Jest wtorek, 6 sierpnia. Monika Sawka, zaczynamy 19:30. Mieliśmy nadzieję, że w półfinałach igrzysk olimpijskich zobaczymy siatkarzy i siatkarki. Niestety Biało-Czerwone godzinę temu pożegnały się w turniejem. W walce o strefę medalową przegrały z Amerykankami 0:3. To spotkanie w Paryżu obserwowała Anna Kowalska. Aniu, obrończynie tytułu były bezlitosne. Amerykanki od początku dominowały. Rozpoczęły od stanu 4:1. Chociaż Polski je goniły, przegrały ostatecznie do 22. Drugi set przegrany do 14. W trzecim pojawiła się nadzieja. Polki prowadziły 7:1. Amerykanki jej dogoniły i wygrały do 20. USA to mistrz olimpijski z Tokio, ale Polki w ostatnich meczach regularnie je ogrywały. Dzisiaj zaprezentowały niższy poziom. Nie tylko niższy niż Amerykanki, ale też niższe niż ten, do którego nas przyzwyczaiły. Zostawiłyśmy tutaj całe swoje serce, całe umiejętności, ale Amerykanki mają doświadczenie w takich meczach, którego my nie mamy, i myślę, że to dzisiaj wyszło. Myślę, że na pewno każdy sportowiec zawsze gra o najwyższe cele. Sorry, no ale przykro jest, jak się kończy i musisz wyjechać z niczym, no ale na pewno... Ta drużyna zasłużyła na dużo więcej. Jutro o tej porze wszystko będzie jasne. Apetyty były wysokie. Polki to brązowe medalistki Ligi Narodów. Ten ćwierćfinał to najlepszy wynik od igrzysk 1968 roku w Meksyku. Tam siatkarki polskie zdobyły brąz. Przyjdzie pora na analizę tej porażki. Te Mistrzostwa Świata, które się zbliżają, bez Joanny Wołosz. Jutro o tej porze wszystko będzie jasne. Polscy siatkarze o finał igrzysk olimpijskich zagrają z Amerykanami. Niestety bez Mateusza Bieńka. Naszego środkowego wyeliminowała kontuzja. Do kraju wróciła dziś nasza srebrna kajakarka górska Klaudia Zwolińska. Zapewniła, że sukces jest tylko początkiem drogi do kolejnych zwycięstw. W tym momencie serca kibiców zamarły. Niestety sprawdził się czarny scenariusz. Mateusz Bieniek, nasz środkowy, na igrzyskach już nie zagra. To ogromne osłabienie przed półfinałowym starciem z Amerykanami. Jest to osłabienie, to nie ulega wątpliwości, ale szukając tych pozytywów, bez Mateusza Bieńka ta reprezentacja też coś wygrywała. Przecież Mateusza także nie było na zeszłorocznych mistrzostwach Europy, a tam sięgnęliśmy po złoty medal. Ze srebrnym medalem z Paryża wróciła kajakarka górska Klaudia Zwolińska. Bardzo dużo czasu tam spędziłam, więc bardzo cieszę się, że w końcu wróciłam do ojczyzny, do domu. Dopiero teraz mam czas, żeby się cieszyć z tego medalu. Z awansów cieszyli się dziś kajakarze. Najpierw w finale na 500 metrów zameldowała się czwórka pań. Swoje wyścigi, również na 500 metrów, wygrały nasze dwójki kobiet i mężczyzn i zameldowały się w półfinałach. Przyjechaliśmy tutaj dać z siebie wszystko, wykrzesać z naszej formy tyle, ile się uda, i na razie zgodnie z planem idziemy do przodu. Dać z siebie wszystko chce też Dorota Borowska, która po długiej batalii udowodniła, że zaniedbanie przepisów antydopingowych nie było jej winą. Dziś kanadyjkarki awansowały do półfinału. Cieszę się, że tu jestem. To jest dla mnie taka nagroda i takie szczęście. Szczęście mam, żeby to poczuć. Smak zwycięstwa po raz kolejny poczuł Armand Duplantis. Obrońca