Nadspodziewanie krótko, zakończone zdawkowymi wystąpieniami. Rozmowy Władimira Putina z Donaldem Trumpem na Alasce bez konkretów w kwestii wojny w Ukrainie. Dobry wieczór, zapraszam na "19.30". Nadspodziewanie krótko, zakończone zdawkowymi wystąpieniami. Rozmowy Władimira Putina z Donaldem Trumpem na Alasce bez konkretów w kwestii wojny w Ukrainie. Miało być historyczne wydarzenie, a nie uzgodniono nawet wstrzymania bombardowań miast i zabijania cywilów. Czy są jakieś nieoficjalne ustalenia? Delegacje opuściły już Alaskę. Anchorage wraca do swojego rytmu życia, a w mediach aż huczy od spekulacji. Na temat tego wczorajszego spotkania Trump - Putin według "New York Times", Donald Trump w rozmowie z europejskimi liderami miał powiedzieć, że zgodził się z Putinem, by Ukraina oddała Donbas w zamian za zawieszenie broni. Właśnie o taki obraz chodziło Władimirowi Putinowi. Przywódca najpotężniejszego mocarstwa świata bijący mu brawo. Ściskający długo jego dłoń. I rozwijający przed nim czerwony dywan. Nim się rozpoczął, dla przywódcy Rosji, zbrodniarza wojennego ściganego listem gończym, izolowanego na arenie międzynarodowej, ten szczyt już był wielkim sukcesem. A tak ocenił go w wywiadzie Donald Trump. Sądzę, że spotkanie zasługuje na ocenę dziesięć na dziesięć, ponieważ świetnie się dogadywaliśmy. Putin jest silnym facetem. Twardym jak diabli. Ale spotkanie było bardzo ciepłe. Na rozmowy Trump zawiózł Putina prezydencką limuzyną, słynną Bestią. W środku nie było tłumaczy. W cztery oczy przywódcy mieli też według planów rozmawiać za zamkniętymi drzwiami. Ale od początku towarzyszyli im najbliżsi współpracownicy. Szefowie dyplomacji oraz osobiści doradcy. Spotkanie trwało niespełna 3 godziny. A przyświecał mu ten znaczący napis nad ich głowami: "Dążąc do pokoju". Choć pokój z całą pewnością celem Putina nie jest. Co potwierdzały jego cyniczne wypowiedzi. Takie jak ta: Wielokrotnie powtarzałem, że dla Rosji wydarzenia na Ukrainie wiążą się z fundamentalnym zagrożeniem dla bezpieczeństwa narodowego. Oczywiście wszystko to, co się dzieje, jest dla nas tragedią i sprawia nam ogromny ból. Dlatego nasz kraj jest szczerze zainteresowany położeniem kresu tej sytuacji. Putin na konferencji przemawiał jako pierwszy. To był kolejny gest ze strony Trumpa. I Rosjanin z niego skorzystał, by przedstawić swoją wizję wojny, a przede wszystkim korzyści wynikające ze współpracy z Moskwą. To oczywiste, że rosyjsko-amerykańskie partnerstwo biznesowe i inwestycyjne ma ogromny potencjał. Ważne i konieczne jest, aby nasze kraje przewróciły stronę i powróciły do współpracy. Przemawiał przez ponad 8 minut. Trump niespełna trzy i pół. Choć lubi brylować w świetle kamer. Zgodziliśmy się w wielu kwestiach. Ale pozostało jeszcze kilka ważnych punktów, których jeszcze nie do końca uzgodniliśmy. Ale poczyniliśmy pewne postępy. Żadne konkrety nie padły. Tak jak i odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Wykrzykiwane do Putina przy każdej okazji. Prezydencie Putin, dlaczego mamy ufać pańskim słowom? Za każdym razem rosyjski dyktator reagował tak samo. Sugerował, że nic nie słyszy lub nie rozumie. Pozostał niewzruszony. Także demonstracją amerykańskiej siły militarnej. To przelot bombowca strategicznego B-2 i myśliwce F-35. Szczyt USA-Rosja na Alasce był zdecydowanie produktywny. Stosunki amerykańsko-rosyjskie idą naprzód pomimo wielu oporów. Tych musiało być jednak wiele także w trakcie rozmów, bo roboczy lunch obu delegacji został odwołany. A w wywiadzie dla Fox News prezydent USA