Wschodnia Stra¼. Jak NATO chroni Polsk-. Zgodny wyb#r. Sejm wskaza¾ nast-pc- Banasia. Wymiana ciosów. Andrzej Duda krytykowany przez własne środowisko. Dobry wieczór, zapraszam na "19.30". Koniec z deklaracjami, bo słowa nie strącają dronów, NATO wdraża Wschodnią Straż i w odpowiedzi na prowokacje Kremla wysyła do Polski wsparcie. Francuskie Rafale, niemieckie Eurofightery i duńskie F-16 pojawią się na polskim niebie, ale na tym nie koniec. Sojusz nie mówi o polskiej granicy, a o swojej wschodniej flance i to ma być wyraźny komunikat dla Moskwy. Takiej reakcji NATO oczekiwała Polska. To nagranie z lądowania francuskiego samolotu transportowego w Mińsku Mazowieckim z uzbrojeniem do myśliwców Rafale. Po bezprecedensowym naruszeniu naszej przestrzeni powietrznej przez rosyjskie drony, sojusz uruchamia program Wschodnia Straż. Aby zwiększyć nasza obecność i bezpieczeństwo na flance wschodniej. Będzie dodawało naszej postawie elastyczności i zapewni, że jako sojusznicy jesteśmy zawsze gotowi do obrony. Zintegrowana, wielowarstwowa obrona przeciwlotnicza, zarówno z powietrza, jak i z lądu, będzie kluczowym postępem. W Polsce zadowolenie i gotowość do współpracy z sojusznikami. Całe NATO potwierdza, że to Rosja naruszyła, w sposób bardzo agresywny i systemowy, polską przestrzeń powietrzną. To jest też otwarcie art. 4 i tej procedury konsultacji. No tego nigdy jeszcze nie było, jeżeli chodzi o tego rodzaju działanie. To jest bardzo silna odpowiedź już w takim względzie politycznym dla Rosji. Że Polska nie została sama, że NATO bierze pełną odpowiedzialność za państwo członkowskie. Że odpowiada swoją operacją. Zwiększona obecność to m.in. wysłanie dodatkowych samolotów przez sojuszników. Chodzi na przykład o duńskie myśliwce F-16, francuskie Rafale, niemieckie eurofightery czy czeskie śmigłowce. Wdrażane mają być: systemy wykrywania i zwalczania dronów, broń do śledzenia i neutralizacji zagrożeń powietrznych. Usprawniona będzie wymiana informacji między sojusznikami. Operacja ma dotyczyć całej flanki, ze szczególnym uwzględnieniem Polski. I już się rozpoczęła. Już wszystkie siły i środki, które są potrzebne, wydzielane są przez kolejne państwa. W pierwszej kolejności zgłosiło się około 8 państw, będą kolejne zgłoszenia. Jak dodał szef MON, to prawdopodobnie jedna z największych operacji w historii NATO. A to pokazuje jedność i sprawczość sojuszu - słyszymy. Wyraźny sygnał, możemy liczyć nie tylko na deklaracje papierowe i słowne, ale na konkretne rzeczy. Drugim celem, moim zdaniem najważniejszym, jest wzmocnienie najsłabszego ogniwa w naszym systemie obrony powietrznej, to jest systemie przeciwdronowym. Podczas ataku rosyjskich dronów system zadziałał, głównie we współpracy z sojusznikami - to holenderskie F-35 strąciły wrogie bezzałogowce. Dlatego Polska rozwija własne siły dronowe. Niebawem wojskowi z Ukrainy mają W naszym kraju przeszkolić z tych systemów polskich żołnierzy. Rozmowy w tej sprawie ma w Kijowie prowadzić minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. To wszystko ma teraz dać bezpieczeństwo polskiemu niebu. Budujemy jako narodową, wielowarstwową obronę powietrzną, uzupełnianą w tej chwili niezwykłym wsparciem, Wschodnią Strażą. Jak ważne są takie inicjatywy, pokazuje chociażby dzisiejsza decyzja polskiego wojska o poderwaniu myśliwców przez kolejny dronowy atak Rosi na graniczące z Polską terytorium Ukrainy. Operacja "Eastern Sentry" rozpoczyna się, gdy na Białorusi trwają manewry ZAPAD, w których biorą udział białoruskie i rosyjskie wojska. Pozorują