medalu z Tokio zdeklasował konkurencję. W 1. próbie pobił rekord olimpijski, a następnie rekord świata. Od teraz to 6,25 m. Jestem dumny z tego, co zrobiłem, i jestem dumny ze sposobu, w jaki reprezentowałem kraj. Myślę, że otrzymałem więcej miłości i wsparcia, niż mogłem sobie kiedykolwiek wyobrazić. Różnica między Duplantisem a drugim Samem Kendricksem to 30 centymetrów. W skoku o tyczce to przepaść. My go kolokwialnie nazywamy "kosmitą", bo rzeczywiście robi przedziwne rzeczy. Wszyscy zadają sobie to pytanie, jak to się dzieje, że on ma taką przewagę nad innymi. Ten gest przejdzie do historii. To nawiązanie do tureckiego olimpijczyka, który podbił serca kibiców i stał się bohaterem memów. W sporcie zdominowanym przez specjalistyczny sprzęt zaimponował luzem. Jeśli ktoś zamierza pokazać swój talent i umiejętności, nie sądzę, by potrzebował akcesoriów. A w igrzyskach olimpijskich właśnie o talent i umiejętności chodzi. Oglądają państwo 19:30. Już za chwilę: Koszmar 4-latka z Gliwic. Miała uderzać pięścią, szarpać, popychać na ścianę, uderzać kablem. Dla mnie to jest niewyobrażalne. Wobec obydwu kobiet został orzeknięty areszt. 10 przypadków jest rejestrowanych dziennie takich tragedii. Kleszcze afrykańskie dotarły do Polski. Są większe od tych, które znamy. Są niebezpieczne przez patogen, który przenoszą, bakterie i wirusy. Wszystko wskazuje na to, że sprawozdanie finansowe PiS zostanie odrzucone przez Państwową Komisję Wyborczą - tak wynika z informacji reporterów 19:30. Ma to związek z wydatkami z Funduszu Sprawiedliwości na kampanię. W walce o głosy wyborców miał też pomagać specjalny dział w Naukowej i Akademickiej Sieci Komputerowej. Zamiast badać dezinformację, sprawdzał, jak postrzegane jest PiS. Co się działo w tych budynkach na finiszu kampanii wyborczej? Pracownicy Działu Przeciwdziałania Dezinformacji z NASK na zlecenie polityków PiS badali wiarygodność tej partii. Przez ostatnie osiem lat nielegalnie finansowano działalność PiS-u, działalność propagandową, badano wpływ na opinię publiczną w okresie wyborczym. W mojej ocenie świadczy to o tym, że naruszono prawa Kodeksu wyborczego. Dział Przeciwdziałania Dezinformacji powstał w maju 2022 roku. Miał monitorować m.in. fałszywe treści dotyczące wojny w Ukrainie, szczepień czy pandemii COVID-19. Cele zmieniły się w 2023 roku, ujawnia Gazeta Wyborcza. 5 września. Temat: "Nauka w szkołach prywatnych". Teza - "premier Mateusz Morawiecki posłał córkę do prywatnej szkoły, gdyż nie ufa edukacji prowadzonej w szkołach publicznych". 7 września. Temat: "Cudzoziemcy w Polsce". Teza - "afera łapówkarska w MSZ. Cudzoziemcy płacili za otrzymanie polskiej wizy 4-5 tys. dolarów". Jak dowiedzieliśmy się w NASK, przez cały 2023 rok Z analiz jasno wynikało, że w wielu tematach PiS traci na wiarygodności. Nie znam takiej sytuacji, zawsze badania są robione, ale że takie badania ktoś zgłosił jak NASK, nie znam sytuacji. Takie badania to konkretne pieniądze i konkretna pomoc w kampanii. NASK z Kancelarii Premiera dostała na ten cel prawie 19 mln zł. W ostatni piątek NASK otrzymała pismo od PKW z prośbą o wyjaśnienia. W tym zakresie PKW powinna się wypowiedzieć, czy było