Kolejni ranni pielgrzymi wrócili z Chorwacji do Polski. Tym razem wojskowym samolotem przetransportowano 10 osób. Dobry wieczór państwu, Danuta Holecka, zapraszam na główne wydanie "Wiadomości". Na ile ci ludzie wrócą do normalnego funkcjonowania? Ofiary tragicznego wypadku w Chorwacji wracają do Polski. Pacjenci przylecieli w stanie stabilnym. Podróż upłynęła dla nich dobrze. Polska będzie bardziej bezpieczna. Dzięki temu wszystkie państwa na wschodniej flance NATO będą bardziej bezpieczne. Ruszyły szkolenia polskich żołnierzy na czołgach Abrams. Wkrótce nikt nie zobaczy różnicy między amerykańskim a polskim czołgiem. Do obserwacji meteorów nie musimy mieć żadnego sprzętu optycznego. Naukowy i magiczny blask spadających gwiazd. W tym tygodniu będziemy świadkami wielu spadających gwiazd. Na pokładzie wojskowego samolotu do Polski wróciło dziś 10 pasażerów autobusu, który w sobotę uległ wypadkowi w Chorwacji. Pacjenci trafili do szpitali specjalistycznych na Mazowszu czy w Wielkopolsce. Kolejni mają wrócić do kraju już w przyszłym tygodniu. Smutek miesza się tu z oczekiwaniem. Dwie śmiertelne ofiary wypadku autokaru pochodziły z Konina. Katastrofę przeżył ksiądz z tutejszej parafii. Każdego dnia w czasie mszy zachęcamy do modlitwy w intencji zmarłych i tych, którzy przeżyli. Parafianie czekają na powrót kapłana, który dziś powrócił do kraju. To jest najwspanialszy opiekun, jakiego wspólnota może sobie wymarzyć. Na pokładzie wojskowego samolotu w Warszawie wylądowało dziś 10 rannych pielgrzymów. Stąd trafili do szpitali specjalistycznych. Na terenie woj. łódzkiego, mazowieckiego i wielkopolskiego - tam zostaną rozlokowani tak, aby byli jak najbliżej swoich domów. W tym samolocie miało być 13 osób. Jednak w ostatniej chwili zrezygnowano z transportu trojga pacjentów. Ich stan zmienił się na tyle, że nie nadają się dziś do transportu lotniczego. To nie są poważne wątpliwości, ten stan jest stabilny. Jednak wymagają dodatkowej diagnostyki. Ministerstwo Zdrowia jest w stałym kontakcie z chorwackimi lekarzami, którzy opiekują się pozostałymi na miejscu pacjentami. Robimy wszystko, aby te osoby, które uległy poszkodowaniu w tym wypadku, mogły wrócić do Polski i tutaj odbyć leczenie. Leczenie i trudny proces powrotu do rzeczywistości. Ofiary wypadku i ich rodziny zostały objęte pomocą psychologiczną. Te osoby mogą wpaść w rozpacz, dawać objawy bardzo silnej depresji, mogą wycofać się z życia społecznego, kontaktów rodzinnych. Więc na to trzeba będzie bardzo mocno uważać. By ofiar wypadków było jak najmniej, Inspekcja Transportu Drogowego od początku wakacji prowadzi wzmożone kontrole autokarów. Sprawdzamy, czy pojazdy są sprawne technicznie, czy kierowcy są trzeźwi i czy są wypoczęci. Wciąż trwa wyjaśnianie przyczyn tragedii. Śledztwo powoli zmierza do wyjaśnienia tego, co się wydarzyło w sobotni poranek. Poranek, który pozostawił po sobie ból bliskich ofiar i tych, którzy ocaleli. Na poligonie Centrum Szkolenia Wojsk Lądowych pod Poznaniem ruszyła Akademia Abrams. To cykl szkoleń obsługi i serwisowania amerykańskich czołgów, których pierwsze egzemplarze poznają już polscy żołnierze. Polska zamówiła przeszło 350 abramsów w dwóch wersjach