Niedziela, 12 stycznia. W programie między innymi: Oburzenie po spotkaniu Karola Nawrockiego z kibicami na Jasnej Górze. W tle szokujące okrzyki. Już 16 ofiar pożarów w Los Angeles. Żywioł sieje spustoszenie, sytuacja się pogarsza. Zima nie odpuszcza - biało niemal w całym kraju. Utrudnienia na drogach, opóźnienia na kolei. Dobry wieczór, zaczynamy "19.30". Karol Nawrocki w ogniu krytyki po nienawistnych okrzykach, do których doszło podczas jego spotkania z kibicami na Jasnej Górze. Były też modlitwy w intencji kandydata popieranego w wyborach prezydenckich przez PiS. Są pytania ze strony innych duchownych o upolitycznienie tego szczególnego dla katolików miejsca. Duchowa stolica Polski, replika obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, a pod nim uśmiechający się obywatelski kandydat na prezydenta, popierany przez PIS, przy takich okrzykach. Raz sierpem, raz młotem czerwona hołotę. To spotkanie, na które zostały wpuszczone tylko prawicowe media, odbyło się w jednej z jasnogórskich auli, tuż obok kaplicy Matki Boskiej Częstochowskiej. To trzeba powiedzieć wprost. To jest po prostu bezczeszczenie świętego miejsca dla Polaków. To nie tylko ocena polityków koalicji rządzącej. Także duchownych. Jasna Góra nie jest miejscem na spotkania kiboli, którzy zamierzają podsycać nienawiść społeczną. Jest mi smutno. Czy naprawdę nie ma odpowiedniejszych miejsc na spotkania drących się kibiców z politykami? Tych wątpliwości nie podziela Karol Nawrocki, który dziś pytany o brak reakcji na mowę nienawiści nie miał ani sobie, ani uczestnikom spotkania nic do zarzucenia. Bardzo cenię kibicowski i stadionowy zmysł do tego, aby podejmować wiele tematów w sposób bardzo autonomiczny. Zachciało wam się cenzurować hasła na stadionach. To za dużo. To spójrzmy jeszcze raz. To nie jest stadion. To miejsce dla wielu Polaków święte, do którego każdego roku pielgrzymuje kilka milionów osób. Jeżeli Nawrocki nie ma w sobie krzty przyzwoitości, żeby zareagować, żeby hasła, które padały, po prostu uciszyć, to bardzo źle świadczy o nim jako człowieku. - Czy pan widzi w zachowaniu Karola Nawrockiego, tym wczorajszym, coś niestosownego? - Absolutnie nie. Przestrzegałbym przed wpadaniem w histerię, przed roztaczaniem jakiejś wizji mowy nienawiści, to są hasła, oczywiście dość brutalne, ale pochodzące z historii polskiego ruchu antykomunistycznego. Ale padły 35 lat później, we współczesnym kontekście po takim pytaniu do kandydata popieranego przez PiS. Czy jeśli zostanie pan prezydentem, czy pan nie dopuści lewackiej ideologii do szkół? Tak środowiska prawicowe nazywają m.in. edukacje zdrowotną, która od września, decyzją obecnej koalicji rządzącej, ma wejść do szkół, prawdopodobnie jako przedmiot nieobowiązkowy. Król jest nagi, teraz zobaczyliśmy prawdziwego Nawrockiego, on się dobrze czuje w takich środowiskach, on się dobrze czuje z takimi hasłami, on się dobrze czuje otoczony takimi ludźmi. Trzecia droga przypomina te słowa Karola Nawrockiego: Skończy się wojna polsko-polska. Które padły zaledwie półtora miesiąca temu, gdy ogłaszał swój start w wyborach. I mówi o politycznej kalkulacji. Ewidentnie puszcza oko do wyborców Konfederacji, więc takie spotkanie z kibicami jest mu na rękę. Stąd