to złamanie zasad równiej konkurencji w tym zakresie, jeśli chodzi o dostęp do informacji, dostęp do tego, co potem było wykorzystywane podczas agitacji wyborczej, podczas kampanii wyborczej. NASK deklaruje, że jeszcze w tym tygodniu przekaże do PKW niezbędne informacje. Jednak to nie wydatki NASK mogą być decydujące. Jak się dowiedzieliśmy nieoficjalnie, wszystko wskazuje na to, że sprawozdanie finansowe PiS zostanie odrzucone przez PKW w związku z wydatkami na kampanię finansowanymi z Funduszu Sprawiedliwości. Audyt dotyczący nieprawidłowości w grupie PZU też pokazuje mechanizmy finansowania partyjnych wydatków. W ocenie byłego ministra aktywów państwowych PiS działał jak zorganizowana grupa przestępcza. Myślę o całej machinie, która oplotła państwo, i miała charakter zorganizowany i nielegalny, od mediów publicznych począwszy, a skończywszy na spółkach Skarbu Państwa. W mediach publicznych o wizerunek rządzących przez wiele lat dbał Jarosław Olechowski. Inaczej niż część mediów komercyjnych unikamy czarnej propagandy, pokazujemy rzeczywistość taką, jaka ona jest. W mediach, jak podaje NIK, zarobił łącznie 5 mln zł. Kiedy stracił pracę, został doradcą ministra aktywów państwach. Przestał pracować w telewizji i uznałem, że będzie mógł mi pomóc. Później były Agencja Żeglugi Powietrznej i w końcu Bank Pekao S.A. To były spadochrony ratunkowe dla ludzi PiS-u, którzy zostali w wyniku frakcji wojen wewnętrznych odcięci od TVP, dostali tłuste posady, na których nic nie musieli robić, ale zarabiali miliony. Jak wynika z audytu, do którego dotarła 19.30, Jarosław Olechowski w banku zarabiał 127 tysięcy miesięcznie. Więcej niż wiceprezes, któremu doradzał. 4-letni chłopiec z Gliwic przeszedł w domu gehennę. Był bity, głodzony i zamykany w szafie. Koszmar mógł trwać co najmniej kilka miesięcy. Zarzuty fizycznego i psychicznego znęcania się nad chłopcem usłyszały matka 4-latka i jej partnerka. Ten potworny dramat mógł się nie skończyć, gdyby nie to, że mieszkanka Gliwic zauważyła chłopca błąkającego się w samych butach. To w tym mieszkaniu w Gliwicach miał rozegrać się dramat 4-letniego dziecka. Miała uderzać pięścią, szarpać, popychać na ścianę, uderzać kablem z ładowarki, mikserem również w twarz. Koszmar dziecku miała zgotować 27-letnia Patrycja J., partnerka matki 4-latka. 29-letnia Julia B., która według śledczych nie dość, że nie reagowała, to również sama biła syna. W ramach kary chłopiec nie mógł korzystać z toalety, był też zamykany w szafie. Gęsią skórę dostałam. Nie wyobrażam sobie takiego czegoś. Kobieta z synem wprowadziła się do swojej partnerki w listopadzie ubiegłego roku. Gehenna chłopca miała trwać od stycznia. Nie ogarniam tego, że można być takim rodzicem. W ubiegłą środę 4-latek wyszedł z domu i błąkał się po centrum miasta. Miał na sobie tylko buty. Dziecko zauważyła przypadkowa kobieta i zaprowadziła na komisariat policji. Posiadał na swoim ciele rany w postaci zadrapań, otarć, siniaków, wybroczyn wokół oczu. Dziecko jest już bezpieczne. Kobiety usłyszały zarzut fizycznego i psychicznego znęcania się nad 4-letnim Ignacym. Zostały już tymczasowo aresztowane. Matce grozi 8, jej partnerce 10 lat