Rozmowy o bezpieczeństwie i europejskich ambicjach Ukrainy. Wołodymyr Zełenski w Warszawie. Kandydaci na prezydenta oficjalnie ruszają do walki o głosy. Korzystne prognozy dla trawionego przez pożary Los Angeles. Marek Czyż, witam i zapraszam na "19.30". Inwestycja w bezpieczeństwo Ukrainy to inwestycja w nasze bezpieczeństwo. Chcemy Ukrainy w Unii Europejskiej i będziemy nad tym pracowali, zwołamy szczyt w sprawie odbudowy Ukrainy. Takie deklaracje usłyszał dziś prezydent Wołodymyr Zełenski od premiera polskiego rządu podczas oficjalnej wizyty w Warszawie. Kilka godzin przed wizytą prezydenta Zełenskiego w Polsce w nocy zmasowany rosyjski atak na Ukrainę. Tu nie ma przypadków - słyszymy. To jest właśnie mentalność rosyjska. - Taki straszak? - To jest straszak. Ten straszak nierozerwalnie związany jest ze stratami. Bo w tym przypadku większość rakiet i dronów kierowana była na zachód Ukrainy, gdzie uszkodzonych zostało wiele obiektów infrastruktury energetycznej. Po polskiej stronie stan najwyższej gotowości. Poderwano dyżurne myśliwce. Inwestycja w obronę Ukrainy to nie jest pomoc Ukrainie i koniec. To jest pomoc Europie, to jest pomoc Polsce. - mówił na wspólnej konferencji premier Donald Tusk, gdzie oprócz takich przyjacielskich gestów padło sporo konkretów. Po pierwsze Polska chce zorganizować następny, trzeci szczyt w sprawie odbudowy Ukrainy. Po drugie polska prezydencja ma przełamać impas w sprawie wejścia Ukrainy do UE. Będziemy pracowali wspólnie z Ukrainą i naszymi partnerami europejskimi, i to bezwarunkowo, nad przyspieszeniem tak jak to tylko możliwe procesu akcesyjnego. Prezydencja Polski to okres, do którego teraz wkraczamy, posiadając ambicje i liczymy, że z niego wyjdziemy, mając już konkretne wyniki dla Ukrainy, dla Polski, dla całej Europy. Bezpieczna Ukraina to bezpieczna Polska i Europa - to przesłanie, które popłynęło dziś zarówno z Kancelarii Premiera, jak i Kancelarii Prezydenta. Tą największą gwarancją bezpieczeństwa dla Ukrainy byłoby, i wierzę w to, w przyszłości niedalekiej będzie, członkostwo w Sojuszu Północnoatlantyckim. Tyle że tu pojawia się problem, bo nie wszystkie państwa członkowskie NATO mają podobne zdanie. Jak dziś usłyszeliśmy, rolą Polski jest i będzie przekonywanie sojuszników do tego, by Ukraina dołączyła do Sojuszu. Im szybciej Ukraina zostanie członkiem Unii Europejskiej i NATO, tym szybciej wszyscy będziemy wszyscy mieli poczucie bezpieczeństwa. Gdyby każdy Donald na świecie miałby takie poglądy jak ja w sprawie gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy, to pewnie ten scenariusz byłby prostszy. w taki sposób Donald Tusk nawiązał do zmiany lokatora Białego Domu. Zaprzysiężenie Donalda Trumpa odbędzie się w najbliższy poniedziałek. Ja jestem spokojny, jeśli chodzi o przyszłość budowania systemu bezpieczeństwa przez Stany Zjednoczone pod wodzą prezydenta Donalda Trumpa. Także jeżeli chodzi o kwestię Ukrainy. Ameryka prezydenta Trumpa będzie współpracowała z Ukrainą i UE na rzecz naszego bezpieczeństwa, jeśli my wszyscy serio będziemy traktować to wyzwanie. "Serio" według premiera oznacza, że inne