Monika Sawka. Dobry wieczór. Zaczynamy 19.30. Premier ostrzega. Rosja przygotowuje ingerencję w proces wyborczy. Maciej Wąsik przed komisją śledczą. Jak chce się dorwać Wąsika, to kij się zawsze znajdzie. Wąsik, mam wrażenie, rżnie głupa, że nic w tej sprawie nie wiedział. Śmierć górników. Z dużym stażem pracy w górnictwie. Przekraczającym 16, 17 lat. Zawsze jest nadzieja, by wyciągnąć kolegów żywych. Walczymy do końca zawsze. Rosja przygotowuje ingerencję w proces wyborczy - ostrzega premier. Według Donalda Tuska ich skala jest niepokojąca. Wskazują na to meldunki z wielu stolic europejskich. W związku z zagrożeniem 100 mln zł ma trafić na wzmocnienie Agencji Bezpieczeństwa i Agencji Wywiadu. A zapora na granicy polsko-białoruskiej ma zostać wzmocniona. Polska jest na celowniku. Rosja przygotowuje rozmaitego typu ingerencje, także w sam proces wyborczy przed wyborami do Parlamentu Europejskiego. To nie jest pierwszy taki przypadek, ale skala jest coraz większa i coraz bardziej niepokojąca. Premier dodaje, że nie ma podstaw do podejrzeń, że ostatnia seria wielkich pożarów w Polsce była efektem działań sił zewnętrznych. Co nie zmienia faktu, że Kreml chce destabilizować sytuację w Europie i wpływać na wybory. To bardzo osłabiło zdolności rozpoznawania i przeciwdziałania tego typu zagrożeniom. Podjęliśmy w związku z tym decyzję o przywróceniu tych delegatur. Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Agencję Wywiadu rząd wzmocni kwotą 100 mln zł z rezerwy budżetowej. Bezpieczeństwo to teraz jeden z głównych tematów w Unii. Europa, uśpiona dekadami pokoju, budzi się, a jej liderzy przestają chować głowy w piasek. Przewodnicząca Komisji Europejskiej podczas wizyty w Polsce jednym głosem z polskim premierem mówiła o konieczności powołania europejskiego komisarza obrony i zapowiedziała turbodoładowanie europejskiego przemysłu obronnego. Potrzebujemy silnego rynku obronnego, mocnego przemysłu, aby być w stanie bronić i chronić Europę oraz aby zagwarantować, że pokój tu w UE zostanie utrzymany. Hasło "bezpieczeństwo" dominuje w kampanii przed eurowyborami. Coraz głośniej mówi się o powołaniu armii UE, jednak do jednomyślności daleko. Nie może być czegoś takiego, że za państwa członkowskie UE przejmie obowiązek obrony i wspólnej armii. Armia europejska nie wyklucza członkostwa w NATO, ale są i takie opinie. Nie można tworzyć tworów wirtualnych. Nie wolno konkurować z NATO. Pakt NATO, mocny parasol amerykański i każdy kraj przynajmniej 2%, a teraz, jak mówi pan prezydent, 3% na obronność i Rosja będzie siedzieć cicho. Rosja nie ma w zwyczaju siedzieć cicho. Ma też armię internetowych trolli zdolnych wpływać na wybory. Europa potrzebuje stanąć na własnych nogach i zadbać o bezpieczeństwo, bo nie możemy być pewni tego, co się wydarzy po drugiej stronie oceanu po kolejnych wyborach prezydenckich. Obrona przed Rosją, jej działaniami hybrydowymi, to nie tylko siła militarna. To też taka obrona. Zapora na granicy z Białorusią ma być wzmocniona. Tak aby nie można było za pomocą zwykłego samochodowego lewarka rozginać tych prętów i przechodzić na polską stronę. W związku z ryzykiem sabotażu premier zaapelował o