Polski wyjątek: według nieoficjalnych informacji Polska nie będzie objęta mechanizmem relokacji uchodźców. O krok od tragedii. Dyspozytorka pogotowania odmówiła wysłania karetki do 11-latka w stanie zagrażającym życiu. Dumni z Polski - miejsca, ludzie, wydarzenia, czyli "Polska na tak", by świętować niepodległość. Dobry wieczór, zapraszam na "19.30". Na początek doniesienia z Brukseli w sprawie paktu migracyjnego, które mocnym politycznym echem odbijają się nad Wisłą. Jak nieoficjalnie donosi RMF FM, Polska ma być wyłączona z relokacji migrantów ze względu na ogromną liczbę przyjętych już Ukraińców. Jeśli tak, to czyja to zasługa? - pytają politycy. Twarda postawa rządu - wskazuje premier. Efekt działań opozycji i prezydenta - odpowiada druga strona. Decyzja Komisji najpóźniej do środy, a dziś na Placu Zamkowym w Warszawie przeciwko nielegalnej migracji protestowało PiS. Nie tak miała wyglądać ta manifestacja PiS-u. To są stare gry. Politycznym paliwem demonstracji miał być pakt migracyjny. Ale pojawił się problem. Temat się zdezaktualizował. Bo pakt migracyjny. Mamy być z niego zwolnieni. No ale czy to dojdzie do skutku, to zobaczymy. Ten dzień się trochę zepsuł, bo temat główny upadł. Pakt migracyjny. Niech pan nie kłamie. To nie kłamstwa, ale oficjalne stanowisko premiera Polski, który w sieci napisał tak: Mówiłem, że nie będzie w Polsce relokacji migrantów i nie będzie! Załatwione. I tym premier niejako potwierdza nieoficjalne informacje RMF FM, że Polska ma zostać zwolniona z paktu migracyjnego. W praktyce oznacza to, że mechanizm "obowiązkowej solidarności", czyli relokacja migrantów, kary za odmowę ich przyjęcia czy wsparcie operacyjne Polski nie będzie obowiązywał. Powód? Miliony uchodźców wojennych z Ukrainy przyjętych przez Polskę. Ostateczna decyzja Komisji Europejskiej zapadnie w przyszłym tygodniu. Zapisy paktu migracyjnego zostały w całości wynegocjowane przez rząd Mateusza Morawieckiego. Nasz rząd musiał to wszystko naprawić. Nie będziemy implementować ani wdrażać żadnych rzeczy, które zagrażają naszemu bezpieczeństwu. A politycy PiS-u w potrzasku. Naprędce zmieniają plany i narrację. Proszę państwa, nie dajcie się oszukać. Ale brakuje konsekwencji. Bo prezes PiS-u i ta wiceprezes PiS-u ostrzegają przed tym, by nie dać się oszukać rządowi i Unii. Tyle że ten wiceprezes PiS-u już otwiera szampana i próbuje przypisać zasługi prezydentowi Nawrockiemu za coś, co zdaniem tych polityków jest unijnym oszustwem. Kilka dni temu prezydent Nawrocki skierował ostre pismo do von der Leyen. Mija kilka dni i UE pęka. Pęka przed Karolem. List pana prezydenta odbił się szerokim echem od Laponii wśród Eskimosów po mieszkańców Cypru. Ironizują rządzący i przypominają. Jak dziś mówią o bezpieczeństwie granicy, to wiedzą, o czym mówią, bo wcześniej to bezpieczeństwo demolowali. A warto pamiętać o faktach. Po tej stronie trwa manifestacja polityków PiS. Po tej stronie przypomnienie jednej kluczowej liczby, o której część polityków PiS-u wolałoby zapomnieć. Według Najwyższej Izby Kontroli za czasów rządu PiS wydano 366 tysięcy wiz dla imigrantów z Azji i Afryki. A politycy Platformy na specjalnej stronie MigracjaPiS.pl przypominają o aferze wizowej. Mówią o aferze, której nie było. Ale pan Wawrzyk ma zarzuty. Piotr Wawrzyk to były wiceminister spraw zagranicznych w rządzie PiS-u, a to jego współpracownik. Politycy Zjednoczonej Prawicy byli jedyną grupą, która mogła na tym najwięcej skorzystać. Skalę