19.30 poniedziałek, 17 czerwca, Zbigniew Łuczyński, zapraszam, a dziś... Podział stanowisk w Brukseli. Te trudne i takie niejednoznaczne do tej pory w Europie mamy dobrze przegadane. Czekam na pomyślny wynik dzisiejszych nieformalnych konsultacji. Z Lewym na Austrię. Mam nadzieję, że trener wybierze najlepszą 11 na ten mecz. Recepty na fentanyl pod kontrolą. Jeśli zauważymy niepokojące zjawiska, to znaczy, że należy się temu przyjrzeć. Chcemy z tym walczyć, więc resort może na nas liczyć. Przywódcy krajów Unii Europejskiej spotykają się na nieformalnym szczycie. Główny temat to podział najważniejszych stanowisk po wyborach do Parlamentu Europejskiego. Według "Deutsche Welle" kluczową rolę w podziale stanowisk ma odegrać premier polskiego rządu, bo to Koalicja Obywatelska zdobyła najwięcej mandatów we frakcji Europejskiej Partii Ludowej. Czy to oznacza, że jedno z kluczowych stanowisk w Unii może przypaść Polsce? To pytanie do Doroty Bawołek, która jest w Brukseli. Polska tym razem nie ubiega się o najważniejsze stanowiska w Unii. Ale to premier Tusk rozgrywa karty. Tłumaczył, że promowani przez niego kandydaci stają się faworytami wyścigu, który może zakończyć się dziś. Bo szefom rządów zależy na szybkich decyzjach. Choć nie kieruje już Radą Europejską, to Donald Tusk wraz z premierem Grecji jest głównym rozgrywającym w unijnej grze o stanowiska. I to promowani przez niego kandydaci mają dziś największe szanse. Bardzo jestem zadowolony ze współpracy z dotychczasową - i sądzę przyszłą - szefową Komisji. I nie chodzi o moją osobistą satysfakcję, chociaż jesteśmy zaprzyjaźnieni, ale ma pełne właściwie zrozumienie dla spraw dla Polski fundamentalnych, Donald Tusk jest premierem największego unijnego kraju, w którym rządzi centroprawica, a Grek Mitsotakis drugiego co do wielkości. Dlatego to oni, a nie jak dotychczas Niemcy czy Francuzi mają najwięcej do powiedzenia. Jest naszym kluczowym kandydatem i była bardzo dobrą szefową Komisji Europejskiej. Unijne stanowiska muszą otrzymać też koalicjanci centroprawicy w europarlamencie. Ważna jest też równowaga geograficzna. Dlatego na przyszłego szefa Rady Europejskiej typuje się byłego, socjaldemokratycznego premiera Portugalii, a na szefową unijnej dyplomacji liberałkę premier Estonii Kaje Kallas. Ja będę ją serdecznie popierał, jest z regionu. Bardzo dobrze rozumie realia ukraińskie i rosyjskie. W unijnej układance wymienia się też dotychczasową szefową Europarlamentu. Roberta Metsola tak jak Ursula Von der Leyen miałaby kontynuować swój mandat. Z niecierpliwością czekam na pomyślny wynik dzisiejszych nieformalnych konsultacji. 5 lat temu Ursula Von der Leyen była czarnym koniem w wyścigu o fotel szefowej KE, tym razem od dawna prowadzi swoją kampanię. By mieć pewne poparcie w europarlamencie zabiega również o głosy konserwatywnej szefowej rządu Włoch Georgii Meloni, co nie podoba się niektórym sojusznikom. Myślę, że nie moją rolą jest przekonywanie Madame Meloni. Jeśli dobrze rozumiem, teraz mamy większość w parlamencie, zbudowaną z partii centrowych takich jak EPP, Socjaldemokraci, Liberałowie i niektóre mniejsze grupy. Unijna gra o stołki w Brukseli może rozstrzygnąć się dużo szybciej niż ostatnio, przywódcom zależy na czasie w związku z toczącą się u granic Unii wojną. Migranci zagrażają Polsce, będzie