Premier informuje o uchyleniu kontrasygnaty, Pałac Prezydencki twierdzi, że nie ma takiej prawnej możliwości. Zbigniew Łuczyński, 19.30 zapraszam. Wycofanie przez premiera podpisu pod postanowieniem prezydenta Andrzeja Dudy wzbudza wątpliwości i prawników, i polityków. Prezydent daje jasny komunikat - nie ma takiej możliwości. A próba uchylenia jest absolutnie nieskuteczna. Ale premier zapowiada podejmowanie decyzji ze świadomością ryzyka, że nie wszystkie one będą odpowiadały "kryteriom pełnej praworządności". Czy ten węzeł gordyjski można przeciąć? Ostatnie gorące dni wokół zapowiadanej reformy sprawiedliwości stawiają jedno kluczowe pytanie - kiedy i jak wyjść z kryzysu konstytucyjnego? O tym dziś wspólnie w Senacie rozmawiali prawnicy z premierem i marszałkami parlamentu. PiS doprowadził do tego, że nie mamy pewności, czy Sąd Najwyższy, Trybunał Konstytucyjny to te organy, o których czytamy w konstytucji RP. Chaos w Sądzie Najwyższym trwa. A towarzyszy mu konflikt na linii premier - prezydent. Donald Tusk uchylił swoją kontrasygnatę do postanowienia prezydenta Andrzeja Dudy. Chodziło o wyznaczenie neosędziego Krzysztofa Wesołowskiego na przewodniczącego zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Chciałbym zachowywać się przede wszystkim zgodnie z prawem. Dalej takie decyzje będę podejmował z pełną świadomością ryzyka, że nie wszystkie będą odpowiadały kryteriom pełnej praworządności z punktu widzenia na przykład purystów w dobrym tego słowa znaczeniu. Jednak dla polityków Zjednoczonej Prawicy ruch premiera to akt bezprawia. To jest tak, jakbyśmy zaciągnęli kredyt w banku i nagle nam się przestały podobać warunki kredytu, poszli do banku, uchylili swój podpis i nic nas już nie wiąże. Od decyzji Donalda Tuska dystansują się koalicjanci. Bierze tę odpowiedzialność na siebie. To jest jego ocena sytuacji, że mógł tę kontrasygnatę wycofać. Ale minister sprawiedliwości jeszcze wczoraj, przed uchyleniem kontrasygnaty, podkreślał, że premier ma do tego prawo. Prawdą jest to, że istnieje możliwość dokonania takiej autokontroli, autopoprawki decyzji, która została wcześniej podjęta. Politycy Koalicji Obywatelskiej wskazują na konkretne przepisy prawa o postępowaniu przed sądami administracyjnymi. A przypomnijmy, dwóch sędziów Sądu Najwyższego złożyło do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego skargę na decyzję prezydenta. To organ pod wpływem zaskarżonej decyzji ma prawo zgodnie z przepisami prawa administracyjnego z tej decyzji się wycofać. Decyzja premiera podzieliła środowisko prawnicze. Konstrukcja, która została zaprezentowana przez ministra sprawiedliwości, znaczy wykorzystanie mechanizmu przewidzianego w prawie o postępowaniu przed sądami administracyjnymi - moim zdaniem jest to konstrukcja bardzo karkołomna. Ja sądzę, że można tę podstawę zrekonstruować. Po pierwsze w oparciu o ten argument proceduralny, formalny. Premier udzielając kontrasygnaty, dał zielone światło, aby neosędzia, czyli osoba nielegalnie powołana, została przewodniczącym zgromadzenia sędziów Izby Cywilnej Sądu Najwyższego. Jego obowiązkiem było zwołanie zebrania sędziów, aby wybrać kandydatów na nowego prezesa tej izby. To sytuacja, takie określenie pada, śmieszno-straszna. Śmieszna, bo premier wycofuje się z własnego podpisu, a straszna, bo pokazuje, że