fundamencie, a więc czy wznoszą Bożą świątynię duchową z cennych materiałów jak złoto, srebro i szlachetne kamienie, czy raczej używają do tego drewna, siana i słomy, stanie się wiadome wszystkim w Dniu PANA, kiedy wszystko zostanie ujawnione. Wtedy dzieła każdego z nas – to znaczy wspólnoty i społeczności, które budowaliśmy – zostaną zweryfikowane w próbie ogniowej. A jeśli dzieło wzniesione przez któregoś z nas, budowniczych, ostoi się, taki pracownik otrzyma nagrodę, lecz jeśli jego dzieło – to znaczy społeczność, którą budował – nie przetrwa próby ognia w Dniu PANA, lecz ulegnie spaleniu, zostanie mu to policzone jako strata, nawet gdyby on sam przetrwał ten ogień i został ocalony. Czyżbyście nie wiedzieli, że razem – jako lokalna społeczność wierzących – jesteście świątynią Boga i że Duch Boży zamieszkuje pośród was? A gdyby ktoś okazał się niszczycielem tej świątyni, sam zostanie zniszczony przez Boga! I nie zapominajcie, że Boża świątynia, którą razem stanowicie, musi być święta! Ona nie może być skalana grzechem! Niech więc nikt sam siebie nie oszukuje, bo może go spotkać gorzkie rozczarowanie! Jeśli ktoś – według standardów świata – uważa się za mądrego, niech w oczach tego świata stanie się głupcem, by w obliczu Boga zostać uznanym za mędrca. Mądrość tego świata jest bowiem głupotą w oczach Najwyższego, zgodnie z tym, co zostało napisane: On mędrców chwyta na ich przewrotności i obala wszystkie przemyślne ich idee, a także: Przecież PAN doskonale zna myśli człowiecze i wie, że są próżne – ulotne jak powiew. Zatem: niech nikt z was nie chełpi się ani nie powołuje na jakiekolwiek ludzkie autorytety. Wszyscy bowiem zostaliśmy powołani jedynie do tego, aby wam służyć: czy to Paweł, czy Apollos, czy Piotr. Również świat, który nas otacza, a także Życie i Śmierć, teraźniejszość oraz przyszłość – wszystko to zostało przygotowane w celu pomocy wam we wzroście duchowym, abyście w końcu stali się Chrystusowi, gdyż to Chrystus jest obrazem Boga. Z tego powodu powinniście patrzeć na nas jedynie jako na przedstawicieli Chrystusa, którzy zostali przez Niego posłani do ogłaszania Bożych tajemnic. A ponieważ każdy, komu powierzono jakąś odpowiedzialność, jest przede wszystkim zobligowany do zachowania wierności temu, kto zlecił mu zadanie, to, szczerze mówiąc, nie ma dla mnie znaczenia, w jaki sposób ktokolwiek z was, czy choćby jakiś ludzki trybunał, próbowałby mnie osądzać. Co więcej, nawet sam siebie nie osądzam, gdyż to, czy ostatecznie zostanę uznany za sprawiedliwego, w ogóle nie zależy od tego, czy sam mam cokolwiek sobie do zarzucenia, ponieważ to PAN jest Sędzią. Nie bądźcie więc skłonni do zbyt pospiesznego potępiania czegokolwiek lub kogokolwiek. Poczekajcie na powrót PANA, którego światłość ujawni wszystko – również to, co jest skrywane w ciemności – i obnaży wszelkie zamysły każdego serca. Wtedy okaże się, kogo Bóg pochwali, a kogo nie. Bracia i siostry, wszystko, co wyżej napisałem, odnoszę nie tylko do siebie i Apollosa, ale także i do was – ku waszemu pouczeniu. Pragnę bowiem, abyście zrozumieli, że nie należy wykraczać poza to, co jest napisane w Słowie Bożym. Ono zaś stwierdza, iż wynoszenie się ponad innych jest pychą. Czy ktokolwiek z was jest lepszy od drugiego lub ma coś, czego by sam nie otrzymał od Boga? A skoro wszystko, co macie, pochodzi od Najwyższego, to dlaczego tak się nadymacie, jakby cokolwiek było waszą zasługą? Z powodu sytości i bogactwa odżegnujecie się od nas, czując się panami tego świata. Gdyby Bożym planem było, abyście obfitowali niczym udzielni władcy, to i my z pewnością moglibyśmy przy was korzystać z dobrodziejstw waszego „królowania”. Jednak nie jest wolą Boga, abyśmy – jako wysłannicy Chrystusa – zyskiwali uznanie w oczach tego świata. Z tego powodu nie tylko nie piastujemy żadnych ważnych stanowisk, lecz doświadczamy najgorszych prześladowań. Jesteśmy traktowani niczym jeńcy wojenni, których spędza się na arenę i tam skazuje na śmierć. Staliśmy się widowiskiem dla otaczającego nas świata ludzi i aniołów. Z powodu Chrystusa uznawani jesteśmy za głupców, podczas gdy wy uważacie się za mądrych. My, trwający w Chrystusie, postrzegani jesteśmy jako słabeusze, podczas gdy wy uważacie się za mocarzy. Jesteśmy gotowi na wszelką wzgardę, tymczasem wy oczekujecie chwały! W dziele głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie znosimy głód oraz pragnienie, nędzę i znieważanie. Czasami nie mamy się nawet w co ubrać ani gdzie zatrzymać. Na życie zarabiamy własną ciężką pracą! A kiedy nas znieważają – błogosławimy, gdy nas prześladują – znosimy to z cierpliwością. Gdy obrzucają nas obelgami – odpowiadamy życzliwością. Dla świata jesteśmy wyrzutkami, najgorszym śmieciem, wręcz odpadami. Umiłowani, nie piszę tego, aby was zawstydzić, lecz aby was upomnieć, ponieważ jesteście dla mnie niczym ukochane dzieci. A choćbyście nawet mieli w Chrystusie tysiące nauczycieli, to przecież żaden z nich nie będzie mógł powiedzieć, iż jest waszym ojcem w wierze. Gdyż to ja – przez głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie – przyczyniłem się do tego, że narodziliście się duchowo. Proszę was zatem gorąco: bądźcie moimi naśladowcami. W tym też celu posyłam do was wiernego PANU Tymoteusza, który – tak jak i wy – jest moim dzieckiem w wierze. On wam przypomni mój sposób życia i postępowania w Chrystusie Jezusie, a także przekaże to, czego nauczam we wszystkich społecznościach wierzącego ludu. Od dłuższego już czasu nie miałem okazji was odwiedzić i pewnie dlatego niektórzy spośród was zaczęli tak mocno nadymać się pychą. Zamierzam jednak – jeśli tylko PAN pozwoli – przybyć do was wkrótce, by zbadać nie tylko przechwałki tych zarozumialców, lecz także ich duchową siłę i charakter. Królestwo Boże objawia się bowiem nie w gadaniu i słowach bez pokrycia, lecz w mocy charakteru, jaki kształtuje się podczas trwania w bliskiej relacji z Chrystusem. Zawczasu więc pomyślcie, czy chcecie, bym pojawił się u was z gotowością do karcenia, czy raczej w łagodności ducha i postawie ofiarnej miłości. Niestety powszechnie już mówi się o wyuzdanej rozwiązłości seksualnej i pornografii, jaka krzewi się między wami. Takiej skali nieprzyzwoitości nie spotyka się nawet wśród pogan! Wyjaśnijcie mi, jak to jest możliwe, że w sytuacji, gdy człowiek z waszej społeczności współżyje z żoną swego ojca, wy – zamiast okryć się żałobą z powodu tej ohydy – wręcz chełpicie się swoją „tolerancją”? Przecież sprawcę takiego grzechu powinniście natychmiast usunąć ze wspólnoty! Dlatego ja – chociaż nieobecny ciałem, lecz duchem ciągle będący pośród was – jednoznacznie potępiam zachowanie tego człowieka. A ponieważ czynię to z powodu świętości charakteru PANA naszego Jezusa, więc i wy – w jedności duchowej ze mną – w mocy PANA naszego Jezusa przekażcie takiego szatanowi, ku zagładzie jego grzesznej natury. Może chociaż w ten sposób uda się uratować ducha tego człowieka, zanim nadejdzie Dzień PANA. Przy tej okazji, bracia i siostry, muszę wyznać, iż nie podoba mi się wasza duchowa buta i pewność siebie. Czyżbyście nie rozumieli, że odrobina kwasu zakwasza całe ciasto? Pozbądźcie się więc kwasu pychy i arogancji, abyście mogli być jak czyste i niczym nieskażone ciasto przygotowane na Paschę. Przecież Chrystus, nasz Baranek Paschalny, został już zabity. Świętujmy więc naszą Paschę każdego dnia na nowo w czystości i prawości, wolni od kwasu, jakim są grzech i zepsucie, które biorą się z ulegania starej naturze. Pisząc zaś do was, abyście unikali kontaktów z tymi, którzy są rozpustni, seksualnie wyuzdani czy też lubują się w pornografii, nie mam na myśli ludzi z tego świata, a więc światowych lubieżników, chciwców, zdzierców czy bałwochwalców. W takim bowiem wypadku nie mielibyście żadnej szansy, by funkcjonować w tym społeczeństwie. To, co napisałem, odnosi się do tych, którzy mienią się „braćmi” lub „siostrami” w wierze, a jednocześnie brukają się pornografią lub innym wyuzdaniem seksualnym. Podobnie odnoście się do tych spośród was, którzy są chciwcami, czyli bałwochwalcami. Do grupy tej zaliczam również tych, którzy ciągle przeklinają, są pijakami albo zdziercami. Z takimi nawet nie myślcie o zasiadaniu do wspólnych posiłków. Pamiętajcie, że osądzanie tych, którzy są na zewnątrz, nie należy do was. Wy jednak macie zadbać o to, co dzieje się w waszej wspólnocie. Ci z zewnątrz zostaną osądzeni przez Boga, natomiast do was należy oczyszczenie społeczności wierzących z osób, które są zepsute. Podobnie ma się rzecz z konfliktami, jakie powstają między wami. Jeśli ktoś z was ma cokolwiek przeciwko bratu w wierze, dlaczego w ogóle ośmiela się pozywać go przed ziemski sąd, który przecież nie ma nic wspólnego z Bożą sprawiedliwością? Dlaczego nie załatwi sprawy w ramach lokalnej wspólnoty wierzących? Czy nie wiecie, że kiedyś – jako uświęcony Lud Boży – będziecie osądzać sprawy tego świata? A jeśli świat ma w przyszłości zostać poddany waszej ocenie, to czy – jako wspólnota – nie macie kwalifikacji, abyście sami już teraz zajęli się sprawami mniejszej wagi? Skoro zaś będziemy decydować nawet o sprawach dotyczących aniołów, to jakie znaczenie w tej perspektywie mają kwestie związane z życiem doczesnym? Jeśli już jednak jakieś problemy rodzą się między wami, to dlaczego na sędziów wybieracie ludzi nienależących do waszej społeczności? Piszę to ku waszemu zawstydzeniu. Czyżby nie było między wami nikogo na tyle mądrego, by potrafił rozstrzygać spory między braćmi czy siostrami w wierze? Dlaczego w konfliktach między sobą procesujecie się przed niewierzącymi? W tym wszystkim zaś największą porażką jest fakt, iż w ogóle myślicie o zwracaniu się do sądów! Dlaczego, zamiast tego, nie jesteście gotowi pokornie znosić krzywd wam wyrządzanych albo niesprawiedliwości, do których zalicza się również jawny rabunek waszego mienia? Zamiast tego sami dopuszczacie się nieprawości i grabieży! I to wobec kogo – swoich sióstr i braci w wierze?! Czyżbyście nie słyszeli o tym, że ludzie nurzający się w takich nieprawościach nie mają udziału w Królestwie Bożym?! W tej sprawie nie powinniście mieć żadnych złudzeń! Podobnie nikt, kto trwa w seksualnej deprawacji, kto jest uwikłany w pornografię czy w jakiekolwiek inne rozpasanie seksualne; nikt, kto trwa w bałwochwalstwie albo cudzołóstwie; nikt, kto praktykuje transwestytyzm lub pozostaje aktywnym homoseksualistą; nikt, kto trwa w złodziejstwie, chciwości czy pijaństwie; nikt, kto nurza się w kłamstwie, oszczerstwach czy zdzierstwie, nie ma udziału w Królestwie Bożym. A przecież w taki właśnie sposób wielu z was prowadziło swoje sprawy. Lecz teraz – po uświęcającym obmyciu ze starych win i grzechów i obleczeniu sprawiedliwością Jezusa Chrystusa, naszego PANA, w Duchu naszego Boga – trzymajcie się z daleka od tego wszystkiego! Tymczasem, jak się dowiaduję, wielu z was twierdzi: „Wszystko mi wolno”. Owszem, to prawda, ale tylko w pewnym zakresie, ponieważ nie wszystko jest stosowne. Bezkrytyczny sposób myślenia w tych sprawach może z łatwością doprowadzić was do różnego typu zniewoleń. Każda bowiem sprawa ma swój cel oraz zakres stosowania. Jak pokarm jest przewidziany dla brzucha, a brzuch dla pokarmu – choć obie te rzeczy w perspektywie wieczności staną się w końcu bezużyteczne – tak i ciało każdego z nas jest przeznaczone do składania chwały PANU, a nie do hołdowania pornografii lub nieczystej swawoli seksualnej. PAN przecież objawił się w takim samym ciele, jakie i my nosimy. Również w ciele PAN swą Boską mocą powstał z martwych i tą samą mocą podniesie nas w ciałach do swego odwiecznego i nieskończonego Życia. A poza tym – czyżbyście zapomnieli, że ciała wasze już teraz tworzą żywe Ciało Chrystusa? Sami więc oceńcie, czy ktokolwiek z was ma wolność do tego, by Ciało Chrystusa czynić częścią plugawej pornografii lub innego wyuzdania seksualnego? Przenigdy! Przecież każdy, kto cieleśnie współżyje z prostytutką, staje się z nią cielesną jednością. Pismo bowiem wyraźnie stwierdza, iż obcowanie seksualne zostało przez Boga zaprojektowane po to, by w intymnej relacji kobiety z mężczyzną dopełniło się zgodne z naturą złączenie, w którym stają się jednością. Jeśli więc ktoś rzeczywiście przylgnął do PANA i ma Jego Ducha, jakże miałby jednoczyć się z grzechem? Uciekajcie zatem od pornografii i wszelkiej nieczystości seksualnej! Każdy grzech, jakiego ktoś mógłby się dopuścić, skutkuje konsekwencjami poza ciałem, ale grzech związany z pornografią albo wyuzdaniem seksualnym plami ciało człowieka! A przecież Ciało, które współtworzycie – to znaczy żywe Ciało Chrystusa – jest świątynią Ducha Uświęcenia, którego dostaliście od Boga. To z kolei oznacza, iż nie należycie już więcej do samych siebie, lecz staliście się własnością PANA! Skoro więc Chrystus wykupił was za wręcz niewyobrażalną cenę, oddawajcie Bogu chwałę w jedności Jego Ciała. Przechodząc zaś do pytań, które zadaliście w swoim liście, chcę, abyście wiedzieli, że nie ma nic złego w tym, by ludzie żyli w stanie wolnym. Jednak z uwagi na zagrożenie popadnięcia w pornografię lub plamienia się nieczystymi relacjami seksualnymi lepiej będzie, jeśli mężczyźni będą mieli żony, a kobiety mężów. Mąż niech zaspokaja potrzeby żony, a żona potrzeby męża. W małżeństwie bowiem ciało kobiety należy nie tylko do niej samej, lecz także do jej męża. Z tego powodu może on – jeśli czyni to w godny sposób – dysponować jej ciałem. To samo zresztą odnosi się do ciała mężczyzny. W małżeństwie jego ciało nie należy wyłącznie do niego samego, lecz także do jego żony. Dlatego ona również może – oczywiście z godnością – dysponować jego ciałem. Z tego to powodu nie pozbawiajcie się wzajemnej dostępności, chyba że uzgodnicie to razem na pewien czas, w którym jedno z was chce poświęcić się modlitwie. Jednak poza tym bądźcie wzajemnie dla siebie zawsze dostępni, abyście z powodu słabości waszych charakterów nie byli kuszeni przez szatana. Następne słowa skieruję do was jako radę, a nie nakaz. Byłoby dobrze, aby wszyscy mieli zdolność prowadzenia życia takiego jak ja, lecz przecież każdy z was ma od Boga swój dar – jeden taki, drugi inny. Dlatego dla tych z was, którzy jeszcze nie wstąpili w związki małżeńskie, oraz dla tych, którzy owdowieli lub zostali porzuceni, mam radę: wasze życie będzie spokojniejsze, jeśli pozostaniecie wolni – jak ja. Jeśli jednak ktoś nie potrafiłby zapanować nad swymi cielesnymi potrzebami, niech znajdzie sobie współmałżonka, bo lepiej mu będzie znosić trudy i przeciwności małżeństwa, niż ciągle płonąć. Ludziom trwającym w zaufaniu do Chrystusa, którzy są już w związkach małżeńskich, nakazuję – tym razem nie ja, lecz PAN – niech kobieta nie opuszcza swego męża. Jeśliby jednak to uczyniła, niech pozostanie samotna bez wiązania się z kimkolwiek albo niech powróci do męża i pojedna się z nim. Mąż zaś niech jej nie odtrąca! Pozostałym zaś mówię – tym razem znów ja, a nie PAN – jeśli któryś z braci trwających w zaufaniu do Chrystusa ma żonę, która nie polega na Bożym Słowie, lecz żyje z nim zgodnie, w sposób zasługujący na pochwałę, niech jej nie porzuca! Podobnie radzę siostrom trwającym w zaufaniu do Chrystusa. Jeśli któraś z was ma męża, który nie postępuje według Bożego Słowa, ale żyje z nią zgodnie w sposób zasługujący na pochwałę, niech nie odchodzi od swego męża! Albowiem kobieta, która ufa Chrystusowi, wnosi uświęcenie do swego małżeństwa, podobnie jak mężczyzna polegający na Chrystusie wnosi uświęcenie do swego związku. Dzięki temu dzieci takich osób otrzymują szansę nauki życia w uświęceniu. W przeciwnym zaś wypadku byłyby całkowicie skazane na pogańskie wzorce życiowe. Jeśli jednak żona lub mąż, którzy nie polegają na Bożym Słowie, zdecydują się odejść, niech odchodzą. W takiej sytuacji zarówno brat, jak i siostra, wiernie trwający w Bożym Słowie, nie są czymkolwiek związani. Bóg bowiem powołał nas do życia w pokoju. Co więcej, żadna siostra ani żaden brat w wierze nie są w stanie przewidzieć, czy – gdyby nawet jednostronnie zupełnie się poświęcili – kiedykolwiek udałoby się im skłonić niewierzącego współmałżonka do postępowania drogą zbawienia. Jeśli zaś tak sprawy się mają z małżeństwami, w których jedna osoba żyje Bożym Słowem, a druga nie, to znacznie lepiej będzie nieżonatemu bratu lub niezamężnej siostrze w wierze, aby pozostawali w stanie, w jakim PAN powołał ich do wiary, niż by mieli decydować się na zawarcie małżeństwa z kimś, kto nie jest posłuszny Bożemu Słowu. Takiej rady udzielam we wszystkich społecznościach Bożego ludu. Podobnie, jeśli ktoś został powołany do osobistego zaufania Bożemu Słowu jako obrzezany, niech się tego nie wstydzi. Natomiast ten, kto odpowiedział na Boże wezwanie jako nieobrzezany, niech się nie poddaje obrzezaniu. Przecież ani obrzezanie, ani jego brak nie mają żadnego duchowego znaczenia. Ważne jest tylko to, czy pełnimy Bożą wolę. Nade wszystko ważne jest, aby każdy wezwany do wiary w niej wytrwał. Jeśli zostałeś wezwany przez Chrystusa jako niewolnik, niech cię to nie martwi. Oczywiście, gdybyś miał okazję zostać uwolniony, skorzystaj z tego, aby – znajdując się w lepszej sytuacji – jeszcze wydatniej służyć Bogu Najwyższemu. Zrozumcie jednak, że każdy, kto zaufał PANU, będąc niewolnikiem, w duchowym wymiarze stał się już wyzwoleńcem PANA. Jeśli zaś ktoś został przez Niego powołany do zaufania Mu, będąc wolnym, to w duchowej perspektywie stał się niewolnikiem Chrystusa. Nie zapominajcie o tym, za jak ogromną cenę zostaliście nabyci. Z tego właśnie względu nie zgadzajcie się na życie w niegodnej czy niewolniczej zależności od swoich współmałżonków, którzy nie są posłuszni Bożemu Słowu. Podsumowując tę kwestię: bracia i siostry, istotne jest, abyście w tych okolicznościach, w jakich zostaliście przez Boga powołani – niezależnie od tego, jakie one są – zawsze kierowali się tym, by w niestrudzony sposób trwać przy Bogu. Jeśli zaś chodzi o osoby, które wcześniej nigdy nie były zamężne lub żonate, nie mam od PANA jakiegoś specjalnego nakazu. Doradzam więc jedynie jako człowiek, który – rozumiejąc wielkość miłosierdzia, jakiego sam dostąpił od PANA – zasługuje na uwagę i pewną dozę zaufania. Ze względu na sytuację społeczną, w jakiej obecnie żyjemy, lepiej jest człowiekowi, gdy pozostaje w stanie wolnym. Lecz jeśli ktoś jest już po zaręczynach, niech nie dąży do ich zerwania! Gdyby jednak ktoś nie był poważnie zobowiązany, to raczej niech nie szuka sobie żony czy męża! Jeśli jednak chłopak albo dziewczyna zdecydują się zawrzeć małżeństwo – nie grzeszą! Muszą jednak rozumieć, że podejmując taką decyzję, ściągają na siebie wiele dodatkowych utrapień, których ja zwyczajnie chciałbym im oszczędzić. Bracia i siostry, pisząc to wszystko, chcę wam zwrócić uwagę na ważny fakt, iż niewiele czasu mamy do dyspozycji w tym życiu. Dlatego wykorzystujmy go jak najlepiej ku chwale PANA. Niech więc również ci, którzy wybierają życie w małżeństwie, służą PANU z takim oddaniem, jakby pozostawali wolni. Tak samo i tym, którzy płaczą, niech powód ich rozpaczy nie przesłoni faktu, że już wkrótce nękające ich okoliczności nie będą miały żadnego znaczenia. A bawiący się w tym życiu niech w końcu zrozumieją, że przyczyny ich zadowolenia i doczesnej wesołości już niedługo zupełnie się wyczerpią. Inwestujący niechaj pamiętają, iż niczego na trwałe nie nabywają, a korzystając z dóbr tego świata, niech nie składają w nich swojej nadziei. Wszystko bowiem, co ten świat oferuje, już wkrótce przeminie. Drodzy bracia i siostry, chciałbym po prostu, abyście na tym świecie unikali niepotrzebnych zmartwień i trosk. Poza tym jestem przekonany, iż mężczyzna nieżonaty może lepiej troszczyć się o sprawy PANA, a także o to, w jaki sposób podobać się PANU. Żonaci bowiem muszą ustawicznie zabiegać o sprawy tego świata, w tym także o to, jak przypodobać się żonie. Dlatego tak często są wewnętrznie rozdarci. Podobnie niezamężnej kobiecie łatwiej jest troszczyć się o to, jak być świętą zarówno ciałem, jak i duchem. Zamężna natomiast musi zabiegać o sprawy tego świata, a więc także o to, jak przypodobać się swemu mężowi. To wszystko piszę jedynie dla waszego dobra, a nie po to, by wam cokolwiek narzucać lub w czymś was ograniczać. Chodzi mi tylko o to, byście – trwając w PANU – żyli w sposób godny i przyzwoity. Jeśli więc ktoś jest już zaręczony i uważa, że zerwanie byłoby niegodnym zachowaniem lub rezygnacja z małżeństwa skazywałaby jego lub ją na życie w niezaspokojonym pożądaniu, niech wstępuje w związek małżeński! Niech to uczyni, skoro tak bardzo tego pragnie! Przecież małżeństwo nie jest grzechem! Niech się pobierają! Jeśli zaś ktoś, nie będąc pod żadnym przymusem i zachowując pełną zdolność swobodnego wyboru, doszedłby w głębi swego serca do przekonania, iż powinien zerwać zaręczyny, ten również dobrze uczyni. Zatem, jeśli ktoś wstępuje w związek małżeński, czyni dobrze, ten zaś, który tego nie czyni, robi jeszcze lepiej. A jeśli ktoś chciałby zerwać związek małżeński z osobą, która też ufa PANU, to pamiętajcie: jesteście związani ze sobą tak długo, jak żyjecie! Wolni będziecie dopiero po śmierci współmałżonka. Wtedy to osoba owdowiała może poślubić, kogo chce, byle w PANU. Jednak według mojej opinii – a jestem przekonany, iż przemawia przeze mnie Duch Boży – taka osoba będzie szczęśliwsza, jeśli pozostanie w stanie wolnym. Przejdę teraz do kolejnej sprawy, o której piszecie, czyli do spożywania pokarmów złożonych bóstwom w ofierze. Piszecie, że „każdy z nas ma odpowiednie dla siebie poznanie ”. Trudno się z tym nie zgodzić, ale przecież nie o to chodzi w Bożej postawie ofiarnej miłości, gdyż wiedza w życiu wspólnoty Bożego ludu nie jest najistotniejsza. Pamiętajcie, że wszelkiego rodzaju „wiedza” wbija w pychę, a tym, co rzeczywiście buduje Ciało Chrystusa, jest postawa ofiarnej miłości. Jeśli więc ktoś jest przekonany, że ma „stosowne poznanie” lub „pełną wiedzę”, to jeszcze nie wie, co tak naprawdę powinien wiedzieć. Ten zaś, kto prawdziwie miłuje Boga, stara się patrzeć na wszystkie sprawy Jego oczami. Zatem jeśli chodzi o spożywanie pokarmów, które wcześniej były złożone jakimś bóstwom w ofierze, to należy podkreślić, że w całym wszechświecie nie ma bytów ani osób, które można by nazwać „bogami”, a ich wyobrażenia – obrazy czy posągi – nie mają w sobie żadnych pierwiastków boskości, gdyż poza tym Jedynym i Prawdziwym, który jest w Niebiosach, nie ma żadnego innego Boga. A jeśli nawet inni traktują pewne postaci, zarówno niebiańskie, jak i ziemskie z honorami należnymi tylko Bogu – ciągle bowiem słyszymy o jakichś „bogach” czy „panach” – to my jednak wytrwale składamy hołd Jedynemu Bogu – naszemu Ojcu, od którego wszystko pochodzi i dla którego chwały my również istniejemy. On bowiem jest jedynym PANEM objawionym w Jezusie Chrystusie, w którym wszystko zostało stworzone i dokonane. Jednak nie wszyscy bracia i siostry w wierze zdają się to właściwie rozumieć. Niektórzy z nich z powodu tradycji, w jakiej wzrastali, traktują obrazy i posągi tak, jak gdyby miały jakąś boską moc. Dlatego też, gdy spożywają pokarmy wcześniej ofiarowane tym bożkom, ich słabe sumienie czuje się plamione. A przecież żaden materialny pokarm, który wkłada się do ust, nie może człowieka ani zbliżyć do Boga, ani go od Niego oddalić. Nic nie stracimy, jeśli czegoś nie zjemy, nic też nie zyskamy, jeśli coś spożyjemy. Jednak z uwagi na braci i siostry powinniście zadbać o to, by wasza „wolność” nie stała się przypadkiem powodem upadku dla osoby słabszej w wierze. Jeśli bowiem taki brat czy siostra zobaczyliby ciebie, mającego „stosowne poznanie”, jak zasiadasz przy stole w pogańskiej świątyni i – wbrew swojemu sumieniu – poszliby za twoim przykładem, spożywając to, co sami nadal w swoim sercu uważaliby za ofiarowane bożkom, to czyż ich słabe sumienie nie doznałoby gwałtu? Wskutek tego, z powodu twojej „wiedzy”, sumienie owego brata lub siostry w wierze, za których umarł Chrystus, zostałoby zrujnowane. W konsekwencji – doprowadzając brata lub siostrę w wierze do postępowania wbrew ich własnemu sumieniu – grzeszyłbyś przeciwko nim. Niszcząc zaś słabe sumienie osoby współwierzącej, grzeszyłbyś przeciwko samemu Chrystusowi! Jeśli więc jedzenie pokarmów pochodzących z pogańskich świątyń miałoby doprowadzić mego brata lub siostrę w wierze do upadku, przenigdy nie będę tego robił, by ich nie gorszyć. Czy to znaczy, że nie jestem wolny w Chrystusie? Owszem, jestem, ale czy zawsze muszę robić to, do czego mam prawo? Spójrzcie na mnie. Czyż nie jestem Apostołem Chrystusa? Czyż osobiście nie spotkałem Jezusa, naszego PANA? Czy wy nie jesteście moim dziełem w PANU? A nawet gdyby inni nie chcieli uznać znaczenia mojej misji, to przecież dla was jestem Apostołem, wy sami bowiem jesteście potwierdzeniem mego apostolstwa w PANU. Rozumiejąc zatem moją faktyczną pozycję pośród was – co szczególnie przedkładam uwadze tych, którzy nieustannie mnie krytykują – zobaczcie, z czego ja rezygnuję. Czyż nie mam prawa korzystać z jedzenia i picia, w które jestem zaopatrywany przez braci i siostry w wierze? Czyż nie mam prawa, jak pozostali Apostołowie, w tym Piotr oraz kuzyni PANA, podróżować z kobietą, siostrą w wierze, do pomocy w sprawach związanych z codziennym utrzymaniem? Czy tylko ja i Barnaba musimy zarabiać na siebie i nie mamy prawa zrezygnowania z pracy zarobkowej? Powiedzcie mi, proszę, czy ludzie, którzy służą w wojsku, są na własnym żołdzie albo czy osoba budująca komuś winnicę lub w niej pracująca nie ma prawa do spożywania jej owoców? A jeśli ktoś wypasa stado, czyż nie ma prawa do posilania się mlekiem z tego stada? Czy są to tylko ludzkie prawa? Skądże! O tych sprawach również mówią rozporządzenia Boże. W Prawie Mojżesza jest bowiem napisane: Nie zawiążesz pyska wołu, który młóci. Czy Bogu rzeczywiście chodziło tylko o zwierzęta? Czyż nie powiedział tego z uwagi na osoby, które Mu służą? Przecież to oczywiste, iż chodziło Mu o ludzi takich jak my. To ze względu na nas zostało napisane, że zarówno oracz, jak i ten, co młóci, mają prawo oczekiwać udziału w efektach swej pracy A zatem, czy nie jest również naszym prawem, abyśmy, zasiewając w was dobra duchowe, mieli udział w waszych dobrach doczesnych? A jeśli inni korzystają z takich praw, to czy również i my nie możemy z nich korzystać? Jednak my nie korzystamy z naszej wolności, lecz – rezygnując z przysługujących nam praw – z cierpliwością znosimy wszelkie trudy oraz ograniczenia, aby Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie nie stawiać jakichkolwiek przeszkód! I jeszcze jedno, czyżbyście nie wiedzieli, że – zgodnie z Prawem Mojżesza – ci, którzy pracują przy składaniu poświęconych ofiar, mogą pożywiać się z tych ofiar, a ci, którzy pracują przy ołtarzu, mają prawo do części tego, co składane jest na ołtarzu? Tak samo PAN polecił, aby głoszący Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie żyli z jej ogłaszania. Ja jednak nie korzystam z żadnego z tych praw i nie zamierzam zmieniać mojego sposobu postępowania. Wolałbym raczej umrzeć, niż pozwolić, by ktoś pozbawił mnie tej chluby. Zresztą samo głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie nie jest żadną podstawą do chwały. Jest to wręcz moja powinność! O, jakże straszliwa kara czekałaby mnie, gdybym okazał się nieposłuszny PANU i nie głosił Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie! Gdybym to czynił jako głosiciel niezależny od PANA, miałbym całkiem zgrabny powód do pobierania opłat za moje „posługiwanie”, lecz ja nie czynię tego na własną rękę. Wypełniam bowiem jedynie powierzone mi obowiązki zarządcy! Co zatem jest moją „zapłatą”, moją prawdziwą chwałą? To właśnie, że głosząc Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, nie eksploatuję praw danej mi wolności ani nie korzystam z przysługujących mi przywilejów życiowych wynikających z głoszonej przeze mnie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. Tak więc, uwolniony od tego wszystkiego, co świat postrzega jako wolność, postanowiłem wobec wszystkich stać się niewolnikiem Chrystusa po to, by jak największą liczbę ludzi pozyskać dla Jezusa. Z tego powodu wśród osób religijnych staram się być niczym człowiek religijny jedynie w tym celu, by zdobyć ich dla Chrystusa. I chociaż sam nie podlegam już Prawu religijnemu, to wobec tych, którzy jego ustawom podlegają, postępuję tak, jakbym i ja im podlegał. Z kolei wobec tych, którzy nie są religijni, postępuję jak człowiek, który nie podlega jakimkolwiek prawom religijnym – chociaż nie jest tak, bym był poza każdym prawem, gdyż podlegam Prawu Chrystusa. Czynię tak z jednego powodu – aby pozyskać dla Chrystusa tych, którzy nie są religijni. Wobec słabych nie skrywam swych słabości, aby i słabych pozyskać. W relacjach ze wszystkimi ludźmi staram się czynić, co tylko jest możliwe, aby choć niektórych z nich udało mi się ocalić. Wszystko zaś, co robię dla rozpowszechnienia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, czynię z wielką bojaźnią, dbając o to, abym i ja ostatecznie stał się jej współuczestnikiem. Czyżbyście zapomnieli, że do wyścigu może stanąć każdy, lecz laurem chwały zwieńczony zostaje tylko zwycięzca? Dlatego i wy powinniście biec w sposób podobny do mojego – czyli tak, by otrzymać laur zwycięstwa! Każdy zawodnik biorący udział w zmaganiach sportowych jest gotów znosić rozliczne trudy i samowyrzeczenia, oni – to znaczy sportowcy – by otrzymać zniszczalny wieniec doczesnej chwały, natomiast my – uczniowie PANA – by otrzymać ten niezniszczalny. Dlatego biegnę, ale nie bez sensu. Nie gnam na oślep za wartościami tego świata, lecz swój wzrok mam nieustannie utkwiony w celu, którym jest Chrystus! Gdy walczę, to nie tak, jakbym uderzał pięściami w powietrze, lecz toczę prawdziwy bój duchowy! W trakcie tych zmagań trzymam me ciało w ryzach, zmuszając je do posłuszeństwa, bym – głosząc Chrystusa innym – sam przypadkiem nie został zdyskwalifikowany. Bracia i siostry, nie chciałbym, abyście zapomnieli, że chociaż wszyscy nasi poprzednicy z rodu Izraela znajdowali się pod słupem obłoku i wszyscy przeszli przez morze – gdyż idąc za Mojżeszem, zostali „zanurzeni” w obłoku i w wodzie – i chociaż wszyscy posilali się tym samym pokarmem, który miał skierować ich uwagę na duchową rzeczywistość, i chociaż wszyscy pili ten sam napój, który miał zwrócić ich myśli ku duchowej rzeczywistości – pili bowiem ze Skały, która w duchowy sposób ciągle im towarzyszyła, a którą to Opoką był sam Chrystus – to jednak w większości z nich Bóg nie znalazł upodobania! Dlatego pustynia została zasłana ich trupami. Zostało to zapisane dla nas jako ostrzeżenie, abyśmy przypadkiem nie poszli za ich przykładem w pożądaniu zła, a także, byśmy nie stali się, jak wielu tamtych, bałwochwalcami. Pismo bowiem tak to wspomina: złożyli cielcowi całopalenia i ofiary biesiadne. A lud rozsiadł się, by jeść, pić i hulać. A już w żadnym wypadku nie nurzajmy się w pornografii ani w nieczystej swobodzie seksualnej! Tamci bowiem – mimo ostrzeżenia – stali się wyuzdani seksualnie i z tego właśnie powodu jednego dnia padło ich dwadzieścia trzy tysiące. W żadnym więc wypadku nie wystawiajmy Chrystusa na próbę, jak to niektórzy z tamtych czynili, gdyż wskutek takiego postępowania poginęli od jadu węży! A dlaczego ich to spotkało? Ponieważ nie byli wytrwali, lecz poddali się zniechęceniu i pogrążyli w narzekaniu! Wy jednak nie czyńcie tego, co oni, byście i wy przypadkiem nie dostali się w ręce anioła zagłady. Wszystko bowiem, co tamtych spotkało, zostało odnotowane w Piśmie ku naszej przestrodze, jako przykład dla nas, którzy żyjemy w ostatniej fazie obecnego czasu. Jeśli więc ktoś sam siebie uważa za silnego w wierze, niech tym pilniej się strzeże, aby nie upadł! Doświadczacie przecież tych samych pokus, co i tamci ludzie. Pamiętajcie jednak, że Bóg, któremu zaufaliście, nigdy nie pozwoli, by spotykające was pokuszenie przerastało wasze siły! Co więcej, za każdym razem, gdy je dozwoli, równocześnie wskaże wam sposób przejścia przez nie, tak byście mogli wytrwać w Chrystusie. Wszystko to, moi umiłowani, piszę, abyście wystrzegali się bałwochwalstwa! Zwracam się do was jak do ludzi rozsądnych, którzy chyba są w stanie rozumieć to, co słyszą. Czyż kielicha uwielbienia, który razem wznosimy, nie pijemy na znak, iż razem należymy do społeczności obmytej krwią Chrystusa? A chleb, który dzielimy, czyż nie jest znakiem tego, iż razem tworzymy żywe Ciało Chrystusa? Przecież przez fakt dzielenia się jednym chlebem deklarujemy, że – choć jest nas wielu – razem stanowimy jedno Ciało Chrystusa. Wszyscy bowiem spożywamy z jednego chleba. Podobnie rzecz się miała z narodem Izraela! Czyż jedzący z ofiar składanych na jednym ołtarzu nie potwierdzali w ten sposób, że razem stanowią jedną społeczność? Co chcę przez to powiedzieć? Czy to, że ofiary składane przed obrazami lub figurami mają jakiekolwiek znaczenie albo że te obrazy czy figury mają jakąś „boską” moc lub same są „bóstwami”? Absolutnie nie! Chcę wam uzmysłowić tylko jedno, iż ludzie, którzy składają ofiary obrazom lub figurom – choć tego nie rozumieją – składają je demonom, a nie „bogom”. Ja zaś nie chcę, byście mieli cokolwiek wspólnego z siłami ciemności. Nie godzi się, byście pili zarówno z kielicha PANA, jak i z kielicha demonów; nie godzi się, abyście gromadzili się przy stole PANA i przy stole demonów. Czy chcecie pobudzić PANA do zazdrosnego gniewu z powodu bałwochwalstwa?! Czyżby zdawało się wam, iż macie w sobie tyle mocy, że przetrzymacie Jego gniew? Wróćmy jednak do tego, co napisaliście w swoim liście. Chodzi mi o zdanie, że „wszystko nam wolno”. Pozornie tak jest, ale pamiętajcie, że nie wszystko jest pożyteczne. A jeśli nawet wszystko nam wolno, to przecież nie wszystko buduje. Niechaj więc nikt nie wykorzystuje tego poglądu w egoistycznych celach, zabiegając o własne sprawy lub o podkreślanie własnej „wolności” czy swoich „praw” do czegoś, lecz raczej zadba o to, co umacnia i buduje drugich. Biorąc więc pod uwagę własne sumienie, to – nie pytając o nic – możecie jeść wszystko, co tylko jest u was sprzedawane, gdyż do PANA należy Ziemia i to, co ją napełnia. A zatem, jeśli ktoś z niewierzących zaprosi was na posiłek, a wy zdecydujecie się przyjąć to zaproszenie, wówczas – jeśli wasze sumienie nie wyrzuca wam tego – jedzcie wszystko, cokolwiek podadzą, niczego nie dociekając. Lecz gdyby gospodarz wspomniał, iż podane pokarmy pochodzą z pogańskiej ofiary, wówczas nie jedzcie ich z uwagi na człowieka, który to oświadczył, i z powodu sumienia. Mam oczywiście na myśli sumienie owego człowieka, a nie wasze. Bo jeśli, kierując się postawą ofiarnej Bożej miłości, zrezygnujecie z takiego posiłku, wcale nie zadeklarujecie zmiany waszego wewnętrznego pojmowania tych spraw czy poddania się cudzemu sumieniu w kwestiach dotyczących waszego rozumienia wolności w Chrystusie. Taki wybór oznaczać będzie jedynie, że – trwając w łasce okazanej wam przez Boga – wolicie nie doprowadzać do sytuacji, w której ktoś zacząłby przeklinać to, za co wy składacie Bogu dziękczynienie. Tak więc czy jecie, czy pijecie, czy cokolwiek innego czynicie, postępujcie tak, by we wszystkim mieć na uwadze Bożą chwałę i nie dawać nikomu powodu do upadku – ani ludziom religijnym, ani tym niereligijnym, a już na pewno nikomu z Bożego ludu. W taki to właśnie sposób ja sam staram się pozyskiwać dla Chrystusa każdego, kogo spotykam. A wchodząc w relacje z ludźmi, nigdy nie czynię tego dla własnych korzyści, lecz mając na uwadze ich ostateczne dobro. Zawsze postępuję tak, by innym ułatwić wstąpienie na drogę zbawienia. Dlatego będzie dobrze, jeśli w codziennym życiu staniecie się moimi naśladowcami w taki sam sposób, jak ja naśladuję Chrystusa. A gdy zobaczę, że pamiętacie, czego was uczyłem, i zachowujecie to, co wam przykazałem, będę miał podstawę do pochwalenia was. Chciałbym dopowiedzieć jeszcze coś w sprawach godnego i niegodnego zachowania się w społeczności. Tak samo jak Bóg jest zwierzchnikiem Chrystusa, a Chrystus zwierzchnikiem mężczyzny, tak również mężczyzna jest zwierzchnikiem swej żony. Gdyby zatem jakiś mężczyzna na waszym zgromadzeniu powstał do modlitwy lub prorokowania, zachowując się niegodnie – hańbiłby Chrystusa. Podobnie i kobieta – gdyby pokazała się na waszym spotkaniu ubrana w sposób wyzywający, hańbiłaby swego męża. Taka nie różniłaby się niczym od prostytutki, która publicznie prezentuje swoją nagość i hańbi sama siebie. A zatem, jeśli kobieta przychodzi na spotkanie społeczności ubrana nieskromnie, zachowuje się tak, jakby przyszła nago! A jeśli uważa, że publiczne eksponowanie swej nagości przyniosłoby jej wstyd, niech przychodzi na nabożeństwa ubrana skromnie i zachowuje się w godny sposób! Podsumowując: mężczyzna nie powinien swym zachowaniem przynosić Chrystusowi wstydu, gdyż jest obrazem i odbiciem chwały Boga. Podobnie i kobieta – w miejscach publicznych, a także w sposobie ubierania się – powinna być skromna, by nie przynosić hańby swemu mężowi. Przecież to nie mężczyzna został wzięty z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny; a także nie mężczyzna został stworzony z uwagi na kobietę, lecz kobieta ze względu na mężczyznę. Zrozumienie tego jest ważne nie tylko z uwagi na was samych, ale także na posłańców, którzy przybywają do was z innych społeczności. Z ich powodu wasze kobiety swoją postawą i ubraniem powinny podkreślać skromność. W ten sposób pokażą, iż ufają Bogu i uznają zwierzchnictwo mężów w zakresie funkcji powierzonej im przez Boga. Zwróćcie jednak uwagę, że to, co piszę, wcale nie oznacza, iż kobieta jest gorsza od mężczyzny czy mężczyzna lepszy od kobiety. Albowiem w PANU oboje są równi i sobie potrzebni. Jak bowiem pierwsza kobieta została wzięta z mężczyzny, tak teraz każdy mężczyzna rodzi się z kobiety. Razem dopiero – wzajemnie się dopełniając – stanowią jedność na wzór Boga. Zresztą sami bezstronnie osądźcie: Czy przystoi, by kobieta przychodziła na modlitwę ubrana w sposób prowokujący lub wyzywający? Czy naturalna ozdoba, jaką w postaci włosów otrzymała od Boga, nie sugeruje jej, jak powinna się ubierać? Podczas gdy dla mężczyzny długie włosy są wstydem, to dla kobiety długie włosy są jej dumą i splendorem! Po to właśnie Bóg dał jej za odzienie długie włosy, by rozumiała, iż w miejscach publicznych powinna się stosownie okrywać! A jeśli – mimo tego, co napisałem – ktoś dalej w tych sprawach chciałby toczyć spory, to jasno oświadczam, że ani my, ani żadna społeczność Bożego ludu, nie akceptujemy jakiejkolwiek rozwiązłości obyczajowej. Przechodząc do kolejnej sprawy, chcę podkreślić, że nie podoba mi się to, gdy zbierając się jako społeczność, gromadzicie się ku gorszemu, a nie ku lepszemu. Słyszę bowiem – i po części w to wierzę – że gdy schodzicie się w gronie waszej wspólnoty, zdarzają się wśród was jeszcze gorsze sprawy niż podziały, o których pisałem wcześniej. Co prawda, musi dojść do podziałów, aby w końcu się ujawniło, którzy spośród was są wiarygodni i wypróbowani, a którzy pojawiają się na waszych spotkaniach z niewłaściwych pobudek. Zamiast szczerego dzielenia się i wspólnego spożywania Wieczerzy PAŃSKIEJ w godny sposób, wielu z was rzuca się na konsumowanie własnego posiłku. I tak, gdy jeden głoduje, drugi się upija. Czy nie macie domów, aby się w nich najeść i napić? Czyżbyście nie rozumieli, że w ten sposób lekceważycie sens wspólnotowej wieczerzy Bożego ludu? Dlaczego zawstydzacie tych, którzy nic nie mają? Cóż mam z wami począć? Czy myślicie, że będę stał z boku i wam przyklaskiwał? O nie! Absolutnie tego nie uczynię! To bowiem, co wam przekazałem, otrzymałem od PANA, a mianowicie, że Jezus, nasz PAN, tej nocy, której był wydany, wziął chleb i złożywszy dziękczynienie, porozrywał go na kawałki i rozdając je uczniom, powiedział: „Tak właśnie moje ciało zostanie za was rozdarte. Podobnie i wy, dzielcie się chlebem, trwając we mnie ”. A po spożyciu wieczerzy wziął kielich i powiedział: „Oto wznoszę toast za Nowe Przymierze, które zostanie zapieczętowane moją krwią. Ilekroć zatem po moim odejściu będziecie się gromadzić, czyńcie to samo, w jedności trwając we mnie ”. Kiedy więc schodzicie się, by wspólnie spożywać chleb i pić, trwajcie w głoszeniu śmierci PANA. Czyńcie to do czasu, aż On przyjdzie powtórnie! A gdyby ktoś podczas wspólnotowego spożywania chleba i picia wina zachowywał się w niegodny sposób, grzeszy przeciwko Ciału i Krwi PANA, czyli przeciwko Bożemu ludowi. Niech zatem każdy właściwie ocenia swoje zachowanie i stosownie do tego, w godny sposób, z innymi spożywa chleb i pije wino podczas wieczerzy. Jeśli bowiem ktoś je i pije, nie troszcząc się o Ciało PANA, czyli o społeczność wierzących, sam na siebie ściąga Boży osąd. Z tego powodu jest pośród was tak wiele osób duchowo wątłych i bezsilnych. Wielu z was popada wręcz w duchową śpiączkę – w swoistą stagnację – i potrzebuje Bożej rewitalizacji. Gdybyście jednak we właściwy sposób oceniali sami siebie, wówczas nie byłoby wam potrzebne korygowanie PAŃSKIE. Gdy jednak ono już nastąpi, to pamiętajcie, że w procesie wychowawczym realizowanym przez PANA wszystko, co nas spotyka, służy tylko jednemu – byśmy nie zostali potępieni razem z tym światem. Zatem, moi drodzy bracia i siostry, zbierając się wspólnie na Wieczerzę PAŃSKĄ, czekajcie jedni na drugich. A jeśli ktoś ma taką przypadłość, że szybko zaczyna głodnieć, niech wcześniej naje się w domu, by na zgromadzeniu zachowywał się w godny sposób, a nie ściągał na siebie Boski osąd. Co do innych spraw wydam stosowne rozporządzenia, kiedy już do was dotrę. A teraz, bracia i siostry, odpowiadając na wasze pytanie dotyczące spraw duchowych, chciałbym przede wszystkim, abyście mieli ich właściwe rozumienie. Sami przecież wiecie, że dawniej – zanim zaufaliście Chrystusowi – byliście duchowo zniewoleni, a wasze serca i umysły były niczym na uwięzi, prowadzone do oddawania czci niemym figurom i obrazom. Chcę jednak wam uzmysłowić, że teraz każdy – dzięki Bożemu Duchowi – ma możliwość dokonania osobistego wyboru. Zrozumcie więc, że nikt, kto odrzuca Jezusa, nie czyni tego pod wpływem Ducha Boga Najwyższego, jak również nikt, kto prawdziwie uznaje Jezusa PANEM, nie czyni tego inaczej niż pod wpływem Jego Uświęcającego Ducha. I to właśnie ten Duch, to znaczy Duch Chrystusa, według swojego uznania rozdziela w każdej wspólnocie wierzącego ludu rozmaite obdarowania. Dzięki nim mamy możliwość – pełniąc różne funkcje – służyć jednemu i temu samemu PANU. Również dzięki temu Duchowi możemy realizować na rzecz wspólnoty różnorodne zadania, których autorem jest jeden Bóg. On bowiem jest sprawcą wszystkiego w każdej sprawie. Zapamiętajcie więc, że chociaż obdarowania udzielane przez Bożego Ducha przejawiają się w różny sposób, to udzielane są każdemu z nas tylko w jednym celu – by służyły wspólnemu pożytkowi. Jednemu więc Duch udziela mądrości słowa, innemu zaś zdolności wyjaśniania jego zastosowania. Jeden otrzymuje dar duchowego powiernictwa, inny – dar uzdrawiania. Wszystko to jednak dzieje się z inicjatywy tego samego Ducha! Przez jednego Duch dokonuje cudów, innemu zaś daje zdolność prorokowania. Jeden z wielką łatwością potrafi rozróżniać duchy, inny zaś przemawiać nieznanymi mu wcześniej językami. Jeszcze inny otrzymuje zdolność tłumaczenia tego, co słyszy w obcym języku. Wszystko to sprawia jeden i ten sam Duch, który obdarowuje każdego, jak chce. Jak naturalne ciało składa się z wielu organów, które dopiero razem tworzą jeden organizm – bo przecież wszystkie części ciała, choć jest ich wiele, są jednym i tym samym ciałem – tak samo jest z Ciałem Chrystusa. Wszyscy bowiem zostaliśmy zanurzeni w jednego i tego samego Ducha – to znaczy w Ducha Chrystusa. Dlatego tworzymy jedno Ciało – Żydzi i nie‐Żydzi, niewolnicy i wolni. Trwając zaś w tym Ciele, wszyscy możemy z tego samego źródła, którym jest Duch Chrystusa, jednakowo gasić nasze duchowe pragnienie! A ponieważ żadne ciało nie składa się z jednego tylko organu, lecz ma ich wiele, to czyż noga, gdyby stwierdziła, iż nie jest ręką, i z tego powodu doszła do wniosku, że nie należy do ciała, rzeczywiście by do niego nie należała? A gdyby ucho doszło do wniosku, iż nie należy do ciała, ponieważ nie jest okiem, to czy rzeczywiście by do niego nie należało? Przecież gdyby ciało miało być wyposażone tylko we wzrok, to skąd by wzięło zdolność słuchania? A jeśli ciało miałoby być wyposażone tylko w słuch, to skąd by miało mieć zmysł powonienia? Tymczasem Bóg, zgodnie ze swym planem, tak stworzył wszelkie organizmy, aby ich poszczególne części pełniły jedyne w swoim rodzaju funkcje. Czy w ogóle mielibyśmy do czynienia ze zdrowym organizmem, gdyby wszystkie jego części miały do odegrania tę samą rolę? Jednak dzięki temu, że każdy narząd ma w organizmie do wypełnienia inne zadanie, mamy do czynienia z jednym, kompletnym ciałem. Z tego powodu oko nie może powiedzieć ręce, że nie jest mu potrzebna, ani głowa nie może powiedzieć czegoś takiego nogom. Najciekawsze jest jednak to, iż te organy, które w naszym ciele uchodzą za najsłabsze, mają często dla jego funkcjonowania największe, wręcz kluczowe znaczenie, zaś te, które są mniej dostojne, zwykle otacza się większą troską i honorem. Z kolei te, które powszechnie uważane są za nieprzystojne, traktujemy zwykle z największym wstydem i dbałością, a wszystko, co jest w nas mocne i dorodne, nie potrzebuje żadnego specjalnego podejścia. Tak właśnie Bóg uformował nasze ciała, poświęcając temu, co słabe i wstydliwe, więcej troski i uwagi, żeby w ciele panowała harmonia – aby poszczególne jego części wzajemnie troszczyły się o siebie. Gdy więc choruje jeden organ ciała, cierpi całe ciało; kiedy zaś ten organ zostanie uzdrowiony, to również całe ciało raduje się z tego. Tak samo i wy – jesteście Ciałem Chrystusa, a każdy z was jest wyjątkową częścią tego Ciała. Dlatego w tak złożonej społeczności swego ludu Bóg ustanowił: po pierwsze – wysłanników, po drugie – proroków, po trzecie – nauczycieli. On sam również wybiera, kogo obdarować mocą czynienia cudów, zdolnością uzdrawiania, siłą do niesienia pomocy, umiejętnością zarządzania, a także On sam ustala, jakim kto językiem będzie się posługiwał. Sami zresztą zobaczcie – czy wszyscy jesteście wysłannikami lub prorokami? Czy wszyscy jesteście nauczycielami albo czy wszyscy macie moc czynienia cudów? Czy wszyscy macie dar uzdrawiania? Czy wszyscy macie zdolność mówienia jakimiś obcymi językami lub potraficie je tłumaczyć? Nie! Ze smutkiem stwierdzam, że na siłę staracie się o spektakularne obdarowania, podczas gdy umyka wam to, co jest najistotniejsze! Dlatego chciałbym zwrócić waszą uwagę na to, co jest najważniejsze! Zrozumcie więc, że gdybym nawet posiadał różnorodne obdarowania, włącznie ze zdolnością mówienia obcymi językami – zarówno tymi cywilizowanymi, jak i tymi, którymi posługują się posłańcy przybywający z barbarzyńskich stron świata – a nie miałbym w sobie Bożej postawy ofiarnej miłości, przypominałbym tylko dzwon dudniący bez sensu albo cymbał natarczywie brzęczący. Gdybym miał dar prorokowania i dzięki niemu zyskał wgląd we wszystkie ukryte rzeczy, gdybym posiadał wszelką wiedzę, a do tego miał jeszcze wiarę pokonującą wszelkie siły ciemności, lecz nie miałbym postawy ofiarnej miłości, jaką Bóg ma w sobie, byłbym niczym – kompletnym zerem. Gdybym nawet rozdał biednym wszystkie swe majętności, a na dodatek własne ciało wydał pokazowo na ofiarę, lecz w mym życiu zabrakłoby postawy ofiarnej Bożej miłości, w niczym by mi to nie pomogło. Bracia i siostry, zrozumcie, że prawdziwym wskaźnikiem trwania w Chrystusie jest odwzorowywanie Bożej postawy ofiarnej miłości. Ją zaś cechuje cierpliwość i uprzejmość wobec innych. Kto trwa w ofiarnej postawie Bożej miłości, temu obca jest zawiść. Taki człowiek nie puszy się, nie wynosi nad innych, nie zachowuje się po chamsku, nie jest samolubny ani złośliwy, nie rozpamiętuje swoich krzywd i nie czerpie satysfakcji z niesprawiedliwości, lecz zawsze współweseli się z prawdą. Wszystko znosi, nigdy nie traci ufności ani nadziei, gdyż – trwając w postawie ofiarnej Bożej miłości – potrafi wszystko przetrwać. I pamiętajcie: ofiarna Boża miłość nigdy się nie poddaje – ona nigdy nie ustaje! Nie jest jak dar prorokowania, który kiedyś okaże się zbędny, albo jak dar przemawiania w obcych językach, który kiedyś zostanie cofnięty, ani jak „wiedza” czy „poznanie”, które w pewnym momencie staną się bezużyteczne. Teraz bowiem poznajemy jedynie częściowo i rozumiemy tylko fragmentarycznie. Ale gdy nastanie czas pełnego objawienia, wówczas dary, które teraz mamy z uwagi na częściowe poznanie, staną się zbędne. Podobnie jest w życiu. Gdy byłem dziecięciem, mówiłem jak dziecię, myślałem jak dziecię i planowałem jak dziecię, lecz kiedy stałem się dojrzały, przestałem myśleć w dziecięcy sposób. Tak samo jest z naszym poznaniem Bożych spraw i wzrostem w wierze. Obecnie nasz wgląd w sprawy Niebios jest ograniczony i bardzo nieostry, jakby odbity w starym, zaśniedziałym lustrze. Wielu spraw nie jesteśmy w stanie właściwie poznać i zrozumieć. Lecz kiedy Bóg w końcu odsłoni przed naszymi oczami pełnię swej rzeczywistości, wówczas staniemy z Nim twarzą w twarz i wszystko zrozumiemy, jak należy. Obecnie tylko po części poznajemy Boże realia, lecz kiedy już nadejdzie właściwy czas, doświadczymy Jego rzeczywistości w całej pełni – przenikniemy ją, tak jak ona teraz przenika nas. Jednak do tego momentu mamy kierować się wiarą, nadzieją i Bożą postawą ofiarnej miłości. Z tych trzech zaś największe i najważniejsze znaczenie ma wzorowana na Bogu postawa ofiarnej miłości! Dlatego ze wszystkich sił zabiegajcie o ten największy z darów, którym jest Boża postawa ofiarnej miłości. A jeśli już bardzo zależy wam na jakimś spektakularnym obdarowaniu, to módlcie się raczej o dar prorokowania niż o dar przemawiania obcymi językami! Dlaczego? To proste – jeśli bowiem ktoś w czasie spotkania zacząłby przemawiać w obcym języku, to przecież zgromadzona społeczność wierzących nie miałaby z tego żadnej korzyści. Jedynie Bóg rozumiałby, co ten człowiek wypowiada z głębi swego ducha. Dla ludzi byłoby to tajemnicą. Natomiast ten, kto prorokuje, buduje społeczność wierzących. On bowiem w czasie spotkania wspólnoty przemawia ku zachęcie i dodaniu otuchy innym. A jeśli twierdzicie, że przemawianie w obcym języku jest dla was budujące, to pamiętajcie, że w ten sposób budujecie jedynie sami siebie. Ten zaś, kto prorokuje, buduje Bożą społeczność. Dlatego daleko bardziej zależy mi na tym, abyście wszyscy prorokowali, niż posługiwali się obcymi językami. Dar prorokowania ma bowiem dużo większe znaczenie niż dar przemawiania w obcych językach, chyba że znalazłby się ktoś, kto mógłby tłumaczyć, aby całe zgromadzenie Bożego ludu mogło zostać zbudowane. Bracia i siostry, sami to zresztą oceńcie! Gdybym, przebywając w waszej społeczności, paplał coś w nieznanym wam języku, jaką wartość miałoby to dla was? W czym okazałbym się pomocny, gdybym nie potrafił zrozumiałymi dla was słowami wyjaśnić jakiegoś objawienia, przekazać jakiejś wiedzy, proroctwa czy nauczania? Przecież w niczym nie różniłbym się od martwych instrumentów, takich jak flet czy cytra, które również wydają z siebie wielorakie dźwięki. Gdyby zaś nie dało się rozpoznać wychodzących z nich tonów, jak można by dojść do tego, czy gra flet czy cytra? A jeśli róg wojenny brzmiałby niejasno, któż by się gotował do boju? Tak samo i wy, gdybyście paplali coś w jakimś niezrozumiałym dla danej społeczności języku, jak mogłoby zostać przyjęte to, co macie do zakomunikowania? Mówilibyście na próżno! Na świecie żyje wiele plemion i narodów, a ludzie w każdym z nich mówią swoim własnym językiem. Gdybym więc przybył do któregoś z nich, a oni nie rozumieliby języka, którym bym się posługiwał, czyż nie byłbym dla nich barbarzyńcą? Oni zresztą dla mnie również byliby barbarzyńcami. Wyciągnijcie z tego wnioski i jeśli w swojej żarliwości pragniecie jakichś specjalnych obdarowań duchowych, to koncentrujcie się na takich, które służą budowaniu wspólnoty! Takimi darami obfitujcie! Dlatego jeśli ktoś posługuje się językiem obcym, niech modli się o to, by znalazła się osoba, która mogłaby go tłumaczyć! Jaka bowiem byłaby korzyść z tego dla innych, gdyby ktoś – choćby tylko w modlitwie – używał obcego języka? Jego modlitwa, nawet pochodząca z głębi ducha, byłaby jałowa. Jak więc taki człowiek powinien się zachować? Prywatnie niech modli się jak chce, swobodnie wyrażając głębiny swego ducha, lecz w zgromadzeniu niech modli się z rozmysłem! Prywatnie niech śpiewa Bogu z głębin swego ducha, lecz w zgromadzeniu niech śpiewa z rozmysłem! Sami zresztą oceńcie: w jaki sposób ktokolwiek ze słuchających – no chyba że jest idiotą – mógłby przyłączyć się do czyjegoś wielbienia przez powiedzenie „Amen”, gdyby nie rozumiał tego, co mówi ta osoba? Cóż z tego, że ktoś składałby najwspanialsze dziękczynienia, jeśli jego brat lub siostra w wierze nie byliby tym w jakikolwiek sposób zbudowani?! Jestem wdzięczny Bogu za to, że obcymi językami władam lepiej niż ktokolwiek z was, jednak na spotkaniach wspólnoty, w celu pouczenia zgromadzonych, wolę powiedzieć kilka słów w sposób zrozumiały dla innych niż tysiące w języku, którego nikt ze zgromadzonych nie byłby w stanie zrozumieć! Bracia i siostry, nie bądźcie dziećmi w swoim myśleniu! Korzystajcie z rozumu, jaki Bóg dał każdemu z was, a naiwność i prostotę cechujące dzieci zachowujcie, by wystrzegać się zła. W każdej innej sprawie bądźcie dojrzali w swoim myśleniu. Zobaczcie zresztą, co Pismo mówi na ten temat: Dlatego to ustami obcego narodu, który dziwnym językiem będzie do nich mówić, PAN lud swój skarci i da im naganę. Lecz będzie to oznaczać również czas nadejścia tego Odpocznienia, które On szykuje dla wszystkich znużonych, by mogli odpocząć. Lecz oni nadal nie będą Go słuchać!. Czy rozumiecie, co to znaczy? Bóg już dawniej używał obcych języków w ustach niewierzących jako pewnego znaku – zapowiedzi kary, którą przygotowywał dla swego ludu. Dar proroctwa natomiast zawsze miał zarezerwowany dla tych, którzy Mu ufali. Tego daru nigdy nie udzielał niewierzącym. Sami zresztą pomyślcie – gdyby cała wasza społeczność zebrała się w jednym miejscu i nagle wszyscy zaczęliby paplać coś w obcych językach, czy postronni, zwykli ludzie albo niewierzący, którzy by się tam pojawili, nie powiedzieliby, że się wściekliście lub jesteście pomyleni? A co by było, gdyby zamiast tego każdy z was prorokował? Co w takiej sytuacji pomyślałby ktoś niewierzący lub jakiś prostak, gdyby przychodząc do was, otrzymał od każdego stosowne pouczenie i usłyszał, jak są osądzane tajemne sprawy jego serca, które dla was byłyby jawne i oczywiste? Padłby wtedy na twarz, oddając pokłon Najwyższemu, i przyznał, że Bóg prawdziwie jest pośród was. Jaki stąd wniosek, bracia i siostry? Gdy schodzicie się razem, niech na spotkaniu panuje porządek. Każdy niech godnie służy darem, jaki ma – jeden darem przewodzenia w pieśniach, inny darem nauczania, jeszcze inny darem praktycznego wyjaśniania Bożych prawd. Jeśli ktoś chce przemawiać w języku obcym, musi mieć tłumacza! Wszystko zaś niech odbywa się ku zbudowaniu całej społeczności! A jeśliby się okazało, że kilka osób posługujących się obcymi językami pragnie coś powiedzieć, niech zrobi to tylko dwóch, najwyżej trzech, i to po kolei, według ustalonego z góry porządku. Za każdym razem niech ktoś tłumaczy każdego z nich. Gdyby zaś w zgromadzeniu nie było tłumacza, mają milczeć! Niech w ciszy swego ducha rozmawiają z Bogiem. Podobnie ma się rzecz z osobami mającymi dar prorokowania. Gdyby powstało kilka osób mających coś do przekazania, niech przemawiają kolejno – najwyżej dwóch lub trzech – a reszta społeczności niech z rozwagą bada, co mówią. Gdyby zaś znienacka komuś z obecnych wydało się, że jemu również zostało dane zrozumienie jakiejś prawdy, niech milczy do czasu, aż jego poprzednik skończy mówić. Dopiero wtedy niech jasno przedstawi, co ma do powiedzenia. Wystąpienia prorockie powinny bowiem być przedstawiane z godnością i pojedynczo, w taki sposób, by wszyscy mogli się czegoś nauczyć, doznać zachęty lub umocnienia. Pamiętajcie też, że ci, którzy są prawdziwymi prorokami Boga, potrafią panować nad swym językiem i zachowaniem. Najwyższy bowiem nie jest Bogiem chaosu, lecz ładu i porządku. Również z uwagi na powyższe – a ogłaszam to we wszystkich społecznościach Bożego ludu – polecam, by kobiety podczas waszych zgromadzeń milczały z godnością, a nie pozwalały sobie na czczą paplaninę. Niech zachowują się cicho, czym – zgodnie z Bożym ustanowieniem – okażą szacunek swoim mężom. Dzięki temu same, przy okazji, może nauczą się czegoś. Gdyby zaś w trakcie nauczania usłyszały coś niezrozumiałego, niech – później w domach – dopytują o to mężów, a nie przynoszą im wstydu swym nieopanowanym szeptaniem podczas zgromadzenia. Jeśli zaś ktoś u was miałby w powyższych sprawach inne zdanie lub twierdziłby, iż Bóg „przemawia jego ustami”, albo że otrzymał w tym zakresie jakieś „słowo od Boga” – jakieś nowe „objawienie” albo „specjalne, prorocze wyjaśnienie”, niech taka osoba – przedstawiająca sama siebie jako proroka – zważy na fakt, że to, co napisałem, jest nakazem PANA! A jeśli i tego ów człowiek nie uzna, sam również nie będzie uznany przez Boga! Tak więc, moi drodzy bracia i siostry, nauczania w obcych językach zabraniać nie musicie, lecz gorliwość swoją skierujcie raczej na dar prorokowania! Wszystko pośród was niech odbywa się godnie, z zachowaniem ładu i porządku. Bracia i siostry, wygląda na to, iż nie od rzeczy będzie przypomnieć wam Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, którą wcześniej wam głosiłem i którą przyjęliście ode mnie. Ona bowiem jasno i klarownie wskazuje drogę zbawienia, którą powinniście kroczyć, i na której – czego oczekuję – będziecie trwać, chyba że uwierzyliście na próżno. Wspomnijcie, iż na samym początku przekazałem wam to, co sam przyjąłem, a mianowicie, że Chrystus – zgodnie z tym, co zapowiadały Pisma – umarł za nasze grzechy i został pogrzebany. Następnie – także zgodnie z Pismem – trzeciego dnia powstał z martwych. Najpierw objawił się Piotrowi, później Dwunastu. Potem ukazał się ponad pięciuset braciom równocześnie, z których pewna część odeszła już z tego świata, lecz większość nadal się tu znajduje! Następnie Jezus objawił się Jakubowi, a wreszcie wszystkim Apostołom razem. Na koniec zaś objawił się także i mnie. Wtedy to w dramatyczny sposób zrodziłem się do wiary, pomimo iż wcześniej prześladowałem lud Boży. Z tego powodu jestem najmniej znaczącym ze wszystkich Apostołów – wręcz niegodnym tego miana. Jednak dzięki Bożej łaskawości stałem się tym, kim obecnie jestem. Nie zmarnowałem łaski okazanej mi przez Najwyższego – przeciwnie, natrudziłem się więcej niż którykolwiek z Apostołów. W istocie jednak niczego nie dokonałem własnymi siłami, lecz mocą łaski danej mi przez Boga. Zatem nie chodzi tu ani o mnie, ani o innych, lecz o zdrowe nauczanie, które zostało wam ogłoszone, wskutek czego sami złożyliście swoją ufność w Bogu. A skoro przyjęliście nauczanie o zmartwychwstaniu Chrystusa, jak jest to możliwe, że teraz niektórzy z was twierdzą, iż nie ma czegoś takiego jak zmartwychwstanie? Przecież gdyby zmartwychwstanie nie było możliwe, to i Chrystus nie powstałby z martwych. A gdyby Chrystus nie zmartwychwstał, to cała nasza służba nie miałaby sensu, a wasza wiara byłaby daremna! Co więcej, gdyby zmartwychwstanie Jezusa nie miało miejsca, znaczyłoby to, iż składamy fałszywe świadectwo, twierdząc, że On – swoją Boską mocą – powstał z martwych! A zatem ci z was, którzy kwestionują realność zmartwychwstania, jednoznacznie sugerują, że Chrystus tego nie dokonał. Ludzie, obudźcie