Trudna weryfikacja. Status posła pod lupą. Trudna weryfikacja. Jak sprawdzać uprawnienia kierowców? Powrót oszustów. Uwaga na mafie taksówkarskie. Oglądają Państwo "19:30". Joanna Dunikowska-Paź. Zapraszam. A na początek pytanie, co dla Polaków może zrobić poseł, który na co dzień jest w Budapeszcie. Polityk PiS Marcin Romanowski deklaruje, że jako poseł "niezawodowy" na Węgrzech pracuje z jeszcze większą determinacją i zaangażowaniem. W odpowiedzi marszałek Sejmu zaprasza go do pracy na Wiejską. Pewne jest, że Romanowski w najbliższym czasie z zaproszenia nie skorzysta, więc prezydium Sejmu zebrało się, by przedyskutować status posła. Jest okazja. Mamy 10 sekund, żeby pan odpowiedział, jak wyborca ma się skontaktować z Marcinem Romanowskim. Ja nie jestem Marcin Romanowski. Tak politycy PiS-u dystansują się od partyjnego kolegi w ślad za Jarosławem Kaczyńskim. Ja nigdy w życiu nawet jednego zdania nie zamieniłem. I to nie nowość, bo tak o Romanowskim mówił przed świętami obywatelski kandydat PiS-u na prezydenta. O sprawie Marcina Romanowskiego nie uważam nic. Mataczy, kręci. Politycy koalicji rządzącej nie mają wątpliwości. Romanowski jest problem dla PiS-u. To nie jest tak, że ktoś staje z otwartą przyłbicą z PiS i broni Romanowskiego. Romanowski jest dzisiaj obciążeniem. Jego ucieczka jest de facto przyznaniem do winy, a do tego dochodzi kwestia mandatu posła. Bo choć Marcin Romanowski zrzekł się statusu "posła zawodowego", czyli nie będzie pobierał uposażenia, to do dziś nie było pewne, czy będzie dostawał dietę i ryczałt na prowadzenie biura poselskiego. On chce sobie filię biura poselskiego w Budapeszcie otworzyć? To są jakieś żarty. My mamy te pieniądze na wynajęcie lokalu, na czynsz, na media. Marcin Romanowski w piśmie do Kancelarii Sejmu napisał, że swój mandat poselski zamierza wykonywać na emigracji, uznając, że w ten sposób może skuteczniej służyć ojczyźnie, a także mieszkańcom wschodniej Lubelszczyzny. Poseł nie precyzuje jednak, jak ma wyglądać to w praktyce. Dziś jego biuro w południe było zamknięte. Nawet prowadzić spotkania zdalne można z wyborcami w ramach dyżurów poselskich. To jest wszystko do zrobienia. Jak polski obywatel ma się skontaktować z Marcinem Romanowskim? - To są jakieś kpiny, żarty. - Może zdalnie? Zdalnie to można było w czasie covidu. Dodatkowo do obowiązków posła należy też udział w obradach sejmu i w komisjach. Tu praca zdalna nie wchodzi w grę. Jak wykonywać mandat posła, skoro nie jest się ani w swoim regionie, ani tu w budynku Sejmu. Warto zapytać posłów, którzy nie pojawiają się często na głosowaniach, tak jak chociażby Donald Tusk, co do którego też można mieć wątpliwości. Ale wykonuje zawód premiera. A Marcin Romanowski, którego prokuratura podejrzewa o 11 przestępstw, z Polski wyjechał, dostał azyl polityczny od premiera Węgier i od tej pory w kraju się nie pokazuje. Doprowadził nie tylko do przywłaszczenia 100 mln zł, ale również do zmanipulowania wyborców, wiedząc, jakie ma występki na swoim koncie. Dzisiaj ogrzewa się przy kominku Orbana, pobiera pieniądze od polskich podatników, a nie wykonuje podstawowych obowiązków. Jak wybrnąć z tej sytuacji? O tym dziś dyskutowano na Konwencie Seniorów. A to główna konkluzja po spotkaniu. Nie chcesz pracować, chłopie, dla Rzeczpospolitej, to nie oczekuj, że Rzeczpospolita będzie cię za twoją niechęć do pracowania na jej