Europa reaguje na nową strategię bezpieczeństwa USA, Kreml pisze o pozytywnym kroku. We wtorek rząd ponownie zajmie się projektem ustawy o kryptoaktywach. Pilny szczyt w Londynie ws. Ukrainy. Monika Sawka, dobry wieczór. Szef Pentagonu chwali Polskę za zwiększenie wydatków na obronność. Według Pete'a Hegsetha jesteśmy "modelowym sojusznikiem". Ale nie komplementy, a nowa amerykańska strategia bezpieczeństwa przebija się najbardziej. Waszyngton zmienia kurs wobec Europy, mowa jest o powrocie do stabilnych relacji z Rosją. Kreml zaciera ręce, a polski premier pisze: Drodzy amerykańscy przyjaciele, Europa jest waszym najbliższym sojusznikiem, a nie waszym problemem. To głosowanie nad przyszłorocznym budżetem. Na obronność zapisano w nim blisko 5% PKB. Taki poziom wydatków dziś w nocy docenił szef Pentagonu. Modelowi sojusznicy, którzy podejmują działania, tacy jak Izrael, Korea Południowa, Polska, w coraz większym stopniu Niemcy, kraje bałtyckie i inni będą przez nas szczególnie traktowani. To słowa, które łagodzą nastroje po opublikowaniu tej amerykańskiej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego. W której wśród priorytetów znalazło się przywrócenie stabilności strategicznej z Rosją. Uważamy to za pozytywny krok. Komentuje Kreml, co wśród rządzących budzi niepokój i wspomnienie tego, co wydarzyło się na Alasce. Widać, że Donald Trump jest albo uwiedziony, albo urzeczony Władimirem Putinem. To jest dla nas bardzo niebezpieczne, bo trwa wojna, gwałcone są kobiety, porywane są dzieci, a mam wrażenie, że ta administracja Trumpa zajmuje się tym, żeby myśleć, jakie interesy z Rosją robić. Politycy PiS żadnych zagrożeń w amerykańskiej strategii nie widzą i nie żałują braw. Nie ma w tym dokumencie nic szokującego, to wyważone podsumowanie sygnałów. W którym jest też rozdział dotyczący Europy. Nasz kontynent opisany jest jako stojący na progu "cywilizacyjnego wymazania", któremu zagraża między innymi Unia Europejska. Z tej strategii wynika chęć osłabienia Unii, USA wolałyby mieć niezależne państwa, które będą mogły taką strategią "dziel i rządź", znaną od czasów rzymskich, rozgrywać między sobą. Tego chciałyby nie tylko Stany. Wpis Elona Muska o tym, że UE powinna zostać zlikwidowana, Dmitrij Miedwiediew skomentował tak: Na to zareagował szef polskiej dyplomacji. Wcześniej Radosław Sikorski w taki sposób odniósł się też do słów amerykańskiego miliardera o likwidacji Unii. W interesie Rosji jest to, żeby UE się rozpadła, bo silna UE to jest silny przeciwnik Rosji. Politycy PiS widzą to tak, jak Jarosław Kaczyński na październikowym kongresie. Niemcy chcą nam zabrać państwo. To co robi Ursula Von der Leyen, to co robią unijni komisarze, nie służy naszym interesom. W odpowiedzi rządzący pytają: komu służy antyunijna retoryka? Dzisiaj europejska dyplomacja traktuje nasze cele dotyczące bezpieczeństwa jako swoje własne. Europosłanka Koalicji jako przykład podaje unijny program SAFE, z którego do Polski trafi najwięcej, ponad 43 miliardy euro. To pieniądze na Tarczę Wschód czy ochronę antydronową. Na prawicy ani to, ani amerykańskie zapisy o stabilizowaniu kontaktów z Rosją wrażenia nie robią. I wskazują na Amerykę jako podstawę bezpieczeństwa. USA są gwarantem naszego bezpieczeństwa. USA są naszym głównym partnerem, jeśli chodzi o sprawy bezpieczeństwa. Donald Tusk w piątek mówił o dwóch filarach. To my jesteśmy gwarantem, wbrew temu co mówi opozycja, trwałej obecności Polski zarówno w strukturach europejskich, jak i w NATO. To według premiera recepta na geopolityczne zawirowania. Już we wtorek rząd ponownie zajmie się projektem ustawy o kryptoaktywach. Jak poinformował minister Maciej