premier po raz kolejny podpisuje dokument i nie wie, co podpisuje. Jednak zdaniem byłego prezesa Trybunału Konstytucyjnego profesora Andrzeja Zolla to prezydent popełnił błąd. Bo wybór przewodniczącego zgromadzenia sędziów, którzy mają wybrać nowego prezesa Izby, spoczywa na Sądzie Najwyższym. Ja bym o premierze w tej sprawie nie rozmawiał. Cała ta sytuacja obciąża prezydenta, który jest władzą wykonawczą. Łamie w ten sposób trójpodział władzy. Dziś mimo złożonej przez sędziów skargi i uchylonej kontrasygnaty przez premiera odbyło się zgromadzenie sędziów Izby Cywilnej, w której wzięło udział 16 z 30 sędziów tej izby. Wybrano trzech kandydatów na prezesa, którego teraz wskaże prezydent. Sądy na czele z SN czerpią swoją legitymację z konstytucji, a nie z widzimisię osoby pełniącej akurat funkcję premiera. Donald Tusk w ubiegłym tygodniu dostał kolejną prośbę od prezydenta w sprawie kontrasygnaty. Ja jej nie udzielę. Wniosek dotyczył tym razem Izby Pracy. Rządzący mówią jasno - chaos w Sądzie Najwyższym może trwać nawet do przyszłorocznych wyborów prezydenckich. Niemcy chcą wprowadzić kontrole na wszystkich lądowych granicach, i to już od 16 września. Na informację podaną przez niemieckie ministerstwo spraw wewnętrznych zareagował premier Donald Tusk. "To de facto zawieszenie strefy Schengen na dużą skalę" - powiedział premier na dorocznej naradzie z szefami polskich placówek dyplomatycznych. Tego typu działania są nie do zaakceptowania. Nie mam żadnych wątpliwości, że to wewnętrzna sytuacja niemiecka powoduje zaostrzenie tych kroków, a nie nasza polityka wobec nielegalnej migracji na naszych granicach. Premier zapowiedział konsultacje w sprawie tej decyzji na forum europejskim. Rząd federalny w taki sposób reaguje na atak nożownika w Solingen, który zabił trzy osoby, a kolejne poważnie ranił. Syryjczykowi odmówiono azylu, ale nie udało się go wydalić z kraju. Od października ubiegłego roku z niemieckich granic zawrócono 30 tys. osób. Już wtedy obowiązywały kontrole na granicach z Polską, Czechami i Szwajcarią. To jest 19.30. A już za chwilę: Kluczowa debata. To jest prawie jak walki zapaśników. Nie wiem, komu wierzyć. Górniczy protest. Żeby nam nie zamknęli zakładów. Po prostu walczymy o swoje. W tej chwili nie ma powodów do tego, by organizować tego typu protesty i manifestacje. To wspaniałe, że ma już to za sobą. Oby więcej takich dobrych wiadomości. Jak mówić o raku? Może w ten sposób uratuje księżna Kate komuś życie. Ktoś pójdzie się zbadać. Już tylko godziny pozostały do najważniejszej debaty na świecie, konfrontacji kandydatów na prezydenta USA. Kamala Harris i Donald Trump od 3.00 w nocy naszego czasu przekonywać będą do swoich argumentów i wymieniać się pomysłami na prezydenturę. W Filadelfii jest teraz Marcin Antosiewicz. W jaki sposób ta debata może wpłynąć na dalsze losy nadchodzących wyborów? Patrząc na los Joe Bidena po czerwcowej debacie, nikt nie powinien mieć wątpliwości, że takie wsparcie może wpłynąć na wynik wyborów. To będzie pierwsze spotkanie Harris i Trumpa w życiu. Nigdy wcześniej ze sobą nie rozmawiali. Trump pewnie będzie chciał zrobić z Harris komunistkę, która przez 4 lata nic nie robiła dla ludzi. Harris pewnie będzie chciała się pokazać jako obrończyni klasy średniej. Trump broni tylko siebie ze względu na problemy