Kary wi-zienia i zakazy wykonywania zawodu dla lekarzy odpowiedzialnych za śmierć ciężarnej Izabeli z Pszczyny. Kolejne wnioski o uchylenie immunitetu. Czy i kiedy Grzegorz Braun usłyszy wyroki? Nie w Polsce i nie w prognozach. Czy doczekamy się lata w lecie? 2 wyroki bezwzględnego więzienia, jeden w zawieszeniu i kilkuletnie zakazy wykonywania zawodu - tak się w pierwszej instancji zakończył proces lekarzy, którzy mieli się przyczynić do śmierci ciężarnej kobiety z Pszczyny. Proces się skończył, ale wróciły pytania o polityczne cienie nad izbą przyjęć. Uznaję oskarżonego Krzysztofa P. za winnego popełnienia zarzucanego mu czynu. Mowa o jednym z 3 lekarzy, którzy usłyszeli dziś wyroki w sprawie śmierci ciężarnej Izabeli w szpitalu w Pszczynie. Wszystkich sąd uznał za winnych. 2 medyków usłyszało wyrok bezwzględnego więzienia i zakaz wykonywania zawodu na 6 lat, trzeci - wyrok więzienia w zawieszeniu. Przez 4 lata nie będzie mógł pracować jako lekarz. Dla mnie wyrok jest satysfakcjonujący. Uzasadnienie wyroku sąd utajnił. Rodziny zmarłej Izabeli w sądzie dziś nie było. To dla nich nadal zbyt trudne. Rodzinie chodziło też o to, żeby uznano, że został popełniony błąd, do którego się w zasadzie w dużej mierze nie przyznawano. Do tragedii doszło w 2021 roku. 30-letnia Izabela trafiła do szpitala w 5. miesiącu ciąży, gdy odeszły jej wody. Wcześniej u płodu stwierdzono wady rozwojowe. Kilkukrotnie zgłaszała, że czuje się coraz gorzej. Ale lekarze nie zdecydowali się na terminację ciąży. W końcu USG wykazało, że płód obumarł. Dopiero wtedy podjęto decyzję o przeprowadzeniu cesarskiego cięcia. Zdaniem rodziny i prokuratury lekarze zwlekali z decyzją zbyt długo. To doprowadziło do wstrząsu septycznego i śmierci kobiety. Izabela osierociła kilkuletnią córkę. Te wydarzenia wywołały falę protestów w całym kraju. Których uczestnicy podkreślali, że Izabela jest ofiarą zaostrzonych przepisów aborcyjnych. Dzisiejszy wyrok nazywają krokiem w dobrą stronę. Oczywiście życia Dorocie, Izie, Agnieszce czy tym kobietom, które straciły życie w wyniku pseudowyroku pseudotrybunału, to nie zwróci, ale myślę, że to może uchronić w przyszłości inne kobiety. Ratować mają też wytyczne dotyczące aborcji opracowane przez Ministerstwo Zdrowia i lekarzy. Dokładnie wyjaśniają, jak powinien postępować lekarz, w sytuacji gdy zagrożone jest zdrowie lub życie kobiety. Powinniśmy rozmawiać o tym, żeby ta pacjentka, idąc w Polsce do szpitala, nie zastanawiała się, jaka będzie interpretacja prawa i czy te wytyczne w tym szpitalu obowiązują, tylko żeby zawsze wiedziała, że tam otrzyma pomoc. Bo to właśnie jest najważniejsze. Nasze działania medyczne powinny być ograniczone do ratowania życia pacjentki, to jest bezdyskusyjne. Władze szpitala wielokrotnie zapewniały, że personel dołożył wszelkich starań, by ratować pacjentkę i jej dziecko. Żaden z lekarzy podczas przesłuchań nie przyznał się do winy ani nie powoływał się na orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego w sprawie aborcji. Wyrok jest nieprawomocny. Obrońcy lekarzy zapowiadają apelację. Od rasistowskich wybryków w Sejmie po kłamstwa oświęcimskie. Grzegorz Braun zapracował na kilkanaście prokuratorskich zarzutów i uchylone immunitety. Materiały dowodowe w tych sprawach są dość czytelne, ale aktów oskarżenie nie ma. Jak doszło do tego, że potrzebujemy prokuratorskiego śledztwa, by ustalić, czy w Auschwitz