wyposażenia. Najnowocześniejszy abrams w wersji A2 SEPv3 to najwyższa światowa półka. Dokładnie te same maszyny wprowadzają do służby Amerykanie. Są czołgami najnowszej generacji w tej wersji, którą pozyskujemy. Mają już najwyższy poziom odporności balistycznej, jaką można w tej chwili uzyskać dla czołgu, wzmocniony pancerz przedni również pod kadłubem, jego dół jest przeciwminowy. Do tego technologie kierowania ogniem, optyka załogi i samoprowadzenie wozu. Dla polskich czołgistów to przesiadka z hulajnogi na nowoczesny motocykl. Silnik, konstrukcja skrzyni biegów, wszystkie elementy, jakie są w tym czołgu, będziemy musieli omówić, pomacać, zobaczyć, obejrzeć. To nie jest samochód osobowy. Tu bardzo dużo rzeczy jest bardzo skomplikowanych i trzeba to wszystko poznać na spokojnie. W tym ma pomóc Akademia Abrams - cykl szkoleń, które w najbliższych tygodniach pozwolą żołnierzom poznać wszystkie najważniejsze aspekty obsługi czołgów i przekazać je dalej, szkoląc załogi. Żołnierze Wojska Polskiego i technicy będą przygotowani, żeby z dnia na dzień przejąć swoje obowiązki obsługi czołgów Abrams, a dzięki temu Polska będzie bardziej bezpieczna. Dzięki temu wszystkie państwa na wschodniej flance NATO będą bardziej bezpieczne. Polskie wersje zamówionych czołgów są w zasadzie identyczne jak amerykańskie, a to oznacza docelowo pełną współpracę z wojskami lądowymi USA. Wkrótce nikt nie zobaczy różnicy między amerykańskim i polskim czołgiem. Jedyne, co będzie widoczne, to najsilniejszy na świecie sojusz wojskowy i państwa w nim uczestniczące, które stoją ze sobą ramię w ramię. W obliczu bezpośredniego i realnego zagrożenia ze strony Rosji Wojsko Polskie przechodzi rewolucję w zakresie wyposażenia. Do służby wchodzą pojazdy MRAP Cougar, które trafią do 18. Batalionu Dowodzenia w Siedlcach. To już 168. dzień rosyjskiej agresji na terytorium Ukrainy. Krym jest okupowany przez Rosjan od 2014 roku. Od tego czasu na półwyspie osiedliło się nawet milion osób, które zastąpiły miejscową ludność. Ta częściowo opuściła Krym, a częściowo była uciskana przez okupacyjne władze. Po ostatniej serii eksplozji część rosyjskich mieszkańców i turystów rzuciła się do ucieczki. W Ukrainie jest nasz wysłannik Marcin Lustig. Jak w tej chwili wygląda sytuacja? Jak podają ukraińskie media, po serii eksplozji w okolicach bazy sił powietrznych Rosji na zachodzie Krymu Rosjanie stracili 9 samolotów. Zdaniem doradcy prezydenta Ukrainy za tym mogli stać partyzanci. Oto uciekający z Krymu Rosjanie. Korki na ulicach i pozostawione na plażach rzeczy osobiste pokazują, że okupanci nie spędzą tu już miłych wakacji. Po pierwszych wybuchach nastąpiły kolejne. Zabraliśmy rzeczy i szybko stamtąd uciekliśmy. Najeźdźcy nadal liczą straty po silnych eksplozjach w wojskowej bazie na Krymie. Coraz więcej wskazuje na to, że był to precyzyjny atak, dzięki któremu udało się zadać duże straty Moskwie, minimalizując zagrożenie dla cywili. To jest sukces Kijowa, to jest oczywiste. Została przełamana pewna bariera, bo w końcu cel, który jest w dalekim zasięgu, ok. 200 km, został skutecznie zniszczony przez Ukraińców. Jednak Kijów nadal nie przyznał oficjalnie, że stoi za eksplozjami rosyjskiej amunicji i zniszczeniem ok. 