Wiatraki niezgody. Co zrobi prezydent z ustawą wiatrakową? Prezydent czy rząd? Wraca spór o prowadzenie polityki zagranicznej. Będą deportacje - konsekwencje zadymy na koncercie białoruskiego rapera. Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór. Czy pierwsze prezydenckie weto będzie dotyczyło ustawy wiatrakowej? "Na pewno nie zyska akceptacji" - komentował wczoraj rzecznik Karola Nawrockiego, dziś łagodził ton, mówiąc, że nie ma jeszcze decyzji. Rządzący pytają, czy prezydent jest przeciwnikiem mrożenia cen prądu. Pałac odpowiada, że na te kwestie przedstawi własne propozycje, a włączanie ich do ustawy wiatrakowej stawia głowę państwa w "niezręcznej sytuacji". Jak więc zręcznie wybrnąć z problemu? To jasne, że nikt nie chce płacić więcej. Obecne zamrożone ceny prądu obowiązują do końca września. Posiadam domek jednorodzinny i za prąd w tym miesiącu zapłaciłam 464 zł. 247 zł zapłacić to jest dużo. Jest dużo, ale nie jestem taka biedna znowu, żebym nie mogła tego przeżyć. Rządowa ustawa zakłada obniżenie i zamrożenie cen energii do końca roku z rynkowych 622 zł do 500 zł. Ale nie wiadomo, czy Karol Nawrocki ją podpisze. Wczoraj prezydencki rzecznik sugerował weto. Dziś łagodził stanowisko. Prezydent nie podjął żadnej decyzji jeszcze. Sam Karol Nawrocki obiecywał w kampanii tańszy o trzydzieści procent prąd i własny projekt. Po 100 dniach od mojego przejęcia urzędu Prezydenta. Teraz wątpliwości budzą wiatraki. A konkretnie zmniejszenie odległości turbiny wiatrowej od budynków mieszkalnych. Z obecnych 700 m do 500 m. Ta ustawa jest, delikatnie mówiąc, lekkim faulem ze strony rządzących. Bo z jednej strony mówimy o obniżeniu cen energii... Natomiast wiatraki budzą bardzo duży opór społeczny. My nie gramy z panem prezydentem w ping-ponga. To nie jest zabawa. Kampania wyborcza się skończyła i dobrze by było, żeby środowisko pana Nawrockiego to zrozumiało. Ustawa zakłada, że mieszkańcy w promieniu kilometra od turbiny dostaną 20 tys. zł rocznie za każdy megawat jej mocy. To jest duży zastrzyk gotówki dla ludzi, którzy sąsiadują z wiatrakami, a którzy do tej pory nie mieli z tego żadnych korzyści. A mieli np. widok turbiny wiatrowej gdzieś tam na horyzoncie. Jakub Wiech jednocześnie tym nagraniem próbuje rozbroić strach przed wiatrakami. Dam wam teraz próbkę tego hałasu... (cisza). Rządzący tą ustawą mówią prezydentowi "sprawdzam". PiS z kolei mówi o pułapce. Pod przykrywką mrożenia cen po podwyżce już cen energii, dla niektórych, bo przecież tą ustawą nie obejmuje się przedsiębiorców i samorządowców, przecież próbuje się zliberalizować prawo lokalizacji wiatraków w Polsce. O podpisanie ustawy apelują do prezydenta przedsiębiorcy. 50-60% nakładów inwestycyjnych w projekty wiatrowe na lądzie pozostaje w Polsce. To ogromna szansa na impuls rozwojowy dla wielu regionów i znaczące wzmocnienie lokalnych gospodarek. Podobny list skierowały też związki gmin: Jeśli chodzi np. o moją gminę, to mam 60 wiatraków i co roku otrzymujemy 6 mln zł z tego tytułu, więc to są bardzo ważne środki finansowe. U nas farma działa 15 lat. Jak to się mówi: rodzą się dzieci, przylatują ptaki, krowy dają białe mleko. Im więcej odnawialnych źródeł energii, tym tańszy prąd. Za kilkanaście lat, kiedy będziemy mieli elektrownię jądrową lub dwie, do tego dużo energetyki odnawialnej i bezpiecznie odejdziemy od energetyki węglowej, nasze rachunki spadną o kilkanaście, nawet do kilkudziesięciu procent. Ale do tego długa