Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór. Zaczynamy sobotnie wydanie "19:30". Spółki Skarbu Państwa jak rodzina na swoim. Na audytowej liście Grupy PZU m.in. żona byłego wiceministra spraw zagranicznych, córka byłego marszałka czy syn byłego ministra energii. Wszyscy podobno mieli odpowiednie kwalifikacje, choć nie zawsze mieli czas, by zajrzeć do pracy. W audycie, do którego dotarli dziennikarze "19:30", przeczytamy o fikcyjnych etatach i realnych imponujących wynagrodzeniach osób powiązanych z PiS. Rozumiem, że teraz politycy stali się sędziami, ciekawa koncepcja. Politycy PiS bagatelizują sprawę, ale wyniki audytu, do którego dotarła redakcja "19:30", jasno pokazują, jak za poprzednich rządów wykorzystywano spółki Skarbu Państwa. PZU potraktowano jak łup polityczny, wyciskając jak cytrynę. Pracę doradcy zarządu za w sumie ponad 4,5 mln zł znalazł tu nie tylko brat Zbigniewa Ziobry. Żona byłego wiceministra spraw zagranicznych Marcina Przydacza dostała etat i ponad 25 tys. zł pensji, syn byłego ministra energii Krzysztofa Tchórzewskiego zarabiał ponad 27 tys., zatrudniona na pół etatu córka byłego marszałka Senatu Stanisława Karczewskiego - ponad 5 tys. zł. Wszystkich łączyła rekomendacja polityków PiS. Tak dziś sprawę skwitował Stanisław Karczewski. O pracy jego córki w PZU autorzy audytu piszą tak. Był problem z dyscypliną pracy, przychodzeniem do biura Magdalena Przydacz dostała pracę w PZU w 2017 r. W audycie czytamy, że Ministerstwo Aktywów Państwowych wielokrotnie interweniowało w sprawie podwyżek jej pensji. Ta ostatecznie wyniosła ponad 25 tys. zł miesięcznie. W przysłanym do nas oświadczeniu Marcin Przydacz twierdzi, że to znacząco zawyżona kwota, że żona przeszła wszystkie szczeble kariery i ma odpowiednie wykształcenie, a audyt jest nieprawdziwy, krzywdzący i nosi znamiona działań o charakterze politycznym. Syn tego byłego ministra energii w rządzie PiS, który w PZU zarabiał ponad 27 tys. zł, według audytu nie realizował jakichkolwiek obowiązków. Miał też wyższy niż inni współpracownicy wskaźnik premiowy. Z grupy PZU stworzyli folwark rodzinny, gdzie członkowie rodzin zarabiali gigantyczne pieniądze za nierynkowe stawki. Za rządów PiS w PZU zatrudnienie znalazł też 89-letni dziś Andrzej Dobosz. To krytyk literacki, felietonista i aktor nieprofesjonalny, znany z roli filozofa w filmie "Rejs". Był w społecznym komitecie poparcia Jarosława Kaczyńskiego. W PZU dostał posadę w Biurze Nadzoru Korporacyjnego za blisko 10 tys. zł. W audycie jego praca jest oceniana tak... Nigdy nie przychodził do pracy, nie miał nawet komputera. W PZU jako dyrektor biura promocji marki pracował też syn Julii Przyłębskiej. Według audytu za rządów PiS w PZU stworzono co najmniej 52 sztuczne etaty, obsadzane poza systemem rekrutacji, gdzie średnie wynagrodzenie wynosiło 29 tys. zł. Kandydatów miał przynosić w teczce m.in. ówczesny minister aktywów państwowych. "Kompletna bzdura". Tak dziś SMS-owo komentuje sprawę Jacek Sasin. Koalicja rządząca przypomina. Pokora, umiar, praca. To słowa z początku rządów PiS. Zapowiadali pracę, pokorę, umiar, a wyszło szydło z worka. Zrobili sobie bananową republikę ministra Sasina. Audytów będzie więcej. Kontrolerzy pracują także m.in. w Orlenie. Odwołanie generała na wniosek sojuszników. Ministerstwo