Dobry wieczór, Monika Sawka, zapraszam na program 19.30. Jest kolejne zawiadomienie do prokuratury i kolejne faktury. Według rządzących powołujących się na informacje od sygnalistów kampania wyborcza byłego wicepremiera i posła PiS Jacka Sasina była finansowana z pieniędzy przekazanych na imprezę motocyklową. Pół miliona złotych z KGHM miało trafić na ulotki, długopisy, kubki, koszulki i kalendarzyki wyborcze. To bzdury mówią politycy PiS. O kampanii na dopingu - Bartosz Filipowicz. Państwowa Komisja Wyborcza ma już drugie zawiadomienie od europosła Michała Szczerby w sprawie nielegalnego finansowania kampanii wyborczej PiS. Podobnie jak prokuratura. Ale będą kolejne. Sygnaliści informują, że kampania PiS-u, kampania Jacka Sasina była finansowana ze środków przekazanych na imprezę motocyklowa w Wiśle. Chodzi o tę umowę spółki skarbu państwa KGHM Polska Miedź z firmą BERM z 25 września. Dotyczy imprezy Moto Power Show, która odbyła się 10 dni wcześniej. BERM miała według umowy promować wydarzenie. Wszystko za 380 tysięcy złotych netto, brutto to prawie pół miliona złotych, które - jak widzimy - wypłacono po wyborach. Choć wydarzenie skończyło się w połowie września, umowa na jego sponsoring była podpisana do 15 października, czyli do dnia wyborów. Jak mówi poseł Szczerba, data jest nieprzypadkowa, a w czasie trwania umowy firma BERM realizuje zamówienia na materiały wyborcze między innymi Jacka Sasina. Są faktury z września, są faktury z października, są zamawiane ulotki, są zamawiane długopisy, są zamawiane kubki, są zamawiane koszulki, kalendarzyki wyborcze. To wszystko nie ma żadnego pokrycia. Politycy PiS nie wierzą w doniesienia o nieprawidłowościach. Pan poseł Szczerba różne bzdury opowiada, jak zobaczę, to uwierzę. Na razie te wszystkie afery PiS, za które ludzie są wsadzani do więzienia, polegają na tym, że minister przysporzył korzyści majątkowej skarbowi państwa. Pod umową mieli się podpisać się ówczesny prezes KGHM Tomasz Zdzikot oraz dyrektor w spółce, członek Fundacji KGHM i bliski współpracownik Sasina, Kamil Kowaleczko. Ten sam, który miał zamawiać w firmie BERM materiały wyborcze. Zapytany przez nas o umowę Kamila Kowaleczko odpowiedział: Polityk PiS już wcześniej zaprzeczał jakimkolwiek powiązaniom z firmą BERM. Ja nie znam tej firmy, nie znam właściciela tej firmy, nigdy nie miałem z nim jakiegokolwiek kontaktu. Firma BERM, która w swoim portfolio chwaliła się projektami wykonanymi dla ministerstw i spółek skarbu państwa - nie odpowiedziała na nasze pytania. PiS traktował pieniądze skarbu państwa i spółek skarbu państwa jak swoje, nie jako pieniądze naszych widzów, o które należy dbać, troszczyć się tylko tam, gdzie można to wyłudzić, wydusić, rozkraść, to był złodziejski doping. Europoseł Szczerba zapowiada złożenie zawiadomienia do prokuratury w sprawie ujawnionej dzisiaj umowy. Jest weto prezydenta w sprawie ustawy likwidującej powołaną za rządów PiS komisję do badania wpływów rosyjskich w latach 2007-2022. Prezydencki minister przekonuje, że głowa państwa kieruje się bezpieczeństwem Polski. Według rządzących komisja miała być batem na ówczesną opozycję, potocznie nazwano ją "lex Tusk". W maju premier powołał nową - ekspercką komisję. Na jej czele generał Jarosław Stróżyk. W czwartek wspólnie w imię polskiego bezpieczeństwa, w piątek już osobno, też w imię polskiego bezpieczeństwa. Prezydent nie zgodził się na likwidację komisji do spraw wpływów rosyjskich powołanej przez PiS, bo jak