droga. Potrzeba wieloletnich i przede wszystkim wielomiliardowych inwestycji. Nie tylko ustawa wiatrakowa jest przedmiotem sporu na linii prezydent-rząd. Wraca dyskusja o to, kto prowadzi politykę zagraniczną. To wicepremier Radosław Sikorski, szef MSZ powinien zabiegać o spotkanie z Karolem Nawrockim przy okazji planowanego na wrzesień spotkania prezydentów Polski i USA. Tak uważają współpracownicy prezydenta. Dużemu i małemu Pałacowi od początku nie wróżono łatwej kohabitacji, ale spór o warunki współpracy pojawił się wyjątkowo szybko. Grozi nam powtórka z walki o krzesła sprzed kilkunastu lat? Wszystko wskazuje na to, że tak. Przewidują dziś posłowie koalicji. Po tym, jak Karol Nawrocki dostał zaproszenie do Białego Domu, politycy PiS w mediach społecznościowych zaczęli rozszerzać jego kompetencje. To prezydent Nawrocki, a nie Tusk, jest najwyższym przedstawicielem Polski na arenie międzynarodowej. Kto odpowiada za politykę zagraniczną? Rząd czy prezydent? Za politykę zagraniczną odpowiada rząd, za politykę obronną odpowiada rząd. To wynika wprost z tego artykułu Konstytucji. Polska nie może mieć dwóch polityk zagranicznych, Polska musi mieć jedną politykę zagraniczną. Konstytucja wyraźnie stanowi, że za politykę zewnętrzną i wewnętrzną odpowiada rząd, z którym - to też artykuł konstytucji - prezydent powinien współdziałać. Rzecznik prezydenta ten zapis interpretuje tak. Tu jest kluczowe słowo: "Współdziała". Powinno dojść do spotkania, tyle tylko, że to pan minister Sikorski powinien zabiegać o spotkanie z panem prezydentem Karolem Nawrockim. Sam prezydent na razie głosu w tej sprawie nie zabrał. Wczorajsze popołudnie spędził na stadionie. Między innymi na tej trybunie, najbardziej radykalnych kibiców Lechii Gdańsk. Rządzący przypominają, że nie tylko piłka nożna jest grą zespołową. Prezydent, spotykając się z Donaldem Trumpem, powinien reprezentować linię wspólną z rządem, dlatego że to jest działanie dla dobra Polek i Polaków. Ale wierzy w to pani, że tak będzie po tych zapowiedziach, które słyszymy z otoczenia prezydenta? No tak. To się kończy, kiedy do kancelarii bierze się polityków, którzy cały czas są na wojnie i cały czas prowadzą kampanię wyborczą. Ministrowie prezydenta zaprzeczają, ale kwestię tego, kto u kogo powinien starać się o audiencję, dziś podnosili wielokrotnie. Minister Sikorski, wicepremier powinien już ubiegać się o spotkanie z panem prezydentem i to samo powinien robić Donald Tusk. Mam wrażenie, że prezydent Nawrocki myśli, że wygrał wybory, żeby zostać premierem. Prezydent nie rządzi. Co w kwestii polityki zagranicznej potwierdził także ten wyrok Trybunału Konstytucyjnego. Zapadł po tym, jak do Brukseli na szczyt Rady Europejskiej pojechał i prezydent, i premier wraz z ministrami. Pojawiło się pytanie, czy przy unijnym stole wystarczy miejsc. Kolejne krzesło nie wiem, czy będzie. Trzymał pan długo to krzesło. Nawet go nie dotknąłem. Po szczycie i ówczesny prezydent, i premier starali się tonować nastroje. Walczyliśmy o ważne sprawy dla Polski. Myślę, że sprawy ułożą się jednak dobrze. Rządzący liczą na to, że podobnie będzie tym razem, bo w sytuacji, gdy za naszą granicą trwa wojna, stawka jest wyjątkowo wysoka. Mam nadzieję, Karol Nawrocki będzie w stanie uzgadniać te najważniejsze sprawy dotyczące bezpieczeństwa z rządem, bo to jest racja stanu. Na razie wszystkie scenariusze są na stole. Ani szef dyplomacji, ani prezydent zaproszenia nie wysłał. Oglądają państwo "19:30" we wtorek. Co jeszcze przed nami? Walka o przetrwanie. Od miesięcy nie mamy co jeść. Były tłumy i strzelało wojsko, ale udało mi się zdobyć trochę mąki. Chcemy urealnić wartość opłat za przeglądy pojazdów. Wzrost cen za badania techniczne aut. Bardzo potrzebujemy większej podwyżki. Jak tylko padła propozycja, to przecież nie mogłam odmówić. Boscy w komplecie wracają na ekrany. Nowe informacje w sprawie skandalu na Stadionie Narodowym. 