Zbigniew Łuczyński, 19:30 w sobotę, 10 lutego. A dziś wśród najważniejszych wiadomości... Nie zwolnił tylko wręcz przyspieszył i dosłownie gdzieś w tym miejscu potrącił chłopaka. Śmiertelne potrącenie. Krzyk i podbiegli do tego dziecka, no ja widziałem, było tu z 10 osób, nic nie pomogę, to myślałem, że dogonię go po prostu. W sumie ta waloryzacja będzie wynosiła 12,2 %. Emerytury w górę. Jak ja mam jedną z niższych emerytur, to dla mnie to nie jest jakaś wielka rewelacja. Sąsiedzkie patrole. Mamy dzieci, mamy rodziny, mamy swoje domu i nasza cierpliwość się skończyła. To miał być wyjazd na ferie. Dziesięciolatek właśnie pakował swoje rzeczy do autokaru. Wtedy potrącił go jadący z dużą prędkością samochód. Kierowca nie zatrzymał się, nie udzielił pomocy. Według świadków przyśpieszył i zaczął uciekać. Dziecko zmarło w szpitalu. O szczegółach wstrząsającego zdarzenia Małgorzata Nowicka Aftowicz. Wawrów, wieś pod Gorzowem Wielkopolskim. To tu doszło do tragedii. 40 lat tu mieszkam, nie było tu takiej sytuacji. Jeszcze w tej chwili łamie mi się głos. Na chwilę przed północą rozpędzone BMW z impetem wjechało w dziesięcioletniego Mateusza. Na tej wysokości przyspieszył, my się cofnęliśmy z synem, on przejechał, usłyszałem hałas. Mimo długiej reanimacji chłopiec zmarł. Był przetransportowany do gorzowskiego szpitala, ale jego życia nie udało się uratować. Mateusz i jego rodzice z grupą znajomych mieli jechać na ferie do Zakopanego. Autokar stał na wąskim parkingu przy kościele. Otwarte były luki bagażowe, rodzice i dzieci pakowały bagaże. Kierowca BMW odjechał z miejsca wypadku. Nie udzielił pomocy potrąconemu 10-latkowi. Zachował się jak bandzior. Jak bandzior bez skrupułów, który ucieka, żeby zatrzeć ślady. Myślałem, że go dogonię. Pojechałem za nim, ale nie znalazłem go. Znaleźli go policjanci. 26-letni gorzowianin został zatrzymany po południu. Samochód porzucił w lesie. Wsiadł do taksówki, prawdopodobnie chciał opuścić teren Gorzowa, ale może i Polski. W momencie zatrzymania miał przy obie narkotyki. Nie powinien wsiadać do auta, bo miał zakaz prowadzenia pojazdów. Oprócz 26-latka policja zatrzymała też dwie kobiety i mężczyznę. Wszystko dzięki przesłuchaniom i analizie monitoringu. Droga człowieka, który tym ciemnym samochodem się oddalił, nie prowadzi ku wolności. Prowadzi za kraty. Kodeks karny przewiduje do 12 lat pozbawienia wolności. Rodzice zmarłego chłopca zostali objęci już opieką psychologa. Musimy z pełną empatią podchodzić do ludzi, którzy w takich zdarzeniach tracą bliskich. Wsparcie otrzymały również dzieci, które były świadkami wypadku. Ponad 40 procent poparcia dla Koalicji Obywatelskiej i połowa mniej dla PiS na niecałe dwa miesiące przed wyborami samorządowymi. To wynik najnowszego sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski. Na pytanie: "Kto pani/pana zdaniem wygra najbliższe wybory samorządowe?" - najwięcej - nieco ponad 40% badanych wskazało, że Koalicja Obywatelska. Z kolei 20,5% stwierdziło, że zwycięstwo przypadnie PiS. Wygraną Trzeciej Drogi wskazało niemal 14% respondentów. Kolejne miejsce, ze znacznie mniejszym poparciem, zajęłaby Konfederacja - 2,5 procent i Lewica, która uzyskała tylko 0,3 procent głosów. Warto podkreślić, że aż prawie 23 procent pytanych nie było w stanie wskazać wygranego. Wybory samorządowe 7 kwietnia. Pierwszym miejscem na listach PiS do sejmiku województwa lubelskiego w wyborach samorządowych Jarosław Kaczyński kusi Monikę Pawłowską, która jeszcze w ubiegłym tygodniu deklarowała przyjęcie mandatu poselskiego