Dzień dobry. Zaczynamy "19.30". Były łzy radości, ale trudno się dziwić, bo ten mecz wiele dla nich znaczył. Po 5 ćwierćfinałach i 44 latach polscy siatkarze zagrają o medal igrzysk olimpijskich w Paryżu. Po świetnym spotkaniu pokonali Słowenię 3:1. Wśród biało-czerwonych kibiców - Iga Świątek, którą kapitan reprezentacji zaprosił na boisko. O przełamanej klątwie. Na ten moment polscy siatkarze czekali prawie pół wieku. Aut! Jest! mamy to! Reprezentacja Polski w ćwierćfinale igrzysk pokonała Słowenię 3:1 i po raz pierwszy od 1980 roku awansowała do strefy medalowej. Dużo nas to kosztowało stresu, energii, wiele wysiłku na treningach, ale dzisiaj się nam udało. Ten turniej wiąże się dla mnie z czasem niezbyt przyjemnymi wspomnieniami, ale nie dzisiaj. Dla Bartosza Kurka to już 4. igrzyska i dopiero pierwszy półfinał. Bo Polacy 5 razy z rzędu odpadali właśnie w ćwierćfinale. Dzisiaj Słowenia też była faworytem. Grali świetnie, nie pokazaliśmy jeszcze swojej formy w tej fazie grupowej, a dzisiaj zagraliśmy najlepszy mecz na tym turnieju. Mecz od początku układał się po myśli Biało-Czerwonych. W 1. secie szybko wyszli na prowadzenie i wygrali do 20. Drugi pomimo prowadzenia w końcówce przegrali 26:24. W ostatnich dwóch mieli wyraźną przewagę, wygrywając do 19 i 20. M.in. dzięki aż 5 asom serwisowym Wilfreda Leona. Czekaliśmy długo na to. Dzisiaj udało się. Ale jeszcze nie wystarczy, czekam na kolejny mecz. A ten już w środę. W półfinale podopieczni Nikoli Grbicia zmierzą się ze zwycięzcą meczu Brazylia - USA. Wolałbym, żeby to byli Amerykanie. Zasada turniejowa jest taka, że ciężko jest wygrać podczas tego samego turnieju z tym samym przeciwnikiem. Brazylię Polacy pokonali w fazie grupowej. W Paryżu nieustannie mogą liczyć na polskich kibiców. Nasi siatkarze pokazali swoją moc i wygrali. Wierzymy w nich dalej. Wygramy. Idziemy po złoto. Dzisiaj Biało-Czerwonych wpierała nawet Iga Świątek. W Paryżu dziś są królami. Ze spokojem do półfinału podchodzi trener Nikola Grbić. Chociaż nie wiadomo, czy wystąpi w nim Mateusz Bieniek. W meczu ze Słowenią doznał kontuzji. My możemy grać lepiej, ale ten poziom dla mnie jest bardzo wysoki. Jak możemy zostawić ten poziom, jestem spokojny. W hali przy Porte de Versailles czeka nas jednak więcej siatkarskich emocji. Już jutro swój ćwierćfinał rozegrają tu siatkarki. Zmierzą się z obecnymi mistrzyniami olimpijskimi - reprezentacją USA. Mimo że gdzieś tam w ostatnim czasie Stany nam leżały, to nie ma to większego znaczenia, bo będzie się liczył tylko ten dzień. Polki zajęły ostatecznie 2. miejsce w swojej grupie, bo w ostatnim meczu przegrały z Brazylią 3:0. Dalej jesteśmy megapozytywnie nastawione. Mamy ćwierćfinał. Ćwierćfinał brałyśmy w ciemno przed przylotem tutaj. Siatkarki na medal na igrzyskach czekają od 1968 roku. Ćwierćfinał kobiet we wtorek o 17.00. Teraz kciuki trzymamy za Natalię Kaczmarek, która pewnie awansowała do półfinału na 400 metrów, i Aleksandrę Mirosław. Ta druga pobiła dziś rekord świata we wspinaczce na czas, i to dwa razy. Rywalkom pokazała, że to ona jest główną kandydatką do olimpijskiego złota. Dwa rekordy świata w 5 minut. Aleksandra Mirosław rozpoczęła z wysokiego C i wysłała rywalkom jasny sygnał, po co przyjechała do Paryża. Nie kalkulowałam, skupiłam się na tym, co mam do wykonania. I pomimo opóźnień wykonałam swoją robotę, pozostałam w skupieniu. To ta ciężka praca, którą wykonałam w czasie przygotowań do igrzysk, która zapracowała. Pobicie dwóch rekordów świata jest ewenementem. 