były komory gazowe? Każdy obywatel jest równy wobec prawa. Przypomina prokuratura i wysyła do Parlamentu Europejskiego kolejny wniosek w sprawie Grzegorza Brauna. Tym razem chodzi 4 zdarzenia, w tym te happeningi z kampanii wyborczej, do których doszło w Katowicach i Białej Podlaskiej. Według śledczych Grzegorz Braun dopuścił się tu kradzieży zuchwałej. A tu podczas debaty prezydenckiej - zniesławienia, wypowiadając takie słowa. Kilka dni temu był pan oflagowany żydowskim żonkilem, tym znakiem hańby. O czym pan mówi, jakiej hańby. To było powstanie w getcie. Kodeks karny nazywa też takie czyny. Według śledczych to niszczenie rzeczy. Za wszystkie grozi kara pozbawienia wolności. Nie może być takiej sytuacji, że fakt posiadania immunitetu powoduje czyjąś bezkarność. Stąd dzisiejszy - trzeci już - wniosek o jego uchylenie. Poprzedni był wysłany w czerwcu i dotyczył m.in. tego wtargnięcia do szpitala w Oleśnicy - w Kodeksie karnym to bezprawne pozbawienie wolności. Najwcześniej złożony wniosek - z października ubiegłego roku - dotyczył m.in. tego zachowania, które według śledczych wypełnia znamiona napaści z powodu ksenofobii lub nietolerancji religijnej. W tym przypadku Parlament Europejski już uchylił immunitet. Akt oskarżenia ma trafić do sądu jeszcze w tym miesiącu. Prokuratura pokazuje, że jest zdeterminowana, żeby doprowadzić do odpowiedzialności pana Brauna za to, co on czyni, bo jest to szkodliwe nie tylko dla osób, które padają ofiarami jego czynów, ale dla debaty publicznej, nie mówiąc już o reputacji Polski. Jednak do tej pory jedyne wymierzone kary dla Grzegorza Brauna to zakazy wstępu do polskiego parlamentu do końca kadencji i na salę plenarną Parlamentu Europejskiego - przez pół roku. Powodem jest to zakłócenie minuty ciszy upamiętniającej ofiary Holokaustu. Młyny sprawiedliwości mielą zbyt powolni, śledztwa toczą się zbyt długo, ten ostatni dzwonek już zadzwonił. A Grzegorz Braun wciąż łamie prawo. W sprawie tej wypowiedzi... Mord rytualny to fakt, a dajmy na to Auschwitz - z komorami gazowymi - to niestety fejk. ...planowany jest kolejny, czwarty już, wniosek o uchylenie mu immunitetu. Jeżeli się pobłaża, to tacy ludzie się rozbestwiają, czego przykłady widzimy teraz. Na rozpatrzenie pierwszego wniosku o uchylenie immunitetu Parlament Europejski potrzebował pół roku. Kolejne mają być procedowane szybciej. Powoli wszyscy już zaczynają mieć dość Grzegorza Brauna i jego problemów, bo on nie pojechał do europarlamentu pracować na rzecz Polski, tylko wyłącznie pobierać pieniądze, a przed parlamentem nagrywa i mówi, że to jakiś eurokołchoz. W starożytnych czasach najgorszą karą była kara zapomnienia, po prostu nic. Ale w przypadku polityka, którego w mediach społecznościowych obserwuje około pół miliona osób, to może być trudne. Choć nie niemożliwe. A dziś w "Niebezpiecznych związkach" u Doroty Wysockiej-Schnepf Monika Braun, prywatnie siostra europosła. TVP Info zaprasza na 20.18. Proniemiecki rząd niemieckich politycznych gangsterów sprowadza do Polski obce elementy i na szczęście na granicach stoją patrioci, za których warto się modlić. Taki katolicki głos popłynął z Jasnej Góry firmowany przez kościelnych hierarchów. Polskie MSZ protestuje w Watykanie, a kard. Grzegorz Ryś pisze list do wiernych i też mówi o migrantach. Co się mieści, a co nie, w katolickiej nauce społecznej? Nie jest rolą biskupów szczucie na siebie