państwa Sojuszu, wzorując się na Polsce, będą wydawały więcej pieniędzy na obronność. Administracja prezydenta Trumpa, śmiem twierdzić, że tak jak kiedyś właśnie Niemcy dźwigały ten ciężar, przeniesie ten ciężar odpowiedzialności za bezpieczeństwo Europy Centralnej i Zachodniej na barki Polski. Prezydent Zełenski wizytę w Polsce zakończył spotkaniem z prezydentem Warszawy, gdzie dziękował za pomoc warszawiaków dla uciekających przed wojną obywateli Ukrainy. Tych, którzy przeżyli i mogą dać świadectwo, ubywa, ale tych, którzy pamiętają - nie. Opowieści o bestiach, w których mordowani rozpoznawali sąsiadów, o okrucieństwie poza skalą człowieczeństwa, o rozpaczy i nienawiści składają się na trudną polsko-ukraińską historię. Empatia dla wojennego losu Ukraińców nie wyrównuje tych rachunków, ale może właśnie nadchodzi czas na rachunek sumienia i zadośćuczynienie. Ludobójstwo UPA na ludności polskiej. Janina i Edmund Działoszyńscy dziś mieszkają w Niemysłowicach na Opolszczyźnie. W lutym 1945 roku żyli w Puźnikach koło Tarnopola. Jako kilkuletnie dzieci widzieli, jak Ukraińska Powstańcza Armia mordowała ich krewnych i sąsiadów. Te piski, te krzyki, a to "bij, morduj" to było nie raz powiedziane, bez przerwy, oni się napędzali w ten sposób. W Puźnikach zamordowano około 80 osób. Podczas rzezi wołyńskiej zginęło łącznie ponad 100 tys. Polaków. Nie mają mogił i miejsc pamięci. Krok w kierunku ich upamiętnienia został wykonany. Ukraińcy zgodzili się na ekshumację w Puźnikach. Dzięki temu będziemy mogli w kwietniu, maju w zależności od warunków pogodowych rozpocząć prace tam, gdzie dół ze szczątkami tragicznie zamordowanych naszych rodaków się znajduje. O ekshumacjach ofiar rzezi wołyńskiej rozmawiali w Warszawie prezydent Ukrainy i premier Donald Tusk. To, że rozumiemy się w tej kwestii i że zaczynamy rozmawiać normalnym językiem i że podjęliśmy działania - tak, to zasługuje na miano przełomu. Ale kwestię rzezi wołyńskiej trzeba oddzielić od popierania członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej i NATO - podkreśla premier. To odpowiedź na te słowa Karola Nawrockiego sprzed kilku dni. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której państwo odpowiedzialne za śmierć 120 tysięcy Polaków, niewyrażające zgody na podjęcie ekshumacji, będzie współtworzyło międzynarodowe instytucje takie jak Unia Europejska czy NATO. Kto nie rozumie, że dobra współpraca i przyjaźń Polski i Ukrainy i pełna europejska solidarność także w tym procesie jest w żywotnym interesie rodzin polskich, polskiego bezpieczeństwa, jest albo głupcem, albo zdrajcą. Rozmowy z Ukrainą o dalszych ekshumacjach nie będą łatwe. Ukraina walczy o przetrwanie i wyjątkowo trudno będzie jej rozliczać się z ciemnymi kartami własnej historii. Która cieniem kładzie się na bliskie polsko-ukraińskie relacje. A na Ukrainie wciąż upamiętnia się ludzi, którzy stali za rzezią wołyńską. Bo tam uważani są za patriotów. Niełatwo jest żadnemu narodowi oskarżać swoich bohaterów o zbrodnie. Jesienią lokalne media ze Lwowa podały, że w mieście ma stanąć pomnik Romana Szuchewycza - dowódcy UPA. Kilka