Na polskiej granicy z Białorusią wciąż niespokojnie. Dobry wieczór, Edyta Lewandowska. Witam państwa i zapraszam na Wiadomości. Szarpali koncertinę, rzucali w kierunku polskich służb kamieniami, gałęziami. Łukaszenka nie odpuścił. Polskie służby ostrzegają przed kolejnymi prowokacjami. Wiosną możemy mieć do czynienia z ponownym wzrostem nacisku przy użyciu nielegalnych imigrantów. Wszyscy tenisiści wiedzieli, że dostali przekaz: niezaszczepieni nie zagrają w Australian Open. Australian Open zamknięty dla Djokovicia. Niezaszczepiony tenisista - deportowany. Australia bardzo chroniła swoich obywateli, wprowadzając drakońskie prawa. Kolejna bariera pokonana. Robert Lewandowski z 300 golami w Bundeslidze. Nie wiedziałem, że to już taka liczba. 10 lat temu nawet o tym nie marzyłem. Presja pozornie jest mniejsza, ale ataki wciąż nie ustają. Sytuacja na granicy jeszcze przez wiele tygodni nie wróci do normy. Według polskich służb Łukaszenka zwiększy naciski na organizowanie masowych prób przekraczania granicy, kiedy tylko pozwoli na to pogoda. Nie ma doby bez ataku. W ciągu ostatniego półrocza codziennie dochodziło do incydentów. Białoruskie służby coraz częściej same organizują prowokacje, nawet bez udziału migrantów. Ostatniej doby kolejnych kilkadziesiąt osób koordynowanych przez żołnierzy Łukaszenki próbowało forsować granicę. Grupa kilkudziesięciu cudzoziemców zachowywała się agresywnie. Szarpali koncertinę, rzucali w kierunku polskich służb kamieniami, gałęziami. Mimo spadku liczby takich ataków polskie służby wywiadowcze wiedzą o szykowanej już w Mińsku wiosennej ofensywie. Pojawiają się już sygnały o tym, że rośnie zainteresowanie powrotem na Białoruś w miesiącach wiosennych. Część cudzoziemców już jest zachęcanych do tego, by w okolicach maja trafić z powrotem na Białoruś. Migranci są szkoleni przez białoruskie służby. Mają informacje o porach zmiany na polskich posterunkach i najbardziej dogodnych miejscach do szturmu. Próbują przedzierać się przez granicę właśnie przy zmianach, kiedy ta czujność jest mniejsza, Jak prognozują eksperci, w najbliższym czasie wróci na granicę presja z jesieni ubiegłego roku. Stąd tak ważne jest jak najszybsze postawienie trwałej, solidnej zapory. Duża liczba imigrantów wciąż przebywa na terytorium Białorusi i w każdej chwili można byłoby uruchomić dostawę kolejnych. Myślę, że z wiosną możemy mieć do czynienia z ponownym wzrostem nacisku przy użyciu nielegalnych imigrantów. Lecz presja migracyjna to nie tylko Polska i kraje bałtyckie. Kryzys wciąż trwa na południu Europy. Mimo obietnic i zapowiedzi unijnych agencji wciąż nie ma pomysłu na zahamowanie nielegalnej migracji. Właśnie dlatego w ramach międzynarodowej współpracy kilkunastu polskich funkcjonariuszy Straży Granicznej będzie pomagać w najbliższych tygodniach kolegom z Macedonii Północnej. Operacja wsparcia policji Macedonii Północnej to efekt umowy pomiędzy rządami Polski i Macedonii. Pierwszy raz w pełni zabezpiecza to śląski oddział Straży Granicznej. Polskie służby wspierają ten kraj od 2016 roku. W tym czasie zorganizowano ponad 50 wspólnych operacji, w których wzięło udział blisko 1,5 tysiąca