Czekaliśmy niemal półwieku i wreszcie go mamy. Polscy siatkarze wracają z Francji ze srebrnym olimpijskim medalem. Paryż, Joanna Dunikowska-Paź, zapraszam na "19:30"! Zaczynamy od meczu, który przejdzie do historii. Dał nam tytuł wicemistrzów i choć Francuzi nie dali nam żadnych szans, wygrywając 3:0, nikt nie odbierze nam radości z wyczekiwanego od dekad sukcesu. A witamy się w takim redakcyjnym składzie. Zaledwie dwa kilometry od nas, na lewo od ikonicznej wieży Eiffla - w Domu Polskim w Paryżu - Anna Kowalska. A nieco dalej, bo dziesięć kilometrów od nas w linii prostej - Marek Ignasiewicz na Stade de France. Dobry wieczór. Na początek Anna Kowalska, która starciu siatkarskich gigantów przyglądała się z bliska. Aniu, z gospodarzami mieliśmy rachunki do wyrównania, powiedz, co zadecydowało o przegranej? Francuzi byli dzisiaj po prostu lepsi w każdym elemencie siatkarskiej gry. Lepiej atakowali, lepiej blokowali, lepiej serwowali. Nam zabrakło energii, którą prezentowaliśmy w ćwierćfinałach. Sami siatkarze przyznali, że czują lekki niedosyt. Odbierając medale, uśmiechali się od ucha do ucha. Z medalami przejechali do Domu Polskiego. Tutaj tłumnie powitali ich polscy kibice. Brawa należą się także kibicom. Zdecydowanie więcej na hali było gospodarzy ale hasło " Polska " rozgrzewało głośno. Ten srebrny medal igrzysk olimpijskich to największy sukces polskich siatkarzy od prawie 50 lat. Jestem szczęśliwy, jestem dumny z moich kolegów, z siebie, z całej drużyny za to, co w tym roku zrobiliśmy. Polacy na podium igrzysk stanęli dopiero po raz drugi w historii i po raz pierwszy od złotego medalu drużyny Huberta Jerzego Wagnera w 1976 roku. Jest to naprawdę coś wielkiego, zapisaliśmy się w kartach historii na pewno. Ale radość z historycznego wyniku miesza się dziś ze smutkiem po tej bolesnej porażce z Francuzami. Nie chcę być niewdzięczny i nie docenić tego, co razem osiągnęliśmy, ale ciężko nam wejść w stan jakiejś supereuforii. Ja czuję przede wszystkim dumę z chłopaków. Od początku meczu Polacy walczyli z Francuzami punkt za punkt. Dopiero w połowie pierwszego seta Trójkolorowi odskoczyli na 16:11 i wynik utrzymali, wygrywając do 19. W drugim ten scenariusz się powtórzył. Tu Polacy prowadzili nawet 18:16, ale po zwycięskiej serii Francuzów przegrali do 20. W trzecim pojawiła się nadzieja, bo w końcówce Wilfredo Leon ze stanu 24:19 dla Francji doprowadził do 24:23. Francuzi nie wykorzystali czterech piłek meczowych. Ale ta piąta była skuteczna. O występie Polaków mówią tak. To nie był łatwy mecz, Polska to świetna drużyna, w rankingu są pierwsi na świecie. Zasłużyli na miejsce w finale, ale my daliśmy z siebie wszystko. Francja obroniła tym samym tytuł olimpijski z Tokio. Ostatni raz udało się to Amerykanom w 1988 roku. Dzisiaj byli lepsi od Polaków w każdym elemencie. Dwukrotnie częściej punktowali w bloku, mieli też dwa razy więcej asów serwisowych. Biorąc pod uwagę każdy element siatkarski, Francuzi brylowali. Znakomity mecz Ngapetha, znakomity mecz Clevenot, Brizard w rozegraniu, który daje nie tylko tym, jak dystrybuuje piłkę, ale zagrywa i blokuje. Francuzi dzisiaj byli świetni. Myślę, że musimy być zadowoleni na końcu. Graliśmy najlepszą siatkówkę, którą możemy grać. Teraz