Marek Czyż. "19.30". Zapraszam. Była filarem Polskiego Ładu, ale narobiła takiego bałaganu, że nawet autorzy przyznają, że poszło tak sobie. Składka zdrowotna do pilnej zmiany, bo po pierwsze demoluje przedsiębiorczość, a po drugie władza obiecała ją w kampanii. I tu zaczyna się największa seria zakrętów, bo co koalicjant, to inny pomysł, a widoki na kompromisy raczej umiarkowane. I jakby tego było mało, kończy się czas. To jest koszmar. Fotograf z Radomska nie koloryzuje rzeczywistości. Po wejściu w życie Polskiego Ładu jego składka zdrowotna w niektórych miesiącach wzrosła czterokrotnie. Im więcej pracujesz, tym więcej oddajesz pieniędzy na jakąś składkę, tzw. zdrowotną, a usługi zdrowotne się nie poprawiły. Wszystko z powodu tego... Nasza obietnica i nasze zobowiązanie. ...co politycy PiS nazywali Polskim Ładem. Od 2 lat składka zdrowotna jest naliczana na nowych zasadach, dla ponad miliona przedsiębiorców - niekorzystnych. Jak bardzo - pokazują te liczby. Po zmianie prawa zapłacili o 7 mld zł więcej. Składka zdrowotna, jaką wymyślił Morawiecki, naprawdę zarżnęłaby wasze firmy. Mówił w kampanii wyborczej Donald Tusk. Po wyborach wprowadzenie korzystnych i czytelnych zasad naliczania składki zdrowotnej zostało zapisane w umowie koalicyjnej. Tyle że każdy z koalicjantów rozumie to inaczej. Kwestia składki zdrowotnej jest naszym być albo nie być w koalicji. Polska 2050 proponuje stałą stawkę w zależności od zarobków. Te progi 300, 500, 700 to jest jeszcze realna propozycja? Cały czas realna, bo jest jedyną rozsądną. Wydaje mi się najprostszą. Jeżeli ktoś jest kwiaciarką czy nauczycielką,, płaci najniższą składkę: 300 zł miesięcznie. Do tych rozwiązań politycy Polski 2050 dziś przekonywali ministra finansów. Ale w kolejce do ministra ze swoimi propozycjami czekają pozostali koalicjanci. PSL chce powrotu do zasad sprzed Polskiego Ładu. Podobnie jak Koalicja Obywatelska. Nie będzie składki zdrowotnej, płacił sprzedawany samochód czy krzesło, jak wprowadził PiS w Polskim Ładzie. Problem w tym, że każda zmiana na korzyść przedsiębiorców uszczupli budżet Narodowego Funduszu Zdrowia. Według szacunków nawet o ponad 9 mld zł. Stąd sprzeciw Lewicy. Czy jest pole do kompromisu? Tym polem kompromisu powinno być zapewnienie bezpieczeństwa wszystkim pacjentom, a więc niepowiększanie dziury NFZ, a zapełnianie jej. Zapełnić można z budżetu państwa, ale ze względu na już obecny deficyt minister finansów mówi o maksymalnie 4 mld zł. I ta kwota może być granicą kompromisu w sprawie składki zdrowotnej. Musimy to zrobić, bo przedsiębiorcy zaufali koalicji 15 października, koalicji demokratycznej, głosowali na nas, więc my nie mamy alternatywy. O tym, że przedsiębiorcom trzeba ulżyć, dziś mówi także PiS. Składkę zdrowotną trzeba obniżyć. Ale to przecież Zjednoczona Prawica wprowadziła nowe przepisy. Tak, mówi pani o Polskim Ładzie, ale ta składka zdrowotna była błędem. Na naprawę tego błędu koalicji rządzącej zostało kilka tygodni. By zmiany weszły w życie od nowego roku, Sejm musi się nimi zająć najpóźniej we wrześniu. Poszło na to ponad 12 mln zł, a Najwyższa Izba Kontroli pyta: po co? I to nie jest pytanie retoryczne, bo trafiło do prokuratury. 