Monika Sawka, dobry wieczór. Zaczynamy "19:30". Nowe otwarcie. Jesteśmy na dobrej drodze, by znów mówić o przyjaźni polsko-niemieckiej. Mamy globalne wyzwania i tylko wspólnie możemy stawić im czoła. Tajny list i pytania o subwencję PiS. Myśmy żadnego prawa nie naginali. To pismo to kluczowy dowód dla PKW. Turystyczny raj w ogniu. Tylko w poniedziałek mieliśmy ponad 60 pożarów. Tegoroczne lato może być szczególnie niebezpieczne. To pierwsze takie konsultacje od 6 lat. Do Warszawy przyjechał kanclerz Niemiec. Według premiera Donalda Tuska jesteśmy na dobrej drodze, żeby mówić o przyjaźni. Olaf Scholz podkreślał, że Niemcy są świadome swojej wielkiej winy i będą starały się realizować wsparcie na rzecz osób ocalałych z okupacji. Wśród poruszonych tematów były też te dotyczące obronności i bezpieczeństwa. Najpierw oficjalne powitanie rządowej delegacji. Później rozmowy kanclerza Niemiec i premiera Donalda Tuska w cztery oczy. Szeroko pojęte bezpieczeństwo, współpraca militarna, współpraca w kwestii nielegalnej migracji, wspólna praca na rzecz bezpiecznej granicy zewnętrznej UE. To ważna wizyta - pierwsza taka od 6 lat. W czasie rządów Zjednoczonej Prawicy relacje na linii Warszawa - Berlin były napięte, a krytyka pod adresem zachodnich sąsiadów na porządku dziennym. Jesteśmy na dobrej drodze, aby znów mówić o polsko-niemieckiej przyjaźni. Mamy bardzo jasny przekaz - Niemcy i Polska są dobrymi sąsiadami, bliskimi partnerami, rzetelnymi przyjaciółmi. Do Warszawy przyjechało w sumie kilkunastu ministrów i pełnomocnik do spraw stosunków z Polską. Wśród gości m.in. minister obrony i minister spraw zagranicznych. To bardzo istotne, by w świat poszedł jednoznaczny komunikat - mamy restart w stosunkach polsko-niemieckich. Po ośmiu latach PiS-u Niemcy i Polska znów chcą ściślej współpracować na płaszczyźnie politycznej. Ta płaszczyzna to też temat reparacji. Nie ma takich gestów, które by usatysfakcjonowały Polki i Polaków. Nie ma takiej sumy pieniędzy, która by zrównoważyła to wszystko, co stało się podczas II wojny światowej. Olaf Scholz zapowiedział, że Niemcy postarają się realizować wsparcie na rzecz osób ocalałych z okupacji. Niemcy są świadome swojej wielkiej winy, swojej odpowiedzialności za miliony ofiar niemieckiej okupacji. Chcą mówić o historii, budując Dom Polsko-Niemiecki w Berlinie. Prace nad koncepcją Domu Polsko-Niemieckiego trwają od lat i chociaż nadal mówimy o projekcie, to jednak o zatwierdzonym już przez niemiecki rząd i takim, który może jeszcze w tym roku trafi do Bundestagu. Wyceniono go na prawie 90 mln euro, nie zdecydowano jeszcze, gdzie dokładnie w Berlinie stanie, ale pewne jest, że ma to być miejsce pamięci i spotkań poświęcone polskim ofiarom wojny i niemieckiej okupacji. Rząd PiS wojenne straty oszacował na bilion trzysta miliardów euro. Na czele zespołu do spraw reparacji stał Arkadiusz Mularczyk, który tak odniósł się do zapowiedzi wsparcia osób ocalałych. Każdy chciałby więcej liczb, albo więcej dat, więcej konkretów, ale pamiętajmy, że my ruszamy, i to naprawdę z dużą energią do odbudowy tych relacji polsko-niemieckich po dość ciężkim okresie. Jeśli pan premier zgadza się z niemieckim stanowiskiem, że doszło do jakiegoś zrzeczenia, Polska zrzekła się reparacji wojennych w 1953 roku. Nie ma już formalnej możliwości odzyskania pieniędzy za straty poczynione podczas II wojny światowej. 