nawzajem dwóch chrześcijańskich narodów. To reakcja ministra spraw zagranicznych na te słowa wypowiedziane na Jasnej Górze. Jak świat światem nie będzie Niemiec Polakowi bratem. Tak biskup Wiesław Mering krytykował polski rząd. Rządzą nami ludzie, którzy sami określają siebie jako Niemców. A wszystko podczas pielgrzymki Rodziny Radia Maryja. Polską rządzą dziś polityczni gangsterzy. On manipuluje naszą religijnością, bo wypowiada swoje frustracje, czy jakieś lęki czy uprzedzenia, z miejsca, które nie służy do tego. Z dokumentów IPN wynika, że Wiesław Mering to były tajny współpracownik służby bezpieczeństwa o pseudonimie "Lucjan". Dzień później, też na Jasnej Górze, biskup Antoni Długosz modlił się za osoby z Ruchu Obrony Pogranicza Roberta Bąkiewicza. Tych, którzy bezinteresownie organizują partole. Tak mówił o migrantach... Postępuje islamizacja Europy poprzez masową imigrację. I dodawał... Niektórzy nadal twierdzą, że biednych ludzi, którzy szukają swojego miejsca na Ziemi, trzeba bezwarunkowo willkommen, otworzyć granice i dać im social. "Dość" mówi Ministerstwo Spraw Zagranicznych i wysyła do Watykanu notę protestacyjną. Jak ksiądz biskup chce działać w polityce, to niech zrzuci sukienkę i zapisze się do PiS-u, ale póki jest biskupem, wymagamy aby szanował konkordat. Na słowa biskupów seniorów z Jasnej Góry zareagował też arcybiskup Józef Kupny. Właśnie obchodzimy Rok Pojednania. Biskupów tych czynnych na najwyższym szczeblu jest ponad 150 w Polsce, a tylko jeden arcybiskup Kupny coś napisał nam na X. Wymowny jest też list kard. Grzegorza Rysia do parafian archidiecezji łódzkiej, który zostanie odczytany w najbliższą niedzielę. Kardynał podkreśla, że hejt, strach przed obcym, stereotypy, nienawiść stają się argumentem ważniejszym niż racje ludzkie i ewangeliczne. Apeluję o zmianę języka, a jeśli ktoś nie potrafi, to proszę: miejcie odwagę przynajmniej w takich wpadkach zamilknąć i nie dokładać ognia do tak rozpalonej rzeczywistości. Jak wynika z raportu Klubu Inteligencji Katolickiej, trwający od lat odpływ wiernych z Kościoła w Polsce spowodowany jest głównie zaangażowaniem duchownych w politykę i nierozliczeniem afer pedofilskich. Ale głos biskupów, którzy exodus wiernych próbują zatrzymać, w Kościele nadal jest słabo słyszalny. Premier Morawiecki pyta, kiedy rząd skończy z panoszeniem się Bundeswehry po Polsce i zamieszcza w sieci zdjęcia wojskowego pojazdu. Potem się okazało, że to samochód batalionu dowodzenia polsko-niemiecko-duńskiej jednostki, bywa w Polsce często, za czasów Morawieckiego też bywał. Post zniknął, więc można spytać: mała sprawność w sieci czy duża w dezinformacji? "Nie wiem, ale się wypowiem" - zasada częsta wśród polityków, zwłaszcza kiedy zdjęcie czy nagranie pasuje do wymyślonej narracji. Np. o Niemcach. To wpis byłego premiera rządu PiS. "Niemieckie wojsko w Polsce czuje się jak u siebie. To przejście w Lubieszynie. Pytanie do rządu: kiedy z tym skończycie?". Były premier trafił jednak kulą w płot, co, nie kryjąc oburzenia, od razu wytknął mu szef MSWiA. Za pańskich rządów pojazdy Korpusu Północ-Wschód należące do niemieckiego wojska tak samo jeździły do Szczecina. Nie podoba się panu NATO w Polsce? W czyim interesie pan działa, podważając tę obecność sojuszników? Wstyd, że były premier i wiceprezes PiS wypisuje tego rodzaju głupoty. Totalna kompromitacja. Wielonarodowy Korpus Północno-Wschodni w Szczecinie 