Obrony Narodowej potwierdza, że z Kwatery Głównej NATO do Polski wraca generał brygady Artur Jakubczyk. Jak informuje "Rzeczpospolita", wśród powodów skrócenia kadencji generała na prestiżowym stanowisku mają być nieprawidłowości przy organizacji jednego z konkursów, a także homofobiczne i rasistowskie zachowania. Polski generał w sztabie NATO - odwołany. Doniesienia "Rzeczpospolitej" na platformie X potwierdził dziś rzecznik resortu obrony. Według informacji gazety gen. Jakubczyk miał faworyzować polską kandydatkę na stanowisko szefa oddziału ds. polityki wywiadowczej w departamencie wywiadu Kwatery Głównej. Nieprawidłowości przy konkursie to jednak zaledwie początek listy zarzutów wobec generała. Wśród zarzutów - rasistowskie i homofobiczne zachowania. Grzech został popełniony w Polsce, kiedy tego akurat oficera wyznaczono, mimo że wszyscy tutaj wiedzieli, znali jego słabości. Można mieć wrażenie, że jeśli powodem jest ten rzekomy rasizm, czyli to, że pan generał wspierał Polaków w kandydowaniu na różne stanowiska w NATO, to się wydaje kręceniem bata na Polaków, którzy mają obejmować ważne stanowiska. Jakubczyk był jednym z ośmiu polskich generałów w NATO. Pod koniec marca ministerstwo obrony poinformowało o odwołaniu ze stanowiska dowódcy Eurokorpusu i natychmiastowym powrocie do kraju gen. Jarosława Gromadzkiego. Dwaj Polacy bez powodzenia startowali też na stanowiska tzw. zastępców technicznych sekretarza generalnego NATO. Wśród nich był niedawny ambasador RP przy NATO Tomasz Szatkowski, któremu premier na podstawie informacji od Służby Kontrwywiadu Wojskowego zarzucił nieumiejętne obchodzenie się z dokumentami niejawnymi i kontakty z zagranicznymi specsłużbami. Oglądają państwo "19:30". Za chwilę u nas bilans strat u producentów rolnych, a później także... Olimpijskie kibicowanie. Idę oglądać siatkówkę plażową u stóp wieży Eiffla. Nie mogę się doczekać. Fajnie, że mogliśmy podzielić się z kibicami tym medalem. Super, że nas tak świetnie przyjęli. Ogłaszam was mężem i żoną. Wesele w takt festiwalu. Jak ślub, to tylko na Pol'and'Rocku. Alarmują, że sytuacja wymknęła się spod kontroli, i pytają, dlaczego ceny spadają akurat wtedy, gdy na targowiskach, rynkach czy giełdach pojawiają się polskie produkty. To nie jest beztroskie lato dla producentów żywności, pogoda mocno daje się we znaki. Liczą więc straty, ale zamiast tracić czas, biorą sprawy w swoje ręce. Producenci papryki mają plan, a o tym opowie państwu Marcin Wojciechowski. Teoretycznie sezon ogórkowy w pełni, a ogórków na bazarach jak na lekarstwo. Było gradobicie i uprawa została zniszczona. Ogórek już nie rodzi. Jak liści nie ma, to ogórka nie ma. Te, które są, kosztują krocie. Ceny ogórków wzrosły w ostatnim czasie nawet o 80%. Za kilogram najładniejszych okazów trzeba zapłacić już 13 zł. Swoje zrobiła susza. Nasze lato to jest tak 25 stopni, a nie prawie 40, to się wszystko gotuje na polu. Pani Janina każdego roku zaprawia ogórki. Wylicza, że duży słoik będzie kosztował ją ponad 20 zł. Jeszcze koper z 5 zł, trzeba troszeczkę chrzanu, czosnek. Sporo wychodzi. Ceny ogórków do góry nogami wywróciła nie tylko pogoda. Usychają liście, usychają zawiązki. To sprawka mączniaka. Choroba spustoszyła uprawy. Na tej wielkopolskiej plantacji w najlepszych sezonach zbierano 