Drogowy zabójca - zatrzymany po 24 godzinach poszukiwań. Zgrzyty dyplomatyczne. Kontrowersje wokół nieformalnego szczytu Unii. Zaginiony, odnaleziony - słowacki premier na luksusowych wakacjach. 19.30, Zbigniew Łuczyński. Dobry wieczór. Nie hamował, nie zwolnił, nawet kiedy śmiertelnie potrącił przechodzącego na pasach czternastolatka. Uciekł z miejsca wypadku. Po dobie od tragedii sprawca jest zatrzymany. 43-latek był wielokrotnie notowany i według informacji miał zakaz prowadzenia pojazdów. W czasie gdy pojawili się u niego policjanci, był kompletnie pijany. O szczegółach zatrzymania drogowego zabójcy. Rodzina chłopca, który zginął na tym przejściu dla pieszych, nie może pogodzić się ze stratą. 14-latek został śmiertelnie potrącony przez kierowcę furgonetki, który zbiegł z miejsca wypadku. Po ponad dobie poszukiwań policjanci zatrzymali mężczyznę w jego mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Nie krył zdziwienia, znajdował się pod wpływem alkoholu, w jego organizmie było ok. dwóch promili alkoholu, więc jego reakcje były takie, jakie są w wypadku osoby nietrzeźwej. Do tej tragedii doszło w piątek po godzinie 17:00 na ulicy Jana Kazimierza na warszawskiej Woli. Być może gdyby po wypadku kierowca zareagował odpowiednio, życie chłopca udałoby się uratować. Ucieczka z miejsca wypadku i nieudzielenie pomocy poszkodowanym to ciężkie przestępstwo. I jak widać po tej akcji policji, sprawcę można szybko namierzyć i zatrzymać. To jest minimum kilka lat pozbawienia wolności dla takiego sprawcy wypadku drogowego. Sprawcy, który w tym wypadku ma już bogatą kartotekę. Był wielokrotnie notowany w naszych systemach. Potwierdzam, że w 2023 roku ten kierujący miał zatrzymane prawo jazdy. Mężczyzna pracował jako kurier. Śledczy wciąż badają, jak mógł pełnić takie usługi, nie mogąc prowadzić samochodu. Do tego dochodzi alkohol, choć wciąż nie wiadomo, czy mężczyzna był pijany w momencie wypadku. To jednak obecnie nie ma większego znaczenia dla wymiaru sprawiedliwości. Niemalże półtora roku temu wszedł przepis, który również sankcjonuje spożywanie alkoholu lub środków odurzających po uczestnictwie w wypadku drogowym aż do momentu zbadania przez policję. Dodatkowo bulwersujący jest fakt, że do zdarzenia doszło na przejściu dla pieszych. Piesi w dalszym ciągu albo odnoszą obrażenia, albo tracą życie w miejscach, w których powinni czuć się najbezpieczniej, czyli na przejściach dla pieszych. I w znakomitej większości odpowiedzialność za ten stan rzeczy ponoszą kierujący pojazdami. W 2023 roku, to ostatnie dane, kierujący spowodowali prawie 2500 wypadków na przejściach dla pieszych. Zginęło w nich 115 osób. Każda z nich to oddzielny dramat. Polskie przewodnictwo w Unii Europejskiej - już w toku. Na uroczystej inauguracji nie pojawił się prezydent. Premier składa w związku z tym życzenia bezpiecznego szusowania. Ale zgrzyty na linii prezydent - premier mają także dotyczyć nieformalnego szczytu Wspólnoty. Tusk nie chciał szczytu, bo wtedy to Andrzej Duda miałby witać unijnych przywódców - grzmi opozycja. A jak jest? Na inaugurację polskiej prezydencji było specjalne zaproszenie i miejsce dla Andrzeja Dudy. My byliśmy organizacyjnie gotowi do samego końca, jeśli pan prezydent zdecydowałby się wziąć udział w gali, oczywiście byłby tam mile widziany. Prezydent wysłał jednak swojego przedstawiciela. Dzień po uroczystościach doradca prezydenta tłumaczył nieobecność głowy państwa brakiem zaangażowania szefa rządu. Może gdyby premier Tusk osobiście pofatygował się, wręczył panu prezydentowi zaproszenie... Przekaz zmienił się po tym wpisie szefa gabinetu