twierdzi, kierował się bezpieczeństwem kraju. Pierwszy powód tego weta do tej ustawy to przekonanie prezydenta, że ta decyzja nie służy bezpieczeństwu Polski. To po pierwsze. Prezydent uważa, że komisja nie osiągnęła swojego celu. Nie osiągnęła - tu zgoda ze strony oponentów PiS-u - bo ich zdaniem cel komisji był jeden. Ona była po to, żeby uniemożliwić Tuskowi objęcie funkcji prezesa Rady Ministrów i oczywiście Sikorskiemu. Od początku była karykaturą czegokolwiek, co miałoby mieć znamiona profesjonalizmu. Była politycznym pomysłem na wyeliminowanie Tuska. Dlatego nazwano ją lex Tusk. Ustawę likwidującą komisję Sejm przegłosował pod koniec lipca. Ale prace komisji zakończono krótko po wyborach pod koniec listopada, a jej członków odwołano w burzliwej atmosferze. Musicie zrozumieć, że dzisiaj wraz z końcem tej komisji tych ludzi, którzy tam zasiadali, kończą się rosyjskie wpływy w Polsce. Dlaczego ta bojaźliwość, ta bojaźń jest tak wielka? Prawda zwycięży, prawda zwycięży. PiS-owska komisja pracowała trzy miesiące, a jej przewodniczący Sławomir Cenckiewicz przedstawił szczątkowy raport oskarżający służby kontrwywiadu wojskowego o działania sprzyjające Rosji. Odpowiedzialność za to miał ponosić między innymi obecny premier. To są materiały dotyczące premiera Donalda Tuska, ministrów Klicha, Siemoniaka, Cichockiego, Sienkiewicza. Premier Donald Tusk nazywa zbieraniem haków to, co działo się dwa dni po wyborach - Cenckiewicz zwrócił się o teczki osób z czasów poprzednich rządów Tuska, generałów Pytla, Noska czy generała Mirosława Różańskiego, który został wybrany na senatora Trzeciej Drogi. Szef rządu powołał nową - ekspercką komisję ds. rosyjskich wpływów, która jak twierdzi - ma zupełnie inny cel. Mi osobiście na tym bardzo zależało, żeby ta komisja badała rzeczywiste zagrożenia wynikające z wpływów rosyjskich i białoruskich służb na życie gospodarcze, społeczne, na politykę w Polsce, a nie, żeby była takim młotem na czarownice z opozycji. Ale prezydent w uzasadnieniu weta dezawuuje działania nowej komisji. Nie stanowi aktu prawa powszechnie obowiązującego, bo nie została powołana ustawą, ale rozporządzeniem prezesa Rady Ministrów. Niska ranga aktu prawnego powoduje, że gremium to jest całkowicie podporządkowane organowi je powołującemu - prezesowi Rady Ministrów - zarzuca nowej komisji Andrzej Duda. Powoli jego weta będą miały bardzo małe znaczenie, bo za rok będziemy mieli zupełnie nową sytuację. Jak informuje premier, pierwszy raport z ustaleń obecnej komisji do spraw wpływów rosyjskich i białoruskich zostanie przedstawiony 29 października. Jest jednym z najbardziej zaufanych doradców premiera, przez lata był w politycznym cieniu. Teraz wychodzi na pierwszy plan. Piotr Serafin ma być polskim kandydatem na komisarza w Brukseli. Na propozycje szefa rządu zgodził się prezydent. Serafin przez dziennikarzy Politico został nazwany gladiatorem. O tym, jaka teka może mu przypaść, z Brukseli Dorota Bawołek. Polski kandydat na komisarza według nieoficjalnych informacji celuje w resort ds. budżetu w Komisji Europejskiej, w którym miałby zajmować się między innymi podziałem wspólnych pieniędzy. To zazwyczaj ponad bilion euro do wykorzystania w ciągu siedmiu lat. Piotr Serafin ma olbrzymie doświadczenie nie tylko w tej dziedzinie unijnej współpracy. Zanim został doradcą Donalda Tuska, gdy ten sprawował funkcję przewodniczącego Rady Europejskiej, to jako wiceminister ds. europejskich negocjował miliardy dla Polski z unijnej