Marszałek Sejmu ogłosił datę wyborów prezydenckich. Ataki na szefa Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Geograficzne apetyty przyszłego prezydenta USA. Joanna Dunikowska-Paź. Dobry wieczór. Zaczynamy "19:30" w środę 8 stycznia, a to oznacza, że za 130 dni wybierzemy prezydenta. Marszałek Sejmu ogłosił datę pierwszej tury. Ewentualna dogrywka - 1 czerwca. Maszyna wyborcza rusza, kampania oficjalnie ruszy za tydzień. Jest jeszcze jedna ważna data: 4 kwietnia. Do tego dnia można zgłaszać kandydatów do Pałacu Prezydenckiego. Na razie kampania wyborcza... Szczerze? Jest nudna jak flaki z olejem. Tak jeszcze rano o trwającej prekampanii mówił marszałek Sejmu. Niedługo zabraknie piekarni do odwiedzania, dziecięcych główek do wygłaskania. Po południu ogłosił datę wyborów prezydenckich. To 18 maja. Cieszę się, że ten proces się zaczyna, bo to nie tylko w sloganie, zawsze jest święto demokracji. Druga tura mogłaby się odbyć 2 tygodnie później, 1 czerwca, czyli w Dniu Dziecka. Jak wiadomo, największym wrogiem demokracji jest dobra pogoda na piknik, natomiast nie sądzę, żeby fakt, że to jest Dzień Dziecka, wpłynął specjalnie na frekwencję. Wybory formalnie zostaną zarządzone 15 stycznia. Powód to ogłoszony z powodu powodzi stan klęski żywiołowej. Wtedy machina wyborcza ruszy na dobre. Do 24 marca - rejestracja komitetu wyborczego i zebranie 100 tys. podpisów. Do 31 marca - okręgowe komisje wyborcze. Kandydatów można zgłaszać do 4 kwietnia. Zaczniemy zbierać podpisy natychmiast w momencie, kiedy rozpocznie się kampania wyborcza. Mamy nadzieję zebrać jak najszybciej tę liczbę, a może więcej. Nie ma to dla mnie znaczenia, jaki to będzie konkretny dzień. Wydaje mi się, że czym więcej spotkań z Polakami, czym później w maju będą te wybory, tym dla mnie przyjemniej. Kandydaci od kilku tygodni są już w prekampanijnej trasie. Rafał Trzaskowski dziś w Zachodniopomorskiem powtórzył sprzeciw wobec umowy z Mercosurem. Karol Nawrocki na Mazowszu mówił o obniżce VAT-u na żywność i energię. Na Mazowszu był też Sławomir Mentzen. To jest taka prekampania niewyborcza, niemająca nic wspólnego z kampanią wyborczą. Za tydzień to się zmieni. Znamy datę wyborów. W przyszłym tygodniu zostaną formalnie zarządzone. Wtedy ruszy wyborcza machina. A na końcu wybór nowego prezydenta trzeba będzie zatwierdzić i rozstrzygnąć ewentualne protesty wyborcze. I tu wielki znak zapytania, czy powinna to robić nieuznawana przez europejskie trybunały Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Powołana przez PiS izba, w której zasiadają tzw. neosędziowie, powołani przez upolitycznioną KRS. Jestem przekonany, że nie można tej izby traktować jako sądu. PiS ma jednak swoją wykładnię. Ta izba jest całkowicie legalna. Powoływanie się na trybunały europejskie nie ma tutaj sensu. Próbą wyjścia z pata jest projekt Polski 2050, zwany incydentalnym, nad którym debatował Sejm. O protestach i ważności wyborów decydowałby cały Sąd Najwyższy z wyjątkiem kwestionowanej Izby Kontroli i Spraw Publicznych. Skład losowany byłby także spośród neosędziów. Czemu stanowcze "nie" mówi Lewica. Incydentalna kolaboracja ze złem jest złem. Inny pomysł zgłasza PSL. Trybunał Stanu