Przy stole rozmów - europejscy przywódcy w Berlinie o perspektywach pokoju w Ukrainie. Polityczny opłatek - dwie wigilie i dwie wizje przyszłości PiS. Cyfrowa kolejka - zapisy do lekarza przez internet. 19.30, Zbigniew Łuczyński, dobry wieczór. Europejscy przywódcy, w tym premier Donald Tusk w Berlinie i rozmowy o przyszłości Ukrainy. Bezpieczeństwo, odbudowa kraju, a przede wszystkim dokument, który może oznaczać zakończenie wojny. Czy jesteśmy bliżej tego porozumienia? To pytanie do Magdaleny Gwóźdź-Pallokat, która na miejscu w Berlinie obserwuje to ważne spotkanie. Jeśli słuchać kanclerza Niemiec, nie tylko jego, to mamy szansę na prawdziwy proces pokojowy. Kanclerz Niemiec pytany, czy przed świętami Bożego Narodzenia może dojść do pokoju, powiedział wyraźnie: To zależy od Rosji. Przyznał, że ma nadzieję, że Rosja ma resztki przyzwoitości i zostawi Ukraińców chociażby w święta w spokoju. Te spotkania również z przywódcami europejskimi, stroną amerykańską jeszcze w Berlinie trwają. Rozpoczęły się wczoraj 5-godzinnymi rozmowami w Urzędzie Kanclerskim. Czym się skończą? Tego jeszcze niestety nie wiemy. Najwyższy stopień bezpieczeństwa i europejska dyplomacja na najwyższym szczeblu. Tym razem także z Polską i Włochami. Sekretarz generalny NATO, przewodnicząca Komisji Europejskiej - wszyscy u boku Wołodymyra Zełenskiego. Rozmowy między amerykańskimi i ukraińskimi negocjatorami pokojowymi nie były łatwe, ale owocne. Wspólnie wypracowywany dokument ma być krokiem w stronę pokoju nie tylko Ukrainy - podkreślał przed wylotem do Berlina premier Donald Tusk. Naszym priorytetem jest, aby żaden zapis dotyczący Polski nie powstawał bez nas. A po drugie, jeśli już powstaną zapisy, które będą już nas dotyczyły, żeby one nie osłabiały, tylko - daj Boże - wzmacniały bezpieczeństwo Polski. Wśród tematów rozmów także współpraca zbrojeniowa, bo wojna się nie skończyła. Czasem budzę się rano i zastanawiam się, czy to tylko zły sen, ale w kolejnej minucie zdaje sobie sprawę, że to koszmar, który trwa od niemal 4 lat. Koszmar każdego dnia i każdej nocy dla Ukraińców. To zbrodniczy atak Rosji na europejski pokój. W tle cały czas pytanie, ile może osiągnąć dyplomacja, skoro agresor nie jest gotowy na kompromis. Inaczej niż zaatakowany i od niemal 4 lat niszczony kraj. Dlatego dla Zełenskiego priorytetem są gwarancje bezpieczeństwa. W jednym Ukraina ustąpić nie zamierza - w oddaniu Rosji całego Donbasu. Gospodarczo i strategicznie ważnego dla Ukrainy. Tu dla Zełenskiego przebiega czerwona linia. Jedyną, którą jest w stanie zaakceptować jako podstawę rozejmu, wyznacza dziś front. Amerykanie mieli naciskać na ukraińskiego prezydenta, by oddał Putinowi Donbas. W Urzędzie Kanclerskim zasiedli po przeciwnej stronie stołu niż kanclerz Niemiec i Wołodymyr Zełenski. Układ miejsc mówi sam za siebie. Rosji, która wojnę wywołała, przy nim brak. Niektórzy mówią, że to są wręcz zmiany tektoniczne na międzynarodowej mapie, więc Europa musi się odnaleźć i Europa tu się odnajduje. Spotkanie w Berlinie poprzedza rozpoczynający się w czwartek unijny szczyt. Na nim ma zostać podjęta ostateczna decyzję w sprawie sfinansowania pomocy dla Ukrainy z zamrożonych rosyjskich aktywów. Chodzi o ponad 200 miliardów euro, tak bardzo Ukrainie teraz potrzebnych. Z perspektywy Waszyngtonu wydarzenia w Berlinie śledzi nasz korespondent Marcin Antosiewicz. Jak oceniane są wysiłki Europy w sprawie pokoju na Ukrainie? Ze strony amerykańskiej delegacji słychać nieoficjalnie, że 90% punktów