1,5 roku temu niemiecki resort dyplomacji w odpowiedzi na polską notę podkreślił, że sprawa reparacji i odszkodowań pozostaje zamknięta. Szokujące tłumaczenia. Prezes PiS tajnego listu nie pamięta, ale nawet jeśli go wysłał, to - jak mówi - był wynikiem czegoś, co się zdarza w każdej kampanii wyborczej. Z pisma Jarosława Kaczyńskiego do Zbigniewa Ziobry jasno wynika, że prezes PiS wiedział o wykorzystywaniu środków z Funduszu Sprawiedliwości. Ta wiedza może sporo kosztować. Były szef PKW uważa, że obawy PiS o utratę subwencji są uzasadnione. Ja tego nie pamiętam. Prezes PiS dziś po raz pierwszy odniósł się do opublikowanego przez "Gazetę Wyborczą" listu do Zbigniewa Ziobry z 2019 r. w sprawie Funduszu Sprawiedliwości. Jeżeli ten list został rzeczywiście wysłany, nie daję 100%, ale zakładam na chwilę, no to był on wynikiem tego, co się wydarza w każdej kampanii wyborczej. Według Jarosława Kaczyńskiego to nic nadzwyczajnego. W liście zaadresowanym do Zbigniewa Ziobry czytamy, że prezes PiS prosi byłego już ministra sprawiedliwości o zakazanie kandydatom Suwerennej Polski korzystania ze środków Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii wyborczej. Mimo tego nie zawiadomił prokuratury. Tam jest formuła bardzo wyraźna: "jeśli to jest prawda". Ja żadnych dowodów, że to jest prawda, jak dotąd nie uzyskałem. Cały aparat ścigania, cała prokuratura była w rękach Suwerennej Polski, była w rękach Ziobry i jego kolegów. To może pan prezes się po prostu bał. To nie byłby pierwszy raz, kiedy Ziobro mógłby pokazać, na co go stać. Fundusz Sprawiedliwości miał pomagać ofiarom przestępstw. Miał, bo politycy Suwerennej Polski pieniądze przeznaczyli na kampanię. Te liczby mówią jasno. Łącznie z dotacji funduszu od 2019 do 2024 r. wydano ponad 224 mln. Z czego 200 - w okręgach wyborczych, w których startowali ziobryści. Państwowa Komisja Wyborcza nie dopatrzyła się nieprawidłowości za kampanijne wydatki PiS w 2019 r. Ja liczę, że PKW się jednak opamięta. Bo w gruncie rzeczy mówimy o 2019 r. PKW powinna się do tego odnieść. I odniosła. To odpowiedź PKW na nasze pytania. Takie subwencje z budżetu państwa otrzymywał PiS. Tylko w 2019 r. na konto partii trafiło ponad 18,5 mln zł. Zdaniem byłego szefa PKW tych pieniędzy już nie uda się odzyskać. Za 2019 - nie, ale obawy co do 2023 - tak. Partia Jarosława Kaczyńskiego w tej kadencji rocznie będzie otrzymywała po 26 mln zł. W sumie to ponad 100 mln. Mam nadzieje, że Państwowa Komisja Wyborcza nie ulegnie politycznym naciskom ze strony rządzących. I nie będzie podejmowała decyzji, które byłyby motywowane tylko i wyłącznie politycznie, a nie merytorycznie. Ale dowody są. I to mocne - twierdzi senator Krzysztof Kwiatkowski. Kilka tygodni temu wysyłał do PKW zastrzeżenie do rozliczenia kampanii wyborczej PiS za 2023 r. Podając kilkadziesiąt przykładów, jak za pieniądze publiczne, a nie pieniądze z