jako organ niebudzący wątpliwości powinien orzekać w sprawie legalności wyboru prezydenta. To wszystko półśrodki - przekonuje PO. Bez docelowego uregulowania statusu sędziów, neosędziów, powołanych przez neo-KRS do Sądu Najwyższego nie da się tego wyprostować. A do tego potrzeba zgody prezydenta. Były prezes Trybunału Konstytucyjnego uważa, że nie potrzeba zgody Sądu Najwyższego dla ważności wyborów prezydenckich, gdy nie ma przerwanej kadencji. Bo termin ślubowania nowego prezydenta wypada, gdy kadencję kończy obecny. Ten termin jest nie do ruszenia. Jeżeli Sąd Najwyższy nie wyda pozytywnej oceny, ale i nie wyda negatywnej, to prezydent wybrany składa ślubowanie. Nie jest konieczne pozytywne stwierdzenie, że wybory są ważne. Do wyborów ponad 18 tygodni. "Uchwała PKW jest wewnętrznie sprzeczna, dlatego zwróciłem się do Komisji o jej wykładnię" - pisze w wydanym kilkadziesiąt minut temu oświadczeniu minister finansów Andrzej Domański. Jak przypomina Andrzej Domański, sprawa dotacji dla PiS jest sytuacją bez precedensu, dlatego przed podjęciem decyzji chce rozwiać wszelkie wątpliwości prawne. Minister Finansów zgodnie z konstytucją działa na podstawie i w granicach prawa. Obejmuje to także wykonywanie uchwał Państwowej Komisji Wyborczej. Napisał Andrzej Domański. Minister zaapelował też o zaprzestanie ataków na urzędników ministerstwa i zaznaczył, że nie ułatwia to merytorycznego wyjaśnienia sprawy. "Jeśli dożyję jutra" - pisze w mediach społecznościowych Jerzy Owsiak i ma prawo się bać, bo i on i pracownicy fundacji otrzymują groźby śmierci. Poziom nienawiści tuż przed kolejnym finałem WOŚP rośnie. Sprawie przyjrzała się Anna Łubian-Halicka. Jak szef WOŚP reaguje na te groźby? Jerzy Owsiak jasno deklaruje, że Orkiestra będzie robić swoje. 26 stycznia zagra dla onkologii i hematologii dziecięcej. To będzie już 33. finał, podczas którego wszyscy razem będziemy grać do jednej bramki. Do tej pory w ten sposób udało się zebrać już ponad 2 mld 300 mln zł. Takiej akcji nie ma nigdzie na świecie. Dzięki wspólnemu graniu z WOŚP do szpitali trafiło ponad 70 tys. urządzeń, które ratują życie i zdrowie. To warto przypomnieć zwłaszcza teraz, gdy główny dyrygent tej Orkiestry pisze o otrzymywanych codziennie groźbach utraty życia, zaczynając swój wpis od słów "Jeśli dożyję jutra". Od kilku dni jest podobnie. Groźby bardzo konkretne, z bombą w tle i utylizacją mojej osoby. Szczucie w wykonaniu Telewizji Republika i wPolsce24 podobne do tych manipulacji i szczucia skierowanego w stronę prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza, a wiemy, jak to się skończyło. Media związane z PiS od kilku tygodni podają nieprawdziwe i zmanipulowane informacje na temat WOŚP. Telewizja Republika namawia nawet, by zamiast na Orkiestrę, która w tym roku zbiera pieniądze na leczenie dzieci chorych na raka, wpłacać datki na jej działalność. Chce na tej nienawiści wobec Owsiaka zarabiać pieniądze. Mówią wprost: nie dawaj Owsiakowi, daj nam. Skutki siania nienawiści na przykładzie jednego z telefonów opisuje Jerzy Owsiak. Sprawą gróźb zajmuje się policja. Solidaryzujemy się z Jurkiem Owsiakiem, z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy. Do