Wybuch na torach - potwierdzony akt obcej dywersji. Zatrzymani hakerzy - wywołali setki fałszywych alarmów. Setka myśliwców - Ukraina kupuje uzbrojenie we Francji. Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór! "Bezprecedensowy akt dywersji. Dopadniemy sprawców" - mówi premier po incydentach na torach strategicznej magistrali kolejowej, długiej na niemal 270 kilometrów linii numer 7 łączącej Warszawę Wschodnią z Dorohuskiem tuż przy granicy z Ukrainą. W pobliżu stacji Mika eksplozja ładunku wybuchowego zniszczyła tor, z kolei niedaleko puławskich Azotów przez uszkodzoną linię kolejową gwałtownie hamował pociąg z setkami pasażerów. To wydarzenia, z jakimi nie mieliśmy do czynienia od końca II wojny światowej, a co dokładnie o nich wiadomo? To mogło skończyć się katastrofą. Na trasie Warszawa - Lublin doszło do eksplozji. I jak poinformował premier, nie było to przypadkowe działanie. Jesteśmy na miejscu eksplozji, która miała najprawdopodobniej na celu wysadzenie pociągu na trasie Warszawa - Dęblin. Niestety nie mamy wątpliwości, że mamy do czynienia z aktem dywersji. Doszło do odpalenia ładunku wybuchowego, który uszkodził tory kolejowe. W sobotę wieczorem mieszkańcy wsi Mika w powiecie garwolińskim usłyszeli niepokojące odgłosy. Huk słyszeliśmy mocny. Okropny, okna drżały. Był to taki niewyobrażalny huk, że myśleliśmy, że po prostu jakiś piec albo u nas, albo w pobliżu wybuchł. Około 9:30 wieczorem policja otrzymała pierwsze zgłoszenia. Ale funkcjonariuszom nie udało się odnaleźć źródła huku. W niedzielę przed 7:00 maszynista PKP Intercity przekazał służbom kolejowym informację o nierówności na torach przebiegających przez stację Mika. Niespełna godzinę później pociąg Kolei Mazowieckich zatrzymał się tuż przed zniszczonym fragmentem torów. Maszynista potwierdził, że brakuje około metra szyny. Po raz pierwszy w powojennej historii Polski doszło do aktu dywersji i wysadzenia części szyny. Od tego czasu na miejscu pracują policja, prokuratura, ABW i CBŚP. Służby jeszcze długo i intensywnie będą pracować tu w pobliżu stacji PKP Mika. Ten akt dywersji mógł skończyć się tragicznie, bo tą trasą oprócz pociągów towarowych oczywiście kursują także pociągi pasażerskie, którymi podróżują setki osób. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Dziś odbyło się spotkanie czterech ministrów współpracujących przy tej sprawie. Jak usłyszeliśmy, na miejscu eksplozji znaleziono "obfity materiał dowodowy". Pozwoli z całą pewnością bardzo szybko zweryfikować sprawców tego haniebnego aktu dywersji. Postępowanie w sprawie dywersji i usiłowania spowodowania katastrofy w ruchu lądowym wszczęła prokuratura krajowa. Ewentualnym sprawcom może grozić dożywocie. Prokuratura będzie bezwzględnie ścigać tego typu akty. I przestrzegamy wszystkich, którzy mają takie zamiary wobec państwa polskiego, że nie będzie miejsca na Ziemi, gdzie taka osoba się ukryje. Rządzący nie wykluczają żadnego scenariusza. Prawdopodobieństwo, że dzieje się to na zlecenie obcych służb, jest bardzo wysokie. Zwłaszcza, że jak przypomniał premier, trasa ma kluczowe znaczenie w dostarczaniu pomocy Ukrainie. A na tej samej trasie, w pobliżu Puław na Lubelszczyźnie, doszło do kolejnego incydentu. Zniszczona została sieć trakcyjna, a jej fragmenty wybiły szybę w jednym z pociągów. Na jednym z torów ktoś zamontował metalową obejmę. Na szczęście była zbyt słaba, by zatrzymać pociąg. Czy to też był akt dywersji - sprawdzają służby. Eksperci nie mają wątpliwości - to przykład zaplanowanej, rosyjskiej dywersji. Ktoś miał specjalistyczną wiedzę i wiedział, w jaki sposób można doprowadzić do ataku