medal planują świętować na różne sposoby. Kiedyś jak jechałem samochodem z Leo, to powiedziałem mu, że jak wrócimy z medalem, to chciałbym przelecieć się takim szybkim samolotem F16. Tak rzucam, bez presji. Był rok 1976, w Montrealu po drugiej stronie siatki stanęła drużyna Związku Radzieckiego, ale to Polacy po niezwykle zaciętym, momentami wręcz dramatycznym meczu, do kraju wrócili ze złotem. Szansa, by powtórzyć niebywały sukces, przyszła niemal pół wieku później. O długiej drodze do olimpijskiego srebra. Igrzyska w Montrealu, 48 lat temu. Do dziś jedyny medal olimpijski polskich siatkarzy. W finale drużyna prowadzona przez trenera Huberta Jerzego Wagnera pokonała Związek Radziecki 3:2, choć Rosjanie mieli dwie piłki meczowe. Kluczem do sukcesu była żelazna dyscyplina i katorżnicze treningi. Stąd przydomek Wagnera - "Kat". Metody treningowe, które zastosował, budowanie wytrzymałości - nie tylko ogólnej, ale i skocznościowej. Wydawało się, że cztery lata później siatkarze pójdą za ciosem. Na igrzyskach w Moskwie, zbojkotowanych przez kraje zachodnie, skończyło się jednak na czwartym miejscu. To była porażka niewątpliwie, szczególnie że nie brali udziału siatkarze z Zachodu, którzy już wtedy byli bardzo mocni jak Włosi, jak Stany Zjednoczone. Potem nawet do czwartego miejsca było daleko. Nastały chude lata. Igrzyska w Los Angeles były zbojkotowane przez kraje bloku sowieckiego. Do igrzysk w Seulu, Barcelonie i Sydney Polacy się nawet nie zakwalifikowali. Byli w Atlancie, ale nie wyszli z grupy. Wtedy wygraliśmy seta tylko na tych igrzyskach i to pokazuje różnice między tymi zespołami. W XXI wieku następuje jednak odbicie od dna, przychodzi pasmo sukcesów. Biało-Czerwoni dwa razy byli mistrzami świata, dwa razy zdobywali srebrne medale. Stawali na podium w trzech turniejach z rzędu. Dwukrotnie wygrywali też mistrzostwa Europy, trzykrotnie zajmowali w nich trzecie miejsce. Tylko na igrzyskach olimpijskich nadal niedosyt i brak medali. Mówiło się przez wiele lat o klątwie ćwierćfinału, polscy siatkarze w XXI wieku kończyli wszystkie igrzyska olimpijskie, pięć ostatnich edycji, właśnie na tym pechowym etapie. W Polsce pojawiła się jednak moda na siatkówkę. Rosło zainteresowanie kibiców, pojawiało się coraz więcej utalentowanych zawodników. Za tym szła jakość i nadzieja, że będzie też medal olimpijski. Od lat mówi się o naszej drużynie, że dla nas nie jest problemem wystawienie dwóch równorzędnych szóstek. Mówi się nawet, że moglibyśmy dwa zespoły 12-, 13- czy 14-osobowe wystawić. W Paryżu udało się wystawić skład na olimpijski finał i srebrny medal. To z pewnością nie ostatnie słowo naszych siatkarzy. Ci młodzi ludzie mają w sobie ogromny potencjał. A to może ich zaprowadzić na najwyższy stopień olimpijskiego podium za cztery lata w Los Angeles. 