ich coraz więcej, są na granicy polsko-białoruskiej, a od zachodu kolejne grupy wpychane są do Polski przez Niemców - taka narracja przebija się w wypowiedziach polityków PiS w ostatnim czasie. "Rasistowska propaganda" - tak ocenia to Donald Tusk, mówiąc o krótkiej pamięci i sile wrzasku. O nowej odsłonie sporu o imigrantów. To już pewne. Niemiecka policja przekroczyła w sobotę przejście graniczne i po polskiej stronie zostawiła rodzinę imigrantów. Zostały złamane procedury. Policja niemiecka zadziałała wbrew procedurom, które w takich sytuacjach obowiązują. Pięcioosobowa rodzina z Bliskiego Wschodu przyjechała do Polski tydzień temu. Złożyła wniosek o azyl, po czym wyjechała do Niemiec. Tam zostali zatrzymani i przewiezieni niemieckim radiowozem do Osinowa Dolnego. Żadne polskie służby nie zostały o tym poinformowane. Sprawę wykorzystuje opozycja i atakuje premiera. Otwiera swoje drzwi państwo Tuska wobec migrantów. Zarówno zza wschodniej, jak i zza zachodniej granicy. Wypowiedź byłego szefa mon pokazuje, że PiS wrócił do dawnej narracji i ponownie straszy migrantami. Fakty są nieco inne. Za czasów rządów PiS tylko w pozwolenie na pracę w Polsce otrzymało ponad 136 tysięcy imigrantów z krajów muzułmańskich. Dla porównania w 2015 roku - za czasów rządów PO-PSL - było ponad trzy tysiące takich pozwoleń. 40 razy mniej. Polskie wizy były jednymi z najtańszych w Unii Europejskiej. Podwoiłem ich cenę. Prawo i Sprawiedliwość jest ostatnim środowiskiem politycznym, które ma prawo epatować tą sprawą. Ale chętni od kilku dni posłowie Zjednoczonej Prawicy powielają takie zdjęcia - przypadkowo spotkanych ludzi o ciemnym kolorze skóry. To jest rasizm, ale nazwijmy to ignorancja. O komentarz do agresywnej polityki, jaką prowadzi PiS, poprosiliśmy Johna Godsona, kiedyś posła Platformy Obywatelskiej i Polski Razem, a także byłego kandydata na prezydenta Nigerii. Jego zdaniem nie można wszystkich wrzucać do jednego worka. Trzeba rozróżnić chcianych imigrantów od niechcianych imigrantów. Kim są chciani imigranci? To już ludzie, którzy się uczą, są dobrze wykształceni. A tych w Polsce przybywa. Liczba ubezpieczonych cudzoziemców tylko przez rok zwiększyła się o ponad 50 tysięcy osób. Nie każdy zna język polski, ale każdy legalnie tu pracuje. To jest to zaproszenie do przestępczości, to jest oczywiste. To tak jakby dzisiaj kilkudziesięciu Polaków znalazło się nagle Rwandzie, nie wiedząc w ogóle, jakie jest otoczenie, jakim językiem się posługiwać. Szczucie na ludzi. Mam wrażenie, że PiS zaczyna strzelać do własnej bramki. Wkrótce mamy poznać końcowy raport komisji śledczej ds. afery wizowej. Jej były przewodniczący zapowiada zawiadomienia do prokuratury. Bez marszałka, wicemarszałka i zarządu - członkowie sejmiku województwa małopolskiego do dziś nie wybrali władz. Powód? Konflikt w ławach PiS. O zgodę, odpowiedzialność i kompromis zaapelowała do małopolskich samorządowców Beata Szydło. Czy ten apel poskutkował? Choć od wyborów samorządowych minęły ponad dwa miesiące, w Małopolsce wciąż nie ma nowego marszałka. Myśmy zdecydowanie wygrali wybory samorządowe w sejmiku małopolskim i mam nadzieję, że zgodnie z decyzją wyborców będziemy podejmowali tę decyzję. Kierownictwo PiS już zdecydowało, że marszałkiem ma być obecny poseł i były wojewoda małopolski Łukasz