W środę do Polski przyjedzie prezydent Zełenski. Chce się spotkać z uchodźcami wojennymi z Ukrainy i przekazać ważne słowa Polakom. Dobry wieczór, Edyta Lewandowska, witam i zapraszam na "Wiadomości". A oto co dziś w programie. Już w środę historyczna wizyta prezydenta Ukrainy w Warszawie. Będzie to taki symboliczny gest podziękowania i zawiązanej przyjaźni. Dla Kijowa Warszawa jest bardzo ważną stolicą, najważniejszym teraz partnerem. Czas odjaniepawlić polską świecką przestrzeń publiczną. Atak opozycji i tłumy Polaków, którzy stanęli w obronie św. Jana Pawła II. Opozycja chce podważyć autorytet naszego papieża, to jest zaplanowana strategia. Jest to ohydne działanie, podłe działanie. Kilka razy w roku zdobywałam Śnieżkę. A teraz leżę na kanapie i czekam aż przyjdzie lepszy dzień. Endometrioza - groźna choroba, jak ją zdiagnozować? Ona aż mi wchodziła na jelito grube. Rozsiana była po całości. To będzie historyczna wizyta. Pojutrze do Warszawy przyjedzie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Spotka się z prezydentem Andrzejem Dudą i premierem Mateuszem Morawieckim. Planowane jest też specjalne przemówienie do Polaków na Placu Zamkowym, w sercu Warszawy. Na zaproszenie prezydenta Dudy w środę do Warszawy przyjedzie prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Na agendzie rozmowy przywódców w Pałacu Prezydenckim o najważniejszych dziś sprawach dla naszych krajów i naszego regionu. Chcemy, żeby agenda rozmów była pełna, aby dotyczyła też spraw ważnych dla Polski, dla polskiego bezpieczeństwa. Relacje dwustronne przede wszystkim. Pomoc Polski świadczona Ukrainie, ukraińska odpowiedź na nią, relacje pomiędzy naszymi społeczeństwami, które stały się tak ważne i ciepłe, jak nigdy dotąd. Ukraiński przywódca spotka się też z premierem Mateuszem Morawieckim. To będzie dyskusja na temat spraw strategicznych związanych z sytuacją na froncie, wewnątrz Ukrainy. Na pewno będzie rozmowa dotyczyła sytuacji bezpieczeństwa w regionie, ale również z pewnością pojawią się bilateralne kwestie polsko-ukraińskie. Podobnie jak amerykański prezydent Joe Biden Wołodymyr Zełenski też chce spotkać się z Polakami, którzy w chwili próby pomogli jego rodakom. W środowy wieczór na Placu Zamkowym w Warszawie planowane jest wspólne wystąpienie Andrzeja Dudy i Wołodymyra Zełenskiego. Strategiczne partnerstwo, jeżeli chodzi o Polskę i Ukrainę, ma miejsce. Dla Kijowa Warszawa jest bardzo ważną stolicą, najważniejszym właściwie teraz partnerem. Każdy może być świadkiem tego historycznego dla polsko-ukraińskich relacji wydarzenia. Kancelaria Prezydenta RP zaprasza Polaków i naszych ukraińskich gości w środowy wieczór na Plac Zamkowy w Warszawie. Wystąpienie prezydenta Zełenskiego ma być formułą podziękowania dla Polaków za to, co przez te ostatnie miesiące zrobili dla Ukraińców. Będzie to taki symboliczny gest podziękowania i zawiązanej przyjaźni. Amerykański magazyn "Foreign policy" pisze nawet o unii polsko-ukraińskiej. Razem stawiamy opór rosyjskiej agresji także na polu dyplomatycznym. Rosja przejęła właśnie przewodnictwo w Radzie Bezpieczeństwa ONZ. Te reguły są po prostu oburzające, w sytuacji, w której agresor może być nie tylko przewodniczącym tej rady, ale przede wszystkim zachowuje swoje prawo weta. Jednym z symboli naszych relacji była wizyta 4 europejskich liderów