Można już składać wnioski o dodatek osłonowy do rachunków za energię. Gospodarstwa domowe mogą otrzymać nawet do 1400 zł. Szczegóły już za chwilę. Jest 19.30, Michał Adamczyk, witam państwa i zapraszam na Wiadomości. Budowa trwałej zapory jest inwestycją absolutnie konieczną i pilną. Będzie bezpieczniej. Umowa na budowę bariery na granicy z Białorusią podpisana. Służba jest dość wymagająca, ale jesteśmy do tego przygotowani. Nasze działania wyprzedzają dziś o krok stronę przeciwną. W naszym społeczeństwie mamy zaledwie 50 kilka procent osób zaszczepionych, Kolejny dzień z rosnącym bilansem zakażeń koronawirusem. Chroniąc m.in. nasz system ochrony zdrowia, będziemy musieli podejmować kategoryczne decyzje. Był kurierem przeprawiającym przez granicę na Węgry ludzi, pieniądze, meldunki itd. Telewizja Polska pokaże film o Stanisławie Marusarzu - wybitnym skoczku i bohaterze podziemia. Misją telewizji publicznej jest pokazywanie właśnie takich pięknych życiorysów. Wiadomości zaczynamy od bardzo ważnej informacji dotyczącej naszego bezpieczeństwa. Straż Graniczna właśnie podpisała umowy na budowę zapory przebiegającej wzdłuż polsko-białoruskiej granicy. By maksymalnie przyspieszyć tempo cały odcinek został podzielony na 4 sekcje. W każdej z nich prace będą prowadzone równocześnie. To już więcej niż pewne. W najbliższych dniach ruszy budowa bariery na polsko-białoruskiej granicy. Dzisiaj Straż Graniczna podpisała umowy, które są kapitalnym elementem, takim słupem milowym w procesie inwestycyjnym. Zapora powstanie na długości 186 km. Do jej budowy wykorzystanych zostanie ponad 50 tys. ton stali. Stabilną blokadę wzmocnią nowoczesne systemy elektroniczne. Aktualnie pracujemy nad opisem przedmiotu zamówienia i nad projektami umów. Mam nadzieję, że w najbliższym czasie będziemy mogli państwu przedstawić wyniki. Zakończenie prac na granicy - w czerwcu. Doświadczenie europejskie, doświadczenie licznych państw np. Węgier, Grecji pokazuje, że jest to jedyna skuteczna metoda. Na rozpoczęcie budowy szczególnie czekają Polacy mieszkający tuż przy granicy. Jak słyszymy, będą spali spokojniej. No tak na mój babski rozum, zawsze to mur. To, że trzeba, najlepiej obrazują opublikowane właśnie dane. Wynika z nich, że w ubiegłym roku z Białorusi do Polski próbowało przedostać się niemal 40 tys. osób. We wcześniejszych latach problem ten niemal nie występował. Pokazujemy, że jesteśmy, reagujemy wcześnie, tak aby nie dopuścić już do przekroczenia granicy państwowej. A w przypadku siłowego przekroczenia granicy, skutecznie ją zablokować poprzez nasze odwody. Granicę tylko minionej doby nielegalnie próbowało przekroczyć 20 osób. Straż zatrzymała też 5 osób. To obywatele Kamerunu, Konga, Gabonu, Ghany oraz Wybrzeża Kości Słoniowej. Przekroczyli tę granicę pontonem przez rzekę Świsłocz. Straż Graniczna ciągle musi mierzyć się z jeszcze jednym, poważnym problemem. Służby białoruskie przecinają ogrodzenie czy oślepiają nas laserami, mimo że nie obserwujemy, by w pobliżu byli cudzoziemcy. Od początku kryzysu funkcjonariuszy wspiera wojsko. W tym momencie na granicy jest kilkanaście tysięcy żołnierzy. W ostatnim okresie nie stwierdziliśmy poważniejszych incydentów, natomiast