lat temu jego imieniem nazwano stadion w Tarnopolu. Nie da się posunąć do przodu, jeśli rzeczywiście nie będzie takiej grubej kreski. Kwestia porozumienia i pojednania dwóch narodów jest kwestią dużo bardziej skomplikowaną, ale tutaj również powinna być otwartość ze strony ukraińskiej. Sprawa wołyńska jest omawiana i będzie omawiana - zapewnia prezydent Ukrainy. Nasze ministerstwa kultury odpowiadające za odpowiednie kwestie już działają, cieszę się, że opracowują materiały. I cały czas w tych kwestiach dążymy do przodu. Liczą na to bliscy ofiar UPA. Nam się to dawno należało jako Polakom. Od dziś kampania nabiera barw, ruszają terminy, a listy popisów trafiają w teren. Kandydaci w komplecie, choć może nie całkiem, bo plotki rozgrzewają Konfederację. Kandydat jest tam jeden, ale ludzie Grzegorza Brauna szykują ponoć formularze do zbierania podpisów. Na lewicy też na ostatnich metrach prekampanii do gry wchodzi Adrian Zandberg. Czy kogoś od przybytku głowa rozboli? Stoimy gotowi w blokach startowych. Wyborcza machina oficjalnie ruszyła. I niemal natychmiast ruszyło zbieranie podpisów. Karty mamy w pogotowiu. Jesteśmy gotowi na tę kampanię. Marszałek Sejmu i zarazem kandydat w tych wyborach, Szymon Hołownia, rano przesłał postanowienie o zarządzeniu wyborów szefowi PKW oraz premierowi. Pierwsze podpisy w Warszawie zbierał Rafał Trzaskowski. Potrzeba ich co najmniej 100 tys. Jutro o świcie ruszam w trasę, bo wreszcie kampania się zaczęła. Karol Nawrocki był w Wielkopolsce. Jestem spokojny o tę liczbę 100 tys. Do 24 marca trzeba powiadomić PKW o utworzeniu komitetu wyborczego. Kandydatów można zgłaszać do 4 kwietnia. Na razie chęć startu w wyborach prezydenckich zgłosiło 12 kandydatów. Ale możliwe, że do tej stawki dołączy też Grzegorz Braun. Mówi, że namawiają go wyborcy. Ja, szanowni państwo, nie mogę tego ignorować. W Konfederacji zawrzało. Byłby to już drugi kandydat obok Sławomira Mentzena. Grzegorz Braun zawsze był wielkim patriotą konfederacyjnym. I nie wierzę w to, że chciałby dla swoich osobistych ambicji rozbić nasz projekt polityczny. Start Brauna to mniej głosów dla Mentzena. Głosy Konfederacji się podzielą. Nie ma tutaj najmniejszej wątpliwości. W Konfederacji słychać, że start Brauna byłby wyzwaniem, ale też wyzwoleniem od odpowiedzialności za niego. Za to, co on robi, robił i może zrobić. Z nim nie znasz dnia ani godziny. Wystarczy wspomnieć chociażby ten incydent zgaszenia w Sejmie świec chanukowych czy antyukraińskie wypowiedzi. Ale już wyrzucony z Konfederacji Janusz Korwin-Mikke twierdzi, że start Brauna to mniej głosów dla popieranego przez PiS Nawrockiego. Sławomir Mentzen odbiera głosy Szymonowi Hołowni i Rafałowi Trzaskowskiemu, a kolega Grzegorz Braun - Karolowi Nawrockiemu. W sobotę do wyborczej gry wkroczył niedawny partyjny kolega Magdaleny Biejat, Adrian Zandberg. Lepiej byłoby dla lewicy, gdyby był jeden kandydat. Szef Razem już dawno postanowił iść osobno - pozakoalicyjną drogą. Jak słucham Adriana Zandberga, to niczym się nie różni jego argumentacja od pana Błaszczaka. Chcieliby, żeby jedną reprezentacją dla ludzi niezadowolonych