funkcjonariuszy Straży Granicznej. Ukraina szykuje się do obrony przed Rosją. Według ukraińskiego wywiadu prorosyjscy separatyści z Donbasu rozmieszczają ciężki sprzęt, a sto tysięcy rosyjskich wojsk rozmieszczonych przy granicy z Ukrainą czeka już tylko na rozkaz Putina. To może być przygotowanie do inwazji Ukrainy. Wspierani przez Kreml separatyści z Donbasu rozmieścili czołgi, działa samobieżne, opancerzone pojazdy bojowe czy haubice. Łącznie kilkaset sztuk sprzętu. W przypadku fiaska negocjacyjnego Rosji z USA i z NATO konflikt jest jak najbardziej realny. Mamy około stu tysięcy żołnierzy przy granicy z Ukrainą. Czarny scenariuszy zakłada szybkie ataki, dojście wojsk rosyjskich do Dniepru i aneksję lewobrzeżnych terenów Ukrainy. Na takie zagrożenie wskazują ukraińskie służby. Polityka ustępstw wobec Kremla, którą konsekwentnie prowadzi Joe Biden i zachodnioeuropejskie stolice, tylko rozzuchwaliła Putina. Jest zdolny do wszystkiego. Doświadczenia ostatnich lat pokazują, że Rosja, jeżeli ma tylko okazję, nie cofnie się przed niczym. Doświadczenia gruzińskie, wcześniejsze doświadczenia ukraińskie, teraz Kazachstan. Amerykańska administracja twierdzi, że nie poświęci bezpieczeństwa naszej części Europy na rzecz kolejnego resetu z Moskwą. Jedność z sojusznikami i transatlantycka solidarność jest nienaruszalna i będzie nadal rozwijana. Rysą na tych ważnych deklaracjach jest zamrożenie sankcji na Nord Stream 2 - niemiecko-rosyjski gazowy deal, który bezpośrednio uderza w bezpieczeństwo energetyczne naszego regionu. Dlatego Polska przestrzega przed miękką polityką w stosunku do Rosji. I zdaniem ekspertów koncepcja wzmacniania wschodniej flanki NATO, a w dalszej perspektywie możliwość rozszerzenia Sojuszu na wschód o Ukrainę czy Gruzję zyskuje na znaczeniu w obliczu kolejnych rosyjskich prowokacji. NATO ma plan wzmocnienia wschodniej flanki i ten plan jest realizowany. Ponadto obecność żołnierzy amerykańskich na naszym terytorium, stałe bazy, ćwiczenia. To ważne, bo widmo wojny na Wschodzie wydaje się coraz bardziej realne. Jest ostateczna decyzja australijskiego sądu w sprawie Novaka Djokovicia. sportowiec nie otrzymał wizy i jest już w samolocie do Dubaju. Ta sprawa zatrzęsła nie tylko światem sportu, bo ostro o działaniach Australijczyków wypowiadają się władze Serbii - ojczyzny sportowca. To już koniec batalii, jaką z australijskimi władzami toczył Novak Djoković. Australijski sąd federalny odrzucił apelację sportowca i podtrzymał decyzję o anulowaniu jego wizy. Serb opuścił już Australię. Przed wylotem wydał oświadczenie. Do sprawy odniósł się także prezydent Serbii, który nie szczędził władzom Australii gorzkich słów. Myślą, że upokorzyli Djokovicia tym dziesięciodniowym nękaniem, a upokorzyli samych siebie. Djoković może wrócić do kraju z podniesioną głową. Wszyscy zawodnicy występujący podczas Australian Open mieli być zaszczepieni. Djoković się nie zaszczepił, uzyskał jednak specjalne pozwolenie na występ, co potwierdziła Australijska Federacja Tenisowa i władze stanu Wiktoria. W grudniu wszyscy tenisiści wiedzieli, że dostali przekaz: niezaszczepieni nie zagrają w Australian Open 2022. Tylko