Kmita. "Nie" powiedziało ośmioro radnych PiS i w pierwszym głosowaniu, które odbyło się miesiąc temu, Łukasza Kmity nie poparło. Dziś miało być podejście drugie, poprzedzone internetowymi apelami byłej premier o rozwagę i odpowiedzialność. Sesja jednak została przerwana. To nie jest rozłam, tylko to są normalne wynikające z polityki negocjacje. Rozmowy. Ale rozmowy z radnymi PiS, którzy nie poparli Łukasza Kmity, zapowiada też Koalicja. Będziemy starać się rozmawiać z tymi radnymi, którzy uważają, że wybór marszałka powinien się odbyć w sejmiku, a nie na Nowogrodzkiej. Zegar tyka. Jeśli do 9 lipca radni nie wybiorą nowego marszałka, w Małopolsce wybory do sejmiku odbędą się po raz kolejny. Tak wynika z przepisów. Jarosław Kaczyński forsuje swoich kandydatów wbrew woli radnych, to budzi sprzeciw. To nie jedyny taki przypadek. W Podlaskiem PiS zdobyło połowę mandatów. Z jednym głosem Konfederacji miałoby większość. Ale podczas wyboru marszałka dwoje radnych PiS poparło kandydata Koalicji Obywatelskiej. W efekcie Prawo i Sprawiedliwość straciło władze w województwie, za co wzajemnie obwiniało się dwóch wieloletnich działaczy PiS. Mam wrażenie, że to jakaś gra Krzysztofa Jurgiela, któremu od dawna nie po drodze z nami. Jacek Sasin, ponieważ nieudolnie prowadził negocjacje i doprowadził do tego, że PiS nie ma władzy w województwie podlaskim, szukał kozła ofiarnego. Skończyło się tym, że Krzysztof Jurgiel złożył legitymację partyjną, podobnie jak Marek Martynowski, były senator PiS i radny województwa mazowieckiego. Marek Martynowski w oświadczeniu napisał, że powodem są kłamstwa oraz okręgowe koterie i układy w Prawie i Sprawiedliwości. To jest jeden z głównych problemów PiS, wszystko polega na tym, że jak prezes rozstrzygnie, powie, to już koniec. A później się okazuje, że jak prezes zasłabnie po przegranych wyborach, to i jego polecenia mają mniejszą wagę. Efekt jest taki, że PiS, które w kwietniu świętowało wyborcze zwycięstwo, choć wygrało w siedmiu województwach, rządzi tylko w trzech. W Małopolsce Prawo i Sprawiedliwość wciąż podzielone w sprawie nazwiska nowego marszałka. To jest 19.30. Już za chwilę o śmiertelnie niebezpiecznych wyzwaniach, a także... Tylko polskie prawo jazdy w taksówce. To, co się dzieje w przewozach, to jest tragedia. Jeździ kto chce. Olimpijska próba generalna. Niech cały świat zobaczy, jak piękne jest nasze miasto. Pierwszy mecz Polaków na Euro 2024 za nami i choć nie było zwycięstwa, to opinie o grze naszych reprezentantów są raczej pozytywne. Przed meczem z Austrią jesteśmy dobrej myśli. Dodajmy, że Robert Lewandowski, który nie zagrał w niedzielnym meczu, dziś trenował już z piłką. 21 czerwca gramy z Austrią, z którą już dziś zmierzy się Francja. Wiadomo, że na murawę wybiegnie dziś zmagający się ostatnio z kontuzją Kylian Mbappe. Polscy piłkarze, którzy wczoraj zagrali większą część meczu, dziś regenerują siły. Ci, którzy nie wystąpili, mieli trening wyrównawczy. Wszyscy jednak z niedosytem rozpamiętują wczorajszą porażkę z Holandią. Wiedzieli, że zagrali dobre spotkanie. Od samego początku graliśmy bardzo agresywnie, graliśmy wysokim pressingiem, staraliśmy się tę piłkę odebrać i zabrakło trochę takiego cwaniactwa czasami w tych niektórych sytuacjach, żeby zdobyć tę druga bramkę. Z wyniku jesteśmy niezadowoleni oczywiście, ale z