Dobry wieczór, Marek Czyż, zapraszam na program "19:30". Prezydencka deklaracja współpracy. Rozmowę mieliśmy zaległą, cieszę się, że mogliśmy ją przeprowadzić. Cała Rada Ministrów, panie prezydencie, będzie temu poświęcała cały swój czas dla dobra Rzeczpospolitej. Za tymi drzwiami nie jest przesłuchaniem od strony formalnej. Posiedzenie komisji albo wydarzenie publicystyczne. Trybunał Konstytucyjny wykracza poza swoje kompetencje. Badamy wszystkie możliwe konteksty i na pewno jest to jeden z naszych priorytetów w tej chwili. Pożarowe prawo serii? O godzinie 12:06 wpłynęło zgłoszenie, że w budynku pali się dach. Polski rząd ma nowych ministrów, prezydent wręczył im nominacje. Przy okazji tej rekonstrukcji można było zobaczyć, jak skonstruowana jest relacja między pałacami. Ustawy hurtem kierowane do Trybunału Konstytucyjnego, Andrzej Duda kwituje dziś deklaracją otwartości na współpracę z rządem. Może to tylko kurtuazyjna liturgia, ale może nie tylko. Zanim rozpoczęła się ta uroczystość w Pałacu Prezydenckim... Uroczyście przysięgam. Doszło do godzinnej rozmowy w cztery oczy prezydenta z premierem. W tych kwestiach właśnie najważniejszych tę rozmowę mieliśmy zaległą, cieszę się, że mogliśmy ją przeprowadzić. Wśród tematów według nieoficjalnych informacji - rozmieszczenie broni jądrowej, rozpoczynająca się w przyszłym roku polska prezydencja w UE, a także przyjęta przez poprzedni Sejm ustawa kompetencyjna. Zgodnie z jej przepisami polscy kandydaci na najważniejsze unijne stanowiska muszą mieć poparcie prezydenta. To rząd realizuje politykę zagraniczną, a prezydent współpracuje, nie narzuca. Więc tę ustawę po prostu ominiemy. Kolejna kwestia sporna to wymiana ambasadorów, która nie może się odbyć bez podpisu prezydenta. Minister spraw zagranicznych chce odwołać kilkudziesięciu dyplomatów. Wśród nich jest Marek Magierowski, były prezydencki minister, obecnie ambasador w Stanach Zjednoczonych. To jest pokazanie ciosu w stronę pana prezydenta i szanując głowę państwa, należy postępować inaczej, niż to robi rząd. Jedyny prezydent w historii III RP, który nie odciął pępowiny od swojego środowiska partyjnego. Protokół rozbieżności obejmuje też rządowe ustawy. W czasie pięciu miesięcy rządu Donalda Tuska prezydent podpisał cztery ustawy, dwie zawetował, dwanaście wysłał do Trybunału Konstytucyjnego. I miał ku temu jeden powód. Chodzi o utratę poselskich mandatów przez Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. To ułaskawieni, a wcześniej skazani prawomocnym wyrokiem za nadużycia władzy politycy PiS. Zamknięto do więzienia ludzi, którzy są krystalicznie uczciwi. Tak prezydent mówił w styczniu. Dziś Donald Tusk za to samo chwalił odchodzącego szefa MSWiA. Niezależnie od tego, jaki parasol ochronny nad nimi wisiał, minister Kierwińśki nie wahał się egzekwować prawa, za co bardzo mu dziękuję. Ale dziś w Pałacu padły słowa sugerujące nowe otwarcie w relacjach z rządem. Jestem otwarty na współpracę, mimo że wywodzimy się z różnych środowisk politycznych, jestem otwarty na dialog. Dzisiejsze złagodzenie tonu na linii rząd - prezydent nie przekonuje ani prezesa PiS... Nie przywiązuję temu żadnego znaczenia. ani rządzących. Wszystkie działania pana prezydenta są tylko i wyłącznie pod publiczkę i dla kamer. Pytanie, który Andrzej Duda jest prawdziwy, ten, który mówi o współpracy z rządem, czy ten, który wykonuje polecenia Jarosława Kaczyńskiego? Według politologów przełom nie nastąpił, a w konfrontacji