prezydenta. Nawet jeżeli prezydent uważał, że forma była nie taka, to jednak była inauguracja prezydencji, to w takim razie co było ważniejsze? To była szopka, panie redaktorze, którą zaproponował premier Tusk. Rządzący odpowiadają: prezydent wybrał narty. Dzień po inauguracji szusował na tym stoku w Kluszkowcach. Wolał być na nartach, jeździć na nartach, niż być w miejscu, gdzie jest rozmowa i debata na temat tej części kontynentu. Interes państwa, powaga państwa polskiego przegrała z podstawową pasją pana prezydenta, czyli białym szaleństwem. Politycy PiS i Kancelaria Prezydenta twierdzą, że ranga wydarzenia była niska, bo zabrakło na przykład szefowej Komisji Europejskiej, choć Ursula von der Leyen jest chora. Zarzucają też rządzącym brak organizacji w Warszawie nieformalnego szczytu unijnego, co również miało wpłynąć na decyzję o nieobecności prezydenta na piątkowej gali. Czy to prawda, że Donald Tusk nie decyduje się go zorganizować, tylko dlatego że przywódców witałby prezydent Andrzej Duda? Działanie wręcz antypaństwowe i myślę, że tak należałoby skierować wektor polskiej prezydencji. Część wydarzeń odbywa się w innych krajach, bo Polska musi szukać porozumienia, jeśli chce przegłosować ważne dla nas przepisy - odpowiada wiceminister spraw zagranicznych. Żeby to uzyskać, musimy mieć większość. I tę większość zdobywa się uczciwie, dzieląc możliwości, szanse i obowiązki w Unii Europejskiej, bo taka jest rola prezydencji, a nie grać wyłącznie na siebie. W innych krajach też nie było organizowane bezpośrednio w tych krajach, tylko w Brukseli, i nikt się nie obrażał, nikt nie wyjeżdżał jeździć na nartach czy na sankach. Jest więc pytanie, czy prezydent weźmie udział w unijnych szczytach - zgodnie z podpisaną przez siebie znowelizowaną ustawą o współpracy władz w czasie prezydencji Andrzej Duda ma prawo wziąć udział w posiedzeniach Rady Europejskiej i innych dużych szczytach z udziałem szefów państw Unii. Do końca jego kadencji będą co najmniej trzy takie możliwości. Czy pan prezydent będzie konsekwentny, czy jednak wybierze się i wybierze budowanie relacji międzynarodowych, tak jak pan mówi? Pan prezydent w najbliższym czasie będzie brał udział chociażby w szczycie ekonomicznym. Czyli nie w szczycie w Brukseli. Obawiam się, że skoro pan prezydent nie chciał uczestniczyć w uroczystości otwarcia polskiej prezydencji w Polsce, to nie wiem, czy będzie chciał uczestniczyć również w szczytach czy w jednym szczycie, na przykład w Belgii. Andrzej Duda nie odniósł się do swojej nieobecności na inauguracji polskiej prezydencji. To jest 19.30 w niedzielę, 5 stycznia, a dziś jeszcze... Dziwne manewry na morzu. W ostatnich miesiącach mamy dużo tego typu przykładów. Może być sabotaż, może być szpiegostwo. Nowy selektywny obowiązek. Tekstylia, odzież i obuwie segregujemy osobno. Nie będzie się poniewierać po ulicach. 60 lat pierwszego serialu w Polsce. Warto potraktować "Barbarę i Jana" jako swojego rodzaju dokument historyczny. Luksusowy hotel w Hanoi, gdzie doba kosztuje około 25 tysięcy złotych. Tam miał przebywać premier Słowacji, który od czasu grudniowej wizyty w Moskwie nie był publicznie widziany. Słowacy o obranym przez niego prorosyjskim i antyukraińskim froncie wypowiadają się jednoznacznie, a swoim frustracjom dają wyraz wychodząc na ulice. "Słowacjo, strzeż się, okupacja się rozpoczęła" - to jedno z haseł masowych protestów. "Nie jesteśmy rosyjską szmatą", "Dość Ficy!", "Zdrada!". Kilka tysięcy Słowaków przed Kancelarią Premiera Roberta Ficy wykrzyczało to, co myśli o jego prorosyjskiej polityce i spotkaniu z Władimirem Putinem. Nie pozwolę, aby