czujność, zwłaszcza wokół infrastruktury krytycznej. Nie w świetle kamer i nie w formie spektaklu. Komisja badająca rosyjskie wpływy będzie komisją rządową - zapowiada premier. Prace ma zacząć w przyszłym tygodniu. Za 2 miesiące - pierwszy raport. Według prezydenta taka komisja będzie wyłącznie bytem propagandowym, jeśli nie padną tam niewygodne pytania. Sprawa Tomasza Szmydta... Poprosiłem o ochronę. ...byłego już sędziego, reaktywowała pomysł komisji ds. zbadania wpływów rosyjskich i białoruskich w Polsce. Dziś premier, który chce jej powołania, podał więcej szczegółów. Nie będzie komisji sejmowej. Ja powołam komisję rządową. Dostanie termin dwumiesięczny i w ciągu 2 miesięcy przygotuje raport. Taka komisja będzie wymagała nowej ustawy, większości w Sejmie i podpisu prezydenta. Bardzo chciałbym, żeby powstała, i bardzo chciałbym, żeby byli to obiektywni eksperci. Będziemy rozmawiali, będziemy przekonywali naszych koalicyjnych partnerów. Bo na razie takiej zgody wśród koalicjantów nie ma. Kolejna antyrosyjska komisja to zły pomysł. Od ścigania szpiegów są służby, nie komisje sejmowe. Polacy nie potrzebują kolejnego kłótliwego politycznego teatru. Napisał w mediach społecznościowych lider Polski 2050. Wtórowała mu szefowa klubu Lewicy. Pełna zgoda. My uważamy, że dzisiaj tego typu komisja, skompromitowany pomysł, powinien zniknąć z powierzchni ziemi. Uważa poseł klubu Trzeciej Drogi z partii Szymona Hołowni, a inny poseł z tego samego klubu, tyle że z PSL-u, mówi już zupełnie co innego. Tak, jestem za komisją. Marek Sawicki idzie dalej i wskazuje, jaki okres powinna zbadać. Łącznie z możliwością znalezienia powiązań wielopokoleniowych, jeszcze od Rosji carskiej. Tu nie są jednomyślni nawet Donald Tusk i jego nowo powołany minister spraw wewnętrznych. Cezurą powinien być rok 2004, nasze wejście do UE. Nie będziemy badać ostatnich 100 lat ani ostatnich 15, ani 10. Raport ma być gotowy po wyborach europejskich. Na pewno latem, nie później. Politycy PiS mówią, że komisja ds. badania rosyjskich wpływów już istnieje. Prawda już była przedstawiana przez ekspertów komisji, która funkcjonowała, która zaraz po utworzeniu koalicji 13 grudnia została rozgoniona. To skład, który przed ubiegłorocznymi wyborami parlamentarnymi zaproponowała Zjednoczona Prawica, a tam m.in. Andrzej Zybertowicz i Sławomir Cenckiewicz. To są moim zdaniem fachowcy, o lepszych warunkach trudno. Jeżeli Platforma ma takich, to niech ewentualnie powiększy skład, ich dołoży. Jednakże nie skład komisji budził największe wątpliwości. Zastrzeżenia do komisji ds. badania wpływów rosyjskich powołanej przez poprzedni rząd nie polegały na tym, że ona ujawnia jakieś fakty, których nie znamy. Zastrzeżenia polegały na tym, że ona dostawała kompetencje quasi-sądowe. To był tak naprawdę prawny, legislacyjny potworek i frankenstein, który nie nadawał się do niczego. Minister spraw wewnętrznych zapowiada, że rząd sprawą komisji zajmie się już w przyszłym tygodniu. Żałoba i dramatyczny wyścig z czasem w kopalni "Mysłowice-Wesoła". Doszło tam do wstrząsu. Dwóch górników nie żyje, 10 jest rannych. Poszukiwany jest jeszcze jeden górnik. Na razie udało się zlokalizować