na czele z prezesem PiS Jarosławem Kaczyńskim i premierem Mateuszem Morawieckim w oblężonym wówczas Kijowie. Są przywódcy, przede wszystkim przywódcy Polski, którzy nie boją się tych okoliczności, którzy podjęli odważną politycznie decyzję, ale także odważną pod względem czysto ludzkim decyzję, by udać się do bombardowanego Kijowa. Ukraińcy wtedy tego potrzebowali. W Kijowie gościł też prezydent Andrzej Duda. W środę kolejna historyczna wizyta - tym razem Wołodymyra Zełenskiego w Polsce. Wsparcie Ukrainy i koordynacja pomocy Zamach bombowy w centrum Petersburga. W jego wyniku zginął bloger, który wielokrotnie atakował Ukraińców i wychwalał rosyjską agresję na Ukrainę. Rosyjskie służby namierzyły podejrzanych, ale nie wszyscy - także w Rosji - wierzą w propagowaną przez Kreml wersję wydarzeń. To moment, w którym doszło do wybuchu. Ładunek ranił 30 osób i zabił popularnego prokremlowskiego blogera Władlena Tatarskiego. Na początku byłem w szoku, że coś takiego się wydarzyło w naszym mieście. Znowu zamach, po 6 latach od wybuchu w metrze. Potem usłyszałem, że zginął Władlen, a właściwie Maxim. Maxim Fomin znany jako Władlen Tatarski był jednym z czołowych propagandystów Moskwy. Otwarcie popierał atak na Ukrainę, mimo że sam się tam urodził. Pochodzi z terytorium Donbasu i tam prawdopodobnie przystąpił do tzw. separatystów, czyli sił rosyjskich, i znalazł drogę do Grupy Wagnera. Komitet Śledczy Rosji poinformował o zatrzymaniu mieszkanki Petersburga Darii Trepowej podejrzanej o udział w zamachu. To ona miała wnieść do lokalu figurkę, w której umieszczony był ładunek. Na liście poszukiwanych znalazł się także jej mąż i znajomy, u którego się zatrzymała. To są ludzie związani z opozycją, w każdym razie na pewno ludzie, którzy protestowali przeciwko wojnie, natomiast ona zapewnia, że jest przeciwko wojnie, ale nie posunęłaby się do tego typu działań. Tu pojawia się pytanie: kto ją wykorzystał?. Czy rozumiesz, za co zostałaś zatrzymana? Rozumiem. Za co? Za bycie w miejscu, gdzie zabito Władlena Tatarskiego. Co zrobiłaś? Przyniosłam statuetkę, która eksplodowała. Moskwa próbuje zrzucić odpowiedzialność za zamach na ukraińskie służby specjalne, które miałyby współpracować z fundacją Aleksieja Nawalnego. Jednak w taki scenariusz nie wierzy nawet Jewgienij Prigożyn, twórca Grupy Wagnera, który podkreśla, że to wewnętrzne rosyjskie porachunki. Pamiętajmy, że do zamachu doszło w lokalu należącym do Prigożyna, celem był człowiek sympatyzujący z wagnerowcami, więc tutaj należy brać pod uwagę tego typu opcję. Bo chociaż Putin wykorzystuje wagnerowców podczas wojny na Ukrainie, to już zbyt duże ambicje samego Prigożyna mogą mu się nie podobać. W latach 90. doprowadziła do upadku firm i tragedii wielu rodzin. Teraz może wrócić za sprawą polityków opozycji. Mowa o terapii szokowej, jaką w polskiej gospodarce zastosował Leszek Balcerowicz. Dziś ekspert opozycji znów wzywa do podobnych działań i zapowiada powrót prywatyzacji. To najnowsza spółka, która wróciła do Skarbu Państwa. Polska Grupa Energetyczna właśnie sfinalizowała przejęcie PKP Energetyki od prywatnego funduszu z Luksemburga. Teraz zyski spółki zostaną w Polsce. Przynajmniej do wyborów. Bo jeśli opozycja przejmie władzę, to wróci plan wyprzedaży majątku narodowego. Nie będę używał słowa "prywatyzacja", bo to się źle