się! Przecież wyznając pogląd, że Chrystus nie zmartwychwstał, dowodzicie jedynie tego, że wasza wiara jest daremna i nadal jesteście pogrążeni w swoich grzechach, zaś ci, którzy w Chrystusie już odeszli z tego świata, bezpowrotnie przepadli na wieki! Czy nie widzicie, do czego prowadzi tak pokrętne myślenie? Zrozumcie w końcu, że gdyby nadzieja, którą składamy w Chrystusie, była jedynie normą moralną związaną z doczesnym życiem, zasługiwalibyśmy na większe pożałowanie niż wszyscy niewierzący razem wzięci! Jednak zmartwychwstanie Chrystusa jest faktem! On dokonał tego jako pierwszy spośród tych, którzy odeszli z tego świata. Potrzebne bowiem było, aby tak jak przez człowieka śmierć weszła na świat, tak również przez Człowieka przyszło zmartwychwstanie. A zatem, jak z powodu grzesznej natury dziedziczonej po Adamie, wszyscy umierają, tak również wszyscy, którzy zanurzą się w Chrystusa i w Nim wytrwają, zostaną wzbudzeni do odwiecznego i nieskończonego Bożego Życia! Każdy zgodnie z przypisaną mu kolejnością – Chrystus jako pierwszy! Następnie ci, którzy będą do Niego należeć w dniu Jego przyjścia. Koniec zaś nastąpi dopiero wtedy, gdy Chrystus pozbawi każdą zwierzchność i potęgę wszelkiej władzy. Wówczas wszystko oficjalnie zostanie poddane królowaniu Boga – naszego Ojca. Najpierw jednak trzeba, by Chrystus zaprowadził swoje panowanie w ludzkich sercach. I dopiero wtedy – gdy już podporządkuje sobie wszystkich swoich wrogów – ostatnim nieprzyjacielem, którego pozbawi mocy, będzie Śmierć. Wszystko bowiem musi zostać podporządkowane panowaniu Chrystusa. A kiedy Pismo mówi, że Mesjaszowi zostanie poddane wszystko, sugeruje rzecz jasna, iż ktoś wyższy – kto panuje nad wszystkim – zdecydował o tym poddaniu. Odnosi się zatem do Jego natury ludzkiej, a nie wiekuistej. Zatem kiedy po ludzku wszystko zostanie już Mu poddane, wówczas On sam również podda swą ludzką pozycję Syna i objawi się jako Ten, któremu wszystko jest poddane. Wtedy dopiero w całej okazałości ujawni się, iż to On, jako Bóg, króluje całkowicie w każdej dziedzinie, ponad wszystkim. I mam jeszcze jedną dygresję dotyczącą zmartwychwstania. Jeśli by ono nie było możliwe, to dlaczego niektórzy z was skłaniają się do [praktykowania nauk głoszonych przez fałszywych nauczycieli] o zastępczym przyjmowaniu chrztów w intencji zmarłych? Gdyby umarli nie mieli powstać z martwych, to po co niektórzy z was przyjmują za nich takie chrzty? A my, Apostołowie? Dlaczego my ciągle tak bardzo się dla was narażamy?! Przecież ja sam, bracia i siostry, nieustannie ryzykuję śmierć. Nie wspominam o tym, by poczytywać to sobie za jakikolwiek powód do dumy, gdyż moją jedyną chlubą w Chrystusie Jezusie, PANU naszym, jesteście wy, i tylko wy! Gdyby miało być inaczej, to jaki byłby sens walki, którą za was toczę? To dla was występuję przeciwko wszelkim oszczercom i przeciwnikom wiary niczym gladiator walczący z dzikimi bestiami. Z pewnością słyszeliście o tym, co przydarzyło mi się w Efezie! Tak więc, gdyby umarli nie powstawali z martwych, po co miałbym tak bardzo się trudzić i narażać? Gdyby nie było zmartwychwstania, czyż nie lepiej byłoby nam hołdować powiedzeniu: Jedzmy i pijmy, bo jutro i tak pomrzemy!? Piszę o tym, bracia i siostry, abyście nie pozwalali zwodzić się fałszywym nauczycielom. Pamiętajcie, że złe towarzystwo psuje dobre obyczaje! Ocknijcie się więc i przestańcie grzeszyć! Wygląda bowiem na to, iż niektórzy z was nadal nie znają PANA w osobisty sposób! Mówię o tym wprost, abyście się w końcu zawstydzili! A gdyby ktoś dalej żywił jeszcze jakieś wątpliwości i ciągle stawiał pytania typu: „W jaki sposób umarli powstaną z martwych?” lub „W jakim ciele oni się pojawią?”, to dla takiej osoby mam jedną odpowiedź: Głupcze! Rozejrzyj się dookoła! Przecież nawet to, co zasiewasz w ziemi, nie powstanie do życia, dopóki wcześniej nie obumrze. A wszystko, co ożywa i wzrasta, ma inną postać niż to, co jest zasiewane! Przypatrz się choćby ziarnu zboża albo jakiejkolwiek innej rośliny. Bóg, stwarzając świat, ustalił właśnie takie reguły, by każdy organizm miał inną postać ciała niż nasienie, z którego wyrasta. Poza tym nie wszystkie ciała mają docelowo taką samą postać. Inne są ciała ludzi, inne czworonogów, inne ptaków, a jeszcze inne ryb. Tak samo inne są ciała istot niebiańskich, a inne ziemskich. Inna też jest ich chwała. Zgodnie z ustanowieniem Bożym inny jest blask słońca, inny księżyca, a jeszcze inny gwiazd. Co więcej, nawet gwiazda od gwiazdy różnią się blaskiem. Tak samo będzie ze zmartwychwstaniem. To, co jest teraz zniszczalne, po powstaniu z martwych będzie niezniszczalne; a to, co jest teraz poniżone, powstanie do Życia w chwale; to, co jest teraz słabe, powstanie do Życia w mocy; a to, co było zasiane jako ciało zmysłowe, powstanie do Życia jako ciało duchowe! Powinniście bowiem wiedzieć, że jak istnieją byty zmysłowe, tak również istnieją byty duchowe. Zauważcie, że pierwszy, niedoskonały człowiek, gdy został stworzony, miał naturę zmysłową, co Pismo oddaje słowami: Adam stał się istotą żyjącą według zmysłów, podczas gdy nowy, doskonały Adam – czyli Chrystus – zrodził się z Ducha. Dowodzi to istnienia ważnej zasady następstwa polegającej na tym, iż rzeczy pierwsze nie są duchowe, lecz zmysłowe. Dopiero później to, co duchowe, zastępuje to, co zmysłowe. Stary, zmysłowy człowiek, Adam, wywodził się z prochu ziemi, a nowy duchowy – czyli Chrystus – wywodzi się z Niebios. Jaki zaś był ten pierwszy z ziemskiego prochu, tacy również są jego potomkowie. I jaki jest Ten z Niebios, tacy również staną się Jego potomkowie. Zatem jak od fizycznego narodzenia nosimy w sobie podobieństwo do tego, który był z prochu, tak od chwili duchowych narodzin zaczynamy nosić w sobie podobieństwo do Tego, który jest z Niebios. I to jeszcze, bracia i siostry, zapamiętajcie sobie, iż ciało i krew nie będą mieć udziału w Królestwie Bożym, gdyż to, co jest zniszczalne, nie może mieć udziału w tym, co jest niezniszczalne. A tajemnica, którą ogłaszamy, jest taka: nie wszyscy pomrzemy fizycznie, lecz wszyscy zostaniemy przemienieni. W jednym bowiem momencie, w mgnieniu oka, na głos ostatniej trąby – gdyż trąba da stosowny znak – powstaną umarli już w ciałach niezniszczalnych, a ci, którzy będą wówczas na Ziemi, zostaną w jednej chwili przemienieni! Trzeba bowiem, aby to, co w obecnym czasie jest zniszczalne, przywdziało niezniszczalność, a śmiertelne przywdziało nieśmiertelność! Kiedy zaś to, co obecnie jest zniszczalne, przywdzieje niezniszczalność, a śmiertelne przywdzieje nieśmiertelność, spełni się zapowiedź Pisma: Wtedy raz na zawsze śmierć będzie już pokonana. O, śmierci, gdzież się podziała twoja potęga? A ty Szeolu, gdzież jest twoje żądło?. Tym żądłem śmierci jest grzech, zaś mocą go inspirującą jest Boże Prawo! Lecz Bogu niech będą dzięki za to, że w Jezusie Chrystusie, PANU naszym, daje nam zwycięstwo nad nimi. Z tego powodu, umiłowani bracia i siostry, trwajcie w PANU! Bądźcie niezachwiani, zawsze zaangażowani w dzieło PANA i pewni tego, iż wasz trud w PANU nie jest daremny! W sprawach dotyczących zbiórki pieniędzy na potrzeby Bożego ludu postępujcie według instrukcji wcześniej wam udzielonych, tak jak to czynią wspólnoty wierzących w Galacji. Pierwszego dnia tygodnia niech każdy z was – o ile wiedzie mu się dobrze – odłoży coś i zawczasu trzyma to przygotowane, by nie urządzać zbiórek dopiero wtedy, gdy przybędę. A kiedy już do was zawitam, dar wasz wraz z listami do Jerozolimy wyślę przez tych, których wy uznacie za godnych zaufania. Gdyby zaś okazało się konieczne, abym i ja udał się w tamte strony, pójdę z waszymi przedstawicielami. Planuję dotrzeć do was po przejściu Macedonii, dokąd właśnie się wybieram. U was być może nawet przezimuję, abyście mieli sposobność zaopatrzyć mnie na drogę, niezależnie od tego, dokąd mi dalej wypadnie pójść. Bardzo chciałbym przez pewien czas nacieszyć się wami. Dlatego, jeśli PAN pozwoli, moje odwiedziny nie będą miały przelotnego charakteru. W tej chwili jestem w Efezie i pozostanę tu aż do Pięćdziesiątnicy, gdyż drzwi do głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie zostały mi tutaj szeroko otwarte, pomimo iż przeciwników nie brakuje. A kiedy Tymoteusz już do was dotrze, zadbajcie o to, by mógł bez obaw zatrzymać się u was. On bowiem, jak i ja, pracuje na rzecz PANA. Niech nikt go nie lekceważy! Również i jego zaopatrzcie na drogę, by spokojnie mógł dotrzeć do mnie, gdyż – wraz z tutejszymi wierzącymi – z utęsknieniem czekam na niego. Jeśli zaś chodzi o naszego brata w wierze, Apollosa, o którego pytaliście – bardzo go zachęcałem, aby razem z innymi udał się do was, lecz on na tę chwilę nie uznał tego za celowe. Zjawi się u was, gdy będzie ku temu stosowna pora. Tymczasem trwajcie w zaufaniu do PANA, zachowując przy tym duchową czujność! Bądźcie mężni w wierze! Wzajemnie się wspierajcie i umacniajcie! Niech wszystkie wasze sprawy realizują się w duchu ofiarnej Bożej miłości! Przypominam wam, bracia i siostry, że dom Stefanasa był pierwszym owocem Bożego Słowa, jaki wydała Achaja. Oni wszyscy również całkowicie poświęcili się służbie na rzecz Bożego ludu. Takim osobom bądźcie posłuszni, a także innym, którzy trudzą się razem z nimi. Z tego powodu przybycie Stefanasa, Fortunata i Achaika tak bardzo mnie uradowało. Korzystając z tej sposobności, oni – chociaż częściowo – wynagrodzili mi waszą nieobecność. Pokrzepili bowiem mojego ducha tak samo, jak krzepią i was. Takich zawsze szanujcie! Pozdrawiają was w PANU inni wierzący z Azji, szczególnie Akwila i Pryska wraz z całą społecznością, która zbiera się w ich domu. Również inni bracia i siostry przekazują wam serdeczne pozdrowienia. Przekażcie dalej serdeczny gest przyjaźni, który oni wam przesyłają. W końcu i ja, Paweł, ręką własną dopisuję tu moje osobiste pozdrowienie dla was. A jeśli ktoś nie kocha PANA, niech Najwyższy go osądzi! Marana tha! Łaskawość Jezusa, naszego PANA, niech zawsze was otacza! Bądźcie pewni Bożej miłości, którą nieustannie otaczam was wszystkich w Chrystusie Jezusie. Ja, Paweł, z woli Boga Apostoł Chrystusa Jezusa, wraz z Tymoteuszem, bratem w wierze, kieruję ten list do społeczności ludu Bożego w Koryncie, a także do wszystkich ufających Chrystusowi w całej Achai. Niech łaska i pokój od Boga, naszego Ojca, i od Jezusa Chrystusa, naszego PANA, otaczają was obficie. Niech Bóg nasz i Ojciec będzie wysławiany w Jezusie Chrystusie, naszym PANU. On bowiem jest Ojcem wszelkiego miłosierdzia – Tym, który udziela wszelkiego potrzebnego wsparcia i pocieszenia. To właśnie On – za każdym razem, gdy przechodzimy jakiekolwiek trudności lub prześladowania – wzmacnia nas przez udzielanie nam potrzebnych sił i wsparcia. Dzięki wyposażeniu, jakie od Niego otrzymujemy, stajemy się bogatsi w doświadczenie i siły tak bardzo nam potrzebne do wspierania innych doznających podobnych utrapień. Chodzi bowiem o to, abyśmy mogli pocieszać ludzi tym samym umocnieniem, którego my doznajemy od Boga. A im większych cierpień doświadczamy, idąc śladami Chrystusa, tym większa jest też pociecha i ugruntowanie, których doświadczamy od Boga w Chrystusie. Kiedy więc spotykają nas jakiekolwiek trudności czy utrapienia, wiemy, iż nie przydarzają się one nam przypadkiem. Dopuszczone bowiem zostały po to, byście i wy – widząc naszą wytrwałość – zostali umocnieni na drodze zbawienia. Kiedy zaś doświadczamy Bożej pomocy, zdobywamy przekonanie, iż dzieje się to również dla waszej zachęty i waszego wzmocnienia w cierpliwym znoszeniu podobnych doświadczeń. A niezachwiana nadzieja, którą składamy w Chrystusie, umacnia nas w głębokim przekonaniu, że jeśli tylko – jak my – będziecie wytrwale znosić cierpienia i przeciwności podobne do naszych, to i wy także staniecie się uczestnikami zachęty i pocieszenia, których my doznajemy. Nie chcemy bowiem, bracia i siostry, ukrywać przed wami czegokolwiek, a zwłaszcza tego, iż w Azji doświadczyliśmy wielkich prześladowań, które były tak ogromne, iż zaczęliśmy wątpić, czy przeżyjemy. Właściwie to już pogodziliśmy się wewnętrznie z tym, że spotka nas śmierć. W rezultacie już w niczym nie polegaliśmy na sobie, lecz wyłącznie na Bogu, który wskrzesza umarłych. Ten zaś, który wyratował nas z owej najpotężniejszej Śmierci, jaką jest śmierć duchowa, również tym razem wywiódł nas z grożącego nam niebezpieczeństwa. Ufamy zresztą, iż On swoją potężną mocą dalej będzie nas ochraniał. Dlatego jedynie w Nim składamy całą naszą nadzieję. Módlcie się zatem z nami, drodzy bracia i siostry, aby łaska, której doświadczyliśmy, spowodowała, iż wiele osób wzniesie do Boga dziękczynne modlitwy z powodu naszego ocalenia. I to jeszcze wiedzcie, że w czasie tych wszystkich prób i doświadczeń chlubą nam było nasze sumienie. Ono bowiem przez cały czas poświadczało nam, iż w tym świecie – a szczególnie pośród was – postępowaliśmy z całą prostotą i czystością serca, a więc tak, jak to Bogu się podoba. Nie szukaliśmy bowiem ratunku w ludziach ani w ludzkiej mądrości, lecz polegaliśmy wyłącznie na Bożej łaskawości. Z podobnym nastawieniem piszemy do was każdy z listów. Nie chodzi nam bowiem o nic innego, jak tylko o to, co jasno i bez żadnych podtekstów, wprost wam w nich przedstawiamy. Żywimy przy tym głęboką nadzieję, iż w końcu w pełni to zrozumiecie i uznacie, co zresztą po części już widzimy. Dlatego umacniajcie się w myśleniu, iż w Dniu PANA naszego Jezusa, to my będziemy waszą chlubą, a wy naszą. Mając to na względzie, ja Paweł, zaplanowałem sobie jakiś czas temu, by przybyć do was i dać wam kolejną okazję do doświadczenia radości i łaski wyprawienia mnie do Macedonii. A po odwiedzeniu Macedonii zamierzałem ponownie wrócić do was, byście mogli wyposażyć mnie na podróż do Judei. Zmieniłem jednak te plany i gorąco liczę na to, iż nie poczytacie tego za dowód – jak to niektórzy sugerują – mojej rzekomej chwiejności, braku rozwagi czy myślenia emocjonalnego, w którym co chwila „tak” zamienia się w „nie” i na odwrót. Jest wręcz przeciwnie! A to, że zmieniłem bieżące plany podróży, nie ma nic wspólnego z prawdami mojego nauczania. Wszystko bowiem, czego was uczyłem, wynika z faktu, że Bóg – który jest niezmienny i wiarygodny – umocnił swe postanowienia na wieki. Tak więc nauczanie, które ode mnie słyszeliście, jest niewzruszoną prawdą, która nie ma nic wspólnego z chwiejnością, jaką tak często obserwujemy w wypowiedziach ludzi jednym tchem wypowiadających „tak” oraz „nie”. Zrozumcie, że Syn Boży, Jezus Chrystus – którego ja, Sylas, i Tymoteusz wam głosiliśmy – nie jest jednocześnie „tak” i „nie”. W Nim bowiem wszystko jest „TAK!”, gdyż wszelkie obietnice, jakie Bóg kiedykolwiek złożył, w Nim wszystkie są „TAK!”. W Nim wszystko zostało spełnione i dokonane! Dlatego nasze „AMEN” jedynie w Nim oddaje Bogu chwałę. Bo przecież Tym, który zarówno nas, jak i was umacnia oraz namaszcza w Chrystusie, jest sam Bóg. To On opieczętował nasze serca Duchem Uświęcenia, którego zesłał jako zadatek dziedzictwa przygotowanego dla nas w Niebiosach. Przysięgam zatem na moją duszę, biorąc przy tym Boga na świadka, że tylko dlatego nie przybyłem jeszcze do Koryntu, by was oszczędzić, dając wam jeszcze czas na opamiętanie się i poprawę! Nie chciałbym bowiem być postrzegany jako nauczyciel, który was ciągle karci i poucza o tym, jak macie trwać w wierze, lecz – jako wasz współtowarzysz wiary – chciałbym się w końcu uradować tym, że wy sami, z głębi waszych serc, niezależnie ode mnie potraficie wzajemnie umacniać się w ufności i posłuszeństwie Chrystusowi. Z tego to właśnie powodu postanowiłem, iż tym razem nie zjawię się u was z sercem wypełnionym żalem i smutkiem. Gdyby bowiem mój smutek udzielił się wam, to jak mielibyście napełnić mnie radością, jeśli sami bylibyście zasmuceni? Piszę o tym z wyprzedzeniem, abym – gdy już do was przybędę – nie został pogrążony w smutku przez tych, którzy winni być moją radością. A przeświadczony jestem również o tym, iż moja radość będzie radością was wszystkich. I chociaż teraz, w wielkiej udręce serca, piszę do was ten list przez łzy, nie czynię tego, by was zasmucić, lecz jedynie po to, abyście poznali wielkość Chrystusowej miłości, którą was otaczam. Jeśli więc ktoś z waszego grona sprawił mi kiedyś smutek, to przecież – wcale nie przesadzając – sprawił go nie tylko mnie, lecz w jakiejś mierze i wam. Z pewnością wielkim ciężarem była dla niego kara, którą wasza społeczność na niego nałożyła. Jednak teraz zakończcie już ją i wybaczcie mu! Podnieście go na duchu, by przypadkiem nie pogrążył się w bezdennej rozpaczy. Zachęcam was usilnie, abyście otoczyli tego człowieka miłością wzorowaną na troskliwej Bożej miłości! To prawda, iż wcześniej poleciłem wam go skarcić, jednak moim zasadniczym celem było zbadanie, czy i jak bardzo jesteście mi posłuszni. Teraz zaś pragnę, abyście mu przebaczyli, gdyż i ja – z uwagi na was w Chrystusie – wybaczyłem mu wszystko. W taki właśnie sposób powinniśmy postępować, abyśmy nie padli łupem szatana, którego zamysły są przecież wszystkim nam dobrze znane. Bracia i siostry, gdy – w związku ze wspomnianą wcześniej zmianą planów – przybyłem z Efezu do Troady w celu głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, to chociaż drzwi do realizacji tego zadania okazały się szeroko otwarte, ja jednak, nie mając pokoju w sercu – ponieważ nie zastałem tam Tytusa, mego brata w wierze – pożegnałem się z tamtejszą społecznością i odpłynąłem do Macedonii. Bogu zaś niech będą dzięki za to, iż niezależnie od tego, gdzie aktualnie się znajdujemy, zawsze jesteśmy częścią triumfalnego pochodu Chrystusa, wszędzie roznosząc cudowną woń Jego poznania. Z woli Boga jesteśmy Chrystusową wonnością nie tylko dla tych, którzy wstępują na drogę zbawienia, ale także dla tych, którzy decydują się pozostać na drodze zatracenia. Dla tych ostatnich jesteśmy przerażającym odorem Śmierci, który zwiastuje im nadchodzącą zgubę! Jednak dla pierwszych jawimy się niczym cudowny i ożywczy aromat odwiecznego i nieskończonego Bożego Życia. Czyż mogłoby nas spotkać większe wyróżnienie? Dlatego my – inaczej niż czynią to rozliczni fałszywi nauczyciele, którzy kierują się jedynie osobistymi korzyściami – nie manipulujemy przekazem Bożego Słowa, lecz obwieszczamy je w sposób czysty i nieskażony, zgodny z zamiarem Boga Najwyższego! A skoro zostaliśmy posłani przez Niego, to w Jego Obecności głosimy wyłącznie Chrystusa! Drodzy bracia i siostry, wiemy o tym, że są ludzie, którzy zarzucają nam, iż w listach do was rekomendujemy sami siebie. Jednak powinniście odpowiedzieć sobie na pytanie: czy w ogóle potrzebujemy jakichkolwiek listów polecających, o które inni tak bardzo zabiegają, albo czy staramy się tego rodzaju listy od was pozyskać? Przecież wy sami – jako społeczność – jesteście naszym listem rekomendacyjnym, który został spisany na sercach naszych! Jest on zrozumiały i czytelny dla każdego człowieka! Dla wszystkich bowiem jest jasne, iż to wy sami jesteście listem poświadczającym nasze posługiwanie Chrystusowi. A list ten został spisany nie atramentem, lecz Duchem Boga Żywego, i nie na kamiennych tablicach, lecz na żywych tablicach ludzkich serc, co Najwyższy potwierdza nam w Chrystusie! Jednak dzieła tego nie przypisujemy sobie, gdyż – mając pełną świadomość braków – wiemy, iż czegoś takiego nie potrafilibyśmy dokonać sami z siebie. Wszelka moc i zdolność, którą dysponujemy, ma swoje źródło w Bogu. On zaś uczynił nas sługami Nowego Przymierza, które zawarte zostało nie według litery Prawa, lecz w mocy Jego Ducha. Litera bowiem prowadzi do Śmierci, a Duch – do Życia. A jeśli posługiwanie Śmierci – utrwalone zapisem wyrytym w kamieniu do kamiennych tablic z przykazaniami, które otrzymał od Boga Mojżesz – zob. Wj 32,16; Wj 34,29‐30. – dokonało się w blasku takiej chwały, iż synowie Izraela nie byli w stanie patrzeć w twarz Mojżesza z powodu bijącej od niego jasności – która zresztą po pewnym czasie wygasła – to czyż służenie Bożemu Duchowi nie realizuje się w znacznie większej chwale? A jeśli posługiwanie, którego celem było ogłoszenie wyroku potępienia, zainicjowane zostało w blasku chwały, to o ile większą chwałą spowita jest służba ogłaszania Bożej sprawiedliwości w Chrystusie. W porównaniu z przeogromną chwałą tej służby tamta, stara, wydaje się bez blasku – wręcz pozbawiona chwały. Jak bowiem gasnący blask tego, co jest przemijające, mógłby w ogóle równać się z nieogarnioną chwałą tego, co jest nieprzemijające? Z uwagi na to, głosząc tak wspaniałą nadzieję, stajemy wobec wszystkich z pełną otwartością, a nie jak Mojżesz, który skrywał twarz za zasłoną, by synowie Izraela nie zorientowali się, iż z dnia na dzień blednie chwała tego, co od samego początku było ustanowione jako przejściowe, niemające wiekuistego znaczenia. Wskutek niezrozumienia tej zasadniczej prawdy umysły Żydów skamieniały i takie pozostają aż po dzień dzisiejszy. A kiedy czytają Stare Przymierze, zasłona – podobna jak u Mojżesza – przesłania oczy ich serc. Ona bowiem usuwa się jedynie w Chrystusie. Kiedy więc czytają Mojżesza, zasłona ta nadal spoczywa na ich sercach. Ilekroć jednak zwracają się do Jezusa jako PANA, zostaje ona usunięta. Albowiem PAN jest Duchem, a gdzie Duch PANA, tam wolność. Dlatego we wszystkich nas, którzy z odsłoniętymi twarzami nieustannie wpatrujemy się w chwałę PANA, niczym w zwierciadle odbija się Jego splendor. A dzieje się to, ponieważ Duch PANA – krok po kroku – przekształca nas na Jego obraz w taki sposób, by Jego chwała coraz mocniej jaśniała również w nas. W związku z tym, pełniąc służbę, którą On w swym miłosierdziu zlecił nam do wykonania, nie poddajemy się wpływom zła, lecz odrzucamy wszelkie podstępy i haniebne matactwa, którymi siły ciemności starają się fałszować Boże Słowo. Stając zaś w prawdzie przed Bogiem, poddajemy się także sumiennej ocenie ludzi. A jeśli nawet sens głoszonej przez nas Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie jest zakryty, to tylko dla tych, którzy idą drogą zguby, gdyż ich umysły zostały otumanione i zaślepione przez „boga” obecnych czasów. On bowiem czyni wszystko co możliwe, by ludzie nie mogli dostrzec ani światłości głoszonej przez nas Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, ani chwały Jezusa, który jest jedynym odzwierciedleniem i wizerunkiem Boga Prawdziwego. Dlatego nie siebie głosimy, lecz Jezusa Chrystusa, PANA wszechświata, podkreślając w pokorze, że my sami jesteśmy jedynie sługami posłanymi do was w celu wykonania powierzonych nam zadań. Bóg zaś, który kiedyś rozkazał, by światło zajaśniało w ciemności, sprawił również, iż w naszych sercach rozbłysła światłość, jaka się bierze z poznania Jego nieskończonej chwały uwidocznionej w obliczu Jezusa Chrystusa. A ów Boży skarb, którym jest Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie, został zdeponowany w naszych ciałach, które – niczym gliniane naczynia – są słabe i kruche. Najwyższy dokonał tego z pełnym rozmysłem, by stało się jasne, że przemożna moc Wspaniałej Nowiny o ratunku w Chrystusie ma źródło w Nim, a nie w nas. Dlatego, mimo iż zewsząd doznajemy ucisku, nic nie jest w stanie nas zniszczyć. Bywamy bezradni – lecz nigdy w rozpaczy, prześladowani – lecz nigdy opuszczeni, powalani – lecz nigdy pokonani. Doświadczamy fizycznych cierpień na wzór tych, które były udziałem Jezusa, aby Jego Życie również stało się w nas widoczne. Taka jest prawda, że dopóki żyjemy w tym ciele, wszyscy trwający w Nim będziemy z Jego powodu nieustannie doświadczać prób, włącznie z zagrożeniem śmiercią, aby Jego Życie odniosło w nas ostateczne zwycięstwo nad naszą skłonną do grzechu naturą. Po to doświadczamy prześladowań i śmierci, aby moc Jego Życia mogła rozkwitnąć w nas w całej pełni. Zresztą nie tylko w nas, ale także i w was. A mając tę samą postawę wiary, o której Pismo wspomina słowami: Uwierzyłem, dlatego przemówiłem, również i my, którzy złożyliśmy w Chrystusie całe nasze zaufanie, głośno i odważnie przemawiamy, wiedząc, że Ten Duch, w którym Jezus, nasz PAN, powstał z martwych do Życia, podniesie i nas, abyśmy razem mogli być z Nim już na zawsze. Drodzy bracia i siostry, to wszystko dokonuje się po to, by ta łaska, która zaobfitowała już w wielu, również i w was pomnożyła Bożą chwałę i dziękczynienie składane Najwyższemu. Dlatego nie poddawajmy się złu czy własnym słabościom, lecz dzień po dniu dbajmy o to, by w miarę jak niszczeje nasz zewnętrzny człowiek, nasze wnętrze stale się odnawiało. Zaś doczesne udręki, które przecież w końcu i tak kiedyś przeminą, są niczym wobec ogromu chwały czekającej nas w wieczności! Nie koncentrujmy się zatem na tym, co jest widzialne, lecz na tym, co niewidzialne. To bowiem, co jest teraz widzialne – jest tylko chwilowe, a to, co niewidzialne – jest wieczne! Wiemy przecież, że kiedy namiot naszego ziemskiego bytowania zostanie już zwinięty, to znaczy, kiedy śmiertelne ciało każdego z nas już obumrze, otrzymamy od Boga nowe, niebiańskie ciała – nasze prawdziwe domy, w których zamieszkamy na wieczność. A ciała te nie będą takie jak obecne, które rodzą się z woli człowieka, lecz zostaną powołane do Życia przez samego Boga. Dlatego im bardziej zużywają się nasze obecne ciała, z tym większym utęsknieniem oczekujemy nowych ciał, które przywdziejemy na siebie jako nasz nowy, wieczny przybytek, o ile tylko – po zdjęciu tego obecnego – nie okażemy się nieprzygotowani do obleczenia w nowy. A przebywając jeszcze w tym doczesnym przybytku – to znaczy żyjąc nadal w naszym starym ciele – często z obawą odnosimy się do myśli, że przyjdzie taka chwila, iż będziemy musieli zdjąć je z siebie. Wolelibyśmy raczej od razu przywdziać obiecane nam nowe ciało, tak aby to, co śmiertelne, zostało w jakiś sposób wchłonięte przez nieśmiertelne wiekuiste Boże Życie. Jednak Bóg, przygotowując nas do tego nieuchronnego momentu rozstania się z obecnymi ciałami, już teraz udziela nam przedsmaku czekającego nas w przyszłości dziedzictwa. A czyni to przez swego Ducha, w którym nie tylko napełnia nas nadzieją, ale daje również śmiały przystęp wprost do siebie. W Nim także uświadamia nam, że hołdowanie myśleniu zakorzenionemu w doczesnej cielesności jest dowodem przynależności do świata, która wyklucza prawdziwe obywatelstwo Królestwa PANA. Dlatego wzrastajmy w zaufaniu do tego, co mówi PAN, a nie w tym, co postrzegamy zmysłami. Starajmy się znajdować upodobanie w rezygnowaniu z tego, co wiąże nas cieleśnie z obywatelstwem tego świata, i umacniajmy się w obywatelstwie pochodzącym od PANA. A jeśli nie do końca jeszcze rozumiecie, na czym polega sprawowanie obywatelstwa Każdy z nas bowiem stanie kiedyś przed Tronem Chrystusa, by odebrać to, o czym zaświadczy owoc – czy to dobry, czy zły – który wydał w swym doczesnym ciele. Zrozumienie tego, co nastąpi, przepełnia nas bojaźnią PANA i skłania do tego, byśmy – przekonując o tym innych – sami zachowywali pełną świadomość tego, że dla Boga jesteśmy zupełnie przezroczyści. Wszystko bowiem, co mamy w sercach i w myślach, jest przed Nim całkowicie odkryte. I pragniemy również tego, aby każdy z was w swoim sumieniu mógł zobaczyć i przyznać, że motywacja naszego postępowania wobec was jest czysta i jasna. Piszemy wam o tym nie dlatego, by zachwalać samych siebie, lecz by dać wam okazję do poszczycenia się nami wobec tych, którzy chlubią się tym, co zewnętrzne, a nie tym, co wewnętrzne. A jeśli nawet – jak twierdzą niektórzy – tracimy rozum, to tylko z uwagi na wierność Bożym sprawom, gdyż wobec was zawsze postępujemy z największą rozwagą. Ogarnięci ofiarną miłością Chrystusa zrozumieliśmy bowiem, że skoro On – sam Jeden – umarł za wszystkich ludzi, to znaczy, że wszyscy ludzie byli duchowo martwi. A umarł za wszystkich po to, aby ci, którzy – rodząc się na nowo do Bożego Życia – nie żyli już więcej dla siebie, to znaczy nie kierowali się swoją dawną grzeszną, samolubną naturą, lecz żyli dla Tego, który za nich umarł, a następnie zmartwychwstał. Z tego powodu nie postępujmy już więcej według naszej starej natury. I chociaż to w niej poznaliśmy Chrystusa, nie wracajmy już do niej, gdyż tylko ci z nas, którzy trwają w Chrystusie, są nowym stworzeniem. Nasz dawny styl myślenia uznajmy za miniony. W jego miejsce podchodźmy do wszystkiego w nowy sposób. Ta zmiana dokonuje się w nas za sprawą samego Boga, który w Chrystusie nie tylko pojednał nas ze sobą, lecz także polecił nam przekazywanie swojego pokoju innym ludziom. Zrozumcie w końcu, że Bóg, który objawił się w Chrystusie, przyszedł na Ziemię nie po to, by upierać się przy wyliczaniu światu wszystkich jego przestępstw, ale by ten świat pojednać ze sobą. Z tego powodu zlecił nam głoszenie Słowa Pojednania. Realizując zatem misję zleconą przez Chrystusa, jesteśmy przedstawicielami samego Boga, który przez nas wzywa wszystkich ludzi do pojednania ze sobą! Dlatego w imieniu Chrystusa błagamy: pojednajcie się z Bogiem!. On bowiem naszym grzechem obarczył sam siebie – czego dokonał w osobie Tego, który grzechu nigdy nie popełnił – abyśmy w Nim, to znaczy w Chrystusie, mogli zostać objęci Bożą sprawiedliwością! Współpracując zaś z Bogiem, troszczymy się o to, by nie okazało się, iż ktokolwiek z was na próżno przyjął Jego łaskę, którą On sam scharakteryzował tymi słowami: Gdy nadejdzie czas łaski, wysłucham cię! W dniu zbawienia przyjdę ci z pomocą!. Dlatego wyraźnie wam oświadczamy: TERAZ właśnie jest czas łaski! Dzień, który zwie się TERAZ, jest owym zapowiadanym Dniem Zbawienia! Dlatego tak wielką wagę przykładamy do tego, by przypadkiem nie dopuścić się czegokolwiek, co mogłoby zhańbić posługę, którą prowadzimy, a przez to stać się dla kogokolwiek przeszkodą w skorzystaniu z Bożego ułaskawienia i pojednania. Wręcz przeciwnie, jako sługi Boga Najwyższego stawiamy siebie wszystkim za wzór nieustannej wytrwałości w znoszeniu ucisków, przeciwieństw i utrapień. Godnie zachowujemy się w każdej sytuacji, zarówno w chłostach, które nas spotykają, jak i w uwięzieniach, a także podczas rozruchów wzniecanych przeciwko nam. Również w codziennych trudach, bezsennych nocach i braku pożywienia staramy się być wzorem czystości, zachętą do głębszego poznawania Boga, wzorem cierpliwości i uprzejmości w duchu uświęcenia i zachowywaniu postawy nieobłudnej, ofiarnej Bożej miłości. Czynimy to, głosząc Słowo Prawdy, które jest potężną Bożą bronią zdatną do walki zarówno zaczepnej, jak i obronnej. W bojach tych doznajemy nie tylko chwały i uznania, lecz także pogardy i zniesławiania. Nazywają nas zwodzicielami – chociaż mówimy prawdę, twierdzą, że jesteśmy nieznani – a jednak sławni, prawie ginący – a przecież przy Życiu trwający, smagani bez ustanku – lecz nie uśmiercani, ciągle gnębieni – a jednak radośni, materialnie ubodzy – a przecież duchowo bogaci, nic niemający – a jednak posiadający wszystko, co jest nam prawdziwie potrzebne. Och, Koryntianie! Szczerze wam wyznajemy, iż nasze serca są dla was szeroko otwarte. Nasza ofiarna miłość wobec was nie jest niczym ograniczona! To raczej wy ciągle zamykacie się przed nami! Jak dzieciom wam tłumaczę: odpłaćcie nam taką samą otwartością i szczerością, jaką i my was darzymy. Nie wprzęgajcie się w jedno jarzmo z niewierzącymi!. Jakie bowiem może być partnerstwo pomiędzy sprawiedliwością a bezprawiem albo co może mieć wspólnego światłość z ciemnością? Czy istnieje jakakolwiek harmonia pomiędzy Chrystusem a Beliarem albo jakakolwiek wspólnota wierzącego z niewierzącym? Czy jest jakikolwiek związek pomiędzy prawdziwą świątynią Boga a obrazami lub figurami bożków? Przecież to my jesteśmy świątynią Boga Żywego, zgodnie z tym, co On sam powiedział: Zamieszkam pośród was i będę się przechadzał pomiędzy wami. Będę waszym Bogiem, a wy będziecie moim ludem. Z tego powodu PAN mówi: Wyjdźcie spośród nich i odłączcie się od nich! Tego, co nieczyste, nie dotykajcie, a ja was przygarnę bo, jak obiecał PAN Wszechwładny, On będzie wam Ojcem, a wy będziecie Mu synami i córkami. Umiłowani, skoro mamy tak wspaniałe obietnice, to wzrastajmy w uświęceniu i w Bożej bojaźni, oczyszczając sami siebie z tego wszystkiego, co pochodzi z naszej starej, grzesznej natury, która ciągle plami naszego ducha! Dlatego raz jeszcze błagam: Otwórzcie swe serca na nasze nauczanie! Przecież nikogo z was nie skrzywdziliśmy, nikogo nie doprowadziliśmy do ruiny, nikogo nie oszukaliśmy! A jeśli nawet czasami twardo wam coś piszemy, to nie po to, by was krytykować czy obwiniać, lecz aby was ratować, gdyż – jak to wcześniej wspomniałem – nosimy was w naszych sercach. A czynimy to z nadzieją, że w końcu, razem stając się martwi dla grzechu, również razem będziemy żyć dla PANA. Słowa te kieruję do was z całą otwartością, abyście stali się moją dumą i zachętą, gdyż w utrapieniach, jakie mnie spotykają, chciałbym się wami radować. Tymczasem od przybycia do Macedonii nie zaznaję ani chwili ukojenia. Zewsząd doświadczam jedynie udręk. Na zewnątrz zmagam się z ciągłymi problemami, wewnątrz zaś z nieustannymi obawami. Lecz Bóg, który dodaje sił przygnębionym, wzmocnił mnie przybyciem Tytusa. A przecież nie samym tylko jego przybyciem, lecz również zachętą, której on u was doznał. Usłyszałem bowiem od niego o waszej tęsknocie do mnie, o waszym żalu i żarliwej trosce o mnie, przez co moja radość wzrosła przeogromnie. Jeśli więc nawet zasmuciłem was chwilowo mym poprzednim listem, to teraz już wcale tego nie żałuję. To prawda, że po jego wysłaniu odczuwałem pewien dyskomfort z powodu formy, którą mu nadałem. Teraz jednak widzę, że ten list we właściwej porze pobudził was do skruchy. Cieszę się ogromnie, iż smutek, którego doświadczyliście, ostatecznie doprowadził was do opamiętania. Nie potraktowaliście bowiem mojego listu jako krzywdzącego, lecz napełniliście się Bożym zasmuceniem. A skąd wiem, iż było to zasmucenie od Boga? To proste, ono bowiem doprowadziło was do opamiętania, czyli do tej przemiany myślenia, która kieruje człowieka z powrotem na drogę zbawienia, podczas gdy ludzki żal, emocjonalne resentymenty i pielęgnowanie poczucia goryczy wskazują na zakorzenienie w myśleniu tego świata. Taki cielesny smutek nieuchronnie prowadzi do Śmierci duchowej. Jednak w was zrodziło się Boże zasmucenie, które przywiodło was do wielkiej gorliwości w dążeniu do odcięcia się od zła! Sami zobaczcie, jakiego doznaliście oburzenia, jak wielka bojaźń Boża was ogarnęła i jak wielki zapał do poprawy! W tym wszystkim byliście bez zarzutu! Chcę, byście wiedzieli, że pisząc w tamtej sprawie, moją główną motywacją nie było potępienie człowieka, który coś źle uczynił, ani tym bardziej pocieszanie pokrzywdzonego. Uczyniłem to z uwagi na tych z was, którzy – pisząc do mnie – pokazali, jak wielkie staranie mają o sprawy Boże. To dało mi silne pokrzepienie. A wzrosło ono jeszcze bardziej, gdy Tytus z radością opowiedział mi, jak wielkiej duchowej zachęty doznał u was. Cieszę się, że w sprawach, którymi niegdyś szczyciłem się wobec niego, opowiadając mu o was, nie przeżyłem zawodu. Wszystko się potwierdziło – zarówno to, czego was uczyłem, jak i powody mojej dumy z was. Teraz on sam – wspominając wasze posłuszeństwo, bojaźń i drżenie, z jakim go przyjęliście – potwierdza, iż jego serce również skłania się ku wam z wielką życzliwością. Cieszę się, że mogę się wami chlubić w całej pełni! Bracia i siostry, pragniemy również poinformować was o wielkiej Bożej łasce, której doświadczyli wierzący w Macedonii. Otóż pomimo niezmiernego ucisku oraz rozpaczliwego ubóstwa, z jakim się borykają, zaobfitowali radosną hojnością swych serc, co wyraziło się tym, że na miarę swoich możliwości, a nawet daleko ponad nie – o czym osobiście zaświadczam – z własnej inicjatywy przeprowadzili zbiórkę finansową. Uczynili to, gdyż bardzo chcieli dostąpić przywileju udziału w naszej służbie na rzecz innych wierzących. Swym gestem przekroczyli wszelkie nasze wyobrażenia. Jakby tego nie było dość, sami siebie ofiarowali – najpierw PANU, a potem, pełniąc wolę Bożą, również nam. Podniesiony tym na duchu gorąco zachęciłem Tytusa, by – z uwagi na wspaniale rozpoczętą posługę pośród was – wrócił do Koryntu i również wam pomógł w realizacji podobnego dzieła łaskawości. A skoro mówicie, że obfitujecie już wszystkim, to znaczy: wiarą, Słowem Bożym, poznaniem Chrystusa, wszelką gorliwością oraz miłością, którą od nas przejęliście, to chciałbym, abyście teraz zaowocowali również hojną łaskawością. Nie piszę tego z intencją nakazywania wam czegokolwiek, lecz w celu zweryfikowania, czy prawdziwa jest miłość, o której tak często i z taką gorliwością mówicie. Zależy mi jedynie na tym, abyście dobrze rozumieli, czym cechuje się łaska PANA naszego Jezusa Chrystusa. On sam bowiem, choć bogaty we wszystko, z uwagi na was stał się ubogi. A dokonał tego celowo, byście – zachęceni Jego materialnym ubóstwem – mogli w końcu zrozumieć, iż bogacić się powinniście, gromadząc jedynie to, co ma wartość w Jego Królestwie. Z uwagi na to ośmielam się udzielić wam pewnej rady, licząc, iż okaże się ona dla was pożyteczna: doprowadźcie do końca to, czego sami, w swoich sercach, zapragnęliście już rok temu. Nie zatrzymujcie się na chęciach, lecz przekujcie je w czyn! Zrealizujcie swoje wcześniejsze zamiary zgodnie z możliwościami, które przecież mierzy się tym, co ktoś faktycznie ma, a nie tym, czego nie ma. Nie chodzi bowiem o to, by – przynosząc innym ulgę – samemu wpędzić się w kłopoty. Rzecz jest raczej w tym, abyśmy z radością w sercu dzielili się tym, co mamy, uzupełniając potrzeby innych braci i sióstr w wierze. Obecny wasz dostatek może teraz zaradzić brakom tamtych, w przyszłości zaś ich dostatek może wyrównać wasze braki, tak by każdy miał tyle, ile faktycznie w danym czasie jest mu potrzebne, zgodnie z tym, co zostało napisane: Ten, kto zebrał dużo, wcale nie miał za wiele, zaś temu, kto zebrał mało, też niczego nie zbrakło. Bogu niech będą dzięki za to, że wielką troskę o was wlał w serce Tytusa, który przyjął ową zachętę i w wielkiej gorliwości, niczym nieprzymuszony, zdecydował się wybrać do was powtórnie. Razem z nim wysyłamy do was brata, którego sława z powodu spisania Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie rozeszła się już po wszystkich społecznościach. Co więcej, na czas tej podróży został on – ku chwale PANA i naszej zachęcie – oficjalnie ustanowiony przez tutejszą wspólnotę naszym towarzyszem. Pragnęliśmy bowiem mieć niezależnego świadka, by zapobiec jakimkolwiek pomówieniom w sprawach wielkości ofiar otrzymanych z publicznych zbiórek. Zależy nam bardzo, aby to, co jest dobre w oczach PANA, było również czyste i piękne w oczach ludzi. Razem z nimi wysyłamy do was jeszcze jednego brata w wierze, którego rzetelność została wielokrotnie i w różnych sprawach sprawdzona. A ponieważ tak wiele spodziewa się po was, wybiera się z wielkim entuzjazmem. Jeśli chodzi o Tytusa – przybędzie on do was jako mój współpracownik we wszystkim, co was dotyczy; pozostali zaś bracia – jako wysłannicy siostrzanych wspólnot, które Chrystusowi przynoszą wielką chwałę. Dlatego stańcie na wysokości zadania i pokażcie wysłannikom tych wspólnot, że wy także trwacie w postawie ofiarnej Bożej miłości, czym potwierdzicie naszą z was dumę. Właściwie nie ma potrzeby, bym pisał wam o tym, jak wielkie znaczenie duchowe ma wspieranie braci i sióstr w wierze. Znam przecież wasz zapał, którym nieustannie się chlubię przed Macedończykami, mówiąc, iż Achaja gotowa jest już od roku. Wiem również, że wasza gorliwość w tej sprawie pobudziła do działania także wiele innych społeczności. Braci więc posyłam przed sobą jedynie po to, by upewnić się zawczasu, że będziecie przygotowani. Nie chciałbym bowiem, aby moje chlubienie się wami okazało się w tej sprawie bezpodstawne. Gdyby bowiem towarzyszący mi Macedończycy zastali was nieprzygotowanych, byłbym straszliwie zawstydzony. Nie chcę nawet myśleć, jak wy byście się wówczas poczuli. Uznałem więc za stosowne skłonić braci w wierze, by udali się do was wcześniej i pomogli wam w przygotowaniu dawno zapowiadanego daru. Liczę na to, że okaże się on wyrazem hojności, a nie skąpstwa, które jest tak charakterystyczne dla zachłannych serc wykorzystujących posiadane dobra głównie w celu dogadzania samym sobie. Bo przecież jest tak, że kto skąpo sieje, ten również skąpo żąć będzie; a kto sieje hojnie, ten również hojnie żąć będzie. Niechaj więc każdy postąpi tak, jak to sobie w sercu wcześniej postanowił, a nie z żalem czy pod przymusem. Bóg bowiem miłuje tylko tych darczyńców, którzy z radością dzielą się swoim majątkiem. Najwyższy zaś, dysponując wielką zdolnością pomnażania każdego gestu łaskawości, zadba również o to, byście – zachowując we wszystkim samowystarczalność – mieli mnóstwo okazji do angażowania się w Jego dobre dzieła zgodnie z tym, co jest napisane: Prawe czyny tego, kto hojny jest dla ubogich, nie pójdą w niepamięć, lecz będą trwać zawsze. Ten bowiem, który siewcy daje ziarno i karmi go chlebem, pomnoży również swój zasiew w was, zwiększając w waszych sercach plon swej sprawiedliwości. Błogosławieństwo materialne otrzymaliście bowiem po to, aby swą hojnością zachęcać obdarowywanych do składania dziękczynień Bogu. Prawda jest bowiem taka, iż tego rodzaju posługiwanie nie tylko zapobiega niedostatkom u braci i sióstr w wierze, lecz obfituje również wzrostem dziękczynienia, które oni składają Bogu. Dzięki namacalnym dowodom waszego oddania obdarowani będą wielbić Boga za wasze posłuszeństwo i zrozumienie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie oraz za hojność i jedność, w jakiej z nimi trwacie. A przecież nie tylko z nimi, ale i ze wszystkimi, którzy polegają na Bogu. I tak wszyscy będą składać Bogu dziękczynienia z powodu przeogromnej łaski, którą Najwyższy was obdarzył. Bogu więc niech będą wielkie dzięki za Jego bezcenne dary! Bracia i siostry, sami popatrzcie, z jaką wrażliwością i życzliwością ja, Paweł, zwracam się do was w Chrystusie. A chociaż niektórzy twierdzą, że w osobistych relacjach jestem słaby, a srożę się jedynie w listach, to zawczasu już teraz – choć u was nieobecny – błagam o to, bym nie został przymuszony do tego, by owych ludzi, którzy mnie pośród was spotwarzają, potraktować z całą surowością, z jaką postępowałem kiedyś, żyjąc według starej natury. Absolutnie tego nie chcę, bo chociaż nadal nosimy w sobie starą naturę, to przecież obecnych zmagań nie prowadzimy już więcej metodami tego świata. Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie, która jest naszym orężem, nie pochodzi bowiem z tego świata, lecz jest Boską mocą zdolną do niszczenia duchowych warowni i zwyciężania wszelkich ludzkich knowań. Ona również dysponuje potęgą potrzebną do pokonania wszelkiej pychy, która z wyniosłością przeciwstawia się osobistemu poznaniu Boga. Tylko ona może skutecznie zapanować nad wszelkimi ludzkimi myślami, przekonaniami, ideami czy poglądami i podporządkować je w posłuszeństwie Chrystusowi. Dlatego, będąc oddany głoszeniu Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, jestem gotów otwarcie karcić wszelkie pojawiające się między wami zło. I będę czynił to tak długo, aż wasze poddanie Chrystusowi osiągnie w końcu pełną dojrzałość. Postarajcie się więc niczego nie oceniać powierzchownie! A jeśli ktoś uważa, że należy do Chrystusa, to niech sobie uświadomi, że i ja – podobnie jak on – również należę do PANA! A jeśli nawet czasami nieco śmielej korzystam z władzy, której On mi udzielił, to nie mam się czego wstydzić, gdyż używam jej tylko ku waszemu zbudowaniu, a nie do prześladowania czy gnębienia kogokolwiek. Nie jest moim zamiarem straszyć listownie, choć wiem, że to właśnie sugerują pewni ludzie, którzy się u was pojawili. Twierdzą oni, że chociaż w listach wydaję się człowiekiem ostrym i radykalnym, to gdy zjawiam się osobiście, jestem słaby, a moje nauczanie liche. Zapewniam jednak tych wichrzycieli, że jaki jestem w listach – będąc daleko od was – taki okażę się również w działaniu, gdy już do was przybędę! Przede wszystkim nie jest naszym zwyczajem porównywanie się czy zestawianie z ludźmi wychwalającymi samych siebie. Głupcami bowiem są ci, którzy mierzą siebie własną miarą! Bo przecież, by móc prawdziwie się czymś pochwalić, trzeba mieć obiektywną miarę, to znaczy taką, jaką Bóg stosuje, dając każdemu określone zadania. Wy zaś jesteście zadaniem, które Bóg powierzył mnie. Napominając was, wcale nie przekraczam powierzonych mi uprawnień, gdyż to ja głosiłem wam Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. Poza tym nie należę do osób, które lubują się w przypisywaniu sobie cudzych zasług, lecz mam szczerą nadzieję, że wraz ze wzrostem waszej wiary również wasz udział w moim trudzie będzie wzrastał. Chciałbym bowiem rozpocząć głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie na nowych terytoriach, a nie – jak ci, którzy do was przybyli – sięgać jedynie po to, co jest już gotowe, by chwalić się dziełem przez kogoś wcześniej dokonanym. I to sobie jeszcze zapamiętajcie: naszą jedyną chlubą przed PANEM będzie pochwała uzyskana od Niego samego! Wiarygodny bowiem nie jest ten, kto chełpi się sam sobą, lecz ten, którym chlubi się PAN. A jeśli nawet kiedykolwiek zdarzyło mi się powiedzieć coś nierozważnego czy po ludzku szalonego, to proszę, byście potraktowali to z całą wyrozumiałością, gdyż jedynie z żarliwości o Boże sprawy mogło mi się to przydarzyć! Przecież to ja doprowadziłem do waszych zaręczyn z Chrystusem, abyście – jako czysta i nieskalana Oblubienica – tylko Jego wyczekiwali jako swego Oblubieńca. Teraz zaś obawiam się, czy wasze umysły – niczym myśli Ewy zwiedzionej przewrotnością węża – nie zostały zdeprawowane i nie odsunęły się od czystości i nieskalanej prostoty, w jakiej powinniście oczekiwać Chrystusa. Wy bowiem, zamiast się strzec, bezkrytycznie znosicie to, że zjawia się u was ktoś, kto głosi wam innego Jezusa, niż ja to uczyniłem! Dlaczego z takim spokojem przyjmujecie innego ducha niż Ten, którego otrzymaliście, albo akceptujecie inną „dobrą wiadomość” niż ta, którą przyjęliście ode mnie?! Powiedzcie mi, czy ja w czymkolwiek ustępuję owym „arcyapostołom”, którzy do was przybywają? A jeśli nawet ktoś uważałby, że jestem kiepskim mówcą, to przecież nie brak mi niczego, co wynika z osobistego poznania Chrystusa. Sami zresztą to wiecie, gdyż zawsze postępowałem wobec was z całą otwartością. Czyżbym popełnił błąd, uniżając siebie po to, byście wy zostali wywyższeni? Czyżby błędem było to, że darmo głosiłem wam Bożą Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie? Ogałacałem inne społeczności wierzących, przyjmując od nich wsparcie, aby móc służyć wam! A kiedy, przebywając u was, cierpiałem niedostatek, nie naprzykrzałem się nikomu. O moje potrzeby zadbali wierzący z Macedonii, którzy mnie odwiedzili. Starałem się w niczym nie być dla was ciężarem i nadal nie będę! Nikt w granicach Achai nie odbierze mi dumy z tego powodu – ona bowiem wynika z Chrystusowej prawdy, jaka jest we mnie! Czy chcecie wiedzieć, dlaczego nie przyjmuję od was pomocy materialnej? Czy dlatego, że was nie miłuję? Bóg zna moje serce! Postępuję w ten sposób – i nadal będę tak czynił – aby wszelkie argumenty wytrącić z rąk tych, którzy chcą znaleźć jakikolwiek pretekst do chełpienia się, iż wykonują pośród was takie samo dzieło jak ja! Ludzie ci są fałszywymi nauczycielami! A chociaż podają się za „apostołów Chrystusa”, głoszą kłamstwa! Nie jest to zresztą coś, co mogłoby nas zaskoczyć, wiemy bowiem, że i szatan podaje się za anioła światłości! Nic więc dziwnego, że również jego sługusy udają posługiwanie sprawiedliwości. Jednak koniec, jaki ich dosięgnie, będzie na miarę ich nieprawości! Jeszcze raz powtarzam: niech nikt nie traktuje mnie jak głupca! Gdybyście jednak chcieli tak czynić, to chociaż przyjmijcie moje słowa w podobny sposób jak słowa owych głupców, którzy puszą się pośród was! To, co zaraz napiszę, nie będzie po myśli PANA, lecz będzie wzorowane na głupocie tych, którzy obecnie chełpią się między wami. Skoro zaś wielu z nich przechwala się w światowy sposób, to i ja uczynię podobnie. A zrobię to tylko dlatego, że wy sami, twierdząc, że jesteście „rozważni”, z taką chęcią i przyjemnością słuchacie głupków, którzy was zniewalają, objadają i wykorzystują, a nawet – w swojej pysze – publicznie znieważają! Ze „wstydem” muszę przyznać, że w tego rodzaju postępowaniu rzeczywiście byłem kiepski. Skoro więc owi głupcy ośmielają się chełpić swoją głupotą, to i ja – aby do was dotrzeć – zacznę „przechwalać” się w podobny sposób! Hebrajczykami są? Ja też! Izraelitami? Ja też! Twierdzą, że są potomstwem Abrahama? Ja też! Sługami Chrystusa? Pozostając w tym szale głupoty, powiem: ja jeszcze bardziej! Daleko bardziej przez trudy i uwięzienia, przez chłosty i ciągłe ryzyko śmierci! Pięciokrotnie byłem biczowany przez Żydów – po czterdzieści razów bez jednego. Trzy razy byłem sieczony rózgą, raz kamienowany, trzy razy przeżyłem rozbicie okrętu, w tym raz zmagałem się z głębiną morską przez całą dobę! Ciągle w podróżach, w pokonywaniu wzburzonych rzek i w zagrożeniu od zbójców! Ciągle prześladowany nie tylko przez własny naród, lecz także przez pogan! Doświadczałem niebezpieczeństw w miastach, na pustkowiach i na morzach! Przeżywałem zagrożenia ze strony fałszywych braci! Żyłem w trudzie i znoju, często bez snu, głodny i spragniony, nie mając żadnego posiłku, przemarznięty z braku ciepłego okrycia! A na dodatek, obok tych wszystkich udręk, serce moje było codziennie obciążone czuwaniem nad tym, co dzieje się we wspólnotach Bożego ludu, które pozakładałem. Jeśli zaś owi „arcyapostołowie” użalają się przed wami na „wyczerpanie” lub „opadanie z sił”, to czyż ja nie mam większego prawa do stwierdzenia czegoś takiego? A jeśli któryś z nich wzburzył się, twierdząc, iż został obrażony, to czyż ja nie mam prawa wzburzyć się jeszcze bardziej? Skoro dla zyskania waszej uwagi trzeba się „chwalić” słabościami, to również ja mogę to czynić, a Bóg i Ojciec PANA naszego Jezusa – Ten, którego chwała trwa na wieki – wie, że w niczym nie skłamię. Kiedy przebywałem w Damaszku, namiestnik króla Aretasa postanowił mnie pojmać. W tym celu ustawił dodatkowe posterunki przy bramach miejskich. Zdołałem jednak ujść z jego rąk dzięki temu, iż bracia w wierze spuścili mnie przez okno w koszu poza mury miasta. A teraz – jedynie dlatego, że tego rodzaju przechwalanie się jest dla was ważne, chociaż tak naprawdę niczemu nie służy – przejdę do widzeń i objawień, jakie otrzymałem od PANA. Czternaście lat temu zostałem w Chrystusie, porwany aż do trzeciego kręgu Niebios. Nie wiem, w jaki sposób to się dokonało – czy było to w ciele, czy poza nim – wie to jedynie Bóg. Także innym razem – Bóg wie, czy było to w ciele, czy poza nim – zostałem porwany do Raju, gdzie usłyszałem o sprawach, których nie da się wyrazić słowami i których wręcz nie godzi się powtarzać ustami. Jeśli więc trzeba, to takimi doświadczeniami mógłbym się chełpić, ale sobą...? Przenigdy! W sobie znajduję jedynie słabości. A gdybym nawet chciał „chwalić się” sobą – jak to czynią owi głupcy – to i tak mówiłbym wyłącznie prawdę. Jednak nie jest moim zamiarem szukać uznania w samym sobie, ponieważ nie zależy mi na tym, by ktokolwiek myślał o mnie więcej niż to, co rzeczywiście może sam dostrzec lub ode mnie usłyszeć. A po to, bym w związku z otrzymanymi objawieniami nie popadł w pychę i nie wynosił się nad innych, został mi dany pewien cierń starej natury, która – niczym wysłannik szatana – ciągle mnie znieważa i policzkuje. Trzy razy błagałem PANA, aby zabrał to ode mnie. Lecz PAN tak mi odpowiedział: „Wystarczy ci mojej łaski, gdyż prawdziwa siła kształtuje się na gruncie uznania swej słabości”. Zaakceptowałem więc swoją słabość, aby moc Chrystusa mogła efektywnie działać przeze mnie. I dlatego – choć brzmi to paradoksalnie – cieszy mnie to, gdy z powodu Chrystusa mogę doświadczać obelg, udręk, prześladowań i ucisków, ponieważ im słabszy w sobie jestem, tym bardziej oczywiste staje się dla mnie, że wszelka siła, jaka przeze mnie się objawia, pochodzi od Boga. Chyba jednak oszalałem, pisząc to wszystko. Zobaczcie, do czego doprowadziła mnie wasza postawa! Czyż to nie wy powinniście szczycić się mną? A chociaż jestem słaby, to przecież w niczym nie ustępuję owym „arcyapostołom”, którzy się u was zjawili. Dowody potwierdzające moje posłannictwo – to znaczy znaki, cuda i potężne Boże dzieła – systematycznie dokonywały się pośród was. Czy w czymkolwiek zostaliście przeze mnie gorzej potraktowani niż inne społeczności Bożego ludu? Chyba tylko w tym, że nie byłem wam ciężarem. Wybaczcie mi ową „krzywdę”. Oto po raz trzeci wybieram się do was, a i tym razem nie będę wam ciężarem! Nie jestem bowiem zainteresowany tym, co posiadacie, lecz jedynie wami samymi! Przecież nie maluchy mają zabezpieczać potrzeby rodziców, lecz rodzice obowiązani są do dbania o potrzeby swoich pociech. Dlatego osobiście pokryję wszystkie wydatki związane z pobytem u was. A nawet więcej: jeśli będzie trzeba, to również i sam siebie wydam za wasze dusze. Czyżbym więc, miłując was tak bardzo, sam miałbym być przez was mniej umiłowany? Niech i tak zresztą będzie! Ale niech nikt nie waży się oskarżać mnie, iż – unikając obciążania was moimi sprawami – postępowałem podstępnie i przebiegle! A czy ktokolwiek, kogo do was wysłałem, próbował was eksploatować finansowo? Czy Tytus albo ów drugi brat w wierze, który mu towarzyszył, okazali jakąkolwiek zachłanność wobec waszego mienia? Sami przecież wiecie, że nie! Zarówno oni, jak i ja chodzimy w tym samym duchu i postępujemy tymi samymi ścieżkami prawdy! Umiłowani, być może odnosicie wrażenie, iż w jakiś sposób próbuję się bronić. Jednak nie o to mi chodzi. Oświadczam wam w obliczu Boga, że wszystko, co napisałem, uczyniłem dla waszego zbudowania w Chrystusie. Obawiam się, że gdy już do was dotrę, nie zobaczę tego, czego tak bardzo pragnę, a w związku z tym wy również nie doświadczycie z mojej strony tego, czego oczekujecie. Nie chciałbym zastać was skłóconymi, pełnymi zawiści, gniewu, intryg, potwarzy, obmów, pychy, braku porządku i godności. Byłoby to dla mnie, w obliczu Boga, wielkim upokorzeniem. Nie chciałbym również po raz kolejny płakać z powodu tych, którzy się nie opamiętali i nie odwrócili od swych wcześniejszych grzechów: swobody i nieczystości seksualnej, wyuzdania, pornografii, a także od chamstwa i innego rodzaju rozpasania. Obiecuję zatem, że gdy po raz trzeci zjawię się u was, wnikliwie zbadam każdą sprawę, która będzie oparta na słowach dwóch lub trzech świadków. Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, którą również potwierdzałem listownie, tym razem nie będę już tak pobłażliwy jak poprzednio! Wszystkim, którzy trwają w grzechu, oraz tym, którzy domagają się dowodów na to, iż Chrystus rzeczywiście przemawia przeze mnie, dowiodę tego! PAN bowiem nie jest słaby jak ja, lecz potężny i to On ukaże swoją moc pośród was! A chociaż On sam wydawał się wielu słaby – został bowiem ukrzyżowany – to przecież żyje dzięki swojej Boskiej mocy! Podobnie i my, którzy w Nim trwamy, choć jesteśmy słabi, to jednak dzięki Jego Boskiej potędze będziemy żyć razem z Nim! Dlatego zawczasu sami siebie sprawdźcie, czy trwacie w wierze! Sami zbadajcie, czy Duch Jezusa Chrystusa jest w was. Byłoby źle, gdybyście nie znaleźli na to żadnego dowodu. Mam jednak nadzieję, że z łatwością dostrzeżecie Jego Obecność we mnie. Nieustannie też proszę Boga, abyście nie dopuszczali się żadnego zła. I nie chodzi mi o to, bym przez zanoszenie takich modlitw lepiej wypadał w zestawieniu z wami, lecz byście – trwając w czynieniu dobra – wypadli lepiej niż ja. Wiecie zresztą, że wszystko, co robię, czynię dla Chrystusa, który jest Prawdą, a przeciwko Niemu niczego się nie dopuszczam! Dlatego bądźcie pewni, że będę bardzo uradowany, jeśli okaże się, iż to ja jestem słabszy, a wy mocniejsi. Wasza doskonałość jest bowiem tematem moich modlitw! Z tego powodu również piszę ten list, abym po przybyciu nie musiał korzystać z surowości władzy, której udzielił mi PAN. Otrzymałem ją bowiem dla waszego zbudowania, a nie zrujnowania. Kończąc, chciałbym was, bracia i siostry, zachęcić do tego, byście radowali się w PANU. Wzrastajcie w doskonałości, zachęcajcie się wzajemnie, bądźcie jednomyślni, zachowujcie pokój pomiędzy sobą, a Bóg ofiarnej miłości i pokoju będzie z wami. Pozdrówcie się wzajemnie serdecznym gestem przyjaźni. Pozdrawiają was wszyscy bracia i siostry w wierze. Trwajcie w łasce Jezusa Chrystusa, naszego PANA, w ofiarnej miłości Boga i jedności z Jego Świętym Duchem. Ja, Paweł, ustanowiony Apostołem nie przez jakiegoś człowieka, lecz przez samego Jezusa Chrystusa i Boga Ojca, którego mocą powstał z martwych, piszę ten list, wraz z towarzyszącymi mi braćmi, do społeczności ludu Bożego na terenach Galacji. Niechaj zawsze otacza was łaska i pokój od Boga – naszego Ojca i PANA – Jezusa Chrystusa, który sam siebie wydał za nasze grzechy, aby wyrwać nas spod wpływów tego zepsutego świata. A uczynił to, by zrealizować ojcowski plan naszego Boga, któremu niech będzie chwała na wieki wieków. Amen. Nie mogę wprost uwierzyć, że od Tego, który powołał was swą łaską objawioną w Chrystusie, tak łatwo przechodzicie do innego nauczania i lgniecie do innej „dobrej wiadomości”. A przecież nie ma innej, zgodnej z Prawdą, Dobrej Wiadomości niż ta, która mówi o ratunku, jaki jest w Chrystusie. Słyszę jednak, że są pośród was tacy, którzy mącą i fałszują to nauczanie i Dobrą Wiadomością nazywają coś, co absolutnie nią nie jest! Powinniście jednak wiedzieć, że gdyby ktokolwiek – czy to ja sam, czy nawet jakiś posłaniec z Niebios – próbował wam głosić inną „dobrą wiadomość” niż ta, która od początku była powszechnie głoszona, niech będzie przeklęty i wyłączony spośród was! Raz jeszcze z całą mocą to podkreślam: jeżeli ktokolwiek głosi wam inną „dobrą wiadomość” niż ta, którą przyjęliście od samego początku, czyli tę mówiącą, iż ratunek jest tylko w Chrystusie, niech zostanie przeklęty i wyłączony spośród was! A teraz sami rozsądźcie, czy na podstawie tego, co tu napisałem, można doszukiwać się w mojej postawie czegokolwiek, co by „świadczyło” – jak sugerują niektórzy – o moim rzekomym zabieganiu o względy ludzkie, a nie jedynie o względy Boże. Czy rzeczywiście kiedykolwiek odnieśliście wrażenie, że zależało mi na ludzkim uznaniu? Przecież gdybym w sercu pielęgnował pragnienie podobania się ludziom, nie byłbym prawdziwie lojalnym sługą Chrystusa, który bez reszty jest Mu całkowicie oddany. Uroczyście oświadczam wam, bracia i siostry, że Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie, którą wam ogłosiłem, nie jest ludzkim wymysłem, bo nie od człowieka ją otrzymałem. Żaden człowiek nigdy mnie o niej nie pouczał. Objawił mi ją sam Jezus Chrystus. Słyszeliście pewnie o moim dawnym postępowaniu, gdy – będąc jeszcze wyznawcą judaizmu – z nieposkromioną zapalczywością prześladowałem społeczność ludu wierzącego w Chrystusa, starając się zupełnie ją wyniszczyć. A w gorliwej religijności wybijałem się ponad moich rówieśników. Byłem bowiem fanatykiem narodowej tradycji przodków. Spodobało się jednak Temu, który wyprowadził mnie z łona matki, by w swojej łaskawości powołać mnie do służby przez objawienie się mi w osobie Syna. On też wyznaczył mnie do głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie wszystkim, którzy nie są Żydami. A ja natychmiast, bez konsultowania się z kimkolwiek – nawet nie odwiedzając Jerozolimy ani tych, którzy już wcześniej byli Apostołami – skierowałem się do Arabii, skąd po jakimś czasie wróciłem do Damaszku. Dopiero później, po trzech latach, udałem się do Jerozolimy, by poznać Piotra. Pozostałem przy nim piętnaście dni. Innego z Apostołów nie widziałem. Tam spotkałem też Jakuba – krewnego naszego PANA. I przed Bogiem oświadczam, że w tym, co piszę, nie ma żadnego kłamstwa. Następnie udałem się w okolice Syrii i Cylicji. A wierzącym we wspólnotach w Judei pozostałem osobiście nieznany. Słyszeli oni tylko, że dawny prześladowca braci i sióstr w wierze teraz sam głosi to, co wcześniej zwalczał. I wielbili Boga z mojego powodu. Później, po czternastu latach, wybrałem się do Jerozolimy. W podróż ruszyłem z Barnabą. Zabrałem także Tytusa. Udając się tam, liczyłem na osobiste spotkanie z tymi, którzy cieszą się szczególną powagą, i na to, że będę mógł osobiście przedstawić im Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, którą otrzymałem w danym mi objawieniu, i którą już – od pewnego czasu – głosiłem pośród nie‐Żydów. Bardzo zależało mi, aby podróż ta nie zakończyła się fiaskiem, lecz osiągnęła swój zamierzony cel. A chociaż towarzyszył mi Tytus, który przecież nie jest Żydem, nikt ze zwierzchników tamtejszej społeczności nie nalegał, by został on poddany obrzezaniu. I nie zmienili zdania nawet wówczas, gdy na nasze prywatne spotkanie wtargnęli jacyś fałszywi bracia, wnosząc zarzuty przeciwko nam i kwestionując wolność, jaką mamy w Chrystusie Jezusie. Ich celem bowiem było uczynienie nas ponownie niewolnikami Prawa Mojżeszowego. Jednak ani na chwilę w niczym nie ulegliśmy tym ludziom, aby prawda Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie przetrwała dla was nieskażona. Najważniejsze jednak było to, że ci, którzy byli tam autorytetami, postanowili niczego nam nie narzucać. Zresztą, szczerze mówiąc, osobiście jest mi obojętne, kim oni są, czy kiedyś byli, gdyż u Boga nie ma względu ani na osoby, ani na urzędy czy pozycje w kościele. Ostatecznie jednak zwierzchnicy społeczności wierzących w Jerozolimie jasno uświadomili sobie, że głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie pośród nie‐Żydów zostało przez PANA powierzone mnie, podobnie jak Piotrowi powierzono czynić to między Żydami. Ten bowiem, który działa przez Piotra w sprawie głoszenia Żydom wiary w Chrystusa, przeze mnie prowadzi swoje dzieło pośród innych narodów. Gdy więc ci, którzy są filarami: Jakub, Piotr i Jan, poznali, jak wielka łaska została mi dana, podali – tak mnie, jak i Barnabie – swoje prawice na znak jedności i wspólnoty. I podzieliliśmy się zadaniami: my mieliśmy dalej prowadzić naszą posługę pośród nie‐Żydów, a oni wśród Żydów, pamiętając przy tym o ubogich, o których i tak przecież zawsze dbaliśmy. Później zaś, gdy Piotr przybył do Antiochii, byłem zmuszony otwarcie przeciwstawić się mu, ponieważ zawinił. Otóż zanim pojawili się ludzie z otoczenia Jakuba, Piotr przestawał z wierzącymi, którzy nie mieli pochodzenia żydowskiego, chętnie spożywając z nimi posiłki. Jednak po przybyciu tamtych odsunął się od braci, którzy nie byli Żydami, wręcz zaprzestając z nimi wszelkich kontaktów! Bał się bowiem krytyki ze strony owych judaizujących przybyszów. Idąc jego śladem, tak samo obłudnie zaczęli się zachowywać również inni. Nawet Barnaba dał się wciągnąć w tę ich hipokryzję. Skoro tylko zrozumiałem, że nie postępują oni prostą drogą prawdy Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, zwróciłem Piotrowi uwagę, mówiąc mu przy wszystkich: „Jeśli ty, będąc Żydem, wcześniej nie widziałeś problemu w tym, by odstąpić od zwyczajów żydowskich i postępować na sposób nieżydowski, jak teraz możesz wymagać od nie‐Żydów, by postępowali według żydowskich zwyczajów? Sam zobacz, że my – chociaż jesteśmy Żydami od urodzenia, a nie «grzesznikami», jak zwykliśmy mawiać o wszystkich nie‐Żydach – zrozumieliśmy przecież w końcu, że nikt nie może zostać uznany za sprawiedliwego na podstawie wypełniania przepisów Prawa Mojżeszowego. To może dokonać się wyłącznie na podstawie zaufania, które każdy osobiście powinien złożyć w Jezusie Chrystusie. I dlatego my, Żydzi, jako pierwsi zaufaliśmy Chrystusowi Jezusowi, abyśmy w Nim mogli dostąpić uznania za sprawiedliwych, czego wcześniej nie można było osiągnąć pełnieniem uczynków nakazanych Prawem. Nikt bowiem nie może zostać uznany za sprawiedliwego na podstawie stosowania się do przepisów Bożego Prawa! Dlaczego więc teraz – rozumiejąc już, że człowiek może otrzymać tytuł sprawiedliwego jedynie w Chrystusie – mielibyśmy dalej traktować naszych braci i nasze siostry w wierze pogańskiego pochodzenia jako «grzeszników», czyli ludzi nieczystych? Przecież taka postawa byłaby równoznaczna z uznaniem samego Chrystusa za grzesznika! To zaś byłby już kompletny nonsens! Mur, który był pomiędzy nami, Żydami, oraz tymi, którzy nie są Żydami, został przez Jezusa zburzony raz na zawsze! Gdybyśmy na nowo zaczęli go budować, sami siebie stawialibyśmy w pozycji przestępców. Przypomnij sobie, że kiedyś, podlegając Prawu Mojżeszowemu – zarówno ja, jak i ty – byliśmy duchowo martwi! Dlaczego? To proste: z uwagi na charakter tego Prawa! Ono bowiem nie miało w sobie mocy odwiecznego i nieskończonego Bożego Życia! Lecz kiedy ja – podobnie jak i ty – wydałem swą starą, grzeszną naturę na ukrzyżowanie wraz z Chrystusem, przestałem wreszcie myśleć o tym, jak mógłbym uczynkami zapracować sobie na odwieczne i nieskończone Boże Życie, gdyż ono – wraz z Chrystusem – zrodziło się we mnie. A chociaż moja stara ziemska natura nadal nieustannie walczy przeciwko mnie, to jednak odwieczne Boże Życie wzrasta w moim wnętrzu przez to, że trwam w zaufaniu Chrystusowi, który jest wcielonym Bożym Słowem. Dzieje się to od chwili, gdy całą swoją ufność złożyłem w Bożym Synu, który mnie umiłował i który sam siebie za mnie wydał. Nie odrzucajmy więc tak wielkiej Bożej łaski ani sami się jej nie pozbawiajmy przez myślenie, że sprawiedliwym w Bożych oczach można się stać przez wypełnianie przepisów Prawa religijnego. To bowiem oznaczałoby, że śmierć i ofiara Chrystusa były niepotrzebne!”. O, bezmyślni Galaci, kto was omamił tak straszliwie? Przecież dano wam poznać i zrozumieć, kim jest Jezus Chrystus, który został za was ukrzyżowany! Teraz zaś tylko jednego chciałbym się od was dowiedzieć: czy Bożego Ducha Uświęcenia otrzymaliście na podstawie stosowania się do Prawa religijnego, czy dlatego, że okazaliście Chrystusowi swoje posłuszeństwo, które jest jedynym dowodem ufności w Nim pokładanej? Czy aż tak bezrozumni jesteście, że po rozpoczęciu życia w nowym rodzaju myślenia – to znaczy życia według ducha – pragniecie powrócić do postępowania według starej natury?! Czy na nic się zdało to, iż doświadczyliście tylu duchowych wspaniałości? Oby się nie okazało, iż rzeczywiście wszystko to było na marne! Czy Ten, który tak hojnie obdarował was swoim Duchem i tak potężnie działa w was swoją mocą, dokonuje tego wszystkiego z uwagi na wasze starania o przestrzeganie Prawa religijnego, czy dlatego, że całe swoje zaufanie złożyliście w Chrystusie? Przypatrzcie się Abrahamowi, który zaufał PANU. To wyłącznie z powodu zaufania okazanego Bogu Najwyższy uznał go za sprawiedliwego. Zrozumcie więc, że tylko ci, którzy – jak Abraham – trwają w ufności do Boga, rzeczywiście wstępują w dziedzictwo dane temu patriarsze. A Pismo, mówiąc, że Bóg tylko na podstawie takiego zaufania uzna za sprawiedliwych także ludzi niemających żydowskiego pochodzenia, poświadcza, iż słowa oznajmione Abrahamowi: Przez ciebie wszystkie narody dostąpią błogosławieństwa były swoistą zapowiedzią Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. A zatem tylko ci, którzy jak Abraham złożyli swoje całe zaufanie w Bogu, dostępują udziału w błogosławieństwie, które otrzymał Abraham. Natomiast na tych wszystkich, którzy swoją ufność pokładają w wypełnianiu przepisów Prawa Mojżeszowego, ciąży przekleństwo. Napisane jest przecież: Przeklęty jest każdy, kto nie wypełni wszystkiego, co zostało zapisane w Księdze Prawa. A skoro nie jesteśmy w stanie wypełnić całego Prawa w sposób kompletny i doskonały, oznacza to, iż na jego podstawie nikt przez Boga nie zostanie uznany sprawiedliwym. Przypomnijcie sobie jednak, że Najwyższy oświadczył również: Tylko ten, kto wytrwa w ufności do mnie, zostanie uznany za sprawiedliwego. Taki jedynie odziedziczy odwieczne i nieskończone Życie. Zrozumcie zatem, iż dążenie do skrupulatnego wypełniania przepisów Prawa nie jest tożsame z okazywaniem zaufania jego Autorowi. Takie dążenie jest bowiem w istocie gloryfikowaniem nakazów, które ustanowione zostały przez Prawodawcę w zupełnie innym celu. Przecież ważniejsza od litery Prawa jest intencja Tego, kto je ustanowił. Najwyższy zaś pragnął zamieszkać przez wiarę w naszych sercach, by w ten sposób udostępnić nam udział w swoim odwiecznym i nieskończonym Życiu. Z tego właśnie powodu Chrystus przyszedł na świat, by wykupić nas spod tamtego Prawa. I uczynił to, biorąc na siebie całe przekleństwo, które spoczywało na nas. Dokonał tego zgodnie z zapowiedzią, iż zawieszony na drzewie został przeklęty przez Boga. A stało się to w tym celu, by w Chrystusie Jezusie wszyscy – również ci, którzy nie mają pochodzenia żydowskiego – zostali objęci błogosławieństwem Abrahama i aby na podstawie wiary podobnej do tej, którą miał nasz praojciec Abraham, wszyscy mogli otrzymać obiecanego Bożego Ducha. Bracia i siostry, pozwólcie, że posłużę się jeszcze jednym przykładem – wziętym z ludzkich relacji: przecież żadne prawo nie może zmienić czy odrzucić intencji ważnie sporządzonego jednostronnego oświadczenia złożonego przez człowieka w pełni przytomnego. A przecież w tym wypadku Bóg osobiście złożył Obietnicę Abrahamowi i jego Potomkowi. Zwróćcie bowiem uwagę, że Pismo nie mówi o Przymierzu zawartym „z twoim potomstwem” w liczbie mnogiej, lecz wspomina tylko o jednym: z twoim Potomkiem. Tym Potomkiem jest Chrystus. Chcę przez to powiedzieć, iż Przymierza, jednostronnie zawartego wcześniej przez samego Boga, Prawo – które zostało dane Izraelowi czterysta trzydzieści lat później – nie odwołało. Nie mogło przecież sprawić, by Boża Obietnica stała się bezużyteczna! Gdyby bowiem dziedzictwo przygotowane przez Boga miało być przekazywane na podstawie Prawa Mojżeszowego, to Obietnica dana Abrahamowi musiałaby przestać obowiązywać. Tymczasem Bóg właśnie przez udzielenie Abrahamowi Obietnicy Potomka ujawnił światu swoją łaskawość. Po co więc Prawo? Bóg nadał je z powodu wykroczeń na określony czas, aż zjawi się zapowiedziany przez Niego Potomek, o którym wspomniał w swojej Obietnicy. Zostało ono złożone w ręce specjalnie wyznaczonego pośrednika – Mojżesza. Pamiętajmy jednak, że do realizacji Obietnicy złożonej przez Boga Abrahamowi nie był potrzebny żaden pośrednik, gdyż Bóg postanowił wypełnić ją osobiście. A może myślisz, że Prawo zastąpiło Bożą Obietnicę? Absolutnie nie! Prawo Mojżeszowe nie miało bowiem w sobie mocy, by kogokolwiek obdarzyć odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiem! Gdyby je miało, to sytuacja oczywiście wyglądałaby inaczej. Jednak ono go nie miało! Prawo nie mogło doprowadzić kogokolwiek do tego, by stał się sprawiedliwy w Bożych oczach. Wręcz odwrotnie! Pismo podkreśla, że jedynym jego celem było uzmysłowienie ludziom, iż całe ich życie znajduje się w mocy grzechu. W ten sposób miało ono wskazać, że Obietnica, którą otrzymał Abraham, jest przeznaczona dla każdego, kto – jak ten patriarcha – całą swoją ufność złoży w Jezusie Chrystusie. Zanim jednak doszliśmy do zaufania Chrystusowi, byliśmy poddani mocy Prawa i zamknięci w jego okowach, do czasu aż miała zostać objawiona prawda o Chrystusie. A zatem Prawo było jedynie naszym opiekunem, którego zadaniem było doprowadzenie nas do Chrystusa, abyśmy – przez złożenie całkowitej ufności w Nim – mogli otrzymać status Jego sprawiedliwości. Kiedy więc prawda o Chrystusie została wreszcie objawiona, przestaliśmy podlegać Prawu jako nadzorującemu nas opiekunowi. Dzięki temu wszyscy, którzy trwamy w Chrystusie Jezusie, mamy otwartą drogę do tego, by stać się w pełni dojrzałymi dziedzicami Boga, co dokonuje się przez duchowe zanurzenie w Chrystusa i dalsze w Nim trwanie, a więc przez obleczenie się Jego naturą. W Nim zaś nie ma już znaczenia, czy ktoś jest Żydem, czy nim nie jest; nie ma znaczenia, czy ktoś jest niewolnikiem, czy wolnym człowiekiem ani czy jest mężczyzną, czy kobietą, gdyż w Chrystusie Jezusie wszyscy razem stanowimy jeden organizm. Jesteśmy bowiem Jego Ciałem. Jeśli w taki sposób należycie do Chrystusa, to w Nim każdy z was jest potomkiem Abrahama i dziedzicem Obietnicy, która została dana temu patriarsze. Uzupełniając to, co wyżej napisałem, chcę dodać, iż jak długo dziedzic jest dzieckiem, niczym nie różni się od niewolnika, choć potencjalnie jest przeznaczony do tego, by stać się właścicielem wszystkiego. Co więcej, podlega on różnym opiekunom i nadzorcom aż do czasu określonego przez ojca. Tak samo i my, będąc dziećmi w wierze, byliśmy zniewoleni tym sposobem myślenia, który pochodzi ze świata. Lecz gdy nadszedł czas ustalony przez Boga, On sam – w osobie Syna – podjął wobec nas inicjatywę i przyszedł na ten świat, rodząc się z kobiety. Jak wszyscy Żydzi został zrodzony pod Prawem, aby wykupić zarówno tych, którzy byli poddani Prawu Mojżeszowemu, jak i wszystkich innych. Uczynił to, byśmy razem mogli otrzymać udział w tym, co czeka na pełnoprawnych Bożych dziedziców. Zaś na dowód tego, iż faktycznie znajdujemy się w procesie stawania się Jego dojrzałymi latoroślami, Bóg posłał do naszych serc Ducha swego Syna, który woła w nas: „ Abba – Kochany Ojcze! ”. Trwając w Nim, nie macie więc już statusu niewolników grzechu, lecz jesteście prowadzeni do tego, by być dojrzałymi potomkami Najwyższego. A jeśli staniecie się dojrzałymi potomkami, to również otrzymacie z Jego rąk dziedzictwo! Przypomnijcie sobie, jak kiedyś, nie znając prawdziwego Boga, niczym niewolnicy służyliście przeróżnym naturalnym żywiołom świata, które przecież nie mają w sobie jakiegokolwiek pierwiastka boskości. Teraz jednak, gdy dostąpiliście już osobistego poznania Boga, co więcej – gdy Bóg w Chrystusie zechciał ustanowić z wami bliską relację przyjaźni, jakże możecie powracać do tych nic nieznaczących, pustych i nędznych zasad myślenia, by na nowo stawać się ich niewolnikami? Dlaczego powracacie do religijnych rytuałów polegających na wyróżnianiu jakichś dni, miesięcy, obchodzeniu specjalnych świąt, rocznic czy lat? O jakże wielkie mam obawy, czy mój trud pośród was nie poszedł na marne! Bracia i siostry, błagam was: stańcie się jak ja! Znacie mnie przecież od czasu, gdy u was przebywałem. Jednak nigdy wcześniej nie doświadczyłem z waszej strony takiej wrogości jak teraz! Z pewnością pamiętacie, jak na początku, dotknięty wielką słabością, zwiastowałem wam Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. A choć była to dla was próba, zwycięsko ją przeszliście, gdyż nie zlekceważyliście mnie ani nie wzgardziliście tym, co wam ogłosiłem. Wręcz przeciwnie, przyjęliście mnie jako Bożego posłańca – niczym samego Chrystusa Jezusa. A teraz? Gdzież podziała się wasza dawna radość, wasze szczęście, którymi wówczas zostaliście tak obficie napełnieni? Śmiało mogę zaświadczyć, że jeśli byłoby konieczne, dalibyście sobie dla mnie nawet oczy wydłubać. Skąd więc teraz macie w sobie tak wiele zaciętości, gdy przypominam wam Prawdę? Czyż nie jest to owoc działania fałszywych nauczycieli, którzy do was przybywają i tak zachłannie o was zabiegają? Wiedzcie jednak, że nie czynią tego z czystych pobudek. Chcą was oderwać ode mnie, by później chwalić się, że niby to z własnej gorliwości sami poszliście za nimi! Czy takiej postawy was uczyłem? Swoją żarliwość zachowujcie jedynie dla tych spraw, które są słuszne w Bożych oczach. Nie chodzi bowiem o to, abyście czynili coś na pokaz – szczególnie wtedy, gdy jestem z wami – ale byście byli mądrzy i gorliwi we właściwy sposób, również w czasie, gdy nie ma mnie pośród was. Dzieci moje, ponownie, niczym matka, rodzę was w bólach. Nie mogę się bowiem doczekać dnia, w którym charakter Chrystusa zostanie w was w pełni ukształtowany. O, jak bardzo chciałbym być teraz z wami, by móc zmienić ton mojego głosu. Tak bardzo się o was martwię! Powiedzcie mi – wy, którzy chcecie stosować się do obrzędowych przepisów Prawa religijnego – czy naprawdę nie rozumiecie przesłania tego Prawa? Jest przecież napisane, że Abraham miał dwóch synów: jednego z niewolnicy, a drugiego z wolnej kobiety. Otóż ten z niewolnicy narodził się jako owoc pożądliwości jego grzesznej, ludzkiej natury, zaś ten narodzony z wolnej kobiety – wskutek Obietnicy danej mu przez Boga. Wydarzenie to ma również sens alegoryczny. Ci dwaj synowie Abrahama reprezentują dwa przymierza: pierwsze związane jest z górą Synaj, które – niczym niewolnica Hagar – rodzi do niewoli. Hagar bowiem – podobnie jak i Synaj, góra w Arabii – uosabia obecną, ziemską Jerozolimę, która wraz ze swymi dziećmi znajduje się w niewoli. Natomiast ta obiecana, Nowa Jerozolima, znajdująca się na wysokościach – to znaczy w Niebiosach – jest wolna. To ona, niczym Sara, jest naszą prawowitą matką. Napisane jest przecież: Krzycz z radości, ty, która miałaś niepłodne łono, raduj się i wesel, choć rodzić nie mogłaś, bo PAN w twym poniżeniu bardzo cię pocieszył. Jednak więcej dzieci będzie mieć ta porzucona niż ty – kobieta prawowicie zamężna. I wy, bracia i siostry, jesteście – na wzór Izaaka – dziećmi Obietnicy. A jak ten, zrodzony z pożądliwości ludzkiej natury, prześladował tego, który został zrodzony z woli Ducha, tak samo dzieje się i teraz. Spójrzmy jednak, co Pismo mówi w tej sprawie. Jest w nim napisane: Wypędź niewolnicę wraz z jej synem, gdyż syn niewolnicy nie będzie dziedziczył razem z synem wolnej. Dlatego i my, bracia i siostry, podobnie postąpmy z naszą skłonnością do poddawania się Prawu religijnemu. Nie jesteśmy już bowiem dziećmi niewolnicy, lecz potomstwem wolnej. Tym zaś, który wyzwolił nas spod zniewalającego przekleństwa przepisów Prawa religijnego – po to, byśmy żyli w wolności od grzechu – jest Chrystus! Trwajcie więc w Nim i nie pozwalajcie nakładać sobie ponownie jarzma niewoli. A wszystkich, którzy swą nadzieję i zaufanie pokładają w celebrowaniu obrzędów religijnych, takich jak na przykład obrzezanie, ja, Paweł, stanowczo ostrzegam: Chrystus w niczym wam nie pomoże! Uroczyście wam oświadczam, iż każdy, kto decyduje się na praktykowanie religijnych ceremonii typu obrzezanie, bierze również na siebie obowiązek wypełnienia całego Prawa Mojżeszowego w jego najkompletniejszej formie! A jeśli myślicie, że zostaniecie przez Boga uznani za sprawiedliwych z powodu przestrzegania religijnych rytuałów i ceremonii, znaczy to, że już odłączyliście się od Chrystusa! Wypadliście z łaski wywodu Pawła.! My jednak, ufnie polegając na Bogu, w głębi ducha wyczekujemy obiecanego nam uznania za sprawiedliwych w Chrystusie. Bo w Chrystusie Jezusie żadne praktyki czy ceremonie religijne – choćby takie jak obrzezanie – ani jakiekolwiek religijne symbole czy ich brak nie mają absolutnie żadnego znaczenia. W Nim bowiem liczy się tylko ufność złożona w Bogu, która realizuje się w postawie ofiarnej miłości. A tak dobrze dotąd wzrastaliście w PANU! Kto was odciągnął od posłuszeństwa Prawdzie? Przecież nie zrobił tego Ten, który was wezwał i wyrwał z niewoli grzechu! Pamiętajcie, że z fałszywymi naukami jest jak z kwasem: nawet mała jego ilość potrafi zakwasić całe ciasto. Mam jednak nadzieję w PANU, że w waszym wypadku nie dojdzie do takiej sytuacji, a osoba, która mąci pośród was, poniesie karę niezależnie od tego, kim jest. Jeśli zaś o mnie chodzi, bracia i siostry, to gdybym rzeczywiście głosił religijne obrzędy, do jakich zalicza się na przykład obrzezanie – co niektórzy próbują sugerować za moimi plecami – to dlaczego ciągle doświadczam nieustannych prześladowań ze strony osób religijnych? Sami się zastanówcie: przecież gdybym tylko zaprzestał głoszenia Chrystusowego krzyża, to moje nauczanie przestałoby być dla nich zgorszeniem i skandalem! Pozwólcie, że powiem wprost: byłoby lepiej, gdyby ci, którzy namawiają was do takich praktyk jak religijne obrzezywanie się, sami siebie całkowicie pozbawili przyrodzenia! Bracia i siostry, pamiętajcie, że zostaliście powołani do prawdziwej Bożej wolności, której jednak nie można utożsamiać ze swawolą czy z folgowaniem żądzom cielesnym. Chodzi bowiem o to, abyście trwali w Chrystusowej wolności zawsze gotowi do wzajemnego służenia sobie w postawie ofiarnej Bożej miłości. Całe Prawo bowiem realizuje się w jednym przykazaniu: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. A jeśli wy zamiast tego kąsacie się i gryziecie między sobą, to uważajcie, byście się wzajemnie nie pożarli. Zrozumcie w końcu, że powinniście postępować nie pod dyktando swej doczesnej cielesności, ale według waszego ożywionego ducha poddanego Duchowi Chrystusa. Pamiętajcie, że pożądliwości naszej starej, grzesznej natury są sprzeczne z Jego Duchem Uświęcenia i stoją w całkowitej opozycji do Jego pragnień. A skoro one są tak bardzo sobie przeciwne, nie jest możliwe, by – zachowując wierność Chrystusowi – można było jednocześnie realizować pragnienia i tego, i tego. Jeśli więc będziecie postępować według Ducha Chrystusa, religijne Prawo nie będzie miało wobec was jakiegokolwiek zastosowania. Sami zresztą doskonale wiecie, jakie uczynki biorą się z postępowania według poddanej Prawu starej natury: rozwiązłość seksualna i pornografia, nieczystość, chamstwo, bałwochwalstwo, magia, nienawiść, spory, zazdrość, porywczość, intrygi, niezgoda, rozłamy, zawiść, pijaństwo, rozpasanie i im podobne. Co do tych spraw, ponownie zapowiadam – jak to już czyniłem wcześniej – że ludzie, którzy w nich trwają, nie otrzymają dziedzictwa w Królestwie Bożym. Natomiast owocem postępowania według ducha poddanego Duchowi Chrystusa jest postawa ofiarnej Bożej miłości, którą cechuje prawdziwa radość, pokój, wielkoduszność, uprzejmość, dobroć, wierność, łagodność i powściągliwość.Jeśli tak postępujemy, to Prawo Boże nie ma wobec nas zastosowania. Dlatego tak łatwo jest rozpoznać tych, którzy należą do Chrystusa. Oni bowiem – wzorem Jezusa – ukrzyżowali swoją starą naturę wraz z jej namiętnościami i pożądaniami. Jeśli więc zaczęliśmy już kierować się zasadami życia według Bożego Ducha Uświęcenia, to dalej zgodnie z Nim postępujmy! Nie dążmy do próżnej chwały, nie prowokujmy innych ani nie pobudzajmy się wzajemnie do zazdrości! Bracia i siostry, a gdyby ktoś spomiędzy was zgrzeszył, to wy, którzy jesteście żyjący, czyli postępujący według ducha, z łagodnością pomóżcie takiemu podnieść się z upadku. Zachowajcie jednak ostrożność, by przypadkiem ktoś z was nie uległ pokusie i sam nie wpadł w podobne kłopoty! Jedni drugim ofiarnie pomagajcie dźwigać ciężary doczesnego życia, w ten sposób bowiem wypełnicie Prawo Chrystusowe. Bądźcie jednak czujni, byście – pomagając komuś – sami nie zaczęli uważać się za lepszych i siebie samych nie sprowadzili na manowce wiary. Nie porównujcie się też do nikogo, lecz niech każdy z was bada własne postępowanie, aby za powód do chluby miał czyste serce, a nie postrzeganie siebie na tle innych. Ci zaś, którzy doświadczają pomocy, niech się do niej nie przyzwyczajają i niech nie zapominają, iż ostateczna odpowiedzialność człowieka za noszenie własnych ciężarów spoczywa na nim samym. Ci zaś, którzy korzystają z nauczania Bożego Słowa, niech z wdzięczności dzielą się wszelkim dobrem z tymi, którzy ich nauczają, lecz niechaj nigdy nie pozwalają się zwodzić! Pamiętajcie, że Bóg nie akceptuje jakiegokolwiek przekręcania przesłania Jego Słowa, gdyż coś takiego jest w Jego oczach szyderstwem! Bądźcie też pewni, iż każdy zbierze owoc tej rzeczywistości, w którą zasiewa. Jeśli ktoś zasiewa w skażoną grzechem ludzką naturę, w efekcie zbierze plon, jaki ona daje – wieczną zagładę. Lecz jeśli ktoś zasiewa w ducha – jako owoc zbierze udział w odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiu. Nie ulegajmy więc złu i nie poddawajmy się deprawacji, lecz czyńmy to, co jest wolą Boga. Jeśli bowiem nie osłabniemy w tym dziele, to – gdy już nadejdzie kres obecnego życia – zbierzemy stosowny plon. Dopóki więc mamy jeszcze czas, siejmy tam, gdzie Bóg tego chce. Dobro zaś wyświadczajmy wszystkim, w szczególności zaś braciom i siostrom w wierze. Zwróćcie uwagę, jak wielkimi literami do was piszę. Tak bardzo pragnę, abyście mnie dobrze pojęli. Zrozumcie, że ci, którzy przekonują was do praktykowania różnorodnych ceremonii i obrzędów religijnych, jak na przykład obrzezanie, są tymi, którzy postępują według skłonności grzesznej ludzkiej natury. Tacy starają się wymigać od prześladowań, jakie spadają na tych, którzy swoją ufność składają wyłącznie w mocy Chrystusowego krzyża I chociaż owi ludzie ciągle powołują się na Boże Prawo, co uwidacznia się w ich ceremoniach i rytuałach, do jakich należy między innymi obrzezanie, to jednak sami nie przestrzegają Bożego Prawa! Chcą jednak, abyście wy poddawali się tym wszystkim obrzędom, gdyż wtedy będą mogli się pysznić tym, że was pozyskali. Jeśli zaś o mnie chodzi, nie pragnę chlubić się niczym więcej jak tylko mocą krzyża PANA naszego Jezusa Chrystusa. Ten krzyż bowiem jest dla mnie znakiem uśmiercenia wpływu obecnego świata, a także mojej śmierci dla jego pożądliwości. To z niego również wypływa wielka prawda mówiąca, że żadne ceremonie, rytuały czy tradycje religijne, choćby takie jak obrzezanie – ani też ich brak – nie mają jakiegokolwiek znaczenia. Liczy się tylko to, czy jesteśmy nowym stworzeniem w Chrystusie. A pokój i miłosierdzie niech otaczają wszystkich trzymających się tej zasady, włącznie z tymi spośród Żydów, którzy zaufali Jezusowi. Niechaj nikt więcej nie sprawia mi już kolejnych udręk, gdyż ja na swym ciele noszę wystarczająco dużo znamion cierpień Jezusowych. Bracia i siostry, niech łaska PANA naszego Jezusa Chrystusa będzie z wami. Amen. Ja, Paweł, z woli samego Boga wysłannik Chrystusa Jezusa, kieruję ten list do mieszkającego w Efezie ludu Bożego, który jest wierny Jezusowi Chrystusowi. Łaska i pokój od Boga, naszego Ojca, i od Jezusa Chrystusa, naszego PANA, niech zawsze was otaczają. Wysławiajmy Boga i Ojca PANA naszego Jezusa Chrystusa, który w swym Synu udzielił nam wszelkiego duchowego błogosławieństwa Niebios. On bowiem – jeszcze przed założeniem świata – w głębinach swej ofiarnej miłości postanowił, że w Jego oczach człowiek będzie mógł zostać uznany za świętego i nieskalanego tylko w Chrystusie. A zaplanował to w ten sposób, byśmy w Jezusie Chrystusie stali się zdolni do objęcia dziedzictwa i abyśmy sławili wspaniałość Jego łaskawości, którą tak szczodrze nas obdarował w Umiłowanym. W Nim bowiem, a ściślej rzecz ujmując mocą Jego krwi, dokonał naszego odkupienia i uwolnienia z mocy grzechu. Uczynił to z powodu wielkiego bogactwa swojej łaski, którą tak hojnie obdarował nas w Chrystusie. W niej to udzielił nam także wszelkiej mądrości i zrozumienia, jakie są potrzebne do pojęcia tajemnicy, którą złożył w Chrystusie. Według niej, gdy już nadejdzie ustalony czas, wszystko, co jest w Niebiosach i na Ziemi, zostanie poddane Chrystusowi. Wtedy również my – zgodnie z odwiecznym planem Tego, który każdą sprawę realizuje według swojej woli – dostąpimy tego zaszczytu, by zaistnieć w blasku Jego chwały. A mówię to zarówno o tych spośród nas, Żydów, którzy pierwsi całą swoją nadzieję oparliśmy na Chrystusie, jak i o was, wierzących, którzy pochodzicie z innych narodów, to znaczy o tych, którzy po usłyszeniu Słowa Prawdy, czyli Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, złożyliście w Nim całą swoją ufność i zostaliście opieczętowani obiecanym Duchem Uświęcenia, który jest zadatkiem przygotowanego dziedzictwa, jakie oczekuje nas w Chwale Bożego Majestatu. Z tego powodu, odkąd tylko dowiedziałem się o waszym zaufaniu do Jezusa, naszego PANA, i o ofiarnej miłości, z jaką postępujecie wobec wszystkich braci i sióstr w wierze, bez ustanku dziękuję za was, wspominając was ciągle w moich modlitwach. Proszę w nich, aby Bóg – Ojciec wszelkiej chwały – udzielił wam w Duchu PANA naszego Jezusa Chrystusa wszelkiego oświecenia i mądrości potrzebnych do lepszego poznania Jego samego. Proszę także o to, aby On sam otwierał oczy waszych serc ku lepszemu pojmowaniu tego, czym jest nadzieja, do której was wzywa, czym bogactwo Jego chwały, którą macie odziedziczyć wraz z innymi wierzącymi, oraz czym jest nieskończona Jego potęga, której z całą mocą używa względem nas. To właśnie tę moc ukazał Bóg w Chrystusie przez Jego powstanie z martwych i objęcie w Niebiosach Tronu ponad wszelką zwierzchnością, władzą, mocą i panowaniem, i ponad jakimkolwiek imieniem wysławianym nie tylko obecnie, ale i w przyszłości. W ten sposób wszystko, i to całkowicie, zostało poddane władzy Chrystusa, a On sam został ogłoszony Głową Kościoła, czyli społeczności wierzącego ludu, która jest Jego Ciałem i w której obecnie realizuje się cała Jego Pełnia, ponieważ to On absolutnie i bez reszty wypełnia tę społeczność. Tej właśnie mocy Bóg użył również wobec was, kiedy byliście duchowo martwi z powodu waszych występków i grzechów. Tkwiąc w nich, postępowaliście według wzorców otaczającego was świata, realizując w ten sposób plany władcy mocarstwa mroku, to znaczy ducha, który nieustannie działa pośród synów buntu. Wszyscy zresztą kiedyś do nich należeliśmy, gdy ulegając swej starej naturze, spełnialiśmy jej zmysłowe pożądania i zamysły. Z tego to powodu, podobnie jak inni, zasługiwaliśmy na Boży gniew. Jednak Bóg, który jest nadzwyczaj bogaty w miłosierdzie, w ogromie swej ofiarnej miłości, jaką okazał nam w Chrystusie, w Nim powołał nas do Życia. I to kogo? Nas, ludzi, którzy byliśmy duchowo martwi z powodu grzechu! I właśnie z mocy tego grzechu Bóg uwolnił nas aktem swojej łaski! Co więcej, udostępniając nam Życie w Chrystusie Jezusie, w Nim także zapewnił nam miejsce w Niebiosach. To wszystko uczynił w jednym celu, aby w czasie, który nieuchronnie nadejdzie, ukazać ogrom swojej łaskawości poprzez łagodność, z jaką potraktuje nas wszystkich, którzy trwamy w Chrystusie Jezusie. Na tym bowiem polega Boża łaskawość, iż to On dokonuje zbawienia każdego, kto całą swoją wiarę i zaufanie składa w Chrystusie. Taka jest suwerenna Boża decyzja i taki jest dar Najwyższego, który On nam ofiarował. A decyzja ta i Boże działanie w żaden sposób nie zależą od naszych uczynków, aby nikt nie mógł pysznić się czy chlubić! Jednak nie na tym kończy się Boży plan zbawienia. Najwyższy pragnie, abyśmy – będąc już nowym stworzeniem w Chrystusie Jezusie – pełnili Jego wolę, realizując dobre dzieła, które On sam wcześniej zaplanował dla nas do wykonania. Zrozumcie to, iż dawniej – będąc zwani przez Żydów poganami z powodu braku rytualnego obrzezania – byliście faktycznie obcy społeczności Izraela, a przez to nie mieliście szansy na udział w obiecanym mu Nowym Przymierzu, gdyż bez Chrystusa byliście traktowani jako ci, którzy nie znają prawdziwego Boga i żyją bez nadziei na tym świecie. Teraz jednak, włączeni w Chrystusa Jezusa, nie jesteście już więcej uważani przez Boga za obcych czy odległych, lecz dzięki krwi Chrystusa przelanej na krzyżu staliście się Bogu bliscy! W Jezusie bowiem Bóg ustanowił swoje przymierze pokoju i w Nim złączył obie grupy ludzkości, to znaczy Żydów i nie‐Żydów, w jeden żywy organizm, który obecnie jest Ludem Bożym. W swej ludzkiej naturze Chrystus zburzył mur, który dotąd dzielił Żydów i nie‐Żydów, to znaczy usunął wrogość, jaka między nimi panowała. A wprowadzając między tymi grupami swój pokój, pokazał, że Prawo Mojżeszowe, wraz ze wszystkimi swoimi wymogami, od tego momentu stało się już bezużyteczne. W ten sposób z dwóch grup ludzkości stworzył w sobie jeden, nowy rodzaj człowieka. A przechodząc przez cierpienie na krzyżu, w swoim ciele zadał śmierć wszelkiej wrogości, która między nimi panowała i wszystkich jednakowo pojednał z Bogiem, gdyż celem Jego przyjścia na Ziemię było zwiastowanie Bożego pokoju nie tylko nam, Żydom, którzy byliśmy blisko, ale również i wam, nie‐Żydom, którzy byliście daleko. Przez Niego bowiem tak jedni, jak i drudzy otrzymaliśmy w tym samym Duchu równy przystęp do Ojca. Nie jesteście więc już ani obcymi, ani jakimiś tułającymi się imigrantami, ale świętymi i pełnoprawnymi obywatelami Bożego Królestwa. Jesteście domownikami Boga – Jego świątynią, która została wzniesiona na fundamencie wiary Apostołów i proroków, której głównym kamieniem spajającym jest sam Chrystus Jezus! W Nim to bowiem zwiera się cała ta budowla, gdyż to On, samym sobą, spaja wszystko w jeden święty Boży Przybytek. W ten sposób w Chrystusie jesteście budowani na duchową świątynię Boga, w której On pragnie mieszkać. Właśnie z powodu głoszenia wam, nie‐Żydom, tej Wspaniałej Wiadomości o Chrystusie, ja – Paweł – zostałem uwięziony. Pisząc to, zakładam, że słyszeliście już o zadaniu, które Bóg, w swojej łaskawości, powierzył mi do wykonania pośród was , a także o tym, jak dogłębnie zostały mi objawione sprawy, o których wyżej krótko wspomniałem. Czytając o nich, mogliście lepiej wniknąć w treść odwiecznej tajemnicy Chrystusa. Nie była ona dana do poznania ludziom w poprzednich pokoleniach, lecz zgodnie z zamysłem Najwyższego została w Jego świętym Duchu objawiona Apostołom i prorokom dopiero teraz. A mówi ona o Bożym planie, według którego ludzie ze wszystkich narodów staną się – w efekcie głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie – jednym Ciałem, współdziedzicami i współuczestnikami tej Obietnicy, która została złożona w Chrystusie Jezusie. Tej właśnie Dobrej Wiadomości stałem się heroldem za sprawą łaskawego daru, którym obdarzył mnie Bóg w swojej wszechmocy. I chociaż byłem najbardziej niegodnym ze wszystkich braci w wierze, to jednak właśnie mnie została udzielona łaska, abym Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie – to niemożliwe do wytropienia bogactwo Chrystusa – ogłosił tym, którzy nie są Żydami, a wszystkim ujawnił, na czym polega działanie owej tajemnicy, która od wieków była ukryta w Bogu, Stwórcy wszystkiego. Chodzi bowiem o to, aby wszelkie zwierzchności i władze, także te w Niebiosach – patrząc na istniejące żywe Ciało Chrystusa, czyli Kościół – poznały, na czym polega wieloraka, przenikająca wszystko Boża mądrość, która od samego początku świata została złożona w Chrystusie Jezusie, PANU naszym. Dlatego jedynie w Nim – to znaczy w Chrystusie, w którym składamy nasze zaufanie – możemy śmiało zbliżyć się do Świętego Boga. Z tego powodu proszę, abyście nie podupadali na duchu, gdy słyszycie o moim za was cierpieniu. Niech będzie to raczej wielką chlubą dla was wszystkich! Rozumiejąc to wszystko, padam na kolana przed Ojcem – od którego wszelkie ojcostwo tak w Niebiosach, jak i na Ziemi bierze swój sens i treść – i błagam Go, aby według bogactwa swojej chwały i potęgą swego Ducha umocnił w was nowego, wewnętrznego człowieka, przez którego charakter Chrystus na dobre zadomowi się w waszych sercach. A stanie się to jedynie wówczas, gdy będziecie trwać w zaufaniu i posłuszeństwie wobec PANA. Modlę się także o to, abyście – gdy już zostaniecie w pełni zakorzenieni w Chrystusie i ugruntowani w postawie Bożej ofiarnej miłości – byli w końcu zdolni pojąć, razem z innymi braćmi i siostrami w wierze, czym jest niezgłębiona wielkość, ogrom i nieopisana wspaniałość Bożego planu zbawienia, a także byście mogli osobiście doświadczyć ofiarnej miłości Chrystusa, która przewyższa wszelką wiedzę i poznanie, i w pełni się nią nasycić. W Chrystusie bowiem ujawniła się pełnia Boga. Dlatego też Temu, który swoją mocą działającą w nas może w każdej sprawie uczynić nieskończenie więcej niż to, o co prosimy, czy nawet, o czym jesteśmy zdolni pomyśleć, niech będzie, w Chrystusie Jezusie, chwała pośród społeczności całego Bożego ludu przez wszystkie pokolenia, na wieki wieków. Amen. I chociaż z tego powodu jestem teraz więziony, to jednak w PANU zachęcam was usilnie, abyście trwali w postępowaniu godnym powołania, jakim zostaliście wezwani, to znaczy abyście odnosili się do siebie w postawie ofiarnej Bożej miłości z całą pokorą, w łagodności i z cierpliwością. A trwając w Bożym pokoju, starajcie się gorliwie o zachowanie duchowej więzi, gdyż w jednym Duchu stanowicie jedno Ciało i jesteście powołani do tej samej nadziei. Jednego też mamy PANA i tylko jednego rodzaju zanurzenie w Niego, które dokonuje się przez bezgraniczne złożenie w Nim naszej całej nadziei i ufności. Jeden bowiem jest Bóg, który jest naszym Ojcem i Zwierzchnikiem nas wszystkich. On panuje nad nami wszystkimi, a swoje plany realizuje suwerennie – przez wszystkich i we wszystkich. I to On każdemu człowiekowi otworzył drogę do swego hojnego daru łaski, jakim jest sam Chrystus, o którym Pismo wypowiada się w następujący sposób: wrócił na Tron swój, jeńców w hołdzie przyjął; dary rozdał ludziom. Ale by „wrócić” na swój Tron w Niebiosach, musiał przecież wpierw „zstąpić” na ziemskie niziny. On jest więc tym, który najpierw zstąpił do nas z góry, a później wrócił w najwyższe Niebiosa, aby tam dopełnić wszystkiego. I to On rozdaje dary, czyniąc jednych wysłannikami, innych prorokami, a jeszcze innych obdarzając umiejętnością jasnego przedstawiania Dobrej Wiadomości o ratunku, jaki jest w Nim samym. On też udziela darów pasterzowania albo nauczania. Celem tych obdarowań jest uzdolnienie wierzących do służby w procesie budowania żywego Ciała Chrystusa, abyśmy wszyscy w zgodzie i w jedności, poprzez ufność i prawdziwe poznanie Syna Bożego stali się ludźmi dojrzałymi w wierze według jedynego kryterium oceny takiej dojrzałości, jakim jest stopień napełnienia Chrystusem. Nie bądźmy więc jak małe dzieci, które dają się unosić porywom rzekomej nauki lub zmanipulowanej teologii tworzonej przez zwodzicieli specjalizujących się we wszelkiego rodzaju oszustwach. Niestety są oni wytrenowani w przebiegłym zwodzeniu i niezwykle w nim skuteczni! Ale my – głosząc Prawdę w postawie ofiarnej Bożej miłości – dorastajmy we wszystkim do miary Chrystusa, który jest Głową, gdyż to dzięki Niemu całe Ciało jest spajane i podtrzymywane więzami, dzięki którym każda jego część rozwija się prawidłowo i czyni postępy w wypełnianiu zadań jej przeznaczonych. W ten sposób całe Ciało rośnie i umacnia się w postawie ofiarnej Bożej miłości. To głoszę i właśnie z tego powodu cierpię dla PANA. Z uwagi na powyższe ponawiam moje wezwanie: nie postępujcie już więcej jak poganie z ich próżnym sposobem myślenia. Oni bowiem – trwając w zaciętości serc – pogrążają się w mroku, przez co sami siebie odcinają od Życia, które jest w Bogu. Ich sumienia są już tak znieczulone, że bez skrupułów nurzają się w chamstwie, wszelkiej nieczystości i rozwiązłości. W swym rozpasaniu są nienasyceni i ciągle dogadzają sobie w każdej możliwej formie zachłanności, jaka bierze się z niepohamowanej żądzy bogacenia się. Wy jednak nie takiego sposobu postępowania nauczyliście się od Chrystusa, o ile w ogóle zrozumieliście Jego nauczanie i przyjęliście Prawdę, jaka w Nim jest. On bowiem mówił, że powinniście zewlec z siebie swoją starą, zepsutą naturę, czyli dawnego człowieka, który jest przesiąknięty sposobem myślenia świata oraz wypełniony zwodniczymi żądzami prowadzącymi do wiecznej zagłady, i pozwolić, aby Duch Boży przemieniał wasz sposób myślenia na nowy, gdyż tylko tak zdołacie oblec się w nową naturę, czyli w nowego człowieka, który w sprawiedliwości, świętości i prawdzie został powołany do Życia według zamysłu Boga. Dlatego odrzućcie kłamstwo i bądźcie prawdomówni wobec siebie nawzajem, jesteście bowiem częściami tego samego Ciała – Ciała Chrystusa. Nie grzeszcie, ulegając gniewowi, a jeśliby ktoś wpadł w gniew, to niech nie trwa w nim uporczywie, ponieważ gniew otwiera diabłu wrota ludzkiego życia na oścież! A jeśli ktoś kradnie, to niech już przestanie kraść i przyłoży się do uczciwej pracy, aby z tego, co zarobi, mógł jeszcze wspomagać potrzebujących pomocy. Niech z ust waszych nie wychodzi już więcej żadna mowa szkodliwa, lecz tylko budująca, czyli taka, by stosownie do sytuacji wyświadczała dobro słuchającym. I nie zasmucajcie Ducha Świętego Boga, którym zostaliście opieczętowani na dzień odkupienia! Usuńcie spośród siebie wszelką gorycz i uniesienie, gniew i ubliżanie, a także oszczerstwa i wszelką złość. Bądźcie dla siebie nawzajem łagodni i miłosierni. Przebaczajcie sobie, tak jak Bóg przebaczył wam w Chrystusie. Naśladujcie Boga w taki sam sposób, jak czynią to dzieci prawdziwie miłujące swego ojca, które są nieustannie w niego wpatrzone. Na co dzień kierujcie się postawą ofiarnej Bożej miłości. Chrystus bowiem tak właśnie nas umiłował. On – wydając samego siebie w ofierze za nas – w pełni ukazał charakter tej miłości. W ten sposób uzmysłowił nam, co jest darem i wonnością tak miłą i cenną dla Boga. A o pornografii, swobodzie seksualnej czy jakiejkolwiek innej nieczystości albo o zachłanności w dogadzaniu sobie i niepohamowanej żądzy bogacenia się nie powinno być wśród was nawet mowy, gdyż dla ludu Bożego takie sprawy są haniebne! Rzecz jasna, iż wulgarność, wygadywanie głupot czy błaznowanie również wam nie przystoją! Zamiast tego trwajcie zawsze w postawie wdzięczności. Bądźcie też świadomi, że nikt, kto prowadzi nieczyste życie – w tym ludzie uwikłani w pornografię lub seksualnie wyuzdani – ani żaden chciwiec, to znaczy bałwochwalca, nie mają dziedzictwa w Bożym Królestwie Chrystusa. I nie dajcie się w tych sprawach komukolwiek zwodzić przewrotnym gadaniem, gdyż te wykroczenia zawsze ściągają gniew Boży na synów buntu! Z takimi osobami nie miejcie nic wspólnego! Wiecie przecież, kim oni są, gdyż sami kiedyś należeliście do świata ciemności, ale teraz, w PANU, macie być światłością. Postępujcie więc jak przystało na dzieci światłości, pamiętając, że owocem światłości jest wszelkie dobro, sprawiedliwość i prawda. Bez wahania więc wybierajcie to, co podoba się PANU, i nie miejcie żadnego udziału w bezowocnych poczynaniach sił ciemności, lecz przeciwnie – zawstydzajcie je! To bowiem, co się tam pośród nich potajemnie wyczynia, jest tak haniebne, że wstyd jest nawet o tym rozmawiać. Istnieje jednak szansa, że ludzie ci – gdy ujrzą światłość PANA – doznają zawstydzenia i, przyjmując światłość Jezusa, sami staną się światłością. Do takich właśnie jest skierowane wezwanie: Zbudź się, o śpiący, i powstań z martwych,a Chrystus stanie się twoją światłością. Przywiązujcie więc wagę do tego, jak postępujecie! Nie zachowujcie się jak ludzie, którym brak jest mądrości, ale jak ci, którzy mądrze wykorzystują każdą nadarzającą się okazję, bo dni są złe. Nie bądźcie naiwni, lecz poznawajcie, co jest wolą PANA! Nie napełniajcie się alkoholem, co prowadzi do rozkładu myślenia i moralności, lecz w swoim duchu napełniajcie się Bożym Słowem! W tym celu z głębi ducha wielbijcie Boga, śpiewając PANU pieśni, psalmy i hymny. Czyńcie to z głębi waszego wnętrza! Sercem swoim grajcie i śpiewajcie Najwyższemu! W każdej chwili za wszystko dziękujcie Bogu, naszemu Ojcu, trwając w Jezusie Chrystusie, naszym PANU! Ze względu na Chrystusa i szacunek, jakim Go otaczacie, pamiętajcie, by w relacji małżeńskiej jedna osoba była poddana drugiej, co oznacza, że kobiety winny podporządkowywać się przewodnictwu swych mężów, podobnie jak społeczność wierzących podporządkowuje się PANU. Mąż bowiem został ustanowiony przewodnikiem żony, podobnie jak i Chrystus jest przewodnikiem społeczności wierzących, czyli Ciała, którego jest Głową i Zbawicielem. I jak społeczność wierzących podporządkowuje się decyzjom Chrystusa, tak samo i żony powinny we wszystkim ulegać decyzjom swoich mężów. Mężowie natomiast mają miłować swoje żony w sposób analogiczny do tego, jak Chrystus miłuje społeczność ludu w Nim trwającą, za którą wydał samego siebie, oczyszczając ją i uświęcając przez zanurzenie w Bożym Słowie niczym w kąpieli wodnej. Uczynił to, by w końcu postawić tę społeczność u swego boku jako Oblubienicę bez skaz, zmarszczek czy innych wad – jako świętą i nieskalaną – aby mógł się nią chlubić. W taki właśnie sposób mężowie powinni miłować swe żony – jak własne ciała. Ten bowiem, kto w Boży sposób miłuje swoją żonę, potwierdza, że prawdziwie przyjął postawę ofiarnej Bożej miłości. Zobaczcie, iż nikt przy zdrowych zmysłach, nawet niewierzący, nie traktuje samego siebie z nienawiścią, przeciwnie – sam siebie żywi i pielęgnuje. Tak właśnie postępuje Chrystus wobec wspólnoty wierzących, która jest Jego żywym Ciałem. Dlatego ludzie opuszczają swoich rodziców i lgną do zgodnego z naturą złączenia, w którym stają się jednością. Intymny związek dwojga ludzi jest bowiem – według Bożego zamysłu – częścią planu stworzenia z mężczyzny i kobiety prawdziwej jedności. Tajemnica to wielka, a ja porównuję ją do relacji pomiędzy Chrystusem a Jego Oblubienicą – społecznością wierzącego ludu. Zatem niech każdy mężczyzna miłuje swoją żonę jak samego siebie, a żona niech odnosi się do swego męża ze stosownym szacunkiem i bojaźnią. Dzieci, bądźcie w PANU posłuszne swoim rodzicom, gdyż jest to prawe i właściwe. Szanuj swego ojca i matkę jest pierwszym przykazaniem, które wiązało się z obietnicą, aby długo powodziło ci się w ziemi, którą PAN, twój Bóg, da tobie. A wy, ojcowie, nie pozwalajcie, aby wasze dzieci stawały się rozwydrzone, lecz prowadźcie je do PANA przez mądre kształtowanie ich charakterów i stosowanie takich metod wychowawczych, jakich On używa wobec nas. Podwładni, bądźcie posłuszni swoim zwierzchnikom, odnosząc się do nich z całą bojaźnią i szacunkiem, w szczerości serc, na wzór waszego posłuszeństwa Chrystusowi. Swojej pracy nie wykonujcie na pokaz, by zyskać ludzką pochwałę, ale postępujcie względem swoich zwierzchników tak, jakbyście służyli samemu Chrystusowi, z głębi serca pełniąc wolę Boga. Wykonujcie swe zadania z ochotą, jak dla PANA, a nie dla ludzi. Tego miejcie bowiem świadomość, że każdy – niezależnie od swego statusu życiowego czy zawodowego – jeśli uczyni coś dobrego, to samo otrzyma od PANA. A wy, zwierzchnicy, w analogiczny sposób postępujcie wobec swych podwładnych. Porzućcie groźby, wiedząc, że i wy macie w Niebiosach Najwyższego Zwierzchnika – naszego PANA, któremu wszyscy jesteśmy podlegli, a dla Niego nie ma znaczenia, kto jaką pozycję zajmuje teraz, w doczesności. Wszyscy umacniajcie się w PANU oraz w Jego mocy. Włóżcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście mogli się oprzeć podstępnym działaniom diabła. Nie walczymy bowiem z ludźmi, lecz nasz bój toczymy przeciwko władzom i potęgom, które rządzą ciemnością panoszącą się na tym świecie, przeciwko duchowym siłom zła, które nadal jeszcze funkcjonują na wyżynach Niebios. Z tego powodu załóżcie na siebie pełną zbroję Bożą, abyście – będąc w ciągłej gotowości – mogli w każdej chwili przeciwstawić się wszelkim siłom mroku, gdy was zaatakują w nadchodzących czasach bezbożności. Stójcie mocno na nogach, opasując swe biodra Prawdą. Przywdziejcie na siebie również pancerz sprawiedliwości, a na stopy załóżcie gotowość głoszenia Dobrej Wiadomości o pokoju w Chrystusie. Do tego weźcie tarczę wiary, którą będziecie mogli nie tylko ochronić się przed ognistymi pociskami Złego, ale także je stłumić. Załóżcie również hełm zbawienia i weźcie miecz Ducha, to jest Słowo Boże. Tak uzbrojeni w każdej sytuacji wytrwale módlcie się w głębi ducha, zanosząc swe błagania przed Boży Tron. Czuwajcie i wstawiajcie się w modlitwach za wszystkie siostry i wszystkich braci w wierze, w tym i za mnie, aby dane mi było właściwe słowo, ilekroć otwieram moje usta do głoszenia tajemnicy Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, abym mówił o niej tak śmiało, jak powinienem. To przecież z jej powodu stałem się wysłannikiem, który swoje poselstwo obecnie sprawuje w kajdanach. A o tym, jak się mam i czym się zajmuję, opowie wam Tychik, wierny sługa w PANU i umiłowany brat, którego posyłam do was, abyście poznali moją sytuację, a także by ugruntował w wierze wasze serca. Bracia i siostry, niech pokój i ofiarna miłość umacniają wasze zaufanie do Boga, naszego Ojca i PANA, to znaczy do Jezusa Chrystusa! Niech Boża łaskawość otacza wszystkich, którzy nie chwiejąc się ani nie plamiąc grzechem, miłują PANA naszego, Jezusa Chrystusa! Ja, Paweł, całkowicie i bez reszty oddany Chrystusowi Jezusowi, kieruję ten list, wraz z Tymoteuszem, do wspólnoty ludu wierzącego w Filippi, która razem ze swymi przełożonymi trwa w Chrystusie Jezusie. Niech łaska i pokój od Boga, naszego Ojca, i od Jezusa Chrystusa – PANA – zawsze was otaczają. Przede wszystkim chciałbym, abyście wiedzieli, że ilekroć was wspominam, zawsze z głębi serca dziękuję za was Bogu. W każdej modlitwie z radością wstawiam się za wami wszystkimi z uwagi na wasz udział w powierzonym mi zadaniu rozpowszechnienia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, w której ogłaszanie jesteście zaangażowani od pierwszego dnia, gdy tylko ją poznaliście. W związku z tym nie mam żadnej wątpliwości, że Ten, który zapoczątkował w was to dobre dzieło, będzie je wydoskonalał aż do dnia powtórnego przyjścia Chrystusa Jezusa. Wiem, że mam prawo tak o was myśleć, ponieważ – wspierając mnie i umacniając w czasie uwięzienia, które znoszę, broniąc Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie – pokazaliście, że jesteście współuczestnikami Bożej łaski, która w ten sposób została mi dana. Z tego też powodu nieprzerwanie, i to w szczególny sposób, gościcie w moim sercu. A Bóg jest mi świadkiem w Chrystusie Jezusie, że bardzo tęsknię za wami wszystkimi. Dlatego nie ustaję w modlitwach o to, aby ofiarna postawa Bożej miłości, jaka w was się zrodziła, nadal nieustannie w was rosła i obfitowała coraz większą zdolnością duchowego zrozumienia, a także umiejętnością wybierania tego, co jest najlepsze i najważniejsze. Zależy mi bowiem na tym, abyście byli zdolni przygotować się w pełni na dzień powtórnego przyjścia Chrystusa i abyście wówczas okazali się czyści i nienaganni, co będzie owocem sprawiedliwości, jaką zostaliście obdarzeni w Jezusie Chrystusie ku czci i chwale Boga. Bracia i siostry, pragnę, abyście wiedzieli, że to, czego doświadczam, w rzeczywistości jedynie przysłużyło się rozpowszechnieniu Dobrej Wiadomości o ratunku, który jest w Chrystusie. Teraz już bowiem wszyscy w pałacu Cezara wiedzą, że zostałem uwięziony z powodu Chrystusa. Co więcej, dzięki moim kajdanom coraz to większa liczba braci w PANU z rosnącą śmiałością decyduje się głosić Boże Słowo. To prawda, iż jedni czynią to przez zawiść i chęć wzniecania sporów, inni jednak z uwagi na czyste pragnienie otoczenia Chrystusa chwałą. Ci ostatni, przepełnieni ofiarną Bożą miłością, rozumieją, że zostałem uwięziony dla wypełnienia wyznaczonego mi zadania ogłoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie najwyższym władzom imperium, lecz ci, którzy nie kierują się czystymi pobudkami, mówią o Chrystusie tylko po to, by w ten sposób przysporzyć moim więzom jeszcze większych utrapień. Co jednak z tego wynika? Niezależnie od motywacji, jaką ktoś się kieruje – czy to obłudnie, czy szczerze – w ostatecznym efekcie Chrystus jest głoszony tu powszechnie, a to cieszy mnie najbardziej. Radość moja jest spotęgowana również tym, iż nabieram przekonania, że już niedługo – dzięki waszym modlitwom i wsparciu Ducha Jezusa Chrystusa – zostanę w taki czy w inny sposób uwolniony. A jedyną rzeczą, której pragnę, jest to, bym przechodząc przez te wszystkie doświadczenia, nie przyniósł Chrystusowi wstydu, lecz by jak zawsze, w czytelny sposób, doznał On w mym ciele wywyższenia – czy to przez życie, czy przez śmierć. Życie wiązałoby się dla mnie z dalszym głoszeniem Chrystusa, śmierć zaś – w wyniku której dostąpiłbym bezpośredniego z Nim spotkania – byłaby moją osobistą korzyścią. Ale skoro dalsza praca pośród ciągłych zmagań z obecną w nas grzeszną naturą może wydać większy owoc, to sam już nie wiem, co bym wolał. Obie możliwości przyciągają moje serce. Chciałbym już stąd odejść, aby być z Chrystusem, bo dla mnie jest to znacznie lepsze. Jednak dalsze pozostawanie w tej rzeczywistości wydaje się bardziej korzystne dla was. Stopniowo jednak nabieram przekonania, iż pozostanę na tym świecie jeszcze jakiś czas dla waszego umocnienia w wierze i radości, a także aby wasza chluba w Chrystusie Jezusie została wzmocniona moim do was przybyciem. Postępujcie więc na co dzień jako ci, którzy mają obywatelstwo Niebios, godnie reprezentując Chrystusa i Dobrą Wiadomość o ratunku, jaki jest w Nim ustanowiony, abym – niezależnie od tego, czy będąc u was, czy też słuchając informacji na wasz temat – miał pewność, że trwacie w duchowej jedności i jednomyślnie stajecie w obronie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, nie dając przeciwnikom w niczym się zastraszyć. Dla nich postawa, jaką w was zobaczą, będzie zapowiedzią nie tylko ich niechybnej zguby, ale i waszego zbawienia, które otrzymacie z rąk samego Boga. W Chrystusie bowiem otrzymaliście nie tylko przywilej całkowitego zaufania Mu w sprawie zbawienia, ale także zaszczyt znoszenia cierpień z Jego powodu. Pamiętajcie, że żyjemy na polu duchowej walki, którą toczymy w inny sposób, niż to czyni świat. Spodziewajcie się więc, że i wy będziecie przechodzić takie same zmagania, jakie u mnie widzieliście i o jakich teraz słyszycie. Jeśli więc chcielibyście w jakiś sposób wesprzeć mnie w Chrystusie, pocieszyć jakimś dowodem ofiarnej miłości, podkreślić duchową wspólnotę czy okazać mi swoją serdeczność lub współczucie, to dopełnijcie mojej radości, pokazując, że jesteście jednomyślni, że w postawie ofiarnej miłości wzajemnie troszczycie się o siebie i że trwacie w duchowej jedności. Unikajcie niezdrowego współzawodnictwa i zabiegania o próżną chwałę. Zamiast tego traktujcie jedni drugich jako ważniejszych od siebie. Dbajcie o dobro braci i sióstr w wierze bardziej niż o swoje! Pielęgnujcie w sobie taki sposób myślenia, jakim był przesiąknięty Chrystus Jezus. On bowiem, choć jest Bogiem, to jednak przebywając na Ziemi, nie upierał się zachłannie, by korzystać z praw i przywilejów, które przysługiwały Mu jako Bogu. Wręcz przeciwnie, sam siebie dobrowolnie z nich ogołocił, a przyjmując postać człowieka, pokazał nam, w jaki sposób powinniśmy być bez reszty poddani Bogu. W tym właśnie celu uniżył samego siebie, aby na swoim przykładzie wyjaśnić nam, na czym polega posłuszeństwo, jakiego oczekuje Bóg – to znaczy takie, którego nawet śmierć nie jest w stanie złamać, choćby miała to być śmierć tak straszliwa jak ta na krzyżu! A ponieważ Bóg w Nim postanowił wywyższyć siebie, otrzymał On imię wyniesione ponad wszelkie imię, aby na imię Jezusa zgięły się kolana każdej istoty niebiańskiej, ziemskiej czy podziemnej i aby wszyscy uznali, że Jezus Chrystus jest jedynym prawdziwym PANEM wszystkiego, czym oddadzą chwałę Bogu – naszemu Ojcu w Niebiosach. A zatem, moi umiłowani, jak posłusznie to czyniliście, kiedy u was przebywałem, tak i teraz – gdy jestem nieobecny – z jeszcze większą bojaźnią i drżeniem wytrwale podążajcie drogą waszego zbawienia! Bóg bowiem jest Tym, który działa w was! To On wzbudza w was i chęć, i zdolność zrealizowania tego, w czym On ma upodobanie. Tak więc wszystko, co tylko On wam wskaże, czyńcie bez narzekania i straty czasu na niepotrzebne dyskusje, abyście stali się czyści i nienaganni, bez jakiejkolwiek skazy czy domieszki zła. A jeśli w taki właśnie sposób będziecie postępować w otaczającym was wynaturzonym i przewrotnym społeczeństwie, to prawdziwie okażecie się źródłami światłości w tym świecie – jak przystało niewinnym dzieciom Boga Najwyższego. Trzymajcie się zatem mocno Słowa Życia, to jest Dobrej Wiadomości o ratunku, który jest w Chrystusie, abyście w dniu Jego przyjścia byli mi chlubą! Nie chciałbym bowiem, aby wówczas okazało się, że biegłem na próżno i trudziłem się dla was na marne. A gdyby nawet moja krew została przelana, to potraktujcie ją jako ofiarę na rzecz waszej służby, z której tak bardzo – razem z wami wszystkimi – się cieszę. Dlatego i wy cieszcie się i radujcie razem ze mną! Mam nadzieję w Jezusie, naszym PANU, że będę mógł wkrótce posłać do was Tymoteusza, aby dostarczył mi wiadomości o wszystkim, co się u was dzieje, i aby w ten sposób uspokoił mnie wewnętrznie. Nie mam nikogo lepszego, kto jak on mógłby w sposób zrównoważony i odpowiedzialny zająć się waszymi sprawami. Inni bowiem dbają bardziej o swój interes niż o sprawy Jezusa Chrystusa. Zresztą sami wkrótce poznacie wartość tego brata w wierze. Dość powiedzieć, że on wraz ze mną – jak syn z ojcem – wytrwale służy Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. Jego to właśnie upatrzyłem sobie posłać do was, gdy tylko rozpatrzę się w bieżących sprawach. A w PANU żywię głęboką nadzieję, że i ja sam także niedługo do was przybędę. Tymczasem uznałem za konieczne, aby odesłać do was waszego brata w wierze, Epafrodyta, który jest również moim współpracownikiem i razem ze mną stacza bój wiary. Wybrałem go, ponieważ – będąc waszym wysłannikiem i orędownikiem – bardzo już za wami tęsknił i martwił się tym, iż wiadomość o jego chorobie musiała już z pewnością do was dotrzeć. Rzeczywiście zachorował i był bliski śmierci. Bóg jednak zlitował się nad nim, a nie tylko nad nim, lecz i nade mną, aby mój ból nie został podwojony. Tym chętniej więc posyłam go do was, abyście widząc go ponownie, mogli się nim na nowo uradować oraz aby moja troska o was nieco się zmniejszyła. Przyjmijcie go zatem z całą radością w PANU, a ludzi tego pokroju zawsze szanujcie! On bowiem swoje zdrowie wystawił na szwank z powodu angażowania się w dzieło Chrystusa. Ryzykował wręcz własne życie, aby wypełnić posługę, którą zleciliście mu w stosunku do mnie. Zatem, moi drodzy bracia i siostry, radujcie się w PANU! Ciągłe powtarzanie wam tego samego nie jest dla mnie uciążliwe, a was może zabezpieczyć przed upadkiem. Wystrzegajcie się ludzi o powierzchownej religijności, a także fałszywych braci w wierze, którzy jak złe psy kręcą się wokół was, głosząc jedynie religijne praktyki odnoszące się do ciała. Takich unikajcie! Pamiętajcie również, że dla Boga znaczenie ma wyłącznie obrzezanie serca, którego dostępujemy wówczas, gdy służymy Mu w Jego Duchu – co oznacza otaczanie chwałą Chrystusa Jezusa. A ludzie propagujący ceremonie i obrzędy religijne, których tak naprawdę jedyną funkcją jest łudzenie grzesznej natury cielesnej, nie mają Bożego obrzezania! Chcecie przykładu? Spójrzcie na mnie! Przecież gdyby cielesna religijność miała jakiekolwiek znaczenie, to ja – bardziej niż inni – miałbym się czym chlubić: Izraelita z rodu Beniamina, obrzezany w ósmym dniu, Hebrajczyk z Hebrajczyków, w relacji do Prawa – faryzeusz, co do gorliwości – prześladowca wierzących w Chrystusa, co do sprawiedliwości mierzonej normami Prawa Mojżeszowego – bez zarzutu. A jednak to wszystko, co zdawało się być dla mnie zyskiem, z powodu Chrystusa uznałem za stratę! O tak! W świetle doniosłości osobistego poznania Chrystusa Jezusa, mojego PANA, wszystkie te sprawy przestały mieć dla mnie jakiekolwiek znaczenie, a czas, który wcześniej poświęcałem obrzędowej religijności, okazał się zmarnowany! Dla Jezusa definitywnie zrezygnowałem ze wszystkiego, co kiedyś miało dla mnie jakąkolwiek wartość, i teraz brzydzę się tym niczym fekaliami. Zależy mi jedynie na tym, aby wytrwać w Chrystusie, po to, bym w Dniu Bożego Sądu nie był oceniany według kryterium mojej własnej „sprawiedliwości” – to znaczy tej, która bazuje na przepisach religijnych – a jedynie na podstawie pełnego poddania się i zaufania Chrystusowi. Z całego serca pragnę zbliżyć się do Chrystusa i stać się do Niego podobnym! Pragnę bowiem doświadczyć mocy Jego zmartwychwstania. Z tego powodu jestem gotów na pełną z Nim jedność – zarówno w cierpieniach, jak i w śmierci – na wzór tego, co On przeszedł. Bo niezłomnie ufam, że idąc wiernie Jego śladami, zostanę