więzienia. Takich przypadków w Polsce zarejestrowanych przez sądy, policję jest ponad 3,5 tysiąca każdego roku. Tylko w zeszłym roku na numer alarmowy dla dzieci i młodzieży zadzwoniło ponad 60 tysięcy osób. 66% dzieci doświadczyło krzywdzenia ze strony rówieśników, a 32% doświadczyło krzywdzenia ze strony najbliższych. Chronić małoletnich przed przemocą ma tak zwana ustawa Kamilka. Zmiany w prawie wprowadzono po śmierci 8-latka z Częstochowy skatowanego na śmierć przez swojego ojczyma. Do 15 sierpnia wszystkie placówki pracujące z dziećmi muszą wdrożyć odpowiednie przepisy. Standardy ochrony małoletnich pokazują nam, jak mamy zareagować - co mamy zrobić, kto ma się spotkać, do kogo w ogóle samo dziecko może też zwrócić się o pomoc. Czyli mamy krok po kroku procedurę ratowania dziecka. Niektóre szkoły już wprowadziły nowe standardy. Wdrażamy standardy ochrony małoletnich. Mieliśmy takie sytuacje, które nas niepokoiły, i musieliśmy skorzystać z procedur. Czego one dotyczyły? Dotyczyły przemocy wobec dzieci sygnalizowanej przez dzieci. Teraz żaden sygnał nie będzie bagatelizowany. Ochronę zyska również małoletni świadek przemocy domowej. On jest jak najbardziej niemym świadkiem przemocy domowej i w ramach tych przepisów ma on status równy osobie doznającej przemocy domowej. Słynący z ciętych ripost i bezpośredniego podejścia do wyborców gubernator Minnesoty Tim Walz ma pomóc Kamali Harris w pokonaniu tandemu Trump - Vance w listopadowych wyborach w USA. Już dziś dwójka Demokratów rozpoczyna objazd po kluczowych stanach. Kamala Harris wybrała. To on stanie u jej boku i pomoże w politycznym boju o Biały Dom. Poprosiłam Tima Walza, by został moim kandydatem na wiceprezydenta. Odpowiedź przyszła błyskawicznie. To jest taki kandydat bardzo zdroworozsądkowy. Nie używa wielkich słów, ale jest w stanie dotrzeć do każdej grupy elektoratu, co może mieć znaczenie w tych wyborach i w strategii Demokratów. Gubernator Minnesoty, były nauczyciel i zasłużony wojskowy. Wśród demokratów słynie z bardziej liberalnych poglądów. Rola wiceprezydenta jest mocno ograniczona w systemie politycznym USA. Jak mówi większość komentatorów - Kamala Harris jest osobą z mniejszości etnicznej, jest kobietą, więc teraz potrzebuje białego mężczyzny. Razem pojawią się jeszcze dziś na wiecu w Filadelfii i po spotkaniu z wyborcami ruszą do tzw. swing states, by przekonać niezdecydowanych. W ciągu pięciu dni odwiedzą siedem miast w siedmiu stanach. Znalazła sposób na zjednoczenie podzielonej koalicji demokratycznej. Rozmawia z czarnymi wyborcami, rozmawia ze związkami zawodowymi i rozmawia z wyborcami w stanach niezdecydowanych. A sprzymierzeńców Harris znalazła także po drugiej stronie politycznej barykady. Część Republikanów już prowadzi kampanię na jej rzecz i sami ją finansują. Ludzie zagłosują na Kamalę Harris w listopadzie. Nie dlatego, że popierają Demokratów. To nadal są wyborcy Republikanów, ale rozumieją, jak niebezpieczny jest Donald Trump. Niemal od razu po wyborze Harris Donald Trump w Internecie opublikował spot, w którym Walza nazwał "lewackim ekstremistą". To jest i będzie walka o każdy głos, bo Donald Trump i Kamala Harris idą w sondażach