Droga do domu - polski astronauta wraca z kosmosu na Ziemię. Hale w ogniu - kolejne dwa pożary hal magazynowych. Kask nie boli - na hulajnodze i rowerze tylko w kasku. Od 6 godzin nasz astronauta Sławosz Uznański-Wiśniewski kolejny raz okrąża Ziemię, ale nie na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, tylko w takiej kapsule Dragon. Właśnie nią - po tym, jak odłączyła się od stacji, wróci do domu po 19 dniach pobytu na okołoziemskiej orbicie. W kolejnych godzinach kapsuła stopniowo będzie schodzić z orbity, by jutro około 11.30 wodować w pobliżu wybrzeża Kalifornii. O szczegółach powrotu drugiego Polaka z kosmosu. Właz zamknięty. Ten komunikat był początkiem końca misji Ignis. Sławosz Uznański-Wiśniewski i pozostali astronauci zajęli miejsca w kapsule. I przez ponad 2 godziny przygotowywali się na ten moment. Punktualnie o 13.15 czasu polskiego Dragon odłączył się od Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Ta przez 17 dni była domem, biurem i laboratorium polskiego astronauty. Nie mogę się doczekać mojego powrotu na Ziemię, chociaż jestem troszeczkę smutny, że tak naprawdę misja dobiega końca. Sławosz Uznański-Wiśniewski zgodnie z planem przeprowadził 13 eksperymentów. Brał udział w spotkaniach z młodzieżą dzięki łączności satelitarnej. Pracy nie zabraknie też na Ziemi. Najpierw jednak długi lot. W momencie kiedy już oddalą się od stacji kosmicznej, będą mogli wybrać spanie albo delektowanie się ostatnimi chwilami nieważkości. Stacja kosmiczna jest 400 km nad Ziemią. Kapsuła z astronautami pędzi 27 tys. km/h. Teoretycznie powinna lecieć na Ziemię niespełna minutę. Jednak podróż potrwa prawie dobę. Bo Dragon wielokrotnie okrąży Ziemię, stopniowo się do niej zbliżając. Ten kluczowy moment będzie dopiero jutro, kiedy kapsuła wejdzie w ziemską atmosferę i będzie musiała przez tę atmosferę się przedrzeć. Najtrudniejszy etap podróży - niewielka, rozpędzona kapsuła w starciu z ziemską atmosferą. Zacznie pod nią tworzyć się bardzo gęsta poduszka powietrzna, która będzie tak kompresowana, że będziemy mogli zobaczyć, jak to powietrze rozgrzewa się do temperatury kilku tysięcy stopni Celsjusza. Kapsuła będzie wyglądać jak spadająca gwiazda. Ale to nie meteoryt, tylko pojazd kosmiczny z ludźmi na pokładzie. Wtedy przez kilka minut nie będzie z nimi żadnej łączności. Bardzo newralgiczny moment, jeden chyba z najniebezpieczniejszych, który dotyczy całej tej misji. Ponieważ planeta nasza broni się przed wszystkim, co chce wtargnąć tutaj na powierzchnię. Według planu kapsuła ma wlecieć w atmosferę jutro przed południem i wylądować w Oceanie Spokojnym, u wybrzeży USA, na wysokości Kalifornii. Lądowanie ma być łagodne. To zasługa 4 wielkich spadochronów, które spowolnią opadanie kapsuły. Na miejscu będą czekać ekipy ratunkowe. Najpierw wyłowią kapsułę, potem wydobędą załogę. Tuż po wylądowaniu musimy pomóc astronautom wyjść na powierzchnię statku, takiego pływającego już, nie kosmicznego, bo tak naprawdę znów astronauci muszą przypomnieć sobie o ciążeniu. A nogi przecież są jak z waty. Kosmiczni podróżnicy pierwszy raz od prawie 3 tygodni zmierzą się z grawitacją i staną na lądzie w bazie w Houston. Po locie trwającym około 20 godzin powinno nastąpić wodowanie u wybrzeży Kalifornii. W Huston jest nasz korespondent Marcin Antosiewicz. Miejsce nie jest przypadkowe - to właśnie tam na początku trafią astronauci. Powiedz, jaki w szczegółach jest plan pierwszych godzin