10 samolotów oraz helikopterów na półwyspie zajętym przez Rosję. Obecność rosyjskich okupantów na Krymie jest zagrożeniem dla całej Europy. Region Morza Czarnego nie będzie bezpiecznym miejscem, jeśli Krym będzie pod okupacją. Dopytywany o szczegóły akcji doradca prezydenta Zełenskiego zasugerował, że dotkliwe straty, które ponieśli Rosjanie, są spowodowane ich niekompetencją, zaprószeniem ognia. To takie kpienie trochę z Rosjan. Wiele się mówi o tym, że jest to skuteczne wykorzystanie zachodniej broni. Przede wszystkim przeciwradiolokacyjnych pocisków HARM, którymi sparaliżowano krymską obronę przeciwrakietową i radary. Dopiero wtedy Ukraińcy mogli przeprowadzić właściwy atak na rosyjską bazę rakietami z wyrzutni HIMARS. Amerykańskie, ale także polskie, uzbrojenie pozwala wygrywać z Rosjanami. USA wciąż wzmacniają też całą wschodnią flankę NATO. Zapewnił o tym w Rydze sekretarz obrony narodowej USA. Będziemy wspierać sojuszników NATO na całym świecie, także naród ukraiński. Sprzeciwiamy się okrutnej agresji Rosji na Ukrainę. Sojusz się rozszerza. Joe Biden podpisał protokoły akcesyjne wyrażające zgodę na przyjęcie Finlandii i Szwecji do NATO. Putin myślał, że może nas rozdzielić, osłabić naszą determinację. Zamiast tego dostaje dokładnie to, czego nie chciał. Po rozmowach z prezydentem USA władze Szwecji i Finlandii przyjęły zobowiązanie, że atak na jednego jest atakiem na wszystkich. Chiny kończą niebezpieczny popis, który mógł zdestabilizować region Cieśniny Tajwańskiej. Zawieszenie manewrów z użyciem ostrej amunicji nie oznacza jednak, że sytuacja wokół Tajwanu jest opanowana. Państwo Środka nie przestaje straszyć wojną. Dowództwo teatru wschodniego zorganizowało serię wspólnych operacji wojskowych różnych jednostek na morzu i w powietrzu wokół wyspy Tajwan i skutecznie przetestowało możliwości wojsk. Z tego komunikatu świat dowiedział się o zakończeniu agresywnych chińskich manewrów w pobliżu Tajwanu. Jednak Państwo Środka nie zamierza wycofywać swoich wojsk z okolic wyspy. Siły zbrojne będą obserwowały sytuację w Cieśninie Tajwańskiej. Będą przygotowywały się do walki i sprawdzały gotowość bojową na tym kierunku. Trwające tydzień prężenie muskułów przez Pekin z niepokojem śledził cały świat. Chińczycy w manewrach zużyciem ostrej amunicji wykorzystali ponad 200 samolotów i 50 okrętów. Wielokrotnie przekraczali środkową linię Cieśniny Tajwańskiej. Środkowa linia cieśniny to niepisana granicą między obiema jej stronami. Granica, którą Chińczycy prowokacyjnie naruszają. Ich działania zmniejszyły przestrzeń wojskową Tajwanu. Chińskie manewry przeprowadzono po wizycie spikerki Izby Reprezentantów USA na Tajwanie. Wizytę, której przeciwstawiał się Pekin. Uważam, że wizyta Nancy Pelosi jest jednym z największych wydarzeń od dekad. To przełom, ale może wywołać wiele chińskich prowokacji. Pekin utrzymuje, że jeśli nie zaanektuje wyspy pokojowo, zrobi to siłowo. Według Waszyngtonu Chiny co najmniej przez 2 lata nie uzyskają zdolności bojowych, by to zrobić. Mieszkańcy Tajpej, stolicy Tajwanu, starają się żyć normalnie, nie panikować, choć są przygotowani do tego, żeby zejść pod ziemię i ukryć się w ponad 4,5 tys. schronów. Można odnieść wrażenie, że