jego lampę. Ratownicy przebierają węgiel i skały w miejscu zdarzenia. Kopalnia "Wesoła" w Mysłowicach. Około 3.30 w nocy. 870 metrów pod ziemią - w pobliżu czoła przodka - doszło do wstrząsu. W miejscu zawału pracowało 15 górników. Służby ruszyły do akcji zaraz po otrzymaniu zgłoszenia o możliwym zagrożeniu. Zadysponowaliśmy na miejsce zdarzenia dwa zawodowe, specjalistyczne zastępy ratownictwa górniczego. One udały się oczywiście wraz ze specjalistycznym sprzętem dedykowanym do akcji zawałowych. Cztery kolejne zastępy prowadziły akcję poszukiwawczą w systemie rotacyjnym. Wszystko w trudnych warunkach. Wyrobisko zostało poważnie zniszczone, było ryzyko, że dojdzie do kolejnych tąpnięć. Zagrożeniem był też metan, bo wstrząs uszkodził system wentylacyjny. Później pojawił się problem z wodą, która zalała korytarz. Ratownicy musieli przygotować pompy. Bierzemy pod uwagę w trakcie prowadzenia akcji, żeby zadbać również o bezpieczeństwo ratowników. Ci bardzo szybko dotarli do 11 poszkodowanych górników. Osoby, do których udało się dotrzeć, znajdowały się w obrębie kombajnu, który się znajduje w tym przodku. Zawsze idziemy po żywych, zawsze jest nadzieja, żeby wyciągnąć kolegów żywych. Walczymy do końca zawsze. Po kilku godzinach akcji udało się odnaleźć kolejnego żywego górnika. Niestety znaleziono też ciała dwóch poszukiwanych. To osoby z dużym stażem pracy w górnictwie, przekraczającym 16, 17 lat. W sumie do śląskich szpitali trafiło 10 osób. Do tej placówki w Sosnowcu przewieziono trzech górników. Wśród nich tego z najpoważniejszymi obrażeniami. Pacjent jest w stanie stabilnym, wydolnym krążeniowo i oddechowo. Mamy nadzieję, że ten stan nie ulegnie żadnemu pogorszeniu. Życiu rannych górników nie zagraża niebezpieczeństwo. Przyczyny tragedii wyjaśni specjalna komisja. To kolejny w ostatnim czasie śmiertelny wypadek w kopalni "Mysłowice-Wesoła". Niespełna miesiąc temu zginęła tam jedna osoba. W tym roku zginął też górnik po tąpnięciu w kopalni "Bobrek" w Bytomiu. Oglądają państwo 19:30, już za chwilę: Maciej Wąsik przed komisją śledczą, a później jeszcze... Egzamin ósmoklasisty. Decyduje o tym, czy 8 lat nauki się przydało na coś. Nie ma takiego progu, który byłby wyznaczony jako próg zdawalności. 40 lat od premiery kultowego filmu. Liga broni, liga radzi, liga nigdy was nie zdradzi. Były wiceminister spraw wewnętrznych w ogniu pytań komisji śledczej ds. afery wizowej. Maciej Wąsik mówił, że dowiedział się o niej pod koniec sierpnia ubiegłego roku, kiedy CBA weszło do Ministerstwa Spraw Zagranicznych. W trakcie przesłuchania doszło do awantury, wykluczony został jeden z posłów PiS. Z takim nastawieniem na komisję śledczą ds. afery wizowej szedł Maciej Wąsik. Pan sobie nie ma totalnie nic do zarzucenia, prawda? Dlaczego miałbym mieć? Ta afera została wykryta przez CBA i pan Szczerba by się nigdy nie dowiedział, gdyby nie działania CBA. Już na początku doszło do spięcia. Zajęcie? Poseł na Sejm. Ze względu na status świadka, który mimo wygaszenia mandatu po skazaniu prawomocnym wyrokiem, nadal twierdzi, że jest posłem. Pan poseł Sowa sprawdził na stronie sejmowej. Nie figuruje pan jako poseł. To nie informatycy czy