podniesiony z martwych do Jego odwiecznego i nieskończonego Życia. Nie uważam bowiem wcale, bym już je posiadał. Nie dotarłem przecież jeszcze do celu, lecz nadal wytrwale zmierzam ku odwiecznemu Bożemu Życiu, wkładając w to wszystkie moje siły. Pragnę je pochwycić, ponieważ sam zostałem pochwycony przez Chrystusa Jezusa. Bracia i siostry, ponieważ jeszcze nie dobiegłem do mety, nieustannie skupiam uwagę tylko na tym, co jest przede mną, a gardzę tym, co już zostawiłem za sobą. Bez wytchnienia pędzę po ów laur zwycięstwa oczekujący w górze wszystkich, którzy odpowiadając Bogu na Jego wezwanie, wytrwają w Chrystusie Jezusie! Bracia i siostry, wszyscy, którzy uważamy się za dojrzałych w Chrystusie, powinniśmy myśleć w taki właśnie sposób. A jeśli ktoś w tej dziedzinie ma inne poglądy, niech prosi Boga, aby ta kwestia jak najszybciej została odsłonięta przed jego oczami. Niezwykle ważne jest bowiem to, abyśmy się nie zatrzymywali ani nie cofali na drodze wiary, którą idziemy, lecz byśmy konsekwentnie dalej nią podążali! Bracia i siostry, tak bardzo chcę, abyście wszyscy stali się moimi naśladowcami, a jeśli pojawią się u was inni nauczyciele, weryfikujcie ich na podstawie wzorca, jaki macie we mnie! Wielu z nich bowiem żyje jak wrogowie krzyża Chrystusa, o czym często mówiłem, a teraz, ponownie – ze łzami – wam przypominam. Lecz końcem ich będzie zguba, ponieważ bogiem czynią własny brzuch, a chwałą to, czego powinni się wstydzić! Tacy myślą jedynie o ziemskich sprawach, a przecież nasza ojczyzna znajduje się w Niebiosach! To stamtąd wyczekujemy przybycia Jezusa Chrystusa, Zbawcy i PANA, który przemieni nasze obecne, marne ciała w nowe – nadając im taką samą postać, jaką ma Jego uwielbione ciało. A uczyni to mocą, której wszystko musi się podporządkować! Zatem, proszę was moi umiłowani bracia i siostry, za którymi tak bardzo tęsknię – radości i wieńcu mojej chwały – trwajcie w PANU! Trwajcie w Nim niezłomnie! Ewodię zaś i Syntychę wzywam, aby w PANU powróciły do zgodnego myślenia! Każdy zaś, kto prawdziwie czuje się moim współpracownikiem, niech im dopomoże w osiągnięciu zgody! One bowiem mocno natrudziły się przy głoszeniu Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie wraz ze mną, z Klemensem oraz z innymi naszymi współpracownikami, których imiona są zapisane w Księdze Życia. W każdej chwili radujcie się w PANU! Jeszcze raz powtarzam: radujcie się! Niech wasza wyrozumiała łagodność będzie znana wszystkim ludziom, gdyż PAN jest blisko! Niczym się już nie zamartwiajcie, lecz w każdej modlitwie i błaganiu z dziękczynieniem przedstawiajcie Bogu wasze prośby. A pokój Boży, który przewyższa wszelki rozum, będzie strzegł waszych serc i myśli w Chrystusie Jezusie. W końcu, bracia i siostry, myślcie tylko o tym, co prawdziwe i szlachetne, co jest sprawiedliwe i czyste. Bądźcie przesiąknięci życzliwością i przychylnością, koncentrując swoje myśli tylko na tym, co ma prawdziwą wartość, co jest Bogu miłe i godne pochwały. Wszystko, czego się ode mnie nauczyliście, co ode mnie przejęliście, co usłyszeliście i zobaczyliście we mnie, to czyńcie, a Bóg pokoju będzie z wami. Bardzo uradowałem się w PANU, że znów daliście wyraz swojej troski o mnie. Już wcześniej dochodziły mnie słuchy, że planujecie to zrobić, lecz ciągle brakowało ku temu dogodnej sposobności. Nie piszę tego, aby skarżyć się na jakiekolwiek braki. Nauczyłem się bowiem poprzestawać na tym, co mam i być samowystarczalnym w każdej sytuacji. Umiem się ograniczać i umiem żyć w dostatku. Jestem przygotowany na każdą sytuację, niezależnie od tego, czy jestem syty, czy głodny, czy doświadczam obfitości, czy braków. Dzięki Temu, który mnie umacnia, potrafię przetrwać w każdych warunkach. Jednak otrzymana pomoc finansowa, przez którą tak pięknie wyraziliście swoje współuczestnictwo w moich cierpieniach, ma dla mnie wielkie znaczenie. Sami zresztą wiecie, drodzy Filipianie, że gdy przybyłem do was do Macedonii, niosąc wam Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, żadna wspólnota nie wspierała mnie finansowo. Tylko wy podjęliście się tego. A gdy później przebywałem w Tesalonice, raz i drugi przysłaliście mi wsparcie, aby zaradzić moim potrzebom. Jeszcze raz podkreślam, że nie chodzi mi o pozyskiwanie jakichkolwiek darów czy osobistych korzyści. Zależy mi tylko na tym, by wasza wiara owocowała tym, co pomnaża wasze skarby w Niebiosach. Niniejszym potwierdzam, że przesyłkę otrzymałem i wszystkiego mam pod dostatkiem. Jestem w pełni zaopatrzony. Wasz dar, który przywiózł Epafrodyt, jest ofiarą miłą Bogu, wznoszącą się niczym woń wspaniałego kadzidła przed Jego Tronem w Niebiosach. A i wy bądźcie pewni, że Bóg, któremu służymy, w pełni zaspokoi każdą waszą potrzebę w Chrystusie Jezusie według niezmierzonego bogactwa swojej chwały. Jemu więc, Bogu, naszemu Ojcu, niech będzie cześć i chwała na wieki wieków. Amen. Pozdrówcie każdego, kto trwa w Chrystusie Jezusie. Bracia i siostry, którzy są tu ze mną, również ślą wam pozdrowienia. Przyjmijcie także pozdrowienia od wszystkich pozostałych wierzących, szczególnie od tych z domu Cezara. Niech łaska Jezusa Chrystusa, naszego PANA, wzmacnia waszego ducha. Paweł, z woli Boga Apostoł Chrystusa Jezusa, wraz z bratem w wierze, Tymoteuszem, kierujemy ten list do braci i sióstr w Kolosach, to znaczy do tych, którzy poprzez wierne trwanie w Chrystusie zaliczają się do świętego Bożego ludu. Niech zawsze otacza was łaska i pokój od Boga, który jest naszym Ojcem. Wiedzcie o tym, że w modlitwach do Boga, Ojca i naszego PANA, Jezusa Chrystusa, nieustannie składamy za was dziękczynienia. Słyszymy bowiem o waszym zaufaniu do Chrystusa Jezusa i o ofiarnej postawie Bożej miłości, jaką okazujecie wszystkim braciom i siostrom w wierze z powodu nadziei, która została odłożona dla was w Niebiosach. O niej to dowiedzieliście się z głoszonego wam Słowa Prawdy, to jest z Dobrej Wiadomości o Bożej łaskawości okazanej nam w Chrystusie. Jak na całym świecie, tak samo i pośród was wzrasta ona i owocuje od pierwszego dnia, gdy tylko ją usłyszeliście i przyjęliście. Dobrze się jej nauczyliście od umiłowanego Epafrasa, który – jak i ja – jest całkowicie i bez reszty oddany Chrystusowi. To on właśnie powiadomił nas o tym, że postawa ofiarnej Bożej miłości tak pięknie zakorzeniła się w waszym duchu. Z tego powodu od dnia, w którym o was usłyszeliśmy, nie przestajemy prosić Boga w modlitwach, aby wasze poznawanie Jego woli dokonywało się w pełni wszelkiej mądrości i duchowego zrozumienia. Chodzi bowiem o to, żebyście nauczyli się żyć w sposób godny PANA, to znaczy, abyście – starając się Jemu przypodobać – w każdej sprawie wydawali dobry owoc, którym jest wzrost w wierze i w głębszym osobistym poznaniu Boga. Wpatrując się w Jego potęgę i chwałę, owocujcie wytrwałością i cierpliwością oraz radosnym dziękczynieniem składanym Ojcu, który uzdolnił was do otrzymania udziału w obiecanym dziedzictwie w światłości. Bądźcie świadomi, że to Bóg wyrwał nas z mocy ciemności i przeniósł pod panowanie umiłowanego Syna, w którym dokonał naszego odkupienia i uwolnienia z mocy grzechu. W Nim też objawił swoją naturę i dlatego tylko On jest jedynym obrazem niewidzialnego Boga, praprzyczyną wszelkiego stworzenia. W Nim bowiem zaistniało wszystko, co tylko zostało stworzone, zarówno w Niebiosach, jak i na Ziemi: byty widzialne i niewidzialne, trony, panowania, zwierzchności i władze. Wszystko dokonało się przez Niego i dla Niego. Dlatego ON JEST przed wszystkim i wszystko jedynie w Nim ma swój cel, sens i miejsce. I to On jest Głową Kościoła, to znaczy żywej społeczności wierzących, która jest Jego Ciałem pierwszym z tych, którzy narodzili się z Bożego Ducha. To właśnie w Nim Bóg postanowił objawić się w całej pełni i zdecydował, że również w Nim pojedna ze sobą wszystko – i to, co jest na Ziemi, i to, co w Niebiosach – pieczętując ten pokój krwią, którą Chrystus przelał na krzyżu. Bóg osobiście postanowił, że tylko w taki sposób wszyscy – również i wy, niegdyś Mu obcy i wrodzy przez niegodziwość waszych myśli i czynów – mogą zostać z Nim na nowo pojednani. I sam tego dokonał przez śmierć, której Jezus doświadczył w swoim ludzkim ciele, abyście w Nim mogli stać się święci, nieskalani i nienaganni, o ile tylko wytrwacie w ufności do Tego, który jest niewzruszonym fundamentem naszej wiary, i nie pozwolicie ograbić się z nadziei przyniesionej wam przez Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie! A usłyszeliście ją, ponieważ jest ona szeroko głoszona całemu stworzeniu! Temu to zadaniu również i ja, Paweł, służę z wielkim oddaniem. Wiedzcie, drodzy bracia i siostry, że chociaż doznaję prześladowań z powodu służby, którą pośród was prowadzę, to jednak przepełnia mnie wielka radość, gdyż mam świadomość, że w ten sposób, pomimo wielu braków, postępuję w mej doczesnej naturze śladami Chrystusa. Na Nim to wzoruję się w wytrwałym znoszeniu cierpień dla korzyści wszystkich wierzących – to znaczy dla Jego Ciała. Tej to społeczności sługą stałem się zgodnie z otrzymanym od Boga zadaniem, aby ujawnić wszystkim Jego postanowienie – ową wielką tajemnicę, która przez wieki i pokolenia była zakryta, a ujawniona została dopiero teraz ludowi do Niego należącemu. Zechciał bowiem Bóg, aby w końcu stało się widoczne, na czym polega tajemnica niezmierzonego bogactwa Jego chwały także pośród nie‐Żydów. A jest nią Chrystus w was – jedyna nadzieja przyszłej chwały! To Jego ogłaszamy, przekonując każdego człowieka i każdego pouczając z całą mądrością, aby stał się dojrzały w Chrystusie. W tym celu trudzę się bardzo i walczę, używając Jego mocy, która tak potężnie działa przeze mnie. Drodzy bracia i siostry, chciałbym, abyście wiedzieli, że bój, który toczę, rozgrywa się nie tylko o was i o społeczność wierzących z Laodycei, lecz dotyczy on wszystkich, niezależnie od tego, czy miałem okazję poznać ich osobiście. Pragnę bowiem, aby serca wszystkich mogły doświadczyć pełni zachęty i zespolenia w postawie ofiarnej Bożej miłości, w trakcie poznawania i lepszego zrozumienia bogactwa Boskiej tajemnicy, która została złożona w Chrystusie, gdyż w Nim są zawarte wszystkie skarby Bożej mądrości i poznania Najwyższego. Piszę do was o tym, aby nikt – swoimi pozornie mądrymi, lecz w istocie zwodniczymi wywodami – nie pozbawił was rozumu! Bo chociaż fizycznie nie jestem obecny pośród was, to duchem ciągle jestem z wami i raduję się, słysząc o porządku, jaki pośród was panuje, oraz o tym, że umacniacie swoje zaufanie w Chrystusie! A skoro poddaliście się Chrystusowi Jezusowi jako PANU, stosownie do tego postępujcie! W Nim się zakorzeniajcie i na Nim się budujcie, umacniając w Nim swoją wiarę zgodnie z otrzymanym pouczeniem – czyli w pełni dziękczynienia! Bądźcie zawsze ostrożni i zważajcie, aby nikt was nie zwiódł przez jakieś zręczne filozofowanie i pozornie mądre argumentowanie! Tego rodzaju zwodzenie rozpoznacie po tym, że jest oparte na ludzkich tradycjach lub światowym sposobie myślenia, a nie na Chrystusie, w którego ludzkim ciele zamieszkała cała pełnia Boskości. W Nim bowiem znajduje się niewyczerpana obfitość wszystkiego, co jest potrzebne do Życia, ponieważ On jest Tym, który góruje nad wszelką władzą i każdą zwierzchnością. W Nim też dokonuje się wasze prawdziwe obrzezanie – to duchowe, a nie to uczynione ręką ludzką na ciele. Chrystusowe obrzezanie jest bowiem dziełem, które realizuje się na sercu i polega na odrzuceniu grzesznych pożądań starej cielesnej natury. A urzeczywistnia się ono wówczas, gdy – zanurzeni w Niego – wraz z Nim składamy do grobu naszą starą, grzeszną naturę, ufając, że w taki sam sposób wraz z Nim powstaniemy do Życia dzięki Boskiej mocy, którą On objawił w czasie swego zmartwychwstania. W Nim, bracia i siostry, zostaliśmy wezwani do odwiecznego i nieskończonego Życia. I chociaż wcześniej – gdy znajdowaliśmy się w mocy Śmierci – nasza nieobrzezana grzeszna natura trzymała nas w niewoli swych rozpasanych żądz, to Bóg w Chrystusie uwolnił nas od kary za wszystkie nasze występki i grzechy!. W Nim został anulowany nasz zapis dłużny, który był dowodem przeciwko nam. Zapis ten został unieważniony i zniszczony przez przybicie do krzyża. W ten sposób w Chrystusie Bóg obdarł z mocy wszelkie potęgi i zwierzchności, aby publicznie zatriumfować nad nimi oraz nad ich roszczeniami! Dlatego, drodzy bracia i siostry, nie przejmujcie się tym, gdy jacyś ludzie potępiają was z powodu tego, co jecie czy pijecie,albo gdy ktoś krytykuje was dlatego, że nie obchodzicie – jak on – różnego typu świąt astrologicznych czy szabatów. Te tradycje i zwyczaje są bowiem jedynie cieniami spraw przyszłych, a prawdziwą światłością jest Chrystus. Nie przejmujcie się tym, gdy ktoś mający upodobanie w umartwianiu samego siebie, w kulcie aniołów, w różnego typu ekscytacjach emocjonalnych lub w pielęgnowaniu religijnych wymysłów, które rodzą się z jego skażonej grzechem natury, próbuje was osądzać i dyskwalifikować. Opinia takiej osoby nie ma żadnego znaczenia, ponieważ człowiek taki nie trzyma się mocno Chrystusa, który jest Głową Ciała, to znaczy społeczności wierzących. A przecież wiadomo, że każde ciało – dzięki wewnętrznym połączeniom i więzom – właśnie z głowy czerpie wszystkie ważne informacje potrzebne do prawidłowego funkcjonowania całości. Tylko wtedy może ono wzrastać w sposób zgodny z Bożym celem i planem. Jeśli więc rzeczywiście postanowiliście w Chrystusie być martwymi dla tego sposobu myślenia, który jest ze świata, to dlaczego dalej postępujecie według zasad tego świata? Dlaczego ciągle jeszcze stosujecie się do jakichś religijnych zakazów typu: tego nie ruszaj!, tamtego nie jedz!, tego też unikaj!?. Skoro cała materia jest przeznaczona na zniszczenie przez jej używanie, to przecież jasne jest, że wspomniane religijne nakazy i zakazy – których z takim zapałem przestrzegacie – są jedynie ludzkimi wymysłami. I chociaż mają one pozory mądrości, to w swej istocie są jedynie przebiegłym zwodzeniem, którego źródłem jest zamiłowanie do obrzędowości i fałszywa pokora. Ludzie postępujący w taki sposób nadmiernie skupiają się na swej starej, skłonnej do grzechu naturze. W rezultacie, zamiast zaakceptować fakt, że jej słabości będą w tym życiu ciągle ich nękać, dążą do niczym nieuzasadnionego fizycznego umartwiania własnych ciał. Ale wy, jeśli rzeczywiście zostaliście w Chrystusie podniesieni do nowego Życia, dążcie świadomie do tego, co jest w górze, do tej lepszej i wyższej rzeczywistości, w której Chrystus zasiada w pełni chwały i potęgi Boskiego Majestatu. Koncentrujcie się na tym, co jest w Niebiosach, a nie na tym, co na Ziemi, bo przecież w Jezusie zdecydowaliście się być martwymi dla spraw tego świata, a wasz nowy rodzaj życia wraz z Chrystusem w szczególny sposób został związany z Bogiem. Kiedy więc Chrystus – Ten, który jest waszym Życiem – objawi się w pełni swojej chwały, wówczas i wy zostaniecie postawieni w blasku Jego Majestatu. Niech więc martwymi pozostają dla was takie ziemskie sprawy, jak pornografia i swoboda seksualna, wszelka nieczystość, namiętne pożądanie złych rzeczy, zachłanność w dogadzaniu sobie i niepohamowana żądza bogacenia się, która jest bałwochwalstwem! To z ich powodu gniew Boży nadciąga na synów buntu. Wiecie, o kim piszę, bo i wy – czyniąc to samo – kiedyś należeliście do tej grupy. Lecz teraz, gdy już porzuciliście ich towarzystwo, odwróćcie się również od tamtego starego sposobu postępowania. Rozstańcie się z gniewem, porywczością, złośliwością, wzajemnym znieważaniem się i wszelką mową haniebną. Nie oszukujcie się wzajemnie! Zewleczcie z siebie ten dawny styl zachowania, zwany starym człowiekiem, wraz z jego grzesznymi uczynkami, a obleczcie się nowym rodzajem życia, w którym, jako nowe stworzenia, macie nieustannie odnawiać się na obraz swego Stwórcy. I pamiętajcie, że w nowości stworzenia kompletnie nie ma znaczenia, czy ktoś jest Żydem, czy nim nie jest, czy jest fizycznie obrzezany, czy nie. Nie ma również znaczenia, jakie kto ma wykształcenie ani jak wysoko czy nisko jest postawiony w społecznej hierarchii!. W nowej naturze liczy się tylko to, czy Chrystus jest wszystkim w każdym z nas!. A zatem, jako Boży lud, święty i umiłowany, bądźcie pełni szczerego współczucia, łagodności, pokory, delikatności i cierpliwości. Podtrzymujcie jedni drugich i wybaczajcie sobie wzajemnie, jeśli ktokolwiek miałby jakiś żal do brata w wierze. Jak PAN wam darował, tak i wy przebaczajcie innym ich przewinienia. I co najważniejsze: trwajcie wzajemnie wobec siebie w postawie ofiarnej Bożej miłości, gdyż to ona sprawia, że wszystko, o czym wcześniej wspomniałem, współgra ze sobą w doskonałej harmonii i jest świadectwem prawdziwej duchowej dojrzałości. Pokój Chrystusa, do którego zostaliście wezwani wy, tworzący Jego żywe Ciało, niech zawsze kieruje waszymi wyborami. Nie zapominajcie też o pielęgnowaniu w sobie postawy wdzięczności! A Słowo Chrystusa niech w was przebywa z całym swym bogactwem, abyście mogli wzrastać w mądrości oraz zdolności do korygowania samych siebie. Również w tym celu z głębi swego ducha śpiewajcie pieśni, psalmy czy inne hymny wielbiące Boga. Wszystko zaś, czegokolwiek się podejmujecie, zarówno słowem, jak i czynem, wykonujcie tak, by godnie reprezentować Jezusa, naszego PANA. W Nim również składajcie swoje dziękczynienia Bogu, który jest naszym Ojcem. Żony, podporządkowujcie się decyzjom swoich mężów, jak przystało kobietom, które ufają PANU. A wy, mężowie, miłujcie swoje żony i nie wykorzystujcie w przykry sposób pozycji przywódczej, która została wam dana w relacji małżeńskiej. Dzieci, we wszystkim bądźcie posłuszne rodzicom, bo jest to miłe PANU. A wy, ojcowie, nie postępujcie tak, by doprowadzać dzieci do gniewu lub rozżalenia, co byłoby zagrożeniem dla ich ducha. Podwładni, bądźcie we wszystkim rzetelni wobec swych przełożonych. Nie pracujcie na pokaz, udając jedynie zaangażowanie, tak jak to czynią obłudnicy zabiegający o ludzkie względy, ale wykonujcie powierzone wam zadania z całym oddaniem, w prostocie serca, trwając w bojaźni PANA. Cokolwiek czynicie, z duszy czyńcie, jakby dla PANA, a nie dla ludzi, świadomi tego, że to PAN wynagrodzi wam wszystko, gdy już – jako oddani Mu bez reszty słudzy – znajdziecie się w Jego dziedzictwie! I pamiętajcie, że każdy, kto pełniąc powierzone mu obowiązki, dopuszcza się zła, to samo otrzyma w Dniu Odpłaty, gdyż PAN nie ma względu na osoby. Dlatego wy, którzy pełnicie funkcje przełożonych, traktujcie swoich podwładnych sprawiedliwie i bezstronnie, wiedząc, że i wy macie swojego Zwierzchnika w Niebiosach. Drodzy bracia i siostry, trwajcie niezłomnie w modlitwach, zawsze pamiętając o dziękczynieniu! W swych prośbach do PANA nie zapominajcie również o mnie! Proście Boga, aby pomimo megouwięzienia otwierał mi drzwi do głoszenia swego Słowa i dawał zdolność jasnego ogłaszania tej tajemnicy, która została złożona w Chrystusie. Pragnę bowiem czynić to w sposób właściwy i klarowny. Wobec niewierzących postępujcie roztropnie, dobrze wykorzystując dane wam okazje. Słowa, które do nich kierujecie, niech zawsze będą pełne życzliwości, przyprawione stosowną mądrością. Starannie rozważajcie, w jaki sposób każdemu z nich należy odpowiadać. O wszystkich moich sprawach opowie wam Tychik, umiłowany brat w wierze, który – jak ja – służy PANU z pełnym oddaniem. Posyłam go do was, abyście nie tylko dowiedzieli się, co u mnie słychać, ale również by serca wasze doznały pokrzepienia. Przybędzie on do was razem z wiernym i umiłowanym bratem w Chrystusie, Onezymem, który wywodzi się przecież spośród was. Oni dwaj opowiedzą wam o wszystkim, co się tutaj dzieje. Pozdrawia was Arystarch, mój współwięzień, a także Marek, kuzyn Barnaby. W sprawie Barnaby już wcześniej otrzymaliście polecenie, aby go przyjąć, jeśli tylko do was przybędzie. Pozdrawia was także Jezus zwany Justusem. To moi jedyni współpracownicy dla Królestwa Bożego, którzy wywodzą się z Żydów. Dlatego są dla mnie tak wielką pociechą. Pozdrawia was także Epafras, wasz rodak, całkowicie oddany Chrystusowi Jezusowi, który swymi modlitwami nieustannie walczy o to, abyście wzrastali w duchowej dojrzałości i z całym poddaniem pełnili wolę Najwyższego. Przy okazji chcę zaświadczyć, że Epafras trudzi się nie tylko w waszych sprawach, ale także w sprawach braci z Laodycei i Hierapolis. Przyjmijcie również pozdrowienia od Łukasza, umiłowanego lekarza, oraz od Demasa. Pozdrówcie braci z Laodycei, a szczególnie Nimfasa, oraz społeczność wierzących zbierającą się w jego domu. Kiedy ten list zostanie już u was przeczytany, zadbajcie o to, aby został także odczytany we wspólnocie w Laodycei, a ten z Laodycei – u was. Archipowi zaś przekażcie: „Uważaj, jak pełnisz posługę, którą w PANU przyjąłeś na siebie!”. Na koniec ja, Paweł, własną ręką składam tu moje pozdrowienie. Pamiętajcie o moich kajdanach. Niech Boża łaskawość zawsze was otacza. Paweł, Sylas i Tymoteusz do społeczności Tesaloniczan, którzy trwają w Bogu – w Ojcu i PANU naszym, Jezusie Chrystusie. Niech was otacza Boża łaskawość i pokój Chrystusowy. Ilekroć tylko w modlitwach wspominamy was przed Bogiem, to zawsze składamy Najwyższemu dziękczynienia za was wszystkich. Pamiętamy bowiem o owocu waszej wiary, to znaczy o ofiarnej postawie Bożej miłości podejmującej wszelkiego rodzaju trudy i starania wobec braci i sióstr w wierze, a także o wytrwałej nadziei, którą – w obliczu Boga i Ojca naszego – złożyliście w PANU naszym, Jezusie Chrystusie. Drodzy bracia i siostry, umiłowani przez Boga – nie mamy żadnych wątpliwości co do tego, iż zostaliście włączeni w wielki Boży plan zbawienia, gdyż nasze głoszenie Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie zrealizowało się pośród was nie tylko w Bożym Słowie, ale także w mocy Ducha Uświęcającego, który w całej pełni przekonał was do tego, co wam głosiliśmy. Sami zresztą wiecie, jak Bóg używał nas pomiędzy wami. A wy – idąc w nasze ślady – staliście się naśladowcami PANA. I chociaż doświadczyliście różnorakich prześladowań, przyjęliście Boże Słowo z radością, która jest owocem trwania w Duchu Uświęcenia, sami stając się w ten sposób wzorem dla wszystkich wierzących w całej Macedonii i Achai. To od was Słowo PANA rozeszło się wszędzie, docierając do każdego zakątka tych ziem, a świadectwo o waszym zaufaniu do Boga stało się tak powszechnie znane, że nawet nie ma potrzeby o tym wspominać. Cały Boży lud opowiada bowiem wszędzie o tym, jakiego to przyjęcia doznaliśmy u was i jak radykalnie odwróciliście się od figur i obrazów sporządzonych ludzką ręką, by dalej służyć już tylko Bogu żywemu i prawdziwemu, oczekując powrotu z Niebios Jezusa, Jego Syna, który powstał z martwych, aby wybawić nas od nadciągającego Bożego gniewu. Drodzy bracia i siostry w Chrystusie. Sami przecież wiecie, że nasze przyjście do was nie było bezowocne i, chociaż wcześniej w Filippi doznaliśmy cierpień i zniewag, to jednak nadal, pomimokolejnych prześladowań, otwarcie głosiliśmy wam Bożą Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. A w przesłaniu, które wam przekazaliśmy, nie było żadnego podstępu, zwodzenia lub nieczystej motywacji. Skoro bowiem zostaliśmy przez Boga uznani za godnych powierzenia nam misji głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, staraliśmy się w pełni sprostać temu zadaniu. Ogłaszając ją, nigdy nie szukaliśmy ludzkiego uznania, lecz pragnęliśmy podobać się jedynie Bogu, który doskonale zna nasze serca. Dlatego – co sami zresztą wiecie – nigdy nie posługiwaliśmy się pochlebstwem. Nigdy motywem naszego działania nie była zachłanność w dogadzaniu sobie ani niepohamowana żądza bogacenia się, czego Bóg jest świadkiem. Nigdy też nie szukaliśmy próżnej chwały – ani u was, ani u innych. Chociaż, jako wysłannicy Chrystusa, moglibyśmy oczekiwać jakiegoś uznania czy szacunku, to jednak woleliśmy stanąć pośród was pełni łagodności, niczym matka karmiąca swoje dzieci. Z takim oddaniem byliśmy gotowi przekazać wam nie tylko Bożą Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, lecz także własne dusze, bardzo bowiem was umiłowaliśmy. Chyba pamiętacie nasz trud i znój, gdy pracowaliśmy dniem i nocą, aby tylko nie stać się wam ciężarem. Jednocześnie głosiliśmy wam nieustannie Bożą Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. Zarówno wy, jak i sam Bóg jesteście świadkami, iż zachowywaliśmy się wobec was, wierzących, w sposób święty, sprawiedliwy i nienaganny. Przecież doskonale wiecie, że każdego z was traktowaliśmy niczym ojciec swe dzieci – zachęcając i dodając otuchy. Nieustannie wzywaliśmy was, byście postępowali w sposób godny Boga, który otworzył wam drogę do Królestwa swojej chwały. A wy, przyjmując to nauczanie, nie potraktowaliście tego jako słów ludzkich, lecz – co jest zgodne z prawdą – jako Słowo Boże. Dlatego nieustannie dziękujemy Najwyższemu nie tylko za to, iż objawił swoje działanie pośród was, ale także za to, że wy odpowiedzieliście Mu z całą ufnością. W taki oto sposób, bracia i siostry, staliście się naśladowcami wspólnot Bożego ludu z Judei, które trwają w Chrystusie Jezusie. Zaczęliście również – podobnie jak oni – doświadczać prześladowań ze strony swoich rodaków. Wiecie z pewnością, że to religijni przywódcy z Judei doprowadzili do zabicia Jezusa, naszego PANA. W podobny zresztą sposób prześladowali wcześniej proroków, a ostatnio również i nas. W ich postępowaniu można zobaczyć także wrogość wobec innych narodów. Dlatego nie podobają się Bogu. A ponieważ nie chcą, aby ci, którzy nie są Żydami, dostępowali zbawienia, ciągle przeszkadzają nam w głoszeniu Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie! W ten oto sposób nieustannie dopełniają miary swoich grzechów. Dlatego w końcu gniew Boży zwrócił się przeciwko nim! Bracia i siostry, powinniście wiedzieć, że mimo chwilowego od was oddzielenia – odległością przecież, a nie sercem – gorąco pragniemy ponownie was ujrzeć. Już czyniliśmy starania, by do was przybyć – ja, Paweł, nawet dwukrotnie – lecz przeszkodził nam w tym szatan. Któż bowiem inny, jeśli nie wy, jest naszą nadzieją i radością oraz wieńcem chwały, który objawi się w czasie powtórnego przyjścia Jezusa, naszego PANA? Pamiętajcie, jesteście naszą chlubą i radością! Bracia i siostry, nie mogąc już dłużej znieść tego rozłączenia, postanowiliśmy, będąc w Atenach, że Tymoteusza – naszego brata w wierze, danego nam przez Boga na współpracownika w głoszeniu Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie – wyślemy do was, aby was umocnił i dodał otuchy na Drodze, którą postępujecie. Zależy nam bowiem, aby nikt z was nie zachwiał się z powodu prześladowań. Wiecie przecież, że wytrwanie w nich jest częścią naszego powołania. Już wcześniej – gdy u was byliśmy – zapowiadaliśmy, że wszystkich nas czekają uciski i szykany. I tak się dzieje, czego wy również obecnie doświadczacie. Nie mogąc jednak znieść niepewności, czy przypadkiem nie zwiódł was kusiciel, a trud nasz nie poszedł na marne, zdecydowaliśmy czym prędzej posłać Tymoteusza, by sprawdził, czy nadal trwacie w zaufaniu do Chrystusa. Dopiero wówczas, gdy Tymoteusz wrócił, przynosząc nam wspaniałe wieści o waszej wierze i postawie ofiarnej Bożej miłości oraz o tym, jak nieustannie serdecznie nas wspominacie i pragniecie ujrzeć powtórnie – podobnie zresztą jak i my was – doznaliśmy, bracia i siostry, prawdziwej pociechy. Wśród bólu i udręk, jakie nieustannie są naszym udziałem, wasza wiara jest dla nas zachętą. Wprost odżyliśmy, wiedząc, że trwacie w PANU, a w modlitwach nie jesteśmy wręcz w stanie nadziękować się Bogu za was i za radość, której – z waszego powodu – w Nim doświadczamy! Dlatego teraz dniem i nocą z wielką żarliwością błagamy Najwyższego o możliwość osobistego spotkania z wami w celu waszego ugruntowania i ewentualnego zaradzenia niedostatkom waszej wiary. Oby nasz Bóg – Ojciec i PAN – Jezus zechciał utorować nam drogę do was! Tymczasem prosimy PANA, aby pomnażał w was postawę ofiarnej Bożej miłości nie tylko w stosunku do braci i sióstr w wierze, ale także do wszystkich ludzi, zgodnie z przykładem, jaki wam daliśmy. W ten sposób wasze serca zostaną umocnione, a wy sami – poprzez trwanie w uświęceniu – będziecie przed Bogiem i Ojcem naszym uznani za nienagannych, gdy Jezus, nasz PAN, w dniu powtórnego przyjścia zostanie otoczony swoim ludem, Amen! Bracia i siostry, usilnie was prosimy i wzywamy w Jezusie, naszym PANU, abyście trwali w takim postępowaniu, jakiego się od nas nauczyliście. Żyjcie tak, by podobać się Bogu i owocować duchowo ku chwale Jego Majestatu! Nie zapominajcie pouczeń, których wam udzieliliśmy w Jezusie, naszym PANU, albowiem wolą Boga jest wasze uświęcenie! Uciekajcie więc od swobody seksualnej i pornografii! Niech każdy z was zachowuje swoje ciało w świętości, uszanowaniu i dobrej reputacji, bez pozwalania sobie na takie folgowanie żądzom, jakie widzimy u nieznających Boga pogan. Niech nikt w żadnej sprawie nie krzywdzi ani nie oszukuje brata czy siostry w wierze, gdyż – jak to już wcześniej wam oznajmiłem – PAN będzie mścicielem wszystkich takich zachowań! Bóg przecież nie powołał nas do życia w nieczystości, lecz do uświęcenia! A kto odrzuca ten fakt, nie sprzeciwia się ludzkiemu nauczaniu, lecz odrzuca Słowo Boga, który w tym właśnie celu udzielił nam swojego Ducha Uświęcenia! Nie widzimy potrzeby pisania wam na temat serdecznego dbania o braci i siostry w Chrystusie, gdyż przez Boga zostaliście już pouczeni, że macie trwać w postawie wzorowanej na Jego ofiarnej miłości. Czynicie to zresztą wobec wszystkich wierzących rozprzestrzenionych w całej Macedonii. Chcemy was jedynie zachęcić do jeszcze większego zaangażowania. Starajcie się również prowadzić spokojne życie, rzetelnie wypełniając swoje obowiązki i samemu pracując na własne potrzeby, jak to już wcześniej wam nakazywaliśmy. Chodzi bowiem o to, aby wasz sposób życia wzbudzał szacunek u niewierzących, a także byście w niczym nie byli uzależnieni od kogokolwiek. Bracia i siostry, pragniemy również, abyście dokładnie rozumieli sytuację tych spośród was, którzy już zasnęli w PANU, i nie smucili się jak niewierzący, którym brak jest nadziei. Skoro wiemy, że Jezus umarł i zmartwychwstał, to tak samo będzie z tymi, którzy – trwając w Nim – czasowo nas opuścili. Bóg poprowadzi ich do Życia w swoim chwalebnym orszaku, z Jezusem na czele. Zapewniam was, na podstawie tego, co usłyszałem od PANA, że ci, którzy dożyją powtórnego przyjścia Chrystusa, nie wyprzedzą tych, którzy odeszli, trwając w PANU. Kiedy bowiem Bóg da znak, rozlegnie się głos trąby archanioła i sam PAN zstąpi z Niebios. A wtedy najpierw zmartwychwstaną ci, którzy już posnęli w Chrystusie. Do nich dołączą ludzie żyjący, którzy trwają w ufności do Niego. I tak, wszyscy razem, zostaniemy wzięci w obłoki, aby w przestworzach wyjść PANU na spotkanie. A potem już na zawsze będziemy razem z Nim! Tymi słowami zachęcajcie się i jedni drugich wzmacniajcie. Bracia i siostry, zrozumcie, że nie ma żadnej potrzeby doszukiwania się daty czy pory, kiedy wszystko to się stanie. Wiecie przecież doskonale, że Dzień PAŃSKI nadejdzie niespodziewanie – jak złodziej w nocy. Gdy będą mówić: „pokój i bezpieczeństwo”, wtedy nagle – niczym bóle na rodzącą kobietę – spadnie na nich zagłada, której się nie wymkną! Was jednak, bracia i siostry, ów Dzień nie zaskoczy, ponieważ wy nie chodzicie w mroku, gdyż wszyscy, którzy trwacie w PANU, jesteście dziećmi światłości, a nie ciemności. A skoro jesteśmy dziećmi światłości, a nie mroku, nie „śpijmy” jak inni, lecz czuwajmy, będąc zawsze przytomni! Duchowo „śpiący” są bowiem ci, którzy pogrążają się w ciemności tego świata i upajają jego mrokiem. Tacy są bowiem w stanie duchowego zamroczenia ciemnością. Lecz my, należący do światłości, zachowajmy przytomność ducha i przywdziejmy pancerz wiary oraz ofiarnej Bożej miłości, mając za hełm nadzieję zbawienia. Bóg bowiem nie chce, byśmy pili z czary Jego gniewu, lecz abyśmy w PANU naszym Jezusie Chrystusie zostali od tego uratowani. Jezus bowiem poniósł śmierć za nas, abyśmy – niezależnie od tego, czy w Dzień Jego powtórnego przyjścia będziemy żywi, czy umarli – razem z Nim żyli na wieki. Dlatego umacniajcie się wzajemnie i wspierajcie jeden drugiego na drodze wiary, jak to już zresztą czynicie. Prosimy was, bracia i siostry, abyście szanowali tych, którzy przewodzą wam w PANU i ciężko pośród was pracują, nauczając was Bożego Słowa i zachęcając do uświęcenia. Takich otaczajcie szczególną miłością z uwagi na dzieło, którym się trudzą. Dbajcie też o pokój między sobą. A tych, którzy są chwiejni – napominajcie, bojaźliwym – dodawajcie otuchy, a słabych – przygarniajcie. Wobec wszystkich bądźcie wielkoduszni! Uważajcie, by nikt z was złem za zło nikomu nie odpłacał, ale zawsze starajcie się czynić dobro, przede wszystkim wobec siebie nawzajem, a później także w stosunku do innych. Zawsze się radujcie, nieustannie się módlcie, w każdej sprawie i we wszelkich okolicznościach dziękujcie Najwyższemu, gdyż taka jest wola Boża w Chrystusie Jezusie względem was. Ducha nie gaście! Proroctw nie lekceważcie, lecz każde z nich sprawdzajcie. Tym zaś, które okażą się prawdziwe, z serca się podporządkowujcie! Trzymajcie się z dala od wszelkiego rodzaju zła. Postępując w ten sposób, doświadczycie Bożego pokoju, a PAN przeprowadzi was przez proces uświęcenia, byście stali się doskonali, niewykazujący żadnych braków – to znaczy, aby duch wasz, dusza i ciało okazały się nienaganne w Dniu przyjścia PANA naszego Jezusa Chrystusa. Pamiętajcie, że Ten, który was do siebie wezwał, jest wiarygodny i On uczyni wszystko tak, jak zapowiedział! Bracia i siostry, módlcie się także i za nas. Pozdrówcie się wszyscy serdecznym gestem przyjaźni. Zaklinam was w PANU, aby ten list został odczytany wszystkim braciom i siostrom w wierze. Łaska PANA naszego Jezusa Chrystusa niech was zawsze otacza. Paweł, Sylas i Tymoteusz do trwającej w Bogu Ojcu i w PANU naszym Jezusie Chrystusie społeczności Tesaloniczan. Niech was otacza Boża łaskawość i pokój Chrystusowy. Bracia i siostry, powinniście wiedzieć, że nieustannie dziękujemy Bogu za was, patrząc na to, jak wzrasta wasza wiara obfitująca między wami wzajemną postawą ofiarnej Bożej miłości. Z uwagi na to chlubimy się wami wobec innych wierzących, opowiadając o sile waszej wiary, w której trwacie mimo spadających na was różnorakich udręk i prześladowań. To one będą dowodami, jakich użyje Bóg przeciwko niewierzącym podczas sprawiedliwego Sądu, który przeprowadzi pewnego dnia. Natomiast dla was będą one świadectwem tego, że jesteście godni Bożego Królestwa, dla którego już teraz znosicie cierpienia. Jest bowiem w pełni sprawiedliwe, że tym, którzy teraz was dręczą, Bóg odpłaci w wieczności również udręką, zaś wam – którzy podobnie jak i my doznajecie ciemiężenia – da ulgę, wprowadzając was do swojego Odpocznienia. Stanie się to wówczas, gdy PAN nasz Jezus Chrystus, zstępując z Niebios z wszelkimi przejawami swej potęgi, objawi się w płomieniach ognia i wymierzy karę tym, którzy nie uznali w Nim Boga, dopuszczając się lekceważenia, odrzucenia lub nieposłuszeństwa przesłaniu Dobrej Wiadomości o ratunku, który dostępny jest tylko w Nim – PANU naszym. Tacy ludzie otrzymają sprawiedliwą odpłatę w postaci wiecznej zagłady z dala od oblicza PANA i chwały Jego Majestatu. To właśnie wydarzy się w owym Dniu, kiedy Chrystus przyjdzie powtórnie, by pośród swego ludu zostać otoczony chwałą. A wtedy wszyscy, którzy w Nim złożyli swoją ufność, będą podziwiać Go w zachwycie. Pośród nich także ci z was, którzy przyjęli nasze o Nim świadectwo. Mając to na uwadze, nieustannie trwamy w modlitwach za was, abyście i wy zostali przez Boga uznani za godnych Jego wezwania. Prosimy w nich, aby On swoją potęgą umocnił w was umiłowanie dobra prowadzące do realizacji wszelkiego dzieła wiary, dzięki któremu Jezus, nasz PAN, będzie w was uwielbiony, a wy w Nim, co od samego początku jest istotą planu łaski naszego Boga i PANA – Jezusa Chrystusa! Jeśli zaś chodzi o powtórne przyjście PANA naszego Jezusa Chrystusa oraz zapowiadane nasze zgromadzenie się wokół Niego, prosimy was, bracia i siostry, abyście nie dali się zachwiać w swoim myśleniu i nie ulegli wpływom fałszywych nauczycieli, którzy twierdzą, iż przemawiają pod wpływem Bożego Ducha lub że otrzymali w tej sprawie jakieś słowo objawienia. Nie wierzcie też żadnym listom rzekomo przez nas napisanym, w których ktoś usiłuje was przekonać, iż Dzień PAŃSKI jakoby już nastał. Nie dajcie się zwodzić w żaden sposób, gdyż Dzień ten nie nadejdzie, zanim najpierw nie przyjdzie ohydne odstępstwo, w ramach którego pojawi się pewna dojrzała w swoim zatraceniu ludzka postać, która zwalczać będzie wszelkie przejawy światowej religijności, to znaczy bożki i wszystko, czemu ludzie oddają boską cześć, jedynie po to, by w końcu samej zająć poczesne miejsce pośród Bożego ludu i samą siebie przedstawić w „boskiej” postaci. Czyż nie pamiętacie, że wspominałem wam o tym, gdy po raz pierwszy byłem u was? Już wtedy wyjaśniałem, co powstrzymuje ową ohydę przed publicznym odkryciem się, które nastąpi w ustalonym czasie. Nie zapominajcie, że kreujące ją tajemne siły zła działają bezustannie w sekretny sposób. W końcu jednak stanie się oczywiste, iż ta ohyda pochodzi z nas. Wtedy to owa niegodziwość zacznie działać w jawny sposób. Lecz Jezus, nasz PAN, w chwili swego powtórnego przyjścia w chwale zniszczy ją swym słowem, którym wniwecz obróci wszystkie jej knowania. Pojawienie się tej niegodziwości dokona się z wielkim zaangażowaniem szatana, z całą jego mocą: w fałszywych znakach i cudach, a także w zmasowanym zwodzeniu realizowanym przez siły nieprawości. Zwodzeniu temu ulegną wszyscy, którzy pozwalają się gubić przez to, że nie umiłowali Prawdy prowadzącej do zbawienia. Istnieje pewien ważny powód, dla którego Bóg dopuści owo światowe zwodzenie skutkujące powszechnym umacnianiem się wiary w kłamstwo. Chodzi bowiem o to, by w końcu jawne stało się, kto zaufał Bożej Prawdzie, a kto upodobał sobie sprawiedliwość inną niż Chrystusowa. Dlatego, umiłowani przez PANA bracia i siostry, nieustannie dziękujemy Bogu za to, że otrzymaliście przywilej, by swym życiem wydać pierwszy plon zbawienia, które dalej realizuje się w was w duchowym uświęceniu i trwaniu w Prawdzie. Najwyższy uczynił to, wzywając każdego z was swą Dobrą Wiadomością o ratunku w Chrystusie, którą głosimy ku chwale PANA naszego, Jezusa Chrystusa. Dlatego, bracia i siostry, trwajcie w PANU, trzymając się mocno tego nauczania, które od nas odebraliście zarówno żywym słowem, jak i za pośrednictwem naszych listów! A Ojciec nasz – Bóg, który w osobie Jezusa Chrystusa, naszego PANA, okazał nam swoją ofiarną miłość i łaskawość – niech dalej nieustannie wzmacnia w was nadzieję wiecznego przebywania ze sobą i pokrzepia wasze serca, utwierdzając je w każdym dobrym czynie i słowie. Poza tym, bracia i siostry, módlcie się za nas, abyśmy mogli bez przeszkód głosić Słowo PANA i aby ono było wszędzie przyjmowane z taką czcią jak u was. Módlcie się także, byśmy zostali uwolnieni od obecności ludzi przewrotnych i niegodziwych, gdyż nie wszyscy, którzy przystają do nas, mają prawdziwą wiarę. Lecz jeśli chodzi o was, to mamy ufność w PANU, że On sam umocni was w wierze i ustrzeże przed jakąkolwiek niegodziwością tego rodzaju. Mamy bowiem przekonanie w PANU, że czynicie wszystko, co wam nakazujemy, i dalej niezłomnie będziecie w tym trwać. Zaś PAN niech kształtuje wasze serca w postawie ofiarnej Bożej miłości i takiej cierpliwości, jaka Go – to znaczy Chrystusa – cechuje. Bracia i siostry, w zastępstwie Jezusa Chrystusa, naszego PANA, nakazujemy wam, abyście trzymali się z daleka od każdego, kto mieni się „bratem lub siostrą w wierze”, lecz nie postępuje według nauczania, które od nas przejęliście, i żyje próżniaczo albo trwa w bezproduktywnym życiowym chaosie. Sami zresztą wiecie, jak powinniście nas naśladować, bo gdy mieszkaliśmy pośród was, nie zachowywaliśmy się jak wałkonie czy obiboki! Niczyjego chleba darmo u nikogo nie spożywaliśmy, lecz w trudzie i znoju dniem i nocą pracowaliśmy, aby dla nikogo z was nie być ciężarem! A postępowaliśmy tak nie dlatego, że jakoby nie przysługiwało nam prawo do korzystania z waszego wsparcia, ale po to, by dać wam siebie za wzór do naśladowania. Już wówczas, kiedy byliśmy u was, tak nauczaliśmy: jeśli ktoś nie chce pracować, niech nie je! Tymczasem dochodzą nas słuchy, że są pośród was tacy, którzy się obijają, prowadząc bezproduktywne życie. Zamiast uczciwie pracować, ciągle angażują się w sprawy o błahym znaczeniu. Takich nie tylko wzywamy, ale i napominamy w Jezusie Chrystusie, naszym PANU: uspokójcie się i zabierzcie w końcu do rzetelnej pracy, abyście mogli jeść chleb, na który sami zarobicie! Pozostałych wierzących zachęcamy, aby nie ulegali wpływom tamtych, lecz trwali w czynieniu tego, co jest dobre w oczach PANA. A jeśli ktoś nie będzie posłuszny temu, co napisaliśmy w tym liście, to takiego człowieka wskazujcie sobie wzajemnie i unikajcie, by w końcu doznał zawstydzenia. Lecz nie traktujcie osoby tej jako wroga, ale z serdecznością napominajcie jak brata czy siostrę w wierze. A PAN, który jest źródłem Bożego pokoju, niech was hojnie – w każdym czasie i wszelkimi sposobami – obdarza swoim pokojem. Niech PAN będzie z wami wszystkimi. Na koniec ja, Paweł, składam tu własnoręczne pozdrowienie. Tak oznaczam każdy mój list. Łaskawość PANA naszego, Jezusa Chrystusa, niech was wszystkich umacnia. Ja, Paweł, decyzją Boga, naszego Zbawiciela, ustanowiony Apostołem Chrystusa Jezusa, który jest naszą jedyną nadzieją, kieruję ten list do Tymoteusza, mojego prawowitego syna w wierze. Niech łaska, miłosierdzie oraz pokój od Boga, to znaczy od Ojca i PANA naszego, Chrystusa Jezusa, zawsze cię otaczają. Z pewnością pamiętasz, że gdy udawałem się do Macedonii, prosiłem cię, abyś pozostał w Efezie i dopilnował, by niektórzy z tamtejszych braci przestali w końcu rozpowszechniać błędne nauki bazujące na bajkach branych wprost z ludowej religijności, która lubuje się nieustannym roztrząsaniem życiorysów różnych postaci z przeszłości. Takie sprawy służą bowiem bardziej podniecaniu niezdrowej dewocji niż Bożemu planowi, który realizuje się przez trwanie w żywym zaufaniu do Chrystusa. Chciałem też, abyś umocnił tę wspólnotę w postawie ofiarnej Bożej miłości płynącej z czystego serca, dobrego sumienia i nieobłudnej wiary. Niektórzy bowiem, zamiast się ich trzymać, zboczyli ku niezwykle pobożnemu, lecz jakże jałowemu i pospolitemu gadaniu. Chcą uchodzić za nauczycieli Bożego Prawa, lecz w istocie nie mają zielonego pojęcia, co wygadują, gdyż w ogóle nie rozumieją zagadnień, o których tak żarliwie rozprawiają. Tacy bowiem powinni najpierw zrozumieć, że Boże Prawo – które przecież samo w sobie jest dobre – winno być również dobrze, to znaczy we właściwy sposób, stosowane! Zostało ono bowiem ustanowione nie dla ludzi, którzy – pełniąc wolę Boga – zostali objęci sprawiedliwością Chrystusa, ale dla tych, którzy trwają w buncie i nieprawości, a więc dla bezbożników, którzy – pogrążeni w swoich grzechach – profanują wszystko, co tylko możliwe; dla tych, co odżegnują się od uświęcenia; dla ojcobójców, matkobójców oraz innych morderców; dla rozpustników trwających w seksualnym wyuzdaniu i pornografii; dla osób praktykujących relacje homoseksualne; dla handlarzy ludźmi, kłamców, krzywoprzysięzców i wszystkich innych sprzeciwiających się swym postępowaniem zdrowym wartościom wynikającym z treści przesłania Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie ogłoszonej przez pełnego chwały Boga Najwyższego, którą to również i mnie powierzono do rozpowszechnienia. Z tego powodu nieustannie dziękuję Chrystusowi Jezusowi, naszemu PANU, który nie tylko wezwał mnie, ale i umocnił. On również, uznając mnie swoim wiarygodnym świadkiem, przyjął do swej służby, pomimo iż wcześniej byłem bluźniercą i prześladowcą, sprawcą wielu krzywd. Dostąpiłem jednak Bożego miłosierdzia, ponieważ wszystko, co wcześniej czyniłem, robiłem w nieświadomości i bez zrozumienia tego, na czym polega prawdziwa wiara. Zaś łaska, którą okazał mi PAN, zaobfitowała we mnie znacznie bardziej niż grzech, który uprzednio mnie zniewalał. I właśnie wtedy, gdy całe swoje zaufanie złożyłem w Chrystusie Jezusie, w Nim zostałem wypełniony prawdziwą, pełną ofiarności Bożą miłością. Fakt ten zawsze podkreślam niezwykle mocno, gdyż wszyscy ludzie powinni przyjąć to i zrozumieć, że Chrystus Jezus przyszedł na ten świat, by zbawić grzeszników, do których przede wszystkim zaliczam sam siebie. Wspomnianego miłosierdzia dostąpiłem jako jeden z pierwszych, aby Chrystus Jezus mógł na moim przykładzie ukazać jasno swą przeogromną wielkoduszność wobec wszystkich, którzy – poszukując odwiecznego i nieskończonego Życia – w Nim złożą całą swą nadzieję i zaufanie. Z tego to powodu Jemu – Królowi Wieków, Nieśmiertelnemu, Niewidzialnemu, Jedynemu Bogu niechaj będzie cześć i chwała na wieki wieków. Amen. Zatem, Tymoteuszu, mój synu w wierze, ponownie nakazuję ci, abyś – zgodnie z proroctwami, które wskazywały na ciebie – kontynuował swą służbę w należyty sposób. Dbaj o swoją wiarę! Zachowuj prawe sumienie, gdyż ci, którzy się go wyzbyli, stali się rozbitkami w wierze! Do nich należą Hymeneusz i Aleksander, których przekazałem szatanowi, aby – wskutek doświadczanych konsekwencji – oduczyli się głoszenia bluźnierstw! Jeśli zaś chodzi o pozostałych, zachęcam, by w swoich błaganiach, modlitwach i dziękczynieniach wstawiali się za wszystkimi, którzy piastują jakieś urzędy lub dysponują władzą, a szczególnie za przywódców narodu i inne wybitne postaci, byśmy mogli wieść życie ciche i spokojne, szanując Boga i otaczając Go czcią Mu należną. To bowiem jest dobre i miłe w oczach Zbawiciela naszego, Boga, który pragnie, by wszyscy ludzie zostali zbawieni i doszli do poznania owej zasadniczej prawdy, iż Bóg jest tylko jeden i jeden również jest Pośrednik objawił – Chrystus Jezus. On to w oznaczonym czasie wydał samego siebie jako okup za wszystkich ludzi! Do rozpowszechnienia tej prawdy ja, Paweł, zostałem ustanowiony głosicielem i Apostołem Chrystusa pośród tych, którzy nie są Żydami! Dlatego niestrudzenie ciągle wyjaśniam, na czym polega wiara, czyli złożenie w Bogu ufności na podstawie przekazu prawdy Dobrej Wiadomości o ratunku, który jest w Chrystusie! Z uwagi na to mężczyźni – gdziekolwiek się modlą – niech się zwracają do Boga w czystości swych serc, a swoje modlitwy wznoszą w godny sposób, to znaczy wolni od gniewu i kłótni. Podobnie kobiety, schodząc się na modlitwę, niech zachowują się z godnością i powściągliwością, dbając o schludne i skromne odzienie. Na co dzień zaś niech przystrajają się nie jakimiś wymyślnymi ozdobami: złotem, perłami czy kosztownymi ubiorami, lecz dobrymi czynami. Taka postawa bowiem przystoi kobietom, które pragną prowadzić życie w Bożej bojaźni. Ważne jest także, by kobiety uczyły się, co znaczy żyć w cichości i postawie funkcjonalnego poddania swoim mężom. Z uwagi na to zabraniam kobietom publicznego pouczania swoich mężów, a także dominowania nad nimi. Niech raczej starają się prowadzić życie pełne opanowania i spokoju. Albowiem to Adam został stworzony jako pierwszy, Ewa zaś dopiero później. I to nie Adam dał się oszukać, lecz jego żona! A dając się zwieść, wciągnęła ich oboje w przestępstwo. Jeśli jednak jakąś kobietę przepełnia energia i chciałaby mieć bardziej aktywny udział w realizacji Bożego planu zbawienia, niech rodzi dzieci i niech je naucza, jak mają trwać w zaufaniu do Chrystusa, a także w postawie ofiarnej Bożej miłości i osobistym uświęceniu. Jeżeli zaś chodzi o ludzi, którzy garną się do objęcia przywództwa w społeczności wierzących, to – jeśli czynią to z powodu pragnienia realizowania pięknego dzieła wiary – bądź spokojny. Pamiętaj jednak, aby każdy mężczyzna otrzymujący przywódczą funkcję we wspólnocie był człowiekiem nienagannym. Konieczne jest, aby był mężem tylko jednej kobiety. Powinien być człowiekiem wstrzemięźliwym, rozsądnym, uporządkowanym, gościnnym i zdolnym do nauczania innych. Nie może być nim ktoś nadużywający alkoholu lub porywczy. Musi też być życzliwy i niekłótliwy. Nie może być łasy na pieniądze! Wcześniej powinien się sprawdzić w dobrym zarządzaniu swoim domem, a w szczególności powinien umieć – z całą godnością – utrzymywać swoje dzieci w posłuszeństwie. Jeśli bowiem ktoś nie potrafi kierować własnym domem i rodziną, to jakże mógłby dobrze się zatroszczyć o społeczność Bożego ludu?! Mężczyzna taki nie może być świeżo nawróconym człowiekiem, by przypadkiem nie popadł w pychę i nie stał się łatwym celem diabelskich knowań. Poza tym powinien mieć dobrą opinię wśród ludzi spoza wspólnoty. Nie mogą na nim ciążyć jakiekolwiek zarzuty, które diabeł mógłby wykorzystywać, co przecież zawsze czyni chętnie i z wielką umiejętnością. Podobne kwalifikacje winni mieć ludzie ustanawiani do pełnienia służb we wspólnocie. Zwracaj uwagę na to, czy są prawi, a nie dwulicowi, czy nie nadużywają alkoholu i nie są chciwi na grosz, co zawsze jest sprawą hańbiącą. Powinni to być mężczyźni, którzy w czystym sumieniu wiernie strzegą tajemnicy naszej wiary. Każdego wcześniej poddaj próbie, a dopiero potem, jeśli okaże się nienaganny, przyjmij do wykonywania posługi. Podobnie ich żony – powinny być prawe, a nie przewrotne, trzeźwo myślące i w każdym zakresie wierne swoim mężom. Pamiętaj również, aby każdy mężczyzna, któremu powierzasz jakąkolwiek funkcję, był żonaty tylko z jedną kobietą! Musi on także wyróżniać się właściwym prowadzeniem swoich dzieci i dobrym zarządzaniem własnym domem. Bo tylko ci, którzy w swoich domach dochowują wierności Chrystusowi, mają szansę zyskania szacunku we wspólnocie, a co za tym idzie: będą mogli ze śmiałością i z autorytetem pełnić powierzoną im służbę. Piszę ci o tym wszystkim, choć mam nadzieję, iż sam niedługo do ciebie przybędę. Jednak na wypadek, gdybym się opóźniał, chcę, abyś wiedział, jak należy postępować w społeczności tych, którzy ufają Bogu Żywemu, to znaczy we wspólnocie wierzącego ludu, który w tym świecie jest ostoją Prawdy. Do grupy tej zaliczam jednak tylko tych, którzy bezspornie zgadzają się z przesłaniem owej wielkiej tajemnicy, iż to Najwyższy osobiście objawił się w skłonnej do grzechu ludzkiej naturze. A żyjąc i postępując według Ducha, ukazał swoją sprawiedliwość. On również – po objawieniu się żydowskim wysłannikom – polecił ogłosić także innym narodom Dobrą Wiadomość o ratunku, który przyniósł, dając w ten sposób światu szansę, by wszyscy mogli złożyć w Nim swoje zaufanie. W końcu w chwale wstąpił w Niebiosa. A Duch Boży mówi wyraźnie, że w czasach ostatecznych ludzie będą odstępować od wiary oraz lgnąć do duchów zwodniczych i nauk diabelskich głoszonych przez obłudnych kłamców, którzy piętnują własne sumienia. Tacy będą zabraniać zawierania małżeństw, a także spożywania określonych pokarmów, które Bóg stworzył do jedzenia, by ludzie – a zwłaszcza wierzący znający Prawdę – przyjmowali je z dziękczynieniem. Wszystko bowiem, co Bóg ustanowił swoją wolą, jest dobre i nie ma potrzeby unikania czegokolwiek. Zatem korzystajmy z tego pełni wdzięczności. Nauczaj także, by wszyscy wzajemnie wspierali się modlitwami w sprawach uświęcenia, które tak mocno jest związane z osobistym poddaniem się Bożemu Słowu! Wyjaśniając te sprawy braciom i siostrom w wierze, będziesz dobrym sługą Chrystusa Jezusa. Nie zapominaj też, by samemu karmić się Bożym Słowem, które jest wiarygodnym i rzetelnym źródłem nauczania, za jakim poszedłeś. Z uwagi na to nie trać czasu na jałowe dyskusje dotyczące spraw tego świata i unikaj sporów, które nie prowadzą do poznania Prawdy, lecz są jedynie egzaltowanym rozważaniem babskich bajek i opowiastek! Zamiast tego ćwicz się w uświęceniu! Ono bowiem – w przeciwieństwie do ćwiczeń fizycznych, które są przydatne jedynie w ograniczonym zakresie – pożyteczne jest w każdej dziedzinie. Pamiętaj, że wszystkie Boże obietnice odnoszące się do życia obecnego i przyszłego związane są z wytrwaniem w uświęceniu, o czym wyraźnie naucza Słowo PANA. A ono przecież jest godne wiary i uznania! W tej właśnie sprawie trudzimy się i toczymy boje, opierając całą naszą nadzieję na Żywym Bogu, który jest jedynym źródłem zbawienia dla wszystkich, a zwłaszcza dla tych, którzy już złożyli w Nim swoją nadzieję. Tego nauczaj i wyjaśniaj to każdemu! Nie pozwalaj, by ktokolwiek lekceważył cię z racji młodego wieku. We wszystkim zaś, co mówisz i czynisz, zawsze bądź wzorem wierności Słowu w postawie ofiarnej Bożej miłości, wierze i czystości. Do czasu mego przybycia nie ustawaj w publicznym głoszeniu Bożego Słowa – ku zachęcie i pouczeniu wszystkich! Nie zaniedbuj tego daru, którym zostałeś obdarzony i w związku z którym – na podstawie proroctwa – zwierzchnicy wspólnoty powierzyli ci posługę nauczania. Bądź pilny, by wszyscy widzieli twój wzrost duchowy. Zwracaj uwagę na to, jak żyjesz i czego nauczasz! Mocno trwaj w przekazanej ci wierze! Czyń wszystko należycie, by zabezpieczyć przed zwiedzeniem nie tylko samego siebie, ale także tych, którzy ciebie słuchają! Starszego człowieka nie strofuj, lecz z całym szacunkiem odnoś się do niego jak do ojca. Młodszych traktuj niczym braci. Starsze kobiety poważaj jak matki, do młodszych zaś odnoś się jak do sióstr – z uszanowaniem i czystością. Samotne kobiety wspomagaj, ale tylko te, które są ubogie i nie mają krewnych. Jeśli bowiem któraś z nich ma dzieci lub wnuki, to niech one – w pierwszej kolejności – uczą się, jak szanować rodzinę i z głębi serca odwdzięczać się – szczególnie swym matkom i babkom. Takie postępowanie bowiem jest miłe Bogu. Na listę wspólnotowego wsparcia wpisuj jedynie kobiety zupełnie samotne, o których wiesz, że swoją nadzieję składają tylko w Bogu i są zaangażowane w dzieło PAŃSKIE, a także – dniem i nocą – trwają w modlitwach i błaganiach. Te zaś, które szukają życiowych rozkoszy, traktuj jako martwe duchowo. Wszystkim kobietom nakazuj, by były nienaganne! Każda bowiem, która nie troszczy się o rodzinę, a zwłaszcza o domowników, jasno pokazuje, iż odstąpiła od wiary i stała się gorsza nawet od niewierzących!. Do służby we wspólnocie zaangażuj tylko te spośród samotnych kobiet, które już przekroczyły sześćdziesiąt lat i – jeśli są wdowami – należały tylko do jednego mężczyzny. Takie powinny mieć również nienaganną opinię i świadectwo dobrych czynów – w szczególności takich, że: dobrze wychowały swoje dzieci, były gościnne, z pokorą troszczyły się o potrzeby innych wierzących, wspierały uciśnionych i czynnie uczestniczyły w każdym dobrym dziele. Samotnych kobiet młodszych wiekiem do służby nie dopuszczaj! One bowiem tak bardzo pragną wyjść za mąż, iż z łatwością mogą zlekceważyć swoją deklarację służenia wyłącznie Chrystusowi, co zaraz prowadziłoby do konfliktu zobowiązań i generowałoby niepotrzebne zarzuty niedochowania wierności Chrystusowi. Myślę tu szczególnie o takich, które bezcelowo krążą po domach, ucząc się jedynie bezczynności, przez co wzrastają nie tylko w lenistwie, ale i w plotkarstwie, we wścibianiu nosa w nie swoje sprawy i w niepohamowanym gadaniu o sprawach bez znaczenia! Zalecam więc, by te spośród samotnych kobiet, którym wiek na to jeszcze pozwala, wychodziły za mąż, rodziły dzieci i dbały o swoje domy, by nie dawać przeciwnikowi okazji do pomówień, co stało się udziałem tych, które zeszły z właściwej drogi i podążyły za szatanem. Jeśli więc jakaś siostra w wierze ma w swej rodzinie samotne i ubogie młodsze kobiety, niech zadba o ich potrzeby, a nie obarcza nimi społeczności. Chodzi bowiem o to, by wspólnota troszczyła się tylko o te, które nie mają żadnego innego wsparcia. A ci, którzy w społeczności pełnią funkcje zwierzchników, niech będą otaczani podwójnym szacunkiem i wsparciem, zwłaszcza jeśli trudzą się głoszeniem Słowa Bożego i nauczaniem. Pismo mówi przecież: Nie zawiążesz pyska wołowi młócącemu, ponieważ robotnik zasługuje na swoją zapłatę. Przeciw takim ludziom nie przyjmuj pochopnych skarg, chyba że będą one potwierdzone przez dwóch lub trzech świadków. A gdyby się okazało, że któryś ze zwierzchników wspólnoty wierzących grzeszy, skarć go surowo na oczach wszystkich, aby inni również na tym skorzystali, napełniając się bojaźnią Bożą. Zaklinam cię na Boga, w obliczu Chrystusa Jezusa oraz posłańców, których wybrałem w celu dostarczenia ci tego listu, byś przestrzegał powyższych zasad bez żadnych wyjątków! Nikogo nigdy nie faworyzuj! Mając to na uwadze, nikomu pochopnie nie powierzaj odpowiedzialności we wspólnocie, abyś działając zbyt pośpiesznie, nie został przypadkiem wplątany w cudze problemy i grzechy. Bądź ostrożny i z całą trzeźwością umysłu strzeż sam siebie, by zachować się nieskalanym. W tym, co piszę, nie chodzi mi wcale o to, byś nie używał wina. Przeciwnie, z uwagi na swój żołądek i jego częste niedomagania kosztuj nieco wina, gdyż picie samej wody nie jest dobre dla ciebie. Pisząc o trzeźwości, miałem na myśli zachowanie zdolności właściwej oceny sytuacji. Chodzi bowiem o to, że grzechy niektórych ludzi są znane powszechnie i widoczne z daleka, co sprawia, iż takie osoby można łatwo rozpoznać i ustrzec się przed nimi. Problem jednak leży w tym, że są również i tacy, których grzechy są skryte głęboko, a ich konsekwencje ciągną się za nimi po cichu – spowite nimbem tajemnicy. Dlatego musisz być ostrożny! Podobnie zresztą ma się rzecz z dobrymi czynami. Jedne z nich są jawne i znane od razu, inne zaś ukryte. Lecz w końcu i te staną się wszystkim dobrze znane. Nauczaj również tego, by pracownicy z całym szacunkiem traktowali swych przełożonych, nawet jeśli ciężko harują pod niewolniczym jarzmem zwierzchników! Powinniśmy bowiem zważać na to, by nasze zachowania czy wypowiedzi nie prowokowały innych do bluźnierczego wypowiadania się przeciwko Bogu lub przeciw nauce wypływającej z treści Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. A jeśli któryś z braci ma wierzącego zwierzchnika, niech nie lekceważy jego poleceń ani nie wykorzystuje sytuacji, iż jest jego bratem w wierze. Niech raczej z tym większą starannością i zaangażowaniem służy mu dobrą pracą, właśnie dlatego, że jest on wierzący i miłowany przez Chrystusa. Tak nauczaj i w tym utwierdzaj wszystkich wierzących. A jeśli jakieś osoby nie zgadzają się z nami i w swoim nauczaniu odstępują od prawdy Słowa PANA naszego Jezusa Chrystusa oraz od zdrowej nauki kierującej wierzących ku uświęceniu, to wiedz, że są to ludzie przesiąknięci pychą, którzy w swej próżności stracili zdolność rozumienia Bożego Słowa i popadli w manię ciągłego debatowania oraz ustawicznego spierania się o wszystko, co zazwyczaj prowadzi do zawiści, kłótni, bluźnierstw, niegodnych pomówień i nigdy niekończących się dyskusji, których uczestnicy sami degradują swoje myślenie przez stopniowe oddalanie się od Prawdy. Wszystko to wynika z faktu, że ich serca zostały przesiąknięte przekonaniem, iż religijność może być dochodowym biznesem przynoszącym całkiem niezłe zyski. W rzeczywistości zaś prawdziwym zyskiem, tym duchowym, jest trwanie w postawie uświęcenia – z pełnym zaufaniem do Boga i zadowoleniem z tego, co się ma. Niczego bowiem nie przynieśliśmy na ten świat i niczego z niego zabrać nie możemy. Mając zaś wyżywienie i okrycie, bądźmy z tego zadowoleni. Pamiętaj też, że ludzie skoncentrowani na pomnażaniu swych majątków łatwo ulegają różnego typu pokusom i wpadają w pułapki, ponieważ liczne bezrozumne oraz szkodliwe pożądania szybko wciągają ich w otchłań zguby i zatracenia. Dzieje się tak, gdyż korzeniem wszelkiego zła jest ukochanie pieniędzy, a wszyscy, którzy o nie zabiegają, krok po kroku dają się odciągać od zaufania Bożemu Słowu i wystawiają się na