Jerzego Owsiaka płyną wyrazy wsparcia z różnych środowisk. Życzę Jurkowi, takim organizacjom, cierpliwości, siły, wytrwałości. Możesz na nas wszystkich liczyć. To straszne, co cię spotkało i co cię spotyka. Ale pamiętaj, że pokonamy zło. Agata Młynarska towarzyszyła Jerzemu Owsiakowi podczas pierwszego finału. Wówczas celem było uruchomienie kardiochirurgii w Centrum Zdrowia Dziecka. Dzięki WOŚP trafiło tu wiele urządzeń. M.in. ten najnowocześniejszy w Europie tomograf. Od początku obserwuje działalność WOŚP. Jestem dumny, że mamy w Polsce taką instytucję. Pytany o hejt wobec Jerzego Owsiaka, odpowiada krótko. Ja tego nie rozumiem. Politycy rozumieją, jak bardzo hejt może ranić, bo sami, jak mówią, mają z nim do czynienia. Gdzie my zaczynamy funkcjonować? W jakim świecie, gdzie każdy każdemu grozi śmiercią? Obniżmy temperaturę, bo jak my sami jej nie obniżymy, to nikt jej za nas nie obniży. Tym bardziej że emocje wokół WOŚP nie po raz pierwszy osiągają niebezpieczny poziom. Najbardziej szczytna fundacja w naszym kraju pada niestety obiektem ataków, które mają znamiona polityczne. Pytamy więc drugą stronę sceny politycznej o hejt wobec Jerzego Owsiaka. Nie ma żadnego hejtu. To są pytania tylko. Hejty, które były z tej drugiej strony, z tej prawej strony, przyzwoitszej, nie wzbudzają państwa zainteresowania. Tu warto postawić kropkę, by nie pogłębiać podziałów, i oddać głos tym, którzy pomaganiem zajmują się niemal przez całe życie. Tworzymy wspólnie łańcuch dobra i jakiekolwiek dzielenie: "Ty jesteś głupi, bo jesteś niewierzący, więc nie możesz zrobić dobrego uczynku", jest sprzeczne z nauką Chrystusa, a oprócz wszystkiego ze zwykłą ludzką przyzwoitością. Jerzy Owsiak zapowiada, że jeśli dożyje jutra, będzie robić to samo co dzisiaj. I zaprasza do wspólnego grania w Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Jerzy Owsiak przypomina, że to metody, które są powtórką zdarzeń z Gdańska. Nagonka na prezydenta Pawła Adamowicza to jeden z wielu przykładów mowy nienawiści, którą szerzyła także TVP za rządów Zjednoczonej Prawicy i która miała tragiczne konsekwencje. Słowa mają moc, a wolność słowa ma swoje granice. O tym, jak były przekraczane - Daniel Chaliński. To, co państwo zobaczą, wydarzyło się naprawdę. W TVP, w stacji kierowanej przez polityka PiS Jacka Kurskiego, gdzie jego pseudodziennikarze hejtowali, szczuli, nakręcali spiralę nienawiści, która niejednokrotnie przyczyniła się do tragedii. Dlaczego prosił pan przestępców o pieniądze? Doskonałym przykładem jest to, jak reżimowa telewizja postępowała z Pawłem Adamowiczem. Odpowiedzialnym za atakowanie prezydenta Gdańska był Łukasz S. S. - bo jest osobą skazaną, z wyrokiem. Pan prezydent będzie miał zarzuty prokuratorskie. Agresywny reporter gonił prezydenta ponad 800 metrów. Pojedziemy za panem do Gdańska. Niech pan mi wierzy. Kiedy Adamowicz odjeżdża, kamera rejestruje takie słowa. - Skur***. - Skur***. Żeby pan wiedział. W Wiadomościach o Adamowiczu z góry postawione tezy i słowa takich ekspertów. To jest rak na polskiej demokracji. Tak lała się nienawiść. Młotkowanie, młotkowanie, every day, młotkowanie. Ponad tysiąc materiałów, pasków. To musi robić wrażenie