kojarzy, ale de facto chodzi o odpolitycznienie gospodarki. No dobrze, ale Orlen, PGE, PGNiG - czy to ma być też sprywatyzowane? Też ma się odpolitycznić te firmy? Tak. Leszek Balcerowicz, który jest twórcą największego programu wyprzedaży majątku państwowego, chce powrotu tej kontrowersyjnej polityki. I to mimo że wojna pokazała, jak ważne jest, by państwo miało spółki, które w razie kryzysu zabezpieczą dostawy węgla, gazu czy ropy. Pan by sprzedał Orlen? Oczywiście. Balcerowicz to kolejny ekonomista kojarzony z opozycją, który w ostatnich miesiącach zapowiada plan powrotu masowej prywatyzacji. Firmy paliwowe? Energetyczne? Porty? Mają być prywatne? Lotniska? Tak, mają być prywatne. Czyli wszystko prywatyzować? No oczywiście. Wspierający opozycję ekonomiści planują akcję wyprzedaży majątku narodowego o skali przypominającej podobna akcję z początku lat 90. Prywatyzacja jest modą światową. Wielu Polaków do dziś pamięta gehennę terapii szokowej Balcerowicza. Dużo ludzi cierpiało i znam osobiście takich ludzi. Ludzie nie mieli czego jeść, naprawdę. Nie mieli gdzie zaczepić się do pracy. Firma po prostu padła, no i ja znalazłam się na lodzie. No i tak po prostu mi się kojarzy Leszek Balcerowicz. Mimo takich tragedii Leszek Balcerowicz jest przedstawiany przez polityków PO jako autorytet ekonomiczny. Leszek Balcerowicz? Wolałbym go nie kojarzyć w ogóle. Tak rządził, że rozpieprzył całą Polskę. Żyłam już w tych czasach, kiedy on te wszystkie reformy robił, więc ja bym takiego Leszka Balcerowicza już nie chciała. Polityka nieobecności państwa w gospodarce to częsty postulat polityków PO. Stąd krytyka programów społecznych PiS oraz korzystających z nich Polaków. Biorą i nic nie dają społeczeństwu - i to jest to rozdawnictwo. To jest tworzenie tych marginesów społecznych, w czym się PiS wyspecjalizował. Politycy Platformy już wielokrotnie szukali okazji, by ograniczyć programy społeczne. Gdy w całej Europie szalała inflacja, jeden z posłów PO zaproponował zawieszenie wypłat dodatkowych emerytur. Może jednak zawiesić czternastkę, te osoby otrzymując pieniądze, wydają te pieniądze i nakręcają tę inflację. My jako rodziny mamy obawy, że jednak oni tylko mówią, że nie cofną, ale w rzeczywistości cofną. Oficjalnym powodem krytyki programów społecznych jest ich wpływ na finanse publiczne, choć te są w dobrej kondycji mimo światowych zawirowań. Musimy właściwie odpowiedzieć na czas przełomu. Ważne jest, żeby nasza polityka gospodarcza była stabilna, przewidywalna. Wbrew obawom opozycji po 7 latach działania takich programów jak "Rodzina 500 plus" finanse państwa są w lepsze kondycji niż za poprzedniego rządu, który nie musiał zmagać się z pandemią czy skutkami wojny. A teraz w "Wiadomościach" o próbie zamknięcia ust dziennikarzom. Dziś w sądzie okręgowym w Warszawie odbyło się posiedzenie w sprawie wytoczonej przez Donalda Tuska przeciwko redaktorowi naczelnemu "Gazety Polskiej". To kolejny z procesów wytoczonych przez Tuska dziennikarzom - m.in. za cytowanie jego własnych słów. Tusk domaga się także zablokowania emisji filmu TVP ujawniającego kulisy prorosyjskiej polityki prowadzonej przez jego rząd. Tym razem na celowniku szefa PO znalazł się redaktor Tomasz Sakiewicz i "Gazeta Polska". Donald Tusk obawia się, że dziennikarze będą go opisywać takim, jakim jest. No nie ma większej