Tajwańczycy bardziej niż bomb boją się gospodarczych konsekwencji chińskiej prowokacji. Niektóre tajwańskie produkty wycofano z chińskiego rynku. Nasze rolnictwo i rybołówstwo są uzależnione od Chin. A to nasze źródła utrzymania, więc się martwimy. Pekin wstrzymał import z Tajwanu ponad stu artykułów spożywczych. Grozi wstrzymaniem eksportu na wyspę materiałów budowlanych. Oglądają państwo główne wydanie "Wiadomości". Oto co jeszcze przed nami w programie. Bruksela nie dostrzega afery kanclerza Niemiec. Tenisowa rakieta trafi na półkę - Serena Williams kończy karierę. W całym kraju trwają żniwa. W większości województw przebiegają przeważnie bez istotnych utrudnień. Wiele wskazuje na to, że tegoroczne plony zbóż będą wyższe niż w ubiegłym roku. Żniwa - dla rolników najważniejszy czas w roku - w wielu miejscach są już na ostatniej prostej. Szybko będzie, bo wszystko dochodzi równo. Nie ma różnicy między rzepakami czy zbożami. Tak że w moim przypadku podejrzewam, że do końca tygodnia będzie po zbiorach. Co ważne, pogoda dopisuje. Nie ma jeszcze opadów długich deszczów. Jeżeli się nawet pojawią, to są okresowe i krótkie. Po paru dniach można na to pole wjeżdżać, spokojnie kosić. Główny Urząd Statystyczny szacuje, że plony zbóż będą większe o 6% w porównaniu do tych z poprzedniego roku. Rolnicy coraz częściej korzystają ze zdobyczy hodowli roślin, gdzie coraz większe plony są uzyskiwane w danych gatunkach. W obliczu inflacji i wojny za naszą wschodnią granicą rząd wspiera rolników. Dopłaty dla sadowników, którzy mieli w pewnym momencie problem ze sprzedażą jabłek. To są dopłaty do nawozów, które są w tej chwili realizowane. Do wczoraj otrzymało je ponad 254 tys. rolników. Łączna kwota dotychczasowego wsparcia to blisko 1,6 mld zł. Dopłaty do nawozów zamortyzowały koszt uprawy zbóż. Z relacji rolników wiem, że są z tego zadowoleni. To wsparcie przede wszystkim miało zrekompensować podwyższone ceny nawozów, które pogalopowały w górę po tym, jak poszły w górę ceny gazu. Byliśmy jedynym państwem w Europie, które zaproponowało takie wsparcie dla rolników. Dzięki temu nasz kraj jest w pełni bezpieczny żywnościowo. Polska jest rolniczo samowystarczalna. Praktycznie na wszystkich polach, począwszy od zboża, po mleko, cukier, jesteśmy eksporterem nadwyżek. Uwielbiał to, co robi, wszystkich zarażał swoją pozytywną energią. Niestety dziennikarz TVP3 Wrocław Łukasz Owsiany doznał podczas wakacji ciężkiego udaru i potrzebuje intensywnej rehabilitacji. Łukasz ma zaledwie 31 lat. Jak podkreślają koledzy z pracy, zawsze był uśmiechnięty i chętny do pomocy. Obecnie przebywa w szpitalu w Szczecinie. Jest nieprzytomny, czeka go kosztowna neurorehabilitacja. Pomóc może każdy z nas, wpłacając dowolną kwotę przez stronę internetową: Afera podatkowa w Niemczech i coraz większe problemy kanclerza Olafa Scholza. Sprawa ciągnie się od dawna. Chodzi o miliardy euro, zaufanie do państwowych instytucji i najważniejszych osób w państwie. Unia Europejska w tym jednak wypadku w żaden sposób nie interweniuje i nie grozi konsekwencjami. Kolejne szczegóły afery związanej z wyłudzeniami podatków Niemczech uderzają w samego kanclerza Olafa Scholza. Śledczy szukali odpowiedzi na