Doprowadzony. Były szef ABW przed komisją Pegasusa. Przeszłość w kampanii. Prześwietlanie kandydatów. Zbroimy się. Nowe czołgi Abrams już w Polsce. "19.30", Zbigniew Łuczyński, zapraszam. Zbigniew Ziobro wraca do polityki i zapowiada, że jutro stawi się przed sejmową komisją regulaminową. Na pytanie, co z komisją śledczą ds. Pegasusa, nie odpowiedział wprost. Tymczasem dziś przed komisją stanął były szef Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego Piotr Pogonowski. Stanął, ale wcześniej został doprowadzony do Sejmu przez policję. To pierwsza taka sytuacja w historii Parlamentu po zmianach ustrojowych w Polsce. W tym przypadku - do czterech razy sztuka. Piotr Pogonowski 3 razy nie stawił się na przesłuchaniu. Nad ranem zatrzymany przez policję i doprowadzony tu, przed komisję śledczą ds. Pegasusa. Zgodnie z decyzją sądu. Kilkugodzinne przesłuchanie można streścić do kilku zdań. Ja nie wiem, co to jest Pegasus. Nie wiem. Mogą być za to konsekwencje, kiedy pan nie zeznaje całej prawdy. Ja nie wiem, jakie narzędzie zostało zakupione od izraelskiej służby. Zeznaje pan pod przysięgą, pragnę zaznaczyć. Oczywiście, ale ja nie mam tej wiedzy. A jeżeli Pogonowski wiedzę miał, to zasłaniał się klauzulą tajności. Kilkanaście razy. Dotyka materii niejawnej. To są informacje niejawne. Nie odpowiem, bo to jest tajne. Potem jednak przyznał, że teza o tym, że użycie Pegasusa było nielegalne, jest szkodliwa, bo przecież służył ochronie bezpieczeństwa kraju. Pytanie, jak podsłuchiwanie ówczesnej opozycji w trakcie kampanii przyczyniło się do wzmocnienia takiego bezpieczeństwa. Jednak były szef ABW zaskoczył jeszcze jedną wypowiedzią. Jeżeli istnieje takie oprogramowanie bądź takie narzędzie, to albo je kupię, albo ukradnę, ale będę je stosował dla dobra RP. O systemie Pegasus dowiedziałem się z mediów. Dokumenty mówią zupełnie co innego. O czym nie możemy mówić na jawnych posiedzeniach. Medialny spektakl zaczął się jeszcze przed posiedzeniem komisji. Na początku posłowie PiS bojkotowali komisję. To jest ewidentne łamanie prawa. Powołując się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, które - warto dodać - nie zostało opublikowane, a sądy go nie uznają. Podobnie uważa Pogonowski. Choć na pytania komisji odpowiadał. Złożył ślubowanie, rozmawia z nami, po 2 godzinach odważył się użyć słowa "Pegasus", czyli tak naprawdę ma do czynienia z legalną komisją. Z której wykluczeni zostali politycy PiS, którzy przeszkadzali w działaniach komisji. Teraz pojawia się pytanie, czy przesłuchanie wniosło coś nowego do sprawy. W wielu miejscach mijał się z prawdą, delikatnie rzecz ujmując, i dowody na to zostaną mu zaprezentowane na niejawnym posiedzeniu komisji. A to zaczęło się po południu. W kwestii ignorowania komisji Pogonowski rekordzistą nie jest. Ten polityk nie stawił się przed nią czterokrotnie. Dawno niewidziany publicznie Zbigniew Ziobro dziś organizuje konferencję prasową i po ponad roku zwolnienia lekarskiego wraca do Sejmu. A tam na byłego ministra sprawiedliwości czekają problemy. Bo jutro sejmowa komisja regulaminowa zajmie się wnioskiem w sprawie zatrzymania Ziobry i doprowadzenia go na komisję śledczą ds. Pegasusa. Tak, pojawię się. Deklaruje były minister sprawiedliwości, ale mówi tylko o komisji regulaminowej, a na pytania o zakup systemu Pegasus nie odpowiada, a przecież to ze środków Funduszu sprawiedliwości zakupiony był szpiegowski system. Pan Ziobro zdaje sobie