6 sekund i 21 setnych i po chwili 6 sekund i 6 setnych. Totalna dominacja, zero kalkulacji. Po raz pierwszy obserwuję coś takiego na igrzyskach. Zazwyczaj obserwujemy zawodniczkę, która oszczędza i kumuluje siły na dalsze starty. Tutaj Ola pokazała nam, że będzie rozstawiała rywalki od samego startu. Aleksandra Kałucka ustanowiła nowy rekord życiowy i też zakwalifikowała się do finału. Trochę się zdziwiłam, że pobiegłam życiówkę w pierwszym biegu. Takie biegu pierwsze są na wyczucie, a udało mi się zrobić życiówkę. Nadzieje na medal również w biegu na 400 metrów kobiet. Swój bieg w eliminacjach pewnie wygrała Natalia Kaczmarek. Choć wyraźnie zwolniła przed metą, złamała barierę 50 sekund. Dosyć mocno zaczęłam, bo chciałam kontrolować ten bieg, nie chciałam szarpać na końcu. Faktycznie ostatnie sto metrów mogłam sobie przebiec, troszkę się rozglądać. I taki był plan. Wczoraj liczyliśmy na młociarzy. W Tokio Wojciech Nowicki wywalczył złoto, w Paryżu był siódmy. Paweł Fajdek, brązowy medalista z poprzednich igrzysk, zajął 5. miejsce. Każda passa kiedyś się kończy. Uważam, że przez 9 lat stawania na podium rok w rok, na każdej imprezie to i tak uważam, że megasukces. Anita Włodarczyk ma na koncie 3 złote medale olimpijskie. Teraz z trudem zakwalifikowała się do finału rzutu młotem. Cieszę się, że mam dużą rezerwę, bo te rzuty były beznadziejne. Brakowało pobudzenia, musi mnie ktoś we wtorek mocno zdenerwować, wkurzyć, żebym się mocno zmobilizowała. W klasyfikacji medalowej jesteśmy na 49. miejscu. Wyprzedzają nas m.in. takie kraje jak Saint Lucia, Dominikana czy Azerbejdżan. Mamy w dorobku medalowym jeden srebrny i 3 brązowe medale. Do tej listy dojdzie krążek, który wywalczy pięściarka Julia Szeremeta. Awans do półfinału już gwarantuje brąz, ale może być tylko lepiej. Podchodzę na luzie, nie stresuje się. Wiem, na co mnie stać. Nikt nie jest w stanie mi zagrozić. W środę Julia Szeremeta powalczy o wejście do finału turnieju olimpijskiego. Oglądają państwo "19:30". Już za chwilę: zamieszki w Wielkiej Brytanii. Rząd zwołuje sztab COBRA, a później jeszcze... Plan na chude lata. Jeżeli trzeba będzie zacisnąć pasa, to będziemy to robić. Na biednych nie trafiło. Absurdalne przepisy? Kierowcy nie znamy. Nie wiemy, kto zaparkował nieprawidłowo. Nie słyszałem o takiej sytuacji, żeby świadek został ukarany. Można było tę osobę wezwać ponownie, pouczyć. To jest trochę chore w Polsce. Wielką Brytanię zalała falą antyimigranckich protestów. W całym kraju policja aresztowała tylko w ten weekend 150 osób. Rząd zwołał posiedzenie sztabu kryzysowego COBRA. Do zamieszek doszło po zabójstwie 3 kilkuletnich dziewczynek w Southport koło Liverpoolu. Wczoraj demonstranci chcieli podpalić hotel, w którym zakwaterowani są migranci. Rotherham i hotel