zasygnalizował, że może umyć ręce od spraw ukraińskich. Choć jeszcze przed rozmowami groził Rosji sankcjami, jeśli nie dojdzie do ustaleń dotyczących zawieszenia broni na Ukrainie. Teraz to już naprawdę od prezydenta Zełenskiego zależy rozwiązanie tej kwestii. I powiedziałbym też, że europejskie narody muszą się w to nieco bardziej zaangażować. Na poniedziałek do Białego Domu Donald Trump zaprosił Wołodymyra Zełenskiego. Następnym razem w Moskwie. To interesujące. Pewnie spadnie na mnie za to krytyka, ale mogę sobie wyobrazić, że to się wydarzy. Dziękuję bardzo, Władimirze. Sam też otrzymał to niespodziewane zaproszenie do stolicy Rosji. Żadna ustna umowa nie została zawarta, ale szczyt na Alasce poruszył Unię Europejską, NATO i Ukrainę. Izolacja Moskwy również w wymiarze gospodarczym została przerwana. I to uznawane jest przez media na całym świecie jako sukces przywódcy Rosji. Amerykański prezydent zaprosił do Białego Domu Wołodymira Zełenskiego i to od niego uzależnia powodzenie dalszych rozmów. Nie powinno być dywanu. Nie powinno być niczego. Tak tu, na kijowskim Majdanie, komentowane są rozmowy na Alasce. Kiedy trwały, na Sumy, Zaporoże i region chersoński wciąż spadały rosyjskie pociski. Wojna jest kontynuowana. W dniu negocjacji oni dalej zabijają ludzi i to wiele mówi. To nagranie prezydent Ukrainy opublikował tuż przed spotkaniem Trump - Putinem. Dziś odebrał zapowiadany telefon z Białego Domu. Z prezydentem Stanów Zjednoczonych rozmawiał godzinę. Odbyliśmy długą i merytoryczną rozmowę. Ukraina potwierdza swoją gotowość do podjęcia wszelkich starań na rzecz pokoju. Popieramy propozycję prezydenta Trumpa dotyczącą trójstronnego spotkania między Ukrainą, Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Ale wcześniej dojdzie do innego spotkania. W poniedziałek Wołodymyr Zełenski leci do Waszyngtonu, by rozmawiać z Donaldem Trupem. Zaproszenie miało też trafić europejskich liderów. Zdecydowanie więcej obaw niż oczekiwań wśród Ukraińców, zwłaszcza że wielu z nich jest oburzonych tym, jak wyglądało spotkanie Donalda Trumpa z Władimirem Putinem, no i teraz obawiają się, że Donald trump będzie się starał wywrzeć presję na ukraińskim prezydencie, żeby on przyjął niekorzystne dla Ukrainy warunki, które wcześniej po cichu zostały ustalone z Władimirem Putinem. Stąd zaangażowanie europejskich przywódców, którzy rano dołączyli do spotkania Donalda Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. W tym gronie sekretarz generalny NATO, szefowa Komisji Europejskiej, a także sześciu przywódców państw. Wśród nich prezydent Karol Nawrocki. W naszym dobrze pojętym interesie jest to, żeby wojna zakończyła się, aby wojna, którą wywołała Federacja Rosyjska w końcu mogła zostać zakończona na maksymalnie sprawiedliwych warunkach. Podobnego zdania są europejscy przywódcy, którzy po telekonferencji z Donaldem Trumpem spotkali się we własnym gronie, by wraz z Wołodymyrem Zełenskim ustalić stanowisko wobec negocjacji z Rosją. Polskę reprezentował tu premier Donald Tusk. Choć dla Europy na Alasce zabrakło miejsca przy stole, to jej przywódcy robią wszystko, by wpływać na rozmowy i, jak tłumaczą w oświadczeniu, zapewnić, że pokój będzie trwały i sprawiedliwy. W oświadczeniu tym czytamy, że to Ukraina będzie podejmować decyzje dotyczące swojego terytorium, a Unia Europejska nadal będzie ją wspierać. Jest też mowa o żelaznych gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy, których gotowe są udzielić Stany Zjednoczone. Bez deklaracji amerykańskich trudno będzie uzyskać