Kto jest zwyciężony? Ten, kto walczy dalej, jest zwycięzcą. Chciano za wszelką cenę pozbyć się tego okupanta i walczono o tę sprawiedliwą, wolną Polskę. To nie była odwaga, u nas wszystkich, mam wrażenie, panowała jedna rzecz: chęć odwetu. Nareszcie odzyskamy wolność. 77 lat temu w okupowanej przez Niemców Warszawie wybuchło powstanie. Wyjątkowa, największa akcja podziemia w okupowanej przez Niemcy Europie, akcja naszych bohaterów, którzy chcieli wolności i odzyskania ojczyzny. Michał Adamczyk, witam państwa i zapraszam na specjalne wydanie "Wiadomości" z symbolicznego szczególnie w tym dniu miejsca - z Muzeum Powstania Warszawskiego. Pamiętamy i będziemy pamiętać o heroicznym zrywie, o tysiącach polskich bohaterów. Tę pamięć było widać na ulicach, zresztą nie tylko Warszawy, gdy w Godzinę "W", o 17.00, zawyły syreny, a ludzie zatrzymali się, by oddać hołd powstańcom. Przy Pomniku Gloria Victis na Cmentarzu Wojskowym na Powązkach, jednym z miejsc dzisiejszych uroczystości, jest Maksymilian Maszenda. Powiedz, jak Warszawa oddaje hołd swoim bohaterom? To miejsce szczególne. Tutaj, na warszawskich Powązkach, do późnych godzin będą pojawiać się warszawiacy, żeby zapalić znicz. To miejsce symboliczne. Przeszywa swoją historią. Tysiące mogił powstańczych. Kiedyś to było jedno z niewielu miejsc, gdzie czczono pamięć o powstaniu warszawskim. Dziś takich miejsc jest więcej. Co roku Warszawa oddaje hołd swoim bohaterom. Jedyne takie miasto. Zniszczone i odrodzone z popiołów, miasto, które pamięta i każdego roku punktualnie o 17.00 na moment przystaje, by złożyć hołd. Nikt nie ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich. To miejsce dla pamięci o powstaniu ma szczególne znaczenie - pomnik Gloria Victis na warszawskich Powązkach, upamiętniający poległych żołnierzy Armii Krajowej. Aby spłacić dług wdzięczności tym, którzy na ołtarzu wolności położyli swoje życie, pamięć nie wystarczy. Trzeba zrobić krok w kierunku zrozumienia, dlaczego tak postąpili. Powstanie warszawskie było największą akcją zbrojną w okupowanej przez Niemców Europie. Po latach niemieckiego zniewolenia i terroru do walk w stolicy przystąpiło ponad 40 tys. żołnierzy podziemia, z których niemal połowa zginęła. To oni doprowadzili do tego, że dziś możemy żyć w wolnej i niepodległej Polsce. Chwała i cześć bohaterom. Cześć bohaterom oddano w setkach miejsc stolicy przypominających o powstaniu z 1944 roku. Prezydent Andrzej Duda złożył także kwiaty na warszawskiej Woli - dzielnicy szczególnie dotkniętej bestialstwem Niemców. Tym szczególnym miejscem, gdzie musimy pamiętać właśnie o mieszkańcach, jest warszawska Wola, gdzie w pierwszych dniach powstania Niemcy dopuścili się nieprawdopodobnego bestialstwa, mordując w sposób bezwzględny, tysiące mieszkańców, bezbronnych cywili. Liczbę ofiar cywilnych zamordowanych przez Niemców: nieuzbrojonych mężczyzn, kobiet i dzieci historycy szacują nawet na 180 tys. Pozostałych przy życiu mieszkańców Warszawy wypędzono z niemal doszczętnie zniszczonego miasta. To dlatego 1 sierpnia dla stolicy Polski jest dniem szczególnym. Z roku na rok coraz lepiej, jak pamiętam, co było 20-30 lat temu, prawie się o tym nie mówiło, a teraz już obchodzimy to godnie. Chłopczyk