Po myśli Putina. Dlaczego Trump wyprosił Zełenskiego z Białego Domu? Fiasko rozmów. Czy jeden wieczór wywrócił porządek świata? Polska podzielona. Kto po czyjej stronie? Zbigniew Łuczyński, 19.30 w sobotę, pierwszy dzień marca. Celem tego spotkania miało być podpisanie umowy o współpracy przy wydobyciu ukraińskich surowców. Ale to, co działo się w Gabinecie Owalnym, wprowadziło w osłupienie cały świat. W świetle kamer pomiędzy amerykańskim prezydentem a przywódcą Ukrainy doszło do awantury. W Waszyngtonie jest Marcin Antosiewcz. Czegoś takiego świat jeszcze nie widział, ale czy kiedy emocje opadają, jest szansa na refleksję? Jak ona może wyglądać i czy miejsce emocji zajmie rozsądek? Problem w tym, że dla obu stron rozsądne są różne rzeczy. Proszę na tę emocję patrzeć na chłodno. Za nimi kryje się realna polityka i realne interesy. Trump pokazał się jako mediator, a nie sojusznik Ukrainy. Jemu nie zależy na jak najlepszym tylko na jak najszybszym zakończeniu wojny i dostępie do ukraińskich surowców. Zełenskiemu zależy na gwarancjach bezpieczeństwa. Dziś napisał, że Amerykanie pomogli mu ratować naród. Że są wdzięczni i chcą tylko silnych relacji z Ameryką i mają nadzieję, że będą je mieć. Wczoraj Trump był odpowiedzialny za przebieg i atmosferę spotkania. Jeszcze chwilę przed spotkaniem można było mieć nadzieję, że się dogadają. Ale już pierwszy komentarz gospodarza wskazywał na zapowiedź konfrontacji. O jaki wystrojony. Popatrzcie, wystroił się dzisiaj. W środku Gabinetu Owalnego strój gościa także poruszył autora protrumpowego podcastu. Dlaczego nie założył pan garnituru. Czy pan w ogóle posiada garnitur? To miała być kurtuazyjna wymiana zdań przed lunchem i konferencją prasową, na której mieli podpisać umowę, dającą Amerykanom dostęp do ukraińskich minerałów. Jednak Trump zatrzymał reporterów na 50 minut, by obserwowali kłótnię na żywo. Po reakcji ukraińskiej ambasadorki w Waszyngtonie było widać, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Chcę rozmawiać o zawarciu umowy, o pokoju. Nie musimy rozmawiać o Odessie. Ale wiele miast zostało zniszczonych. Wiele miast jest nie do poznania. Nie stoi tam żaden budynek. Nie, nie, nie. Musisz przyjechać i zobaczyć. Mamy bardzo dobre miasta. Tak, wiele rzeczy zostało zniszczonych, ale w większości miasta żyją, ludzie pracują, a dzieci chodzą do szkoły. Atmosferę podgrzewał wiceprezydent Vance, który zarzucił Zełenskiemu uprawianie propagandy sukcesu, podczas gdy ma problem z mobilizacją na front. Czy chociaż raz powiedział pan "dziękuję" w trakcie tego spotkania? Dopiero w Gabinecie Owalnym wyszło na jaw, że umowa o minerałach wciąż nie jest w pełni dogadana. Nie macie kart w ręku. Ale kiedy podpiszemy porozumienie, wasza pozycja znacznie się poprawi. A teraz w ogóle nie okazujesz wdzięczności. Zełenski chciał gwarancji bezpieczeństwa, Trump powiedział, że musi mu wystarczyć jego słowo i słowo Putina. Putin mnie szanuje. Trumpa zirytowała uwaga Zełenskiego, że gdy Ukraina upadnie, Putin pójdzie dalej, także na Polskę. Sądzę, że Polska naprawdę stanęła na wysokości zadania i wykonała świetną robotę dla NATO. Jak wiesz, zapłacili więcej, niż musieli. To jedna z najlepszych grup ludzi, jakie kiedykolwiek poznałem. Jestem bardzo zobowiązany wobec Polski. Po emocjach w Gabinecie Owalnym delegacje poszły do oddzielnych pokojów. Po godzinie Trump napisał w internecie: "Zełenski zlekceważył Stany Zjednoczone w ich cennym Gabinecie Owalnym, może