m.in. atak nuklearny na cele w Europie i uderzenia pociskami hipersonicznymi. Nie stanowią dużego zagrożenia na dzisiaj, bo Rosja nie ma takiego potencjału, który rzeczywiście mogłaby w tych ćwiczeniach zaangażować. To tysiące żołnierzy w pobliżu polskiej i litewskiej granicy. Blisko przesmyku suwalskiego. Polska ze względów bezpieczeństwa zamknęła granicę z Białorusią. Eksperci uspokajają, choć, jak słyszymy, czujność trzeba zachować. Dlatego, że Rosja jest zaangażowana w wojnę na Ukrainie. Natomiast pamiętajmy, że ćwiczenia ZAPAD 2021 były preludium do wojny na Ukrainie. Wojny, którą Donald Trump kolejny raz obiecał zakończyć. Jak pisze w mediach społecznościowych, to możliwe przez nałożenie poważnych sankcji. Ale zrobi to tylko, jeśli w ślad za nim pójdą kraje NATO. I przestaną kupować rosyjską ropę. Nie było żadnych przypadków i mamy na to dowody - mówił przedstawiciel Polski podczas posiedzenia Rady Bezpieczeństwa ONZ, zwołanej na wniosek Polski po wtargnięciu rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną. Rosja też zabrała głos, ale tu bez zaskoczeń: to ukraińska prowokacja i histeria europejskiej partii wojny. Na wschodzie bez zmian. To fizycznie niemożliwe, by rosyjskie drony doleciały do Polski. Rosyjski ambasador Wasilij Niebienzia tradycyjnie uderzył w Ukrainę. Powtarzając znaną kremlowską narrację. Kijów chce wciągnąć coraz więcej państw w wojnę z Rosją. To żadna tajemnica. Ale na celowniku Niebienzii znalazła się nie tylko Ukraina. Bo, jak stwierdził, na obecnej sytuacji korzysta także "europejska partia wojny". Szefowa dyplomacji UE, nie czekając na oficjalne wnioski, pospieszyła z głośnymi oświadczeniami, wysuwając swój ulubiony argument o inwestycjach w europejską obronę, które są kontynuacją jej militaryzacji. Polityczny clickbait - tak Niebienza określił europejską reakcję na naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Mający doprowadzić do zwiększenia dostaw broni dla Ukrainy. Polska odpowiedź: to neoorwellowska retoryka. My w regionie pamiętamy podobną retorykę rosyjskich dyplomatów, gdy Rosja, wówczas sowiecka, zaatakowała Czechosłowację w 1968 roku, Węgry w 1956 roku lub Polskę wspólnie z nazistowskimi Niemcami we wrześniu 1939 roku. Że drony, które wleciały w polską przestrzeń powietrzną nie były rosyjskie, mało kto na sali uwierzył. A polski minister pokazał dowody. Rosja twierdzi, że to nie były jej drony. To są dowody. Łącznie z rosyjskimi napisami na częściach drona. Niebo nad Polską zostało celowo pogwałcone przez Rosję - to z kolei odpowiedź na słowa Donalda Trumpa, który nie wykluczył, że rosyjskie drony mogły się pojawić w Polsce przez pomyłkę. Po raz pierwszy integralność terytorialna Polski została rozmyślnie naruszona. Wiemy, że to nie była pomyłka. Tego wszystkiego Wasilij Niebienzia jednak nie słyszał. Wyszedł z sali, zanim Marcin Bosacki zabrał głos. Jego miejsce zajęła kobieta, która więcej uwagi poświęcała swojemu telefonowi niż polskiemu ministrowi. Rosja nikogo więc nie zaskoczyła, podobnie jak Chiny, które rosyjskie drony nad Polską określiły mianem efektu ubocznego kryzysu ukraińskiego, oraz Stany Zjednoczone. Bo choć przedstawicielka Waszyngtonu zapewniła: Będziemy bronić każdego centymetra terytorium NATO. To wtargnięcia rosyjskich dronów do Polski bezpośrednio nie potępiła. W przeciwieństwie do niemal wszystkich państw biorących udział w piątkowym posiedzeniu. Te były zgodne: Rosja dąży do eskalacji. Zamiast rozmów i dyplomacji, okres po Anchorage stał się okresem masowych ataków. To