rzecz jakkolwiek wynagradzać. I tak Marcin Romanowski traci dietę parlamentarną, czyli 4000 brutto miesięcznie. Ustawa o wykonywaniu mandatu posła i senatora mówi jednoznacznie, że dieta to są środki związane z wykonywaniem przez posła mandatu na terenie kraju. W związku z powyższym dieta nie przysługuje. Zostaje jeszcze kwestia środków na prowadzenie biura. To 22 tys. zł miesięcznie. Z tym ryczałtem uporami się wtedy, kiedy przyjmiemy projekt ustawy, który złożyliśmy w Sejmie. Posłowie projektem ustawy Lex Romanowski zajmą się na najbliższym posiedzeniu Sejmu, które rusza jutro. W grę wchodzą 3 niedziele maja, a z pewnością wypada z niej majówka. Jutro marszałek Sejmu ogłosi decyzję w sprawie daty 1. tury wyborów prezydenckich, a wybory formalnie rozpisze w kolejną środę. Wtedy kampania będzie mogła oficjalnie ruszyć. Zatrzyma się dopiero w maju, gdy wybierzemy nowego lokatora Pałacu Prezydenckiego. Jaki jest stan gry na progu kampanii? Poświąteczny powrót na kampanijny szlak dla Karola Nawrockiego nie oznacza tylko kolejnych spotkań z sympatykami, ale zdecydowanej odpowiedzi na takie zarzuty posła Łąckiego z KO. To po kolei. Nieprawdą jest, że Karol Nawrocki kandydował w wyborach na prezydenta Gdańska. Za to zdanie poseł Łącki przeprosił. Prawdą jest natomiast, co potwierdzał sam Paweł Adamowicz, że agenci CBA weszli do urzędu miasta. Powód? Karol Nawrocki, wtedy dyrektor Muzeum II Wojny Światowej, złożył zawiadomienie do prokuratury na byłego prezydenta Gdańska. Chodziło o rozwiązanie umowy o współpracy między miastem a muzeum. Jeszcze w 2017 roku do sprawy tak odniósł się Paweł Adamowicz. Nie podobał mu się aneks do umowy. Zamiast porozmawiać z prezydentem, bo tak robią cywilizowani ludzie, to skierował agentów CBA do urzędu miejskiego. Politycy PiS w taki sposób atakują posła koalicji. Pytanie jest takie, czy osoby pod wpływem alkoholu powinny korzystać z X i Twittera, bo tak to wyglądało. Łączenie mnie ze śmiercią Pawła Adamowicza jest głęboką niegodziwością. Czekamy na moment ogłoszenia wyborów i takie kłamstwa będą rozstrzygane w sądzie. Poseł zdania w tym temacie jednak nie zmienia. Bo oni na to przyzwalali, bo oni to chwalili, bo oni na to pozwalali. Pan Nawrocki od tego nie ucieknie. Nie ucieka także od pytań o swój urlop. Przykład? Dzisiejsze spotkanie w rodzinnym tartaku pod Gostyninem na Mazowszu. Po 9.00, wtedy, kiedy zwykle urzędy już pracują, a szczególnie Instytut Pamięci Narodowej. Ja planuję zostać prezydentem Rzeczpospolitej Polskiej. Karol Nawrocki, występując na tej konferencji, na urlopie nie jest. Trudno być jednocześnie być szefem apolitycznej instytucji i realizować polityczną agendę kampanii wyborczej. Nawrocki powinien siedzieć w IPN i tam pracować, zajmować się archiwami, a nie drzazgami w tartaku. Choć kandydat popierany przez PiS już wcześniej deklarował, że... Od razu pójdę na urlop w Instytucie Pamięci Narodowej. Ale dopiero wtedy, gdy marszałek Sejmu zarządzi wybory. 