na Ziemi? Po wyjściu z kapsuły czeka ich szok. Ponowne spotkanie z grawitacją. Nagle znowu poczują ciężar swojego ciała. Zostaną przetransportowani na wybrzeże Kalifornii. Trójka tu zostaje, bo tutaj przejdą badania. Słowosz weźmie prysznic na lotnisku i co najważniejsze spotka się ze swoją żoną. Później odleci do Kolonii, gdzie znajduje się siedziba Europejskiej Agencji Kosmicznej. Tam przejdzie szereg badań. Jak pani sobie wyobraża to spotkanie z nim? Będziemy mogli się objąć. To będzie zależało od jego stanu medycznego. Na pewno nie będę mogła na niego skoczyć. Za tydzień będzie już w Polsce. Zanim wylądują, centrum kontroli czeka najpoważniejszy manewr całej misji, czyli wejście kapsuły w atmosferę z ogromną prędkością. Oglądają państwo 19.30 w poniedziałek, w który drugi Polak w kosmosie wraca na Ziemię. A co jeszcze przed nami... Nikomu, żadnemu rodzicowi nie życzę takiego bólu w sercu. Batalia o dziecko. Chodzi o życie i zdrowie dziecka. Zapadła jednogłośna decyzja. Będzie obowiązek jazdy w kasku. Jeśli kask pęka, to głowa jest cała, jeśli kasku nie ma, głowa pęka. Kłęby dymu nad Siemianowicami Śląskimi. Płonie hala magazynowa z tworzywami sztucznymi, na miejscu pracują dziesiątki strażaków. To kolejny dzień z ogromnym pożarem. Wczoraj wieczorem ogień pojawił się także w hali produkcyjno-magazynowej w Mińsku Mazowieckim. Sytuację udało się opanować po północy, ale służby pracowały jeszcze przez wiele godzin, także po to, by minimalizować zagrożenie dla środowiska. Kolejna hala w ogniu, tym razem w Siemianowicach Śląskich. Z szybko rozprzestrzeniającym się pożarem magazynu tworzyw sztucznych walczy kilkanaście zastępów straży. Według wstępnych informacji wszystkich pracowników ewakuowano i w tym momencie nikomu nie zagraża niebezpieczeństwo, ale służby apelują do mieszkańców Siemianowic i okolic o ostrożność. To kolejny tak ogromny pożar w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Wczoraj wieczorem w Mińsku Mazowieckim w ogniu stanęła hala zakładów produkujących folię. Ogień i dym wydobywające się z tego miejsca widoczne były z kilkunastu kilometrów. Czułem się, jakbym stał pod wulkanem dymiącym. Ogień był straszny. Dym walił w tę stronę i spadały na plac zabaw takie niedopalone folie. Właściciele firm sąsiadujących z płonącym zakładem z przerażeniem obserwowali szalejący żywioł. Mnie tutaj policja warunkowo wpuściła na chwilę, jako właściciela. Straszna sprawa, tragedia. Kłęby dymu i co jakiś czas jęzory ognia. Akcja przebiegła naprawdę sprawnie. Gdyby ten wiatr był większy, to zmieniłyby się priorytety tej akcji, bo wtedy więcej sił trzeba byłoby przeznaczyć na ochronę obiektów sąsiednich. Na szczęście w pożarze nikt nie ucierpiał, a ogień nie przeniósł się na inne budynki. Ogień został opanowany dopiero nad ranem, ale nie oznaczało to końca pracy służb. Teraz policja prowadzi oględziny, a strażacy próbują uporządkować teren. Akcja jest skomplikowana, bo powyginane metalowe elementy utrudniają dostęp do hali, której dach zapadł się do środka. W pogorzelisku, podobnie jak w nagraniach z monitoringu, może znajdować się odpowiedź na pytanie o przyczyny tego pożaru. Żeby potwierdzić, co się tam faktycznie stało, biegli muszą zabezpieczyć również szereg śladów do badań laboratoryjnych z fizykochemii czy też z elektrotechniki. Jak wynika ze statystyk straży pożarnej, liczba tegorocznych pożarów nie jest wyższa niż w latach poprzednich, ale doświadczenie