5 zawiadomień o niegospodarności dotyczy wydatkowania pieniędzy na promocję programu 800+. Według Izby program żadnej promocji nie potrzebował, za to promocji potrzebowali politycy, którzy na tle dobrej nowiny zachwalali dobrą zmianę i polityczny szyld. Kolejne zawiadomienie do prokuratury w sprawie pikników 800+. Złożyła je Najwyższa Izba Kontroli. Uznaliśmy, że miała miejsce niegospodarność środków publicznych. Zdaniem kontrolerów Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej za rządów PiS wydało z publicznych pieniędzy 12,5 mln zł na wydarzenia promujące waloryzację świadczenia. I to tylko od czerwca do październikowych wyborów. To jest tak, jakbyśmy dzisiaj za 12,5 mln zł zrobili kampanię informacyjną o tym, że pracownicy będą otrzymywali wynagrodzenie, które im się należy. To już drugie zawiadomienie do prokuratury dotyczące pikników 800+. Pierwsze złożyło obecne kierownictwo resortu rodziny. Wśród podejrzanych o popełnienie przestępstw jest była szefowa ministerstwa, Marlena Maląg. Projekt nie wymagał promocji, natomiast promocji wymagali politycy PiS. I oni sobie tę promocję za pieniądze z Ministerstwa Pracy i Polityki Społecznej zorganizowali. Zawiadomienia NIK to efekt kontroli z wykonania budżetu za ubiegły rok. Łącznie jest 5 wniosków do prokuratury. Dotyczą także Ministerstwa Spraw Zagranicznych, ZUS, Biura Rzecznika Praw Dziecka oraz IPN. Wszystkie w związku z niegospodarnością w wydawaniu publicznych pieniędzy. To rzecz niebywała, bo mamy do czynienia z niejasnym budżetem, brak przejrzystości. Sprawę pikników 800+ bada także Państwowa Komisja Wyborcza. Sprawdzi, czy organizacja z publicznych pieniędzy wydarzeń z udziałem polityków PiS była nielegalnym finansowaniem kampanii. Jeżeli było to wpisane w kontekst programu partyjnego, to tworzono sobie przewagę z wykorzystaniem środków publicznych i nie ewidencjonowano tego w formalnych kosztach rozliczenia kampanii. PiS mówi o politycznym ataku. Wszystkie organy państwa zostały skierowane na front do tego, żeby wpływać na niezależną PKW po to, żeby odebrać PiS subwencję. PKW może odrzucić sprawozdanie finansowe PiS, jeśli nieprawidłowości przekroczą 1% wydatków kampanijnych. To mogłoby oznaczać utratę przez partię nawet 75% subwencji i dotacji. Musimy mieć pewność, musimy wszyscy wiedzieć, że wybory w naszym kraju są przeprowadzone w sposób sprawiedliwy. Z związku z nieprawidłowościami PKW o dokumenty poprosiła też Rządowe Centrum Legislacji oraz NASK. Decyzję o sprawozdaniu finansowym PiS Komisja ma podjąć 29 sierpnia. To jest "19.30", w której za chwilę przeniesiemy się do Paryża. a potem jeszcze... Leśna strategia. Drewno powinno zostać uznane za surowiec strategiczny. Żebyśmy mniej wycinali polskich lasów. Koncerty Taylor Swift odwołane. Przyznał, że chciał przeprowadzić atak przy użyciu materiałów wybuchowych i broni ostrej. Wolę płakać teraz, bo koncert został odwołany, niż później, bo ktoś zginął. Czy to będzie wyprawa życia? Jeszcze nie wiem, ale możliwe. Dookoła świata bez zawijania do portu. Pomysł jest zwariowany, ale popieram. To był dzień polskich medalowych szans na paryskich igrzyskach. Niestety nie udało się naszym kajakarzom i kajakarkom, choć sukces pań był o 24 setne sekundy. W zmaganiach zapaśników na matę wszedł dziś Arkadiusz Kułynycz z widokami na brąz. Te zawody prawie równolegle z naszym programem, więc sięgamy po wiedzę na żywo. W Paryżu - Anna Kowalska. Jak nam się ten dzień układał? Zacznijmy od zapasów. Arkadiusz za 3 minuty powinien rozpocząć walkę o brąz. Zadanie nie będzie łatwe, bo naprzeciw stanie zapaśnik z Ukrainy, złoty medalista igrzysk z Tokio. Polak