Szkoda majątkowa - ojciec Rydzyk przesłuchany w sprawie dotacji od rządu PiS. Będzie wymiana - w zamian za MiG-i Ukraina wspomoże nas dronami. Nowe "Ranczo" - będzie kolejny sezon kultowego serialu TVP. 219 mln ministerialnej dotacji dla dzieła Tadeusza Rydzyka to, zdaniem prokuratury, nie był dobry interes, dlatego prowadzi śledztwo w sprawie niegospodarności. Pieniądze miał wydać resort ministra Piotra Glińskiego, a beneficjentem było Muzeum "Pamięć i Tożsamość". Zdaniem prokuratury było to działanie na szkodę interesu publicznego, a dziś w charakterze świadka zeznawał Tadeusz Rydzyk. Mocą Bożą strąć do piekła. Tam, gdzie pojawia się Tadeusz Rydzyk, pojawią się także oni. Jego zwolennicy. Tu przed prokuraturą w Rzeszowie wspierali ojca dyrektora. On sam... Proszę mnie nie molestować. Nie rozmawiam z Info. ...był wtedy w drodze na przesłuchanie. W ramach tego postępowania badane są umowy dotyczące utworzenia i finansowania Muzeum "Pamięć i Tożsamość". Muzeum, ale nie tylko ono z tzw. dzieł ojca Rydzyka, powstało niemal w całości z pieniędzy publicznych. W czasie rządów PiS do Torunia płynęły miliony. Kontrowersyjna postać w Kościele? No to jest biznesmen. Uważa polityk Lewicy. To fakty: Przez ponad 5 lat fundacja Tadeusza Rydzyka na budowę muzeum otrzymała niemal 220 mln zł. To nie są pieniądze wyrzucone w błoto. To jest naprawdę coś, co dla Polaków jest szczególnie istotne - byłem, widziałem. To jest po prostu kapiszon za ponad 200 mln zł, tu nie chodziło o żadne muzeum, tu chodziło, żeby najdroższy lobbysta PiS-u, medialny baron, dawał im medialne wsparcie. W swoim radiu i swojej telewizji. Teraz zwrotu pieniędzy domaga się Ministerstwo Kultury. Tadeusz Rydzyk poprosił mnie o spotkanie. Spotkanie z ministrą się odbyło - ale nie doszło do porozumienia. Wiemy, że rządzący zaproponowali 2 rozwiązania. Pełny zwrot pieniędzy lub przekazanie terenu, na którym stoi kontrowersyjne muzeum. To nie jest jakaś wojna z Tadeuszem Rydzykiem. To jest po prostu wojna z bezprawiem. To jest muzeum współprowadzone, ministerstwo i my. I to nie jest, że mamy zwracać pieniądze. Czy oni się z czołgiem zderzyli? Ja dość dokładnie śledziłem. Były minister sprawiedliwości przyznaje nam, że sprawa była od dawna w prokuraturze. Zdaniem Adama Bodnara przekazanie środków na budowę Muzeum "Pamięć i Tożsamość" nie zabezpieczało interesów Skarbu Państwa. Istniało ryzyko, że to muzeum, jak zostanie już wybudowane i stworzone, mogłoby po prostu przejść w łatwy sposób w ręce prywatne. Prokuratorzy pytali Tadeusza Rydzyka o umowy między jego fundacją Lux Veritatis a ówczesnym Ministerstwem Kultury. To wielki honor, że możemy współpracować z ojcem dyrektorem. Wtedy szefem resortu był Piotr Gliński. I to on z ojcem Rydzykiem podpisywał dokumenty. Kontrowersje budzi umowa zawarta zaledwie 4 dni po przegranych przez PiS wyborach parlamentarnych. Sprawą zajmowali się dziennikarze programu "Raport specjalny" w TVP. Ta umowa zakłada, że Ministerstwo Kultury przez najbliższych 5 lat, czyli do roku 2028, musi partycypować w kosztach utrzymania muzeum, to jest kwota bliska 15 mln zł rocznie. Ale - co ważne - w przypadku, gdyby ministerstwo wycofało się z finansowania, całe muzeum trafi do majątku fundacji Rydzyka. To są niestety igrzyska medialne, w których - jak widzimy - dużo osób uczestniczy. Piotr Gliński wczoraj zeznawał w tej sprawie. Wszystko powinno być do spodu wyjaśnione. Nie powinno być świętych krów. Apelował dziś duchowny. Władza - zdaniem redemptorysty - to taka, która daje pieniądze. Niemałe. Prawo zawsze prawo znaczy, a sprawiedliwość - sprawiedliwość. Oby tak było w Polsce. Ta jego retoryka i działanie doprowadziło do sytuacji, w której wielu polityków PiS uznało, że Stolica Apostolska nie jest w Rzymie, a w Toruniu. Za rządów PiS-u przez 8 lat ojciec Rydzyk dostał łącznie 300 mln zł z publicznych pieniędzy. Wojna na wschodzie pokazała, że proporcje kosztów ataku i obrony całkowicie zmieniła dronowa rewolucja. Ukraińcy stali się ekspertami w produkcji i użyciu, a Polska widzi to najbardziej z bliska i chce skorzystać. Umowy jeszcze nie ma, ale jest oferta i są rozmowy. Polska chce pozyskać dronowe i rakietowe technologie, w zamian oferuje nasze myśliwce MiG-29. Kiedyś stanowiły trzon polskich sił powietrznych. Dziś myśliwce MiG-29 wciąż są w służbie, choć powoli trzeba im machać na pożegnanie. Te samoloty się pięknie, ale smutno, zestarzały. Redukcja sprzętu postradzieckiego jest absolutnie konieczna i niezbędna. Silniki kilkudziesięcioletnich MiG-ów są zużyte - nowych nie ma. Stąd decyzja - lepiej kupować nowe samoloty, niż naprawiać stare. Polscy piloci do niedawna mieli do dyspozycji 28 MiG-ów. Po wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie przekazano jej połowę tej floty. Teraz są plany, by wysłać tam też pozostałe sprawne maszyny. Trzeba pomagać Ukrainie, ale warto to robić w mądry sposób - też w taki, żeby na tym korzystała polska armia. Bo do tej pory polska armia była darczyńcą. Teraz pomoc militarna ma wyglądać inaczej. Dzisiaj mówimy o wsparciu Ukrainy, ale mówimy też o korzyściach dla rozwoju zdolności Wojska Polskiego. Sztab generalny Wojska Polskiego informuje, że trwają rozmowy na temat przekazania MiG-ów, ale nie bezwarunkowo. Kijów w zamian miałby nam przekazać swoje technologie rakietowe i dronowe. My jesteśmy przygotowani, czekamy na decyzje ze strony ukraińskiej. Ukraińcy pod rosyjskim ostrzałem produkują rakiety i drony, które zdają egzamin w warunkach bojowych. Takie nagrania ukraińskich sił powietrznych z niszczenia rosyjskiego sprzętu wojskowego to niemal codzienność. Ale Ukraińcy budują też takie drony morskie Sea Baby. O ich skuteczności przekonało się wiele rosyjskich okrętów na Morzu Czarnym. Ich polskie odpowiedniki mogłyby strzec Bałtyku. Jeżeli będziemy w stanie dostać jakieś nowoczesne technologie, których nam brakuje w rozwiązaniach przemysłowych, to jest to bardzo dobry układ. Także dla Ukrainy. Na wojnie każdy samolot, nawet przestarzały, jest na wagę złota. Oni potrzebują każdego statku powietrznego - nieważne, czy on ma certyfikaty bezpieczeństwa do lotu, nieważne, czy on spełnia normy NATO-wskie - oni będą latali. MiG-i zostaną zastąpione przez koreańskie FA-50, tak że nie będzie żadnej luki. Polska jest na etapie gruntownej wymiany floty samolotów bojowych. Z polską szachownicą lata 12 wspomnianych koreańskich FA-50, łącznie będzie ich 48. Tyle samo mamy myśliwców F-16. W przyszłym roku rozpocznie się dostawa 32 amerykańskich samolotów F-35. Z hangarów sił powietrznych w tym roku znikają Su-22. Niebawem znikną też MiG-i 29. MiG-ów 