kasy. Był także głównym doradcą w gabinecie Janusza Lewandowskiego, gdy ten był polskim komisarzem ds. budżetu. Piotr Serafin negocjował też pieniądze do Polski za rządów Kazimierza Marcinkiewicza. Kandydatura, rozmawiałem z wieloma osobami, pana Piotra Serafina jest apolityczna. Nie jest członkiem żadnej partii, pracował z bardzo wieloma ekipami, jest radykalnie skoncentrowany na zadaniach państwowych zawsze, taki wzór patrioty, niepartyjnego, świetnego fachowca. Najlepszego w Europie, więc nie widzę tutaj pretekstu, żeby kwestionować tę kandydaturę. Rozmowy z kandydatami na unijnych komisarzy Ursula von der Leyen rozpocznie już w przyszłym tygodniu i to ona ostatecznie podzieli teki, a europosłowie sprawdzą, czy politycy nadają się do sprawowania zaproponowania im funkcji. Tak zwane przesłuchania w europarlamencie wcale nie są łatwe. Obecny polski komisarz Janusz Wojciechowski wysłany do Brukseli przez rząd Zjednoczonej Prawicy miał w europarlamencie egzamin powtórkowy. Po zatwierdzeniu całego kolegium składu komisarzy przez Parlament Europejski w październiku nowa Komisja Europejska zacznie prace 1 listopada. Oglądają państwo 19.30. Już za chwilę - Rosjanie odcięci od zaopatrzenia. Ukraina zniszczyła kluczowy most, a później jeszcze... Czy się zabrała z kimś, czy gdzieś poszła. Tajemnicze zaginięcie na autostradzie A4. Ostatni raz kobieta kontaktowała się 9 sierpnia. Jest pojazd, telefon komórkowy, ale wewnątrz nie ma kobiety. Tam się mogło zdarzyć wszystko tak naprawdę. To jest właśnie najstraszniejsze. Długi weekend i tłumy turystów. Gwar, dużo ludzi, tłok wszędzie. Klimat sielski, anielski. Ceny są kosmiczne. Zawsze można wybrać camping, a nie hotel. Farma dobrej woli. Chcemy żeby tu zamieszkały nasze dzieci, żeby się tu zestarzeli, kiedy my już nie damy rady. Ja nie mam nikogo, kto by się Anetką zajął. Daje to komfort rodzicom i bezpieczeństwo dzieciom. To było precyzyjna i spektakularna operacja. Ukraińcy przeprowadzili atak na Most Krymski oraz przeprawę promową łączącą okupowany Krym z Rosją. Rosjanie odparli uderzenie. Ale to był kolejny bolesny cios ukraińskiej armii, która zajmuje też kolejne miejscowości w całym obwodzie kurskim na terenie Rosji. I otwarcie mówi o potencjalnych negocjacjach, ale na własnych warunkach. W tej chwili przekraczamy granicę z Rosją. Nigdy nie sądziliśmy, że to się stanie. Włoska reporterka Stefania Battistini wraz z operatorem to pierwsza zagraniczna ekipa, która dostała się na teren zajęty przez ukraińskie wojska. Dlaczego zostałaś? Rosjanie kazali nam tu zostać, a potem nas tu zostawili. Jak zachowują się ukraińscy żołnierze? Są bardzo uprzejmi. Ten reportaż z rosyjskiej Sudży w głównym wydaniu dziennika pokazała stacja RAI1. To zirytowało Kreml. Rosyjski MSZ wezwał włoskiego ambasadora i grozi postępowaniem karnym. To, co dzieje się w obwodzie kurskim, relacjonują amerykańska stacja CNN i brytyjskie BBC. Nikt nie lubi wojny. Chcemy ją zakończyć. Nie jestem chętny do walki. Ale za naszą Ukrainę, za nasz naród będziemy walczyć do końca. Na zajętych terenach obwodu kurskiego Ukraińcy utworzyli komendanturę wojskową. Ma dbać o zachowanie porządku i pomoc humanitarną dla lokalnych mieszkańców. Tak Kijów chce zademonstrować światu, jak powinna zachowywać się armia na terytorium innego państwa. Naszym głównym celem jest, aby ci ludzie otrzymali najpotrzebniejsze rzeczy - żywność, wodę, lekarstwa zgodnie z międzynarodowym prawem humanitarnym. Rosja przegrywa operację