łeb w łeb. Tournee kandydatki Demokratów po stanach, które w praktyce zdecydują o pojedynku o Biały Dom, rozpoczyna się już dziś w Filadelfii. Łączymy się z Marcinem Antosiewiczem. Co o Kamali Harris mówi jej potencjalny zastępca? Tim Walz doskonale orientuje się w światowej polityce. Zna Chiny, mówi po mandaryńsku. Jednoznacznie potępia Rosję Putina. Popiera członkostwo Ukrainy w NATO. Walz ma silną pozycję w partii, 12 lat spędził w Kongresie, wie, jak robić deale na Kapitolu. I doskonale zna amerykańską prowincję. Walz wychował się w mieścinie, gdzie żyło 400 osób. Do jego szkoły chodziło 24 dzieci, z czego 12 było kuzynami. To Ameryka, jaką zna, i właśnie tam ma zebrać poparcie dla wielkomiejskiej Harris. Walz ma wizerunek faceta z sąsiedztwa. Zwolennicy nazywają go "tatą Ameryki". Przeciwnicy z prawicy - "socjalistą". Jest świetnym oratorem. Zamiast patosu używa humoru. Za cztery godziny w Filadelfii premiera duetu Harris - Walz. To będzie ich pierwszy wiec. Po czym wsiadają do samolotu i do soboty odwiedzą siedem wahających się stanów, od których zależy wynik tych wyborów. Ich tournee może powstrzymać tylko huragan Debby, który nadciąga od Florydy. Jeśli wygrają, to na pewno będzie dużo śmiechu w Białym Domu, bo Harris i Walz, to dwoje najbardziej roześmianych polityków Ameryki. Atak rakietowy na amerykańską bazę w Iraku. Stacjonują w niej także zagraniczne kontyngenty wojskowe. Rannych zostało co najmniej pięciu żołnierzy. Do tej pory nikt nie przyznał się do uderzenia. Według ministrów obrony USA i Izraela atak pogłębia kryzys na Bliskim Wschodzie, który już teraz jest na krawędzi wojny. Posiedzenie Zespołu do spraw Bezpieczeństwa Narodowego w Białym Domu poświęcone sytuacji na Bliskim Wschodzie. To moment, w którym prezydent Biden dowiedział się o ataku. W kierunku położonej na zachodzie Iraku amerykańskiej bazy lotniczej Al-Asad wystrzelono dwie rakiety z radzieckiego systemu Katiusza. Obie dosięgnęły celu. Choć do tej pory nikt nie przyznał się do ataku, USA nie mają wątpliwości, kto za nim stoi. Atak sprzymierzonych z Iranem bojówek na siły amerykańskie stacjonujące w bazie lotniczej Al-Asad w zachodnim Iraku oznacza niebezpieczną eskalację. Na terenie Iraku stacjonuje 2,5 tysiąca amerykańskich żołnierzy. Baza Al-Asad stanowi zaplecze dla Sił Globalnej Koalicji przeciwko Państwu Islamskiemu. Służy w niej 350 Amerykanów, 100 Brytyjczyków i 40 Polaków, którzy głównie pełnią role doradcze i są odpowiedzialni za szkolenie irackiej armii. W ostrzale rannych zostało kilku żołnierzy, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego przekazał, że nie ma wśród nich Polaków. W wyniku ataku nie ucierpiał nikt z polskiego personelu cywilnego ani wojskowego. Do sprawy odniósł się też minister obrony narodowej. Uważnie patrzymy na Bliski Wschód. Liczba ataków na amerykańskie bazy wzrosła po wybuchu konfliktu izraelsko-palestyńskiego. Dokonują ich proirańskie bojówki. To właśnie Teheran finansuje działalność organizacji terrorystycznych na Bliskim Wschodzie. Zdaniem Pentagonu ostrzałów amerykańskich baz będzie jeszcze więcej, a to kolejny czynnik zaogniający sytuację na Bliskim Wschodzie. Eskalacja nie