pan marszałek będą decydować, czy ktoś jest posłem na Sejm, czy nie, tylko Sąd Najwyższy. Po kilkudziesięciu minutach i wielu słownych przepychankach doszło do wykluczenia jednego z posłów PiS. Posłom opozycji nie jest umożliwione zadawanie pytania, a pan Szczerba robi sobie z tego jakiś podcast publicystyczny. Nie pozwolimy na anarchię. Tak naprawdę posłowie PiS po raz kolejny próbowali uniemożliwić przesłuchanie świadków. Członkowie komisji z koalicji rządzącej pytali Wąsika, byłego wiceministra spraw wewnętrznych i administracji w rządzie PiS, m.in. o to, jaka była jego wiedza na temat afery wizowej. Wąsik twierdzi, że dowiedział się o sprawie w sierpniu zeszłego roku. Jego były przełożony, Mariusz Kamiński, zeznał wcześniej przed komisją, że o nieprawidłowościach usłyszał już niemal rok wcześniej. Czy pan Kamiński dzielił się taką informacją? Nie dzielił się. Służby działają w sposób niejawny. Ja zajmowałem się w MSWiA strażą pożarną. Czy posiadał pan oficjalne pełnomocnictwo od ministra Kamińskiego We wszystkich sprawach uregulowanych zarządzeniem MSWiA? Byłem pierwszym zastępcą i to wynikało zarówno z zarządzenia, jak i często z pełnomocnictw. Wąsik wielokrotnie zasłaniał się brakiem wiedzy. Nie mam takiej wiedzy. Nie zajmowałem się sprawami wizowymi. Jest pan nr 1 po Kamińskim w MSWiA. Dzisiaj pan przyszedł na komisję śledczą i mówi, że z aferą wizową nic nie wie, dowiedział się pan z mediów. O zeznania Macieja Wasika przed komisją śledczą pytany był premier. Nie wie, nie widział, zarobiony był. Ja w to nie wątpię, bo pasje pana Wasika, organizowania prowokacji, podsłuchiwania ludzi, być może tak był tym zajęty, że może nawet nie zauważył afery wizowej. Inaczej sprawę widzą politycy PiS. To właśnie służby za rządów PiS podjęły te działania, osoby, co do których pojawiły się takie informacje, zostały zatrzymane. Po Wąsiku przed komisją zeznawała wicepremier w rządzie PiS. Jadwiga Emilewicz była współautorką programu Poland Business Harbour. Program miał początkowo ułatwiać zdobycie polskich wiz białoruskim informatykom, także represjonowanym przez reżim Łukaszenki. Nie mam sobie nic do zarzucenia, to była dobra decyzja. Należało taki program przygotować. Program został później rozszerzony m.in. o Rosję, przez co jej obywatele mieli łatwiej wjeżdżać do Polski. Nikt nie weryfikował, czy te osoby, które otrzymywały wizę PBH, realnie przyjechały do Polski, czy też wykorzystały tę wizę, żeby wjechać na teren UE i NATO. W najbliższych tygodniach przed komisją wizową mają stanąć: Daniel Obajtek, Mateusz Morawiecki, Zbigniew Rau i Jarosław Kaczyński. Wbrew sprzeciwu z Polski Rada UE ostatecznie zatwierdziła pakt migracyjny. Decyzję podjęli ministrowie finansów 27 krajów członkowskich na spotkaniu w Brukseli. Najwięcej kontrowersji wzbudza zasada obowiązkowej solidarności. Łączymy się z Dorotą Bawołek. Co przyjęcie paktu oznacza dla Polski i kiedy te przepisy zaczną obowiązywać? Choć Polska wraz ze Słowacją i Węgrami nie poparła paktu, to będzie musiała go przestrzegać. Czyli przestrzegać wyznaczoną liczbę około 2000 migrantów rocznie albo wykupować się z tego obowiązku, płacąc 20 tysięcy euro za każdą