kurską nie tylko na medialnym froncie. Ukraińcy miejscami posunęli się w obwodzie o kolejne 3 km. Zniszczyli kluczowy most, który służył do zaopatrywania rosyjskich wojsk, i atakują kolejne przeprawy. Okupant ponosi straty, a to jest bardzo pomocne dla naszej obrony. Chodzi o zniszczenie logistyki armii rosyjskiej i wyczerpanie jej rezerw. Musimy zadać maksymalne straty wszystkim rosyjskim pozycjom i to robimy. O celach ofensywy ukraińskich żołnierzy w obwodzie kurskim mówi też doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak. Jeśli mówimy o potencjalnych negocjacjach, podkreślam, potencjalnych, będziemy musieli posadzić przy stole Federację Rosyjską. Na naszych własnych warunkach. Tylko tego lata Rosja z regionu kurskiego przeprowadziła ponad dwa tysiące ataków na ukraiński obwód sumski. Także dziś. Żyjemy tak od 2022 roku. Tu jest ciągły ostrzał. Niech nasze wojska dadzą im łomot za każdą... Za każdą łzę. Walka z drożyzną kluczowym punktem programu gospodarczego Kamali Harris. Kandydatka Demokratów przedstawiła plan na sto dni prezydentury. Wśród proponowanych rozwiązań są: zakaz zawyżania cen żywności i ulgi na dzieci. W ciągu 4 lat zapowiada powstanie 3 mln nowych domów. Czy to śmiałe pomysły, czy gospodarczy populizm? Oczy Amerykanów zwrócone na Raleigh w Karolinie Północnej. To właśnie tu Kamala Harris odsłoniła karty i przedstawiła swój program gospodarczy. Teraz jest czas, aby wytyczyć nową drogę naprzód! Bo to właśnie gospodarka jest najważniejszym tematem dla Amerykanów. Moim głównym priorytetem będzie obniżenie kosztów i zwiększenie bezpieczeństwa ekonomicznego dla wszystkich Amerykanów. Ale to klasa średnia była głównym adresatem przemówienia. Jednym z największych atutów Ameryki i aby ją chronić, musimy bronić podstawowych zasad: twoja pensja powinna być wystarczająca, aby zapewnić tobie i twojej rodzinie dobrą jakość życia. To było niesamowite przemówienie, odniosła się głównie do obaw klasy średniej. A klasa średnia wspiera wszystkie klasy. A to już konkrety kandydatki Demokratów na pierwsze sto dni prezydentury. Harris proponuje wsparcie finansowe dla osób, które po raz pierwszy zdecydują się na zakup domu, zapowiada też wybudowanie 3 mln nowych mieszkań. 25 tys. dolarów dla osób kupujących dom po raz pierwszy. Wybudowanie 3 mln. nowych mieszkań w ciągu najbliższych 4 lat. Ulga podatkowa dla deweloperów budujących przystępne cenowo mieszkania na wynajem. Planuje wprowadzenie ulgi podatkowej dla rodziców nowo narodzonych dzieci i zwiększenie dotacji na program ubezpieczeniowy dla najuboższych - Obamacare. Wprowadzenie ulgi podatkowej w wysokości 6 tys. dolarów dla rodziców noworodków. Kandydatka Demokratów zapowiada też walkę z nieuczciwym zawyżaniem cen żywności przez korporacje. Harris w swoim programie przeciwstawia się wizji Donalda Trumpa, kandydata republikanów, który chce radykalnych podwyżek ceł na import do Stanów Zjednoczonych. Zmusimy ich do płacenia. Trump planuje nałożyć 60-procentowe cło na towary z Chin, a 10-procentowe na pozostałe z importu. To zdewastuje Amerykanów. Będzie oznaczało wyższe ceny na prawie każdą z codziennych potrzeb. W ogólnokrajowych sondażach to właśnie Harris - choć nieznacznie - wyprzedza Donalda Trumpa. O poparcie Amerykanów będzie walczyła też tu - w Chicago. Podczas narodowej konwencji Demokratów. Nominujemy kogoś, kto jest najbardziej doświadczoną osobą na to stanowisko, Kamalę Harris, która zamierza przejść do historii jako pierwsza kobieta