Stary - nowy prezes PSL i plany ludowców na najbliższe wybory. Prokuratura unieważniła dwa paszporty Marcina Romanowskiego, ukrywającego się na Węgrzech. Cenny remis z Holandią na Narodowym. Polska już pewna udziału w barażach. Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór. Na początek nowy - stary prezes, czyli Władysław Kosiniak-Kamysz ponownie wybrany na szefa PSL-u. Ludowcy spotkali się w stolicy, by w trakcie kongresu wybrać nowe władze. I o ile od dekady prezes pozostaje ten sam, to Radą Naczelną pokieruje od teraz Piotr Zgorzelski, zastępując dotychczasowego przewodniczącego Waldemara Pawlaka. Ludowcy deklarują, że właśnie zaczynają kampanię przed kolejnymi wyborami, do których zamierzają ruszyć samodzielnie. Ten sztandar pozostanie w rękach Władysława Kosiniaka-Kamysza przez kolejne cztery lata. Wynik głosowania nikogo nie zaskoczył. Jak to mówią niektórzy kongresmeni - walka między Kosiniakiem a Kamyszem o prezesurę. Bo kandydat był jeden. A wybór - po tym jak szef ludowców trafił na podium w rankingu zaufania do polityków - niemal jednomyślny. Ale to nie oznacza, że w PSL-u bez zmian. Piotr Zgorzelski to od dziś nowy szef rady naczelnej ludowców. Wicemarszałek Sejmu zastąpił tego polityka. Waldemar Pawlak przez lata był twarzą PSL-u, a w polityce grał pierwsze skrzypce. Jeszcze w czasach gdy tak wyglądały limuzyny rządowe. Jego odejście z partyjnego sztabu dowodzenia - to nowe otwarcie. Dzisiaj rozpoczynamy kampanię wyborczą w wyborach do parlamentu. Z sondaży wynika, że to będzie wyboista droga. Poparcie dla PSL - według różnych pracowni w ostatnim czasie utrzymuje się poniżej progu wyborczego. Zazwyczaj sondaże są inne niż później wyniki głosowań, więc spokojnie, pracujemy. Zapewniają ludowcy, co nie hamuje pytań o jedną listę koalicji rządzącej. Według sondażu IPSOS na zlecenie TVP takie rozwiązanie popiera 34% ankietowanych, jednak większość mówi "nie" i to jej zdanie podziela lider ludowców. Przygotowujemy się do startu w kolejnych wyborach jako PSL. Iść samodzielnie, nie znaczy iść samotnie. Dlatego będziemy zapraszać na nasze listy tych, z którymi jesteśmy od lat. Władysław Kosiniak-Kamysz ze sceny wymieniał samorządowców, ochotnicze straże pożarne czy organizacje rolnicze. W kuluarach ta lista jest szersza. Jest również możliwość stworzenia dwóch bloków, o których kiedyś rozmawialiśmy. A wtedy z kim PSL by poszło? Nie wiem. Tego w tym momencie nie rozważamy. Natomiast zobaczymy, co będzie za dwa lata. Do poprzednich wyborów ludowcy szli z partią Szymona Hołowni sześć lat temu - wzięli na pokład Pawła Kukiza. Dziś, choć niczego nie wykluczają, chcą przede wszystkim walczyć o siebie, także w ramach koalicji rządzącej. Trzeba cenić swoich koalicjantów, bo kiedyś może ich zabraknąć. A umizgi do Konfederacji moim zdaniem nie są w najlepszym stylu. PSL chce walczyć o centrowych wyborców. Czyli chcecie iść środkiem tej spolaryzowanej sceny politycznej? Ta scena jest spolaryzowana, bo czasami ten środek niewystarczająco mocno krzyczał. Ludowcy będą teraz krzyczeć? Nie. Będą mocno akcentować swoje racje. Wśród nich kompromisy w tzw. kwestiach światopoglądowych. To między innymi zgoda na związki nieformalne, powrót do kompromisu aborcyjnego, uproszczone rozwody. Tu także lokalni działacze są "za". Takie mamy dzisiaj czasy, ten świat pędzi do przodu i musimy nadążać. To dotyczy także infrastruktury. Wiele miejsc jest na mapie Polski, które zostały wykluczone komunikacyjnie wbrew temu, co