z tego rządu był PiS i Konfederacja? W tle kampanii trwa wymiana korespondencji między ministrem finansów a szefem PKW w sprawie subwencji PiS. Chodzi o nielegalne finansowanie ostatniej kampanii parlamentarnej. Gdybyśmy te pieniądze mieli, tobyśmy niedługo zrobili konwencje. Andrzej Domański pytał o jasne wytyczne: płacić czy nie płacić. Sylwester Marciniak pytał, na jakiej podstawie prawnej minister pyta. Andrzej Domański w dzisiejszym piśmie wskazuje na zapisy konstytucji i kodeksu wyborczego o obowiązku wyjaśnienia wątpliwości przez PKW. Przed nami 4 miesiące kampanii. Wierzę, że przewaga Rafała Trzaskowskiego zostanie utrzymana, ale ona nie jest gwarantowana. Ale jeśli mielibyśmy zabawić się w takie political fiction, to mogę powiedzieć, że każdy, tylko nie Nawrocki. Tylko nie Trzaskowski. Na wyborczej trasie trzeba będzie się bardziej pilnować. Wybory 18 maja. Ewentualna dogrywka 1 czerwca. Samer A., były członek władz spółki Orlen Trading Switzerland, został zatrzymany na terytorium Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Był poszukiwany Czerwoną Notą Interpolu. Jest podejrzany w śledztwie dotyczącym kontraktu na ropę z Wenezueli, na którym Orlen miał stracić 1,6 mld złotych. Samer A. był członkiem zarządu szwajcarskiej spółki-córki Orlenu. Jeszcze przed powołaniem na stanowisko wewnętrzne służby Orlenu przestrzegały przed jego zatrudnieniem, zarzucając mu związki z terrorystami i udział w nielegalnym obrocie irańską ropą. Pod koniec 2023 roku spółka OTS wypłacił pośrednikom 1,6 mld złotych zaliczek na zakup wenezuelskiej ropy, która nigdy nie została dostarczona. Jak poinformował minister sprawiedliwości, prokuratura w bliskiej współpracy z MSZ pilnie rozpoczyna procedurę ekstradycji podejrzanego do Polski. A kulisy nie tylko wielkiej polityki dziś w programie "Bez trybu", gdzie o 20.18 czeka na państwa Justyna Dobrosz-Oracz. To jest "19.30" w środę, która zaczęła się komunikacyjnym paraliżem. Ma obowiązek stawić się. Nie przypominam sobie rozmowy. Prokuratura Ziobry. Zachciało się wam cenzurować. Zniszczą wszystkie symbole. To jest "19.30" w środę, która zaczęła się komunikacyjnym paraliżem. O tym za chwilę, a potem jeszcze: Nadzieja na zgliszczach. Przekopałem metry popiołu, brudu, śmieci, błota. Nawet najmniejsza rzecz, którą znajdziesz z popiołów, daje ci pewne poczucie nadziei. Cisza na wagę zdrowia. Z każdej strony telefony, maile, kolejne informacje. W takiej strefie ciszy można się odbodźcować, zrzucić swoją skórę, zrelaksować się. Nie ma piękniejszego uczucia jak uratowanie drugiego człowieka. Mistrzowie pierwszej pomocy. Prawdziwej zimy w Polsce ponoć od lat nie było, ale jak się okazuje, zależy, gdzie oko przyłożyć. W kilku regionach sypnęło śniegiem, spadła marznąca mżawka i wystarczyło. Gdy pociągi się spóźniają o setki minut, to znaczy, że nie trzeba zimy stulecia, wystarczy taka kilkugodzinna. Zepsute lokomotywy, awarie rozjazdów, drzewa na torach. Skąd ten całkowity rozkład jazdy? Co tej nocy działo się na kolei, dokładnie pokazuje ta sytuacja z Dworca Centralnego w Warszawie. Nie, jedziemy drogą okrężną. Do