z prezydentem to rząd ma mocniejsze karty. Prezydent próbuje się rozpychać i zaznaczać swoje stanowisko. Jednak na dzisiaj nie widać, żeby to było efektywne. Sprawdzianem może okazać się złagodzona przez Senat ustawa o Krajowej Radzie Sądownictwa, a także przygotowywana przez zaprzysiężonego dziś szefa MSWiA zmiana przepisów o komisji do zbadania rosyjskich wpływów. Chcemy, żeby w skład tej komisji wchodzili naprawdę eksperci, a nie polityczni aparatczycy. To reakcja na decyzję byłego już sędziego Tomasza Szmydta, który poprosił o azyl na Białorusi. Będziemy bezwzględni wobec zła, będziemy współpracowali z każdym, kto ma dobra wolę, na rzecz bezpieczeństwa i na rzecz oczyszczenia z tego zła, które się rozpleniło w niektórych miejscach w Polsce. I z tego zadania będą rozliczani nowi ministrowie, którzy dziś rozpoczęli pracę. Panie ministrze, zapraszam na górę. Jeśli nawet Mikołaj Pawlak jest cennym świadkiem dla komisji śledczej do spraw Pegasusa, to komisja tego na razie nie zbada, bo pan świadek sobie poszedł. Uznał, że właśnie bierze udział w wydarzeniu publicystycznym, a nie żadnym posiedzeniu komisji, bo TK zakazał jej procedowania. Komisja ma inne zdanie, wezwie świadka jeszcze raz i wniesie do sądu o jego ukaranie. Co jest na końcu takiej gry? Świadek przyszedł i wyszedł, kiedy padło pierwsze pytanie. I to jest właśnie poważne podejście do tej komisji. Ucieczka przed prawdą. Mikołaj Pawlak odmówił złożenia przyrzeczenia. Tak to wyjaśniał. To jest czynność procesowa, tak to nazwijmy w cudzysłowie, a tego dzisiaj nie ma ze względu na postanowienie Trybunału. Trybunał Konstytucyjny włączył się do sprawy po tym, jak grupa posłów PiS złożyła wniosek o zbadanie zgodności z konstytucją uchwały, która powołała komisję śledczą. Uchwały, za którą zresztą sami głosowali. Do czasu wydania orzeczenia Trybunał nakazał komisji wstrzymanie się od wszelkich działań. Pani magister Przyłębska daje polecenie trzem sędziom paratrybunału konstytucyjnego, którzy wydają postanowienie, że komisja nie może parować. Zdaniem posłów koalicji o politycznej motywacji Trybunału świadczy to, że postanowienie wydał tuż przed zaplanowanym przesłuchaniem ważnego świadka. Mikołaj Pawlak, zanim został rzecznikiem praw dziecka, kierował Departamentem Spraw Rodzinnych i Nieletnich w Ministerstwie Sprawiedliwości i zajmował się Funduszem Sprawiedliwości. To z niego pochodziły pieniądze na Pegasusa. My ich będziemy wzywać. Będziemy wnosić do sadu okręgowego o ich ukaranie. A poza tym są tez inni świadkowie i dokumenty, na których możemy pracować. Przewodnicząca komisji do spraw Pegasusa nie zamierza składać broni. Będziemy wnioskowali nie tylko o ukaranie do sądu okręgowego w Warszawie, ale o tymczasowe aresztowanie do 30 dni. Ponieważ ta możliwość również istnieje. Mikołaj Pawlak to nie jedyny nieobecny. Na posiedzeniu komisji od początku nie było posłów PiS, którzy jak mówią, podporządkowali się decyzji wydanej przez Trybunał. Jeśli finalnie orzeknie o zgodności z konstytucją tych przepisów, to powrócimy do pracy. Według konstytucjonalisty nawet gdyby nie było wątpliwości co do składu Trybunału, nie ma on uprawnień, by wstrzymywać działania komisji. Może oczywiście zbadać taką uchwałę, natomiast zawiesić wykonalności tej uchwały i zawiesić działalności takiej komisji nie może. Więc to można potraktować tylko co najwyżej jako taki niewiążący apel do tej komisji, żeby się powstrzymała od swojej działalności. Ta jednak, a