wrócić, gdy będzie gotowy na pokój". Po czym kazał Ukraińcom opuścić Biały Dom. Umowy o minerałach nie podpisali. Zełenski pojechał do hotelu. A w tym czasie do dziennikarzy przed Biały Dom wyszedł republikański senator. On albo musi ustąpić, albo wysłać kogoś, z kim możemy prowadzić rozmowy, albo się zmienić. Ukraińcy chcieli wrócić na rozmowy, ale Trump miał już zaplanowany wylot na Florydę. On musi powiedzieć, że chce pokoju, a nie: Putin to, Putin tamto, same negatywne rzeczy. Zełenski próbował ratować sytuację w wieczornym wywiadzie dla prawicowej telewizji, ale nie przeprosił Trumpa. Szanuję prezydenta i szanuję naród amerykański. Uważam, że powinniśmy być bardzo otwarci i bardzo szczerzy. Nie sądzę, że zrobiliśmy coś złego. Tymczasem za murami Kremla mieli dobry początek weekendu, dziękowali Trumpowi za to, co już, i proszą o więcej. Opozycyjni do Trumpa demokraci tak podsumowują prezydenta, że zamiast stawiać Amerykę na pierwszym planie, jak obiecał, stawia Putina. Nie wiadomo, czy i kiedy Trump wróci do rozmów z Zełenskim, na razie Biały Dom aranżuje spotkanie z włodarzem Kremla. W Kijowie jest Mateusz Lachowski. Prezydent Zełenski jeszcze nie wrócił do kraju, ale o tym, co się działo wczoraj, mówią wszyscy. Jakie komentarze dominują? Ukraińcy są rozgoryczeni. Obwiniają za wszystko administrację Trumpa. Mają poczucie, że prezydent Zełenski był atakowany od początku. Prowokowany. Także amerykańscy politycy mówili rzeczy, które są nieprawdziwe. Czasem nawet Donald Trump posługiwał się rosyjską dezinformacją. Jest rozczarowanie, że to był policzek dla całego narodu ukraińskiego. Jednocześnie Ukraińcy boją się, co będzie dalej. Czy będzie utrzymane amerykańskie wsparcie. W Kijowie jest przekonanie, że najbardziej z tej sytuacji cieszą się Rosjanie. Po spotkaniu Donalda Trumpa z prezydentem Ukrainy i szoku, który był udziałem wszystkich obserwujących to spotkanie, przychodzi pora na komentarze i pytania, co dalej. To, co przebija się w medialnych przekazach, to wstrząs i obawy o dalszą pomoc dla Ukrainy, amerykańskie zaangażowanie w Europie i dotrzymanie obietnic składanych przez poprzedników obecnego amerykańskiego przywódcy. O echach kłótni w Gabinecie Owalnym. Cały świat ze zdumieniem obserwował, jak rozmowy na najwyższym szczeblu wymykają się spod kontroli. Stawką jest nie tylko pokój w Ukrainie, ale bezpieczeństwo całej Europy. I o tym amerykańskiemu prezydentowi przypomniał Wołodymyr Zełenski. Wszyscy Europejczycy naprawdę zdają sobie sprawę, że to my jesteśmy na linii frontu, oni mają normalne życie, a nasi ludzie umierają. Dla większości europejskich przywódców jest to jasne. O czym świadczy między innymi ten wpis premiera Szwecji. Tuż po rozmowie w Gabinecie Owalnym słowa solidarności z Kijowem popłynęły też między innymi z Hiszpanii, Czech, Niemiec. Kanclerz Olaf Scholz zaznaczył, że Ukraina może polegać na wsparciu Berlina. O kontynuacji współpracy na rzecz trwałego i sprawiedliwego pokoju zapewniła również szefowa Komisji Europejskiej. Nie brakowało też ostrej krytyki pod adresem amerykańskiego prezydenta. Zachowanie Donalda Trumpa pochwalił za to premier Węgier i stwierdził, że to amerykański prezydent stanął w obronie pokoju. O tym, kto doprowadził do wojny i kto ponosi odpowiedzialność za śmierć setek tysięcy ludzi, przypomniał prezydent Francji. Rosja jest agresorem, a Ukraina jest narodem zaatakowanym. Chwilę później Pałac Elizejski poinformował, że Macron