liczne problemy oraz boleści. Ty jednak – człowieku Boży – uciekaj od pożądań tego świata jak najdalej! Zabiegaj natomiast o to, co jest sprawiedliwe. Trwaj w uświęceniu, które jest wyrazem bojaźni Bożej, w zaufaniu do Słowa PANA, w ofiarnej miłości, wytrwałości i łagodności! Staczaj swój bój wiary szlachetnymi metodami! Trzymaj się odwiecznego i nieskończonego Życia w Chrystusie, do którego zostałeś wezwany i które wyznałeś wobec wielu świadków! W obliczu Boga – Źródła Życia, to znaczy wobec Chrystusa Jezusa, który za rządów Poncjusza Piłata złożył tak wspaniałe świadectwo Życia, nakazuję ci, abyś strzegł Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, by przetrwała czysta i niezafałszowana! Czyń to z oddaniem, aż do powtórnego przyjścia PANA naszego Jezusa Chrystusa, który pojawi się w stosownym czasie i ukaże cały swój Majestat jako wspaniały i jedyny Władca – KRÓL królów i PAN panów – objawiając swą chwałę jako Jedyny Nieśmiertelny, jako Ten, który zamieszkuje światłość niedostępną! Wtedy także ujawni tę stronę swojej natury, której żaden człowiek nigdy wcześniej nie widział, gdyż żaden śmiertelnik nie może jej ujrzeć, ponieważ jest to natura Tego, któremu należy się wszelka cześć i chwała na wieki wieków, Amen! Ludziom zamożnym nakazuj, aby nie wynosili się nad innych, a nadziei przyszłego życia nie opierali na niepewnym bogactwie tego świata, lecz na Bogu, który w swej hojności udziela nam wszystkiego do właściwego użytkowania. Zatem i oni niech będą hojni wobec innych oraz chętni do dzielenia się tym, co otrzymali w depozyt z rąk Najwyższego, aby czyniąc dobro, stawali się bogaci takimi dziełami, które są piękne w oczach Boga. W ten sposób gromadzić będą sobie skarby na ten czas, który dopiero ma nastąpić! Niech się mocno trzymają tego, co jest najistotniejsze – prawdziwego Życia! Tymoteuszu, strzeż depozytu wiary, który ci powierzono! Unikaj światowego gadania i przelewania z pustego w próżne, jakie towarzyszy jałowym dyskusjom osób roztrząsających przeciwstawne tezy rzekomej nauki. Pamiętaj, że ci, którzy specjalizują się w jej rozpowszechnianiu, są ludźmi, którzy chybili celu i odpadli od żywej wiary. Niech Boża łaskawość zawsze cię otacza. Ja, Paweł, z woli Boga Apostoł Chrystusa Jezusa powołany do rozgłoszenia obietnicy Życia, które jest w Nim, kieruję ten list do Tymoteusza, mojego umiłowanego syna w wierze. Niech łaska, miłosierdzie i pokój od Boga – naszego Ojca i naszego PANA – Chrystusa Jezusa, zawsze obficie cię otaczają. Tymoteuszu, wiedz, że Bogu – któremu wzorem moich przodków służę z czystym sumieniem – nieustannie składam za ciebie dziękczynienia, wspominając o tobie w modlitwach i w błaganiach, które dniem i nocą wznoszę do Najwyższego. Tak bardzo chciałbym choćby raz jeszcze uradować się spotkaniem z tobą, gdyż ciągle mam w pamięci łzy, które wylewałeś podczas naszego ostatniego pożegnania. W sercu zaś przechowuję żywe wspomnienie nieobłudnej wiary, która najpierw zamieszkała w twojej babce Lois i matce Eunice, a później także i w tobie. Z uwagi na to przypominam ci, abyś z odwagą wciąż na nowo rozpalał w sobie żar duchowego daru, który otrzymałeś od Boga. Z jego to bowiem powodu przyjąłeś odpowiedzialności, które osobiście ci powierzyłem. Pamiętaj przy tym, że Bóg nie dał nam ducha tchórzostwa, lecz w swoim Duchu wyposaża nas w moc do życia według Chrystusowego wzorca ofiarnej miłości – w samodyscyplinie i trzeźwym myśleniu opartym na właściwej ocenie sytuacji. Nie obawiaj się zatem składania świadectwa o PANU i nie wstydź się kajdan, którymi zostałem skuty z Jego powodu. A jeśli sam doświadczysz cierpień z powodu głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, to się nie poddawaj, lecz wytrwaj, gdyż w niej objawia się moc Boga, który wyzwolił nas spod dominacji grzechu i wezwał do życia w świętości w Chrystusie Jezusie – nie z uwagi na nasze uczynki, ale zgodnie ze swym łaskawym planem, który ustalił przed wiekami. Jego odwieczna łaskawość została w pełni ujawniona dopiero teraz przez przyjście naszego Zbawiciela, Chrystusa Jezusa, który pokonał śmierć i ujawnił, że Życie i niezniszczalność są dostępne dla każdego tylko w Nim. To jest właśnie sednem Dobrej Wiadomości o ratunku, który jest tylko w Chrystusie. A w celu rozsławienia tej Wiadomości zostałem ustanowiony nie tylko jej głosicielem, ale także Apostołem i nauczycielem. I chociaż z jej powodu jestem teraz więziony, to przecież wcale się jej nie wstydzę, gdyż wiem, komu zaufałem! Co więcej, mam absolutną pewność, że depozyt zaufania, który złożyłem w Chrystusie, jest wystarczająco mocny i ugruntowany, aby mnie strzec aż do nadchodzącego Dnia Sądu. Dlatego trzymaj się mocno zdrowej nauki, którą ode mnie przejąłeś! Trwaj w żywej wierze i w postawie ofiarnej Bożej miłości, której źródłem jest Chrystus Jezus. Cennego depozytu, jaki ci powierzono, strzeż przez trwanie w duchowej postawie uświęcenia, którą masz w sobie. Pewnie już wiesz o tym, że większość moich współpracowników pochodzących z Azji odwróciła się ode mnie. Dotyczy to także Figelosa i Hermogenesa. Pewnego pokrzepienia doznałem dopiero przez Onezyfora – niech PAN okaże jego domowi swoje miłosierdzie – który, nie wstydząc się moich więzów, już wielokrotnie podnosił mnie na duchu. Ostatnio przybył on do Rzymu i szukał mnie dotąd, aż w końcu znalazł. Niechaj PAN w Dniu Sądu okaże mu swoje miłosierdzie, również z uwagi na to, jak bardzo pomagał nam w Efezie – o czym sam wiesz najlepiej. Synu mój, umacniaj się w łasce, która została nam udostępniona w Chrystusie Jezusie. A wszystko, co w obecności wielu świadków usłyszałeś ode mnie, przekaż dalej ludziom godnym zaufania, którzy będą zdolni nauczać innych. Jak przystało na dobrego żołnierza Chrystusa Jezusa, nie pozwól uwikłać się w sprawy związane z zaopatrzeniem. Żaden bowiem żołnierz – jeśli chce się podobać temu, kto go powołał – nie powinien się angażować w coś takiego. Podobnie ma się rzecz z zawodnikami biorącymi udział w zmaganiach sportowych. Muszą być oni skupieni na głównym celu, bo w przeciwnym wypadku nie mieliby szansy na zdobycie wieńca chwały. A skoro – niczym rolnik – trudzisz się na niwie PANA, to pamiętaj, że każdy pracujący na roli ma prawo do korzystania z plonów, które ona przynosi. Przemyśl, co napisałem, a PAN da ci stosowne zrozumienie. Piszę o tym, abyś dbał o koncentrowanie swojego myślenia na potomku Dawida – Jezusie Chrystusie, który powstał z martwych dla potwierdzenia prawdziwości Dobrej Wiadomości o Królestwie Bożym, którą i ja głoszę, idąc Jego śladami. To właśnie z jej powodu doświadczam prześladowań i uwięzienia niczym złoczyńca. Jednak Bożego Słowa nie da się zamknąć ani uwięzić! Dla niego jestem gotów znosić cierpienie, aby ludzie, którzy je usłyszą, zostali uwolnieni od mocy, wpływu i obecności grzechu i w Chrystusie Jezusie mogli się znaleźć w chwale przyszłego wieku. Podkreślaj wagę tej wielkiej prawdy, że razem z Chrystusem będziemy kiedyś żyć na wieki, o ile teraz – również razem z Nim – w naszych sercach umrzemy dla grzechu. Jeśli więc, pomimo doznawanych cierpień, wytrwamy w Chrystusie, to również w Nim otrzymamy udział w Jego Królestwie. Jeśli jednak zaprzemy się Go, to i On zaprze się nas! Tak właśnie będzie! A jeśli ktoś – myśląc światowymi kategoriami – przypuszcza, że będzie inaczej, bo jest przyzwyczajony do tego, że ludzie często nie dotrzymują swoich obietnic, to musi zrozumieć, że z Bogiem tak nie jest. On zawsze jest wierny swemu Słowu. Jakże bowiem mógłby się wyprzeć samego siebie?! Nieustannie to przypominaj, a składając świadectwo, pamiętaj, że wszystko, co mówisz, wypowiadasz w obecności Boga. Nie walcz o słowa czy sformułowania dotyczące spraw pomniejszych, gdyż słowne utarczki nigdy nie prowadzą do dobrego, a jedynie do zguby tych, którzy się im przysłuchują. Zamiast tego gorliwie staraj się, by samemu stanąć przed Bogiem jako Jego sprawdzony i dobry pracownik, który uczciwie głosi Słowo Prawdy. Z tego powodu unikaj jałowych dyskusji, w których specjalizują się ludzie o bezbożnych sercach! Niestety, gadania i poglądy takich szerzą się wokół niczym gangrena! Do nich należą Hymeneusz i Filetos, którzy – głosząc, że nasze zbawienie już się sfinalizowało – rozmijają się z prawdą i wywracają wiarę wielu. Jednak, niezależnie od tego, co tacy ludzie twierdzą, przesłanie Bożego wezwania pozostaje dalej niewzruszone. Niczym królewska pieczęć poświadcza ono, że PAN obcuje jedynie z tymi, którzy prawdziwie należą do Niego. Dlatego niech każdy, kto przyzywa PANA, odstąpi od nieprawości. Z uwagi na to bądź ostrożny i pamiętaj, że w społeczności wierzących jest jak w wielkim domu, w którym znajdują się nie tylko sprzęty złote i srebrne, lecz także drewniane i gliniane. Te pierwsze są dla chwały i splendoru, drugie zaś na śmieci i odpady. Każdy jednak, kto prawdziwie oczyści się z brudów tego świata, może się stać sprzętem uświęconym, w którym Bóg uwidoczni splendor swojej chwały i który będzie PANU pożyteczny do realizacji wszelkiego dobrego dzieła. Tymoteuszu, mając to na uwadze, uciekaj przed wszelkimi młodzieńczymi pożądliwościami! W ich miejsce zabiegaj o prawość, ugruntowanie w ufności do Bożego Słowa, Chrystusową postawę ofiarnej miłości i trwanie w Bożym pokoju. Czyń to razem z tymi, którzy w czystości serca zwracają się do PANA. A od głupich i bezsensownych dyskusji trzymaj się z daleka, gdyż one zwykle prowadzą do kłótni. Pamiętaj, że nie ma potrzeby, by człowiek taki jak ty – to znaczy w pełni poświęcający się służeniu PANU – wdawał się w jakiekolwiek ludzkie spory i walki. Zamiast tego pamiętaj, że każdy prawdziwy sługa PANA winien być wobec wszystkich uprzejmy, zdolny do nauczania i cierpliwie znoszący zło oraz wszelkie przeciwności. Ludzi wrogo usposobionych koryguj taktownie, gdyż być może – dzięki okazanej im uprzejmości – skorzystają kiedyś z Bożego wezwania do opamiętania się, a uznając Prawdę, oprzytomnieją i wyrwą się z diabelskich sieci, w których teraz, schwytani żywcem, służą księciu ciemności, pełniąc jego wolę. Bądź również pewien tego, że w czasach ostatecznych relacje społeczne staną się bardzo trudne. Ludzie będą samolubni, chciwi pieniędzy, chełpliwi, butni, bluźnierczy, bez serca dla rodziców, niewdzięczni, niegodziwi, nieczuli, nieubłagani, rzucający oszczerstwa, nieopanowani, wulgarni, gardzący dobrem, pełni wszelkiej zdrady, porywczy, w próżności nadęci, bardziej kochający wygodę i przyjemności niż Boga. Zewnętrznie będą stwarzać pozory pobożności, lecz wewnętrznie odrzucą jej przemieniającą moc uświęcenia. Od takich trzymaj się daleko! Z nich bowiem pochodzą ludzie krążący po domach i pozyskujący zaufanie bezmyślnych i łatwowiernych kobiet, które nurzają się w grzechach, gdyż nieustannie pozwalają się uwodzić różnego typu pożądliwościami. Kobiety takie rozpoznasz po tym, że twierdzą, iż ciągle się uczą, lecz w rzeczywistości nigdy nie dochodzą do poznania Prawdy. Jak kiedyś Jannes i Jambres wystąpili przeciwko Mojżeszowi, tak współcześni zwodziciele występują przeciwko Prawdzie Bożego Słowa. Są to ludzie o wypaczonych umysłach, których „wiara” nigdy nie została przez Boga potwierdzona. Jednak nie zdobędą oni wiarygodności u wszystkich, gdyż ich przebiegłość – podobnie jak i tamtych – stanie się w końcu powszechnie znana. Tymoteuszu, dziękuję Bogu za to, że ty poszedłeś za moim nauczaniem, moim sposobem życia, moimi celami i moim zaufaniem do Boga, a także za cierpliwością w postawie ofiarnej miłości oraz wytrwałością w prześladowaniach i cierpieniach, które znosiłem w Antiochii, Ikonium, Listrze oraz w wielu innych miejscach. Jak wiesz, PAN wyprowadził mnie z tego wszystkiego bezpiecznie! Mając więc mój wzór na uwadze, bądź pewien, że wszyscy, którzy pragną postępować Bożą drogą w Chrystusie Jezusie, będą doświadczać prześladowań. W tym samym czasie ludzie niegodziwi oraz wszelkiej maści oszuści będą wzrastać w nieprawości. A będzie to proces, w którym owi zwodziciele będą nie tylko łudzić sami siebie, lecz pozwolą także, by inni – jeszcze bardziej nieprawi – mamili ich w tym mocniej! Ty jednak trwaj w tym, czego się nauczyłeś i w czym okazałeś się wiarygodny, ponieważ wiesz, skąd czerpałeś swe zaufanie do Boga. Od dzieciństwa bowiem znasz Pisma święte, które są źródłem mądrości i kierują wzrok ku zbawieniu, jakie dostępne jest tylko przez całkowite zaufanie Chrystusowi Jezusowi. To o Nim właśnie składa świadectwo Biblia, która jako całość powstała z Bożego natchnienia i jest pomocna do nauczania, przekonywania, poprawiania i wychowywania w prawości tak, by każdy człowiek, który w Bogu złożył swą nadzieję, został odpowiednio wyposażony do pełnienia wszelkiego dobrego dzieła. Zaklinam cię zatem na Boga, na Jego Królestwo i objawienie się w Chrystusie Jezusie – który przyjdzie sądzić zarówno żywych, jak i umarłych – głoś Boże Słowo! W każdej chwili bądź gotów do realizacji tego zadania! Upominaj, a jeśli trzeba, to także – z całą cierpliwością i wyczuciem – karć lub zachęcaj! Nadchodzą bowiem czasy, w których ludzie, nie mogąc ścierpieć zdrowego nauczania, odwrócą się od niego i zaczną dobierać sobie takich nauczycieli, którzy zajmą się głoszeniem im tylko tego, co chcą usłyszeć, zgodnie z pożądaniami, jakimi są przepełnieni. Będą odwracać się od Prawdy i skłaniać się ku zmyślonym bujdom. Ty jednak zachowaj trzeźwość ducha i umysłu! Głosząc zaś Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie, z całą cierpliwością znoś prześladowania, aby rzetelnie wypełnić powierzone ci zadanie! Mój czas już nadszedł. Wiem, że niedługo przyjdzie mi złożyć mą największą ofiarę. Piękny bój stoczyłem, swój bieg ukończyłem, wiary dochowałem. Widzę już w końcu odłożony dla mnie wieniec sprawiedliwości, który – w owym Dniu – wręczy mi sam PAN, Sędzia sprawiedliwy. Lecz nie tylko ja go otrzymam. Podobne wieńce dostaną wszyscy, którzy z utęsknieniem trwają w oczekiwaniu Jego powtórnego przyjścia. Postaraj się przybyć do mnie jak najszybciej. Demas niestety opuścił mnie i wyjechał do Tesaloniki. Ten świat mocno go pociągnął. Krescens udał się do Galacji, Tytus – do Dalmacji. Obecnie tylko Łukasz jest przy mnie. Zabierz Marka i przyprowadź go ze sobą, gdyż będzie mi tutaj bardzo pomocny. Tychika wysłałem do Efezu. Od Karpa z Troady przynieś mi płaszcz, który u niego zostawiłem, a także księgi – szczególnie pergaminy. Aleksander, brązownik, wyrządził mi tam wiele zła. PAN odda mu według jego czynów. Strzeż się go i ty, gdyż człowiek ten ostro sprzeciwia się naszemu nauczaniu. Chcę, abyś wiedział, że w czasie mojej pierwszej rozprawy sądowej nikt z lokalnej społeczności wierzących mnie nie wsparł. Wszyscy się odwrócili. Niech to nie będzie im policzone. Lecz PAN zadbał o mnie! On był przy mnie i dodawał mi sił, abym nawet w takiej chwili mógł głosić Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie. Chodzi bowiem o to, aby Boży plan ogłoszenia jej wszystkim narodom realizował się wszędzie i w każdej sytuacji. I tym razem Najwyższy wyrwał mnie z grożącego niebezpieczeństwa, niczym z paszczy lwa. A jeśli trzeba, to również On – mój PAN – wyciągnie mnie z każdej niegodziwości i doprowadzi bezpiecznie do swego Królestwa w Niebiosach. Jemu niech będzie wszelka chwała na wieki wieków. Amen. Pozdrów Pryskę i Akwilę, a także dom Onezyfora. Erast pozostał w Koryncie. Trofimowi poleciłem zostać w Milecie, gdyż zachorował. Postaraj się przybyć przed zimą. Pozdrawia cię Eubulos i Pudens, Linus i Klaudia, a także pozostali bracia i siostry w wierze. Niech PAN wzmacnia twego ducha, a Jego łaskawość niech zawsze otacza ciebie oraz wszystkich, którzy są przy tobie. Ja, Paweł – całkowicie i bez reszty oddany Bogu Apostoł Jezusa Chrystusa, posłany do wzmacniania wiary tych, którzy zostali wezwani nie tylko do poznania Prawdy, ale i do trwania w niej przez uświęcone życie w nadziei odwiecznego i nieskończonego Życia, które prawdomówny Bóg obiecał ludziom przed wiekami, a objawił w ustalonym przez siebie czasie przez głoszenie Słowa, co i mnie, zgodnie z decyzją Boga, naszego Zbawiciela, łaskawie powierzono – kieruję ten list do Tytusa, mego prawowitego syna w wierze. Niech łaska oraz pokój Boga, to znaczy Ojca i Syna – Chrystusa Jezusa, naszego Zbawiciela – zawsze obficie cię otaczają. Na Krecie zostawiłem cię po to, byś uporządkował szereg spraw, a także poustanawiał zwierzchników w społecznościach, które pozakładaliśmy w tamtejszych miastach. Przypominam ci, że zgodnie z moim wcześniejszym zaleceniem, zwierzchnikiem wspólnoty może zostać tylko taki mężczyzna, który ma nieposzlakowaną opinię, trwa w związku małżeńskim z jedną kobietą, ma dzieci polegające na Bogu, które nie są rozpasane ani niezdyscyplinowane. Trzeba bowiem, aby ten, kto kieruje społecznością Bożego ludu, był nienaganny, niezarozumiały, nieskory do gniewu i nienadużywający alkoholu. Nie może to być człowiek, który łatwo wdaje się w awantury lub kieruje względami finansowymi, co zawsze jest dowodem znikczemnienia charakteru. Zamiast tego zwierzchnik wspólnoty winien być człowiekiem gościnnym, kochającym dobro. Musi być rozsądny i sprawiedliwy, podążający Drogą Bożą i we wszystkim wstrzemięźliwy. Powinien dbać o to, by nauczanie w społeczności było zawsze zgodne z Bożym Słowem. Sam również powinien być w nim mocno zakorzeniony, aby mieć podstawy do zachęcania innych zdrowym wykładem Pisma oraz do skutecznego napominania tych, którzy sprzeciwiają się Bożej prawdzie. Niestety, jak wiesz, wiele osób nie poddaje się Bożemu Słowu. Zamiast tego, ludzie ci marnują czas na bezsensowne rozmowy o sprawach, które nie mają znaczenia w wieczności, a ich wpływ na myślenie otoczenia jest katastrofalny. Najwięcej tego rodzaju zwodzicieli wywodzi się spośród tych, którzy lubują się w pielęgnowaniu religijnych tradycji żydowskich. Takim trzeba zamykać usta, gdyż wywracają myślenie w wielu społecznościach. Co gorsza, z uwagi na korzyści finansowe – co samo w sobie jest haniebne – nauczają tego, czego nie należy. Ich własny prorok tak ich opisał: Mieszkańcy Krety, zawsze łgarze, złe bestie i gnuśne brzuchy. Świadectwo to jest niezwykle trafne. Dlatego napominaj ich zdecydowanie, by powrócili do zdrowej wiary! Dbaj również o to, byś sam nigdy nie uległ jakimkolwiek bajkom religijnym, które oni głoszą, a szczególnie tym o żydowskich korzeniach, ani żadnym innym ludzkim przykazaniom rozpowszechnianym przez osoby odwodzące braci i siostry w wierze od Prawdy, która złożona jest wyłącznie w Chrystusie! Pamiętaj, że ludzie czyści są łatwowierni i zbyt szybko uznają, że wszystko, co słyszą, jest czyste. Jednak to, co pochodzi od ludzi zbrukanych i Bogu nieposłusznych, nie jest czyste, ponieważ ich myśli są pokrętne, a sumienie plugawe! Osoby tego pokroju – choć twierdzą, że znają Boga – to jednak swym postępowaniem przeczą temu całkowicie! Ich czyny są dowodem nieposłuszeństwa oraz niezdatności do jakiegokolwiek dobrego dzieła. Dlatego są Bogu tak bardzo obrzydliwi! Ty jednak, jak przystoi, głoś zdrową naukę! Podkreślaj, że dojrzali mężczyźni powinni postępować godnie – być zawsze trzeźwi, stateczni, rozważni, wyróżniający się zdrową wiarą, postawą ofiarnej Bożej miłości oraz cierpliwością. Podobnie dojrzałe kobiety – niech wyróżniają się wzrastaniem w uświęceniu, a nie w obmawianiu innych czy sięganiu po alkohol. Powinna je cechować skłonność do tego, co jest piękne w oczach PANA, to znaczy do uczenia młodszych kobiet, jak mają miłować mężów oraz dzieci. Niech pokazują im, co znaczy być rozważną, nieskalaną i gospodarną panią domu, która jest poddana mężowi. Chodzi bowiem o to, aby ich postępowanie nie dawało nikomu powodu do szydzenia z Bożego Słowa. Młodych mężczyzn zachęcaj do rozwagi, stawiając im siebie za wzór odpowiedzialnego życia. W nauczaniu zachowuj prawość i powagę. Głoś tylko to, co jest zdrowe i bez zarzutu, by przeciwnik ze wstydem musiał przyznać, iż niczego złego nie może powiedzieć na nasz temat. Nauczaj również, że pracownicy z własnej woli – z szacunkiem, a nie w buncie – powinni podporządkowywać się swoim przełożonym. Niechaj niczego sobie nie przywłaszczają, lecz prawdziwość swojej wiary dokumentują pięknym postępowaniem. Niech swą uczciwością i nieskazitelnością uwiarygadniają nauczanie naszego Zbawiciela, Boga! W Chrystusie bowiem Najwyższy objawił pełnię swojej łaski, która dla wszystkich ludzi jest jedyną szansą zbawienia. Ta zaś niezmiennie poucza nas, że już teraz – w tym życiu – winniśmy porzucić wszystko, co jest bezbożne lub wynikające ze światowych pożądliwości, by dalej kierować się już tylko Bożą mądrością oraz prawością i w uświęceniu oczekiwać finału danej nam Obietnicy, która zrealizuje się w Dniu Objawienia chwały wielkiego Boga i Zbawiciela naszego Jezusa Chrystusa. On bowiem wydał sam siebie nie tylko po to, by nas wyzwolić z mocy nieprawości, ale również, by nas – już jako swój cenny lud – oczyścić do realizacji pięknych dzieł, które przygotował nam do wykonania. Tak mów i w ten sposób zachęcaj każdego, a jeśli trzeba, napominaj z całą stanowczością! Nie pozwól, by ktokolwiek cię lekceważył! Wszystkim zaś przypominaj, iż do rządzących powinni się odnosić z całym szacunkiem i poddaniem, w gotowości do zaangażowania w każde dobre dzieło. Niech nikt o nikim źle się nie wypowiada. Wierzący bowiem powinni unikać kłótni, wobec wszystkich być życzliwi i do każdej osoby odnosić się z całą łagodnością. Przecież i my byliśmy kiedyś bezmyślni, buntowniczy i błądzący, zniewoleni różnego rodzaju żądzami oraz pragnący życia w luksusach i rozkoszy. Dążyliśmy do tego pełni złości, zawiści i gniewu. A przesyceni wzajemną nienawiścią, byliśmy Bogu obrzydliwi! A jednak On, nasz Bóg i Zbawiciel, zdecydował się okazać nam swą dobroć i ofiarną miłość! Uczynił to nie z powodu naszych starań ani nie w nagrodę za dobre postępowanie czy uczynki, którymi pragnęliśmy zdobyć sobie w Jego oczach uznanie, lecz jedynie z uwagi na swe wielkie miłosierdzie! Co więcej, wprowadził nas również na drogę zbawienia przez odradzające i odnawiające obmycie w Duchu Uświęcenia, którym tak hojnie nas obdarował w Jezusie Chrystusie, naszym Zbawicielu. Tylko w Nim bowiem każdy z nas, dostępując uznania za sprawiedliwego, wezwany jest do trwania w udzielonej nam łasce i do radowania się nadzieją czekającego nas dziedzictwa w odwiecznym i nieskończonym Życiu. Jest to wielka prawda zasługująca na uznanie! Dlatego chciałbym, abyś nauczał jej z całą mocą, podkreślając, że ci, którzy złożyli swoją ufność w Bogu, mają również zabiegać o wyróżnianie się dobrymi czynami, gdyż jest to piękne w oczach Bożych, a dla ludzi pożyteczne. Pamiętaj, aby unikać głupich dociekań, wywodów i kłótni na tematy religijne, co zwykle prowadzi do sporów. Sprawy te – w perspektywie wieczności – niczemu nie służą i są bezużyteczne. A człowieka, który tworzy stronnictwa i wszczyna zgubne dyskusje, napomnij raz i drugi, a jeśli nie posłucha, usuń ze wspólnoty, informując innych, że jego myślenie uległo zepsuciu, a on sam – trwając w błędzie – wydał wyrok na siebie. Kiedy już Artemas albo Tychik dotrą do ciebie, postaraj się sam przybyć do mnie – do Nikopolis, gdzie postanowiłem przezimować. Uczonego w prawie Zenasa oraz Apollosa czym prędzej zaopatrz na drogę, i to tak, by niczego im nie brakowało. Niech obecni przy tobie bracia i siostry w wierze uczą się, jak dobrymi czynami zaradzać rodzącym się potrzebom. Nie byłoby dobrze, gdyby byli bezowocni. Pozdrawiają cię wszyscy, którzy są przy mnie. Ty zaś przekaż nasze pozdrowienie tym, którym w wierze jesteśmy bliscy. Niech Boża łaska otacza każdego z was. Ja, Paweł, uwięziony z powodu Chrystusa Jezusa, wraz z bratem w wierze, Tymoteuszem, kieruję te słowa do umiłowanego Filemona, naszego współpracownika, a także do Apfii, naszej siostry w PANU, do Archipa, naszego współbojownika oraz do całej społeczności wierzących, która gromadzi się w waszym domu. Niech łaska i pokój od Boga, naszego Ojca, i od Jezusa Chrystusa, naszego PANA, obficie w was rozkwitają. Ilekroć tylko wspominam ciebie, drogi bracie, to w modlitwach z głębi serca dziękuję za ciebie Bogu, słyszę bowiem o miłości i posłuszeństwie, z jakim – wobec Bożego ludu – realizujesz nakazy Jezusa, naszego PANA. Modlę się o to, aby twoja wiara owocowała również wszelkim poznaniem każdego rodzaju dobra, którym zostaliśmy napełnieni w Chrystusie. Doznaję bowiem wielkiej radości i pociechy, słysząc bracie o twojej postawie ofiarnej miłości, która tak bardzo pokrzepia serca Bożego ludu. I chociaż w Chrystusie mógłbym śmiało nakazać ci zrobienie tego, co słuszne, to jednak z uwagi na twoją ofiarną postawę miłości ja – twój zwierzchnik w wierze, a teraz jeszcze więzień z powodu Chrystusa Jezusa – zwracam się do ciebie z pokorną prośbą. Dotyczy ona Onezyma, mego dziecka w wierze, który dla Chrystusa narodził się duchowo w moim więzieniu. Kiedyś – tak naprawdę – nie był dla ciebie prawdziwie użyteczny, lecz teraz, jako brat w Chrystusie, stał się użyteczny dla mnie, a przez to i dla ciebie. Tego więc, który jest moim sercem, odsyłam do ciebie. Początkowo zamierzałem zatrzymać go przy sobie, by zamiast ciebie pomagał mi w czasie mego uwięzienia, które znoszę z powodu głoszenia Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie, jednak doszedłem do wniosku, że nie uczynię tego bez twojej wiedzy i woli. Chciałbym bowiem zostać obdarzony tym dobrem przez ciebie nie w sposób wymuszony, ale w pełnej wolności twej decyzji. Może właśnie z tego powodu wydarzyło się to, co się stało. Może dlatego właśnie oddalił się on od ciebie na pewien czas, byś odzyskał go na wieczność, i to już nie jako niewolnika, lecz jako kogoś znacznie cenniejszego – umiłowanego brata w wierze, którym stał się przecież nie tylko dla mnie, ale o wiele bardziej dla ciebie, i nie tylko w ziemski sposób, lecz także w PANU. Jeśli więc poczuwasz się do wspólnoty ze mną, potraktuj go jak mnie samego. A jeśli z jego powodu poniosłeś jakąś szkodę lub jest on tobie winien cokolwiek, biorę to na siebie. Spójrz, co piszę własną ręką: ja, Paweł, ureguluję wszystkie jego długi! Pomijam już fakt, że ty sam winien mi jesteś całego siebie. Och, bracie, błagam, uczyń to w PANU dla mnie! Uraduj moje serce w Chrystusie! Znając twoje oddanie Jezusowi, piszę do ciebie z głębokim przekonaniem, że uczynisz nawet więcej niż to, o co proszę. I przygotuj mi gościnę u siebie, liczę bowiem na to, że dzięki waszym modlitwom zostanę niedługo wam przywrócony i będę mógł przybyć do was. Pozdrawia cię Epafras, który wraz ze mną jest więźniem z powodu Chrystusa Jezusa, a także Marek, Arystarch, Demas i Łukasz, moi współpracownicy. Niech łaska Jezusa Chrystusa naszego PANA napełnia waszego ducha. Wielokrotnie i w rozmaity sposób Bóg od wieków przemawiał do naszych przodków przez proroków. Teraz zaś, w czasach ostatecznych, przemówił do nas przez Syna, w którego postaci sam siebie nam objawił, ustanawiając w Nim wszelkie swoje dziedzictwo na wieki. I to właśnie On, Boży Syn, promieniejący blaskiem Bożej chwały i będący najdoskonalszym odwzorowaniem istoty oraz pełni Bożego charakteru – jako wcielone Słowo Boga podtrzymujące wszystko potęgą swej oczyszczającej z grzechów mocy – zasiadł na wysokościach w pełni chwały i potęgi Bożego Majestatu, objawiając w ten sposób, iż Jego godność jest znacznie wyższa od godności aniołów, a Jego dziedzictwo wspanialsze niż ich dziedzictwo. Do żadnego bowiem z aniołów nigdy nie zostały skierowane następujące słowa: Jesteś moim Synem! To Ja sprawiłem, że się narodziłeś!. Również o żadnym z nich Bóg nie wypowiedział się w ten sposób: Ja będę Mu Ojcem, a On będzie mi Synem. A wprowadzając Go na ten świat jako Pierworodnego, Najwyższy powiedział: Niechaj hołd Mu złożą wszyscy Boży aniołowie, których określił słowami: Jego zwiastunami czyni także wichry, a płomienie ognia – Jego sługami, O Synu zaś złożył takie oświadczenie: Tron Twój niewzruszony jest Bożym Tronem, więc się nie zachwieje, lecz przetrwa na wieki; sprawiedliwość jest berłem Twojego Królestwa. Miłujesz, co jest prawe, a zła nienawidzisz, dlatego Bóg, Twój Bóg, namaścił cię olejkiem, dając Ci więcej radości niż Twoim towarzyszom. O Nim także zostało powiedziane: To Ty, PANIE, przed wiekami Ziemię założyłeś, Niebiosa są także dziełem rąk Twoich. One zniszczeją, choć Ty się nie zmienisz. Zużyją się jak szata bez przerwy noszona. Zrzucisz je jak odzienie na zmianę przeznaczone, lecz Ty na zawsze ten sam pozostaniesz, Twoje lata nigdy końca nie zobaczą!. Co więcej, żaden z aniołów nigdy nie usłyszał: Zasiądź w chwale i potędze mojego Majestatu, a Ja Twoich wrogów jako podnóżek rzucę pod Twe stopy. Wszyscy aniołowie Boży są bowiem jedynie służebnymi duchami posyłanymi do pomocy tym, którzy podążają drogą zbawienia! Dlatego, moi drodzy, tym mocniej powinniśmy przylgnąć do tego, co usłyszeliśmy, abyśmy przez zwykłą niedbałość nie minęli się z celem Bożego planu. Jeśli bowiem wszystko, co obwieszczali wcześniejsi wysłannicy, spełniło się, a każde przestępstwo i nieposłuszeństwo otrzymało zasłużoną karę, to jakże my mielibyśmy uniknąć wyroku, gdybyśmy beztrosko zaniedbali sprawę tak wielkiej wagi, jaką jest nasze zbawienie? Ono przecież zostało ogłoszone przez samego PANA, a potem – na Jego polecenie – umocnione pośród nas przez tych, którzy Go usłuchali. Od początku było również przez Boga potwierdzane znakami, cudami, różnymi przejawami mocy i darami Ducha Uświęcenia, których Najwyższy udziela według swojej woli. Zwróćcie też uwagę, że Bóg nikomu wcześniej nie poddał ani obecnego świata, ani tego, na który czekamy. Wręcz odwrotnie. Dawid już wcześniej o tym prorokował następującymi słowami: Kim jest ów Człowiek, byś o nim pamiętał; kim Syn człowieczy, byś troszczył się o Niego? Obdarzyłeś Go funkcją nieco niższą od Twojej, chwałą i dostojeństwem raczyłeś Go otoczyć (...) wszystko Mu poddałeś, by miał nad tym władzę. A skoro Chrystusowi jest poddane wszystko, to znaczy, że nic z tego podporządkowania nie podlega wyłączeniu. Choć więc na razie nie widać jeszcze, by wszystko było Mu całkowicie poddane, to jednak już rozpoznajemy, iż On – przyjmując ludzkie ciało i godząc się na pozycję niższą od aniołów – przejściowo uniżył sam siebie. Uczynił to zaś w jednym celu – by przez chwalebne i godne czci doświadczenie śmierci za grzech każdego człowieka wyjednać dla wszystkich Bożą łaskawość. Wypadało zresztą, aby Ten, dzięki któremu wszystko istnieje i się dokonuje, mając plan przyprowadzenia wielu do swej chwały, sam najpierw – zanim stał się Źródłem i Przewodnikiem ich zbawienia – okazał się doskonały A ponieważ zarówno Ten, który uświęca, jak i wszyscy, którzy poddają się Jego uświęceniu, pochodzą od Jedynego Boga, dlatego Chrystus nie wstydzi się nazwać ich swoimi braćmi, mówiąc: Będę o Tobie mówił moim braciom i Ciebie sławił w zgromadzeniu ludu. To o Nim również mówi Pismo: W Nim będę pokładał całą moją ufność. A także: Oto ja i dzieci, które dał mi Bóg. A skoro owe dzieci były natury cielesnej, dlatego i On ją przyjął, by przez śmierć dla tejże natury rozbroić moc diabła, który wpędza ludzi w Śmierć wieczną, i uwolnić żyjących w niewoli szatańskiej od nieustannego strachu przed śmiercią – zarówno doczesną, jak i wieczną. Jezus bowiem nie przyszedł po to, by pomagać aniołom, lecz dzieciom Abrahama. Tak więc, aby się stać miłosiernym i wiarygodnym Arcykapłanem w sprawach odnoszących się do Boga i by dokonać przebłagania za grzechy ludu, Jezus musiał całkowicie upodobnić się do ludzi. A dzięki temu, że sam został doświadczony wielkim cierpieniem, to może pomagać innym, którzy przechodzą przez różnego typu doświadczenia. Dlatego więc, bracia i siostry, święci adresaci wezwania z Niebios, starajcie się dobrze zrozumieć, kim jest ów Wysłannik i Arcykapłan – Jezus. On bowiem, przebywając na Ziemi, okazał się nie tylko wiernym sługą PANA – jak Mojżesz – we wszystkich sprawach tyczących się Bożego domu, lecz był Autorem tego domu. Dlatego też uznany został za godnego większej chwały niż Mojżesz. Oczywiste jest bowiem, że budowniczy cieszy się większym uznaniem, niż dom, który postawił. Każdy dom wznoszony jest przecież przez kogoś, a tym, który zbudował wszystko, jest Bóg. O ile więc Mojżesz – jako sługa – był wierny we wszystkich sprawach domu Bożego na świadectwo tego, co dopiero miało zostać powiedziane, o tyle Chrystus – jako Syn – stoi ponad całym domem Bożym. A domem tym jesteśmy my, jeśli tylko w prostocie i chlubie tej nadziei, którą On nam zwiastował, wytrwamy do końca. Dlatego, jak mówi Duch Uświęcający: DZISIAJ, gdy Słowo moje słyszycie, nie czyńcie kamiennymi serc swoich jak w buncie, jak w dniu oburzenia, kiedy na pustyni ojcowie wasi chcieli mnie doświadczyć, na próbę wystawiając, choć dzieła me widzieli. Dlatego lat czterdzieści gniewałem się na nich, aż doszedłem do wniosku, że zawsze będą błądzić, gdyż nie było w nich chęci pełnienia mej woli. Dlatego to przysiągłem w swoim uniesieniu, że tacy nie wejdą do mego Odpocznienia. Baczcie więc, bracia i siostry, aby i w waszych sercach nie rozwinął się podobny przewrotny i niegodziwy brak ufności do PANA, prowadzący do odstąpienia od Boga żywego. Dlatego zachęcajcie się każdego dnia – dopóki to, co nazywamy DZISIAJ, ciągle jeszcze trwa – aby wskutek zwodzenia, jakie przychodzi ze strony grzechu, serce żadnego z was nie stało się kamienne. Mamy bowiem prawdziwy udział w Chrystusie, o ile do końca wytrwamy w tej ufności, którą od początku w Nim złożyliśmy. Właśnie dlatego zostało powiedziane: DZISIAJ, gdy Słowo moje słyszycie, nie czyńcie kamiennymi serc swoich jak w buncie. Kim byli ludzie, którzy, choć początkowo dawali posłuch Bożemu Słowu, to jednak się zbuntowali? Czyż nie byli to ci, którzy pod wodzą Mojżesza wyszli z Egiptu? Czyż to nie oni przez czterdzieści lat ciągle i na nowo oburzali Boga? Czyż to nie zwłoki tych, którzy grzeszyli niewiarą, zostały porozrzucane na piaskach pustyni A komu Bóg poprzysiągł odmowę wejścia do swego Odpocznienia, jeśli nie tym, którzy początkowo szli za Nim, lecz po jakimś czasie okazali Mu swoje nieposłuszeństwo? Widzimy zatem jasno, że nie mogli tam wejść z powodu braku posłuszeństwa wobec Najwyższego. Z bojaźnią więc traktujmy Boże wezwanie, abyśmy – gdy obietnica wejścia do Jego Odpocznienia ciągle jeszcze pozostaje aktualna – przypadkiem, jak tamci, nie osłabli w naszej gorliwości i zaufaniu pokładanym w Bogu. My przecież, podobnie do tamtych, także otrzymaliśmy Dobrą Wiadomość o Bożym ratunku. Tamtym jednak usłyszane Słowo na nic się nie przydało, ponieważ nie odpowiedzieli na Boże wezwanie wytrwaniem w żywej wierze, która polega na okazywaniu Bogu osobistego zaufania i posłuszeństwa. Do Jego świętego Odpocznienia wchodzą bowiem jedynie ci, którzy prawdziwie trwają w zaufaniu do Niego, zgodnie z tym, co powiedział: Dlatego to przysiągłem w swoim uniesieniu, że ci, którzy nie trwają w zaufaniu do mnie, nie wejdą do mego Odpocznienia. Taki jest właśnie Boży plan ustalony od samego początku, to znaczy od założenia fundamentów świata. To jego zapowiedzią i obrazem był siódmy dzień stworzenia, o którym Pismo mówi w ten sposób: A siódmego dnia Bóg odpoczął po dokonaniu wszystkich swoich dzieł. Gdy zaś porównamy to z cytowaną wcześniej wypowiedzią: (...) ci, którzy nie trwają w zaufaniu do mnie, nie wejdą do mego Odpocznienia, bez trudu zauważymy, iż będą pośród nas tacy, którzy wejdą do Bożego Odpocznienia. Niestety, wielu z tych, którym w tamtym czasie ogłoszono Dobrą Wiadomość o Bożym ratunku, nie skorzystało z niej z uwagi na nieposłuszeństwo. Z tego powodu Bóg, podobnie jak kiedyś – gdy w czasie stworzenia ustanowił siódmy dzień jako symbol swojego Odpocznienia – tak teraz, po długim czasie, wyznacza nowy, specjalny rodzaj dnia, który nazwał DZISIAJ. A zapowiedział to już ustami Dawida: DZISIAJ, gdy Słowo moje słyszycie, nie czyńcie kamiennymi serc swoich jak w buncie! Gdyby bowiem Jezus już wówczas, za dni Starego Przymierza, zapewnił ludziom wstęp do Bożego Odpocznienia, to Bóg nie ustanowiłby przecież innego, nowego dnia, który nazwał DZISIAJ. Oznacza to więc, że teraz Bóg poleca całemu swojemu ludowi nieustanne świętowanie na znak ciągłego oczekiwania na obiecane im Boże Odpocznienie, w którym każdy zażyje wytchnienia od swoich dzieł, podobnie jak i Bóg wytchnął od swoich. Dlatego więc i my, tu i teraz, każdego dnia, dokładajmy wszelkich starań, byśmy sami weszli do tego Odpocznienia oraz troszczmy się o to, by nikt nie poszedł za złym przykładem i nie popadł w nieposłuszeństwo wobec Najwyższego. Pamiętajmy, że Słowo Boże jest żywe i skuteczne, ostrzejsze niż jakikolwiek miecz obosieczny. Ma ono wgląd we wszystkie ludzkie intencje i pragnienia każdego serca. Dogłębnie przenika każdą istotę, rozdzielając w niej sprawy duszy od spraw ducha, tak jak rozdziela się stawy od kości wypełnionych szpikiem. Żadne stworzenie nie zdoła się przed nim skryć. Przeciwnie, wszystko jest nagie i odsłonięte przed Tym, który je posyła. Mając zatem w Niebiosach wielkiego Arcykapłana, Jezusa – Syna Bożego, trzymajmy się silnie tego, by – Jego wzorem – żyć zgodnie z tym, co publicznie głosimy. Nie takiego bowiem mamy Arcykapłana, który by nie mógł identyfikować się z naszymi lękami czy słabościami, lecz doświadczonego we wszystkim jak i my, z wyjątkiem grzechu. Śmiało więc zbliżajmy się do Tronu Łaski, abyśmy mogli doświadczać nie tylko Bożego miłosierdzia, ale i Bożej łaskawości, która ofiarowuje stosowną pomoc, gdy znajdujemy się w potrzebie. Z każdym ziemskim arcykapłanem rzecz miała się tak, iż był on ustanawiany spośród ludzi, by w sprawach ludu Bożego, które odnosiły się do Najwyższego, służył im jako pośrednik w składaniu darów i ofiar przebłagalnych za grzechy. A z uwagi na to, że sam również był obciążony grzechami i słabościami, miał się cechować stosownym współczuciem wobec tych, którym brakowało zrozumienia woli Bożej oraz tych, którzy błądzili albo upadali z powodu swej grzeszności. Z tego powodu musiał on składać ofiary przebłagalne zarówno za grzechy ludu, jak i za własne. A godności owej nikt nie mógł nadać sam sobie. Otrzymywał ją od Boga tylko ten, kogo Najwyższy wyznaczył do pełnienia takiej posługi. W taki właśnie sposób został powołany Aaron. Podobnie i Chrystus – nie sam siebie otoczył chwałą i nie sam siebie mianował Arcykapłanem, lecz uczynił to Ten, który do Niego powiedział: Jesteś moim Synem! To Ja sprawiłem, że się narodziłeś! oraz w innym miejscu: Tyś kapłanem na wieki, na wzór Melchizedeka. Sam Chrystus – już za dni swego bytowania w ludzkiej naturze – z wielkim łkaniem, we łzach zanosił modlitwy i błagania do Tego, który wyzwala od Śmierci, i został wysłuchany z racji poddania się uświęceniu. A chociaż, będąc Synem, mógłby oczekiwać innego traktowania, to jednak zdecydował poddać się procesowi wzrastania w posłuszeństwie przez doświadczanie takich samych cierpień co i my. A gdy już został w pełni przygotowany do zadania, które miał wypełnić, stał się dla wszystkich, którzy są Mu posłuszni, realizatorem dzieła ich wiekuistego zbawienia. Po to właśnie Bóg przedstawił Go jako Arcykapłana według wzorca wcześniej przedstawionego w kapłaństwie Melchizedeka. W sprawach tych mamy jeszcze wiele do powiedzenia, lecz trudno będzie wam to wszystko wyjaśnić, gdyż ciągle jesteście ociężali w pojmowaniu rzeczy podstawowych. Ze względu na czas, który upłynął od waszego nawrócenia, powinniście już być nauczycielami, tymczasem wy ciągle wykazujecie potrzebę pouczania was o fundamentalnych prawdach Bożego Słowa. Nadal potrzebujecie mleka, a nie stałego pokarmu. A przecież ten, kto – niczym niemowlę – musi ciągle karmić się duchowym mlekiem, jest ignorantem w rozumieniu nauki o Bożej sprawiedliwości, która jest stałym pokarmem przeznaczonym dla ludzi dojrzałych, jacy – dzięki ustawicznej praktyce ćwiczenia się w rozróżnianiu dobra od zła – posiedli zdolność panowania nad swoimi zmysłami. Tymczasem jednak zostawmy na boku duchowe mleko, czyli podstawowe prawdy dotyczące dzieła Chrystusa, a przejdźmy do tego, co jest stałym pokarmem, dobrym dla ludzi dojrzałych. Nie chcę bowiem tracić czasu na ponowne wyjaśnianie fundamentów wiary, którymi są: opamiętanie się, czyli taka przemiana myślenia, która prowadzi do odwrócenia się od martwych uczynków, nauczanie o tym, czym się różni zanurzenie w świętą naturę Boga od zanurzenia w wodę, zwanego popularnie chrztem; nauczanie o delegowaniu do służby czy nauka o zmartwychwstaniu i Sądzie Ostatecznym. A jeśli Bóg pozwoli, to i tymi sprawami zajmiemy się później. Przede wszystkim powinniście mieć w pamięci, iż nie istnieje żadna moc przemieniająca serca ludzi, która byłaby większa od tej zawartej w Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie. Ci zaś, którzy jej zasmakowali i – po otrzymaniu oświecenia, a także skosztowaniu daru Niebios związanego z uczestnictwem w duchowym uświęceniu oraz posmakowaniu wspaniałości Bożego Słowa, w którym poznali moc przyszłego wieku – nie uchwycili się jednak tej nadziei, która jest w Chrystusie, nie otrzymają poza Nim żadnej innej szansy na opamiętanie się i duchowe odnowienie. Tacy bowiem własnymi rękami krzyżują w sobie Bożego Syna, wystawiając Go publicznie na pośmiewisko. Zachowują się bowiem niczym ziemia, która – przez Boga użyźniana i zraszana obficie deszczami – powinna rodzić plony właściwe dla tego rodzaju błogosławieństw, a mimo tego wydaje ciernie i osty, pokazując tym samym, że jest nieużyteczna i zasługująca na przekleństwo. Jej kresem będzie wypalenie ogniem. I chociaż wspominamy tutaj o tym, to jednak nie mamy o was takiej opinii. Liczymy raczej na to, że trzymając się drogi zbawienia, odznaczacie się lepszymi przymiotami. Bóg zaś nie jest niesprawiedliwy, by miał zapomnieć o waszym obecnym czy wcześniejszym postępowaniu w miłości, którą Mu okazujecie przez ofiarne wspomaganie braci i sióstr w Chrystusie. Podejmując ten temat, pragnęliśmy jedynie pobudzić was do usilnego starania o wytrwanie w żarliwości aż do końca, to znaczy do Dnia, w którym dokona się spełnienie naszej nadziei. Chodzi nam bowiem jedynie o to, byście przypadkiem nie popadli w gnuśność, lecz byli gorliwymi naśladowcami tych, którzy przez niezłomną wytrwałość i żarliwą ufność złożoną w PANU, dziedziczą Jego obietnice. Za przykład weźcie Abrahama. Gdy Najwyższy udzielił mu obietnicy, to z uwagi na fakt, że nie ma nikogo większego, na kogo Bóg mógłby przysiąc, przysiągł na siebie samego , mówiąc: Osobiście zaręczam, że cię pobłogosławię i obficie rozmnożę. Abraham zaś czekał wytrwale na spełnienie danej mu obietnicy i w końcu dostąpił jej realizacji. Z uwagi na ludzką skłonność do przysięgania na kogoś większego oraz zwyczaj potwierdzania ostatecznego zakończenia każdego sporu przysięgą, Bóg – aby dobitnie ukazać dziedzicom obietnicy nieodwołalność swojego postanowienia – również posłużył się przysięgą. Uczynił to, aby wszyscy, którzy wiarą uchwycą się ukazanej im nadziei, mieli mocne oparcie w podwójnie niepodważalnej gwarancji. Nie jest bowiem możliwe, by Bóg obiecał coś fałszywie albo zawiódł, pomimo złożonej przez siebie obietnicy. Trzymajmy się zatem tej nadziei niczym kotwicy naszej duszy – bezpiecznej i pewnej, która sięga poza zasłonę, do Miejsca Najświętszego w Bożej Świątyni w Niebiosach, gdzie jako pierwszy – torując nam drogę – wszedł Jezus. W ten sposób stał się tam na wieki naszym Arcykapłanem według porządku Melchizedeka. Ten to Melchizedek, król Szalemu, kapłan Boga Najwyższego, wyszedł na spotkanie Abrahamowi, który wracał po rozgromieniu królów kananejskich i udzielił mu błogosławieństwa. Jemu to Abraham wydzielił dziesięcinę z całego łupu. Imię Melchizedek w tłumaczeniu znaczy najpierw „Król Sprawiedliwości”, a potem także „Król Szalemu ”, czyli „Król Pokoju”. Znaczące jest to, że Melchizedek został ukazany w Piśmie jako postać bez rodowodu. Nie znamy jego ojca ani matki, nie znamy początku ani końca jego dni. W ten sposób stał się on proroczym objawieniem Bożego Syna, w którym zainicjowany przez niego system kapłański trwać będzie na wieki. Pomyślcie sami, jak ważny musiał być ten, któremu Abraham wydzielił najlepszą część łupów. Oczywiste jest, że potomkowie Lewiego, dziedzicząc kapłaństwo, korzystają – zgodnie z Prawem – z przywileju pobierania dziesięciny od ludu, to jest od swych braci, chociaż oni także pochodzą z lędźwi Abrahama. Tymczasem Melchizedek, nie należąc do rodu Lewiego, pobrał dziesięcinę od samego Abrahama, a także udzielił błogosławieństwa temu, który od Boga otrzymał obietnicę. Bez żadnej zaś wątpliwości ten, który udziela błogosławieństwa, jest wyższy rangą od tego, który je otrzymuje. Co więcej, podczas gdy Lewici przyjmujący dziesięcinę od swych braci kolejno umierają, to o Melchizedeku jest powiedziane, że nadal żyje. Jeśli zatem można tak się wyrazić, w Abrahamie również Lewi – choć sam pobiera dziesięciny – złożył tamtemu swoją dziesięcinę. Był jeszcze bowiem w lędźwiach swego praojca Abrahama, kiedy Melchizedek wyszedł mu na spotkanie. Gdyby więc pełnia doskonałości mogła zostać osiągnięta przez kapłaństwo lewickie, które przekazano ludowi wraz z Prawem Mojżeszowym, to czyż istniałaby potrzeba ustanowienia innego rodzaju kapłaństwa – według porządku Melchizedeka – które by zastąpiło system ofiarniczy oparty na porządku Aarona? Ze zmianą systemu kapłańskiego wiązałaby się zatem konieczność zmiany Prawa, co nastąpiło, gdyż Melchizedek należał do innego plemienia, z którego nikt nie zajmował się służbą przy ołtarzu. Zwróćcie uwagę, że nasz PAN nie wywodzi się z rodu Lewiego, ale z rodu Judy, a Prawo Mojżeszowe w ogóle nie wspominało o kapłanach z tego rodu. Sprawa staje się jeszcze bardziej oczywista, gdy czytamy, że Bóg zapowiedział, iż na podobieństwo Melchizedeka ustanowi innego kapłana, który zostanie powołany nie według przepisów Prawa regulującego sprawy na sposób cielesny, lecz według mocy niezniszczalnego Życia. I to właśnie do Jezusa Bóg skierował słowa: Tyś kapłanem na wieki, na wzór Melchizedeka. Tym jednym postanowieniem Bóg usunął poprzednie przepisy z powodu ich słabości i nieprzydatności. A ponieważ Prawo Mojżeszowe nikogo nie przywiodło do pełni doskonałości, to w jego miejsce wprowadził coś znacznie lepszego: żywą nadzieję, przez którą prawdziwie zbliżamy się do Boga. Co więcej: o ile kapłani według porządku Aarona obejmowali urząd bez Bożej przysięgi, to Chrystus otrzymał ten urząd jako realizację przysięgi, jaką złożył Ten, który rzekł do Niego: PAN złożył przysięgę i ślubu nie złamie: „Tyś kapłanem na wieki”. Widać więc z tego, że Jezus jest poręczycielem lepszego przymierza. Podczas gdy tamtych wielu musiało być kolejno powoływanych na kapłanów, gdyż śmierć nie pozwalała im pełnić tej funkcji na stałe, to Jezus objął nieprzemijające kapłaństwo na wieki. On również może uratować każdego, kto w Nim zbliża się do Boga, ponieważ to w Nim jest Życie – odwieczne i nieskończone, a On sam jest w każdej chwili dostępny i zaangażowany w sprawy wszystkich, którzy Mu ufają. A skoro nasz Arcykapłan jest święty, bez śladu zła, nieskalany, całkowicie różny od grzeszników i wywyższony ponad Niebiosa, nie musi, jak inni kapłani, składać codziennie ofiar najpierw za grzechy swoje, a potem za nieprawości ludu, gdyż, składając na krzyżu ofiarę z samego siebie, dokonał tego raz na zawsze. I jeszcze jedno: Prawo Mojżeszowe ustanawiało arcykapłanami ludzi obciążonych słabościami, zaś słowo przysięgi Bożej – późniejszej od Prawa – ustanowiło Arcykapłanem Syna, który jest doskonały na wieki. Sednem powyższego wywodu jest prawda, iż w Niebiosach mamy pełnego mocy Arcykapłana, który, zasiadając na Tronie Chwałyi Majestatu, jest Opiekunem Bożego ludu, a także prawdziwego Przybytku wzniesionego przez PANA, a nie przez ludzi. A ponieważ każdego arcykapłana ustanawia się do składania darów i ofiar, wynika stąd, że również i Ten miał do złożenia istotną ofiarę. Aby jednak podkreślić wagę różnicy Jego ofiary od ofiar składanych przez innych, w swoim doczesnym życiu nie sprawował On funkcji kapłana. Zresztą na Ziemi są już tacy, którzy zgodnie z Prawem Mojżeszowym składają dary i ofiary. Ci jednak służą temu, co jest jedynie cieniem czy odbiciem tej Świątyni, która znajduje się w Niebiosach, o której to wspomina Pismo, przytaczając słowa, jakie usłyszał Mojżesz, gdy miał sporządzić przybytek: Bacz pilnie, aby zrobić wszystko według wzoru, który został ci przedstawiony na górze. Zatem Jezus, nasz prawdziwy Arcykapłan, wziął do sprawowania posługę o tyle odmienną od tej, którą pełnią ziemscy kapłani, o ile znaczniejszego Przymierza stał się Pośrednikiem – Przymierza ustanowionego na obietnicach doskonalszych niż te poprzednie. Gdyby bowiem pierwsze przymierze było bez wad, Bóg nie wprowadziłby drugiego – lepszego. A widząc w nim niedoskonałość, tak stwierdził przez proroka: „Nadchodzi czas, w którym zawrę z domem Izraela i z domem Judy nowe, doskonałe przymierze. A będzie to inne przymierze, niż zawarłem z ich ojcami, gdy ująłem ich za rękę, by wyprowadzić z ziemi egipskiej. I chociaż ja troszczyłem się o nich jak mąż o swoją żonę, oni nie wytrwali w przymierzu ze mną”. I dalej PAN powiedział tak: „Nowe Przymierze, które ustanowię z domem Izraela, będzie polegało na tym, że moje prawa umieszczę w ich myślach i wypiszę na ich sercach. Ja będę im Bogiem, a oni będą mi ludem. Wtedy już nikt nie będzie musiał pouczać swojego rodaka ani swego brata, mówiąc: «Poznaj PANA!» bo wszyscy znać mnie będą, niezależnie od zajmowanej pozycji społecznej. Ja zaś dam się przebłagać za ich nieprawości, a grzechów ich wspominać już więcej nie będę. Skoro więc Bóg w odniesieniu do drugiego przymierza użył słowa „nowe”, oznacza to, że pierwsze uznał za stare. A skoro tak, to również za gotowe do usunięcia. Pierwsze przymierze bazowało na konkretnych przepisach służby liturgicznej, a także na ziemskiej świątyni. Ten widzialny przybytek zbudowano w taki sposób, że w pierwszej, zewnętrznej części, zwanej miejscem świętym, znajdował się świecznik oraz stół na chleby pokładne, w drugiej zaś, za zasłoną, było miejsce najświętsze, gdzie przechowywano złotą kadzielnicę. Tam stała również pokryta złotem skrzynia przymierza, a w niej: złoty dzban z manną, laska Aarona, która niegdyś wypuściła pędy, a także tablice przymierza. Wieko skrzyni, czyli przebłagalnię, osłaniały symbole cherubów chwały z rozpostartymi skrzydłami. Nie ma jednak teraz potrzeby, by wspominać o tym szczegółowo. Przepisy Starego Przymierza ustalały taką organizację, że do pierwszej części przybytku, o każdej porze dnia i nocy, mogli wchodzić kapłani aktualnie pełniący służbę w ramach swojej zmiany kapłańskiej. Do drugiej części – poza zasłonę – miał prawo wejść jedynie arcykapłan. Mógł to jednak uczynić tylko raz w roku, i to jedynie po przelaniu krwi ofiarnej za uchybienia swoje oraz ludu. W ten sposób Duch Świętego Boga chciał uświadomić wszystkim, że grzeszni ludzie nie mogą mieć bezpośredniego przystępu do Tego, Który Jest Święty, oraz że ziemski przybytek będzie spełniał swą funkcję jedynie do czasu, aż zostanie otworzona Droga do Bożej Świątyni w Niebiosach. Wspomniane przepisy miały oczywiście swój sens symboliczny. Głównym zadaniem tego systemu doczesnych ceremonii liturgicznych było zwrócenie uwagi ludu na to, że żadne dary czy ofiary składane Bogu nie są w stanie uczynić doskonałym sumienia człowieka, co odnosiło się również do ludzi pełniących służbę kapłańską i liturgiczną. Wynikało to z faktu, że przepisy te koncentrowały się głównie na pokarmach, napojach i różnego typu ablucjach, których celem była czystość zewnętrzna. Jednak nie miały one żadnej możliwości oczyszczenia starej, na wskroś zepsutej, wewnętrznej natury człowieka. Dlatego były przejściowe, ustanowione jedynie do czasu przyjścia z Niebios Bożego sposobu naprawy wnętrza człowieka. W tej sytuacji Chrystus przybył do nas jako Arcykapłan wspanialszej i doskonalszej Świątyni, to znaczy nie tej zbudowanej ludzkimi rękami, która – jak otaczające nas stworzenie – ma postać materialną. Nie przybył po to, by przelewać krew kozłów czy cieląt, lecz aby przelać własną krew i, wchodząc z nią do Miejsca Najświętszego w Bożej Świątyni w Niebiosach, raz na zawsze nabyć wieczne odkupienie dla tych, którzy w Nim składają całą swoją nadzieję. Podczas gdy krew kozłów i cieląt oraz posypanie popiołem jałówki miały jedynie znaczenie rytualne w zewnętrznym „oczyszczaniu” tych, których zbrukana natura nadal potrzebowała uświęcenia, to krew Chrystusa okazała moc nieskończenie większą. On bowiem, zgodnie z planem odwiecznego Ducha, złożył sam siebie w nieskazitelnej ofierze miłej Bogu. Dlatego właśnie Jego krew ma moc prawdziwego oczyszczenia naszych sumień z martwych uczynków i poprowadzenia nas w służbie Jedynemu, Żyjącemu i Prawdziwemu Bogu. Z tego powodu – aby uwolnić od grzechu ludzi żyjących w mocy pierwszego przymierza – Jezus przyjął rolę Gwaranta i Pośrednika Nowego Przymierza, które zapieczętował własną krwią. Uczynił to, by mogła wejść w życie Obietnica, że każdy, kto z ufnością odpowie na Jego wezwanie, otrzyma udział w Jego odwiecznym i nieskończonym dziedzictwie. Pamiętajmy jednak, że do stwierdzenia ważności każdego przymierza musi najpierw zostać stwierdzona śmierć ofiary, której krwią ma być ono zapieczętowane. Żadne przymierze bowiem nie może wejść w życie, jeśli wcześniej nie zostaną przedstawione zwłoki ofiary, której krwią ma być ono opieczętowane. Dopóki więc żyje ofiara, dopóty przymierze nie ma żadnej mocy. Z tego właśnie powodu również pierwsze przymierze zostało zapieczętowane krwią. Mojżesz bowiem, po ogłoszeniu ludowi wszystkich przykazań Prawa, wziął krew cieląt oraz nieco wody i, używając wełny szkarłatnej oraz hizopu, skropił zarówno zwój przymierza, jak i cały lud, mówiąc: Oto krew przymierza, które PAN zawarł z wami. Tak samo tą krwią pokropił przybytek i wszystkie jego naczynia liturgiczne. Według Prawa bowiem niemal wszystko poddaje się „oczyszczeniu” krwią, a bez rozlania krwi nie mogło się dokonać żadne „oczyszczenie”. A skoro było konieczne, by doczesne cienie tego, co jest w Niebiosach, musiały być „oczyszczane” takimi ofiarami, to w sprawach niebiańskich wymagana była lepsza ofiara. Dlatego Chrystus, jako nasz reprezentant, wstąpił do prawdziwej Świątyni w Niebiosach – która była pierwowzorem dla ziemskiej, wzniesionej rękami ludzkimi – by tam, w niej, stawić nas w obliczu Boga Najwyższego. A wszedł tam nie po to, by wielokrotnie składać samego siebie w ofierze – jak czynią to co roku ziemscy arcykapłani przychodzący do miejsca najświętszego z krwią ofiarniczą. Gdyby Chrystus miał postępować podobnie, to musiałby od początku dziejów wielokrotnie przechodzić przez mękę. On jednak objawił się światu w ściśle zapowiedzianym czasie, aby przez złożenie jednorazowej ofiary z samego siebie pozbawić grzech jego mocy. A jak jest postanowione, by ludzie raz umierali, a potem stawali przed Bożym Sądem, tak samo i Chrystus tylko raz został dany ludziom, by ponieść grzechy wielu. Drugi raz ukaże się nie w związku z grzechem, ale by obwieścić finał zbawienia tym, którzy Go wyczekują. Prawo Mojżeszowe jest bowiem jedynie cieniem, mglistym zarysem duchowych wartości. Będąc zaś tylko odwzorowaniem, a nie prawdziwą postacią rzeczywistości duchowej, nigdy nie było zdolne, by swymi składanymi co roku ofiarami uczynić doskonałymi tych, którzy składali je na ołtarzu. Gdyby było inaczej, gdyby choć jedno z takich oczyszczeń doprowadziło któregokolwiek z kapłanów do dalszego świadomego życia bez grzechu, czyż nie zaprzestano by ich składania? Jednak nie to było celem ofiar, które musiały być składane każdego roku. Ich sens sprowadzał się do systematycznego przypominania ludziom, że są grzesznikami. Co do zasady bowiem nie jest w ogóle możliwe, by krew wołów czy kozłów mogła zmywać ludzkie grzechy. Dlatego Chrystus, przychodząc na ten świat, zrealizował proroctwo: Ofiar ani darów nie oczekiwałeś. W ich miejsce postanowiłeś złożyć moje ciało. Ofiary całopalne nie były Tobie miłe. Dlatego powiedziałem: „Dobrze, pójdę, PANIE! – jak to w Księdze zostało o mnie zapisane, aby Twoją wolę wypełnić, mój Boże”. W proroctwie tym widzimy najpierw stwierdzenie, że Bóg nie pragnie ofiar, darów czy całopaleń za grzechy! Jest wręcz odwrotnie – On wcale nie ma w nich upodobania, chociaż ofiary te składa się zgodnie z przepisami Prawa. Dopiero w następnej kolejności czytamy o deklaracji Mesjasza wypełnienia woli Bożej. Zapis ten dokumentuje pradawny zamiar Najwyższego, polegający na usunięciu pierwszego przymierza i ustanowieniu w jego miejsce drugiego. Chodzi bowiem o to, że wolą Bożą nie jest sprawowanie religijnych rytuałów, ale rzeczywiste uświęcenie człowieka, czyli wyrwanie go spod wpływów grzechu, co dokonuje się jedynie mocą ofiary ciała Jezusa Chrystusa, dokonanej przez Niego na krzyżu – raz jeden na zawsze. Podczas gdy każdy ziemski kapłan stający codziennie do pełnienia obowiązków liturgicznych musi po wielekroć składać ofiary niemające mocy usunięcia jakiegokolwiek grzechu, to Jezus jedną ofiarą dokonał całkowitego odkupienia rodzaju ludzkiego ze wszystkich grzechów, a następnie na zawsze zasiadł na Tronie Bożego Majestatu w pełni mocy i chwały. Teraz oczekuje On jedynie, by Jego wrogowie zostali rzuceni Mu pod stopy. Jedną bowiem ofiarą otworzył na wieki drogę do doskonałości wszystkim tym, którzy poddają się uświęceniu. Potwierdza to Duch Świętego Boga, mówiąc: „Nowe Przymierze, które ustanowię z nimi będzie polegało na tym, że moje prawa umieszczę w ich myślach i wypiszę na ich sercach, a grzechów ich wspominać już więcej nie będę”. Skoro więc uwolnienia od kary za grzechy dostępuje się w Chrystusie, nie zachodzi już więcej potrzeba składania jakichkolwiek ofiar, gdyż dzięki krwi Jezusa zostało nam, bracia i siostry, otworzone wejście do Miejsca Najświętszego w Niebiosach! Chrystus odnowił dla nas tę możliwość przez ustanowienie Nowej Drogi Życia wiodącej przez Zasłonę, którą jest Jego święta natura. A zatem, skoro w Niebiańskiej Świątyni mamy tak wspaniałego Arcykapłana, wchodźmy tam ze szczerym sercem, oczyszczając nasze dusze ze spuścizny starego, zdeprawowanego sumienia – na podobieństwo obmywania ciała wodą czystą – ufając w pełni Jego charakterowi i Jego Słowu. Niewzruszenie trzymajmy się tej nadziei, którą przyjęliśmy, gdyż wiarygodny jest Ten, który zawarł ją w złożonej przez siebie Obietnicy. Troszczmy się wzajemnie o siebie, gdyż jest to praktyczny sposób wydoskonalania się w postawie ofiarnej Bożej miłości, która jest doskonałym pełnieniem woli Najwyższego. W żadnym wypadku nie rezygnujmy ze wspólnych spotkań, co staje się już zwyczajem niektórych, lecz zachęcajmy się wzajemnie do uświęcenia, i to tym gorliwiej, im wyraźniej dostrzegamy zbliżający się Dzień PAŃSKI. Gdybyśmy jednak po osobistym zrozumieniu prawdy Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie nadal dobrowolnie trwali w grzechu,nie byłoby już dla nas żadnej innej ofiary, która mogłaby zostać złożona za naszą nieprawość. Naszym udziałem stałoby się wtedy pełne lęku przeczucie sądu i żaru ognia przeznaczonego dla wrogów PANA. Już Prawo Mojżesza – na podstawie oświadczenia dwóch lub trzech świadków – bez miłosierdzia skazywało na śmierć osoby, które to Prawo lekceważyły. Czy zatem człowiek, który by z obraźliwą obojętnością odniósł się do Syna Bożego, a przelaną przez Niego na krzyżu uświęcającą Krew Przymierza uznał za coś pospolitego i bezwartościowego, nie powinien zasługiwać na surowszą karę? Przecież taka postawa serca byłaby jawnym znieważeniem Ducha Łaski Tego, który powiedział: Do mnie należy pomsta, Ja odpłacę!, i o którym inny tekst Pisma mówi: Ty sam, PANIE, lud swój osądzisz. Straszliwym doświadczeniem będzie dla szyderców wpadnięcie w ręce Boga żywego! Bracia i siostry, wspomnijcie