29, które są zdatne do lotu, jest mniej niż 10, zatem to, co trafi do Polski w najbliższych latach, w pełni zastąpi tę dziurę, która jest spowodowana oddaniem tych samolotów Ukrainie. Tymi samolotami będzie w stanie powstrzymywać szturm armii Putina - także w naszym interesie. To jest "19.30", co jeszcze przed nami? To pierwszy taki zakaz na świecie. Wszyscy panikują i wymieniają się numerami telefonów. To jest swoisty eksperyment. Australia odcina dzieci od social mediów. Trudno będzie to kontrolować. Co z naszą wolnością? Oni znają taki świat, nie znają innego. "Wolność to wybór, który należy codziennie odnawiać, mierzony naszą gotowością i odwagą do jej obrony" - to fragment przemówienia tegorocznej laureatki Pokojowej Nagrody Nobla Marii Coriny Machado. Dziś w Oslo odbyła się uroczystość wręczenia nagrody i rzesze Wenezuelczyków czekały na ten moment, ale laureatkę zobaczyli na portrecie, a jej przemówienie odczytała córka. Dlaczego tak? Blisko tysiąc gości i niemal 2-minutowa owacja na stojąco. Tak uhonorowano tegoroczną laureatkę Pokojowej Nagrody Nobla. Ale miejsce, które miała zająć, pozostało puste. Maria Corina Machado jest jednym z najbardziej niezwykłych przykładów odwagi cywilnej w najnowszej historii Ameryki Łacińskiej. Zamiast liderki wenezuelskiej opozycji wyróżnienie w obecności norweskiej rodziny królewskiej i przywódców Ameryki Łacińskiej odebrała jej córka - Ana. W imieniu matki odczytała jej przemówienie. Dożyliśmy tego dnia, dnia, który niesie echo milionów ludzi stojących u progu wolności. Ta nagroda ma głębokie znaczenie, przypominając światu, że demokracja jest niezbędna dla pokoju. To moment, w którym Machado dowiedziała się, że została laureatką Pokojowej Nagrody Nobla. O mój Boże, cóż, brakuje mi słów. Kapituła w uzasadnieniu doceniła jej niestrudzoną pracę na rzecz praw demokratycznych narodu wenezuelskiego i walkę o sprawiedliwe i pokojowe przejście od dyktatury do demokracji. Na kilka godzin przed ceremonią nie było jasne, czy noblistka osobiście odbierze nagrodę. Ostatecznie okazało się, że choć będzie nieobecna, jeszcze nawet dziś wieczorem przyjedzie do Norwegii. Pojawię się w Oslo, właśnie jestem w drodze. Wiem, że setki Wenezuelczyków z różnych części świata dotarły do waszego miasta. Machado od ponad roku ukrywa się przed służbami wenezuelskiego reżimu Nicolasa Maduro. Noblistka odniosła przytłaczające zwycięstwo w prawyborach obozu demokratycznego w Wenezueli, ale władze zablokowały jej start w ubiegłorocznych wyborach prezydenckich. Ugrupowanie Machado wsparło wówczas Edmundo Gonzaleza Urrutię. Reżim ogłosił zwycięstwo Nicolasa Maduro, ale opozycja przedstawiła dowody wskazujące na wygraną Gonzaleza. Opozycjonista był obecny na uroczystości w Oslo. Twoja przemoc nie zwycięży nad ludźmi, którzy powstają i stawiają opór. Panie Maduro, proszę zaakceptować wynik wyborów i ustąpić ze stanowiska. Machado zadedykowała wyróżnienie m.in. Donaldowi Trumpowi. Prezydent USA grozi Maduro użyciem siły, jeśli ten nie odda władzy. Miał 23-lata, był agresywny, zaatakował kijem bejsbolowym kierowcę, który w Myślenicach wjeżdżał na teren firmy, potem ugodził nożem ochroniarza i uciekł. Mężczyznę próbowali zatrzymać policjanci, nożownik zginął od ich strzałów. Policjanci oddali strzały ostrzegawcze, to