Berek, regulacje są niezbędne, aby chronić inwestorów. Prezydent, który zawetował ustawę, twierdzi, że o zagrożeniach nic nie słyszał. Wszyscy słyszeli za to słowa premiera o powiązaniach z Rosja, Białorusią czy politycznych imprezach za brudne pieniądze. Zabrali wam możliwość bezpieczeństwa. To brutalnie szczery i ważny apel do 3 mln Polaków, którzy inwestują na rynku kryptowalut. Wszystkie rzeczy, które mogą się w tej chwili zdarzyć, związane z oszukiwaniem ludzi, z utratą przez ludzi pieniędzy. Odpowiada za to prezydent, PiS i Konfederacja. Bo to prezydent zawetował ustawę, która wprowadzała nadzór nad rynkiem kryptowalut. A politycy PiS-u i Konfederacji nie zatrzymali decyzji Karola Nawrockiego - choć mieli szansę i mieli podstawy. Choćby te. Jak to jest możliwe, że za pieniądze firmy, która powstała z pieniędzy przestępczych, a następnie została uratowana przez pieniądze rosyjskie, mafię rosyjską i służby rosyjskie, za pieniądze tej firmy bawili się albo organizują swoje życie publiczne, swoje imprezy ludzie PiS-owskiej władzy. Gdy premier mówi o powiązaniu rynku kryptowalut ze światem przestępczym, o rosyjskich pieniądzach, o rosyjskich mafiach i o rosyjskich służbach, politycy Konfederacji sięgają po tak wyświechtany argument. Dostał wytyczne z Berlina. Czyli Berlin wszystkim steruje. Panie pośle, no znowu Berlin? Tak. Te abstrakcyjne zarzuty trudno traktować poważnie, ale należy traktować poważnie i ewentualnie rozliczać te słowa szefa rządu, któremu podlegają służby. Kilkaset podmiotów działających w tej przestrzeni jest bezpośrednio związanych z Rosją i Białorusią. Jako prezydent Polski mówię, że ja o tym nie wiem w takim razie, podpisując tę ustawę. Znaczy co, odcięto prezydenta od wiedzy polskich służb na temat zagrożenia rynku kryptowalut? Coś tu się nie zgadza. On mówi: "Nie miałem tej informacji od służb". Ale o godzinie 9.00 szef jego kancelarii już miał, po tajnym posiedzeniu Sejmu. Prezydent ma możliwość wycofania weta, a ma też możliwość zadzwonienia do Kaczyńskiego i powiedzieć: "Panie prezesie, zmieniły się okoliczności. Proszę tak jak koalicja zagłosować za odrzuceniem weta". Ludzie Karola Nawrockiego mogli też zapoznać się z ogólnodostępnymi informacjami. Według danych Polskiego Instytutu Ekonomicznego, na które powoływał się premier, 600 tys. Polaków zostało już oszukanych na rynku kryptowalut. Chcą zabrać wolność gospodarczą, wolność ekonomiczną Polaków. Oni chcą tylko kontrolować, z tego, co słyszę. Właśnie, kontrola prewencyjna. Żeby rynek był uregulowany. I żeby ta liczba już nie rosła. W prokuraturze jest ponad 5000 spraw, które dotyczą wyłudzeń na Polakach. To dane tylko od stycznia zeszłego roku. W tym momencie każdy, kto inwestuje, inwestuje na własną odpowiedzialność i podejmuje sam takie ryzyko. Dzisiaj odpowiedzialność za każde oszustwo na rynku kryptowalut ma swoje konkretne imię i nazwisko: Karol Nawrocki. Każde oszustwo na rynku walut ma też swoje logo PiS-u i Konfederacji. W trakcie sejmowej debaty wobec szefa Kancelarii Prezydenta padały takie oskarżenia. Lobbysta. Te słowa brzmią całkiem znajomo. Posłowie PiS zachowują się jak lobbyści. W 2006 roku PiS odmówiło ustawy o większej kontroli nad SKOKami. SKOKi pokazywały, w jaki sposób można ograbić Polki i Polaków z pieniędzy właśnie nie wprowadzając czy wstrzymując kontrole KNF nad tym rynkiem. Łączna kwota wyłudzeń tylko w aferze SKOK Wołomin jest szacowana na ponad 3 mld zł. W poniedziałek akt oskarżenia w tej sprawie usłyszało ponad 60 osób. Oglądają państwo "19.30", w programie jeszcze m.in.: Kacper Tomasiak błysnął na skoczni w Wiśle! Udało się oddawać takie płynne i fajne skoki. Dorówna