ma 4 lata, więc myślę, że niewiele zapamięta z tej dzisiejszej wycieczki na Powązki, ale dla mnie to jest istotne. Nie jesteśmy z Warszawy, ale warto tu przyjechać i pamiętać tych, którzy zginęli. O powstaniu warszawskim pamiętają też inne miasta w Polsce. Tam również o godz. 17.00 zawyły syreny. Powstańczej walki o wolność nie byłoby bez żołnierzy Polskiego Państwa Podziemnego i samych mieszkańców stolicy. To dzięki ich heroizmowi przez ponad 2 miesiące Warszawa była wyspą wolności na mapie okupowanej przez Niemców Polski. Historia powstania jest jednocześnie historią tysięcy tych, którzy chwycili za broń. Kazimierz Olesiński, pseudonim Sęp. Służył w Zgrupowaniu "Chrobry II". Działał w Śródmieściu. Już pierwszego dnia powstania, idąc na akcję ulicą Towarową, stanął oko w oko z Niemcami. Po drugiej stronie tej ulicy za murowanym parkanem stały wojska niemieckie, które były tam na pociągach. Jak wszyscy, którzy przyłączyli się do powstania, wiedział, że każda akcja może być tą ostatnią. I zaczęli od razy wyciągać karabiny maszynowe na wagony towarowe i takie na dachy, i stamtąd chcieli operować już właściwie ostrzałami. Kazimierzowi Olesińskiemu udało się dotrzeć na miejsce zbiórki. W tym samym czasie na Nowym Mieście Jan Rybak, pseudonim Tarzan, dostał rozkaz przeniesienia na Pragę po drugiej stronie Wisły, meldunku do swojego oddziału. Niestety już nie mogłem wrócić, bo Niemcy zamknęli most Poniatowskiego, mysz się tam by nie prześlizgnęła, i zostałem na Pradze. Powstańcy próbowali udrożnić tę strategiczną przeprawę przez rzekę. Ale opór, z jakim mieli do czynienia, pokazał, jak będzie to nierówna walka. Z tych wieżyczek sprzężone ciężkie karabiny maszynowe postawiły ogień zaporowy. Wielokrotnie lepiej uzbrojeni Niemcy byli dla powstańców śmiertelnym zagrożeniem. Żaden z nich nie cofnął się jednak przed walką o wolną Polskę. W Śródmieściu trwały walki o strategiczny budynek Pasty, czyli centrali telefonicznej. Umożliwiał on łączność Niemcom w całym mieście i z frontem wschodnim. Dodatkowo z gmachu ostrzeliwali powstańców. 20 sierpnia Polacy go zdobyli, biorąc ponad stu niemieckich jeńców. Ta i inne akcje nie byłyby możliwe bez lokalnych przewodników. Mieliśmy to zadanie, żeby rozprowadzać tych chłopców, którzy nie znali tego terenu. Każdy powstaniec to odrębna historia. Ale wszystkie mają wspólny mianownik. To była nienawiść do okupanta i to było takie rozładowanie tej nienawiści, że chciano za wszelka cenę pozbyć się tego okupanta, i walczono o tę sprawiedliwą wolną Polskę. Jedni walczyli z bronią w ręku. Inni, jak Jan Rybak, który działał w młodzieżowych grupach sabotażu, organizował zuchwałe akcje paraliżujące plany Niemców. Przemieszczanie napisów "west" i "ost" na "ost" i "west", robiło to niesamowity bałagan dla Niemców, bo wagony, które miały pójść na wschód, poszły na zachód. W ten sposób ocalono życie tysięcy ludzi. Każda opowiada historię konkretnego powstańca, dlatego wszystkie tworzą jedną z najcenniejszych kolekcji z okresu zrywu. Legitymacje powstańcze. Prawie 400 trafiło do Muzeum Powstania Warszawskiego. To bezcenny dar, a niektórzy żołnierze Armii Krajowej do dziś swoją legitymacje trzymają blisko serca. Gdy wybuchło