na kolei. Wyrwanie w torach odcinka ok. 1 metra tuż przed zakrętem, to jest wszystko nakierowane na osiągnięcie katastrofy. PKP wzmocniły ochronę linii kolejowych. Wespół ze SOK, wszystkie posterunki zostały wzmocnione, wszystkie zespoły zostały wzmocnione, wszyscy zachowują się czujnie. Jak poinformował premier, we wtorek rano odbędzie się nadzwyczajne posiedzenie rządowego Komitetu ds. Bezpieczeństwa Narodowego z udziałem dowódców wojskowych, szefów służb i przedstawiciela prezydenta. "Adwersarz rozpoczął przygotowania do wojny" - komentuje szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Lecące w kierunku Polski drony, nieprzypadkowe pożary, ataki cybernetyczne, dezinformacja - to tylko przykłady działań, na które musimy być przygotowani, bo będą się powtarzały. Nie da się ukryć, że ona się dynamizuje coraz bardziej. Tak o wojnie hybrydowej mówią eksperci. Ona trwa i również zdaniem wojskowych wkracza w kolejną fazę. Adwersarz rozpoczął czas przygotowania do wojny. Buduje tutaj pewne środowisko, które ma doprowadzić do podważenia zaufania społeczeństwa do rządu, do podstawowych organów takich jak siły zbrojne, jak policja. Doprowadzić do stworzenia warunków dogodnych do potencjalnego prowadzenia agresji na terytorium Polski. Tak ostrzega szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego. Akt dywersji to test. Test tego, jak działa państwo. Rosja sprawdza nasze procedury po to, by wykryć luki i słabości. Oni w ten sposób ćwiczą, to jest pole bitwy, które oni sobie na naszym terytorium organizują, oczywiście również chodzi o wywoływanie napięć. A te napięcia były widoczne w przypadku ataku rosyjskich dronów na Polskę. Wtedy pojawiały się dezinformacje i oskarżenia opozycji wobec rządzących. Im mniej mamy zaufania do siebie wzajemnie jako poszczególne grupy społeczne, tym łatwiej nas dzielić, tym samym osłabiając naszą gotowość obronną. O tym, jaka jest skala rosyjskich ataków w Polsce, ale i w Europie, pokazuje ten raport Międzynarodowego Centrum ds. Zwalczania Terroryzmu. Według dokumentu rosyjskie służby przeprowadziły w ostatnich latach ponad 100 ataków w całej Europie. Najwięcej w Polsce. Co ciekawe, za tymi atakami najczęściej nie stoją zawodowcy. 600 profesjonalistów wróciło do Moskwy w ostatnim czasie. No więc trzeba łapać, kogo się da. Łapiemy ludzi stąd, często łapiemy kryminalistów. Bo dla Moskwy są łatwym celem - to ludzie bez zahamowań, dla których liczy się tylko zysk. Rosja chętnie z tego korzysta. Za pomocą kanału np. na Telegramie jest to werbunek zwyczajnie za pieniądze. Wśród zadań na przykład; podpalanie sklepów, magazynów, wysyłanie paczek zwierających materiały wybuchowe czy odczepianie kilkudziesięciotonowych wagonów. To tylko przykłady, a te dane: 55 osób zostało zatrzymanych, kilkanaście aresztowanych, kilka skazanych, wiele zostało wydalonych. Pokazują, że służby działają. Za akt sabotażu grozi dożywocie. Prokuratura będzie bezwzględnie ścigać tego typu akty i przestrzegamy tych, którzy mają takie zamiary wobec państwa polskiego, że nie będzie miejsca na Ziemi, gdzie taka osoba się ukryje. Według ekspertów celem Rosjan i ich działań jest doprowadzenie do tego, by Zachód zrezygnował z pomocy Ukrainie. Ulegając tej wojnie, będziemy napędzać agresora, stąd też kluczowe jest to, żeby w tej sytuacji jeszcze bardziej się jednoczyli i byli bardziej zdeterminowani, by odpowiadać w silny sposób, a nie tchórzostwem na rosyjską agresję. Dziennikarze raportu specjalnego już rok temu w TVP Info opowiedzieli o ludziach, którzy rekrutowali dywersantów. Ślady prowadzą do Rosji i Białorusi. Dziś według nieoficjalnych