Kamilowi, wierzymy w to. 18-latek zajął piąte miejsce. Fantastyczny konkurs. Po raz kolejny pokazujemy jako Polacy, że potrafimy. Czy skaczą, czy nie skaczą nasi, czy dobrze, czy źle - zawsze jesteśmy z nimi. Po amerykańsko-ukraińskich rozmowach pokojowych, jutro w Londynie ruszają negocjacje z europejskimi liderami. Zdaniem zachodnich przywódców Rosja nie dąży do pokoju, a wręcz eskaluje konflikt. Za przykład pokazują ataki m.in. na okolice Kijowa i Połtawy. To dlatego szefowie unijnych państw chcą wykorzystać zamrożone rosyjskie aktywa na wsparcie Ukrainy. Problemem jest jednak stanowisko Belgii. Zmierza na wschód. Do Donbasu - regionu, który chce zagarnąć Putin. I którego dalszy los mogą przesądzić rozmowy pokojowe. Nikt się nie podda. Nikt nie odda Putinowi Donbasu. Nie ma mowy. To nasza ziemia. To końcowa stacja. To tu mieszkańcy wsiadają, by uciec przed rosyjskim złem. A żołnierze, by ruszyć w jego stronę. Jednym z nich jest Andrij. Wraca na front. Nie wie, kiedy znów zobaczy się z dziewczyną. Na wzmiankę o rozmowach pokojowych tylko się śmieje. Rozmowy pokojowe? To tylko gadanie, zwykłe gadanie. Czy do pokoju dojdzie? Najprawdopodobniej nie. Wczoraj zakończył się trzydniowy maraton amerykańsko-ukraińskich negocjacji na Florydzie. Ich zwieńczeniem była rozmowa wysłanników Donalda Trumpa z prezydentem Ukrainy. Trwała dwie godziny. Wołodymyr Zełenski w tym wpisie ocenił ją jako "rzeczową" i "konstruktywną". Dotyczyła głównie kwestii terytorialnych i gwarancji bezpieczeństwa. Według generała Keitha Kellogga do ustalenia pozostają dwa punkty dotyczące kontroli nad Donbasem i Zaporoską Elektrownią Jądrową. Jeśli rozwiążemy te dwie kwestie, myślę, że reszta ułoży się sama. Rozmowy były trudne. Problematyczne jest ustalenie tego ze wszystkimi stronami. Optymistą jest też ambasador USA przy NATO. Jesteśmy blisko, bliżej niż kiedykolwiek byliśmy pokoju. Jak powiedział prezydent Trump, trudno znaleźć właściwe rozwiązanie. Ale ostatecznie ta wojna musi się skończyć. Tyle że Europa, w odróżnieniu od Ameryki, nie wierzy, że zamierza skończyć ją Putin. Dziś udowodnił to po raz kolejny. Zaatakował m.in. okolice Kijowa i Połtawy. Gdy Kreml sięga po kolejne rakiety i drony, Bruksela chce sięgnąć po finansowy ciężki kaliber i wykorzystać zamrożone rosyjskie aktywa na wsparcie Ukrainy. 90 mld euro. Oponuje Belgia, która te środki przechowuje. To piątkowe nocne rozmowy z szefową Komisji i kanclerzem Niemiec. Zakończyły się bez uścisku dłoni. Według agencji Bloomberg za zablokowaniem planów Brukseli miał lobbować też Waszyngton i to w kilku europejskich krajach. Bo sam liczy na wykorzystanie rosyjskich środków. To sprawa europejska i nie widzę żadnego scenariusza, w którym środki, które mobilizujemy, trafiłyby do USA. Te pieniądze muszą trafić do Ukrainy i ją wspierać. Bez nich kasa Kijowa opustoszeje już na początku przyszłego roku. O wsparciu Europy jutro w Londynie Zełenski będzie rozmawiał z przywódcami Wielkiej Brytanii, Francji i Niemiec. Przy stole nie będzie przedstawicieli Polski. Jest wniosek o ściganie czerwoną notą Interpolu Jewhenija Iwanowa i Ołeksandra Kononowa - sprawców dywersji na kolei w Polsce na zlecenie wywiadu Federacji Rosyjskiej. To umożliwi ich poszukiwanie na całym świecie. Mężczyznom grozi dożywocie. Oznacza, że na terenie blisko 200 krajów całego świata taka osoba w przypadku zatrzymania i w przypadku, gdy ten kraj stwierdza, że poszukiwany przez Polskę jest na terenie ich kraju, powiadamia stronę polską i my taką osobę do kraju ściągamy, żeby tutaj u nas poniosła odpowiedzialność za to, co prokuratura tej konkretnej osobie zarzuca. Czerwona nota to najwyższa forma poszukiwań na