To jest "19:30", Marek Czyż, witam i zapraszam. Był to błąd. Nie padło "przepraszam". Mamy do czynienia ze zbrodnią wojenną. Będziemy badać, w jaki sposób do tego doszło. Zwykle zapominałem i sobie przypominałem przed lekcją. Koniec prac domowych. Będziemy motywowały dzieci innymi sposobami. Nie zwalnia to od nauki, absolutnie! To jest masakra. Paliwo po 7 złotych! Będzie to dodatkowy impuls inflacyjny. Przypadek był tragiczny, atak - nieumyślny, a ofiary - niewinne, ale tak bywa na wojnie. Tak o tragedii w Gazie mówi izraelski prezydent. Izraelski ambasador w Polsce pozwala sobie komentować dyskusję o barbarzyńskim ataku słowami o antysemityzmie. Minister Sikorski oczekuje od ambasadora pokory i umiaru, a premier Tusk pisze do Netanjahu: "Byliśmy z wami solidarni, a jesteśmy rozczarowani i źli". Ile ważą mądre słowa, a ile niemądre, wobec ciężkiej winy. Incydent. Tragiczny wypadek. Tak atak na konwój humanitarny, w którym zginęło 7 wolontariuszy, w tym Polak, określają władze Izraela. Był to błąd, który nastąpił po błędnej identyfikacji w nocy, podczas wojny, w bardzo złożonych warunkach. Nie powinno do tego dojść. Ale według dziennika "Haaretz" izraelska armia działała bezwzględnie. Z takiego drona odpaliła 3 pociski po kolei w kierunku każdego auta, w którym chcieli schronić się wolontariusze. Izraelczycy twierdzą, że w jednym z nich miał jechać uzbrojony terrorysta. Moja wrażliwość etyczna nie pozwala mi na poświęcenie 7 cywilów, żeby zabić terrorystę, który nie stanowił bezpośredniego zagrożenia. Jeżeli giną ofiary cywilne i dzieje się to intencjonalnie, to mamy do czynienia ze zbrodnią wojenną. Atak zbrodnią wojenną nazwał również wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak, na co w wyjątkowo ostrych słowach zareagował ambasador Izraela w Polsce. Tę wypowiedź, podobnie jak tłumaczenie się z ataku premiera Benjamina Netanjahu, mówiącego, że na wojnie to się zdarza, skrytykował premier Donald Tusk. Wpis izraelskiego dyplomaty wywołał lawinę komentarzy z dwóch stron politycznej sceny. Reakcja ambasadora jest bezczelna i prowokacyjna. Wywołuje pan nastroje antyżydowskie. Przestrzegam pana w sposób bardzo przyjazny. Niech pan tego nie robi. Polskie władze domagają się od Tel Awiwu pełnego wyjaśnienia okoliczności ataku. Ustalenia sprawców i pociągnięcia ich do odpowiedzialności. Oczekują też przeprosin, które do tej pory nie padły. Bardzo ważne, aby powtórzyć, że głęboko żałujemy tego, co się wydarzyło. Oczywiście jest mi przykro. Będziemy badać, w jaki sposób do tego doszło. Amerykański prezydent jest "oburzony i załamany" śmiercią pracowników World Central Kitchen. Joe Biden oskarżył też Tel Awiw o to, że nie robi wystarczająco dużo, aby chronić pracowników organizacji humanitarnych i cywilów. Kampania wyborcza to taki szczególny czas, gdy na ostatniej prostej jest najwięcej zakrętów, więc do akcji wchodzą partyjni liderzy. A niektóre wiraże są do tego stopnia politycznie karkołomne, że Zjednoczona Prawica tu i tam proponuje współpracę Trzeciej Drodze. Strategii zwycięstwa może z tego nie być, ale jeśli wygrać się nie da, to niech choć porażka mniej boli. Choć to wybory lokalne, to wydarzenia ogólnopolskie. Jak ta