Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór. Oglądają państwo "19:30", w której dziś m. in.... Obniżyć temperaturę politycznego sporu. Ostudzenie dziś, teraz, natychmiast jest sprawą wagi państwowej. Dialog, dialog i jeszcze raz dialog. Ratusz bez krzyży. Przestrzenie, w których obsługiwani są warszawiacy i warszawianki, powinny być absolutnie neutralne. Mamy do czynienia z ideologiczną wojną Rafała Trzaskowskiego. Rosyjski cyberatak. To jest rosyjska wojna z Zachodem. Ostudzenie temperatury sporu to kwestia wagi państwowej, naszego bezpieczeństwa i naszej odpowiedzialności - to marszałek Sejmu we wczorajszym wystąpieniu do Polaków. Szymon Hołownia apelował, by dotarła do nas smutna lekcja ze Słowacji. Pytanie, czy da się ją skutecznie odrobić w czasie gorącej kampanii przed czerwcowymi wyborami do Parlamentu Europejskiego. Wewnętrzna wojna może kosztować ludzkie życie. Osłabia Polskę. Orędzie marszałka Sejmu to apel o zakończenie polsko-polskiej wojny. I zarazem ostrzeżenie przed powtórką scenariusza ze Słowacji czy z Gdańska. Gdzie zamordowano Pawła Adamowicza, gdzie zaatakowano premiera Fice. Dlatego ostudzenie dziś, teraz, natychmiast temperatury sporu jest sprawą wagi państwowej. Co do zasady jest ponadpartyjna zgoda. Nienawiść zabija. Polityka, która karmi się nienawiścią, jest śmiertelnie groźna. Zasypanie podziałów. Bo gdy jesteśmy podzieleni, to jesteśmy słabsi. Granicą sporu powinna być troska o czynienie dobra wspólnego. Zdaniem prezydenta spór polityczny jest i będzie, ale są sprawy, w których trzeba mówić jednym głosem. Wszystko, co jest dzisiaj związane z bezpieczeństwem w Polsce, powinno być wyłączone spoza politycznego sporu i w ogromnym stopniu jest wyłączone. A poza tym dialog, dialog i jeszcze raz dialog. Tyle że w studzeniu emocji nie pomaga kolejna z rzędu kampania wyborcza. Apel o to, żeby nie było polaryzacji w szczycie kampanii wyborczej, to jest prawdziwa kwadratura koła. Trzeba apelować o to, aby nie było nienawiści między nami. Nie pomagają politycy, którzy też podjęli niesłusznie koncepcję polaryzacyjną, że wygrywa się, jak się pokazuje wroga. Nie wygrywa się, jak się pokazuje wartości. To też jest błąd. Tak o konkurentach wczoraj na Podlasiu mówił prezes PiS. Ta opcja europejska jest właśnie taka - zniszczyć religię, zniszczyć to, w co ludzie wierzą, zniszczyć to, że ludzie wierzą, że są czymś więcej niż tylko homo sapiens, że są ludźmi. Chcą to zniszczyć, chcą z ludzi zrobić zwierzęta. Do tych słów odniósł się Donald Tusk. W tle walka na spoty i zarzuty o prorosyjskość. To spot Koalicji Obywatelskiej. Rosja już tu jest, jej największym sukcesem jest PiS. A to Prawa i Sprawiedliwości. Donald, to ty potrafiłeś odbierać gratulacje od Putina. List do prezesa PiS napisała wdowa po zamordowanym prezydencie Gdańska. Magdalena Adamowicz skrytykowała start do europarlamentu z list PiS byłego prezesa TVP Jacka Kurskiego. Jego działanie, jego szczucie, które robił na polecenie Kaczyńskiego, przyczyniło się do tej tragedii, która spotkała mnie, która spotkała gdańszczan. Gdański ratusz podliczył, że od stycznia 2018 roku do lutego na antenach TVP o Pawle Adamowiczu mówiono 1733 razy. To tylko niektóre z pasków, które pojawiały się na antenie. Jacek Kurski pytany o upolitycznienie TVP za czasów jego prezesury, nie ma sobie nic do