później zabrakło konsekwencji. Uchylono furtkę wobec Djokovicia. Władze federalne Australii anulowały jego wizę. Zarzuty pod adresem sportowca to m.in.: nieprawidłowości w dokumentach, zatajenie informacji o podróży do Hiszpanii w ciągu 2 tygodni przed przylotem, a także łamanie zasad kwarantanny po zakażeniu koronawirusem w grudniu. Muszę to ze smutkiem powiedzieć: on i jego drużyna mataczyli w tej sprawie. W Australii obowiązują jedne z najsurowszych zasad epidemicznych na świecie. Australia bardzo chroniła swoich obywateli, wprowadzając drakońskie prawa, ograniczenia i restrykcje. Ale dzięki temu ma bardzo dobre wyniki w walce z pandemią i niską umieralność w stosunku do wielu krajów na całym świecie. 9-krotny zwycięzca Australian Open na 10. tryumf będzie musiał poczekać i to być może naprawdę długo. Grozi mu trzyletni zakaz wjazdu na terytorium Australii. Jedni w promieniach słońca zjeżdżają na nartach, drudzy w mrozie biegają brzegiem morza. Co ich łączy? Chęć pomocy, bo oprócz sportowego wyzwania postawili sobie za cel charytatywne zbiórki. Niestraszny im mróz, śnieg czy deszcz. Kilkunastu śmiałków od tygodnia biegnie wybrzeżem Bałtyku. Cel - zebrać jak najwięcej krwi. Wiele lat pracowałem w ratownictwie górniczym i wiem co, to jest potrzeba krwi w trudnych sytuacjach. Obecnie mamy pandemię, są problemy i tej krwi potrzeba jeszcze więcej. Zaczęli w Świnoujściu, kończą dziś w Piaskach. To 550 kilometrów. Moja żona potrzebowała krwi, która uratowała jej życie w odpowiednim momencie. Jacek robi wspaniałą sprawę, to jest wspaniała idea. Jacek Bastian wpadł na nią, gdy bliska mu osoba walczyła o życie. Potrzebowała mnóstwa krwi. Powiedział, że przebiegnie 500 km i zbierze jej jak najwięcej. Cały czas nauka nie potrafi zastąpić krwi produktem sztucznym, dlatego jeżeli tylko możemy, jeżeli tylko chcecie, idźcie i oddajcie krew. Do każdej miejscowości, przez którą przebiegają, dojeżdża krwiobus. Od lat biegaczy wspierają żołnierze, którzy nie szczędzą im słów uznania. Co roku nas zadziwiają, to jest dosyć długi odcinek. Po drugiej stronie Polski narciarze po raz 8. ruszyli na stok, by w 12-godzinnym maratonie uzbierać jak najwięcej pieniędzy dla sportowców z niepełnosprawnościami. Chcemy, żeby tak jak my uprawiali sport, żeby byli aktywni, żeby byli zdrowi, mieli dużo radości. Ponownie akcję charytatywną fundacji Handpicap zainaugurował prezydent Andrzej Duda. Tworzymy coś dobrego, co ma ogromne znaczenie dla budowania tego, co nazywamy społeczeństwem obywatelskim. 30-osobowa drużyna narciarzy próbuje pobić rekord sprzed 2 lat. Wtedy przejechali w sumie 720 km. Jest duże wyzwanie, ale robimy to dla dzieciaków z niepełnosprawnością, więc jest duża motywacja, żeby im pomagać. Udział prezydenta w imprezie to jego pierwsza aktywność po przebytym koronawirusie. Jeżeli ktoś wątpi w skuteczność szczepień, to mogę z całą odpowiedzialnością powiedzieć, że po 3 dawkach szczepienia znacznie lżej zniosłem tę chorobę. Przez wieki nazywana była błogosławioną, choć oficjalnie nią nie była. Eufemia Piastówna, księżniczka raciborska i przeorysza raciborskich dominikanek ma zostać oficjalnie wyniesiona na ołtarze. Proces