sprawę, że doszedł pod ścianę z tą próbą uniknięcia odpowiedzi na pytania śledczych, więc nie ma wyjścia. Choć on sam przekonuje, że na walkę jest gotowy. Czuję się lepiej zdecydowanie, mogę już mówić w miarę swobodnie, choć czasem z pewnymi trudnościami. Te trudności były minister sprawiedliwości także napotka tu - w Sejmie. Bo z pewnością Ziobro będzie zasłaniał się wyrokiem wspomnianego już Trybunału. Ale wystarczy przypomnieć tę wypowiedź z 2016 roku. Wyrok TK, dopóki nie zostanie opublikowany, nie jest wiążący. A przypomnijmy - wyrok nie został ogłoszony w Monitorze Polskim. Można powiedzieć: kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Komisja regulaminowa jutro o 17.00. Zarząd Orlenu z czasów kierowania spółką przez Daniela Obajtka będzie pozwany przez obecne władze. Uczestnicy Nadzwyczajnego Walnego Zgromadzenia spółki zdecydowali, że przedsiębiorstwo będzie domagać się odszkodowania od 13 byłych członków, w tym także Daniela Obajtka. Chodzi m.in. o wiele niekorzystnych decyzji inwestycyjnych, nieuzasadnione wydatki - w tym usługi detektywistyczne czy doradcze. W Orlenie zakończyło się już ponad 50 audytów i kontroli, wiele z nich jest jeszcze w toku. O obrazie, który się z nich wyłania. Czy Daniel Obajtek zapłaci z własnej kieszeni za ewentualne szkody wyrządzone spółce? Nadzwyczajne Walne Zgromadzenie Orlenu zdecydowało, że koncern może dochodzić swoich roszczeń. Jak słyszymy, to ma być ostrzeżenie dla menadżerów wszystkich spółek. By każdy menadżer wiedział, że będzie musiał odpowiedzieć. Obok Daniela Obajtka na liście tych, którzy mogą zapłacić za szkody, jest jeszcze 12 osób z byłego zarządu. Tylko w ostatnich miesiącach w Orlenie zakończyło się ponad 50 kontroli obejmujących czasy, gdy spółką rządził Obajtek. Straty na ten moment to co najmniej 5 mld zł. Kolejnych kilkadziesiąt audytów jest w toku. Tego oczekiwałem od Ministerstwa Aktywów Państwowych i od nowego zarządu Orlenu, żeby spokojnie - tu nie chodzi o politykę - żeby zaczęli spokojnie to czyścic, i wtedy, kiedy będą gotowi, żeby o tym informować opinię publiczną, więc spodziewajcie się państwo kolejnych informacji. Obecny zarząd zarzuca poprzednikom m.in. nieuzasadnione wydatki i nadużycia uprawnień. Chodzi o fuzję Orlenu z Lotosem i późniejszą sprzedaż udziałów w Rafinerii Gdańskiej na rzecz Saudi Aramco. Szkoda mogła wynieść 4 mld zł, a w tej sprawie są wnioski do prokuratury. Jest też sprawa OTS - szwajcarskiej spółki Orlenu. Za niedostarczoną ropę przekazała zaliczkę - ponad 1,5 mld zł. Nikomu nieznanych spółek, które następnego dnia zniknęły. Pieniędzy dotąd nie zwrócono. Zarzuty dotyczą także budowy kompleksu Olefiny, który miał - według pierwotnych wyliczeń - kosztować 13 mld zł. Ostateczna kwota może sięgnąć nawet 50 mld. Inwestycje, które nie powinny być robione, które przynoszą straty. Inwestycje, które są wpisywane w straty, i to są miliardy, które obniżają wynik finansowy Orlenu. PiS broni swojego europosła. Tamten zarząd stworzył potęgę Orlenu, przypominam, że dokonał fuzji z paroma innymi firmami. Daniel Obajtek i byli członkowie zarządu Orlenu zorganizowali swoją konferencję. Były prezes stwierdził, że za jego czasów koncern był w lepszej kondycji finansowej. Atakował rząd i obecne władze spółki. To są kukły, które generalnie realizują politykę swoich politycznych mocodawców. Po chwili o sobie samym powiedział to: Ja też byłem polityczny, nie boję się tego powiedzieć. Ale