pytanie, czy i jak władze Hamburga, w tym Olaf Scholz, mogły wpłynąć na podjętą w 2016 roku decyzję o odstąpieniu od żądania zwrotu podatku wobec jednego z banków. Chodzi o dziesiątki milionów euro. Z kolei w skrzynce depozytowej byłego wpływowego polityka SPD znaleziono niedawno 200 tys. euro w gotówce. Nie sądzę, aby Olafa Scholza spotkały jakieś konsekwencje z tytułu afery cum-ex. Niemiecka polityka tak jest ułożona, że najważniejsi politycy są chronieni. Tak było w przypadku czarnych kont Helmuta Kohla czy afery, w którą była zaangażowana Ursula von der Leyen, afery tzw. doradczej. Mimo tej afery została szefową Komisji Europejskiej. Ci sami niemieccy politycy na forum europejskim często pouczają inne kraje na temat praworządności, unijnych zasad i grożą konsekwencjami. Gdyby tego typu zarzuty dotknęły elity politycznej w Polsce, mielibyśmy debaty w Parlamencie Europejskim i wzywanie obywateli do buntu, do powstania, do obalenia rządu. Aferą i gigantycznymi wyłudzeniami pieniędzy publicznych w Niemczech nie interesują się jednak unijne instytucje. Nie wzywają do wyjaśnień czy tym bardziej karania, czego wobec Polski w Parlamencie Europejskim domagała się wielokrotnie Niemka Katarina Berley. Reprezentuje właśnie SPD. Politycy zachodni, którzy mają usta pełne praworządności, mają problemy z prawem, i to bardzo poważne. To jest kolejny cios w rząd lewicowy w Niemczech. W ciągu roku partia kanclerza Scholza spadła w sondażach na trzecie miejsce. Unijne embargo na zakup rosyjskiego węgla weszło w życie. Od dziś kraje Wspólnoty nie mogą kupować węgla ze Wschodu. Zakaz zaczął obowiązywać formalnie dopiero teraz, bo takie opóźnienie na kwietniowym unijnym szczycie wynegocjowali Niemcy. Dziś unijne kraje importują węgiel z innych kierunków, by zabezpieczyć dostawy przed zimą. Rzeka Ren. To ostatni odcinek na wodzie, który musi pokonać dostarczany drogą morską węgiel do niemieckich elektrowni. W ostatnim czasie Niemcom transport surowca idzie szczególnie trudno. Bo susza sprawiła, że Ren jest na tyle płytki, że nie mogą nim płynąć pełne statki węgla. Niemcy oprócz węgla dramatycznie potrzebują teraz także deszczu. Zwykle mamy więcej niż 2 m wody pod statkiem. A teraz w niektórych miejscach to zaledwie 40 cm. Normalnie mamy cały statek załadowany. Teraz wozimy tylko 30-40% ładunku. Polsce sprowadzanie węgla idzie nieco łatwiej dzięki dużym portom nad Bałtykiem, które są wciąż rozbudowywane. Jak ten w Gdyni. Cały czas trwają prace remontowe, czyli remontujemy nabrzeża, a to wszystko po to, żeby na koniec pogłębić baseny portowe. Bo jeżeli je pogłębimy do 16 m głębokości, będą tu mogły wchodzić oceaniczne statki. To najnowszy rozładunek w porcie w Świnoujściu. Do zimy kolejne takie transporty będą tu systematycznie wyładowywane. Przed wprowadzeniem embarga prywatne firmy sprowadzały rocznie ze Wschodu 8-10 mln ton węgla. Resort klimatu pracuje nad tym, aby w najbliższych miesiącach węgla do Polski trafiło znacznie więcej. Szacujemy, że import w tym roku może wynieść do 17 mln ton przy założeniu cięższej zimy. Proces kontraktowania cały czas trwa. Jak dodaje resort klimatu, węgla w Polsce nie zabraknie. Decyzją rządu energetyczne spółki skarbu państwa