rozmawiał z prezydentem Ukrainy, którego zapewnił o wsparciu. Jeśli jest jedna osoba, która bawi się w III wojnę światową, nie szukajcie jej w Kijowie, szukajcie jej w Moskwie. Prezydent Francji stwierdził też wprost: bezpieczeństwo Europy leży w rękach Europejczyków. W podobnym tonie wypowiedziała się też szefowa unijnej dyplomacji. Jutro w Londynie o wojnie w Ukrainie i bezpieczeństwie kontynentu będą rozmawiali przywódcy europejskich krajów. W spotkaniu weźmie też udział sekretarz generalny NATO i przewodnicząca Komisji Europejskiej. Szczyt zwołał premier Wielkiej Brytanii. Wczoraj wieczorem rozmawiał z prezydentem Ukrainy i Stanów Zjednoczonych. Dziś spotkał się z Wołodymyrem Zełenskim. Głosy po publicznej awanturze w Białym Domu nie ustają także w Polsce. Mówi się o dyplomatycznej porażce, silnej postawie prezydenta Ukrainy, ale nie brakuje także opinii uzasadniających gwałtowną rekcję Donalda Trumpa. Do tych właśnie głosów odnosi się premier Donald Tusk, pisząc: "Dziś staje się jasne, kto w Polsce chce realizować rosyjskie interesy". Więcej o tym, kto jest po czyjej stronie. Kto oglądał wczoraj rozmowę w Białym Domu, mógł mieć uczucia podobne do Aleksandra Smolara przerażenia i obrzydzenia momentami. Jeden wieczór, a konsekwencje dla Ukrainy, Europy i świata mogą być ogromne. Te w dalszej perspektywie jak zaprzestanie dozbrajania Ukrainy i te, które już można odczuć. Jesteśmy w całkowitej niepewności. To zresztą narzędzie, którym się posługuje Trump. Tworzyć niepewność dla innych, dla całych narodów, dla przywódców politycznych. Niepewność rodzi się tym większa, im większa jest pewność, w czyim kierunku Trump kieruje sympatię. Presję wszyscy powinniśmy dzisiaj wywierać na agresorze, na Rosję, a nie na ofierze agresora, czyli na Ukrainie. Politycy prawej strony sceny politycznej reagują inaczej i pamiętając ich entuzjazm po wyborze Trumpa na prezydenta, trudno spodziewać się, by nagle się od swoich własnych reakcji odcięli, ale można by oczekiwać choćby krytyki. I ona jest, ale wobec prezydenta Zełenskiego. Jeżeli komuś, kto tonie, podaję rękę, to nie krzyczę na niego najpierw, że jej nie pocałował albo nie pocałował jej dostatecznie dużo razy. Prezydent Andrzej Duda zabrał głos w tej sprawie dopiero późnym popołudniem, tuż przed wylotem do Stanów Zjednoczonych. Zełenski powinien wrócić do tego stołu, powinien spokojnie usiąść przy tym stole i zachowując spokój, negocjować. Kandydaci na prezydenta wymieniają się apelami. Mam apel do panów i koleżanek z prawej strony, przestańcie być adwokatami Trumpa i Amerykanów, przestańcie powtarzać ich propagandę. Apeluję do wszystkich polityków, a szczególnie premiera Tuska, o zachowanie spokoju i o dbanie o interes Polski. Aleksander Smolar uważa, że to jedyna słuszna droga. Europa musi przyśpieszyć, a w tym ważną rolę może odegrać Polska. Która po pierwsze ma teraz prezydencję w Unii. Po drugie jest dla wszystkich przykładem, jeśli chodzi o wydatki na zbrojenia. Mam nadzieję, że wnioski praktyczne zostaną wyciągnięte, jeżeli chodzi o dalsze przyspieszone zbrojenie Europy, integrację zbrojnej Europy, zbrojeń europejskich, integrację polityki zagranicznej Europy. Ma to prowadzić Europę do stopniowej niezależności od Stanów Zjednoczonych, z którymi nasz kraj pozostaje w niezmiennie dobrych relacjach. Polska jest żelaznym sojusznikiem Stanów Zjednoczonych, Stany Zjednoczone są żelaznym sojusznikiem Polski. Dobry związek to jednak właściwe