migracji z rządów PiS pokazuje też zaprezentowany dziś spot. Pakistan wzrost o 3917%, Indie wzrost o 3131%. PiS = nielegalna migracja. Nie było żadnej kontroli. Polska wiza była najłatwiej osiągalna w Unii Europejskiej. To się zmieniło - zapewnia szef dyplomacji. Skończyliśmy z naciskami na konsulów także za łapówki. Podniosłem ceny polskich wiz. Skończyliśmy z wizami dla fejkowych studentów. Rząd zmniejsza też liczbę wydawanych wiz osobom z Afryki i Azji o 50%. Na półmetku sejmowej kadencji strony politycznej sceny szukają pomysłu na nową opowieść dla wyborców. W czasie, gdy prezes PiS na Placu Zamkowym apeluje o odwołanie Donalda Tuska, lider rządu szykuje się do otwarcia nowego rozdziału. Kongres Zjednoczeniowy Koalicji Obywatelskiej ma się odbyć za dwa tygodnie, co zasugerował w "Pytaniu dnia" sekretarz generalny PO Marcin Kierwiński. Jak poza organizacyjną zmianą czytać to wydarzenie? Ten szyld będzie aktualny jeszcze tylko przez dwa tygodnie, potem zmiana. Będzie nowa nazwa i logo. Będzie kongres zjednoczeniowy i to prawda, że będzie to październik. 25? Nie potwierdza pan, nie zaprzecza? Jest to jedna z dat, która jest rozważana. W ostatni weekend października ma nastąpić fuzja partii tworzących Koalicję Obywatelską, czyli Platformy, Nowoczesnej i Inicjatywy Polskiej. Przechodzimy z fazy związku partnerskiego do małżeństwa. Koalicję Obywatelską liderzy Platformy i Nowoczesnej zawarli 7 lat temu przed wyborami samorządowymi. Potem poszerzona o Inicjatywę Polską i Zielonych startowała w wyborach parlamentarnych i europejskich. Niejedne wybory już za nami, wspólne tworzenie koalicji rządzącej. Mamy podobne programy wyborcze, więc chyba już najwyższy czas, żeby być razem. Połączenie to z jednej strony formalność. Z drugiej - nowe otwarcie i zwarcie szeregów na półmetku kadencji. Chcemy być jak jedna pięść, jak jedna zwarta armia, która jest gotowa na wszystko, jest gotowa zderzyć sie z tym populizmem, kłamstwem, oszustwem PiS-u. I wygrać wybory za dwa lata. Dotychczasowi szefowie Inicjatywy Polskiej i Nowoczesnej nie będą z automatu wiceszefami nowej partii. Proszę poczekać. To jest tajemnica? To nie jest tajemnica, to musi być ustalone, muszą być wybory. To będzie zmiana sztandaru po 24 latach istnienia Platformy Obywatelskiej. Będzie nowa nazwa. Jaka? Tu politycy nabierają wody w usta. Wszystko w swoim czasie. Dopytujemy, czy człon "obywatelska" powinien pozostać. Nic nie zdradzę. Myślę, że powinna być, ponieważ Nowoczesna i PO wywodzą się z takiej inicjatywy obywatelskiej. W ostatni weekend października swoją konwencję organizuje też PiS, który ironizuje na temat fuzji KO. Dodaje sie zero do jednego. Nic z tego więcej nie wyjdzie niż cały czas jeden. Obecnie to KO zyskuje w sondażach. W badaniu Opinii 24 o ponad 2 p.p. wyprzedza PiS. Polska 2050 i PSL pod progiem. W sondażu Ibris przewaga Koalicji nad PiSem wynosi ponad trzy punkty. Notowania ludowców i partii Hołowni pod progiem, choć w przypadku PSL nieznacznie. PSL będzie szło samodzielnie do tych wyborów, bo po raz kolejny wygra nie tylko z sondażami, ale wygra tak, że będzie decydować o przyszłości Polski. Sondaże zaklina Szymon Hołownia. Partia uzyska w następnych wyborach między 7 a 10 procent. Więcej kontaktów z wyborcami w ciągu dnia, mniej spotkań po nocy to ma szansę poprawić wyniki w sondażach. Szymon Hołownia w zamian za rezygnację z funkcji marszałka domaga się teki wicepremiera dla Katarzyny Pełczyńskiej-Nałęcz. Jak ktoś zna