pożaru Centrum Handlowego Marywilska, który okazał się być aktem rosyjskiego sabotażu, nie pozwala ignorować żadnego takiego zdarzenia. Każdy pożar, każda próba podpalenia, jest oceniane z punktu widzenia, czy może być efektem aktu dywersji. Jednocześnie służby apelują, by nie ulegać dezinformacji i nie przekazywać dalej niesprawdzonych informacji. Dopiero ustalenia ekspertów pozwolą znaleźć przyczyny pożarów. Mija tydzień od wznowienia kontroli na granicach z Niemcami i Litwą. Obok faktycznych działań służb na miejscu toczy się polityczna dyskusja, a fakty i liczby niekoniecznie znajdują odzwierciedlenie w prowadzonej narracji. Rzecznik rządu pisze o systemowej dezinformacji, która nie działa w polskim interesie, więc powinna się nią zająć prokuratura i Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. To jedna z blisko 30 tysięcy przeprowadzonych dotąd wyrywkowych kontroli na granicy z Niemcami. Dziś mija tydzień od ich wprowadzania. Na 67 tysięcy sprawdzonych osób, służby odmówiły wjazdu 24. Jakie płyną wnioski po tym tygodniu kontroli? Przede wszystkim polska granica nie jest szturmowana przez tysiące migrantów. To widać gołym okiem. Ale PiS wie swoje. Mamy do czynienia z atakiem na Polska granicę. Choć z danych wynika co innego. To liczba migrantów, którzy przedostali się z Białorusi przez Polskę do Niemiec i stamtąd zgodnie z unijnym prawem zostali cofnięci do naszego kraju. W ostatnim roku rządów PiS było ich 12 tysięcy, w ubiegłym - 5 tysięcy, w tym - około 800. Ale to teraz PiS straszy: Straciłam poczucie bezpieczeństwa we własnej ojczyźnie. I wspiera takie samozwańcze patrole na granicy. Choć to za rządów PiS wybuchła afera wizowa. Prawo i Sprawiedliwość robi to dla korzyści politycznej? Ależ oczywiście, Chodzi tylko i wyłącznie o politykę. Państwo polskie będzie interweniowało w tej sprawie. Rzecznik rządu pisze o celowej dezinformacji, którą powinny zająć się ABW i prokuratura, odnosząc się do takich słów, które padły w prawicowej telewizji sprzyjającej PiS. Donald Tusk masowo, ciężarówkami do Polski przywozi osoby z Afryki, z Bliskiego Wschodu, z Ameryki Południowej, tych, którzy zabijają, kradną i gwałcą na naszej polskiej ziemi. Rosjanie bardzo chcą poróżnić Polaków między sobą, ale także nas z innymi państwami Europy i właśnie powtarzanie takich fake newsów, niesprawdzonych informacji, czy wręcz bezczelne kłamanie służy temu, że na Kremlu strzelają korki od szampana. Ale PiS przy wsparciu tego środowiska wciąż kreuje swoją wersję rzeczywistości. Granice naszego kraju, tak samo z zachodu jak i wschodu są zagrożone. W kazaniu wygłoszonym podczas weekendowej pielgrzymki rodzin Radia Maryja na Jasną Górę padły też takie słowa: Rządzą nami ludzie, którzy samych siebie określają jako Niemców. Polską rządzą dziś polityczni gangsterzy. To politycy PiS, którzy dziś przypominają historyczną rolę Kościoła. Walczył z komuną i zapisał się bardzo dobrze w kartach historii. Ale akurat nie ten biskup. Z dokumentów IPN wynika, że Wiesław Mering to były tajny współpracownik Służby Bezpieczeństwa o pseudonimie Lucjan. Co więcej, z akt wynika, towarzyszu Lucjan, że do współpracy zostałeś pozyskany w sposób dobrowolny. Ale o tym dziś politycy PiS milczą. Biskup jasno pokazał, że wpisuje się w politykę Prawa i Sprawiedliwości, dzieli Polki i Polaków, stąd też reakcja innych przedstawicieli Kościoła. Mamy do czynienia z wypowiedziami hierarchów, które są w najwyższym stopniu