proporcje bliskości i niezależności. A po naszym programie w TVP info zapraszamy na wydanie specjalne "Echa spotkania Trump - Zełenski". To jest "19.30". A co jeszcze w programie? Akcja "Łapki na kierownicę". Do głowy mi nie przyszło, żeby odebrać telefon. Nakłaniamy ich do tego, żeby używali zestawów głośnomówiących. Było americano, będzie canadiano. Składa się z podwójnej porcji espresso i uzupełnione jest wrzątkiem. Żeby nie miała skojarzenia z czymś amerykańskim. Zbigniew M., były szef policji w latach 2015-16, usłyszał zarzuty przestępstw skarbowych, gospodarczych oraz wpływania na przebieg i utrudniania śledztw. Grozi mu do 15 lat więzienia. Były komendant został zatrzymany wczoraj na Lotnisku Chopina w Warszawie i przewieziony do Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, gdzie został przesłuchany. Nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Panu Zbigniewowi M. zarzuca się 5 czynów popełnionych w 2024 roku, związane są one z udziałem w zorganizowanej grupie przestępczej, mającej na celu popełnianie przestępstw skarbowych i gospodarczych, a także mających na celu utrudnianie prowadzonych postępowań karnych poprzez udzielanie pomocy przestępcom. Każdy, kto prowadzi auto, zna ten obrazek doskonale. Wielu z nas może uderzyć się w piersi, ale najpierw trzeba by odłożyć telefon. I położyć "Łapki na kierownicę". Pod tym hasłem Komenda Główna Policji współorganizuje akcję, w której chodzi o skupienie się na drodze. To bardzo ważne, bo smartfon przy uchu w czasie jazdy porównywalny jest do prowadzenia auta pod wpływem alkoholu. Drogówka - w akcji. Policjanci kontrolujący nasze drogi patrzyli dzisiaj kierowcom na ręce. Ręce, które powinny być tylko na kierownicy i ewentualnie skrzyni biegów. Czasami widzę, że jednak siedzą w tych telefonach. Nie jest to nagminne, ale zdarzają się, szczególnie w mieście do głowy mi nie przyszło, żeby odebrać telefon. Kierowcy korzystający z telefonu podczas jazdy stanowią jedno z największych zagrożeń na naszych drogach. To właśnie w nich wymierzona jest policyjna akcja, którą dziś rozpoczęli funkcjonariusze drogówki w całej Polsce. Akcja "Łapki na kierownicę" jest częścią szerszej policyjnej kampanii "Na drodze patrz i słuchaj". Powinny być częściej takie akcje z upominaniem. Nieraz zwykłe zapomnienie, rozproszenie. Chodzi o to, by zwrócić uwagę na nagminne grzechy kierowców, którzy usprawiedliwiają się na różne sposoby. Że mieli bardzo ważny telefon służbowy, sprawy rodzinne. My jako ruch drogowy nakłaniamy ich do tego, żeby używali zestawów głośnomówiących. To może nas uchronić od mandatu w wysokości 500 złotych i 12 punktów karnych. Ale konsekwencje takiego zachowania mogą być o wiele poważniejsze. Na sześć dni przed ślubem młoda dziewczyna, 21-letnia, jechała zakupić sobie buty i podjęła rozmowę telefoniczną przez telefon, nie zauważyła, że zjechała samochodem na lewą stronę. Z naprzeciwka jechał kierujący samochodem ciężarowym z przyczepą - samochód się przewrócił, a ona uderzyła w przyczepę tego samochodu, ponosząc śmierć na miejscu. Lista czynności, które wykonujemy podczas jazdy samochodem, a obniżają naszą koncentrację, jest bardzo długa. Jednak na pierwszym miejscu znajduje się korzystanie z telefonu za kierownicą. Brytyjczycy porównują korzystanie z telefonu podczas jazdy do kierowania po spożyciu alkoholu. Czyli mamy zaburzoną koordynację ruchową, nie jesteśmy w 100% skoncentrowani na tym, co się dzieje, pojawia się rozproszenie. A to np. wydłuża nam drogę hamowania. Co oznacza, że te kilka sekund nieuwagi może kosztować czyjeś życie. 