nieodpowiedzialne działanie i kolejna eskalacja działań Rosji w kontekście jej agresywnej wojny przeciwko Ukrainie. Przedstawiciele Federacji Rosyjskiej wielokrotnie mówili, że powinniśmy nazywać rzeczy po imieniu. Pozwólcie więc, że to zrobię: to nie był odosobniony incydent. Być może ze względu na tak mocną odpowiedź Rady Bezpieczeństwa przedstawiciel Rosji kilkukrotnie powtórzył, że Moskwa nie jest zainteresowana eskalacją konfliktu z Polską. Walka z dronami ze styropianu przy użyciu myśliwców 5. generacji, to może nie być najbardziej ekonomiczny wariant obrony, więc wojsko musi znaleźć środki adekwatne do zagrożeń. Wojska Obrony Terytorialnej uczą się, jak skutecznie zwalczać drony zwiadowcze i uczą się od myśliwych. Z czym najlepiej na takiego zwierza? Technika jak przy strzelaniu do kaczek, ale jak przekonują wrocławscy myśliwi, skuteczna na drony zwiadowcze. Dlatego postanowili szkolić żołnierzy. To jest inicjatywa oddolna, chcemy wykorzystać środowisko myśliwych, którzy maja ogromne doświadczenie, są zaprawieni w boju. A ich doświadczenie po środowym ataku rosyjskich dronów jest bardzo cenne. Okazuje się, że myśliwska broń, tak zwana "gładkolufowa", może być rozwiązaniem. Jeżeli taki dron przekroczyłby granicę, ale leciał w zasięgu broni myśliwskiej, mógłby być zestrzelony w kwocie około 5 zł. Kwestia kosztów jest niebagatelna. Wojna w Ukrainie oparta w dużej mierze na dronach dowodzi, że konieczne jest znalezienie także tanich sposobów walki z nimi. Najlepszą metoda na zwalczanie tych mniejszych dronów są sprzężone karabiny maszynowe, ale żołnierze na froncie sami używają także strzelb na naboje z siatką albo gdy takich nabojów nie ma, po prostu z amunicją myśliwską. Specjalną amunicję do zestrzeliwania dronów produkują Włosi. Ma większy zasięg niż nasza myśliwska, ale bron jest ta sama, myśliwska bron może być spokojnie skuteczna 80-100 metrów do zestrzeliwania takiego drona. Jest tylko jedno "ale". W taki sposób nie można strzelać do dronów z ładunkami wybuchowymi, bo może to być akcja samobójcza. Jeżeli jest to jest dron bojowy, on po zestrzeleniu bądź uszkodzeniu ładunku wybuchowego, jego siła rażenia to jest około 300 metrów, wiec nie do końca możemy używać do tego typu dronów. Polskie wojsko musi korzystać z doświadczeń myśliwych - uważa generał Roman Polko. Jednak podkreśla, że jest wrogiem umów pomiędzy armią a związkami łowieckimi. Wojsko musi mieć instruktorów od tej roboty, a wojsko bierze ludzi ze społeczeństwa. Jeśli myśliwi chcą się angażować, to niech wstępują do WOT. Może nie apolityczny, ale może bezstronny? Sejm wybrał nowego szefa Najwyższej Izby Kontroli. Mariusz Haładyj ma za sobą pracę tak dla rządu Platformy, jak i PiS-u, i ten dość ciekawy akcent zawodowego życiorysu dla niektórych ma być gwarancją kluczowej na tym stanowisku kompetencji. Głosowanie w Sejmie było prawie jednogłośne. Wszystko jasne. Mówił premier tuż po tym głosowaniu w sejmie. Zaskakującym, bo niemal jednomyślnym. Gratulacje, panie prezesie. Bo jest tu na galerii z nami pan prezes. Posłowie zdecydowali, że to Mariusz Haładyj zasiądzie w fotelu prezesa Najwyższej Izby Kontroli. Mam nadzieję, że przekonałem swoimi odpowiedziami, swoim sposobem spojrzenia na Najwyższą Izbę Kontroli. Za wyborem Haładyja byli też posłowie Prawa i Sprawiedliwości. Choć tuż przed głosowaniem wydawało się to niemożliwe. PiS wystawiło swojego kandydata. Mam wielki zaszczyt i honor przedstawić kandydaturę pana Tadeusza Dziuby. Gdy poseł Mariusz Gosek wypowiadał te słowa, w ławach PiS trwała