po Mariuszu Kamińskim. "Tak, przyjmę go, myślę, że tego oczekują moi wyborcy" - mówiła jeszcze w zeszłym tygodniu była posłanka. Propozycja "nie do odrzucenia" może jednak zmienić tę sytuację. Siedem dni - tyle na decyzję ma posłanka Monika Pawłowska. Pismo marszałek miał już wysłać. Z pytaniem, czy korzysta ze swojego prawa do pierwszeństwa w objęciu mandatu po panu byłym pośle Mariuszu Kamińskim. Bo Pawłowska jest na pierwszym miejscu listy przygotowanej przez Państwową Komisję Wyborczą. To osoby, które startowały w wyborach z list PiS, ale nie dostały się do Sejmu. Teraz mógłby mandat objąć. Pawłowska znana jest przede wszystkim z wielokrotnych transferów. Do Sejmu poprzedniej kadencji weszła z listy SLD z ramienia partii Wiosna. Z klubu Lewicy przeszła do Porozumienia Jarosława Gowina. I choć zapewniała, że do klubu PiS nie wejdzie, to pół roku później zdanie zmieniła. Teraz ma szansę do Sejmu wrócić. Nie ma żadnego wolnego mandatu. To jest łamanie prawa przez marszałka i tyle. Z ustaleń Wirtualnej Polski wynika, że prezes PiS zaproponował Pawłowskiej start w wyborach samorządowych. To jest dla nich kwestia symboliczna i kwestia pokazywania, że obecny rząd łamie prawo. Uważam, że ranga posła mimo wszystko jest ważniejsza niż ranga członka sejmiku województwa lubelskiego, więc nie sądzę, że akurat propozycja Jarosława Kaczyńskiego ją zadowoliła. Co jeśli ani była poseł i pozostali kandydaci mandatu nie obejmą? Można podejrzewać, że się nie zdecyduje, bo pewnie będzie się opierała na decyzji partii. To w tej sytuacji już marszałek ostatecznie ten mandat wygasi. W sprawie wygaśnięcia mandatu Mariusza Kamińskiego są dwa sprzeczne orzeczenia izb Sądu Najwyższego. Protest prawicowych środowisk przed Trybunałem Konstytucyjnym. Manifestujący oskarżali rządzących o łamanie Konstytucji. Bez niezależnego, rzeczywiście niezależnego Trybunału Konstytucyjnego nie ma praworządności, nie ma możliwości zapewnienia tego, by konstytucja była przestrzegana, by była rzeczywiście aktem podstawowym. Dzisiaj ci sami, którzy nie tak dawno jeszcze nosili napis "KONSTYTUCJA" na koszulkach, ją depczą, depczą ją w sposób zupełnie niesłychany. Jarosław Kaczyński przekonywał, że to za rządów PiS Trybunał Konstytucyjny był organem w pełni niezależnym. Mówił także o braku pluralizmu medialnego i potrzebie odzyskania demokracji. Prezes PiS zarzucał polskiemu rządowi uleganie zachodnim wpływom i traktowanie obywateli jako poddanych, a nie pełnoprawnych obywateli. To jest 19:30. Program informacyjny TVP. A już za chwilę... Wystarczy wpisać numer skierowania, zaznaczyć, że tę wizytę się odwołuje. Nie blokuj, odwołaj. Przyszły rok będzie lepszy, smoki powstają, skaczą tygrysy. Rok drewnianego smoka. W wieku 93 lat zmarł były premier Holandii Dris van Agt. "Zmarł razem i ramię w ramię ze swoją żoną Eugenią w wybranym przez siebie czasie" - podała założona przez Agta fundacja The Right Forum. Eutanazja jest dopuszczalna w krajach Beneluksu i zaledwie kilku krajach na świecie. Etyczne aspekty świadomego samobójstwo prześledził Maciej Gąsiorowski. Wspólnie spędzili niemal całe życie. Odeszli razem, w wieku 93 lat. Od dłuższego czasu zmagali się z poważnymi problemami ze zdrowiem - Dries van po rozległym udrze nie wrócił do sprawności. Van Agta pożegnał premier Holandii - Mark Rutte. Van Agt był politykiem partii chadeckich. Decyzja pary o wspomaganym samobójstwie przypomniała o holenderskich przepisach, które dopuszczają eutanazję. Przepisach, które budziły i budzą kontrowersje. Oceniam to jako