9 osób zostało rannych po ataku agresywnego pacjenta na legnickim sorze. Do obezwładnienia mężczyzny konieczna była interwencja kilkunastu osób. Zaatakował personel, bijąc nasze ratowniczki i ratowników. Pana z ochrony. Wywiązała się taka dosyć duża szarpanina, wciągnięty został w to też lekarz dyżurny. Zostaną przedstawione mu zarzuty zniszczenia mienia oraz naruszenia nietykalności funkcjonariuszy, za co grozi kara do 5 lat pozbawienia wolności. Jest ich wiele i stanowią ogromny problem. Nielegalne składowiska niebezpiecznych odpadów. Może być ich mniej, bo Ministerstwo Klimatu i Środowiska wytypowało najbardziej groźne i przeznaczyło miliony na utylizację. Wśród miejsc, które otrzymają wsparcie, jest gmina Mykanów. Czy pieniędzy wystarczy? Mieszkamy tu w pewnym sensie na bombie. Kokawa, w gminie Mykanów. Wieś zmieniła się w wysypisko szczególnie niebezpieczne. Po prostu fetor, niesamowity smród. Nie da się funkcjonować. Szansą okazał się program utylizacji nielegalnych odpadów. Resort środowiska znalazł 200 milionów złotych, z czego 14 trafi do Mykanowa. Wystarczy na likwidację tylko połowy składowiska. Nie jesteśmy w stanie przy naszym budżecie tego zrobić, bo to jest połowa naszego budżetu. Musielibyśmy nic nie robić w gminie przez najbliższych 5-8 lat. To już Kaczyce, które do programu się nie dostały, a również mają problem. 2 lata temu podpalono tu toksyczne składowisko. Na utylizację potrzeba 16 milionów złotych. Wsi na to nie stać Jesteśmy w kropce, liczymy na jakieś wsparcie, pomoc. Resort ma pomysł. Rozmawiałam z zarządem NFOŚiGW, by z ich puli środków również przygotować dodatkowe środki finansowe na tego typu działania. I jeszcze w tym roku pojawią się nabory. Na razie na mapie dofinansowań jest dziewięć miejsc. W Łódzkiem, Śląskiem, Świętokrzyskiem i Małopolskiem. Porządków jednak nie da zrobić od razu. To jest np. problem prawny. Wiele z tych miejsc jest np. na terenach prywatnych. Po drugie jest to kwestia nie przeniesienia tych niebezpiecznych odpadów w inne miejsce, tylko ich utylizacja. Każde takie miejsce to zagrożenie dla zdrowia ludzi i środowiska. Możemy mówić o zagrożeniu dla gleby, dla wód powierzchniowych. W przypadku gdy takie odpady się palą, to mówimy także o zanieczyszczeniu powietrza. Tak było w przypadku wysypiska w Siemianowicach Śląskich, które rok temu stanęło w ogniu. W kolejce do utylizacji jeszcze 12 miejsc, które czekają na dofinansowanie. Nielegalnych wysypisk w Polsce jest około 300. Teraz o samotności, z którą zmaga się coraz więcej osób. Wielu ludziom, którzy się z nią zmagają, z pomocą przychodzą przyjaciele, ale nie ci realni, bo rolę tych prawdziwych przejmują boty, deepfake'i, sztuczna inteligencja. Granica pomiędzy fikcją a rzeczywistością zaciera się coraz częściej, a romantyczne relacje przenoszą się do strefy wirtualnej. O miłości w czasach AI. Jest inteligentna, wrażliwa i dostępna przez całą dobę. On błyskawicznie się zakochuje. W aplikacji. Filmowa wizja sprzed 12 lat dziś staje się rzeczywistością. Mnożą się aplikacje, także po polsku, dzięki którym możemy flirtować z AI. Słyszymy o tym, że ludzie z tymi rozwiązaniami eksperymentują i traktują je jako towarzyszy. Nie unikniemy tego, to jest w jakimś sensie rynek. Powstaną firmy, które będą chciały go zagospodarować. Romantyczne chatboty zostały pobrane już przez