subwencji, organizowano chociażby pikniki... Które w praktyce służyły wyłącznie promocji kandydatów PiS-u. Moim zdaniem PKW powinna na podstawie także mojego wniosku odrzucić sprawozdanie. Na decyzję w sprawie przyjęcia sprawozdań finansowych wszystkich komitetów PKW ma czas do 15 lipca. Oglądają państwo "19:30", już za chwilę kolejne podejście do wyboru w Małopolsce, a później jeszcze... Uwaga, żmije. Widziałam trochę tych żmij. Nie zakładamy żadnych opasek, nie próbujemy wysysać jadu. Młodzi bohaterowie. Miałam atak padaczki wraz z zawałem serca. Zadzwoniliśmy na 112. Nie ma się czego bać, dobro wraca. Na ten sejmik skierowane są oczy całej Polski. Powiedzenie "do trzech razy sztuka" nie sprawdza się w Małopolsce. Tam dziś kolejna sesja nadzwyczajna i kolejna, już piąta, nieudana próba wyboru marszałka. Choć PiS ma większość, faworyt Jarosława Kaczyńskiego Łukasz Kmita nie może zdobyć wymaganej liczby głosów. Łączymy się z Beatą Rzemieniuk. Sesja miała się zacząć o 18.00. Co się dzieje? Czy jest szansa na rozstrzygnięcie? Sesja rozpoczęła się punktualnie o osiemnastej. Jeden z radnych Koalicji Obywatelskiej zagłosował o godzinną przerwę. Ta przerwa cały czas jest przedłużana. Ta nadzwyczajna sesja na dobre się nie rozpoczęła. Wciąż nie było głosowania. Dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, że Witold Kozłowski, urzędujący marszałek województwa małopolskiego, został zawieszony w prawach członka PiS. Zawieszeni zostali także Gawron i Ćwik. Ta sytuacja jest kolejnym potwierdzeniem, że w PiS trwa wewnętrzna wojna. PiS od maja nie potrafi wybrać nowego marszałka, chociaż ma większość w tym urzędzie. Jeśli nowy marszałek nie zostanie wybrany do 9 lipca, to Małopolanie znów pójdą do urn i będą wybierać radnych sejmiku. Wczoraj niewiele brakowało, by marszałkiem został kontrkandydat Łukasza Kmity - Krzysztof Klęczar, wojewoda małopolski. Zgłosiły go Koalicja Obywatelska i Trzecia Droga. Do tego, żeby by przejął władzę w sejmiku, zabrakło tylko jednego głosu. Kmita, jak deklaruje, sam wycofać swojej kandydatury nie zamierza. Czy w końcu zrezygnuje z niego Jarosław Kaczyński? To polityczny pat w Małopolsce. Wczoraj radni głosowali dwa razy. Czwarta i piąta próba wyboru marszałka zakończyły się fiaskiem. Choć wieczorem, podczas sesji nadzwyczajnej, było blisko. Kontrkandydat Łukasza Kmity - Krzysztof Klęczar, wojewoda małopolski, kandydat Trzeciej Drogi - otrzymał 19 głosów, do wygranej zabrakło jednego. Klęczara poparł radny PiS. Jedna osoba spoza koalicji 15 października oddała głos na moją osobę. Okazało się to zbyt mało, to jest matematyka. Jak dowiadujemy się nieoficjalnie, 20 radnych deklarowało swoje poparcie dla kandydata Trzeciej Drogi. Nie wiem, czy widzieliście państwo to ogromne zdenerwowanie na ustach polityków PSL, którzy byli przekonani, że już witają się z gąską. To jak na razie jedyny triumf Łukasza Kmity, kandydata PiS, forsowanego od miesięcy przez Jarosława Kaczyńskiego. Paru radnych już chciało sobie z nim selfie zrobić. Bo już jest legendą i memem. Wczoraj na nieoficjalnej giełdzie nazwisk pojawił się Witold Kozłowski. Dynamiczna sytuacja jest, to jest polityka. Dziś Kozłowski miał otrzymać, jak napisała Małgorzata Wasserman, propozycję objęcia funkcji wicemarszałka. Ci, którzy działają dzisiaj na korzyść tej władzy, bo ten bunt jest działaniem na korzyść tej obecnej władzy, popełniają rzecz, która jest pod każdym względem haniebna. To nie pierwszy raz, kiedy prezes próbuje dyscyplinować radnych z Małopolski. 