trwały i sprawiedliwy pokój. Ważne jest to, żeby Ukraina pozostała suwerennym państwem, to znaczy, żeby nie było żadnych ograniczeń na kwestie sił zbrojnych czy na kwestie związane z relacjami z państwami trzecimi czy ewentualnego weta, jeśli chodzi o Unię Europejską i NATO. To nie są nowe warunki, ale po wczorajszym spotkaniu na Alasce i takim zachowaniu Donalda Trumpa wybrzmiewają wyjątkowo głośno. Brytyjskie media piszą o rozczarowaniu, niemieckie, że zwycięzcą okazał się Władimir Putin. Według "Financial Times" dyktator zażądał obwodu donieckiego w zamian za zamrożenie reszty linii frontu. Piłka jest po stronie Europejczyków - piszą francuscy komentatorzy, bo skoro szczyt nie przyniósł rezultatów, to Europejczycy musza wkroczyć do gry i prowadzić negocjacje twardą ręką. Donald Tusk pisze, że gra o przyszłość Ukrainy oraz bezpieczeństwo Polski i Europy weszła w decydującą fazę. Dziś widać jeszcze wyraźniej, że Rosja szanuje wyłącznie silnych, a Putin okazał się po raz kolejny graczem sprytnym i bezwzględnym. Dlatego tak ważne jest utrzymanie jedności całego Zachodu. Inaczej tu w Ukrainie nie zmieni się nic. Muzeum Bitwy Warszawskiej otwarte po 5 latach od rozpoczęcia budowy. Powstało w miejscu, gdzie w sierpniu 1920 roku toczyły się walki w obronie stolicy podczas wojny polsko-bolszewickiej. Zwycięstwo pod Ossowem jest uznawane za jeden z przełomowych momentów bitwy o Warszawę. To muzeum nie jest tylko dla Polski, nie jest tylko dla Polaków, jest świadectwem dla Europy naszej roli, którą odegraliśmy w konstytuowaniu swojego narodu, ale też wolnych narodów zachodniej Europy. Mam nadzieję, że wszyscy, którzy będą odwiedzali to miejsce, będą czerpali siłę, będą czerpali wiarę, będą czerpali nadzieję i będą wychodzili stąd z podniesioną głową. Jesteśmy też w stanie robić rzeczy niesłychane. Jesteśmy w stanie zwyciężać. Tragiczny początek długiego weekendu. Wczoraj na polskich drogach zginęło 21 osób, a 106 zostało rannych. W Świętokrzyskiem podczas nieudanego manewru wyprzedzania zginęła 19-latka. Wracała z grupą znajomych ze spotkania towarzyskiego. W Warmińsko-Mazurskiem zginęło 2-letnie dziecko i jego ojciec. Pijany sprawca uciekł z miejsca tragedii. Długi weekend i długa lista wypadków na polskich drogach. Niestety tragicznych. Na niestrzeżonym przejeździe kolejowym samochód zderzył się z pociągiem. Zginęły cztery osoby - kierowca i pasażerowie auta. Służby ustalają przyczyny wypadku. Będziemy musieli poczekać między innymi na badania techniczne wraku tego samochodu. Minionej doby to był jeden z 17 wypadków ze skutkiem śmiertelnym. Policja mówi, że dawno nie było tak dramatycznych statystyk. Jedynie w województwie lubuskim nie doszło do żadnego wypadku drogowego, dlatego ogromny apel o ostrożność podczas powrotów. Bo podczas wyjazdów w piątek na polskich drogach doszło do 88 wypadków. Rannych zostało ponad 100 osób. Zginęło aż 21. 15 sierpnia zeszłego roku były 3 ofiary śmiertelne. 21 osób nie wróci do domu. To rodzice, to dzieci, to osoby, które na co dzień poruszały się między nami. Wśród nich mężczyzna i dwuletnie dziecko. Ich ciała znaleziono w tym wraku. W Wozławkach w Warmińsko-Mazurskiem uderzył w nich inny samochód. Sprawca tego wypadku zbiegł z miejsca wypadku. Został po niedługim czasie zatrzymany przez policjantów. Mężczyźnie została pobrana krew do badań laboratoryjnych. Bo w chwili zatrzymania był pijany. Tylko w piątek zatrzymano ponad 400 nietrzeźwych kierowców. Mężczyzna pod wpływem alkoholu doprowadził do tego wypadku w Puławach. Chwilę wcześniej śmiertelnie potrącił na pasach 13-letnią rowerzystkę. Badania alkomatem wykazało, że 20-letni kierowca audi miał pół promila alkoholu w organizmie. Alkohol i zbyt szybka jazda to najczęstsze przyczyny wypadków. Kolejną jest zmęczenie. Które podczas upałów szybko narasta. Najważniejsze to mieć wodę ze sobą, jak jest taka temperatura, no i być wypoczętym. Eksperci przypominają: dłuższą trasę trzeba dobrze zaplanować, a w trakcie podróży robić przerwy. Powinniśmy wyjść, powinniśmy troszeczkę pooddychać świeżym powietrzem, powinniśmy oderwać nasz wzrok od tego, co mamy przed sobą. Często to korki, które irytują. A emocje są złym doradcą. Przy dużym natężeniu ruchu trzeba być naprawdę dobrym kierowcą, żeby sobie z tym wszystkim poradzić. A największe natężenie ruchu i powrót z długiego weekendu dopiero przed nami. Żeby wejść na szczyt Giewontu, trzeba czekać kilka godzin. Żeby znaleźć wolne miejsce na parkingu w rejonie Morskiego Oka czy nocleg pod Tatrami - nie ma szans. Sierpniowy weekend w Zakopanem, czyli tłumy, korki i kolejki. Hotelarze mówią o rekordzie. Tatrzański Park Narodowy przypomina o odpowiednim planowaniu tras, by mieć pewność, że uda się wrócić przed zmrokiem. Na Podhalu oblężenie, tłumy na drodze do Morskiego Oka. Już ten termin zamówiłem w kwietniu, wiedziałem, że będzie pogoda, zawsze około 15 jest pogoda, sprawdzone od trzech lat. Morze ludzi również na Gubałówce. Zawsze te weekendy są oblodzone, jak był majowy, to tak samo. I nic w tym dziwnego, pogoda rozpieszcza, a bliskość natury przyciąga. Jest dużo ludzi na szlaku, ale wciąż natura wygrywa, jeśli chodzi o uwagę, więc było bardzo przyjemnie. My nie siedzimy i chodzimy tam, gdzie jest pusto, bo na niektórych szlakach naprawdę da się odpocząć. Że Tatry mają swoich miłośników potwierdzają statystyki Tatrzańskiego Parku Narodowego. Tylko w pierwszym półroczu odwiedziło go ponad 2 mln 841 tys. osób. Jest to rekord, więc możemy spodziewać się, że przy sprzyjających warunkach pod koniec roku będziemy mogli mówić o tych wynikach powyżej pięciu milionów. Po tym weekendzie to bardzo możliwe, bo na szlakach ścisk. Pomysł, żeby ominąć tłumy i wcześnie wyjść w góry też ma wielu entuzjastów. O siódmej trochę ludzi też szło, tak że dużo jest teraz rannych ptaszków. Przed siódmą już był cały parking zajęty, tak że musieliśmy parkować już wzdłuż drogi, co w normalne dni się nie zdarza, ale wiadomo to się rządzi swoimi prawami. Dane TPN pokazują, że w tym roku turyści chętniej niż Morskie Oko wybierają Kasprowy Wierch, na który w pierwszym półroczu wjechało ponad 253 533 osób. Kolejki do kolejki rosną w oczach. 20 minut. To nie tak strasznie długo? Nie, jest spoko dzisiaj. Polecam kupić bilet przez Internet, żeby tu nie stać, ale naprawdę coś pięknego, zapamiętane do końca życia. Bo ten widok rekompensuje czekanie w kolejce. TPN informuje, że zatory tworzą się w miejscach, gdzie są łańcuchy, jak tu na Giewoncie, gdzie na wejście na szczyt czeka się nawet do dwóch godzin. Trzeba też się liczyć z czekaniem na wejście na Rysy czy Świnice. Z giewontu ciężko było. Jakie warunki? Warunki super! O dobre warunki, ale noclegowe, dbają hotelarze. Według nieoficjalnych szacunków na weekend sierpniowy do stolicy tatr przyjechało nawet milion wczasowiczów. Sprzedaliśmy wszystko, co się dało, teraz trwają prace, żeby uzdatnić kantorki, gdzie przechowujemy szczotki albo poddasza nieużytkowe. Albo wyjechać samemu i oddać własne mieszkanie na użytek gości. Bo na Podhalu wszystko jest dla gości, a goście kochają Podhale. Kraulem przez Bałtyk. W sumie 172 kilometry. Wpław, bez przerwy i bez kompromisów. Zabrało niewiele, żeby Karolinie Szczepaniak udało się dopłynąć do Szwecji. Ale w tym przypadku to i tak ogromne osiągnięcie. Celem z jakim olimpijka i rekordzistka Guinnessa płynęła przez Morze Bałtyckie było zebranie pieniędzy na protezy dla Emilki, Joasi i Daniela. Efekty zbiórki przerosły najśmielsze oczekiwania organizatorów. Wyruszyła w środę nad ranem tuż po swoich 33. urodzinach. Karolina Szczepaniak chciała jako pierwsza w historii przepłynąć kraulem przez Bałtyk z Polski do Szwecji. Łącznie 172 kilometry. Do tej pory jeszcze nikomu się to nie udało. To było moje najtrudniejsze wyzwanie. Płynęła ponad dwie doby, bez przerwy na sen. To coś niesamowitego: bez spania, jedzenie w wodzie, ciężko nawet sobie to wyobrazić. Cały czas była asekurowana, ale wszyscy mieli świadomość, że w każdej chwili sytuacja może się wymknąć spod kontroli. Pogoda dyktowała warunki. Nie tak łatwo podjeść dużym jachtem do pływaka, dlatego bałem się, że jak zostanie gdzieś za daleko, to możemy ją stracić. To nie była tylko sportowa próba. Chciałam zrobić coś dobrego i pozostawić ten świat lepszym, niż go zastałam. Tych troje ludzi to Daniel, Emilka i Asia. Karolina Szczepaniak podjęła ekstremalne wyzwanie, by zdobyć środki na ich rehabilitację i zakup protez rąk. Danielek urodził się z niepełnosprawnością obu kończyn, każdy dzień jest dla niego wyzwaniem. Każda złotówka to też nowa nadzieja dla Emilki. Przede wszystkim sprawi, że będzie samodzielna. Joasia wierzy, że dzięki protezie będzie mogła zrobić prawo jazdy. Jestem ogromnie wdzięczna, bo to zmieni naszą przyszłość. Dzięki zebranym środkom w pierwszej kolejności dzieci dostaną zwykłe protezy. Docelowo marzeniem są bioniczne, które naśladują ruchy naturalnej kończyny. Przynajmniej w moim przypadku najcięższe jest zakładanie. Z takiej od sześciu lat korzysta Joanna Lipińska. Tak jak u zwykłego człowieka mogą mięśnie funkcjonować, mogą się palce wszystkie ruszać. Misję Karoliny Szczepaniak przerwano po 57 godzinach ze względu na osłabienie i coraz gorsze warunki pogodowe. Niewiele zabrakło do pokonania rekordu. Łącznie przepłynęła aż 141 kilometrów. To się nie mieści w głowie, to jest niewiarygodne wyzwanie. Jak wyciągaliśmy Karolinę z wody, nie wiedziała, jak się nazywa, ale jeszcze machała rękoma. Karolina Szczepeniak dla podopiecznych fundacji Otwarte Ramiona już jest absolutną rekordzistką, i to pod każdym względem. Dziękujemy. Teraz powoli odzyskuje siłę. Ciało jeszcze nie doszło do siebie i mam ogromne obtarcia, pomagają mi chodzić. Takie efekty uboczne takich szaleństw. Pływaczka zaznacza, że nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa. A zbiórka na protezy nadal jest aktywna. Jedziemy za rok kolejny raz, ale to już trzeba będzie zrobić na petardzie. Są młodzi, piekielnie zdolni w dziedzinie, która kształtuje przyszłość świata, a swoje sukcesy zawdzięczają ciężkiej pracy i ogromnej pasji. Krzysztof Rojek, wrocławski licealista, zdobył złoty medal i najlepszy wynik na Międzynarodowej Olimpiadzie Sztucznej Inteligencji w Pekinie. W Chinach złoto wywalczyła także polska drużyna. Krzysztof Rojek. To młody człowiek, który w świecie AI ma już swoje miejsce. I jest to miejsce pierwsze. W Pekinie na Międzynarodowej Olimpiadzie Sztucznej Inteligencji pokazał, że nie ma sobie równych. Po zakończeniu obu dni w zasadzie już wiedziałem, że jestem w miarę wysoko, chociaż nie miałem żadnej pewności. Dziś pewność już ma. Wśród uczniów szkół średnich z całego świata jest najlepszy. I to nie koniec dobrych wiadomości z Pekinu, bo obie czteroosobowe drużyny z Polski znalazły się w gronie najlepszych. Obecność konkurentów z Chin czy Stanów Zjednoczonych, gdzie rozwój sztucznej inteligencji trwa od lat, nie zniechęciła Polaków. Walczenie na równi z najlepszymi z całego świata to zdecydowanie fajne uczucie, nie było się łatwo dostać, ale czuję ogromną satysfakcję. Michał Karp i Bartosz Trojan razem z Mateuszem Kwietniewskim i Dawidem Kotem jako drużyna także wywalczyli złoto. Konkurencja polegała na programowaniu robotów z użyciem sztucznej inteligencji. Antoni Kamiński, Jan Kociszewski, Tymoteusz Stępkowski i Krzysztof Rojek w tej kategorii zajęli trzecie miejsce. Taką motywację czułem do działania. Motywacji i umiejętności im nie brak. Konkurencja indywidualna trwała dwa dni. Codziennie przez sześć godzin pracowali nad rozwiązaniem zadań. Polegały na stworzeniu algorytmów, które rozwiązują takie bardzo praktyczne problemy. W tej kategorii oprócz Krzysztofa, który okazał się najlepszy, Polacy przywieźli jeszcze dwa złote medale, trzy srebrne i jeden brązowy. Skąd w tej drużynie taka pasja? Sztuczna inteligencja to przyszłość i też bardzo to lubię robić po prostu. Wszystkich łączy udział w olimpiadzie sztucznej inteligencji, która w czerwcu odbyła się we Wrocławiu. Jej organizatorami są cztery polskie uczelnie, których kadra szkoli polskich licealistów. Jestem dumny z tego, że nasza praca tutaj przyniosła takie olbrzymie wyniki. Teraz reprezentanci Polski chcą swoją pasją zarażać rówieśników. W internecie już można posłuchać ich wykładów i uczyć się o sztucznej inteligencji od podstaw. Chciałbym się teraz zając tym, żeby rozpromować naszą polską olimpiadę i żeby podnieść poziom całej naszej polskiej reprezentacji. Patrząc na ich zapał i umiejętności, można wierzyć, że to się uda. Były tysiące fanów i aktorzy grający niezapomniane postacie. W Jeruzalu, czyli serialowych Wilkowyjach, spotkali się sympatycy serialu Ranczo. To jedna z najpopularniejszych telewizyjnych produkcji. Jej emisja zakończyła się blisko 10 lat temu, ale wciąż budzi emocje. Przez dekadę przyciągała przed telewizory miliony osób. Serialowy fenomen - opowieść o polskiej wsi, którą pokochały miliony widzów. Ten serial ma już 20 lat i choć od prawie dekady nie powstają nowe odcinki, to liczba jego fanów rośnie. Widzowie szczególnie pokochali tę parę. Wójta i jego zastępcę Czeremachę. Artur Barcic przyznaje, że bardzo za nim tęskni. Postać była arcyciekawa, stawała się coraz ciekawsza w ciągu sezonów, ja zazwyczaj grałem postaci pozytywne, dobre, ludzi poszarpanych przez los, tak mnie obsadzano, a tu nagle śliski typ - szuja. Często ludzie prywatnie do mnie podchodzą, czasem jak kupuje piwo, zdarza mi się to, okoliczni na Grochowie mówią, że coś boli, to odpowiadam tekstem: na tę dolegliwość medycyna jest bezradna. To właśnie realistyczne i pełne humoru postacie sprawiły, że Ranczo stało się hitem, a Wilkowyje - metaforą współczesnej Polki. Z czego się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie - ten cytat z dramatu Gogola idealnie pasuje do Rancza. Bo gdy patrzymy na mieszkańców Wilkowyj, to bawi nas odbicie własnych słabości i naszej codziennej polskiej rzeczywistości. Filmowe Wilkowyje to ta wieś 80 kilometrów na wschód od Warszawy. Dziś zjechały tu tysiące fanów serialu. To taka perełka na mapie Mazowsza? Oczywiście, że tak. Mazowsze jest ogromne, ale to dzisiaj Ranczo rządzi i jest najważniejsze. Takiej kolejki do sklepu u Krysi jeszcze nie było. Oblężenie przeżywała także słynna ławeczka. Dialogi, realizacja. Jest taki refren: wszyscy Polacy to jedna rodzina, i wszyscy na świecie mam nadzieje. Tutaj się właśnie to dzieje. Witold Wroński wpadł na pomysł, aby fani serialu spotykali się w Jeruzalu. Cztery lata temu było ich 500, rok temu 6 tysięcy. W tym roku dzięki pomocy TVP jest rekordowe 10 tysięcy. Dzięki mediom udało nam się tą społeczność skonsolidować, stworzyć społeczność ranczerską, która ma potrzebę przyjechać i spotkać się z takimi samymi wariatami jak oni. Dziś wieczorem w Dwójce i w Mrozach koło Jeruzala odbędzie jubileusz 20 lat "Rancza". Ten serial jest dokumentacja jak zmieniła się polska wieś, jak zmieniła się Polska, oglądając kolejne odcinki, widzimy, jak zmieniliśmy się w ciągu 20 lat. Tak wyglądała ostatnia scena serialu z nieżyjącym już Franciszkiem Pieczką. Czy powstaną nowe odcinki? Nikt oficjalnie tego nie potwierdza, ale miłość widzów do serialu może zdziałać cuda. A teraz o gestach, które mówią więcej niż słowa. Był czerwonym dywan dla Władimira Putina poprawiany przez amerykańskich żołnierzy. Było serdecznie uściśnięcie dłoni, brawa i wspólna jazda limuzyną. Na konferencji prasowej pierwszy przemawiał rosyjski przywódca. Na pytania od dziennikarzy nie odpowiedział. Sugerował, że nie słyszy lub nie rozumie. Na niebie samoloty wojskowe. Na ziemi czerwony dywan, żołnierze i oklaski. Jedynie uścisk inny niż wszystkie. Uścisnął dłoń Putinowi w sposób normalny, co może wydawać się oczywiste, ale nie jest - prezydent Trump ma tendencję do przeciągania ludzi do siebie. To taka gra o władzę. Robi to cały czas, a tym razem tego nie zrobił. Myślę, że pokazał, że nie próbuje tu jawnie grać o władzę. Gesty mówią więcej niż słowa. Powiedzenie, które w przypadku spotkania na Alasce sprawdziło się jak nigdy wcześniej. Panie prezydencie Putin, kiedy przestaniecie zabijać cywilów? To pierwsze pytanie, którego Putin usłyszeć po prostu nie chciał. Ale w historii bardziej zapisze się to, co wydarzyło się kilka minut później - obraz Putina w amerykańskiej Bestii, bowiem Trump na wspólną przejażdżkę nie zaprasza gości zbyt często. Jak typowe jest to zachowanie i czym powinniśmy być zaniepokojeni? Putin się uśmiecha, patrzy i pozdrawia patrzące na niego tłumy. To z pewnością zwycięstwo Putina. Dostał okazję do zrobienia sobie zdjęcia z Trumpem. Dzięki temu wyglądał na szanowanego i cenionego. Gdy tylko dziennikarze próbowali zadać pytanie, rosyjski prezydent udawał, że nie słyszy. Na konferencji pasowej już nie było okazji. Ta była uszyta pod dyktando Kremla. Bez pytań, choć tych było pełno. Putin przemawiał bez emocji, ale Trump był na konferencji trochę inny. Wydawał się sfrustrowany, jego energia opadła. Wydawał się rozczarowany. Patrząc na jego mowę ciała, nie sądzę, żeby wszystko poszło dokładnie, jak chciał. Mimo to i on, i Putin ogłaszają wielki sukces. Podobnie jak rosyjska propaganda. Waszyngton nie planuje wprowadzenia nowych sankcji wobec Moskwy i jej partnerów handlowych. To wszystko odbierane i pokazywane jest jako takie osiągniecie tego spotkania, żeby pokazać że atmosfera była przyjazna, że to jest osiągniecie Putina, i że przede wszystkim on jest odbierany jako partner do rozmów. Na to wszystko właśnie małymi gestami, chcąc czy nie chcąc, zapracował Donald Trump. Jedno jest pewne: było to zupełnie inne spotkanie niż to, które świat oglądał w lutym. Bardzo dziękuję za wspólnie spędzony wieczór. Do zobaczenia jutro o 19:30. Spokojnego wieczoru.