900 ton ogórków. W tym roku plon będzie o 1/3 mniejszy. Brakuje też rąk do pracy. Na trzy platformy, które mamy do zbiorów, jedna stała, bo nie mieliśmy obsady ludzi. Ceny ogórków nie spadną, wręcz przeciwnie. To pole powinno rodzić ogórki do jesieni, w tym roku nie ma na to szans. Sezon ogórkowy już się skończył, ta plantacja jeszcze jest zielona, ale koszty jej utrzymania są potężne. Listę najdroższych obecnie warzyw otwiera bób. Za kilogram trzeba zapłacić około 20 zł. Zdrożała także pietruszka oraz brokuły. Staramy się, żeby jak najdłużej powisiała. Bo plantatorzy papryki też mają problem. Plonu nie opłaca się sprzedawać. Ceny lecą na złamanie karku. Ceny zostały bardzo zaniżone, mamy ogromy problem ze zbyciem. Ceny papryki spadły w ostatnich dniach o połowę. Rynek zalewają tanie warzywa z Holandii. Dla producentów to jest ubóstwo, nie ma środków na produkcję w kolejnym roku. Okolice Radomia to paprykowe zagłębie. To tu mieści się 85% polskiej produkcji papryki. Producenci o problemie chcą poinformować ministra rolnictwa i rozwoju wsi oraz premiera Donalda Tuska. I apelują do nas, konsumentów, by warzywa na zimowe przetwory kupować bezpośrednio, na plantacjach. W skali kraju zbliżamy się do parytetu, ale na Dolnym Śląsku czy w Zachodniopomorskiem to one królują w sołectwach. Polskie sołtyski, czyli samorządowe liderki, które organizują życie lokalnych społeczności, potrafią słuchać głosu mieszkańców i dbać o wspólnotę. Za to najbardziej docenia je najstarszy polski sołtys. Z nim, a także z Sołtyską Roku i kobietą, która stworzyła Super Samorząd, rozmawiał Tomasz Mildyn. Tu rządzą kobiety. W gminie Olszyna na Dolnym Śląsku na dziewięć sołectw siedmioma kierują sołtyski. Jak tu w Biedrzychowicach, gdzie pani Mariola Kondracka od 17 lat pomaga blisko tysiącu mieszkańców w ulepszaniu ich wsi. Mają te same problemy: rowy, krzaki, światło. A rozwiązane problemy to duża satysfakcja i powód do dumy. Drogi zrobione. Choć nic nie przychodzi łatwo. Służba sołtysa to umiejętność pukania do właściwych drzwi. Starając się dbać o taką wioskę jak moja, która leży przy głównej drodze, to musimy mieć kontakt - i Generalna Dyrekcja Dróg, i starostwo, i Wody Polskie, bo przez Biedrzychowice płynie rzeka. Działalność pani Marioli doceniono na szczeblu ogólnokrajowym. Kilka kilometrów dalej, we wsi Zapusta, także wita nas sołtyska, która z Sandomierza, przez Wrocław, trafiła do zamieszkałej przez 70 osób wsi. Większość osób była zaciekawiona nowymi lokatorami. Wkrótce ciekawość zastąpiła współpraca na rzecz wsi, a to zakończyło się wyborem nowej mieszkanki na sołtyskę. Potem była też nagroda Super Samorząd Fundacji Batorego za stworzenie wzorcowego statutu sołectwa, czyli zbioru zasad, na jakich funkcjonują sołtys i mieszkańcy wsi. Przede wszystkim trzeba się dogadywać z ludźmi, umieć ich słuchać, chociaż i na tym polu mogą występować tarcia. I tu zdaniem specjalistów może leżeć klucz do zrozumienia roli kobiet w samorządzie. W tych grupach ten wymiar wspólnotowy jest szczególnie ważny, być może kobiety potrafią go lepiej realizować, potrafią lepiej wchodzić w rolę takich gospodarzy. Liczby pokazują, że potrafią coraz lepiej. To zachodniopomorskie i dolnośląskie. Ma 89 lat i swoją służbę pełni od roku 1956. Rosnącą liczbę kobiet sołtysek ocenia