też, jak twierdzi koalicja, antyukraińskie i antyunijne hasła obywatelskiego kandydata popieranego przez PiS. Próbuje Karol Nawrocki z nami konkurować, ale jeśli chce to zrobić na poważnie, niech wreszcie przyjmie zaproszenie i weźmie udział w debacie ze Sławomirem Mentzenem. Na razie nic nie wskazuje na to, by do niej doszło. Karol Nawrocki o głosy środowisk narodowych walczy w taki sposób. Korzystając ze wzorców popierającej go partii. Los Angeles wciąż pozostaje w piekielnym uścisku ognia. Świadkowie mówią o scenach jak z apokalipsy. Żywioł wypala tysiące hektarów i zabiera ze sobą kolejne ofiary. Ich bilans wciąż rośnie. Życie straciło już 16 osób. W pierwszym dniu, kiedy pożar się pojawił, z ogniem walczyło ponad 200 strażaków. Dziś już półtora tysiąca. Jak radzą sobie z ugaszaniem? Ostatnia noc była dość spokojna. Choć cztery pożary są wciąż aktywne. Jednak najgorsze są prognozy. Władze, w tym meteorolodzy, mówią, że niestety to jeszcze nie koniec: ciepły, porywisty wiatr Santa Ana, taki ich halny, znowu nadchodzi nad Los Angeles - kolejne dni mogą przynieść równie wiele zniszczeń, co trwające pożary. I wiatr może podnieść tony toksycznego popiołu. Nadal trwają także ewakuacje, już ponad 150 tysięcy ludzi musiało opuścić domy. Ci, których domy wciąż stoją, mogą pod nadzorem policji wrócić na dosłownie 10 minut, by zabrać kilka najpotrzebniejszych rzeczy. Tragedia zostaje coraz bardziej upolityczniona. Donald Trump atakuje lokalne władze, zarzuca im niekompetencje. Gubernator Kalifornii zaprasza go na miejsce katastrofy, by zobaczył ją na własne oczy i pomógł ofiarom. Ale na razie nie zamierza przylecieć. Tak wyglądają zgliszcza ponad 10 tysięcy domów w regionie Los Angeles. A setki jeszcze płoną. To nie filtr. Tu nie ma kolorów. Wszystko stało się czarno-białe. Międzynarodowe lotnisko w Los Angeles i wojskowy samolot ze strażakami z Meksyku na pokładzie. Przez najbliższe kilkadziesiąt godzin w walce z ogniem będą wspierać amerykańskie służby. Jesteśmy bardzo wdzięczni, że prezydent była skłonna wysłać załogę, którą widzicie za mną. To najlepiej wyszkoleni i najbardziej doświadczeni strażacy - zapewniają władze Meksyku. Brali udział w akcjach gaśniczych nie tylko w swoim kraju. Teraz będą starali się opanować jeden z najbardziej katastrofalnych w skutkach pożarów, który dotknął Kalifornię. Ogień jest tak duży, że widać go nawet z kosmosu. Są to wyselekcjonowane, przeszkolone osoby z dużą wiedzą techniczną. Z pożarami już od prawie tygodnia walczy ponad 14 tysięcy amerykańskich strażaków i żołnierzy Gwardii Narodowej. Służby mówią o postępach, ale te są niewielkie. Szacuje się, że powierzchnia pożaru Eaton wynosi obecnie ponad 5,5 tysiąca hektarów. Ogień został opanowany w 15%. W zaledwie jedenastu ten, który trawi luksusową dzielnicę Pacific Palisades w północnym Los Angeles i zaczyna rozprzestrzeniać się na wschód. Paliwem dla ognia jest wiatr i sucha jak papier ziemia - w najbliższych dniach na poprawę pogody nie można liczyć. Bardzo chciałbym móc przekazać dobre informacje o pogodzie, ale takich nie ma. Obecnie podmuchy suchego, pustynnego wiatru Santa Ana nie są tak gwałtowne, ale w połowie tygodnia przybiorą na sile. Dlatego takich doszczętnie strawionych przez