Skierniewic nie dojedziemy? Nie, proszę czekać na inne pociągi. - Do Łodzi nie jedziemy? - Nie, nie. Zamieszanie, brak koordynacji i informacji to najczęstsze zarzuty pasażerów. Generalnie jest to tragedia. A ile godzin w trasie? Łącznie to będzie 16 godzin z Warszawy do Szklarskiej Poręby. Czyli w tym konkretnym pociągu na całej trasie z Warszawy do Szklarskiej Poręby opóźnienie wyniosło ponad 8 godzin, co oznacza, że podróż trwała dwa razy dłużej niż normalnie. To rekord. Ale w całym kraju tej nocy spóźniły się aż 573 pociągi. Kolejarze tłumaczą, że wszystko przez pogodę - śnieg i marznący deszcz sprawiły, że na część tras musiały wyjechać takie specjalne składy, które odladzają sieć trakcyjną. W niektórych przypadkach pasażerowie musieli po prostu czekać, w innych się przesiadać. Organizowaliśmy w miarę możliwości zastępczą komunikację autobusową na kilku trasach, pasażerowie byli też pod opieką drużyn konduktorskich w pociągach, które czekały na możliwość dalszej jazdy. To głos ze strony PKP, a tak o swoich wrażeniach mówią pasażerowie. W Warszawie: Nie wiem, co tu się dzieje, bo przebukowaliśmy bilet na kolejny pociąg do Krakowa i 20 minut jest opóźniony, mimo że wyjeżdża z Warszawy Wschodniej, to jest 10 minut, ale nadal nie dojechał, więc nie mam pojęcia. To już głos z Dworca Głównego we Wrocławiu, gdzie po godzinie 13.00 rozmawialiśmy z pasażerami pociągu, który z tej stacji miał odjechać przed 5.00 rano. Zero zainteresowania, w Żyrardowie staliśmy nie wiem ile godzin. Dziadostwo, nie? Ani herbaty żadnej, chciałam kupić. Ani kawy, bo w nocy nic nie ma, no i jedziemy dalej do Szklarskiej. Nieco lepsze wrażenia u pasażerek z Gdyni. Było wszystko bardzo dobrze, nawet dostałyśmy po batoniku od pana kierownika pociągu, W najbliższych godzinach komunikaty o ruchu pociągów lepiej śledzić na bieżąco, bo Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej ostrzega, że w południowej części kraju dziś i jutro mogą wystąpić marznące opady deszczu. Ogień pojawił się 7 stycznia i ciągle płonie, ale jest nadzieja, bo wiatr słabnie. Kalifornia zmaga się z najtragiczniejszą w historii falą pożarów. Straty idą w kwoty, które mogą być budżetem państwa. Spłonęło ponad 12 tys. budynków. Po wielu nie zostały nawet ruiny. Na łachach popiołu zostali ludzie i ich historie, które muszą pisać na nowo. Na plażach i wzgórzach Los Angeles armia strażaków gotowa walczyć z ogniem. W bazie na plaży w Malibu widzimy mobilne sypialnie i pralnie. I jak na razie żadnych oznak zmęczenia. Mimo że wielu z nich koczuje tu już od tygodnia. Jak sytuacja? Jaka jest wasza ocena? Jest lepiej, niż było. Ale jeszcze nie na tyle, by ewakuowani mogli wrócić do domów, jeśli ocalały. Lub zacząć odbudowę, jeśli wszystko stracili, jak rodzina kozy Coco, której dom i pensjonat w Malibu spłonął. Teraz śpią w kamperach. Ma 9,5 roku. One żyją od 8 do 12 lat. Więc powinna cieszyć się swoimi złotymi latami, a wylądowała bezdomna na parkingu. To dla nich i 100 tys. innych ewakuowanych otwarto w mieście centra pomocy, gdzie osoby prywatne, firmy, organizacje mogą przynosić rzeczy i jedzenie dla ofiar