48 to dla nas magiczna liczba tych igrzysk. Po takim czasie przyszedł nie tylko sukces polskich siatkarzy, ale i pierwszy medal w biegu na dystansie czterystu metrów. Brąz w pięknym stylu wywalczyła Natalia Kaczmarek. "Dla mnie smakuje jak złoto" - mówiła tuż po finale, który był najszybszym w historii, bo wszystkie jego uczestniczki pobiegły poniżej 50 sekund. Natalia Kaczmarek, mamy medal, mamy brąz! 48,98 s. W takim czasie Natalia Kaczmarek pokonała czterysta metrów i jako trzecia wbiegła na olimpijskie podium. Ja marzyłam o tym medalu, jestem z siebie dumna, czuję dużą ulgę, że jestem już po, że to zrobiłam. Złoto wywalczyła sobie Dominikanka Marileidy Paulino. Srebro trafiło do Salwa Eid Naser z Bahrajnu. To pierwszy raz w historii, kiedy trzy zawodniczki w jednym biegu zeszły poniżej 49 sekund. Wiadomo, że Natalia biegła między dwiema mocnymi rywalkami. Wiedzieliśmy, że one są piekielnie mocne. Dlatego plan na pierwszą część biegu był taki. Natalia miała biec swoim rytmem, tym, który ma od dwóch lat przećwiczony i utrwalony. Chodziło o to, by przedwcześnie się nie wypalić i zachować siły na finisz. Na ostatniej prostej Kaczmarek włączyła szósty bieg, zostawiając w tyle rywalkę z Irlandii. Natalia podkreślała to zawsze, że jak będzie na ostatniej prostej w pierwszej piątce, to "ja wyciągnę ten medal, ja dam radę". Jej determinacja imponuje nie tylko koleżankom z bieżni, ale i młodym zawodniczkom, marzącym, by kiedyś też stanąć na podium. Na razie trenują w klubie Natalii i dopingują każdy jej start. Jest takim wzorem do naśladowania. Wczoraj w Paryżu Kaczmarek poszła śladem Ireny Szewińskiej, która na tym samym dystansie czterystu metrów triumfowała 48 lat temu w Montrealu. To zresztą nie pierwszy raz, kiedy zestawia się te dwa nazwiska. Natalia pobiła już w tym roku rekord Polski Szewińskiej, więc wynika z tego, że okazała się już lepszą zawodniczką. Wszystko wskazuje na to, że to jeszcze nie ostanie słowo, które Natalia powiedziała. Na razie brązową medalistkę czeka zasłużony odpoczynek. I świętowanie sukcesu. Mówiła, że fajne byłoby wypicie lampki szampana pod wieżą Eiffla, miejmy nadzieję, że znajdzie trochę czasu, by to marzenie spełnić. I choć to jej trzeci medal olimpijski w sportowej karierze, zwycięstwo nad Sekwaną ma dla niej szczególne znaczenie. Nigdy nie wierzyłam, że zdobędę medal na czterysta metrów, zdobyłam go w sztafetach, ale indywidualnie to zupełnie inna sprawa. To smakuje jak złoto. Na Stade de France, gdzie Natalia Kaczmarek wywalczyła pierwszy dla reprezentacji Polski medal na stadionie lekkoatletycznym w Paryżu, jest Marek Ignasiewicz. A to za sprawą finału w rzucie oszczepem, w którym bierze udział Maria Andrejczyk. Marku, nasza wicemistrzyni olimpijska z Tokio ma ogromną szansę, by zmienić statystykę medalową na finiszu imprezy czterolecia. 8 lat temu na igrzyskach w Rio de Janeiro była czwarta. 3 lata temu w Tokio zdobyła srebrny medal. Teraz w Paryżu czas powalczyć o złoto. Ostatnie 2 lata nie były łatwe dla naszej zawodniczki. Kontuzje, problemy zdrowotne. Spadła w rankingu. Nie odnosiła większych sukcesów na arenie międzynarodowej. Ale w tym roku wróciła do rywalizacji na najwyższym poziomie. W Paryżu udowodniła, że trzeba się z nią liczyć. Pewnie wygrała eliminacje. Z miejsca stała się jedną z faworytek do podium. Nie kończą się nasze olimpijskie nadzieje na dziś. O 21:30 niesamowita Julia Szeremeta na ringu będzie walczyła o złoto. Miał być medal na Roland Garros, to będzie medal na Roland Garros - mówi i dodaje: "Niczego się nie boję, a liny to mój świat". To obiecująca zapowiedź bokserskiego wieczoru? Na finał w boksie czekamy od 1980 roku. Nasza zawodniczka ma szansę spełnić