i musi wywierać wpływ na świadomość przeciętnego człowieka. I czasem nieobliczalnych ludzi. Tak, czasem nieobliczalnych ludzi. Dochodzi do tragedii. Stefan W. w trakcie finału WOŚP rani kilkukrotnie nożem Pawła Adamowicza. Prezydent Gdańska umiera następnego dnia. W Wiadomościach wydanie specjalnie. To fragment. Pojawia się mnóstwo pytań. Jak do tego doszło? Kto za to odpowiada? Dlaczego to było możliwe? Pyta prezenter telewizji, która rok przed zabójstwem o Adamowiczu mówiła 1773 razy. Średnio prawie 5 razy dziennie. Krytyczne materiały w celi przed wyjściem na wolność mógł zdaniem Wyborczej oglądać przyszły zabójca prezydenta. Odpowiedzialność za śmierć Adamowicza według ówczesnej TVP ponosił WOŚP. Ciągle powtarzalne są absurdalne oskarżenia. Jerzy Owsiak szuka winnych. Wszędzie, tylko nie w gronie organizatorów gdańskiego finału WOŚP i środowisku swoich politycznych przyjaciół. Maciej Sawicki, Wiadomości. Kuriozalna, karkołomna teza w najlepszym usprawiedliwieniu mówiąca kompletnie o niezrozumieniu dla tego, co się stało. Bo sąd prawomocnie uniewinnił organizatorów finału. Pisowska telewizja znana jest także z tego, że razem z Radiem Szczecin ujawniła dane ofiary pedofila. Parlamentarzystka zostawia swoje dzieci, 13-latka i 16-latkę, pod opieką znajomego Krzysztofa F. Później okazuje się, że kolega molestował chłopca. To zdanie wystarczyło, aby bez problemu zidentyfikować ofiarę. Na stronie TVP Info można było przeczytać o znanej parlamentarzystce i o wieku jej dzieci. Na stronie sejmowej można było łatwo sprawdzić, że jedyną posłanką PO z okręgu wyborczego w Szczecinie jest Magdalena Filiks. Wybucha medialna nagonka, a syn posłanki, 15-letni Mikołaj, 2 miesiące później odbiera sobie życie. Reżimowa telewizja ponownie szuka winnego, ale nie u siebie. To autentyczne słynne paski. Ktoś sączył jad i kłamstwa. Dotąd te osoby pozostały bezkarne. Sprawa pani posłanki Filiks, a przede wszystkim sprawa Adamowicza to sprawy całkowicie wymyślone. Dzisiejsze słowa prezesa szokują, ale przecież hejt, szczucie czy nienawiść swój początek często miała tu, przy Wiejskiej. Jesteście kanaliami. Dla PiS TVP to było narzędzie partyjnej propagandy i politycznej nagonki, którą na jej antenach podkręcali obok prawicowych tzw. ekspertów sami politycy Zjednoczonej Prawicy. Polityczny spór o Zielony Ład. PiS publikuje spot, w którym Rafała Trzaskowskiego nazywa obrońcą, ambasadorem i realizatorem projektu. Rządzący odpowiadają: o byłym unijnym komisarzu ds. rolnictwa z PiS nie ma tam ani słowa. I przypominają, że to Janusz Wojciechowski chwalił Zielony Ład i zapewniał rolników, że nie mają się czego bać. Od przypomnienia tego archiwalnego spotu... Przyszłość rolnictwa to nasza wspólna przyszłość. ...w którym Zielony Ład reklamuje ówczesny unijny komisarz ds. rolnictwa z nadania PiS-u i od przypomnienia jego archiwalnych wpisów w mediach społecznościowych... Zielony Ład jest programem PiS. ...rozpoczęła się dziś konferencja polityków koalicji rządzącej. Dlaczego robimy dzisiaj tę konferencję? Dlatego że kłamstwa i manipulacje to sposób uprawiania polityki przez PiS od lat. I tu przykładem ma być najnowszy spot PiS-u. Po drugiej stronie medalu