nie pomogło, więc strzelili do agresora, napastnik zginął na miejscu. W ataku nożownika ranny został ochroniarz, którego przewieziono do szpitala. Ma liczne złamania i rany cięte zadane przez napastnika. Nożownik miał być byłym pracownikiem firmy. Okoliczności ataku i użycia broni są wyjaśniane. Według wstępnych ustaleń napastnik działał sam. Teraz pseudokibicowskie derby Gdyni w prokuraturze, bo kibole Arki mieli pobić fana Bałtyku. Chłopak ma 13 lat i prowadził fanpage o ulubionej drużynie, więc go stadionowa konkurencja wywiozła do lasu i tam miało dojść do pobicia. Prokuratura ustala fakty i osoby. To przykład tego, co jest zabronione podczas meczu. T, co wydarzyło się poza stadionem, też nie ma niewiele wspólnego ze sportem. Pobity miał zostać 13-latek. Zaprowadzają go do lasu, tam prowadzą rozmowę wychowawczą. Tym razem nagrywają dziwne, śmieszne filmy, straszą i ostatecznie Kuba został pobity. Wszystko miało dziać się przy ulicy Polnej w Gdyni. Zdaniem kibiców Bałtyku Gdynia 5 dorosłych pseudokibiców Arki zwabiło 13-latka do lasu i tam go pobili. Tylko dlatego, że prowadził fanpage przeciwnego klubu. Pierwszy chłopak, który prowadził ten fanpage, został zastraszony przez kibiców Arki, zastraszony Kuba był jego następcą. Sprawę zgłosili rodzice. Prokuratura bada, kto brał udział w napaści. Z kolei Kuba będzie przesłuchany w sądzie rodzinnym. Dążymy do ustalenia wszystkich świadków i ich przesłuchania, a także wyjaśnienia wszelkich okoliczności. Na agresję zareagowały już oba kluby. Bo to jednak nie miało nic wspólnego z kibicowaniem, tylko to jest akt chuligański, wręcz barbarzyński. Ale to nie odosobniony przypadek, kiedy kibice zamiast kibicować, atakują innych. W Chorzowie zamaskowani mężczyźni w barwach śląskich klubów piłkarskich pobili przechodniów. Kibice to jest grupa, która ma poczucie silnej przynależności, oni chcą pokazać, że na danym terenie rządzą. W Małopolsce 3 mężczyzn z maczetami groziło chłopcu grającemu w piłkę. Wszystko pod pretekstem zwyzywania krakowskiego klubu. Atakują słabszych, bo słabszy nie przeciwstawi się. Nie będzie ryzyka, że zostaną pobici, że nie dadzą sobie z nim rady. W Jaworznie mężczyzna zaatakował kobietę tylko dlatego, że nosiła koszulkę przeciwnej drużyny. Wszystko działo się w tym roku. Grupa często nakręca sama siebie. Ta odpowiedzialność jest rozproszona, czyli jak idę na ustawkę, to tak naprawdę nie idę sam, tylko idę w grupie i nie odpowiadam sam. W tych 3 przypadkach większość sprawców usłyszała już zarzuty. Bo to nie sport, a po prostu przestępstwo, za które może grozić nawet kilkanaście lat więzienia. Australia zakazuje korzystania z platform społecznościowych dzieciom poniżej 16. roku życia. TiKTok, Instagram, Youtube muszą blokować konta zbyt młodych użytkowników pod groźbą surowych kar. Skuteczność takich regulacji zawsze zależy od metod egzekucji zakazu i tu czas pokaże, czy przepisy nie są martwe. Na antypodach kopnęli kamień, czy ruszy za tym lawina? Taki widok nikogo już nie dziwi, ale Australia właśnie zaczęła z tym zjawiskiem walczyć. Jest pierwszym krajem na świecie, w którym nastolatki do 16. roku życia nie mogą korzystać z większości mediów społecznościowych. Takie serwisy jak Facebook, Instagram czy Snapchat muszą od dziś weryfikować wiek użytkowników i usunąć