abdykację człowieczeństwa, która ostatecznie okazuje się pozbawiona męstwa wobec tego, co trudne, tragiczne, skrajne. Eutanazję w Europie poza Holandią dopuszczają m.in. Belgia, Luksemburg czy Szwajcaria. Na świecie - Japonia i dwa amerykańskie stany, Teksas i Oregon. Wspomagane samobójstwo dopuszcza również Kolumbia. Podobną decyzję podjęły władze Ekwadoru. Na tę decyzję od wielu miesięcy czekała cierpiąca na stwardnienie zanikowe boczne Paola Roldan. Sąd Konstytucyjny Ekwadoru właśnie orzekł, że za zabójstwo nie można karać lekarza, który "dokonuje czynnej eutanazji w celu zachowania prawa do godnego życia". Przyjmuję tę wiadomość z wielkim wzruszeniem i ulgą. Bywały dni, kiedy myślałam, że nigdy tego nie doczekam. Ten dzień jest dla mnie wyjątkowy. Według badań sprzed 2 lat 41% Polaków jest przeciwna eutanazji. Wspomagane samobójstwo akceptuje 34%. Potrzebę rozmowy o eutanazji widzą nie tylko etycy, ale i lekarze. Podobnie jak rezygnację z tzw. uporczywej terapii uporczywej, która niepotrzebnie wydłuża cierpienie osób nieuleczalnie chorych. Z którą walczymy w ramach warszawskiego hospicjum na rzecz dzieci, czyli upieraniu się przy nierealnych szansach leczenia, dodającym cierpienia pacjentom, A decyzja Eugenii i Driesa van Agt to decyzja moralnie niejednoznaczna. Jest to pewien element romantyzowania śmierci, a tu nie ma co romantyzować, to jest do bólu tragiczna, to jest najgorsza wiadomość dla każdego z nas, że odchodzimy z tego świata. Dostanie się do specjalisty graniczy z cudem, bo jeśli już jest, to czas czekania na wizytę wynosi nawet kilkanaście miesięcy. Ta choroba służby zdrowia wydaje się nieuleczalna. Sytuacji nie poprawiły nawet wysyłane przez Narodowy Fundusz Zdrowia SMS-y z przypomnieniem o wizycie. W zeszłym roku przepadło przez to 1,3 mln wizyt w Polsce. Brak specjalistów i wielomiesięczne kolejki - to największe problemy w ochronie zdrowia. Do nefrologa, kardiologa trzeba czekać minimum pół roku. Nie zdarzyło mi się, żeby termin był krótszy niż 3-4 miesiące. Najdłużej czeka się na wizytę u okulisty. W szpitalu - na oddział otolaryngologiczny. Wielomiesięczne kolejki są też do fizjoterapeutów. A problem to wina także samych pacjentów, bo nie przychodzą na umówione wizyty. W tej chwili około 25% pacjentów na wizyty się nie zgłasza. Niewykorzystana wizyta to wydłużenie kolejki. Wcześniejsze odwołanie wizyty - to szansa dla innego pacjenta. Ktoś odwołał wizytę, zadzwoniłam i powiedzieli, że mogę przyjść nawet dzisiaj, bo jest wolne miejsce. Na ten problem zwraca uwagę kampania "Odwołuję, nie blokuję". Nie myślałam, że jak nie przyjdę do lekarza, to ktoś może ucierpieć na tym. NFZ przypomina o terminie wizyty z 4-dniowym wyprzedzeniem. W zeszłym roku wysłał 12 milionów SMS-ów. Podany jest numer telefonu, pod który można zadzwonić, jeśli nie możemy przyjść w dniu, kiedy jesteśmy umówieni. Prostsze niż telefoniczne odwołanie wizyty jest odwołanie za pomocą aplikacji internetowej, którą wprowadziły już niektóre placówki. Na przykład w Lublinie. Wystarczy wpisać numer skierowania, zaznaczyć, że tę wizytę się odwołuje, nie trzeba dzwonić, czekać na infolinii. W zeszłym roku na umówione wizyty nie zgłosiło się 1,3 mln osób. Mniej niezrealizowanych wizyt jest wtedy, kiedy termin jest bliski. A to, prócz usprawnienia systemu odwoływania wizyt, zależy także od zwiększenia liczby specjalistów. 