intensywna dyskusja. Jak się okazało, też o Tadeuszu Dziubie. Zostałem upoważniony do wycofania jego kandydatury. Później prezes PiS tę nagłą decyzję tłumaczył tak: Słyszeliśmy, że jest taki plan, żeby nie wybrać nikogo i pozostałby przynajmniej przez jakiś czas pan Banaś. Który został szefem NIK dzięki rekomendacji PiS. Drogi Banasia z partią szybko się rozeszły. PiS chciało go odwołać, co bez większości w senacie było niemożliwe. NIK pod kierownictwem Banasia kontrolowała instytucje zarządzane przez Zjednoczoną Prawicę. Wydawało nam się, że to będzie bardzo dobry szef NIK-u, ale pomyliliśmy się. Teraz PiS poparło kandydata koalicji. To tylko dobrze świadczy o kandydacie i o koalicji, która tego kandydata zgłaszała. Dziękuję parlamentarzystom PiS-u i Konfederacji. Cieszę się, że uzyskał szerokie poparcie, cieszę się, że ma dobre kompetencje. Mam nadzieję, że będzie budował autorytet Najwyższej Izby Kontroli. Ta polityczna zgodność wynika z przeszłości Mariusza Haładyja. Był wiceministrem gospodarki w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz. Potem był też wiceministrem w gabinetach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego. Praca dla dwóch obozów politycznych dziś ma być jego atutem. Pokładamy w nim nadzieję, że będzie bezstronny, będzie się trzymał daleko od polityki. Moje oczekiwanie jest jedno, żeby kierował się dalej, tak jak to pokazywał wcześniej, niezależnością. Izba będzie pracowała w sposób niezależny, będzie twardo rozliczać wszelkie nieprawidłowości. Nie wszyscy mieli podobne zdanie. To apel Lecha Wałęsy sprzed miesiąca. Nie można pozwolić na wybór nowego Prezesa NIK z dwóch zaproponowanych kandydatów, którzy tak naprawdę są ustawką, ukrytą opcją Kaczyńskiego. Myślę, że pan prezydent jest dokładnie zorientowany i tutaj jego opinia jest jak najbardziej wiarygodna. Mówił odchodzący prezes izby, który nie dostał szansy na drugą kadencję. Koalicja wybrała Haładyja. Kandydatura wysunięta przez marszałka Hołownię uzgodniona w ramach koalicji 15 października. Myślę, że to jest dobry kandydat. Trzymam kciuki za tę misję, będzie rozmawiać o tym w senacie i decydować w senacie w środę. Bo zgodnie z Konstytucją senat musi zgodzić się na kandydata wybranego przez sejm. Nawet 3,5 tysiąca złotych dla rodziny. Sejm przyjął przygotowaną przez Ministerstwo Energii ustawę o bonie ciepłowniczym. Regulacja ma na celu wsparcie gospodarstw domowych w obliczu utrzymujących się wysokich cen energii. Szacuje się, że z bonu skorzysta około 420 tysięcy gospodarstw domowych. Jest to pomyślane w ten sposób, że do 2025 roku gospodarstwo domowe będzie mogło otrzymać nawet do 1 750 złotych dopłaty. W przyszłym roku, w zależności od pewnego rodzaju progów, nawet do 3,5 tysiąca. Jeżeli ktoś nie łapie się bądź przekroczy niewielką liczbą pieniędzy kryteria, które są w tym programie, to nie znaczy, że nie dostanie wsparcia. Tam działa mechanizm złotówka za złotówkę. Za chwilę o burzliwej dyskusji Andrzeja Dudy ze zwolennikami, a potem: Pierwszy bunt pokolenia Z. Protestujemy przeciwko korupcji elit. Byłem na pokojowym proteście, ale rząd użył siły. Turystyczny rekord w Tatrach. Coś magicznego. Większa ilość turystów niż Park Narodowy Yellowstone w Stanach Zjednoczonych. Elektorat, choć wierny, bywa pamiętliwy, a zwłaszcza, kiedy kadencja mija i polityka nie chroni już szacunek do piastowanego do niedawna urzędu. Niby sami swoi, bo ideowy klimat łączy i ogrzewa, ale z zakamarków bardzo niedawnej historii wypełzają pretensje o błędy i zaniechania. Akcja rodzi