18 czerwca przyjechał do Krakowa. Wczoraj, jak podaje Wirtualna Polska, miał zdalnie połączyć się z radnymi. Wiemy jedno, prezes Kaczyński nie ma już takiego wpływu na swoją partię, jaki miał dotychczas. Pojawiają się pytania o pozycję Jarosława Kaczyńskiego i jego wpływ na partię po tym, jak PiS straciło władzę. W momencie, kiedy nie ma się takiego autorytetu, wynikającego z odniesionego zwycięstwa, to w takim momencie indywidualne interesy mają większą rolę. Małopolska jest uznawana za bastion PiS, a impas trwa już tam 3 miesiące. Posłowie nie kryją irytacji. Nieco żenujące, że trwa to tak długo. Jak się przyłoży ucho, to słychać, że trzeszczy w regionach, trzeszczy na szwach, trzeszczy pomiędzy różnymi stronnictwami. To jest na pewno ciekawy symptom, nie pierwszy. PiS już zapewnia, że buntownicy z małopolskiego PiS zostaną rozliczeni. Wobec tych, którzy się sprzeniewierzyli wyborcom PiS, zostaną wyciągnięte konsekwencje. Tak jak wobec Michała Ciechowskiego, dyrektora Kancelarii Sejmiku Województwa Małopolskiego, który został zawieszony za krytykę wobec Łukasza Kmity. Tej wizyty nikt się nie spodziewał. Premier Węgier pierwszy raz od wybuchu wojny pojawił się dziś w Kijowie. Viktor Orban, który wielokrotnie sprzeciwiał się wsparciu Ukrainy i tygodniami blokował pakiet wsparcia wart 50 mld euro, spotkał się z prezydentem Zełenskim i zaapelował o szybkie zawieszenie broni. To nie było czułe przyjęcie. Po ponad 2 latach od ataku Rosji na Ukrainę Kijów niespodziewanie odwiedził Viktor Orban. Doceniamy fakt, że pana wizyta ma miejsce zaraz po rozpoczęciu węgierskiej prezydencji w Radzie UE. To wyraźnie wskazuje nasze wspólne europejskie priorytety. Oficjalnie to próba polepszenia stosunków, które są napięte. Nieoficjalnie - na wizytę nalegała UE. Politycy głównie rozmawiali o współpracy. Orban nie wykluczył, że pomoże Ukrainie w modernizacji gospodarki po wojnie, zasugerował też pewne rozwiązania dotyczące wojny. Poprosiłem pana prezydenta, by zastanowił się, czy nie można tego zrobić inaczej: najpierw zawieszenie broni, a potem negocjacje pokojowe. Zawieszenie broni może zapewnić przyspieszenie tempa negocjacji. Do tej pory Węgry, zamiast wspierać Kijów, robiły wszystko, by to wsparcie utrudniać. Tygodniami blokowany był np. pakiet 50 mld euro pomocy z europejskiego budżetu. Problemem są też rozmowy akcesyjne Ukrainy z UE, na które Budapeszt patrzy niechętnie. To jest raczej wizyta i zagrywka zdecydowanie wizerunkowa. Viktor Orban nie jest z punktu widzenia prezydenta Ukrainy i Ukrainy jako państwa wiarygodnym partnerem, biorąc pod uwagę politykę Węgier od początku agresji na Ukrainę. Politykę, ale też jawnie prorosyjskie sympatie. Viktor Orban przeciwny był nałożeniu sankcji na Kreml przez Unię. A gdy Putin