oblężony przez wściekły tłum. A to już Tamworth i moment, w którym napastnicy wdzierają się do środka. Te miejsca miały być schronieniem dla imigrantów ubiegających się o azyl, a stały się celem brutalnego ataku. To był obrzydliwy pokaz bandytyzmu. Operacja policji zakończyła się dopiero około 5.00 rano. W ruch poszły kamienie, krzesła i butelki. Wandale wybijali szyby. Gdy już weszli do środka, próbowali wzniecić pożar. Pracownicy i mieszkańcy hotelu zabarykadowali się w środku. Lokalni mieszkańcy ukryli się w swoich domach lub musieli uciekać, gdy zobaczyli plądrujący tłum. Opisuje minister obrony, który wczoraj przyjechał na miejsce. Premier Wielkiej Brytanii stawia sprawę jasno. Gwarantuję: będziecie żałować, że wzięliście w tym udział - bezpośrednio lub podżegając do tego w Internecie. Od kilku dni fala zamieszek przetacza się przez brytyjskie miasta. Momentem zapalnym była masakra w Southport. Tydzień temu 17-latek zabił 3 kilkuletnie dziewczynki. Choć urodził się w Wielkiej Brytanii, miał rwandyjskie korzenie. Dlatego na celowniku grup zdominowanych przez radykalną prawicę znalazły się meczety, sklepy imigrantów i samochody. Ci, którzy przybywają tu na łodziach, co zrobili dla tego kraju? To największe antyimigracyjne zamieszki od 13 lat. Gazety piszą o "dniu wstydu". W podobnym tonie wypowiadają się Brytyjczycy. Ludzie, którzy się tego dopuszczają, nie reprezentują nas, a jednak taki wizerunek Wielkiej Brytanii zobaczył właśnie świat. To odrażające. Nic nie usprawiedliwia tego rodzaju przemocy wobec niewinnych ludzi. Od początku zamieszek aresztowano ponad 400 osób, tylko w weekend - 150. Służby podkreślają: będą kolejne zatrzymania. Policja ma nasze pełne wsparcie w ściganiu wszystkich odpowiedzialnych za to osób. Będzie wobec nich stosowany pełen zakres kar, łącznie z pozbawieniem wolności. O tym, jak położyć kres zamieszkom, rozmawiano na Downing Street podczas posiedzenia sztabu kryzysowego. Premier poinformował o utworzeniu specjalnego zespołu do zwalczania przemocy na ulicach. PiS szuka planu B na wypadek utraty subwencji. Były minister aktywów państwowych i wicepremier Jacek Sasin nie wyklucza zrzutki na działalność partii, w tym także od wyborców. I dodaje, że nic nie jest jeszcze przesądzone. Rządzący przekonują, że dowody w sprawie złamania przez PiS prawa wyborczego są jednoznaczne. Choć PKW wciąż liczy wydatki PiS na ubiegłoroczną kampanię... Będzie to jeszcze przedmiotem dalszej analizy. ...to PiS ma już plan na chude lata. Ma pan przygotowane zaskórniaki na składkę waszą? Jeżeli trzeba będzie zacisnąć pasa, to będziemy to robić. To po ile się zrzucicie? Ja akceptuję decyzję taką, żebyśmy w sytuacji trudnej solidarnie się tutaj zachowali. Na biednych nie trafiło, więc niech się zrzucają. Ocenia Koalicja. Tyle że politycy PiS mówiąc o zrzutce, myślą nie tylko o partyjnych szeregach. Ja nie wykluczam, że my się odwołamy także do naszych wyborców. Przypomnę, że PiS to są miliony wyborców. Według koalicji rządzącej to próba mobilizacji wyborców. PiS jest w defensywie i szuka mitu założycielskiego. Jeżeli PiS-owi zostanie odebrana ta subwencja, to będą próbowali z siebie