Donalda Tuska, to wie, że tego typu próby wymuszania jakiejś decyzji są nieskuteczne. Minister sugeruje, że premier zdecyduje dopiero po zmianie w tym fotelu. Po wyborze nowego marszałka. Włodzimierz Czarzasty ma objąć funkcję 19 listopada. Oglądają państwo "19.30" w sobotę. Za chwilę śmiertelnie niebezpieczny trend z internetu, ale nie tylko: O krok od tragedii. Umierał, po prostu umierał tutaj. Dyspozytor nie wysłał karetki do 11-latka w stanie krytycznym. Powiedzieli, że pani ma sama sobie dzieciaka przywieźć samochodem własnym, a ja mówię, że nie mam samochodu. Trafił do nas w stanie septycznym w podejrzeniu bezpośredniego stanu zagrożenia życia. Postępowanie wyjaśniające prowadzimy. Jeżeli te zarzuty sie potwierdza, to sytuacja była niedopuszczalna. Kiedyś źródłem potęgi była stal, potem ropa. Dziś prawdziwa potęga to moc obliczeniowa. Fabryki sztucznej inteligencji budują Stany Zjednoczone, Chiny i Europa. Polska ma plan, by w technologicznym wyścigu uplasować się w czołówce i już wiadomo, że druga po poznańskiej fabryka sztucznej inteligencji powstanie w Krakowie. Jak wykorzystane zostaną setki milionów złotych, które popłyną do stolicy Małopolski? Szybsze diagnozowanie chorób, np. onkologicznych, efektywniejsze zużycie energii w przemyśle, walka z suszą w rolnictwie czy przewidywanie powodzi. To tylko niektóre z korzyści, na jakie możemy liczyć dzięki rozwojowi sztucznej inteligencji. Wszędzie tam, gdzie ruch sterowany jest światłami. Dzięki analityce ruchu miejskiego, drogowego można będzie nareszcie myśleć, że korki można wyeliminować. Pomóc w tym mają polskie fabryki sztucznej inteligencji. Fabryki bez kominów i taśm montażowych, których sercem są akceleratory GPU - potężne, super szybkie procesory, zdolne wykonywać tysiące obliczeń jednocześnie. To one umożliwiają sztucznej inteligencji uczenie się. Zapewniają po pierwsze odpowiednią architekturę dla tego rodzaju obliczeń, ale także zrównoleglenie, czyli jesteśmy w stanie wiele tego rodzaju urządzeń połączyć ze sobą, by te obliczenia przyspieszyć. Druga polska fabryka SI, o nazwie Gaja, powstanie w Krakowie. Otrzyma dofinansowanie w wysokości łącznej około 300 milionów złotych. Na budowę najnowocześniejszej infrastruktury obliczeniowej. Liderem projektu jest Akademia Górniczo-Hutnicza. Będzie wspierane przez inne polskie uczelnie. Przez Politechnikę Gdańską, Poznańską, Uniwersytet Jagielloński oraz Uniwersytet Warszawski. W skład konsorcjum weszły też NASK i Ośrodek Przetwarzania Informacji. W Gai będzie działało ponad tysiąc akceleratorów GPU. Polski projekt dostał akceptację Komisji Europejskiej, która w połowie sfinansuje inwestycję. Inwestycje w sztuczną inteligencje w Polsce znacznie przyśpieszają. Bo tylko u nas, w Niemczech i Hiszpanii będą po dwie fabryki sztucznej inteligencji. Budową pierwszej, Piast AI, zapowiedziano wiosną. To ,co ona dostarcza, to moc, która może wykonać obliczenia wysokiej skali, po to żeby wyuczyć modele myślenia za nas. Myślenia w dużym cudzysłowie. Z fabryk skorzystają nie tylko naukowcy, przedsiębiorcy i administracja publiczna. I fabryka sztucznej inteligencji w Krakowie, i ta pierwsza fabryka sztucznej inteligencji w Poznaniu to są niebywałe zmiany w życiu każdego obywatela. To też kolejny krok ku europejskiej suwerenności technologicznej. Jeżeli Europa chce gonić tych największych graczy, czyli Stany zjednoczone, Chiny, musi rozwijać swoje moce obliczeniowe. Są one w tym momencie na zbyt niskim poziomie. Obie fabryki podwoją moc obliczeniową dostępna obecnie w polskich centrach superkomputerowych. 