nieodpowiedzialne. To wystarczyło, by odezwał się Przemysław Czarnek. Od lat ojciec Gużyński i ewangelia to dwa odległe bieguny. Można by długą listę przymiotników wymienić, które by opisywały nam te szkody, które wyrządza nam pan Czarnek, odwołując się do nauki Kościoła. Na koniec jeszcze jeden głos w tej sprawie. Oszukiwanie, plucie na ludzi, straszenie ludzi. Od tego się zaczyna nagrany w miejscu, gdzie ponad sto lat temu zamordowano prezydenta polski Gabriela Narutowicza. Prezydent Donald Trump daje Rosji 50 dni na dojście do porozumienia i grozi surowymi cłami, a departament stanu USA radzi, by Władimir Putin potraktował te słowa poważnie i nie igrał z ogniem. To komunikat amerykańskiego prezydenta po spotkaniu z sekretarzem generalnym NATO. Coraz więcej wiadomo także o pomocy Waszyngtonu dla Kijowa, za którą ma zapłacić Europa. Donald Trump w końcu stracił cierpliwość do Kremla i postawił Putinowi ultimatum. Jestem rozczarowany prezydentem Putinem, ponieważ myślałem, że zawrzemy umowę dwa miesiące temu. Nie wydaje się, żeby do niej doszło. Dlatego będziemy musieli rozważyć nałożenie wtórnych ceł, jeżeli nie zawrzemy umowy w ciągu 50 dni. To bardzo proste, będą wynosić 100%. Tak po prostu będzie. Po ponad godzinnej rozmowie z szefem NATO amerykański przywódca zapowiedział też przekazanie Ukrainie uzbrojenia. Zapłacą za nie Europejczycy. To bardzo znaczące porozumienie z NATO. Sprzęt wojskowy wart miliardy dolarów zostanie kupiony od Stanów Zjednoczonych i trafi do NATO, a następnie szybko zostanie dostarczony na linię frontu. To oznacza, że Ukraina może dostać w swoje ręce naprawdę ogromną liczbę sprzętu wojskowego, zarówno do obrony powietrznej, jak i pocisków rakietowych, amunicji i tak dalej. Więc na miejscu Putina zastanowiłbym się nad poważniejszym podejściem do rozmów pokojowych. Chodzi zarówno o nowe uzbrojenie, jak i te będącą w posiadaniu sojuszników USA z NATO w Europie. O czym już w weekend mówił sekretarz stanu USA. O wiele szybciej można przetransportować coś na przykład z Niemiec do Ukrainy, niż zamówić to w fabryce w USA i dostarczyć tam. W ten sposób na Ukrainę już w najbliższych dniach mają trafić systemy obrony powietrznej Patriot. Są niezbędne, bo w ostatnich tygodniach Moskwa przeprowadza zmasowane i brutalne uderzenia. To z początku lipca na Kijów w ukraińskich mediach zostało opisane jako "noc z piekła rodem". Każdy z ataków poprzedzał ten dźwięk. Rozbrzmiał także dzisiaj, tuż po tym spotkaniu specjalnego wysłannika prezydenta USA Keitha Kellogga z Wołodymyrem Zełenskim. Jesteśmy wdzięczni prezydentowi Trumpowi za wszystkie jego wiadomości i bardzo zdecydowane decyzje o wznowieniu dostaw uzbrojenia. Podjęliśmy pewne decyzje, bardzo korzystne dla obu krajów. Przed chwilą rozmawialiśmy z generałem o obronie powietrznej. Specjalny wysłannik prezydenta USA Keith Kellogg w Kijowie spędzi aż tydzień. I to tylko jeden z dowodów na zbliżenie Stanów Zjednoczonych do Ukrainy. W Brukseli spotkali się ministrowie handlu unijnych państw, a jednym z głównych tematów jest wspólne stanowisko po zapowiedzi amerykańskich ceł. 30-procentowa taryfa na towary importowane z Unii Europejskiej do USA ma zacząć obowiązywać od przyszłego miesiąca. Przedsiębiorcy są pełni obaw, a Europa szykuje cła odwetowe, jeśli Donald Trump nie zgodzi się na warunki Komisji Europejskiej. Bruksela i spotkanie unijnych ministrów handlu. Zwołane, by przygotować odpowiedź na groźbę