ten kraj znalazł się pod wpływem Rosji. To niekończąca się bezczelność naszego premiera. W Słowacji wrze, a premiera nie ma. Od czasu wizyty w Moskwie dwa tygodnie temu zniknął i nie wiadomo, gdzie jest. Nie pojawia się publicznie. W mediach społecznościowych opublikował jedynie dwa nagrania z komentarzem dotyczącym wstrzymania przez Kijów tranzytu rosyjskiego gazu przez terytorium Ukrainy. Z surowca korzystała Słowacja. Jesteśmy gotowi negocjować w naszej koalicji wstrzymanie dostaw prądu i znacznie ograniczyć wsparcie dla obywateli Ukrainy, którzy znajdują się na terytorium Republiki Słowackiej. Na tym ostatnim obrazku, gdzie było widać fragment wielkiego monitora, można było wraz z premierem, wraz z jego wystąpieniem śledzić fragmenty programów. I tam pojawił się fragment Placu Czerwonego, więc były spekulacje, że może został gdzieś w Moskwie. Może jest gdzieś przetrzymywany. Według słowackiej gazety "Dennik N." opublikowany przez Fico materiał wideo może pochodzić z tego pięciogwiazdkowego hotelu Capella w stolicy Wietnamu - Hanoi. A dokładnie luksusowego apartamentu Madame Butterfly, w którym doba kosztuje ponad 6 tysięcy euro. Czyli ponad 26 tysięcy złotych. Na ten trop naprowadził gazetę jeden z czytelników. Tematem zajęli się między innymi dziennikarze śledczy z międzynarodowego projektu Vsquare. Ponad 11 tysięcy euro, które premier Fico dostaje miesięcznie, nie starczyłoby nawet na pokrycie dwóch dni spędzonych w tym pięciogwiazdkowym hotelu. A to już po uwzględnieniu tego, że Fico sobie i ministrom we własnym rządzie znacząco podwyższył płace z początkiem roku 2024 - sobie prawie dwukrotnie. Kancelaria rządu milczy. A słowacki prezydent Peter Pellegrini mówi, że wie, gdzie przebywa premier Robert Fico, ale jego miejsca pobytu nie zdradzi. Z kolei szef najsilniejszej partii opozycyjnej sugeruje - podobnie jak część Słowaków - że Fico mógłby dłużej zostać w Wietnamie, Moskwie lub w ogóle poza Słowacją. Premier Robert Fico zamiast rządzić, od dwóch tygodni nagrywa filmy z różnych anonimowych lokalizacji, w bardzo specyficznym entourage'u. Taki premier z taki osiągnięciami jest nam niepotrzebny. Zrywa relacje z naszymi partnerami. Ciągnie Słowację na wschód, a dla słowackiego narodu nie robi niczego. Gdy Robert Fico wróci do swojego kraju, najpewniej nie spotka się z ciepłym przywitaniem. Bo na przyszły tydzień zapowiedziano kolejną demonstrację. Premier Włoch Giorgia Meloni spotkała się z prezydentem elektem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem w jego rezydencji na Florydzie. Miał nie szczędzić ciepłych słów pod adresem szefowej włoskiego rządu, która postrzegana jest za jego potencjalną główną sojuszniczkę w Europie i mediatorkę w napiętych relacjach z innymi europejskimi przywódcami. Giorgia Meloni i Donald Trump obejrzeli wspólnie premierę filmu dokumentalnego o rzekomym prześladowaniu współpracowników Trumpa przez wymiar sprawiedliwości, zjedli też razem kolację. Szczegółów rozmowy nie ujawniono, ale według włoskich mediów miały dotyczyć między innymi sytuacji w Ukrainie, na Bliskim Wschodzie, kwestii handlowych, a także losu więzionej w Iranie włoskiej dziennikarki Cecilii Sali. Meloni jest jednym z pierwszych przywódców, których Trump przyjął na Florydzie jako prezydent elekt. Wcześniej spotykał się m.in. z premierem Węgier, Kanady i prezydentem Argentyny. Nowy rok nie przynosi zmiany sytuacji w Stefie Gazy. Izrael przeprowadza naloty i giną cywile, choć według Beniamina Netanjahu celem mają być odradzające się komórki terrorystów. Zawieszenia broni domagają się coraz bardziej zmęczeni wojną Izraelczycy. W Tel