krzywdy dla Donalda Tuska, niż wypomnieć jego wypowiedzi, przypomnieć kim był, co mówił. On to uważa za brutalny atak. Za przypominanie jego własnych słów i własnych działań Donald Tusk pozwał także TVP. Chodzi m.in. o te słowa: Fur Deutschland. Tusk domaga się sądowego zakazu cytowania jego własnego publicznego przemówienia. Pozwał też autora filmu "Nasz człowiek w Warszawie" pokazującego bliskie relacje rządu Tuska z reżimem Władimira Putina. Tusk domaga się zablokowania emisji filmu. To nie jest tak, że jest jakiś konkretny fragment w filmie, który Donald Tusk stwierdził w pozwie, że jest nieprawdziwy albo zmanipulowany. Jemu po prostu nie podoba się to, że ktoś przypomina jego prorosyjską politykę. Prawdziwe wypowiedzi Tuska i fakty o jego działaniach jako szefa rządu dziś w świetle rosyjskiej agresji na Ukrainę są dla niego druzgocące. Dlatego lider opozycji nie chce pozwolić na to, by dziennikarze przypominali jego słowa sprzed lat. Przypominać, jak wyglądały jego rządy, przypominać, co mówił do polityków niemieckich, jak zachwalał Angelę Merkel i jej europejską politykę. Widzimy na wschodzie, widzimy morze krwi, widzimy pożary, widzimy gwałty, mordy i zniszczenia. To jest pośredni skutek - a może i bezpośredni - polityki Angeli Merkel, ale on o tym nie chce pamiętać, stąd taka jego wściekłość. Oraz seria pozwów sądowych wymierzonych w dziennikarzy. Pojawiają nam się wyjątkowo wysokie żądania odszkodowania. To są kwoty rzędu 100 tys. zł. To naprawdę działa mrożąco na całe środowisko. Po prostu każdy inny dziennikarz ma się kilka razy zastanowić, zanim w ogóle podejmie temat. W polskim prawie prasowym jest jasno powiedziane, że wyroki sądu nie mogą zmierzać do osiągnięcia efektu mrożącego i rujnującego wobec mediów. Te pozwy Tuska moim zdaniem mają taki charakter. One mają wyciszyć, one mają zamknąć usta. Czego obawia się lider opozycji? Przede wszystkim tego, że takie krytyczne opinie na jego temat, które są udowadniane w tych materiałach dziennikarskich, po prostu dotrą i przebiją się do szerokiej opinii publicznej. Ale próba zamknięcia ust dziennikarzom się nie powiedzie. Druga część filmu o relacjach Donalda Tuska z Berlinem i Moskwą - "Ich człowiek w Brukseli" - już wkrótce na antenach TVP. Prawicowy wiatr zmian w Europie. Po Włoszech czy Holandii teraz konserwatywne ugrupowania wygrywają wybory w Finlandii. Jest to spowodowane głównie kryzysem gospodarczym, Eksperci wskazują również na zmęczenie Europejczyków lewicowymi ideologiami. Finlandia wraca na prawą stronę politycznej mapy Europy. Według danych ze wszystkich komisji wyborczych wybory parlamentarne wygrała liberalno-konserwatywna Koalicja Narodowa. Ugrupowanie otrzymało 20,8% głosów. 2. miejsce zajęła z wynikiem 20,1% narodowo-konserwatywna partia Finowie. Myślę, że jesteśmy wyraźną alternatywą dla lewicowego rządu, a ludzie bardzo martwią się o naszą gospodarkę. Mamy dobry program: jak ożywić naszą gospodarkę, jakie reformy zamierzamy przeprowadzić, i to było nasze przesłanie - naprawimy nasz kraj. Dopiero 3. Miejsce przypadło lewicowej partii SDP dotychczasowej premier Sanny Marin. Jej ugrupowanie dostało 19,9% głosów. Gratulacje dla partii koalicyjnej, gratulacje dla Finów. Demokracja przemówiła. Finowie zdecydowali, że chcą rządów ugrupowań prawicowych, które są za wzmacnianiem planów obronnych