prezydent. Nominację odbierze 19 sierpnia, na oczach 50 tys. ludzi zgromadzonych w United Center i milionów przed telewizorami. Teraz zablokowana autostrada A4 na Dolnym Śląsku. Policjanci próbują ustalić, co stało się z 35-letnią Izabelą Parzyszek, która tydzień temu zaginęła w tajemniczych okolicznościach. Kobieta jechała samochodem z Bolesławca do Wrocławia. Wieczorem skontaktowała się z bliskimi i powiedziała, że zepsuło jej się auto. I tu ślad się urywa. To tu tydzień temu zaginęła Izabela Parzyszek. Rano policjanci zablokowali odcinek autostrady A4, żeby z pomocą psa tropiącego znaleźć jakikolwiek ślad. Badamy w chwili obecnej wszystkie wątki. Prowadzone śledztwo pod nadzorem prokuratora jest wielowątkowe. Natomiast same okoliczności zaginięcia kobiety budzą wiele wątpliwości. Wieczorem w dniu zaginięcia Izabela Parzyszek jechała do Wrocławia. Miała odebrać swojego ojca ze szpitala. Po drodze zadzwoniła do taty, że na autostradzie na wysokości Kwiatowa zepsuł się jej samochód. Gdy po godzinie ojciec rozmawiał z nią jeszcze raz, powiedziała, że ciągle nie wezwała pomocy. I to był ostatni kontakt. My tak naprawdę, do tej pory wiemy tylko to. I to jest najstraszniejsze, że na razie wiemy tylko to. Samochód został na poboczu, a w nim zatrzaśnięty telefon komórkowy Izabeli Parzyszek. Pojawiają się pytania, co tak naprawdę stało się z kobietą? Tam mogło się wydarzyć wszystko tak naprawdę. Od wypadku drogowego, poprzez uprowadzenie, dokonanie innego przestępstwa o podłożu chociażby seksualnym. Wariantów jest tyle, ile scenariuszy napisało życie. Jak wynika z policyjnych statystyk, w ubiegłym roku w Polsce zaginęło prawie 13 tys. osób. Zdecydowaną większość udaje się odnaleźć w ciągu 30 dni. Czas jest kluczowym czynnikiem w poszukiwaniach, a od zniknięcia kobiety minął już tydzień. Czas za każdym razem działa na niekorzyść. Bo czym więcej czasu mija, tym trudniej jest ustalić tę mnogość faktów, które w międzyczasie się wydarzają. Izabela Parzyszek jest szczupłą blondynką z włosami do ramion. Ma 35 lat, 173 cm i brązowe oczy. Policja apeluje, by każdy, kto posiada informacje albo nagrania mogące pomóc ją odnaleźć, skontaktował się z najbliższym komisariatem. W przypadku informacji, posiadania informacji odnośnie kobiety, odnośnie jej aktualnego miejsca pobytu. Na wszystkie telefony odpowiadamy, wszystkie informacje przyjmujemy celem weryfikacji i dalszych działań. Bo są to informację na wagę życia. Siedmiolatka błąkała się nocą przy torach w Bydgoszczy. Roztrzęsioną dziewczynkę zauważyła jedna z mieszkanek i zawiadomiła policję. Dziecko funkcjonariuszom powiedziało, że matka je pogryzła i wyrzuciła z domu. Kobieta była kompletnie pijana. Pod opieką miała jeszcze 4-letnią córkę. Okolice torowiska w Bydgoszczy. To tu w nocy błąkała się siedmiolatka. Dziecko zauważyła starsza kobieta i od razu zawiadomiła policję. Policjanci ustalili, że dziewczynka została wyrzucona z domu przez matkę i na jej ręce ujawniono ślad po ugryzieniach. Mówiła, że ugryzła ją mama. Siedmiolatka była roztrzęsiona i zagubiona. Sama przeszła około kilometra. Dziecku mogło się wiele stać, to było zagrożenie jego życia i zdrowia. Policjanci dotarli do matki dziewczynki. Kobieta była pijana - miała 2,5 promila alkoholu w organizmie. A pod jej opieką była jeszcze czteroletnia córka. W tym samym czasie na miejscu pojawił się ojciec, on również był nietrzeźwy. Rodzina jest znana policjantom z wcześniejszych interwencji. Osoba, która zajmowała się tymi dziećmi, potwierdza, że były częste tutaj awantury, słyszała wyzwiska pod adresem dziecka ze strony matki. 