tego, jak wielu z tych chłopaków się dzisiaj zaprezentowało i wszyscy my jako drużyna, jestem bardzo zadowolony. Polacy przegrali jeden do dwóch. Ale ich postawa na boisku zaskoczyła nawet samych przeciwników. W drugiej połowie Polacy pressowali i to był dla nas naprawdę niebezpieczny moment meczu. Eksperci mówią jednym głosem - zobaczyliśmy zupełnie inną Polskę, niż w zeszłorocznych eliminacjach do turnieju. Polskę odważną, na pewno z taką dużą fantazją, polotem, chęcią odniesienia w tym meczu zwycięstwa. Mam wrażenie, że to jest kierunek, który pozwoli nam nieco częściej cieszyć się z pokonywania potentatów, grać dobry futbol, to nie będą zwycięstwa po jednym przypadkowym strzale na bramkę albo jakimś potknięciu rywala. Dobre noty za spotkanie dostali młodzi zawodnicy: Nicola Zalewski i Kacper Urbański. Porażka z Holandią oznacza brak punktów polskiej reprezentacji w grupie D, w której jesteśmy z Austrią i Francją. Obie ekipy zmierzą się za niecałe półtorej godziny. To kluczowy mecz w kontekście miejsca w tabeli, które po tej kolejce spotkań zajmie Polska. Zdecydowanym faworytem są Francuzi. Siła uderzenia drużyny francuskiej jest niesamowita. Młodzi zawodnicy połączeni z doświadczeniem. Czy to Griezmanna, Ngolo Kante. Czy to Giroud. Ale Austriacy mogą być zagrożeniem dla każdego. Oni bardzo dobrze biegają, mają dobrych piłkarzy jakościowo i to może być fascynujące spotkanie. Biało-Czerwoni myślami są już przy piątkowym meczu z Austrią. Każdy mam nadzieję, że już będzie do dyspozycji trenera i trener wybierze najlepszą 11 na ten mecz. Z raportu medycznego kadry wynika, że kilku piłkarzy odniosło niegroźne urazy we wczorajszym meczu. Do składu na Austrię może wrócić Paweł Dawidowicz, a przede wszystkim Robert Lewandowski. Ponad 10,5 miliona widzów obejrzało na antenach Telewizji Polskiej i w serwisach internetowych TVP mecz Polska - Holandia w ramach mistrzostw Europy w piłce nożnej UEFA Euro 2024. Mecz Polska - Holandia w TVP1 i TVP Sport obejrzało 9 milionów widzów, co oznacza, że prawie 70 procent osób oglądających w tym czasie telewizję wybrało TVP. Z kolei w serwisach internetowych TVP mecz Polska - Holandia odtworzono 1,6 mln razy. Rekordową widownię zgromadził też nadawany tuż po meczu w TVP1 "Teleexpress". Obejrzało go aż 3,5 miliona widzów. Wśród dziesięciu najchętniej oglądanych programów minionego weekendu znalazła się również "19.30". Nasz program na antenach TVP1 i TVP INFO oglądało prawie półtora miliona widzów. Dziękujemy za zaufanie. Jego historia pokazuje, że wszystko jest możliwe. 12 czerwca 2021 to data, którą kibice futbolu zapamiętają na zawsze. Dla niego to był czas, gdy wszystko mogła się skończyć, ale ten najważniejszy mecz, mecz o życie, okazał się jednak zwycięski. Christian Eriksen, lider duńskiej kadry znów gra i udowadnia, że warto było czekać, by wrócił. 