to nie usypia naszej czujności. Jesteśmy tutaj 24 godziny na dobę, 7 dni w tygodniu. I za to niezmiennie jesteśmy wdzięczni. Tak kompleksowego wsparcia łagodzącego skutki rosnących cen energii nie ma w innych krajach. Od dziś można składać wnioski o dodatek osłonowy, który pomoże opłacić wyższe rachunki za gaz czy prąd. To kolejny element tarczy antyinflacyjnej. Dziś Rada Polityki Pieniężnej zdecydowała także o podwyżce o 0,5 punktu stóp procentowych. Ma to osłabić inflację. Już w tym roku gazociągiem Baltic Pipe ma popłynąć do Polski surowiec z Norwegii. Termin ukończenia inwestycji nie jest przypadkowy, zbiega się z wygaśnięciem gazowej umowy z Rosją. To pozwoli unikać energetycznych nacisków Kremla i zależności Polski od wywindowanych przez Gazprom cen. Ale na razie podwyżki są faktem. Nie widziałam jeszcze nowego rachunku, na szczęście. Dlatego jestem taka uśmiechnięta. Oj, boję się, bo na pewno zdrożeje mi sporo. Aby złagodzić skutki gazowego dyktatu Rosji, gospodarstwa domowe mogą otrzymać 400-1400 zł dodatku osłonowego. Wysokość dodatku zależy od liczby osób w rodzinie oraz od dochodu. Wszystko po to, żeby środki trafiły do najbardziej potrzebujących wsparcia. Co ważne, kryterium dochodowe jest dosyć elastyczne. Jeśli ktoś przekracza limit, dostanie proporcjonalnie niższy dodatek. Tam występuje system złotówka za złotówkę, toteż jest takie łagodne przejście. Wnioski o świadczenie osłonowe można złożyć w gminie lub drogą elektroniczną. Niższe rachunki może też zapewnić taryfa dla odbiorców indywidualnych. Mogą być nią objęci też mieszkańcy budynków wielorodzinnych. Jednak w Warszawie urzędnicy nie zgłosili do takiej taryfy mieszkań komunalnych w dwóch dzielnicach, więc tam rachunki za gaz okazały się sporym zaskoczeniem. Ta sytuacja ma proste wytłumaczenie. Jest to błąd urzędników Rafała Trzaskowskiego. Wniosek o zmianę taryfy można jednak złożyć z miesiąca na miesiąc. Od początku roku można składać też wnioski o Rodzinny Kapitał Opiekuńczy. To element Polskiego Ładu, w którym na każde drugie i kolejne dziecko od 1-3 lat przysługuje 12 tys. zł. Złożono już 170 tys. wniosków. Polski Ład to też wsparcie dla wielu innych osób. 23 mln Polaków na tym skorzysta. Skorzystają też seniorzy, którzy pobierają emerytury do 2500 zł. Nie będzie pobierany podatek. Na Polskim Ładzie skorzystają też nauczyciele - przekonuje resort finansów. 141 zł miesięcznie zyskają nauczyciele o zarobkach do 5700 zł. Zarabiający powyżej tej kwoty mogą skorzystać z ulgi dla klasy średniej. Część pracodawców nie zastosowała prawidłowo tej ulgi, co niektórzy mogli zobaczyć przy styczniowej wypłacie. W takiej sytuacji pracodawcy powinni szybko skorygować błąd, a w lutym wyrównać poprzednie wynagrodzenie. Więcej na temat w rozmowie z wicepremierem Jackiem Sasinem, który będzie dzis gościem Wiadomosci. Fala zakażeń wywołana wariantem Omikron przetacza się przez Europę Zachodnią. Wielka Brytania czy Francja notują w ostatnim czasie po blisko 200 tys. nowych zakażeń przy stosunkowo niskiej liczbie zgonów. To kolejny i bardzo czytelny dowód na skuteczność szczepień - mówią lekarze i alarmują: ta fala już zbliża się do Polski. Ponad 200 tys. nowych zakażeń