dawne dni, gdy po otrzymaniu oświecenia gorliwie trwaliście w PANU, zmagając się z różnego typu cierpieniami. Publicznie doświadczaliście obelg i prześladowań – zarówno wy sami, jak i bracia oraz siostry w wierze, przy których staliście. Współcierpieliście z więzionymi. A kiedy mienie wasze było grabione, wy radowaliście się świadomością, że w Niebiosach macie większe dziedzictwo i jest ono niezniszczalne. Nie porzucajcie tej żarliwej ufności, z której powodu w Niebiosach czeka na was wspaniała nagroda, lecz uzbrójcie się w wytrwałość, abyście – pełniąc wolę Boga – dostąpili spełnienia Jego Obietnicy. PAN bowiem powiedział: Dni, które widzieli prorocy, zbliżają się powoli, stopniowo i niespiesznie. Jednak niezawodnie nadejdzie czas, gdy staną się one rzeczywistością. (...) lecz tylko ten, kto wytrwa w ufności do mnie, zostanie uznany za sprawiedliwego. Jedynie taki odziedziczy odwieczne i nieskończone Życie. Gdyby jednak się cofnął, nie znajdę w nim upodobania. Mamy jednak nadzieję, że wy – podobnie jak i my – nie należycie do osób, które ze strachu cofają się ku własnej zgubie, ale do tych, którzy przez trwanie w ufnej wierze ratują własne dusze. Wiara bowiem polega na ufnym oczekiwaniu spełnienia się tego, co zostało obiecane. Jest argumentem nadziei, że to, czego jeszcze nie widzimy, faktycznie nastąpi. To dzięki niezachwianemu trwaniu w niej wielu z tych, którzy dawniej przewodzili ludowi, otrzymało od Boga dobre świadectwo. Również dzięki niej jesteśmy w stanie zrozumieć, że świat został stworzony Słowem Boga – a więc że to, co widzialne, wzięło się z tego, co jest niewidzialne. Dzięki wierze, w jakiej trwał Abel, ofiara, którą złożył, była w oczach Bożych cenniejsza niż ofiara Kaina. I to właśnie z powodu swej wiary Abel został uznany za sprawiedliwego. A świadectwo, które Bóg o nim wydał, sprawia, że choć został zabity, to jego krew ciągle woła. Z powodu wiary Henoch został zabrany z Ziemi, tak iż nie doświadczył fizycznej śmierci. Ciała jego nie znaleziono, ponieważ Bóg za życia przeniósł go do swojego Królestwa. Jednak zanim się to stało, otrzymał on świadectwo, iż podobał się Bogu. A przecież nikt bez ufnej wiary nie może Bogu się podobać. Każdy bowiem, kto zwraca się do Boga, powinien ufać, że On JEST TYM, KTÓRY JEST, i że nagradza tych, którzy szczerze Go szukają. Tak samo i Noe przez wiarę przyjął z bojaźnią objawioną mu przestrogę dotyczącą wydarzeń, które nigdy wcześniej nie miały miejsca w historii Ziemi. Z tego powodu zbudował łódź do ocalenia rodziny i swoją postawą osądził współczesny mu świat. A tytuł sprawiedliwego otrzymał dlatego, że całkowicie zaufał Bogu. Przez wiarę Abraham posłuchał wezwania, jakie otrzymał od Boga, i wyruszył do miejsca, które miał odziedziczyć. A przecież, udając się w drogę, wcale nie wiedział, dokąd PAN go zaprowadzi. Polegając na Bogu, przesiedlił się na obczyznę, gdzie pod namiotami mieszkał wraz z Izaakiem i Jakubem, współdziedzicami tej samej Obietnicy. Okazał w ten sposób, iż liczy na zamieszkanie w takim mieście, które zostanie wzniesione na mocnych fundamentach, a którego Architektem i Twórcą będzie sam Bóg. Ponieważ Abraham uznał za godnego zaufania Tego, który udzielił mu Obietnicy, także jego żona, Sara – choć całe życie niepłodna, a dodatkowo będąca już w podeszłym wieku – otrzymała zdolność poczęcia. Dlatego z jednego człowieka, niezdolnego już do rodzicielstwa, zostało wywiedzione potomstwo liczne jak gwiazdy na niebie i nieprzeliczalne jak piasek na brzegu morza. Oni wszyscy nigdy nie przestali ufać Bogu, lecz pozostawali Mu wierni aż do śmierci, chociaż sami nie doświadczyli wypełnienia Obietnicy. Jedynie z daleka – oczami swoich dusz – widzieli to, czego z taką wytrwałością wyczekiwali. W ten sposób przyznawali, że na tej Ziemi są jedynie gośćmi i pielgrzymami. Podobnie wszyscy, którzy trwają w postawie podobnej do tamtych, pokazują, iż prawdziwie szukają Niebiańskiej Ojczyzny. Gdyby bowiem myśleli tylko o ziemskiej, z której wyszli, to przecież wielokrotnie mieli możliwość powrotu do niej. Oni jednak zdążali ku tej lepszej, która jest w Niebiosach. Dlatego Najwyższy nie wstydzi się być nazywany ich Bogiem i dla nich przygotował miasto w Niebiosach. Przez wiarę Abraham, gdy został poddany próbie, ofiarował Izaaka, swego jedynego prawowitego syna. Oddał Bogu tego, w którym miała się zrealizować dana mu Obietnica. Działał bowiem w głębokim przeświadczeniu, że skoro Bóg powiedział: twoje prawowite potomstwo będzie wywodzić się z Izaaka, to Najwyższy musi dysponować mocą, by jego syna przywrócić do życia. Dlatego odzyskał Izaaka niemalże tak, jakby powstał on z martwych. Z powodu ufnej wiary, iż zrealizuje się to, co zostało obiecane, Izaak pobłogosławił Jakubowi i Ezawowi. A Jakub, wypełniony takim samym przeświadczeniem, umierając, pobłogosławił każdego z synów Józefa, który oddał ojcu należną cześć. Podobnie Józef, w chwili swojej śmierci przez wiarę zapowiedział wyjście synów Izraela z Egiptu, po czym wydał rozporządzenia dotyczące swego pochówku. Przez wiarę, w której trwali rodzice Mojżesza, ukrywano go przez trzy miesiące po narodzeniu. Ludzie ci bowiem zostali napełnieni przekonaniem, że dziecko to jest miłe Bogu. Dlatego też nie poddali się nakazowi faraona. Także Mojżesz, gdy dorósł, z powodu wiary odrzucił możność tytułowania się synem córki faraona. Wolał raczej wraz z ludem Izraela znosić udręki, niż doznawać przemijających rozkoszy grzechu. Zniewagi podobne do tych, które miały dotknąć Chrystusa, uznał za bogactwo większe od wszystkich skarbów Egiptu. Postąpił tak, ponieważ swój wzrok utkwił w obiecanej mu nagrodzie. Przez wiarę więc opuścił Egipt, zamiast w strachu ulec gniewowi faraona, i wytrwał w wierze – tak, jakby widział Tego, Który Jest Niewidzialny. Polegając na Bogu, zarządził Paschę i pomazanie drzwi domostw krwią baranka, aby ich nie dopadł anioł śmierci, który miał zgładzić w Egipcie wszystko, co pierworodne. Dzięki wierze przeszli przez Morze Czerwone jak po suchej ziemi, a gdy Egipcjanie spróbowali ruszyć ich śladami, zostali zatopieni. Dzięki wierze ludu runęły mury Jerycha, gdy Izraelici obchodzili je dookoła przez siedem dni. Z powodu swej wiary Rachab – prostytutka z Jerycha, nie zginęła wraz z niewierzącymi, ponieważ życzliwie ukryła hebrajskich zwiadowców. Czy mam podać więcej przykładów? Zabrakłoby mi czasu na opowiedzenie o Gedeonie, Baraku, Samsonie, Jeftem, Dawidzie, Samuelu czy o prorokach, którzy, trwając w wierze, zdobywali królestwa i ogłaszali Bożą sprawiedliwość. Dostępowali oni spełnienia różnorodnych pomniejszych obietnic, dzięki którym zamykali paszcze lwom, pokonywali moc ognia, uchodzili ostrzom mieczy, odzyskiwali siły po przebytych słabościach, tak iż stawali się potężni w walce, zmuszając do odwrotu hufce wroga. Z powodu wiary, jaką mieli, ich kobiety odzyskiwały zmarłych, którzy przez Boga na nowo byli podnoszeni do życia. Oni sami zaś, przez wiarę, umacniali się w sile i wytrwałości tak, że gdy byli torturowani, nie poddawali się i nie szli na kompromisy mogące dać im uwolnienie, lecz niezłomnie trwali w wierze, by dostąpić zmartwychwstania, które uważali za lepszy wybór niż to, co oferował im świat. Jeszcze innych wyszydzano i sieczono batogami, zakuwano w kajdany i wrzucano do więziennych lochów. Byli też tacy, których kamienowano, przerzynano piłą lub ścinano mieczem. Wielu innych tułało się po świecie, mając za odzienie skóry owcze i kozie. Zostali ogołoceni ze wszystkiego i żyli w ustawicznej udręce oraz pokrzywdzeniu. Ten świat nie był ich godzien! Błąkali się po górach i pustkowiach, żyjąc w jaskiniach i rozpadlinach. A jednak wszyscy oni, choć wiara ich została jasno udokumentowana i poświadczona, nie dostąpili spełnienia największej Obietnicy, gdyż Bóg zaplanował coś znacznie lepszego, co miało objąć również i nas. Najwyższy bowiem postanowił, aby zapowiadanej przez Niego doskonałości oni nie odziedziczyli bez nas. Mając zatem wokół siebie tak wielki tłum świadków, pozbądźmy się tego ciężaru, jakim jest grzech lgnący do nas zewsząd. Chodzi o to, abyśmy mieli siły do wytrwania w naszym biegu i zwycięskiego dokończenia zmagań, przez które tu przechodzimy. Aby to osiągnąć, wpatrujmy się w Jezusa – Źródło i Przewodnika naszej wiary, prowadzącego nas ku Bożej dojrzałości. On, obok radości Mu obiecanej, zdecydował się przecierpieć krzyż, nie zważając na towarzyszącą temu hańbę, by następnie w pełni władzy i chwały zasiąść na Bożym Tronie. Koncentrujcie się więc na Tym, który ze strony grzeszników zniósł ogromne prześladowanie, gdyż to ustrzeże wasze dusze przed osłabieniem i zniechęceniem, co zwykle prowadzi wiarę do porażki. A chociaż w walce z grzechem nawet nie doszliście jeszcze do sytuacji, w której musielibyście poświadczać swą wiarę krwią, to już zdajecie się zapominać o troskliwym pouczeniu, którego udziela Pismo każdemu, kto wchodzi do Bożej rodziny: Młodzieńcze, nie lekceważ lekcji wychowania, któremu PAN cię poddaje w miłości i mądrości. Nie podupadaj na duchu, gdy On cię koryguje. PAN bowiem szlifuje charakter każdego człowieka, którego łaskawie przyjmuje do swojej rodziny. A jeśli zasłużysz na Jego smaganie, to wiedz, że ono zawsze prowadzi ku dobremu. Bądźcie więc cierpliwi, gdy Bóg – traktując was jako swoje dzieci – szlifuje wasze charaktery. Czy ktokolwiek słyszał o synu, który nie byłby przez ojca dyscyplinowany? Gdybyście nie doświadczali z Jego strony żadnych działań wychowawczych, byłoby to znakiem, iż jesteście bękartami albo przybłędami, a nie potomkami przeznaczonymi do objęcia dziedzictwa. A skoro z szacunkiem traktowaliśmy naszych naturalnych ojców i wychowanie, jakie nam dali, to czy o wiele bardziej nie powinniśmy podporządkowywać się Ojcu naszego ducha po to, by otrzymać Jego odwieczne i nieskończone Życie? Ziemscy ojcowie wychowywali nas według swojego rozumienia spraw doczesnych. Ten jednak czyni to dla naszego wiecznego pożytku, abyśmy mogli na zawsze uczestniczyć w Jego świętości. Każde zaś karcenie, w chwili gdy się go doświadcza, nie wydaje się radosne, lecz bolesne. W konsekwencji jednak – tym, którzy korzystają z dobrodziejstwa procesu wychowawczego – przynosi pełen pokoju owoc prawości. Dlatego napnijcie osłabłe ramiona i wzmocnijcie omdlałe kolana! Starajcie się chodzić prostymi i równymi ścieżkami, aby wasze słabości nie pogłębiały się, lecz doznawały uzdrowienia. Dążcie do pokoju ze wszystkimi i do uświęcenia, bez którego nikt nie ujrzy PANA. Czyńcie to, jednocześnie dbając, by nie rozplenił się pośród was ktoś, kto – niczym chwast mający serce skażone goryczą – nie tylko sam siebie pozbawia Bożej łaski, lecz – rozrastając się niczym śmiercionośne pnącze – swą żółcią zatruwa również innych. Zatroszczcie się także o to, by nie zagościł pośród was jakiś bezbożnik trwający w dogadzaniu sobie rozpustą, swobodą seksualną i pornografią, który niczym Ezaw jest gotów – za cenę satysfakcjonowania swych pożądliwości – zrezygnować z przeznaczonych dla niego odwiecznych przywilejów. Wiecie przecież, że choć Ezaw ze łzami błagał później o jakikolwiek udział w błogosławieństwie, które miał otrzymać, został odrzucony, ponieważ tak naprawdę, z głębi serca, nigdy się nie opamiętał. Zawsze miejcie w pamięci, iż nie przystępujecie do spowitej mrocznym obłokiem i gorejącej ogniem góry, której ludowi na pustyni nie wolno było nawet dotknąć. Nie dochodzą was również żadne odgłosy trąb ani głos potężnie grzmiących słów, które tak bardzo ich trwożyły, że błagali Mojżesza, by sam rozmawiał z Bogiem i aby to on przekazywał im Boże Słowo. Grozą bowiem przejęło ich polecenie, że gdyby nawet jakieś zwierzę dotknęło góry, miało zostać ukamienowane. Zjawisko, przed jakim stali, było tak wstrząsające, że nawet Mojżesz wyznał później: Byłem straszliwie przerażony. Wy natomiast, w odróżnieniu od tamtych, przystępujecie do Niebiańskiej Góry Syjon i do miasta Boga Żywego, to znaczy do Nowej Jerozolimy, która znajduje się w Niebiosach, i do wielkiej liczby aniołów zgromadzonych tam w sposób niezwykle uroczysty, do społeczności pierworodnych, którzy zostali zapisani w Niebiosach. Przede wszystkim zaś przystępujecie do Boga, który jest Sędzią wszystkich, do zgromadzenia sprawiedliwych istot duchowych, które tam czekają już wydoskonalone. Wchodzicie tam dzięki Jezusowi, który stał się Gwarantem Nowego Przymierza, abyście zostali oczyszczeni Jego krwią, która przemawia mocniej niż krew Abla. Pilnujcie się zatem, by nie odrzucać Tego, który przemawia do was. Bo jeśli tamci nie uszli kary, gdy wymawiali się od słuchania przekazywanego im objawienia w sprawach ziemskich, to o ileż bardziej my nie unikniemy jej, jeśli odwrócimy się od Tego, który w sprawach wiekuistych przemawia do nas z Niebios. Jego głos już raz zachwiał Ziemią. Teraz zaś zapowiada działanie jeszcze potężniejsze: Jak kiedyś wstrząsnąłem Ziemią, tak raz jeszcze nią wstrząsnę, lecz tym razem już nie tylko Ziemią, lecz i Niebiosami. A sformułowanie „ raz jeszcze ” nawiązuje do tego, co już miało kiedyś miejsce i ujawnia, że tym razem Boża interwencja obejmie całe stworzenie – wszystkie rzeczy nietrwałe, aby na wieki pozostało tylko to, co jest trwałe i niewzruszone. Dlatego, przyjmując obywatelstwo niewzruszonego Królestwa Niebios, trwajmy w Bożej łaskawości, która wyposaża nas w moc do służenia Najwyższemu w sposób, jaki jest Mu miły, to znaczy ze czcią, roztropnością, uświęceniem i w pełni bojaźni. Dbajmy o to, gdyż Bóg nasz pochłonie ogniem wszystko, co jest grzeszne i nietrwałe! Trwajcie w bliskich relacjach prawdziwej przyjaźni z braćmi i siostrami w Chrystusie. Nie zaniedbujcie się w gościnności, gdyż dzięki niej niektórzy – nawet o tym nie wiedząc – aniołów u siebie przyjmowali. Pamiętajcie o uwięzionych, jakbyście razem z nimi byli zakuci w kajdany, a także o tych, którzy są krzywdzeni, razem bowiem stanowicie jedno Ciało. Związek małżeński niech będzie u wszystkich w poszanowaniu, a intymne współżycie małżonków niezbrukane, ponieważ Bóg potępi. tych, którzy trwają w seksualnym wyuzdaniu, w pornografii i w cudzołóstwie. Nie przywiązujcie swych serc do pieniędzy, lecz zadowalajcie się tym, co macie, gdyż Bóg obiecał: Nie porzucę cię ani nie pozostawię. Zamiast tego ze śmiałością wyznawajmy: Skoro PAN jest ze mną, nie będę się lękać, cóż bowiem może uczynić mi człowiek? Pamiętajcie też o przewodzących wam w zaufaniu do Najwyższego, to znaczy o tych, którzy przekazują wam Słowo Boże. Naśladujcie wiarę tych, u których dostrzegliście dobry owoc życia. Nigdy nie zapominajcie, że Jezus Chrystus jest zawsze taki sam: wczoraj, dziś i na wieki! Nie pozwalajcie zatem zwodzić się jakimkolwiek fałszywym naukom, lecz umacniajcie swoje serca Bożą łaską, a nie pokarmami. Ci bowiem, którzy swe duchowe życie opierają na przyjmowaniu pokarmów liturgicznych, w niczym sobie nie pomagają. Pamiętajcie, że my – w przeciwieństwie do ołtarza ziemskiej świątyni – mamy Ołtarz, z którego fizycznie niczego się nie spożywa. Zrozumcie w końcu, że przepisy mówiące o składaniu w świątyni przez ziemskiego arcykapłana krwi jako ofiary przebłagalnej za grzechy ludu, a także nakazujące spalanie ciał tych ofiar poza miastem, były jedynie zapowiedzią tego, iż Jezus, aby wypełnić Prawo Mojżeszowe i uświęcić lud własną krwią, miał ponieść mękę poza bramami miasta. A zatem i my – upodabniając się do Niego – czyż nie powinniśmy wychodzić poza mury naszego osobistego bezpieczeństwa, gotowi – Jego wzorem – znosić poniżenie? Przecież ten świat nie jest naszym trwałym domem! My dopiero zdążamy do tego, który ma nadejść! Dlatego głośmy chwałę Boga w Chrystusie, a naszą ofiarą wielbiącą Go niech będzie owoc warg, które wypowiadają się zgodnie z Jego Słowem i charakterem. Nie zapominajmy też o wyświadczaniu dobra braciom i siostrom w wierze oraz o wzajemnym pomaganiu sobie, gdyż właśnie w takich ofiarach Bóg znajduje upodobanie. Poddawajcie się tym, którzy przewodzą wam w poznawaniu Bożego Słowa i zaufaniu mu! Bądźcie ulegli wobec tych, którzy bez wytchnienia troszczą się o wasze dusze, z czego zresztą zdadzą sprawę przed samym Bogiem. Niech wasza postawa sprawi, że będą oni swą służbę pełnić z radością, a nie ze wzdychaniem, gdyż to – również i wam – nie wyszłoby na dobre. Módlcie się też i za nas, byśmy, dbając o zdrowe sumienie, trwali w tym, co jest piękne w Bożych oczach. W szczególności proście PANA o to, abym mógł jak najszybciej do was powrócić. A Bóg, który w Jezusie Chrystusie – dzięki przelaniu krwi Wiecznego Przymierza – ustanowił pokój i w osobie Jezusa, naszego PANA, Wielkiego Pasterza owiec, powstał swą mocą spośród umarłych, niech was wydoskonala w zdolności pełnienia wszelkiego dobra, wszystkiego, co się Jemu podoba, tak aby Jego wola realizowała się w nas, jak zrealizowała się w Jezusie Chrystusie, któremu niech będzie chwała na wieki wieków. Amen. Proszę was, drodzy bracia i siostry, abyście przyjęli te słowa zachęty, które – jak mi się zdaje – w zwięzły sposób do was skierowałem. Wiedzcie też, że nasz brat w wierze, Tymoteusz, został uwolniony. Jeśli przybędzie do mnie szybko, to odwiedzę was razem z nim. Pozdrówcie tych, którzy wam przewodzą, a także wszystkich braci i wszystkie siostry w wierze. Szczególnie serdecznie pozdrawiają was ci, którzy pochodzą z Italii. Łaska Boża niech będzie z wami wszystkimi. Ja, Jakub, całkowicie i bez reszty oddany Bogu i Jezusowi Chrystusowi, naszemu PANU, kieruję ten list wraz z pozdrowieniami do dwunastu pokoleń Izraela, które żyją w rozproszeniu z dala od ziemi ojców. Moi drodzy bracia i siostry, za pełnię duchowego błogosławieństwa poczytujcie sobie nie bogactwa materialne, ale te sytuacje, w których przechodzicie przez różnorodne doświadczenia. Powinniście bowiem rozumieć, że każda próba testująca wasze zaufanie do Boga ma tylko jeden cel: umocnienie was w wytrwałości na drodze Bożej, ponieważ to właśnie przez wytrwałość dochodzi się do dojrzałości życia według ducha, czyli do takiego stanu, w którym człowiek w piękny sposób odzwierciedla charakter Chrystusa, nie wykazując w tym żadnych braków. A jeśli ktoś z was stwierdzi, że do tego obrazu wiele mu jeszcze brakuje, niech prosi Boga o mądrość, a z pewnością ją otrzyma, gdyż Bóg daje ją chętnie wszystkim bez żadnego wypominania. Jednak prosząc, powinien składać w Osobie Boga i Jego charakterze pełne zaufanie. Ten bowiem, kto powątpiewa w dobroć i świętość Najwyższego, podobny jest do morskiej fali, która miotana wiatrem wznosi się i opada, szarpana żywiołem w rozmaite strony. Człowiek wątpiący niech się nie łudzi, że cokolwiek otrzyma od PANA, jest bowiem osobą zmienną, która nie trwa wiernie na drodze PAŃSKIEJ. A zatem bracia i siostry w wierze, jeśli brakuje wam jakichś dóbr materialnych, nie przejmujcie się tym i nie koncentrujcie na swych niedostatkach, lecz myślcie o wywyższeniu, którego doznaliście przez osobiste poznanie PANA. A jeśli komuś dobrze się powodzi materialnie, niech przyjmuje to z pokorą, gdyż jakiekolwiek ziemskie powodzenie nie ma w duchowej perspektywie żadnego znaczenia. Ono bowiem przemija szybko – jak kwiat na łące. Gdy wschodzi słońce i swoją spiekotą wysusza łąkę, wówczas jej kwiaty opadają i ginie cała jej uroda. Podobnie ma się rzecz z bogactwami oraz ludźmi, którzy na nich polegają. Jednak ci, którzy, przechodząc doświadczenia, wytrwają w zaufaniu do Boga, będą szczęśliwi. Każdy bowiem, kto okaże się wypróbowany, otrzyma wieniec Życia, który PAN przyrzekł wszystkim miłującym Go prawdziwie. Niech jednak nikt przechodząc próby lub odczuwając pokusy, nie mówi, iż jest kuszony przez Boga. Bóg bowiem ani sam nie podlega pokusom, ani też nikogo nie kusi. Każdy człowiek jest kuszony własnymi pożądliwościami, które go nęcą i zwodzą. A gdy pożądanie powstające w sercu człowieka zakorzeni się w nim i umocni, owocuje grzechem. Grzech zaś, gdy dojrzeje, rodzi Śmierć. Biorąc to pod uwagę, umiłowani bracia i siostry, nie pozwalajcie nikomu zwodzić się w tych sprawach! Tylko to, co pochodzi z wysokości od Ojca Światłości, jest prawdziwie dobre i tylko to prowadzi do dojrzałości, ponieważ w Najwyższym nie ma żadnego zwodzenia ani cienia zmienności. A On – zgodnie ze swym odwiecznym planem – Słowem Prawdy powołał nas do Życia i uczynił w ten sposób pierwociną swego ludu. Dlatego moi umiłowani bracia i siostry, niech każdy z was będzie chętny do słuchania wezwania, które Bóg do niego kieruje, a nieskory do światowego gadania, nie wspominając już o gniewie. Gniew bowiem nie sprzyja głoszeniu Bożej sprawiedliwości, która jest złożona w Chrystusie. Dlatego odrzućcie od siebie wszystko, co jest nieczyste, i z troską pielęgnujcie posiane w was Boże Słowo, które ma moc doprowadzić wasze dusze do finału zbawienia. Również zadbajcie o to, by nie zwodzić samych siebie przez takie słuchanie Bożego Słowa, które nie wprowadza go w czyn! Kto bowiem nie stosuje się do Bożego Słowa, poprzestając jedynie na przysłuchiwaniu się mu, podobny jest do człowieka, który przegląda się w lustrze. Widzi w nim prawdę o swej naturze i osobowości, lecz wcale się tym nie przejmuje. Odkłada Słowo i, ruszając do swych zajęć, zapomina o wszystkim, co Bóg mu pokazał. Kto zaś zagłębia się w Boże Słowo i rozumie, na czym polega dojrzałość wolności, którą daje Chrystus, ten, trwając w Słowie, nigdy nie będzie słuchaczem skłonnym do zapominania, gdyż szczęście znajdować będzie dopiero w pełnieniu woli Bożej. A jeśli komuś wydaje się, że już jest pobożnym wykonawcą Bożego Słowa chodzącym Bożymi drogami, lecz ciągle nie potrafi powstrzymać swego języka od światowego gadania, to człowiek taki zwodzi swe serce, a jego „pobożność” nie ma żadnej wartości. Niech taka osoba uświadomi sobie raczej, że prawdziwa, czysta i nieskażona forma okazywania czci Bogu i Ojcu nie polega na umiejętności pobożnego wypowiadania się, lecz na otaczaniu opieką ludzi żyjących w biedzie, a w szczególności sierot i ubogich samotnych kobiet, a także na chronieniu samych siebie przed wpływami, którymi świat próbuje nas opanować, kształtując nasz sposób myślenia według swego wzorca. Bracia i siostry, postępując w wierze za PANEM naszym, Jezusem Chrystusem, nie kierujcie się zewnętrznymi pozorami. I tak na przykład: jeśliby na wasze spotkanie przyszedł człowiek świetnie ubrany, z oznakami zamożności, a także biedak w nędznym odzieniu, a wy, oceniając ich według wyglądu, powiedzielibyście do mającego piękne ubranie: „Usiądź, proszę, tutaj, na wyeksponowanym miejscu”, natomiast biedakowi polecilibyście: „Stań, proszę, tam dalej!” albo: „Siądź, proszę, gdzieś z boku!”, to czyż nie dopuścilibyście się osądzania, dokonując rozdzielania jednych ludzi od drugich, czyniąc samych siebie sędziami wydającymi niegodziwe orzeczenia? Posłuchajcie, umiłowani bracia i siostry: czy nie widzicie, że tych, którzy według świata są biedakami, Bóg często czyni bogatymi wiarą i z radością wprowadza do tego Królestwa, które przyrzekł wszystkim, którzy Go miłują? Wy natomiast, postępując w opisany sposób, odmawialibyście godności człowiekowi tylko dlatego, że jest biedny. A przecież to bogaci uzależniają was od siebie i to oni was uciskają! Czyż to nie oni ciągają was po sądach? Czyż to ich sposób zachowania nie jest obrazą prawdziwej natury i charakteru Chrystusa, który jest waszym PANEM? Dobrze więc uczynicie, jeśli – zgodnie z Pismem – będziecie realizować ów królewski nakaz Prawa: Będziesz miłował bliźniego swego jak siebie samego. Jeśli jednak, kierując się tym, co zewnętrzne i pozorne, zawstydzalibyście jednych w obecności drugich, to dopuszczalibyście się grzechu, czyli – w rozumieniu Prawa Mojżesza – stalibyście się przestępcami wobec tego Prawa. Musicie bowiem pamiętać, że jeśli nawet ktoś przestrzegałby wiernie całego Prawa, a potknąłby się tylko na jednym jego nakazie, i tak będzie winien wykroczenia przeciw całemu Prawu, gdyż Prawo Mojżesza stanowi jedną, pełną i spójną kategorię świętości, na wzór Bożej świętości. Bo Ten, który rzekł: Nie cudzołóż, powiedział także: Nie morduj. Jeżeli więc nie cudzołożysz, ale mordujesz, to i tak stajesz się przestępcą w stosunku do całego Prawa, a nie tylko wobec jednego z jego przepisów. Postępujcie więc jako ci, którzy zostali uwolnieni spod tego Prawa i teraz żyją już wolni od niego! To samo zresztą głoście! Nie podlegacie już bowiem Prawu Mojżeszowemu, lecz w Chrystusie jesteście od tego Prawa uwolnieni, w PANU doświadczając Bożego miłosierdzia! Jednak ci, których serca nie przemienią się pod wpływem miłosierdzia okazanego nam przez Boga w Chrystusie, a więc ludzie, których serca pozostają bezlitosne, nadal podlegają Prawu Mojżesza! I według tego Prawa otrzymają sprawiedliwy wyrok – bez żadnego miłosierdzia. A będzie on brzmiał: wieczne potępienie. Wyroku tego można bowiem uniknąć tylko w jeden sposób: przyjmując Boże miłosierdzie w Chrystusie jako własny styl życia, gdyż jedynie ono odnosi triumf nad sądem! Bracia i siostry, sami pomyślcie, jaki byłby pożytek z tego, gdyby ktoś twierdził, że wierzy w Boga, a nawet, że ufa Bogu, lecz sam nie postępowałby według Chrystusowego wzorca polegającego na praktycznym okazywaniu braciom i siostrom w wierze wsparcia i pomocy? Czy taka „wiara”, taka życiowa postawa, potwierdzałaby, iż człowiek ten faktycznie idzie drogą zbawienia? Gdyby bowiem twój brat lub siostra w wierze cierpieli z powodu braku odzienia i codziennie doświadczali głodu, a ty, zamiast pomóc takiej osobie, odesłałbyś ją z kwitkiem, mówiąc: „Zostaw mnie w spokoju. Rozejrzyj się, a na pewno znajdziesz gdzieś miejsce, by się ogrzać i najeść!”, jaki pożytek byłby z twojej „pobożności”? Podobnie ma się rzecz z wiarą: jeśli ona nie realizuje się w działaniu zgodnym z Bożą wolą i Bożym charakterem, to sama w sobie jest martwa. Intelektualna „wiara” nie jest bowiem świadectwem posiadania w sobie Bożego Życia. A gdyby ktoś zamierzał się sprzeczać, twierdząc, że jak dla jednych ważne są uczynki, tak innym wystarcza samo głębokie wewnętrzne przekonanie, to takiemu powiem: Jeśli myślisz, że istnieje coś takiego jak „wiara”, której wystarcza tylko „wewnętrzne przekonanie”, i która nie przekłada się na zewnętrzne działanie, to ja pokażę ci wiarę, która owocuje działaniem, a ty sam rozsądź, w której z nich jest nasienie odwiecznego Życia. Być może nawet deklarujesz, że wierzysz w istnienie jedynego Boga. I co z tego?! Demony również wierzą w taki sam sposób, lecz dreszcze nimi wstrząsają na myśl o postępowaniu zgodnym z Bożą wolą! Człowieku! Zrozum, że jeśli twoja wiara nie przekłada się na działanie, to taka bezowocna postawa intelektualna nie ma dla Boga żadnego znaczenia. Przypomnij sobie, z jakiego powodu nasz ojciec, Abraham, został przez Najwyższego uznany sprawiedliwym? Czyż nie z uwagi na posłuszne działanie, jakie podjął w odpowiedzi na Boże polecenie, by złożył Mu w ofierze swojego syna Izaaka? Jego wiara zaowocowała działaniem, które ukazało jego duchową dojrzałość. Dlatego Pismo mówi o Abrahamie, że zaufał PANU i z tego powodu Najwyższy uznał go za sprawiedliwego i nazwał swoim przyjacielem! Widzicie więc, że Najwyższy uznaje człowieka sprawiedliwym nie z uwagi na jakieś słowne deklaracje, które ktoś może nazywać „wiarą” lub „wyznawaniem wiary”, ale dopiero wtedy, gdy zawierzenie, które składa on w Bogu, okazuje się prawdziwe, czyli owocujące w jego życiu pełnieniem woli Bożej. Tak też miała się sprawa z Rachab, prostytutką z Jerycha. Narażając własne życie, ukryła u siebie zwiadowców armii Jozuego, a następnie umożliwiła im ucieczkę inną drogą. Czyż nie z uwagi na to działanie została uznana za sprawiedliwą? Zrozumcie więc, że jak ciało bez ducha jest martwe, tak samo i wiara – bez pełnienia woli Bożej jest martwa! Bracia i siostry, przestrzegam was również przed pochopnym podejmowaniem się nauczania Bożego Słowa. Ci bowiem, którzy się za to zabierają, podlegać będą znacznie ostrzejszym kryteriom oceny w Dniu Sądu, a przecież wszystkim nam, którzy tworzymy Ciało Chrystusa, zdarza się upadać. Pamiętajcie zatem, że tylko ci, którzy nie grzeszą mową, są prawdziwie dojrzali duchowo. Jedynie tacy mają zdolność mocno trzymać w cuglach nie tylko swoje ciało, ale także społeczność wierzącego ludu. Dlatego tylko tacy ludzie powinni być nauczycielami Słowa. Z językiem bowiem jest jak z wędzidłem, które wkładamy koniom do pysków, by były nam uległe. To dzięki niemu możemy kierować ich ciałami. Tak samo jest ze statkami. Choćby były ogromne i gnane porywistymi wiatrami, to przecież, zgodnie z wolą sternika, kierowane są niewielkim sterem. Podobnie ma się rzecz z językiem człowieka. Chociaż jest to niewielki organ, ma jednak w sobie wielką moc. Czyż gigantyczne lasy nie giną w pożogach, które zaczynają się od małej iskry? Taką właśnie iskrą nikczemności, narzędziem świata ciemności, jest w człowieku jego język! A funkcja, jaką on pełni w naszym organizmie, sprawia, że z niezwykłą łatwością przychodzi mu kalać nasze ciała przez rozniecanie w nich doczesnych namiętności. Dzieje się tak dlatego, iż sam jest pobudzany ogniem piekielnym. Każdy rodzaj dzikich zwierząt – latających, pełzających czy pływających – da się ujarzmić człowiekowi, lecz nie potrafi on uczynić tego z własnym językiem, który jest nieobliczalny w czynieniu zła i niepohamowany w rażeniu śmiercionośnym jadem. Sami zresztą zobaczcie: czyż nie jest tak, że wielbimy nim naszego PANA i Ojca w Niebiosach, a jednocześnie przeklinamy ludzi, których On stworzył na swoje podobieństwo? Z tych samych ust wychodzi zarówno wielbienie, jak i przeklinanie. Tak dłużej, moi bracia i siostry, być nie może! Czy z jednego źródła może wydobywać się woda słodka i gorzka albo czy figowiec rodzi oliwki, a winorośl figi? O nie! Gorzkie źródło nigdy nie wyda z siebie dobrej, słodkiej wody! Jeśli więc pośród was znajdą się ludzie mądrzy i rozumni, tacy niech będą waszymi nauczycielami Słowa. Najpierw jednak niech wykażą się życiem pięknym i dobrym, pełnym łagodności, co będzie świadectwem Bożej mądrości. Gdyby jednak okazało się, iż w swoich sercach noszą gorzką zazdrość i skłonność do kłótni, byłoby to dla was ostrzeżeniem, iż ludzie ci wbili się w pychę i brak jest im kwalifikacji do nauczania Słowa, gdyż nie żyją w zgodzie z Prawdą. To samo zresztą odnosi się do was wszystkich! Tego rodzaju cechy wskazują na pozorną „mądrość” niepochodzącą od Boga. Taka „mądrość” pochodzi ze świata – jest zmysłowa i szatańska. Pamiętajcie, że zawiść i podstęp zawsze owocują brakiem Bożego pokoju i wszelkiego rodzaju złym postępowaniem. Natomiast prawdziwa mądrość, która zstępuje z góry, od Boga, jest zawsze czysta, skłonna do zgody, życzliwa, ustępliwa, pełna miłosierdzia i dobrych owoców, niespieszna do osądzania innych, a także wolna od względów ludzkich i obłudy. Zdrowy owoc ogłaszania Bożej sprawiedliwości, która złożona jest w Chrystusie, rodzi się tylko wtedy, gdy zasiewany jest w pokoju przez ludzi, w których sercach panuje Boży pokój. A co dzieje się między wami? Skąd u was tyle tarć i kłótni? Czyż nie pochodzą one z trawiących was namiętności, które rodzą się w waszych wnętrzach i popychają do chorego współzawodnictwa? Usilnie pożądacie tak wielu rzeczy! Pełni zazdrości walczycie o nie, a nawet wzajemnie się mordujecie. Kiedy zaś nie możecie czegoś zdobyć albo osiągnąć, jeszcze bardziej zmagacie się i bijecie. Prawda zaś jest taka, że w ogóle nie macie na uwadze tego, co jest wolą Boga. Co gorsza, nie tylko nie pragniecie realizować Jego woli, lecz nawet nie prosicie o jej poznanie! A jeśli już o coś prosicie, nic nie otrzymujecie, gdyż prosicie nie o to, o co trzeba! Koncentrujecie się bowiem jedynie na zaspokajaniu własnych przyjemności! W ten sposób cudzołożycie ze światem! Czyżbyście nie wiedzieli, że przyjaźń ze światem jest bałwochwalstwem, duchowym cudzołóstwem i nieprzyjaźnią z Bogiem? Każdy zaś, kto trwa w przyjaźni ze światem, jest wrogiem Boga! Czy myślicie, że Pismo na próżno wspomina o tym, że Bóg jest zazdrosny o Ducha, którego w was umieścił? Pamiętajcie, że Boża łaskawość, o której Pismo wspomina w taki sposób: Bóg odwraca się od pysznych, lecz pokornych otacza swoją łaskawością, jest znacznie potężniejsza niż świat i wszystkie jego namiętności razem wzięte! Jest więc całkowicie wystarczająca do pokonania tego świata! Podporządkujcie się zatem Bogu, a diabłu zdecydowanie się przeciwstawcie! Wtedy odstąpi od was! Zbliżcie się do Boga, a On także przybliży się do was! Grzesznicy, oczyśćcie swe życie z brudów, w jakich się nurzacie! Wy, którzy w swoich duszach ciągle jesteście rozdwojeni, pozwólcie w końcu Bogu na to, by uświęcił wasze serca! Okażcie żal, zasmućcie się z powodu grzechów, jakich się dopuszczacie, i zapłaczcie nad nimi! Niech wasze światowe zadowolenie przemieni się w prawdziwy żal duchowy, a światowa wesołość – w ubolewanie! Uniżcie się przed PANEM, a On was wywyższy! Bracia i siostry, nie mówcie źle jedni o drugich, bo kto źle wypowiada się o swoim bracie lub siostrze w wierze lub ich potępia, narusza Boży nakaz miłowania bliźniego, a – co gorsza – nawet potępia ten nakaz. Jeśli zaś potępiasz Boże Prawo Ofiarnej Miłości, to nie uznajesz siebie za tego, kto ma je posłusznie wypełniać, lecz stawiasz się w pozycji sędziego. A przecież jest tylko jeden Sędzia i Prawodawca, w którego gestii leży zbawienie lub potępienie. Za kogo zatem się uważasz, byś ośmielał się potępiać braci lub siostry w wierze, z którymi masz do czynienia? A jeśli coś planujecie i mówicie sobie: „Dziś lub jutro udamy się do innego miasta lub kraju, aby tam przez rok popracować i dorobić się”, to pomyślcie, że nawet nie wiecie, czy dożyjecie jutra! Jesteście tylko tchnieniem, które niczym para pojawia się na krótko, by zaraz potem zniknąć! Zamiast tego powinniście tak myśleć: „Jeśli PAN zechce i będziemy żyć, wówczas zrobimy to czy tamto”. Bez takiego nastawienia wasze plany będą jedynie pyszałkowatym przechwalaniem się, a przecież każdy rodzaj pychy jest złem. I pamiętajcie: jeśli ktoś może czynić dobro, lecz go nie czyni, ten grzeszy. Mam też ostrzeżenie dla tych spośród was, którzy w posiadanych bogactwach pokładają swą ufność i nadzieję! Przygotujcie się na to, że we łzach rozpaczy będziecie znosić udręki, które nadciągają już ku wam. Musicie bowiem wiedzieć, że w obliczu PANA ziemskie bogactwa nie mają żadnego znaczenia. Zniszczeją one tak samo jak ubrania jedzone przez mole. A jeśli gromadzicie majątki w nieprawy sposób, staną się one dla was niczym rak, który was zniszczy. To one w Dniu Sądu będą świadczyć przeciwko wam i sprawią, że pochłonie was wieczny ogień. Czy to właśnie ma być „skarbem”, który powinniście gromadzić sobie na Dzień Ostateczny?! Przecież zapłata tych, których kosztem budujecie bogactwa, nie regulując swych zobowiązań, już teraz głośno krzyczy do Boga! Wołania tych, którzy dla was pracowali, dotarły już do uszu PANA Zastępów. Pławicie się w ziemskich luksusach i dogadzacie swym pożądaniom, nie rozumiejąc wcale, że w ten sposób tuczycie swe serca na Dzień Wiekuistej Rzezi! Pamiętajcie, że gnębiąc i poniewierając prawych, którzy nie mają sił stawiać wam oporu, sami na siebie wydajecie wyrok potępienia. Opamiętajcie się zatem, bracia i siostry w wierze, i oczekując powtórnego przyjścia PANA, stańcie się wielkoduszni! Wyczekujcie Go jak rolnik upragnionego plonu ziemi! Podobnie do gospodarza, który cierpliwie wygląda deszczu zarówno późnego, jak i wczesnego, wy również cierpliwie trwajcie w nadziei, umacniając przy tym swoje serca, gdyż spotkanie z PANEM jest już bliskie! I nie narzekajcie, bracia i siostry, wzajemnie na siebie, gdyż czyniąc coś takiego, sami byście się prosili o znacznie ostrzejszy osąd, podczas gdy Sędzia stoi już u bram! Za przykład cierpliwego znoszenia zła, które was spotyka, bracia i siostry, weźcie sobie proroków, jacy przemawiali w imieniu PANA. Tylko ci z nich, którzy wytrwali, doświadczyli wiecznej szczęśliwości! Przypomnijcie sobie także o wytrwałości Hioba i nagrodzie, jaką na końcu otrzymał od PANA. PAN bowiem jest bardzo łaskawy i pełen miłosierdzia. Przede wszystkim jednak, moi bracia i siostry, nie przysięgajcie ani na Niebiosa, ani na Ziemię! Nie składajcie zresztą żadnych dodatkowych przysiąg w celu potwierdzenia swej prawdomówności, lecz niech wasze „tak!” zawsze znaczy „TAK!”, a „nie!” zawsze znaczy „NIE!”, abyście nie podpadli pod Boży Sąd. A jeśli ktoś z was cierpi, doświadczając jakiegoś zła – niech się modli; jeśli jest szczęśliwy – niech śpiewa hymny! Gdyby zaś ktoś z was osłabł lub mocno podupadł duchowo – niech wezwie zwierzchników społeczności, a ci, z troską – tak znamienną dla charakteru Chrystusowego – niech zadbają o tę osobę i modlą się za nią. PAN zaś, widząc ich pełną wiary modlitwę, podniesie cierpiącego, uwalniając od nękających go udręk. Gdyby zaś okazało się, że jego niedomaganie wynika z popełnionego grzechu, niech on zostanie mu wybaczony. Dlatego właśnie powinniście być zgodni w ocenie tego, co jest grzechem i modlić się wzajemnie za siebie, abyście mogli zostać uwolnieni od jego wpływu! Wiele bowiem może wskórać żarliwa modlitwa człowieka, który trwa w sprawiedliwości PANA. Spójrzcie na Eliasza. Był on człowiekiem podobnym do nas i kiedy usilnie modlił się, by nie padało, ziemia nie otrzymywała deszczu przez trzy lata i sześć miesięcy. Potem jednak wzniósł inną modlitwę i deszcz zaraz spadł z nieba, a ziemia wydała plon. Bracia i siostry, wyciągnijcie z tego właściwy wniosek – jeśli ktoś z was zboczyłby z drogi Prawdy, a drugi przywiódłby go na nią z powrotem, niech wie, iż ten, kto sprowadził występnego brata lub siostrę z błędnej drogi, uratował duszę tej osoby od wiecznej Śmierci, gdyż ich grzechy mogą zostać zakryte jedynie szatą sprawiedliwości Chrystusa. Ja, Piotr, Apostoł Jezusa Chrystusa, kieruję ten list do Bożego ludu rozproszonego pomiędzy narodami Pontu, Galacji, Kapadocji, Azji i Bitynii, to znaczy do tych, którzy odpowiedzieli na wezwanie Najwyższego i w tym świecie stali się wędrowcami zmierzającymi do Bożego Królestwa. Słowa te kieruję do was, którzy zgodnie z ojcowskim planem Boga wzrastacie w uświęceniu, przez jakie przeprowadza was Duch Boży, gdy w posłuszeństwie poddajecie się Jezusowi Chrystusowi, którego krwią wylaną na krzyżu zostaliście oczyszczeni. Niech łaska i pokój Boży będą wam dane w obfitości! Niech Bóg i Ojciec PANA naszego, Jezusa Chrystusa, będzie zawsze i wszędzie otaczany chwałą! On bowiem – zgodnie ze swym wielkim miłosierdziem – zrodził nas do żywej nadziei, której udzielił nam przez powstanie z martwych Jezusa Chrystusa. To w Nim powołał nas do dziedzictwa niezniszczalnego, nieskalanego i trwałego na wieki, które zostało przygotowane dla nas w Niebiosach. Ale to nie wszystko! W Nim również nas, którzy trwamy w posłuszeństwie i zaufaniu do Niego, strzeże swą Boską mocą w procesie realizacji naszego zbawienia, które finalnie objawi się, gdy nadejdzie koniec czasu wyznaczonego przez Najwyższego. Dlatego radujcie się, chociaż tu, na Ziemi, doświadczacie różnego rodzaju smutków, cierpień i przygnębienia z powodu wielorakich doświadczeń, jakie was spotykają. Przychodzą one po to, aby wasza postawa zaufania do Boga została zweryfikowana niczym złoto, którego najwyższą próbę osiąga się przez oczyszczenie go w ogniu. Chodzi bowiem o to, by okazało się, czy wasza wiara będzie mieć prawdziwą wartość i czy zasłuży sobie na pochwałę, szacunek i uznanie w Dniu Objawienia się Jezusa Chrystusa. A pisząc to, mam głębokie przekonanie, że wy – chociaż nigdy Go nie widzieliście – to jednak Go miłujecie i pełni niewysłowionej radości otaczacie chwałą, trwając w całkowitym do Niego zaufaniu. W ten sposób stopniowo realizuje się cel waszej wiary: zbawienie waszych dusz, czyli uwolnienie ich od mocy, wpływu, a w przyszłości także od konsekwencji i obecności grzechu. Tego zbawienia pilnie poszukiwali prorocy. Badali je ci, którzy przepowiadali tę łaskę, która was dotknęła. Dociekali oni, na kogo oraz na jaki czas wskazywał ogarniający ich już wtedy Duch Chrystusa, gdy zapowiadał nie tylko cierpienia przeznaczone Mesjaszowi, ale i chwałę, jaka miała po nich nastąpić. Oni także otrzymali poznanie, że nie tylko im samym, ale również i nam ma służyć to, co teraz, jako Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie, zostało wam oznajmione przez ludzi, którzy okazali swoje posłuszeństwo Duchowi Uświęcenia posłanemu do nas z Niebios. Nawet aniołowie pragną zrozumieć te niezwykłe sprawy! Dlatego dyscyplinujcie swoje umysły! Każdą sprawę rozważajcie, stosując trzeźwe myślenie! W dojrzały sposób umacniajcie się w nadziei, którą przyniosła wam Boża łaskawość objawiona w Jezusie Chrystusie. Jako posłuszne dzieci Boże, nawet nie myślcie o powrocie do tego, kim byliście kiedyś, zanim w osobisty sposób poznaliście Boga. Nie ulegajcie swym dawniejszym żądzom, lecz na wzór Świętego, który was powołał, stańcie się – w całym swym postępowaniu – święci! Napisane jest przecież: Stawajcie się święci, ponieważ JA JESTEM Święty. A jeśli Ojcem nazywacie Tego, który nie daje się zwodzić pozorom, lecz każdego ocenia na podstawie tego, jak postępuje, to już teraz – w obecnym czasie – umacniajcie się w bojaźni Bożej. Podtrzymujcie w sobie nieustanną świadomość, że z tego, co wiąże się z próżną tradycją religijną przodków przekazaną wam jako kulturowe dziedzictwo, zostaliście wykupieni nie srebrem czy złotem, które nie mają duchowej wartości, lecz drogocenną krwią Chrystusa, Baranka niepokalanego, to znaczy niemającego żadnej skazy. On, chociaż już przed założeniem świata był przewidziany jako doskonała ofiara za wasze grzechy, objawił się dopiero teraz – w ostatniej fazie ziemskiej rzeczywistości. Uczynił to ze względu na was, którzy przez Niego składacie osobistą ufność w Bogu. On również swoją wiekuistą mocą powstał z martwych – w pełni chwały – po to, by wasza nadzieja i zaufanie były przez Niego zakotwiczone jedynie w Bogu. Jeśli więc już oczyściliście swoje dusze przez posłuszne poddanie się Prawdzie, którą jest Chrystus, by w nieobłudny sposób kochać braci i siostry w wierze, to teraz pójdźcie krok dalej, aby wzajemnie, w żarliwy i ofiarny sposób, okazywać sobie Bożą miłość, gdyż wasze duchowe narodzenie dokonało się nie przez jakieś zniszczalne nasienie, lecz przez niezniszczalne, którym jest trwające na wieki Słowo żywego Boga – zgodnie z tym, co zostało napisane: wszelkie ciało jest jak trawa na łące, a jego chwała niczym polne kwiaty. Gdy łąka usycha, jej kwiat opada, lecz Słowo PANA trwa po wszystkie wieki. Właśnie to Słowo ogłoszono wam jako Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie! Odrzucając zatem wszelkie zło, każdy fałsz i udawanie, zawiść i każdy rodzaj wzajemnego oczerniania się, pragnijcie – niczym nowo narodzone niemowlęta – niesfałszowanego mleka, którym jest Boże Słowo, abyście dzięki niemu wzrastali w zbawieniu. A jeśli doświadczyliście już łagodności PANA, garnijcie się do Niego! On bowiem jest Żywym Kamieniem,który u ludzi nie znalazł uznania, jednak w Bożym planie zbawienia został wskazany jako drogocenny i umiłowany. Czyniąc to, również i wy stajecie się żywymi kamieniami używanymi przez Najwyższego do zbudowania zupełnie nowej, duchowej świątyni, w której – poddając się procesowi uświęcenia – macie do odegrania rolę nowego rodzaju kapłaństwa powołanego w Jezusie Chrystusie do tego, by składać Bogu duchowe ofiary, które Jemu są tak bardzo miłe. W Piśmie tak o tym jest powiedziane: Oto umieszczam na Syjonie cenny i wybrany Kamień Spajający. Kto na Nim oprze swoje zaufanie, ten się nie zawiedzie. Dla was, wierzących, ma On niezwykłą wartość, lecz dla tych, którzy nie ufają Bogu – Ten, który jest głównym kamieniem spajającym Bożej budowli – okazał się kamieniem, którym wzgardzili budowniczowie. Dlatego stał się dla nich kamieniem potknięcia – skałą, która na nich runie. A potykają się wszyscy, którzy nie są posłuszni Bożemu Słowu, co zresztą jest naturalną konsekwencją postawy ich serca. Wy natomiast, którzy zaufaliście Słowu Najwyższego, zostaliście włączeni do ludu szczególnej misji. Staliście się bowiem narodem Najwyższego Króla, Jego kapłanami, ludem świętym, który przez Boga został wykupiony na własność, abyście rozgłaszali naturę oraz charakter Tego, który wezwał was ze świata ciemności do swej zachwycającej Światłości. Kiedyś nie byliście ludem Bożym, teraz jednak już nim jesteście. Kiedyś byliście nieumiłowanymi, teraz jednak zostaliście objęci Bożym zmiłowaniem. Umiłowani, przypominam wam zatem, że w obecnym świecie jesteście tylko przechodniami – imigrantami, którzy nie są z nim związani na zawsze. A skoro w rzeczywistości tego świata gościcie jedynie przez chwilę, to powstrzymujcie się od pożądań, jakie rodzi w was stara, grzeszna natura, która nieustannie toczy wojnę przeciwko waszym duszom. Chodzi bowiem o to, abyście już teraz, w obecnym czasie, przebywając pośród tych, którzy nie są ludem Bożym, wyróżniali się pięknym postępowaniem. Jeśli tak czynić będziecie, to nawet będąc pomawiani czy oskarżani o złe uczynki, pokażecie wszystkim swe szlachetne zachowanie, co powinno skłonić ludzi was szkalujących do takiej weryfikacji myślenia, by w Dniu Rozrachunku oddali Bogu chwałę. Dlatego – z uwagi na PANA – podporządkowujcie się ludzkiej hierarchii władzy, w szczególności zaś temu, który rządzi krajem, a także jego przedstawicielom, powołanym do karania ludzi czyniących zło oraz do udzielania pochwały tym, którzy czynią dobro. Taka jest bowiem wola Boga, abyście swoim dobrym postępowaniem zamykali usta ludzkiej głupocie oraz ignorancji. Postępujcie jak ludzie, którzy są prawdziwie wolni, a nie jak ci, którzy głoszą deprawację jako osobistą wolność, tylko po to, by dogadzać własnej nieprawości. Zachowujcie się jak przystało tym, którzy są całkowicie i bez reszty oddani Bogu oraz służą Mu z pełnym zaangażowaniem. Wszystkich szanujcie, zaś braci i siostry w wierze w szczególny sposób otaczajcie ofiarną miłością Chrystusową. Do Boga przystępujcie z należną Mu bojaźnią, a temu, który rządzi krajem, okazujcie szacunek. Pracownicy, z całym respektem podporządkowujcie się swoim przełożonym, nie tylko tym dobrym i łagodnym, lecz również i tym podłym, ponieważ Boża łaskawość objawia swoją pełnię właśnie w sytuacji, gdy ktoś – z uwagi na Boga – cierpliwie znosi udręki, mimo iż spotykają go niesprawiedliwie. Oczywiście nie każde cierpienie ma taki sens. Jaka bowiem chwała jest w tym, gdy ktoś doświadcza karania z powodu grzechu? Jeśli jednak ktoś cierpi niewinnie i dalej w niezachwiany sposób trwa w czynieniu dobra, to taka postawa jest znakiem czerpania z mocy Bożej łaski! Do tego zresztą zostaliście powołani! Przecież i Chrystus cierpiał za was, dając wam wzór, jak macie Go naśladować. On grzechu nie popełnił, a w Jego ustach podstęp nie zagościł. Kiedy Mu złorzeczono, nie odpowiadał tym samym; gdy cierpiał, nie groził, lecz poddawał się Temu, który wszystko osądza sprawiedliwie. On w swoim ciele poniósł nasze grzechy na krzyż, abyśmy – uwolnieni z więzów nieprawości – rozpoczęli nowe życie w Jego sprawiedliwości. W ten sposób – z uwagi na Jego rany – zostaliśmy uleczeni duchowo. Byliśmy bowiem zbłąkani jak owce bez pasterza. Lecz teraz już pilnujcie się Pasterza i Stróża dusz waszych – za Nim postępujcie i Jego naśladujcie! Dlatego właśnie wy, żony, powinnyście podporządkowywać się swoim mężom, aby oni – choćby nawet byli oporni wobec Bożego Słowa – zostali pozyskani dla PANA, metodą „bez słowa”, a więc nie przez wasze nalegania czy ciągłe utyskiwania, lecz przez przykucie ich uwagi waszym nieskalanym i pełnym Bożej bojaźni postępowaniem, które doprowadzi ich do przemyślenia własnej postawy. Waszą ozdobą niech będzie nie to, co zewnętrzne – jak fryzura, biżuteria czy wyszukane ubrania – ale piękno wewnętrzne, które jest owocem czystego serca, jakie kształtuje się w łagodności i niewzruszoności pokornego i cichego ducha, który jest tak bardzo cenny w Bożych oczach. Od dawna bowiem cnotliwe kobiety składające w Bogu swą nadzieję, w taki właśnie sposób przyozdabiają siebie, jednocześnie okazując swym mężom szacunek i uznanie. Tak właśnie Sara – uznając przywódczą i zwierzchnią rolę swego męża – okazywała Abrahamowi respekt i uszanowanie. Jej córkami w wierze jesteście i wy, o ile tylko dobrze postępujecie i nie dajecie się zastraszać ludziom, którzy propagują inne obyczaje. Zaś wy, mężowie: traktujcie swe żony z całą delikatnością, rozumiejąc, iż one są istotami słabszymi i bardziej wrażliwymi. Okazujcie im szacunek, ponieważ one również są współdziedzicami łaski Życia. W przeciwnym bowiem wypadku wasze modlitwy będą napotykać przeszkody! W końcu wszyscy bądźcie jednomyślni, współczujący, przyjaźnie nastawieni do braci i sióstr w wierze, miłosierni oraz pokorni w sercach. Nie odpłacajcie złem za zło ani obelgą za obelgę; przeciwnie – dla ludzi, którzy was krzywdzą, znajdujcie dobre słowo! Zostaliście bowiem powołani do tego, aby rozprzestrzeniać dziedzictwo dobra. To bowiem jest napisane w Piśmie: Jeśli pragniesz uzyskać życiowe spełnienie i dobro dostrzegać w każdym dniu od nowa, to język swój na zawsze powściągnij od złej mowy i nie pozwól wargom na słowa podstępne. Od zła się odwróć i czyń tylko dobro, o Boży pokój zabiegaj i za nim podążaj! Bo oczy PANA strzegą ludzi prawych, a Jego uszy słyszą ich wołania. On gniewne oblicze przeciw złym kieruje. A w ogóle kto chciałby was krzywdzić, jeśli będziecie gorliwi w tym, co dobre. Gdybyście jednak doświadczali jakiegoś cierpienia z powodu swej prawości, uważajcie się za szczęśliwych i błogosławionych. Nie bójcie się ich gróźb ani nie dajcie się nikomu zastraszyć. Nie pozwalajcie zmącić w sobie jasnego myślenia, lecz trwajcie w Chrystusie, PANU. Jego tylko miejcie w swych sercach za Świętego. I w każdej chwili bądźcie gotowi do uzasadnienia i obrony nadziei, która jest w was. Pamiętajcie jednak, by zawsze czynić to z łagodnością i Bożą bojaźnią, zachowując czyste sumienie, by osoba was szkalująca, widząc wasze dobre postępowanie w Chrystusie, doznała zawstydzenia właśnie w tym, o co was oskarża. Pamiętajcie, że wytrwanie w cierpieniu jest wolą Bożą. Oczywiście chodzi tylko o takie cierpienie, którego doświadczamy z powodu dobrego postępowania, a nie z powodu grzechu. Chrystus także – chociaż sam nigdy nie zgrzeszył – został umęczony za nasze grzechy, On Sprawiedliwy za nas niesprawiedliwych. A cierpienie zniósł po to, by wprowadzić nas przed Tron Bożego Majestatu. W sobie uśmiercił skłonną do grzechu ludzką naturę, aby w Jego zwycięstwie Boże Życie zrealizowało się przez trwanie w Jego Duchu. To w nim udał się do Szeolu, by tam wszystkim duchom, które pod strażą czekają na Dzień Sądu, oznajmić swój triumf. Do grupy tej należą też dusze wszystkich ludzi, jacy nie okazali posłuszeństwa Bożemu Słowu, chociaż Najwyższy wielkodusznie wzywał ich i cierpliwie czekał na ich odpowiedź – podobnie jak to czynił w czasach Noego, gdy budowana była arka, w której nieliczni, to jest osiem osób, zostało ocalonych z wód potopu. Ich ocalenie stało się symbolem zbawiennego zanurzenia. I nie chodzi tu o zanurzenie w wodę, która przecież nie ma zdolności obmycia nas z brudu grzechu powodowanego wrodzoną do niego skłonnością, ale o wewnętrzne oczyszczenie sumienia, jakie dokonuje się przez zanurzenie i gorliwe trwanie w Słowie i Duchu zmartwychwstałego Jezusa Chrystusa, który wstąpił w Niebiosa i zasiadł tam w pełni Boskiej mocy i chwały, przyjmując poddańczy hołd ze strony aniołów oraz wszelkich zwierzchności. A skoro sam Chrystus – pomimo swej świętości – doświadczył w ludzkiej naturze cierpienia, to uzbrójcie się w myśl, że wy również będziecie doznawać różnego rodzaju cierpień w czasie, gdy nadal jeszcze funkcjonujecie w doczesnej naturze. Udręki te biorą się z faktu, że chociaż macie w sercach pragnienie, by do końca swych dni pełnić wolę Bożą, to grzeszna natura nadal zwodzi was różnorodnymi pożądaniami. Jednak nie poddawajcie się jej! Zbyt wiele czasu już zmarnowaliście na realizowanie swych iście pogańskich pragnień, gdy żyliście w chamstwie i rozpuście, folgując swym pożądliwościom w orgiach, pijatykach i niegodziwym bałwochwalstwie. Nie dziwcie się też, że ci wszyscy, z którymi kiedyś razem to czyniliście, a którzy nadal w tym tkwią, zaskoczeni są waszą odmianą. Widzą bowiem wyraźnie, że wam nie jest już z nimi po drodze i więcej już nie garniecie się do nich, by dalej wspólnie nurzać się w tych obrzydliwościach. Dlatego rzucają na was oszczerstwa. Jednak sami będą musieli rozliczyć się ze wszystkiego, gdy staną przed obliczem Najwyższego, który w każdej chwili jest gotów osądzić zarówno tych, którzy wstąpili na drogę Życia, jak i tych, którzy ciągle pozostają na drodze wiodącej ku Śmierci. Po to bowiem Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie jest głoszona powszechnie, by wszyscy duchowo martwi, to znaczy ci, którzy nadal żyją według starej, ludzkiej natury, otrzymali szansę wejścia na drogę Życia pod kierownictwem Bożego Ducha. A ponieważ koniec wszystkich zbliża się nieuchronnie, trwając w modlitwach, zachowujcie trzeźwe myślenie i rozsądek Przede wszystkim w niezłomny sposób praktykujcie wzajemnie wobec siebie postawę ofiarnej Bożej miłości, pamiętając, iż ona nie koncentruje się na grzechach, lecz wszystkie je zakrywa. Bądźcie wobec siebie gościnni bez żadnego narzekania! Niech każdy służy braciom i siostrom w wierze tym darem duchowym, jaki otrzymał. Bądźcie dobrymi zarządcami darów, którymi Bóg w swojej łaskawości was obdarzył. I tak, jeśli ktoś ma dar przemawiania – niech czyni to, jakby przekazywał Słowo samego Boga, a jeśli ktoś wykonuje inną posługę – niech czyni ją w oparciu o Bożą moc, aby w każdej sprawie Najwyższy był otaczany czcią w Jezusie Chrystusie, do Którego należy chwała i wszelka potęga na wieki wieków. Amen. Umiłowani! Raz jeszcze podkreślam: nie czujcie się zaskoczeni intensywnością udręk i cierpień, których wielu z was doświadcza. Nie przydarza się wam nic niezwykłego! Raczej rozumiejcie, że dzięki tym doświadczeniom wasza wytrwałość ma szansę prawdziwie się umocnić. Jeśli zaś na tym świecie – współuczestnicząc w cierpieniach podobnych do Chrystusowych – potraficie zachować w swych sercach Bożą radość, to przecież znacznie większe szczęście i wesele spotka was wówczas, gdy On ponownie objawi się w chwale. A jeśli z powodu Chrystusa jesteście znieważani, bądźcie pewni, iż w ten sposób stajecie się uczestnikami wielkiego błogosławieństwa, gdyż Duch Chwały, to znaczy Duch Boga Żywego, spoczywa na was. Oczywiście prawda ta nie ma zastosowania w sytuacji, gdy ktoś cierpi jako morderca, złodziej czy złoczyńca albo nieuczciwy zarządca cudzym mieniem. W takich bowiem wypadkach doświadcza konsekwencji, na które sam sobie zasłużył. Jeśli jednak ktoś cierpi niesprawiedliwie, tylko z tego powodu, że jest uczniem Chrystusa, niech się tego nie wstydzi, lecz zawsze dba o to, by – będąc chrześcijaninem – w tym imieniu przynosił Bogu chwałę! Nie zapominajmy, że Sąd Boży zacznie się od nas, którzy stanowimy żywy Przybytek Boga. A jeśli najpierw od nas, to jaki koniec czeka tych, którzy nie są posłuszni Bożej Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie? Pismo tak wypowiada się o tych sprawach: Skoro prawym jest trudno przejść proces zbawienia, cóż czeka grzeszników oraz nikczemników?. Z uwagi na to wszyscy – a szczególnie ci, którzy doświadczają cierpień – trwajmy w czynieniu dobra, co zgodne jest z wolą Boga, i polecajmy nasze dusze Stwórcy, który jest godny zaufania na wieki. Dla tych, którzy wam przewodzą, mam osobne przesłanie. Jako ten, który pełni funkcję podobną do waszej, a dodatkowo świadek męki Chrystusa oraz współoczekujący chwały, jaka ma się objawić, gorąco was zachęcam: paście powierzone wam stado Boże, doglądając go nie z przymusu, ale z chęcią, po Bożemu; nie z uwagi na materialne korzyści, co byłoby waszą hańbą, lecz z całym oddaniem. Nie zachowujcie się jak władcy panujący nad poddanymi, lecz niech każdy z was będzie wzorem dla swojego stada. A kiedy ponownie pojawi się Jezus, nasz Arcypasterz, otrzymacie od Niego to, co nie marnieje – Boży wieniec chwały. Tym z was, którzy jesteście szeregowymi członkami społeczności, polecam, abyście podporządkowywali się swoim przywódcom. Wszyscy zaś razem postępujcie wobec siebie w pokorze, gdyż Bóg odwraca się od pysznych, lecz pokornych otacza swoją łaskawością. Uniżcie się zatem pod mocną ręką Boga, aby On wywyższył was w stosownym czasie. Każdą swoją troskę przerzućcie na PANA, gdyż On jest Tym, który troszczy się o was. Zachowajcie trzeźwe myślenie i nieustannie czuwajcie! Wasz przeciwnik, diabeł, krąży bowiem niczym lew ryczący, szukając, kogo by tu pożreć. Silną wiarą przeciwstawcie się jemu! Pamiętajcie, że na całym świecie podobne doświadczenia spadają na wszystkich braci i siostry w wierze. A łaskawy Bóg, który w Chrystusie powołał was do swej wiecznej chwały, spożytkuje ten krótki czas waszego doczesnego cierpienia do przysposobienia was do oczekiwanej przez Niego doskonałości, dla waszego utwierdzenia, umocnienia i ugruntowania w wierze. On dokona tego swą odwieczną mocą. Amen! Zwięźle, jak sądzę, do was napisałem, korzystając z pomocy Sylasa, naszego wiernego brata w wierze. Listem tym starałem się dodać wam otuchy i pokazać, w czym prawdziwie objawia się Boża łaska, w której powinniście trwać. Pozdrawia was społeczność wierzących z Babilonu oraz Marek, mój syn w wierze. Wy także pomiędzy sobą pozdrówcie się serdecznym gestem wyrażającym postawę ofiarnej miłości. Niech pokój Boży otacza wszystkich, którzy trwają w Chrystusie. Ja, Szymon Piotr, całkowicie i bez reszty oddany Jezusowi Chrystusowi Jego wysłannik, kieruję ten list do wszystkich, którzy z uwagi na ufną wiarę – jaką i my mamy – otrzymali udział w sprawiedliwości naszego Boga i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Niech łaska i Boży pokój zostaną w was pomnożone przez wzrastanie w osobistym związku z Bogiem przez Jezusa, naszego PANA. To właśnie przez osobistą bliską relację z Tym, który wezwał nas do swojej wspaniałości i chwały, otrzymujemy wszystko, co jest nam potrzebne do życia i trwania w szacunku do Boga. On bowiem swoją Boską mocą podarował nam największe i niezwykle drogocenne obietnice, abyśmy dzięki nim, uciekając od niszczących światowych pożądań, mogli się stać uczestnikami Jego Boskiej natury. Z uwagi na to, najmilsi, dołóżcie wszelkich starań, by swoją wiarę umacniać moralną nienagannością, w której ugruntowuje się osobiste poznanie Boga wiodące do powściągliwości. Powściągliwość zaś utwierdzi was w wytrwałości cechującej prawdziwą postawę uszanowania Boga i Jego Słowa. A uszanowanie Najwyższego będzie w was owocować życzliwym nastawieniem do braci oraz sióstr w wierze i niechybnie poprowadzi was do działania, jakie wynika z postawy wzorowanej na Bożej ofiarnej miłości. Trwając w niej i obfitując wszystkim, co wyżej opisałem, na pewno nie zostaniecie uznani za bezczynnych lub bezowocnych w relacji z Jezusem Chrystusem, naszym PANEM. Jeśli zaś w czyimś życiu brakuje tego rodzaju owocu, oznacza to, że osoba taka wróciła do stanu naturalnej ślepoty serca polegającej na dostrzeganiu jedynie świata materialnego. Taki człowiek najwyraźniej popadł w duchowy letarg, w którym zapomniał o dawniej ofiarowanym mu oczyszczeniu z grzechów. Dlatego, bracia i siostry, wzywam was, abyście z niesłabnącą gorliwością umacniali w sobie powołanie do świętości, jakie otrzymaliście, i na które się zdecydowaliście. Czyniąc to, nigdy nie upadniecie na trwałe! Dzięki niemu również będziecie hojnie zaopatrzeni we wszystko, co jest potrzebne na drodze wiodącej do wiecznego Królestwa PANA naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa. Z tego powodu – chociaż znacie już Prawdę i jesteście w niej ugruntowani – zamierzam nieustannie pobudzać waszą pamięć o niej. Uważam bowiem za właściwe, by przypominać wam o Prawdzie dopóty, dopóki przebywam jeszcze na tym świecie, tym bardziej że moje odejście jest już bliskie, co objawił mi PAN nasz, Jezus Chrystus. Dlatego zdecydowałem się napisać ten list, by zadbać o to, abyście po moim odejściu nie zapomnieli o tym, co najważniejsze. Nie jesteśmy bowiem ludźmi, którzy uwierzyli jakimś bajkom lub naiwnie polegają na wymyślonych mitach. Wręcz odwrotnie, jako świadkowie chwały i potęgi PANA naszego Jezusa Chrystusa daliśmy wam poznać moc, z jaką On zjawi się tu powtórnie. Jego Boska cześć i chwała, które ma z Ojca, objawiły się w słowach, jakie nad Nim zabrzmiały: „Ten jedynie jest moim Synem umiłowanym, w którym złożyłem całość moich planów”. I chociaż towarzysząc Jezusowi na świętej górze, osobiście słyszeliśmy wspomniany Głos z Niebios, to jednak uważamy, że mocniejszy od naszego doświadczenia jest fakt zrealizowania się wszystkich proroctw o Chrystusie, które zostały zapisane w Pismach. Dobrze więc czynicie, trzymając się ich niczym lampy, która świeci w ciemnościach. Czyńcie tak do czasu, aż On sam – niczym Wschodząca Światłość – rozświetli wszelki mrok waszych serc. A i to jeszcze powinniście wiedzieć, że żadne proroctwo zawarte w Bożym Słowie nie powinno być interpretowane czy roztrząsane oddzielnie, to znaczy w oderwaniu od całego Pisma. Albowiem wszystkie proroctwa, które się w nim znalazły, zostały tam umieszczone nie decyzją człowieka, lecz pojawiły się tam z woli Boga – przekazane ustami ludzi prowadzonych w tej sprawie przez Ducha Uświęcenia. A skoro dawniej pojawiali się pośród ludu fałszywi prorocy, bądźcie pewni, że i teraz zjawią się wśród was fałszywi nauczyciele. Podstępnie będą głosić wam zwodnicze i zgubne nauki, pomijając lub minimalizując rolę Władcy, który nabył ich własną krwią, przez co ściągną na siebie nieuchronną zgubę! Niestety wielu pójdzie za ich chamstwem i rozpasaniem, a Droga Prawdy będzie z ich powodu znieważana! Z uwagi na zachłanność w dogadzaniu sobie i swą niepohamowaną żądzę bogacenia się będą was zwodzić gładkimi, pozornie mądrymi słowami! Lecz wiedzcie, iż wyrok na nich zapadł już dawno, a ich zguba już nadciąga! Myśląc zaś o skutkach tego, co czynią, zwróćcie uwagę na to, iż Bóg nie oszczędził nawet aniołów, którzy zgrzeszyli, lecz skazał ich na wtrącenie do piekielnej czeluści, gdzie pod strażą trzyma ich w najgłębszych lochach mrocznej Otchłani, aby w Dniu Chrystusa zostali sprawiedliwie osądzeni. Podobnie z powodu pleniącego się grzechu Bóg nie oszczędził starego świata, lecz sprowadził na niego potop. Od śmierci zachował tylko rodzinę Noego, który przez długi czas głosił wszystkim Bożą sprawiedliwość. Tak samo, z uwagi na grzech, obrócił w popiół miasta: Sodomę i Gomorę, zagładą potępiając to, co się w nich działo! W ten sposób ostrzegł wszystkich przed nurzaniem się w bezbożności. Wyratował jedynie prawego Lota, który – udręczony rozwiązłością i chamstwem społeczeństwa, w którym przebywał – cierpiał w duszy, widząc i słysząc narastającą dookoła niegodziwość. Biorąc to wszystko pod uwagę, zapamiętajmy, że jeśli ktoś ma bogobojne serce, to PAN znajdzie sposób, by takiego człowieka wyratować z doświadczeń, które na niego spadają, lecz ludzi mających serca nieprawe pozostawia On w pożądliwościach, jakie nimi targają, aby w Dniu Sądu otrzymali należną im karę. Myślę tu szczególnie o tych, którzy trwają w kalaniu siebie nieczystymi pożądliwościami! Ci, kierując się w życiu grzeszną naturą, nie tylko lekceważą sprawy Bożego Królestwa, ale również je profanują. O jakże zarozumiali są ci zuchwalcy! Nie powściągają swych języków, lecz bez lęku znieważają Chwałę Bożego Majestatu! A przecież nawet aniołowie nie ważą się zachowywać w podobny sposób, choć są od ludzi znacznie potężniejsi. Nigdy też nie wyrażają się o innych w obraźliwy sposób, nawet gdy występują ze świadectwem przeciwko wyrzutkom. Wiedzą bowiem, że PAN jest sędzią, który oceni każde wypowiedziane słowo. Ale ci odszczepieńcy, zatraceni w swej pysze, postępują niczym zwierzęta, które w swej naturze przeznaczone są do tego, by zostały schwytane i poprowadzone na rzeź! Bluźnią przeciwko temu, czego nie pojmują! Dlatego zginą jak bydło bezrozumne! Spotka ich kara za zło, którego się dopuszczają, gdyż jawnie się chlubią czynioną rozpustą! Zakały te przychodzą na wasze spotkania, by zwodzić innych swym ohydnym życiem! Ciągle wypatrują kobiet żądnych cudzołóstwa. Żadna świętość nie jest w stanie powstrzymać ich od grzechu! Nęcą i zwodzą ludzi niestabilnych w wierze! Serca swe wyćwiczyli w pazernej zachłanności, w dogadzaniu sobie i w niepohamowanej żądzy zbijania bogactwa! Są dziećmi przekleństwa, nasieniem ciemności! Zeszli z prostej drogi, zboczyli na manowce! Poszli drogą Balaama, syna Bosora, którego skusiła hojna zapłata! Lecz został on skarcony za swoją nieprawość: juczne bydlę po ludzku do niego przemówiło, aby powstrzymać szaleństwo tego proroka! Ludzie ci są jak źródła, w których zbrakło wody! Są niczym tuman kurzu w dzikiej nawałnicy i jak chmury deszczu nigdy niedające! To dla nich jest przygotowany najgłębszy mrok ciemności. Zakały te publicznie głoszą swe nadęte brednie. A jeśli ktoś od nich szybko nie ucieka, wabią go wizją spełnienia żądz cielesnych i „wolności” do chamskich zachowań. To samo czynią z tymi, którzy nazbyt blisko podchodzą do pokus i kręcą się przy nich bez opamiętania! Głoszą im wolność, podczas gdy sami tkwią w niewoli, bowiem każdy jest niewolnikiem tego, czemu ulega lub sam się poddaje. A chociaż początkowo – przez poznanie PANA naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa – zdołali uciec od skażenia świata, to teraz – powracając do życia według wzoru tego świata i wikłając się ponownie w jego pożądania – sami sprawiają, że ich stan obecny jest znacznie gorszy od poprzedniego! Lepiej by im było w ogóle nie wkraczać na Drogę Bożego zbawienia, niż po wkroczeniu na nią odwrócić się od przykazanego im wzrastania w świętości! Na ich przykładzie doskonale sprawdza się przysłowie: Pies zawsze powraca do swoich wymiocin, a wykąpana świnia do kałuży błota!. Umiłowani, to już drugi list, za którego pomocą staram się pobudzić wasze myślenie przypominaniem tego, co jest czyste i nieskażone. Chodzi mi o to, abyście mieli na uwadze sprawy, o których wcześniej wspominali święci prorocy, jak również i to, co zapowiadał nasz PAN i Zbawiciel, którego słowa przekazali wam Jego Apostołowie. W związku z tym bądźcie pewni, że w czasach ostatecznych pojawią się szydercy, którzy będą drwić ze wszystkiego. Ci – nurzając się w swych pożądliwościach – będą mówić prowokacyjnie: „No, gdzież jest to obiecane powtórne przyjście Chrystusa?! Czyż nie jest raczej tak, jak to my mówimy, że pokolenie odchodzi za pokoleniem, a świat od zarania dziejów ciągle ewoluuje swoim torem?”