ogień miejsc najprawdopodobniej będzie więcej. Do tej pory spłonęło ponad 10 tysięcy budynków, a 12 tysięcy nadal jest zagrożonych ogniem. Tyle zostało z domu Marii. To koniec historii życia tutaj. Przyniosłam ze sobą kwiaty, bo czuję się, jakbym była na pogrzebie. A to rodzina Hassetów, która w Pacific Palisades mieszkała ponad 20 lat. Przez zamontowaną w domu kamerę patrzyli, jak płonie. Właśnie zakończyliśmy jego ostatnią przebudowę - był idealny. I znajdował się w na pozór bezpiecznej okolicy. Tu nie było ani strefy zalewowej, ani zagrożonej pożarami. State Farm dopiero co odnowiło naszą polisę ubezpieczeniową. Dzięki której będą ubiegali się o odszkodowanie na pokrycie kosztów odbudowy. Ale na takie wsparcie tysiące Kalifornijczyków liczyć nie mogą. Przedstawiciele giganta ubezpieczeniowego State Farm Insurance już dwa lata temu oświadczyli, że nie będą przyjmować nowych wniosków o ubezpieczenie nieruchomości w Kalifornii. Rok temu nie przedłużyli polis dla ponad 70 tysięcy domów i mieszkań. Oglądają państwo "19.30", już za chwilę - zima trzyma, a później jeszcze: Ukraina wzięła do niewoli żołnierzy Kima. Najdłużej żyjący w Polsce pacjent po przeszczepie wątroby. Amerykański sen, czyli transfer z pierwszej ligi do MLS. Opóźnienia pociągów, pogotowie przeciwpowodziowe na Bałtyku i ogromne kłopoty kierowców. Śnieg, choć zapowiadany, wielu najwyraźniej zaskoczył. Nie obyło się bez kolizji i holowań. Bo niektórym samochody odmówiły posłuszeństwa. Nie narzekali ci, którzy jeździli albo na sankach, albo na nartach. Toprowcy przypominają: w górach trzeba uważać na lawiny. Takich scen dziś nie brakowało. Wezwał pan pomoc? Śnieg sypie i daje się we znaki. Bardzo dużo zgłoszeń, przykładowo takich drobnych kolizji, czyli jakieś zsunięcie do rowu. Pomału i ostrożnie, aby bezpiecznie dojechać do celu - tak dziś jeździło się w całym kraju. Jest bardzo ślisko, trzeba bardzo uważać i trzeba jeździć wolniej, i z wyczuciem, i użyciem rozumu. Śnieżyce i wichury dla służb oznaczają ciężką pracę i test cierpliwości. Bo nie wszyscy kierowcy współpracują. Jak mają trochę kultury to się usuwają, a są tacy, że się nie usuwają, tylko trąbią. Dużo śniegu to duże kłopoty. Od soboty strażacy interweniowali ponad 1300 razy. Najwięcej pracy mieli w Pomorskiem. Najwięcej zdarzeń było związanych z usuwaniem drzew, konarów z jezdni, chodników. Na chwilę obecną te zdarzenia już są w mniejszej ilości. W Zachodniopomorskiem w miejscowości Łobez pod naporem śniegu zawalił się dach hurtowni materiałów budowlanych. Na szczęście w środku nikogo nie było. Pogoda pokrzyżowała też plany podróżujących pociągami. Składy mają ogromne opóźnienia. Trwa usuwanie awarii linii energetycznych. Prądu przed południem nie miało wciąż ponad 20 tysięcy odbiorców. Na Bałtyku cofka - obowiązuje stan pogotowia przeciwpowodziowego. Są miejsca, gdzie woda zalewa ulice i zagraża domom, jak w miejscowości Stepnica w Zachodniopomorskiem. 