zostały zobowiązane do sprowadzania dodatkowego surowca do końca sezonu grzewczego, a nie - jak pierwotnie planowano - do października. Rzecznik praw obywatelskich zabrał głos ws. nacisków wywieranych przez marszałek województwa na "Gazetę Lubuską". Dziennik nagłośnił sprawę molestowania w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Gorzowie Wielkopolskim. Po publikacji pani marszałek miała domagać się od redaktora naczelnego weryfikacji współpracowników. Według dziennikarzy to wywieranie presji na gazetę i próby ograniczenia dziennikarskiej wolności słowa. Rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek w piśmie do marszałek woj. lubuskiego Elżbiety Polak zaznacza, że wywieranie jakiejkolwiek presji na media jest poza gestią kogokolwiek, również władz samorządowych. Powód - marszałek woj. lubuskiego domaga się, by informacje z działań zarządu województwa były przekazywane przez gazetę "w sposób prawdziwy i rzetelny" i apeluje do redaktora naczelnego o "dokonanie weryfikacji osób", z którymi pracuje. Wysłanie do redakcji pisma, w którym domaga się weryfikacji zespołu redakcyjnego, deprecjonuje się jednego z autorów, wychodzi poza prawo. To jest działanie pozaprawne. A zaczęło się od publikacji doniesień o możliwym molestowaniu pracownicy Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego w Gorzowie Wielkopolskim. Do gazety zgłosiła się kobieta, której dyrektor ośrodka miał kierować propozycje przekraczające granice przyzwoitości i prawa. Powiedział krótko: jeżeli chcę dalej pracować, musi być seks. Ja też przeżywałam wtedy bardzo ciężki moment i on dobrze o tym wiedział. Pani Magdalena zwróciła się po pomoc do posłanki PO Krystyny Sibińskiej. Zlekceważyła to. Czułam się niepotrzebna, jak przyszłam, zlekceważona. Najlepiej, żebym sobie jak najszybciej stąd poszła. Zareagowała za to marszałek woj. lubuskiego Elżbieta Polak. Zgłosiła sprawę do prokuratury i zarządziła w urzędzie marszałkowskim kontrolę procedur antymobbingowych. Jednak po publikacji gazety zrobiło się głośno o braku nadzoru urzędu w swoich jednostkach. I to te zarzuty bolą marszałek z PO. Teraz komentarze po szokującej wypowiedzi Leszka Millera, który nazwał Polskę "wrzeszczącym bachorem". Te słowa oburzyły opinię publiczną i obserwatorów życia publicznego w Polsce. Również tych, którzy pamiętają komunistyczne korzenie Millera i jego rzekomą demokratyczną przemianę po 1989 roku. Polska - dla większości z nas obok rodziny wartość najwyższa. Dla wielu polityków opozycji - wręcz przeciwnie. Polska przypomina wrzeszczącego bachora, którego trzeba wystawić za drzwi, i tak zostanie uczynione. Ta wypowiedź Leszka Millera dot. zmiany kursu Polski wobec Brukseli zszokowała wielu. Uważam, że to jest strzał w kolano, kopanie pod sobą dołka. W kraju możemy sobie bardzo dużo rzeczy złych wzajemnie mówić, jeżeli są one prawdą. Natomiast godnie powinniśmy na zewnątrz wspólnym frontem walczyć o swoje prawa i o wizerunek Polski. Polska jest dobrym krajem, tak że nie ma co narzekać. Leszek Miller, dawniej członek Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej... Wiele osób podkreślało kwalifikacje i zasługi towarzysza Jaruzelskiego. ...który w obliczu upadku PRL zadeklarował