podczas tych igrzysk wygrał już nawet z mistrzem świata, więc wszystko wydarzyć się może. Za 10 minut będziemy wiedzieć, czy możemy się cieszyć z piątego brązu dla Polski na tych igrzyskach. Bez medalu z igrzysk wróci p polska czwórka kajakarek. Czułyśmy się świetnie, czułyśmy tę formę olimpijską, na którą czekałyśmy. Był to wspaniały wyścig. Walczyłyśmy i chciałyśmy jak najlepiej się zaprezentować. Jest smutek. Dobre wieści przyniósł środowy wieczór. Natalia Kaczmarek wygrała półfinał w biegu na 400 metrów kobiet i zameldowała się w finale. Ten w piątek wieczór. Świetne wiadomości z bokserskiego ringu. Julia Szeremeta pokonała srebrną medalistkę z Tokio. Ja boksuję na luzie, nie stresuje mnie, nawet chyba lubię, jak przeciwniczka jest mocniejsza, jestem underdogiem. Sprawia mi to większą radość, że mogę pokazać światu, że jestem lepsza. Zapowiedziałam medal, tak się poczyniło. Po walce zapowiedziałam, że idę po złoto. I to się spełni. To pierwszy pierwszy finał dla polskiego boksu od 1980 roku. Julia Szeremeta zmierzy się z zawodniczką z Tajwanu. Ten mecz w sobotę o 21:30. Będziemy mieli finał w damskim boksie. Julia Szeremeta zmierzy się w sobotę z Tajwanką Lin Yu Ting. Taka rywalizacja ciągle mieści się w olimpijskiej idei, tyle że idea momentami kryje się w cieniu wątpliwości opisywanych właściwym rozkładem chromosomów. Oczywistych dowodów na płciowe nadużycia nie ma, za to problem czeka na uczciwą dyskusję, bo olimpijskie medale nie powinny być z kruszcu, Zwycięstwo na wagę olimpijskiego finału. Julia jest w finale. Coś niesamowitego. 20-letnia pięściarka decyzją sędziów pokonała Filipinkę Nesthy Petecio. Chyba najtrudniejsza w mojej historii, jeśli nie najtrudniejsza. Nie była łatwa. Wiedziałam, że tak będzie, ale wyciągnęłam to. Chociaż początek należał do Petecio. Sędziowie wskazali, że to Filipinka wygrała 1. rundę. Julia się po tym podniosła, nie zostawiając wątpliwości w decydującej rundzie, więc myślę, że to doświadczenie ją wzmocni i ono może się okazać decydujące w finałowym pojedynku. Ten Polka stoczy z tajwańską pięściarką Lin Yu Ting. Występ byłej mistrzyni świata na igrzyskach wywołuje wiele kontrowersji. W mistrzostwach świata Yu Ting została zdyskwalifikowana. Badania przeprowadzone przez Międzynarodową Federację Bokserską IBA wykazały, że zawodniczka miała zbyt wysoki poziom testosteronu i nie przeszła testów płci. Mimo to komitet olimpijski dopuścił zawodniczkę do udziału w igrzyskach. Część osób chce wierzyć jednej stronie, część woli wierzyć drugiej. Ja nie widziałem dowodów, które miały potwierdzać to, co mówi IBA, czyli że mężczyźni boksują się z kobietami. Podobny zarzut stawia się Imane Khelif, która startuje w kategorii do 66 kg. W półfinale reprezentantka Algierii zmierzyła się z Włoszką Angelą Carini, która po kilkudziesięciu sekundach poddała walkę, twierdząc, że nigdy wcześniej w ringu nie otrzymała tak silnego ciosu. Turczynka Esra Kahraman po przegranej walce z Yu Ting tak zademonstrowała niezadowolenie z dopuszczenia rywalki do igrzysk. Gestem X chciała zasugerować, że w ringu tylko ona była prawdziwą kobietą. Jeżeli rozwija się chromosom Y, wtedy pojawia się płeć męska, natomiast jeśli posiada chromosom X, to pojawia się płeć żeńska. I to jest genetyczny plan rozwoju płci. Ale ten zdaniem działaczy bokserskich miał być zaburzony u Tajwanki, z którą w ringu stanie Julia Szeremeta. Polska pięściarka jest pewna sukcesu i złota. Pierwszego w historii naszego kobiecego boksu. Wiem, że moja ręka powędruje do góry. I za to w sobotę będziemy trzymać kciuki także przed telewizorami. Transmisja finałowej walki Julii Szeremety na antenie TVP. A jutro wydanie specjalne "19.30" prosto z Paryża. Liczymy na państwa obecność. Katastrofa budowlana w Augustowie. Z 4-piętrowego budynku została sterta gruzu po eksplozji gazu. Spod gruzów wydobyto jedną osobę. 