spornych między Rosjanami i Ukraińcami udało się wyjaśnić. Pozostałe 10% zostanie sfinalizowane w rozmowach, które odbędą się w najbliższy weekend na terenie USA. Amerykanie mieli obiecać Ukraińcom mocne gwarancje bezpieczeństwa podobne do artykułu 5 traktatu waszyngtońskiego NATO. Prezydent Trump jeszcze dzisiaj będzie rozmawiał telefonicznie z prezydentem Zełenskim i europejskimi liderami. Amerykanie po raz pierwszy w tych negocjacjach traktują Europejczyków, mają w tym swój interes. Chodzi o podział rosyjskich pieniędzy ulokowanych w europejskich bankach. Rada Europejska ma pod koniec tego tygodnia podjąć decyzję o przeznaczeniu tych środków na odbudowę Ukrainy. To jest 19.30 w poniedziałek, a wśród najważniejszych wiadomości... Brutalna napaść na parę Ukraińców. Powalili mężczyznę na ziemię, zaczęli go kopać po twarzy. Za tego typu czyn grozi kara do 5 lat więzienia. Podłoże tego ataku to przynależność narodowościowa pokrzywdzonego. Liczba przestępstw wobec obcokrajowców rośnie. Wykonał wobec niej gest nazistowskiego pozdrowienia. Są to indywidualne przypadki, ale jest ich coraz więcej. Nawet opłatek może stać się pretekstem do politycznej walki, i to we własnym obozie. Mateusz Morawiecki zaprosił polityków PiS na spotkanie wigilijne. Nie było by w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że dwie godziny wcześniej ma odbyć się Wigilia, na którą zaprasza prezes PiS. O tarciach w partii, które słychać coraz głośniej. Mateusz Morawiecki na hucznym otwarciu mostu w Jarosławiu, na Podkarpaciu. Mostu, który ma łączyć. Były premier częściej jest jednak bohaterem doniesień o podziałach, tych wewnątrz PiS-u. To tylko złe języki. W każdej większej grupie są różnice zdań. I nie łagodzi ich nawet świąteczna atmosfera. We wtorek politycy PiS przełamią się opłatkiem na partyjnej Wigilii. Tego samego dnia na spotkanie zaprasza też Mateusz Morawiecki. Według ustaleń Onetu oba wydarzenia dzielą dwie godziny. Najbardziej mnie interesuje to wyjście z Wigilii prezesa Kaczyńskiego. Zastanawiam się, ilu odważnych będzie, żeby na taką demonstrację sobie pozwolić. Alternatywna Wigilia u Morawieckiego? Nie, nie alternatywna. To nie wiem, czy pan jeszcze imprezuje. Afterparty. To bardzo pięknie, że się wszyscy spotykamy. Mówi były premier i zapewnia, że przyjdzie na Wigilię z Jarosławem Kaczyńskim. Spotkanie Morawieckiego jest dla wybranych. Wybieram się na Wigilię z panem prezesem w pierwszej kolejności. To jest jak gdyby oczywiste i ponieważ bardzo szanuję pana premiera Morawieckiego, będę również u niego. Ja nie wiem nic o drugiej Wigilii. Mówi poseł Mariusz Gosek. Jeden z członków tak zwanej frakcji maślarzy. To politycy skupieni wokół Jacka Sasina, Przemysława Czarnka i Tobiasza Bocheńskiego. Mateusz Morawiecki to lider harcerzy. O tarciach wewnątrz partii w piątek rozmawiały władze PiS. Mimo zaproszenia Morawiecki nie pojawił się na Nowogrodzkiej. Wybrał to spotkanie z mieszkańcami w podkarpackim Brzozowie. Jak umawiam się z mieszkańcami, że będę z mieszkańcami, to jestem z mieszkańcami. Część polityków Prawa i Sprawiedliwości zaczyna próbować sobie wyobrażać rzeczywistość bez Jarosława Kaczyńskiego, już ten okres post Jarosław Kaczyński. Gdzie w tym wszystkim jest teraz lider partii? Widać choćby na tej konferencji prasowej sprzed kilku dni. Obok prezesa ludzie z otoczenia Jacka Sasina. Który niedawno o Morawieckim mówił tak. Reprezentuje w PiS bardziej centrowy nurt, wizerunek centrowy to nie jest to, czego oczekują wyborcy