zrobić męczenników. Roczna subwencja PiS może zostać pomniejszona nawet o 19 mln zł, jeśli PKW uzna, że podczas jesiennych wyborów partia była na finansowym dopingu, i odrzuci jej sprawozdanie. Nie myślę o żadnych zrzutkach, bo dlaczego miałoby być nieprzyjęte, skoro wszystko odbyło się zgodnie z prawem? To wersja polityków PiS. Koalicja rządząca w odpowiedzi przypomina partyjną agitację na wojskowych piknikach. Głosujcie na nas. I takie prezenty wręczane w okręgach wyborczych polityków Suwerennej Polski. Kosztowały 200 mln zł. Pieniądze pochodziły z Funduszu Sprawiedliwości. PiS uczyniło z tego mistrzostwo olimpijskie, dyscyplinę, czyli jak wyciągnąć pieniądze z budżetu, udając, że to wszystko dzieje się zgodnie z prawem. Że ktoś komuś dał samochód strażacki. Te narracje podtrzymuje Daniel Obajtek, który spotkał się z dziennikarzami z okazji otwarcia swojego biura. To teraz będziemy rozliczać, czy w tym regionie był poseł, który był z PiS, nie był z PiS? Mimo wszystko te środki zostają w kraju. Finansowanie kampanii można prowadzić wyłącznie z Funduszu Wyborczego. Jeżeli wykorzystywane są pieniądze publiczne, żeby wspierać kampanię konkretnych posłów, to jest to oczywiste. Nie dla Jacka Sasina, który przekonywał, że takie prezenty w roku wyborczym z kampanią nie miały nic wspólnego. Co to znaczy? Lansowali się politycy Suwerennej Polski? Imprezy są otwarte i każdy może przyjść. Pamiętam taką imprezę w Zielonej Górze, która była. Nie dostałam zaproszenia. To była zwykła impreza wyborcza i ordynarna propaganda się tam lała. Wszystko ma być jasne za 3 tygodnie, kiedy PKW ma ogłosić decyzję w sprawie rozliczenia PiS. Tu też w grę wchodziły gigantyczne pieniądze. 30 mln zł z Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa dostał Bielmlek. Michał Kołodziejczak ujawnił szkic pisma, w którym były szef resortu rolnictwa, wtedy jeszcze z PiS, Jan Krzysztof Ardanowski, zgadza się na pomoc spółdzielni mleczarskiej. Jej prezesem był jego były zastępca, a jednocześnie senator PiS Tadeusz Romańczuk. Michał Kołodziejczak ujawnia szkic pisma, a w nim ówczesny minister rolnictwa z PiS-u w 2019 roku zgadza się na pomoc spółdzielni, której prezesem jest jego były zastępca, a jednocześnie senator PiS, Tadeusz Romańczuk. To pokazuje, w jaki sposób wtedy były podejmowane decyzje, kolega, koledze, a nie jest to pewien automatyzm, który ma na celu rozwiązanie problemów. Jan Krzysztof Ardanowski pisze tak: W związku z pismem Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa o wyrażenie zgody udzielenie gwarancji kredytowej w wysokości 30 mln zł Spółdzielni Bielmlek wyrażam zgodę na udzielenie gwarancji. Choć polecenie wydał minister, to ostatecznie podpisał się pod nim wicedyrektor departamentu. Spółdzielnia Bielmlek była już wtedy zadłużona, nie wypłacała rolnikom pieniędzy za mleko, a gwarancję bankową dostała, mimo że nie spłaciła poprzednich zobowiązań. Upominali się o swoje. Lokalni posłowie o problemach alarmowali dużo wcześniej, ale wtedy tłumaczono im, że to prywatny podmiot i nie może liczyć na pomoc. Wszystko zmieniła kampania 2019 roku. Ta pomoc przyszła, kiedy była potrzeba grania pod