63 Ukraińców i Białorusinów będzie musiało opuścić kraj, dobrowolnie lub pod przymusem - poinformował dziś premier. A chodzi o wydarzenia, do których doszło w sobotę przy okazji koncertu białoruskiego rapera Maxa Korża. Zanim artysta pojawił się na scenie, agresywni fani wdarli się na płytę stadionu. W tłumie był także mężczyzna z banderowską flagą. Była akcja. Jest reakcja. Wobec 63 osób rozpoczęto procedurę wydalenia z Polski. Albo ona się odbędzie dobrowolnie. Jeśli te osoby, które zostały tą procedurą objęte, nie zdecydują się na wyjazd, to będą musiały opuścić Polskę przymusowo. To 57 Ukraińców i sześciu Białorusinów. Na Stadionie Narodowym podczas koncertu białoruskiego rapera Maxa Korża przekroczono wszelkie granice. Jeden z uczestników wniósł flagę banderowców, kojarzoną z ludobójstwem Polaków na Wołyniu. Na początku byliśmy przekonani, że jest to prowokacja rosyjska, jakich w tym czasie mamy wiele, ale okazuję się, że to jest ten drugi problem - z edukacją. Wielu Ukraińców wciąż nie wie o tych wydarzeniach, bo nie uczyli się tego w szkołach. Do błędu przyznał się Ukrainiec, który przeprosił, tłumacząc, ze symbolu UPA nie znał i nie rozumie jego znaczenia w Polsce. Jednak agresja wyszła poza symbole. Na koncercie część osób zaatakowała ochronę i wdarła się na płytę stadionową. Zawiadomiono prokuraturę. Chcemy jednoznacznie zaznaczyć, że sprzeciwiamy się prezentowaniu treści propagujących reżimy totalitarne i treści, które nawołują do nienawiści. Dzień wcześniej fani rapera w pobliżu domów na warszawskiej Woli odpalili race i głośną muzykę. Na to jest stanowcza reakcja środowisk polsko-ukraińskich. Jesteśmy zbulwersowani. Takie rzeczy oczywiście nie powinny mieć miejsca. Imprezę zakończyła interwencja policji. W sumie w Warszawie zatrzymano 109 osób. Skala tych zatrzymań dotyczy narkotyków i naruszenia nietykalności cielesnej ochroniarzy. Wobec nich podjęto już kroki i to podkreśla premier. Jednocześnie apeluje o rozsądek i o to, by nie łączyć tego z milionami Ukraińców, którzy uciekli przed wojną. Szczególnie teraz, przed pokojowymi rozmowami i możliwym zakończeniem konfliktu. Jest kwestią naprawdę fundamentalną z punktu widzenia polskiego bezpieczeństwa, aby Putin nie dostał prezentu przed tymi rozmowami, przed tym spotkaniem. A takim prezentem dla Putina byłoby z pewnością skonfliktowanie Ukraińców i Polaków. "Podjęłam decyzję, że żadne środki nie zostaną wypłacone, dopóki umowa nie zostanie skontrolowana" - to ministra funduszy i polityki regionalnej o dotacjach z Krajowego Planu Odbudowy dla branży HoReCa. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz dziś tłumaczyła się na posiedzeniu rządu, a w rozmowie z dziennikarzami podkreślała, że rozumie społeczne oburzenie, stąd podjęte działania kontrolne. O wyjaśnieniach rządu i wciąż pojawiających się pytaniach. Winny jest jeden. To zdaniem premiera PiS. 100% odpowiedzialności za kłopoty związane z wydatkowaniem pieniędzy z pieniędzy europejskich. I jego idiotyczna, agresywna, antyeuropejska polityka. Gdy w Kancelarii Premiera trwało posiedzenie rządu, przed kancelarią konferencja polityków PiS-u. To jest przekaz dla - tutaj kolega podpowiada - dla idiotów. Program HoReCa został włączony za czasów PiS-u i za czasów PiS-u został zatwierdzony. To ministra funduszy. A premier dodaje od siebie: Oni ukradli Polsce nie tylko pieniądze, ale też bezcenny czas. I przypomina, że KPO nie zostało wypłacone za czasów PiS-u, bo to rząd PiS-u łamał praworządności i blokował reformy sądownictwa. Unijne środki zostały odblokowane dopiero po zmianie władzy, z dwuletnim opóźnieniem. Ten dylemat polegał właśnie na tym: albo stracimy te pieniądze, albo je możliwie szybko wydamy tak, aby trafiły do polskich przedsiębiorców, polskich firm. Tak agresywnie jesteśmy w tej dziedzinie atakowani, bo to jest nasz wielki sukces i to jest siła, którą chce się zaatakować. A podstawą do tego mają być nieprawidłowości wykryte w jednym z programów KPO, który miał wspierać przedsiębiorców z branży HoReCa dotkniętych skutkami pandemii. Reakcja rządu jest niemal natychmiastowa. W Ministerstwie Funduszy pracuje sztab kryzysowy, odwołano prezeskę Polskiej Agencji Przedsiębiorczości. W PARP-ie kontrole, sprawą zajmuje się też prokuratura europejska. Dzisiaj podjęłam decyzję, że żadne środki nie zostaną przekazane na wypłatę dla beneficjentów, dopóki poszczególna umowa nie zostanie skontrolowana i uznana za zgodną z zasadami. Ministra funduszy przerwała urlop. Na zamkniętej części Rady Ministrów przedstawiła informacje w sprawie nieprawidłowości. Premier nie wyklucza jednak dymisji. Konsekwencje tej sprawy zostaną publiczne przedstawione. Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz do dymisji? To są decyzje bardzo poważne. Ja bym się nie ograniczał w żadnych twardych decyzjach, dlatego że dobro koalicji być może będzie tego wymagało. Chaos wokół KPO to paliwo dla polityków PiS-u i Konfederacji. Ponad 20 jachtów zasiliło polski rynek. Szydził poseł PiS-u. Nie wspominając, że to radny PiS-u pomagał w pozyskaniu dotacji na jachty z KPO. Można pływać w jedną stronę i w druga stronę po tych Mazurach. A mąż byłej premier Beaty Szydło z PiS-u zasiadał w komisji oceniającej wnioski o dotacje z KPO. Jak ustaliła Wyborcza, w ten sposób Edward Szydło miał decydować o wydaniu prawie 600 mln zł dla firm działających na terenie trzech województw. Jeżeli dzisiaj słyszymy polityków PiS-u, którzy mówią o tym, że mamy do czynienia z jakąś aferą KPO, to mamy wrażenie graniczące z pewnością, że ubrał się diabeł w ornat i na mszę ogonem dzwoni. Na nieprawidłowościach wokół KPO najbardziej tracą uczciwi przedsiębiorcy. Pani Wioleta, właścicielka pizzerii, padła ofiarą hejtu i nagonki. Chciała zabezpieczyć się finansowo, tworząc - zgodnie z zasadami programu - dodatkowe źródło dochodu. Postawiła na solarium, ale finalnie z programu się wycofała. Mimo to jej nazwisko pojawiło się na tej mapie dotacji. Telefony się urywają, ludzie dzwonią z pretensjami do mnie o solarium, o pieniądze. Raport o nieprawidłowościach w KPO ma być gotowy w połowie września. Waszyngton jak pilnie strzeżona twierdza i pytanie, kto chce amerykańską stolicę forsować. Unia Europejska i ONZ potępiły izraelski atak na Strefę Gazy, w którym zginęło 6 dziennikarzy. Strefa to jedno z najbardziej niebezpiecznych miejsc dla mediów, a dziennikarz Thaer Abeed specjalnie dla "19:30" pokazuje kulisy swojej pracy. W niepublikowanych dotychczas zdjęciach