prawicy. Grupa Sasina zerka w stronę prawicy skrajnej, antyunijnej, spod szyldu Grzegorza Brauna. I mówi jej językiem. Jak was zaczyna wasz partner w kontrakcie oszukiwać, to zrywacie umowę. I dokładnie tak samo jest z Polską w Unii Europejskiej. To jest absolutnie uruchomienie mechanizmów polexitowych, wyprowadzania Polski z UE, nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Wewnętrzna walka o wpływy w partii przeważnie kończy się dla niej spadkiem poparcia - ocenia politolog Tomasz Słupik. Jarosław Kaczyński chyba coraz mniej radzi sobie z dyscyplinowaniem partii. Z reguły był znany z tego, że świetnie to rozgrywał i żelazną ręką trzymał partię, a teraz ta partia mu się rozchodzi w szwach. Politycy PiS przekonują, że nie ma mowy o rozłamie, ale spotkania wigilijne, jutro będą dwa. Tę tradycję kontynuowali kolejni prezydenci, w tym Lech Kaczyński. W tym roku w siedzibie głowy państwa świece chanukowe nie zapłoną. Karol Nawrocki z tradycją zrywa. Chanukową menorę zapalono za to w Sejmie. Tam 2 lata temu doszło do incydentu zgaszenia świec przez Grzegorza Brauna. O emocjach, które budzi święto celebrowane w Polsce od wieków. Szkoda, to jest polityczna demonstracja. To jest kompletnie nielogiczne i niezrozumiałe. Byli prezydenci nie mają wątpliwości. Rezygnacja z zapalenia świec chanukowych w Pałacu Prezydenckim przez Karola Nawrockiego to błąd. W kraju, który chwali się swoją tolerancją i otwartością, nic by się złego nie stało, gdyby takie święto chanuki w Pałacu Prezydenckim było kontynuowane. Zapalanie świec sięga prezydentury Aleksandra Kwaśniewskiego. Tradycję pielęgnował Lech Kaczyński, który regularnie zapraszał do pałacu środowiska żydowskie. Po nim robili to Bronisław Komorowski i Andrzej Duda. To było tak naturalne, że przychodzą np. prawosławni i śpiewają kolędy prawosławne, że przychodzą katolicy i dzielimy się opłatkiem. Że przychodzili także Żydzi i zapalali świece chanukowe. Naczelny rabin Polski szanuje decyzję prezydenta. To jest jego decyzja, my mamy Chanukę. My mamy zapalać świece Chanukowe całe 8 dni. Smutno dla mnie, ale my jesteśmy bardzo radośni z okazji Chanuki. Karol Nawrocki oficjalnie o swojej decyzji nie poinformował, ale jego kancelaria nie wysłała zaproszeń do organizacji żydowskich. To nie jest zaskoczeniem. Nawrocki w kampanii wyborczej zapowiedział, że nie zapali chanukowych świec. Poglądy i swoje przywiązania do wartości chrześcijańskich traktuję poważnie, więc obchodzę święta, które są bliskie mojej osobie. Obchodzenie świąt nie ma nic wspólnego z kontynuowaniem tradycji i poszanowaniem innej religii - odpowiadają politycy koalicji rządzącej. Prezydent RP nie jest wyrazicielem własnych interesów i własnej wiary. Powinien być wyrazicielem przede wszystkim obrońcą, także symbolicznie, prawa wszystkich obywateli do tego, żeby czuli się w Polsce jak u siebie. Bardzo się cieszę, że pan prezydent podkreślił, że już nie będzie Chanuki w pałacu. My jesteśmy katolikami, dbajmy o swoje tradycje. Rządzący podejrzewają też polityczne podłoże decyzji prezydenta. Zaostrza się rywalizacja o elektorat gaśnicowy. Powiem tak: być może szuka poparcia u pana Brauna. Bo politycy PiS nie wykluczają koalicji z Grzegorzem Braunem, którego poparcie rośnie. Europoseł nie kryje skrajnie prawicowych, antysemickich poglądów. Auschwitz z komorami gazowymi to niestety fejk. 2 lata temu zgasił stojące w Sejmie świece chanukowe. Między innymi za to stanął przed sądem. Ma też zakaz wejścia do Sejmu. Mimo to Karol