konta nastolatków. Cel jest jeden. Ta reforma zmieni życie australijskich dzieci i pozwoli im cieszyć się dzieciństwem. Młodzi przyklejeni do smartfonów to już problem globalny. Serwisy, które znalazły się na zakazanej liście, służą i do kontaktu, i publikowania treści, i czerpania wiedzy o wszystkim, co młodzież chce wiedzieć, stąd nie dziwi, że zdania australijskich nastolatków są podzielone. Ja, co dziwne, myślę, że to dobrze, ponieważ istnieją inne aplikacje, takie jak WhatsApp, których można używać do wysyłania wiadomości do ludzi i które zapobiegają rozpraszaniu się podczas nauki. Czuję brak zaufania, myślę, że o używaniu mediów społecznościowych powinni decydować rodzice. Ale rodzice w Australii doceniają to, że w obronie przed złym wpływem mediów społecznościowych po ich stronie od dziś stoi też prawo. Bo ja jako rodzic mogę powiedzieć "nie", ale wtedy córka może powiedzieć: "ale tato, każdy inny ma". Teraz już nie może tak powiedzieć, dziękujemy naszemu rządowi, że mamy ten dodatkowy argument. Czy taki argument powinni mieć także rodzice w Polsce? Chciałaby tego dyrektorka jednej z podstawówek we Wrocławiu. W jej placówce każdy uczeń przy wejściu chowa telefon do specjalnego, zamykanego etui i odcina się od pokusy korzystania z sieci. Efekt? Dzieci rozmawiają ze sobą na przerwach, grają w różne gry, czytają książki, rozmawiają z nami, nauczycielami, jak i ze mną. Niebezpieczeństwa płynące z korzystania z mediów społecznościowych to m.in. obniżenie poczucia własnej wartości, izolacja, zaniedbywanie relacji. Taki młody człowiek przecież w tym samym czasie nie może spotykać się ze znajomymi, nie może w tym czasie robić wielu innych rzeczy, typu uprawianie sportu. Zdaniem psychologa Konrada Maja do tej pory żadna edukacyjna metoda nie odniosła pożądanego skutku w odciągnięciu młodych od mediów społecznościowych, a czas spędzany przez nich w sieci z roku na rok rośnie. Jeśli inne metody nie okazały się jakoś bardzo skuteczne, to trzeba dać tej metodzie szansę, zobaczyć, co się będzie działo, być może wszyscy podążymy w tym kierunku. Taką drogę rozważa już Dania. Czy zakaz w Australii przyniesie zamierzone skutki - to zbadają międzynarodowi eksperci. 15 lat dla Krystiana W. i 6 lat dla Marcina T. "Krystek" i "Turek" idą do więzienia za seksualne przestępstwa w sopockiej Zatoce Sztuki. Nazwa miejsca brzmiała nobliwie, ale prokuratura wykazała, że na tym się kończyło, a gdański sąd okręgowy wydał prawomocny wyrok, podtrzymując orzeczenie z pierwszej instancji. Krystian W. był przez prasę nazywany łowcą nastolatek. Były powody. Gwałty, stręczycielstwo, narkotyki, samobójstwo, tajemnicze zaginięcia. Swój finał w sądzie właśnie znalazła jedna z najgłośniejszych spraw kryminalnych Trójmiasta, którą żyła cała Polska. Obojętnie gdzie się to wydarzy, szok jest dla wszystkich. Natomiast dla Sopocian może tak, bo to miał być teatr, dom kultury, a wyszła taka afera. Afera Zatoki Sztuki skupiała się głównie wokół Krystiana W., znanego jako "Krystek". W mediach zyskał przydomek "łowca nastolatek". Mężczyzna został prawomocnie skazany na 15 lat więzienia za popełnienie kilkudziesięciu przestępstw seksualnych, m.in. właśnie w tym sopockim lokalu. Angażowano młode, często niepełnoletnie, dziewczyny, które nawet nie były świadome tego, co