41 centymetrów ponad stan alarmowy, to jest sytuacja już wyjątkowa, bo ostatni taki stan mieliśmy 10 lat temu. Tu poziom wody na szczęście już się nie podnosi. Ale w Elblągu, na rzece Elbląg - tak. Dlatego w mieście ogłoszono stan pogotowia przeciwpowodziowego. W Łebie wiatr osiągał prędkość nawet 85 km/h. Mimo wszystko pomysłów, by wybrać się na spacer po falochronie, nie brakowało. Pod żadnym pozorem nie można tego robić. W momencie, kiedy człowiek podmyty falą znajdzie się w wodach portowych, w kanale, w tej szalejącej wodzie, służby ratownicze praktycznie nie mają szans na uratowanie człowieka. Z zimą każdy radzi sobie, jak może. Jedni łopatami, inni mini-ciągnikami. A kto nie pracuje, ten szusuje. Śniegu jest pod dostatkiem. Jeszcze sypie w tym momencie, myślę, że w nocy temperatury się utrzymają. W Tatrach trudne warunki. Ratownicy TOPR ogłosili drugi w pięciostopniowej skali stopień zagrożenia lawinowego. My mamy bardzo dużo wypadków lawinowych właśnie przy drugim stopniu, bo im wyższe stopnie, to w jakiś sposób ta natura nas ostrzega. Mamy śniegu po pas, brodzimy, to mamy poczucie, że coś jest nie tak i raczej wracamy. Na południu kraju obowiązują alerty przed intensywnymi opadami śniegu. Gorsza sytuacja, jeśli chodzi o oblodzenia - na mapie zaznaczone na niebiesko. Zima nie zostanie z nami jednak długo. Od środy spodziewamy się niestety ocieplenia, temperatury wzrosną powyżej 0 do około 4 stopni. Śnieg zostanie tylko z mieszkańcami południa. Za rządów PIS byli szykanowani i represjonowani. Teraz są oczyszczani z zarzutów. Warszawski sąd ostatecznie zamknął sprawę sędziego Igora Tulei. Podejrzewano go o ujawnienie danych i zeznań świadka. Z kolei rzecznik dyscyplinarny umorzył kolejne zarzuty wobec sędziego Waldemara Żurka, w tym m.in. za spotkania z dziećmi i obywatelami w ramach Tour de Konstytucja. Dzisiaj walczymy z tą hydrą. Mówi nam sędzia, który przez 8 lat rządów PIS bronił niezależnych i wolnych sądów. Stał się też symbolem walki. Waldemar Żurek po raz kolejny został oczyszczony z zarzutów, które wytaczał mu rzecznik dyscyplinarny Piotr Schab i jego zastępcy Michał Lasota i Przemysław Radzik. To czasy jak za stalinizmu, gdzie rządziła zasada: dajcie mi człowieka, a my znajdziemy na niego paragraf. Te paragrafy teraz znikają. Ostatnio w sprawie dyscyplinarki za to wydarzenie. Tour de Konstytucja, gdzie prawnicy jeździli po Polsce i czytali fragmenty konstytucji. Tu na spotkaniu w Dobczycach były dzieci. I właśnie za czytanie im konstytucji rzecznik dyscyplinarny wszczął postępowanie. Wszystko odbywało się za zgodą kierownictwa szkoły, nauczycieli, dzieci były aktywne, to było bardzo ciekawe, a zarzuty były absurdalne. Sędzia Żurek z pewnością był najbardziej prześladowanym sędzią przez PiS. Miał 23 dyscyplinarki. Ludzie Zbigniewa Ziobry postawili mu 68 zarzutów. Wszystko po to, by go uciszyć i złamać - nie udało się. Skończył się czas bezpodstawnych dyscyplinarek, skończył się czas bezpodstawnych zarzutów. Bo działania Waldemara Żurka były legalne - tak twierdzą rzecznicy dyscyplinarni "ad hoc" powołani przez Adama Bodnara. Ich zadaniem jest wygaszenie represji. Wielu milczało, bo nie miało odwagi, siły albo determinacji, żeby to robić i to jest dla mnie przykład bohaterstwa. Mówiąc o bohaterstwie, europoseł Lewicy wymienia jeszcze jedno nazwisko: Sędziego Igora Tulei, którego władza chciała zastraszyć tylko dlatego, że przy rozpatrzeniu zażalenia na decyzję o umorzeniu śledztwa w sprawie posiedzenia sejmu w sali kolumnowej z 16 grudnia 2016 roku