konwencja w Krakowie. Spotkanie Lewicy w Katowicach. Odnosimy się w 1. części konferencji prasowej do spraw ogólnopolskich, stąd również moja wizyta w tym jakże pięknym, fantastycznym do życia miejscu. Trzecia Droga z konwencją w Płocku. I właśnie do Trzeciej Drogi zwróciła się opozycja. To będzie test, czy Trzecia Droga jest trzecią nogą Donalda Tuska, czy jest odrębnym bytem politycznym. Testem mają być te pytania zadane przez PiS. I oprócz pytań - propozycja. Zapraszamy was tutaj do konstruktywnej, konkretnej, wycinkowej na razie współpracy w tych trzech tematach. Na odpowiedź nie trzeba było długo czekać. Koalicji z PiS-em nigdzie nigdy nie będzie z udziałem Polski 2050, dopóki PiS w jasny sposób nie odpokutuje tego, co zrobił. Ale już Konfederacja nie unika współpracy z PiS w wyborach samorządowych, przynajmniej w Bydgoszczy. Dziś konfederaci zabiegali o głosy w Opolu. Oby udało się zdobyć jak najwięcej głosów na finiszu kampanii wyborczej. Kto będzie lokalną władzą, będziemy decydować w niedzielę. Sejmowa komisja samorządu i polityki regionalnej wysłuchała dziś przedstawicieli Najwyższej Izby Kontroli, którzy omawiali, w jaki sposób rząd Mateusza Morawieckiego wspierał dotacjami wybrane samorządy. Duże miasta wyraźnie pod kreską, nierówne i polityczne kryteria wsparcia, a także uzależnianie finansów samorządów od decyzji rządu. Takie są najważniejsze wnioski po kontroli NIK. Wniosek do prokuratury też jest. Mateusz Morawiecki będzie musiał się tłumaczyć prokuraturze. Zawiadomienie złożyła Najwyższa Izba Kontroli. Dziś w Sejmie jej dyrektorzy przedstawili wnioski z raportów, jak rząd PiS dofinansowywał samorządy w okresie reform podatkowych i odbudowy gospodarki po pandemii. Bez jasnych kryteriów, bez przejrzystych zasad podziału tych środków, w sposób sprzeczny z zasadą decentralizacji państwa. Dotacje wyniosły kilkaset miliardów złotych, a przez wybiórczy sposób przyznawania pieniędzy samorządy mogły stracić ponad 4 mld. Zarzut to m.in. przekroczenie uprawnień i działanie na szkodę interesu publicznego przez byłego premiera. Samorządy najpierw traciły przez Polski Ład, a później - jak słyszymy - nie mogły liczyć na sprawiedliwe rekompensaty. Warszawianki i warszawiacy stracili 11 mld zł. Między 2018 a 2023 r. 28 razy więcej samorządów nie może zbilansować bieżących dochodów i bieżących wydatków. Mateusz Morawiecki nie ma sobie nic do zarzucenia. My te środki rozdzielaliśmy sprawiedliwie, według algorytmów, według pewnych zasad, które były obiektywnie ogłaszane przed naborem. Rządzący przypominają, że alarmowali o problemie od dawna. Uznaniowość przyznawania środków była ogromna. To nie potrzeby wspólnoty lokalnej, nie dobrze przygotowane wnioski, ale kolor legitymacji partyjnej decydował o tym, kto jakie środki dostawał. Instytut Finansów Publicznych przygotował raport "Dotacje dla swoich". Autorzy sprawdzili 40 tys. dofinansowań dla samorządów w latach 2019-2023. Te dotacje były tak skonstruowane, żeby szły do tych samorządów, gdzie jest szansa wygrania wyborów, gdzie rządzi ktoś ze Zjednoczonej Prawicy. Z raportu wynika m.in., że tam, gdzie gminą rządził włodarz popierany przez Zjednoczoną Prawicę, dotacje średnio wyniosły