kryją się ci, którzy aktywnie działali na rzecz wprowadzenia Zielonego Ładu. Tą osobą według PiS miał być prezydent Warszawy. Obrońca, ambasador i realizator Ładu. By wysnuć takie wnioski, wystarczył jeden fakt - słyszymy w Sejmie. Jedyna rzecz, która jest prawdziwa w tym spocie pana premiera, to to, że Rafał Trzaskowski był sprawozdawcą w komitecie regionów, ale już wtedy mówił o zagrożeniach. Był sprawozdawcą, który miał odwagę już wówczas ostrzegać przed Zielony Ładem. Mówi była wiceprezydent Wałbrzycha, dziś posłanka. I cytuje fragment opinii Europejskiego Komitetu Regionów, którego Trzaskowski był współautorem. Władze lokalne i regionalne powinny mieć bezpośredni dostęp do funduszy europejskich. W szczególności należy ustanowić dodatkowe instrumenty umożliwiające w przypadku projektów w ramach Zielonego Ładu bezpośredni dostęp do funduszy z UE. Tu warto zapytać, ile Rafał Trzaskowski załatwił z UE. Miliardy. Posłanka KO wskazuje na konkretne kwoty. Ponad 2 mld na zrównoważony transport publiczny w Warszawie. I ponad 400 mln zł z KPO na zazielenienie miasta. Rafał Trzaskowski załatwił miliardy złotych z UE. A ile załatwił pieniędzy Mateusz Morawiecki? Okrągłe zero. Kto tak naprawdę odpowiada za Zielony Ład? Co do odpowiedzi na pytanie ze spotu PiS-u są nawet podzieleni posłowie PiS-u. Proszę pokazać jeden podpis pana premiera, który popiera Zielony Ład. Od samego początku byliśmy przeciwni. Nie róbmy z ludzi idiotów. Bo prawica znowu przegra. Pokażcie mi polskie weto albo puste krzesło zrywające posiedzenie Rady Europejskiej przyjmującej w grudniu 2019 r. Zielony Ład. Spot PiS został opublikowany w środę rano. W dniu, w którym Rafał Trzaskowski w Zachodniopomorskiem spotkał się z przedstawicielami branży rolniczej. Nie ma przypadków. PiS wraca do tematu Zielonego Ładu i próbuje go uczynić tematem kampanii. Spodziewam się, że ta kampania będzie obfitowała w wiele absurdalnych zarzutów, które będzie PiS próbowało stawiać Rafałowi Trzaskowskiemu. Tyle że ten zarzut jest dość ryzykowny, bo wystarczy sięgnąć do archiwum, by z łatwością znaleźć takie wypowiedzi. Nie ma najmniejszych powodów do obaw, że Zielony Ład okaże się ciężarem dla polskich rolników. To wypowiedź sprzed blisko 4 lat unijnego komisarza ds. rolnictwa z nadania PiS-u. To jest "19:30" w środę. Za chwilę apetyty Donalda Trumpa, ale nie tylko. Dużo hałasu o turystów. Oczekujemy, że przy zamkniętych oknach będziemy w stanie funkcjonować. To bardzo trudne, by pogodzić wszystkie interesy. Legenda wiecznie żywa. To jest trochę taka nasza religia. Dopóki się o kimś pamięta, ten żyje. Mapa świata oczami Donalda Trump. Grenlandia i Kanał Panamski przydadzą mu się ze względów bezpieczeństwa, chętnie przesunie też granice Kanady czy Meksyku. By poprawić geografię, prezydent elekt nie wyklucza użycia siły. W Waszyngtonie jest Marin Antosiewicz. Już za 2 tygodnie Donald Trump ponownie wprowadzi się do Białego Domu. Czy to może oznaczać zmiany na mapie świata? Tak, nawet jeśli jest to prężenie muskułów, to groźby aneksji innych krajów wypowiada przecież prezydent elekt USA. Więc lepiej wziąć je na poważnie, ale bez paniki. Bo np. kanadyjscy dyplomaci powtarzają "wait and