Finlandii i dołączeniem kraju do NATO. Sprzeciwiają się za to wielu ideologicznym pomysłom UE. Kilka trudnych lat już za nami. Myślę, że ludzie chcą zobaczyć jakąkolwiek zmianę. Wydaje się, że możemy mówić o pewnego rodzaju zmęczeniu lewicowością i eksperymentowaniem lewicowych ugrupowań w Europie nie tylko w Finlandii, ale wcześniej widzimy również wydarzenia w Holandii. Tam liberalna Partia Ludowa na rzecz Wolności i Demokracji premiera Marka Ruttego przegrała z Ruchem Rolniczo-Obywatelskim Caroline van der Plas. Rządzący już nie traktowali poważnie obywateli w ostatnich latach. Nadszedł czas traktować Holendrów poważnie. Co ciekawe 2 lata temu na ruch van der Plas zagłosowało ponad 100 tys. Holendrów. Teraz prawicowe ugrupowanie uzyskało blisko 1,5 mln głosów. Wszystko przez szaleńczą politykę klimatyczną promowaną przez premiera Ruttego i Unię Europejską. To najbardziej uderzało w rolników i biedniejszych obywateli. Wielu ludzi nie ma wystarczająco dużo pieniędzy na codzienne jedzenie. I to jest naprawdę okropne. Holandia była kiedyś bardzo bogatym krajem. Ale teraz się rozpadamy. UE w dalszym ciągu dąży do odbierania kompetencji państwom członkowskim po to tylko, żeby wprowadzać zasady, które nie będą dobre dla obywateli europejskich, ale będą dobre dla pewnych koncernów, pewnych obszarów i pewnych ideologii, które chcą zmienić całkowicie obraz dzisiejszej UE. To wywołuje sprzeciw wobec rządów, które ślepo popierają niektóre działania Unii. Tak było nieco ponad pół roku temu we Włoszech. Oczekujemy większego skupienia na Włochach, bez ograniczeń narzucanych przez UE. Mieszkańcy kraju z Półwyspu Apenińskiego postawili na prawicowe ugrupowanie Giorgii Meloni, która podobnie jak rząd w Warszawie chce współpracować z Unią, ale sprzeciwia się przekraczaniu kompetencji unijnych przez lewicowych biurokratów. Marsze w obronie Jana Pawła II, które przeszły w całej Polsce, W Wadowicach... Z nadzieją nam kazałeś iść... ...na scenie mali artyści i wielkie gwiazdy podczas widowiska "Nie zastąpi Ciebie nikt". Pełny wadowicki rynek i 2 mln widzów przed telewizorami. W hołdzie temu, któremu tak wiele zawdzięczamy. Całym sobą nieustannie płacił za wolność, ponieważ nie chciał się zgodzić na to, aby historia naszej ojczyzny płynęła "przeciw prądowi sumień". Przeciw prądowi kłamstw i haniebnych oszczerstw na temat św. Jana Pawła wyszły tysiące Polaków. Mimo deszczu i chłodu. Na ulicach dziesiątek miejscowości. Nie mieliśmy okazji za jego życia dać świadectwa, więc chcemy pośmiertnie podziękować mu za to, co zrobił dla naszego kraju. To był dla mnie taki ojciec duchowy i jest do dziś, i tak naprawdę jest dla mnie jedynym autorytetem. Z miłości i wdzięczności dla papieża Polaka... Dużo dobra zrobił dla wszystkich, dla Polaków, i trzeba taki hołd oddać. ...wyszli, by bronić jego dobrego imienia. Z potrzeby serca, mądrości, rozumu. Jest taka chwila, że trzeba bronić godność, honor św. Jana Pawła II. W Warszawie w Narodowym Marszu Papieskim dziesiątki tysięcy ludzi. Plac Zamkowy i okoliczne ulice, Krakowskie Przedmieście - pełne. Tłum był tak wielki, że kiedy na placu Zamkowym nie było już miejsca, tył marszu dopiero wszedł z Marszałkowskiej w Królewską. Trzeba było przyjechać dla niego, po to żeby obronić i jego, i wiarę katolicką. Szli, by wyrazić sprzeciw wobec próby kolejnego