wybory. Zaległe pieniądze zostały wypłacone rolnikom we wrześniu, tuż przed wyborami. Z tego, co wiem, z tych 30 mln siedem poszło na wypłaty dla rolników, a gdzie poszła reszta, to już trzeba pytać ministra Romańczuka. Ani z Tadeuszem Romańczukiem, ani z ministrem Ardanowskim nie udało nam się dziś skontaktować. Od tego są stosowne organy, służby, które powinny tego typu okoliczności, jeżeli one faktycznie były, rozpoznać i wydawać końcowe decyzje merytoryczne. Sprawie spółdzielni przyglądali się inspektorzy NIK. W ubiegłym roku wykazali m.in. nieprawidłowości przy udzielaniu gwarancji bankowych, nieefektywną restrukturyzację oraz po ogłoszeniu upadłości sprzedaż spółdzielni za jedynie 60% jej wartości. Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska oraz KOWR straciły na nieudolnych próbach ratowania Bielmleku prawie 68 mln zł, a udzielający kredytu bank - prawie 16 mln. Łącznie ponad 83 mln zł. Były prezes spółdzielni usłyszał zarzuty. Dotyczą wyrządzenia szkody w mieniu spółdzielni na kwotę około 80 mln zł. Akta śledztwa dotyczące Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa liczą prawie 500 tomów. Zarzuty usłyszało już ponad 60 osób. Spółdzielnia Bielmlek mimo udzielonej pomocy upadła, jej majątek trafił w ręce prywatnego inwestora. Bliski Wschód na krawędzi. Antony Blinken, amerykański sekretarz stanu, miał poinformować ministrów spraw zagranicznych państw G7, że dziś lub jutro Iran i Hezbollah mogą zaatakować Izrael. USA rozmieszczają dodatkowe jednostki wojskowe, kolejne kraje apelują do swoich obywateli o opuszczenie Libanu. Uderzenie może nastąpić w każdej chwili. Międzynarodowe lotnisko w Libanie jeszcze działa. Ale z tablicy lotów z każdą godziną znikają kolejne połączenia. Linie odwołują rejsy także do Izraela i Iranu. Staraliśmy się odlecieć jak najszybciej. Wybieraliśmy spośród dostępnych lotów. O ewakuację z Libanu w każdy możliwy sposób apelują USA. Wezwała do tego także Polska i ostrzega przed podróżami na Bliski Wschód. Iran z pewnością podejmie poważne, odstraszające działania wobec Izraela, aby zagwarantować swoje bezpieczeństwo i ukarać agresora - z całą mocą i stanowczością. Mimo presji dyplomatycznej państw arabskich i Zachodu Iran zapowiedział odwet za izraelskie ataki. W Teheranie i Bejrucie zginęli: przywódca polityczny palestyńskiego Hamasu oraz czołowy dowódca libańskiego Hezbollahu. Obie organizacje wspiera Iran. Izrael jest w stanie wojny na wielu frontach przeciwko osi zła Iranu. Uderzamy mocno w każde z jego ramion. Jesteśmy gotowi na każdy scenariusz, zarówno w obronie, jak i w ataku. Izrael przygotowuje się kilkudniową falę nalotów rakietowych i dronowych ze strony Iranu i jego sojuszników. Dla dowództwa przygotowano specjalny bunkier dowodzenia. Wyższym urzędnikom rozdano telefony satelitarne na wypadek zniszczenia sieci naziemnej i komórkowej. A w tym ukrytym pod ziemią laboratorium, odpornym na bomby, broń chemiczną i biologiczną, przygotowywane są zapasy krwi dla izraelskich szpitali i wojska, a także rezerwy mleka dla matek. To centrum ma zapewnić możliwość trwałego reagowanie na kryzysy, nawet jeśli wybuchnie wojna. W cieśnienie