nakazał prokuraturze ponownie zająć się sprawą. Po trzech latach okazało się, że rzeczywiście śledztwo jest prowadzone, ale przeciwko mnie. Decyzją utworzonej przez PiS Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego Tulei uchylono immunitet i na dwa lata odsunięto od orzekania. Traktowali państwo jak swój prywatny folwark i wykorzystywali wszystkie narzędzia, aby niezależnych, niezawisłych sędziów po prostu prześladować. Rolą sędziów jest stosowanie prawa. A panowie z tym mieli wielokrotnie problem. Nie stosowali prawa pana zdaniem? Wpisywali się w ten rokosz części środowiska sędziowskiego, który jasno ignorował przepisy prawa. Z tym jednak nie zgadza się sąd, który umorzył prawomocnie postępowanie wobec sędziego Igora Tulei. Jest to na pewno jakaś satysfakcja, zamknięcie pewnego rozdziału, ale to nie jest koniec tej walki. Bo przywracanie praworządności trwa, choć zdaniem sędziego Tulei - za wolno. Ukraińska armia wzięła do niewoli dwóch północnokoreańskich żołnierzy. Walczyli w rosyjskim obwodzie kurskim częściowo kontrolowanym przez Kijów. Ich schwytanie ogłosił Wołodymyr Zełenski. W filmie opublikowanym przez ukraiński wywiad, zeznali, że zanim trafili na pole bitwy, przeszli szkolenie wojskowe w Rosji. Twierdzą, że jechali do Rosji na szkolenie, a nie na wojnę. To nie pierwsi żołnierze Kim Dzong Una, którzy trafili do niewoli, ale pierwsi, których udało się przesłuchać Służbie Bezpieczeństwa Ukrainy. Pierwszy z pojmanych zeznał, że urodził się w 2005 roku i służył w północnokoreańskim wojsku jako strzelec. Drugi to snajper-zwiadowca. Tylko jeden miał dokumenty - rosyjską książeczkę wojskową, wydaną na inne nazwisko, z meldunkiem w Rosji. Podczas przesłuchania powiedział, że dokument ten wydano mu w Rosji jesienią zeszłego roku, podczas tygodniowego szkolenia w zakresie współdziałania z jednostkami rosyjskimi. Północnokoreańscy żołnierze trafili do niewoli oddzielnie. Na tym nagraniu ukraińskich specjalów widać ewakuację rannego Koreańczyka. Żołnierze z oddziału desantowego pokazali, jak pojmali drugiego. Miał przy sobie broń i wyposażenie rosyjskiej produkcji. To był jego pierwszy bój. Zostali schwytani w regionie Kurska. Nie było to łatwe zadanie - zazwyczaj Rosjanie i żołnierze północnokoreańscy dobijają rannych i robią wszystko, aby zapobiec ich schwytaniu. Według Zełenskiego Pjongjang na wojnie z Ukrainą stracił z dziesięciu już około czterech tysięcy żołnierzy. Znaczne straty potwierdzają relacje jeńców. Tydzień temu ukraińskie wojska rozpoczęły kontratak w regionie Kurska, próbując odzyskać część terytorium, które pierwotnie zdobyły latem. "The Washington Post" wskazuje, że dla Kijowa ma on kluczowe znaczenie w przypadku negocjacji z Rosją. A jego utrata może grozić zajęciem całego obwodu sumskiego. W obwodzie donieckim, gdzie Rosjanie przeprowadzają najwięcej ataków, stale posuwają się naprzód. To, co robi Putin, jest archaiczne i barbarzyńskie. Musi zrozumieć, że Estonia, Łotwa, Litwa - żaden z tych krajów - nie jest już częścią imperium rosyjskiego, to samo dotyczy Ukrainy. To się skończyło. Nie ma już imperium, Władimirze, ty p*** idioto. To nie pierwszy raz, gdy Boris Johnson zbeształ Władimira Putina. Ale w Europie są i tacy, którzy chwalą Moskwę, a