dziennie - fala wywołana wariantem Omikron uderzyła w Wielką Brytanię z całą mocą. Presja na system ochrony zdrowia, na nasze szpitale będzie poważna w ciągu kilku najbliższych tygodni, a może i dłużej. Wielka Brytania, gdzie w pełni zaszczepionych jest ponad 70% obywateli, radzi sobie dobrze. Ostatniej doby przy ponad 200 tys. zakażeń w całym kraju zanotowano 48 zgonów. Podobnie sytuacja wygląda we Francji, Niemczech czy Hiszpanii. Badania pokazują, że w przypadku wariantu Omikron szczepienia nadal chronią przed hospitalizacją, ciężkim przebiegiem i śmiercią. Wygląda na to, że wariant Omikron jest bardziej zakaźny, ale przebieg choroby jest łagodniejszy. Jednak nie dla wszystkich. Komu zagraża najbardziej? Te ciężkie przebiegi będą najprawdopodobniej u ludzi starszych, u ludzi otyłych, u ludzi z obciążeniami, więc ci ludzie będą bardziej narażeni i oczywiście ci, którzy będą niezaszczepieni. W Polsce od kilku dni liczba zakażeń tydzień do tygodnia znowu rośnie. Jeżeli ten trend rzeczywiście się zmienia, to chroniąc m.in. nasz system ochrony zdrowia, będziemy musieli podejmować kategoryczne decyzje, tak żeby polskie szpitale były wydolne. Prognozy są mało optymistyczne. w naszym społeczeństwie mamy zaledwie 50 kilka procent osób zaszczepionych, to wirus ma pełne pole do działania i niestety spodziewamy się, że zakażenia będą nam lawinowo rosły w następnych dniach. Jeśli nam wzrośnie liczba chorych hospitalizowanych dwukrotnie czy trzykrotnie, to szpitale będą okupowane przez osoby chore, które są często nieszczepione, i osoby, które są szczepione, a chorują na inne choroby, do tych szpitali się nie dostaną. Dlatego lekarze zachęcają do zaszczepienia się. Dla siebie i dla innych. Kolejny kraj obawia się o własne bezpieczeństwo w związku z rosyjską agresją. Finlandia rozważa wstąpienie do NATO, jeśli doszłoby do wojny na wschodzie. Były sekretarz generalny sojuszu wzywa do stanowczych działań, w tym do zamknięcia gazociągu Nord Stream 2. Zachód zaczyna rozumieć, że polityka uległości wobec Kremla poniosła fiasko. Widmo wojny na wschodzie coraz bardziej realne. Prezydent sąsiadującej z Rosja Finlandii uważa, że bezpieczeństwo także jego kraju jest zagrożone. Finlandia poważnie rozważa wstąpienie do NATO. Rosja dąży do konfliktu z Europą. Suwerenność niektórych krajów jak Finlandia czy Szwecja jest przez Kreml podważana. Władimir Putin chciał trzymać NATO w szachu, ale sam może znaleźć się w klinczu. Wystarczy spojrzeć na mapę regionu. Jeśli Finlandia weszłaby do NATO, to sojusz zyskałby niemal 1500 km granicy z Rosją, a Petersburg sąsiadowałby z dwoma państwami sojuszu. Finlandia to kraj, którzy przez wiele lat był podporządkowany Moskwie w tym sensie gropolitycznym i Finowie również czują się zagrożeni. Stąd stanowcze deklaracje. Podobne nastroje w Szwecji, która ogłosiła największy program zbrojeń od 70 lat. Były Sekretarz Generalny NATO apeluje: Można by to załatwić już dawno, gdyby nie polityka uległości Joe Bidena wobec Kremla. Czas więc na argumenty ciężkiego kalibru, jak np. wzmocnienie wschodniej flanki NATO. Należałoby zwiększyć w takim trybie nagłym cześć oddziałów wojskowych z terenów Niemiec i Europy Zachodniej na wschodnią