zwyciężył w nieuczciwych wyborach, premier Węgier pogratulował mu jako jedyny unijny przywódca. Dlatego tak spokojna reakcja Kremla na wizytę nikogo nie dziwi. Nie spodziewamy się niczego po jego podróży. Oczywiste jest, że Węgry teraz przewodniczą Unii i muszą pełnić swoje funkcje. Półroczna prezydencja Węgier w Radzie UE rozpoczęła się wczoraj. Unijni przywódcy zaznaczają: nie wpłynie ona na decyzje związane z pomocą Ukrainie, bo te kluczowe zostały sfinalizowane w czerwcu. Turystyczny raj w ogniu. Greckie wyspy Kos i Chios od kilku dni trawią pożary. Ewakuowano tysiące osób. Wśród nich są turyści z Polski. Strażacy mówią o pięciu rannych. Sytuacja jest pod kontrolą, ale wysokie temperatury i silny wiatr uniemożliwiają walkę z żywiołem. Grecki premier ostrzega: to lato będzie szczególnie niebezpieczne. Grecy walczą z żywiołem. Od kilkunastu dni pożary trawią południe turystycznego raju. Wczoraj dramatyczna sytuacja była na wyspie Kos, gdzie ogień rozprzestrzeniał się w błyskawicznym tempie. Byliśmy w hotelowym basenie, kiedy zobaczyliśmy, że wszędzie był czarny dym, spadał na nas popiół. W tym momencie stwierdziliśmy, że wrócimy do pokoju. Miejscowi strażacy potrzebowali wsparcia. Z Rodos i Aten przyleciały helikoptery oraz specjalne samoloty do gaszenia pożarów. Ogień zbliżał się do kurortu Kardamena. Po kilku godzinach, kiedy wiatr się wzmógł i sytuacja zaczęła wymykać się spod kontroli, tutaj po godzinie 19.00 przyszły kolejne SMS-y alarmowe i zaczęła się ewakuacja miasteczka Kardamena. Podjechały autobusy i zaczęli wszystkich wywozić. Przetransportowano nas na teren szkoły, potem przyjechało wojsko. Walka z pożarami trwała przez całą noc. Nad ranem ogień udało się opanować - mieszkańcy oraz turyści mogli wrócić do miejsc swojego pobytu. Dym unosił się nad okolicą jeszcze przez kilkanaście godzin. W sytuacji nadzwyczajnej, nieuniknionej, takiej jak na przykład pożar, za całość odpowiada miejscowe wojsko i policja i te dwie instytucje dyrygują całym ruchem potrzebnym do ewakuacji. Obecnie zagrożenie pożarowe dotyczy głównie południa kraju. Mieszkańcy i turyści są regularnie informowani o sytuacji. To kolejne lato w Gracji z pożarami. Służby wyciągnęły lekcje z poprzednich lat, ale w tym roku walka z żywiołem jest wyjątkowo ciężka. Tylko w poniedziałek mieliśmy ponad 60 pożarów, w zeszłym tygodniu pamiętam dzień, że co 10 minut wybuchał jakiś pożar, ponieważ wiały bardzo silne wiatry. Najbardziej niepokoi nas to, że tak silne zjawiska pożarów o tak dużej skali rozpoczęły się dość wcześnie. I nie ma nadziei na to, by szybko się zakończyły. Błyskawiczne powodzie i lawiny błotne na południu Polski. Woda wdzierała się do domów, małe strumyki zamieniły się w rwące potoki. Przez jeden z nich próbował przejechać 71-latek. Jego samochód został porwany przez rwący nurt. Mężczyzny nie udało się uratować. Najpierw padało, później woda spłynęła, ciągnąc ze sobą kamienie, błoto i drzewa. To zniszczona droga w okolicach miejscowości Nasiczne. Wczoraj do późnej nocy służby usuwały to, co na drodze zatrzymało się, spływając z gór. Jak ja tutaj jestem 30 lat, to pierwszy raz coś takiego. Kilkadziesiąt kilometrów dalej - miejscowość Hoszów. Kierowca samochodu próbował przejechać przez potok, ale wezbrana woda porwała samochód. 