nieprzyjętą osobę, albo oferować odpowiednio wysokie wsparcie operacyjne i logistyczne. Oczywiście w tym pakcie jest w tej chwili napisane, że jeżeli kraj się nie zgodzi, to będzie musiał zapłacić za to karę, ale jaką macie państwo gwarancję, że Tusk nagle pod presją swoich mocodawców z Brukseli i Berlina nie zmieni zdania? Zmieniał już wielokrotnie w wielu sprawach i bardzo łatwo mu to przychodzi. Pakt migracyjny przyjęty w tym kształcie jak dzisiaj daje Polsce możliwości unikania jakichkolwiek negatywnych konsekwencji paktu migracyjnego. Polska nie przyjmie z tytułu paktu migracyjnego żadnych migrantów, Polska przyjęła setki tysięcy migrantów w związku z wojną rosyjsko-ukraińską. Dlatego Polska będzie mogła wnioskować o całkowite albo częściowe zwolnienie z przyjmowania migrantów z południa Europy. Rząd zapowiada też próby zrewidowania paktu, którego zasady mają zacząć obowiązywać za 2 lata. Wzorowana na kremlowskiej ustawa o zagranicznych agentach przyjęta przez gruziński parlament. Wcześniej doszło do przepychanek na sali plenarnej. Tysiące osób znów wyszły na ulice Tbilisi. Według oponentów władz ustawa może, podobnie jak w Rosji, zostać wykorzystana do niszczenia opozycji i niezależnych mediów. Czy to oznacza, że gra o demokrację i europejską przyszłość Gruzji jest już przegrana? W gruzińskim parlamencie doszło do rękoczynów. Emocje wzbudza kontrowersyjny projekt ustawy o tzw. zagranicznych agentach. 84 głosy za, 30 przeciw, ustawa została przyjęta w trzecim czytaniu. Decyzja parlamentu wywołała taką reakcję ludzi zgromadzonych przed budynkiem. Rządząca partia Gruzińskie Marzenie twierdzi, że ustawa służy "ochronie suwerenności", jednak nikt z setek tysięcy protestujących od miesiąca tak nie uważa. Podjęli decyzję o przyjęciu rosyjskiego prawa. To jest droga w stronę Rosji! To nic innego jak naruszenie demokracji i wolności, zdrada gruzińskiej konstytucji, dlatego powinniśmy zareagować mobilizacją. Ustawa zakłada, że wszystkie organizacje i media, które otrzymują ponad 20% finansowania z zagranicy, będą rejestrowane w gruzińskim Ministerstwie Sprawiedliwości jako "realizujące interesy obcej władzy". Rząd takie organizacje będzie mógł skontrolować bez powodu. Reagują Stany Zjednoczone i europejskie instytucje. Tego rodzaju prawo jest niezgodne z ich aspiracjami, zgodne jest z rodzajem represyjnego ustawodawstwa, które pochodzi z innych reżimów, na przykład z Kremla. Do Tbilisi przyjechała unijna delegacja, jednak gruziński rząd nie zgodził się na spotkanie w parlamencie. Do rozmowy doszło w siedzibie partii. Niezadowolenie wyraziło też polskie MSZ. Wyrażamy głębokie rozczarowanie przyjęciem przez parlament Gruzji ustawy "o przejrzystości wpływów zagranicznych", która oddala Gruzję od UE. Prezydent Gruzji zapowiedziała, że ustawę zawetuje, ale partia rządząca ma tyle głosów, że weto może odrzucić. Na ulicach Tbilisi rozgrywają się dziś dramatyczne sceny. Do rozpędzenia kilku tysięcy osób protestujących przeciwko ustawie o zagranicznych agentach policja użyła gazu łzawiącego. Wielu poszkodowanych wymagało pomocy ratowników medycznych. W stolicy Gruzji jest Bartłomiej Bublewicz. Co teraz dzieje się na miejscu? Te