prawne. Tym razem nie ma faworyta. Idą łeb w łeb. Mówią, że, jeśli wygra kontrkandydat, skończy się Ameryka, jaką znamy. Filadelfia to pierwsza stolica gdzie ratyfikowano konstytucję. Aby dobrze zrozumieć polityczną sytuację w kraju, podróż rozpoczyna się od najbardziej znaczącego miejsca w historii Ameryki. Tu na polach pod Gettysburgiem w Pensylwanii rozegrała się największa bitwa w dziejach Ameryki, która zdecydowała o losach USA. Południowe stany zbuntowały się przeciwko zniesieniu niewolnictwa i chciały odłączyć się od postępowej Północy. Pod Gettysburgiem przegrali. Wojnę secesyjną wygrali zwolennicy Unii. Ameryka nie jest idealnym krajem, ale moim zdaniem jest najlepszym krajem na świecie. Nie jesteśmy idealni, ale rozwiązujemy problemy. Załatwimy nasze sprawy. Niewolnictwo było straszne, straszne, przerażające. Ale rozwiązaliśmy to. Kraj był wtedy bardzo podzielony, a brat zabijał brata z tego powodu. Ponad 50 tys. żołnierzy zginęło lub zostało rannych. 161 lat po bitwie kraj jest znowu bardzo podzielony. Dlatego Amerykanie nie liczą na merytoryczną debatę kandydatów. To jest prawie jak walki zapaśników, gdzie okładają się ciosami. To nie debata, a program rozrywkowy. W jednych mediach mówią jedną rzecz, w drugich zupełnie coś innego. Nie wiem, komu wierzyć. Sondaże pokazują, że to znowu w Pensylwanii rozstrzygną się losy kraju. To największy z trzech kluczowych stanów wahających się. W Michigan i Wisconsin nieznacznie prowadzi Harris, choć w całym kraju zyskuje Trump. Gospodarka, tak, gospodarka! Żeby po prostu można było mieć dobre życie. Mieć możliwość dobrego życia. By nie żyć od wypłaty do wypłaty. To najważniejszy temat dla wyborców, szczególnie tych, którzy zamierzają głosować na Trumpa w tym roku. W liberalnych pubach Filadelfii głosują na Harris i żyją innymi sprawami. Tak, niestety rasizm jest wciąż problemem tego kraju. Najważniejszą sprawą jest dostęp do legalnej aborcji. Dla mnie temat numer jeden to zaostrzenie dostępu do broni. Amerykanie chcą pieniędzy. My lubimy pieniądze. To stereotyp o nas, który jest prawdziwy. I ludzie myślą, że Trump, biznesmen, który wie, jak robić kasę, im coś da. A on martwi się tylko o siebie. Wzrost inflacji i kosztów życia w ostatnich latach to będzie główna linia ataku Trumpa, który jest weteranem prezydenckich debat. To będzie jego siódma. Przygotowuje go do niej m.in. Tulsi Gabbard, była współprzewodnicząca Partii Demokratycznej, która zmieniła front. Ona nie chce debaty. Nie potrafi debatować. Nie jest inteligentną osobą. Harris spodziewa się takich personalnych ataków i kłamstw ze strony oponenta, które zamierza odpierać jak w debacie wiceprezydentów. I'm speaking! I'm speaking! Harris trenuje od miesiąca. Doradcy stworzyli dla niej scenografię jak w prawdziwym studiu, gdzie próbują w strojach. Trumpa odgrywa, podobnie jak 2016 roku, doradca Hillary Clinton. Oby tylko technika nie zawiodła, bo ostatnia debata prezydencka w Filadelfii w 1976 roku została przerwana 27-minutową ciszą, bo zepsuł się mikrofon Jimmy'ego Cartera, który debatę przegrał, ale wybory wygrał. To już kampania czy jeszcze nie? Sławomir Mentzen jako kandydat Konfederacji w wyborach prezydenckich rusza w Polskę. Robi to, gdy inne partie czekają na oficjalne zgłoszenie swoich kandydatów. Problem w tym, czy Mentzen miał