zamachu na ukochanego papieża. Tym razem - medialnej. Zaprotestować przeciwko szkalowaniu ojca świętego. Zawsze będziemy stali murem za nim. To odpowiedź na ataki TVN, "Gazety Wyborczej" i części polityków opozycji. Pogłoski o śmierci pokolenia JPII są przedwczesne i istnieje ciągle coś takiego jak przekonanie, że dziedzictwa Jana Pawła II należy bronić, i duża część społeczeństwa chce to jakoś zamanifestować. Co więcej - Polacy pokazują, że pamiętają też o jego nauczaniu. Dla niektórych to problem. Roman Giertych zredukował wielotysięczny marsz do grupy 500 osób. A Klaudia Jachira z PO w rocznicę śmierci św. Jana Pawła II kpiła z wielkiego Polaka. Polski nie wolno zdradzać, nie można Polski plugawić, nie można. A jednak. W Stalowej Woli ten pomnik został oblany czerwoną farbą. Podobnie w Łodzi. We Wrocławiu zniszczono mural wykonany przez tamtejszych kibiców. Próbuje się sugerować różne rzeczy, preparować różne rzeczy, wychodząc z założenia, że jak się rozpuści jakieś kłamstwo w przestrzeni publicznej, to przynajmniej może część tego kłamstwa zostanie ludziom w pamięci. W pamięci Polaków był i pozostaje świętym. I pewnie dlatego zwalczanym za życia i po śmierci. Na to nie ma zgody. Jan Paweł II dla mnie jest osobą świętą! Świętą osobą! Takim jest dla milionów. Dziękujemy dzisiaj za to, że ludzie mediów, TVP, Polskiego Radia, potrafili być z nami, przy św. Janie Pawle II. Zostań z nami, zostań z nami! Marsze w obronie Jana Pawła II, które przeszły w całej Polsce, wywołały trudną do zrozumienia reakcję polityków opozycji i wspierających ich publicystów. I przed i po marszu. Lawinowo krytykowali nawet papieskie kremówki. Tłumy na ulicach polskich miast. To nie wszystkim było na rękę. Opozycja chce podważyć autorytet naszego papieża, próbują za wszelką cenę zdyskredytować w oczach opinii publicznej, to jest zaplanowana strategia, oni próbują przede wszystkim podzielić społeczeństwo. "500 osób na Papieskim Marszu w Warszawie. Dla Romana Giertycha to jest 500 osób. Prezydent Warszawy w ogóle marszu nie zauważył, choć - jak widać - był aktywny w przestrzeni publicznej. Komentować nie trzeba. Choć do komentarzy w rzędzie ustawili się publicyści nie kryjący swoich politycznych sympatii. "Gazeta Wyborcza" pisała o "rozrachunkach z Wojtyłą", których rzekomo "nie da się zatrzymać". Pracownicy gazety z Czerskiej w sensacyjnym tonie podali nawet, że wiedzą "kto stoi za marszem w obronie dobrego imienia Jana Pawła II". Tytuł w "Wyborczej" jak w "Trybunie Ludu" w latach PRL. Historia to fakty i pytania, także te najtrudniejsze, i wszystkie rozdziały są jej częścią. A to już główny dziennik stacji TVN - telewizji założonej przez komunistycznych konfidentów, nazywanej największą partią opozycyjną. Mógł nie reagować prawidłowo na informacje o pedofilii w Kościele. Kard. Wojtyła znał przypadki pedofilii i nie zawsze reagował tak, jak powinien. "Fakty TVN, ćwierć wieku pontyfikatu, 14 encyklik, tomy książek, tysiące decyzji, setki wizyt papieskich, 85 lat pięknego życia etc. vs. Jeden 1,5 h reportaż, 1 książka Holendra (łamiące warsztat badań hist.) = 2 minuty krytycznych pytań o pontyfikat? Ani logika, ani arytmetyka". Jan Paweł II w trakcie swojego pontyfikatu, ale także wcześniej, kiedy był arcybiskupem krakowskim, piętnował wszelkie przejawy pedofilii w polskim Kościele. Mówią