przynajmniej jej część z koalicji rządzącej, decyzję trybunału pomija. Mikołaj Pawlak ma być ponownie wezwany do złożenia zeznań. Ten egzamin z angielskiego maturzyści z Grodziska Mazowieckiego zapamiętają do końca życia. W czasie egzaminu w szkole wybuchł pożar. Ewakuowano 60 osób, strażacy na razie nic stanowczego o przyczynach nie chcą mówić. Pytań także nadal dużo po wczorajszym dramacie przy Marywilskiej w Warszawie. Twardej hipotezy jeszcze nie ma, ale te, które są, brzmią niepokojąco. W zgodnej opinii ekspertów taki huragan ognia rzadko powstaje przypadkiem. Hale jak ta mają swoje protokoły bezpieczeństwa. Które nie zadziałały? Swoją maturę na pewno zapamiętają uczniowie z liceum w Grodzisku Mazowieckim. W trakcie egzaminu z języka angielskiego zapalił się dach i instalacja fotowoltaiczna. Ze szkoły ewakuowano 60 osób. Tutaj najtrudniejszą rzeczą jest zlokalizowanie tego pożaru, czyli doprowadzenie do takiego momentu, że ten pożar nie będzie się rozprzestrzeniał. Gdy strażacy gasili ogień w szkole w Grodzisku, w Warszawie zwołano sztab po wczorajszym pożarze centrum handlowego przy Marywilskiej 44. Wojewoda Mazowiecki, prezydent Warszawy i przedstawiciele służb rozmawiali, co robić dalej. Sztab miał przede wszystkim na celu podsumowanie sytuacji w zakresie na jakim etapie jest kwestia pożarnicza. Wczoraj w mediach wielokrotnie pojawiały się informacje o kilku źródłach ognia. Straż pożarna dementuje te doniesienia. Pożar był na tyle rozwinięty i niebezpieczny, że trudno było ocenić, jakie było źródło ognia. Niebezpieczeństwo zawalenia konstrukcji nie pozwalało na to, aby w pełni zrobić rozpoznanie wewnętrzne,więc to są dywagacje. Sprawę bada policja i prokuratura. Trwa zabezpieczanie dowodów i pierwsze przesłuchania. W mediach społecznościowych pojawił się apel. Policja chce dotrzeć do możliwie jak największej liczby świadków. Wszystkie osoby, które mają jakiekolwiek informacje. Wciąż pojawiają się pytania, czy systemy przeciwpożarowe zadziałały prawidłowo. Do sprawy odniósł się przedstawiciel spółki. Budynek był zabezpieczony przeciwpożarowo zgodnie z wymaganymi przepisami i uzyskanym pozwoleniem na użytkowanie. Były wykonywane przeglądy i urządzenia były sprawne. Takich centrów jak Marywilska 44 jest kilka w całej Polsce. Zapytaliśmy specjalistów, jak zabezpieczyć taki obiekt, żeby uniknąć pożaru. Opcji jest wiele. W takim budynku mogą być zarówno instalacje tryskaczowe, może być podział na strefy pożarowe, instalacje oddymiające i oczywiście system ostrzegający. Pożar Marywilskiej 44 czy pożar w Grodzisku Mazowieckim to nie jedyne tego typu zdarzenia w ostatnim czasie. Nowy szef MSWiA był pytany o to, czy za ostatnimi pożarami stoją obcokrajowcy. Za wcześnie jest, aby o czymkolwiek mówić, trwa śledztwo, będziemy na pewno informowali, każdy wariant musimy tutaj rozpatrywać. Z 1400 sklepów pozostało 6 hektarów pogorzeliska. Po katastrofie przy Marywilskiej w Warszawie powstają pytania o przyczyny podejrzanie szybkiego pożaru, ale kupcy mają pilniejsze sprawy. Źródło utrzymania straciło kilka tysięcy ludzi i potrzebują natychmiastowej pomocy. O niedużym miasteczku zrujnowanych ludzi i dużym mieście, które planuje, jak pomóc. Krajobraz po pożarze. Zniszczenia - ogromne. 