8 stycznia widzimy się na urlopie. Tyle że jutro marszałek Hołownia ogłosi, kiedy wybory prezydenckie się odbędą, a zarządzi je w przyszłą środę 15 stycznia. Wybory w maju. Nikt rozsądny nie powinien robić wyborów w majówkę. Nie będzie wyborów w majówkę. Możecie być państwo pewni. Na ogłoszenie daty czeka również Rafał Trzaskowski, który dziś swą aktywność kampanijną ograniczył do Internetu. Jutro odwiedzi Pomorze Zachodnie. A do gry o Pałac Prezydencki wchodzi jeszcze jeden gracz, choć na razie nieoficjalnie, Adrian Zandberg. Wystawić go w wyborach ma partia Razem. Skoro oficjalnie kampania za chwilę ruszy, to i my ruszamy - z nowymi programami. "Poranek wyborczy" od poniedziałku do piątku o 8.00. "Wieczór wyborczy" codziennie o 23.00, gdzie będziemy podsumowywać kampanijny dzień. Tylko w TVP INFO. Do zobaczenia. Temat wyborów prezydenckich wróci w programie "Trójkąt polityczny" na antenie TVP Info. Gościem Aleksandry Pawlickiej i Renaty Grochal będzie członek PKW Ryszard Kalisz. Oglądają Państwo "19:30" we wtorek. Trzymiesięczny areszt dla sprawcy tragedii na warszawskiej Woli, a potem także... Bezmyślni w górach. Narażają własne życie i zdrowie. Góry to nie plac zabaw. Królewski skarb. Skarby leżały od wybuchu II wojny światowej. Ich wartość jest bezcenna. Andrzej K., podejrzany o śmiertelne potrącenie 14-latka na warszawskiej Woli, aresztowany na 3 miesiące. Mężczyzna był wcześniej karany. Wsiadł za kierownicę mimo zakazu prowadzenia pojazdu i robił to regularnie jako kurier. Są dramatyczne konsekwencje. Dziś w Grodzisku Mazowieckim doszło do kolejnego wypadku z udziałem kierowcy z zakazem. Jest więc ważne pytanie, jak weryfikować uprawnienia kierowców, by minimalizować ryzyko. Zielone światło i - wydawałoby się - bezpieczne przejście. Dla 18-latki wejście na pasy okazało się tragiczne w skutkach. Wczoraj w Grodzisku Mazowieckim została potrącona przez kierowcę toyoty. Trwa walka o jej życie. Kierowca miał zakaz prowadzenia pojazdów. Nie zastosował się do sygnalizacji świetlnej i przejechał na czerwonym świetle. To kolejny dramat spowodowany w tym roku przez kierowcę bez uprawnień. Przez najbliższe 3 miesiące Andrzej K. świat będzie oglądał zza krat. W piątek w Warszawie, prowadząc busa pod wpływem alkoholu, śmiertelnie potrącił 14-latka. Była obawa ucieczki, matactwa i przewidywana wysoka kara. Mężczyzna pracował jako kurier. Od 2 lat miał sądowy zakaz prowadzenia pojazdów. A to już Poznań. Miesiąc temu kierowca śmieciarki zasłabł i uderzył w ścianę kościoła. To wtedy wyszło, że za jazdę pod wpływem miał dożywotni zakaz prowadzenia pojazdów. Przy wyrywkowej kontroli takim cwaniakom może się to udawać. Rząd pracuje nad zaostrzeniem kodeksu drogowego. Projekt przepisów, które mają być batem na drogowych przestępców, ma trafić do Sejmu najpóźniej w marcu. Za wysoką karą musi jednak iść jej nieuchronność. Na bardzo wielu kierowcach nie robi to żadnego wrażenia, że tracą prawo jazdy, często pod wpływem alkoholu. Ta firma transportowa spod Poznania zatrudnia 160 kierowców. Tu też zdarzyło się, że na trasę wyjechał pracownik bez prawa jazdy. Sprawa wyszła na jaw podczas policyjnej kontroli. Jego uprawnienia wygasły z racji przekroczenia liczby punktów, a kierowca nie poinformował nas o tym. Pracodawcy może sprawdzić uprawnienia pracownika na stronie mObywatel, ale w praktyce jest to czasochłonne, a w przypadku kierowców z zagranicznym prawem jazdy często niemożliwe. Jest bardzo dużo kierowców transportu międzynarodowego ze wschodu oraz kierowców przewożących ludzi typu Uber, Bolt, taxi. I ta weryfikacja jest niewielka. Już 2 lata temu branża transportowa prosiła rząd o to, by systemowo otrzymywać informacje o pracownikach, którzy stracili prawo jazdy. Ta zmiana wymaga zmiany prawa, na którą nie było wtedy szans