reakcję i nawet Andrzej Duda może nie utrzymać ciśnienia. Gdzie byliście wtedy? Byliśmy tam! Nie byliście! Niech pan nie kłamie, nie byliście! To ostre spięcie Andrzeja Dudy z zawiedzionymi wyborcami. Materiał wideo ze spotkania byłego prezydenta z klubami Gazety Polskiej Michał Wróblewski z Wirtualnej Polski opublikował na portalu X. Dużo wysiłku nasz klub zrobił, żeby pan został wybrany prezydentem na obie kadencje, ale ja chciałbym zadać trudne panu pytania. W pytaniach słyszymy całą listę zarzutów. O nieobecność prezydenta pod siedzibą TVP podczas zmiany kierownictwa telewizji czy o mianowania szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Mówiłem, że pan Siewiera to jest ostatni łobuz z bandy Tuska. Powiedział, że aresztowanie, zatrzymanie pana Kamińskiego i Wąsika było zgodne z prawem. To właśnie o zatrzymanie w styczniu ubiegłego roku na terenie Pałacu Prezydenckiego prawomocnie skazanych Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika wybuchła największa kłótnia. Gdzie byliście wtedy? Byliśmy! Gdzie byliście wtedy, kiedy oni otoczyli Pałac Prezydencki? Nie było ani państwa, ani posłów PiS. Były prezydent, mimo że jego własne środowisko poddało go krytyce, może liczyć na lajki w sieci. W piątek zadebiutował na youtubie w Kanale Zero, w którym komentuje teraz bieżące wydarzenia. Czy poradziliśmy sobie z ostatnim atakiem dronów na Polskę? Tak, uważam, że poradziliśmy sobie. Andrzej Duda ze stanowiska prezydenta skończył jako osoba występująca w kanale internetowym innego kandydata na prezydenta, Krzysztofa Stanowskiego. Ja myślę, że to jest po prostu dowód na to, że Andrzej Duda nie ma właściwie pomysłu na to, jak tę swoją przyszłość polityczną zagospodarować. Pomysł był. Głośno było o tym, że po zakończeniu prezydentury zasiądzie w Międzynarodowym Komitecie Olimpijskim. Andrzej Duda jest człowiekiem sukcesu, więc trzeba założyć, że tak jak się świetnie odnajdywał w polityce, tak świetnie odnajdzie się jako polityk sportowy w MKOL. Polski Komitet Olimpijski, przy sprzeciwie części środowisk sportowych, w grudniu zeszłego roku podjął nawet stosowną uchwałę i zgłosił kandydaturę Dudy do MKOl. Sprawa jednak ucichła. To nie pierwszy taki niewypał. W przypadku innych prezydentów kończących swoje kadencje też często pojawiały się takie spekulacje dotyczące przede wszystkim ich kariery międzynarodowej, czy to w Organizacji Narodów Zjednoczonych, czy nawet w NATO, jak to było w przypadku Aleksandra Kwaśniewskiego, no ale te plany w żadnym z tych przypadków się nie ziściły. Aleksander Kwaśniewski występuje czasem w mediach w roli komentatora i podobnie jak Lech Wałęsa jeździ z wykładami. Bronisław Komorowski jest niemal nieobecny w życiu publicznym. Andrzej Duda wydał książkę i może nie napisał jeszcze ostatniego rozdziału. Patryk M., dla przyjaciół, także wysoko postawionych, Wielki Bu, ujęty w Hamburgu, prawie na schodach samolotu do Dubaju. Prokuratura ma do niego kilka pytań o handel narkotykami, kradzieże samochodów i udział w zorganizowanej grupie przestępczej. M. jest znany jako uczestnik walk w klatkach, ale także kłopotliwa znajomość urzędującego prezydenta. Poszukiwany w całej Europie. Zatrzymany w ostatniej chwili. Wiedzieliśmy, że zamierza się udać do Zjednoczonych Emiratów Arabskich i w związku z tym te działania były w trybie pilnym przeprowadzane. Patryk M., znany jako Wielki Bu, w ręce policji trafił na lotnisku w Hamburgu. Był ścigany za udział w zorganizowanej grupie przestępczej, handel narkotykami i kradzież aut. Musimy mieć na uwadze