71-letniego mężczyzny nie udało się uratować. Kierowca próbował prawdopodobnie wysiąść z samochodu, został porwany przez rzekę i odnaleziony kilometr poniżej miejsca, w którym znajdował się samochód. Padało w całym regionie, ale w powiecie bieszczadzkim było najgorzej. W sumie na Podkarpaciu strażacy wyjeżdżali 72 razy. Dziś jest już spokojniej, ale wiadomo, że droga między Dwernikiem a Brzegami Górnymi będzie przez kilka dni nieprzejezdna. To problem dla mieszkańców i turystów. Jedziemy z wycieczką do Wetliny, bo mieszkamy w Wetlinie i żeby dojechać do Wetliny, musimy kilkadziesiąt kilometrów nadrobić. Droga ciągle przypomina bardziej strumień i już wiadomo, że będzie wymagała remontu. Nie wiemy, jaki jest stan tej nawierzchni, czy jest bardzo podmyta czy nie, będziemy to mogli ustalić, jak ustaną warunki pogodowe. Pogoda na szczęście będzie się poprawiać. Na Podkarpaciu już robi się coraz spokojniej, jeszcze w najbliższych dniach przelotne opady deszczu tam będą występować, ale już nie tak intensywne. Prace porządkowe już trwają, służby rozpoczęły też szacowanie strat. Niepostrzeżenie wchodzą do domów i sklepów. I chociaż rzadko atakują ludzi, budzą strach. Mieszkańcy małego miasta w pobliżu Wałbrzycha po raz kolejny mierzą się z plagą żmij zygzakowatych. Straż miejska ostrzega: jad tych węży może być niebezpieczny dla dzieci, osób starszych lub uczulonych, dlatego kiedy dojdzie do ukąszenia, zawsze trzeba dzwonić po pomoc. To zdjęcia nieproszonego klienta, który zawitał do marketu w miejscowości Boguszów-Gorce w Dolnośląskiem. Niewielkie miasteczko opanowały żmije zygzakowate. Nigdy czegoś takiego nie było, żeby chodziły zwierzęta, tym bardziej te żmije. Widziałam trochę tych żmij na ścieżce zdrowia Boguszewskiej. Jak tam spacerowałam, to one się wylegiwały w słońcu. Zgłoszeń jest coraz więcej, kilka dni temu żmija wpełzła do jednego z domów. Właściciel złapał gada, zanim na miejsce dotarła pomoc, jednak strażacy odradzają działanie na własną rękę. Strażacy są przeszkoleni, odpowiednio wyposażeni, zabezpieczeni środkami ochrony indywidualnej przed ukąszeniem. Żeby nie robić dodatkowych problemów sobie, swoim bliskim, powinniśmy zgłosić fakt wystąpienia żmii na numer alarmowy 112. Lato to okres, kiedy żmije są szczególnie aktywne, o czym przekonują się również turyści przemierzający tatrzańskie szlaki. Napotkanej żmii najlepiej zejść z drogi. Nie ruszajmy jej patykiem, nie podchodźmy i myślę, że wszystko zakończy się dobrze. Żmije atakują, dopiero kiedy poczują zagrożenie, zostaną nadepnięte albo przygniecione. Jeżeli już dojdzie do ukąszenia, bezwzględnie trzeba wezwać pogotowie, a jeżeli jesteśmy w górach, TOPR. Ratownik medyczny Marcin Borkowski radzi, co zrobić, zanim na miejsce dotrą medycy. Opuszczamy miejsce zagrożenia, nie panikujemy, nie biegamy, bo zwiększamy tętno, nie zakładamy żadnych opasek, nie wysysamy jadu, unieruchamiamy kończynę i szukamy pomocy. Jad żmii jest szczególnie niebezpieczny dla osób uczulonych, starszych