ze względu na koniec kadencji Sejmu. Teraz, po tragedii w Warszawie, apel powraca. Ministerstwo Cyfryzacji zapowiada zmiany najpóźniej do końca stycznia. Proces będzie zautomatyzowany i dostępny dla pracodawców w sposób łatwy i czytelny. Za prowadzenie samochodu bez prawa jazdy grozi przynajmniej 1500 zł mandatu. W przypadku spowodowania wypadku lub stwarzania zagrożenia kierowcę może czekać więzienie. Miał ogromny wpływ na amerykańskie wybory i nową administrację. Pytanie, jak wpływa na europejską politykę. Miliarder Elon Musk ostro recenzuje przywódców, a w ocenie dziennikarzy Politico jego kontrowersyjne tweety przeradzają się wręcz w obsesję. 2025 to w Europie, także w Polsce, rok ważnych wyborów. A Dorota Bawołek pyta, jak internetowa aktywność Muska może wpłynąć na ich wyniki. Na konferencjach prasowych w Komisji Europejskiej już drugi dzień z rzędu dominują pytania o amerykańskiego miliardera. Bo Elon Musk na swojej platformie X obsesyjnie wręcz krytykuje europejskich przywódców. Kanclerza Olafa Scholza nazywa głupcem i błaznem, a niemieckiego prezydenta - antydemokratycznym tyranem. Otwarcie popiera i promuje prawicową AfD. Jego zdaniem tylko ona może uratować Niemcy. Swoimi tezami wywołuje u wielu oburzenie. Gazety piszą o bezczelnej zarozumiałości Muska, który miesza się w niemiecką politykę, i nazywają go bogatym gburem z Ameryki. Miliarder nie pozostawia też suchej nitki na brytyjskim rządzie. Premiera Starmera uznał ostatnio za współodpowiedzialnego za skandal związany z gangami wykorzystującymi seksualnie dzieci i wezwał do dymisji. Starmer był współwinny gwałtu na Wielkiej Brytanii, Elon Musk wspiera mocno partię Reform UK, choć Nigel Farage stracił ostatnio sympatię miliardera, bo nie zgodził się z jego żądaniem ułaskawienia siedzącego w więzieniu skrajnie prawicowego polityka. Muskowi nie podobają się też brytyjskie inwestycje w morskie farmy wiatrowe. Na bezpardonowe obelgi i zaczepki Muska zaczęli reagować europejscy przywódcy. Kluczowe jest to, że pan Musk poparł partię, która jest częściowo prawicową ekstremą. I, jak widać, nie tylko w Niemczech działa w tym kierunku. I jest to coś, z czym nie tylko się nie zgadzamy. To coś, co odrzucamy. Gdyby 10 lat temu ktoś powiedział, że właściciel jednego z największych portali społecznościowych będzie wspierać nową reakcyjną międzynarodówkę i wpływać na wybory, w tym w Niemczech, kto by w to uwierzył? A w Europie w tym roku odbędzie się wiele wyborów, w tym prezydenckie w Polsce. Możliwe, że będą wspierać PiS, bo czują, że jest bliżej ich stanowiska. Musimy przygotować się na chronienie naszego procesu demokratycznego, tak aby to Polacy wybrali nam prezydenta, a nie obcokrajowcy. Komisja Europejska już kilka miesięcy temu wszczęła postępowanie w związku z zakazanymi w unijnym prawie: fake newsami, mową nienawiści i reklamą polityczną na platformie X. Bruksela zamierza też śledzić to, czy Musk nie wykorzysta algorytmów, by zwiększyć widoczność swojego jutrzejszego wywiadu z liderką AfD. Wszystko, o czym pan Musk pisze na platformie jako osoba fizyczna, jest dozwolone, ale jego platforma X musi przestrzegać unijnych reguł, w tym zakazu ingerencji w procesy wyborcze. Za złamanie unijnych przepisów cyfrowych Bruksela może nałożyć na Muska wysokie grzywny albo nawet zawiesić działalność platformy w Unii. Ale choć irytacja zachowaniem amerykańskiego miliardera w unijnych stolicach sięga zenitu, to Europa na razie woli nie wypowiadać wojny największemu zausznikowi Donalda Trumpa, by nie ryzykować pogrzebania dobrych relacji z nową administracją już na ich starcie. Stan wyjątkowy w USA. Kraj paraliżują największe od dekad burze śnieżne. Są kolejne ofiary śmiertelne, a dramatyczna statystyka to także setki wypadków, tysiące odciętych od świata miejscowości i odwołanych lotów. National Mall w Waszyngtonie. 