. Szydercy ci będą przedstawiać rozliczne teorie i poglądy wspierające ich punkt widzenia. Będą tak czynić, gdyż nie będzie dla nich zrozumiała owa wielka prawda, iż dawno temu lądy wraz z górującym nad nimi nieboskłonem zostały wyprowadzone z wód i otoczone wodami, czego Bóg dokonał mocą swego Słowa. Tych samych wód Najwyższy użył później do przeprowadzenia sądu nad światem przez zesłanie potopu. Podobnie – zgodnie z Bożą obietnicą – będzie w czasie nadchodzącej zagłady, która tym razem dokona się jednak nie przez wodę, lecz w ogniu. Ten kataklizm ogarnie już nie tylko lądy, ale i nieboskłon. Wydarzy się on w Dniu Sądu, podczas którego dokona się zguba bezbożnych! Umiłowani, niech nie ujdzie waszej uwadze fakt, że PAN jest wieczny i On podchodzi do czasu inaczej niż my. On może jeden dzień rozciągnąć na tysiące lat, lecz ma również moc, by tysiące lat zredukować do jednego dnia. Chodzi mi o to, abyście zrozumieli, iż PAN, w swej rachubie czasu, wcale się nie opóźnia ze spełnieniem danej obietnicy, chociaż niektórzy tak właśnie interpretują Jego pozorne „zwlekanie”. On po prostu – dla waszego dobra – jest powściągliwy. Nie jest bowiem Jego pragnieniem, by ktokolwiek uległ zgubie, lecz aby wszyscy się opamiętali ku zbawieniu. A kiedy Dzień PANA już nastanie, On sam pojawi się tak niespodziewanie, jak czyni to złodziej. W tym dniu Niebiosa ze świstem przeminą, żywioły zostaną uwolnione i Ziemia wraz z całym stworzeniem ulegnie spaleniu. Skoro zaś wszystko zostanie wówczas poddane tak radykalnemu osądowi, to – aby ocaleć – jakże świętymi i godnymi powinniście być w swym postępowaniu oraz wzajemnym przynaglaniu się do trwania w gotowości na Dzień Bożego Sądu, podczas którego zawory Niebios zostaną rozwiązane, a wszystkie pierwiastki natury stopią się w ogniu! Wtedy dopiero – zgodnie z Jego obietnicą – pojawią się tak wyczekiwane przez nas Nowe Niebiosa i Nowa Ziemia, w których już na zawsze zamieszka Boża sprawiedliwość. Dlatego, umiłowani, czekając na te wydarzenia, trwajmy w pokoju z Bogiem, starając się ze wszystkich sił, byśmy zostali przez Niego znalezieni niesplamieni i nienaganni. A cierpliwość naszego PANA postrzegajcie jako zbawienną, o czym nasz umiłowany brat Paweł – z daną sobie mądrością – pisał wam już wielokrotnie. Dobrze on to wyjaśnia we wszystkich swych listach, w których przedstawia także inne, trudniejsze kwestie, co niedouczeni i nieumocnieni w wierze ludzie wypaczają na własną zgubę. Zresztą to samo czynią z innymi natchnionymi przez Boga pismami. Tak więc, najmilsi, wiedząc zawczasu o zagrożeniach, jakie na was czyhają, miejcie się na baczności i nie dajcie się zwodzić fałszywym naukom ludzi występnych, abyście – podążając za nimi – nie utracili trzeźwego i stabilnego myślenia opartego na Słowie Chrystusa. Wzrastajcie w łasce i w osobistym poznaniu PANA naszego i Zbawiciela, Jezusa Chrystusa, któremu niech będzie chwała teraz i na wieki. Amen. Ten, który jest Słowem Życia, który istnieje od początku, a którego osobiście słuchaliśmy i widzieliśmy na własne oczy, któremu z bliska przyglądaliśmy się i którego dotykały nasze ręce, objawił nam odwieczne i nieskończone Życie. Dlatego i my, Jego naoczni świadkowie, ogłaszamy wam to Życie, które jest w Ojcu i które zostało nam obwieszczone. Jak widzieliśmy i jak słyszeliśmy, tak również ogłaszamy wam, abyście i wy, razem z nami, mieli udział w tym wiekuistym Życiu i we wspólnocie z Bogiem, to znaczy z Ojcem i z Synem, Jezusem Chrystusem. Pragniemy bowiem doświadczać pełnej radości razem z wami. Po pierwsze chcemy wam potwierdzić, że Dobra Wiadomość, którą od Niego usłyszeliśmy i którą wam oznajmiamy, jest taka: Bóg jest Światłością i nie ma w Nim żadnej ciemności. Gdybyśmy więc twierdzili, że trwamy z Nim w jedności, lecz chodzilibyśmy drogami ciemności, znaczyłoby to, iż kłamiemy i nie ma w nas Prawdy. Jeśli jednak postępujemy drogami Światłości, tak jak On jest Światłością, to składamy świadectwo, że faktycznie mamy z Nim osobisty związek, a krew Jezusa, Jego Syna, oczyszcza nas z wszelkiego grzechu, jakikolwiek i kiedykolwiek popełniliśmy. Gdyby jednak ktoś twierdził, że nie grzeszy, znaczyłoby to, że sam siebie oszukuje i nie ma w nim Prawdy. Jedynie wtedy bowiem, gdy zgadzamy się z Bogiem w kwestii naszych grzechów, to znaczy gdy przyjmujemy Jego punkt widzenia, On – zgodnie ze swą obietnicą – odpuszcza je nam całkowicie i okrywa sprawiedliwością Jezusa, która w Jego oczach oczyszcza z wszelkiej nieprawości. A jeśli ktoś by twierdził, że nie zdarza się mu grzeszyć, byłoby to równoznaczne z uznaniem Boga za kłamcę i dowodem na to, że w człowieku tym Słowo Boże nie znalazło podatnego gruntu. Dzieci moje, wszystko to wyjaśniam wam w jednym celu: abyście unikali grzechu. A jeśli komuś z was zdarzyłoby się zgrzeszyć, pamiętajcie, że w chwale Ojca Niebiańskiego mamy wspaniałego Opiekuna, Rzecznika i Adwokata: Jezusa Chrystusa, Jedynego Sprawiedliwego. Tylko On może nam pomóc, gdyż sam stał się ofiarą przebłagalną za nasze grzechy. Zresztą nie tylko za nasze, lecz i za grzechy całego świata. Dzieci, musicie wiedzieć, że jedynym sposobem upewnienia się, czy rzeczywiście mamy z Nim osobisty związek, jest zbadanie, czy pełnimy Jego wolę. Jeśli więc ktoś twierdzi, że Go zna, lecz nie stosuje się do Jego Słowa, to taka osoba jest kłamcą niemającą w sercu Prawdy. Każdy zaś, kto faktycznie żyje według Jego Słowa, swoim postępowaniem świadczy, iż Boża ofiarna miłość – która w najdoskonalszy sposób została ujawniona w Chrystusie – prawdziwie zakorzeniła się w tym człowieku. Jedynie to jest wiarygodnym sposobem weryfikacji trwania w rzeczywistym związku z Chrystusem. Kto bowiem twierdzi, że w Nim trwa, powinien również swoim postępowaniem naśladować Go we wszystkim. Umiłowani, zauważcie, że nie piszę wam o czymś nowym, lecz przypominam jedynie to, co przyjęliście od samego początku. Tym bowiem, co znacie od dawna, jest Słowo Boże. Jednak w Chrystusie nabiera ono zupełnie nowego wymiaru i znaczenia. I jak w Nim okazało się Prawdą, tak i w was powinno również być prawdą, ponieważ tylko ono ma moc sprawienia, by ciemność, w której niegdyś tkwiliście, przeminęła, a w jej miejsce rozkwitła w was prawdziwa Światłość, którą jest sam Chrystus. Nie dajcie się więc nikomu zwodzić! Jeśli bowiem ktoś twierdzi, że żyje w Światłości, jednocześnie pielęgnując w swym sercu pretensje lub nienawiść do brata albo siostry w wierze, sam poświadcza, iż ciągle jeszcze tkwi w ciemności. Jeśli jednak ktoś postępuje wobec braci i sióstr w wierze zgodnie z Bożym wzorcem ofiarnej miłości, to prawdziwie trwa w Światłości, którą jest Chrystus. W takim człowieku nie ma chęci dążenia do czegokolwiek, co mogłoby brata lub siostrę w wierze przywieść do grzechu. Dobrze to sobie zapamiętajcie: kto przechowuje w sercu nienawiść do brata lub siostry w wierze, ten żyje w ciemności. A ponieważ tkwi w ciemności, nie widzi, że duchowo stacza się ku potępieniu, gdyż owa ciemność kompletnie go zaślepia. Umiłowani! Te słowa piszę do was wszystkich. Najpierw jednak kieruję je do tych, którzy dopiero co stali się niemowlętami w wierze – to znaczy niedawno narodzili się duchowo. Chcę bowiem upewnić was, iż w Chrystusie dostępujecie całkowitego odpuszczenia waszych grzechów. Tych zaś spośród was, którzy są już ojcami lub matkami w wierze, chcę upewnić, iż postępując zgodnie z Bożym wzorcem ofiarnej miłości, trwacie w bliskim związku z TYM, KTÓRY JEST od początku. A tym z was, którzy w wierze są pełną wigoru młodzieżą – to znaczy już od pewnego czasu trwają w Słowie Bożym – chcę przypomnieć, że moc do pokonywania Złego znajduje się tylko w Chrystusie. Pozwólcie, że podkreślę to raz jeszcze. Wy, którzy jesteście dziećmi w wierze, umocnijcie się w rozumieniu prawdy, że nawiązując relację z Chrystusem, nawiązaliście ją z Ojcem. Wy zaś, którzy jesteście już ojcami lub matkami w wierze, bądźcie pewni, że trwając w Światłości Chrystusa, trwacie w prawdziwym związku z TYM, KTÓRY JEST od początku. A was, młodzi w wierze, zapewniam, że trzymając się Bożego Słowa, będziecie wystarczająco silni, by zwyciężać Złego. Nie miłujcie więc tego świata ani niczego, co z niego pochodzi. Jeśli bowiem ktoś miłuje ten świat, w tym nie ma miłości do Ojca. Wszystko bowiem, co napędza ten świat: cielesna zachłanność, pożądliwość oczu i przekonanie o najwyższej wartości doczesnego życia, nie jest z Ojca, lecz pochodzi ze świata ciemności. A przecież ten świat już wkrótce przeminie wraz ze wszystkimi swymi żądzami, ten natomiast, kto wytrwa w pełnieniu woli Bożej, otrzyma udział w odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiu. Dzieci, zrozumcie, że żyjemy w czasach końca. Z pewnością słyszeliście, że właśnie w takim okresie pojawi się antychryst. I to się stało. Na świecie pojawiło się już wielu antychrystów, dlatego pewni jesteśmy, że żyjemy w czasach ostatecznych. Niestety wielu z tych antychrystów wyszło spośród nas! Jednak tak naprawdę – oni nigdy nie byli z nas! Gdyby bowiem wywodzili się z nas, byliby naszego ducha i z nami pozostali. A dlatego to się wydarzyło, by stało się jasne, że nie wszyscy tak zwani wierzący są prawdziwie wierzący, to znaczy, że nie wszyscy faktycznie są tego samego ducha co i my. Wy jednak otrzymaliście namaszczenie od Świętego, żeby móc właściwie rozumieć te sprawy. Piszę wam o tym nie dlatego, abym podejrzewał, iż nie znacie Prawdy, którą jest Chrystus, lecz właśnie dlatego, że macie z Nim osobisty związek. Chcę was jedynie utwierdzić w zrozumieniu tego, że żadne kłamstwo nigdy nie miało i nie ma niczego wspólnego z Prawdą. A któż jest kłamcą, jeśli nie ten, kto zaprzecza, że Jezus jest Mesjaszem? Ten właśnie jest antychrystem. Taki człowiek odrzuca nie tylko Syna, ale i Ojca. Pamiętajcie, że jeśli ktoś odrzuca Syna, nie uznaje Go lub wypiera się Go, to również wypiera się Ojca! Kto zaś uznaje Syna, ten ma w sobie świadectwo Ojca. Umocnijcie się więc w tym, co słyszeliście od samego początku. Jeśli bowiem Dobrą Wiadomość o ratunku w Chrystusie zachowacie w sercach i umysłach nieskażoną, czyli taką, jaka została wam pierwotnie przekazana, to i wy zostaniecie zachowani zarówno w Synu, jak i w Ojcu. A obietnicą daną przez Jezusa wszystkim, którzy w Nim wytrwają, jest udział w Jego odwiecznym i nieskończonym Życiu. Piszę wam o tych sprawach, gdyż są tacy, którzy próbują was zwodzić. Wy jednak macie namaszczenie, którego On sam wam udzielił i nie ma potrzeby, aby ktoś więcej musiał was o tych sprawach pouczać. Jego namaszczenie bowiem wyjaśnia wam wszystko. Ono jest prawdą, a nie kłamstwem. Trwajcie więc w Chrystusie, tak jak to namaszczenie was poucza. W związku z tym, najdrożsi, trwajcie w Chrystusie! Nieustannie w Nim trwajcie, abyście kiedy On nadejdzie, mogli śmiało wyjść Mu naprzeciw, a nie okazać się tymi, którzy okryją się hańbą! A jeśli zrozumieliście, że tylko On jest sprawiedliwy, to zrozumcie także, iż każdy, kto naśladuje Jego prawe i święte życie, trwa w Jego sprawiedliwości. To bowiem jest prawdziwym dowodem narodzenia się z Boga. Sami zresztą zobaczcie, jak wielką, pełną ofiary miłością obdarzył nas Ojciec: zostaliśmy nazwani dziećmi Bożymi i rzeczywiście nimi jesteśmy! Dlatego świat nie przyznaje się do nas i nie chce mieć z nami nic wspólnego, gdyż on sam nie ma jakiejkolwiek relacji z Chrystusem! Umiłowani, obecnie jesteśmy dziećmi Bożymi, jednak nie jest jeszcze wiadome, kim będziemy w przyszłości. Wiemy jednak, że jeśli nasze podobieństwo do Niego będzie widoczne, to ujrzymy Go takim, jaki jest. I pamiętajcie, że każdego, kto rzeczywiście złożył swoją nadzieję w Chrystusie, poznacie po usilnym dbaniu o czystość i świętość życia, ponieważ On, nasz święty Bóg, jest czysty i niepokalany! Pamiętajcie również, że każdy, kto trwa w grzechu, dopuszcza się nieprawości, gdyż grzech jest nieprawością! Chrystus zaś pojawił się na świecie po to, by zgładzić grzech. Mógł to zrobić jedynie On, ponieważ w Nim samym nie ma i nigdy nie było żadnego grzechu! Oczywiste jest więc, że każdy, kto trwa w Chrystusie, nie może równocześnie trwać w grzechu! A jeśli ktoś trwa w grzechu, dowodzi jednego – że nie zna Chrystusa w osobisty sposób i nie ma z Nim żadnej relacji! Dzieci, nie dajcie się nikomu zwieść – każdy, kto owocuje taką sprawiedliwością, jaka była widoczna w Jezusie, wyraźnie potwierdza, że trwa w Jego sprawiedliwości. Kto zaś owocuje grzechem, ten należy do diabła, gdyż diabeł od samego początku nie tylko grzeszy, lecz również jest źródłem grzechu. A Syn Boży objawił się po to, by zniszczyć dzieło diabelskie. Każdego więc, kto prawdziwie narodził się z Ducha Bożego, cechuje to, że nie trwa w grzechu, ponieważ Boże Słowo, czyli Boże nasienie, które umocniło się w tym człowieku, chroni go od takiego postępowania. Taka osoba nie trwa w grzechu, gdyż z Boga została zrodzona. Po tym właśnie można odróżnić dzieci Boga od dzieci diabła. Każdy, kto nie owocuje sprawiedliwością Chrystusa, nie jest z Boga; podobnie jak ten, kto wobec braci i sióstr w wierze nie postępuje w pełni ofiarnej Bożej miłości. Taki jest bowiem nakaz, który słyszeliście od samego początku, byśmy odnosili się wzajemnie do siebie z ofiarną Bożą miłością. Nie tak jak Kain, który pozostając w mocy Złego, zamordował swego brata. A dlaczego go zamordował? Bo widział, że jego własne dzieła były złe, zaś dzieła jego brata zapowiadały Bożą sprawiedliwość. Z tego powodu, bracia i siostry, nie bądźcie zdziwieni, gdy doświadczacie nienawiści ze strony świata. Ma to miejsce, ponieważ świat zobaczył, że przeszliście ze strefy Śmierci do strefy Życia. Widać to wyraźnie w waszym postępowaniu wobec braci i sióstr w wierze, których otaczacie ofiarną Bożą miłością. A ci, którzy nie mają w sobie takiej miłości, trwają nadal w duchowej Śmierci. Musicie bowiem wiedzieć, że każdy, kto przechowuje w sercu nienawiść do brata lub siostry w wierze, jest w Bożych oczach mordercą. A przecież TEN, KTÓRY JEST odwiecznym Życiem, nie mieszka w ludziach mających naturę morderców. W Chrystusie zobaczyliśmy i w pełni poznaliśmy, na czym polega prawdziwa postawa ofiarnej Bożej miłości. On bowiem z duszy poświęcił się dla naszego dobra. A skoro On tak postąpił, to i my również z całej duszy powinniśmy troszczyć się o braci i siostry w wierze. Sami zresztą rozsądźcie: czy człowiek obfitujący w dobra tego świata, który widzi cierpienia i nędzę braci oraz sióstr w wierze, lecz nie udziela im pomocy, w ogóle ma w sobie jakikolwiek pierwiastek Bożej miłości? Dzieci, nie „miłujmy” się pustym gadaniem i deklaracjami bez pokrycia, ale czyńmy to w sposób wymierny i praktyczny! W ten sposób sami siebie sprawdzimy, czy rzeczywiście trwamy w Chrystusie, i przekonamy nasze serca. Gdyby jednak czyjeś serce nadal go oskarżało, to przecież Bóg jest większy od naszych serc i On wszystko wie najlepiej. Dlatego, umiłowani, nie polegajmy na emocjach serca, lecz – pełni ufności – śmiało przystępujmy do Boga, rozumiejąc, że jeśli stosujemy się do Jego Słowa i czynimy to, co Jemu się podoba, to z pewnością otrzymamy to, o co prosimy na podstawie Słowa. A wolą Boga objawioną w Słowie jest to, byśmy w pełni ufali Bożemu Synowi, Jezusowi Chrystusowi, i polegając na Jego charakterze, darzyli siebie wzajemnie taką ofiarną miłością, jaką On nam ukazał i jaką polecił nam zachowywać. Kto żyje Bożym Słowem, ten trwa w Chrystusie, a Chrystus w nim. A świadectwem tego, iż On w nas pozostaje, jest Duch Uświęcenia, którego Najwyższy nam udziela. Umiłowani, pamiętajcie jednak, że nie każdy, kto twierdzi, że ma w sobie Bożego Ducha, ma Go rzeczywiście. Nie ufajcie każdemu, kto tak twierdzi, ale sprawdzajcie, czy duch, jaki jest w takim człowieku, rzeczywiście pochodzi od Boga. Wielu bowiem fałszywych proroków pojawiło się na świecie. A Ducha, który jest od Boga, poznacie między innymi po tym, iż wyznaje, że Jezus Chrystus prawdziwie przyszedł w ludzkiej naturze. Taki jest z Boga. Ten zaś, który nie zgadza się z tym, kim jest Jezus, nie jest z Boga, lecz jest to duch antychrysta, o którym słyszeliście, że nadejdzie, i faktycznie jest już na świecie. Dzieci, wy jednak jesteście z Boga i odnieśliście zwycięstwo nad tamtymi, gdyż większy jest TEN, KTÓRY JEST w was, niż ten, który rządzi światem. Tamci są ze świata, dlatego nauczają w taki sposób, jak myśli świat, i dlatego świat idzie za tym, co oni mówią. My natomiast jesteśmy z Boga, zatem tylko ci, którzy trwają w osobistej więzi z Bogiem, dają posłuch naszemu nauczaniu. Kto zaś nie jest z Boga, nie uznaje naszego nauczania. W taki sposób możemy łatwo poznać, kto trwa w Duchu Prawdy, a kto w duchu zwodzenia. Umiłowani, trwajmy wobec siebie w postawie ofiarnej Bożej miłości, gdyż ona jest z Boga. Każdy, kto ma w sobie ten rodzaj miłości, narodził się z Boga. Tylko to jest dowodem autentycznego trwania w osobistym związku z Najwyższym. Kto zaś nie ma w sobie postawy ofiarnej Bożej miłości, nie ma z Bogiem nic wspólnego, gdyż taka postawa cechuje każdego, kto jest z Boga. On bowiem jest źródłem ofiarnej miłości, którą cechuje wyświadczanie dobra, także tym, którzy na to dobro wcale nie zasługują. Aby objawić tę wielką prawdę, Ojciec postanowił pokazać nam praktycznie, na czym polega ofiarna miłość, i przyszedł na ten świat w Osobie Jedynego Prawowitego Syna, abyśmy w Nim zyskali dostęp do Życia. W tym właśnie wyraziła się miłość Boga do nas, iż On nie czekał, abyśmy to my najpierw Go umiłowali, lecz sam – jako pierwszy – ofiarował nam swą miłość, przyjmując przebłagalną ofiarę Syna za nasze grzechy. Umiłowani, jeśli Bóg w taki sposób okazał nam miłość, to i my powinniśmy postępować wobec siebie z podobnie ofiarną miłością. Boga nikt nigdy nie widział, jeśli jednak trwamy w ofiarnej postawie Bożej miłości, która w nas owocuje, to możemy być pewni tego, iż On – przez swego Ducha – mieszka w nas i nas wydoskonala. Po tym bowiem poznajemy, czy trwamy w Bogu, a On w nas, jeśli Jego Duch Uświęcenia rodzi w nas swój owoc. To właśnie dzięki temu Duchowi zrozumieliśmy i świadczymy, iż Ojciec, w Osobie Syna, przyszedł do tego świata jako Wybawca. Zatem każdy, kto uznaje, że Jezus jest Synem Bożym, trwa w Bogu, a Bóg przez swego Ducha trwa w nim. Również dzięki Jego Duchowi poznaliśmy nie tylko na czym polega ofiarna Boża miłość w działaniu, lecz także zaufaliśmy jej całkowicie. Bóg bowiem w swej naturze i w swoim charakterze jest sednem ofiarnej miłości. Jeśli ktoś naśladuje Boga w Jego postawie ofiarnej miłości, pokazuje, że trwa w Bogu, a Bóg w nim. Kiedy więc zaczynamy odwzorowywać charakter i postępowanie Jezusa, mamy dowód na to, że Jego rodzaj miłości wydoskonala się w nas. Jeśli w taki sposób trwamy w Chrystusie, to na myśl o zapowiadanym Dniu Sądu Ostatecznego wielka radość przepełnia nasze serca. Dzień ten nie budzi w nas obaw, ponieważ Boża ofiarna miłość, która nas wydoskonala, usuwa z naszych serc strach przed wieczną udręką. Jeśli jednak ktoś ciągle jest przepełniony obawami i strachem z powodu Dnia Sądu, pokazuje, że Boża ofiarna miłość jeszcze w pełni go nie wydoskonaliła. Jednak my miłujemy Go, ponieważ On pierwszy nas umiłował. Pamiętajcie przy tym, że jeśli ktoś twierdzi, iż miłuje Boga, lecz jednocześnie nienawidzi swego brata lub siostry w wierze, jest zwykłym kłamcą! Jeśli bowiem ktoś w stosunku do osób, które widzi, nie kieruje się ofiarną Bożą miłością, to nie jest w stanie miłować Boga, którego nie widzi. To bowiem jest wolą Boga, aby każdy, kto Go miłuje, w taki sam sposób miłował braci i siostry w wierze. Tak więc każdy człowiek trwający w głębokiej ufności, że Jezus jest Bożym Chrystusem, czyli Mesjaszem, nosi w sobie nasienie Boga. A wszyscy zrodzeni z tego nasienia, miłują nie tylko Boga, ale i każdego, kogo On powołał do Życia w Chrystusie. Dlatego tak łatwo jest rozpoznać każdego, kto rzeczywiście miłuje Boga. Tacy ludzie są bowiem posłuszni Jego Słowu, a w relacjach między sobą trwają w postawie wzorowanej na Jego ofiarnej miłości. W tym bowiem wyraża się miłość do Boga, iż realizujemy Jego wolę, a polecenia zawarte w Jego Słowie nie są dla nas uciążliwe. Każdy bowiem, kto prawdziwie narodził się z Boga, ma zdolność przezwyciężania wpływów tego świata. Takie zwycięstwa biorą się z wiernego trwania w zaufaniu do Najwyższego! Któż inny bowiem potrafiłby przezwyciężyć wpływy świata osaczającego nas zewsząd swoim zwodzeniem i pożądliwościami, jeśli nie człowiek, który trwa w ufnym przekonaniu, że Jezus jest Bożym Synem. Jezus Chrystus jest bowiem tym, który przyszedł do nas zarówno przez wodę, jak i przez krew. A więc nie tylko w wodzie, ale w wodzie i we krwi! Co więcej: również Duch Boży świadczy o Nim, a przecież Duch jest Prawdą. Mamy więc o Chrystusie trzy świadectwa z Niebios: Ojca, Słowa i Ducha, a one razem jednoznacznie wskazują na Jezusa. Także na Ziemi mamy do czynienia z potrójnym świadectwem: A jeśli polegamy na potrójnym ludzkim świadectwie, to przecież świadectwo Boga jest znacznie mocniejsze i ważniejsze. Jest to bowiem świadectwo, które Ojciec składa o Synu. Kto je przyjmuje i trwa w ufności wobec Syna, ma w sobie świadectwo Boga. Ten zaś, kto nie ufa świadectwu, które Bóg złożył o Synu, nie tylko nie ufa Bogu, lecz czyni z Niego kłamcę. A świadectwo to jest następujące: Bóg dał nam przystęp do swego odwiecznego i nieskończonego Życia, jednak to Życie udostępnił wyłącznie w Osobie Syna. Kto trwa w Synu, ma Życie, a kto w Nim nie trwa, ten nie ma Życia, gdyż Boże Życie dostępne jest tylko w Synu. Drodzy bracia i siostry, którzy trwacie w ufności do Syna Bożego. List ten napisałem do was, abyście wiedzieli, że tylko w Nim macie absolutną pewność udziału w odwiecznym i nieskończonym Bożym Życiu. Przepojeni tą pewnością możemy śmiało przystępować w modlitwach do Jego Tronu ze świadomością tego, iż Najwyższy wysłuchuje każdego naszego wołania, które jest zgodne z Jego wolą i charakterem. Jeśli więc prosiliśmy o coś w taki właśnie sposób, to miejmy pewność, że nasza prośba została wysłuchana a odpowiedź udzielona. Kiedy więc widzicie, że jakiś brat lub siostra w wierze popada w grzech i w nim się pogrąża, módlcie się za taką osobę wytrwale, aby przywieść tego człowieka z powrotem na drogę Życia. Oczywiście myślę tu wyłącznie o grzechu, który nie sprowadza wiecznej Śmierci. Gdyby bowiem ktoś zanurzył się w grzech tego rodzaju i trwał w nim, wówczas nie polecam, by modlić się za taką osobę. Oczywiście każda nieprawość jest grzechem, który nieodwołalnie wiedzie ku wiecznej Śmierci. Dzieci, zapamiętajcie sobie to, że każdy, kto prawdziwie narodził się z Boga, nie trwa w grzechu. Taki człowiek strzeże siebie, to znaczy zachowuje czujność w tym, co i jak myśli oraz co i jak robi. Takiej osoby Zły nie jest w stanie tknąć. Jednak to dotyczy tylko nas, którzy narodziliśmy się z Boga, gdyż cały świat pozostaje w mocy Złego. Pamiętajcie też, że Syn Boży przyjdzie powtórnie na Ziemię. Tymczasem jednak, już teraz, w swoim Duchu daje nam zdolność osobistego poznawania TEGO, KTÓRY JEST Prawdziwy. Trwajmy zatem w TYM, KTÓRY JEST Prawdziwy i w Jego Synu, Jezusie Chrystusie. On bowiem jest Prawdziwym Bogiem i odwiecznym Życiem, które trwa na wieki. Zaklinam was, dzieci: wystrzegajcie się czczenia fałszywych bogów oraz ich wizerunków! Ja, starszy w wierze, adresuję ten list do społeczności ludu wierzącego, a więc do wspólnoty, która razem z naszą społecznością jest wybranką i oblubienicą Chrystusa. Z osobna kieruję go również do każdego Bożego dziecka w wierze, jakie jest u was. Wszystkich was miłuję w Prawdzie, którą jest Chrystus. A miłuję was nie tylko ja, lecz także wszyscy, którzy trwają z Nim w osobistej więzi. Piszę do was przynaglony przez Tego, który jest Prawdą, aby Jego Słowo, które zakorzeniło się w naszych sercach, wytrwało w nas na wieki. Niech łaska, miłosierdzie oraz pokój od Boga – zarówno Ojca, jak i Syna, w którego Postaci objawił się Ojciec – to znaczy od Jezusa Chrystusa, obfitują w nas wszystkich wytrwaniem w Prawdzie i w postępowaniu wzorowanym na ofiarnej Bożej miłości. Jakże wielkiej radości doznałem, gdy się dowiedziałem, że są pośród was prawdziwe Boże dzieci trwające w Prawdzie, to znaczy w Chrystusie, zgodnie z poleceniem, jakie otrzymaliśmy od Ojca. I wcale nie myślę tu o jakimś nowym przykazaniu czy objawieniu, ale o tym poleceniu, które mamy od Niego od samego początku, a które mówi, żebyśmy postępowali wzajemnie wobec siebie z taką samą ofiarną miłością, jaką Bóg nam okazał w Chrystusie. Postawa ofiarnej miłości pochodzi bowiem od Boga i realizuje się w pełnieniu Jego woli, o czym słyszeliście od początku. Na tym właśnie polega ufne trwanie w Chrystusie. Niestety na świecie pojawia się coraz więcej zwodzicieli, którzy nie uznają tego, że Jezus Chrystus przyszedł na Ziemię jako prawdziwy człowiek, to znaczy mając ludzką naturę. Tacy są oszustami i antychrystami! Dobrze się pilnujcie, żebyście wskutek ich „nauczania” nie zaprzepaścili tego, co tak długo i z takim mozołem wam przekazywaliśmy, lecz abyście – trwając w Chrystusie – otrzymali wszystko to, co zostało wam obiecane. Każdy bowiem, kto nie trzyma się nauki Chrystusa, lecz oddala się od niej, nie jest z Boga! Ci zaś, którzy trwają w Jego nauce, trwają zarówno w Ojcu, jak i w Synu. Jeśli więc jakiś przybysz okazuje się osobą niezakorzenioną w nauczaniu Chrystusa, to takiego do siebie nie przyjmujcie! Nawet go nie pozdrawiajcie, abyście czyniąc to, nie stali się mimowolnie współuczestnikami złego dzieła, któremu on służy! Wiele jeszcze mam wam do przekazania, lecz nie chcę czynić tego listownie. Postaram się przybyć do was osobiście i wszystko to wam wyłożyć, abyśmy mogli się sobą wzajemnie uradować. Pozdrawiają was wszystkie Boże dzieci z naszej siostrzanej wspólnoty, która, jak i wasza społeczność, jest wybranką i oblubienicą Chrystusa. Ja, starszy w wierze, kieruję ten list do umiłowanego przez Boga Gajusa, którego także i ja miłuję w Prawdzie, którą jest Chrystus. Mój drogi, przede wszystkim życzę ci wszelkiej pomyślności i zdrowia, żebyś we wszystkich sprawach doznawał takiej obfitości, jakiej doświadczasz w życiu duchowym. Bardzo się uradowałem, słysząc od braci, którzy do nas przybyli, że trwasz w PANU, który jest jedyną Prawdą, oraz że w każdym swoim działaniu kierujesz się Jego Słowem. Nic nie daje mi większej radości niż to, gdy słyszę, że moje dzieci w wierze trzymają się Prawdy, którą jest Chrystus. Umiłowany, to, co czynisz wobec braci, szczególnie tych, którzy przybywają z daleka, dowodzi, że jesteś osobą godną zaufania. Świadczą o tym wszyscy bracia w wierze goszczeni przez ciebie, o czym wspominają w każdej odwiedzanej przez siebie wspólnocie. Opowiadają oni o postawie ofiarnej Bożej miłości, jakiej doświadczyli z twojej strony. Dobrze więc postąpisz, jeśli i tych, których teraz posyłam do ciebie, wyprawisz w drogę, zaopatrzywszy w sposób godny – ze względu na Boga. Oni bowiem podróżują z powodu Chrystusa i, z uwagi na to, nie przyjmują wsparcia od niewierzących. Dlatego właśnie my powinniśmy ich wspierać, dzięki czemu będziemy mieli swój udział w głoszeniu przez nich Prawdy, którą jest Jezus Chrystus. Chętnie napisałbym coś więcej do waszej wspólnoty, lecz Diotrefes, który u was tak lubuje się w decydowaniu o wszystkim, z pewnością nie zezwoliłby na odczytanie mojego listu. Nie jest on mi przychylny. Dlatego jeśli uda mi się w końcu do was przybyć, wytknę mu w oczy wszystko, co czyni, w tym także złe słowa, których nie szczędzi pod moim adresem. Na domiar złego nie okazuje on gościnności braciom w wierze, którzy do was przybywają, a tym, którzy to czynią, wręcz zabrania takiego postępowania i nawet stara się wykluczyć ich ze wspólnoty! Jednak ty, umiłowany, nie naśladuj zła, jakie zakorzeniło się w tym człowieku, lecz podążaj za dobrem. Każdy bowiem, kto prawdziwie jest z Boga, czyni dobro, które Bóg dał mu do wypełnienia. Kto zaś postępuje według własnego widzimisię, czyni zło. Taki nie ma związku z Bogiem. O Demetriuszu, którego ci polecam, wszyscy mówią dobrze, także Duch Chrystusa, który jest Prawdą. I my także wystawiamy dobre świadectwo o tym bracie, a wiesz przecież, że nasze świadectwo jest prawdziwe. Mam ci jeszcze wiele do powiedzenia, lecz nie chcę czynić tego listownie. Liczę na to, że zobaczymy się już wkrótce i będziemy mogli porozmawiać osobiście. Niech pokój Boży zawsze cię otacza. Pozdrawiają cię obecni tutaj twoi przyjaciele, a i ty imiennie pozdrów każdego, kto jest naszym przyjacielem. Ja, Juda, brat Jakuba, całkowicie i bez reszty oddany Chrystusowi Jezusowi, kieruję ten list do umiłowanego ludu, który wezwany przez Boga Ojca jest w Jezusie Chrystusie strzeżony przed gniewem Najwyższego, jaki ujawni się w Dniu Sądu. Niech Jego miłosierdzie i pokój owocują w was pomnożeniem postawy ofiarnej Bożej miłości. Umiłowani, pragnąc zachęcić was do gorliwości w sprawach związanych z naszym wspólnym zbawieniem, uznałem za niezbędne wezwać was do obrony tej wiary, która tylko raz, ale za to w całej pełni, została w Chrystusie przekazana ludowi wezwanemu do życia w uświęceniu. Jest to konieczne, ponieważ ukradkiem wdzierają się pomiędzy was jacyś bezbożnicy, którzy sami siebie poddają wyrokowi potępienia czekającego tych, którzy Bożą łaskawość traktują jako zgodę na życie w chamstwie, rozpasaniu i rozwiązłości, czym przeciwstawiają się nauczaniu naszego jedynego PANA i Władcy, Jezusa Chrystusa. Chcę wam przypomnieć – choć pewnie o tym doskonale wiecie – że PAN również tylko raz wyzwolił lud z niewoli w ziemi egipskiej! Kolejnym Jego działaniem w stosunku do tego ludu było wygubienie wszystkich, którzy nie zaufali Mu w pełni i nie okazali należnego Mu posłuszeństwa. Także i aniołów – którzy nie zachowali danej im funkcji i godności, lecz porzucili swoje miejsce w Niebiosach dla czynienia nieprawości – trzyma teraz w Otchłani wiecznych ciemności skutych więzami na wielki Dzień Sądu. Podobnie Sodomę i Gomorę, a także inne blisko nich leżące miasta, które oddawały się wynaturzonej i wyuzdanej rozwiązłości, zniszczył dla przykładu ogniem swej wiekuistej sprawiedliwości. Tak samo mają się sprawy z tymi, którzy obecnie brukają się wymyślaniem nowych nauk „ze snów” i „objawień” rodzących się z tego, iż sami ugrzęźli w okowach starej, skłonnej do grzechu cielesnej natury! W ten sposób nie tylko odrzucają prawość i świętość, jakie charakteryzują ludzi prawdziwie poddanych Bożemu Panowaniu, ale ustami swoimi wręcz kalają chwałę Bożego Majestatu. Tymczasem nawet archanioł Michał, gdy toczył z diabłem spór o ciało Mojżesza, nie poważył się rzucić szatanowi ani jednego słowa potępienia. Nawet go nie znieważył w jakikolwiek obraźliwy sposób, lecz jedynie rzekł: Niech PAN ciebie osądzi!. Ci natomiast spotwarzają wszystko, co tylko możliwe! Źle wypowiadają się o sprawach, których dobrze nie znają! W ten sposób, niczym bezrozumne bydło, pchają się na zatracenie. Czeka ich straszliwa kara, gdyż idą drogą Kaina. Sami wystawiają się na potępienie, podążając ścieżkami Balaama, którego skusiła hojna zapłata. Są jak ci, którzy zginęli w buncie Koracha. Co gorsza zakały te, niemające w sobie ani krzty bojaźni Bożej, niczym zawierucha przybywają na wasze zgromadzenia, aby razem z wami dzielić się chlebem! Są jak chmury bez deszczu wiatrami poganiane. Istnieją tylko po to, by tuczyć samych siebie! Przypominają drzewa w okresie zimowym – zupełnie bez owocu. Lecz są martwi podwójnie, bo wykorzenieni! Niczym wściekłe bałwany spienionego morza plują swoją hańbą, ohydą ociekają! Są jak gwiazdy zbłąkane, dla których mrok ciemności już dawno został na wieki przeznaczony. To o nich prorokował Henoch, siódmy po Adamie patriarcha, który tak powiedział: Oto PAN przybędzie w asyście aniołów, których liczba będzie nieogarniona, aby nad wszystkimi dokonać swego sądu, i stosownie ukarać wszystkich bezbożnikówza plugawe czyny, których się dopuszczali, i za harde słowa, którymi Go spotwarzali. Tacy właśnie są ci, którzy ciągle szemrają i nieustannie narzekają, niezadowoleni z tego, co jest ich udziałem!. Czynią to bez ustanku, gdyż w swoich myślach stale gonią za żądzami, którymi ich serca zostały przeszyte! Usta ich pychą wciąż ociekają, a pochwał swych nie szczędzą tym, którzy mają wpływy. Tak postępują, gdyż główną ich motywacją jest pomnażanie zysków! Umiłowani, przypomnijcie sobie to, co już wcześniej zapowiadali także inni Apostołowie Jezusa Chrystusa, naszego PANA. Ostrzegali oni, że w czasach ostatecznych pojawią się szydercy, którzy będą skupieni wyłącznie na dogadzaniu swym bezbożnym żądzom i nienasyconym pragnieniom!. Ludzie tego pokroju nie kierują się duchem, lecz trwają w rozwiązłej zmysłowości. Takie osoby są między wami sprawcami odstępstwa od Chrystusa! Lecz wy, umiłowani, umacniajcie się w zaufaniu do Boga i w modlitwie, trwając w duchu uświęcenia! Postępując w ten sposób, sami siebie zachowacie w strefie Bożej miłości, oczekując finalnej realizacji obietnicy zmiłowania danej nam przez PANA naszego Jezusa Chrystusa, w którym jedynie mamy wstęp do odwiecznego i nieskończonego Bożego Życia. Wobec grzeszników okazujących żal z powodu swych nieprawości postępujcie z litością, pomagając im uratować się od ognia wiecznego potępienia. Jeśli zaś chodzi o pozostałych, to z uwagi na bojaźń Bożą brzydźcie się wszystkim, co do nich należy!. Temu zaś, który ma moc, aby ustrzec was od upadków i w pełni radości – uznanych za nienagannych – postawić w swojej chwale, Jedynemu Bogu, naszemu Zbawicielowi, który objawił się w Jezusie Chrystusie, naszym PANU, niech będzie wszelka cześć i uwielbienie. Do Niego bowiem należą majestat, moc i władza – od wieków, teraz i po wszystkie wieki – Amen! Oto odsłonięcie tajemnicy osoby Jezusa Chrystusa, dokonane przez Niego samego, jako Boga, który swoim sługom przekazał informacje o wydarzeniach, które – kiedy już nastąpią – przebiegną zaskakująco szybko. Na Jego rozkaz przybył do Jana posłaniec z Niebios, by odkryć te sprawy swemu słudze, który uroczyście oświadcza, że wszystko, co zobaczył i spisał, jest Słowem Boga – świadectwem samego Jezusa Chrystusa. Prawdziwie szczęśliwymi i błogosławionymi są ci, którzy, czytając lub słuchając słów tego proroctwa, wezmą sobie głęboko do serca wszystko, co zostało tu zapisane, gdyż pora zrealizowania się tego objawienia jest już bliska! Ja, Jan, kieruję ten przekaz do siedmiu społeczności wierzącego ludu w Azji wraz z pozdrowieniami od TEGO, KTÓRY JEST, KTÓRY BYŁ i KTÓRY NADCHODZI, i od siedmiorakiego Ducha przenikającego Jego Tron w Niebiosach. Trwajcie niestrudzenie w łasce i pokoju Jezusa Chrystusa. To On bowiem jest Tym, który w doczesnym życiu złożył świadectwo wiarygodności wszystkiego, o czym mówił. I to również On, jako pierwszy, sam powstał spośród umarłych. A dokonał tego zaraz po tym, gdy na dowód swej ofiarnej miłości przelał za nas swoją krew, składając siebie jako okup za nas. W ten sposób nie tylko dał nam uwolnienie z mocy grzechu, ale pokazał także, iż jest Władcą ponad wszelkimi potęgami i zwierzchnościami Ziemi. Tylko dzięki Niemu staliśmy się ludem należącym do Najwyższego Króla, kapłanami Boga, naszego Ojca. Dlatego tylko Jemu należy się wszelka chwała, gdyż w Jego ręku spoczywa wszelka moc i potęga po wszystkie wieki. Amen! On sam pewnego dnia pojawi się w obłoku w taki sposób, iż zobaczą Go wszyscy, również ci, którzy Go przebili, a wówczas wszystkie narody, bijąc się w piersi, padną przed Nim na twarz. Amen! I to właśnie On, jedyny PAN, mówi: „JA JESTEM Początkiem i Końcem wszystkiego, TYM, KTÓRY JEST, KTÓRY ZAWSZE BYŁ i KTÓRY NADCHODZI, Bogiem Wszechwładnym!”. Ja, Jan, wasz brat w wierze – a przy tym współuczestnik nie tylko tych ucisków, przez które wszyscy przechodzimy, ale także służby pełnionej u Najwyższego Króla, Jezusa Chrystusa, w którym niezmiennie trwamy – zostałem zesłany na wyspę Patmos Tam właśnie pewnego dnia otrzymałem duchowe objawienie, w czasie którego usłyszałem za sobą Głos grzmiący niczym huk potężnej trąby. A Głos ów powiedział: — Zapisz na zwoju to, co zobaczysz, a następnie roześlij jako listy do siedmiu społeczności wierzącego ludu w Efezie, Smyrnie, Pergamonie, Tiatyrze, Sardes, Filadelfii i w Laodycei. Wtedy odwróciłem się, by spojrzeć, skąd dochodzi ów głos, i zobaczyłem siedem złotych świeczników, a pomiędzy nimi postać jakby Człowieka, odzianego w szatę sięgającą stóp, przepasanego na piersi złotą wstęgą. Jego głowa i włosy były białe jak czysta wełna, niczym świeży śnieg, a wzrok miał płomienny niczym blask ognia. Stopy Jego miały kolor płynnego brązu ogniem topionego, a Jego głos brzmiał niczym grzmot wielkich wodnych kaskad. W prawej ręce trzymał siedem gwiazd, a Jego usta tchnęły Słowem tak przenikliwym jak miecz obosieczny. Jego oblicze lśniło bardziej niż słońce w całej swojej mocy. Gdy Go ujrzałem, padłem u Jego stóp jak martwy. Lecz On położył na mnie swoją prawą dłoń i rzekł: — Nie lękaj się. JA JESTEM Pierwszy i Ostatni, Ten, który ma w sobie odwieczne i nieskończone Życie. Cóż z tego, że na Ziemi zostałem zabity, skoro żyję na wieki. W moim posiadaniu znajdują się klucze Śmierci i Otchłani. Dlatego zapisz wszystko, co ujrzysz, gdyż sprawy te zostały już postanowione i niechybnie się wydarzą! A teraz słuchaj: siedem gwiazd, które widzisz w mojej prawicy, i siedem złotych świeczników to symbole siedmiu zwierzchników wspólnot ludu Bożego i siedmiu społeczności, którym oni przewodzą. Do zwierzchnika wspólnoty w Efezie napisz: „To mówi Ten, który swoją prawicą podtrzymuje każdego z was – siedmiu zwierzchników społeczności mojego ludu. Wiedz, że ja przechadzam się pośród wspólnot, którym wy przewodzicie. Bądź pewien, że wiem o tobie wszystko. Wiem, w jakie dzieło jesteś zaangażowany. Znam twój trud i twoją stałość, a również i to, że nie znosisz ludzi przesiąkniętych złem. Wiem, że poddałeś próbie tych, którzy twierdzili, że są moimi wysłannikami, a nimi nie byli, i że uznałeś ich za kłamców. Widzę, że z wytrwałością stoisz przy mnie, znosząc cierpienia z mojego powodu, i nie poddajesz się zniechęceniu. Jednak nie podoba mi się to, iż zaniedbałeś swoją pierwszą miłość oraz gorliwość, jakie miałeś wobec mnie. Przypomnij sobie, jaki byłeś zaraz po swoim nowym narodzeniu i opamiętaj się! Powróć do tamtej postawy! Jeśli tego nie zrobisz, jeśli nie skorygujesz swojego sposobu myślenia, to przyjdę do ciebie i wstrząsnę wspólnotą, której przewodzisz! Bądź jednak pewien, że ja – podobnie jak i ty – również nienawidzę tych, którzy pławią się w hedonizmie ”. Wszyscy zaś, którzy mogą zrozumieć to duchowe przesłanie do kościoła, niech będą pewni, że tylko ten, kto okaże się zwycięzcą nad swymi słabościami i pokusami grzechu, będzie mógł się posilać z Drzewa Życia, które rośnie w Bożym ogrodzie. Do zwierzchnika wspólnoty w Smyrnie napisz: „To mówi Pierwszy i Ostatni, który został zamordowany, ale przecież powstał Żywy. Znam twoją udrękę i biedę. Wiedz jednak, że w moich oczach jesteś bogaty w wartości, które ja sobie cenię. Znam wszystkie obelgi, jakimi obrzucają ciebie ci, którzy sami siebie nazywają ludźmi religijnymi, lecz w czasie swych zgromadzeń oddają cześć temu, co w rzeczy samej pochodzi od szatana. Nie obawiaj się jednak udręk, przez które jeszcze przejdziesz. Diabeł bowiem zamierza uwięzić część z was w strażnicy, gdzie będziecie doświadczać cierpień przez dziesięć dni. Tam twoja wiara zostanie poddana próbie. Wytrwaj jednak w ufności do mnie aż do śmierci, a wówczas ja dam ci wieniec Życia”. Wszyscy zaś, którzy mogą zrozumieć to duchowe przesłanie do kościoła, niech będą pewni, że tylko ten, kto zwycięsko przejdzie tę próbę, nie dozna szkody ze strony drugiej Śmierci, jaka czeka wszystkich, którzy nie wytrwają w ufności do mnie. Do zwierzchnika wspólnoty w Pergamonie napisz: „To mówi Ten, którego Słowo jest niczym miecz obosieczny – ostry i przenikliwy. Wiem, że mimo to, iż mieszkasz w mieście, w którym znajduje się tron szatana, to jednak wytrwale trzymasz się mnie i nie wyparłeś się wiary, którą we mnie złożyłeś. Nie zaparłeś się mnie nawet wówczas, gdy mój wierny świadek, Antypas, został zamordowany na dziedzińcu dworu szatana. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do ciebie, polega na tym, że zacząłeś w swych szeregach tolerować ludzi, którzy – kierując się chciwością – naśladują postawę Balaama, który pouczył Balaka, jak może usidlić synów Izraela. W konsekwencji jego grzechu lud zaczął brać udział w ucztach bałwochwalczych oraz nurzać się w wyuzdanym rozpasaniu seksualnym. Teraz dokładnie tą samą drogą postępują ci, którzy pławią się w hedonizmie, a ty tolerujesz ich u siebie. Opamiętaj się, bo jeśli tego nie uczynisz, to zastąpię cię kimś innym, kto będzie walczył z tą ohydą mieczem mego Słowa ”. Wszyscy zaś, którzy mogą zrozumieć to duchowe przesłanie do kościoła, niech będą pewni, że tylko temu, kto stacza zwycięski bój z własnymi słabościami i pokusami grzechu, dam skosztować manny ukrytej w Skrzyni Przymierza i wręczę mu dowód ułaskawienia, na którym wypiszę jego noweimię. Nikt wcześniej nie pozna mojego wyroku. Jako pierwszy znać go będzie ten, któremu zostanie on wręczony. Do zwierzchnika wspólnoty w Tiatyrze napisz: „To mówi Boży Syn, którego wzrok jest płomienny niczym blask ognia i którego stopy są podobne do płynnego brązu ogniem topionego. Wiem, w jakie dzieło jesteś zaangażowany, i widzę, że trwasz w postawie ofiarnej miłości wobec braci i sióstr w wierze. Znam skalę twego zaufania do mnie, twoją służbę i wytrwałość oraz to, że obecnie starasz się jeszcze bardziej niż na początku. Jednak nie podoba mi się, że pobłażasz kobiecie imieniem Jezabel, która sama siebie uważa za prorokinię i swoim „zwiastowaniem” zwodzi moje sługi! Jej „nauczanie” prowadzi mój lud do duchowego cudzołóstwa, w rezultacie czego biorą oni udział w ucztach bałwochwalczych. Dałem jej czas na opamiętanie się, lecz ona nie zamierza porzucić swego ohydnego postępowania. Dlatego wkrótce dopuszczę na nią boleść, a tych, którzy poszli za jej nauczaniem i się nie opamiętają, wydam na wielki ucisk. Śmiercią ukarzę wszystkich jej naśladowców. Wtedy lud mój pozna, że ja znam każdą najskrytszą myśl i każde najgłębsze pragnienie serca. JA JESTEM bowiem Tym,który każdemu z osobna odda według tego, w czyje dzieła był zaangażowany. Pozostałym zaś, którzy w Tiatyrze są mi wierni i nie poszli za naukami tej kobiety, nie dali się nabrać na to, co ona nazywa «głębinami duchowego poznania», a co w istocie jest zawoalowanym nauczaniem szatańskim, nie daję żadnych nowych poleceń. Bądźcie dalej tacy, jacy jesteście, wytrwale oczekując mojego przyjścia. Temu zaś, kto okaże się zwycięzcą nad własnymi słabościami i pokusami grzechu, to znaczy kto do końca wytrwa, pełniąc moją wolę, dam udział we władzy ponad narodami, gdyż to ja je okiełznam żelazną władzą, a butę ich skruszę jak naczynia z gliny! I, jak ja z woli Ojca zajaśniałem na Ziemi niczym Wschodząca Światłość, tak i oni, niczym gwiazdy na firmamencie, zalśnią moją światłością”. Wszyscy zaś, którzy mogą, niech się starają zrozumieć to duchowe przesłanie skierowane do kościoła. Do zwierzchnika społeczności wierzących w Sardes napisz: „To mówi Ten, który ma w sobie siedmiorakiego Ducha i w którego dyspozycji znajduje się każdy z was – siedmiu zwierzchników lokalnych wspólnot. Wiem, co robisz i że twierdzisz, iż jesteś duchowo żywy. W rzeczywistości jednak jesteś wewnętrznie martwy. Obudź się i zacznij czuwać! Umocnij w sobie to, co jeszcze ci pozostało, abyś nie umarł na wieki! Nie pełnisz bowiem tego, co jest wolą Ojca. Przypomnij sobie, jak to było, gdy się nawróciłeś, i jak radykalnie poszedłeś wówczas moją drogą! Opamiętaj się i powróć do tego! Zacznij czuwać, abyś nie został zaskoczony moim przyjściem, które będzie tak niespodziewane jak nocne najście złodzieja. Nie znasz bowiem czasu, kiedy ono nastąpi. Wiedz jednak o tym, że masz w Sardes kilku takich, którzy nie splamili się odstępstwem. Ci będą ze mną chodzić odziani w nieskazitelną biel przygotowaną dla tych, którzy okażą się jej godni, to znaczy zwyciężających swoje słabości i pokusy grzechu. Tacy ludzie zostaną odziani w białe szaty, a ich imion nie wykreślę z Księgi Życia, lecz – jak obiecałem – przyznam się do nich wobec Ojca i Jego posłańców ”. Wszyscy zaś, którzy mogą, niech się starają zrozumieć to duchowe przesłanie skierowane do kościoła. Do zwierzchnika wspólnoty w Filadelfii napisz: „To mówi Święty i Niezawodny – Ten, który ma klucz do wrót Królestwa. Kiedy On otwiera komuś te drzwi, to nikt nie jest w stanie ich zamknąć, lecz kiedy On je zatrzaśnie, również nikt nie będzie w stanie ich otworzyć. Wiem, co czynisz. Dlatego otworzyłem przed tobą drzwi, których nikt nie zamknie. I chociaż nie masz wielkiej mocy, to jednak zachowałeś moje Słowo i nie wyrzekłeś się mnie. Z tego powodu niedługo przyślę do ciebie ludzi, którzy dotąd gromadzili się ku chwale szatana. Oni sami nazywają siebie elitą religijną, lecz w rzeczywistości nikim takim nie są, ponieważ ich życie jest przepełnione kłamstwem. Zatroszcz się o nich, gdy już dotrą do ciebie. Za moją sprawą uznają oni twoje przywództwo, gdyż stanie się dla nich jasne, że ja bardzo ciebie miłuję. Ponieważ strzeżesz mojego Słowa i trwasz we mnie, to ja ustrzegę ciebie, gdy przyjdzie czas próby, który ogarnie cały świat. Musi on nadejść, aby życie i postawa każdego mieszkańca Ziemi zostały zweryfikowane. Szybko się to dokona, gdy już przybędę. Utrzymaj więc przy sobie wszystkich, których ci powierzono, aby nikt nie zabrał ci tego wieńca chwały. Każdego zaś, kto okaże się zwycięzcą nad własnymi słabościami i pokusami grzechu, umocnię niczym potężny filar w mojej Świątyni. Taki na zawsze zamieszka w moim Królestwie i nie zostanie z niego wyrzucony. Otrzyma on ode mnie nową tożsamość i obywatelstwo Miasta Świętego, to znaczy Nowej Jerozolimy, która zstąpi z Niebios. Nadam mu także nową godność i pozycję, jakie sam dla niego wybiorę”. Wszyscy zaś, którzy mogą, niech się starają zrozumieć to duchowe przesłanie skierowane do kościoła. Do zwierzchnika wspólnoty w Laodycei napisz: „To mówi Ten, który jest Prawdą i sensem wszystkiego, i w którym wszystko się dokonuje, Wiarygodny i Prawdomówny Świadek, w którym zaistniało wszystko, co było od początku stworzone przez Boga. Wiem, czym się zajmujesz, i widzę, że nie jesteś ani zimny, ani gorący. Obyś był zimny albo gorący, bo jako letni przyprawiasz mnie o mdłości! Twierdzisz, że jesteś bogaty, że masz wszystko i że niczego więcej już nie potrzebujesz. Ale w moich oczach jesteś nędzny i żałosny, biedny, ślepy i goły. Radzę ci, abyś zaopatrzył się u mnie w to, co ma wartość złota najwyższej próby, to znaczy takiego, które zostało ogniem przetopione i oczyszczone! Wtedy dopiero staniesz się prawdziwie bogaty! Potrzebujesz również okryć się szatą mojej czystości, aby twa haniebna nagość nie okazała się twoim wiecznym wstydem! A oczy swe namaść balsamem ode mnie, by odzyskać prawdziwe widzenie! Wszystko, co mówię, jest dla twego dobra. I pamiętaj, że każdego, kogo kocham, tego upominam i zawstydzam, aby go wychować. Opamiętaj się więc i stań się gorliwy, gdyż jestem już blisko! Zobacz, oto stoję u waszych drzwi i dobijam się do was! A jeśliby ktokolwiek z was był jeszcze w stanie usłyszeć mój głos, niech czym prędzej otworzy mi drzwi, a wówczas ja wejdę do niego i razem będziemy ucztować. Pamiętaj, że tylko takiemu, kto faktycznie okaże się zwycięzcą nad własnymi słabościami i pokusami grzechu, pozwolę zasiąść ze mną na Tronie. Ja bowiem jestem tym, który zwyciężył moc grzechu i dlatego zasiadłem na Tronie Ojca Chwały”. Wszyscy zaś, którzy mogą, niech się starają zrozumieć to duchowe przesłanie skierowane do kościoła. Chwilę później zobaczyłem, że w Niebiosach otworzono bramę i usłyszałem potężny głos, niczym brzmienie wielkiej trąby, który przemówił do mnie: — Wejdź tu, a pokażę ci, co musi się jeszcze wydarzyć! I zostałem w duchu przeniesiony w Niebiosa, gdzie ujrzałem wspaniały Tron i spoczywającą na nim Chwałę Boga Najwyższego. Wielka światłość biła od tego Tronu. Mieniła się ona kolorami jaspisu i sardonyksu. Aureola w kolorze szmaragdowym lśniła wokół Tronu, który był otoczony dwudziestoma czterema innymi, pomniejszymi tronami. Na nich zasiadało dwudziestu czterech zwierzchników w białych szatach ze złotymi wieńcami na głowach. Z Tronu Boskiej Chwały biły oślepiające błyskawice i wydobywały się przejmujące grzmoty. Obok tego Tronu zobaczyłem siedem płonących świeczników reprezentujących siedem społeczności wierzącego ludu, z których każda obdarzona była specjalnym duchowym namaszczeniem. W jego pobliżu znajdowała się również szklana kadź, która była wykonana jakby z kryształu. Widziałem też cztery przedziwne żywe istoty, które z każdej strony osłaniały Tron w środku jego wysokości. Miały one wiele oczu, zarówno z przodu, jak i z tyłu. Pierwsza z istot była podobna do lwa, druga do wołu. Trzecia miała oblicze przypominające twarz człowieka, a czwarta przypominała orła w locie. Każda z czterech istot miała po sześć skrzydeł rozmieszczonych wokół swego ciała. Wnętrza ich skrzydeł były pokryte mnóstwem oczu. Postaci te nieustannie, dniem i nocą, wołały: — Święty, Święty, Święty PAN, Bóg Wszechwładny, TEN, KTÓRY BYŁ, KTÓRY JEST i KTÓRY NADCHODZI. I za każdym razem, kiedy istoty te oddawały hołd, cześć i dziękczynienie Temu, który w pełni Bożej Chwały spoczywał na Tronie – to znaczy Temu, który ma w sobie odwieczne i nieskończone Życie – owych dwudziestu czterech zwierzchników padało przed Nim na kolana i oddawało Mu pokłon. A składając swe wieńce u stóp Majestatu spoczywającego na Tronie, to znaczy u stóp Tego, który ma w sobie odwieczne i nieskończone Życie, mówili: — Godzien jesteś, PANIE i Boże nasz, otrzymać chwałę, cześć i moc, bo Ty wszystko stworzyłeś. Z Twojej bowiem woli wszystko się stało. Całe stworzenie zostało powołane do istnienia. I wtedy ujrzałem, że w dyspozycji Boskiej Chwały spoczywającej na Tronie znajdował się zwój Księgi Życia zapisany z obydwu stron i zabezpieczony siedmioma pieczęciami. A potężny posłaniec, niczym herold, wielkim głosem zawołał: — Czy jest ktoś godny, kto byłby w stanie rozwinąć ten zwój i złamać jego pieczęcie?! I nikt, kto znajdował się na nieboskłonie, na powierzchni Ziemi czy pod jej powierzchnią, nie był zdolny ani rozwinąć tego zwoju, ani go odczytać. Zacząłem wówczas płakać z żalu, że nikt godny nie został znaleziony, kto mógłby rozwinąć ten zwój i go przeczytać. Lecz jeden ze zwierzchników tak do mnie powiedział: — Nie płacz! Przecież tym jedynym, który odniósł prawdziwe zwycięstwo, jest Lew z rodu Judy, Nowy Pień rodu Dawida. On sam złamie siedem pieczęci i zwój ten rozwinie. I nagle przejrzałem. Zobaczyłem bowiem, iż w blasku Boskiego Majestatu, który spoczywał na Tronie Chwały, otoczony przez owe cztery przedziwne istoty i zgromadzenie zwierzchników, znajdował się Chrystus, który – jako Boży Baranek – został złożony w ofierze za nas. W Jego ręku skupiona była wszelka moc, a Jego Duch jest tym siedmiorakim Bożym Duchem, który został posłany na Ziemię i w doskonały sposób przenika wszystko. I wtedy Chrystus wziął z Tronu Chwały zwój Księgi Życia i przejął go w swoje władanie. A kiedy uniósł ten zwój, cztery przedziwne istoty, a także całe zgromadzenie dwudziestu czterech zwierzchników – wszyscy padli przed Nim na kolana i, pozostając na nich, wylali przed Nim złote puchary wypełnione najwspanialszym kadzidłem, jakim są modlitwy dziękczynne Bożego ludu, a następnie wzięli do rąk instrumenty i zaśpiewali Mu pieśń nowego Życia: Godzien jesteś wziąć ten zwój i złamać jego pieczęcie, bo zostałeś złożony w ofierze i krwią swoją, Boże, nabyłeś ludzi z każdego plemienia i języka. Ty wszystkie ludy oraz narody uczyniłeś sobie, Boże nasz, Królestwem. Oni stali się teraz ludem kapłańskim i odtąd na zawsze będą panować na Ziemi. A gdy na to patrzyłem, doszedł mnie głos oszałamiającej liczby aniołów, którzy razem z czterema przedziwnymi istotami oraz zgromadzeniem zwierzchników zebrali się wokół Tronu. A liczba ich była bezkresna, wprost niewyobrażalna. I wszyscy jednym, zgodnym głosem tak śpiewali: Tylko Chrystus, nasz Baranek złożony w ofierze, tylko On jest godzien sprawować najwyższą władzę w pełni mocy, potęgi, mądrości i chwały. Jemu tylko należy się cześć i uwielbienie! I wtedy usłyszałem, jak całe Boże stworzenie szybujące po nieboskłonie, chodzące po Ziemi oraz znajdujące się pod jej powierzchnią, a także w morzu – jednym głosem śpiewało: Temu, który zasiada na Tronie: Chrystusowi, niech będzie wszelka chwała, cześć i uwielbienie, ponieważ tylko On, Jedyny Bóg, ma wszelką moc na wieki. Wówczas cztery przedziwne istoty zawołały: — Amen! A słysząc to, zgromadzenie dwudziestu czterech zwierzchników padło na twarz i wszyscy oddali hołd Chrystusowi, który zasiadał na Tronie. I patrząc dalej, zobaczyłem, że Chrystus, nasz Baranek, złamał pierwszą z siedmiu pieczęci zabezpieczających zwój Księgi Życia. Gdy tego dokonał, usłyszałem, jak