33-latce postawiono zarzut narażenia dziecka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia. Grozi jej do pięciu lat pozbawienia wolności. Dziewczynki trafiły do pogotowia opiekuńczo-wychowawczego. O ich dalszym losie zadecyduje sąd rodzinny. Trauma związana z takimi doświadczeniami może zostać z dzieckiem do końca życia. Nie sądzę, żeby było w stanie zapomnieć, to będzie jak blizna, będzie ślad. Z danych Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę wynika, że blisko 80% dzieci w Polsce co najmniej raz w życiu doświadczyło przemocy. Chodzi nie tylko o fizyczną agresję, ale również znęcanie psychiczne i zaniedbanie. Dziecko, które od tych osób, od których powinno doznawać opieki, doznaje przemocy, cierpi w dwójnasób. Te ponure statystyki ma zmienić tak zwana ustawa Kamilka. Przepisy wprowadziły m.in. reprezentanta dziecka w sądzie, nakładają też na wszystkie instytucje, w których przebywają dzieci, standardy ochrony małoletnich. Naczelnym celem ustawy jest wprowadzenie bezpiecznego środowiska, tak żeby były narzędzia, które pomagają reagować, gdy jest przemoc wobec dzieci. Wszystko po to, by ochronić tych, którzy sami są bezbronni. Tatry z rekordową liczbą turystów. Przez 7 miesięcy odwiedziło je ponad 2,6 mln osób. Największą popularnością cieszy się niezmiennie szlak do Morskiego Oka. Chętnych do zdobywania szczytów jest tak wielu, że niektórzy muszą stać w kolejkach. Jadąc w góry trzeba mieć nie tylko dobrą kondycję, także gruby portfel. Bo ceny w niektórych hotelach zwalają z nóg. "Sierpniówka" - tak branża turystyczna określa ten trwający od czwartku weekend. To szczyt sezonu wakacyjnego. Gwar, dużo ludzi, tłok, po górach juz tak słabo się chodzi. Słabo się chodzi albo stoi - tak jak podczas wejścia na Orlą Perć. Od 9.00 kolejki tworzą się też w kopule szczytowej Giewontu i na Rysach. Za dużo ludzi, turystów, ale nam podoba się ten wystrój. "Sierpniówka" najbardziej podoba się właścicielom hoteli i pensjonatów. Dzisiaj mogę powiedzieć, że jest 100%, jutro jeden wolny pokój. W Zakopanem na dwa dni przed długim weekendem nie dało się już znaleźć tanich miejsc. Nie ma noclegów poniżej 200 złotych. Ceny są kosmiczne, ale nie widzimy jakichś zwyżek, które były w zeszłym roku, utrzymują się na wysokim poziomie, ale relatywnie podobne do roku poprzedniego. Według Marka Kamińskiego, który od lat analizuje ruch turystyczny, czteroosobowa rodzina na długi weekend w Polsce wyda około 5000 złotych. W Sopocie więcej. Nie są to wakacje na każdą kieszeń, ale przy odpowiedniej gospodarności, bez restauracji da radę. Zawsze można wybrać camping, a nie hotel. Za dwuosobowy pokój za noc trzeba wydać 500 złotych. Motorówki, żaglówki, kajaki - na jeziorach Warmii i Mazur ruch jak na Krupówkach. Jestem zmęczony, wykończony. Od rana do wieczora trzeba tu turystów obsługiwać. Mazury, morze i góry to najbardziej oblegane kierunki. Typowym regionem, gdzie czekają wszyscy na turystów, jest Podlasie, niestety piękne, ale ze względów politycznych jest tych turystów mniej. Jak podkreślają eksperci - jest tu taniej i równie bezpiecznie. Choćby w Tykocinie. Cisza, spokój małego miasteczka, klimat sielski, błogi spokój. Stolica Podlasia przeżywa jednak najazd turystów, bo odbywają się tu koncerty Lata z Radiem i Telewizją Polską. Nie sposób ominąć tak wspaniałą imprezę, fajnie, że Białystok jest dostrzegany