Ormuz jest lotniskowiec USS Theodore Roosevelt. Waszyngton wysłał też kolejny: USS Abraham Lincoln. Wraz z dodatkowymi krążownikami i niszczycielami, które mogą zestrzeliwać pociski balistyczne. Amerykanie w budowę antyrakietowej tarczy angażują także sojuszników w regionie. W kwietniu taka koalicja zdziesiątkowała rój pocisków nadlatujących z Iranu. Kiedy najwyższy przywódca Iranu mówi, że dokona zemsty, musimy traktować to poważnie. Na dziś w sprawie sytuacji na Bliskim Wschodzie Joe Biden zwołał Radę Bezpieczeństwa Narodowego. W spotkaniu w podziemiach Białego Domu weźmie udział również Kamala Harris. Kamala Harris poparcie demokratów już ma. W ubiegłym tygodniu zapewniła sobie nominację. Teraz wszyscy zadają sobie pytanie, kogo wskaże na swojego zastępcę. Przenosimy się za ocean, gdzie jest Marcin Antosiewicz. Kiedy poznamy decyzję i jakie są przecieki? Od piątku Kamala Harris z najbliższym otoczeniem, do którego należy także jej szwagier, lustruje i przepytuje potencjalnych kandydatów na wiceprezydenta. Wiemy, że było ich pięciu, do ścisłego finału przeszło trzech: senator z Arizony Mark Kelly i dwaj gubernatorzy: z Pensylwanii Josh Shapiro i z Minnesoty Tim Walz. I to z tego duetu ma być wyłoniony finalista. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały dotychczas na Shapiro, bo on mógłby wnieść w posagu Pensylwanię, jeden z kluczowych stanów w tych wyborach. Poza tym jest centrystą, zbalansowałby kandydaturę lewicowej Harris. Ale jego największym problemem wydaje się być teraz pochodzenie. Shapiro jest konserwatywnym Żydem. Lewicowe skrzydło Partii Demokratycznej obawia się, że będzie bezkrytycznie popierał Izrael, nie oglądając się na los Palestyńczyków. Dlatego część partii forsuje Tima Walza, gubernatora Minnesoty, A teraz czystki w armii. Czterej generałowie tracą stanowiska. To ma być wynik odpolityczniania wojskowych kadr. Były minister obrony narodowej mówi z kolei o politycznych represjach. Według Onetu rząd PiS zdziesiątkował korpus oficerów starszych, dlatego kierownictwo obrony narodowej za poprzedniej władzy otworzyło oficerom tzw. szybką ścieżkę kariery. Kolejni generałowie tracą stanowiska. Jak poinformował Onet, chodzi o generałów, którzy ekspresowe kariery zrobili za czasów Zjednoczonej Prawicy. Na liście: Robert Głąb, Ryszard Parafianowicz, Roman Kopka i Grzegorz Skorupski. Z tymi, których minister teraz zwalnia, trzeba się rozstać bez żalu, ponieważ oni niczego dobrego dla armii nie zrobili, niczego dla Polskich Sił Zbrojnych dobrego nie wnieśli. Swoim działaniem przeciwnie, wyrządzili wiele szkód. Były dowódca Wojsk Lądowych sugeruje nawet weryfikację awansów z 8 lat. Były kursy generalskie, które były prowadzone weekendowo. Spowodowały to, że armia ma wielu generałów, którzy w mojej ocenie nie spełniają warunków do tego, żeby nimi być. Wśród generałów wysłanych na ławkę rezerwowych jest Robert Głąb, który od ministra Mariusza Błaszczaka dostał stanowisko zastępcy szefa Sztabu ds. Zarządzania Zasobami w Sojuszniczym Dowództwie Transformacyjnym w Norfolk. Sławny generał, który kazał całemu garnizonowi oglądać TVP Info, 6000 żołnierzy, więc nie dziwi