miałem odpowiednią siłę, a moi ludzie pracowali. Rządzący mówią wprost: Obajtek wykonywał rozkazy z Nowogrodzkiej, np. sztucznie utrzymywał ceny na stacjach benzynowych. A wzrosty na wykresach Orlenu były wirtualne. Bardzo łatwo jest zrobić zysk w spółce, pokazać go na wykresach, a później się okazuje, że to było wielkie nic. Chwała mu za to, że w końcu przyznał publicznie, że był politycznym nominatem, i teraz za tę polityczną nominację będzie musiał również zapłacić. Jak podaje Radio Zet, Obajtek miał przepisać słynny dworek na Pomorzu na swoją fundację rodzinną, a działki na Mazurach - na syna. Pierwsze pozwy wobec Daniela Obajtka i byłego zarządu Orlenu mogą być w ciągu 3 miesięcy. Julia Przyłębska zrzekła się funkcji prezesa Trybunału Konstytucyjnego. Na kilka dni przed końcem swojej sędziowskiej kadencji w Trybunale. Prezesem Trybunału była od 2016 roku. Obecnie rządzący zarzucali jej sympatyzowanie z PiS i wielokrotnie podważali legalność jej wyroków, zarzucając jej upolitycznienie instytucji. Kandydatów na jej następcę poznamy 6 grudnia. Oglądają państwo "19.30", za chwilę pytania o przeszłość kandydata na prezydenta, a także... Nie chcemy być częścią Rosji. Gruzja na rozdrożu. Państwo pod rządami Gruzińskiego Marzenia straciło wszystkie swoje niezależne instytucje. Patrol nad Odrą. Zdarzają się stłoczeni w bagażniku ludzie. Psie szczęście na święta. Miłość, którą nam daje, my oddajemy też dla niej. Nic nie zastąpi im domu, takiego prawdziwego domu. Prawdy, półprawdy i zupełne kłamstwa - tak krążące informacje na swój temat komentuje Karol Nawrocki, odnosząc się do raportu, który miał być przygotowany na zlecenie PiS. W raporcie miano opisać m.in. kontakty obecnego prezesa IPN z trójmiejskim półświatkiem i środowiskami neonazistowskimi. O tym, czy przeszłość może mieć wpływ na teraźniejszość i przyszłość kandydata obywatelskiego. To jest w porządku gość, to nie jest laluś z Warszawy. Tak politycy PiS-u chcieliby, żeby ich kandydat był postrzegany. Sam kandydat też chętnie opowiada o przeszłości. Ja także jestem zwykłym Polakiem. Zgrabnie pomijając istotny element swojej biografii. Pan Karol Nawrocki zna się z innymi neonazistami i bardzo brutalnymi przestępcami z Gdańska. To nie publicystyczny komentarz polityka Koalicji Obywatelskiej. Ale fragment tego raportu, który powstał - uwaga - na zlecenie PiS-u. I powstał jeszcze przed ogłoszeniem Nawrockiego. W raporcie szczegółowo opisano kontakty kandydata PiS-u w trójmiejskim półświatku. Głównymi postaciami są neonaziści: Grzegorz H. - w raporcie określony jako hitlerowiec, należący do nielegalnej neonazistowskiej organizacji, oraz Olgierd L. - gangster, skazany m.in. za sutenerstwo. Olgierd wynajmował mieszkania, umieszczał w nich prostytutki, które oddawały mu połowę zarobionych pieniędzy. Kiedy kobiety chciały zrezygnować, były bite i zastraszane. Według analizy Nawrocki "doskonale orientuje się, jaka jest ich przeszłość i poglądy". Tak samo jak w przypadku "Wielkiego Bu", sutenera występującego we freak fightach. Ta znajomość jest uwieczniona nawet na zdjęciu. Każdy z nas spotyka się, przecina się z różnymi osobami, w jakichś zawodowych kontekstach czy związanych z zainteresowaniami. Pan się kiedyś przeciął z sutenerem albo hitlerowcem? Nie mam na ten temat wiedzy. Tak politycy PiS-u próbują bronić swojego kandydata. Sam Nawrocki mówi dziś, że raport jest głęboką manipulacją. Prawd, półprawd i zupełnych kłamstw. Choć