see", odczekać i zobaczyć, co z tego, co mówi teraz, Trump faktycznie będzie realizował po powrocie do Białego Domu. Fakt jest jeden: tradycyjnych sojuszników Ameryki atakuje, a tradycyjnych wrogów Ameryki, jak Rosję i jej interesy, rozumie i szanuje. Zwykle wizyta prezydenta USA lub jego rodziny wywołuje entuzjazm. Teraz gospodarze z niepokojem obserwują amerykańskich gości. Bawcie się dobrze. Wszyscy. I wiedzcie, że będziemy was dobrze traktować. Pod warunkiem że dobrowolnie oddadzą Grenlandię. Jeśli nie, Trump senior straszy interwencją. Czy może pan zapewnić świat, że próbując przejąć kontrolę nad Kanałem Panamskim lub Grenlandią, nie użyje pan przymusu wojskowego lub ekonomicznego? Nie. Nie mogę wykluczyć żadnej z tych opcji. Strategicznie położona Grenlandia ma być kluczowa dla amerykańskiego bezpieczeństwa w rywalizacji z Chinami w Arktyce. Ale chodzi także o surowce: złoto, srebro, uran, ropę i gaz. Grenlandia nie jest na sprzedaż. Grenlandia jest dla Grenlandczyków. Wyspa jest częścią duńskiej Korony, czyli terytorium UE. Zamieszkuje ją blisko 60 tys. osób, którzy posiadają unijne obywatelstwo. Czy wkroczyliśmy w erę, w której ponownie przetrwają najlepiej przystosowani? Odpowiedź brzmi: tak. Czy powinniśmy dać się zastraszyć, pozwolić, by zawładnął nami strach? Oczywiście, że nie. Trump ma też apetyt na Kanał Panamski, kluczowy szlak handlowy, który łączy dwa oceany: Atlantyk z Pacyfikiem. Ponad sto lat temu wybudowali go Amerykanie. Pod koniec lat 70. przekazali władzę nad nim Panamczykom. Kanał Panamski jest kluczowy dla naszego kraju. Suwerenność Kanału nie podlega negocjacjom, ponieważ jest częścią naszej historii zmagań i trwałym osiągnięciem. Równie stanowczo odpowiada Trumpowi Kanada, której prezydent elekt proponuje przyłączenie do unii jako 51. stan. Zapowiada także zmianę nazwy Zatoki Meksykańskiej na Zatokę Amerykańską. Zbliżamy się do złotego wieku Ameryki. Europa ma sama zapewnić sobie ochronę. Trump żąda od krajów Paktu wydawania 5% PKB na obronność. I obiecuje zakończenie wojny na Ukrainie w ciągu 6 miesięcy. Wcześniej mówił o 24 godzinach od zaprzysiężenia. Winę za jej wybuch nadal widzi po stronie Zełenskiego i Bidena. Biden powiedział: "Ukraińcy powinni mieć możliwość wejścia do NATO". Jeśli Rosja ma kogoś tuż u swoich progów, rozumiem ich uczucia na ten temat. Prezydent elekt wezwał także Hamas do uwolnienia wciąż przetrzymywanych zakładników do dnia jego inauguracji. Jeśli tego nie zrobi, to Trump czterokrotnie powtórzył: "na Bliskim Wschodzie rozpęta się piekło". Czteroletni Miłosz ma nowy dom, ale do pełni szczęście brakuje starszego brata. W listopadzie cierpiący na cukrzycę chłopiec trafił z domu pomocy społecznej do Szpitala Dziecięcego w Olsztynie. Wczoraj odebrali go nowi opiekunowie. Rodzina zastępcza to szansa na bezpieczny dom, ale tęsknota za bratem nie da łatwo o sobie zapomnieć. Miłosz nowy dom ma zaledwie od wczoraj, a już czuje się tam szczęśliwy i kochany. - Czyj ty teraz już jesteś? - Twój. - I czyj jeszcze? - Wujka. Piękny mój i wujka chłopiec. Dałeś radę. Dał radę, choć wiele już przeszedł. Przez ponad 2 lata mieszkał ze starszym bratem w domu pomocy społecznej. Jest cały czas