flankę właśnie po to, żeby pokazać tę stanowczość. O to zabiega Polska i kraje naszego regionu. Putin cały czas gra na to, żeby dzielić Zachód i rozgrywać Europę na swoich warunkach, na swój sposób. Najwyższa pora, żeby NATO przejęło inicjatywę. Coraz większa agresja jednoczy Zachód, a kolejni przywódcy zaczynają zdawać sobie sprawę, że Kreml rozumie tylko argument siły. Oglądają państwo główne wydanie Wiadomości. Zobaczmy, co jeszcze przed nami. Czy kraje Europy Zachodniej mają problem z wolnością słowa? Nowe drogi cieszą, ale kierowcy wciąż szokują. Niektórzy aż stają na głowie. Znaki tego alfabetu ułatwiają życie osobom niewidomym i słabowidzącym od prawie 150 lat. W dniu urodzin jego twórcy obchodzimy Światowy Dzień Brajla. Pismo stworzone przez francuskiego nauczyciela Louisa Braille'a pomaga prawie 40 mln osób na całym świecie. Pismo Braille'a - okno na świat dla niewidomych. Pierwszą rzeczą jest. Przede wszystkim daje możliwość zapisu z zastosowaniem zasad ortograficznych, daje możliwość zapisów matematycznych, daje też możliwość zapisów nutowych. Podstawą systemu tego pisma jest sześciopunkt w kształcie prostokąta. Każdy znak istnieje po prostu z pewnej częsci kropek, żeby jednym palcem można było ten znak od razu rozpoznać. Gdyby dzisiaj Louis Braille żył, to byłby srogo zaskoczony, że coś, co wymyślił, jest tak dobre, że używają tego praktycznie wszyscy, praktycznie w każdej strefie świata kulturowej. Przykładem tego, że pismo Braille'a umożliwia wszechstronny rozwój, jest Marcin Ryszka, autor książki "Nie widzę przeszkód". Ten sześciopunkt był mi znany wtedy, kiedy mialem 6 lat. Skończyłem szkołę podstawową, gimnazjum, szkołę średnią. Ukończył 4 kierunki studiów, dwukrotny paraolimpijczyk w pływaniu, zawodnik blind footballu, a także komentator telewizyjny. Najważniejsze jest teraz, że Oliwia musi płynąć swoim rytmem. Ona wie, jak pracuje jej organizm. Wtedy kiedy komentuję igrzyska paraolimijskie i komentuję pływanie z Przemkiem Babiarzem, to mogę to robić z zamkniętymi oczami, tak mogę powiedzieć. Natomiast wtedy, kiedy przygotowuję się do piłki nożnej, to jednak tego czasu trzeba poświęcić dużo więcej. A o tym, jak radzą sobie w praktyce osoby niewidome w świecie dotyku i dźwięku, opowiada niezwykła książka Marka Kalbarczyka. Książka jest pod tytułem "Ich trzecie oko" i czyta ją pięknie Jerzy Zelnik, z którym się zaprzyjaźniliśmy. Czyta z wielką empatią, przeżywa tekst, jak to jest kiedy się traci wzrok, przeżywa załamanie, a potem odnajduje się swoje szanse. Po szokujących scenach z Amsterdamu, gdzie policja brutalnie stłumiła protest przeciwników obostrzeń w związku z pandemią, kolejne demonstracje organizowane są w miastach zachodniej Europy. W Magdeburgu również doszło do starć z policją. W związku z zastraszającym tempem rozprzestrzeniania się nowego wariantu koronawirusa Europa powoli wraca do lockdownu. Protesty przeciw obostrzeniom wybuchły po wprowadzeniu kolejnych obostrzeń. Dla Niemców, którzy wyszli na ulice, surowe restrykcje to odbieranie wolności. O ile przeciwnicy antycovidowych demonstracji mówią, że to hasła bardzo przesadzone, o tyle po raz kolejny, tym razem w Niemczech, wolność słowa została