krytykują władze w Kijowie. Zełenski jeździ po Europie, tylko żebrze i szantażuje innych, prosząc o pieniądze. To się po prostu musi skończyć. O innym końcu mówi Anastazja. Na froncie straciła męża. Niedługo urodzi jego córkę. Rosja musi zniknąć z powierzchni ziemi, bo zabiera naszych najlepszych ludzi i odbiera nam szczęście. Jej mąż to kolejna fotografia na tej Ścianie Pamięci. Tragiczny pożar w restauracji w Czechach. Wybuchły butle gazowe. Z relacji świadków wynika, że eksplodowały te ze specjalnych ogrzewaczy. 6 osób zginęło, a 8 zostało rannych. 5 przetransportowano do specjalistycznej kliniki leczenia oparzeń w Pradze. Z pewnością była to bardzo trudna operacja, ponieważ cała restauracja płonęła, gdy przybyliśmy na miejsce. Wewnątrz i na zewnątrz budynku znajdowali się ludzie z poważnymi obrażeniami. Na dworze był mróz i padał śnieg. Policja przybyła na miejsce wraz z innymi jednostkami ratowniczymi. Muszę ze smutkiem stwierdzić, że rzeczywiście w budynku odnaleziono 6 ciał. Ta operacja przeszła do historii polskiej medycyny. Jej bohater nie ma prawa tego pamiętać, miał wtedy zaledwie dwa lata. Dziś jest najdłużej żyjącym w Polsce pacjentem po przeszczepie wątroby. Mateusz Zmyślony ma 35 lat. Czuje się dobrze i cieszy się każdym dniem. Z optymizmem w przyszłość patrzą też transplantolodzy. Ubiegły rok pod względem przeszczepów był rekordowy. Mateusz Zmyślony jest najdłużej żyjącym w Polsce pacjentem po przeszczepie wątroby. Niektóre rzeczy, aby pamiętam. Kiedy miał dwa lata, okazało się, że cierpi na chorobę dróg żółciowych. Polska transplantologia stawiała wtedy pierwsze kroki. Było wiadomo, że przeszczep jest dla niego jedyną szansą, dlatego lekarze z Centrum Zdrowia Dziecka na czele z profesorem Piotrem Kalicińskim zdecydowali się przeprowadzić nowatorski zabieg. Pamiętam małego chłopczyka o oliwkowo-żółtej skórze, który czekał na cud i ten cud się po pewnym czasie wydarzył. W marcu minie 35 lat od tamtej operacji. Muszę się do końca życia pilnować, leki brać i nie pić alkoholu w żadnym wypadku. Nie doceniamy zdrowia, póki go nie tracimy. Mateusz jest doskonałym przykładem, że trzeba o siebie dbać. Mateusz Zmyślony nigdy nie traci optymizmu, nieustannie ma też nowe pomysły - teraz marzy, by zrobić prawo jazdy na traktor. Dla wszystkich, którzy z nadzieją czekają na przeszczep, ma jedną radę. No i się nie załamywać, i jakieś zajęcie najlepiej znaleźć. Jego operacja przeszła do historii polskiej medycyny - był drugim pacjentem, któremu przeszczepiono wątrobę od zmarłego dawcy. Od tamtego czasu w transplantologii dokonał się niesamowity postęp. Ponad 1100 nerek, 615 wątrób i ponad 200 serc - takiej liczby nie mieliśmy nigdy w Polsce. I to tylko w ubiegłym roku. Lekarze z Uniwersyteckiego Centrum Klinicznego w Warszawie otworzyli nowy rozdział w historii - rodzinne przeszczepy wątroby dla dorosłych. Już trzy takie przeszczepienia z dobrym skutkiem wykonaliśmy. Wcześniej takie zabiegi wykonywano wyłącznie od dorosłych dawców dla dzieci. Pobranie fragmentu wątroby dla dorosłego i przeszczepienie to jest zupełnie inna operacja, dużo bardziej rozległa, dlatego musieliśmy się do tego tak długo przygotowywać. Bałem się o mamę strasznie. 