20 procent hali mamy uratowane, jest to głównie część administracyjno-biurowa. A część ta handlowa w większości ucierpiała w sposób taki, że ciężko cokolwiek stamtąd wyciągnąć. Ogień strawił budynek, ale przede wszystkim strawił towar, strawił dorobek życia tysięcy kupców. Sprzedawałam biżuterię ze stali chirurgicznej, mieliśmy bardzo duży sklep z tym towarem. Straty gigantyczne, myślę, że rzędu 500 tysięcy. Ale nie da się tego opisać, bo straciłam tutaj całe życie. W halach przy Marywilskiej pracowało też wielu Wietnamczyków. Niektórzy zgromadzili się przy spalonym budynku. W domu smutno, więc tutaj jest ktoś, z kim możemy podzielić te emocje. Im pomoże Stowarzyszenie Przedsiębiorców Wietnamskich w Polsce. Ma udzielić wsparcia materialnego dla najbardziej potrzebujących, wsparcia formalnego przy wyrabianiu zniszczonych w pożarze dokumentów oraz wsparcia w szukaniu zastępczych lokali, w których można prowadzić biznes. To jednak kropla w morzu potrzeb. Praca w Centrum Handlowym przy Marywilskiej ma być, ale na to trzeba długo czekać. Zarządca zapowiedział odbudowanie budynku. Jeżeli miałoby to tylko od nas zależeć, byśmy to zrobili bardzo szybko, w kilka miesięcy. Natomiast jesteśmy zobligowani do dochowania procedur administracyjnych. Po południu w Warszawie zebrał się sztab kryzysowy. Wojewoda mazowiecki i władze stolicy dyskutowali, jak pomóc poszkodowanym. To jednak proste nie jest. To mogą być tylko i wyłącznie środki o charakterze specjalnym, dlatego że nie ma dedykowanego programu na wsparcie przedsiębiorców. Podjęliśmy decyzję o tym, żeby poszukać dodatkowych miejsc na targowiskach miejskich. To jest też rzecz, która nie wydarzy się w ciągu kilku godzin. Jutro rozmowy władz miasta z zarządem spółki Marywilska 44 w tej sprawie. Wiele będzie też zależeć od ustaleń służb badających przyczyny pożaru. To ważne dla kupców, którzy byli ubezpieczeni. Mogą mieć problem z otrzymaniem odszkodowania, jeśli okaże się, że systemy przeciwpożarowe były niesprawne. Czy to kwestia przypadków i nieszczęśliwych zdarzeń, czy też ta seria pożarów powinna z innych powodów budzić naszą czujność? TVP Info zaprasza państwa na debatę w tej sprawie. Początek programu tuż po Pytaniu Dnia, o 20:15. Zobaczmy, co jeszcze w programie. Nie mamy w ogóle owoców. Sadownicy czekają na pomoc. Na pewno dopłaty będą, na pewno ograniczenia podatkowe. Syrenkami po rekord. Ustanowić jak największą liczbę syrenek w jednym miejscu. Jeszcze nie mamy lata, a część sadowników z okolic Wrocławia jest już po zbiorach. Kwietniowe przymrozki sprawiły, że na ich drzewach owoców nie będzie. Podobnie jest w wielu miejscach Polski. Biznes pod chmurką nie jest łatwy, ale tym razem sadownicy mówią, że będzie im wyjątkowo ciężko dźwignąć się z upadku, który zaserwowała im pogoda. Minister rolnictwa zapowiada pomoc, w całym kraju trwa szacowanie strat. Z dalszej perspektywy wszystko wygląda dobrze, ale kiedy spojrzy się z bliska, widać jak wielkie straty ponieśli sadownicy. Pani Anna na swojej ojcowiźnie w Lutyni pod Wrocławiem ma między innymi jabłonie, wiśnie i brzoskwinie. Niestety w tym sezonie ma tylko drzewa. Owoców nie będzie. Jesteśmy już w tym momencie po zbiorach, nie mamy w ogóle owoców, w ogóle, zostaną pojedyncze sztuki dla nas do jedzenia, mam nadzieję. Wszystko przez ostatnie przymrozki, które sprawiły, że zawiązki owoców w większości opadły z drzew. Strat w skali całego kraju jeszcze nie policzono. Minister rolnictwa zapowiada, że rolnicy będą mogli skorzystać z pomocy państwa. Na pewno dopłaty będą, to raczej dopłaty hektarowe, na pewno ograniczenia podatkowe, na pewno ograniczenia związane ze składką KRUS. Pomoc przyda się też tutaj, to okolice Białej