17. minuta meczu Danii ze Słowenią i gol, na który czekali nie tylko kibice. Jestem bardzo zadowolony. Dotąd nie zdobyłem na euro bramki i miałem to w tyle głowy, ale najważniejsze było po prostu grać dobra piłkę. Bo Christian Eriksen wraca na europejskie murawy, po tragedii, która wstrząsnęła światem sportu. Przed trzema laty w trakcie meczu na mistrzostwach Europy upadł na murawę. Ratownicy medyczni otoczeni przez zrozpaczonych duńskich piłkarzy rozpoczęli kilkunastominutową reanimację. Powód - atak serca. Wszystko na oczach tysięcy kibiców na trybunach i milionów przed telewizorami. Eriksena udało się uratować. Teraz wraca w pięknym, sportowym stylu. Dziś moja historia jest zupełnie inna i to jest dla mnie wielka rzecz. Lekarze wszczepili piłkarzowi kardiowerter-defibrylator. To urządzenie o rozmiarach pudełka zapałek i szansa na normalne życie dla osób z wadami serca. To jest urządzenie, które ma być takim strażakiem, takim czujnikiem, który cały czas analizuje rytm serca. Czy tragedii, jaką przeżył duński piłkarz, można było uniknąć? Zawodowi sportowcy są regularnie i szczegółowo badani. Podobnie jak kandydaci na zawodników. Zakłada się, że ciężkie wady serca, które trwają od dłuższego czasu, ciężka choroba serca, na tym etapie kwalifikacji da objawy. Wada serca w przypadku Eriksena ujawniła się dopiero na boisku. Dzięki postępowi medycyny i woli walki Duńczyk wrócił do gry w piłkę. Wybiegł na boisko osiem miesięcy po ataku serca w rytm owacji kibiców nowego klubu. I konsekwentnie budował formę na euro, którą pokazał, strzelając gola. To będzie budowało jego pewność siebie. Motywację to on ma ogromną. I poczucie własnej wartości, i poczucie tego, że może nadal to robić. To cieszy jego kolegów z drużyny, kibiców reprezentacji Danii, ale też całe piłkarskie środowisko. Wyszedł z tego bardzo dobrze i naprawdę cieszę się, że mu się udało i że możemy go oglądać na boiskach. Jest liderem swojej reprezentacji i dla niego ta bramka się najbardziej należała. Szansa na kolejne w czwartek, w meczu z Anglią. Śledztwo w sprawie użycia systemu Pegasus w Polsce będzie rozszerzone. Prokuratura Krajowa ma zbadać także, czy w tej sprawie doszło do osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej. Do tej pory prokuratura postawiła zarzuty siedmiu osobom. Fundusz Sprawiedliwości, którego dysponentem był Zbigniew Ziobro, dofinansował zakup Pegasusa. Prokuratura zbada, czy w tej sprawie doszło do osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej, a także czy osoby, które stosowały Pegasusa, były do tego przez kogoś nakłaniane. Zbigniew Ziobro został wezwany przez komisję śledczą do spraw Pegasusa na 1 lipca. Dziś przed komisją zeznawał były dyrektor w NIK Marek Bieńkowski. Według NIK i prokuratury przekazanie 25 milionów złotych z Funduszu na Pegasusa odbyło się w sposób bezprawny. Zdaniem Bieńkowskiego umowa zawarta między CBA i Ministerstwem Sprawiedliwości była naruszeniem prawa. Jawne dofinansowanie Biura przez Fundusz mogło też wpłynąć na przejrzystość działań CBA. Opioidy, w tym zabójczy fentanyl, będą objęte dodatkowym monitoringiem Ministerstwa Zdrowia. Główny Inspektorat Farmaceutyczny dostanie informacje między innymi o osobach, które w ostatnim czasie otrzymały podejrzanie dużo recept na opioidy. Te zmiany to efekt rosnącej liczby zatruć i zgonów po zażyciu tych środków w ostatnim czasie. Weronika ma 23 lata. Prawie połowę swojego życia walczy z uzależnieniem od narkotyków. W nałogu straciła niemal wszystko. Zabrało mi rodzinę, znajomych, dach nad głową, ludzkie zachowania. Wśród substancji, które zażywała, był fentanyl. To lek sto razy silniejszy od morfiny. Stan błogości, mrowienie całego ciała, takie drgawki, jakby przechodził prąd. Od dziś recepty na opioidy, w tym fentanyl, zostały objęte dodatkowym