Awiwie na ulice wyszło wczoraj około 100 tysięcy ludzi. W Strefie Gazy rodziny opłakują swoich bliskich. Nad zwłokami własnych dzieci, a nie przy rodzinnym stole - tak rodziny w Gazie po raz kolejny witały nowy rok. Miniony tydzień był tu niezwykle krwawy. Tylko w ciągu ostatnich 24 godzin w wyniku izraelskich ostrzałów zginęło 88 Palestyńczyków. W tej dzielnicy nie ma żadnych bojowników, tylko kobiety z dziećmi. Spójrzcie na ciała w szpitalach, to sami cywile, dlaczego w nich uderzają? Siły Obronne Izraela intensyfikują naloty na Gazę, bo jak mówią, odradzają się tam komórki terrorystów. Jako dowód pokazując te nagrania z przejętego właśnie centrum dowodzenia Hamasu. Izrael w ciągu ostatniego tygodnia zniszczył też wszystkie działające w północnej Gazie szpitale. Miały służyć jako magazyny broni terrorystów. Izrael twierdzi, że szpitale były wykorzystywane do celów wojskowych, ale nie dostarczył na to dowodów. Wzywam do niezależnego śledztwa w sprawie izraelskich ataków na szpitale, służbę zdrowia i personel medyczny. Nad Strefą Gazy nieustannie widać kłęby dymu, dowód na ciągłe izraelskie ostrzały. Brutalne walki trwają pomimo nieustających negocjacji w sprawie zawieszenia broni. W piątek, po tygodniu przerwy w negocjacjach, izraelska delegacja wznowiła rozmowy z Hamasem. Wstępny plan zakładał uwolnienie 200 palestyńskich więźniów w zamian za wypuszczenie części izraelskich zakładników. Hamas chce zakończenia wojny, oni są gotowi wypuścić zakładników. Ale nie chce tego Benjamin Netanjahu. On chce przede wszystkim wyeliminować terrorystów. Ja nie jestem optymistą. O porozumienie błagają izraelskie rodziny. W rękach terrorystów wciąż przebywa stu Izraelczyków. Wczoraj Hamas opublikował nagranie przetrzymywanej od początku wojny 19-latki. Dostaliśmy dowód, że Liri żyje. Powiedzieliśmy premierowi, prezydentowi i szefowi wojska, że to już ostatni moment na zawieszenie broni. Zawieszenia broni domagają się też protestujący nieprzerwanie Izraelczycy. W sobotę 14 osób zostało rannych w starciach z policją w Tel Awiwie. Na ulice wyszło łącznie 100 tysięcy osób. Moje pokolenie pamięta poprzednie wojny, w Libanie zostaliśmy przez 18 lat. Dla Gazy nie ma rozwiązania militarnego, tylko pokojowe negocjacje. Ta wojna odciska piętno także na izraelskich żołnierzach. Co miesiąc tysiąc z nich opuszcza wojsko, by w takich jak ta klinikach leczyć zespół stresu pourazowego. To było najgorsze, co widziałem w życiu. Intensywne walki, brutalne sceny. Po powrocie z Gazy nie mogę prowadzić normalnego życia. Depresja, bezsenne noce, złość. Od początku konfliktu zginęło blisko 46 tysięcy Palestyńczyków i ponad 1800 obywateli Izraela. Teraz o tajemniczych manewrach panamskiego gazowca na Morzu Północnym. Norweska straż przybrzeżna zauważyła dziwne ruchy statku nad podwodnymi gazociągami i kablami. Stąd też ten rejs odbywa się pod czujnym okiem Norwegów. Ta mapa pokazuje, jak bardzo rozwinięta jest w rejonie duńskich cieśnin i Morza Północnego sieć podmorskich kabli telekomunikacyjnych, które łączą Norwegię, Danię i Wielką Brytanię. A więc kluczowe państwa członkowskie NATO. Zwróćmy też uwagę na rejon północnego Bałtyku i połączenia kablowe między Estonią, Finlandią i Szwecją. Niektóre z kabli łączą państwa bałtyckie z Niemcami. W listopadzie zeszłego roku na Bałtyku doszło do przerwania podmorskich kabli, służby nie wykluczyły sabotażu. O tym, kto może kryć się za tymi działaniami i co to jest flota cieni. Trudny moment pożegnania z najbliższymi. Przed załogą tego holenderskiego statku NATO jednak ważna misja - pilnowanie bezpieczeństwa na Morzu Północnym i Bałtyckim. W