nasi poprzednicy mówili. A dzisiaj mamy to do nadrobienia. Stąd budzący najwięcej emocji pomysł budowy w sześciu, a docelowo w dziesięciu, miastach w Polsce podziemnej kolei, roboczo nazwanej "metro". To ma być pociąg zjeżdżający pod ziemię na długości 10-11 km. I podobnie jak w Kijowie w razie zagrożenia - pełnić funkcję schronu dla kilkuset mieszkańców. Koszt sześciu takich linii PSL oszacowało na 32 mld zł. Wniosek o tymczasowe aresztowanie Zbigniewa Ziobry trafił do sądu, brak jeszcze konkretnej daty posiedzenia. Na długą listę zarzutów, były minister na razie odpowiada via media prosto z Budapesztu. Tam też ukrywa się inny polityk PiS - Marcin Romanowski. Z politycznym azylem, za to bez paszportów, których pozbawiła go prokuratura. Czy taki sam scenariusz czeka Zbigniewa Ziobrę? Zbigniew Ziobro jest w Budapeszcie i wracać na razie nie zamierza, choć prokuratura chce go przesłuchać. W kraju, a nie zagranicą. Już lepiej, jakby na Białoruś pojechał, zresztą tak skończy prawdopodobnie tam obok sędziego Szmydta. Tam będzie bezpieczny, bo Łukaszenko nie przegra "wyborów". W cudzysłowie, bo Łukaszenka sfałszował wybory już pięć lat temu. I na zmianę się nie zanosi. To tam uciekł były sędzia Tomasz Szmydt - bohater afery hejterskiej w resorcie sprawiedliwości za czasów Zbigniewa Ziobry. Na Węgrzech władza wiosną może się zmienić. W sondażach prowadzi opozycyjna do Viktora Orbana partia Petera Magyara. Zbigniew Ziobro pytany, czy wystąpi o azyl na Węgrzech, unika odpowiedzi. I odgraża się. Ukrywać się będzie kiedyś Donald Tusk. Zeznawać w Polsce nie chce, bo twierdzi, że prokuratura jest upolityczniona. Zawsze prawu się podporządkowuje, szajce nigdy. Zawsze stawiam opór przestępcom. Donald Tusk jest przestępcą. Pan Ziobro nie tylko lekceważy polskie państwo, polskie prawo, ale okazał się też zwykłym tchórzem. A to, że kwili nieustannie w mediach i uskarża się na swój los, to już jest zupełnie inna sprawa. Prokuratura wnioskuje o tymczasowy areszt dla Zbigniewa Ziobry. Decyzja należy do sądu. Mamy obawę ukrycia się lub ucieczki. Po drugie mamy tzw. obawę matactwa i po trzecie mamy groźbę wymierzenia surowej kary. Śledczy chcą postawić Zbigniewowi Ziobrze 26 zarzutów, w tym kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą, za co grozi 25 lat więzienia. No to są piski myszy w tym momencie. Na jego miejscu, jeśli już uciekłem, tobym milczał. W PiS słychać takie tłumaczenia. Niewytłumaczalna jest chęć zemsty. Nic nie ukradł, dał tylko nie tym co trzeba, co sobie wyobrażają ci co trzeba, bo to jest oczywiście zawsze dyskusyjne. Politycy PiS w sieci porównują zdjęcia z przekazania sprzętu za swoich rządów i obecnie. Czy WKK jest szefem zorganizowanej grupy przestępczej? Ze strachu zaczęli bredzić. Uciekli, boja się i bredzą. Rządzący przypominają, że nie o wozy strażackie chodzi, tylko o wydawanie pieniędzy z Funduszu dla ofiar przestępstw na inne cele. 100 milionów poszło na fundację Profeto, 25 milionów na Pegasusa, ponad 200 milionów wydano poza naborem lub konkursem w okręgach polityków Suwerennej Polski. Jarosław Kaczyński wzywał Zbigniewa Ziobrę, by zakazał w partii korzystania ze środków Funduszu w kampanii. Zwracam się do pana ministra o natychmiastowe zakazanie kandydatom Solidarnej Polski korzystania z Funduszu Sprawiedliwości w trakcie kampanii. A tak o zarzutach mówi teraz. Bajka ze złym czarownikiem. Jako prokurator generalny Zbigniew Ziobro powtarzał. Pokażmy, że nie ma świętych krów. Nikt