Nawrocki w wywiadzie dla WP jasno określił, kto jest lepszy w potencjalnej współpracy. "Donald Tusk jest dziś premierem, więc w mojej ocenie w obecnej sytuacji szkodzi Polsce bardziej". Prezydent Nawrocki oznajmił właśnie, że bliżej mu do rusofila i antysemity Brauna niż do mnie. Nigdy w to nie wątpiłem. A od dziś przynajmniej nikt nie może udawać, że jest inaczej. To też dużo mówi o tej prezydenturze i o tym, jak w Polsce przebiega naprawdę linia podziału politycznego. W Sejmie uroczystość zapalenia świec chanukowych odbyła się zgodnie z tradycją. Marszałek złożył kondolencje przedstawicielom społeczności żydowskiej po masakrze na uroczystości chanukowej w Sydney. W polskim Sejmie nie ma miejsca na nienawiść i antysemityzm. Jest miejsce na Chanukę. Chanuka upamiętnia zwycięstwo żydowskich powstańców, żyjących pod okupacją Greków przed dwoma tysiącami lat. Żydzi odbili zabraną im świątynię w Jerozolimie. Na cześć tamtych wydarzeń zapala się świece w chanukiji. To jedna z ostatnich okrągłych rocznic z jeszcze żyjącym świadkami historii, którzy przyjechali na ziemie zwane odzyskanymi. Dziś w Wałbrzychu świętowano 80. rocznicę włączenia ziem zachodnich i północnych do Rzeczpospolitej Polskiej. O współczesnym zobowiązaniu wobec regionu mówił dziś premier, podkreślając, że ziemie odzyskane nie będą ziemiami zapomnianymi. Mazurek Dąbrowskiego - hymn Polski na tych terenach rozbrzmiewa od 80 lat. Ziemie zachodnie i północne to nie tylko tereny przyłączone do Polski na mocy traktatów, ale przede wszystkim historie tysięcy ludzi, którzy odbudowali to, co zniszczyła tu II wojna światowa. Potrafiliśmy te nasze ziemie nie tylko odbudować, ale dzisiaj potrafimy budować także przyszłość, która zaczyna się dziś, która już dziś imponuje naszym sąsiadom. W Wałbrzychu odbyły się dziś obchody rocznicy przyłączenia do Polski ziem północnych i zachodnich. Po zakończeniu II wojny światowej Polska utraciła na rzecz Związku Radzieckiego kresy wschodnie, a otrzymała ziemie na zachodzie i północy. W efekcie duża część mieszkańców kresów wschodnich musiała układać sobie życie kilkaset kilometrów na zachód. Ale nowe społeczeństwo zaczęli tu budować nie tylko oni. Także wiele osób z Wielkopolski, ale także ze zburzonej Warszawy. Przyjechali tu także reemigranci z różnych stron Europy, ludzie, którzy w czasie wojny znaleźli się w różnych częściach Europy lub świata. W efekcie powstał tu wyjątkowy tygiel kulturowy i nawiązała więź między ludźmi, którzy nie mieli tutaj swoich korzeni. Mieli za to chęć budowania czegoś wspólnego. Prawdziwa przedwojenna Polska, ta różnorodna i wieloetniczna, odtworzyła się magicznie na Dolnym Śląsku, ziemi lubuskiej i ziemiach północnych w ramach tego dziwacznego geopolitycznego eksperymentu. I zdaniem badaczy tego zjawiska właśnie ta wielokulturowość i otwartość dały wyjątkowe efekty. To było społeczeństwo, które musiało się zintegrować, które właśnie przez swoją odwagę, mobilność stworzyło tutaj nowe społeczeństwo. To historia, którą powinniśmy pamiętać i przekazywać kolejnym pokoleniom. Bo świadków tamtych wydarzeń jest już coraz mniej. Stworzyliśmy sieć ziem zachodnich i północnych i to idzie razem. Centrum Historii Zajezdnia we Wrocławiu to jedno z miejsc, w którym można tą historię zobaczyć na własne oczy. Od transportu przez formalności po pierwsze lata funkcjonowania na tych terenach. Podczas dzisiejszych uroczystości podpisano deklarację piastowską, która oprócz historii ma podkreślić też polską przyszłość tych