beatyfikacyjny Piastówny otworzył biskup opolski Andrzej Czaja. Ofka Raciborska pochodziła z rodu Piastów. Była córką księcia raciborskiego Przemysława i księżniczki mazowieckiej Anny. Wstąpiła do klasztoru dominikanek, gdzie spędziła prawie 46 lat. Oglądają państwo główne wydanie Wiadomości. Zobaczmy, co jeszcze przed nami. Przybywa zakażonych, przybywa także protestujących przeciwko restrykcjom. Celna inwestycja to sztuka. Bezcenne obrazy polskich artystów w cenie. Teraz o wyjątkowym miejscu, w którym szansę na nowe życie otrzymują osoby uzależnione. Ośrodek prowadzony przez ojców franciszkanów w Chęcinach koło Kielc pomógł już wyjść na prostą tysiącom osób. Aby mógł czynić to nadal, potrzebny jest pilny remont. Ośrodek Leczenia Uzależnień "San Damiano" w Chęcinach koło Kielc. Miejsce, w którym od 17 lat dzieją się prawdziwe cuda. Przede wszystkim pozwala ludziom zmartwychwstać ze swoich słabości, z nałogów, dlatego że tutaj nasi bracia leczą ludzi, którzy są uzależnieni od środków psychoaktywnych. Od narkotyków, od dopalaczy, ale także mogą to być uzależnienia mieszane, włącznie z alkoholem czy z hazardem. Podczas terapii, która trwa od 6 do 12 miesięcy, pacjenci ćwiczą się w rzetelności i pracowitości. Nabierają umiejętności radzenia sobie z emocjami, okazywania szacunku drugiemu człowiekowi oraz współpracy. Poprzez różne działania, pracę nad sobą zacząłem na trzeźwo się mierzyć z trudnościami, z lękami, z porażkami, z wyzwaniami i nabrałem pewności siebie. Z miesiąca na miesiąc widzę, że jestem całkiem innym człowiekiem - patrząc na mnie pod wpływem narkotyków, a patrząc na mnie na trzeźwo. Bardzo się cieszę, że jestem na terapii i że moje życie idzie w dobrą stronę. By placówka mogła nadal realizować swoje zadania, konieczny jest remont jej budynków. To są potworne koszty. Chcemy zrobić wszystko, żeby pacjenci mieli godne warunki. Głównie potrzebujemy środków na dachy, które musimy wymienić, bo przy dużych wiatrach czasem widać, jak ten dach się podnosi. W wielu miejscach jest pozalewane, jest tam grzyb. Szczegółowe informacje o tym, jak można pomóc, znajdują się na stronie internetowej cudapoddachem.pl. To jest miejsce, które pomaga ludziom, także inwestycja w to miejsce, to nie jest tylko inwestycja w jakiś zabytek czy w jakiś budynek, ale jest pomoc ludziom, którzy znaleźli się w trudnej sytuacji życiowej. Nie chcę wracać do nałogu, który zawładnął mym życiem. Tylko w Paryżu odbyły się wczoraj 4 manifestacje przeciwników zaostrzenia restrykcji dla niezaszczepionych i działaniom prezydenta Francji Emmanuela Macrona. Tymczasem odwrotne działania zapowiedział rząd Wielkiej Brytanii. Certyfikaty covidowe mają tam zniknąć wraz z końcem miesiąca. To kolejny już weekend protestów przeciwko nowym restrykcjom we Francji. Na ulice wyszli mieszkańcy kilkunastu miast. Wszystkie te decyzje i to, co się dzieje, ma większy wpływ na nas niż sam wirus. To pozbawia nas i nasze dzieci wolności. Rząd w Paryżu kolejny raz zaostrza prawo i poprzez ograniczenia takie jak zakaz jazdy pociągiem dalekobieżnym czy zakaz wstępu do restauracji chce, by wszyscy Francuzi zdecydowali się na szczepienia. Jestem