prawie 5,5 tys. zł w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Gminy rządzone przez niezależnych samorządowców otrzymały prawie 3700 zł. W gminach rządzonych przez ówczesną opozycję średnia dotacja na mieszkańca to nieco ponad 2300 zł. Głównie w dużych miastach brakuje więc pieniędzy na inwestycje - mówią samorządowcy. Jeśli się nie widzi tego sprzężenia zwrotnego, że poprzez inwestycje wpływy do budżetu państwa są większe, to musimy to traktować w kategoriach czysto politycznego działania. Politycy PiS odpierają zarzuty. Te środki pozwoliły odbudować polską wieś, polską prowincję przede wszystkim. Już nie ma Polski A i Polski B. Nie należałem nigdy do rządzącej partii. Mówi wójt gminy Dubicze Cerkiewne, która dostała od rządu PiS kilkadziesiąt milionów złotych. Gmina ma 1300 mieszkańców, a w przeliczeniu na jednego dotacja wyniosła ponad 46 tys. zł. Ja się cieszę, ze zostaliśmy zauważeni jako jedna z najbiedniejszych gmin. Dla porównania - Siedlce i prawie 80 tys. mieszkańców. Tu rządzi prezydent popierany przez KO. Dofinansowanie na mieszkańca - 540 zł. A wydatki dużo większe niż w małej wsi. Poprzedni rząd tylko w 3 kategoriach pozbawił nas ponad 600 mln zł, a to jest jednoroczny budżet naszego miasta. Najwyższa Izba Kontroli złoży też zawiadomienie do prokuratury w sprawie tego, jak rząd Zjednoczonej Prawicy wydawał pieniądze przy zakupie sprzętów ochronnych w czasie pandemii. Program miał służyć rozwojowi potencjału infrastrukturalnego podmiotów wspierających system oświaty. Potem go nazwano "Willa plus", bo wsparcie bywało wykorzystywane dziwnie. Niektóre z podmiotów kupiły za ministerialną dotację kopię łoża królewskiego albo tron podróżny. Teraz ministerstwo edukacji prowadzi kontrolę tych wydatków, a o wynikach audytu mówi: druzgocące. To przedwojenna willa w Jadwisinie nad Jeziorem Zegrzyńskim. Jedna z tych, które miały służyć działalności oświatowej. Za poprzedniej kadencji minister edukacji Przemysław Czarnek rozdał organizacjom na zakup takich nieruchomości łącznie 40 mln zł. Ja osobiście byłam w jednej z will w Jadwisinie. Za milion zł zakupiona przez stowarzyszeni i nic się tam nie działo. Były kontrole poselskie, teraz jest już audyt Ministerstwa Edukacji. Twierdzi ono, że wille za publiczne pieniądze kupowały nawet te podmioty, które nie miały pozytywnej rekomendacji komisji konkursowej. Już po pierwszych wynikach kontroli widać, że organizacje, przynajmniej część, będzie musiała zwrócić pieniądze. Tu okazywało się, że można dać pieniądze na obrotową scenę do klasztoru pokamedulskiego albo na to co się z jedną faktycznie willą wydarzyło, że tam po prostu ktoś sobie zamieszkał. Przemysław Czarnek nie widzi problemu. Wypełniały kryteria, dlatego dostały pieniądze. Jak nie wykonują obowiązków to wtedy rzeczywiście musza oddać pieniądze, to nie problem. Były rozdawane po uważaniu - dla swoich. Dla tych znajomych, dla tych, którzy zakładali jakieś tam fundacje, organizacje i natychmiast dostawali pieniądze. Na pieniądze nie mogło natomiast liczyć wiele organizacji, mimo że ich wnioski były pozytywnie opiniowane przez komisję konkursową. Te konkursy były przejrzyste, były ustalone kryteria, więc moim zdaniem trudno