monitoringiem Ministerstwa Zdrowia. Do resortu każdego dnia z centrum e-zdrowie trafi raport. Jeśli zauważymy niepokojące zjawiska, że od jednego lekarza są realizowane recepty w różnych miejscach w Polsce jednego dnia, to znaczy, że należy się temu przyjrzeć. Wypisywanie opioidów bez wskazań medycznych jest patologią, my chcemy z tym walczyć, więc resort może na nas liczyć. Monitoring to odpowiedź na rosnącą liczbę recept wystawionych na leki opioidowe. W ciągu czterech lat zanotowano ich wzrost o prawie pół miliona. Źródło? Popularne w sieci platformy receptowe. Nowe zasady to także efekt ostatnich zatruć i zgonów po zażyciu opioidów. W Poznaniu w listopadzie z powodu fentanylu zmarła dziewiętnastolatka. Teraz miasto obiegły takie zdjęcia. Niewykluczone, że ci mężczyźni byli pod wpływem tej samej substancji. Zagrożenie to przedawkowanie, które grozi śmiercią z powodu wyłączenia ośrodka oddechowego i zatrzymanie serca. W Stanach Zjednoczonych taki widok to już codzienność. W 2022 roku fentanyl spowodował tam śmierć prawie 74 tysięcy osób. Eksperci apelują, by nie wylać dziecka z kąpielą. Leki opioidowe ze względu na swoją skuteczność są i muszą być dostępne w medycynie ratunkowej czy paliatywnej. Są lekami bardzo ważnymi w znoszeniu dolegliwości bólowych po urazach czy przy nowotworach. Nie ma więc leków złych i dobrych. Jest za to ich złe i dobre zastosowanie. Dziś wchodzi w życie nowelizacja ustawy Prawo o ruchu drogowym, która zakłada, że od kierowców, którzy przewożą pasażerów za pośrednictwem aplikacji mobilnej, wymagane będzie polskie prawo jazdy. O wymianę dokumentu kierowca mógł starać się po sześciu miesiącach pobytu w Polsce. Czy kierowcy zdążyli wymienić dokumenty? I czy w związku z tą zmianą ceny przejazdów wzrosną? Eldaniz Amirakov narzeka, że większość jego rodaków wraca do Gruzji. Pracujący od dwóch lat w Polsce kierowca ma już polskie prawo jazdy i dziś kończy formalności w siedzibie Ubera. Nie będziemy jeździć, nawet 3 miesiące, nie można pracować nawet 3 miesiące. Trzy miesiące potrzeba na załatwienie formalności z prawem jazdy. Nowo przybyli kierowcy muszą jednak w Polsce spędzić pół roku, aby móc starać się o polskie prawo jazdy. Dla małych firm, które współpracują z aplikacjami przewozowymi, oznacza to duże kłopoty. Partnerzy biorą samochody w leasing po kilkadziesiąt aut i nie mają jak spłacać tych samochodów, bo nie ma komu wsiąść za kierownicę tego auta. Pod siedziba firmy Uber od wielu dni zbierają się kierowcy, by dokończyć procedury weryfikacyjne. Znacznie więcej czasu musieli spędzić w urzędach komunikacji w oczekiwaniu na polskie prawa jazdy. Ceny będą rosły, będzie wzrastał czas oczekiwania, mniej pasażerów będzie mogło korzystać z taksówek. Zupełnie inaczej nowe przepisy oceniają polscy taksówkarze. To, co się dzieje w przewozach, to jest tragedia. Jeździ kto chce, na jakichkolwiek papierach, czasami w ogóle bez papierów. Obawiam się, że na pewno jakaś część, bo jest to typowe w naszym kraju, pójdzie pracować do szarej strefy, a część, ponieważ mamy deficyt generalnie kierowców, pójdzie do innych zawodów. Policjanci są zadowoleni, bo nowe prawo ułatwi im weryfikację zatrzymywanych kierowców. Na pewno wykluczy to nieuczciwych kierowców i przedsiębiorców z wykonywania tego zawodu, więc myślę, że to bezpieczeństwo