nie jest bezkarny, nawet były minister sprawiedliwości. Aż 68% Polaków uważa, że Zbigniew Ziobro powinien wrócić do Polski i stawić się na przesłuchanie. Wielu wyborców, nawet PiS-u prawdopodobnie, patrzy na to, że skoro uciekł to winny. Nie będzie uciekał całe życie. Kiedyś Orban też przegra wybory. Jeśli myśli, że będzie na Węgrzech całe życie, to się grubo myli. Prokuratura unieważniła paszporty Marcina Romanowskiego, po tym, jak uciekł na Węgry. Aby uniemożliwić mu lub przynajmniej utrudnić dalszą ucieczkę, w tym poza strefę Schengen, Śledczy nie wykluczają podobnego ruchu wobec Zbigniewa Ziobry, jeśli będzie europejski nakaz aresztowania. Oglądają państwo "19:30" w sobotę. Co jeszcze przyniósł dzień? To jest np. pierwszy kredyt na 84 300. Fikcyjny dług - oszukana straciła prawie 300 tys. zł. Cały czas byłam pod presją. To było parę dni pełne stresu. To były przelewy blik. To były wpłaty na konta kryptowalutowe. Można pomóc - baza rodzin Szlachetnej Paczki już działa. Co rodzina to inna historia, co dom to inna tragedia. To są podstawowe potrzeby, jak np. środki czystości, ubrania na zimę. Czasem to są nasi sąsiedzi, którzy nie mówią, że są w trudnej sytuacji. To wielka rzecz pomagać. Dwa spotkania pełnomocnika do spraw budowy CPK i właścicieli firmy Dawtona, także na chwilę przed wystawieniem działki z Zabłotni na sprzedaż. To ustalenia dziennikarzy Wirtualnej Polski, Marcin Horała transakcji nie powstrzymał, wcześniej utrzymywał, że o sprzedaży cennej ziemi dowiedział się z mediów. Dodaje, że gdyby pełnomocnikiem był dłużej - szkód dla Skarbu Państwa po prostu by nie było. Ta słynna już działka koło Zabłotni wróci w ręce Skarbu Państwa. Wciąż wracają też pytania o okoliczności jej sprzedaży na chwilę przed końcem rządu Zjednoczonej Prawicy. I o rolę tego polityka. Wytłumaczenia Marcina Horały, że on nic nie wiedział jako pełnomocnik do spraw CPK są po prostu niepoważne. Bo to ważna działka dla CPK. To przez nią będzie przebiegać trasa Kolei Dużych Prędkości z megalotniska do Warszawy. To też obszar pod magazyny i usługi związane z Centralnym Portem Komunikacyjnym. Ta działka była przydatna przy okazji CPK, leży w otoczeniu CPK, stąd powtarzam jeszcze raz nie powinna zostać sprzedana. Według Wirtualnej Polski Marcin Horała dwukrotnie rozmawiał z rodziną Piotra Wielgomasa. Tematem - plany biznesmana dotyczące wykupu gruntów. Do drugiego spotkania doszło niespełna miesiąc przed transakcją. Przyszedł pan Wielgomas do Horały, chciał żeby został wycofany sprzeciw, sprzeciw wycofany nie został. Myślę, że to akurat jest bardzo jasne. Jego urzędnicy alarmowali, a on w tym czasie spotykał się z przedstawicielami firmy. W tej sprawie nie ma czystych rąk, a wydaje się, że pana Horały są umoczone w błocie aż po pachy. Krajowy Ośrodek Wsparcia Rolnictwa działkę jednak sprzedał. Sprzeciw władz spółki CPK nie wystarczył. Być może wystarczyłby sprzeciw Marcina Horały. Ten wpłynął do KOWR-u, ale dopiero tydzień po podpisaniu umowy i miesiąc po drugiej rozmowie z władzami Dawtony. Dziś poseł PiS, który twierdzi, że o sprzedaży działki dowiedział się z Wirtualnej Polski, nie ma sobie nic do zarzucenia. CPK pod moim kierownictwem niezmiennie występowało o to, żeby ta działka była przekazana CPK, a nie sprzedana na zewnątrz. Z władzami firmy Dawtona spotykał się też Robert Telus - minister rolnictwa w rządzie PiS i nadzorca KOWR-u. Zgodę na sprzedaż działki podpisał jego zastępca, Rafał Romanowski. Myślę, że ta