tutaj kwestionować to, co działo się przy otwartej kurtynie. Dziś niezależnie od toczącego się audytu, sprawę bada prokuratura. To postępowanie dalej się toczy. I co więcej, w tej chwili już przeszło z takiego etapu zbierania pierwszych informacji do rzeczywistego śledztwa prokuratury. Obdarowane organizacje po kilku latach mogły nieruchomości wynajmować lub sprzedawać. Resort edukacji za rządów ministra Czarnka rozdał w ramach "willi plus" dotacje łącznie 42 podmiotom. Może kwiecień plecień, ale chyba trochę przesadza. Wiatr osłabnie, ale w nocy i jutro nad ranem alerty związane z przymrozkami, marznącymi opadami i oblodzeniami. Na północy kraju może pojawić się nawet śnieg lub deszcz ze śniegiem. Za to w kolejnych dniach cieplej, a w weekend w południowej i południowo-zachodniej Polsce nawet 27, 28 stopni. Najcieplejszym miejscem będzie Dolny Śląsk i województwo lubuskie. Oprócz silnego wiatru, dziś w nocy spodziewamy się jeszcze chłodniejszego powietrza, a w związku z tym zarówno przy gruncie, jak i na dwóch metrach spodziewamy się ujemnej temperatury. Ona spadnie nawet do -4 stopni w Polsce północno-wschodniej, w związku z tym spodziewać się możemy kolejnych ostrzeżeń o przymrozkach i one będą występowały od północnej części Lubelszczyzny przez Mazowsze, Podlasie, Warmińsko-Mazurskie, województwo pomorskie aż po zachodnio-pomorskie. Co jeszcze w "19:30"? Na Tajwanie zatrzęsła się ziemia. Łącznie zginęło 9 osób, a 821 zostało rannych. Rodzić bez powikłań. Kobiety się boja, a potrzebują, żeby ich dobry poród nie był kwestia przypadku. Rolnicy okupują budynek Ministerstwa Rolnictwa. Żądają spotkania z Donaldem Tuskiem. Zapowiadają, że nie wyjdą, dopóki nie przyjedzie do nich premier. W gmachu spędzili noc. przyjechaliśmy wczoraj, żeby rozliczyć po terminie, po 1 kwietnia, resort rolnictwa. Co zrobił? Stwierdziliśmy, że nic, więc żądamy spotkania z premierem. Pan premier powinien przyjechać i powinien rozmawiać, bo rolnictwo jest najważniejszym z sektorów w kraju. Wszystkie wnioski od protestujących w sprawie Zielonego Ładu zostały załatwione. Te wszystkie sprawy dotyczące Zielonego Ładu Uczniowie wracają do szkół po świątecznej przerwie. Procedura niby jak co roku, ale nie tym razem. Koniec z pracami domowymi, uczeń po lekcjach ma odpocząć, a na branie pracy do domu jeszcze w życiu będzie miał czas. Dotyczy to uczniów podstawówek i budzi wśród nich dość zrozumiały entuzjazm, ale są głosy sugerujące, by z oceną rewolucji trochę jednak poczekać. W teorii prace domowe powinny być odrabiane w domu. W praktyce bywało jednak zupełnie inaczej. Zwykle zapominałem i sobie przypominałem przed lekcją, a później musiałem na korytarzu albo w łazience. Od dziś nie trzeba będzie spędzać już przerw w taki sposób. Szkoły podstawowe odchodzą od prac domowych. W klasach 1-3 prace domowe nie będą zadawane, dozwolone będą prace ćwiczące motorykę małą, bo rozwój mózgu ręką jest potrzebny, i one będą oceniane. W klasach 4-8 będą, ale nieobowiązkowe. I bez ocen. To jedna ze zmian, które były oczekiwane przez środowiska rodziców i młodych osób, które nad książkami spędzały popołudnia. Pan od matematyki nam codziennie zadaje coś. Zawsze albo pół strony, albo