zarzucenia. Jak była wykorzystywana telewizja publiczna, na którą ludzie łożą pieniądze? Absolutnie. To był realny pluralizm. To Jarosław Kaczyński jest winny polityce hejtu i nienawiści. Tu nie ma miejsca na symetryzm. PiS w odpowiedzi przywołuje atak na biuro poselskie w Łodzi w którym zginął Marek Rosiak. Czekam na to, że pan marszałek potępi tych, którzy w sieci rozpropagowali osiem gwiazdek. Putin żeruje na tym, że obrażamy się, obrzucamy obelgami i że za chwilę zaczniemy sobie skakać do oczu. Co zrobić, żeby obniżyć temperaturę sporu? Zaszczepić młodzież na populizm, zaszczepić całe społeczeństwo na mowę nienawiści i pogardę. Lewica mówi: zacznijmy od siebie. Do swojej formacji mówię: gryźcie się w język, zanim coś niemądrego albo nienawistnego powiecie. Polityczna temperatura szybko nie opadnie. Przed nami ostatnie trzy tygodnie kampanii do europarlamentu. Słowacki premier Robert Fico dziś przeszedł kolejną operację, jego stan wciąż jest poważny, dlatego pozostaje na oddziale intensywnej terapii. Gdy mija pierwszy szok po zamachu, w Słowacji coraz głośniej słychać pytania o dramatyczne konsekwencje brutalizacji życia politycznego. Emocje narastały krok po kroku, napięta sytuacja od dawna groziła wybuchem, a wymianę politycznych ciosów czasem można było obserwować także dosłownie. Ci młodzi ludzie wchodzą w dorosłość, świętują po egzaminach maturalnych i zgodnie ze słowacką tradycją na tablo pokazują swoje twarze i zbierają pieniądze na imprezę. Co nie oznacza, że nie wiedzą, co dzieje się w ich kraju. Liczą, że zamach na premiera wywoła refleksję, a ta konferencja ustępującej prezydent i prezydenta elekta będzie początkiem zmiany. Całe społeczeństwo może się zjednoczyć. Zależy to jednak od wypowiedzi topowych polityków. Czy będą wyrażać się w sposób napastliwy, czy wręcz przeciwnie. Będą łagodzić spory. Na razie politycy starają się dawać dobry przykład, choć nie wszyscy. Pewna część tego segmentu narodowo-populistycznego, włączenie na przykład lidera Słowackiej Partii Narodowej jako najmniejszego koalicjanta, czy też wiceprzewodniczącego partii SMER na przykład, albo Szabłachii, oni odwrotnie dążą do takiej eskalacji. Jednak jak na razie ludzie nie za bardzo reaguje. Niepokój budzi jednak to co dzieje się w Internecie - policja namierza hejterów. Mamy 32 podejrzanych, którzy w mediach społecznościowych poparli ten zamach. Wszystkie te osoby zostaną zatrzymane i staną przed wymiarem sprawiedliwości. Każdego dnia takich spraw przybywa. Internetowi hejterzy do tej pory czuli się anonimowi i bezkarni, a polaryzacja społeczeństwa politykom była na rękę. Obserwujemy znaczny wzrost zagrożeń hybrydowych w przestrzeni wirtualnej. Staramy się bezpośrednio identyfikować osoby, które prezentują poglądy wspierające zamach. To właśnie w nienawistnych wpisach internetowych Słowacy upatrują źródeł zamachu na premiera. Ludzie wykorzystują anonimowość, a później za tym idą czyny. Dziennikarka słowackich mediów publicznych, z którymi od dłuższego czasu walczy premier Fico, każdego dnia dostaje obraźliwe komentarze. Jeśli otrzymamy jakiekolwiek groźby czy oczerniające wiadomości, mamy zgłaszać to kierownikom, a oni policji. Od momentu zamachu otrzymaliśmy tego mnóstwo. Rząd wydał polecenie zablokowania możliwości komentowania materiałów dotyczących zamachu i polityki. Na stronie oficjalnej pani prezydent została zamknięta możliwość dyskutowania pod jej wpisami w mediach społecznościowych. To świadczy jedynie o tym, że emocje są rozgrzane do czerwoności. Rząd nałożył też embargo na informacje dotyczące śledztwa ws. zamachu. Jedni tę decyzję akceptują jako wyraz troski o uspokojenie nastrojów, inni obawiają się, że to kolejny zamach na wolność mediów. Zaufanie do władz zostało bardzo nadwyrężone, kiedy w 2018 roku został zamordowany dziennikarz Jan Kuciak, który ujawniał afery na styku biznesu i polityki. Odbudować to zaufanie będzie bardzo trudno. Każdy ma prawo do swojej wiary lub jej braku. A każdy, kto przychodzi do urzędu załatwić swoją sprawę, ma prawo czuć się jak w neutralnym urzędzie - pisze prezydent Warszawy, komentując wprowadzone w ratuszu nowe standardy dotyczące m.in. eksponowania na ścianach urzędu czy biurkach urzędników symboli związanych z określonym wyznaniem. Te mają zniknąć, by zniknęła dyskryminacja. Dla przeciwników takiego rozwiązania to walka z tradycją. Symbole religijne znikają z warszawskich urzędów. To efekt rozporządzenia o przeciwdziałaniu dyskryminacji podpisanego przez prezydenta Warszawy. Dla mnie jest sprawą oczywistą, że ta przestrzeń urzędowa, w której są obsługiwani obywatele, powinna być po prostu neutralna światopoglądowo. Wszystko ze względu na pytania i skargi mieszkańców. Tam, gdzie warszawiak przyjdzie załatwić sprawę urzędową, nie zobaczy już na przykład krzyża, ale nie dotyczy to na przykład szpitali czy szkół. Nie będzie też zakazu eksponowania i noszenia symboli, chociażby w formie medalików. Mimo to Archidiecezja Warszawska jest zaskoczona decyzją. Symbol krzyża jest pewnego rodzaju zobligowaniem go do tego, żeby jak najrzetelniej spełniał swoje obowiązki jako urzędnik państwowy. O sprawę zapytaliśmy przed stołecznymi urzędami mieszkańców Warszawy. Nie jest dobre, skoro jest religijny kraj. Urząd to jest urząd do załatwiania spraw dla obywateli. To mi absolutnie nie przeszkadza, że krzyże są w urzędach. Krzyże powinny być w kościele i w domu. Sprawa rozporządzenia warszawskiego ratusza oburzyła polityków Zjednoczonej Prawicy. Mamy do czynienia z taką ideologiczną wojną Rafała Trzaskowskiego. Na tego rodzaju walki ideologiczne nie ma zgody. Trafiła również do Sejmu, gdzie kwestie krzyża od zawsze budziły kontrowersje. Symbol w sali plenarnej powiesili dwadzieścia lat temu politycy AWS. Jego usunięcie próbowały przegłosować SLD i Ruch Palikota. Krzyż w Sejmie nadal wisi. Dziś w sprawie Warszawy PiS zapowiada działania. Prezydent Trzaskowski złamał wprost art. 53 konstytucji. Zwrócimy się do wojewody o uchylenie tego zarządzenia. Posłowie PiS mówią, że to jest wojna ideologiczna. Oczywiście, że nie, to jest zdrowy rozsądek. Wątpliwości ma Trzecia Droga. Rozmawiałem o tym wczoraj z prezydentem Trzaskowskim i uważam to za zupełnie niepotrzebne działanie. Ale w koalicji rządzącej większość broni decyzji prezydenta Warszawy. Usunięcie symboli nie jest niezgodne z prawem - słyszymy od konstytucjonalisty. Sam urząd jako miejsce, w którym spotyka się petent z urzędnikiem, może i powinno być wręcz wolne od symboli religijnych, ja tutaj złamania konstytucji nie widzę. Prezydent Warszawy poinformował też, że zakaz nie będzie dotyczył żadnych miejskich uroczystości. Oglądają państwo 19.30. Co jeszcze w programie? Koński żywot. Waszą tradycją są piękne góralskie stroje, te góry, a nie męczenie koni. Ortografia po nowemu. Jak by pan napisał szuru buru, rachu ciachu i bum-bum? Udaremniona próba ataku hakerów związanych z rosyjskim wywiadem na serwery polskiego rządu. To kolejna odsłona cyberwojny, której się nie wypowiada, a mimo to trwa i tylko w ubiegłym roku oznaczała 80 tysięcy incydentów. To nie tylko sposób na kradzież cennych informacji, ale także destabilizacja i próba wywołania paniki. Jest też dobra informacja - Wojska Obrony Cyberprzestrzeni, które walczą z atakami, to jedna z najbardziej doświadczonych jednostek. Moskwa. Możliwe, że tu zaplanowano atak na serwery polskiej administracji rządowej. Liczba cyberataków ze strony wschodu rośnie każdego dnia. Rosji i Białorusi, bo wschód to... Ja chcę to nazywać po imieniu. Wicepremier Krzysztof Gawkowski w TVP INFO wprost powiedział, kto jest odpowiedzialny za udaremnioną próbę ataku. Najbardziej prawdopodobny scenariusz zakłada, że był to plan grup hakerskich współpracujących z rosyjskim wywiadem wojskowym GRU. Zawodowi hakerzy pracujący dla obcych rządów włamują się do systemów polskiego rządu, aby wykraść z niego informacje, które mają wagę w ich działalności szpiegowskiej. Destabilizacja kraju i polaryzacja społeczeństwa. To kolejne cele, na które wskazują specjaliści. Mówią też o nich rządzący. To też jest bardzo ważne dzisiaj pole siania paniki. W ubiegłym roku było 80 tysięcy incydentów związanych z cyberbezpieczeństwem. Będzie więcej. Powinniśmy się przyzwyczaić, że będzie to już standard. Na działania obcych służb duży wpływ ma konflikt za naszą wschodnią granicą. Polska jest hubem pomocy humanitarnej i wojskowej dla Ukrainy. Jeżeli nawet o kilka dni uda się opóźnić kluczową dostawę, to może mieć znaczenie, ile będzie terenów zajętych. A to ewidentnie działa na korzyść reżimu Władimira Putina. Eksperci przyznają, że Internet to doskonały oręż w wojnie informatycznej. Cyberwojny się nie wypowiada, bo można udawać, że wcale się jej nie zaczynało. I to jest jej ogromna zaleta dla atakującego. Wicepremier i minister obrony narodowej informuje, że sprawą udaremnionego ataku zajmują się Wojska Obrony Cyberprzestrzeni. To jest jedna z najlepiej doświadczonych, ale też rozwijających się jednostek. Powstała przed dwoma laty i jest integralną częścią polskiej armii. Służy tam 6,5 tysiąca osób. Pełne ręce roboty mają również nasi sojusznicy. To jest rosyjska wojna z Zachodem. W ostatnich tygodniach zaatakowano Francję, Niemcy i Czechy. Składowiska odpadów jak tykające bomby. Trują mieszkańców, stwarzają poważne zagrożenie, zwłaszcza gdy płoną. Ich wywóz kosztuje dziesiątki milionów często samorządowych złotych, choć może to być także bardzo dochodowy nielegalny biznes. Jak rozwiązać problem 1,8 mld ton odpadów składowanych w Polsce? Wszystko zaczęło się, gdy olkuska fabryka naczyń emaliowanych wynajęła halę. Firmy, które zwoziły przez lata te odpady, były zarejestrowane. Miały dokumenty. Teraz odpowiedzialnych brak. Mamy nadzieję, że przynajmniej częściowo uda nam się właściwego posiadacza odpadów przymusić do tego, by te odpady usunął. Jeśli przymus nie pomoże, wywóz odpadów spadnie na samorząd, to może kosztować nawet 50 mln zł. Ponad 200 milionów może pochłonąć usunięcie składowiska w podwarszawskim Wołominie. To są olbrzymie pieniądze, które moglibyśmy wydać na remonty oddziałów szpitalnych albo inne zadania ważne dla mieszkańców. Wielu samorządów na taki wydatek nie stać. Ministerstwo Klimatu i Środowiska zapowiedziało, że będzie się starać o pieniądze na ten cel z budżetu. Ale dopiero przyszłorocznego. A nielegalne składowiska latami trują mieszkańców, tak jak było w Siemianowicach Śląskich. To spłonęło kilka dni temu. To też intratny biznes, z którym stara się walczyć policja. W jej ręce wpadły kolejne trzy osoby wchodzące w skład grupy, która ma na swoim koncie ponad 3 tys. transportów z około 70 tysiącami ton niebezpiecznych odpadów. W tej sprawie już 51 osób usłyszało zarzuty. Składowanie odpadów w sposób, który zagrażał życiu i zdrowiu człowieka, a także środowisku. W dużym stopniu dotyczy to odpadów niebezpiecznych. Nie tylko nielegalne składowiska to tykające bomby. We wsi Walercin na Mazowszu legalnie działa składowisko odpadów komunalnych. Mieszkańcy skarżą się od lat. Muchy i smród okropny jest, nieraz to taki smród, że nie da się wytrzymać. A góry odpadów wciąż rosą - co roku produkujemy ich prawie 130 mln ton, tylko połowę przerabiamy. W tej chwili na składowiskach mamy już 1,8 mld ton odpadów. Duża część odpadów, która jest obecnie produkowana, to odpady, które rozkładają się wiele setek lat. Składowiska są eksploatowane ponad miarę. A to może napędzać szarą strefę. W Zakopanem okrągły stół w sprawie transportu do Morskiego Oka. A przy stole m. in. ministra klimatu i środowiska, starosta tatrzański, fiakrzy i obrońcy praw zwierząt. Dla jednych konie ciągnące wozy z turystami to zakopiańska tradycja, dla innych - ofiary cierpienia. Zdania są skrajnie różne, ważne, że są wspólne punkty porozumienia, a to m. in. dłuższe postoje i mniej turystów na wozie już od czerwca. Mogło się wydawać, że o porozumienie będzie trudno. Czy pani wie, ile te konie pracują? 36 miesięcy, a potem idą na rzeź. Bzdury, bzdury pani opowiada. Politycy i obrońcy praw zwierząt przyjechali do Zakopanego, by rozmawiać o pracy koni na trasie do Morskiego Oka. Ja daję dziesięć koni, a pan daje meleksa. Tylko pan osobiście będzie pracował przy tych koniach? Spotkanie w siedzibie Tatrzańskiego Parku Narodowego odbyło się bez udziału kamer. Dziennikarzy wyproszono z sali tuż przed rozpoczęciem debaty. Rezultaty poznaliśmy po kilku godzinach. Chciałam podziękować wszystkim stronom za to, że w taki koncyliacyjny sposób podeszli do dzisiejszego spotkania. Wypracowano katalog zmian, jakie zajdą w transporcie turystów nad Morskie Oko. Specjaliści ponownie zbadają obciążenia, jakimi poddawane są konie, ponadto zwierzęta będą otoczone lepszą opieką weterynaryjną. Już od czerwca wozy będą zabierać mniej pasażerów - dziesięcioro dorosłych i troje dzieci. Tatrzański Park Narodowy rozpocznie testy elektrycznego busa. Najważniejsze, że zostały konie. To jest sukces. Mogą być tam jakieś obostrzenia albo coś, ale jesteśmy na to otwarci. Fundacja Viva zaakceptowała wszystkie ustalenia, ale zrobiliśmy to bez radości, spodziewaliśmy się czegoś zupełnie innego. Aktywiści postulowali całkowity zakaz używania koni w tym transporcie, a jako jeden z argumentów podają to zdarzenie, do którego doszło podczas ostatniej majówki. Na filmie widać leżącego konia, którego próbują podnieść górale. Zwierzę podnosi się dopiero, gdy zostaje uderzone w pysk. Nagranie wywołało wiele emocji i przyczyniło się do zwołania dzisiejszego spotkania, które pokazało, że do poważnych zmian droga jeszcze daleka. Parkingi po brzegi wypełnione autami i wciąż brak zielonego światła na zmianę ustawy. A chodzi o przepisy o konfiskacie samochodów pijanych kierowców, które obowiązują zaledwie od połowy marca, a w liczbach już oznaczają niemal 1400 odebranych aut. Obowiązujące prawo budzi szereg zastrzeżeń, także konstytucyjnych. Tak widzi świat kierowca mający około jednego promila alkoholu we krwi. Nawet gdy ma o połowę mniejszą dawkę, trzykrotnie wolniej reaguje na to, co się dzieje na drodze, a także dostrzega mniej elementów, które stanowią otoczenie. U niektórych może powodować senność, u niektórych może powodować agresywność, ale u większości powoduje brak refleksji, co się dzieje z naszym organizmem. Batem na pijanych kierowców miały być wprowadzone w połowie marca przepisy. Ustawa daje możliwość konfiskaty samochodu, gdy kierujący ma ponad 1,5 promila alkoholu we krwi, gdy nietrzeźwy spowodował wypadek, uciekł z miejsca zdarzenia oraz kiedy w ciągu dwóch lat ponownie wsiadł za kółkiem po spożyciu. Przepisy nie spotkały się z aprobatą. Od samego początku jest powszechnie krytykowany zarówno za jego zgodność z konstytucją, jak i możliwość jego realizowania w praktyce. Punktem zapalnym jest obowiązek konfiskaty samochodu i wynikająca z niego nierówność, bo jak traktować osobę, której zajmiemy jeden pojazd z kilku, a jak rodzinę, która traci jedyny samochód. W proponowanej zmianie ustawy sąd zdecyduje, czy bardziej zasadnym jest i bardziej też surowym dla niego jest orzeczenie przepadku takiego samochodu czy zastąpienie tego surową karą finansową. Bo dzisiaj po prostu takiej alternatywy nie ma i musi orzec obligatoryjnie taki przepadek samochodu. Od wejścia przepisów w życie do 10 maja policja zatrzymała już prawie 1400 samochodów w całym kraju. W małopolskim Tarnowie nie mieszczą się na policyjnym parkingu. Gdzie ten samochód umieścić? W chwili obecnej na parkingu policyjnym w Tarnowie zabezpieczonych jest kilkadziesiąt takich pojazdów. Żeby jakoś funkcjonować, tarnowska policja zaczęła wydawać samochody do osób zaufanych. To może być sąsiad, żona, syn. To będzie osoba, która będzie miała możliwość przechowania tego pojazdu i tego pojazdu nam nie sprzeda. Ta sytuacja może potrwać jeszcze kilka miesięcy. Nowe przepisów są konsultowane i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wejdą w życie po wakacjach. Atakuje układ odpornościowy, a jej cechą charakterystyczną jest nietolerancja glutenu. To uproszczony opis trudnej do zdiagnozowania celiakii. Zanim pacjent usłyszy, że cierpi na tę właśnie chorobę, mija nawet osiem lat. W Polsce nie ma ani jednej specjalistycznej poradni, jest za to nawet 380 tysięcy osób, których celiakia dotyka. Chodzenie od lekarza do lekarza. Zaczęło się od przewlekłego bólu brzucha i biegunek, z czasem doszły problemy neurologiczne. Paulina Sabak-Huzior od 18 lat zmaga się z celiakią. Uporczywe bóle głowy. Porażenie nerwu twarzowego, szczękościsk, problemy z koordynacją ruchową. Nawet zejście ze schodów było problemem. Na diagnozę czekała dwa lata. A to i tak krótko. U tych osób, które już są zdiagnozowane, zrobiono badania i wyszło, że około 8 lat trwa taka odyseja od lekarza do lekarza w poszukiwaniu przyczyn problemu. Większość pacjentów nie jest zdiagnozowana, głównie ze względu na niecharakterystyczne objawy i utrudniony dostęp do diagnostyki. Choroba może ujawnić się w każdym wieku. U dorosłych oznacza nie tylko kłopoty z układem pokarmowym, ale też anemię, problemy z zajściem w ciążę i zapalenie stawów. Celiakia to choroba autoimmunologiczna o podłożu genetycznym. Jest to skrajna nietolerancja glutenu, czyli składnika zawartego w zbożach takich jak pszenica, zboże czy jęczmień. Niezdiagnozowana i nieleczona może prowadzić do groźnych powikłań. Takim najgorszym powikłaniem jest większa predyspozycja do określonych nowotworów, to są nowotwory przewodu pokarmowego. Jedynym sposobem leczenia celiakii jest ścisła dieta bezglutenowa, którą trzeba stosować do końca życia. Początki są najtrudniejsze, kwestia przyzwyczajenia, samozaparcia i świadomości, że dieta jest moim lekarstwem. Daria Kostrzewa-Jafiszow przyznaje, że diagnoza była dla niej szokiem, ale dzięki diecie udało jej się pozbyć większość dolegliwości. Pozwoliła mi odzyskać zdrowie, afty minęły, bóle kości minęły. Stowarzyszenie Osób z Celiakią walczy o zmiany systemowe i powołanie zespołu ekspertów, który przygotuje program opieki nad pacjentami. W Polsce nie ma ani jednej poradni dla takich pacjentów. Lekarze pierwszego kontaktu nie mogą wystawić skierowania na badania z krwi, a choroba dotyczy 1% populacji, więc to jest olbrzymi kłopot. W tej chwili diagnozują tylko lekarze gastroenterolodzy. Na celiakię może w Polsce cierpieć nawet 380 tys. osób. Uwaga, w polskiej ortografii będą zmiany. Rada Języka Polskiego ogłasza, że będą dotyczyły m. in. pisowni nazw mieszkańców miast czy zdań z wykorzystaniem cząstek bym, byś, by, byśmy. Na to, by się przyzwyczaić, mamy czas do początku 2026 roku, wtedy ortografia ma być podobno mniej kłopotliwa, choć jak pokaże państwu Sandra Meunier, kłopotów nie zawsze da się uniknąć. Takich perełek daleko szukać nie trzeba. Język polski, a już w szczególności rodzima ortografia, to prawdziwa droga przez mękę. Dlatego Rada Języka Polskiego robi ukłon i wprowadza ułatwienia. Przynajmniej taki jest cel. Chochołowianin czy Mokotowianin od stycznia z dużej litery. Tak samo jak plac Zbawiciela. Zmieni się też tytuł kultowej komedii - półżartem, półserio pisane razem, nie osobno. Podobnie będzie ze słówkiem nienajlepszy. Na to, by przyzwyczaić się do zmian, mamy półtora roku. A błędy zdarza nam się robić. Szczególnie w Internecie. Odmiana, fleksja. Choć jak podkreślają eksperci, nie to jest największym wyzwaniem. Kura przez ó z kreską albo coś podobnego. Ludzie od tego nie giną. Jeśli ja nie zrozumiem tego, co napisał urząd skarbowy, to za moment może się okazać, że źle wypełnię zeznanie podatkowe, będę miał zaległości, za moment przyjdzie komornik. Mamy małą kartkóweczkę dla pań. Czy język polski jest trudny? Jak by panie obstawiły? W cudzysłowiu. Kartkówka na warszawskim polu mokotowskim zaliczona na cztery plus. Ostatnia duża rewolucja ortograficzna została wprowadzona w 1936 roku. Kolejnej póki co nie będzie. Sporo pracy będą mieli za to korektorzy i wydawnictwa poprawiające podręczniki. Bardzo państwu dziękuję za uwagę i polecam "Pytanie dnia", które dziś Michałowi Szczerbie zada Dorota Wysocka-Schnepf.