chwili gdy coś wydarzy się na morzu, jesteśmy pierwszymi, którzy mogą podjąć działania w imieniu NATO. A na morzu znowu się dzieje. W akcji - rosyjska flota cieni. To stare statki do przewożenia gazu i ropy, na które nałożono embargo. Putin wymyślił dla nich nowe zadanie. Gazowiec Mulan pod panamską banderą wypłynął z Rosji. Celem był transport surowca do Egiptu. Jednak od kilkunastu dni jednostka pływa zygzakiem u wybrzeży Norwegii, ale poza jej wodami. Rzekomo w oczekiwaniu na lepszą pogodę. Nie wierzą w to norweskie służby. Spodziewają się, że chodzi o uszkodzenie podmorskich kabli i rurociągów łączących Norwegię, Danię i Wielką Brytanię. Są one w tym samym miejscu. W ostatnich miesiącach mamy dużo tego typu przykładów, gdzie rzeczywiście coraz więcej zauważamy takich statków. Sąd w Finlandii właśnie odmówił uwolnienia statku Eagle-S. Jednostkę transportującą rosyjską ropę zaaresztowano, bo ciągnąc po dnie kotwicę, miała przeciąć fińsko-estoński kabel telekomunikacyjny. Akcja tego statku została wstrzymana, sytuacja została opanowana. Teraz trwa śledztwo w tej sprawie i to dobrze. Tutaj na pewno jest to jeden z elementów wojny hybrydowej i musimy to jasno określić. Bo flota cieni może niszczyć infrastrukturę krytyczną, narażając kraje NATO na koszty. I jednocześnie nielegalnie finansuje machinę wojenną Kremla. Z punktu widzenia Rosji, która ma swoje określone interesy nad Bałtykiem i na Bałtyku, jest to bardzo korzystne działanie z punktu widzenia kosztów i potencjalnych skutków. Tych skutków jest wiele. Poprzecinane kable teleinformatyczne i zniszczone rurociągi z gazem to dla krajów basenu Morza Bałtyckiego możliwe przerwy w dostępie do surowców czy informacji. A więc chaos. Rosji zależy na takim symbolicznym czy politycznym wpływie, zwiększaniu naszej percepcji zagrożeń. Może być sabotaż, może być szpiegostwo, może być zrzucanie bezzałogowych pojazdów, monitorowanie dna morskiego, wywiad. Może być też katastrofa ekologiczna, nawet przypadkowa. Jak tu, na Morzu Czarnym, gdy statki z rosyjskiej floty cieni się rozpadły. Do wody wylały się tysiące ton ropy. Trwa wielkie sprzątanie. To jest podstawowe zagrożenie z uwagi na wiek niektórych statków, ich stan techniczny. Nie są one ubezpieczane w uznanych firmach ubezpieczeniowych. Reakcja krajów NATO na aktywność floty cieni to więcej takich patroli w basenie morza Bałtyckiego i Północnego. Ledwie świętowaliśmy rozpoczęcie nowego roku, a już zbliża się czas ferii zimowych. Tradycyjnie ferie w Polsce zostały podzielone na cztery tury. Ma to pomagać w rozłożeniu ruchu turystycznego na cały zimowy sezon. Jako pierwsi zimową przerwę zrobią sobie uczniowie województwa kujawsko-pomorskiego, lubuskiego, małopolskiego, świętokrzyskiego i wielkopolskiego. Tydzień później dołączą inni. I tak aż do marca. Białe szaleństwo opanowało Polskę. W Karpaczu szlifowanie narciarskich umiejętności można połączyć z lekcją cierpliwości. Warunki na stoku bardzo dobre, tylko bardzo dużo ludzi, dużo znajomości można nawiązać w kolejce. Niebawem towarzystwa będzie jeszcze więcej, za dwa tygodnie rozpoczną się ferie zimowe dla uczniów. Obawiamy się? Tylko pogody, żeby były te mroźne noce, żebyśmy mogli dośnieżyć. Najpopularniejsze kurorty narciarskie w kraju są już przygotowane na najazd turystów. To największa stacja na Podkarpaciu, licząca 5 tysięcy osób Wańkowa. Odwiedzi ją w tym sezonie ponad 100 tysięcy osób. Trwa dośnieżanie, żeby na ferie być gotowym i mieć już wszystkie trasy. Oliwia ferie zacznie za dwa tygodnie. Dziś stok pokonywała na sankach, ale w ferie chce iść krok dalej. Może nauczę się jeździć na