na plus. Może bardziej sprawiedliwe są panie, takie, żeby wszystko było dopięte na ostatni guzik. Mnie się wydaje, że lepiej. Dla podsumowania wróćmy jeszcze do analizy naukowej. Sołectwa to dopiero początek. Zdobywanie doświadczenia politycznego i administracyjnego sprawia, że chętniej później na nich głosujemy. Im więcej kobiet sołtysek, tym więcej kobiet będzie na wyższych szczeblach samorządu terytorialnego. Ponad 200 tys. dzików, 100 tys. jeleni, niemal 200 tys. saren, 10 tys. danieli i prawie pół tysiąca muflonów. Tak wyglądają statystyki dotyczące dzikich zwierząt zabitych w ciągu ostatniego roku, które przedstawił wiceminister klimatu i środowiska, a zarazem Główny Konserwator Przyrody Mikołaj Dorożała. Kulturalny spacer w centrum miasta. Takie obrazki to nic nowego dla mieszkańców Zielonki na Mazowszu. Dziki są tutaj częstymi gośćmi, choć raczej nieproszonymi. Jak usłyszałem chrumkanie maciory, to szybko w nogi! Chodzą gęsiego, że tak powiem, po chodniku. Jeżeli jest matka z dziećmi, to wtedy trzeba być ostrożnym. Zielonka to "miasto pod dębem", więc obecność dzików, których przysmakiem są żołędzie, nie powinna dziwić. Jednak lokalne władze mają na ten temat inne zdanie. Dzików jest naprawdę dużo. Problem jest na tyle poważny, że potrzebne nam są rozwiązania ustawowe, prawne, które umożliwią wprowadzenie poszczególnych narzędzi. Z podobnym problemem boryka się wiele samorządów. Dziki terroryzują miasta od Wybrzeża po Śląsk. nie ma takiej ewentualności, że można uciec w jedną czy drugą stronę, jak one spacerują po całym osiedlu. Dlatego na przykład władze Mysłowic podjęły radykalną decyzję - do końca roku w województwie śląskim ma zostać odstrzelone 3 tys. więcej tych zwierząt, niż wynosi roczny limit. W ciągu ostatniego roku odstrzelono w Polsce ponad 200 tys. dzików, niemal dwukrotnie więcej, niż planowano. Strzelanie do dzików nie przynosi rezultatów, więc tu potrzebne jest wsparcie przyrodników, systemowe podejście. Dzisiaj potrzebujemy wesprzeć samorządy. Jak wynika z danych ujawnionych przez wiceministra środowiska, odstrzelono także ponad 100 tys. jeleni, prawie 200 tys. saren i 10 tys. danieli. Żeśmy tak zaingerowali w przestrzeń życia dzikich zwierząt, że dzisiaj bez pomocy człowieka, w tym m.in. regulacji populacji, trudno sobie wyobrazić, że przyroda sama sobie da radę. Ta argumentacja nie przekonuje ekologów. Dziki pełnią kluczową rolę w przyrodzie, w lasach. Sprzyjają rozwijaniu się różnorodności, są sanitariuszami lasów, więc brak dzików odbije się na przyrodzie. Pamiętajmy jednak, że to dzikie zwierzęta, których nie należy dokarmiać. Jeżeli spotkamy gromadę dzików, nie podchodźmy do nich i wezwijmy odpowiednie służby. Tak zadbamy nie tylko o przyrodę, ale i o nasze bezpieczeństwo. Rosjanie niebezpiecznie przesuwają linię frontu na zachód. Tylko minionej doby atakowali region Donieck niemal 3 tys. razy. Ukraińcom mają pomóc myśliwce F-16. Pierwsze maszyny wyposażone w pociski powietrze-ziemia, bomby dalekiego zasięgu i precyzyjną amunicję pojawiły się na ukraińskim niebie. Rosjanie bagatelizują sprawę - oficjalnie, bo w praktyce urządzili polowanie na myśliwce. Mówią niewiele, ale ich twarze mówią wszystko. Widać w nich całą grozę wojny. Uderzenia się nasiliły. Właściwie ostrzał jest non stop. Kroku z