nie precyzuje, co jest prawą, a co kłamstwem. I w tej narracyjnej obronie można się już pogubić. Bo wczoraj kandydat PiS-u raportu nie znał. Nie wiem, o jakim raporcie pan mówi. Dziś przyznaje, że jednak o raporcie wiedział. Miałem świadomość, że jest taki raport. Co stoi w sprzeczności z tym, co mówią politycy PiS-u. Nie było takiego raportu, bo po co ma powstawać jakiś raport, jeżeli osoba utrzymuje dostęp do informacji niejawnych, do poziomu "ściśle tajne". Będziemy się pytać i dopytywać, czy w sposób właściwy, prawidłowy ta osoba była sprawdzana pod kątem bezpieczeństwa. Doniesienia o przeszłości Nawrockiego politycy PiS-u teraz próbują przekuć w polityczne złoto. N tym też polega jego siła, że on jest zupełnie, normalnie naturalny. Każdy z nas, ludzi mieszkających w małych miasteczkach, ale nie w elitarnych miasteczkach, tylko wśród zwykłych ludzi, może także i na klatce schodowej spotkać trudnych partnerów. Od razu zareagowali partyjni koledzy Trzaskowskiego. Nie mieszkał w willach i domach jednorodzinnych. I dodają, że to nieudolna próba wyjścia z problemu, jakim okazał się "eksperyment z Nawrockim". Porównanie Nawrockiego i Trzaskowskiego to jest porównanie zawodowca z amatorem. Rafał Trzaskowski, który dziś w roli prezydenta Warszawy rozdawał medale za wieloletnie pożycia małżeńskie, nie chciał komentować ciemnej strony przeszłości swojego kontrkandydata. Rzecznik PiS zapowiedział, że partia skieruje pozew przeciwko posłom Platformy, zarzucając im kłamstwa. Tematem kampanii wyborczej zajmuje się dziś program "Bez retuszu". Marek Czyż i jego goście już na państwa czekają. Początek o 20.18 w TVP INFO. Antyrządowe demonstracje w Gruzji nie ustają. Na ulicach stolicy po jednej stronie demonstrujący, po drugiej - brutalnie tłumiący manifestacje, używający armatek wodnych i gazu łzawiącego - robocopy, jak opozycjoniści nazywają siły specjalne. Szkoły i uczelnie wyższe zawiesiły zajęcia, a wielu ludzi zamiast do pracy, wyszło na ulice. Gruzini chcą być w Europie, ale to nie jest łatwa droga. Gruzini nie odpuszczą. Setki tys. ludzi ma tylko jedno żądanie. Nie chcemy być częścią Rosji. Chcemy być częścią Europy i należymy do Europy. I to jest nasze żądanie, żebyśmy należeli do Europy. Przed gruzińskich parlamentem protest przerodził się w bitwę - służby kontra demonstranci. Protestujący w niebo wystrzeliwali petardy, a służby w ludzi kierowały armatki wodne i gaz łzawiący. Do tego całą noc trwały zatrzymania - w moskiewskim stylu. Łącznie 224 osoby zostały zatrzymane na podstawie Kodeksu wykroczeń administracyjnych za akty drobnego chuligaństwa, stawiania oporu policji i lekceważenia organów ścigania. Brutalne metody policji nie są w stanie jednak powstrzymać Gruzinów, efekt jest wręcz odwrotny - na ulice każdego dnia wychodzi ich coraz więcej. Męczy mnie to, że nasz rząd nie słyszy tego, czego pragną ludzie. Jestem tu z bardzo prostego powodu, aby bronić mojej europejskiej przyszłości i demokracji w moim kraju. Uczestniczyliśmy w wyborach i były one ewidentnie sfałszowane. Opozycja wzywa Gruzinów, by brali urlopy i dołączali do zgromadzeń. Dziś przed szkołami strajkowali nawet uczniowie. Na wojnę z rządem idzie też prezydentka Gruzji - Salome Zurabiszwili nie ustąpi ze stanowiska, dopóki legalny parlament nie wybierze nowego prezydenta. Wszystko się rozpada. Państwo pod rządami Gruzińskiego Marzenia straciło wszystkie swoje instytucje. Nie ma ani jednej niezależnej