sprawa bardzo dobrze niestety pokazuje słabość polskiego państwa zinfiltrowanego bardzo mocno przez prywatne interesy, przecież to jest postawione na głowie. Wszystkie osoby, które być może nawet potencjalnie mogły coś tutaj zawinić, być może tylko nieuwagą, zostały w PiS-ie zawieszone. Działkę sprzedano za rządów PiS. Teraz PiS przekonuje, że to afera Donalda Tuska. Dlaczego Donald Tusk przez tyle miesięcy, przez prawie dwa lata nie podjął żadnych działań, żeby tę sprawę wyjaśnić. Nasz rząd, na szczęście udało nam się odkupić tę działkę, która została moim zdaniem w aferze korupcyjnej sprzedana. Przedsiębiorca odsprzeda działkę państwu za kwotę wykupu. Rządowa agencja dogadała się z Piotrem Wielgomasem. Wyjaśnianie sprawy ruszyło po publikacji Wirtualnej Polski, choć w CPK i w KOWRze o problemie z działką dowiedziano się wiele miesięcy wcześniej. Prokuratura ruszyła ze śledztwem, z pracy wyrzucono kilkoro dyrektorów KOWR. Cała idea walki z nami, że tutaj my jesteśmy przeciwnikami, a oni walczą o tak czystą ideę jaką jest CPK, jest nieprawdą. Dzisiaj się okazuje, że ta idea nie była taka czysta. Budowa CPK ma ruszyć w przyszłym roku. Cenny punkt w tabeli i kilka cennych wniosków na przyszłość. W piątkowy wieczór Biało-Czerwoni w przedostatnim meczu eliminacyjnym przyszłorocznego mundialu nie dali się pokonać Holandii, a do przerwy byli nawet faworytami spotkania. Jak tu przed wyjazdowym meczem z Maltą, nasi piłkarze zaprezentowali się na Narodowy? Jakub Kamiński w formie, co potwierdził tym trafieniem. Łut szczęścia, bo gdzieś między nogami bramkarza to wpadło. Ale cieszę się z tego, bo pierwsza bramka na narodowym i w tym sezonie trochę tych bramek mam, i liczę na więcej. Drogę do bramki Holendrów otworzył tym zagraniem Roberty Lewandowski. Współpraca między tą dwójką wygląda bardzo dobrze. Dla napastnika, dla mnie też jest ważna taka asysta. W takim meczu więc stworzyliśmy parę sytuacji. Niewiele sytuacji stwarzali Holendrzy, ale lepiej weszli w drugą połowę spotkania. Football to gra błędów. Obroniłem pierwszy strzał i było dużo zawodników w polu karnym, w idealnym świecie chciałbym jeszcze obronić tę dobitkę. Po tym meczu możemy mieć niedosyt. Kadra walczyła i stwarzała sytuacje. Choć wynik ten sam co w Rotterdamie - wypadliśmy lepiej. Ja jestem zadowolony z tego spotkania, bo mówiłem przed meczem, że chciałbym zobaczyć drużynę, dającą kolejny krok do przodu z przeciwnikiem bardzo wymagającym. PZPN i kadra po wczorajszym spotkaniu mają jednak powód do dumy. Polacy meldują się w barażach i po raz trzeci w ten sposób powalczą o udział w mundialu. Oczywiście jedziemy na play off i mam nadzieje, że dostaniemy się na mistrzostwa świata. Zanim baraże wystartują, UEFA podzieli uczestników na cztery koszyki, obecnie jesteśmy w pierwszym, ale to nic pewnego. Tu o kolejności decydują punkty w rankingu, dlatego musimy obserwować rozstrzygnięcia w pozostałych grupach. Przede wszystkim musimy patrzeć na te trzy grupy, Szkocja kontra Dania, walka o bezpośredni awans. Słowacja ma cały czas, żeby wyprzedzić Niemców. Czy Ukraińcy wyprzedzą reprezentację Islandii? Kadra już wyruszyła na spotkanie z Maltą, piłkarze wiedzą, że każdy punkt nadal jest na wagę złota. Trzeba wygrać to spotkanie, żeby być w pierwszym koszyku, z tego co wiem, więc to jest najważniejsze, żeby pojechać na Maltę i wywieźć 3 pkt. Mecz Polska - Malta już w poniedziałek w Telewizyjnej Jedynce i TVP SPORT. W archidiecezji łódzkiej powstała komisja