20 cm śniegu i setki ludzi, którzy przyszli tu, by wziąć udział w najsłynniejszej amerykańskiej bitwie na śnieżki. To tradycja mająca już 15 lat. To świetna zabawa. Ale to, co dla jednych jest powodem do zabawy, dla milionów może być śmiertelnym zagrożeniem. Przez środkową i wschodnią część USA przeszła burza śnieżna największa od ponad dekady. Bądźcie cierpliwi i ostrożni. Jeśli możecie, zostańcie w domach. Alert przed ekstremalnymi warunkami pogodowymi trafił do 60 mln Amerykanów. W 7 stanach ogłoszono stan wyjątkowy. Co najmniej 300 tys. gospodarstw domowych zostało pozbawionych prądu i ogrzewania. Zamknięto urzędy, odwołano lekcje. Z półek zaczęły znikać podstawowe produkty. Powinnam była zrobić zakupy już wczoraj. To mi wystarczy. Mam też 80 rolek papieru toaletowego. Najwięcej śniegu, bo prawie pół metra, spadło w północnym Kansas. W stolicy stanu, Topece, 35 cm. Takiej śnieżycy nie było tam od ponad 30 lat. Na lotniskach paraliż. Odwołano ponad 2000 lotów. Jeszcze gorsze warunki na drogach. Służby pracują 24 godziny na dobę. Mam nadzieję, że uda mi się stąd wyjechać. Może jutro przyjedzie pług. Inaczej nie będę mógł wrócić do pracy. W Kansas, zachodniej Nebrasce i części stanu Indiana policji pomaga Gwardia Narodowa. W Missouri odnotowano ponad 400 wypadków, a ponad 1500 kierowców utknęło na zaśnieżonych drogach. Tam, gdzie śniegu nie ma, jest gruba warstwa lodu. Jest bardzo ślisko. Patrzcie na moje nogi. Z takimi warunkami musimy sobie tu radzić. Nie poradził sobie jeden z kierowców w Kansas City. Wpadł w poślizg, spanikował i wyskoczył z samochodu. Tłumaczył, że do tej pory w takich warunkach nigdy nie jeździł. Na ich poprawę w najbliższych dniach Amerykanie liczyć nie mogą. Zima w polskich warunkach ma zdecydowanie mniej groźne oblicze, ale zwłaszcza na południu kraju może być niebezpiecznie. Odwilż i silny wiatr pogorszyły warunki na turystycznych szlakach. Jest długa lista rzeczy, które trzeba ze sobą zabrać, ale rozsądek jest niezmiennie na szczycie listy. I są niestety liczne dowody na jego brak. To nagranie z Kasprowego Wierchu. Turystyka uznała za zabawne zjechać z góry. Zabawą trudno to jednak nazwać, bo po drodze wjechała w innych turystów. Ten stok jest mocno podcięty. Można zjechać do kotła, po drodze strącając ludzi. To jest zagrożenie dla innych turystów. To mogło skończyć się tragicznie. Przykładów niestety jest więcej. To znów ten sam szczyt, tym razem mężczyzna pod wpływem alkoholu i poszkodowana inna turystka, która tak tę sytuacje opisuje w mediach społecznościowych. Wpadł we mnie i podciął, wyrwało mnie z rakami w powietrze. Upadłam na ramię, łamiąc sobie głowę kości ramienia. Po całym zdarzeniu został sprowadzony na czworaka przez dwóch turystów i zwyczajnie spiep***, nawet mnie nie przepraszając. To już Morskie Oko. Zachowanie nieprzemyślane. Kobieta w nieodpowiednim stroju wybrała się na pieszą wędrówkę. Pomogła lina, bo