21-letni Dawid Tejs jest trzecim pacjentem, który otrzymał szansę na nowe życie właśnie dzięki takiemu przeszczepowi. Naprawdę nie pomyślałbym, że po paru dniach będę sobie mógł siedzieć z panią i rozmawiać, myślałem, że będę leżał, a jeszcze dziś zamierzam wstać i pochodzić. Fragment swojej wątroby zdecydowała się oddać mu mama. Podjęliśmy takie ryzyko. Ciężko było podjąć taką decyzję? Nie. Jestem matką, mam trójkę dzieci, więc dla każdego bym to zrobiła. 33. Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy za dwa tygodnie. Wolontariusze już się szykują. Z charakterystycznymi kolorowymi puszkami wyruszą na ulice w Polsce i na świecie. Zostało niewiele miejsc, by do nich dołączyć. W internecie ruszyły też internetowe aukcje, a to wszystko w jednym celu - dla dziecięcej onkologii i hematologii. Ta aukcja rozbiła bank. Maciej Musiał w szczytnym celu posprząta dom do piosenki "Explosion". Cena z minuty na minutę rośnie. O godzinie 19 było już 50 tysięcy złotych. Po jednym dniu zadzwonili do mnie Calvin i Remi, czyli twórcy hitu "Explosion", którzy powiedzieli, że postawią w czyimś swoją dj-kę i przez czas sprzątania będą to "Explosion" na żywo grać. Maciej wspiera orkiestrę od najmłodszych lat. Z puszką chodził już w gimnazjum. Dla narodu w ogóle wspaniałe jest, jak się jednoczy wokół jakiejś idei i to nam pozwala to robić, pozwala robić wspólne dobro, a myślę, że to jest coś, czego dzisiaj bardzo potrzebujemy, czyli wspólnoty. W tym roku zainteresowanie pracą w roli wolontariusza było tak duże, że właściwie tylko w pojedynczych sztabach są jeszcze miejsca. W Opolu nie ma ich już od dawna. No w tym roku bardzo szybko te 350 miejsc, które dostaliśmy, się wyczerpało. Do tej pory dostajemy zgłoszenia od ludzi, którzy chcieliby pomóc, ale na ten moment to jest... Pani Ewa Morska-Żmij w sztabie jest od sześciu lat. Choć, jak zaznacza, z orkiestrą gra od pierwszej nutki. Dziś z puszkami chodzą zarówno jej dzieci, jak i wnuczka. Takich rodzin jest bardzo dużo. Gdzieś to przechodzi dalej. Taka tradycja pomagania i z tego jest bardzo duża satysfakcja. W końcu ci, którzy grają z orkiestrą, pozwalają zmieniać życie milionów Polaków. W tym roku gra toczy się o nowoczesny sprzęt medyczny, który trafi na oddziały onkologiczne i hematologiczne szpitali, hospicjów oraz zakładów patomorfologii dziecięcej. WOŚP daje mi poczucie, że czynnie pomagam ludziom. Efekty naszej pracy widać na każdym kroku, gdy odwiedza się szpitale i placówki medyczne. A najpiękniejsze jest to, że każdy z nas może czuć satysfakcję. Przy okazji może też poznać idoli. Fani Remigiusza Mroza, wspierając WOŚP, mogą stać się bohaterami jednej z jego powieści. Z kolei Michał Wiśniewski w ramach aukcji zrobi prywatny koncert. Paweł Wąsek został mistrzem Polski w skokach narciarskich na Wielkiej Krokwi. W pierwszej serii skoczył aż 145 metrów. Na podium stanęli również Kamil Stoch i Jakub Wolny. Te konkursowe skoki były na takim fajnym, dobrym poziomie, pojawiły się oczywiście w nich błędy, ale też w pierwszej serii miałem dużo szczęścia do warunków, które udało mi się wykorzystać. Był to dobry poziom tych skoków, ale na pewno wiem, że stać mnie na więcej. Z takim dobrym nastawieniem tu przyjechałem, powalczyć w tych zawodach, i powalczyłem. Paweł