wypowiedzenia przez Trumpa wojny celnej. Z żalem i rozczarowaniem przyjęliśmy list wysłany przez prezydenta USA. Chodzi o ten list, zaadresowany do przewodniczącej Komisji Europejskiej. Donald Trump poinformował w nim o nałożeniu od 1 sierpnia na Unię Europejską 30-procentowych ceł na towary importowane z Europy. Straszył też kolejnymi, jeśli Unia zareaguje. Niezależnie od tego, o ile zdecydujecie się podnieść cła, zostaną dodane do 30%, które będziemy pobierać. Wszystko mimo trwających od tygodni negocjacji między Waszyngtonem a Brukselą. Prezydent widział szkice umów wypracowanych przez sekretarza ds. handlu i resztę zespołu. Uważa, że muszą być lepsze. Obecnie stawka bazowa na produkty importowane do USA wynosi 10%. Unia chciała ją utrzymać. Niektóre kraje są teraz bardzo zdenerwowane, bo wykorzystywały nas przez 30, 40 lat. A ja to zatrzymałem. Kraje Wspólnoty są największym partnerem handlowym Amerykanów. W zeszłym roku wyeksportowały do USA towary o wartości ponad 500 miliardów euro. Na europejskich giełdach nerwowo. Rynki są nieco zaskoczone działaniami Trumpa, powróciła niepewność. Bruksela nie chce wojny celnej i liczy na porozumienie, jednocześnie szykuje się też na czarny scenariusz. Wykorzystamy czas, który mamy do 1 sierpnia, ale działamy dwutorowo. Jesteśmy gotowi odpowiedzieć środkami zaradczymi. Chodzi o 25-procentowe cła odwetowe na stal i aluminium. Bruksela przedstawiła dziś kolejną listę amerykańskich produktów, które zostaną objęte taryfami w wysokości 72 miliardów euro, jeśli dojdzie do załamania negocjacji. Zdecydowanych działań domagają się Paryż i Berlin. Niemcy na cłach Trumpa stracą najbardziej. Musielibyśmy odłożyć na bok wiele działań gospodarczych. To uderzyłoby w samo serce niemieckiego eksportu. Waszyngton już chwali się rezultatami swojej polityki. Wpływy z ceł do budżetu USA w pierwszym półroczu przekroczyły 100 miliardów dolarów. Napływają na poziomie, którego nigdy wcześniej nie widzieliśmy, a to dopiero początek. Do końca roku Waszyngton chce pobrać cła w wysokości 300 miliardów dolarów. Polskie Stronnictwo Ludowe chce cofnąć wprowadzone przez PiS zmiany i skończyć z dwukadencyjnością samorządowców. Ludowcy mówią o wiązaniu lokalnym włodarzom rąk, przeciwnicy o betonowaniu samorządów. W samej koalicji co do zniesienia dwukadencyjności nie ma zgody, prawica cofnięcia własnej reformy raczej nie poprze. PSL dorzuca: skoro dwukadencyjność w samorządach, to może trzeba wprowadzić ją szerzej. Oddajmy władzę w ręce ludzi. Tak ludowcy przekonują, by wójtowie, burmistrzowie i prezydenci miast mogli rządzić dłużej niż dwie kadencje. O ile tak zdecydują wyborcy. Wspólnota lokalna ma prawo decydować o sobie, kto nią rządzi i przez ile czasu to trwa. Tak było zanim zmienił to PiS. Od 2018 roku lokalni włodarze są wybierani na pięć lat, a nie cztery. Ale tylko na dwie kadencje. Aby wieloletni burmistrzowie czy wójtowie nie byli w stanie poprzez jakieś lokalne układy zapewniać sobie za każdym razem reelekcji. PiS mówi o odbetonowaniu samorządów. Zdaniem ludowców partii Jarosława Kaczyńskiego chodziło o ograniczenie władzy popularnych włodarzy, by zwiększyć szansę swoich kandydatów. 