11-latek w poważnym stanie i jego mama, która bezskutecznie błaga o pomoc, dzwoniąc pod numer alarmowy. Chłopcu pękł wyrostek robaczkowy, ale gdy pod opieką ma się jeszcze trójkę dzieci, za to nie ma się prawa jazdy i pomocy, to podróż do szpitala staje się ogromnym wyzwaniem. W przypadku 11-letniego Błażeja to było wyzwanie na wagę życia. Myślała, że jej syn ma grypę żołądkową. Bolał go brzuch, wymiotował. Po trzech dniach stan 11-latka gwałtownie sie pogorszył. Zadzwoniłam na 112 i mi odmówili po prostu. Powiedzieli, że ma pani sama sobie przywieźć dzieciaka samochodem. A ja mówię, że nie mam samochodu. Zrozpaczona pani Anna poprosiła o pomoc sąsiadkę. Ta też zadzwoniła po karetkę. I znów odmówiono. Pojechała do ośrodka zdrowia do pobliskich Prabut. Ze łzami w oczach prosiła o pomoc. Syn czekał w domu. Po karetkę zadzwoniła pielęgniarka. W stanie krytycznym był, 33 stopnie miał, jak one przyjechali go ratować. Ja to już od zmysłów siedziałam. Był po prostu umierający, cały był zimny, sine paznokcie, sina twarz. Po prostu umierał tu. 11-latek śmigłowcem został przetransportowany do szpitala w Olsztynie. Walczył o życie. Podjęte intensywne działania medyczne, w tym operacja i intensywne leczenie w ramach oddziału intensywnej terapii i anestezjologii sprawiły, że dziś najgorsze mamy za sobą. Okazało się, że pękł wyrostek robaczkowy. Chłopiec miał wstrząs septyczny. Przeszedł operację. Teraz wraca do zdrowia. Płakałam dosłownie, jak go zobaczyłam. Szczęśliwa byłam, że już dobrze. Sprawę wyjaśniają policja i prokuratura. Czy i w jakim czasie oraz jakie dyspozycje wydawał dyspozytor pogotowia ratunkowego w związku ze zgłoszeniem. Powinien ktoś za to odpowiedzieć, nie może być tak, że dzwoni matka, mówi o stanie swojego dziecka, a dyspozytor nie reaguje. Dramatem mamy i jej syna zajmuje się też Rzecznik Praw Pacjenta. Wystąpiliśmy o dokumentacje, przede wszystkim o nagrania z dyspozytorem rozmów, będziemy to analizować. Dyspozytorzy muszą działać zgodnie z przepisami wydanymi przez Ministerstwo Zdrowia. Jest jasno określone, w jaki sposób dyspozytor ma prowadzić ten wywiad i w momencie rozpoznania ewentualnego problemu medycznego ukierunkować pytania pod dany problem medyczny. Pani Anna ma nadzieję, że nikogo innego nie spotka podobna sytuacja. Na te 112, co dzwoniłam, to mam żal po prostu do nich. To nowa moda w mediach społecznościowych, a jej konsekwencje mogą być naprawdę niebezpieczne. Do sieci trafiają kolejne nagrania zachęcające do jedzenia czerwonych muchomorów. To nie jest pyszny grzyb, nieprawda, że nie szkodzi. Przeciwnie: działa jak dopalacz i taka konsumpcja może zakończyć się śmiercią. Ten czerwony to jest na pewno niejadalny. To już nawet dzieci wiedzą, że muchomor czerwony jest be. Okazuje się, że jednak nie wszyscy zdają sobie z tego sprawę. Sanepid ostrzega przed niebezpieczną modą na stosowanie muchomora czerwonego jako rzekomo "naturalnego środka wspomagającego zdrowie". Jak sama nazwa wskazuje, dawniej ten grzyb był wykorzystywany w chatach do trucia much. Eksperci mówią wprost: to żerowanie na naiwności zdesperowanych pacjentów. Ludzie, którzy zostali uwiedzeni przez urok tych grzybów i głupich informacji, albo nie żyją, albo są w ciężkim stanie. Absolutnie odradzamy. Jest to toksyna, która w bardzo szybkim tempie wpływa na organizm. Bo muchomor czerwony zawiera substancje, które