się jako demokrata... Uważam, że zaufanie naszych wyborców jest sprawą najwyższego honoru. ...dziś jest europosłem z list Koalicji Europejskiej. Polska przypomina wrzeszczącego bachora. Czy to była Moskwa, czy Bruksela, czy Berlin, to nie ma znaczenia. Zawsze musi być pan, nie potrafi inaczej. Całe życie polityczne zawdzięcza zewnętrznym siłom, sponsorom. W podobny sposób o Polsce i jej demokratycznie wybranych władzach mówią także inni politycy opozycji. Ten polityczny, choć coraz mniej parlamentarny spór między Brukselą i polską opozycją a Warszawą trwa nieprzerwanie od 2015 roku, kiedy Polacy odebrali władzę PO i przekazali ją PiS. Polska przypomina wrzeszczącego bachora, którego trzeba wystawić za drzwi, i tak zostanie uczynione. Polska opozycja wspiera w tym przypadku Brukselę i można w przypadku Leszka Millera złośliwie powiedzieć: "Wczoraj Moskwa, dziś Bruksela". I to też niestety znowu jest nadinterpretacją, bo dla wielu polityków to, co powie Berlin, Paryż, Bruksela, jest święte. Przykład - reakcja polityków opozycji na internetowy wpis belgijskiego europosła Guya Verhofstadta, który w ostrych słowach sprzeciwia się wypłacie Polsce należnych nam pieniędzy z Krajowego Planu Odbudowy. Przecież mieliśmy sytuację, w której Parlament Europejski wyraźnie wskazywał, jak należy postępować. Zgodnie z obowiązującą w Polsce konstytucją władza zwierzchnia w Rzeczypospolitej należy do narodu, a nie do polityków z Brukseli. Szwajcarskie Locarno jest aktualnie filmową stolicą świata. To tam odbywa się festiwal filmowy, podczas którego wyświetlony dzisiaj został polski obraz. Jego koproducentem jest TVP. To jeden z czterech najbardziej prestiżowych festiwali filmowych w Europie, zaraz po Cannes, Wenecji i Berlinie. Podczas Tygodnia Krytyków międzynarodową premierę miał dokument, którego koproducentem jest TVP. Jak udało się pani zdobyć zaufanie, żeby zostać zaproszoną do ich świata? "Pisklaki" to opowieść o trójce niewidomych i słabowidzących dzieci, które rozpoczynają naukę w szkole z internatem. To dzieci 7-letnie, nieobarczone kliszami, poprawnością, które mówią to, co czują, co myślą, przekazują emocje zerojedynkowo, więc ten film ma w sobie niebywałą czystość emocjonalną. Nie bez powodu obraz o niewidomych dzieciach jest czarno-biały. Skupiamy się na nich, a nie na kolorach, które je otaczają. Nie mają tutaj żadnego znaczenia. Znaczenie mają emocje. Film wzrusza, bawi i uczy swoich widzów. Jak udało się pani zdobyć zaufanie, żeby zostać zaproszoną do ich świata? Ale przede wszystkim zaciera granicę między widzącymi i niewidzącymi. Jestem dumny, że TVP jest koproducentem tego filmu, bo w sposób niezwykle prawdziwy, misyjny pokazuje bardzo ważne zjawisko. Ci ludzie, te dzieci są wśród nas, żyją i mają takie samo prawo do szczęścia jak my. Film "Pisklaki" w przyszłości pokaże TVP. Niezwykły festiwal, w którym udział bierze polska produkcja, potrwa do soboty. Jest jedną z najbardziej znanych sportsmenek na świecie. Razem ze swoją siostrą przez lata zdominowały światowy tenis. Serena Williams ogłosiła, że tegoroczny US Open będzie jej ostatnim turniejem w karierze. Zwyciężczyni 23 turniejów wielkoszlemowych w singlu, czterokrotna mistrzyni