pożarów. Na wejściu legitymujemy ludzi, sprawdzamy adresy, żeby pomóc tym dotkniętych pożarami. Są nawet zabawki? Tak, zabawki. Karma dla zwierząt. Rzeczy dla niemowlaków. Ludzie potracili wszystko, więc wszystkiego potrzebują. Najbardziej potrzebują jednak nadziei i planu na przyszłość. Nigdy nie myślisz, że to się przydarzy tobie. Ale nagle to się dzieje, trafia na ciebie. To, co w naszym przypadku dodatkowo łamało serce, to to, że dopiero co wróciliśmy z miesiąca miodowego. Lisa i Michael McKeanowie dom w Malibu stracili w ostatnich wielkich pożarach 6 lat temu. Doskonale rozumieją, przez co przechodzą ofiary i co jeszcze przed nimi. Próbowałem coś odzyskać, odnaleźć. Przekopałem metry popiołu, brudu, śmieci, błota. Ja znalazłam kubek, prezent od mojego wnuka Artura. Artur, zobacz, co znalazłam. Jedyna rzecz, która przetrwała. To prezent od ciebie. Porządnie go wyczyszczę. Nawet najmniejsza nadzieja, najmniejsza rzecz, którą znajdziesz z popiołów, daje ci pewne poczucie nadziei. Ale proces uzdrawiania zaczyna się w momencie podjęcia decyzji albo wyprowadzenia się stąd, albo odbudowy. Pół roku po pożarze podjęli decyzję o odbudowie. Byli pierwsi w sąsiedztwie. Zrobili to właściwie własnymi rękami. Dziś z dumą pokazują nam swój piękny dom. Jeszcze piękniejszy niż przed pożarem. Z ogrodem, o którym marzyła Lisa. Posadziłam to zaraz po pożarze. I tak urosło przez 6 lat. To drzewo awokado, które zaczyna kwitnąć. Michael także ma ulubione drzewo, jedyne, które przetrwało kataklizm. Drzewo limonki owocuje jak nigdy wcześniej. Dlaczego ryzykujecie, pozostając w tym samym miejscu, wiedząc, że następny pożar może nadejść? - No wiesz. - Wystarczy się rozejrzeć? Tak. Tylko spójrz. To najlepsza odpowiedź. Wstajemy codziennie rano, patrzymy na ocean, siedzimy na łóżku, pijąc kawę i sprawdzając poranne newsy. Tu jest idyllicznie. Przepięknie. Żaden pożar nie spali kalifornijskiego stylu życia. Jest największą wyspą na świecie. Zaludniona jak powiatowe miasteczko, za to gdzieś pod zamarzniętą ziemią bogactwa rzadkie i obfite. Grenlandia chce ściślej współpracować z USA w zakresie obrony i eksploracji zasobów górniczych wyspy, bo jej samej na to nie stać, ale do zmiany flagi tam raczej daleko. Co na Grenlandii myślą o tym? Co o Grenlandii myśli Donald Trump? Tę największą wyspę świata zamieszkuje niecałe 60 tys. osób. Stolica, Nuuk, w której jesteśmy, przypomina małe polskie miasteczko. Warunki? Skrajnie niesprzyjające. Temperatura odczuwalna: -20 stopni. Dlaczego w takim razie Donald Trump wraca do pomysłu zakupu Grenlandii przez Stany Zjednoczone? Powodów jest kilka. Po pierwsze strategiczne militarnie i handlowo położenie wyspy. Po drugie surowce naturalne. Ropa, gaz, złoto, diamenty i metale ziem rzadkich niezbędnych w urządzenia elektronicznych czy bateriach. Problem w tym, że są trudno dostępne, a Grenlandczykom brakuje technologii i fachowców, by je wydobywać. Donald Trump jest politykiem i twardym biznesmenem. Znamy jego retorykę i się do niej przyzwyczailiśmy. Ale to Grenlandia jako suwerenne państwo powinna negocjować bezpośrednio ze Stanami Zjednoczonymi, a