całym świecie. Straty na ponad 11 milionów złotych, nieprawidłowości w wypłatach dofinansowań do wniosków złożonych przez producentów, a do tego płacenie służbową kartą m.in. za wizyty w klubach nocnych czy alkohol. To wynik audytu w Polskim Instytucie Sztuki Filmowej, którego szefem był Radosław Śmigulski. W sprawie wydawania przez PISF w tym czasie publicznych pieniędzy prokuratura prowadzi kilkanaście postępowań. Radosław Śmigulski przez prawie 7 lat kierował Polskim Instytutem Sztuki Filmowej. Instytutem, który ma wspierać rozwój polskiej kinematografii. Z przeprowadzonych audytów wyłania się smutny obraz. Mnóstwo nierozliczonych faktur i przede wszystkim niespłacone karty służbowe. To zostało po dyrektorze Śmigulskim - mówi nam aktualna dyrektor Instytutu. Skala nieprawidłowości jest ogromna, bo dotyczy ponad 11 milionów złotych. Wpłynęło około 13 zawiadomień od różnych podmiotów. W tym od Instytutu, Krajowej Administracji Skarbowej czy Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Wątków w sprawie dużo. Na pewno więcej niż kilkanaście, do chwili obecnej przesłuchane zostało bodaj 35 świadków. Całe materiały liczą ponad 4 tysiące stron. Pierwsze zawiadomienia zostały wysłane do prokuratury ponad rok temu. Przyśpieszenia w sprawie chce minister sprawiedliwości, który jako prokurator generalny objął nadzór nad postępowaniem. Dlatego, że są takiego typu śledztwa, którym należy się przyglądać. Śmigulski jako dyrektor instytutu miał służbową kartę płatniczą. Kontrowersje budzą liczne wydatki. W tym ponad sto tysięcy na usługi gastronomiczne, głownie w restauracjach serwujących sushi. A także wizyty w klubach nocnych w Mumbaju czy w Los Angeles. Jeżeli pieniądze publiczne są źle wydatkowane, to osoby, które sprawowały nad tym nadzór, powinny ponieść odpowiedzialność karną. To nie koniec wydatków. W Cannes Radosław Śmigulski płacił służbową kartą w lokalu określanym w internetowych komentarzach jako agencja towarzyska. To fragmenty. Najlepsze dziewczyny w Cannes, najlepsze miejsce na relaks. Czysto i przyjemnie. Sarah, która do mnie przyszła, to olśniewająca 18-letnia Izraelka. Do dzieła bez wahania! To kolejny człowiek z ekipy PiS-u, który miał przyzwolenie na robienie absolutnie wszystkiego - przekonują rządzący. A były dyrektor w odpowiedzi na nasze pytania tłumaczy się, że pobyty w klubach nocnych to były wydarzenia branżowe, które z usługami seksualnymi nie miały nic wspólnego. Okazuje się, że według pana Śmigulskiego kluczowe rozmowy dotyczące polskiego kina należy prowadzić w burdelach. Komentował ówczesny minister kultury. Ten sam, który Radosława Śmigulskiego odwołał. Ten wcześniej związany był z totolotkiem, a o stanowisku w Instytucie miało zdecydować zaufanie Piotra Glińskiego. To on za czasów PiS-u kierował resortem kultury. Panie ministrze, wiedział pan o jego wydatkach? Polityk PiS-u pytania ignoruje, choć o powiązaniach Śmigulskiego z partią Kaczyńskiego świadczy fakt, że on sam uczestniczył w panelu eksperckim na Konwencji Programowej PiS. Ale wydatki z karty służbowej to nie wszystko. Dla mnie największym problem zdecydowanie jest to, co dzieje się w obszarze wydatkowania środków publicznych dla poszczególnych beneficjentów. Chodzi o dofinansowania do wniosków złożonych przez producentów poza wyznaczonymi terminami naborów. Audyt w tej sprawie wykazał 9 milionów złotych nieprawidłowości. Szef rumuńskiej grupy przestępczej o pseudonimie Polak, podejrzewany o handel narkotykami i inne poważne przestępstwa, mógł ukrywać się przed rumuńskim wymiarem sprawiedliwości w Polsce. Dziennikarze Raportu Specjalnego dotarli do polskich wątków jego działalności, ustalili adres