czas, jaki odegrał w tym kluczową rolę, ponieważ mężczyzna ten był już po kontroli bezpieczeństwa i oczekiwał tylko na wejście na pokład samolotu. Wielki Bu ostatnie miesiące spędzał między innymi w Dubaju, skąd publikował zdjęcia. Do zatrzymania doszło niedługo po wydaniu Europejskiego Nakazu Aresztowania. Uruchamiamy wszystkie procedury. Musimy tą osobę sprowadzić do kraju i postawić przed polskim wymiarem sprawiedliwości. Poszukiwaniami zajęli się policjanci z wydziału operacji pościgowych CBŚP, czyli pionu zajmującego się ściganiem najgroźniejszych przestępców. Zawsze, jak dzięki współpracy z inną policją, tutaj z policją niemiecką, udaje się taka operacja, to jest to sukces. To nie pierwsze problemy z prawem. Patryk M. 8 lat temu został aresztowany w związku z działalnością zorganizowanej grupy przestępczej zajmującej się sutenerstwem. Skazano go na 2 lata więzienia za porwanie. To jest osoba głęboko zakorzeniona w świecie przestępczym. Kiedyś mówiło się o takich osobach jako półświatku. Nie zgadzam się z tym. To jest świat przestępczy. Popularność zyskał po udziale w freak fightach, jednak prawdziwy rozgłos dały mu zdjęcia opublikowane w trakcie kampanii prezydenckiej, na których Wielki Bu chwalił się znajomością z ówczesnym kandydatem Karolem Nawrockim. Później gratulował wygranej. Mam nadzieję, kumplu, że polityka cię nie zmieni! Znajomość wywołała falę oburzenia. Sam prezydent jeszcze w trakcie kampanii w taki sposób opisywał swoją relacje z wcześniej skazanym, a teraz podejrzanym o udział w zorganizowanej grupie przestępczej. Znam go, bo z nim boksowałem. To jest wielki chłop, waży 140 kg. Był moment, że nie miał odpowiedniego sparingpartnera i po prostu sparowaliśmy. Na niczym innym nasza znajomość nie polegała. Znajomość komentują też rządzący. Wszyscy politycy powinni walczyć z przestępczością zorganizowaną, a nie uwiarygadniać ją. Wiele osób się zastanawia, czy w przyszłości Pan Wielki Bu z racji na znajomość z prezydentem nie wymyśli sobie wniosku o ułaskawienie. Wielkiego Bu czeka teraz ekstradycja i zamiast na ring, trafi do celi. Wystarczyły 4 dni, by runął system trwający od 40 lat. Próba zablokowania mediów społecznościowych w Nepalu skończyła się eksplozją społecznego protestu, dziesiątkami ofiar śmiertelnych i ponad tysiącem rannych w starciach z policją. Rząd upadł, więc co czeka państwo po rewolucji pokolenia Z? W Katmandu nad rzeką Bagmanti pogrzeby ofiar kilkudniowej rewolucji. Zgodnie z hinduską tradycją, ciała pali się, by wyzwolić dusze zmarłych. Jednym z ponad 50 zabitych jest Santosh Bishwakarma. Zwykły obywatel, który chciał zmienić swój kraj. Jego marzeniem było zwrócenie uwagi świata na Nepal, a przed śmiercią chciał zrobić coś dla swojego narodu. Nie był członkiem żadnej partii politycznej i nigdy nie głosował. Zaczęło się od protestu młodych przeciwko blokadzie 26 platform społecznościowych. Władza tłumaczyła, że firmy nie spełniły wymogów formalnych do rejestracji, ale dla pokolenia Z, czyli dwudziestokilkulatków, oznaczało to wprowadzenie cenzury i zamykanie ludziom ust. Teraz, gdy media społecznościowe zostały zamknięte, ci, którzy polegali na firmach internetowych, są w poważnych tarapatach. Zdaliśmy sobie sprawę, że musimy podnieść głos, musimy wyjść na ulice. Pokolenie Z musi wypowiedzieć się przeciwko nieporządkowi, który spowodował ten rząd i jego przywódcy. Do postulatów wolności słowa młodzi dołożyli korupcję na szczytach władzy. A oliwy do ognia dolały filmy w internecie, które miały pokazywać, jak bawią się i