domu nie mogłam zrobić. Lidia Poliakowa jest jedną z dziesiątek osób, które w ostatnich dniach zostały ewakuowane z okolic Pokrowska w obwodzie donieckim. Czarną chustę nosi na znak żałoby. Córkę pochowała obok domu, bo przez silny ostrzał nie mogła dotrzeć na cmentarz. Rosjanie uderzają wszystkim, czym tylko mogą. Wszystkim, co posiadają. Niszczą domy i infrastrukturę. W ciągu ostatniej doby tylko region Doniecka Rosjanie ostrzelali niemal 3 tys. razy. I niebezpiecznie przesuwają na zachód linię frontu. Zagrażają nie tylko Pokrowskowi, ale też strategicznie ważnym miejscowościom jak Czasiw Jar oraz Kostiantyniwka. To tu obecnie toczą się najcięższe walki. Sytuacja jest trudna, ale utrzymujemy nasze pozycje. To ciągła maszynka do mięsa, bo Rosjanie próbują przytłoczyć nas liczbą atakujących żołnierzy. Rosjanie zdobywają teren za cenę ogromnych strat. Ale tymi Moskwa się nie przejmuje. To nieliczne nagrania z okolic Awdijiwki, którą po ciężkich walkach Rosjanie zajęli w lutym. Ciała wciąż zalegają w okopach. W mieście wybuchła epidemia cholery. Rosjanie codziennie posuwają się do przodu o 100, 150, 200 metrów dzięki taktyce zrzucania bomb kasetowych, a następnie przeprowadzaniu "szturmu żołnierskim mięsem". I tak bez końca. Ale szanse na powodzenie rosyjskiej ofensywy znacznie spadną, jeśli F-16 uniemożliwią zrzuty bomb. Pierwsze z niemal 80 myśliwców F-16 obiecanych Ukrainie dotarły nad Dniepr i mają już prowadzić działania bojowe. Choć oficjalnie Kijów tego nie potwierdził. Maszyny prawdopodobnie wyposażone są w zaawansowane amerykańskie pociski powietrze-ziemia, kierowane bomby dalekiego zasięgu i precyzyjną amunicję. Liczba tych myśliwców będzie się stopniowo zmniejszać. Będą zestrzeliwane, niszczone. Ich obecność nie wpłynie znacząco na dynamikę wydarzeń na polu bitwy. Choć propaganda Putina bagatelizuje fakt dostarczenia Ukraińcom tej broni, to Rosja zaczęła już polowanie na F-16 i wyznaczyła specjalne nagrody za ich strącenie. Bo myśliwce mogą pokrzyżować rosyjskie plany ofensywy w Donbasie. Kamala Harris zdobyła wystarczającą liczbę głosów delegatów Partii Demokratycznej, by stać się kandydatką w listopadowych wyborach w USA. Jest 1. ciemnoskórą kobietą, która zaszła tak daleko na drodze do uzyskania prezydenckiej nominacji. Oficjalna decyzja Demokratów zapadnie najpóźniej w środę. Zaledwie 36 godzin - tyle czasu potrzebowali delegaci, by podjąć decyzję. Jestem bardzo dumny, że mogę potwierdzić, że wiceprezydent Harris zdobyła wymaganą większość głosów. W wirtualnych prawyborach uczestniczy ponad 4 tys. delegatów. I choć głosowanie potrwa do poniedziałku, to już dziś wszystko jest jasne. Kamala Harris będzie kandydatką Partii Demokratycznej w listopadowych wyborach prezydenckich. Nie byłabym dziś w tym miejscu, gdyby nie wasze wsparcie i zaufanie, za które jestem ogromnie wdzięczna. Czuję się zaszczycona. By uzyskać nominację potrzebowała 2350 głosów. Skala poparcia, jakiej byliśmy świadkami, była bezprecedensowa. Fakt, że zaledwie dzień od rozpoczęcia głosowania przekroczyła próg większości i oficjalnie będzie naszą kandydatką, jest po prostu wyjątkowy. Będzie 1. w historii ciemnoskórą kobietą, która w wyścigu o fotel prezydenta USA zaszła tak daleko. Jedną z najlepszych decyzji, jaką podjąłem, było wybranie Kamali Harris