prawo rozpocząć kampanię, kto za to płaci i jakie mogą być konsekwencje tego wyrywania się do przodu. Sławomir Mentzen to pierwszy oficjalny kandydat na prezydenta. I już promuje swoją kandydaturę, choć jak sam twierdzi, nie jest to kampania wyborcza. Oficjalnej kampanii wyborczej jeszcze nie ma, nie ogłosiła jej Państwowa Komisja Wyborcza, więc nie można jej prowadzić. O czym zresztą wielokrotnie przypominała sama PKW, która ostrzegała, że może to zostać uznane za naruszenie zasad finansowania kampanii. Ale tylko jeśli prowadziłyby ją komitety wyborcze. Prekampania. Ja sam finansuję. Kilka dni temu Mentzen zainaugurował kampanię prezydencką. Tak podpisał ją także w mediach społecznościowych. W centrum Warszawy zawisł banner z podobizną posła i napisem "2025. Nie jest to zgodne z prawem, ale jednocześnie nie ma tak naprawdę za to sankcji. Na spotkaniu we Włocławku ze sceny padły też takie słowa. Dlatego tak ważne jest, by w wyborach prezydenckich zagłosować na kandydata Konfederacji. Zapytaliśmy europosłankę, czy PKW może to odebrać jako wyborczą agitację. Prekampania w Polsce jest całkowicie legalna, prekampanię w Polsce prowadzą właściwie wszyscy kandydaci. Zjawisko prekampanii budzi wątpliwości od lat - mówią eksperci. W Polsce w ogóle prekampania nie jest uregulowana. PKW od wielu lat apeluje do polityków, żeby uchwalili przepisy, które przynajmniej w jakimś krótkim okresie przed oficjalną kampanią wyborczą ograniczałaby ich aktywność. Konfederacja nie obawia się problemów ze strony PKW. Pan Sławomir Mentzen ma prawo promować swój wizerunek i to robi. Polityczni konkurenci Mentzena podzieleni w kontekście prekampanii. To zawsze budzi wątpliwości, czy środki prywatne mogą być zaangażowane do promowania jakiegokolwiek polityka. Żyjemy w demokratycznym kraju, każdy może podejmować tego rodzaju decyzje na własne ryzyko. W parlamencie trwają prace nad zmianą Kodeksu wyborczego. Nie tylko powie, że prekampania jest nielegalna, niezgodna z przepisami prawa obowiązującymi w kraju, ale wprowadzi też sankcje za prowadzenie tzw. prekampanii, które są obejściem przepisów prawa. Poseł Konfederacji odniósł się też do słynnej niegdyś "piątki Mentzena" w kontekście jego walki o pałac prezydencki. Piątka Konfederacji. Nie chcemy Żydów, homoseksualistów, aborcji, podatków i UE. To był fragment wykładu. W ostatnim sondażu dla Super Expressu Konfederacja zajmuje 3. miejsce z poparciem na poziomie ponad 12%. Przed nią jest PiS, prowadzi Koalicja Obywatelska. Były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych Michał Kuczmierowski pozostanie w areszcie. Zdecydował o tym sąd w Londynie. Były prezes RARS został zatrzymany w Wielkiej Brytanii po tym, jak polski sąd wydał Europejski Nakaz Aresztowania. O tym, jak może wyglądać dalsze postępowanie w tej sprawie, z Londynu Artur Kieruzal. Były szef Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych przekonywał, że w Wielkiej Brytanii szukał pracy. Prokurator twierdził, że nie znalazł dowodu na choćby jedno umówione spotkanie na rozmowę kwalifikacyjną. Sędzia nie wziął pod uwagę listów prominentnych polityków PiS, w tym europosła Dworczyka i byłego ambasadora Polski w Ukrainie Cichowskiego. Powiedział, że listy poręczające nie mają żadnych związków z Wielką Brytanią. Kuczmierowski pozostanie w areszcie w