nartach? Bo nie umiem. W Zakopanem najtańsze oferty tygodniowego pobytu dwóch osób dorosłych i jednego dziecka zaczynają się od 3 tysięcy złotych w hotelu o niskim standardzie. Ceny zmieniły się w stosunku do zeszłego roku o jakieś 10%, to niewiele. Tyle musieliśmy podnieść, bo koszty rosną, samo naśnieżanie, to wszystko kosztuje. Wzmożony ruch przewidują także lotniska, bo wakacje za granicą wcale nie muszą być droższe niż w kraju. Większość podróżujących decyduje się w tym okresie na zorganizowany wypoczynek z biurem podróży. Latanie stało się bliższe, wygodniejsze, szybsze i przede wszystkim atrakcyjniejsze cenowo. Coraz więcej osób w ferie wybiera cieplejsze klimaty, najpopularniejsze kierunki to Turcja, Maroko, czy Hiszpania. Trochę chcą uciec od tej siermiężnej pogody, trochę chcą sobie zrobić taki reset od tego klimatu i chcą wrócić naładowani słońcem i energią. Ferie 20 stycznia rozpoczną województwa kujawsko-pomorskie, lubuskie, małopolskie i świętokrzyskie. Zimowy wypoczynek podzielony na cztery tury zakończy się 2 marca. Dla jednych to czas beztroskiej zabawy, dla innych wytężonej pracy. Ludzi jest więcej, oglądają, przychodzą, kupują bardzo dużo. To będą ostatnie ferie w starym porządku. Ministerstwo Edukacji postanowiło zmienić harmonogram wypoczynku. Ferie nadal będą trwać dwa tygodnie, ale będą odbywać się w trzech, a nie czterech turach. Nowy system oznacza również rezygnację z dotychczasowego modelu "na zakładkę", który pozwalał na częściowe nakładanie się terminów ferii różnych grup województw. Ferie nadal będą trwały sześć tygodni, liczba osób wypoczywających nie zmieni się, kierunki prawdopodobnie też, to zmiana czysto techniczna. Zmiana ma wyrównać liczbę dzieci wypoczywających w każdym tygodniu ferii. Materiały tekstylne jak odzież, pościel, ręczniki, a także buty już nie do pojemników na odpady komunalne. Od nowego roku w całej UE, w tym w Polsce, zaczął obowiązywać przepis nakazujący segregację odpadów tekstylnych i umieszczanie ich w specjalnych pojemnikach lub przekazywanie do punktów Selektywnej Zbiórki Odpadów Komunalnych. Przepis przepisem, a życie życiem? Promocja, obniżka, wyprzedaż. Przeciętny Polak kupuje dziś o 60% więcej ubrań niż 15 ,lat temu. - I co państwo kupują? - Buty, kurtki, bluzki... Ludzie z mojego pokolenia na pewno są zachwyceni ilością tych ubrań. A to druga strona medalu. Globalnie co sekundę na śmietnikach ląduje ciężarówka pełna odzieży. Mówimy o marnowaniu żywności, ale gdyby zamknąć wszystkie fabryki produkujące odzież, to na 10 lat jest tyle wyprodukowanej odzieży, że moglibyśmy spokojnie tego używać. Od 1 stycznia każdy z nas ma obowiązek segregować tekstylia. W przydomowych śmietnikach nie musi się pojawić dodatkowy pojemnik, ale muszą go mieć tak zwane PSZOK-i, czyli punkty selektywnej zbiórki odpadów. Tekstylia, odzież i obuwie segregujemy osobno, gromadzimy je osobno, po czym albo zawozimy na PSZOK, albo jeżeli gmina da nam możliwość, oddajemy w innej formie. To, jak zorganizowany będzie odbiór tych odpadów, zależy od lokalnych władz. One też będą nakładać ewentualne kary. Tu w Gorzowie za niesegregowanie tekstyliów trzeba będzie zapłacić podwójnie. Nawet przy takim natłoku domków rodzinnych nikt nie będzie tego sprawdzał, chyba że będzie jakoś oznaczane, wątpliwa sprawa, może pokazowo jedną czy dwie osoby ktoś kiedyś złapie, ale raczej bez sensu. Teoretycznie jednak za wrzucenie starych spodni do zwykłego pojemnika możemy zapłacić nawet 5000 złotych grzywny. W pierwszej kolejności zawsze ostrzegamy. Czasami jest to 1. i 2. ostrzeżenie, ale jeżeli to nie skutkuje, to na pewno będziemy