powstanie, Janusz Gunderman miał niecałe 17 lat. Byliśmy w samym centrum naprawdę tych walk, tego wszystkiego, co się dzieje. Do walki ruszyły też dwie jego siostry. On broń dostał w połowie sierpnia. Z Woli przez Stare Miasto, dalej kanałami dostał się na Śródmieście. Była masakra taka, że na chodniku się krew lała, szczątki wisiały na balkonach, wie pan. Także to było przeżycie okropne. Z tamtych czasów oprócz bolesnych wspomnień zostały nieliczne zdjęcia i ta legitymacja potwierdzająca, że Janusz Gunderman jest żołnierzem Armii Krajowej. Mocno zniszczona, ale niezwykle cenna. Na szczęście się uchowała, trudno powiedzieć, w jaki sposób, bo tyle ze mną przeżyła. Takie same legitymacje - w sumie 382 - ktoś anonimowo przekazał Muzeum Powstania Warszawskiego. Odnaleziono jednego żyjącego właściciela. Legitymacje były w bardzo dobrym stanie, z niewielkimi zabrudzeniami, niewielkimi uszkodzeniami. Ktoś ukrył je na 77 lat. Odebrano je powstańcom, gdy trafili do obozu przejściowego na Śląsku. Nie wiadomo, czy archiwum obozowe wywieźli Niemcy, czy przejęli Sowieci w '45 roku. Dysponujemy największym zbiorem AK-owskich legitymacji z okresu II wojny światowej, więc jest to jedna z najcenniejszych całostek archiwalnych. Wszystkie dokumenty zawierają stopień, pseudonim i imię. Te legitymacje dla tych żołnierzy projektował legendarny Stanisław Jankowski "Agaton", cichociemny. Były symbolem, że 1 sierpnia odradza się Rzeczpospolita. Każda legitymacja to historia walczącego wtedy Polaka. Pokazuje, jak ta powstańcza armia działała, jak to wszystko była zorganizowane, też co się działo na zapleczu frontu, bo tam często są zapiski pokazujące właśnie organizacje tych służb tyłowych. Tutaj no to miałem 17. Młody pan Jerzy też walczył. Bez legitymacji, ale z wielką wiarą, że niemiecki okupant poniesie w końcu klęskę. My żeśmy już tak dosyć mieli łapanek, rozstrzeliwań, rewizji na ulicach. U nas wszystkich, mam wrażenie, to panowała jedna rzecz: chęć odwetu jakiegoś, jak najszybszego oswobodzenia się. Mimo młodego wieku, podobnie jak jego rówieśnicy, nie miał wątpliwości, że trzeba chwycić za broń. Przynieśli pistolety, ja się dotykałem do tego, do tej parabelki, rozbierałem ją, uczono mnie, to od razu we mnie jakiś silny duch, myślę sobie: no jest już jakieś przygotowanie. To były jedne z najbardziej heroicznych miesięcy w historii Polski. O powstańczych legitymacjach odnalezionych po latach jeszcze dziś w reportażu o 20.25 w TVP3. Dziś pierwszy, i mamy nadzieję, nie ostatni raz na Igrzyskach Olimpijskich w Tokio wybrzmiał Mazurek Dąbrowskiego. Nasza sztafeta mieszana 4x400 metrów odebrała złote medale, a do finałów swoich konkurencji awansowali m.in. Anita Włodarczyk i Patryk Dobek. Więcej w relacji Mateusza Nowaka. Natalia Kaczmarek, Justyna Święty-Ersetic, Karol Zalewski i Kajetan Duszyński na najwyższym stopniu podium. Rekordziści Europy, najszybsza sztafeta mieszana na świecie i, co najważniejsze, mistrzowie olimpijscy już ze złotymi medalami na szyjach. Wczoraj w tych emocjach gdzieś tam to do nas nie docierało, a dzisiaj jak już odebraliśmy te medale, to już każdy z nas zaczyna w to wierzyć, że to zrobiliśmy i jesteśmy złotymi medalistami. A zrobili to w wielkim stylu. Czy