mogą uszkodzić wątrobę i układ nerwowy, działają też jak narkotyk. O czym najlepiej wiedzą na oddziałach toksykologii. Mieliśmy pacjentów, którzy byli po zażyciu muchomora czerwonego. Cel, który im przyświecał, to było oczywiście uzyskanie halucynacji, pobudzenia. I jak dodają eksperci, nie pomoże żadna obróbka termiczna. Toksyny nie ulegają dezaktywacji. Główny Inspektor Sanitarny przypomina, że od ubiegłego roku produkty na bazie muchomora czerwonego trafiły na czarną listę ministerialną i są traktowane jak dopalacze czy narkotyki. Obrót jest zabroniony, nielegalny i jest karany. W zależności od ilości tych produktów, kara może sięgać nawet 20 lat więzienia. Mimo to w sieci bez trudu można kupić susz, maści czy nalewki z tego grzyba. Problemem są nie tylko muchomory czerwone. Transplantolog profesor Michał Grąt zwraca uwagę na niepokojący trend. W ciągu miesiąca do Kliniki Transplantacyjnej i Wątroby WUM trafiło więcej pacjentów niż normalnie trafia w rok. Ta liczba zatruć w ostatnim okresie była oszałamiająca. Od miesiąca lekarze walczą o życie 30-latka, który zatruł się muchomorem sromotnikowym. Zatrucie muchomorem spowodowało nie tylko uszkodzenie wątroby, ale ciężką niewydolność wielonarządową. To jest człowiek, który cały czas walczy o życie, to że on żyje, rozpatrujemy w kategoriach cudu. Dlatego i lekarze, i sanepid apelują o ostrożność i zdrowy rozsądek. I przypominają, że nie warto eksperymentować z własnym zdrowiem. To miejsce, w którym niemożliwe staje się realne. W Budziku dla dorosłych, Fundacji Akogo? w Warszawie, ponad 60% pacjentów wraca do aktywności ze stanu uważanego za beznadziejny. Budzik jest jednym z nielicznych takich ośrodków, które działają nieodpłatnie, w ramach Narodowego Funduszu Zdrowia. Problem w tym, że przepisy utrudniają przyjęcie niektórych pacjentów. Pierwsze kroki po blisko roku leżenia w śpiączce. Gabriel miał wypadek samochodowy, z którego ledwo uszedł z życiem. Od niedawna mówi. Jest bardzo zdeterminowany. Daję 200% siebie, ponieważ mam do czego wracać. To pierwsze słowa Katarzyny. Do wczoraj rurka tracheotomijna utrudniała z nią kontakt. Po udarze, który miała w styczniu, nie dawano jej szans. Stan lekarze określali: nawet nie ratować, nawet nie reanimować. Cezary, po wypadku motocyklowym jeszcze tydzień temu nie chodził i nie mówił. Fundacja Akogo? od lat udoskonala program medyczny "Budzika" i dziś ośrodek zalicza się do światowej czołówki. Już wiemy, jak diagnozować i znajdować tę świadomość i ją rozniecać. Co ważne, leczenie w "Budziku", po latach starań, znalazło się w koszyku świadczeń finansowanych z NFZ-tu. To jest ogromny sukces, bo tego nie było, a jest i nas nie będzie, a to będzie. Ale przyjęcie do "Budzika" utrudniają przepisy. Szpitale dość szybko wypisują pacjentów w śpiączce, bo na intensywnej terapii potrzebne są miejsca. Po tygodniu, dwóch tygodniach, ordynator powiedział: Trzeba ją stąd zabierać, to nie jest miejsce dla niej. Z podobnym problemem spotkała się mama 19-letniej Zofii, która była w śpiączce po ciężkim wypadku. Po czterech tygodniach na OIOM-ie szpital ją wypisał. A zgodnie z przepisami do "Budzika" można skierować pacjenta po sześciu tygodniach na oddziale. My zostaliśmy pozbawieni w tym momencie jakiejkolwiek sytuacji bezpiecznej. Naprawdę, nie wiedzieliśmy, co możemy zrobić. To jest właściwie kosmetyczna sprawa, która po prostu zlikwiduje bardzo dużo stresu i zagubienia, i tych bliskich, i działa na niekorzyść