80-latek przeżył dzięki szybkiej akcji służb. Trafił do szpitala. Aż podłoga się zatrzęsła, a mieszkamy niedaleko. Żona była w kuchni, usłyszała wybuch. To efekt potężnej eksplozji, która całkowicie zniszczyła jednopiętrowy dom jednorodzinny przy ul. Słonecznej w Augustowie. Wybuch wstrząsnął osiedlem wczesnym wieczorem, około 20.00. Myśleliśmy, że to coś się dzieje od naszej granicy. Ale później ludzie mówili, że to wybuch gazu w domu. Coś okropnego. Myślałam, że samolot bombę puścił. Spojrzałam w okno - tuman kurzu. Pod gruzami był 76-letni mężczyzna. Teraz, jak zobaczyłem, to jest przerażające. Strażacy na miejscu katastrofy zarządzili całkowitą ciszę, by zlokalizować ofiarę. Po kilku minutach nawoływania usłyszeli wezwanie pomocy. Wyciągnięcie mężczyzny z rumowiska zajęło im prawie 2 godziny. Osoba cały czas była przytomna. Był przy niej strażak, który był ratownikiem medycznym. Został podany tlen. Mężczyzna w ciężkim stanie trafił pod opiekę lekarzy ze szpitala w Augustowie. Z licznymi poparzeniami, z podejrzeniem oparzenia dróg oddechowych teraz znajduje się na oddziale intensywnej terapii w stanie ciężkim w śpiączce farmakologicznej. O skali katastrofy świadczą także porozrzucane na kilka metrów elementy konstrukcji zniszczonego domu. Z sąsiednich budynków wypadły szyby. Nadzór budowlany szacuje straty. Liczyli te okna, bo tu drewniane, to powybijało w piwnicy, na górze, na werandzie, w garażu. I jedno na górze plastikowe pęknięte. Od rana na gruzowisku pracują także służby. Kluczową rolę w tej sprawie będzie miała opinia biegłego, która określi przyczynę zaistnienia wybuchu, a także miejsce eksplozji. Według wstępnych ustaleń strażaków przyczyną katastrofy był wybuch butli z gazem. W Polsce brakuje drewna, za to eksport kwitnie i Lasy Państwowe mówią "dość". Same nie eksportują, za to sprzedają, a pośrednicy robią interes życia. Leśnicy chcą zakazu eksportu, i to pod solidną karą. Miałby obowiązywać przez 3 lata i dotyczyć eksportu poza UE. Czyje złoto wyjeżdża z lasu, a czyje potem z tartaku? Polskie drewno pod specjalnym nadzorem. Lasy Państwowe chcą zakazu eksportu naszego drewna poza UE. Drewno w dobie zmian klimatycznych i zmieniającego się otoczenia wokół lasów powinno zostać uznane za surowiec strategiczny. By jak najwięcej tego surowca zostawało u nas. Dziś wiele podmiotów kupujących drewno od Lasów Państwowych odsprzedaje je, przede wszystkim do Niemiec i Chin. Według danych GUS w ciągu 4 lat z Polski wyjechało ponad 14 mln ton nieprzetworzonego drewna. Resort klimatu i środowiska pracuje już nad zmianami w prawie. Projektujemy rozwiązania dotyczące wsparcia dla sektora drzewnego, lepszego wykorzystania drewna i maksymalnie zatrzymanie tego drewna, które może zostać tutaj. Zakaz eksportu ma zwiększyć podaż drewna w Polsce, a co za tym idzie - obniżyć jego cenę. To dobra wiadomość dla polskich kupców. Ale oczekiwania społeczne są większe - zauważa ekolog. Żebyśmy mniej wycinali polskich