olimpijska. Największa gwiazda w historii kobiecego tenisa, Serena Williams, po 27 latach profesjonalnej gry kończy karierę. Przede wszystkim siła ją wyróżniała, bo jednak biła piłkę tak mocno, że nawet na nawierzchni wolniejszej, typu ziemia, zawodniczki nie nadążały za jej piłką. Dorastałam, oglądając Serenę. To dzięki niej gram w tenisa. Dominowała na korcie, uwierzyłam, że mogę robić to samo. Równie wielu, a pewnie i więcej, naśladowców ma ten pan. On kończyć kariery na razie nie zamierza. Przekonuje, że grać będzie jeszcze długo. Wiek to tylko liczba. Fizycznie nie czuję się na 33 lata. Jest lepiej, niż gdy miałem 29. Jestem pewny, że mogę grać jeszcze ładnych parę lat na najwyższym poziomie. Patrząc na niektórych, można stwierdzić, że możliwości są. Tak bramki strzela 55-letni obecnie Kazuyoshi Miura. Japończycy mają chyba dobre geny, bo przecież Noriaki Kasai skończył właśnie 50 lat, a zapowiada, że chce jechać na igrzyska w 2026 roku. Nieźle, prawda? Ale do tego człowieka mu daleko. Pan Andrzej Piwowarczyk za 3 dni skończy 76 lat i gra w A-klasie w studenckim klubie sportowym. Na skrzydle, czyli tam, gdzie biegania jest najwięcej. Ja się czuję na boisku aktorem, który wykonuje swoją rolę. Mamy kibiców, którzy zamiast siedzieć na widowni teatru, siedzą sobie na widowni boiskowej, oklaskują, przeklinają. Czyli im zależy. To ważne. Tak jak panu Andrzejowi. Taryfy ulgowej na treningu brak. Może biegać cały mecz bez zmęczenia. Cały czas w jednym tempie. Ale wygląda to bardzo dobrze w jego wykonaniu. A to wszystko dzięki zdrowemu odżywianiu i żonie. Po prostu pozwala mi też. Bo są takie żony, co nie pozwalają mężom na taką ekwilibrystykę. Pan Andrzej ma plan, żeby tę ekwilibrystykę uprawiać do osiemdziesiątki. Z taką werwą na spokojnie da radę do setki. Noc z piątku na sobotę zapowiada się nieziemsko. Można będzie wtedy zaobserwować jedno z najbardziej spektakularnych zjawisk astronomicznych w roku - deszcz Perseidów czy, jak kto woli, spadających gwiazd. Wieść niesie, że marzenie pomyślane w czasie, gdy gwiazda spada, spełnia się. A więc nic, tylko obserwować niebo i marzyć. W najbliższych dniach warto spoglądać w niebo. W nocy z 12 na 13 sierpnia przypadnie szczyt corocznego pokazu meteorów - deszczu Perseidów. To są meteory pochodzące z komety Swift-Tuttle, które najbliższej nocy będą wpadać w ziemską atmosferę, i zobaczymy ich wiele, bo nawet kilkanaście, kilkadziesiąt w ciągu godziny. Przez pełnię Księżyca zobaczymy tylko najjaśniejsze "spadające gwiazdy". Czyli w rzeczywistości odłamki meteorów, które spalając się w atmosferze, tworzą niesamowite widowisko. Do obserwacji meteorów nie musimy mieć żadnego sprzętu optycznego. Wystarczą dobre chęci, zaciemnione miejsce oddalone od świateł miejskich i nasze oczy przyzwyczajone do ciemności, do obserwacji. Tam, gdzie warunki będą przeszkodą, z pomocą przychodzi TVP Nauka. TVP Nauka inauguruje swoją aktywność, jeżeli chodzi o transmisję na żywo. O godz. 20.00 na stronie tvp.pl rozpoczynamy transmisję z nocy Perseidów z naukowcami, a następnie już na żywo wpatrzeni w niebo będziemy oglądać spadające gwiazdy. Podczas transmisji wszystko wyjaśnią eksperci. Ale roje meteorów to także pozanaukowa magia.