całą stronę. I choć teraz uczniowie mają już konkretne plany na wykorzystanie wolnego czasu... Bawienie się z moim psem. Czytanie książek. Spędzać czas z przyjaciółmi na przykład. ...muszą wiedzieć, że niektóre obowiązki zostają po staremu. Chodzi o naukę wierszy i czytanie lektur. Więcej pracy będzie też na lekcjach. Będziemy motywowały dzieci innymi sposobami, by wykonywały to w szkole. Nauczyciele dostrzegają zalety nowych zasad... Kończymy pewnego rodzaju fikcję, o której wszyscy wiemy. Nie będzie trzeba odpisywać niczego. ...ale są też tacy, którzy do szkolnej rewolucji podchodzą sceptycznie. Uczniowie muszą dojrzeć do tego, że sami chcą wiedzieć i umieć więcej. A z tym - jak przyznają sami zainteresowani - może być problem. Obowiązku nie ma, więc chęci, by zrobić coś ekstra, też może uczniom zabraknąć. Cieszę się, że nie będę się męczyć nad rzeczami, których po prostu nie lubię. Będziesz odrabiał, nie będzie odrabiał? Ja raczej nie, bo ja się zwykle dużo uczę z lekcji. Brak obowiązkowych prac domowych nie oznacza jednak błogiego lenistwa. Nie zwalnia to od nauki, absolutnie! Ćwiczenie czyni mistrza, a powtarzanie jest matką wiedzy. Na razie nie ma planów, by nowe zasady rozszerzyć na szkoły ponadpodstawowe. Na pewno nie żyje 9 osób, ale około 700 jest poszukiwanych, więc bilans tragedii może nie być ostateczny. Na Tajwanie zatrzęsła się ziemia. Magnituda wstrząsu przekroczyła 7, zawaliło się kilkadziesiąt budynków, pod gruzami są uwięzieni ludzie, trwa akcja ratunkowa. Nagrania z Tajwanu mrożą krew w żyłach. Mieszkańcy bezpieczni nie byli nawet na ulicy, bo budynki zawalały się jeden po drugim. Kiedy się zorientowałem, że to trzęsienie, ubrałem się szybko, wziąłem dziecko i zbiegliśmy po schodach. Jednak nie wszyscy zdążyli się schronić. Według straży pożarnej i szacunków na godzinę 14.00 łącznie zginęło 9 osób, a 821 zostało rannych. Setki ludzi wciąż są uwięzione pod gruzami budynków. Ratownicy ścigają się z czasem. Za każdym razem, gdy nasz zespół się przenosi, budynek staje się niestabilny i muszą znaleźć coś, czego mogą się trzymać, by sobie też zapewnić bezpieczeństwo. Trzęsienie zaczęło się dziś rano na głębokości prawie 16 km. Epicentrum to wschód i portowe miasto Hualian. Tam wstrząsy miały magnitudę prawie 8 w skali Richtera. Jest duże prawdopodobieństwo wystąpienia kolejnego trzęsienia ziemi. Jeśli pod oceanem wystąpi silny wstrząs, musimy uważać też na tsunami. Zniszczenia ciężko będzie oszacować, w wielu miejscach osunęła się ziemia, mieszkańcy są odcięci od prądu, a komunikacja w mieście jest utrudniona. Proszę każdy departament, aby w dalszym ciągu uważnie śledził sytuację w różnych miejscach, w każdej chwili podejmował działania awaryjne i dbał o bezpieczeństwo rodaków. Prawdopodobieństwo kolejnych trzęsień wynosi nawet 20%. Alerty przed tsunami wydały też Japonia i Filipiny. Prosimy o zachowanie ostrożności. W przypadku informacji o tsunami zostańcie w bezpiecznym miejscu. To było największe trzęsienie ziemi na Tajwanie od co najmniej 25 lat. Na rok i 6 miesięcy więzienia skazał sąd w Lublinie Jana K. Pan profesor od muzyki ma 83 lata i tylko to uchroniło go przed wyrokiem 12 lat więzienia za molestowanie