ścieżka okazała się za trudna jak na sportowe buty i spódniczkę. Każdy jest kowalem swojego losu. Jak ktoś się prosi o jakąś złą przygodę czy niebezpieczną sytuację, to musi być świadom konsekwencji. Konsekwencji oprócz prawdopodobnie niemiłych wspomnień na szczęście nie było. Eksperci nie szczędzą słów krytyki. To jest naprawdę idiotyzm. Odpowiedni ubiór i przygotowanie to podstawa. Właściwe buty, raki, ciepła odzież, latarka na wypadek zmroku i kask. Góry to nie plac zabaw. Góry zasługują na szacunek i szanują tych, którzy są dobrze przygotowani. A to oznacza też naładowany telefon z wgraną aplikacją Ratunek. Ta ostatnio pomogła GOPR-owcom dotrzeć w masywie Babiej Góry do turysty, który po urazie pachwiny nie mógł samodzielnie zejść. Nie pchajmy się w najgorszą pogodę wysoko w góry, bo akurat mamy wolne i akurat musimy zaliczyć daną górę czy przejść do danej doliny, bo to generuje nam wypadki. Szczególnie teraz, gdy w Tatrach panuje odwilż. Szlaki pokryły się lodem. Warunki są trudne. Podobnie w Beskidach, a sytuacja może się pogorszyć. Wszędzie powinien liczyć się każdy krok. Trzeba mieć takie urządzenia albo kijki i uważać na znaki, ostrzeżenia lawinowe. Wchodząc, warto też pamiętać o odpowiedzialności, tak by przypadkiem nie przekroczyć innego szczytu. Uwaga na fałszywych taksówkarzy. To nie jest nowe ostrzeżenie, ale są nowe przypadki, na które warto być czujnym. Tym razem ofiarą oszustów padła Ukrainka. Kierowca zamknął kobietę w samochodzie i groził wywiezieniem, jeśli nie zapłaci 600 zł za krótki kurs po Warszawie. Pomogli zaniepokojeni krzykiem przechodnie. Help me! Help me! To dramatyczny koniec krótkiego kursu z warszawskiego lotniska na dworzec kolejowy. Pasażerką - Lidia Szablinenko, która do Polski przyleciała z Kanady. Kierowcą - oszust podający się za taksówkarza. Za przejazd zażądał niemal 600 zł. Zaryglował drzwi, zabrał moje karty kredytowe i próbował zapłacić nimi, przykładając do terminala bez mojego pozwolenia. Operacja się nie powiodła, więc zażądał gotówki. Dostał sto dolarów kanadyjskich, czyli prawie 300 zł. Chciał więcej. 50 kanadyjskich dolarów jeszcze pani ma mi dać. Zaczęłam krzyczeć: "Zróbcie coś!" i uderzać w szybę. Na szczęście pomogły dwie polskie dziewczyny. Lidia zdołała wyjść i zabrać bagaże. Teraz jest w Ukrainie. W Polsce prawnicy w jej imieniu złożą zawiadomienie do prokuratury o możliwości popełnienia przestępstwa. Przede wszystkim przestępstwa oszustwa, przestępstwa kradzieży z włamaniem, jeśli chodzi o próbę użycia kart kredytowych, jak również bezprawnego uwięzienia pani w pojeździe. Takich przypadków jest więcej. Fałszywi taksówkarze stoją koło lotnisk i dworców. Kiedy przyjezdni nie znają języka, miasta, są zmęczeni i roztargnieni - to woda na młyn oszustów. To jest bardzo przykre dla nas, zresztą dla wszystkich, którzy pracują w tej branży. Od 4-5 lat prowadzimy działania, które nazywamy "przewozy", mające na celu zwalczanie nielegalnej konkurencji wśród taksówkarzy. Nie udaje się jej w pełni zwalczyć. Prawdziwi taksówkarze mają swoją teorię dlaczego. To są byli policjanci, oni są chronieni. Policja nic im nie robi, ręka rękę myje. Oszuści pozostają niemal bezkarni. Nie są taksówkarzami, więc mogą ustalać stawki za przejazd, jakie chcą. Łamią prawo jedynie wtedy, gdy podają się za taksówkarzy. Jeżeli mówimy tutaj o celowym działaniu kierującego, to jak najbardziej