ds. badania nadużyć seksualnych. Jak przekazał Kardynał Grzegorz Ryś, który powołał komisję, będzie ona działała w oparciu o archiwa kościelne i państwowe. Są komentarze o ważnym kroku i odważnej decyzji, ale są także pytania o aktywność całego episkopatu w tej kwestii. To może być szansa na nowe otwarcie Kościoła w kontekście rozliczeń z trudną przeszłością. Aby powiedzieć przepraszam, aby pomóc w takim zakresie, w jakim ta pomoc jest możliwa. Powołana przez Kardynała Grzegorza Rysia komisja ma przygotować raport dotyczący nadużyć seksualnych w stosunku do nieletnich w archidiecezji łódzkiej od 1945 roku do teraz. Chcemy zbadać, co się w naszym Kościele lokalnym działo i dlaczego się działo. To jest pierwszy cel. Drugim jest dotarcie do osób skrzywdzonych, o których nie mamy jeszcze wiedzy. Sam kardynał Ryś nie wszedł w skład komisji, aby nikt nie mógł podważyć jej bezstronności. Są w niej osoby świeckie: sędzia, historyk, psycholożka i dziennikarz. Oczywiście oni będą współpracować z duchownymi, ale to jest gwarancja niezależności, bo duchowni podlegają władzy biskupa, świeccy - nie. Jest to jakaś szansa na oczyszczenie Kościoła. Robert Fidura, który w młodości był molestowany przez duchownych, podkreśla, że kluczowe by takie rozliczenia w końcu objęły Kościół w całym kraju. Gdyby biskupi chcieli, to te prace już dawno mogły być rozliczone. Ale z każdym rokiem coraz bardziej w to wątpi, zwłaszcza po tym, jak prace nad powołaniem komisji do spraw pedofilii w Kościele zostały storpedowane przez Konferencję Episkopatu. W czerwcu odsunięto od jej tworzenia Prymasa Wojciecha Polaka, zastępując go biskupem Sławomirem Oderem - przedstawicielem opcji konserwatywnej w Kościele. Pewni biskupi się tak bali tej komisji, że postanowili przyhamować ten proces. Wydaje się, że Kościół stoi na takim stanowisku, że to wpłynie na niego źle, jeśli się rozliczy, ale wydaje się, że jest odwrotnie. Brak rozliczenia, a czasami wręcz ukrywanie problemu pedofilii zdaniem ekspertów tylko osłabia pozycję Kościoła. Ostatnie badania pokazują, że w ciągu dziewięciu lat stracił zaufanie prawie 1/4 społeczeństwa. Ten ślamazarny tryb, w którym episkopat działa, jest upokarzający dla ofiar i jest papierkiem lakmusowym moralnego uwiądu episkopatu. Działanie kardynała Rysia to sygnał dla innych biskupów, że można przerwać zmowę milczenia oddolnie. Podobna komisja powstała w Sosnowcu. Ofiary wierzą, że w końcu Kościół stanie po ich stronie. Kijów wciąż podnosi się po kolejnym zmasowanym ataku. Pokrowsk walczy resztkami sił. Skomplikowana jest także sytuacja pod Zaporożem. To, co dzieje się na froncie to jedno, inaczej sprawy opisuje propaganda, która coraz lepiej ma się w sieci. Każda strona swoje działania opisuje jako skutecznie powstrzymujące wroga. A jak jest faktycznie? Tak wygląda wnętrze jednego z wielu podziurawionych bloków w Kijowie. W trakcie zmasowanego ataku na ukraińską stolicę rosyjskie drony uszkodziły dziesiątki wieżowców w niemal każdej dzielnicy. Skutki uderzeń to nie tylko te wyrwy w murach. Tej kobiecie Rosjanie zamordowali córkę. Andrij stracił rodziców. Sprowadził ich do Kijowa zaledwie pięć dni temu, by przetrwali zimę. W środku nie było ścian, wszystko się zawaliło, nic nie pozostało. Moja mama zginęła na miejscu. Tatę znaleźli pod gruzami. W trakcie zmasowanego ostrzału Kijowa zginęło sześć osób, 35 zostało rannych. Moskwa do ataku użyła ponad 400 dronów i kilkadziesiąt rakiet, w tym manewrujących Kindżał i