brutalnie stłumiona. Przez Niemcy przetacza się fala protestów przeciwko polityce rządu w kwestii zwalczenia pandemii COVID-19. W wielu miejscach manifestacje przybierają bardzo ostre formy. Do najgwałtowniejszych zajść doszło w Magdeburgu. Padają pytania o wolność słowa, prawa do demonstracji i przekraczania uprawnień policji. W Holandii było to wręcz pałowanie leżących, niemal bliźniacze do nagrań znanych z ulic Mińska w czasie prodemokratycznych protestów. Takich obrazków w Polsce po prostu nie ma. Jeżeli są, to policjanci są za to karani. Nie wolno tak brutalnie i tak ostro interweniować. Demonstranci nie tylko protestują przeciw obostrzeniom, ale generalnie przeciw zachodniej polityce pandemicznej. Jak podkreślają, ich zdaniem lockdowny niczego nie zmieniają, a władza niczego się nie uczy. Problemem w Holandii jest to, że nie mamy miejsc w szpitalach. Zwiększcie ich ilość! Ja wiem, że nie da się tego zrobić w dwa miesiące, ale do tej pory nic z tym nie zrobiliście! Odpowiedzią władz jest jednak brutalne tłumienie jakichkolwiek przejawów sprzeciwu wobec rządowych decyzji. Nawet jeśli są to pokojowe marsze. W ostatnich dniach liczba przypadków nowych zakażeń w Holandii, Niemczech czy we Włoszech lawinowo rośnie. We Francji ostatniej doby odnotowano niemal 300 tys. nowych przypadków zakażeń. Miał ułatwić zieloną transformację energetyczną, a stał się narzędziem spekulacyjnym i jednym z powodów skokowego wzrostu cen energii w Europie. Unijny system handlu uprawnieniami do emisji CO2 wymknął się spod kontroli - mówi polski rząd i składa wniosek o reformę ETS. Bruksela na razie odmawia, ale w tej sprawie mamy sprzymierzeńców. Na Węgrzech na tory wracają stare lokomotywy spalinowe. To nie wynik nagłej zmiany polityki klimatycznej rządu w Budapeszcie, a efekt prostego rachunku ekonomicznego. Energia z diesla jest po prostu znacznie tańsza niż elektryczna. A to w ogromnej mierze za sprawą drastycznego wzrostu cen uprawnień do emisji CO2. Podwyższane są cele klimatyczne, czyli cele redukcji emisji, a to oznacza, ze coraz więcej tych uprawnień potrzebują firmy, które produkują energię, a drugi to spekulacja. Banki, fundusze inwestycyjne i zwykli spekulanci finansowi potraktowali system handlu uprawnieniami jak biznes. Skupują uprawnienia i w ten sposób sztucznie windują ich ceny, gdyż tych brakuje na rynku. W efekcie tylko w ciągu ostatniego roku ceny uprawnień wzrosły aż trzykrotnie. Choć nic w gospodarce nie uzasadniało tak wysokiego wzrostu. Stąd wniosek polskiego rządu do Komisji Europejskiej o kompleksową reformę tego systemu. Odpowiedź już jest: Bruksela nie widzi problemu. Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych potwierdził, że nie ma dowodów na manipulacje rynkowe. Problem dotyczy nie tylko Polski, choć to ją najmocniej uderzają spekulacje na rynku ETS, bo nasza gospodarka wciąż oparta jest na węglu. Premier Mateusz Morawiecki zaapelował do pana przewodniczącego Donalda Tuska, aby jako Przewodniczący Europejskiej Partii Ludowej wsparł działania polskiego rządu w reformie tego systemu. Ten wniosek powinni poprzeć wszyscy, którzy myślą rozsądnie o polityce klimatycznej. Zwłaszcza że na spekulacjach traci nie tylko