historycy. Wbrew temu, o co oskarżyła ojca świętego telewizja TVN. Na podstawie ubeckich papierów. Na efekty nie trzeba było długo czekać. To zniszczone: pomnik Jana Pawła II w Łodzi i mural we Wrocławiu. Czas odjaniepawlić wszystkie pomniki i ulice, i budynki użyteczności publicznej w Polsce. Od dłuższego czasu grzmią politycy opozycji. Czas odjaniepawlić polską świecką przestrzeń publiczną. Ci, którzy widocznie nie mieli pomysłu, jak zaatakować, uderzyli w papieskie kremówki, którymi częstowani byli przez przewoźnika pasażerowie. Na specjalne życzenie widzów dziś wrócimy do Wadowic na specjalny koncert w hołdzie św. Janowi Pawłowi II. Ci z państwa, którzy nie widzieli tego wyjątkowego widowiska, mają szansę obejrzeć koncert już za chwilę na antenie TVP 3, start o godzinie 20.00. Dotyka co 10. kobietę na świecie - w Polsce może na nią chorować nawet 3 mln pacjentek. Endometrioza to choroba, o której jeszcze kilka lat temu nie mówiono prawie wcale, a cierpiące kobiety nie miały szans na ratunek. Sytuacja powoli się zmienia wraz ze wzrostem świadomości. Trudna do zdiagnozowania i do leczenia. W wielu przypadkach może zmienić całe życie. Chodziłam w góry, na kijki 50 km, kilka razy w roku zdobywałam Śnieżkę. A teraz moje życie wygląda tak, że leżę na kanapie i czekam, aż przyjdzie lepszy dzień. Endometrioza. Choroba, o której przez wiele lat niewiele wiedzieli nie tylko pacjenci, ale i lekarze. Dziś świadomość jest większa, a reakcja na pierwsze niepokojące objawy - tym samym - szybsza. Często nieświadomie żyjemy z nią latami. Nie ma zrozumienia dla endometriozy. Te kobiety były traktowane jak hipochondryczki - że taka jest ich uroda. To są rzeczy, które są cały czas powtarzane. Dlatego tak ważne jest obalanie powszechnych mitów. Jest pani kobietą, musi pani cierpieć, a jak urodzi pani dziecko, będzie mniej bolesna. Miesiączka wcale nie musi boleć i jeżeli są takie objawy, należy poszukiwać przyczyny. W dużym skrócie: endometrium to błona śluzowa wyściełająca macicę. W przypadku choroby błona może rozrastać się dosłownie wszędzie. Np. w jamie otrzewnej. Objawy u każdej z kobiet mogą być inne. Może to być ból także niezwiązany z miesiączkowaniem. Czyli także taki podczas aktywności fizycznej albo seksualnej. Często pacjentki mają także problemy z płodnością. Bardzo często właśnie wtedy - gdy pojawiają się problemy z zajściem w ciążę - dowiadujemy się o chorobie. Szybkie rozpoznanie może pomóc, nie przekreślając szans na macierzyństwo. Monika Białas diagnozę usłyszała 9 lat temu. Dziś jest po operacji. Ona aż mi wchodziła na jelito grube. Rozsiana była po całości. I to wszystko się udało lekarzom powycinać. I jestem teraz dobrej myśli, że mogę dalej starać się o dziecko. Dzień przed Świętem Kobiet minister zdrowia powołał specjalny zespół ds. endometriozy - to ogromna zmiana, która pomoże w tworzeniu systemu walki z chorobą. 