instytucji, poza prezydenturą. Nie obyło się bez komentarzy z Moskwy. Szalona ciocia Salome bełkotała, że nie opuści swojego miejsca, ponieważ nie uznaje wyników wyborów. Kiedyś za takie stwierdzenia wieszano ludzi na latarniach. Samozwańcze władze dolewają oliwy do ognia. Gruzińskie Marzenie rozważa delegalizację partii opozycyjnych. W Tbilisi jest Bartłomiej Bublewicz. Śledzisz te gorące wydarzenia na miejscu. Nas zmroziła informacja o pracowniku TVP, który został zaatakowany, gdy filmował zamieszki. Czy jego zdrowiu zagraża niebezpieczeństwo? Michał czuje się dobrze. Potwierdza się to, przed czym ostrzegano nas, że dziennikarze i niezależne organizacje stały się celem władzy, a także celem policji, która została wysłana do tłumienia protestów. Ale Gruzini nie odpuszczają. Chcą powrotu na ścieżkę proeuropejskiej demokracji. Piąty dzień z rzędu trwa wielotysięczny protest w Tbilisi. Policja próbuje odepchnąć protestujących od budynku parlamentu, Od ponad roku na polsko-niemieckiej granicy znowu są kontrole. Kolejki spowolniają podróż, ale kontrole przynoszą wymierne korzyści. Ograniczają nie tylko liczbę nielegalnych przekroczeń granicy. Od ich wprowadzenia udało się już zatrzymać kilka tys. przestępców, za którymi wystawione były międzynarodowe nakazy aresztowania. Ruszają o świcie. Lepiej zabrać więcej, nigdy nie wiadomo, co przyniesie dzień. Patrolują 80-kilometrowy odcinek wzdłuż granicy z Polską. Będziemy im towarzyszyć przez następne godziny. Powiedziano nam, że trzeba liczyć się ze wszystkim. Również z najgorszym. Przeszukanie samochodu czy domu jest najbardziej niebezpieczną policyjną czynnością. Przeszukiwana osoba może się przygotować, my - nie. Ponad rok temu na polsko-niemieckiej granicy Niemcy wprowadzili wyrywkowe kontrole. Od września kontrolują na wszystkich swoich granicach. Można było się tego spodziewać, patrząc na sytuację w Europie. Czy kontrola granic jest priorytetem? Tak, oczywiście. Zapobieganie nielegalnej migracji i ochrona granic jest jednym z naszych głównych zadań. Tu we Frankfurcie nad Odrą najczęściej mamy do czynienia ze szlakiem białoruskim. Od wprowadzenia kontroli do końca października policja federalna we Frankfurcie nad Odrą zatrzymała ponad 5,5 tys. osób, które nielegalnie próbowały przekroczyć granicę. Zawrócono niemal 4,5 tys. z nich. Zdarzają się sytuacje kuriozalne. Stłoczeni w bagażniku ludzie - do głowy nawet by nie przyszło, że może się w nim zmieścić jedna osoba. Ten biały bus ma rejestrację spoza UE i przyciemnione szyby. Ruszamy za nim. Proszę prawo jazdy, dokumenty pojazdu i od wszystkich dowody. To Ukraińcy w drodze do Holandii, do pracy i bliskich - nota bene kilka dni przed wprowadzeniem przez Holendrów kontroli granicznych. Mieli pieczątki wjazdu, konieczne pozwolenia, wszystko się zgadzało. Jedziemy dalej. Najpierw: obserwacja, potem sprawdzenie rejestracji i właściciela podjazdu. Zachowanie pasażerów, szczególnie kierowcy, wiele zdradza. Czasem na tej podstawie decydujemy, czy kontrolować dany samochód. Polegamy na naszej intuicji. Tych kilku mężczyzn przybyło z Syrii. Zostawili ich przemytnicy na drodze w pobliżu granicy. Ta grupa to też głównie Syryjczycy, 30 osób, wśród nich dzieci. Ale wielu przemytników dowozi też ludzi do granicy i pozostawia ich po polskiej stronie. Wysyłają ich piechotą albo kupują bilet na pociąg. Sami na teren Niemiec nie wjeżdżają, by uniknąć ryzyka. Na zakończenie jedziemy na zieloną