wydarzenia sprzed kilku godzin wyglądały dramatycznie. Kilka tysięcy funkcjonariuszy brutalnie rozpędziły demonstrantów, którzy zebrali się 200 metrów stąd przed budynkiem parlamentu Gruzji. W tym momencie protestujący wrócili, bo powiedzieli, że dopóki ustawa nie zostanie odrzucona, będą protestowali do skutku. Nic nie wskazuje na to, żeby protesty w Gruzji się zakończyły, a rządząca partia Gruzińskie Marzenie nazywana jest przez protestujących Rosyjskim Marzeniem. Nie bez przyczyny, jak mówią. Ósmoklasiści napisali egzamin z polskiego, pierwszy poważny sprawdzian wiedzy każdego ucznia. Motywem przewodnim były "Kamienie na szaniec" Aleksandra Kamińskiego. Lepiej być nie mogło - przyznają sami uczniowie. Egzaminu nie można nie zdać, ale trzeba do niego przystąpić. Tak typowali na chwilę przed dziewiątą. "Kamienie na szaniec" będą tym głównym tekstem. Po jedenastej wszystko było już jasne. "Kamienie na szaniec", tak jak obstawiałem. Fragment tej lektury analizowało dziś 226 tys. ósmoklasistów, którzy przystąpili do egzaminu z języka polskiego. Dobrze. Jak na to, że czytałam tylko streszczenie, to dobrze. W arkuszu były też zadania zamknięte i dłuższa forma do wyboru: rozprawka o pomaganiu albo opowiadanie, którego bohaterem jest postać z lektury. Rozpisałem się na ponad 400 słów. Egzamin - nazywany też małą maturą - to dla uczniów zwieńczenie pewnego etapu. Decyduje o tym, czy 8 lat nauki się przydało na coś. I choć nie da się go oblać... Nie ma takiego progu, który byłby wyznaczony jako próg zdawalności. ...jest przepustką do wymarzonego liceum. Im lepiej napisany egzamin, tym więcej punktów i większe szanse na dostanie się do szkoły. Stąd nerwy nie tylko uczniów, ale i rodziców. Bardziej się stresuję niż córka, ale ogólnie przygotowanie było pełną parą. Ze względu na naukę zdalną, spowodowaną pandemią, zmniejszono wymagania egzaminacyjne. Nie oznacza to jednak, że poloniści mieli z ósmoklasistami mniej pracy. Trzeba było powtórzyć lektury. formy pisemne wypowiedzi i zagadnienia literackie, i gramatyczne. Zanim młodzież złapała za długopisy, wcześniej mogła sprawdzić się podczas testów próbnych. Jesteśmy po trzech próbach tzw. wewnętrznych, więc nauczyliśmy się technicznej pracy z arkuszem. Dziś nie było zaskoczenia. Uczniowie na wykonanie zadań mieli dwie godziny. Egzamin przebiegał bardzo spokojnie, obyło się bez incydentów. W każdej szkole rozpoczął i zakończył się o czasie. Juto zmagania z królową nauk. Matematyka raczej dobrze powinna pójść, tylko się skupić trzeba. A na koniec trzydniowego maratonu - język nowożytny. Prawie 98% uczniów wybrało angielski. Myślę, że na angielskim też dobrze mi pójdzie. Wyniki egzaminów - 3 lipca. Festiwal w cieniu skandalu. W Cannes startuje jedna z najważniejszych imprez filmowych na świecie. O Złotą Palmę powalczą m.in. Francis Ford Coppola, Paolo Sorrentino, a także duńsko-polsko-szwedzka koprodukcja Magnusa von Horna. Wydarzeniem tegorocznej edycji mogą być jednak kontrowersje związane z nową falą akcji MeToo. Łączymy się z Anną Kowalską. Co w związku z tym może się dziać podczas festiwalu? Fala protestów. Tak uważają krytycy, bo kobiety na czerwonym dywanie