terenów. Tu jest Polska, była Polska, będzie Polska. Zostali zaatakowani tylko dlatego, że rozmawiali w swoim ojczystym języku. Parę Ukraińców jadącą tramwajem zaczepili dwaj mężczyźni, którzy najpierw próbowali wyrzucić ich z pojazdu, a potem kopali i bili. Do osób, które próbowały bronić pary, agresorzy krzyczeli: "Powinniście być po naszej stronie". Niestety podziały na naszych i ich to coraz częstszy obraz. Obraz zafałszowany. Zostali pobici tylko dlatego, że mówili po ukraińsku. W Poznaniu dwóch 27-latków, obywateli Polski, zaatakowało parę jadącą tramwajem. Ze strony tych Ukraińców nie było prowokacji, wręcz było unikanie konfrontacji. Ale to eskalowało ze strony tych napastników. W pewnym momencie powalili już go na ziemię i zaczęli kopać po twarzy. Dzięki temu nagraniu sprawców schwytano. Dzisiaj zostali przesłuchani. Prokurator zastosuje wobec nich wolnościowe środki zapobiegawcze. Mowa tu o dozorze policji. Za to przestępstwo grozi kara pozbawienia wolności do lat 5. Do podobnej sytuacji doszło kilka dni temu w Gdyni, gdzie agresywny mężczyzna zaatakował ekspedientkę. Ten, krzycząc, znieważał i groził ekspedientce narodowości ukraińskiej. Wykonał wobec niej gest nazistowskiego pozdrowienia. Tylko w tym roku w Polsce odnotowano niemal 900 przestępstw popełnionych na tle rasowym, etnicznym, wyznaniowym lub homofobicznym. Rok wcześniej było ich 650. Duża część z nich była wymierzona w społeczność ukraińską. Tę samą, której jeszcze 4 lata temu, po ataku Rosji na Ukrainę, solidarnie pomagaliśmy. Sytuacja bez precedensu. I zarazem to samo społeczeństwo, kilka lat później dopuszcza się takich wybryków. Rzecz jasna, są to indywidualne przypadki, ale jest ich coraz więcej. Eksperci nie mają wątpliwości - fala niechęci wzbiera, bo po antyukraińską narrację sięgnęli politycy. I to nie tylko Grzegorz Braun otwarcie powtarzający narrację Moskwy. Od momentu kolejnego etapu agresji rosyjskiej stało się to tematem politycznym i głównie Konfederacja zaczęła to wykorzystywać jako paliwo polityczne. Paliwo chrzczone dezinformacją, oskarżającą obywateli Ukrainy o zabieranie miejsc pracy Polakom. Przeczą temu dane. Mieszkający w Polsce obywatele Ukrainy wygenerowali w zeszłym roku niemal 3% polskiego PKB. To niemal 100 mld zł. Według danych ZUS-u koszty leczenia Ukraińców w zeszłym roku wyniosły niewiele ponad 2 mld zł, podczas gdy ich składki zdrowotne to prawie 4 mld. Nadwyżka tego PKB, który wypracowują pracownicy z Ukrainy, przewyższa znacząco wydatki, które budżet podnosi w związku z ich obecnością. Mówiąc wprost, ich obecność tutaj jest korzystna dla naszej gospodarki. A ukrainofobia jest korzystna jedynie dla Władimira Putina. Nadchodzą zmiany w zasadach rejestracji do lekarza w ramach NFZ. I ma być to prawdziwa rewolucja, bo wprowadzenie e-rejestracji, początkowo w kardiologii i profilaktyce raka, ma ułatwić dostępność i skrócić kolejki do specjalistów. Centralna kolejka ma zastąpić listy prowadzone przez placówki. Co ważne, nie wyklucza dotychczasowych sposobów zapisów. Na NFZ rehabilitację zaproponowano mi na kwiecień 2027 roku. Jak ja bym czekała półtora roku, tobym była już na tamtym świecie. To rzeczywistość polskich pacjentów niezależnie od lokalizacji. Z raportu Fundacji Watch Health Care wynika, że średnio czekają na wizytę u specjalisty ponad 4 miesiące, na badania - miesiąc krócej. Czekamy do stomatologa kilkanaście miesięcy. Dermatologia, neurologia to są takie specjalności, w których to oczekiwanie liczy się w miesiącach. Zdaniem lekarzy kolejki byłyby krótsze, gdyby pacjenci, którzy nie mogą przyjść, odwoływali wizyty. W zeszłym roku było to 1,3 mln wizyt. W pierwszej połowie tego roku ponad 700 tys. To są ogromne liczby. Zazwyczaj ilość nieodwołanych wizyt to jest tak, jakbyśmy zamknęli jakąś poradnię na miesiąc. Według pacjentów odwołanie wizyty jest równie trudne, jak jej umówienie. Janusz Radziszewski musiał osobiście przyjechać, żeby przełożyć termin. 