mnie, że teraz jest korekta. Kadencja generała w Norfolk się zakończyła i jak podaje Onet, obecny szef MON nie zaproponował mu nowego stanowiska. Każdy szef ma prawo kształtowania swojej polityki kadrowej, ale odwoływanie doświadczonych oficerów jedynie dlatego, że byli powołani za czasów poprzedniego rządu, to nic innego niż polityczne represje. Przedstawiciel sejmowej komisji obrony narodowej mówi, że przyszedł czas na odpartyjnienie armii. Absolutnie nie możemy dłużej tolerować tego, żeby jakakolwiek forma skróconej ścieżki kariery, kursów zaocznych czy tego usłużnego podejścia wobec jakiejkolwiek partii politycznej przyświecała siłom zbrojnym. Kolejnym generałem, który trafia do tzw. dyspozycji kadrowej, ma być Ryszard Parafianowicz. Za Antoniego Macierewicza jako młody wówczas pułkownik został rektorem największej uczelni wojskowej, z której usunął wielu wykładowców i zorganizował zaoczne kursy generalskie. Ostatnio, mimo braku doświadczenia w dowodzeniu, sprawdzał zdolności bojowe Wojsk Obrony Terytorialnej. Mieszanie wojska z polityką, a w tym zwłaszcza upartyjnianie polityki kadrowej w wojsku nikomu nie służy, ani wojskowym, ani politykom, a przede wszystkim szkodzi całym siłom zbrojnym. Generał Roman Kopka został odsunięty od dowodzenia 7. Brygadą Obrony Wybrzeża, a generał Grzegorz Skorupski stracił stanowisko w dowództwie generalnym. W sobotę informowaliśmy, że na wniosek sojuszników z Kwatery Głównej NATO do Polski wraca generał Artur Jakubczyk. Trzęsienie ziemi na giełdach. Mocne spadki także w Europie, w tym w Warszawie. Główny japoński indeks tracił prawie 14%. Tak źle nie było od 1987 roku. To efekt ujawnienia danych z amerykańskiego rynku pracy. Według ekonomistów mogą być sygnałem nadchodzącego spowolnienia gospodarczego. Czy czeka nas kolejny wielki kryzys? Dzwon na otwarcie sesji warszawskiej giełdy nie przyniósł inwestorom dobrych wieści. Indeksy zanurkowały kilka procent pod kreskę. Czerwono było w całej Europie i Azji. Na parkiecie w Tokio - wręcz krach. Tam spadki o kilkanaście procent - najwięcej od kilku dekad. Oliwy do ognia dolał japoński bank centralny, niespodziewanie podnosząc stopy procentowe. Wszyscy chcą uciec do tych samych drzwi. Tak jakby każdy siedział na swoich pozycjach przez lata, teraz ludzie się obudzili i powiedzieli: "Ojej, to koniec supertaniego pieniądza". Z japońskiego rynku w kilka godzin wyparowało 300 mld dolarów. To więcej niż roczny budżet Polski. Doszło do sprzedawania akcji w panice. Powodem były obawy o gospodarkę w USA. Na tej nerwowości mocno ucierpieli najbogatsi, bo czerwony kolor pojawił się też na nowojorskiej giełdzie. Majątek założyciela Amazona Jeffa Bezosa stopniał o przeszło 15 mld dolarów, a szefa SpaceX Elona Muska - o ponad 6 mld. 3 mld stracił właściciel Facebooka Mark Zuckerberg. Wyprzedaż akcji to reakcja na działania amerykańskiego banku centralnego. Zdaniem ekspertów - spóźnione. To pomoże gospodarce, ale dopiero w dłuższej perspektywie. Fed dopiero we wrześniu ma obniżyć stopy procentowe, by próbować pobudzić gospodarkę tańszymi kredytami. To jest rodzaj takiego sygnału dla inwestorów, że przechodzimy już