26 lat temu, po wejściu Polski do NATO, powołały Polska, Niemcy i Dania. Z czasem dołączały kolejne kraje Paktu. Korpus składa się z 21 państw. Naszym zadaniem jest odstraszanie przeciwnika, a jeśli trzeba, jesteśmy również gotowi do obrony obszaru, który został nam przypisany, czyli regionu bałtyckiego. Mateusz Morawiecki powinien się w tym orientować - 6 lat temu do żołnierzy Korpusu jako premier wystosował list na 20-lecie formacji. Odczytał go ówczesny wojewoda. Chciałbym serdecznie podziękować żołnierzom korpusu za wzorową służbę, oddanie i przykład, jaki nam dają. Z wyrazami szacunku prezes Rady Ministrów Mateusz Morawiecki. Byłego premiera nie powinien więc zaskoczyć widok takiego samochodu na przejściu w Lubieszynie. 10 km od kwatery głównej korpusu. Jeździł za PiS-u, jeździł za wszystkich rządów, bo batalion dowodzenia tego korpusu jest po stronie niemieckiej, inne jednostki są po stronie polskiej. Mateusz Morawiecki do błędu się nie przyznaje. Zamiast tego odsyła szefa MSWiA do swojego artykułu prasowego. Wszystko, co najważniejsze, żeby pan też poznał pewne zagrożenia i poszerzył swoje horyzonty wyobraźni. Na wpis ostro zareagował rzecznik rządu. Jak wygląda klasyczna ruska dezinformacja na przykładzie działania Mateusza Morawieckiego. Czy ten kłamca chce wyprowadzić Polskę z NATO? I wiceminister obrony. Skasuj, kłamco. Były premier swój wpis skasował, ale ten żyje już swoim życiem, m.in. dzięki politykom PiS, Joannie Lichockiej czy Dariuszowi Mateckiemu, który trwa w przekazie: nie chcemy niemieckich wojsk w Polsce. Mam nadzieję, że się opamiętają i nie tylko będą wykasowywać takie informacje z Twittera, ale po prostu nie będą siać dezinformacji, bo to jest najsilniejsza broń ze wschodu naszych adwersarzy. Sam Korpus Północno-Wschodni liczy ponad 400 żołnierzy, ale do potencjalnej obrony wschodniej flanki ma pod sobą dywizje i grupy bojowe NATO od północno-wschodniej Polski, przez Litwę, Łotwę, po Estonię. Bez śladu. Wszyscy o tym mówili. Trudności w tej sprawie niestety były od samego początku. Maluchy maluchom. Jeżeli się jedzie w dobrym celu, to można jechać dookoła świata. Maluszki dojechały, zbieramy dalej pieniążki. Nie żyje Joanna Kołaczkowska, gwiazda polskiej sceny kabaretowej. Mówiliśmy jej tekstami, żałując, że nie są nasze, bo aż dudniły śmiechem sal, pełnych ludzi rozbawionych do łez. Ona sama nie bała się o siebie, a o los tego, co po niej zostanie, i o pamięć, która ulatuje jak popiół po spalonej fotografii. Dodawała jednak, że do tego też się można uśmiechnąć. No nie, pani Joanno. Na razie jeszcze nie potrafimy. Świetny żart, naprawdę, ja się może w domu wyśmieję. Robię wrażenie bardzo odważnej, bardzo takiej do przodu, hej, hej, wracam na scenę i robię zamieszanie, natomiast kiedy schodzę ze sceny, widzę, że ta scena jest dla mnie takim odbiciem, i jestem tam taką, jaką nie jestem w życiu, a chciałabym czasami być. Podziwiam czasami tę Aśkę ze sceny, chciałabym czasami coś z niej skraść dla siebie. Można naszą praca pomagać ludziom, to nie jest zwykłe bawienie się, rozluźnienie, można rozpuścić na chwilę okropny ból. Dokładnie 15 lat temu Iwona Wieczorek zniknęła z pola widzenia kamer sopockiego monitoringu. Zaginęła bez śladu, choć prokuratura twierdzi, że została zamordowana. Po 15 latach pojawiło się wiele informacji o jej życiu, ale w sprawie, dowodowo, wiadomo tyle, ile w dniu zaginięcia. Co tę