leży w niczyim interesie. Doprowadzi tylko do rozlania się konfliktu, większej przemocy i większej niepewności. Na to może być już za późno. Świat wstrzymuje oddech w oczekiwaniu na odwet Iranu za zabicie politycznego przywódcy Hamasu i dowódcy libańskiego Hezbollahu. Izrael twierdzi, że jest gotowy. Wiemy, jak radzić sobie z Iranem w sposób, który już pokazaliśmy, a także w inny sposób, którego Iran jeszcze nie widział. Kolejne linie lotnicze odwołują rejsy do Izraela, Iranu i Libanu. Na międzynarodowym lotnisku w Bejrucie tłum tych, którzy chcą wyjechać. Wylatujemy dziś, choć mieliśmy w sierpniu. Jest z nami dziecko, więc nie chcemy ryzykować. Iran wydał komunikat NOTAM. Piloci samolotów zmierzający w kierunku Iranu otrzymali zalecenie, aby zmienić trasę. Nie żyje 20-latek, Nieznany sprawca oblał brązową cieczą pomnik upamiętniający rzeź mieszkańców Woli. Burmistrz dzielnicy opublikował zdjęcie przedstawiające zdewastowany monument i zapewnia, że "nie odpuści sprawy". Policja szuka świadków. Policjanci na miejscu potwierdzili, że został oblany prawdopodobnie kawą. Policjanci przeprowadzili oględziny. Sprawcy na ten moment nie są nam znani. Za nami jest przykład absolutnego zezwierzęcenia, bo nie umiem inaczej tego nazwać, czyli aktu wandalizmu. Chciałbym zaapelować do wszystkich mieszkańców Warszawy: nie bądźmy obojętni! Jeśli widzimy tego typu działania, reagujmy. Kto by to nie był, powinien być ukarany surowo. To jest karygodne! Nie mam słów! Jedni chcą upamiętnić, a inni niszczą. Chciałbym zaznaczyć: tej sprawy nie odpuścimy. Zarówno my, jak i ubezpieczyciel będziemy dochodzić od sprawców kosztów naprawy tego pomnika. Są szybkie, cztery razy większe niż te pospolite, i wyjątkowo groźne. Do Polski dotarły kleszcze afrykańskie. Te egzotyczne pajęczaki nie czekają na ofiarę, rozpoznają ją nawet z dziewięciu metrów. Wirus, który przenoszą, wywołuje śmiertelną chorobę - gorączkę krwotoczną. Nie działają na niego żadne szczepionki i leki. Są brązowe, duże i mają żółte paski na odnóżach. Kleszcze afrykańskie dotarły do Polski. Są większe od tych, które znamy - na przykład kleszcza pospolitego czy kleszcza łąkowego. Mają dłuższe nóżki i w dodatku biegną za ofiarą. Polują pokonując dystans nawet 100 metrów. Wychodzi z ukrycia, gdy namierzy potencjalnego żywiciela wzrokowo. Zaczyna go gonić i atakować. Taki okaz zaatakował w Gorzkowie Nowym koło Częstochowy konia. Jakoś go tam wydłubała, wzięła jakieś przyrządy. Miała go zamrozić, więc go zamroziła i na drugi lub 3. dzień wysłała go do laboratorium. Trafił do naukowców, którzy prowadzą akcję Narodowe Kleszczobranie. Tylko tak mogą oszacować, ile egzotycznych kleszczy jest już w kraju. Każdy, kto ma wątpliwość, z jakim pajęczakiem ma do czynienia, powinien przysłać schwytanego i zamrożonego osobnika lub jego zdjęcie z lokalizacją do specjalistów z Uniwersytetu Warszawskiego. Ci do tej pory potwierdzili trzy przypadki. Jeden na Śląsku, dwa w Wielkopolsce. Były takie jak ten. Ten jest ściągnięty z wielbłąda i tak się prezentuje. Wiemy już, że są i stanowią zagrożenie. To jest duży pajęczak, którego się wszyscy boimy, a za takim pajęczakiem będą szły nowe jednostki