klimat, ale przede wszystkim gospodarka i zwykli ludzie. Nowe drogi to większy komfort podróży i możliwość szybszego dotarcia do celu. Niestety okazuje się, że wciąż wielu kierowców wsiadając za kółko zapomina o zdrowym rozsądku. A przypomnijmy, że od początku roku obowiązuje nowy taryfikator. Za popełnianie tych samych wykroczeń kierowcy zapłacą nawet 10-krotnie więcej. Tunel Południowej Obwodnicy Warszawy został udostępniony do ruchu dwa tygodnie temu. Przejechało nim już ponad pół miliona kierowców. Niestety nie wszyscy umieli zrobić to w sposób prawidłowy. Na nagraniu z jednej ze 134 kamer, które całą dobę monitorują sytuację, widać jak trzy pojazdy blokują wszystkie pasy ruchu. Wszystko po to, by kierowca tego auta mógł spokojnie zrobić zdjęcia swojego samochodu w tunelu. Ale to tylko wierzchołek góry lodowej. Incydent bardzo nieodpowiedzialny, gdzie użytkownik wyszedł z samochodu i próbował stanąć na głowie na pasie ruchu. Generalna Dyrekcja Dróg Krajowych i Autostrad nagrania z monitoringu przekaże policji. Nieodpowiedzialni kierowcy zostaną ukarani. Nowe przepisy, jeżeli sprawa trafi do sądu, to nawet możliwość nałożenia grzywny w postaci 30 tys. zł. Nowy taryfikator obowiązuje od 1 stycznia. Niektóre kary wzrosły nawet kilkukrotnie. Widać już pierwsze efekty zmian. W ubiegłym roku w ciągu pierwszych trzech dni stycznia prawo jazdy z powodu przekroczenia prędkości o 50 km/h w terenie zabudowanym straciło 450 kierowców. W tym roku to tylko 49 osób. Zauważyłem to dzisiaj, że ludzie bardzo, że tak powiem, zwolnili na mieście. Jednak też zdejmuję nogę z gazu, bo jestem emerytem i nie stać mnie na takie mandaty. Cel jest prosty - odstraszyć tych, którzy na drodze nie potrafią się zachować. Na tego 21-latka policjanci nałożyli mandat w wysokości 2000 zł w związku z tym, że uzyskał on prędkość 159 km/h przy dopuszczalnej prędkości 90 km/h. Jak zauważają eksperci, w większości przypadków przepisy łamią wciąż te same osoby. Te osoby to są takie, na które ta wysokość mandatu nie będzie miała dla nich żadnego znaczenia. Czy ona zapłaci 300 zł, czy zapłaci 3000 zł, to on to zapłaci i dalej będzie łamał przepisy ruchu drogowego. Warto zachować zdrowy rozsądek i zdjąć nogę z gazu nie tylko po to, by nie zapłacić mandatu, ale przede wszystkim, by uniknąć tragedii. Do sądu trafiły dwa akty oskarżenia dotyczące tak zwanej afery polickiej. Chodzi m.in. o byłą kandydatkę Platformy Obywatelskiej do Sejmu, ale także o korzystanie przez byłe kierownictwo Zakładów Chemicznych Police z kart służbowych, którymi mieli płacić za cygara, alkohol, klocki lego czy klub go-go. Pierwszy wątek dotyczy finansowania kampanii wyborczej z pieniędzy klubu siatkarskiego Chemik Police. Akt oskarżenia został skierowany m.in. przeciwko byłej prezes tego klubu. Pani Ż. była już wtedy radną sejmiku z ramienia PO. Ubiegała się o mandat do Sejmu. Te pieniądze były wyłudzane w 2015 roku, kiedy zaczęła się kampania wyborcza. Drugi akt oskarżenia dotyczy 6 osób z kierownictwa Zakładów Chemicznych Police, w tym także byłego prezesa. Chodzi o prywatne korzystanie z kart kredytowych i 200 tys. zł. Za pomocą tych kart kredytowych finansowane były takie rzeczy jak alkohol, pobyty