samego chorego. Ministerstwo Zdrowia obiecało nam, że ponownie przeanalizuje zasady przyjęcia do "Budzika". Będziemy to konsultować z ekspertami, jeśli tylko to jest realne, jesteśmy otwarci. Wcześniej wielu z tych pacjentów nie miałoby szans na powrót do aktywności. Dziś ponad połowa wraca do samodzielnego, aktywnego życia. Chcę być lepszym człowiekiem. Po pierwszych formalnych decyzjach w sprawie rozejmu między Izraelem a Hamasem trwa oczekiwanie na ich spełnienie. Izraelskie służby przygotowują palestyńskich więźniów do wymiany na przetrzymywanych od dwóch lat zakładników. Ma do niej dojść w poniedziałek przed południem. Powiedz, co wypełnia godziny nerwowego oczekiwania? W Tel Awiwie jedność. Tutaj gromadzą się niewyobrażalne tłumy. Czekają na powrót do domu ostatnich 20 Izraelczyków. Wśród tych czekających jest specjalny wysłannik USA Steve Witkoff, który to porozumienie negocjował. Do wymiany ma dojść w poniedziałek i to od niej w dużej mierze zależy przyszłość tego rozejmu. Jeżeli zakładnicy nie wrócą do domu cali i zdrowi, Izrael najpewniej zawróci wojska do Strefy Gazy. Dlatego po drugiej stronie granicy atmosfera całkiem inna. Palestyńczycy z niepokojem patrzą w przyszłość. Licznie wracają do ruin swoich domów w poszukiwaniu najbliższych. Według obrony cywilnej pod tymi ruinami znajdować mogą się ciała 10 tysięcy osób. Początkowo kojarzone z pasją i technologią, a dziś przede wszystkim z zagrożeniem. Drony niespodziewanie pojawiają się w kolejnych europejskich krajach. W Niemczech ma powstać centrum ochrony przed takimi obiektami. Piąty co do wielkości eksporter broni na świecie ma doświadczenie głównie w produkcji ciężkiego sprzętu, ale coraz więcej młodych firm robi postępy właśnie w dziedzinie dronów, a to może pomóc w budowie muru dronowego na wschodniej flance NATO. Do niedawana latały tu samoloty, teraz testowane są drony. Składane tu. W tej hali po byłym lotnisku Tegel miesięcznie produkowanych jest ponad 100 dronów. Większość z nich trafia na Ukrainę. Tam w wojnę każdego dnia zaangażowane są setki dronów. Już przed wojną skupialiśmy się na monitorowaniu granic i budynków infrastruktury krytycznej, ale 24 lutego 2022 roku wszystko się zmieniło. Już w marcu mieliśmy pierwsze zamówienia. Produkowane tu drony są drogie i naszpikowane najnowszą technologią - ten dron rozpoznawczy kosztuje ponad 200 tysięcy euro. Wcale nie wygląda, jakby był przeładowany technologia. Jego moc tkwi w kamerze. Mózg tego drona znajduje się tu, z tyłu, a w środku jest bateria. Waży do 15 kilogramów. Niemcy od lat są wśród największych eksporterów sprzętu wojskowego na świecie - chodzi głównie o pojazdy wojskowe, okręty wojenne czy systemy obrony przeciwlotniczej. Ale atak Rosji na Ukrainę pokazał, że potrzebne są też systemy obrony przed dronami. Po incydentach w ostatnich tygodniach. Mieliśmy bardzo dużo zapytań. Szczególnie z takich krajów jak Polska, kraje bałtyckie, ale też z Wielkiej Brytanii. Jesteśmy w kontakcie, bo to europejski problem. Niemiecki know-how mógłby zostać wykorzystany także w przypadku planowanego muru dronowego na wschodniej flance. Jego zaletą jest chociażby optoelektronika i technika lotnicza. Ale żeby tę siłę dobrze wykorzystać, niemieckie firmy muszą przyspieszyć. To co jeszcze przed rokiem było na topie, dziś jest przestarzale. Technologia rozwija się błyskawicznie. To jest wyścig. Tu pojawia się coś nowego, tam coś innego. Zabawa w kotka i myszkę. A my w tym wyścigu jesteśmy