sprawę trzyma ciągle w miejscu - i ciągle w społecznej świadomości? Gdańsk. Nadmorska dzielnica Jelitkowo. To właśnie tu, na ulicy Jantarskiej, dokładnie 15 lat temu Iwonę Wieczorek widziano po raz ostatni. O 4.12 nad ranem przy tym wejściu na plażę zarejestrował ją monitoring. Potem ślad po 19-latce się urywa. Kobieta wracała z imprezy, z klubu w Sopocie. Szła w stronę popularnego wśród mieszkańców Gdańska Parku Reagana. Prawdopodobnie kierowała się w stronę domu na osiedlu Jelitkowski Dwór. Nigdy tam jednak nie dotarła. Te nagrania obiegły wszystkie media, praktycznie w całej Polsce, wszyscy o tym mówili. To akurat zagięcie było takie bardzo realne, namacalne. Zazwyczaj się słyszy, że ktoś tam zaginął, i tyle, jest komunikat, że kogoś poszukują. Marta Bilska od kilku lat bada sprawę zaginięcia Iwony Wieczorek. Zdaniem dziennikarki o tym, że od 15 lat nikt nie jest w stanie rozwikłać zagadki zniknięcia dziewczyny, zdecydowało wiele czynników. Na pewno błędy, które popełniono w śledztwie, zwłaszcza na początku, na pewno zmowa milczenia, na pewno to, że wielu znajomych Iwony z bliższego, dalszego otoczenia albo mija się z prawdą, albo zasłania się niepamięcią. Trudności w tej sprawie niestety były od samego początku, ale związane bardziej z brakiem zabezpieczenia materiału dowodowego, chociażby w miejscu ostatniego pobytu Iwony Wieczorek, zabezpieczenia śladów kryminalistycznych. Przesłuchano kilkaset osób. Oprócz śledczych tematem zajmowali się dziennikarze, prywatni detektywi oraz osoby podające się za jasnowidzów. Wokół zaginięcia narosło mnóstwo teorii i hipotez. W 2011 roku Prokuratura Generalna w Gdańsku umorzyła postępowanie w tej sprawie, jednak wielowątkową tajemnicą wciąż zajmują się funkcjonariusze tzw. Archiwum X. Jest to specjalny dział śledczych, w skład tego zespołu wchodzą zarówno prokuratorzy, jak i funkcjonariusze policji, najbardziej doświadczeni. To postępowanie jest ukierunkowane na to, żeby w praktyce już - smutna informacja - nie szukać Iwony Wieczorek, ale odnaleźć miejsce, gdzie zostały schowane jej szczątki. Śledczy podkreślają, że kryminalne zagadki takie jak ta często udaje się rozwiązać dzięki jednej, pozornie nieważnej, informacji. Dlatego nadal liczą, że osoby, które mogą coś widzieć o sprawie, przerwą milczenie. O to samo od lat proszą bliscy zaginionej Iwony Wieczorek. Ocalenie druzyjskich braci i wyeliminowanie gangów reżymu - tak komunikuje Izrael i bombarduje budynek syryjskiego Ministerstwa Obrony. Świat ma szansę zobaczyć to na żywo, bo eksplozja prawie zdmuchnęła z planu dziennikarzy stacji telewizyjnych akurat nadających na tle budynku. Dlaczego Izrael odpala rakiety nad kolejny kraj? Izrael zbombardował Damaszek w biały dzień. Na oczach całego świata i reporterów telewizji syryjskiej. Tureckiej czy kurdyjskiej sieci z Irbilu. Rakiety spadły na cele wojskowe, w tym na budynek dowództwa armii w stolicy. Powód? Według Izraela ochrona mniejszości religijnej - Druzów. Jesteśmy zobowiązani do ochrony Druzów. Robimy to poprzez intensywne działania. Mam nadzieję, że to zostanie zrozumiane w Damaszku. Druzowie to grupa religijna wywodząca się z islamu. Mieszkają w Syrii, Libanie i Izraelu. Są lojalni wobec państwa i służą w izraelskiej armii. Ci mieszkający w Syrii starali się zachowywać neutralność, jednak kilka dni temu na południowym zachodzie kraju, gdzie stanowią większość, miało dojść do krwawych