nie Dania. To Grenlandia musi zdefiniować swoją przyszłość. Mamy do tego ogromny szacunek ze strony duńskiej i chciałbym wszystkich zachęcić do tego samego. Według duńskiego kontrwywiadu to Rosja podrzuciła Trumpowi pomysł zajęcia Grenlandii. Cztery lata temu Rosjanie mieli spreparować list ministra spraw zagranicznych Grenlandii i zaadresować go do jednego z republikańskich senatorów. Grenlandia potrzebuje wsparcia finansowego przy organizacji niepodległościowego referendum - miała brzmieć treść listu. Czy status Grenlandii stoi więc pod znakiem zapytania? Wczoraj Amerykanie w czapkach "Make America Great Again" rozdawali w centrum stolicy studolarowe banknoty i fotografowali się z mieszkańcami wyspy. O sprawie została poinformowana lokalna policja. W tym wieku mało rzeczy odbywa się w ciszy, bo młodość bywa hałaśliwa, ale świat dokłada do ich życia dźwięki ponad miarę. Uczniowie mają coraz większy problem z hałasem, a co za tym idzie ilością bodźców, z którymi nie dają sobie rady. Są już miejsca, gdzie młodzież zakłada słuchawki nie by słuchać, a wręcz przeciwnie, w szkołach tworzy się strefy ciszy. O głośnym wołaniu o ciszę. Podczas przerwy głośne rozmowy, muzyka i miliony multimediów w Internecie. Na lekcjach - mnóstwo nowych informacji. Ilość rzeczy, które trafiają do głowy takiego młodego człowieka, jest zastraszająca, i nie mówię tu tylko o mediach społecznościowych, które zostały wyklęte od czci, ale mówię też o tym, co my jako dorośli, nauczyciele fundujemy młodym ludziom. Krótko mówiąc - głowa pęka. Żeby ją choć trochę zresetować, sopockie liceum przygotowało dla uczniów strefy ciszy. Te osoby, które potrzebują, mogą zażyć tu spokoju. Staramy się stworzyć atmosferę domową. Można podejść sobie do takiej strefy ciszy na przerwie, kiedy ta muzyka z radiowęzła jest bardzo dobrze słyszalna. W połączeniu jeszcze z hałasem korytarzy to trochę może być za dużo. A przebodźcowanie to już nie tylko problem dzieci i młodzieży. Niełatwo mają też dorośli. Współczesny człowiek odbiera dużo za dużo bodźców w stosunku do możliwości przetwarzania przez nasz układ nerwowy. Obserwujemy szereg skutków: kłopoty ze snem, z koncentracją, rozdrażnienie. A to obniża efektywność. Dlatego coraz więcej firm organizuje w swoich biurach strefy ciszy. W tej redakcji są one bardzo specyficzne, bo inspirowane filmami. Można tutaj odpocząć, można przedyskutować ważne sprawy. Takie miejsca są ważne w każdej firmie, kiedy jesteśmy zaatakowani natłokiem bodźców. Z każdej strony telefony, maile, kolejne informacje. Dobrze jest się schować i przez moment skupić się tylko na sobie, znaleźć taką oazę. Bo trudno znaleźć ją też po wyjściu z pracy, na ulicy czy na zakupach. Nasz mózg też pracuje na najwyższych obrotach. Po kilku godzinach jak tutaj chodzę to tak, czuję przebodźcowanie. Wychodzi się na zewnątrz i jest jednak szok. Część naszych wrażliwych klientów wyszła z zapytaniem, czy można wprowadzić godziny ciszy. Dlatego w dwa dni w tygodniu przez dwie godziny muzyki nie ma, a światła są przygaszone. O takim rozwiązaniu myślą kolejne sklepy. Bo każda chwila ciszy jest dla nas