przeciwko szczepionkom, ale nie miałem innego wyjścia, już 3 razy się szczepiłem. Zrobiłem to ze względu na przepustkę. We Francji wciąż notuje się wysokie liczby nowych zakażeń, ponad 300 tys. dziennie. Rośnie także złość na politykę rządu i prezydenta Emmanuela Macrona, który niedawno stwierdził, że przeciwnicy szczepionek nie są obywatelami Francji, To poważna sprawa, kiedy prezydent mówi coś takiego. Jak śmie? Społeczeństwo go nienawidzi. Podobne protesty odbyły się m.in. w Niemczech i Austrii, chociaż w obu tych państwach wciąż widać wzrost liczby chorych. Około 180 tys. nowych zakażeń dziennie - to średnia z ubiegłego tygodnia we Włoszech. Niektórym obywatelom nie podobają się jednak zaostrzone przepisy. Wprowadzono tam obowiązkowe szczepienia dla osób powyżej 50. roku życia. Jesteśmy tu, by pokazać, że jako ludzie mamy prawa i mamy godność. Moje ciało - mój wybór! Tymczasem Wielka Brytania zapowiedziała, że wraz z końcem miesiąca certyfikaty covidowe i zalecenie pracy zdalnej zostaną zniesione. Wcześniej tamtejszy minister zdrowia zapowiedział również skrócenie czasu samoizolacji do 5 dni. Wszelkie ograniczenia naszych wolności muszą być absolutną ostatecznością i nie powinniśmy ich utrzymywać dłużej, niż jest to absolutnie konieczne. Wielka Brytania od początku szczepiła najszybciej na świecie. Za znaczny wzrost przypadków koronawirusa w ostatnim czasie odpowiada tam wariant omicron. Dane z ostatnich dni wskazują jednak, że sytuacja zaczyna się stabilizować. Niemieckie linie lotnicze Lufthansa wykonały 18 tys. przelotów bez pasażerów ze względu na unijne wymogi. Przewoźnicy skarżą się, że muszą latać pustymi samolotami, by nie stracić miejsc na lotniskach. Bruksela utrzymuje takie wymogi, a jednocześnie obciąża linie nowymi podatkami, które przekładają się na ceny biletów. Pandemia COVID-19 wywołała niespotykany krach w lotniczym biznesie. Pasażerów jest znacznie mniej, ale przewoźnicy muszą utrzymywać loty, by nie zniknąć z europejskiej siatki połączeń. Organizowanie pustych lotów to nonsens ze środowiskowego i ekonomicznego punktu widzenia. Przez unijne przepisy linie Brussel Airlines wykonały 3 tys., a Lufthansa aż 18 tys. przelotów bez pasażerów. Takie działanie trudno wytłumaczyć, biorąc pod uwagę, że Bruksela wkrótce ma rozszerzyć na lotnictwo system handlu prawami do emisji CO2. Już teraz system ETS winduje rachunki Europejczyków za energię, a w przyszłości ma wymusić na nich rezygnację z wygodnego latania. Działania KE są bardzo często wewnętrznie sprzeczne. Z jednej strony domaga się ona bardzo ambitnych celów klimatycznych, a z drugiej strony nie tylko utrzymuje, ale wręcz podkręca regulacje, które powodują jeszcze większą emisję. W lipcu ubiegłego roku agencja Bloomberg informowała o projekcie unijnej dyrektywy nakładającej większe daniny klimatyczne na linie lotnicze, z której wyłączono jednak prywatne, luksusowe odrzutowce. Pomysł wzbudził wiele kontrowersji, bo takie maszyny emitują nawet 14 razy więcej zanieczyszczeń niż samoloty rejsowe. Są to podwójne standardy, tworzy się jakaś nowa kasta, która działa ponad prawem, natomiast płacą za to szarzy obywatele. Innym przykładem była dieselgate, czyli afera z oprogramowaniem w samochodach Volkswagena, które podczas testów zaniżało emisję spalin. Prezes wyższego sądu krajowego rozesłał do prezesów niemieckich sądów wyższych instancji pismo, w którym sugeruje, by odraczali postępowania przeciw motoryzacyjnemu gigantowi, w którym udziały ma niemieckie państwo. Takie działanie nie spotkało się z reakcją eurokratów, stąd zarzuty o hipokryzję, ale też pytania, czy unijnym elitom naprawdę zależy na ochronie klimatu. Sama UE sobie kręci sznur, jeżeli chodzi o własną gospodarkę i tę transformację. Wszystkie inne kraje na świecie, które są znacznie większymi trucicielami niż cała UE, mówią: My się w to nie bawimy. Ten wysiłek kompletnie nie ma sensu. Polityka klimatyczna Unii pogarsza konkurencyjność całej europejskiej gospodarki, ale najmocniej uderza w Polskę, która 70% energii elektrycznej wytwarza z węgla. Koszty praw do emisji CO2 to już 60% opłat na rachunkach Polaków. Przyjechali do Jaworzna, żeby zaatakować polski rząd, ale sami musieli kapitulować. Chodzi o polityków opozycji, którzy obwiniali PiS o coraz droższą energię. Nie spodziewali się, że ich słowa zostaną zweryfikowane przez związkowców z Solidarności, którzy błyskawicznie obnażyli kłamstwa PO. To nie pierwsza już klęska polityków PO w konfrontacji z wyborcami. Jaworzno na Śląsku. Politycy PO próbowali przekonywać wyborców, że rosnące ceny energii to wina rządu. Ceny energii w Polsce to jest tylko wina premiera Mateusza Morawieckiego i niekompetencji rządu. Nieprawda. Nie jesteśmy w stanie się z tym zgodzić. Borys Budka i jego partyjni koledzy przekonali się, że ludzie doskonale pamiętają, że to rząd PO-PSL zgodził się na dotkliwe warunki polityki klimatycznej UE i podpisał niekorzystną umowę na dostawy gazu z Rosji. Mamy najtańszą energię ze względu na to, że opieramy się na swoich zasobach, a nie na zasobach, które są dostarczone z obcego kapitału. Takiej reakcji politycy PO się nie spodziewali. Na Boga, zachowujecie się jak te karpie przed Wigilią, które się cieszą, że będzie Wigilia. To kolejny już przypadek, kiedy politycy opozycji skonfrontowani z wyborcami brutalnie zderzają się z rzeczywistością. W lipcu w Szczecinie w ten sposób powitany został Donald Tusk. 7 lat cię nie było, to Polska się rozwinęła. W sierpniu Leszek Balcerowicz zaproszony przez Rafała Trzaskowskiego został zaskoczony trudnymi pytaniami. Co do pana zmian, które nazywamy terapią szokową, które były błyskawiczne, które spowodowały hiperinflację, bezrobocie, które doprowadzały do samobójstw - czy pana zmian nie można nazwać napluciem ludziom w twarz? Ja rozumiem, że to nie jest pytanie, tylko to jest obraza. Przed wyborami do parlamentu wyborcy tak zareagowali na agitację Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, wiceszefowej PO. Niestety, pani nas nie namówi. Do pójścia na wybory, w ogóle? Pójście na wybory - tak, ale na pewno nie na panią. - Dlaczego? - Dlatego, że nie. Mamy swoje zdanie. Na spacerze wśród wyborców kapitulował też Bartosz Arłukowicz, były minister zdrowia. - Jaja sobie robicie? - Nie, my poważnie. 