walk pomiędzy Druzami a sunnickimi Beduinami. Wtedy wkroczyła syryjska armia. Naszym celem jest ochrona mieszkańców przed gangami, które sieją spustoszenie w mieście. Ale według Izraela dokonała masakry w As-Suwajdzie. Zginęło około 300 osób. Doszło do egzekucji, grabieży i podpaleń. To filmy, które zalały izraelski Internet. Siły związane z rządem w Damaszku miały plądrować domy cywilów i upokarzać mężczyzn, goląc im wąsy. To od razu zestawiono z nazistami, którzy golili Żydów w czasie II wojny światowej. Prezydent Syrii, niegdyś przywódca islamskiej organizacji terrorystycznej, natychmiast obiecał Druzom ochronę. Druzowie są integralną częścią tego narodu. Ochrona waszych praw i wolności jest jednym z naszych priorytetów. Kolejny konflikt w regionie nie jest na rękę ani Amerykanom, ani UE, a tym bardziej krajom regionu. Rozmawialiśmy ze stronami i sądzimy, że jesteśmy na dobrej drodze do prawdziwej deeskalacji. Izraelscy Druzowie ruszyli w solidarności z braćmi na granicę z Syrią, żądając wsparcia i pomocy od izraelskiego rządu. Z zabrzańskiego Górnika, hiszpańskiej Osasuny, wrocławskiego Śląska, warszawskiej Legii, poznańskiego Lecha do reprezentacji Polski. Jan Urban obejmuje polską kadrę piłkarzy, i to w kluczowym momencie eliminacji do mundialu w Ameryce. Dziś PZPN przedstawił nowego selekcjonera. Rozmowa - w ten sposób zawsze rozwiązywałem problemy. Chcę wysłuchać jednej, drugiej, trzeciej strony. Zobaczymy, w jaki sposób wyjdziemy z tej sytuacji. Mam nadzieję, że dobrze, bo taka jest potrzeba, ta atmosfera musi być dobra, bo w dzisiejszej piłce, tak wyrównanej piłce, czy to klubowej, czy reprezentacyjnej, ta słynna atmosfera jest niesamowicie ważna, bo w decydujących momentach decyduje, że wygrywa ta drużyna czy inna. Gdy dopadło je nieszczęście, miały kilka lat, czasem mniej. Nie miały wpływu na te zdarzenia, ale ponoszą ich konsekwencje, uwięzione w ciałach pokiereszowanych w wypadkach. Potrzebują rehabilitacji i wsparcia, a to kosztuje, więc przez Polskę przetoczyła się kawalkada maluchów, która zbiera pieniądze w rajdzie z metą w Krakowie. Są na mecie. Małe auta, wielkie serca i wielki finał na Rynku w Krakowie. To był rajd, gdzie nie liczył się najlepszy czas, a misja. 98 załóg w maluchach w nieco ponad 2 tygodnie, a wszystko, by pomóc dzieciom - ofiarom wypadków drogowych. Trasa: rekordowe 5000 km. Łatwo nie było, ale było łatwiej niż w tamtym roku. Maluszki dojechały. Trzeba się cieszyć. Zbierajmy dalej pieniążki. Najpierw dookoła Bałtyku: Szwecja, Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa. I z powrotem do Polski. I to nie koniec bo potem 1500 km po polskich drogach. W ubiegłym roku doszło do ponad 21 tys. wypadków. Życie straciła niemal setka dzieci, a ponad 3000 zostało rannych. Dlatego ta wyprawa to nie tylko pomoc tym, którzy ucierpieli, ale też walka o przyszłość - o świadomość, edukację i prewencję. Dla dzieci, które bez nas nie poradzą sobie po wypadkach. Które tracą swoich rodziców, które tracą swoje rodzeństwo. Pojechali już po raz trzeci. Rajd łączy legendy polskiego motorsportu jak Sobiesław Zasada, Kajetan Kajetanowicz, Rafał Sonik, ale także muzyków, influencerów i fanów motoryzacji. Jestem już trzeci raz ambasadorem tej wielkiej wyprawy z wieloma wspaniałymi ludźmi, którym zależy. Jak widzicie. Pogoda nie pogoda, wiele tysięcy kilometrów w tym samochodzie. Maluch to nie jest taka prosta