80 razy dzwoniłem, żeby odwołać wizytę u urologa. Od stycznia, przynajmniej w teorii, ma być lepiej dzięki e-rejestracji. To jedna z najbardziej oczekiwanych usług cyfrowych w systemie ochrony zdrowia. W prywatnym sektorze jest to powszechne, że pacjent się zapisuje, nie stojąc w kolejce od 6.00 rano. System ma wprowadzić jedną centralną kolejkę. Do lekarza będzie można zapisać się przez aplikację mobilną lub Internetowe Konto Pacjenta. E-rejestracja od nowego roku obejmie zapisy na pierwszą wizytę u kardiologa oraz na cytologię i mammografię. Możemy wybrać konkretna placówkę albo konkretnego lekarza. Możemy zaznaczyć ogromny obszar Polski i poprosić o wyszukiwanie w całym tym obszarze, Taki system w ramach pilotażu działa już w Białostockim Centrum Onkologii. System daje możliwość, żeby jeżeli pacjentki nie mogą się pojawić, przesunąć lub odwołać wizytę. Pojawiła się też nowa opcja poczekalnia. Dzięki niej pacjent trafia do wirtualnej poczekalni, dostaje powiadomienie, jeśli zwolni się termin poszukiwanej przez niego wizyty. Eksperci przyznają, że system jest potrzebny, ale wskazują też na słabe punkty. Widzimy po moim zdrowiu, że pacjenci rzadko korzystają z Internetowego Konta Pacjenta, Od sierpnia e-rejestracja obejmie kolejne specjalności. Cały czas będzie możliwe też umówienie wizyty tradycyjną metodą. "Czy wiesz, ile dźwiga twoje dziecko?" - pytają twórcy kampanii "Wypakuj ciężary" i podają konkretne liczby. Ponad połowa rodziców poświęca głębokiej rozmowie z dzieckiem 5 minut dziennie, a co czwarty - mniej niż 3 minuty. Niemal połowa uczniów przyznaje, że o ważnych sprawach rozmawia najwyżej kilka razy w miesiącu. A ciężarów do wypakowania jest mnóstwo. To zajęcia dla starszych klas podstawówki, prowadzone przez Fundację Mentalnie Równi. Pokazują, jak odróżnić hejt od konstruktywnej krytyki. Dawka wiedzy o problemach, z jakimi codziennie stykają się nastolatki. Pokazują, żeby się nie przejmować tym, co inni piszą w tym Internecie. Ponad połowa dzieci od 7. do 12. roku życia korzysta z mediów społecznościowych. Co trzecie doświadcza w Internecie przemocy. O ważnych, codziennych problemach nie zawsze mogą rozmawiać z bliskimi. Jak dzisiaj było w szkole? Jak jedziesz? Jak poszła kartkówka? Nie dają spokoju. Co czwarty rodzic rozmawia ze swoim dzieckiem mniej niż 3 minuty, a co trzeci poświęca mniej niż 6 minut dziennie. 18% nastolatków przyznaje, że niemal nigdy nie rozmawia z rodzicami o ważnych sprawach. W domu nie mają takiej osoby, do której mogą pójść porozmawiać i pozałatwiać swoje trudne sprawy, które się przydarzyły w życiu szkolnym. Rodzice koncentrują się na zapewnieniu dzieciom edukacji i nowoczesnego sprzętu. Pogłębione rozmowy to rzadkość. Stereotypowe pytanie: "Jak było w szkole?" najczęściej odbiera chęć do rozmowy. Fundacja Mentalnie Równi stworzyła adwentowy poradnik: "Z czym dziś dałeś sobie radę?". Jedno pytanie na każdy dzień, które podpowiada młodym ludziom i ich bliskim, jak rozmawiać. Jak się dziś czujesz? Co ci się dziś najbardziej podobało? z kim się