8 lat... Żeście nam stworzyli dobrobyt. Eksperci od lat powtarzają, że wyborcy oczekują przede wszystkim konkurencyjnej oferty. Samo atakowanie rządu przez opozycję nie wystarczy. Sprzeczność między rzeczywistością, między działaniami PO a tym, jak próbuje to PO interpretować na niekorzyść rządu, to się stale powtarza i z tym liderzy PO mają coraz większy problem. Widać to tak w sondażach, jak i w wynikach kolejnych demokratycznych wyborów. A teraz będzie o naprawdę dużych pieniądzach. 2021 rok, jak się okazuje, był rokiem rekordów na polskim rynku sztuki. Mimo pandemii odnotowano wielomilionowe transakcje. Kwoty przyprawiają o zawrót głowy. Miniony rok bezapelacyjnie należał do nich. Do Zdzisława Beksińskiego i Jacka Malczewskiego. Obrazy tych artystów przyciągały kolekcjonerów z grubymi portfelami. Od wielu, wielu lat stanowią czołówkę, jeśli chodzi o rozpoznawalnych twórców w społeczeństwie polskim. Ale rekord rekordów padł gdzie indziej. Najcenniejszym dziełem sztuki w Polsce w 2021 roku była praca Magdaleny Abakanowicz. "Bambini" sprzedano za 13 mln 600 tys. zł. Niewiele mniej, bo 13 mln 440 tys. zapłacono za "Dwie mężatki" Andrzeja Wróblewskiego. Co pokazuje, że polski rynek sztuki powoli, ale zbliża się do rynków zachodnich, gdzie takie ceny nikogo nie dziwią. W sumie na wszystkich aukcjach minionych 12 miesięcy zostawiono ponad 250 mln zł. Powiedzenie, że był udany, to jest niedoszacowanie. Z raportu OneBid wynika, że rynek sztuki był bliski podwojenia obrotu z 2020 roku. A względem 2019 urósł o 157%. Ten trend wzrostowy na rynku sztuki jest widoczny już od paru lat. Na pewno od 2015 roku grono osób zainteresowanych kolekcjonerstwem powiększa się. Z roku na rok przybywa też osób, które zauważyły, że to się opłaca, i inwestują tak swoje oszczędności. Sztuka potrafi być znakomitą lokatą kapitału, o ile tylko nie kierujemy się krótkoterminową spekulacją, która - przypomnę - jest bardzo trudna. Ostatnio wyraźnie rośnie też sztuka młoda, czyli twórczość niewypromowanych jeszcze autorów. Ceny wywoławcze w tym przypadku często nie przekraczają 1000 zł. Ile warte będą za jakiś czas - tego nie wie nikt. Wzruszający, autentyczny, chwytający za serce - takie opinie można usłyszeć od osób, które obejrzały film "Marusarz. Tatrzański orzeł". Emitowany w TVP1 obraz opowiada historię wyjątkowego sportowca i człowieka, który oprócz tego, że był bohaterem skoków narciarskich, był także bohaterem walczącym o wolność Polski. Film "Marusarz. Tatrzański orzeł" zachwycił widzów. Produkcja o polskim królu nart XX w. jest tym, co chcą oglądać Polacy. Tak powinno być, żeby powstawało takich filmów coraz więcej. Każdy taki film czy też książka, program jest na miejscu. Myślę, że to bardzo ważne. Proponowałbym, żeby każdy to obejrzał. Bo każdy powinien poznać historię "Władcy Krokwi". On był wielkim przyjacielem mojego ojca. Razem trenowali w kadrze. Wzruszający jest ten film, a postać Staszka Marusarza - bardzo dobrze dobrana, bo on był zawsze lekko zadumany, taki spokojny. Ci, którzy go osobiście nie znali, dzięki filmowi mogli go poznać. Bardzo dobrze, że coś takiego powstaje. To pokazuje, że te legendy nie umierają i młodym przede wszystkim można pokazać, co się kiedyś