korzystają z luksusów dzieci nepalskich elit politycznych. Protestujemy przeciwko zinstytucjonalizowanej korupcji, a także po to, by zadać pytanie, na co idą pieniądze z naszych podatków. Jest coś podejrzanego w naszych przywódcach politycznych i ich rodzinach. Media społecznościowe już to ujawniły, a teraz świat może to zobaczyć. Pokojowy protest szybko zamienił się w krwawe zamieszki. Władza pokazała siłę, młodzi nie zamierzali się poddać. Zaczęły płonąć rządowe budynki, protestujący spalili prywatną rezydencje premiera. Choć nie braknie głosów, że za aktami przemocy mogli stać prowokatorzy. Siedziałem z protestującymi pod mostem, kiedy kula przeszła przez moją prawą rękę. Nie była to gumowa kula, lecz prawdziwa, odstrzelili mi część ręki. Byłem tam na pokojowym proteście, ale rząd użył siły. Nie jestem niczemu winny. Następnego dnia władza zniosła blokadę mediów społecznościowych, ale to nie uspokoiło sytuacji. W końcu nepalski premier podał się do dymisji. Tymczasową premier została pierwsza w historii kobieta, 73-letnia była prezes Sądu Najwyższego Sushila Karki. Wcześniej dała się poznać jako niezłomna sędzia ścigająca skorumpowanych polityków. Tatry notują turystyczne rekordy. Tym największym jest ponad milion turystów, którzy polskie góry podziwiali w sierpniu, ale od początku roku to już niemal 4 miliony osób. Zainteresowanie malowniczą Polską południową nie dziwi ani trochę, ale warto zapytać także o kondycję przyrody, gdy tak licznie się ją odwiedza. Od zielonych dolin po skaliste szczyty. Tu każdy widok zostaje w pamięci na zawsze. Ach, piękne nasze Tatry, nasze, nasze. Słowackie też, ale nasze, polskie. To zdanie podziela ponad milion turystów, którzy w sierpniu odwiedzili Tatry. A od początku roku licznik dobija już do 4 milionów gości. Patrząc na ilość biletów sprzedanych, to jest większa ilość turystów, którzy odwiedzają Tatry od strony polskiej niż park narodowy Yellowstone w Stanach Zjednoczonych. Od wrzosów po goryczki trojeściowe, natura zachwyca. Największym zainteresowaniem cieszy się trasa do Morskiego Oka. Wybrało ją blisko 470 tysięcy osób. Kolejką na Kasprowy Wierch wjechało ponad 436, a Dolinę Kościeliską odwiedziło niemal 360 tysięcy osób. Ale Tatry to nie tylko piękne widoki. To także żywioły, które potrafią zaskoczyć. Wysokie partie wymagają rozsądku, nawet bezchmurne niebo potrafi zawieść. Dlatego turyści powinni regularnie sprawdzać komunikaty pogodowe i ostrzeżenia. Jesienią zdarza się najwięcej wypadków śmiertelnych, tak jak wiosną, w związku z tym, że są to zmienne warunki. Często jest tak, że mamy ciepłe dni, ale przymrozki nocą, no i w tych zacienionych miejscach są oblodzenia, bywają płaty śniegu. Na szlakach warto pamiętać też o mieszkańcach gór: wilkach, rysiach i niedźwiedziach, bo to ich dom, a my jesteśmy w górach tylko gośćmi. Cały czas pilnujemy i wzmacniamy nadzór w terenie. Intensyfikujemy patrole nocne. Też zwiększyliśmy intensywność patroli poza szlakami. Im lepiej będziemy dbać o naturę, tym dłużej będziemy się nią cieszyć. Niezaliczony rok, jak w górach się nie jest. No coś właśnie jest, coś magicznego. A tę magię dostrzegają zagraniczni turyści. Tatry i Zakopane szczególnie przypadły do gustu podróżnym z państw Zatoki Perskiej - Zjednoczonych Emiratów Arabskich, Arabii Saudyjskiej i Kuwejtu. Chociaż coraz częściej pełną piersią oddychają tu również mieszkańcy Europy Zachodniej. Gościem Doroty Wysockiej-Schnepf w Pytaniu Dnia będzie generał Piotr Pytel, były szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego.