"19.30", Zbigniew Łuczyński, zapraszam w sobotę 16 marca. A dziś wśród najważniejszych wiadomości: Wnioski z komisji. Po prostu zostali zaorani naleśnikiem. I wniosek do sądu. Tego nie mogę powiedzieć. Finanse kościoła pod lupą. Trzeba zrobić kontrolę, trzeba zrobić audyt, bilans otwarcia. Pan marszałek Hołownia stara się zagrać na tej swojej lewicowej nodze. Dołącz do nas i "Włącz się!". Dla tych, którzy są ciekawi świata. Czy widać w oczach osób, które staną przed kamerą pasję. Osiem godzin, tyle trwało przesłuchanie Jarosława Kaczyńskiego przed sejmową komisją śledczą badającą inwigilację systemem Pegasus. Przesłuchanie zaczęło się burzliwie, a potem także nie brakowało emocji, słownych przepychanek i kłótni, w tym wykluczenia posłów PiS Mariusza Goska i Jacka Ozdoby. Jarosław Kaczyński odpowiadał na pytania w swoim stylu, często zasłaniając się niepamięcią. A sprawą pegasusa określił jako "trzecio, a może pięciorzędną". Długie godziny, podobne pytania. To co zobaczyliśmy wczoraj w wydaniu Jarosława Kaczyńskiego jest przykładem ostentacyjnego lekceważenia porządku prawnego. Chodzi m.in. o ten moment. Muszę uzyskać odpowiednią zgodę ze strony prezesa Rady Ministrów. W żadnym wypadku wobec tego nie mogę powiedzieć, że ujawnię wszystko co wiem. Prezes PiS odmówił złożenia pełnej treści przyrzeczenia. Komisja skierowała wniosek do sądu o ukaranie. Według prawników - członkowie komisji powinni wtedy wstrzymać prace, ale przeszli do zadawania pytań. Komisja będzie musiała ocenić, na ile ten dowód trzeba będzie powtórzyć. Bo ustawa w odróżnieniu od kodeksu postepowania karnego nie przewiduje możliwości zwolnienia świadka z obowiązku złożenia przyrzeczenia. Jeżeli nie ma odpowiedniej zgody ze strony uprawnionej - w tym wypadku taką osobą jest premier... Premier zgodę daje. A przynajmniej tak skomentował wczorajsze przesłuchanie Donald Tusk. Podobno prezes Kaczyński czeka na moją zgodę, aby zacząć zeznawać. Rozumiem, że chodzi tutaj o robienie cyrku, teatru, no i ten cyrk mieliśmy. Widząc to starcie zawodnika wagi ciężkiej jakim był Jarosław Kaczyński z zawodnikami wagi koguciej, miałem poczucie, że Donald Tusk chce wyjść i rzucić ręcznik na ten ring. Jeżeli ktoś jest w stanie zrujnować nawet naleśnikarnię to naprawdę. Słowo naleśnik pojawiało się podczas posiedzenia komisji wielokrotnie, a całą Polskę obiegło to zdjęcie - wykonane w przerwie przesłuchania. Politycy PiS przytaczali argument, że w przeszłości poseł Zembaczyński miał doprowadzić do upadku naleśnikarni. W Polsce odbywa się bardzo kiepski spektakl. Kolejna kompromitacja, mówią kolokwialnie. Po prostu zostali zaorani naleśnikiem i skończyło się podejście merytoryczne. Przed komisją wkrótce mają stanąć pozostali politycy PiS. Komisja chce przesłuchać także Zbigniewa Ziobrę. Były minister sprawiedliwości teraz jednak przebywa w szpitalu i walczy z nowotworem. Do sieci wrzucił zdjęcie, podziękował za modlitwę i zaapelował. Nie zmienia to faktu, że w momencie, kiedy będzie już w stanie odpowiadać na pytania, na te pytania powinien odpowiedzieć. Kolejne posiedzenie sejmowej komisji śledczej ds. pegasusa 27 marca. Przesłuchiwany będzie były prezes NIK Krzysztof Kwiatkowski, i były wiceminister sprawiedliwości w rządzie zjednoczonej prawicy - Michał Woś. Rusza kontrola finansowania Kościołów i innych związków wyznaniowych opłacanych ze środków publicznych, ze szczególnym uwzględnieniem Kościoła katolickiego. Marszałek Sejmu Szymon Hołownia zlecił tę kontrolę, korzystając ze swoich ustawowych uprawnień. Dlaczego jest ważna i czy może oznaczać zmiany w finansowaniu Kościoła? Czy wiecie, że w ciągu ostatnich 8 lat rządów PiS Będzie kontrola finansowania kościołów za rządów PiS. Marszałek Szymon Hołownia zlecił to Najwyższej Izbie Kontroli. Naprawdę pierwszą taką przekrojową kontrolę przepływów finansowych między państwem a związkami wyznaniowymi, zwłaszcza kościołem Katolickim. Zdaniem polityków Zjednoczonej Prawicy działanie marszałka Hołowni to wyłącznie próba odbudowania poparcia liberalnego elektoratu. W sprawach dotyczących aborcji wydaje się, że oparł się na tej swojej konserwatywnej nodze, blokując lewicy ten jej postulat. Jak mówi Szymon Hołownia, przejrzystość finansowania Kościoła przez państwo to obietnica wyborcza. Jako przykład podaje bliskie relacje ojca Tadeusza Rydzyka z politykami PiS. Mówiłem o tym wiele razy, w kampanii prezydenckiej kilka lat temu, kiedy tylko ten temat był poruszany, widziałem oburzenie ludzi, którzy zadawali pytania: dlaczego np. instytucje związane z ojcem Tadeuszem Rydzykiem dostają tyle pieniędzy? Kontrole są potrzebne - słyszymy od różnych polityków. Mieliśmy sporo funduszy celowych, które stały się takim źródłem utrzymania dla wielu polityków czy związanych z nimi różnego rodzaju fundacji czy organizacji. Źle by było, gdyby stało się to elementem nagonki na Kościół, natomiast jeżeli są angażowane publiczne pieniądze, powinno być przyglądanie się, czy są wydawane zgodnie z zasadami. O sprawę zapytaliśmy też byłego premiera. ...do NIK w sprawie finansowania kościołów za rządów PiS, jak pan to ocenia? Już wcześniej wydatkowanie środków dla toruńskiego redemptorysty pod lupę wziął resort kultury. Minister Bartłomiej Sienkiewicz wstrzymał wypłatę 15 mln zł, które rząd PiS przekazał Fundacji Lux Veritatis na Muzeum Pamięć i Tożsamość w Toruniu. Brak pieniędzy dla ojca Rydzyka to nie jedyna zmiana. Nie będzie też dofinansowania z Ministerstwa Kultury dla czasopism wyznaniowych. Jak słyszymy - to pieniądze z podatków wszystkich Polaków. Misją państwa nie jest zbawienie ludzkich dusz ani misjonarstwo. Misją państwa jest pilnowanie równowagi między różnymi ugrupowaniami. Temat finansowania Kościoła przez państwo wraca. Kościół musi być przejrzysty także w sprawach finansowych. To jest warunek jego wiarygodności, oczyszczenia relacji między kościołem a państwem. Z końcem roku zlikwidowany ma zostać Fundusz Kościelny. Pojawia się pomysł zastąpienia go odpisem podatkowym w rozliczeniu PIT. Szczegółów na razie brak. Strona kościelna ze stroną państwową muszą się spotkać przy wspólnym stole, bo na razie i rząd nie ma jednej propozycji i Kościół nie ma jednej swojej propozycji. Działa już Międzyresortowy Zespół do spraw Funduszu Kościelnego, który ma wypracować zmiany. Swoich przedstawicieli do rozmów z rządem wybrała już też Konferencja Episkopatu Polski. "Budowa silnej i nowoczesnej armii jest polską racją stanu" - mówił minister obrony narodowej Władysław Kosiniak. Podkreślił, że Polacy dobrze wiedzą, ile kosztuje wojna, jaka jest cena wolności i suwerenności. W obliczu zagrożenia, odradzającego się imperium zła nie ma innego wyboru niż siła, która jest potrzebna dla wolności. Wolność potrzebuje dzisiaj siły, wolność potrzebuje siły naszej armii, siły naszego Sojuszu i siły nas wszystkich. Atak rakietowy na Odessę. Liczba śmiertelnych ofiar wciąż rośnie, jest wielu rannych, a pod gruzami wciąż mogą być ludzie. Do rosyjskiego ataku doszło, gdy trwała akcja ratunkowa po pierwszym ataku, w którym zginęło kilkanaście osób. Dlatego wśród zabitych i rannych są pracownicy medyczni i ratownicy. Prezydent Zelenski nazywa atak podłym i zapowiada "sprawiedliwą odpowiedź." Te syreny alarmowe nie mogły wczoraj nikogo uratować. Rosjanie zaatakowali Odessę pociskiem Iskander, który przemieszcza się z prędkością 7000 km/h. Nie udało się dobiec do schronu. Na początku była eksplozja, moja mama biegała w kółko. Przybiegłam tutaj, a ona krzyczała i histeryzowała, trzymałam ją i w tym momencie nastąpiła druga eksplozja. Rosjanie zaatakowali drugi raz, gdy na miejscu pracowali już strażacy i ratownicy medyczni. Przyjechaliśmy pierwsi, lekarz opatrywał rannego, a potem zostaliśmy ponownie ostrzelani rakietami i samochód został zniszczony. Chodziło o to, aby zginęło jak najwięcej strażaków i ratowników. Wiele ofiar zostało poszkodowanych, gdy pomagaliśmy rannym. Rosjanie od ponad dwóch lat stosują takie metody. Ich główna taktyka pozostała taka sama, a jest nią terror. Atak na Odessę to zemsta za skuteczność ukraińskich dronów. A może tak Putin już teraz świętuje swoje jutrzejsze zwycięstwo wyborcze? Rosjanie, atakując Odessę rakietami Iskander, wiedzieli, że Ukraińcy nie będą mogli ich zestrzelić. Można to zrobić tylko za pomocą systemów Patriot, a tych Ukraińcy mają za mało. Zresztą nie tylko ich. Są chwile, kiedy czujemy, że brakuje nam kamer termowizyjnych, noktowizora, broni większego kalibru, a czasami też byśmy tego chcieli. Braki w sprzęcie żołnierze ukraińscy jeszcze bardziej odczuwają na froncie, gdzie brakuje wszystkiego od amunicji artyleryjskiej po czołgi. Sytuacja pogarsza się, bo amerykański Kongres dalej blokuje pakiety pomocowe przygotowane dla Ukraińców. Dziś premier Donald Tusk po raz kolejny zwrócił się w tej sprawie do spikera Izby Reprezentantów Mike'a Johnsona. 200 ton żywności dla Stefy Gazy. Wyczekiwana pomoc humanitarna dotarła z portu na Cyprze na pokładzie statku hiszpańskiej organizacji charytatywnej Open Arms. Cypryjski korytarz morski utworzono po ogłoszeniu przez USA planów budowy tymczasowego portu na wybrzeżu Gazy. Taka pomoc jest bezcenna, bo ponad 2 mln ludzi żyjących w Enklawie głoduje. Iftar - pierwszy posiłek po całodziennym poście. W Gazie jego przygotowanie graniczy z cudem. Nie ma jedzenia, wody, nawet czegoś tak podstawowego jak chleb. Cała populacja Gazy, a więc ponad 2 mln ludzi, mierzy się z głodem. Cierpią zwłaszcza najsłabsi: kobiety i dzieci. Matki, kosztem własnego zdrowia, oddają dzieciom swój posiłek. Lekarze donoszą, że nie rodzą się już dzieci o prawidłowej wadze. Więcej jest martwo urodzonych dzieci i więcej zgonów noworodków, częściowo spowodowanych niedożywieniem i odwodnieniem. Do Gazy przybył statek wiozący 200 ton żywności. Płynął z Cypru korytarzem morskim utworzonym wspólnie przez Unię Europejską, Zjednoczone Emiraty Arabskie i Stany Zjednoczone. Korytarz morski może w decydujący sposób zwiększyć ilość pomocy skutecznie docierającej do ludności w północnej Gazie. Za gromadzenie zapasów żywności odpowiada organizacja World Central Kitchen, przy finansowym wsparciu Zjednoczonych Emiratów Arabskich. W tej chwili przygotowuje ona kolejny statek, który ma przewieźć do Gazy 300 ton żywności. Ładujemy nowy statek gotowy do dostarczenia większej pomocy. Mamy fasolę, konserwy mięsne, mąkę, ryż i oczywiście daktyle. To pilotażowy projekt, który ma prowadzić do utworzenia stałego szlaku humanitarnego. I o to m.in. modlą się mieszkańcy Gazy podczas wieczornych ramadanowych nabożeństw. To jest "19.30", przed nami jeszcze: Przeszczep szansą na życie. Śmierć mojego syna nie będzie taka bezsensowa, on nie uratuje 6 osób, a znacznie więcej. Wydarzenie roku w mediach... W Bytomiu w centrum miasta starszy mężczyzna potrzebował pomocy. Półprzytomny leżał na chodniku. Mijały cenne minuty, ale nikogo nie obchodził los obcej osoby. Zareagowała tylko jedna osoba. Niestety było już za późno. Eksperci biją na alarm. Znieczulica to już choroba społeczna, a efekt widza jest coraz bardziej powszechny. Tej sytuacji można było uniknąć, gdyby ktoś wcześniej zareagował. W Bytomiu w centrum miasta, przy przyjściu dla pieszych, 70-latek zasłabł. Mijały go auta i piesi. Pomóc zdecydował się dopiero ten człowiek. Wracając do domu zauważyłem mężczyznę częściowo na ulicy, częściowo na chodniku, który najprawdopodobniej wracał z apteki. Obok niego leżała torba z lekami. Od razu wezwano pogotowie. Miał jedną powiekę otwartą, mógł dostać jakiegoś urazu głowy, bo to upadek na asfalt. Pomoc pojawiła się natychmiast. Mimo podjętej walki o życie - mężczyzna zmarł. Przechodnie, którzy przechodzili wcześniej pewnie myśleli, że był pod wpływem alkoholu i zostawili go Ratownicy nie mają złudzeń. Nie ma dyżuru, żeby do takich sytuacji nie dochodziło. Gdyby tylko ktoś wcześniej ich powiadomił - 70-latek mógłby nadal żyć. Stąd apel, gdy na szali jest ludzkie życie - nie ma czasu na wątpliwości. Jeżeli pacjent nie oddycha to po 4 minutach, jeżeli nie rozpocznie masażu serca, w mózgu dochodzi do nieodwracalnych zmian. Zdaniem ekspertów, paradoksalnie im więcej świadków zdarzenia, tym mniejsza szansa, że ktoś zdecyduje się pomóc, bo zamiast samemu szukać rozwiązania odpowiedzialność zrzuca się na osobę obok. Jednak żadne przyczyny nie są usprawiedliwieniem. Brak reakcji to ciche przyzwolenie na cudzą krzywdę. Teraz niezwykła i poruszająca historia. W mózgu 18-letniego Szymona utworzył się naczyniak. Lekarze nie zdołali go uratować, ale jego śmierć dała nowe życie aż 6 osobom. Decyzję o oddaniu narządów podjęła matka nastolatka. Teraz swoim doświadczeniem dzieli się z innymi. I próbuje zmienić myślenie na temat transplantologii. A zmiana świadomości to połowa sukcesu. Ta historia opowiada o przeszczepach ratujących życie, ale nie pokażemy sali operacyjnej. Pokażemy młodzież, która przyszła posłuchać opowieści o najtrudniejszych decyzjach. Nic nie wskazywało na to, że Szymon się nie obudzi. I historię pani Agnieszki, która i tu, na sali, i w osobistej rozmowie z nami przekonuje, jak ważne jest, aby temat oddania organów po śmierci pojawiał się w rozmowach z bliskimi. Dzięki takiej rozmowie gdy zmarł jej 18-letni syn, rodzina nie miała wątpliwości, że chciał, żeby jego organy trafiły do potrzebujących. Te przegadane wcześniej godziny sprawiają, że ten temat nie jest dla nas obciążeniem. A jak wynika z doświadczeń wojewódzkiego koordynatora transplantacji w Uniwersyteckim Szpitalu Klinicznym we Wrocławiu taka rozmowa to rzadkość. A dzięki takim spotkaniom ma się to zmienić. Staramy się rozmawiać z tą młodzieżą tu i teraz, bo te rozmowy w szpitalu są bardzo trudne, to nie jest moment na tłumaczenie, jak wygląda system prawny w Polsce. System prawny zakłada, że po śmierci każdy jest dawcą, chyba że za życia zgłosił swój sprzeciw. Ale jeśli rodzina ma wątpliwości, może to sprawę komplikować. Dlatego w każdy piątek w innej szkole pani Agnieszka i pan Mateusz w ramach miejskiej akcji "Zgoda to dar życia. Tak, chcę być dawcą" przekonują o tym jak ważny to temat. Mimo że nie jest to łatwe. Prawda jest taka, że kosztuje mnie to dużo emocji i zazwyczaj dzień wcześniej nie śpię, ale myślę, że cel jest na tyle ważny, że jestem w stanie jakoś te emocje poukładać. Efekty miejskiej akcji już widać. Zaczęłam bardzo dużo rozmawiać z moją rodziną i namawiałam, żeby podpisali, że będą dawcami narządów, i sama też to już zrobiłam. A to oznacza, że blisko 2000 oczekujących w tej chwili w Polsce na przeszczep ma większe szanse na nowe życie. Mam taką nadzieje, że jeśli choć jedna, dwie czy pięć osób przekonać, to śmierć mojego syna nie będzie taka bezsensowa, że on nie uratuje 6 osób, a znacznie więcej. "Włącz się! Zmieniajmy się razem". Rusza nowy projekt rekrutacyjny TVP. To znakomita okazja do tego, by spełnić marzenia i znaleźć się po drugiej stronie ekranu. Pogoda, rozrywka, sport, a także publicystyka i kultura. W tych kategoriach można się sprawdzić. Takiej akcji w historii TVP jeszcze nie było. Jeżeli czujesz, że świat telewizji mógłby zostać twoim światem, wykonaj pierwszy krok, by znaleźć się po drugiej stronie ekranu. Wejdź na wlaczsie.tvp.pl i pozwól nam się poznać. TVP szuka ludzi, którzy nie boją się nowych wyzwań i nie lubią monotonii. Właśnie to mnie najbardziej w tej pracy kręci, że tutaj po prostu jest co chwilę co innego. Sprawdzić się można aż w pięciu kategoriach: Informacja i publicystyka, Sport, Pogoda, Rozrywka, Kultura. Można spróbować się zgłosić nawet do tych wszystkich kategorii, jeśli ktoś czuje się na siłach i widzi siebie, a nie do końca jeszcze wie, w czym najlepiej może wypaść, bo tak naprawdę nie wiemy, dopóki nie sprawdzimy. Żeby to zrobić trzeba wejść na stronę wlaczsie.tvp.pl i wypełnić formularz zgłoszeniowy. Do zgłoszenia należy dołączyć dwuminutowe nagranie o dowolnej formule. Może to być autoprezentacja nagrana komórką, może to być krótki reportaż lub cokolwiek innego, co podpowiada nam wyobraźnia. Zgłoszenia tylko do 14 kwietnia. Najlepszych wyłoni specjalne jury. Ja na pewno będę zwracał uwagę na to, czy widać w oczach tych osób, które staną przed kamerą, pasję, ciekawość świata, chęć dotarcia do newsa. Jeśli to będzie, to zapraszam, takie osoby są zawsze mile widziane w naszej redakcji. Zwycięzcy pierwszego etapu dostaną zaproszenia na specjalne szkolenia organizowane przez Akademię Telewizyjną TVP. Będziemy sprawdzać umiejętności zawodowe tych, którzy przejdą do ostatniego etapu, jak i pewne poczucie etyki i poczucie tego, po co jesteśmy w telewizji publicznej. Po to, żeby te osoby idealnie pasowały do zespołów, które są tworzone. Zwycięzcy znajdą się tutaj, po drugiej stronie kamery i razem z nami będą tworzyć TVP. Na naszym biurku dziś wyjątkowe miejsce zajmuje ta oto statuetka. Podczas wczorajszej gali, redakcja "19.30" otrzymała przyznawaną po raz pierwszy nagrodę Mariusza Waltera w kategorii Wydarzenie Roku w Mediach. O 19.30, 21 grudnia rozpoczęła się duża zmiana TVP, mówił Tomasz Sygut dyrektor generalny TVP. Ja mam nadzieję, że państwo tę zmianę dostrzegają, bo wszystko co robimy, robimy z myślą o państwu - naszych widzach. Dziękujemy za tę nagrodę i obiecujemy, że będziemy dalej robić wszystko, żeby "19.30" była dla państwa najważniejszym programem informacyjnym. Pracujemy nad tym. Do zobaczenia jutro. A już za chwilę rozmowa z Henryką Bochniarz. Program z napisami tylko w TVP Info. Do zobaczenia.