ja śnię?! A jednak! Złoto! Złoty medal! Ale on to zrobił! Ale numer! Pokonali faworyzowanych Amerykanów, pobili rekord Europy... Broni się znakomicie Kajetan Duszyński! Wygrywamy! ...który dzień wcześniej ustanowili w eliminacjach. W finale trener zdecydował się na trzy zmiany, ale złote medale otrzymała cała siódemka, choć tylko czwórka mogła odebrać je na podium. Mieliśmy już wydrukowane zdjęcia nawet dziewczyn, Darka, chcieliśmy wejść z nimi na podium i prawie się to udało. Niestety w ostatnim momencie dostaliśmy decyzję, że może być dyskwalifikacja, więc nie wyszliśmy ostatecznie z tą inicjatywą, a myślę, że byłoby to coś wspaniałego. Coś wspaniałego w Tokio przeżyła nasza srebrna czwórka podwójna. Dziś panie na warszawskim Okęciu przywitał tłum kibiców. We wtorek czekają ich kolejne wielkie emocje. Daleko! Jest pięknie! Do finału konkursu rzutu motem awansowały trzy Polki. Anita Włodarczyk już w pierwszej próbie rzuciła najdalej. Chyba najlepszy mój raz w kwalifikacjach, chyba nigdy w karierze tak daleko nie rzuciłam. Zrobiłam swoje, uciekam za chwilę na trening i ładuję akumulatory na wtorek. Na środę akumulatory ładuje Patryk Dobek. Zrobił to kapitalnie! W półfinale zaatakował na ostatniej prostej i wygrał swój bieg. Te błędy rywali, które znowu otwierały mi pierwszy tor - musiałem je wykorzystać, inaczej bym nie awansował do finału. Do ćwierćfinału, z pierwszego miejsca w grupie, awansowali nasi siatkarze. Dziś rozbili Kanadyjczyków 3:0. Pojutrze - o półfinał - zagrają z Francją. Jak będziemy grać swoją dobrą siatkówkę, to jesteśmy w stanie pokonać na tym turnieju każdego. Chciałbym tylko, żebyśmy zagrali z pełnym zaangażowaniem i zostawili całych siebie na parkiecie. By rozgrywki zakończyć tak, jak zrobiła to nasza sztafeta mieszana. Kościół pomaga w walce z pandemią. W wielu miejscach w Polsce w salkach parafialnych albo podstawionych autobusach można było się zaszczepić jednodawkowym preparatem przeciw COVID-19. Akcję popierają lekarze. Z ich obserwacji wynika, że dla wielu osób zabieg wykonany przy okazji niedzielnej wizyty w kościele to ogromne ułatwienie. Już ponad 4 mld dawek szczepionki przeciw COVID-19 przyjęli ludzie na całym świecie. Każdego dnia podaje się niemal 38 mln dawek. W Polsce zaszczepiło się już ponad 17 mln osób. Dla naszego ogólnego dobra, żebyśmy mogli w końcu normalnie żyć. No już ostatnia chwila, ostatnia chwila, żeby to zrobić i robimy, bo potem nie wiadomo, jak to będzie, jaki czas. Minionej doby zarejestrowano w Polsce 91 zakażeń koronawirusem. Z prognoz wynika jednak, że ta liczba będzie rosnąć. Jak bardzo? To zależy od tego, jak wielu Polaków zdecyduje się na szczepienia. Jest szansa na to, żebyśmy do końca sierpnia osiągnęli taki poziom, który spowolni wzrost epidemii we wrześniu czy w październiku. Dla ułatwienia w niektórych miastach można się zaszczepić przed kościołem. M.in. w takich jak ten Mobilnych Punktach Szczepień. Jest cała grupa osób, dla których jest problemem dotarcie do punktu szczepień, jest problemem internetowe zarejestrowanie się bądź przez infolinię centralną. Szczepienia w parafiach nie wymagają takiej rejestracji. Pacjenci otrzymują jednodawkowy preparat Johnson & Johnson oraz Unijny