manifestowały już wielokrotnie. Teraz oliwy do ognia dodał fakt, że wczoraj 9 kobiet oskarżyło słynnego francuskiego producenta o gwałt i molestowanie. Organizatorzy mówią, że wszystkie tego typu skargi są traktowane tutaj poważnie. Pytanie, na ile skandale przyćmią wielkie kino. Kilka minut temu rozpoczęła się ceremonia otwarcia. Po czerwonym dywanie maszerowały gwiazdy. Na najlepszy festiwal świata przyjeżdżają najlepsi aktorzy i reżyserzy. Coppola prezentuje tutaj dzieło swojego życia. Łącznie to aż 22 filmy, które startują w konkursie głównym. Wśród nich polska koprodukcja. "Tu Jej Ekscelencja. Jutro dzień wolny. Zarządzam święto państwowe . Ten cytat z "Seksmisji" przeszedł do historii. Wciąż bawi mimo, że od premiery filmu mija 40 lat. Kultowa komedia Juliusza Machulskiego jest nie tylko pełna dowcipnych gagów, brawurowo zagrana i oryginalna. Była też oskarżana o promowanie seksizmu i antyfeminizmu. Same kobitki, niezamężne, nas dwóch, konkurencji praktycznie żadnej. Te dialogi mają już 40 lat i znają je niemal wszyscy. Historia o zahibernowanych mężczyznach, którzy budzą się w świecie kobiet, od początku była filmowym hitem. Już w PRL obejrzało ją 12 mln widzów, a Związku Radzieckim - 3 razy tyle. To jest kino, które połączyło pokolenia, oglądali dziadkowie, rodzice, wnuczki i wnukowie. Nasza cywilizacja zawaliła się, a tobie tylko dupy w głowie. To był film polityczny - uważa Olgierd Łukaszewicz, filmowy Albercik, który nadal poważnie podchodzi to "Seksmisji". Cieszę się, że obudziliśmy się w rzeczywistości, w której już stoimy na nogach, jeszcze ciężko, jeszcze się kołyszemy, ale Albercik chce dodać otuchy. By dodać otuchy, na zlecenie resortu rozwoju znowu jest Albercikiem. Kierunek - zachód. Tam musi być jakaś cywilizacja. Dla Agnieszki Graff, autorki książki "Świat bez kobiet", "Seksmisja" to film seksistowski. Ten film skupia jak w soczewce polskie przekonanie, że komunizm i feminizm mają ze sobą coś wspólnego. I to jest absurdalne. Dlatego feministki bardzo nie lubią filmu, choć prześmiewczo korzystają z jej cytatów. Zupełnie inaczej patrzy na film Dorota Stalińska. 40 lat później, dzisiaj, w 20. rocznicę wstąpienia Polski do Unii, mogę krzyknąć prosto i szczerze: Unia chroni, Unia radzi, Unia nigdy cię nie zdradzi. Tu, w najstarszej kopalni w Polsce, w Wieliczce, powstało sporo scen z filmu. Górnicy do dziś wspominają tę produkcję, po której elementy scenografii zostały do dziś. Kiedy była ta walka, te rzeczy zostały rozerwane, pióra wyleciały. Nikt tego nie sprzątał przez 40 lat. Miłośnikami filmu są także genetycy, którzy nie wykluczają świata bez mężczyzn. Gdybyśmy chcieli laboratoryjne, technologicznie, to pewnie moglibyśmy do tego doprowadzić. Jeśli więc dożyjemy do 2044 roku, w którym osadzona jest akcja filmu, rzeczywistość może nas mocno zaskoczyć. Przez 40 lat od premiery świat zmienił się nie do poznania, ale mężczyźni nadal są. W filmie nie ma informacji, kiedy zniknęli. Jeśli więc poważnie potraktujemy "Seksmisję", to, panowie, zostały nam dwie dekady. Ja już dziękuję. Czas na "Pytanie dnia". U Marka Czyża dziś Paweł Zalewski, wiceszef Ministerstwa Obrony Narodowej z Trzeciej Drogi.