58% wójtów, burmistrzów, prezydentów utraciło w ostatnich wyborach samorządowych swoje stanowisko. Nie ma lepszego mechanizmu weryfikacyjnego jak wybory. Tyle że złożony w sejmie projekt PSL dzieli koalicję. Ci parlamentarzyści, którzy wywodzą się z samorządów, są za zniesieniem dwukadencyjności. W reszcie klubu ta decyzja nie budzi entuzjazmu. Jeśli mamy dwukadencyjność dla samorządów, to także dwukadencyjność dla posłów parlamentu, senatorów, europosłów. Na Lewicy słychać, że dwie kadencje wystarczą. Dwukadencyjność w samorządach to jest akurat jedna z niewielu rzeczy, która PiS-owi się udała. I uważam, że pozwala to odbetonować często zabetenowane sceny polityczne w samorządach. Ja zresztą chętnie głosowałabym za wprowadzeniem jakiegoś rodzaju kadencyjności także w parlamencie. Wśród wyborów różne opinie. Na pewno nie więcej niż dwie. Musza mieć szansę ci kolejni. Powinna być nieograniczona możliwość, jeśli człowiek się sprawdza. Siedem kadencji prezydentem Gliwic był Zygmunt Frankiewicz, po sześć kadencji rządzili między innymi byli prezydenci Puław, Sopotu, Gdyni czy Tychów. Andrzej Dziuba prezydentem Tychów był przez 23 lata, dziś jest senatorem. Jest za cofnięciem reformy PiS. Konstytucja wprost ogranicza kadencyjność dla głowy państwa. O nikim innym nie mówi. Wyciągnięto jak z paczki grupę wójtów, burmistrzów i prezydentów i ograniczono im kadencyjność, więc naszym zdaniem jest to niezgodne z konstytucja. Inny argument podaje prezydent Starachowic. Wiem, że i trzy kadencje to niewystarczający okres na zrealizowanie całej wizji, jak miasto może się rozwijać. Ale już wśród ekspertów zdania podzielone. Dwukadencyjność jest niezwykle potrzebna, bo ona tworzy szanse na nowe otwarcie, nowe idee, na zmiany o charakterze progresywnym. Skoro obywatele, wspólnota samorządowa jest zdania, że ta osoba prawidłowo pełni swoją rolę, no to dlaczego w tym momencie ograniczać im prawo do wyboru? Projekt PSL trafił już do Sejmu. W szeregach PO słychać, że lepiej zacząć od projektów, które łączą, a nie dzielą koalicję. Zwłaszcza w obliczu rządowej rekonstrukcji. W "19.30" rodzinny spór, którego zakładnikiem stało się 3-letnie dziecko. I choć w teorii to jego dobro jest najważniejsze, rzeczywistość, którą stworzyli dorośli, pokazuje coś zupełnie innego. Rodzice Antosia się rozstali, a chłopiec decyzją sądu od roku powinien być z mamą. Tymczasem jest z babcią i ojcem, a kolejne próby przekazania go matce nie przynoszą rezultatu. Przez ostatnie 15 miesięcy widziała synka przez kilka minut. Spojrzeliśmy sobie w oczy i mam wrażenie, że po prostu w sercu poczuł, że jestem jego mamą, podszedł do mnie i bawiliśmy się. A tego albumu pani Marika z Tuszyna niedaleko Łodzi nie otwierała od 29 kwietnia zeszłego roku, czyli dnia, gdy Antoś został jej odebrany przez byłego partnera. Ustalili między sobą, że dzieckiem będą się opiekować na zmianę. Ale pewnego dnia były partner Pani Mariki postanowił, że Antoś już nie wróci do mamy. Jej życie runęło w gruzach. Ratuje mnie praca, do której muszę codziennie wstać i wykonywać swoje obowiązki. Antoś mieszka teraz z ojcem i babcią. Chodzi o życie i zdrowie dziecka. Która twierdzi, że to u mamy działa się dziecku krzywda. Dziecko na przykład, gdy było odwożone do mamy, panicznie się bało ich posesji, krzyczało na widok posesji, zapierało się, nie chciało tam nigdy iść. Opowiada, że mama biła, że dziadek bił, że tam są kłótnie, awantury. Dziecko mówi, że mama dawała wino dziecku. Ojciec zawiadomił prokuraturę w Piotrkowie Trybunalskim o znęcaniu się przez matkę nad synem, matka o przetrzymywania syna bez jej zgody. Sprawy dotyczące ustalenia miejsca zamieszkania dziecka toczą się w sądzie, ale do czasu rozstrzygnięcia chłopiec