i dzieci. Jeśli ten proces postępuje dalej, pojawia się obrzęk kończyny i on może dość intensywnie narastać. Tak że obserwujemy, czy tak się dzieje. Medycy szacują, że około 30% to ukąszenia toksyczne, czyli ze wstrzyknięciem jadu. Wtedy konieczna jest szybka reakcja. W ciężkich pokąsaniach potrzebujemy antytoksyny, czyli surowicy przeciwko jadowi żmii, taka pojedyncza dawka podana domięśniowo wystarcza. Jest skuteczna, jeżeli zostanie podana w ciągu 24 godzin. 1% przypadków ukąszeń kończy się tragicznie. Teraz młodzi bohaterowie z Turku. Dwoje nastolatków uratowało kobietę, która spadła z roweru, miała atak paczki i zawał. 14-latka i 17-latek rzucili się na pomoc i wezwali pogotowie. Dzięki ich szybkiej interwencji kobieta żyje. Ale nie każdy wie, jak się zachować. Dziś Jerzy Owsiak i ministra edukacji Barbara Nowacka ogłosili start zajęć z pierwszej pomocy w szkołach. To cud, że może im osobiście podziękować. Katarzyna Kowalska żyje dzięki bohaterskiemu rodzeństwu. To, co oni zrobili, to niesamowite. Gdyby nie oni, ja bym już nie żyła. Nastolatkowie Michalina i Jakub ruszyli na pomoc, kiedy kobieta straciła przytomność na ulicy w Turku. Sztywniejsza się zrobiła, cała się trzęsła, piana jej z ust leciała. To był atak padaczki i zawał. Ja trzymałam panią w pozycji bocznej, dałam Kubie telefon i zadzwoniliśmy na 112. W mieście wszyscy mówią o nich: bohaterowie. Sami jednak się tak nie czują. Moja córka pisała do Kuby, nie wiedząc, jak mu dziękować, a on mówi "Nie potrzeba" i że zrobił to, co należy. Nastolatkowie wiedzieli, jak się zachować, bo w domu opiekowali się schorowaną mamą. Jednak nie każdy zna ratownicze ABC. Dlatego od września zasady pierwszej pomocy dzieci będą poznawać na lekcjach. Szkoła powinna uczyć umiejętności praktycznych, empatii i działania w sytuacjach różnych. Pomoże w tym Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy. Instruktorzy z fundacji najpierw przeszkolą nauczycieli, by ci mogli podzielić się wiedzą z uczniami. Na edukację prozdrowotną przeznaczonych będzie 12 godzin w ciągu roku. Bedzie prowadzona przez nauczycieli w klasach 1-3. Do prawie 15 tysięcy podstawówek trafią podręczniki i taki sprzęt. Każda szkoła otrzyma takie coś. "Pyk" oznacza, że resuscytacja jest prawidłowo wykonana. Tylko od finału WOŚP, podczas którego zapadła decyzja o zajęciach pierwszej pomocy, do fundacji zgłosiło się ponad 600 nauczycieli z 300 szkół. Każdy uczeń, kończąc klasę, otrzyma tytuł ratownika. Młody ratownik te zasady ma w małym palcu. Po pierwsze bezpieczeństwo, po drugie wezwanie pomocy, sprawdzenie oddychania. Wie też, że czas jest tu na wagę życia. W ciągu czterech minut od zatrzymania oddychania i krążenia człowiek umiera. Michalina i Kuba tę wiedzę mieli. Mieli też empatię i odwagę. Nie ma się czego bać - dobro wraca. Na koniec smutna wiadomość. Dziś pożegnaliśmy naszego kolegę z pracy, montażystę Wojciecha Ehrlichmanna. Wojtek był wielkim fanem muzyki heavy metalowej, jego pasją była jazda na rowerze i kino. Jutro skończyłby 51 lat. Ja już państwu dziękuję za uwagę. Czas na "Pytanie dnia", dziś u Marka Czyża Jarosław Sachajko z Kukiz'15.