Londynie do 8 października. Wtedy ma odbyć się kolejna rozprawa, chyba że obrońcy złożą apelację. Sam proces o ekstradycję ma odbyć się zgodnie z planem w połowie lutego. Związkowcy, reprezentanci załóg kopalni "Bogdanka" oraz elektrowni Kozienice i Połaniec protestowali dziś na ulicach Warszawy. Domagają się jasnych zasad dotyczących ich przyszłości po nieuchronnej transformacji energetycznej, wysuwają także żądania podwyżek wynagrodzeń. Z protestującymi przed budynkiem Ministerstwa Aktywów Państwowych rozmawiał minister Robert Kropiwnicki. Ponad tysiąc osób, petardy i syreny przed Ministerstwem Aktywów Państwowych. Związkowcy z kopalni węgla kamiennego "Bogdanka" i pracownicy elektrowni w Kozienicach i Połańcu protestowali, bo chcą przedstawienia przez rząd planu reformy energetycznej w obliczu odejścia od wydobycia węgla i rozmów o przyszłości ich zakładów. Żeby dbać o miejsca pracy, żeby nam nie zamknęli zakładów. Po prostu walczymy o swoje, żeby to wszystko przetrwało. Na razie nic nie wiem, jak będzie na kopalni. Czy będzie kopalnia, czy nie będzie. - A są obawy? - Obawy są zawsze. Spółka rozumie obawy związkowców, ale nie rozumie manifestacji w Warszawie. W naszej ocenie w tej chwili nie ma powodów do tego, by organizować tego typu protesty i manifestacje. Związkowcy złożyli petycję z postulatami w ministerstwie i zostali zaproszeni na rozmowy. Będziemy rozmawiać w momencie, kiedy będą konkretne plany w spółkach i całościowa strategia. Będziemy to konsultować ze stroną społeczną. Większość akcji kopalni ma Enea. To właśnie Ministerstwo Aktywów Państwowych nadzoruje takie spółki. Obecny rząd odziedziczył po przednikach dopięcie umowy społecznej z górnikami i gruntowne przemiany w energetyce. Sytuacja w górnictwie jest niepokojąca. Ten rząd nie ma wizji usprawnienia, bo są sprawy, które tego usprawnienia wymagają. Jak to się stało, że ci związkowcy nie protestowali wtedy? Bo wtedy determinacja wśród związkowców do protestowania była niska, mimo że te spółki były traktowane jak dojne krowy dla polityków PiS-u. Za sprawą polityka PiS-u w 2022 roku "Bogdanka" wstrzymała wydobycie. Na pół godziny, kiedy to pod ziemią oświadczył się bliski współpracownik Jarosława Kaczyńskiego Michał Moskal, młody polityk PiS. "Bogdanka" to kopalnia bardzo dobrze zorganizowana, ma niskie koszty wydobycia. Ma fantastyczne złoże węgla energetycznego, jest monopolistą wydobycia węgla energetycznego w tej części Polski. Ona ma przed sobą jeszcze długie perspektywy wydobycia, więc wszelkie rygory, wszelkie restrykcje dotyczące wydobycia węgla w Polsce dotkną "Bogdankę" w najmniejszym stopniu. Górnicy i energetycy oczekują 15-procentowych podwyżek. W tej sprawie nie porozumieli się z zarządem. Transformacja energetyczna w Polsce musi stać się faktem. O tym mówi się o dawna. Jednak, jak pokazuje dzisiejszy protest górników w Warszawie, zmiany nie zawsze wzbudzają entuzjazm, a protestujący kierują się swoimi racjami. Energetyka w naszym kraju zmienia się jednak na naszych oczach, a nawet zamierza wypłynąć na szerokie wody, i to dosłownie. Wielkopolska, gmina Wysoka i wysokie na ponad 100 m wiatraki. Otwarta farma zasili zieloną energią 90 tys. gospodarstw domowych. Okazało się, że nie jest taki diabeł straszny, jak go malują, i ci wszyscy, którzy mieli jakieś