zdecydowanie się poprawi. Poza wymianą prawa jazdy obywatele niektórych krajów będą musieli zdać dodatkowo egzamin teoretyczny. To nie jest duża grupa, to są osoby z krajów afrykańskich, azjatyckich, nie wszystkich. Liczba zdających takie egzaminy w ostatnich miesiącach wzrosła dwukrotnie. Nowe przepisy to więcej biurokracji i sporo straconego czasu dla obcokrajowców, którzy pracują w Polsce. Dla klientów - prawdopodobnie nieco wyższe ceny, ale dla uczestników ruchu - wzrost bezpieczeństwa. Niedługo po euro w Niemczech oczy świata zwrócą się w kierunku Paryża. Tam odbędą się letnie igrzyska olimpijskie. Odbędą się w stolicy Francji, a dokładnie - na Sekwanie. Dziś pomiędzy paryskimi mostami przepłynęły łodzie. Była to próba ceremonii otwarcia igrzysk. Rzeczna parada to ważny test, bo na rzece zaplanowano nie tylko otwarcie olimpiady, ale także zawody w pływaniu i triatlon. Czy Sekwana jest przygotowana do rywalizacji? Choreografia ceremonii otwarcia letnich igrzysk olimpijskich w Paryżu musi być dopracowana co do sekundy. Jesteśmy w ciągłym kontakcie z organizatorami, przy każdym moście musimy pojawić się o konkretnym czasie, liczy się dosłownie każda minuta. Bo po raz pierwszy ceremonia otwarcia igrzysk nie odbędzie się na stadionie, ale na Sekwanie. 26 lipca ponad 10 tysięcy sportowców wejdzie na pokład prawie stu łodzi, by przepłynąć sześciokilometrową trasę przez centrum Paryża. To bezprecedensowe wyzwanie logistyczne. Każda delegacja jest przedstawiana w taki sam sposób jak podczas tradycyjnej ceremonii na stadionie. Dlatego każda łódź musi być we właściwym miejscu o właściwym czasie, aby kamery mogły zaprezentować ją całemu światu. Olimpijczycy podczas ceremonii podziwiać będą trwające na brzegach spektakle i mijać zapierające dech w piersiach zabytki jak katedra Notre Dame czy wieża Eiffla. Dzisiejsza próba generalna według organizatorów pokazała, że wszystko dopięte jest już na ostatni guzik. Także pod względem bezpieczeństwa. Gotowe są systemy obrony przeciw dronom, zmobilizowane będą wszystkie najlepsze oddziały szybkiego reagowania i antyterrorystyczne. Wszystko jest pod kontrolą. Na ustawionych wzdłuż rzeki trybunach ceremonię oglądać ma 300 tysięcy osób, przed ekranami telewizorów - kolejne 3 miliardy. I chociaż całość kosztować może nawet pół miliarda euro, to paryżanie uważają, że warto. Niech cały świat zobaczy, jak piękne jest nasze miasto i że potrafimy zrobić coś oryginalnego. Dzięki temu wszyscy zobaczą, jak zróżnicowany jest paryski krajobraz. Ale lista problemów do rozwiązania przed igrzyskami wciąż jest długa. Woda w Sekwanie cały czas jest zbyt brudna, by móc w niej pływać, a mają się w niej odbyć zawody pływania w otwartym akwenie i triatlonu. Przez lata pracowaliśmy nad planem oczyszczania rzeki. Infrastruktura jest gotowa. Latem poprawi się pogoda, będzie więcej słońca i mniej opadów, więc tak, jesteśmy pewni, że zawody w Sekwanie się odbędą. Na wieży Eiffla od kilku dni dumnie wiszą już koła olimpijskie, a to oznaczać może tylko jedno - igrzyska zbliżają się wielkimi krokami. Do ceremonii otwarcia pozostało już tylko 39 dni. W "19.30" to wszystko. A już za chwilę "Pytanie dnia" i Dorota Wysocka-Schnepf w rozmowie Anną Marią Żukowską. Dziś także spora dawka publicystyki w programie Marka Czyża w TVP INFO o 20.18. Do zobaczenia.