domu, w którym mieszkał oraz odnaleźli jego rodzinę. Najgroźniejszy gang w najnowszej historii Rumunii. To struktura piramidalna z dwoma liderami. W tle biznes, miliardowe zyski i człowiek o pseudonimie "Polak". Rumuński Braszów. To tu rozpoczyna się śledztwo dziennikarzy Raportu Specjalnego - Jakuba Hnata i Konrada Szczygła. Spotykają Wictora Ilie - dziennikarza śledczego, który opisuje działalność rumuńskich gangsterów. Braszów jest dość spektakularny, jeśli chodzi o zorganizowaną przestępczość. Nie mówimy o małej komórce ani o stereotypowej mafii. Mówimy o syndykacie. w Każdym powiecie Rumunii jest kilku członków gangów odpowiedzialnych za organizowanie lokalnej sceny hazardowej. Śledztwo prowadzi do sieci kasyn Las Vegas. Jedno z nich odwiedzili dziennikarze Raportu Specjalnego. Na automatach dostrzegli logo organizacji DMS. To samo, które tatuują sobie niektórzy rumuńscy gangsterzy. To akronim nazwiska i imion braci Doroftei. Mihaity i Sorina. Pierwszy z nich znany jest jako "Polonezu", czyli Polak. Prokuratorzy rumuńscy zastanawiali się, kto jest tym Polakiem. Mihaita Doroftei to człowiek, który zjednoczył rodziny przestępcze w Rumunii pod parasolem marki kasyn Las Vegas. Jest podejrzewany o utworzenie i kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą i poszukiwany przez rumuńską policję. Jego związki z Polską nie ograniczają się jedynie do pseudonimu. Ma polskie obywatelstwo, posługuje się polskimi dokumentami, jego żoną jest Polka. Przez lata też próbował też prowadzić tutaj biznesy, nic nie wiemy o tym, żeby miały one charakter przestępczy. Dziennikarze Raportu Specjalnego nie tylko prześledzili jego związki z polskimi przedsiębiorcami. Ciekawe, kto był pomysłodawcą hazardowego biznesu w Polsce i w Rumunii, które Las Vegasy były pierwsze. Udało im się odnaleźć jego dom na południu Polski. Czy zastaliśmy pana Michała albo panią Katarzynę? Nie. A kiedy będzie można ich spotkać? Jutro wyjeżdżają. Rozumiem, że wyjeżdżają stąd, z tego domu? Tak. Dziennikarze przez kilka miesięcy obserwowali dom, w którym mógł przebywać przestępca. My w sprawie pana Michała. Mówiłam, że męża nie ma. Podobno jest mąż. Reportaż "Poszukiwany: Polak" dziś o godzinie 20:15 na antenie TVP Info. Dni coraz krótsze, brak słońca i niskie temperatury. Jesienna aura może dać w kość. Kiedy pojawiają się rozdrażnienie, brak energii do pracy, nadmierna senność, pesymistyczne myśli, które nie mijają, a wręcz się nasilają, to sygnał, że możemy doświadczać depresji sezonowej. W tym okresie do specjalistów zgłasza się rekordowa liczba pacjentów. Barbara Tukendorf to wulkan energii i dowód na to, że wiek to tylko liczba. Aktywna seniorka hobbystycznie udziela się w kabarecie seniora i epizodycznie gra się w serialach, pojawiła się m.in. w "Na sygnale" czy "Na dobre i na złe". Pokonała też cztery półmaratony, ale za swoje największe zwycięstwo uważa to w starciu z depresją. Nie odbierałam żadnych telefonów, nie czytałam, nie włączyłam telewizora, żeby cokolwiek zobaczyć, leżałam w domu. Po prostu jakby mnie trochę nie było. Dopiero wsparcie terapeutyczne i farmakologiczne pomogło pani Barbarze wyjść na prostą. Ale teraz, gdy za oknem ciemno, zawsze pojawia się obawa. Zimno jest. Na pewno takie dni bez słońca to są niedobre dni i bardziej ludziom ta depresja się wraca. Sezonowe zaburzenie afektywne to jednostka chorobowa, związana m.in. ze spadkiem nastroju, znana również jako depresja sezonowa. Wiąże się z przemianami w strefie klimatycznej, ale też biologicznymi, do których dochodzi w naszym organizmie. Według Światowej Organizacji Zdrowia nawet 20% osób chorujących na depresję lub nią zagrożonych, może mieć objawy