jest naprawdę w dobrej formie, jest bardzo pewny siebie, nawet w wietrznych warunkach wykonuje świetne skoki. To najlepsza wersja Pawła, jaką kiedykolwiek widzieliśmy. Zasłużył na to zwycięstwo. Fajnie jest wrócić do rywalizacji, do zawodów, pomimo że to są takie zawody podwórkowe nasze, ale jednak no trzeba było się zmobilizować i po prostu stanąć na wyżyny, no bo Paweł zawiesił bardzo wysoko poprzeczkę. A teraz o tym, jak spełnił się amerykański sen Wiktora Bogacza. To jeden z najbardziej utalentowanych młodych polskich piłkarzy. Trafi do najlepszej amerykańskiej ligi piłki nożnej. Za jego pozyskanie Amerykanie zapłacili 2 miliony euro. Na pierwszy trening zaprowadziła go mama. Sześć lat później wspólnie z mężem rzucili wszystko i przeprowadzili się dla syna do Warszawy. Jeszcze kilka dni temu znali go głównie fani klubu Miedź Legnica. Dziś o 20-letnim piłkarzu mówią wszyscy miłośnicy futbolu. A to za sprawą tego, co ogłosił czołowy amerykański klub New York Red Bulls. Witaj, Wiktor. Pozyskaliśmy polskiego napastnika Wiktora Bogacza z Miedzi Legnica. Jestem niezwykle szczęśliwy, że do was dołączam w tym sezonie. Nie mogę się doczekać, żeby dla was grać. To najdroższy transfer w historii pierwszej ligi. Za polskiego piłkarza Amerykanie zapłacili 2 miliony euro. Red Bulls wykazali się wielką determinacją i olbrzymim szacunkiem wobec niego, zaprosili go jesienią na rekonesans, poleciał tam z najbliższymi, z agentem, z dziewczyną, Ten amerykański sen o wielkiej piłce zaczął się tu, w Starachowicach. Wiktor miał sześć lat i siedem minut drogi z tego drewnianego domu na pobliski orlik. Jego pierwszy trener wspomina, że od początku ćwiczył ze starszymi. Wiciu od małego był obunożny i był niezłomny, co by się nie wydarzyło, ile razy byłby poturbowany, on nigdy nie chciał zejść z boiska, mówiłem: Wiciu, zdejmę cię. Wiciu - łzy w oczach: nie, ja zostaje na boisku. A tak wyglądał, gdy jako 12-latek zaczął trenować w Warszawie. Grzeczny, punktualny, pracowity - wspomina go prezes klubu Delta. By mógł się rozwijać, rodzice przeprowadzili się do stolicy. Rodzice zrobili kawał roboty, zawsze byli z nim, zawsze go wspierali, on będąc małym chłopcem wyjechał ze Starachowic do nas, do wielkiego miasta. Ta historia przypomina losy Roberta Lewandowskiego - też napastnika, który również grał w Delcie. Obu piłkarzy łączy postać legendy futbolu Jurgena Kloppa, który uczestniczył w transferze Bogacza. Jurgen Klopp jest dzisiaj globalnym szefem piłki nożnej w Red Bull, czyli ma oko m.in. na New York Red Bulls, czyli nowy klub Wiktora Bogacza, a to jest człowiek, który stworzył Roberta Lewandowskiego, bo był jego trenerem w Borusii. I dzięki Kloppowi Robert Lewandowski wypłynął na szersze wody. O wypłynięciu na szerokie wody marzą też chłopcy na tym boisku w Starachowicach. Starszy o kilka lat Wiktor jest dla nich inspiracją. Zrobię wszystko, żeby grać gdzieś profesjonalnie. Nie zawsze wychodzi, ale trzeba dążyć do celu. Jest wyższy i silniejszy od większości zawodowych piłkarzy. Biega z prędkością 34 km/h. By wybiegać sukces, ma 4 lata w Nowym Jorku. Czego mu życzymy. W "19.30: to już wszystko. Dziękuję za wspólnie spędzony weekend. Spokojnego wieczoru. W TVP Info za chwilę "Młodzież kontra...".