nakładali kary administracyjne. Dla wielu osób, szczególnie starszych, brak pojemnika na tekstylia pod domem może być kłopotliwy. Płacimy za wywóz śmieci, a jeszcze dodatkowo będziemy musieli zawieźć tam? To jest głupota. Wyprodukowanie takiej koszuli pochłania prawie 3 tysiące litrów wody. Wyrzucenie jej tu, w odpady zmieszane, to wielkie marnotrawstwo. Jeśli trafi do odpadów tekstylnych, może być przetworzona na inne ubrania, ale najlepszy ekologicznie scenariusz to czyszczenie i ponowne użycie. W całym kraju jest około 50 tysięcy takich kontenerów. Do nich należy wrzucać tylko czyste ubrania, które mogą mieć jeszcze drugiego użytkownika. Działają też punkty takie jak ta Dobrodzielnia w Warszawie, która przyjmuje ubrania i daje im drugie życie. Można pomagać, przekazywać w różne miejsca, organizacje społeczne, gdzie one są segregowane, ozonowane, oczyszczane, prasowane i włączone do obiegu poprzez możliwość ich zakupu, bezpiecznego zakupu. Nowe przepisy mogą być impulsem nie tylko dla ekologii, ale i biznesu. Dziś zaledwie 1% starej odzieży, którą jest poddana recyklingowi, ponownie staje się ubraniami. Ta liczba może wzrosnąć, jest szansa, że będziemy kupować tekstylia lepszej jakości i rzadziej je wyrzucać. Na koniec "19.30" przeniesiemy państwa do przeszłości. Do czasów, gdy w polskiej telewizji był jeden program. Widzowie TVP właśnie 5 stycznia 1965 roku obejrzeli pierwszy odcinek pierwszego serialu Telewizji Polskiej "Barbara i Jan". W tamtych czasach nie mówiło się "serial". Mówiło się "film odcinkowy". W główne role wcielili się Jan Kobuszewski, Janina Traczykówna. Przenieśmy się do tamtych lat i prosimy nie regulować odbiorników, bo na chwilę zrobi się czarno-biało. Fabuła jak na tamte czasy bardzo nowoczesna. Opowiadała o przygodach młodej, ambitnej, ale trochę narwanej dziennikarki Barbary. I nieco flegmatycznego fotoreportera Jana. Razem pracowali w gazecie "Echo". Trzy odcinki serialu wyszły spod pióra Stanisława Barei. Honoraria aktorów były nędzne, warunki produkcji ubogie. Artyści grali w swoich ubraniach i używali prywatnych rekwizytów. Żeby było nowocześnie, bohaterowie jeździli Syreną 102. Samochód to był wtedy szczyt marzeń Polaków. Jeżeli mają państwo w sobie ziarenko nostalgii, żeby spojrzeć, jak to bywało, jak wyglądała Polska 60 lat temu, to warto potraktować "Barbarę i Jana" jako swojego rodzaju dokument historyczny. Dwa lata przed emisją pierwszego odcinka zarejestrowano w Polsce milionowy telewizor. Nie w każdym domu był odbiornik, więc ludzie umawiali się, by razem oglądać telewizję. Seriale towarzyszyły rozwojowi naszego kraju, naszej świadomości narodowej, również mediom oraz kulturze masowej. Po Barbarze i Janie zaczęła się dobra passa polskich seriali. "Wojna Domowa", "Czterej pancerni i pies", "Stawka większa niż życie", I "noce i dnie" z niezapomnianą rolą Karola Strasburgera. Serial, który zapadł tak w pamięci wszystkim z racji sceny, muzyki genialnej. Tych seriali w moim życiu było nie wiem, z dziesięć. Dziś seriale to nie tylko telewizja, ale też platformy streamingowe. Wszyscy kochamy długie opowieści, które są przerywane co jakiś czas w najbardziej atrakcyjnym dla nas momencie, a potem do niej wracamy. Wciąga. Jak się zacznie, to później człowiek jest ciekawy, co będzie później, co się będzie działo z bohaterami. "Klan" bardzo lubię. To najdłużej, od ponad ćwierć wieku, emitowany polski serial. Pojutrze 4440. odcinek. W "19.30" to wszystko. Za chwilę w TVP Info "Rozmowy niesymetryczne". Dziś gościem Doroty Wysockiej-Schnepf będzie profesor Andrzej Rzepliński. My wracamy jutro. Dobranoc i do zobaczenia