lasów. Tego domaga się polskie społeczeństwo. Bo wycinka taka jak ta przed 7 laty w Puszczy Białowieskiej oznacza zagrożenie dla najcenniejszych przyrodniczo miejsc w Polsce. Takie wycinki dalej są prowadzone w innych puszczach bardzo wartościowych, przede wszystkim w Puszczy Karpackiej. I ma to daleko idące negatywne konsekwencje. Ministerstwo klimatu podjęło pewne kroki. I zakazem wycinki już objęło 1,5% lasów. To są lasy m.in. na Podlasiu, na Podkarpaciu, lasy trójmiejskie, lasy wokół Wrocławia, lasy suchedniowskie koło Kielc. To jest teren, który chcemy chronić. To blisko 100 tys. hektarów. Docelowo ma być aż 20% wszystkich lasów w Polsce. W Lasach Państwowych jednocześnie trwa audyt po rządach Zjednoczonej Prawicy. Dotychczasowe kontrole wykazały, że podobnie jak w przypadku Funduszu Sprawiedliwości pieniądze z lasów szły m.in. na kampanię wyborczą polityków Zjednoczonej Prawicy. 6 polskich studentów i wykładowczyni zostało zatrzymanych w Nigerii podczas demonstracji antyrządowych i słuch o nich zaginął. Mieli złamać prawo, opuszczając miejsce zakwaterowania w porze nocnej. Polskie służby konsularne utrzymują, że czynią starania o ich uwolnienie. Do siedziby MSZ zaproszono nigeryjskiego charge d'affaires. Co wiadomo o sytuacji Polaków i postępie dyplomatycznych starań? Agencja Reuters podała, że zatrzymanie ma związek z falą antyrządowych protestów, które przetaczają się przez Nigerię, w których rzekomo Polacy mieli wziąć udział. Ten wyjazd został zorganizowany przez UW, a dokładnie Wydział Orientalistyczny tejże uczelni. Rozpoczął się 1 sierpnia. Miał się zakończyć dopiero we wrześniu. Teraz sprawą na miejscu zajmuje się konsul, a MSZ wydało oświadczenie w tej sprawie. w związku z zatrzymaniem w mieście Kano na północy Nigerii grupy polskich studentów wraz z wykładowcą służba konsularna ustala z władzami miejscowymi dokładne okoliczności zdarzenia. Do MSZ zaproszona została charge d'affaires Ambasady Nigerii w Warszawie celem wspólnego działania na rzecz uwolnienia grupy polskich studentów i wyjaśnienia zaistniałej sytuacji. Dziś tu przed MSZ zebrali się najbliżsi osób, które zostały zatrzymane w Nigerii. Dzisiaj rano dostaliśmy oficjalną informację, że po prostu nie wiadomo... Nie wiadomo, gdzie oni są, nie wiadomo, czy żyją, Wiceminister spraw zagranicznych Andrzej Szejna twierdzi, że studenci znaleźli się po prostu w nieodpowiednim miejscu w nieodpowiednim czasie. Z kolei uniwersytet Warszawski godzinę temu wydał oświadczenie, że wszyscy są już bezpieczni i znajdują się w Abudży. Wojna przyszła do Rosji. Wojska ciągną na Kursk, Ukraińcy już nie ukrywają, pod czyją flagą ten kontratak. Zajęli kilkanaście miejscowości, a w działaniach jest kilka tysięcy żołnierzy. Rosja utrzymuje, że sytuacja jest pod kontrolą, a napastnicy są wypierani, a wiceszef Rady Bezpieczeństwa Dmitrij Miedwiediew grzmi o rzeszy ukraińskiej i wzywa do ataku na Kijów. Ukraińska armia na terytorium Rosji. Ukraińcy przekroczyli granicę z Rosją w obwodzie kurskim. Według nieoficjalnych źródeł podeszli pod miasto Sudża, gdzie znajduje się ostatni przed granicą punkt przepompowywania rosyjskiego gazu do Europy. Mieli zniszczyć rosyjski sprzęt i wziąć jeńców. Kijów nie komentuje tych informacji. Ważne jest, aby w dalszym ciągu niszczyć naszego wroga tak precyzyjnie, jak potrafią nasi żołnierze, i tak skutecznie, jak przyczynia się to do obrony naszego kraju i przynosi