Rawskiej w województwie łódzkim. Tu też suma strat będzie wysoka, bo przez niskie temperatury pszczoły nie wyleciały zapylić kwiatów i zawiązki opadły przed wytworzeniem owoców. Tu nie pomogłoby nawet ubezpieczenie. Tu nie ma uszkodzeń mrozowych, bo faktycznie nie ma, tylko jest brak zapylenia, bo komora nasienna jest pusta i odszkodowanie takie nie działa, a nie ma ubezpieczeń na brak zapylenia. Jak szacują sadownicy, straty plonów wyniosą od 50 do nawet 100 procent. A przed nimi także niepewne co do pogody kolejne majowe dni. Może zaszkodzić w zależności od tego, jaki to mróz, bo jeżeli będzie jeden stopień przy gruncie, to się nic nie stanie, ale jeśli minus trzy, cztery, to te zawiązki mogą być uszkodzone. Dochodzi jeszcze opad czerwcowy, czyli naturalny proces, kiedy drzewo zrzuca część owoców, by lepiej urosły te, które na nim pozostaną. Dlatego sadownicy liczą na wsparcie. Każda pomoc będzie ważna, z tym że no nauczyliśmy się - poczekamy, zobaczymy. Od 1 maja tabletka dzień po jest dostępna w aptekach. Receptę mogą wypisać sami farmaceuci, nie oglądając się na decyzję lekarza. Mogą, ale nie muszą, a odzew na rządowy program jest raczej umiarkowany. Może majówka to nie był dobry czas i niektóre apteki dopiero teraz decydują, ale na razie na kilkanaście tysięcy aptek do programu przystąpiło kilkaset. Najpierw weto prezydenta, potem poślizg w realizacji programu, który miał ruszyć od początku maja. Do tej pory do pilotażu wydawania recept na pigułkę "dzień po" zgłosiło się niespełna 340 aptek na blisko 12 tysięcy zarejestrowanych w Polsce. Tempo napływania wniosków do NFZ wzrasta, nie czekamy na terminy, które są we wnioskach na zawarcie umowy, tylko takie umowy, jak mam w ręku, można podpisać natychmiast po złożeniu. NFZ zapewnia, że po czwartkowym webinarium dla farmaceutów i wyjaśnieniu wątpliwości coraz więcej aptek deklaruje przyłączenie do programu. Podjęliśmy decyzję, że składamy ofertę, oczywiście w moim przypadku musiałem poczekać na upoważnienie właściciela apteki, by móc podpisać ofertę. Antykoncepcja awaryjna ma być dostępna dla osób od 15. roku życia i właśnie kwestia wydawania tabletek osobom niepełnoletnim budzi największe kontrowersje. W naszej opinii do wypisania recepty farmaceutycznej i wydania leku nie jest konieczna obecność rodziców bądź opiekunów. Inne zdanie w tej sprawie ma Naczelna Izba Aptekarska. W przypadku osób, które ukończyły 15 lat, potrzebna jest zgoda opiekuna prawnego, a w przypadku 16-18 zgoda równoległa. I opiekuna, i samej pacjentki. Farmaceuci przyznają, że przepisy w tej kwestii są nieprecyzyjne i boją się konsekwencji prawnych. Wszyscy prawnicy, z którymi rozmawiamy, twierdzą, że musimy wymagać zgody. NFZ zapewnia, że nie będzie karał farmaceutów, którzy odmówią wypisania takiej recepty nastolatce przed 18. rokiem życia, jeżeli zgłosi się bez opiekuna prawnego. To pozostaje w decyzji farmaceuty. Sprawa budzi emocje również ze względów światopoglądowych, tu też narosło wiele mitów dotyczących jej działania i szkodliwości. Lekarze wyjaśniają, że pigułka dzień po zapobiega zapłodnieniu przez blokowanie lub opóźnianie owulacji. Nie powoduje przerwania ciąży. Nie ma żadnych wątpliwości co do bezpieczeństwa tej tabletki, warto odnotować, że jest dostępna w większości krajów Europy bez recepty. Listy aptek, w których będą dostępne pigułki dzień po, mają być publikowane przez oddziały NFZ. Od marca Rosja ma nowego cara. Ale dobrze go zna, bo car rządzi piątą kadencję. Rząd tworzy premier, ale nie Rosji, więc Władimir Putin wydał rekomendacje, a tam niespodzianki. Sergiej Szojgu, żelazny siłownik, nie dowodzi już armią. Zastąpił go ekonomista, były wicepremier Andriej Biełousow. Czy wojna nie była dość błyskawiczna jak na obietnice Szojgu, czy może trzeba ekonomisty, bo szykuje się długa? Zmiana na jednym z najważniejszych stanowisk w Rosji. Siergiej Szojgu już nie jest ministrem obrony. 