robią. Gwałcono je, manipulowano nimi. Krystek za tym stał. Wyrok 6 lat pozbawienia wolności usłyszał były właściciel Zatoki Sztuki Marcin T., pseudonim "Turek". Mężczyzna miał odbyć stosunek z 14-latką i płacić za seks niewiele starszym dziewczynom. To niestety było środowisko osób, które korzystały z możliwości, jakie stwarzało to miejsce, gdzieś tam pojawiało się stręczenie tych dziewczyn, więc pokazuje to, że patologia zebrała się w czymś, co miało formalnie w nazwie "sztuka". Były wieloletni prezydent Sopotu Jacek Karnowski, który podejmował walkę z patologiami w tym lokalu, nie zgadza się z wyrokiem. Zatoka Sztuki, którą promowało wielu celebrytów ze świata kultury i sportu, w momencie wybuchu afery stała się wizerunkowym ciężarem dla Sopotu. Miasto próbuje teraz lokalowi nadać nowe życie. Obecnie w tym budynku działa dom kultury, który w przyszłości ma przejść generalny remont. Jest to przestrzeń, w której organizujemy wydarzenia kulturalne, wystawiennicze, koncerty. Oddaliśmy budynek mieszkańcom. Chociaż Zatoka Sztuki nie funkcjonuje już od kilku lat, wciąż wokół niej krąży wiele mitów i tajemnic, jak np. podejrzenie powiązania bywających tam grup mafijnych z zaginięciem Iwony Wieczorek. To się jakoś łączy. Tyle lat minęło, tylu ludzi się w to zaangażowało, nikt niczego nie udowodnił. A zdaniem ekspertów nierozwiązanych zagadek kryminalnych związanych z Zatoką Sztuki może być o wiele więcej. Zamiast wielu godzin - kilka minut na wykonanie podstawowych badań krwi i moczu. Zamiast miesiąca - tydzień na wykonanie badań histopatologicznych. W łódzkim Wielospecjalistycznym Centrum Onkologii i Traumatologii Kopernika otwarto laboratorium diagnostyczne, jedno z najnowocześniejszych takich miejsc na świecie. Szpital Kopernika w Łodzi, jedno z największych centrów onkologicznych, urazowych i neurologicznych w regionie. Leczy się tu ponad 100 tys. pacjentów rocznie. Pan Ryszard, chory na raka, co 3 miesiące przyjeżdża na chemioterapię. Od wyników morfologii krwi zależy decyzja o podaniu leku. Dotąd czas oczekiwania na wynik to było kilka godzin. Badanie, w moim przypadku dwa badania, - pokazują, co dalej, co się dzieje, co ewentualnie trzeba robić. Nowe laboratorium to w pełni zautomatyzowany transport pneumatyczny próbek krwi ze wszystkich oddziałów szpitalnych. Probówki docierają tu w czasie kilkunastu sekund, a wyniki są gotowe w ciągu kilku minut. Probówka do badania jest wysyłana natychmiast po pobraniu krwi. Ta równomierność, że w każdej chwili ona przyjdzie do laboratorium i wejdzie w proces analityczny, pozwala nam rozłożyć ten proces i skrócić czas oczekiwania. Inne rozwiązania dotyczą badań histopatologicznych. Określają one rodzaj nowotworu i stopień zaawansowania. Tu liczy się każdy dzień, bo do czasu uzyskania wyniku leczenie u pacjenta jest wstrzymane. Oczekiwanie na wynik histopatologiczny jest kluczowe do podjęcia decyzji o włączeniu leczenia onkologicznego, czy to chirurgicznego, czy radioterapia, czy chemioterapia. Ten czas oczekiwania dla mnie, pacjentki, był bardzo długi, bo to jest okres stresujący, a trwał ponad miesiąc. Teraz czas oczekiwania na wynik histopatologiczny będzie skrócony do tygodnia. Całość w pełni zautomatyzowana, nadzorowana. Tutaj mamy program barwienia. Cały system to połączenie