bezcenna. Nocy nam nie starcza, żeby wrócić do stanu równowagi. Musimy myśleć o tym, żeby nie dopuszczać do siebie tych wszystkich bodźców. Choć łatwe to nie jest. Nie są lekarzami, ale na miejscu tragedii i dramatów są pierwsi. Szkoleni są w stosowaniu procedur medyczno-ratunkowych, od ich wiedzy i wprawy, od ich zimnej krwi, dobrej rutyny i opanowania zależy złota godzina dla pacjenta. Za nią może być życie lub śmierć. W Bielsku-Białej polscy ratownicy medyczni w międzynarodowym towarzystwie pokazują, co potrafią, ale też przypominają, że każdy z nas może mieć czyjeś życie w rękach. Warunki ekstremalne - pomoc natychmiastowa. To na szczęście tylko ćwiczenia. W Beskidach 49 zespołów z Polski i z zagranicy poddanych zostało ekstremalnej próbie. Tomasz Sołek już 12 lat jest ratownikiem - to jego sprawdzian. Pacjent musi być na pierwszym miejscu i naszym zadaniem jest to, aby w miarę możliwości udzielić mu najwyższy poziom świadczeń. 9 stacji i 9 scenariuszy. W każdym człowiek potrzebuje pomocy. Tak wyglądają międzynarodowe zimowe mistrzostwa w ratownictwie medycznym. Dotyczą stanów zagrożenia życia, szeroko pojętych. Tym zmaganiom towarzyszy stres, zmęczenie, brak snu. Bo wezwanie może być o każdej porze dnia i nocy. Jak w prawdziwym życiu, gdzie często o życiu i zdrowiu mogą zdecydować minuty. By jak najlepiej sprawdzić umiejętności ratowników, w tych zawodach nie wiedzą, z czym się zmierzą. Dlatego cały czas muszą być w pełnej gotowości. Dobra kondycja fizyczna, opanowanie i spokój, bo medycyna ratunkowa bardzo lubi spokój. Bo tylko chłodna ocena sytuacji gwarantuje sukces. Szczególnie że zimą na stokach beskidzcy ratownicy interweniują średnio sto razy w miesiącu. Dla mnie osobiście nie ma piękniejszego uczucia jak uratowanie drugiego człowieka. Pierwsza pomoc to umiejętność niezbędna. Gdy na Hali Skrzyczeńskiej mężczyzna zasłabł, reanimację podjęło dwoje przypadkowych narciarzy. Tylko dzięki temu 70-latek przeżył. Tu okazało się, że te pierwsze zbawienne 3 minuty zostały niezmarnowane, tylko doskonale zagospodarowane przez osoby będące przypadkowymi świadkami zdarzenia. Podjąć reanimację i natychmiast zadzwonić pod numer alarmowy 112. Ministerstwo Cyfryzacji właśnie rozpoczyna testy technologii, która pozwoli na jeszcze dokładniejszą lokalizację dzwoniącego, a to skróci czas reakcji służb i ma odstraszyć osoby, które pod tym numerem szukają rozrywki. A to walka o życie. Rocznie w Polsce resuscytację podejmuje się około 33 tysięcy razy. Uciskamy 30 razy. A później dwa wdechy. To instrukcja pierwszej pomocy w przypadku osoby dorosłej. W przypadku dzieci - uciskamy 15 razy na 2 wdechy. Przy zatrzymaniu krążenia nie da się już większej krzywdy zrobić, bo mówiąc kolokwialnie, ta osoba już nie żyje, więc tylko ten proces umierania poprzez uciśnięcia klatki piersiowej można odwrócić i przywrócić tego człowieka do żywych. Liczy się każda minuta, która pozwoli, by na miejsce dotarli ratownicy medyczni. Taka była środa w "19.30", za chwilę "Pytanie dnia". Gościem Doroty Wysockiej-Schnepf jest Władysław Kosiniak-Kamysz, wicepremier, minister obrony narodowej.