sezonowego zaburzenia afektywnego. Specjaliści tu i teraz odczuwają negatywne przełożenie aury na nasze zdrowie psychiczne. Pierwszy raz w historii naszej fundacji mamy tak długą kolejkę pacjentów czekających na pomoc, 250 osób czeka na przyjęcie do pogotowia psychologicznego Fundacji Twarze Depresji. Fundacji, której specjaliści przypominają, że nie każdy spadek nastroju to efekt depresji. Może to być objaw jesienno-zimowej chandry. A na tę każdy z nas ma swój sprawdzony sposób. Gramy w jakieś planszówki, karty z synem. Pijemy ciepłą herbatkę, siedzimy. Trzeba też mieć słońce w sercu i pokazywać je na zewnątrz. Ale jeśli nasz dyskomfort trwa dłużej, to nie wolno tego ignorować. Jeżeli przez co najmniej dwa tygodnie nie jesteśmy w stanie wstać z łóżka, nie mamy siły, chce nam się płakać i nic nas nie cieszy, to to są trzy podstawowe objawy depresji. Może nielekkie, może dużo rzeczy jest ciężkich, ale życie jest tylko jedno i trzeba pomóc sobie, żeby dalej trwać. Nie tylko dla siebie, ale i dla rodziny. I wszystkich bliskich nam osób. Kacper Tomasiak błysnął na skoczni w Wiśle! Najmłodszy z Polaków był dziś tym najlepszym, zajmując 5. miejsce. To jego najlepszy wynik w karierze w Pucharze Świata. Siódmy był Piotr Żyła. Podobnie jak w sobotę triumfował Słoweniec Domen Prełc, który wskoczył na najwyższy stopień podium z 4. miejsca po pierwszej serii. To był dla Polaków najlepszy konkurs w tym sezonie. Na 5. miejscu w Wiśle wylądował 18-letni Kacper Tomasiak, dwa miejsca niżej Piotr Żyła. Po zawodach w Wiśle uznanie należy się też kibicom. Niezależnie od wyników w tabelach polscy skoczkowie mogą liczyć na ich doping. Nawet jeśli jak w przypadku pani Magdaleny trzeba przyjechać aż z Władysławowa. Wisła to zresztą nie był najdalszy cel jej podróży za skoczkami. Mamy taką swoją kibicowską rodzinę, jesteśmy każdego roku, Wisła, Zakopane, część z nas Oslo, Vikersund, jakieś tam inne Oberstdorfy, Planica, już właśnie w tym roku na Planicę się umawiamy. W Wiśle pojawili się kibice z całej Polski, weekendowe zawody każdego dnia przyciągały na skocznię komplet 6 tysięcy kibiców. Michał Chmielewski, dziennikarz sportowy, który skoki i polskich fanów widział już na wielu skoczniach, zauważa też wyjątkową cechę tej grupy. Fantastyczne też jest to, że kibice nauczyli się po wielu latach obserwacji skoków narciarskich, że warto wspierać wszystkich skoczków, że na doping może liczyć tutaj Słoweniec, Bułgar, Niemiec. Polska drużyna docenia to, że na kibiców może liczyć zawsze. Także gdy wyniki nie są wymarzone. Kończący po tym sezonie karierę Kamil Stoch wie, że tego dopingu będzie mu brakować. O tak, zdecydowanie za tym będę najbardziej tęsknił. No nie spodziewałem się, że będzie aż tak obsadzony ten puchar świata, jest naprawdę bardzo dużo ludzi i super atmosfera na skoczni. Ten, od którego 25 lat temu wszystko się zaczęło. Adam Małysz, dziś prezes Polskiego Związku Narciarskiego podkreśla, że miłość Polaków do skoków widać nie tylko na zawodach w kraju. Czy to Ruka, czy Lillehamer, czy Falun, gdyby nie polscy kibice, to w ogóle by tam nie było publiczności, a tu jednak cały czas to po prostu żyje. I rośnie już kolejne pokolenie kibiców, których rodzice polską drużynę dopingują od dziecka. Kibicujemy od lat, ja od 12. roku życia, a pierwszy raz jesteśmy tu na skokach w Wiśle. Jak dla mnie takie oddanie kibiców to coś wspaniałego właśnie bez względu na to, czy Polacy mają dobry czas, dobrą formę, jesteśmy, kibicujemy, niesamowite. Obiecują, że z reprezentacją Polski będą na dobre i na złe. W "19.30" to już wszystko. Czas na Pytanie Dnia. W studiu są już Aleksandra Pawlicka i jej gość. Spokojnego wieczoru.