kotkiem czy myszką? Czasem wysuwamy się na prowadzenie, ale często nie nadążamy. Ukraińcy do dyspozycji mają 500 dronów made in Germany, testowanych na byłym lotnisku przez fachowców z całego świata. Często przez Ukraińców. To dla mnie bardzo ważne, że idą stąd do Ukrainy. Bronicie się przed Putinem. Tak. Wojna w Ukrainie przyniosła firmie Germandrones wiele dodatkowych zleceń. To może dziwne pytanie, ale czy mimo zysków czeka pan, żeby się skończyła? Tak. Mam nadzieję, że niedługo się skończy, ale też obawę, że jednak będzie jeszcze długo trwała. 11 listopada za miesiąc i na czas oczekiwania na świętowanie mamy dla państwa wyjątkową propozycję. Co w waszych lokalnych ojczyznach szczególnie Was cieszy, co łączy pokolenia, napełnia dumą i powoduje uśmiech? Czekamy na państwa propozycje, odwiedzimy wasze miejscowości, by wspólnie stworzyć jedyną taką mapę "Polski na tak". 11 to nieprzypadkowa liczba, także tylu jest dumnych z Polski ambasadorów akcji Telewizji Polskiej i Polskiego Radia. Jak zakończyłem karierę skoczka narciarskiego, dopiero zobaczyłem, jaka Polska jest piękna. Adam Małysz nawet się nie wahał. Dołączył do akcji "Polska na TAK!". Morza, góry, jeziora. 11 niezwykłych ambasadorów już od poniedziałku będzie opowiadać państwu o miejscach, z których są szczególnie dumni. Moja "Polska na TAK!" to Polska, która jest gotowa na wyzwania, gotowa na rozwój, pamięta o swojej historii i jest dumna z tego, jaką drogę przeszła. "Polska na TAK!" łączy pokolenia, regiony i środowiska. Akcja Telewizji Polskiej została zainicjowana dokładnie na miesiąc przed Świętem Niepodległości. Miejsce inauguracji również nieprzypadkowe. Dlatego jesteśmy tutaj, że odzyskanie niepodległości, wysłanie depeszy iskrowej przez Józefa Piłsudskiego o powstaniu Państwa Polskiego wiąże się z osobą Józefa Piłsudskiego, który tutaj w Sulejówku znalazł swój dom rodzinny. Do 11 listopada będziemy realizować projekty związane z ideą patriotyzmu. "Polskę na TAK" najlepiej widać z oddali. Ja za każdym razem, kiedy wracam z zagranicy, to dopiero jak ląduję i jadę samochodem, to uświadamiam sobie, jak my bardzo nie doceniamy miejsca, w którym żyjemy, jak ono się pięknie zmieniło. Każdy region, każda historia. Kolorek, czyli Karol Stefanowicz, zabierze państwa na swoje ukochane Podlasie. To, co się dla mnie najbardziej podoba na Podlasiu, to jest ta multikulturowość, że tu mieszkają i katolicy, i prawosławni, i muzułmanie, nasi Tatarzy, ja też mam pochodzenie trochę tatarskie i jestem z tego bardzo dumny. Bo Polska to nasz wspólny dom. Dlatego do akcji obok ambasadorów zapraszamy również państwa. polskanatak@tvp.pl - pod ten adres mo¼ecie pa$stwo wysy¾a^ zdj-cia, a także nagrania wideo z miejsc, z których w szczególności jesteście dumni. Pokażmy razem, jak wygląda nasza "Polska na TAK!" To ma być nasza wspólna akcja pełna pozytywnej energii i miłości do kraju. Będzie też 11 miast, które ci ambasadorzy wybiorą spośród zgłoszeń od naszych widzów i te miasta będziemy odwiedzać. Nasi dziennikarze pojawią się w tych miejscach w weekend poprzedzający Święto Niepodległości. A 11 listopada w wielkim finale koncert z największymi polskimi gwiazdami w Lublinie! Bo Polska to emocje, ludzie i miejsca, które warto odkrywać. Zaproszeniem do jedynej takiej "Polski na tak" kończymy "19.30", a już za moment Pytanie Dnia. U Doroty Wysockiej-Schnepf były minister spraw zagranicznych w rządzie PiS Jacek Czaputowicz. Ciekawego wieczoru, do zobaczenia!