ponad sto milionów użytkowników na całym świecie. W tej erze komputerów już można się w komputerze zakochać. Oto Gatebox - dziewczyna, która może z nami zamieszkać i być naszą partnerką. Może trochę do kochania również, ponieważ jest to sztuczna inteligencja, hologramowa dziewczyna, która może nam towarzyszyć, jeśli jesteśmy bardzo samotni. Romantyczne chatboty to codzienność na Dalekim Wschodzie. Podbijają serca Chińczyków. Dla studentki Wang randkowanie z prawdziwymi mężczyznami to zbyt duży problem. Woli tych z aplikacji. W prawdziwym życiu nie ma ideałów, a tu mogę stworzyć ich osobowość. To komfort emocjonalny. Według psychologów taką miłość wybierają osoby, które wcześniej zostały emocjonalnie zranione. Bardzo często bojąc się tego, co może za sobą przynieść prawdziwa, głęboka relacja, mogą chcieć ją zastąpić. Jednak według ekspertów w ciągu najbliższych lat miłosne relacje z AI staną się powszechne. Czym jest miłość? Na to pytanie ludzkość próbuje odpowiedzieć od tysięcy lat. Dzięki sztucznej inteligencji dziś ta odpowiedź jeszcze bardziej się komplikuje. A na koniec 19.30 o tym, jak amerykańska polityka może wpłynąć na tradycyjne espresso, do którego wlewa się nieco więcej wrzątku. Tak właśnie powstaje americano. Taką kawę pije się na całym świecie, ale możliwe, że na przykład w Kanadzie nie będzie to już możliwe. To znaczy kawa będzie, ale o nazwie canadiano. Canadiano z mleczkiem czy bez mleczka, całkiem nieźle to brzmi. Dzień dobry, poproszę canadiano. Na miejscu? Na wynos? Na miejscu. Świat nie stoi w miejscu, zmieniają się światowi liderzy, zmienia się też kawa. Kanadyjczycy, patrząc na to, co robi ich południowy sąsiad, zdecydowali się, że będą pić canadiano zamiast americano. Szczególnie przy obecnych nastrojach i co widzimy od Donalda Trumpa, i to, jakie ruchy podejmuje w stronę Kanady, jestem pewien, że Kanadyjczycy myślą o zmianie nazwy, żeby nie miała skojarzenia z czymś amerykańskim, a bardziej kanadyjskim. Zmienia się nazwa, receptura praktycznie ta sama. Jak zatem robiło się americano, a teraz robi się canadiano? To jest napar kawowy, który składa się z podwójnej porcji espresso i uzupełnione jest wrzątkiem mniej więcej pojemności 200-250 ml. Historycy i miłośnicy czarnego naparu mocy nie są zgodni, dokładnie kiedy w kulturze picia kawy wzięło się americano. Prawdopodobnie wymyślili je w latach czterdziestych amerykańscy żołnierze, gdy dostali we Włoszech espresso. Byli przyzwyczajeni do kaw przelewowych, do kaw w dzbankach. W dużych ilościach. Stwierdzili, że to jest dobre, ale bardzo małe. Więc poprosili o dolanie wody. Ristretto, cafe latte czy cappuccino - myślisz kawa, mówisz Włochy. Skoro Kanadyjczycy mają canadiano, to czemu mieszkańcy Półwyspu Apenińskiego nie mogliby mieć italiano? W tym jesteśmy bardzo tradycyjni. Niech to będzie americano, canadiano, ale nie italiano. W historii zdarzały się już nie takie podmianki nazw. Pierogi kiedyś ruskie, teraz są pierogami ukraińskimi. W zmianie nazwy chodziło o coś więcej. Nie musimy daleko sięgać w historii, kiedy wybuchła wojna na Ukrainie. Okazało się, że gastronomia zaczęła się solidaryzować. Americano czy canadiano to nadal jest kawa, która jak to kawa pobudza, tym razem do myślenia i dyskusji. Kończymy 19.30. Za chwilę Aleksandra Pawlicka w rozmowie z Magdaleną Biejat, czyli Pytanie Dnia. A potem w TVP Info wydanie specjalne "Echa spotkania Trump - Zełenski". Ja państwu dziękuję, dobranoc i do zobaczenia.