podczas urlopu, droga biżuteria, zegarki, pobyty na wakacjach a nawet w klubach typu go-go. Śledztwo w tzw. aferze polickiej nie jest zamknięte. Dotyczy oszustw i działań na szkodę Grupy Azoty Zakłady Chemiczne, w tym o sprawę zakupu akcji działającej w Afryce w Senegalu spółki, które zdaniem prokuratury w rzeczywistości były warte wielokrotnie mniej. To przede wszystkim pokazuje głęboką degrengolade tych ludzi, poczucie pełnej bezkarnosci, a także po raz kolejny to, że politycy Platformy różnego szczebla, bo tu mówimy o dość niskim, ale jednak wpływowi, mają problemy z prawem. Joanna Ż. startowała do sejmu z list Platformy Obywatelskiej ze Szczecina. Nie zdobyła jednak mandatu. Do najważniejszych polityków Platformy Obywatelskiej w regionie w tamtym czasie należał Stanisław Gawłowski. Również z prokuratorskimi zarzutami, w innej sprawie. Niech zwycięży demokracja! Innemu politykowi tej partii z Zachodniopomorskiego, marszałkowi Senatu Tomaszowi Grodzkiemu, prokuratura chce postawić zarzuty korupcyjne. Jednak senat od 289 dni nie zajął się jego immunitetem. Systemy do inwigilacji. Posługują się nimi służby specjalne, za zgodą sądu. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że do politycznej walki próbują je również wykorzystywać politycy opozycji. Tak jakby nie chcieli pamiętać, że służby za ich rządów używały niemal identycznego oprogramowania. Politycy Platformy Obywatelskiej sporo mówią ostatnio o systemie Pegasus. Zresztą nie tylko oni. Także ich zagorzali sympatycy - atakując rząd Prawa i Sprawiedliwości. Ja takiego systemu bym nie kupił i chyba nie wyobrażam sobie sytuacji, w jakiej mógłbym go zastosować. To Paweł Wojtunik, szef Centralnego Biura Antykorupcyjnego za rządów koalicji PO-PSL. To faktura, którą ujawniły media, na 178 tys. euro, wystawiona na kierowane przez Wojtunika CBA za nic innego jak oprogramowanie szpiegowskie o niemal identycznych właściwościach jak Pegasus. I to jest zasadnicza kwestia pokazująca hipokryzję w dzisiejszej panice opozycji, która tę próbuje rozpętać wokół działań polskich służb. Łącznie koszty oprogramowania do szpiegowania i wsparcia technicznego w latach 2012-2015 wyniosły, bagatela, ćwierć miliona euro. Dzięki zainstalowaniu oprogramowania służby mogły włączać mikrofon w zainfekowanym telefonie i podsłuchiwać otoczenie, podglądać je przez aktywację kamery, sczytywać odbierane wiadomości SMS i e-mail, ściągać zawartość książki kontaktowej, pobierać historię wykonanych połączeń, wykonywać zrzuty ekranu, aktywować urządzenie rejestrujące sekwencje używanych klawiszy i tym samym poznać hasła szpiegowanego użytkownika. Do tego pobierać dane z GPS, aby śledzić lokalizację. Wnioski o użycie RCS podpisywał upoważniony przez Pawła Wojtunika wiceszef CBA Janusz Czerwiński. Polska za czasów Donalda Tuska była w czołówce inwigilujących swoich obywateli państw. Już kilka lat temu wyciekła przecież lista inwigilowanych za rządów PO-PSL dziennikarzy. Cała redakcja Rzeczpospolitej, gazety która pisała o aferze hazardowej, aferze która była bardzo niewygodna dla Donalda Tuska, była przez służby inwigilowana. Na pytanie "dlaczego" nikt nigdy nie odpowiedział. Podobnie jak na kilka