widać dramatyczną rzeczywistość umierających z głodu mieszkańców palestyńskiej enklawy. Każda sekunda w Strefie Gazy to walka o przetrwanie. Nawet szukanie jedzenia wiąże się ze śmiertelnym ryzykiem, bo Siły Obronne Izraela strzelają do wygłodniałych tłumów z karabinów i czołgów. Wojsko twierdzi, że to strzały ostrzegawcze, by uniknąć chaosu podczas rozdawania żywności. Według ONZ w takich incydentach zginęło już blisko 1500 osób. Jesteśmy w okolicy Zikim w północnej Gazie. To tędy ciężarówki z pomocą humanitarną wjeżdżają do Gazy przez izraelski punkt kontrolny. Takie miejsca dzisiaj to prawdziwa śmiertelna pułapka. Te zdjęcia zrobił dla nas Thaer Abeed, jeden z palestyńskich dziennikarzy, który dokumentują piekło Gazy. Już cztery razy otarł się o śmierć. Ostatni raz w niedzielę, gdy Izrael ostrzelał namiot dziennikarzy przy szpitalu Al-Shifa. Zginęło sześciu reporterów. Według Izraela mieli związek z terrorystami Hamasu. Thaer pomimo ryzyka i głodu chce kontynuować, by pokazać cierpienie Palestyńczyków. Od miesięcy nie mamy co jeść i chociaż ta praca stała się bardzo niebezpieczna, musimy pracować. Thaer przed wojną prowadził normalne życie, ale jego dom został zniszczony w izraelskim ostrzale. Teraz mieszka z żoną i dwójką małych dzieci w namiocie w obozie Al-Naser w północnej Gazie. Żyje dzięki pomocy humanitarnej, bo, jak pokazuje w swoich nagraniach, nieliczne dostępne na bazarach produkty osiągają horrendalne ceny. Ile kosztuje cebula? 80 szekli za kilogram cebuli to około 25 dolarów. Nikt nie jest w stanie sobie na to pozwolić. Dlatego - i to też pokazuje Thaer - Palestyńczycy dla jednego worka mąki przemierzają wiele kilometrów i rzucają się na wszystko, co znajdą. W okolicach ciężarówek z pomocą były tłumy i strzelało wojsko, ale udało mi się zdobyć trochę mąki. Izrael od początku wojny, pomimo naszych wielokrotnych starań, odmawia wjazdu zagranicznych dziennikarzy do Strefy Gazy. Zdjęcia palestyńskich reporterów władze Izraela nazywają propagandą. Ale głód, nędzę i wszechobecną śmierć potwierdzają pracujące tam organizacje pozarządowe. Według Lekarzy bez Granic w Gazie z powodu niedożywienia cierpi co trzecie dziecko. I to pomimo taktycznych przerw w walkach, które zapowiedział Izrael. Od kilku dni do Gazy wjeżdża trochę więcej ciężarówek, ale ludzie po miesiącach blokad są tak wygłodniali, że worki padają ofiarą grabieży i kradzieży. To jedzenie nie trafia do najbardziej potrzebujących. Potrzeba co najmniej 600 ciężarówek dziennie. Z głodu w Strefie Gazy zmarło już ponad 200 osób. Od początku wojny w izraelskich nalotach łącznie 61 tysięcy Palestyńczyków. W tym blisko 200 dziennikarzy, którzy na co dzień tę tragedię chcą pokazać światu. Wzrosną ceny za badanie techniczne pojazdu. Od września rachunek za osobówkę wzrośnie o 51 zł, proporcjonalnie wyższe będą także ceny za inne rodzaje badań. Obecna stawka nie była zmieniana od 2004 roku. Jej urealnienia od lat domagali się diagności i właściciele stacji kontroli pojazdów. Tutaj każdy samochód musi pojawić się raz w roku. Za to od 21 lat nie było tu choćby minimalnej podwyżki cen. To ma się zmienić. W przypadku samochodu osobowego opłata za badanie okresowe ma wzrosnąć z 98 do 149 zł. Niestety bardzo, ale to bardzo potrzebujemy większej podwyżki. W tej wrocławskiej stacji kontroli pojazdów pytamy, czy to kwota, która poprawi sytuację. Ta podwyżka, którą pan minister tutaj zaproponował, nijak się ma zupełnie do tego, do