bawiłeś? Jak poświęcę temu więcej ciekawości i wzbudzę ciekawość u mojego dziecka. Dzieci potrzebują takich rozmów, choć nie zawsze to okazują. To nas oczyszcza, pozwala inaczej spojrzeć na świat, nie przejmować się niektórymi ludźmi i rzeczami. Daje nam wsparcie, że jak ktoś powie nam coś złego, wtedy wiemy, że ktoś jest za nami. Jak się rozmawia z mamą albo z tatą, oni mogą ci doradzić, co możesz zrobić, żeby oni przestali cię hejtować. Kampania zachęca, by rodzice wykorzystywali każdą okazję do rozmowy z dzieckiem. Bez oceniania. Rozmawiając głębiej, słyszysz więcej. Taka relacja buduje odporność. A to jest dziś wszystkim potrzebne. Na koniec serdeczne gratulacje dla zespołów programów TVP INFO "Sprawdzamy" i "Wykrywacza kłamstw". Bo to do nich trafiła nagroda Grand Press Veritas 2025. Nowa kategoria w tym prestiżowym konkursie ma wyróżnić tych, którzy stoją po stronie prawdy, weryfikują manipulację, kłamstwo i dezinformację. O tym, że prawda nie zawsze obroni się sama. Nagrodę grand Press Veritas otrzymują zespoły redakcyjne "Sprawdzamy" i "Wykrywacz kłamstw". Walka z dezinformacją. Nazywanie rzeczy po imieniu, prawdy prawdą, kłamstwa kłamstwem. W dobie sztucznej inteligencji takie programy są bezcenne. Olbrzymia radość. Wielkie emocje. Cieszymy się. Dziękujemy i też gratulujemy wszystkim naszym kolegom redakcyjnym. Weryfikacja fake newsów to dziś jedno z najtrudniejszych zadań dziennikarskich. Dezinformacja stała się bronią w wojnie hybrydowej, także tej toczącej się za naszą wschodnią granicą. "Wykrywacz kłamstw" to pierwszy w Polsce codzienny program fact-checkingowy. Politycy nie chcą przepraszać. Nie chcą usuwać fałszywych treści. Ich jest coraz więcej, a my zajmujemy się tym, żeby je weryfikować i żeby ludzie wychodzili ze swoich baniek. I to działa. Oglądalność obu programów rośnie. Widzowie chcą z nami być, piszą do nas. Są sytuacje, że jakiś widz nas oznacza w mediach społecznościowych i prosi, żebyśmy się tym zajęli. Wszyscy wieszczą koniec telewizji linearnej. Nic takiego. Dezinformacja głównie w mediach społecznościowych, a później co ludzie robią? Sięgają po pilota i TVP Info. Grand Press Veritas to nowa kategoria w konkursie. Kategoria, która zawiera w swojej nazwie słowo, które jest niezwykle ważne, powinno być niezwykle ważne dla każdego dziennikarza, czyli słowo "prawda". Grand Press od ponad ćwierć wieku trafia do dziennikarzy, którzy nie boją się zadawać trudnych pytań, sprawdzają fakty i biorą odpowiedzialność za każde słowo. Tu liczy się rzetelność, odwaga i uczciwość. Dziennikarzem Roku został Michał Przedlacki z Superwizjera TVN za poruszające reportaże wojenne z Ukrainy. Jestem zaskoczony. Kompletnie się nie spodziewałem. Ja pracuję w reportażu telewizyjnym. To jest forma półgodzinna. To jest praca zespołowa. Człowiek na pierwszym planie. Także w rozmowach Piotra Jaconia z TVN24 nagrodzonego za wywiad z Maciejem Stuhrem. Ja mam duże emocje, że tu udzielam wywiadu. Ja bardzo wierzę w rozmowy. To nasze spotkanie też jest bardzo okej. A Maćkowi bardzo dziękuję. Rzetelne dziennikarstwo, które prezentuje prawdziwe treści, to jest wartość dla każdego z nas. To wyróżnienie za zaufanie. Bo informacja to nie produkt. To odpowiedzialność. Dzisiaj to wszystko. Za moment startuje "Pytanie dnia". W studiu są już prowadząca program Justyna Dobrosz-Oracz oraz jej gość Ryszard Kalisz, członek PKW. Z dobrych źródeł wiem, że będą najnowsze informacje o zarzutach w liczeniu głosów. Warto z nami pozostać. Do zobaczenia.