na moją wiceprezydentkę. Teraz zostanie kandydatką naszej partii. Wszystko to dzieje się zaledwie dwa tygodnie po tym, jak prezydent Joe Biden oficjalnie zamknął swoją kampanię, i dwa tygodnie przed konwencją Demokratów w Chicago, kiedy oficjalnie namaszczą swojego nowego kandydata. Choć formalna nominacja ma zostać sfinalizowana najpóźniej do 7 sierpnia. W przyszłym tygodniu poznamy też nazwisko kandydata Kamali Harris na wiceprezydenta. Czy rozmawiał pan z wiceprezydent Harris o jej partnerze w wyborach? Tak. Czy wie pan, kogo wybierze? Wybierał pan już wcześniej wiceprezydenta. Jakie są kluczowe cechy, których powinna szukać, wybierając swojego? Pozwolę jej nad tym popracować. Senator z Arizony Mark Kelly, gubernator Minnesoty Tim Walz, gubernator Kentucky Andy Beshear, gubernator Pensylwanii Josh Shapiro i sekretarz transportu w administracji Bidena Pete Buttigieg. Na krótkiej liście pozostało pięciu kandydatów. Łączą ich trzy rzeczy. Wiceprezydentem Kamali Harris ma być biały mężczyzna, polityk skłaniający się ku centrum, potrafiący wygrywać w republikańskich stanach. O miejscu i dacie debaty poinformował Donald Trump. Kibice wypełniają je po brzegi, podobnie jak sportowa rywalizacja, którą można tam śledzić od rana do północy. Paryskie strefy kibica - we francuskiej stolicy jest ich 16. Do tego strefy w konkretnych narodowych barwach, także biało-czerwonych. U stóp wieży Eiffla powstał 1. w historii Park Mistrzów, w którym olimpijczycy są dosłownie na wyciągnięcie ręki. Czasem trzeba odstać swoje, ale wrażenia po spotkaniu ze sportowymi idolami bezcenne. Nie tylko na trybunach czy dookoła aren olimpijskich. Fanów sportu z czterech stron świata w Paryżu spotkać można na każdym kroku. Dokładnie za 1,5 godziny idę oglądać siatkówkę plażową u stóp wieży Eiffla. Nie mogę się doczekać. Przyjechaliśmy z Argentyny z moim ojcem. Koszykówka, piłka plażowa, hokej - wszędzie, gdzie grają nasi, zamierzamy kibicować. I świetnie się bawić. By kibice, nawet ci bez biletów, świetnie się bawili, Paryż zadbał o szczegóły. W tej umieszczonej w samym centrum miasta strefie kibica codziennie do północy oglądać można transmisje z meczów, a nawet przejść krótki olimpijski trening. W całym mieście jest 16 podobnych miejsc. Do tego swoje własne strefy kibica mają tu m.in. Francuzi, Brazylijczycy czy Meksykanie i Polacy, którzy licznie stawili się w Paryżu. Niesamowite wrażenia. Nie mogłam zasnąć nawet przez te emocje. Cieszymy się bardzo, że możemy tu gościć, radować się i prowadzić do boju zawodników. Bo polscy kibice i olimpijczycy w Paryżu po raz pierwszy mają też swój dom. To tu można wspólnie obejrzeć wyczyny Biało-Czerwonych, a niektórych spotkać nawet na żywo. To jest miejsce, w którym czekamy na naszych sportowców, na ich rodziny, na kibiców, którzy przychodzą, odwiedzają. Fajnie, że mogliśmy podzielić się z kibicami tym medalem, super, że nas tak świetnie przyjęli, naprawdę się cieszymy. Świetnie nas przyjęli, bardzo się cieszymy. By każdy mógł z bliska zobaczyć olimpijskich medalistów, Paryż wymyślił pierwszy w historii Park Mistrzów. Codziennie po tym wybiegu przechadzać się będą medaliści igrzysk. Na trybunach za darmo podziwiać ma ich 13 tys. osób. Wraz z komisją sportowców zastanawialiśmy się, co zrobić, by zbliżyć fanów i olimpijczyków, jak