12,12% - tyle od 1 marca wyniesie waloryzacja emerytur i rent w Polsce. Oznacza to, że najniższe świadczenie wzrośnie o ponad 192 złote, a minimalna emerytura wynieść ma ponad 1780 złotych. Czy ta waloryzacja do dla emerytów dobra wiadomość? Pani Janina Rutkowska od 35 lat jest na emeryturze. Miesięcznie na jej konto wpływa około 2 tys. złotych. Lekarstwa bardzo drogo kosztują, no i wyżywienie też wzrosło, bardzo wzrosło. Kiedyś za 200 czy 300 zł miesięcznie, a teraz nie wystarczy. Także z ołówkiem w ręku wystarcza mi tyle, ale powinno być dużo więcej. Od marca emerytura, nie tyko pani Janiny, wzrośnie. Tegoroczna waloryzacja świadczeń będzie dwucyfrowa. Nie jest już tak wysoka, jak w roku 2023, natomiast nadal jest dwucyfrowa - ponad 12 proc. W zeszłym roku to było prawie 15 procent, także z tej perspektywy emeryci i emerytki mogą czuć się trochę gorzej i ta sytuacja może być mniej korzystna, natomiast niewątpliwie nadal jest ona wysoka. Pytanie, czy pokryje rosnące koszty życia. To jeszcze zależy od tego, jaką kto ma emeryturę, jak ja mam jedną z niższych emerytur, to dla mnie nie jest to jakaś wielka rewelacja. No dla mnie to coś będzie te 12 procent, jakieś tam pieniądze będą, ale przy tych podwyżkach, jakie są, to to wszystko jest mało dla emerytów. Podobnego zdania są eksperci. Wydaje się olbrzymia waloryzacja, dużo pieniędzy dodatkowo, ale prawda jest taka, że to wynika tylko i wyłącznie z potężnego wzrostu cen, który obserwowaliśmy w roku 2023. I to właśnie wysoka inflacja przekłada się dwucyfrową waloryzację. Ona zależy przede wszystkim od tego, jak bardzo podrożał tzw. koszyk emerycki, jak bardzo podrożały te produkty i usługi, które przede wszystkim emeryci kupują, oraz jak zmieniły się przeciętne wynagrodzenia. Zgodnie z tymi wyliczeniami od marca najniższe emerytury, renty z tytułu całkowitej niezdolności do pracy, renty rodzinne i socjalne wyniosą 1780,96 zł. Kiedy mieszkańcy biorą sprawy w swoje ręce, przestępcy muszą mieć się na baczności. Seria włamań na osiedlach domów jednorodzinnych na warszawskim Wawrze i Boguszycach na Dolnym Śląsku zmobilizowała mieszkańców. I tak powstała Straż Sąsiedzka. Warszawska dzielnica Wawer. Kilka minut po północy. Z mieszkańcami, którzy chcą pozostać anonimowi, patrolujemy okolicę. Zwracamy uwagę na nietypowe sytuacje, na nietypowe samochody czy też osoby. Od miesięcy na tym osiedlu dochodzi do włamań i kradzieży. Przerażające uczucie, że jest się obserwowanym w momencie, że nie ma się kompletnie wpływu na to, człowiek śpi, a chodzą ludzie i zaglądają do prywatnych domostw. I choć nowe technologie odstraszają złodziei, to mieszkańcy i tak postanowili wziąć sprawy w swoje ręce. Mój syn się dowiedział, że ostatnio takie zdarzenie miało miejsce. Zadał mi pytanie: "Tato, co możemy zrobić, jeśli takie włamanie będzie u nas?". Powiedziałem mu, że zrobię wszystko, co w mojej mocy, by do tego nie dopuścić. Nie czujemy się bardzo bezpiecznie, dlatego postanowiliśmy działać sami. Natomiast wiemy, jaka jest sytuacja, mamy świadomość braków kadrowych w polskiej policji. Tak powstała Straż Sąsiedzka. Cel - pomóc policji, a nie ją wyręczać. Wyposażone w kamery, gaśnice i zestawy pierwszej pomocy patrole ruszyły na ulice. Jesteśmy nocą praktycznie sami na terenie osiedla i jesteśmy pierwszymi osobami, które są w stanie udzielić komuś pomocy. Z podobną inicjatywą wyszli mieszkańcy Boguszyc na Dolnym Śląsku. Mamy dzieci, mamy rodziny, mamy swoje domy, które budowaliśmy wiele lat ciężką pracą, i nasza cierpliwość się skończyła. Szczególnie że przestępcy wzięli też na cel czworonogi. Zwierzęta otruto. Prawdopodobnie złodzieje wyciszają sobie osiedle z psów. Z jednej strony jestem trochę przerażona, bo