27. Festiwal Wielkanocny Ludwiga van Beethovena jest już na półmetku. Przed niedzielnym koncertem w Filharmonii Narodowej dyrektor generalna przedsięwzięcia Elżbieta Penderecka z rąk wiceszefa resortu kultury Jarosława Sellina odebrała Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. To jest dowód naszej polskiej strony, mojego kraju, który był, jest i będzie i za to jestem ogromnie wdzięczna, że dostałam tak wspaniałe odznaczenie właśnie od ministerstwa kultury i dziedzictwa, co ma dla mnie wielkie znaczenie. Organizatorka licznych wydarzeń kulturalnych, członkini władz wielu międzynarodowych fundacji, założycielka Stowarzyszenia im. Ludwiga van Beethovena - Elżbieta Penderecka za swoje zasługi doczekała się już wielu wyróżnień i odznaczeń. "Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie". Żyjący ponad 400 lat temu autor tych słów, Jan Zamoyski był twórcą nie tylko trzeciej uczelni wyższej w granicach Rzeczypospolitej, mecenasem sztuki i założycielem idealnego miasta - Zamościa, ale przede wszystkim architektem polityki Rzeczypospolitej u szczytu jej potęgi i wielokrotnym zwycięzcą rosyjskich wojsk. "Gra o koronę", to dokument o Janie Zamoyskim, który pokaże Telewizja Polska. Zwycięstwa na polu bitwy Jana Zamoyskiego poprzedziły te polityczne oraz ideowe, którym poświęcił całe życie. Zanim stał się jednym z najpotężniejszych ludzi w złotej Rzeczypospolitej XVI wieku ukończył studia w Padwie, stając się rektorem drugiego uniwersytetu we Włoszech. Postać, do której naprawdę zwracano się w całej Europie z wielką estymą. Po śmierci króla Zygmunta II Augusta, którego był sekretarzem, opowiedział się za wolną elekcją - wyborem monarchy przez szlachtę. Głosił wręcz, że wybieramy króla każdy osobiście, a dlaczego? Dlatego, że poddajemy się, czy możemy się poddawać takiemu rządowi, który każdy z nas uznaje. Pogląd, który był ewenementem w Europie i na świecie, został wcielony w Polsce, wyprzedzając czas. Zamoyski u boku króla Stefana Batorego pełnił dwa najważniejsze urzędy, polityczny - kanclerza wielkiego koronnego oraz wojskowy - hetmana wielkiego koronnego. Okazał się świetnym organizatorem i dowódcą. Mimo że wcześniej nie był doświadczonym dowódcą, to on przygotował i poprowadził armię do zwycięstw nad Rosją, odzyskując Inflanty w 1582 roku. Stosował najnowszą wiedzę, gdy idzie o techniki oblężnicze, czy stosowanie umocnień. Był patronem hetmana Żółkiewskiego, który orężem, a przede wszystkim sprawnością polityczną zajął Kreml. "Gra o koronę" to dokument o Janie Zamoyskim zrealizowany jako współczesna cyfrowa diaporama. Już jutro o 21.05 w TVP1 niezwykła opowieść o Zamoyskim, zrealizowana z wykorzystaniem inscenizacji opartych na malarstwie Jana Matejki oraz udziałem grup rekonstrukcyjnych. To opowieść o miłości, która z jednej strony przynosi szczęście, a z drugiej - ból i cierpienie. "Sen nocy letniej" - jedna z najsłynniejszych sztuk Williama Szekspira - już dziś w Teatrze Telewizji. To opowieść o miłości. O tym, jak się rodzi, rozwija i jak umiera. Wypychamy trochę do przodu historię czwórki młodych ludzi, którzy w spektaklu walczą o wolność swoich uczuć, wolność tego, jakie mogą mieć relacje, i chcą uciec przed światem, który im tego zabrania. Uciekają do ateńskiego lasu. Miejsca wypełnionego magią zdolną kierować ludzkimi emocjami. Jak weszłam na halę, gdzie już była scenografia całkowicie ukończona - robiło to absolutnie niesamowite wrażenie. To też budowało tak naprawdę rolę, ponieważ w innych okolicznościach gra się kompletnie inaczej. Utrzymany w konwencji baśni fantastycznej spektakl wykorzystuje współczesny język teatru i telewizji. Komedia Williama Szekspira pierwszy raz znalazła się w repertuarze Teatru Telewizji. "Sen nocy letniej" na antenie telewizyjnej Jedynki dziś o 21.05.