powinien być przy matce. Mimo 6 prób kurator nie odzyskał dziecka. Szacuje się, że 60 tysięcy dzieci doświadcza alienacji rodzicielskiej. W maju ojcowie, którym ograniczane są możliwości kontaktowania z dziećmi protestowali w Warszawie. Każda taka sprawa to dramat dziecka. Bardzo często dzieci są elementem rozgrywki albo odwetu w momencie rozstania. A takie rozgrywki prowadzą do poważnych konsekwencji. Manipuluje się dzieckiem. Dziecko bardzo często wpada w problemy zaburzeń lękowych, tak zwany lęk separacyjny, który może prowadzić do wielu problemów z integracją, w ogóle ze społeczeństwem całym. Nadzieja matki umiera ostatnia. Trzyma mnie to, że w końcu Antosia odzyskam i wróci do mnie. Ponad 200 wypadków z udziałem hulajnóg elektrycznych tylko w pierwszych miesiącach tego roku. Każdy kolejny dzień pogarsza statystyki - byłoby zdecydowanie lepiej, gdyby podróżujący jednośladami nosili kaski, ale wielu wciąż zamiast zdrowia wybiera ryzyko. Chronić najmłodszych ma nowe prawo, które wprowadzi obowiązkowe kaski ochronne dla osób poniżej 16. roku życia. Warto pamiętać, że kask nie boli i to także hasło specjalnej akcji Telewizji Polskiej. W Świeciu nastolatka miała dużo szczęścia. To Warszawa i podobna sytuacja. Co łączy te filmy? Hulajnoga i brak kasku. Krajowa Rada Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego zapowiada zmiany w prawie. Zapadła jednogłośna decyzja w sprawie ustawowego wprowadzenia obowiązku stosowania kasków ochronnych. Do tej pory jazda w kasku była zaleceniem. Teraz nowy obowiązek będzie dotyczył każdej osoby poniżej 16. roku życia, która porusza się rowerem, hulajnogą elektryczną czy innym środkiem transportu osobistego. Ten pomysł popiera Rzeczniczka Praw Dziecka. Widzimy to bardzo jasno, że gdyby dzieci miały założony kask, to gdyby ich głowa była dobrze zabezpieczona, to nie dochodziłoby do wielu tragedii. Przez pierwszych pięć miesięcy tego roku doszło do 223 wypadków z udziałem hulajnóg elektrycznych. Jedna osoba zginęła, 242 zostały ranne. Najczęstsze urazy to urazy głowy. Również urazy narządów wewnętrznych, o czym może nieczęsto myślimy, urazy narządów wewnętrznych, czyli na przykład nerek, wątroby. Szczególnie ma to znaczenie, kiedy są to urządzenia rozwijające dużą prędkość. Iwo od 7 lat profesjonalnie jeździ na hulajnodze. Takie akrobacje to efekt wielu godzin pracy i prób. Kaski w skate parkach są obowiązkowe nawet dla tych najlepszych. Dwa tygodnie temu wywaliłem się na rampie tam na końcu skate parku, wywaliłem się tak, że była wycieczka na SOR. Miałem całe usta rozwalone. I gdybym nie był wtedy w kasku, to pewnie skończyło by się wstrząsem mózgu. Żeby edukować młodzież i zachęcać do jazdy w kasku Fundacja TVP oraz TVP Info ruszają z akcją "kask nie boli". To jest naprawdę kilka sekund, żeby założyć ten kask i żeby czuć się bezpiecznym, żeby rodzic wiedział, że w razie jakiegokolwiek zdarzenia, wywrócenia czy kiedy ktoś wjedzie w nasze dziecko, że nic mu się nie stanie. Kask uratował życie Rafałowi Sonikowi w rajdzie Brazylii. Sportowiec edukuje dzieci i młodzież o bezpiecznej jeździe. Jeśli kask pęka, to głowa jest cała, jeśli nie ma kasku, wtedy głowa pęka, czy chcemy mieć popękaną głowę? Bo kask nie boli i ratuje życie. W "19.30" to już wszystko. Bardzo państwu dziękuję i w imieniu Justyny Dobrosz-Oracz zapraszam na "Pytanie dnia" i rozmowę z prezesem Wód Polskich Mateuszem Balcerowiczem. Ciekawego wieczoru, do zobaczenia.