wspólnie mogą cieszyć się sukcesem. Dlatego stworzyliśmy ten obiekt u stóp wieży Eiffla. Sportowcy przychodzą tu już na pełnym luzie, po ostatnich zawodach. Gwiazdy sportu trafiają tu z medalami na szyi codziennie po południu. Chętnie robią zdjęcia i witają się z fanami. Ale żeby ich zobaczyć, trzeba uzbroić się w cierpliwość. Kolejka do Parku Mistrzów ustawia się już od rana. To moi idole. Na swoje wyniki pracowali całe życie. Bardzo ich szanuję i bardzo chciałem ich zobaczyć. Warto czekać, bo wyjątkowe emocje i niezapomniana atmosfera gwarantowane. "Jak ślub, to tylko na Pol'and'Rocku". Regułę potwierdza 11 par, które na jubileuszowej edycji festiwalu miłości i przyjaźni właśnie powiedziało sobie "tak". Liczba gości na jedynym takim weselu imponuje, podobnie jak fantastycznych grających tam muzyków. A wśród nich obchodząca 30-lecie artystycznej pracy Kasia Kowalska. Czyli już jest moim mężem? Ogłaszam was mężem i żoną. Paulina i Przemek są parą od 11 lat. Ona przyjeżdża tu od lat 17, on - od 30. Festiwal miłości to ich zdaniem najlepsze określenie tego, co dzieje się lotnisku w Czaplinku. Bez napięć robimy, żenimy się. Jak ślub, to tylko Pol'and'Rock. Zachęceni przykładem pary z zeszłego roku na tegorocznym festiwalu ślub postanowiło wziąć aż 11 par. Sto lat... A skoro było uroczyste "tak", to nie może zabraknąć wesela. W Czaplinku to wesele na tysiące gości i staropolski polonez na środku pola namiotowego. Nowożeńcy na weselu mogli wybierać najsłynniejszych muzyków w Polsce. Przede wszystkim Paktofonika, pójdziemy na pogo, na Ich Troje i T.Love. A tak brzmiała pierwsza dziś na dużej scenie legenda brytyjskiego trashmetalu. W ciągu trzech dni w Czaplinku pojawi się w sumie ponad 40 zespołów. Jak zwykle top of the top. Najlepszy festiwal na świecie. 30. edycja festiwalu zbiegła się z 30-leciem kariery muzycznej Kasi Kowalskiej. Jej wczorajszy koncert zachwycił publiczność. Ja z nią dorastałam. Jej wartość jest uniwersalna. 30 lat na scenie i ciągle piękna i młoda. Jak my, jak ten festiwal. Do Czaplinka w tym roku dotarło kilkaset tysięcy ludzi. Ile dokładnie, nie wiadomo, bo wstęp jest wolny. Nie pytajcie, ile tu jest osób, bo nie wiemy. Jest bardzo dużo. I, jak zapewnia Jurek Owsiak, łączy ich jedno. Wszyscy się uśmiechają, wszyscy sobie pomagają, pożyczamy sobie chleb. Nie ma agresji, jest przyjaźń i miłość. Byliśmy na kilku koncertach. Świetna zabawa, superatmosfera, niesamowici ludzie. To mój pierwszy Woodstock i na pewno nie ostatni, bo jest cudownie. Na ślub na festiwalu Paulina i Przemek zabrali swoich dwóch synów. Mówią, że wybrali to miejsce, bo dla nich to najpiękniejsze miejsce na świecie. Wielkie święto żeglarskie w Szczecinie. Dla państwa jeszcze zaproszenie do TVP Info na program "Sto pytań do". Dziś w roli głównej Danuta Huebner, była unijna komisarz do spraw polityki regionalnej. 20 lat w polskiej polityce, 20 w unijnych strukturach, więc będzie o co pytać, dlatego już teraz zapraszam państwa na "100 pytań do..." profesor Danuty Huebner. A ja mam nadzieję, że nasza rozmowa, nasze spotkanie zachęci wszystkich także do częstego dialogu i do częstych rozmów o Unii Europejskiej, która jest naszym miejscem na ziemi. To wszystko w 19:30, bardzo dziękuję, że byli państwo z nami. Dobrego wieczoru, do zobaczenia.