sprawa. Nie ma klimy. Często trzeba pchać. Te auta mają swoje charakterki. Po raz pierwszy na trasie za kółkiem można było spotkać reprezentację TVP. Dojechaliśmy ze szwankującymi szybami ponad 5000 km. Fiat 126p to symbol polskiej motoryzacji. Mały, ciasny, ale od dekad pokazuje, że mimo niedoskonałości potrafi wiele. - Pan jeździł maluchem? - Oczywiście. - Jak wrażenia? - A wspaniałe. Teraz ludzie narzekają, że za mało miejsca w samochodach, za mały rozstaw osi, a w maluchu ludzie dawali radę jechać na wakacje. Silniki stygną, ale serca wciąż rozgrzane, a paliwa do działania nie brakuje. Na zakończenie rajdu na profilu Wielka Wyprawa Maluchów w serwisie Zrzutka.pl zebrano już ponad 3 mln zł. Można ją wesprzeć jeszcze do północy. 18 stopni w cieniu. Tyle samo, ile woda w Bałtyku. Zachmurzenie częściej duże niż umiarkowane, wiatr raczej silny i porywisty, a opady częściej ciągłe niż przelotne. Takie lato 2025 mamy i słuchamy irytujących pytań o to, kiedy wrócą upały. No bo kiedy niby były? Ćwiartka wakacji za nami, więc czy to się jeszcze zmieni? Turyści tego lata grają w pogodową ruletkę. Niezależnie, w której części kraju spędzają wakacje, wszyscy szukają lata. Zmagamy się na zmianę z małym wiatrem, silnym wiatrem, ale jest bardzo dużo deszczu. jest bardzo zimno jak na polskie wakacje. Słaba pogoda do kąpania. Nie ma słońca za bardzo. Woda zimna bardzo, nie da się kąpać. Mogłoby być lepiej. tak jak 2 tygodnie temu - upalnie. Paradoksalnie w lipcu wysoką temperaturę znaleźć można jedynie w saunie. Tutaj jest gwarancja temperatury, o którą tak bardzo goście walczą w tę jesień, bo choć mamy astronomiczne lato, to dziś jedyne na Warmii ciepłe miejsce z widokiem na jezioro. Liczyłam na ciepłą pogodę, a tutaj deszcz się pokazał. Nadzieje na letnią aurę w najbliższych dniach rozwiewają synoptycy. W prognozach upragnionego lata nie widać. Lipiec na tę chwilę zapisuje się jako chłodniejszy miesiąc. Pogoda będzie dość niestabilna, burze i opady deszczu lokalnie o natężeniu intensywnym i porywisty wiatr. Temperatury do 25 stopni. Dziś na gdyńskiej plaży nie brakowało tych, którzy próbowali wykorzystać okno pogodowe. Słońce świeci, to można się kąpać. Albo budować zamki z piasku. Mają plan awaryjny na wypadek deszczu. Uciekamy na gofry. Zmienna aura nie powinna jednak zaskakiwać. Przez dekady lipiec charakteryzowały nie tropikalne upały, a właśnie deszczowe dni. Lipiec w Polsce to nie jest najpiękniejszy miesiąc i trudno go porównywać z lipcem nad Morzem Śródziemnym. Ostatnie lata przez zmianę klimatu to były te warianty bardzo upalne. Tym razem jest polska norma. Gdy jedni, zamiast wystawiać twarz do słońca, z niepokojem patrzą w niebo. Tak samo jak plażowicze, tak samo my unikamy tych gwałtownych chmur deszczowych, wyładowań atmosferycznych. To wszystko nie jest zbyt bezpieczne. Inni szukają bezpiecznego i pewnego lata poza granicami Polski. Grecja, Turcja, Hiszpania, Włochy są bardzo interesujące. Interesujące zmiany w pogodzie nad Polską nadejdą z końcem lipca. Według prognoz długoterminowych czeka nas fala upałów. Jutro o 22.25 Jedynka zaprasza na dokument "Auschwitz nie spadło z nieba", zrealizowany przez ambasadora Ronalda S. Laudera we współpracy z najważniejszymi na świecie instytucjami dokumentującymi i troszczącymi się o pamięć o Holokauście. Teraz już Radosław Sikorski, szef polskiej dyplomacji, w "Pytaniu dnia" u Justyny Dobrosz-Oracz.