do innej sytuacji, kiedy już nie możemy czekać na obniżki stóp procentowych. Niby niższy koszt pieniądze to dobrze dla gospodarki, dla firm, ale z drugiej strony też może być taki omen, że to, co dobre, się skończyło. Świadczą o tym też złe dane o rynku pracy za oceanem. Liczba bezrobotnych Amerykanów przekroczyła 7 mln. A im więcej zwolnień, tym większe prawdopodobieństwo spowolnienia gospodarczego, a nawet recesji. To daje rynkowi taki sygnał: "Kurczę, jednak coś dzieje się niepokojącego. Już pewne firmy zaczęły reagować". A to oznacza, że ich kondycja nie jest taka dobra. W Polsce takich sygnałów na razie nie ma. Bezrobocie jest na najniższym poziomie od 34 lat. Gospodarka to jednak układ naczyń połączonych i zadyszka światowych mocarstw może się odbić także na polskim rynku. A teraz pytanie o skuteczność zgłaszania wykroczeń drogowych. Mieszkaniec Krakowa zauważył nieprawidłowo zaparkowany samochód. Zrobił zdjęcie telefonem i wysłał je straży miejskiej. Skorzystał ze specjalnej aplikacji. Nie stawił się jednak na przesłuchanie. Konsekwencje zaskoczyły nie tylko jego. O absurdalnych przepisach Małgorzata Nowicka-Aftowicz. Kraków, ulica Piłsudskiego w centrum. To tu w niedozwolonym miejscu parkował kierowca. Kierowca stoi cały czas, jest tu stałym bywalcem. Ja go zgłosiłem pod koniec marca. Filip Siwek łamanie przepisów zgłosił przez aplikację. Dołączył takie zdjęcia i przesłał do straży miejskiej. To powinno wystarczyć, by kierowcę ukarać. Ale stało się inaczej. Jedno ze zdjęć było zrobione tak, że nie było widać rejestracji, więc zaczynają się normalne czynności. Czyli wezwanie Filipa Siwka na świadka. Mężczyzna nie mógł się stawić, więc dostał od strażników karę porządkową - 300 zł. Od czasu do czasu, może nawet częściej, są potrzebne wyjaśnienia złożone przez świadka. Kierowca auta nic wyjaśniać nie musiał. Jego mandat wyniósł 100 zł. Trzy razy mniej niż kara Filipa Siwka. Chodzi o to, by zniechęcić do zgłaszania, by ograniczyć ilość pracy, którą muszą ci strażnicy wykonywać. Twórca aplikacji jest podobnego zdania. To tak jakby faworyzować łamiących przepisy. Zgłoszeń kierowanych do straży miejskiej w Krakowie jest 20 razy mniej niż w Warszawie, a to oznacza, że chyba ich strategia działa. I choć kodeks postępowania w sprawach o wykroczenia pozwala funkcjonariuszom na wzywanie świadków, nie jest to konieczne. Nadesłane zdjęcia można zweryfikować inaczej. Można było wezwać, ponownie pouczyć, można skontaktować się telefonicznie czy mejlowo, można tak było go wezwać i zapewnić dogodną formę przesłuchania. Być może przydałaby się również zmiana przepisów. Bo te bywają absurdalne. Można w Polsce zaparkować nielegalnie i dostać mandat 100 zł za nielegalne parkowanie i parkować przez kilka dni - i to jest znacznie tańsze niż zakupienie tych biletów. Z tego założenia prawdopodobnie wyszedł właściciel tego auta. Bo od marca parkował tu regularnie. Czuję niesprawiedliwość. Nie jest to przyjemny widok, mnie to osobiście frustruje. Ja już państwu dziękuję. Czas na "Pytanie dnia". U Justyny Dobrosz-Oracz dziś Cezary Tomczyk, wiceszef Obrony Narodowej. Dziękuję, do zobaczenia jutro o "19.30".