Certyfikat COVID, który ułatwia poruszanie się między krajami UE. Taki dokument, nazywany też paszportem covidowym, od dziś muszą przedstawić wszystkie osoby powyżej 12. r. ż. przyjeżdżające do Niemiec. Szczepię się, bo wyjeżdżam za granicę i bardzo mi to ułatwia sprawę. Nie muszę mieć kwarantanny ani innych obostrzeń. Merytoryczne argumenty nie trafiają do wszystkich. W Gdyni antyszczepionkowcy zaatakowali personel szczepionkobusa. Chodzili, wyzywali nas przez megafon. Sprawą zajmuje się już policja. A lekarze przypominają, że na całym świecie na COVID-19 zmarło dotąd 4,199 mln osób, a łączna liczba zakażeń to 196 milionów. Setki motocyklistów zjechało dziś na Górę Świętej Anny na Opolszczyźnie. Modlili się o zdrowie, za swoje rodziny i swoje bezpieczeństwo na drogach. Pielgrzymka ma także swój charytatywny wymiar, w czasie spotkania zbierane są datki na pomoc dla Syrii. Ryk silników i pisk opon. Pielgrzymka motocyklistów po raz 19. stanęła dziś u stóp Góry Świętej Anny. Co roku miłośnicy dwóch kółek modlą się tu przede wszystkim o bezpieczne podróżowanie. O zdrowie, o pokój w rodzinach, pokój w kraju, nasza ojczyzna jest zagrożona przez różne problemy, no i wiadomo: o ustąpienie epidemii. Modlimy się, żeby tyle, ile wyjazdów, tyle powrotów do domu było. Przede wszystkim o bezpieczeństwo i o zdrowie dla rodziny, o błogosławieństwo Boże na każdy dzień. Amatorzy jednośladów przyjeżdżają do annogórskiego sanktuarium z całej Polski. Modlą się także za kolegów, którzy w trasie stracili życie. Motocykliści zawsze razem trzymamy się i to jest najpiękniejsze w tym, a sama przejażdżka, tym bardziej piękna okolica i msza, jest to wszystko dla ducha i dla ciała. Dla ducha msza święta. Dla ciała: podziwianie chociażby takich cudeniek. Pielgrzymka ma także swój humanitarny wymiar. Motocykliści zbierają pieniądze na pomoc dla Syrii. Dzielimy się tym, co mamy, pamiętamy o Syryjczykach. Idea taka jest w tym roku, żeby wspomóc sierociniec w Homes, gdzie mamy 600 sierot, które otrzymują jedzenie, ubranie, to, co jest konieczne dla życia, również pomoc medyczną. Ta coraz bardziej zapomniana wojna toczy się już 10 lat. Żyjący tam ludzie bez pomocy z zewnątrz sobie nie poradzą. Patriotyzm można wyrażać na wiele sposobów, a duma z narodowych barw może mieć nowoczesny wymiar. Biało-czerwony jacht na całym świecie przykuwa uwagę tym bardziej, że jego załoga regularnie odnosi sukcesy. "I love Poland" proszę, wychodzimy. To nie tylko morska formuła jeden, która ma wygrywać zawody. To także pływająca reprezentacja kraju i polskiego patriotyzmu. Pływanie pod polską banderą to jest dla nas ogromna motywacja i ogromny zaszczyt. W ciągu trzech lat "I love Poland" pokonał 65 tys. km na całym globie, wygrywając wiele prestiżowych zawodów. Wygraliśmy Middle Sea Race! Promowanie naszego kraju takimi sukcesami jest ogromną satysfakcją. Jesteśmy reprezentacją Polski, sam fakt, że jacht się nazywa "I love Poland", sprawia, że nas zauważają jako reprezentację Polski. Do załogi regularnie dołączają najlepsi sportowcy, wyłaniani w trakcie kolejnych edycji szkoleń Polskiej Fundacji Narodowej. Laureaci tychże szkoleń wzmacniają stałą załogę jachtu, aby w kolejnych regatach zdobywać jeszcze lepsze