swoje sportowe marzenia. Będzie walczyła z Tajwanką, która jest wielką faworytką. Ale patrząc na to, jak spisuje się podczas igrzysk Polka, z jaką łatwością pokonuje rywalki, możemy być pewni, że nie stoi na straconej pozycji. Sport łączy, ale potrafi też mocno podzielić i wtedy trzeba naprawdę dobrego pomysłu, by zaprowadzić porządek. Na wczorajszym meczu siatkówki plażowej grające przeciwko sobie Brazylijki i Kanadyjki równo mocno jak piłką wymieniały się argumentami. Nie pomogła interwencja sędziego, żółta kartka, krzyki publiczności i gwizdy. Wreszcie DJ przypomniał sobie, że muzyka potrafi łagodzić obyczaje. Przekazujemy głos do Warszawy. A w 19.30 teraz polityczne lato, które jest gorące, i nie chodzi tylko o temperaturę powietrza. 100 miliardów złotych wydanych przez ekipę PiS niezgodnie z prawem skutkuje postępowaniami Krajowej Administracji Skarbowej, działaniami służb, zatrzymaniami. O tym wszystkim mówił wczoraj premier Donald Tusk, a rozliczanie poprzedników to także strategia premiera i jego koalicjantów na najbliższe miesiące. Bezprecedensowy rozmiar nadużyć. Tak premier mówił o nieprawidłowościach, których miała się dopuścić poprzednia władza. Chodzi o nawet sto miliardów złotych. Działania rządu PiS na taką kwotę wzięła pod lupę Krajowa Administracja Skarbowa. Trzy ministerstwa mają skoordynować pracę, by wytropić i odzyskać utracone przez Skarb Państwa pieniądze. Wydane w sposób nieprawidłowy, niezgodny z prawem, na szkodę interesów publicznych albo wprost zawłaszczone. Prawo i Sprawiedliwość dziś odpowiedziało na zarzuty. Można odebrać jako wywieranie presji przez rząd na PKW, żeby odebrała finansowanie PiS. Na konferencji premiera padła kwota 3,2 mld złotych. Na tyle opiewają udokumentowane nieprawidłowości objęte zawiadomieniami do prokuratury. Pan się nie obawia, że za chwilę faktycznie okaże się, że nawet takie środki - pozwolę sobie ocenić - gigantyczne były wydatkowane nieprawidłowo? Ja tym ludziom nie wierzę. Żaden prawnik, już nie tylko prokurator czy sędzia, ale żaden prawnik, który w tym uczestniczy, nie zasługuje na najmniejsze zaufanie. Natomiast zasługuje na karę. Wydatki z rezerwy ogólnej budżetu na dotacje celowe to kolejny zarzut pod adresem PiS. Tylko w zeszłym roku Kancelaria Premiera udzieliła 524 dotacje fundacjom, instytucjom czy związkom wyznaniowym. W większości mają być powiązane z PiS. Na 370 milionów złotych. To dwunastokrotny wzrost w roku wyborczym. Większość dotacji była udzielana bez otwartego konkursu. Pytany o tę sprawę Jarosław Kaczyński odpowiedział. Przyjmowano do wiadomości, że te wybory mogą się dla nas zakończyć utratą władzy i że trzeba jeszcze różne instytucje wesprzeć, i że nie ma w tym nic sprzecznego z prawem. Prezes PiS zaprzeczył, że miało to związek z kampanią wyborczą. Mówi wprost: wiedzieliśmy, że możemy utracić władzę, więc kradliśmy więcej w roku wyborczym. Dobrze, że ma momenty szczerości. I jeszcze raz podkreślam - PKW powinna to wziąć pod uwagę i wstrzymać dotację i subwencję PiS-u. W ramach dotacji hojnie obdarowane były zwłaszcza dwie instytucje: Fundacja Wolność i Demokracja założona przed laty przez późniejszego szefa Kancelarii Premiera Michała Dworczyka i Fundacja Pomoc Polakom na Wschodzie, którą