trzeba iść, czy pada czy nie pada, czy zimno czy nie, ale ważne, że dzięki temu się powiadamiamy. A Straż Sąsiedzka to także okazja, by lepiej się poznać. Można poznać dużo ciekawych ludzi, którzy również chcą zrobić tak, żeby ich rodziny żyły bezpiecznie. Straż Sąsiedzka pokazuje, że nie trzeba mieć munduru, żeby dbać o bezpieczeństwo. Czasem wystarczą dobre chęci i poczucie wspólnoty, żeby zrobić coś dobrego. Po 150 latach pierwsze królewskie artefakty wróciły do Ghany! Cenne przedmioty zrabowały ze starożytnego królestwa Asante jeszcze brytyjskie siły kolonialne. Do tej pory znajdowały się w amerykańskim muzeum. Słyszałem o artefaktach od naszych przodków, naszych ojców. Odkąd nam o tym powiedzieli, jako dziecko miałem wizję, że pewnego dnia wszystkie te artefakty wrócą do naszego narodu Asante. Skarby to 7 królewskich artefaktów - m.in. ornamenty stołka, ozdobne krzesło, złote dekoracje czy biżuteria. W Ghanie mają zostać już na stałe. Dla miejscowej ludności przedmioty mają znaczenie duchowe - są symbolami prestiżu i czci dla władcy Asante. Wystawione będą w Muzeum w Kumasi. Ceny kakao biją historyczne rekordy. A przyczyną m.in. susze w Afryce Zachodniej. Rekordowe ceny na nowojorskiej giełdzie towarowej oznaczają gorzką pigułkę dla nas, klientów, bo ceny słodkości mogą poszybować w górę. Przysmak, którego wielu nie potrafi sobie odmówić... No tak codziennie, taką jedną malutką kosteczkę. Często jemy, tak dwa razy na tydzień. Uwielbiam czekoladę. Bo bez niej nie byłoby długiej listy cukierniczych wyrobów. Torty, mamy też ciasteczka oblewane czekoladą, comberka mamy takiego dobrego... I choć często sięgamy po nie z lekkimi wyrzutami sumienia, specjaliści uspakajają. Czekolada to jest napój długowieczności i napój młodości - zawdzięcza to przede wszystkim swojemu składowi. Mowa oczywiście o czekoladzie gorzkiej i kakao gorzkim. To jednak przyjemność coraz bardziej kosztowna. Cena kakao w ciągu roku wzrosła niemal dwukrotnie. Na nowojorskiej giełdzie towarowej za tonę trzeba było zapłacić niemal 6 tys. dolarów. Tak drogo nie było od pół wieku. Rekordowe ceny kakao nie wróżą nic dobrego miłośnikom czekolady. Choć cukiernicy uspokajają, że na walentynki ceny wyrobów czekoladowych nie wzrosną, to przyszłość nie wygląda już tak słodko. Na razie nic się nie zmieni, bo hurtownie na pewno są zatowarowane, ale jeśli ceny będą wzrastać za surowiec, no to będziemy zmuszeni reagować odpowiednio. Kakao jest drogie, bo jest go mało. Wszystko przez suszę, która dotknęła plantacje w Ghanie i Wybrzeżu Kości Słoniowej. A popyt rośnie, bo czekoladę pokochali mieszkańcy krajów azjatyckich. Pojawił się nowy gracz na runku kakao - Chińczycy. Po pandemii produkty zawierające kakao stały się bardzo popularne, no i wiadomo - Chińczyków jest bardzo dużo i ten efekt jest silny, czyli wzrósł popyt, to jest trwała tendencja. A to oznacza, że na obniżkę cen kakao w najbliższym czasie się nie zanosi. 10 lutego żegnamy Rok Królika i witamy Rok Smoka. Chińscy astrologowie mówią, że powinniśmy się przygotować na pojawienie się nowych energii. Jakie te energie będą i jaką moc ma Chiński Smok? Naród może przetrwać ponad 5 tys. lat, gdy ma wspólny korzeń, naszym jest duch smoka. Jesteśmy dziedzicami smoka. Festiwal lampionów wpisuje się w naszą tradycyjną chińską kulturę. Przyszły rok będzie lepszy, smoki powstają i skaczą tygrysy. Chińczycy żyją wszędzie i pielęgnują swoją tradycję! W 19.30 to już wszystko. Już za chwilę rozmowa z naszym gościem Jarosławem Sachajko, posłem Kukiz 15. Do zobaczenia.