miejsca. Sukcesy okupione są ciągłymi ćwiczeniami na lądzie i wodzie. Każdy może być indywidualistą, ale jak jest na pokładzie, musi współpracować z drugim, musi dbać o drugiego załoganta, musi patrzeć, czy wszystko dobrze wychodzi i musi z nim współpracować. Taka prędkość nie wybacza błędów. Sportowcy walczą i z rywalami, i niejednokrotnie z potęgą natury. Od pierwszego malowania jachtu w biało-czerwone barwy aż do zwycięstw - tę żeglarską drogę przedstawia film "Code Zero". Reżyser, jednocześnie członek teamu "I love Poland", teraz filmem opowiada o ludziach, ich pasji, misji, chęci wygrywania i walce nie tylko z żywiołem. Nadzieja polskiego oceanicznego żeglarstwa regatowego i ten film jest tak naprawdę o nich, bo oni są bohaterami, i bez nich ten jacht nie mógłby płynąć, ale bez tej jednostki z kolei oni nie mogliby sięgać po te najwyższe laury. Premiera filmu "Code zero" odbyła się w Gdyni. To tu podziwiać można "Dar Pomorza", nazywany kolebką nawigatorów. "I love Poland" cumował naprzeciwko. Ma ogromną szansę być nowoczesną kolebką najlepszych żeglarzy oceanicznych. Chcemy, żeby ta obecność polskich barw narodowych była zaznaczona w najważniejszych portach świata, i to się dzieje. Czy na Bałtyku, czy na oceanach, ten żagiel i te biało-czerwone barwy są zawsze widoczne i zawsze przyciągają. "Każdego mieszkańca zabić, nie brać żadnych jeńców. Warszawa ma być zrównana z ziemią, aby dać zastraszający przykład dla całej Europy" - to fragment rozkazu Adolfa Hitlera wydanego na wiadomość o wybuchu powstania w Warszawie. Rozkazu, który Niemcy systematycznie realizowali do ostatniego dnia okupacji. To było na ulicy Chełmskiej. Pani Irena Paśnik, pseud. Irka, do dziś ma w oczach rodzinny dom na Mokotowie. Trzypiętrowy, supernowoczesny. Po wybuchu powstania wróciła tu tylko raz - odpocząć po akcji. Dokładnie w momencie, gdy na dom spadły niemieckie bomby. Jedna bomba zasypała mnie i moich czterech kolegów. Natomiast podmuch drugiej odrzucił część gruzów tak, że nas wyciągnęli przez okienko piwniczne. W sierpniu i wrześniu 1944 roku miasto było niszczone niemieckim ostrzałem artyleryjskim, bombardowaniem i pożarami. Zacięte walki toczyły się o każde piętro, każdą bramę i każde podwórko. Rozkaz planowego zniszczenia miasta osobiście wydał Hitler. Mówi, że chce zrobić prezent przyszłym pokoleniom Niemców i usunąć stolicę narodu, który zawsze stoi na drodze ich rozwoju na wschód. Ten rozkaz Niemcy do końca skrupulatnie realizowali. Na tych zdjęciach lotniczych z jesieni 1944 widzimy Warszawę bez powstańców, bez ludności. W mieście od dawna nie toczą się żadne walki. Na niebie smugi pożarów. To były te Sonderkommando, które z miotaczami ognia chodziły dom za domem, ulica za ulicą i po prostu podpalały. Kamienica po kamienicy, kwartał po kwartale najcenniejsze zabytki zmieniały się w stosy gruzu. Wszystko skrupulatnie dokumentowane przez Niemców. Praktycznie nie ma czego bronić. Nie są podejmowane działania, które mają służyć obronie Warszawy. A jednak budynek jest wysadzany. Tutaj rozpędzona biurokracja machiny wojennej działała do samego końca. Te zdjęcia Luftwaffe pokazują okolice Pałacu Saskiego. W przeddzień powstania, miesiąc później i na początku listopada. 