innych. Doświadczaliśmy tego na własnej skórze, bo sam czułem prokuratorskiego łokcia, gdy do redakcji Wprost wchodziła Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Te sceny pamięta chyba niemal każdy. Jawny atak służb na media za rządów Donada Tuska. Dziś jego ludzie o bezprawną inwigilację oskarżają rząd Prawa i Sprawiedliwości. W tej sprawie można mówić nawet o rodzaju histerii, ponieważ padają bardzo mocne zarzuty, bardzo mocne słowa niczym nie podparte. Właściwie nie ma nawet dowodów na to, że cokolwiek niewłaściwego się zdarzyło. Bezprawną inwigilację zarzucił sympatyk Platformy Obywatelskiej, mecenas Roman Giertych. Jego nazwisko pojawiło się przy okazji afery Polnordu, czyli związanej z praniem brudnych pieniędzy. Wybitny skoczek narciarski i bohater podziemia niepodległościowego - Stanisław Marusarz. To właśnie o tym wielkim patriocie opowiada najnowszy film Telewizji Polskiej, która wraca do krótkich form filmowych. "Marusarz - Tatrzański Orzeł" to historia niezwykłego sportowca i tatrzańskiego kuriera, który wiernie służył Ojczyźnie. Ja jestem Helenka Marusarzówna, a to jest mój brat Stanisław Marusarz. Legendą stał się już za życia, a jego życie od dawna było gotowym scenariuszem na film. A ty nie jesteś za młody, synku, na skakanie na Wielkiej Krokwi? Dam radę. "Dam rade" - każdy tak mówi, a potem nogi połamane. - A ile ty masz lat? - 14. Wtedy zaczął i stał się prekursorem polskich skoków narciarskich. To wicemistrz świata z 1938 r. z Lahti, czterokrotny olimpijczyk i siedmiokrotny uczestnik narciarskich mistrzostw świata. Nazywano go "Tatrzańskim orłem", "Królem nart", "Władcą Krokwi". Jeden był z najlepszych sportowców polskich. Myślę, że zapoczątkował taką fajną tradycję, no taki sport narodowy, można powiedzieć. Historia Marusarza to jest kopalnia historii, bo ta kariera sportowa jego została przez wojnę w zasadzie złamana. On sam był niezłomny. Od razu przeszedł do podziemia niepodległościowego. Był kurierem przeprawiającym przez granicę na Węgry ludzi, pieniądze, meldunki itd., ryzykując życie oczywiście. Najwyższą cenę za działalność konspiracyjną zapłaciła Helena, siostra Stanisława. Niemcy schwytali ją na Słowacji i rozstrzelali. E! Kurierka! Narty se popraw! Medal mogłabyś zdobyć, jeszcze będą i medale, ino Niemca trzeba pogonić i odebrać co nase. Ja chciałem podziękować bardzo serdecznie za zaufanie i honor realizacji takiego filmu o Stanisławie Marusarzu, tak wielkim Polaku. Był gnębiony wręcz przez Niemców, bo nie chciał pójść z nimi na współpracę, więc wydali na niego wyrok śmierci. Trzykrotnie złapany, trzykrotnie uciekał Niemcom, m.in. z więzienia gestapo w Krakowie. Największym wyzwaniem była scena ucieczki z więzienia. Kręciliśmy ją w nocy. Stanisław Marusarz zmarł w 1993 roku. Najnowszy film TVP pokazuje losy niezwykłego zakopiańczyka. Zakopane i Telewizja Polska to nie tylko Sylwester Marzeń. Ta współpraca to też współpraca w obszarze religijnym i tożsamościowym. Teraz czeka nas perła w koronie. Film "Marusarz. Tatrzański Orzeł" będzie można obejrzeć już 16 stycznia o 18.20 w TVP1. Nie zapomnieli o wielkim mistrzu. Tak, ja też pamiętam. Na "Gościa Wiadomości" z napisami zapraszamy do kanału TVP Info.