rzeczywistych kosztów i rzeczywistych problemów każdej stacji dzisiaj w Polsce. Ministerstwo Infrastruktury tłumaczy, że przy ustalaniu proponowanej kwoty wzięło pod uwagę wyliczenia dotyczące wzrostu cen i kosztów funkcjonowania przedsiębiorstw z ostatnich pięciu lat. Chcemy urealnić wartość opłat za przeglądy pojazdów. Urealnienie i podniesienie ceny o 50 zł, czy to jest realna cena? Nie zgadzam się. Jak zaznaczają ekonomiści, gdyby brać pod uwagę samą inflację ostatnich dwóch dekad i cenę podwyższać co roku, dziś opłata byłaby wyższa niż zakładana przez ministerstwo. W odniesieniu do 2004 roku to w tym momencie ta cena powinna być przynajmniej razy dwa, czyli tak naprawdę kształtować się na poziomie 200 zł. Przez ostatnie dwa lata w temacie podwyżki ze strony przedsiębiorców pojawiała się właśnie kwota około 200 zł za badanie okresowe. Skąd zatem obecna propozycja? Ideą, jaka stała u podstaw wyliczenia tej stawki, było pogodzenie interesów kierowców i interesów przedsiębiorców. Kierowcy, z którymi dziś rozmawialiśmy, są zgodni. Myślę, że nie byłoby to odczuwalne aż tak, jak to jest przedstawiane, przynajmniej dla mnie. To i tak jest za mało. Uważam, że powinny kosztować około przynajmniej 200, 250 zł. Przedstawiciele Polskiej Izby Stacji Kontroli Pojazdów bez sprzeciwu przyjmują propozycję ministerstwa. Odbieramy to oczywiście pozytywnie, to jest dobry pierwszy krok do zmiany całego systemu badań technicznych. Diagności mają nadzieję, że poznają dokładne wyliczenia i konkretne propozycje na przyszłość. Czekamy oficjalnie na potwierdzenie w postaci rozporządzenia pana ministra i zaproponowanie nam realnego mechanizmu waloryzacji. Nowe ceny prawdopodobnie będą obowiązywać już od września. Ruszyło zimą, ale także w wakacje ma szeroko otwarte drzwi dla swoich podopiecznych. Modułowe przedszkole w Stroniu Śląskim to tymczasowe rozwiązanie dla najmłodszych mieszkańców popowodziowych terenów. Dziś odwiedził je wiceminister obrony Cezary Tomczyk, dziękując za zaangażowanie wojsku. Przedszkolaki czekają na docelową placówkę, która powstanie także przy wsparciu Fundacji Telewizji Polskiej, a więc i z państwa wyjątkowym udziałem. Przedszkole kontenerowe w Stroniu Śląskim. Wprawdzie to rozwiązanie tymczasowe, ale podopieczni placówki nie narzekają. Lubię się bawić z koleżankami, a najbardziej z Tosią i z Matyldą. Bardzo lubię, bo też lubię się wygłupiać. A tu pod troskliwym okiem wychowawców mają na to przestrzeń. Placówka zapewnia opiekę dla ponad 200 dzieci. Stare przedszkole nie nadawało się do odbudowy. Woda wpłynęła jedną stroną, wypłynęła drugą, zabierając nam parter budynku, z salami, z całym zapleczem, z całą infrastrukturą, nie zostało nic. Stronie Śląskie krok po kroku odbudowuje infrastrukturę doszczętnie zniszczoną podczas ubiegłorocznej powodzi. Nie byłoby to możliwe bez wolontariuszy i wojska, o czym przypominał dziś na Dolnym Śląsku Wiceminister Obrony Narodowej. To był wielki logistyczny proces, Wojsko Polskie zbudowało i pomogło zbudować 7 przepraw mostowych i przygotowało 22 mln dotacji celowych na odbudowę szkół i przedszkoli. Docelowo w Stroniu Śląskim powstanie nowe przedszkole. Wykonawca ma być wyłoniony do końca sierpnia. Wczoraj nastąpiło otwarcie ofert. Wszystko będziemy robić, żeby w ciągu 17 miesięcy wybudować nowe bezpieczne przedszkole. Część środków na jego budowę udało się zebrać dzięki akcji "Razem dla was" zorganizowanej przez Fundację Telewizji Polskiej tuż po powodzi. Postanowiliśmy przeznaczyć 2 mln złotych na odbudowę przedszkola dla dzieci, nie tylko po to, żeby dzieci miały nowoczesne przedszkole, żeby dobrze się bawiły, ale też żeby odbudować ich poczucie bezpieczeństwa, Środki dla poszkodowanych w powodzi udaje się zebrać również dzięki zaangażowaniu ludzi z wielkim sercem i takim inicjatywom. Triathlonista Karolina Napiórkowska postanowiła pobiec dookoła Polski. W ciągu 100 dni chce pokonać blisko 4000 km. I w ten sposób zebrać 50 tys. zł dla powodzian. Mój bieg w 100% dedykowany jest szkole w Żelaźnie. Szkoła ucierpiała w zeszłym roku w powodzi i moje serce i moje nogi są dla nich. Dziś biegła w asyście terytorialsów, którzy kibicują jej inicjatywie. Eksperci szacują, że cały proces odbudowy na terenach powodziowych potrwa co najmniej 10 lat. Z rodziną podobno najlepiej na zdjęciach, ale akurat ta kultowa piątka najlepiej wypada na ekranie. Po kilkuletniej przerwie "Rodzinka.pl" wraca do Telewizji Polskiej - dojrzalsza, bogatsza o nowe doświadczenia, ale niezmiennie Boska. Co nowego u starych znajomych? Domówka u rodzinki. Atmosfera jak w serialu. Jest co świętować. Fani produkcji czekali pięć lat. To będzie pytanie retoryczne: kto jest największym fanem "Rodzinki" w pani rodzinie? Odpowiem przewrotnie: ja. Myślę, że gdybym nie była fanką, nikt by mnie tutaj wołami nie zaciągnął, żebym do niego wróciła. Natomiast jest nowy fan w naszej rodzinie. Mój jedenastoletni syn. Ci, którzy pamiętają Kacperka sprzed lat, muszą przygotować się na niezłą metamorfozę. Nie tylko wizualną. Który z bohaterów twoim zdaniem najbardziej się zmienił? Delikatnie, nieskromnie, ale chyba moja postać. Kacper stał się takim troszeczkę dziwakiem. Ma dziwne hobby, ale wydaje mi się, że jest nadal ciekawą postacią. Zebranie takiej ekipy to spore wyzwanie. Julia Wieniawa - jedna z najbardziej zapracowanych i rozchwytywanych gwiazd rodzimego show-biznesu - szykuje się właśnie do premiery nowej płyty. Nie ukrywam, że ten plan jest dla mnie również fantastyczną odskocznią od moich zajęć, bo teraz głównie pracuję nad płytą, koncerty i różne inne zobowiązania zawodowe, ale jak tylko padła propozycja, to przecież nie mogłam odmówić. Bez większego wahania do "Rodzinki.pl" wrócił również Maciej Musiał, który ma na koncie kilka międzynarodowych produkcji. Jego bohater też sporo namiesza. Drugi dom. Na dole mieszka brat ze swoimi romansami. Ja - Tomasz - nie potrafię poskładać swojego życia. Wciąż nie pracuję. Moja żona jest w kolejnej ciąży. Poza komediowym sznytem niewątpliwą siłą serialu jest również jego wymiar edukacyjny. Te wszystkie sytuacje są powtarzane u nas w domu, może nie każda, ale na pewno większość, bardzo podobne się powtarzało u nas w domach, u państwa w domach i chyba to jest ten sukces. Po prostu ludzie widzą siebie w tym serialu. Olga Kalicka, podobnie jak reszta obsady, wie jedno: Boscy wracają w wielkim stylu. W moim życiu bardzo dużo zmieniło się przez te lata. Myślę, że ta moja wewnętrzna przemiana, którą przeszłam, sprawiła, że ta postać będzie trochę inna. Pełen skład. Oczywiście jestem z wami duchowo. Nie mogę być na dniu prasowym, bo tak wypadło, że urlop, ale pozdrawiam was serdecznie. Nowe historie i nowe twarze - jak Helena Englert. Ten sam urok. Premiera już 6 września w telewizyjnej Dwójce. Za chwilę "Pytanie dnia". Gościem Aleksandry Pawlickiej będzie koordynator służb specjalnych minister Tomasz Siemoniak. Ciekawego wieczoru, do zobaczenia.