działo. Marusarz to była niesamowita legenda, to był człowiek orkiestra. Był mistrzem nie tylko w skokach narciarskich, ale i zjeździe, kombinacji klasycznej oraz alpejskiej czy w sztafetach biegowych. Powiem tak jak mój tata: Dziecko, ty se nawet nie wyobrażasz, kim jest dziadek Marusarz. Nie umiałam sobie tego nawet wyobrazić i wielu z nas nie umiało. Kiedy byłam zawodniczką dorastającą, to dla nas to był wzór. Produkcja to opowieść nie tylko o wspaniałym sportowcu, ale także człowieku, który był oddany ojczyźnie. Marusarz był żołnierzem Armii Krajowej. Więziony i torturowany przez Niemców. Nie poddał się. Uciekł i przeżył. Telewizja łaknie dobrych scenariuszy, kina tożsamościowego, kina patriotycznego, ale robionego nie na koturnie, nie na akademijnym zadęciu, tylko przekonującym - prawdziwą opowieścią, prawdziwą historią o prawdziwych bohaterach. Bohaterach, których losy dzięki takim produkcjom odkrywać może cały kraj. Na specjalne życzenie państwa telewizyjna Jedynka jeszcze dziś o 22.10 pokaże film "Marusarz. Tatrzański Orzeł". Od lat dokonuje rzeczy niezwykłych, jest jednym z najlepszych na świecie, a kiedy wydaje się, że lepszy już być nie może, on znowu nas zadziwia. Robert Lewandowski fenomenalnie rozpoczął kolejny rok, a po wczorajszym meczu jako drugi człowiek w historii ma już na koncie 300 bramek w Bundeslidze. Ten człowiek po prostu się nie zatrzymuje. Robert Lewandowski w meczu z Koln strzelił 3 bramki. Ostatnia była jego 300. trafieniem w Bundeslidze. "Nie wiedziałem, że to już taka liczba. 10 lat temu nawet o tym nie marzyłem. To musi być coś wyjątkowego. Przed meczem myślę tylko o tym, ile bramek mam strzelić. Wychodzę na boisko, by jak najlepiej wykonać swoją pracę. Lewy został drugim piłkarzem w historii Bundesligi, który osiągnął pułap 300 bramek. Do rekordzisty Gerda Muellera brakuje mu 65 trafień. Patrząc na 5 najlepszych lig Europy jest siódmym piłkarzem z takim osiągnięciem. Uwielbiam sytuacje, gdy gra w głębi pola, odgrywa na skrzydło i biegnie w pole karne. Jest wtedy śmiertelnie niebezpieczny dla rywali czy to głową, czy lewą lub prawą nogą. Efekt często jest taki sam: gole. W tym sezonie na boiskach ligi niemieckiej taki efekt oglądaliśmy już 23 razy w 19 meczach. Cały rok 2021 był niezwykle udany dla kapitana naszej kadry. Trafiał do siatki rywali aż 69 razy. Pobił mający prawie pół wieku rekord Gerda Muellera i zdobył 41 bramek w jednym sezonie Bundesligi. Mimo to nie zdobył Złotej Piłki. Jutro może jednak sięgnąć po inne prestiżowe wyróżnienie. Myślę, że istnieje większa sprawiedliwość w plebiscycie FIFA niż w plebiscycie France Football. Tu jest grono elektorów bardziej reprezentatywne, szersze. Ogromną niespodzianką byłoby zwycięstwo kogokolwiek innego niż Robert Lewandowski. Mogę z czystym sumieniem stanąć przed lustrem i powiedzieć: "Zrobiłem wszystko, co mogłem". Taka nagroda na pewno znaczyłaby dla mnie dużo, ale nie oczekuję zbyt wiele. Mam nadzieję, że moje osiągnięcia i występy w poprzednim roku zostaną docenione. Czy Robert Lewandowski drugi raz z rzędu wygra plebiscyt FIFA The Best, dowiemy się już jutro. Początek transmisji gali o 18.30 w TVP Sport.