technologii, sztucznej inteligencji i kompetencji diagnostów laboratoryjnych, którzy nadzorują badania. Inny poziom zadań. Z taką linią nigdy wcześniej nie miałam styczności, pracowałam na sprzęcie niższej klasy, to jest jednak wyzwanie. Inwestycja o wartości prawie 80 mln zł to dla szpitala oszczędność. Szpital ponosił ogromne koszty związane z badaniami robionymi na zewnątrz. W tej chwili będziemy robili sami, ale również będziemy podwykonawcami dla innych jednostek w województwie łódzkim. Dotychczas Szpital Kopernika robił około 200 tys. badań laboratoryjnych miesięcznie. Nowy system pozwoli na zwiększenie tej liczby trzykrotnie. Niby wiemy, że tych Wilkowyj nie ma, że w tej parafii jest inny ksiądz i raczej nie ma brata bliźniaka. Niby wiemy, że wójt nie przeniósł się do Belwederu i że Pietrek Patryk to w istocie Patryk Pietrek, a jednak gdy zgasły światła dziesiątego sezonu, to nam czegoś zaczęło brakować. Dziś już wiemy, że klamka zapadła: nadchodzi "Ranczo" sezon 11. Halo? Bombaj? Urząd gminy Wilkowyje. Polska obyczajowość w pigułce. Przyziemne sytuacje, genialne dialogi. Tętniące życiem, choć fikcyjne, Wilkowyje. Wyraziste postaci i intrygi, które potrafiły rozbawić, wzruszyć, a przede wszystkim opowiedzieć prawdę o nas. W szczytowym momencie "Ranczo" oglądało 10 mln Polaków. Tak narodziły się legendy. O co pytają panią ludzie na ulicy? Taki najczęstszy tekst? Czy ja mogę dać im ziółek takich, żeby ich stary zrozumiał, co to miłość do żony, żeby nauczyć ich tą ręką machać, żeby się zaczarowało coś. Babcia Zielarka jest nieodłączną częścią serialowej rodziny. Podobnie jak Amerykanka Lucy. Czy bliźniacy - wójt i ksiądz - oraz ich konflikt. Symbol nie tylko polskich sprzeczek, ale i rodzinnych układów. - Czy ten pociąg do Wilkowyj? - Nie. Artur Barciś żartuje, że politycy chętnie korzystali z kultowych tekstów z "Rancza". A widzowie? Po prostu zaczęli nimi mówić na co dzień. Rola tak wspaniale napisana, że tylko nauczyć się na pamięć. Chociaż często było tak, że ja miałem bardzo długie monologi do wójta. A Czarek siedział za biurkiem i mówił "no, nie wiem". Ale jako bliźniak ksiądz miewał za to dłuższe kazania. Po 9 latach przerwy widzowie dostaną 6 premierowych odcinków "Rancza". Scenariusz jest gotowy. Andrzej Grembowicz marzył, by jego ostatnia historia ujrzała światło dzienne. Nie będzie to wznowienie "Rancza". Mam nadzieję, że fantastyczne, z przytupem zakończenie, mocny akord i zamknięcie tego projektu. Choć wielu kluczowych postaci nie ma już z nami - na ekranie odżyją. Pojawią się też nowe. W wątku Wioletki pojawi się nowa postać, bardzo zaskakująca. Myślę, że nikt z widzów nie wpadnie na to, kim jest ta postać. Na powrót "Rancza" czekają także mieszkańcy Jeruzala na Mazowszu, czyli serialowych Wilkowyj. Oblężenie ludzi co dzień w skali świata. Każdy jest zadowolony. Dużo przyjeżdża zaciekawionych. No fajnie. Ja tu czuję, tu w sercu, że to będzie znowu piękny czas. Pierwszy klaps prawdopodobnie padnie już wiosną. Za chwilę "Pytanie dnia", gościem Doroty Wysockiej-Schnepf będzie przewodniczący Rady ds. Współpracy z Ukrainą, przewodniczący Komisji Spraw Zagranicznych Paweł Kowal. A potem "Bez trybu", w którym Justyna Dobrosz-Oracz pokaże zachowania polityków, które chyba idą stanowczo za daleko. Dobrego wieczoru, do zobaczenia.