granicę. Nad Odrę. Niech pani spojrzy, jak silny jest prąd. Wejście do rzeki byłoby zbyt ryzykowne. Ale oczywiście może zdarzyć się, że gdzieś czeka łódka, która ma przewieźć migrantów do Niemiec. Zbroimy się. Do Polski dotarł kolejny transport nowych czołgów M1A1 Abrams. Zdaniem ekspertów ten pojazd to jeden z najlepszych czołgów na świecie. Ma gładkolufową armatę kalibru 120 mm i 3 karabiny maszynowe. Porusza się z prędkością powyżej 60 km/h. Na pełnym baku może przejechać prawie 500 km. Ale to nie jedyne zakupy dla polskiej armii. Potęga na gąsienicach. Kolejne, nowoczesne czołgi Abrams M1A1 dotarły do naszych żołnierzy broniących wschodniej granicy. To kolejna transza ciężkiego amerykańskiego sprzętu, która trafiła do żołnierzy 19. Lubelskiej Brygady Zmechanizowanej. A konkretnie do 1. batalionu w Żurawicy, pod Przemyślem. Cały system kierowania ognia jest tak przyjazny dla użytkownika, że wszystko sam oblicza. Temperaturę powietrza, amunicji, to wszystko komputer sam przelicza, my nie musimy się tym w ogóle przejmować. Dzięki abramsom do lamusa odeszły radzieckie czołgi T-72. Amerykański sprzęt nie ma już przed naszymi żołnierzami żadnych tajemnic. Szkolenia odbywają się regularnie i praktycznie cały batalion, czyli wszyscy funkcyjni w załogach, już są przeszkoleni i przygotowani do rozpoczęcia kolejnego szkolenia, już w pododdziałach, bo to jest podzielone na wiele etapów. Polska jest jednym z największych użytkowników czołgów Abrams w Europie, nasi żołnierze docelowo będą mieli do dyspozycji ponad 200 takich maszyn wraz z wozami zabezpieczenia technicznego. Praca z abramsami trwają nie tylko na poligonie, ale także w potężnych halach remontowych. Aby to urządzenie, ten komponent czołgów Abrams, był sprawny, i to muszą sprawdzić mechanicy czołgów Abrams, i to muszą wykonać. Aby w dalszej fazie ten czołg nas nie zawiódł. Kolejnym wzmocnieniem naszych granic będą norweskie F-35, które służyć będą na podrzeszowskiej Jasionce w ramach ochrony wschodniej flanki NATO. A my ciągle się dozbrajamy. Generał brygady Artur Kuptel podpisał letter of acceptance, czyli umowę zawieraną z rządem USA, Pod tą skomplikowaną nazwą kryje się niepozorna, ale zarazem śmiercionośna rakieta przeznaczona dla naszych myśliwców F-16 i F-35. Mierząca zaledwie 3 metry i ważąca niecałe 90 kg rakieta osiąga prędkość 3 tys. km/h. Są to najnowocześniejsze pociski krótkiego zasięgu, jakie ma w swoim arsenale lotnictwo Stanów Zjednoczonych. Polska więc dołączy do klubu państw dysponujących tą zaawansowaną technologią. Rząd zapowiada kolejne wzmocnienia naszej armii, m.in. marynarki wojennej. Myślę, że jesteśmy na dobrym etapie, żeby te zdolności w wyposażeniu w nowe okręty podwodne dla marynarki wojennej uzyskać, podpisać w przyszłym roku stosowne kontrakty, żeby to ruszyło. Według ekspertów, czym głośniej mówimy o naszych zamiarach, tym ciszej będzie na naszych granicach. Kilkadziesiąt lat temu byłoby to nie do pomyślenia. Takie zakupy i wprowadzanie nowego uzbrojenia odbywało się w wielkiej tajemnicy i miało to być elementem zaskoczenia w czasie wojny. Teraz ogłaszanie wszem i wobec służy temu, żeby do tej wojny nie doszło. 