przez telewizję, przez artystów. A gdy już dostrzeżemy wszystkie uroki sierpniówki i wrócimy do domu, trzeba będzie solidnie odpocząć. Największy polski satelita poleciał w Kosmos. Pierwszą fazę misji zakończył pomyślnie. EagleEye, czyli "oko orła", pozwoli na obserwacje Ziemi z wyjątkową rozdzielczością. Satelita został wyniesiony przez rakietę firmy Space EX. To przełomowy projekt dla całego polskiego sektora kosmicznego, który ma szansę wprowadzić nas do elitarnego grona. Satelita uruchomił się od razu. W pierwszej sesji komunikacyjnej. My komunikujemy się z satelitą przez radio. W czasie pierwszej sesji już był kontakt. Spodziewano się, że nawet 48 godzin może trwać nawiązanie kontaktu. To trwało 10 minut. To świadczy o wysokiej jakości satelity. Jest dużo tajemnic i trudnych rzeczy, gdy się składa satelitę. Nawet z dobrych komponentów. Ale sztuką jest to złożyć, żeby to działało stabilnie. Woda w kranie musi się sama zakręcać, światło samo gasić w odpowiednim momencie, kwiaty nie powinny być trujące. Koło Warszawy powstaje inteligentny dom dla osób z niepełnosprawnością intelektualną. Ma zapewnić nie tylko dach nad głową, ale też zajęcie mieszkańcom. Tworzy go Stowarzyszenie Dobra Wola przy współpracy z kilkoma warszawskimi uczelniami. Ważne chwile dla przyszłych mieszkańców. Mają szansę dołożyć swoją cegiełkę do budowli, która odmieni ich życie. W Janowie pod Warszawą powstaje inteligentny, energooszczędny dom, który będzie reagować na ich potrzeby. Jeżeli będzie zimno, zamkną się okna i dogrzeją. Jeżeli będzie za gorąco, włączy się wentylacja. Nasi ludzie nie są w stanie nad tym panować. Ten dom, który będzie wyposażony w różne narzędzia do kontrolowania i dbania o mieszkańców, zdejmie też trud z ich rodziców. W planach jest ogród warzywny, palarnia kawy czy schronisko dla zwierząt. Dom będzie nie tylko mieszkaniem z profesjonalną opieką specjalistów. Zapewni kontakt z rówieśnikami, zajęcia i poczucie sprawczości. Moja córka już nie chce być ze mną. Ona woli być z kolegami, z koleżankami. Jej pytanie jest rano: "Gdzie ja dzisiaj jadę?". Byle nie z mamusią. Bo z mamusią jest już 40 lat. Loty balonem, rejsy żeglarskie czy offroadowa jazda wrakami samochodów. Stowarzyszenie Dobra Wola od 20 lat organizuje obozy pełne niezapomnianych przeżyć dla osób z niepełnosprawnościami. Jest tu superowo, mogę jechać na wakacje, trenować, bo trochę utyłam nie przez przypadek. Jacek Zalewski, założyciel stowarzyszenia i ojciec niepełnosprawnego Kuby, powtarza: Jeśli dziecka nie można wyleczyć, trzeba mu dać jak najwięcej szczęścia. Ale tak jak inni rodzice coraz częściej zadaje sobie pytanie: co będzie dalej? Ja tracę siły, a Kuba ma ich coraz więcej. Nie wiem, jak długo jeszcze dam radę, a chcę mu zapewnić przyszłość i bezpieczeństwo. W realizację projektu włączyła się ponad setka naukowców i studentów z takich uczelni jak Politechnika Warszawska, Szkoła Główna Gospodarstwa Wiejskiego, Uniwersytet Warszawski czy Vistula. Ale funduszy na budowę szukają rodzice. Cała inwestycja ma kosztować 15 mln zł i jeśli uda się zebrać pieniądze od ludzi dobrej woli, zakończy się za rok. W 19.30 jeszcze zaproszenie do TVP Info na program "Sto pytań do". Dziś w roli głównej były minister rolnictwa, marszałek senior Marek Sawicki. O gospodarkę, rolnictwo i światopogląd będziemy pytać marszałka Sawickiego. Sentencja: Mało pytających, dużo wszystkowiedzących. Ja już państwu dziękuję. Czekam na państwa jutro o 19.30. Spokojnego wieczoru.