zarządzał były minister w rządzie PiS Jan Dziedziczak. W trzy lata dostały 325 dotacji na 190 milionów złotych. Politycy koalicji rządowej podkreślają wagę kontynuacji rozliczeń poprzedniej władzy. Rozliczenie PiS-u jest tak samo ważne jak naprawienie państwa i przywrócenie normalności w tym państwie, dlatego na pewno nie odstąpimy od tego procesu. Wczoraj resort obrony zapowiedział zawiadomienie do prokuratury o przekroczeniu uprawnień przez byłego szefa MON Mariusza Błaszczaka. Za organizację pikników wojskowych w kampanii przed jesiennymi wyborami. Wdowy i wdowcy będą mogli pobierać emeryturę po zmarłym małżonku, nie tracąc przy tym swojej. Prezydent Andrzej Duda podpisał nowelizację ustawy o emeryturach i rentach. Świadczenie będzie wprowadzane stopniowo, a pierwsze wypłaty zainteresowani otrzymają w lipcu przyszłego roku. Każdy grosz na wagę złota. Czynsz prawie tysiąc, światło koło trzystu. Aleksandra Kowalczyk 9 lat temu straciła męża. Lista rachunków została taka sama. Odkładane składki przepadły. To są przez męża pieniądze odkładane przez całe życie, tak samo jak i przeze mnie. Tak że te pieniądze powinny od razu być jakoś dziedziczone. Teraz będzie taka możliwość. Owdowiała osoba będzie mogła zachować swoją emeryturę i powiększyć swój budżet o część renty rodzinnej po zmarłym małżonku lub odwrotnie. Świadczenie będzie wprowadzane stopniowo. Od połowy przyszłego roku - w wysokości 15 procent. Od 2027 roku - 25 procent. Są jednak limity - suma obu świadczeń to maksymalnie trzykrotność minimalnej emerytury. W dużym mieście może być to poziom niewystarczający. W mniejszych miejscowościach to zapewni możliwość normalnego funkcjonowania, czyli dostępu do dóbr publicznych, dóbr prywatnych, do opieki zdrowotnej, do leków. Warunki są trzy. Pierwszy - osoby były małżeństwem do śmierci partnera. Drugi - oboje osiągnęli wiek emerytalny i trzeci - śmierć małżonka nie nastąpiła wcześniej niż pięć lat przed emeryturą. To korzystne rozwiązanie, bo do tej pory osoby, które straciły małżonka, mogły liczyć tylko na siebie lub pobrać rentę rodzinną w postaci 85 procent emerytury zmarłego męża lub żony. Wnioski o rentę wdowią będzie można składać od przyszłego roku. Składki były odkładane przez współmałżonka, który ze względu na śmierć nie będzie mógł z tych środków skorzystać. Więc należy uznać takie rozwiązanie za jak najbardziej realizację takiej sprawiedliwości społecznej. Z tego wsparcia finansowego skorzysta około 2 miliony seniorek i seniorów. Trwa ukraińskie natarcie na obwód kurski w Rosji. Ukraińcy zajęli kilkanaście miejscowości i wiele kilometrów rosyjskiego terytorium, na które wjechały czołgi i pojazdy opancerzone pod osłoną artylerii i dronów. "Wojna jest wojną, a agresor nieuchronnie ponosi odpowiednie konsekwencje" - tak działanie swojego kraju komentuje Mychajło Podolak z Kancelarii Prezydenta Ukrainy. Lubimowka w obwodzie kurskim. Wieś zajęło ukraińskie wojsko. I miejscami jest już nawet 50 kilometrów od granic państwa. Jesteśmy w Rosji. Spacerujemy tutaj sobie. Ukraińcy przekroczyli też granicę z obwodem biełgorodzkim. To nagranie z miejscowości Poroz - nieco ponad dwa kilometry w głąb Rosji. Chwała Ukrainie! W sumie - w ciągu pięciu dni - Ukraińcy zdobyli ponad 300 