28 grudnia 1944 roku lewe skrzydło pałacu zostaje wysadzone. Dzień później - reszta. Około tysiąca tzw. robinsonów przetrwało niemieckie polowania. Takie "miasto szkielet" zastali ci, co powrócili. Gruzy, gruzy, szło się po gruzach, ścieżki po gruzach. Jeszcze częściowo dopalały się niektóre domy. Rany i blizny do dziś są widoczne. Najważniejsze budowle powstały z ruin, z wyjątkiem jednej - Pałacu Saskiego. Dziś już wiadomo, że będzie odbudowany. Będzie to symbol tego, że wbrew zamierzeniom Hitlera jednak Warszawa się odbudowała, że jest i pięknieje. Wszystko, co było, powinno być odbudowane. Warszawa dla mnie istniała i będzie istnieć, dopóki się za mną nic nie zamknie. Dzięki uporowi i zaangażowaniu kolejnych pokoleń Polaków tradycja nie zamiera. Co roku 1 sierpnia o godz. 17.00 zatrzymują się samochody, a na ulicach - dorośli, młodzież i dzieci. Wciąż przybywa pomysłów, jak oddać cześć tym, którzy przelali za nas krew. "Malina" i "Brzoza" Stare Miasto znają jak własną kieszeń. Walczyli o tę dzielnicę. Przy akompaniamencie Warszawiaków... Stolico, damy krew! ...wsiedli do riksz. Był też "Gacek", "Struś", "Czarny", "Kapiszon" i najstarszy powstaniec - "Szron"... Słuchajcie, to historia niesamowita, ten człowiek ma ponad 107 lat. ...czyli płk Kazimierz Klimczak. Pozostali żołnierze, niewiele młodsi, wzięli udział w paradzie bohaterów. Dla nas jest najważniejsze, że odbywa się taka impreza, która pokazuje całemu społeczeństwu, jaki mają stosunek do tej sprawy naszego powstania. Cześć i chwała bohaterom! Powtarzają: byliśmy tacy sami jak wy. Tylko czasy były inne. Podczas tych uroczystości czuć było wyjątkową jedność. Za twoim przewodem złączym się z narodem. W blasku prawdziwych bohaterów chciało się ogrzać coraz więcej osób. Dawno nie byłam na tak prawdziwym, społecznym spotkaniu, bez pieniędzy, bez ważnych ludzi, a wszystko szczęśliwe i wspaniałe. Największy honor i szacunek to móc dla was wystąpić z repertuarem waszej Warszawy. Niezakazane piosenki mieszkańcy stolicy i nie tylko zaśpiewają także podczas koncertu Muzeum Powstania Warszawskiego. To są piosenki, które są napisane przez przedwojennych artystów, więc są bardzo melodyjne, wpadające w ucho. O 20.45 TVP1 będzie transmitować koncert, którego głównym tematem w tym roku jest powstańcza miłość. Kto 2 razy śpiewa, ten 2 razy się modli i my parafrazujemy tę mądrość, mówiąc, że kto 2 razy śpiewa, ten podwójnie dziękuje powstańcom. Powstańcy odchodzą, ale pamięć o nich, także dzięki zaangażowaniu Muzeum Powstania Warszawskiego, którego pomysłodawcą był prezydent Lech Kaczyński, jest coraz silniejsza. Intymne wspomnienia potomków powstańców poznajemy dzięki projektowi "Korzenie pamięci". Posadził mnie naprzeciwko siebie w pokoju, była taka ładna pogoda, pamiętam. Posadził mnie i powiedział: "córko moja", i nic więcej. I się rozpłakał. Jeżeli oni po takiej wojnie byli w stanie wstać, pójść i robić dobre rzeczy dalej, to wszystko jesteśmy w stanie zrobić. Tym bardziej, że... Padł pierwszy strzał. ...powstańcy wierzą w nas i w to, że ich walka nie poszła na marne. Że nasza Polska będzie jeszcze wspaniała, żyzna, piękna, niepodległa. Na "Gościa Wiadomości" z napisami zapraszamy do kanału TVP Info.