rozemocjonowany. Wszystko mu się podoba, wszystkiego dotyka, o wszystkim mówi. Zaprzyjaźnił się od razu z naszym pieskiem. I mówi, że jest to jego "pieseł". Chłopiec choruje na cukrzycę typu pierwszego. W listopadzie jego stan się pogorszył, dlatego trafił do szpitala. Ale kiedy już mógł z niego wyjść, placówka odmówiła ponownego przyjęcia. Dowiedziałam się, że Miłosz jest bardzo długo w szpitalu, że nie ma kto go odebrać, na spotkaniu organizacji pozarządowej, i od razu stwierdziłam, że jeśli nikt go nie chce, to znaczy, że my go chcemy. Święta chłopiec musiał jeszcze spędzić w szpitalu. Zastępczy rodzice musieli się przygotować na jego przyjęcie. Musieliśmy nauczyć się cukrzycy, obsługi pompy, przeliczania jedzenia. Pani doktor będzie z nas dumna. Ale ta historia nie ma jeszcze szczęśliwego zakończenia, bo Miłosz do nowej rodziny trafił sam. Jego brat nadal jest w placówce opiekuńczej. Jest to chłopiec z wieloma niepełnosprawnościami, wymagający stałej opieki. Wierzę, że uda nam się znaleźć rodzinę zastępczą, ale nie będę obiecywać, bo wiem jaka jest rzeczywistość, nie ma wolnych miejsc w rodzinach zastępczych. Dlatego choć zgodnie z prawem rodzeństwo nie powinno być rozdzielane, to w praktyce często nie ma innej możliwości. W całej Polsce dochodzi do rozdzielania rodzeństw. To wpływa bardzo tragicznie na rozwój psychologiczny dziecka. Żyjemy w systemie permanentnego kryzysu pieczy zastępczej. Mamy tylko 2000 rodzin zastępczych zawodowych. To kropla w morzu. Bez szybkich i zdecydowanych zmian systemowych za kilka lat może być jeszcze gorzej. Idzie to w złym kierunku i problem będzie narastał, ponieważ większość naszych rodzin niedługo osiągnie wiek emerytalny. Pozostanie luka i nie wiem, czy uda nam się ją wypełnić. Już teraz na nowy dom czeka prawie 1500 dzieci. Pewnie, że to jest nasz piesek. Czy w Krakowie wreszcie będzie ciszej? Taki był plan autorów uchwały antyhałasowej, którym na Starym Mieście ciężko jest funkcjonować, ale lokalni przedsiębiorcy twierdzą, że po wprowadzeniu takich przepisów to im będzie ciężej. Nocą muzyka z klubów czy restauracji miałaby nie wydostawać się na zewnątrz, co praktykują już w Poznaniu i Gdańsku. Czy w Małopolsce się uda? To noc powszednia w centrum Krakowa. Mieszkańcy Starego Miasta już nie pamiętają, co to głęboki sen. To jest trudny temat. Nie jest możliwe otwarcie okna w nocy. Nikt tego z nas nie oczekuje. Oczekujemy, że przy zamkniętych oknach będziemy w stanie funkcjonować. Dlatego złożyli projekt uchwały antyhałasowej, by walczyć o ciszę i przypomnieć, że istnieją. Wmawiano nam przez lata, że nikogo tutaj nie ma, że nikt nie mieszka, dotyczy to zwłaszcza zabytkowego centrum. Projekt zakłada zakaz używania urządzeń nagłaśniających w klubach, restauracjach, ogródkach kawiarnianych od 22.00 do 6.00 rano. Chyba że lokal będzie przystosowany i muzyka nie będzie wydostawać się na zewnątrz. Krakowska Kongregacja Kupiecka twierdzi, że projekt jest za mało precyzyjny. Stanowi naszym zdaniem zagrożenie dla prowadzonych działalności gospodarczych w Krakowie. Za jest miejski nocny burmistrz Krakowa, ale ostrzega, by nie wylać dziecka z kąpielą. Mogą uderzyć w przedsiębiorców, którzy nie