balistycznych Iskander. Chcą złamać wolę ludzi, szerzyć depresję i zmusić Ukraińców do poddania się. Chcą złamać nasz opór. To jedyne możliwe wyjaśnienie ataku na spokojne miasta. Putin w wojnie z Ukrainą znów sięga po swoją ulubioną broń - ciemność i zimno. To rzeczywistość wielu miast, w tym coraz częściej Kijowa. Co widać na tym nagraniu sprzed kilku dni z siedziby prezydenta. Korespondent brytyjskiego dziennika "Guardian" nie zdążył nawet zadać pytania. Nie ma prądu? W pałacu prezydenckim? Konieczne okazało się włączenie rezerwowego generatora. To są nasze normalne warunki codziennego życia. A to ci, którzy codziennie walczą, by światło i ciepło trafiało do ukraińskich domów. Elektrownia, w której pracują, została trafiona dziesiątki razy. Ten cud, że działa, to ich zasługa. Jedną z jednostek, nie powiem którą, reanimujemy już po raz trzeci. Odbudowujemy ją od zera, bo została całkowicie zniszczona. Pracownicy firm energetycznych są jednym z głównych celów Rosjan. Ci szczęśliwie przeżyli atak drona. Rosjanie urządzają sobie ludzkie safari. Szkolą operatorów dronów, by zabijali Ukraińców na ulicach. Wykorzystują też, jak tu w Pokrowsku, mgłę, by atakować. To nagranie kilka dni temu obiegło sieć i miało świadczyć, że Rosjanie po krwawych walkach w końcu zdobyli miasto. Ukraińcy pokazali jego ciąg dalszy. To rozbita rosyjska kolumna. Ale ukraińskim oddziałom walczącym o Pokrowsk w każdej chwili grozi okrążenie. W podobnej sytuacji są obrońcy pobliskiego Myrnohradu. Tragedia w centrum Sztokholmu. Usłyszała, że jest ofiarą oszustów, którzy zaciągnęli kredyt na jej dane i dopiero, gdy próbowała go spłacić - faktycznie stała się ofiarą. Mieszkanka Olsztyna straciła niemal 300 tys. zł za sprawą przestępców, którzy podawali się za pracowników Biura Informacji Kredytowej. Jak nie dać się oszukać na tzw. Legendę? Do mieszkanki Olsztyna zadzwonił mężczyzna, podający się za pracownika Biura Informacji Kredytowej. Wmówił kobiecie, że padła ofiarą wyłudzenia. Zakończył tę naszą rozmowę ten pan z BiK-u, żeby było jasne, to nie jest sytuacja, gdy ktoś próbował wyłudzić pani dane, tylko ktoś już wziął kredyt na pani imię. To była sytuacja, w której na prawdę zaczęłam się bać. Właśnie na taki efekt liczyli przestępcy. Wywołanie poczucia strachu w swojej ofierze. Jednocześnie proponują jej rozwiązania, które mają zapobiec dalszej eskalacji tego zagrożenia. W związku z tym pokrzywdzeni poddają się tym czynnościom. Oszuści skutecznie zmanipulowali kobietę. Zaciągnęła trzy pożyczki, by zlikwidować rzekome zadłużenie na koncie. Skierował mnie na rozmowę z pracownikiem banku oddelegowanego przez prokuratora, ja miałam poczucie, że już rozmawiam z osobą, która jest z odpowiednich służb. Ofiara straciła ponad 270 tys. zł. Pierwszy kredyt na 84 300. Potem rozmawiałam z innym pracownikiem. Następnego dnia było to 70 tys., a na samym końcu to było 120 tys. Każda wpłata trafiła na konta złodziei. To były przelewy blik. To były wpłaty na konta kryptowalutowe. Dopiero gdy kolejny bank odmówił kobiecie kredytu, ta zorientowała się, że została oszukana. BIK nigdy nie kontaktuje się z klientami w sprawie zadłużeń i jeżeli ktoś podaje się za pracownika BIK, to zdecydowanie trzeba zachować czujność. Oszustów w tym przypadku miały uwiarygodnić spreparowane, urzędowe dokumenty. Dwa maile o wszczęciu postępowania w prokuraturze, drugi o procedurze wyzerowania tego limitu w BIK-u, jeden z dokumentów przyszedł do mnie z adresu z końcówką