wątpliwości, myślę, że już tych wątpliwości nie mają. To się po prostu Polsce opłaca. To jest szansa na tańszy prąd, to jest szansa na czystą energię. W Polsce działa około 1,5 tys. farm wiatrowych, niektóre mają po kilkadziesiąt turbin. Najwięcej tam, gdzie najmocniej wieje, czyli w północnej i centralnej Polsce. Znacznie mniej na Śląsku, choć i tam prąd z wiatraków płynie. To gmina Wielowieś koło Gliwic. Trzy turbiny są podłączone do sieci średniego napięcia i tutaj lokalnie dużo więcej niż samą Wielowieś jesteśmy w stanie zasilić. Miliony gospodarstw domowych mają mieć prąd z morskich farm wiatrowych takich jak ta - duńska. Wiatraki powstają na polskich wodach terytorialnych na Bałtyku. W przyszłym roku te inwestycje będą produkowały pierwsze kilowaty czystej energii elektrycznej. Morskie farmy w 2040 roku mają produkować już niemal 20% potrzebnej w Polsce energii elektrycznej. To obniży rachunki za prąd, ale też emisję CO2. Elektrownie wiatrowe będą ważnym elementem odchodzenia od węgla. Cieszy widok każdego wiatraka, a nie cieszy mnie widok kominów z elektrowni czy szybów z kopalń. Budowa wiatraków na lądzie może przyspieszyć po przeforsowaniu zmian w tak zwanej ustawie wiatrakowej. Chodzi o usunięcie z niej zasady 10H, która zakłada minimalną odległość wiatraka od zabudowań jako 10-krotność jego wysokości. To przeważnie ponad kilometr. Po zmianach ma to być 500 m. Dzięki temu będzie można postawić więcej turbin. Bez wsparcia rządu, bez konkretnych przepisów i regulacji tej transformacji niestety nie będzie. Rząd liczy, że ustawa zostanie uchwalona jeszcze w tym roku. Nowe przepisy mają też zachęcać mieszkańców, którzy wytwarzają zieloną energię na własną rękę, aby instalowali większe magazyny energii. Ma to odciążać sieć, gdy zapotrzebowanie na prąd jest największe. W mieszkaniu wikariusza plebanii w Drobinie w Mazowieckiem znaleziono zwłoki mężczyzny. Wikariusz, jak informuje diecezja, został zawieszony i jak czytamy: "otrzymał polecenie opuszczenia parafii i zamieszkania poza nią". Prokuratura wyjaśnia okoliczności. Drobin, małe mazowieckie miasteczko niedaleko Płocka. To tu na plebanii w mieszkaniu wikarego znaleziono zwłoki mężczyzny. Mieszkańcy są w szoku. To taki bardzo przyjemny, spokojny człowiek. Nie widziałam, żeby coś wskazywało. Jestem po prostu zaskoczona że coś takiego się wydarzyło. Zwłoki mężczyzny na plebanii parafii w Drobinie znaleziono w sobotę wieczorem. Zawiadomiono policję, wezwany na miejsce lekarz stwierdził zgon 30-letniego mężczyzny. Był to mieszkaniec województwa łódzkiego. Funkcjonariusze na miejscu wykonali czynności pod nadzorem prokuratora. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Na chwilę obecną nikogo nie zatrzymano i nikomu nie przedstawiono zarzutów. Dziś przeprowadzono sekcję zwłok zmarłego 30-latka. W wyniku tej sekcji wstępnie ustalono, że przyczyną zgonu jest ostra niewydolność krążeniowo-oddechowa. Natomiast na ostateczne wyniki tej sekcji należy poczekać. Wikariusz w którego mieszkaniu znaleziono denata, został usunięty z funkcji i opuścił parafię. Teraz czeka na wyjaśnienie sprawy. Próbowaliśmy na parafii dowiedzieć, co się stało. Jest komunikat na stronie diecezji. Nie mam nic więcej do powiedzenia. Jak czytamy w komunikacie, Diecezja Płocka potwierdza usunięcie duchownego oraz informuje o powołaniu