sprawiają żadnych problemów, w dobre restauracje, gdzie muzyka ściszona w tle gdzieś tam sobie brzęczy. A problemem nie tylko w Krakowie jest nie tylko muzyka w lokalach. Latem to jest nie do pomyślenia. Siedzą tutaj wkoło, piją sobie drinki. Dobry przykład płynie z Poznania i Gdańska, gdzie uchwały antyhałasowe już obowiązują. Uchwała daje nam to, że możemy mandatować użytkowników tych urządzeń, których dźwięk wydostaje się na zewnątrz lokali - bez żadnych świadków. Bo hałas jest nie tylko uciążliwy. Może być przyczyną kłopotów neurologicznych czy problemów z krążeniem. Poprzez długotrwałe natężenie hałas zabija nas niejako od wewnątrz, jest tzw. cichym zabójcą. Z hałaśliwych i pełnych turystów centrów miast uciekają mieszkańcy, a całe dzielnice zmieniają się w lokale na wynajem. Znikają punkty usługowe. To właśnie mieszkańcy tworzą tożsamość. To oni tworzą charakter miasta. I bez zachowania pewnej ilości stałych mieszkańców tracimy ten charakter, który przyciąga turystów. A zadbanie o ich potrzeby jest w interesie wszystkich: i przedsiębiorców, i turystów. 90. urodziny króla rock'n'rolla Elvisa Presleya. Legendę muzyki wspominają miliony fanów na całym świecie. Odrobina jego muzyki wystarczy, by leczyć duszę i ciało - mówią o fenomenie artysty polscy fani, kolekcjonujący płyty i wspomnienia, a czasem także naśladujący króla. Był metaforą USA. Pokazał młodym Amerykanom, czym jest prawdziwa wolność. Nikt wcześniej nie śpiewał, nie ruszał się i nie błyszczał jak Elvis Presley. Mimo że odszedł pięć dekad temu, nadal elektryzuje fanów na całym świecie. Presley był absolutnie kosmicznym, genialnym interpretatorem piosenek. Mało kto zauważa, że on zaśpiewał "Love Me Tender", mając 21 lat. Ten czar nie ominął Polski. W latach 50., jak wspomina Andrzej Dańka, nie było jednak szans, by w radiu usłyszeć piosenki artysty ze "zgniłego Zachodu". Jak se puszcze, to jestem w innym świecie. Od razu se przypominam, że rok czekałem, żeby tę płytę dostać. Trudno zliczyć, ile pamiątek związanych z idolem jest w jego domu, a dzień bez muzyki króla rock'n'rolla to dzień stracony. Różne rzeczy się wycinało, bo dla nas nie było wtedy telewizji, nie było nic. Fanów nad Wisłą jest znacznie więcej, zwłaszcza w polskiej stolicy Elvisa, Krakowie. 11 stycznia organizują rejs po Wiśle w Krakowie. Jest pomnik, aleja i gwiazda. Dopóki się o kimś pamięta, ten żyje. W latach 70. był bożyszczem fanek, które dla minuty w jego towarzystwie były w stanie zrobić wszystko. Nie ograniczał się do muzyki, była też moda i aktorstwo. Ku rozpaczy fanów na ochotnika zgłosił się do armii. I choć po powrocie ze służby nie nagrał już większych hitów, miłość do jego muzyki trwa. To jest trochę taka nasza religia. Kiedy mamy chandrę, kiedy nas coś boli i w duszy, i w ciele, wtedy wystarczy odrobina jego muzyki. Co ciekawe, idol zarabia nawet po śmierci. Jego spuścizna rocznie generuje ok. 55 mln dolarów, czyli ponad 200 mln zł. Odejście idola było takim ciosem, że wielu wierzy, że swoją śmierć sfingował. To już wszystko, co przygotowaliśmy dla Państwa w "19:30". Przy sąsiednim stole na rozmowę w "Pytaniu dnia" czeka Marek Czyż i jego gość Radosław Fogiel z PiS. Do zobaczenia.