jest to przestępstwem. Za które grozi do 8 lat więzienia. Takie oszustwo trudno jednak udowodnić. Policja przyznaje: najlepsza jest profilaktyka. Czyli dopytywanie o konkretną stawkę za kilometr i dodatkowe opłaty przed wejściem do auta. Tylko w ten sposób możemy zabezpieczyć się przed tym, że dowiemy się o kwocie za przewóz, która będzie niewspółmierna do wykonanej usługi. Trzeba też zwracać uwagę na szczegóły. W Warszawie legalna taksówka musi mieć żółto-czerwony pas i herb miasta oraz numer boczny i widoczną naklejkę z informacją o opłatach. To powinna być gwarancja, że nie mamy do czynienia z naciągaczem. Przedwojenna gazeta, a w środku bezcenne historyczne skarby. W podziemiach katedry wileńskiej odkryto tajną skrytkę z insygniami grobowymi władców Litwy i Polski. Ukryte przed wojskami sowieckimi niedługo po wybuchu II wojny światowej aż do teraz skrywały niezwykłą historię. To cenne znalezisko rzuca nowe światło na tradycje dawnych monarchii. Grobowe insygnia jak korona wielkiego księcia litewskiego i króla Polski Aleksandra Jagiellończyka. Do tego łańcuch i pierścień pierwszej żony króla Zygmunta Augusta Elżbiety Habsburżanki. Oraz berło i królewskie jabłko kolejnej żony władcy - Barbary Radziwiłłówny. Korony były wykonywane dla każdego władcy indywidualnie po jego śmierci. Są bardzo cenne. W sensie historycznym to relikwie. Niektóre z artefaktów, np. pierścienie, mogły być noszone jeszcze za życia. Ich wartość jest bezcenna, ponieważ większość koron, jakimi posługiwano się w Polsce i na Litwie, została bezpowrotnie utracona w bardzo różnych okolicznościach i stanowi wielką wartość. Wyjątkowe artefakty długo czekały na ich odkrycie. Skarbce katedry wileńskiej ujawniły tajemnicę litewskich i polskich insygniów królewskich ukrytych 90 lat temu. Tajną skrytkę odkryto pod koniec roku. A przechowywane w niej skarby leżały od wybuchu II wojny światowej. Pojawiło się wtedy zagrożenie zamknięcia katedry wileńskiej. Mimo wielu prób odnalezienia skarbów już po odzyskaniu niepodległości przez Litwę dopiero teraz eksperci odkryli tajemniczą komnatę. M.in. dzięki kamerze endoskopowej. Choć nie tylko. W 2014 roku udało mi się dotrzeć do osoby w Polsce, której ojciec miał osobiście ukryć insygnia. Napisałem do niej kilka listów. W odpowiedzi otrzymałem informacje dotyczące historii tego mężczyzny i tego, co zrobił. Szczegółowe informacje pomogły ekspertom w dalszych pracach. Badacze architektury są w stanie rozpoznać, które mury są starsze, które są młodsze. I w zależności od decyzji konserwatorskich podejmują decyzje o skuciu murów współczesnych. I w tej sytuacji odkryli pomieszczenie. Odkryte skarby to nie tylko cenne symbole historyczne, ale również dzieła prezentujące niezwykłą sztukę złotniczą i jubilerską. Trudno ocenić ich wartość materialną, ale ta historyczna jest nie do przecenienia. Najbardziej zniszczona jest korona króla Aleksandra. Ta królowej Barbary wygląda, jakby została wykuta dzisiaj. Wszystko zależy to od jakości metali szlachetnych. Korony królowych były robione z czystszego srebra. Wkrótce zostaną dokładnie przebadane i poddane restauracji. A w przyszłości udostępnione zwiedzającym. Eksperci mówią, że to co najmniej odkrycie dekady. "19:30" kończymy zaproszeniem na "Pytanie dnia". Gościem Doroty Wysockiej-Schnepf będzie prof. Andrzej Zoll, były szef PKW. Dobrego wieczoru, do zobaczenia.