chorobowe. Mogą przenosić gorączkę krymsko-kongijską, która jest choroba wirusową, na którą nie znamy lekarstwa i ma stosunkowo wysoką śmiertelność, bo 10-60%. Niezależenie od tego jakiego pajęczaka zobaczymy, musimy się go jak najszybciej pozbyć. Najmniej odpowiednia jest pęseta, która niestety jest często używana, dlatego że pęseta swoimi ostrymi krawędziami niestety doprowadza często do przecięcia tego kleszcza. Wtedy cała zawartość jego trzewi dostaje się do naszej rany. Naukowcy odpowiedzialni za Narodowe Kleszczobranie przeanalizowali ok. 420 zgłoszeń. Zdecydowana większość dotyczyła kleszcza pospolitego. Chciał się pobawić, więc postanowił sam sobie znaleźć towarzystwo. Wykazał się kreatywnością i skradł serca internautów. W sieci pojawiło się wideo z psem w roli głównej. Z balkonu zrzucał piłkę tenisową i czekał na reakcję przechodniów. Chętnych do wspólnej zabawy nie brakowało. To niewątpliwie gwiazda tego tygodnia. Nagranie z Łodzi z psem odbijającym piłeczkę w roli głównej stało się internetowym viralem. Miłość do piłki ma po tacie. Właścicielka nie kryje dumy. Z Bubą jest niemal od jego narodzin. Mówi, że kiedy tylko wzięła go na ręce wiedziała, że to jest "to". Na szczęście ludzie też lubią się bawić, więc raz rzuciła przez przypadek, ktoś odrzucił i tak zostało. Zapraszamy do rzucania. Przechodnie z Piotrkowskiej i pracownicy okolicznych lokali doskonale znają tę gwiazdę. To nie pierwszy raz kiedy Buba dał popis swoich umiejętności. To trwa bardzo długo. Ludzie, którzy przechodzą lub nasi goście właśnie rzucają pieskowi piłeczkę dzień w dzień. Sprawia nam to dużo frajdy. Kojarzę go z filmiku z internetu. Specjalnie tę piłeczkę zrzuca, żeby mu ją odrzucić, i chyba stał się atrakcją, bo widzę, że ludzie stoją i patrzą. Fantastyczny jest, naprawdę. Nie wiem, skąd taki pomysł przyszedł. Psy lubią zwracać na siebie uwagę. To dowód miłości i zaufania. Doskonale wie o tym dziennikarz i behawiorysta Karol Kosiorowski, który swojego pupila traktuje jak członka rodziny. Choć - jak zaznacza - psa powinniśmy traktować jak przyjaciela, ale musimy pamiętać, że to zwierzę. Ja nie wyobrażam sobie spania bez mojego psa. Trzeba tylko pamiętać, że to zwierzę. On chodzi na spacery, włazi w różne miejsca, różne rzeczy przynosi na łapach, różne rzeczy bierze do pyska. Dlatego musimy dbać o swoją i psa higienę. A na każdy gest miłości czworonożny przyjaciel odpowie tym samym. Jako jeden z pierwszych materiał z Bubą opublikował portal "LDZ ZMOTORYZOWANI ŁODZIANIE". Zasięgi przeszły najśmielsze oczekiwania. Pies będzie bardzo znaną osobistością, również za granicą, bo filmy z naszego fanpage'a tam trafiały. Na razie na pewno ma zadatki na kolejną, po paradzie kundelków, atrakcję Łodzi. Wystarczy na chwilę na ulicę Piotrkowską i można się świetnie bawić i piesek to potwierdza. To nasza nieoficjalna, ale bardzo fajna atrakcja tej ulicy. Piłeczki i patyki - najlepsze rzeczy na świecie. Popularność Buby cały czas rośnie. Mieszkańcy żartują, że wkrótce może zagrozić pozycji słynnego szczecińskiego kota Gacka. Ja już dziękuję! Czas na "Pytanie Dnia", u Marka Czyża dziś Krzysztof Szczucki, Prawo i Sprawiedliwość. Spokojnego wieczoru.