gov.pl. Sytuacji można uniknąć, rozłączając się z konsultantem instytucji. Następnie zadzwonić na dostępną infolinię lub zastrzec swój numer PESEL. Do tego namawiam, bo sam osobiście to robię. I zastrzeżenie powoduje, że nikt na nasze nazwisko nie może wziąć kredytu. A jeżeli będzie się pytał ktoś, czy sprawdzą nas w BIK-u, będzie informacja zwrotna, że ktoś się interesuje. Jeżeli policja ustali sprawców, będą odpowiadali za oszustwo. Grozi za to od 6 miesięcy do 8 lat więzienia. To 25. edycja. Internetowa baza rodzin jest już dostępna. A to oznacza, że kolejny raz mamy szansę uczynić czyjąś niełatwą codzienność nieco lepszą i nie tylko od święta. Ruszyła Szlachetna Paczka - inicjatywa, która pokazuje, jak wiele jest wokół nas biedy, i jak warto docenić, to, co sami mamy, i czym możemy się podzielić. Byłam w trakcie rozstania z mężem przemocowcem i tak naprawdę zostaliśmy z niczym. Zostałam sama z dwójką niepełnosprawnych dzieci. Pani Aneta nie chce pokazywać twarzy, ale dzięki Szlachetnej Paczce znamy jej historię i potrzeby jej rodziny. Dzięki tej akcji samotna mama zmagająca się z biedą i domową przemocą kilka lat temu dostała sprzęty kuchenne, komputer, ubrania i żywność. Dostała też nadzieję. Przez 3 dni nie mogłam dojść do siebie. Ja płakałam i cieszyłam się na zmianę. Dla mnie to było coś wzruszającego. Nie wspominając już o pomocy fizycznej, która dostaliśmy, ale to była taka terapia psychiczna, że obcy ludzie nam pomagają. Działająca od prawie ćwierć wieku akcja to jeden z największych programów społecznych w Polsce. Od dziś udostępnia internetową bazę rodzin, którym można pomóc w tym roku. Darczyńca może wejść na stronę szlachetnej paczki, stamtąd wybrać rodzinę, której zdecyduje się pomóc. Następnie mamy około 4 tygodnie do połowy grudnia by przyszykować pomoc i następnie przynieść ją do magazynu, skąd paczka będzie przywieziona do rodzin. Dzięki tej akcji pomoc jest bardzo konkretna. Prezenty to dokładanie to, czego potrzebują rodziny. Ich świąteczne marzenia często nie są trudne do spełnienia. Często słyszymy, że żywność to są ogromne wydatki, 100 zł nie wystarcza na zakupy tygodniowe. Gdy dadzą nam państwo chociaż żywność, to my sobie jakoś poradzimy. Bo jak wynika z badań w Polsce są prawie dwa miliony ludzi żyjących w skrajnej biedzie. Połowa z nich nie otrzymuje pomocy społecznej. Wśród osób zmagających się z biedą coraz więcej jest samotnych seniorów. Takich jak pani Renata, do której dociera Szlachetna Paczka. Bardzo się cieszyłam. To było u mnie marzenie, by dostać ten bojler, żeby mieć ciepłą wodę. Marzenie się spełniło, ale bojler trzeba zainstalować, kupić jedzenie i węgiel. To prezenty na ten rok. Zachęcam do zobaczenia, czym jest szczególny upominek, taki specjalny prezent. Pamiętam historie, w której pani poprosiła o perfumy dla swojego męża, nigdy mu nie dała prezentu, a bardzo chciała to zrobić. Są rodziny, które zastanawiają się któremu dziecku kupić buty, bo nie wiedzą, które ma pierwszeństwo. W zeszłym roku Szlachetna Paczka dotarła do ponad 17 tys. rodzin. W tym roku może być więcej. Szlachetna Paczka daje rodzinom i ludziom samotnym to, czego naprawdę potrzebują, ale daje też coś, czego nie da się zapakować: poczucie wspólnoty i nadzieję, że wciąż potrafimy być razem i solidarnie chcemy sobie pomagać. Ja już państwu dziękuję, czas na "Pytanie Dnia". W studiu są już Aleksandra Pawlicka i jej gość - europoseł Koalicji Obywatelskiej Bartosz Arłukowicz. Spokojnego wieczoru.