dziewczynek podczas nauki gry na instrumentach. Dziewczynki miały wtedy po kilkanaście lat, dziś są przed trzydziestką, ale dobrze pamiętają dziwne dydaktyczne metody nauczyciela. Skazuję go na karę roku i 5 miesięcy pozbawiania wolności. To było przekroczenie granic kontaktu fizycznego, a także nadużywanie swojej pozycji. Przede wszystkim wiązało się z wykorzystaniem autorytetu i wieku nauczyciela. Podczas lekcji muzyki pedagog miał dotykać swoje uczennice w miejsca intymne, głaskać po policzkach, ocierać się o nie. Ofiary czuły strach. W nakryciu sprawcy pomogli czujni rodzice. Oni zauważyli problem. Kiedy mi powiedziała, że pan ją łapie za nogę czy klepie ją po nodze. Wtedy zapaliła się czerwona lampka. Proceder miał jednak trwać 17 lat. Pokrzywdzonych jest kilkanaście dziewczynek. To trauma, która pozostaje na całe życie. Takie osoby najczęściej mają kłopoty w nawiązaniu bliskich relacji międzyludzkich. Szczególnie odbija się to na późniejszych związkach partnerskich. Dlatego rodziny ofiar mają jasne stanowisko. Moje córki uznały, że jest to śmieszna kara. Nauczyciel ma 83 lata. Dlatego sąd zastosował nadzwyczajne złagodzenie kary. Mężczyzna, jeśli postara się o dozór elektroniczny, może uniknąć odsiadki. Te pokrzywdzone będą czuły ogromną niesprawiedliwość. Prawnicy uważają, że to policzek wobec ofiar. W odbiorze społecznym czyny popełniane wobec dzieci sprawiają, że jest to kara rażąco nieadekwatna, niewychowawcza. Wyrok nie jest prawomocny. Analitycy rynków nie są specjalnie zaskoczeni, ale kierowcy - jednak trochę tak. Na stacyjnych pylonach benzyna po 7 zł. Nie wszędzie, ale już się trafia, a może być drożej, bo rynki destabilizuje wojna na bliskim i na bliższym wschodzie. Co znaczy droższy transport, wie wielu, a ci, którzy nie wiedzą, dowiedzą się wkrótce. 7 to szczęśliwa liczba, ale kierowcy, widząc ją w tym miejscu, szczęśliwi nie są. To jest masakra. To na pewno. Jest to odczuwalne, tak. Na razie tylko pojedyncze stacje podniosły ceny benzyny i oleju napędowego do poziomu 7 zł za litr. Prognozowana na najbliższe dni średnia cena dziewięćdziesiątki piątki to 6,50-6,61, a diesla - 6,65-6,77. Zdaniem analityków dalsze wzrosty są jednak nieuniknione. Szczyt, jeżeli chodzi o zużycie przede wszystkim benzyny, on będzie następował w kolejnych tygodniach. Powodem wzrostu cen na polskich stacjach jest wzrost cen na światowych rynkach. To w związku z ukraińskimi atakami na rosyjskie rafinerie i przede wszystkim z nieustającym konfliktem na Bliskim Wschodzie. Baryłka ropy kosztuje już niemal 90 dolarów. Są takie czynniki geopolityczne związane z napiętą sytuacją na Bliskim Wschodzie, z tym, co się dzieje w relacjach Izrael - Gaza, to wszystko wpływa na dostępność podaży na rynkach światowych. Trzeba pracować, trzeba tankować, trzeba żyć i trzeba jeździć - taka potrzeba. Wysokie ceny paliw będą jednak oznaczać większe wydatki nie tylko na stacjach. Z całą pewnością, jeśli te wzrosty będą kontynuowane w dłuższym okresie, zwłaszcza w przypadku oleju napędowego, to będzie to dodatkowy impuls inflacyjny. A inflacja ostatnio spadała. W zeszłym miesiącu wyniosła 1,9% rok do roku. Jej prognozowany wzrost to - zdaniem części ekonomistów - powód, aby nie obniżać stóp procentowych. Decyzja Rady Polityki Pieniężnej w tej sprawie - jutro. Prawie co drugi poród w Polsce odbywa się metodą cesarskiego cięcia. Nie wszystkie z powodów medycznych i nie zawsze rodzące w ten sposób kobiety wiedzą o możliwych powikłaniach. W Uniwersyteckim Centrum Zdrowia Kobiety i Noworodka powstała pierwsza w Polsce poradnia leczenia defektów po cięciach cesarskich. To poród trojaczków w Szpitalu Bielańskim. Przy takich ciążach zawsze konieczne jest cięcie cesarskie, ze względu na bezpieczeństwo mamy i dzieci. Martyna Orłowska-Sęk też miała cięcie cesarskie, które trzeba było zrobić po 13-godzinnej akcji porodowej. Teraz leczy się z powodu powikłań. Takie plamienia pomiędzy miesiączkami, ciągnięcie tej blizny. Prawie co drugi poród w Polsce odbywa się poprzez cięcie cesarskie. To 3 razy więcej, niż zaleca Światowa Organizacja Zdrowia. Kobiety proszą o cesarkę ze wskazań pozamedycznych, np. ze względu na poziom opieki w szpitalach. Są takie szpitale, w których standard opieki nie jest przestrzegany, nie są przestrzegane prawa pacjenta, i tego kobiety się boją, a potrzebują, żeby ich dobry poród nie był kwestią przypadku. Kolejny powód to utrudniony dostęp do znieczuleń przy porodzie. Nie wszystkie szpitale mogą to rodzącym kobietom zapewnić. To wymaga zaangażowania anestezjologa, dedykowanego wyłącznie do tej procedury, ale również obecności osoby przeszkolonej do opieki nad taką pacjentką znieczuloną. Panuje przekonanie, że cesarskie ciecie jest mniej bolesne i bezpieczniejsze dla dziecka. To mit. Po porodzie naturalnym zarówno kobieta dochodzi szybciej do formy, jak i dziecko. Jest też mniejsze narażenie dziecka na alergie i na astmę. Mało osób zdaje sobie sprawę, że blizny w macicy po cięciach cesarskich Ta część na górnej ścianie macicy nie zrosła się z tą częścią i powstaje nisza. To może być przyczyną nieprawidłowych miesiączek, bólu i problemów z kolejną ciążą. W bliźnie po cięciu cesarskim w tej niszy, może zagnieździć się kolejna ciąża, tzw. ektopowa, która zagraża życiu kobiety. Takie blizny można leczyć. Właśnie w tym specjalizuje się poradnia Uniwersyteckiego Centrum Kobiety i Noworodka. Martyna Orłowska-Sęk ma już ma zaplanowane leczenie. Liczę na to, że uda się zabiegowo zszyć ten kawałek blizny w macicy i będzie dobrze. To dla niej ważne, bo planuje kolejne ciąże. A na koniec - podziękowania. Dziękujemy, że w świąteczny weekend, jak wynika z badań w grupie 4+, najchętniej wybierali państwo programy grupy TVP, która w święta wygrała z konkurencją. W Niedzielę Wielkanocną liderem wszystkich stacji telewizyjnych była TVP1, a w świątecznym TOP10 aż 6 programów należało do TVP. Oprócz kolejnego odcinka serialu "Matylda", programu "Rolnik Szuka Żony" czy "Sanatorium miłości", bardzo dużą oglądalnością możemy pochwalić się my, czyli "19.30". W TOP10 programów świątecznego weekendu było poniedziałkowe wydanie "19.30". Obejrzało je - tylko na antenie TVP1 - 1,4 mln widzów. Jeszcze lepiej wyglądają te wyniki z połączonych anten TVP1, TVP INFO i TVP Polonia - w sumie w poniedziałek "19:30" oglądało ponad 1,7 mln widzów. Dziękujemy. To wszystko w dzisiejszym wydaniu "19:30". Do zobaczenia.