68- 68-letni generał piastował to stanowisko od 12 lat. Był do tej pory jednym z najbardziej zaufanych ludzi Putina. Jednak nie dość skutecznym, a jego otoczenie było kojarzone z korupcją. Putin doszedł do wniosku, że te efekty są dość marne po tych dwóch latach pełnoskalowej inwazji. Natomiast z drugiej strony blok ekonomiczny, który kontroluje większość procesów gospodarki, okazał się bardzo efektywny i uratował Rosję od tych konsekwencji sankcji. Miejsce Szojgu zajął cywil, dotychczasowy wicepremier Andriej Belusow. Ostatnio zajmował się rozwijaniem rosyjskiego programu produkcji dronów. Znany naukowiec, znany ekonomista, praktyk, osoba, która wywodzi się z dynastii ekonomistów sowieckich, syn Rema Bielusowa, który był zaangażowany w reformy w Związku Radzieckim. W Ukrainie nie ma wątpliwości. Ta nominacja oznacza przygotowania Kremla do długiej wojny. Anonimowi rosyjscy urzędnicy mówią o szoku, takie informacje podnoszą ukraińscy komentatorzy, którzy szeroko opisują dymisję Szojgu, w Ukrainie wszyscy spodziewają się tego, że ta dymisja oznacza, że Rosja idzie na całość, przestawia swoją gospodarkę całkowicie na tory wojenne i przygotowuje się do bardzo długiego konfliktu. Zadaniem nowego ministra obrony ma być lepsza integracja przemysłu zbrojeniowego z polityką gospodarczą państwa. Putin zdecydował się na jeszcze dalej idącą kooperację przemysłu zbrojeniowego na potrzeby sił zbrojnych. Zmiany na Kremlu to jasny sygnał dla NATO, że Rosja mobilizuje siły i nie zamierza myśleć o pokoju. Przypomniała o tym wczoraj w Dreźnie Julia Nawalna, odbierając pośmiertną nagrodę pokojową dla męża. Putin to wojna. To ma być sportowy festyn, jakiego Europa dawno nie widziała. Paryż szykuje się na inaugurację igrzysk olimpijskich, a czasu zostało niewiele. Olimpijski ogień już krąży po Francji, ma go przywitać bezpieczna i elegancka stolica, której władze masowo usuwają z ulic bezdomnych migrantów. Protestują organizacje humanitarne, alarmując, że władza ukrywa biedę. Jak wygląda Paryż, a jak chce wyglądać? Śpią pod mostem, na skwerach i przy drogach szybkiego ruchu. Bezdomni i migranci, niektórzy nie mają nawet 18 lat. Nie chcą pokazywać twarzy, ale zgodzili się z nami porozmawiać. Wywieźli nas raz do przytułku, ale po trzech czy czterech tygodniach nie było już tam miejsca. I musieliście wrócić na ulicę? Właśnie tak, dlatego jest tu tyle namiotów. To obozowisko wyrosło przy samym ratuszu. Na ulicach Paryża w podobnych namiotach mieszka nawet trzy tysiące osób. Teraz regularnie policja te obozy likwiduje, a ich mieszkańców policja wywozi do miast na francuskiej prowincji. Według fundacji broniących praw człowieka to czystka społeczna przed igrzyskami olimpijskimi, bo, jak mówią, władze chcą pokazać, że Paryż jest piękny, czysty i bogaty. Problem jest taki, że na prowincji miejsc w ośrodkach też brakuje, więc ci wszyscy ludzie na nowo trafiają na ulicę, tylko że w innym mieście. Uchodźców z Paryża przyjęły już Marsylia, Lyon czy Orlean. Mer tego ostatniego mówi, że to zamiatanie problemu pod dywan. Niektórzy na własną rękę wracają do stolicy, bo mają tu dorywczą pracę i przyjaciół. Są wśród nich rodziny z dziećmi, które w Paryżu chodzą do szkoły, oraz ci, którzy liczą na azyl. Moje papiery azylowe znajdują się w sądzie w Paryżu. Jak nas wyślą do Marsylii, to co zrobimy? Jak przyjadę na moją rozprawę? Nie mam pieniędzy na bilet. Władze robią wszystko, by zniechęcić uchodźców i bezdomnych do powrotu do centrum Paryża. Wzdłuż trasy otwarcia igrzysk służby rozstawiły bariery i kilkusetkilogramowe kamienie, by nikt nie mógł tu rozstawić już swoich namiotów. Władze twierdzą, że nowe zasady nie mają nic wspólnego z igrzyskami. Chcemy, by wszyscy bezdomni znaleźli dach nad głową. Miejsc zakwaterowania jest po prostu więcej na prowincji niż w Paryżu. Już od wielu tygodni proponujemy im takie wyjazdy, to nic nowego. Organizacje pozarządowe apelują do rządu o stworzenie obozu dla migrantów na wzór tych, które są już w Afryce czy na Bliskim Wschodzie. Bo podczas igrzysk do stolicy wciąż przybywać będą bezdomni i obcokrajowcy. W 2023 roku we Francji odnotowano rekordową liczbę wniosków o azyl. Było ich prawie 150 tysięcy. Nie bardzo wiadomo, dlaczego nazywano ją pogardliwie "skarpetą", skoro w PRL-u była niekwestionowaną królową szos. Moc miała kilku kosiarek do trawy, za to współczynnik aerodynamiczny całkiem przyzwoity, bo składała się z samych okrągłości. Syrena, legenda rodzimej motoryzacji szykuje się na niezwykły benefis. Organizują go miłośnicy marki i zapraszają do wielkopolskiej Wrześni. "Symfonia motoryzacji" - mówią o tym dźwięku. Miłość do syrenek panu Radkowi zaszczepił jego ojciec. Mój tata uratował ten samochód z czeluści zapomnianego garażu, gdzie auto miało zostać się zmarnować, tak że to dzięki niemu jestem tu gdzie jestem, staram się jeździć i kochać ten samochód. Syrena 104 rocznik '69 jest w tej rodzinie od nowości, choć najpierw jeździł nią wujek. Chciał mieć samochód bardziej nowoczesny, zamieniliśmy się, dałem mu poloneza, a dostałem od niego to. Klub Miłośników Syren z Nekli pod Poznaniem od lat organizuje rajdy tymi autami. Gdy Polska wchodziła do Unii, rajd miał swój triumfalny finał w Berlinie. Nikt nie dowierzał, że to się uda, że będzie frekwencja, ja jednak z pasją, poświeceniem dopinałem swego. Rajd się odbył, zakończył się sukcesem, ludzie nabrali odwagi, upewnili się, że syrenki dojeżdżają. Teraz miłośnicy syrenek z Wielkopolski chcą czegoś więcej - rekordu. Rekordowe syrenkowanie ma się odbyć w mieście Września w czerwcu. Nam chodzi o to, by zobaczyć, ilu jest jeszcze pasjonatów, którzy tymi syrenami się pasjonują. A tych naprawdę przybywa. Ceny syrenek zaczynają się od kilku, a kończą na kilkuset tysiącach złotych. Zupełnie inaczej niż w czasach, gdy zaczynali jeździć dzisiejsi miłośnicy. Z uwagi na to, że cena była porównywalna do dwóch butelek alkoholu, atrakcyjna jak na tamte czasy, nabyłem ją. Syreny produkowano przez ćwierć wieku. W sumie powstało ich ponad pół miliona. A w tym miejscu powstała pierwsza reklama prototypu tego auta. Syrenka to symbol miasta i starej wiecznie pięknej motoryzacji. Nie ważne, że się psuje. Kierowcy mówią: miłość kosztuje. Na koniec podziękowania za państwa obecność przed telewizorami. Wczorajsze wydanie "19.30" wygrało z konkurencyjnymi "Faktami" w TVN oraz "Wydarzeniami" w Polsacie. Nasz program w Jedynce oglądało blisko 1,5 mln widzów. A za chwilę "Pytanie dnia". Gościem programu będzie Jacek Sasin.