zespołu mającego wyjaśnić sprawę. Jego celem ma być zbadanie faktów, okoliczności i sporządzenie dokumentacji, która trafi do Stolicy Apostolskiej. Nie ma co ukrywać, Drobin stał się prawdziwą sodomą i gomorą. Do mediów trafiają nieoficjalne informacje o tym, co mogło się wydarzyć na plebanii. Zmarły mężczyzna miał być uczestnikiem imprezy w mieszkaniu wikarego. Ta sytuacja przypomina wydarzenia sprzed roku, kiedy na parafii w Dąbrowie Górniczej gdzie odbyła się seksualna impreza. W Kościele katolickim w Polsce, gdy chodzi o Diecezję Płocką, jest absolutnie potrzebna specjalna komisja watykańska, żeby przebadać różnego rodzaju skandale w tej diecezji z ostatnich 30 lat. Bez takiego radykalnego działania dalsze skandale będą pewnie niestety nie do uniknięcia. Prokuratorskie śledztwo trwa, więcej światła na sprawę rzucą wyniki badań. Księżna Kate, żona następcy tronu Wielkiej Brytanii, poinformowała o zakończeniu prewencyjnej chemioterapii z powodu nowotworu. Zapowiedziała, że jeszcze do końca tego roku weźmie udział w kilku publicznych wydarzeniach. O tym, jak tę wiadomość odebrali nie tylko Brytyjczycy, ale także o nowym języku komunikacji na dworze Jego Królewskiej Mości - Wojciech Tymiński. Podróż, przygoda - przerażająca i nieprzewidywalna dla wszystkich. Tak o swojej walce z rakiem i niezwykle trudnym czasie, także dla najbliższych, mówi księżna Kate. Ten czas przede wszystkim przypomniał mi i Williamowi o refleksji i wdzięczności za proste, ale ważne rzeczy w życiu, które tak wielu z nas często uważa za pewnik. Po prostu kochania i bycia kochanym. W nagraniu, który opublikowała w mediach społecznościowych, księżna przekazała, że po miesiącach leczenia zakończyła chemioterapię. O nowotworze dowiedziała się na początku roku. Świat - dwa miesiące później, gdy po wielu spekulacjach upubliczniła diagnozę. To wspaniałe, że ma już to za sobą. Oby więcej takich dobrych wiadomości. Ma dzieci i nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak przerażające musiało być to dla nich i ile emocji ich to kosztowało. 3-minutowy film to intymny wgląd w chwile, jakie księżna Kate spędziła w lecie wspólnie z księciem Williamem i trójką dzieci w rodzinnym domu w Norfolk. Obecni przy niej są też jej rodzice. To niezwykłe, bo 2 lata temu rodzina królewska nie zrobiłaby czegoś takiego. Widać, że młodsze pokolenie Royalsów różni się od starszego. Jeden z najbardziej emocjonalnych występów rodziny królewskiej, czuły - tak o tym filmie piszą brytyjskie media. Nigdy wcześniej nie było takiej bezpośredniej i takiej bardzo osobistej komunikacji pomiędzy rodziną królewską a społeczeństwem. Może w ten sposób uratuje księżna Kate komuś życie. Bo ten ktoś pójdzie się zbadać i też okaże się, że ma nowotwór we wczesnym stadium. Do tych, którzy zmagają się z nowotworami, Kate zwróciła się bezpośrednio - z przesłaniem nadziei. Pozostaję z wami ramię w ramię, ręka w rękę. Z ciemności może wyjść światło, więc pozwólcie, aby to światło świeciło jasno. To słowa skierowane także do 75-letniego króla Karola III, który również mierzy się z nowotworem. Koniec chemioterapii nie oznacza końca walki o zdrowie. Tę, jak mówi księżna, prowadzi każdego dnia i będzie długa. W "19.30" to wszystko, za chwilę Marek Czyż i jego gość Krzysztof Bosak, czyli "Pytanie Dnia". Do zobaczenia.