jedna z czterech przedziwnych istot, które otaczają Boży Tron, zawołała głosem donośnym niczym grzmot: — Przybądź!. I oto pojawił się biały koń, a jeździec, który na nim siedział, dzierżył łuk. Otrzymał on wieniec zdobywcy, aby mógł jeszcze więcej zdobywać. A gdy Chrystus złamał drugą pieczęć, usłyszałem, że druga z przedziwnych istot zawołała: — Przybądź! I oto pojawił się inny koń, tym razem maści ognistej. A jeźdźcowi, który na nim siedział, dano władzę odebrania Ziemi pokoju, tak by ludzie zabijali się i wzajemnie unicestwiali. W tym celu otrzymał potężny miecz. A gdy Chrystus złamał trzecią pieczęć Księgi Życia, usłyszałem, że trzecia z owych przedziwnych istot zawołała: — Przybądź! I pojawił się koń czarny. A siedzący na nim jeździec dzierżył w swym ręku wagę. I wtedy usłyszałem głos, który zabrzmiał tak, jakby wychodził spomiędzy owych czterech przedziwnych istot. A głos ten powiedział do jeźdźca: — Możesz wprowadzić wysoką cenę pszenicy i jęczmienia. Lecz nie niszcz upraw oliwy i wina!. Kiedy zaś Chrystus złamał czwartą pieczęć, usłyszałem, jak czwarta z przedziwnych istot znajdujących się przy Bożym Tronie zawołała: — Przybądź! Wtedy ujrzałem konia o trupim kolorze, a na nim jeźdźca, którego imię brzmi „Śmierć”. Tuż za nimi ciągnęła się Otchłań. I dano im władzę nad czwartą częścią Ziemi, by dokonali zagłady mieczem i głodem oraz by ludzie na Ziemi ponosili śmierć od kłów dzikich zwierząt. A gdy Chrystus złamał piątą pieczęć, zobaczyłem Ołtarz, a u jego podstawy dusze ludzi zabitych z powodu Bożego Słowa i z powodu świadectwa, jakie złożyli swoim życiem. A dusze ich głośno wołały: — Jak długo jeszcze, o PANIE Święty i Prawdziwy, jak długo jeszcze będziesz powstrzymywał karę należną mieszkańcom tej Ziemi za prześladowania i za przelanie naszej krwi?!. I każdy z nich otrzymał białą szatę, lecz powiedziano im także, aby spoczywali jeszcze przez jakiś czas, aż dopełni się liczba ich współbraci i współsług, zabitych jak oni. Kiedy Chrystus złamał szóstą pieczęć, ujrzałem wielkie trzęsienie ziemi. W tym czasie Słońce zaćmiło się całkowicie, a Księżyc, który był w pełni, nabrał koloru krwi. Gwiazdy zaczęły spadać z firmamentu niczym figi strącane przez wicher z drzewa, które je zrodziło. Rygle nieboskłonu zostały zwolnione, a on sam niczym zwój został zrolowany. Mnóstwo gór i wysp zostało wówczas wyrwanych ze swych posad. A ludzie, niezależnie od tego, czy byli królami, dostojnikami czy ich podwładnymi, niezależnie od tego, czy byli bogaci, czy biedni, wolni czy zniewoleni, wszyscy zaczęli szukać schronienia w skalnych pieczarach, wołając w rozpaczy do gór piętrzących się nad nimi: — Przykryjcie nas i osłońcie! oraz: — Padnijcie na nas i skryjcie nas przed gniewnym obliczem Tego, który zasiada na Tronie – przed gniewem Chrystusa, Bożego Baranka, bo inaczej któż z nas przetrwa ten dzień wielkiego Bożego gniewu?! Potem zobaczyłem, jak owi czterej jeźdźcy zajęli pozycje na czterech stronach świata: na wschodzie i zachodzie, północy i południu, ponad ziemią, morzem i wszystkimi narodami. Wtedy to od wschodu wyłonił się anioł trzymający w ręku pieczęć Boga Żywego. Ten zawołał do czterech jeźdźców, którzy mieli dokonać zniszczeń na ziemi i na morzu, tymi słowami: — Wstrzymajcie swe dzieło! Nie niszczcie lądów, mórz ani narodów do czasu, aż na czołach tych Żydów, którzy są całkowicie i bez reszty oddani Bogu naszemu, złożymy pieczęć PANA! I usłyszałem liczbę tych, którzy mieli być oznaczeni ową pieczęcią: sto czterdzieści cztery tysiące! A mieli oni pochodzić z każdego plemienia synów Izraela: z plemienia Judy – dwanaście tysięcy opieczętowanych, z plemienia Rubena – dwanaście tysięcy, z plemienia Gada – dwanaście tysięcy, z plemienia Asera – dwanaście tysięcy, z plemienia Neftalego – dwanaście tysięcy, z plemienia Manassesa – dwanaście tysięcy, z plemienia Symeona – dwanaście tysięcy, z plemienia Lewiego – dwanaście tysięcy, z plemienia Issachara – dwanaście tysięcy, z plemienia Zabulona – dwanaście tysięcy, z plemienia Józefa – dwanaście tysięcy, z plemienia Beniamina – dwanaście tysięcy opieczętowanych. Potem zobaczyłem wielki tłum postaci stojących przed Chrystusem, który zasiadał na Tronie. Tłumu tego nikt nie zdołałby policzyć. Tworzyli go ludzie ze wszystkich narodów, plemion i języków. Odziani w białe szaty stali przed Tronem Chrystusa. W rękach trzymali gałązki palmowe i zgodnie wielkim głosem wołali: — Zbawienie jest dziełem naszego Boga: Tego, który zasiada na Tronie – Chrystusa! A wszyscy aniołowie zgromadzeni wokół Tronu, wraz z obecnymi tam zwierzchnikami i owymi czterema przedziwnymi istotami, padli na twarz przed Bogiem zasiadającym na Tronie i złożyli należną Mu cześć, wołając: — Niechaj wszystkim będzie wiadome, że tylko Bogu należy się wszelka cześć i chwała, szacunek i dziękczynienie! Gdyż tylko On jest mądry i tylko On dysponuje nieskończoną mocą i potęgą po wszystkie wieki! Amen! Wtedy jeden ze zwierzchników, którzy tam byli, zwrócił się do mnie z pytaniem: — Czy wiesz, kim są owi ludzie odziani w białe szaty i skąd przybyli? Ja zaś odpowiedziałem: — Skąd mam wiedzieć, panie? Ty mi to powiedz! Na co on rzekł: — To są ci, którzy wytrwali w zaufaniu do Chrystusa pomimo wielkiego ucisku, jakiego doświadczyli. Oni są tymi, którzy swe dusze oczyścili we krwi Chrystusa, naszego Baranka. Dlatego teraz znajdują się przed Tronem Boga i tu, w Jego Przybytku w Niebiosach, dniem i nocą służą Jemu samemu. Oni znajdują się już pod całkowitą osłoną Tego, który zasiada na Tronie. Dlatego: już nigdy więcej nie będą cierpieć głodu czy pragnienia ani nigdy więcej nie doświadczą spiekoty pustyni, która pali słońcem i smaga wiatrami, bo Chrystus – ich Baranek ofiarny – który zasiadł na Tronie, sam będzie ich sycić swoją Obecnością. On poprowadzi ich do źródła wody dającej prawdziwe Życie i to On, Bóg, otrze z ich oczu wszelką łzę. A gdy Chrystus złamał siódmą pieczęć, w Niebiosach zapanowała cisza, która trwała jakieś pół godziny. Następnie przed Bożym Tronem zjawiło się siedmiu aniołów z siedmioma trąbami. Pojawił się także inny anioł, który stanął przy Ołtarzu. Trzymał on w ręku złoty puchar, a w nim wielką ilość najwspanialszego kadzidła, którym są dziękczynienia Bożego ludu. I wylał zawartość tego pucharu na złoty Ołtarz usytuowany przed Tronem, a przed Bogiem wzniósł się dym owego cudownego kadzidła, czyli dziękczynnych modlitw Jego świętego ludu. Następnie anioł napełnił swój puchar żarem z Ołtarza i ten żar rzucił prosto na Ziemię. Wtedy usłyszałem potężne gromy i ujrzałem błyskawice oraz wielkie trzęsienia ziemi. W tym momencie siedmiu aniołów, którzy trzymali siedem trąb, wzniosło je w górę, stając w gotowości do odegrania sygnałów. Gdy pierwszy z nich zatrąbił, klęski – niczym żarzący się grad w kolorze krwi – runęły z nieboskłonu na powierzchnię Ziemi. I jakby ogień dotknął trzecią część Ziemi i trzecią część narodów, jakie na niej żyły. Pod wpływem klęsk całe mienie tych narodów przepadło – jakby spłonęło!. Gdy zatrąbił drugi anioł, nastąpiło trudne do opisania wydarzenie, które przypominało wrzucenie do morza potężnej góry skąpanej w ogniu. W następstwie tego kataklizmu trzecia część mórz przybrała kolor krwi, a trzecia część stworzeń żyjących w morzach zginęła. Również trzecia część światowej floty pływającej po morzach uległa zniszczeniu. Gdy zatrąbił trzeci anioł, jakiś potężny posłaniec, niczym płonąca gwiazda, runął z nieboskłonu i dotknął kataklizmem trzecią część rzek i źródeł wody pitnej. A jego imię brzmiało: Piołun. To z jego powodu trzecia część źródeł wody pitnej nabrała gorzkiego smaku piołunu. A ludzie, którzy pili tę wodę, umierali. Gdy zatrąbił czwarty anioł, trzecia część słońca, księżyca i gwiazd została tak ugodzona, że stały się głęboką ciemnością. Z tego powodu dzień skrócił się o jedną trzecią, podobnie jak i noc. Wtedy ujrzałem samotnego orła lecącego środkiem nieboskłonu, który wołał: — Straszliwa kara, straszliwa kara, straszliwa kara czeka mieszkańców Ziemi, gdyż trąbić będzie jeszcze trzech aniołów!. A gdy zatrąbił piąty anioł, ujrzałem innego posłańca, którego wysłano na Ziemię. Miał on klucz do bramy piekielnych czeluści. Kiedy już ją otworzył, wydobył się stamtąd dym, niczym opary z wielkiego pieca. Dym ten tak bardzo zagęścił powietrze, iż nawet słońce zostało zaciemnione. To zaś sprowadziło kolejne tragiczne doświadczenia. Pojawiły się demony w postaci szarańczy, której dano jad podobny do skorpionów. Ohydy te jednak nie mogły swobodnie atakować, gdyż otrzymały rozkaz ograniczający ich działanie. Nie zezwolono im na wyrządzanie szkód jakimkolwiek ziemskim roślinom: ani trawie, ani drzewom, które jeszcze pozostały, ani ludziom oznaczonym pieczęcią Boga Żywego. Innych mogły atakować, lecz nie zabijać. Mogły ich jedynie kąsać przez pięć miesięcy. Cierpienia tych ludzi były wielkie – przypominały ból, jaki powstaje po ukąszeniu skorpiona. I chociaż kąsani ludzie tęsknili za śmiercią, nie mogli jej znaleźć. Pragnęli umrzeć, lecz śmierć od nich uciekła. Demony, które wyszły z piekielnej czeluści, były z wyglądu jak chmura szarańczy pędząca niczym rumaki bojowe. Na głowach miały coś na kształt złotych szyszaków, a lica ich przypominały ludzkie twarze. Miały także włosy, jakby kobiece, a zęby jak kły lwa. Odziane były w coś, co przypominało żelazne pancerze, a łoskot ich skrzydeł przywodził na myśl huk mnóstwa rydwanów, które – w pełni uzbrojone – gnają do bitwy. Miały ogony jak te u skorpionów, a w nich ukryte jadowite żądła, które odpowiadały za czynienie szkód ludziom niemającym pieczęci Boga. I czyniły to przez pięć miesięcy. Szarańczy przewodził jej przywódca, wysłannik piekielnej czeluści, którego imię po hebrajsku brzmi: Abaddon, a po grecku Apollyon, co się przekłada: „Niosący zagładę”! Tak minął pierwszy okres udręki poprzedzony pierwszą zapowiedzią straszliwej kary. Lecz po niej nadejdą jeszcze dwa kolejne. Każdy z nich będzie poprzedzony osobną zapowiedzią kary. Gdy zatrąbił szósty anioł, usłyszałem jakiś głos dochodzący od strony Ołtarza ozdobionego czterema złotymi rogami, to znaczy od tego, który znajdował się przed Bogiem. Głos ten przemówił do szóstego anioła trzymającego trąbę: — Rozwiąż czterech posłańców ciemności, owe cztery demony, które – spętane – czekają nad wielką rzeką Eufrat. I zostali uwolnieni owi czterej wysłannicy ciemności, te powstrzymywane dotąd demony, by zabili trzecią część pozostałej ludzkości. Dano im do dyspozycji przeogromną armię złych duchów. Usłyszałem, że jej wielkość sięgała dwustu milionów żołnierzy. Duchy te przypominały jeźdźców w pancerzach koloru ognia, hiacyntu i siarki, a łby ich koni były niczym głowy lwów, z których pysków wydobywały się ogień, dym i siarka. Od tych trzech plag: ognia, dymu i siarki buchających z ich pysków, zginęła trzecia część pozostałej ludzkości. Moc rażenia ich rumaków umiejscowiona była nie tylko w pyskach, lecz także w ogonach. Te zaś przypominały węże, które swoimi łbami czynią wielkie spustoszenie. A jednak ludzie, którzy nie zginęli w kolejnych falach plag, dalej hołdowali duchom zwodniczym, które stały za wizerunkami, jakie sami wytwarzali sobie ze złota, srebra, brązu, kamienia czy drewna. I chociaż figury te i obrazy niczego widzieć nie mogły, niczego nie słyszały ani nie były zdolne same się poruszać, oni nie przestawali składać im hołdów. Nie opamiętali się i nie odwrócili od swego ohydnego postępowania. Nie odstąpili od swych zbrodni, czarów nie porzucili i nie przestali nurzać się w wyuzdaniu, pornografii i swobodzie seksualnej. Nie odstąpili od swej chciwości i złodziejskiej zachłanności. I wtedy zobaczyłem, jak PAN w obłoku zstąpił z Niebios. Nad Jego głową widniała aureola, a Jego oblicze jaśniało niczym słońce. Jego nogi lśniły niczym słupy ognia. Trzymał On w swym ręku rozwinięty zwój, który – w zestawieniu z Nim – był niewielki. Swą prawą stopę oparł na morzu, a lewą postawił na lądzie. I zakrzyknął głosem tak donośnym i potężnym jak ryk lwa. Głos Jego zabrzmiał niczym siedem gromów. Gdy tylko ten grzmot nieco przycichł, chciałem zanotować, co usłyszałem, lecz doszedł mnie inny głos z Niebios: — Zachowaj w tajemnicy to, co usłyszałeś w tych siedmiu gromkich zdaniach! Nie zapisuj tego! Następnie PAN, stojąc dalej na morzu i lądzie, wzniósł swoją prawicę i, jako Ten jedyny, który ma w sobie odwieczne i nieskończone Życie – to znaczy Ten, który stworzył Niebiosa i wszystko, co się w nich znajduje, i który uczynił Ziemię ze wszystkim, co ją zamieszkuje, oraz morze z całą jego zawartością – oświadczył, że wyznaczony czas dobiega już końca i na głos trąby siódmego anioła sfinalizuje się Wielka Boża Tajemnica, która – jako Dobra Wiadomość o ratunku w Chrystusie – zapowiadana była przez wieki ustami Jego sług proroków. I powtórnie usłyszałem ów głos, który wcześniej przemawiał do mnie z Niebios. Powiedział on: — Podejdź do Tego, który panuje nad morzem i lądami, i weź zwój z Jego dłoni! Podszedłem więc do PANA i poprosiłem, by dał mi zwój, który trzymał w ręku. A On rzekł: — Skosztuj go! W ustach twych będzie on słodki niczym miód, lecz twoje wnętrzności napełni goryczą. Wziąłem więc z ręki PANA ów zwój, by go skosztować. I rzeczywiście, jego kęs był w ustach słodki jak miód, lecz gdy go przełknąłem, goryczą przepełnił me wnętrzności. Wtedy usłyszałem: — Zacznij znów przemawiać do ludów i narodów! Przemawiaj do nich w ich rodzimych językach! Zwracaj się także do tych, którzy nad nimi sprawują władzę! I zaraz potem otrzymałem do ręki pręt mierniczy wykonany z trzciny i usłyszałem: — A teraz idź i zbadaj, jak wielki jest Boży Lud, to znaczy ci, którzy cześć oddają jedynie Bogu. Nie zajmuj się tymi, którzy nie należą do Jego ludu, choćby ich liczba była ogromna. To oni będą prześladować wierzących przez okres czterdziestu dwóch miesięcy. W tym czasie powstaną dwa rodzaje świadków mających Bożą ochronę, aby mogli – obleczeni w pokorę – prorokować przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni. Świadkowie ci będą stać przed PANEM Niebios i Ziemi niczym dwa drzewka oliwne i dwa świeczniki. A na każdego, kto zechce im szkodzić, słowem swoich ust sprowadzą pomstę z Niebios – ogień, który strawi ich wrogów. Wszyscy, którzy przeciw nim wystąpią, zginą w płomieniach. Świadkowie ci otrzymają władzę zamknięcia zaworów niebieskich, by deszcz nie padał przez cały okres ich prorokowania. Dostaną także władzę nad wodami, aby zamienić je w krew, oraz moc smagania Ziemi dowolną plagą, ilekroć tylko będzie to potrzebne. A kiedy skończy się ich misja, z piekielnej czeluści wyjdzie Bestia, która stoczy z nimi walkę i zabije ich, odnosząc chwilowe zwycięstwo. Zwłoki tych świadków będą leżeć na placu wyniosłego miasta, które duchowo nazywa się „Sodoma i Egipt razem wzięte”. A jest nim to samo miasto, w którym ich PAN został ukrzyżowany. I widziałem, jak przez trzy i pół dnia zgromadzeni tam ludzie różnych narodowości, plemion i języków napawali się widokiem ich zwłok, gdyż władze nie zezwoliły, by zostali godnie pogrzebani. Wszyscy cieszyli się z powodu ich śmierci. Świętowali ją, bawiąc się i dary wzajemnie sobie wręczając, gdyż owi prorocy bardzo znękali mieszkańców ziemi Izraela. Lecz po owych trzech i pół dnia dech życia posłany od Boga wstąpił w ich martwe ciała i stanęły one na swych nogach. Wielki strach padł na tych, którzy to zobaczyli. Wtedy głos z Niebios zawołał: — Przyjdźcie tutaj! I na oczach nieprzyjaciół, osnuci obłokiem Bożej chwały, świadkowie ci zostali wzięci w Niebiosa. W tym momencie nastąpiło wielkie trzęsienie ziemi. Dziesiąta część miasta legła w gruzach. Trzęsienie to pogrzebało siedem tysięcy osób. Tych zaś, którzy pozostali przy życiu, ogarnęło tak wielkie przerażenie, że złożyli Bogu Niebios cześć Jemu należną. Tak minął czas udręki poprzedzony drugą zapowiedzią straszliwej kary. Ale szybko zaczęło się już zbliżać spełnienie trzeciej zapowiedzi straszliwej kary. A gdy zatrąbił siódmy anioł, usłyszałem w Niebiosach donośne głosy wołające: — Niech zacznie się już królowanie Chrystusa, naszego PANA, które trwać będzie nad światem po wszystkie wieki! Wtedy owych dwudziestu czterech zwierzchników, których trony znajdują się przed obliczem Boga, padło na twarze i oddało cześć Bogu, mówiąc: — Dziękujemy Ci, PANIE, Boże Wszechwładny, KTÓRY JESTEŚ i KTÓRY ZAWSZE BYŁEŚ, za to, że właśnie teraz postanowiłeś okazać swoją wielką moc i w pełni chwały ujawnić swoje panowanie. Spójrz, ziemskie narody kipią wściekłą złością, nadeszła zatem pora, byś Ty ujawnił swój słuszny gniew! Nadszedł już czas, abyś osądził tych, którzy nie mają w sobie świadectwa Twojego Życia, a nagrody wręczył sługom swoim – prorokom i świętym oraz wszystkim, którzy wobec Ciebie trwają w pokornej bojaźni, niezależnie od tego, jaką pozycję społeczną zajmują. Jest już czas zniszczenia tych, którzy Twoje stworzenie tak strasznie rujnują! Wówczas w Niebiosach otwarty został Przybytek Boga. I można było w nim dostrzec Skrzynię Przymierza. A ceremonii tej towarzyszyły grzmoty i błyskawice. Ziemią wstrząsnęły potężne konwulsje, po których spadło na nią wielkie gradobicie. Zaraz po tym ujrzałem na niebie gigantyczny znak. Obrazował on kobietę w porodzie okrytą słonecznym blaskiem. Jej stopy spoczywały na księżycu, a na głowie miała wieniec z dwunastu gwiazd. Jej brzuch był nabrzmiały, a ona sama w mękach porodowych krzyczała z bólu. Obok tego znaku pojawił się na niebie również inny – w postaci ognistego smoka z siedmioma głowami i dziesięcioma rogami. Miał on siedem diademów, po jednym na każdej ze swych głów. Jego ogon ciągnął za sobą trzecią część gwiazd, które razem z nim runęły z Niebios na Ziemię. Smok ten stanął przed kobietą, by pożreć jej potomstwo, gdy tylko się narodzi. Ona zaś powiła Syna – mężczyznę, który stał się pasterzem wszystkich narodów, gdyż otrzymał nad nimi potężną, wręcz żelazną władzę. I to właśnie On, jej potomek, został wzięty w Niebiosa, by zasiąść na Bożym Tronie. Kobieta zaś uciekła na pustynię, do bezpiecznego miejsca przygotowanego dla niej przez Boga, a Najwyższy troszczył się tam o nią przez tysiąc dwieście sześćdziesiąt dni. Wtedy także ujrzałem obraz wielkiej bitwy, która niegdyś rozegrała się w Niebiosach. Michał i jego aniołowie walczyli wówczas z tym samym smokiem, pod którego postacią wystąpił szatan. Jednak ani szatan, ani jego aniołowie nie dali im rady i utracili swoje pozycje w Niebiosach. Wówczas szatan – ów potężny smok, starodawny wąż, zwany również diabłem – został zrzucony na Ziemię, a wraz z nim jego aniołowie. Od tego czasu swoimi kłamstwami zwodzi on wszystkich mieszkańców świata. I ponownie usłyszałem potężny głos przemawiający z Niebios, który mówił: — W tym właśnie objawia się moc, królewski majestat i władza naszego Boga, który w Chrystusie dokonał zbawienia wszystkich braci i sióstr w wierze, pokonując ich oskarżyciela. A chociaż szatan dniem i nocą przed obliczem Najwyższego wnosi przeciwko nim zarzuty, to jednak oni, wbrew jego pomówieniom – dzięki krwi Chrystusa, ich ofiarnego Baranka – zwyciężają moc i wpływy diabła. Pokazują bowiem, że nie umiłowali doczesnego życia tak, by w obliczu śmierci cofnąć się i zrezygnować ze złożenia świadectwa wiary. Z ich powodu radują się Niebiosa i wszyscy, którzy za nimi tęsknią. Innym zaś grozi straszliwa kara, gdyż na lądach i morzach szaleje diabeł – pełen furii oszczerca, który z wściekłością dyszy wielkim gniewem, ponieważ wie, iż niewiele czasu już mu pozostało! A kiedy szatan – ten strącony niegdyś na Ziemię smok – zobaczył, iż kobieta wydała na świat męskiego potomka, rozpoczął za nią pościg. Lecz ona, dzięki Bożej opiece, została przeniesiona na pustynię, na miejsce dla niej przygotowane. Tam Najwyższy, z dala od mocy szatana, dbał o nią przez trzy i pół roku. Potem z ust szatana wylał się w kierunku kobiety potok słów zwodniczych, by – niczym rzeka – porwać ją swym przemożnym nurtem. Lecz pustynia udzieliła pomocy kobiecie. Otworzyła swoją paszczę i wchłonęła ową rzekę kłamstw i zwodzenia, którą szatan wypluł ze swej gardzieli. To sprawiło, że zwodziciel wpadł w szał i ruszył, by rozpocząć wojnę z resztą potomstwa kobiety, a także z tymi, którzy strzegą Bożego Słowa i swoim życiem składają świadectwo na wzór świadectwa Jezusa. I zaczął ich deptać, jak depcze się morski piasek. W kolejnej wizji zobaczyłem, jak z wielkiego chaosu wynurza się Bestia. Miała ona siedem głów i dziesięć rogów. A na jej rogach lśniło dziesięć diademów. Na głowach miała przepaski z bluźnierczymi imionami. Bestia ta na pierwszy rzut oka była podobna do pantery, lecz nogi miała potężniejsze, jakby niedźwiedzie, a pysk wielki niczym paszcza lwa. Szatan udzielił jej swej mocy i posadził ją na swym tronie. Jedna z jej głów wyglądała, jakby została zraniona, lecz śmierć od niej odstąpiła. A to sprawiło, że cała Ziemia napełniła się wielkim podziwem dla Bestii. Ludzie składali jej swe hołdy i uwielbienia, oddając w ten sposób cześć szatanowi. Mówili przy tym: — Któż może się z nią równać? Kto w ogóle śmiałby podjąć z nią walkę? Bestia zaś rosła w pychę i głosiła bluźnierstwa. Trwało to przez czterdzieści dwa miesiące. W tym czasie z jej ust płynął ohydny potok przekleństw kierowanych przeciwko Bogu. Lżyła nimi Jego istotę i Jego Niebiański Przybytek, a także tych, którzy w Niebiosach złożyli swą nadzieję. Po pewnym czasie Bestia podjęła walkę z tymi, którzy należą do Boga, i zdołała ich chwilowo przemóc, uzyskując władzę nad każdym plemieniem, ludem, narodem i językiem. Widząc to, mieszkańcy całej Ziemi składali jej hołdy. Jedynymi nieczyniącymi tego byli ci, których imiona są zapisane w Księdze Życia należącej do Chrystusa – Bożego Baranka, którego ofiara była przewidziana od chwili założenia świata. Kto może, niech się stara to zrozumieć! Kto zaś odrzuci nakaz złożenia hołdu Bestii i zostanie aresztowany, a następnie skazany na uwięzienie, niech odważnie idzie do więzienia! A gdyby skazano go na śmierć, niech się nie lęka, ale odważnie ją przyjmie! Albowiem w ten właśnie sposób okaże się, kto prawdziwie trwa w zaufaniu do Chrystusa i jest w tym dojrzały. Później ujrzałem jeszcze inną bestię – fałszywego proroka. Wynurzył się on z szeregów naszego ludu i z całej mocy starał się – twierdząc, że jego władza pochodzi od Chrystusa – zająć Jego pozycję. Lecz usta owego proroka sączyły same kłamstwa. Był to jad przekazany mu przez szatana. I zaczął on służyć pierwszej Bestii. Wspierał jej władzę i zwodził wszystkich mieszkańców Ziemi, zachęcając, by składali cześć i oddawali hołdy tej Bestii, której jedna z głów wyglądała jak cięta mieczem, lecz uleczona. Co więcej, ów fałszywy prorok zaczął czynić potężne cuda i znaki. Za jego sprawą na oczach ludzi nawet ogień z Niebios zstępował na Ziemię. Takimi znakami zwodził on mieszkańców całej Ziemi, jednocześnie zachęcając ich, by zaopatrzyli się w wizerunek pierwszej Bestii, która otrzymała ranę mieczem, lecz głowa jej ożyła. I dostał nawet moc, aby ożywić jej wizerunek, tak iż zaczął on przemawiać. A jeśli ktoś nie złożył hołdu temu obrazowi, to – na jego rozkaz – był zabijany. W końcu ów fałszywy prorok tak zwiódł wszystkich mieszkańców Ziemi, że – niezależnie od swojej pozycji, bogactwa czy statusu społecznego – poddali się Bestii, a ich umysły i działanie zostały napiętnowane jej myśleniem i charakterem. I nikt, kto nie poddał się Bestii, to znaczy kogo myślenie lub działanie nie zostało napiętnowane jej cechami charakteru, nie był w stanie już czegokolwiek kupić czy sprzedać. Mogli to czynić jedynie ci, którzy przyjęli sposób myślenia Bestii jako własny. Mieli bowiem zakodowane w sobie piętno jej charakteru. Wykażcie się tu mądrością i zrozumcie, do czego odnosi się liczba będąca kluczem do zrozumienia charakteru Bestii. Jest to bowiem liczba ukazująca skażony charakter człowieka, a brzmi ona: sześćset sześćdziesiąt sześć. W kolejnej wizji zobaczyłem Chrystusa, który pojawił się na górze Syjon. Przy Nim zgromadził się tłum owych stu czterdziestu czterech tysięcy Żydów, którzy odwzorowywali Jego myślenie i charakter, które są myśleniem i charakterem Ojca. W pewnej chwili usłyszałem z Niebios jakiś odgłos, który brzmiał niczym huk potężnego wodospadu. Miał on jednak w sobie pewną tkliwość, niczym głos śpiewaków, którzy nucą pieśń przy akompaniamencie instrumentów. A była to pieśń niesłychana – pieśń zupełnie nowego rodzaju! Wtedy grupa stu czterdziestu czterech tysięcy Hebrajczyków przyłączyła się do tego śpiewu. I śpiewali ją przed Tronem w obecności czterech przedziwnych istot i zgromadzenia zwierzchników. I nikt – oprócz tych, którzy zostali wykupieni krwią Chrystusa – nie był zdolny przyłączyć się do tej pieśni. Wspomniana grupa stu czterdziestu czterech tysięcy Żydów składała się wyłącznie z takich mężczyzn wiernych Jezusowi, którzy zachowali czystość i dziewictwo. Dla Boga zrezygnowali z podjęcia współżycia z kobietami, by towarzyszyć Chrystusowi, dokądkolwiek się uda. Oni są pierwociną ludu, który Bóg w Chrystusie nabył sobie na własność. To ci, którzy kłamstwem się nie splamili. Na ich językach nie było żadnej skazy. W kolejnej wizji znów ujrzałem anioła. Przemierzał on przestworza, lecąc środkiem nieboskłonu. Jego zadaniem było ogłoszenie odwiecznej Dobrej Wiadomości o ratunku w Chrystusie tym, którzy byli na Ziemi – każdemu narodowi, plemieniu, ludowi i językowi. Anioł ten wołał donośnym głosem: — Napełnijcie się bojaźnią Boga i złóżcie Jemu hołd, gdyż nadszedł już czas sądu, który będzie On sprawował. Pokłońcie się Temu, który stworzył sklepienie niebieskie, a także lądy, morza i wszystkie źródła wód! Zaraz za nim podążał drugi anioł, wołając: — Upadł, upadł „wielki Babilon ”, to siedlisko zła, które poiło wszystkie narody szałem odstępstwa od Boga oraz wyuzdania, rozpusty i pornografii! Za nimi podążał jeszcze trzeci anioł, który wołał: — Każdy, kto oddaje hołd Bestii lub jej wizerunkowi, każdy, kto myśli lub postępuje jak ona, będzie musiał wypić wino pomsty z pucharu Bożego gniewu, i to bez żadnego rozcieńczania, a następnie, w obecności świętych aniołów oraz samego Chrystusa, zostanie wrzucony do ognistego jeziora płonącej siarki, gdzie będzie przeżywać straszne udręki. Dym z tego miejsca kaźni będzie się unosił po wszystkie wieki, a w środku nikt nie doświadczy nawet chwili wytchnienia. Tak właśnie dniem i nocą cierpieć będą ci, którzy oddają cześć Bestii lub składają hołd jej wizerunkowi, a także ci, którzy przyjęli na siebie znamię jej charakteru. I wtedy nastąpi weryfikacja wierności Bożego ludu! Każdy wierzący zostanie zbadany, czy trwał w Bożym Słowie, a także czy jego zaufanie do Boga opierało się wyłącznie na Jezusie. A głos z Niebios przemówił do mnie tymi słowami: — Zapisz to: „Tak mówi Duch Boży: prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni będą zarówno ci, którzy odchodząc kiedyś z doczesnego świata, trwali w PANU, jak i ci, którzy teraz w Nim umierają. Oni bowiem zażyją w Niebiosach prawdziwego odpocznienia po wszystkich przeciwnościach, jakie przechodzili na Ziemi, ponieważ to, co czynili i jak żyli, będzie dowodem ich wiary''. I wtedy przed moimi oczami pojawił się biały obłok, a w nim Syn człowieczy. Na Jego głowie lśnił złoty wieniec, w ręku zaś trzymał ostry sierp. Wtedy ze Świątyni w Niebiosach wyszedł anioł, który donośnym głosem zwrócił się do Syna człowieczego zasiadającego na obłoku chwały: — PANIE, czyż nie nadszedł już czas, byś zarządził żniwo?! Poślij swoje sługi z sierpami, by rozpoczęli pracę, gdyż zasiew już dojrzał i czeka na zebranie! Wówczas Chrystus, zasiadający na obłoku chwały, dał znak swoim sierpem, którego ostrze skierował w stronę Ziemi, a Jego posłańcy wyruszyli, by zebrać żniwo. Chwilę potem ze Świątyni w Niebiosach wyszedł kolejny anioł, w którego ręku zauważyłem nóż do przycinania winorośli. Jednocześnie zza Ołtarza wyłonił się anioł, który czuwał tam nad ogniem, i głośno zawołał: — Zapuść swój ostry nóż w krzew winnej latorośli! Zetnij jej grona, gdyż one także już dojrzały! I wtedy anioł, do którego skierowano te słowa, wyruszył zrealizować swe zadanie na Ziemi. Zebrał on grona winnej latorośli i wrzucił je do tłoczni wielkiego Bożego gniewu, którą umieszczono poza miastem. I zbiór ten poddano miażdżeniu. A z tłoczni popłynęła krew na wysokość wędzideł końskich i na odległość blisko trzystu kilometrów. W kolejnej wizji zobaczyłem jeszcze inny, wielki i zdumiewający znak na nieboskłonie. Było to siedmiu aniołów trzymających siedem plag ostatecznych, po których wystąpieniu gniew Boży miał osiągnąć swój kres. Zobaczyłem też jakby szklaną kadź wypełnioną ogniem, a obok niej tych, którzy odnieśli zwycięstwo. Byli to ludzie, którzy nie poddali się wpływom Bestii, nie złożyli hołdu jej wizerunkowi ani nie przesiąkli jej sposobem myślenia i charakterem. Stali oni przy kadzi i, grając ku chwale Boga Najwyższego, śpiewali pieśń podobną do pieśni sługi Bożego, Mojżesza. A była to pieśń ku chwale Chrystusa: Wielkie i zdumiewające są Twe dzieła, PANIE, Boże Wszechwładny! Wszystkie Twoje drogi są zawsze sprawiedliwe i są niezawodne – o, Królu narodów! Któż mógłby bez bojaźni stanąć przed Twym Tronem i hołdu Ci nie złożyć, wiedząc, kim Ty jesteś? Tylko Ty jedynie na zawsze jesteś Święty!. Wszystkie narody zjawią się przed Tobą i, klękając w pokorze, oddadzą Ci chwałę, bo Twoja sprawiedliwość jest jawna dla wszystkich!. Potem zobaczyłem, że w Niebiosach otworzono Przybytek Świadectwa które w skrzyni (arce) przymierza złożono w tym przybytku (świątyni). znajdujący się w tamtej Świątyni. Wtedy też pojawiło się siedmiu aniołów odpowiedzialnych za siedem nadchodzących kataklizmów. Odziani byli w lniane szaty, które lśniły najczystszą bielą. Na piersiach przepasani byli złotymi wstęgami. Jedna z czterech przedziwnych istot, znajdujących się w bliskości Tronu Boga, podała im siedem złotych pucharów wypełnionych po brzegi gniewem wiekuistego Boga, który, jako jedyny, ma w sobie odwieczne i nieskończone Życie. W tym momencie cała Świątynia wypełniła się chwałą Najwyższego oraz Jego mocą, które niczym dym spowiły jej wnętrze. I nikt nie mógł do niej wejść, aż do czasu zrealizowania się siedmiu kataklizmów, których dokonanie powierzono siedmiu aniołom. Wtedy to usłyszałem donośny głos, który dochodził ze środka Świątyni. Polecił on siedmiu aniołom: — Udajcie się na Ziemię i wylejcie na nią siedem pucharów Bożego gniewu!. Ruszył więc pierwszy z owych aniołów i wylał na Ziemię zawartość otrzymanego pucharu. To sprawiło, że na ciałach ludzi napiętnowanych myśleniem i postępowaniem Bestii oraz tych, którzy czcili jej wizerunek, pojawiły się złośliwe i ropiejące wrzody. Następnie drugi anioł wylał swój puchar na morskie odmęty. I stały się one podobne do krwi, która sączy się z ludzkich zwłok. Wskutek tej plagi wyginęły w morzach wszystkie mieszkające tam żywe stworzenia. Kiedy trzeci anioł wylał swój puchar na rzeki i źródła wód, stały się one krwią. I usłyszałem wyraźnie, jak ów anioł powiedział: — O Ty, KTÓRY JESTEŚ i KTÓRY ZAWSZE BYŁEŚ, jakże jesteś święty i sprawiedliwy we wszystkich swych decyzjach! Skoro oni przelewali krew Twojego ludu i krew Twoich proroków, teraz Ty, PANIE, dajesz im krew do wypicia. W pełni sobie na to zasłużyli! A od strony Ołtarza usłyszałem również inny głos, który mu wtórował: — O tak, PANIE, Boże Wszechwładny, niezawodne i sprawiedliwe są Twoje wyroki! A gdy czwarty anioł wylał swój puchar na słońce, jego żar stał się jeszcze większy i zaczęło ono niemiłosiernie palić ludzi. Zostali oni porażeni niespotykaną wcześniej spiekotą. Lecz ludzie, zamiast się opamiętać i złożyć Bogu hołd Jemu należny, zaczęli bluźnić przeciwko Niemu, wyrzucając Mu, iż dopuścił do takich kataklizmów. Następnie piąty anioł wylał swój puchar na tron Bestii. Gdy tego dokonał, jej królestwo pogrążyło się w ciemności, tak iż ludzie z bólu i strachu gryźli swe języki. Ich ciała nadal były pokryte mnóstwem ropiejących wrzodów. A jednak w swych udrękach, zamiast się opamiętać i odwrócić od złych postępków, dalej bluźnili przeciwko Bogu Niebios. Kiedy szósty anioł wylał swój puchar na wielką rzekę Eufrat, zobaczyłem, że cała ona wyschła, otwierając tym samym drogę armiom władców ze Wschodu. Dostrzegłem wtedy, jak z gardzieli szatana, Bestii oraz fałszywego proroka wydobyły się trzy nieczyste duchy, obrzydliwe niczym wstrętne ropuchy. Były to demony mające moc czynienia niezwykłych znaków. Udały się one do wszystkich ziemskich przywódców, by zgromadzić ich siły do starcia, jakie nastąpi w owym wielkim dniu, o którym Bóg Wszechwładny powiedział, iż nadejdzie tak niespodziewanie jak złodziej przychodzący w nocy. Wtedy prawdziwie szczęśliwy i błogosławiony będzie ten, kto niestrudzenie czuwał w gotowości na przyjście Chrystusa, to znaczy ten, którego Chrystus nie zastanie w stanie haniebnej duchowej nagości i nieprzyzwoitości. I widziałem, jak te trzy demony zgromadziły siły ziemskich przywódców w miejscu zwanym po hebrajsku Har‐Magedon. A kiedy siódmy anioł chlusnął zawartością swojego pucharu w przestworza, zabrzmiał donośny głos, który dobiegł mnie od Tronu z Bożej Świątyni: — Wystarczy! Więcej nie trzeba! Wylanie ostatniego pucharu Bożego gniewu zostało zwieńczone błyskawicami, które rozdarły przestworza. Rozległy się gromy i przeraźliwe grzmoty! Po nich nastąpiły tak wielkie trzęsienia ziemi, jakich nie było od czasu stworzenia ludzkości. Były straszne i potężne! W ich wyniku jedna trzecia miasta – tego wielkiego Babilonu – obróciła się w gruzy. Miasta wielu narodów posypały się w proch! I wtedy przed Tron Boga wniesiono skargę na wielki Babilon z prośbą, by ową wyuzdaną Nieprzyzwoitość napoić z pucharu Bożego gniewu. W tym czasie zniknęły wszystkie wyspy, a wiele gór zapadło się tak, iż nie można ich było więcej odnaleźć. Z Niebios runęły na Ziemię ciężkie doświadczenia, które były dotkliwe niczym grad kamiennych brył o wadze sięgającej trzydziestu kilogramów. Lecz ludzie, pomimo tej chłosty powodującej wśród nich nieopisane szkody, dalej bluźnili Bogu Najwyższemu. W tym momencie podszedł do mnie jeden z owych siedmiu aniołów, którzy trzymali siedem pucharów Bożego gniewu, i powiedział: — Chodź, pokażę ci sąd, jaki spotka tę wielką wyuzdaną Nieprzyzwoitość, która zapanowała nad wieloma wodami. To z nią ziemscy przywódcy nurzają się w duchowej rozpuście, a społeczeństwa, którymi kierują, upajają się winem jej hedonizmu oraz wyuzdanej swobody seksualnej i pornografii. I w wizji przeniósł mnie na pustynię, gdzie ujrzałem demona, który w postaci kobiety siedział na dzikiej Bestii okrytej szkarłatem. Bestia miała siedem głów i dziesięć rogów. Na głowach tych miała założone przepaski z bluźnierczymi imionami. Także ta demoniczna „kobieta” była odziana w szkarłat i purpurę, obwieszona złotymi ozdobami, drogimi perłami i klejnotami. W ręce trzymała złoty puchar napełniony wszelką ohydą i nieczystością – wszystkim, co wyciśnięte zostało z owoców jej plugawej lubieżności. Na czole miała przepaskę z imieniem, które wyjaśnia tajemnicę jej istoty i natury: „Wielki Babilon – matka wszelkiej wyuzdanej Nieprzyzwoitości i wszystkich ziemskich obrzydliwości”. „Kobieta” ta była pijana krwią wytoczoną z Bożego ludu, to znaczy z tych, którzy swoją ufność złożyli w Jezusie i potwierdzili swoje oddanie życiem oraz śmiercią. To, co zobaczyłem, wstrząsnęło mną do głębi! Wówczas anioł zwrócił się do mnie tymi słowami: — Czujesz się poruszony? Posłuchaj więc uważnie, gdyż chcę ci wyjaśnić tajemnicę, kim są zarówno ta „kobieta” – wielka wyuzdana Nieprzyzwoitość – jak i Bestia o siedmiu głowach, mająca dziesięć rogów, na której ona spoczywa. Bestia, którą widzisz, to wielkie imperium, niegdyś potężne, choć takie już nie jest. Cała jego potęga wyszła z piekielnej czeluści i konsekwentnie zmierza do swej wiecznej zguby. Będzie to oczywiste nawet dla tych, których imion nie zapisano w Księdze, jaka spisywana jest od zarania świata, a która zwie się Księgą Życia. Oni także zobaczą, iż owa Bestia, która była potężna, już taka nie jest. Jednak ona odrodzi się w nowej postaci i znów będzie obecna. Użyj swego rozumu, by pojąć to, co zaraz ci powiem! Siedem głów to symbol siedmiu wzgórz, na których rozsiadła się owa wyuzdana Nieprzyzwoitość, a także symbol jej siedmiu władców. Pięciu z nich już upadło, jeden panuje obecnie, a kolejny jeszcze się nie pojawił. Kiedy jednak nadejdzie, będzie panował tylko przez krótki czas. Potem, po owych siedmiu władcach, pojawi się ósmy. Nikczemnik ten będzie wręcz uosobieniem Bestii – imperium mu podlegającego. To on sprowadzi wielkie prześladowania na wierzących. Dziesięć rogów, które zobaczyłeś – to dziesięciu przywódców, którzy jeszcze nie mają swoich królestw. Przez krótki czas sprzymierzą się oni z Bestią, aby przy jej pomocy uzyskać władzę podobną do królewskiej. Wszyscy bowiem jedno mają na myśli: za wszelką cenę zdobyć władzę. Dlatego swoje siły i całą swoją moc oddają do dyspozycji Bestii. Oni również będą walczyć z Chrystusem, lecz Ten pokona ich, ponieważ jest PANEM panów i KRÓLEM królów. Zwycięzcami razem z Nim będą ci, którzy odpowiedzieli na Boże wezwanie i którzy w Nim wiernie wytrwali do końca. I anioł tak kontynuował: — Wody, nad którymi zapanowała owa wyuzdana Nieprzyzwoitość, to ludy, plemiona, narody i języki poddane jej kontroli. Po pewnym czasie owi królowie, których symbolem jest dziesięć rogów Bestii – a nawet sama Bestia – wspólnie znienawidzą ową wielką Nieprzyzwoitość, spustoszą ją i porzucą, obdartą ze wszystkiego. W końcu zostanie rozerwana na strzępy i spalona ogniem. Wszystko to dokona się zgodnie z zamysłem Boga, który włożył w ich serca taką myśl, by najpierw poddać się władzy owej Bestii, a później wystąpić przeciw niej. W ten sposób zrealizują to, co zamierzył Najwyższy, i wypełnione zostanie wszystko, o czym mówi Boże Słowo. Zrozum więc: zły duch, którego ujrzałeś w postaci „kobiety”, jest symbolem wielkiego miasta, które swą demoniczną siłą króluje nad władcami Ziemi. Potem zobaczyłem innego anioła zstępującego z Niebios. Wyposażony był w wielką moc, a chwała, która mu towarzyszyła, obejmowała splendorem całą Ziemię. Anioł ten zawołał potężnym głosem: — Upadł, upadł wielki Babilon! Upadło to szkaradne siedlisko demonów, ostoja wszelkiej zgnilizny i ohydy, z którego pucharu, wypełnionego winem szału Jej wyuzdanej Nieprzyzwoitości, piły wszystkie narody, a ludy się syciły! Ich władcy ciągle z nią cudzołożyli, a handlarze majątki swe powiększali, dostarczając jej wszystkiego, czego zapragnęła w wymyślnym dążeniu do zbytków i luksusów. I usłyszałem jeszcze inny głos z Niebios, który tak wołał: — Ludu Boży, wyjdź z niej! Opuść ją i porzuć! Nie bądź uczestnikiem jej niegodziwości, aby i na ciebie nie spadła jej kara! Jej grzechy bowiem tak się już spiętrzyły, że nieba sięgnęły, doszły pod obłoki, przypominając Bogu o jej nieprawościach! Za czyny, których się dopuszczała, otrzyma teraz podwójną odpłatę! Z pucharu wina hańby oraz nikczemności, które sobie sama wcześniej zgotowała, otrzyma teraz sowitą, bo podwójną rację. Spotkają ją cierpienia i straszne boleści na miarę przepychu, w jakim się nurzała. A chociaż sama w sercu tak siebie zapewniała: „Należy mi się luksus. Królową przecież jestem, a nie jakimś wyrzutkiem bez środków do życia. Z pewnością nic złego nigdy mnie nie spotka”, to jednak znienacka, zupełnie z zaskoczenia, spadnie na nią nieszczęście, które ją powali! Śmierć, głód i boleść dotkliwie ją ugodzą i spłonie w wielkim ogniu Bożego potępienia. PAN objawi w tym swą wielką potęgę! Władcy Ziemi z żalu zapłaczą nad nią gorzko, kiedy wszyscy ujrzą dymy jej pożogi. Brali bowiem udział w jej wstrętnych rozwiązłościach, ucząc się od niej życia w zbytkach i rozkoszach. Ze strachem będą z dala katusze jej śledzić, które ją powalą, straszliwie umęczą. Wtedy będą razem wszyscy zgodnie wołać: „O, jakże jesteś biedna ty, która na swym czole nosiłaś opaskę «Wielki Babilon»! O, jakże biedna jesteś stolico potężna, zbyt szybko ten wyrok na ciebie się zwalił!”. Światowi handlarze w szloch wielki popadną i bardzo będą boleć nad wielkim jej pogromem, bo stracą oni rynek na swoje towary. Ustanie handel złotem, tak samo jak srebrem. Nie będzie już miejsca na sprzedaż klejnotów. Tak będzie też z perłami i lnem najwyższej klasy. To samo z purpurą, jedwabiem i szkarłatem. Nie będzie już chętnych na drewno szlachetne ani na luksusy wytwarzane ze słoniowej kości. Zbytu już nie będzie na sprzęty mahoniowe ani na wyroby z metalu czy robione z marmuru. Nie będzie już kupców na przednie przyprawy, drogie aromaty, subtelne balsamy. Skończy się sprzedaż kadzideł i wonnych olejków. Nie będzie już chętnych na wino i oliwę. Nikt więcej nie zapragnie delikatnej mąki ani pszenicy potrzebnej do jej wytwarzania. Ustanie też handel żywymi zwierzętami: bydłem, owcami i końmi do powozów. Jej upadek powstrzyma wyzysk niewolniczy, jakiemu poddano wielkie rzesze ludzi. Wspaniałe produkty, o których marzyła, których tak bardzo swą duszą pożądała, w jednej chwili zostaną wszystkie jej zabrane. Wszystko, co wyborne, świetne, luksusowe, przestanie dla niej istnieć, więcej tego nie tknie. Handlarze i wytwórcy wszystkich tych towarów, którzy swe fortuny wznieśli na dostawach, jakie do niej słali, spojrzą na nią z daleka i zadrżą ze strachu na widok jej cierpień! Zanosząc się płaczem i smucąc niepomiernie, będą ciągle zawodzić: „O, jakże jesteś biedna ty, wielka stolico, która się odziewałaś w len najwyższej klasy i w purpurę, i w szkarłat wciąż się przybierałaś! O, jakże jesteś biedna ty, która w złoto, diamenty i perły się przyozdabiałaś! W jednej bowiem chwili całe twe bogactwo w pył się obróciło, stało się marnością!”. Kapitanowie i marynarze, wszyscy armatorzy, którzy do jej portów tłumnie zawijali, swą flotę zatrzymają w dużej odległości i, widząc dymy jej strasznej pożogi, ze zgrozą zawołają: „Jakież inne miasto mogłoby się równać z tą wielką stolicą, z tą matką narodów?!”. W swej rozpaczy zaczną proch na głowy sypać i w płaczu z boleścią głośno zawołają: „O, jakże jesteś biedna ty, wielka stolico, na której kaprysach majątki swoje zbili wszyscy armatorzy flot dalekomorskich, gdyż w jednej chwili pustynią się stałaś!”. Ale wy: Niebiosa i cały Ludu Boży, wszyscy wysłannicy i wszyscy prorocy, cieszcie się z tego, że Bóg ją osądzi i wyrok jej wymierzy za wielką krzywdę waszą! W tym momencie jeden z aniołów podniósł głaz ogromny, potężny niczym młyński kamień, i rzucił go w morze, tak głośno wołając: — Tak zostanie strącona ta wielka stolica! Nikt śladu żadnego po niej już nie znajdzie! Nikt już nie usłyszy jej sławnych muzyków: fletnistów, trębaczy ani jej śpiewaków! Nikt też już nie znajdzie jej zręcznych wytwórców, którzy byli biegli – każdy w swym rzemiośle! Hałas żadnych maszyn więcej w niej nie zabrzmi ani żadna lampa już w niej nie zabłyśnie! Nikt więcej nie usłyszy tam pieśni weselnych, bo żadna młoda para tam się nie pobierze. Straszna kara spotka ową metropolię, ponieważ jej kupcy uznali siebie samych za władców tej Ziemi, za jej hegemonów. To oni swą magią zwodzili narody, wywiedli je w pole, zepchnęli na manowce! Ona jest odpowiedzialna za krew Bożego ludu, za krew proroków i męki wierzących, których mordowano na każdym krańcu Ziemi. Potem doszedł mnie z Niebios głos wielkiego tłumu, który wołał: — Alleluja! Zbawienie, chwała i moc należą do naszego Boga! Jego decyzje są zawsze sprawiedliwe i niezawodne! Bóg dokonał sądu nad wielką wyuzdaną Nieprzyzwoitością, która swą ohydną rozwiązłością, hedonizmem i pornografią doprowadziła życie na Ziemi do moralnej degradacji i pohańbienia! Tak pomścił krew wszystkich swoich sług, którzy ponieśli śmierć, przeciwstawiając się jej nieprawości! I raz jeszcze donośnie zawołali: — Alleluja! Wówczas usłyszałem słowa: — Dym i swąd jej zniszczenia trwać będzie po wszystkie wieki! Wtedy dwudziestu czterech zwierzchników i cztery przedziwne istoty złożyli pokłon Bogu zasiadającemu na Tronie i powiedzieli: — Niech się tak stanie! Alleluja! A od Tronu znów dał się słyszeć głos: — Uwielbiajcie Boga naszego! Chwalcie Go wszyscy Jego słudzy – wy, którzy trwacie w Jego bojaźni, niezależnie od tego, czy wielcy, czy mali jesteście! I usłyszałem głos gigantycznego tłumu, który brzmiał niczym szum wielkiego oceanu lub łoskot rozległych, potężnych wodospadów. A tłum ten wołał: — Alleluja! Nasz PAN i Bóg Wszechwładny ukazał swą królewską władzę! Cieszmy się i radujmy się w Nim! Oddajmy Mu hołd i cześć Jemu należną, gdyż nadszedł już czas zaślubin Chrystusa! Jego Oblubienica – to znaczy społeczność ludu, który w Nim złożył swą nadzieję – jest już gotowa!. I dano im przyoblec się w białe szaty weselne, wykonane z lnu cienkiego, czystego i lśniącego, symbolizującego ich uświęcone życie. I ponownie ujrzałem potężnego anioła, który polecił mi: — Zapisz to: „Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy zostali zaproszeni na ucztę weselną Chrystusa!”. I podkreśl wyraźnie, że słowa te pochodzą z ust samego Boga! Wtedy padłem na twarz u stóp anioła, by złożyć mu hołd, lecz on powstrzymał mnie, mówiąc: — Nie waż się tego czynić! Wszelki hołd i wszelka cześć należą się jedynie Bogu samemu! Ja jestem tylko Jego sługą, takim jak ty oraz twoi bracia i siostry wierni Jezusowi, którzy noszą w sobie Jego świadectwo. A Jego świadectwo jest w pełni zgodne z przesłaniem tego proroctwa. Potem zobaczyłem otwarte Niebiosa, a w nich Jeźdźca na białym koniu. Mówiono o Nim: „Wiarygodny i Pełen Prawdy”, który przeprowadzi sprawiedliwy sąd i karanie. Z Jego oczu biła światłość niczym płomienna łuna. Na głowie miał wiele diademów, na których wypisano Jego imię. Lecz nikt nie był w stanie pojąć tego imienia, jeśli On sam komuś na to nie pozwolił. Szata, w którą był odziany, zbroczona była krwią. A Jego imię brzmiało: „Słowo Boga”. Za Nim podążały wszystkie armie Niebios, których wojownicy dosiadali białych rumaków i byli ubrani w czyste i lekkie szaty z białego lnu. Jego usta wypowiadały Słowo ostre niczym miecz obosieczny, którym uderzał w narody Ziemi. On bowiem jest Tym, o którym powiedziano, iż wszystkie je okiełzna swą żelazną władzą. To On w kadzi wielkiego Bożego gniewu wytłoczy wino pomsty, gdyż sam jest Królem Wszechwładnym. Na Jego szacie oraz na pasie, który spoczywa na Jego biodrach, zobaczyłem tytuł: KRÓL królów i PAN panów. Potem znów ujrzałem anioła, który pojawił się jakby w promieniach słońca i donośnym głosem zawołał do wszystkich drapieżnych ptaków krążących w przestworzach: — Przybywajcie tu! Zbierzcie się na wielki żer, który otrzymacie z ręki Boga! Tutaj nasycicie się trupami władców, wodzów i wielmożów, trupami koni oraz ich jeźdźców, trupami wolnych i niewolników, trupami małych oraz wielkich!. I zaraz potem ujrzałem, jak Bestia, ziemscy przywódcy oraz ich wojska zwarli swe szeregi, ruszając razem przeciw Temu, który dosiadał białego wierzchowca, i przeciwko Jego wojsku. Lecz w mgnieniu oka zostali oni pokonani, a Bestia pojmana. Ujęto także fałszywego proroka, który na rzecz Bestii dokonywał wielu niezwykłych znaków, zwodząc nimi tych, którzy przyjęli sposób postępowania i myślenia Bestii, a także tych, którzy ją wielbili, oddając pokłony jej wizerunkowi. Oba te demony zostały wrzucone do ognistego jeziora płonącej siarki. Pozostali zginęli od miecza, którym jest Boże Słowo wychodzące z ust Tego, który dosiadał białego wierzchowca. A podniebne drapieżniki, które się tam zleciały, nasyciły się trupami buntowników. W kolejnej wizji ujrzałem anioła zstępującego z Niebios. Miał on klucz do piekielnej czeluści, a na ramieniu zawieszony wielki łańcuch. Chwycił on smoka – to nowe wcielenie pradawnego węża, jakim jest diabeł, czyli szatan – i związał go na tysiące lat. Następnie wrzucił go do piekielnej czeluści, którą zamknął i zapieczętował, by nie mógł zwodzić narodów, zanim czas się dopełni. A gdy czas się dopełni, szatan zostanie uwolniony, lecz tylko na krótką chwilę. I znów ujrzałem trony, na których zasiadali zwierzchnicy. Dano im władzę sądowniczą. Dookoła nich widziałem dusze tych, którzy cierpieli z uwagi na świadectwo, jakie składali o Jezusie. Wśród nich były dusze ludzi, którzy ponieśli męczeńską śmierć z powodu wierności Bożemu Słowu, a także ci, którzy nie oddali pokłonu Bestii ani jej wizerunkowi i nie skalali swego myślenia jej charakterem. Tacy na przestrzeni wieków ożywali duchowo, gdy w ich sercach zaczynało się królowanie Chrystusa. Na tym bowiem polega pierwsze powstanie z martwych, którym jest nowe narodzenie do Bożego Życia! Lecz wielu innych nie wykorzystało danego im czasu. Prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni są ci, którzy zachowują udział w tym pierwszym zmartwychwstaniu. Nad takimi Śmierć druga, czyli wieczna, władzy nie otrzyma! Tacy ludzie będą kapłanami Boga w Chrystusie, z którym królować będą przez wieki. A kiedy już dopełni się ustalony czas, szatan zostanie uwolniony ze swego więzienia i znów zacznie zwodzić narody we wszystkich zakątkach Ziemi, tak jak to wcześniej czynił z ludem księcia Goga z krainy Magoga. I po całej Ziemi będzie gromadził ludzi na wojnę, a liczba ich okaże się ogromna – niczym ilość ziaren piasku na brzegu morza. Wystąpią oni przeciwko wierzącym, którzy świętością życia składają cześć Bogu Najwyższemu. Osaczą ich, lecz Boże Słowo zstąpi z Niebios niczym ogień, aby pochłonąć tych prześladowców. Zaś diabeł – zwodziciel owych tłumów – zostanie wrzucony do ognistego jeziora płonącej siarki, gdzie wcześniej wtrącono Bestię i fałszywego proroka. Tam dniem i nocą, po wszystkie wieki, będą cierpieć straszliwe męczarnie. Po tym wszystkim znów ujrzałem wielki biały Tron i Tego, który na nim zasiadał. Ziemia zaś ze swym nieboskłonem pierzchły przed Jego obliczem, gdyż miejsca już więcej dla nich nie było. Wtedy przed moimi oczami pojawił się wielki tłum dusz ludzi umarłych. Niezależnie od tego, czy w doczesnym życiu byli oni wielcy i potężni, czy mali i nic nieznaczący, wszyscy jednakowo stali przed Bożym Tronem. I otwarte zostały ich księgi. Otworzona również została jeszcze inna księga, zwana Chrystusową Księgą Życia. Każdy z umarłych został osądzony według tego, czyje pełnił dzieła. Wszystkie one zostały bowiem zapisane w ich księgach. W tłumie tym znajdowali się wszyscy umarli – i ci, których wydało morze, i ci, których wydała Otchłań Wszystkich jednakowo osądzono według kategorii, czyje dzieła pełnili. Po tym Sądzie śmierć i Otchłań zostały wrzucone do jeziora ognistego. Na tym będzie polegać Śmierć druga – ta wieczna. Będzie nią zanurzenie w jeziorze ognia. I każdego, kogo imienia nie znaleziono w Księdze Życia Chrystusa, wrzucono razem ze śmiercią i Otchłanią do ognistego jeziora. W kolejnym widzeniu ujrzałem Nowe Niebiosa i Nową Ziemię, gdyż te pierwsze już przeminęły. Nie było w nich już żadnego zagrożenia ani chaosu. Zobaczyłem też Miasto Święte – Nową Jerozolimę, która zstępowała od Boga z Niebios. Było ono przystrojone niczym oblubienica szykująca się na spotkanie swojego wybranka. Wtedy od Tronu usłyszałem wielki głos, który ogłaszał: — Oto jest prawdziwa Boża świątynia, w której Najwyższy razem z ludźmi zamieszka na zawsze. Oni będą Mu ludem, a On – ich Bóg – będzie Bogiem z nimi! Tam otrze z ich oczu wszelką łzę i już nie będzie śmierci pośród nich! Nie będzie też cierpienia ani smutku, bólu czy narzekania, gdyż pierwszy świat przeminął. A Chrystus zasiadający na Tronie rzekł: — Oto wszystko stworzę na nowo. I dodał: — Zapisz tak: „Te słowa są prawdziwe i godne zaufania!”. A potem dodał jeszcze: — Tak się stanie, ponieważ to JA JESTEM Alfą i Omegą, to znaczy Początkiem i Końcem – Źródłem i Doskonałym Finałem wszystkiego. Temu, który odczuwa duchowe pragnienie, dam darmo pić ze Źródła Życia, zaś ten, kto okaże się zwycięzcą nad własnymi słabościami i pokusami grzechu, otrzyma dziedzictwo z moich rąk. Ja będę mu Bogiem, a on będzie mi synem. Lecz wszyscy, którzy okażą się tchórzami, wszyscy niewierzący, a także trwający w obrzydliwościach, jakimi są morderstwa i wyuzdanie seksualne oraz pornografia; wszyscy, którzy okażą się zaangażowani w magię, trwający w bałwochwalstwie i w różnorodny sposób zwodzący innych – wszyscy oni jako wieczne dziedzictwo otrzymają udział w ognistym jeziorze płonącej siarki. Na tym będzie polegać druga Śmierć – ta wieczna! Potem jeden z owych siedmiu aniołów, którzy trzymali puchary Bożego gniewu z ostatecznymi kataklizmami, podszedł do mnie i powiedział: — Chodź, pokażę ci, gdzie zamieszka Oblubienica, to znaczy Małżonka Chrystusa. Następnie w duchu przeniósł mnie na górę potężną i wysoką, z której mogłem zobaczyć Święte Miasto – Nową Jerozolimę zstępującą od Boga z Niebios, która jaśniała chwałą Najwyższego. Światłość, jaka od niej biła, przypominała blask drogocennego, krystalicznie czystego jaspisu. Miała ona kształt grodu otoczonego wysokim i potężnym murem obronnym, w którym usytuowano dwanaście wież strzeżonych przez Bożych strażników. Każdą z nich nazwano imieniem jednego z dwunastu rodów Izraela. Na wschodzie znajdowały się trzy wieże, na północy także trzy. Na południu trzy i na zachodzie również trzy. Mur obronny oparto na dwunastowarstwowym fundamencie, a każda z warstw nosiła imię jednego z Dwunastu Apostołów Chrystusa. Anioł, który ze mną rozmawiał, trzymał w swym ręku przyrząd mierniczy wykonany ze złota, którym miał się posłużyć, by ukazać mi wielkość tego Miasta, ogrom jego bram i muru obronnego. Miasto zaś było założone na planie czworoboku, którego krawędzie były równe. Po dokonaniu pomiaru okazało się, że każdy bok miał długość ponad dwóch tysięcy kilometrów. Miało również taką samą wysokość. Anioł zmierzył także mur ludzką miarą, którą się posłużył. Licząc w ten sposób, miał on ponad sześćdziesiąt metrów grubości i był twardy oraz błyszczący niczym jaspis. Samo Miasto lśniło tak, jakby było uczynione z czystego złota wypolerowanego i mieniącego się jak cenny kryształ. Fundament muru miejskiego wykonano z najwspanialszych rodzajów drogocennych kamieni – pierwszą jego warstwę z jaspisu, drugą z szafiru, trzecią z chalcedonu, czwartą ze szmaragdu, piątą z sardonyksu, szóstą z karneolu, siódmą z chryzolitu, ósmą z berylu, dziewiątą z topazu, dziesiątą z chryzoprazu, jedenastą z hiacyntu, dwunastą z ametystu. Potęgę muru podkreślały jego umocnienia: dwanaście wież wykonanych z jednorodnej masy perłowej. Główna arteria Miasta była szeroką aleją lśniącą, jakby uczyniono ją z czystego złota wypolerowanego niczym przejrzysty kryształ. Świątyni tam nie widziałem. Nie była ona już więcej potrzebna, ponieważ jej sens oraz istota realizowały się w Obecności PANA, Boga Wszechwładnego, to jest Chrystusa. Z tego samego powodu nie było tam słońca ani księżyca, ponieważ Chrystus był światłością całej tej społeczności! W Nim Chwała Boskiej mądrości ogarniała wszystko swoim blaskiem. W tej chwale i w tej światłości żyć będą ludzie ze wszystkich narodów. Pośród nich widziałem władców ziemskich, którzy u stóp Najwyższego złożyli cały swój przepych, splendor i godności. Miasto to nigdy nie będzie zamykane, gdyż zapanowała już światłość dnia, a ciemność nocy została na zawsze usunięta. Zgromadzeni tam ludzie ze wszystkich narodów zeszli się, by razem oddawać Bogu cześć Jemu należną. Nikt zbrukany i splamiony grzechem, kto nie poddał się Bożemu uświęceniu, nie znajdzie się w tej społeczności. Nie będzie pośród niej nikogo, kto by miał upodobanie w zwodzeniu i kłamstwie albo nurzał się w nikczemnych obrzydliwościach. Będą tam tylko ci, których imiona zapisano w Księdze Życia Chrystusa. Anioł, który ze mną rozmawiał, pokazał mi również Źródło Życia, z którego tryskały kryształowo czyste wody Rzeki Życia. Tym Źródłem jest Tron Boga objawionego w Chrystusie. Wody Rzeki Życia płynęły środkiem głównej alei Miasta. Na jej środku stało Drzewo Życia, które Rzeka Życia opływała z każdej strony. Drzewo to dawało owoce dwanaście razy w roku. W każdym miesiącu był jeden plon, zaś jego liście były świadectwem całkowitego uzdrowienia ludzkości. Żadnej ohydy grzechu pośród nich już nie było. Tron Boga, czyli Chrystusa, stał pomiędzy nimi, a ci, którzy byli oddani PANU, służyli Mu tam ze szczęściem, wpatrując się w Jego oblicze. Byli nimi ci, których myślenie zostało ukształtowane na wzór umysłu Chrystusowego. A ponieważ mroku tam już nie będzie, nie będą potrzebować światła lampy lub słońca, gdyż PAN, ich Bóg, będzie im wyłączną światłością, a Jego Królestwo nigdy się nie skończy. Potem ów anioł rzekł do mnie: — Te słowa są wiarygodne i prawdziwe. To PAN, Bóg duchów prorockich, wysłał mnie, swego posłańca, do ciebie, byś wszystkim, którzy są całkowicie i bez reszty oddani Najwyższemu, wyjawił te sprawy, które – kiedy już nadejdą – wydarzą się bardzo szybko. On również polecił mi, bym przekazał ci Jego osobiste zapewnienie: „Nadejdę niespodziewanie, a wówczas prawdziwie szczęśliwy i błogosławiony okaże się każdy, kto przylgnął do przesłania proroctwa zawartego w tej księdze”. Ja, Jan, wszystko, co tu spisałem, słyszałem i widziałem. Na koniec padłem na kolana przed aniołem, który ze mną rozmawiał, by złożyć mu hołd, lecz on tak zareagował: — Nie waż się tego czynić! Jestem bowiem jedynie sługą, podobnie jak i ty oraz twoi bracia prorocy, a także ci wszyscy, którzy będą strzec słów zawartych w tej księdze! Wszelki hołd i cześć należą się jedynie Bogu! Jemu oddaj chwałę!. I jeszcze dodał: — Nie zabezpieczaj pieczęcią proroctwa tej księgi, gdyż pora jego realizacji niechybnie się zbliża. Niech każdy ma możność jej przeczytania. A jeśli – po jej lekturze – ktoś czyniący nieprawość zdecyduje się pozostać przy swej nieprawości, niech dalej się w niej nurza! Jeśli ktoś, kto żył plugawo, zdecyduje się dalej żyć w plugawy sposób, niech dalej pogrąża się w swym plugastwie! Jeśli ktoś podążał drogą własnej sprawiedliwości, niech dalej tego próbuje! Kto jednak zapragnie Bożego uświęcenia, niech usilnie stara się o nie w Chrystusie i wytrwa w tym dążeniu! Na koniec dobiegły mnie jeszcze takie słowa: — Przyjdę niespodziewanie i przyniosę ze sobą stosowną zapłatę. Z niej udzielę każdemu według tego, czyje dzieła pełnił w doczesnym życiu. JA JESTEM Alfa i Omega, to znaczy Początek i Koniec – Źródło i Finał wszystkiego. Zapisz to, że prawdziwie szczęśliwi i błogosławieni będą tylko ci, którzy w mojej krwi wyprali swe zbrukane szaty. Tylko oni otrzymają prawo dostępu do Drzewa Życia i prawo wejścia do Miasta Świętego. Natomiast nędznicy wszelkiego rodzaju – ludzie, którzy trwają w uprawianiu magii, odstępują ode mnie i nurzają się w pornografii oraz swawoli seksualnej – pozostaną na zewnątrz, w ognistym jeziorze płonącej siarki. Do niego trafią również ci, którzy nie stronili od mordu ani od tego, co jest bałwochwalstwem, a także ludzie, którzy tak umiłowali kłamstwo, że trwali w nim do końca. Ja, Jezus, wysłałem do ciebie posłańca, by wyjawił ci sprawy ważne dla ludu, który jest mi wierny. Ja bowiem jestem Nowym Pniem i potomkiem Dawida, zapowiadaną Wschodzącą Światłością. A Duch i Oblubienica zgodnie mówią: „Przyjdź!”. I każdy, kto zaufa temu proroctwu, niech powie: „Przyjdź!”. A ktokolwiek jest spragniony, niech przyjdzie i zaczerpnie darmo ze Źródła Wody Życia. Każdemu zaś, kto wsłuchuje się w proroctwo, jakie zawarto w tej księdze, oświadczam: Gdyby ktoś dołożył cokolwiek do tego proroctwa, temu Bóg dołoży plag opisanych w tej księdze. Gdyby zaś ktoś poważył się cokolwiek ująć z proroctwa tej księgi, temu Bóg odbierze nie tylko prawo do korzystania z Drzewa Życia, ale i miejsce w Jego Świętym Mieście. A Ten, który poświadcza o prawdziwości przesłania tej księgi, przypomina, że Jezus powiedział: — Pamiętaj, że nadejdę niespodziewanie! Niech już to nastąpi, PANIE nasz, Jezu! Przybądź jak najprędzej! Łaska Jezusa, naszego PANA, niech będzie z wami wszystkimi!