kilometrów kwadratowych rosyjskiego terytorium. To więcej, niż wyzwolili podczas letniej kontrofensywy w ubiegłym roku. Analogiczne zdobycze stronie rosyjskiej zajmowały dotąd nawet cztery miesiące. Informacje o działaniach sił ukraińskich są szczątkowe, bo wojsko zachowuje ciszę. Ale po raz pierwszy wprost do operacji odniósł się Wołodymyr Zełenski. Jestem dumny ze wszystkich naszych brygad bojowych. Chcę również wyrazić szczególną wdzięczność naszym żołnierzom, którzy uzupełniają fundusz wymiany, biorąc okupantów jako jeńców i pomagając w ten sposób uwolnić naszych ludzi z rosyjskiej niewoli. By odeprzeć niespodziewany atak Ukrainy na przygraniczny obwód, rosyjska armia przerzuca czołgi, wyrzutnie rakiet, a także elitarne jednostki. Przygotowuje się też do obrony elektrowni jądrowej Kursk. A władze w obwodach kurskim, biełgorodzkim i briańskim ogłosiły stan operacji antyterrorystycznej. Cele Ukraińców utrzymuje się w tajemnicy. Rosjanie przed wojną uciekają najdalej, jak mogą. Nawet do odległej o ponad pół tysiąca kilometrów Moskwy. W telewizji pokazują, że pomagają przesiedleńcom, ale w rzeczywistości oni niczego nie mają. W głąb kraju, ale poprzez media społecznościowe, płyną zaś takie dramatyczne relacje. Gdzie są nasze władze? Putin, proszę, pomóżcie. Tam jest strasznie. W nocy ukraińscy komandosi przeprowadzili zuchwałą akcję u ujścia Dniepru, w okupowanej części obwodu mikołajowskiego. Rosjanom mieli zadać ciężkie straty. Punkt dowodzenia Hamasu, który miał znajdować się w budynku szkoły w Strefie Gazy - zbombardowany. Zginęło co najmniej sto osób. Według władz Izraela zrobiono wszystko, aby liczba ofiar wśród ludności cywilnej była jak najmniejsza. Rozpacz i gniew. Ci, którzy przeżyli atak, mówią wprost - to ludobójstwo. Izrael nie dał ostrzeżenia. Zaatakował bez względu na to, czy znajdowały się tam dzieci, kobiety, młodzież czy starcy. Myśliwce uderzyły o świcie, w chwili gdy dziesiątki osób zebrały się na modlitwę. Trzy rakiety trafiły w kompleks szkolny i meczet w mieście Gaza w dzielnicy al-Daraj. To właśnie tu schronili się przesiedleni Palestyńczycy. Kontrolowane przez Hamas lokalne władze twierdzą, że w budynku mogło znajdować się nawet kilka tysięcy osób. To ludzie, którzy byli wielokrotnie przesiedlani. W Gazie nie ma żadnego bezpiecznego miejsca. Wszyscy męczennicy byli cywilami. Tu nie było personelu wojskowego ani nikogo związanego z ruchem oporu. Izrael mówi o precyzyjnym i ograniczonym uderzeniu. Twierdzi, że w szkole znajdował się punkt dowodzenia Hamasu. Kontrolowane przez Hamas służby mówią o ponad stu zabitych i kilkudziesięciu rannych. Byliśmy zszokowani rozmiarem tej masakry. Zobaczyliśmy stosy ciał, ludzkie szczątki poszatkowane na kawałki. Tylko w tym tygodniu armia Izraela zbombardowała cztery budynki, w których schronili się przesiedleńcy. A w mieście Chan Younis rozpoczęła kolejną lądową ofensywę, zmuszając do ucieczki tysiące Palestyńczyków. Byliśmy wysiedlani 15 razy, to wystarczy. Jesteśmy cywilami. Wasza wojna jest z Hamasem, nie z nami. Wszystko to w chwili, gdy Egipt, Katar i Stany Zjednoczone dążą do wznowienia rozmów o zawieszeniu broni w Strefie Gazy. Porozumienie zwiększy bezpieczeństwo Izraela. Przyniesie też ulgę cywilom w Strefie