4 osoby ranne , w tym dwoje dzieci - to bilans wypadku, do którego doszło w warszawskiej dzielnicy Wesoła. Samochód uderzył w ogrodzenie szkoły. Z relacji świadków zdarzenia wynika, że kobieta kierująca samochodem w pewnym momencie pomyliła biegi i zamiast wycofać, dodała gazu i staranowała bramę szkoły. Brama przygniotła grupkę dzieci. Poszkodowane zostały 4 osoby, w tym troje dzieci, które z obrażeniami kończyn zostały przetransportowane do szpitali. Smutna wiadomość dla wszystkich fanów piłki nożnej. Nie żyje Lucjan Brychczy. Legendarny piłkarz miał 90 lat. Z Legią Warszawa 4-krotnie wywalczył tytuł mistrza kraju. Rozegrał prawie 400 spotkań, strzelił 182 bramki, co czyni go drugim najskuteczniejszym strzelcem polskiej ligi. Był także reprezentantem Polski i jej wieloletnim kapitanem. Zima to dla nich najtrudniejszy czas, ale jest sposób, by pomóc bezdomnym zwierzętom. W ramach akcji "Charytatywna choinka" można wesprzeć ponad 1300 czworonogów w całym kraju. Zbiórka właśnie wystartowała, sami wybieramy, jakiego zwierzaka obdarujemy i co konkretnie do niego trafi. To, czego najbardziej potrzeba teraz, to dobra wola, by pomóc. Grześ, Revan i Rexxar - temperamenty mają różne, ale potrzeby podobne. W naszych rękach to, czy uda się je zaspokoić. My, zwierzaki, też lubimy prezenty na święta. Teraz każdy ma możliwość wybrać konkretnego psa lub kota i sprezentować mu dokładnie to, czego potrzebuje. W całej Polsce czeka 1300 bezdomniaków z 57 schronisk. Na liście - najbardziej potrzebujący. Zawsze sugerujemy się tym, że zwierzęta są długo u nas w schronisku, są to psiaki, które latami u nas przebywają, i też psy starsze, które potrzebują pomocy coraz bardziej i jeszcze więcej. A dzięki "Charytatywnej choince" pomóc można w bardzo łatwy sposób. Wystarczy wejść na stronę karmimypsiaki.pl i odnaleźć konkretnego psa lub kota, przeczytać jego historię i zobaczyć, czego konkretnie mu potrzeba. To są głównie karmy albo zabawki, albo suplementy, albo leki, opłacamy wybrane przez siebie produkty i my potem pakujemy na palety, po zakończeniu akcji wysyłamy całe tony różnych palet, różnych produktów do schronisk. Termin akcji - nieprzypadkowy. Zima to w schroniskach dla bezdomnych zwierząt czas wyjątkowo trudny. Każda pomoc w postaci dobrej jakościowo karmy, wszystko to, co robimy, żeby ocieplić im boksy, zabezpieczyć budy, zadbać o ich otoczenie przyczynia się do tego, że jest im choć troszeczkę łatwiej przeżyć tę zimę w schronisku. Tu w Świdnicy nie tylko czekają na świąteczne prezenty, ale już szykują się do nadchodzących mrozów. Budy przemoknięte podczas fali opadów, które wywołały na Dolnym Śląsku powódź, są wymieniane i docieplane. Jako że rok do roku liczba adopcji maleje, psy i koty można stąd zabrać także na samą zimę. Nie każdego np. stać, nie ma możliwości, żeby wziąć psa na stałe do siebie, i taki tymczas, myślę, że to jest fajna sprawa, i dla człowieka, że może pomóc, i dla tego psa przede wszystkim, który może tę zimę spędzić w ciepłym domu. Frania ma szczęście, trafiła do nowego domu 2 miesiące temu - na stałe. I choć ma swoje potrzeby, to potrafi też dać dużo od siebie. To jest pies, który potrzebuje dużo energii, bardzo dużo uwagi, ale miłość, którą nam daje, my oddajemy też dla niej. W schroniskach w całej Polsce żyje ponad 120 tys. bezdomnych psów i kotów. Docenią każdą pomoc, ale najbardziej liczą na to, że schronisko to dla nich tylko poczekalnia. Luksusowe koce, najlepsza karma - nic nie zastąpi im domu, takiego prawdziwego domu, który zrozumie ich potrzeby i będą sobie żyli długo i szczęśliwie. W "19.30" to tyle. Za chwilę Pytanie Dnia. Justyna Dobrosz-Oracz w rozmowie z ministrem Maciejem Berkiem. My wracamy jutro. Dobranoc i do zobaczenia.