rezultaty. Im większa presja będzie wywierana na Rosję, na agresora, który sprowadził wojnę na Ukrainę, tym bliższy będzie pokój. Niezależne rosyjskie media informują o 11 atakach rakietowych ukraińskiej armii. Ukraińcy mieli także użyć dronów do niszczenia magazynów paliwa. Walki mają trwać w kilkunastu miejscowościach. W obwodzie kurskim ogłoszono stan nadzwyczajny i ewakuację. Władimir Putin zwołał Radę Bezpieczeństwa i mówi o prowokacji. Dmitrij Miedwiediew wzywa do kolejnych ataków na Ukrainę i wjazdu do Kijowa. Ukraiński atak nie tylko zaskoczył Rosjan, ale ma też pokazać Zachodowi, że tej wojny nie da się wygrać, nie wchodząc na terytorium agresora. Połączone z uderzeniem na lądzie, przenoszącym tym samym obronę Ukrainy i pokonanie rosyjskiej armii na jej terytorium, mogą zmienić te losy wojny. Ale do tego trzeba ogromnej ilości rakiet, samolotów, rakiet dalekiego zasięgu i zgody Zachodu, żeby takie uderzenia wykonywać na głębokość do tysiąca kilometrów. Jednoznacznie sytuację ocenia Bruksela. Ukraina prowadzi uzasadnioną wojnę obronną przeciwko nielegalnej agresji i w ramach tego uzasadnionego prawa do obrony Ukraina ma prawo uderzać wroga, gdziekolwiek uzna to za konieczne - na swoim terytorium, ale także na terytorium wroga. Biały Dom odsyła dziennikarzy do ukraińskich źródeł. widzieliśmy raporty, więc skontaktujemy się z ukraińskim wojskiem, aby dowiedzieć się więcej o ich celach. Jeśli chodzi o szczegóły, odsyłam do Ukraińców, aby opowiedzieli o ich własnych operacjach wojskowych. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że ukraińska armia miała odnieść historyczny sukces w powietrzu, atakując dronem rosyjskiego Mi-28 właśnie w obwodzie kurskim. Nie jest jasne, czy helikopter został zestrzelony. Rosyjscy blogerzy piszą, że maszyna awaryjnie lądowała, a załoga przeżyła. "Swifties" w rozpaczy, bo bożyszcze tłumów nie wystąpi. Ze względu na zagrożenie terrorystyczne 3 koncerty Taylor Swift w Wiedniu odwołane. Kasa zwraca za bilety, ale nie te lotnicze, a są fani, którzy przylecieli aż z Szanghaju. I jeśli chcą zobaczyć idolkę, to pozostaną w trasie, bo londyńskie koncerty niezagrożone - na razie. Stadion Ernsta Happela. To tu miało się dziś bawić ponad 60 tys. fanów Taylor Swift. Niektórzy pokonali w tym celu ponad 8000 km. Przyjechałam tu z Szanghaju tylko dla Taylor. Amerykańska gwiazda miała wystąpić w Wiedniu 3 razy. Wszystkie koncerty odwołano. Mężczyzna sprzedający gadżety powiedział, że koncertu nie będzie. Nie wierzyłam, śmiałam się, myślałam, że to żart. Sytuacja i zagrożenie są jednak poważne. Dzięki współpracy policji i wywiadu ze służbami zagranicznymi udało się wcześnie zidentyfikować zagrożenie i zapobiec tragedii - napisał na X kanclerz Austrii. Policja aresztowała dwóch młodych mężczyzn. Obaj od pewnego czasu byli pod obserwacją służb. Pierwszy z nich to 19-latek o północnomacedońskich korzeniach. Niedawno rzucił pracę, bo - jak mówił - miał wielkie plany. Podejrzani zradykalizowali się w Internecie. 