Gazy. Jednak według egipskiej dyplomacji śmierć cywilów w ostrzale szkoły to jasny znak, że Izrael nie chce pokoju. Rozmowy pokojowe zaplanowano na czwartek. Premier Benjamin Netanjahu poinformował, że Izrael weźmie w nich udział. I na koniec jeszcze na chwilę powróćmy do dzisiejszego pełnego napięcia, emocji i nadziei popołudnia. Reprezentacja naszych siatkarzy na igrzyskach olimpijskich dała z siebie wszystko, jednak zawodnicy musieli uznać wyższość rywali. Kibice zawsze wierni swojej drużynie czekali na taki finał od 48 lat. Nic więc dziwnego, że dzisiaj dopingowali naszych wszędzie gdzie się dało i na różne sposoby. Emocje były do samego końca. I to często skrajne... Dziś Polska jak długa i szeroka strefami kibica stała. To Gdańsk - kilkaset osób tuż obok starówki dopingowało naszych zawodników. Strefę kibica miał też Wrocław, więc jak ktoś do Paryża pojechać nie mógł, to Paryż przyjechał do Wrocławia. Szkoda, że nie mogłam być tam osobiście, bardzo bym chciała, natomiast tutaj całym sercem byłam z nimi. Całym sercem Warszawa - przed Pałacem Kultury i Nauki. Srebrny medal to jest złoto dla nas. I na bulwarach nad Wisłą. Jesteśmy zawsze z siatkarzami. Ja jeżdżę na wiele meczów i zawsze ich dopinguję do samego końca. Dzisiaj byli lepsi Francuzi, serce się trochę łamie, głos się łamie. Duma też na plaży w Nysie, mieście kapitana naszej reprezentacji. I ten doping doceniają zawodnicy. wspierali nas od pierwszego spotkania do finału, także chapeau bas dla was za to, że jesteście, to też jest wasza część tego medalu. Polscy kibice siatkarzy są od lat uznawani za jednych z najlepszych na świecie. Bo ich frekwencja, zaangażowanie, lojalność i obyczaje to ich znaki rozpoznawcze. Ta kultura kibicowania jest bardzo przyjazna, siedzą obok siebie różne nacje, nie ma żadnej zwady, nie ma żadnej złej krwi. Ta kibicowska kultura polska jest naprawdę szanowana i podkreślana, dlatego mamy to miano najlepszych kibiców na świecie. Kiedy naszym wiedzie się gorzej, kibice śpiewają "pieśń o małym rycerzu" - z serialu "Przygody Pana Michała". Chyba 47 minut non-stop na meczu Polska-Holandia w Katowicach była ta pieśń, nie wiem czy nie więcej, ale to był chyba jeden z rekordów śpiewania tego hymnu. Wygraliśmy z Holandią. I tak trwa symbioza, od lat. Kibice dzięki siatkarzom oglądają reprezentację narodową, rywalizującą jak równy z równym z innymi przedstawicielami światowej czołówki. Stoimy tą siatkówką, kochamy tę siatkówkę, więc dla nas to jest piękny sukces, wzruszająca chwila, naprawdę z całego serca dziękuję naszym chłopakom za to, co osiągnęli. Drużyna, zespół, wspólnota, walka - siatkówka fantastyczna jest. Srebrny medal igrzysk olimpijskich. Pierwszy od 48 lat. To wielkie osiągnięcie. W 19.30 jeszcze zaproszenie do TVP Info na program "Sto pytań do". Dziś w roli głównej rockman Tomasz Lipiński. Do świata muzyki, ale i do świata zwyczajnych ludzi zabierze nas dziś Tomasz Lipiński. "100 pytań do..." już za chwilę. Zapraszam bardzo serdecznie. Będę starał się odpowiadać szczerze, i o ile to możliwe do rzeczy. Także serdecznie zapraszam. A Tomasz Lipiński ma naprawdę dużo do powiedzenia. Zapraszamy. W naszym sobotnim programie to wszystko. Liczymy na spotkanie z państwem jutro o 19.30. Do zobaczenia.