19-latek w lipcu złożył przysięgę wierności obecnemu przywódcy Państwa Islamskiego. Koncerty Taylor Swift miały być centralnym punktem planu 19-latka. W jego domu policja znalazła substancje chemiczne, materiały wybuchowe oraz broń. Przyznał, że chciał przeprowadzić atak przy użyciu materiałów wybuchowych i broni ostrej. Jego celem było zabicie samego siebie i jak największej liczby osób na koncercie dziś lub jutro. Początkowo policja sądziła, że działał sam. Potem w Wiedniu aresztowano 17-latka. Jak podają austriackie media, podejrzani chcieli wjechać samochodem w tłum fanów i zaatakować ich maczetami i nożami. Zagrożenie terrorystyczne nasiliło się w całej Europie. Duże koncerty są często ulubionym celem islamistycznych terrorystów. Tak było 22 maja 2017 roku w Wielkiej Brytanii. Islamski radykał zdetonował ładunek wybuchowy wśród ludzi wychodzących z koncertu Ariany Grande. Zginęły 22 osoby. Wśród ofiar było polskie małżeństwo, które przyszło na koncert odebrać córki. Dlatego "swifties", choć czują rozgoryczenie, rozumieją decyzję organizatorów koncertu Taylor Swift. Wolę płakać teraz, bo koncert został odwołany, niż później, bo ktoś zginął. Na pociechę spotykają się na wiedeńskiej Corneliusgasse i wymieniają bransoletkami przyjaźni, symbolem fandomu Taylor Swift. Świat dookoła opłynięto już nie raz, ale ten rejs będzie wyjątkowy. Marcin Klimczak sam zbudował swoją łódkę, dwa lata szykował się do wyprawy, zakłada, że w morzu będzie 280 dni i nie zawinie do żadnego portu. Będzie miał telefon satelitarny i osiem metrów kwadratowych do dyspozycji. Jak wytyczył kurs z Łowicza na oceany? Czy to będzie wyprawa życia? Jeszcze nie wiem, ale możliwe. Z Łowicza do Gdańska, a później przez siedem mórz i oceanów. Pomysł zrodził się kilka lat temu podczas pierwszej wyprawy przez Atlantyk. Musiałem stwierdzić, czy nie fiksuje mi głowa, czy trafiam z punktu do punktu. Jak to się udało, to stwierdziłem, że wypada zrobić nową łódkę. Własnymi rękami zbudował Libre. Teraz wypłynie na naprawdę głębokie wody. On jeden i telefon satelitarny. Na morzu wbrew pozorom jest tyle pracy przy łódce, jak się płynie samemu, że tak samotność nie doskwiera. Żeglarz nie planuje podczas całego rejsu dobijać do portu. Całą podróż spędzi na łodzi. Jeśli wiatry będą sprzyjać, Marcin Klimczak będzie pierwszą osobą na świecie, która tego dokonała. "Pomysł jest zwariowany, ale popieram", mówi kapitan Krzysztof Baranowski, który już sam dwukrotnie opłynął kulę ziemską, ale takiej próby jeszcze nie widział. To jest tylko jedna trasa na wschód. To jest droga wokół Antarktydy prawie, a więc w strefie sztormów i bardzo dużych fal. Start w porcie Gdańsku w asyście marynarki wojennej. Później kierunek zachodni - przez Atlantyk do Afryki. Następnie Oceanem Indyjskim obok Australii i Oceanem Spokojnym w kierunku Ameryki Południowej i powrót do Gdańska. Zawsze trzymamy kciuki za takich ludzi, choćby dopłynęli tylko do Helu, bo ważne jest ruszyć z portu, ruszyć cumy i zacząć realizować marzenia. Marzenia w liczbach to ponad 400 kilogramów jedzenia i 800 litrów wody pitnej. Ponad dwa lata przygotowań, 700 godzin pracy i przynajmniej 300 dni na 8-metrowym jachcie. Wyzwanie potężne i tutaj wierzymy w pana Marcina, w jego pasję i zaangażowanie. Trzymamy kciuki, jesteśmy cały czas myślami z Marcinem. Wiemy, że jest to niebezpieczna wyprawa, ale wierzymy, że sobie poradzi. Na liście wyzwań choćby codzienna higiena. Mycie to jest dużo powiedziane. To raczej wycieranie się mokrą szmatką niż mycie. Mam co prawda prysznic, ale szkoda wody, Jeśli pogoda na to pozwoli, odcumowanie we wtorek. "19.30" za nami. A Justyna Dobrosz-Oracz i jej gość Maciej Berek, minister, przewodniczący Komitetu Stałego Rady Ministrów - przed nami. "Pytanie dnia" już za chwilę. Na "Pytanie dnia" z napisami zapraszamy do kanału TVP Info.