informacji dziennikarzy, za byłym funkcjonariuszem FSB, szefem tak zwanej grupy lublińskiej, który miał oferować 10 tysięcy dolarów za wykolejenie pociągu, został wystawiony list gończy. Oglądają państwo "19:30" w poniedziałek. Co jeszcze przed nami? Mali wojownicy. Skrajny wcześniak z wagą 430 gramów. Dzieci rodzą się naprawdę bardzo malutkie, czasem kilogram, czasem mniej niż kilogram. Dziś światowy dzień wcześniaka. Jesteśmy takimi cudami. Marysia studiuje, prowadzi badania naukowe. Rehabilitacja przy tych skrajnych wcześniakach jest bardzo ważna. Słup ognia w Krakowie. O poranku mieszkańcy zobaczyli płomienie sięgające na około 20 metrów. Doszło do rozszczelnienia instalacji gazowej na terenie ogródków działkowych przy ulicy Komandosów na krakowskim osiedlu Podwawelskim. Do zdarzenia doszło około godziny 4:00 nad ranem. Do akcji wysłano 11 wozów straży pożarnej i 37 strażaków. Na miejscu działał sztab kryzysowy. Strażacy zabezpieczyli teren, wyznaczyli strefę zagrożenia, rozstawili kurtyny wodne i monitorowali stężenia gazu. W pożarze spłonął pobliski drewniany pustostan. Na szczęście nikomu nic się nie stało. Około godziny 8:00 pogotowie gazowe odcięło dopływ gazu. Gaszenie pożaru trwało łącznie 8 godzin. Przyczyny zdarzenia będą badane. Mieli wywołać setki fałszywych alarmów, paraliżując pracę szpitali, urzędów czy instytucji państwowych. Funkcjonariusze Centralnego Biura Zwalczania Cyberprzestępczości doprowadzili do zatrzymania 7 mężczyzn, którzy usłyszeli kilkadziesiąt zarzutów, w tym dotyczących udziału w zorganizowanej grupie przestępczej. To początek sprawy - informują służby i zapowiadają kolejne działania. Mówimy o ewakuacji dziesiątek budynków, setek osób i wielomilionowych stratach. To porażające skutki działania tego 21-latka. Był jednym z najbardziej poszukiwanych cyberterrorystów w Polsce. Przez lata paraliżował pracę szkół, urzędów i instytucji w całej Polsce, grożąc, że wysadzi je w powietrze. Wysłał, szacujemy, około 40 tysięcy fałszywych alarmów bombowych. Agenci poznańskiego oddziału CBZC długo próbowali namierzyć sprawcę. Mikołaj R. usuwał z sieci wszystkie ślady swojej cyberterrorystycznej działalności. Jedynym punktem zaczepienia była zawartość jego laptopa. Doskonale zabezpieczonego. Hasło było bardzo trudne do złamania, miało 157 znaków. Jako ciekawostkę mogę dodać, że sprawca wpisywał te znaki z pamięci. Mężczyzna był też internetowym hejterem. W mediach społecznościowych i mailach groził śmiercią ministrom, posłom, prezydentom miast. Mylił tropy, podszywając się pod inne osoby. Między innymi pod eksperta do spraw nowych technologii, Piotra Koniecznego. Jeśli śledztwo, dochodzenie było prowadzone przez tak wiele instytucji, różnych zespołów przez cztery lata, to pokazuje, że sprawca jednak dość dobrze zdawał sobie sprawę z tego, co robi. Samouk wiedzę czerpał z poradników, które czytał w darknecie. Dziennikarz Gazety Wyborczej Piotr Żytnicki badał sprawę Mikołaja R. Według jego ustaleń cyberterrorysta z Białegostoku naukę skończył na gimnazjum. Uczył się jeszcze w technikum, ale tę naukę przerwał. Nie pracował, całe dnie spędzał przed komputerem. W domu miał dwa komputery. To nie jest tak, że każdy może otworzyć internet i powtórzyć te same akcje, to znaczy może powtórzyć, ale zostanie bardzo szybko złapany. Mikołaj R. jednak nie był jedyny. Skala jest duża. CBZC zatrzymało łącznie 7 osób, które mailami terroryzowały instytucje publiczne. Każda z nich mieszkała w innym mieście i województwie. Oni nie znali się osobiście, nie spotykali się osobiście, natomiast komunikowali się między sobą. Znali się z internetu. I wzajemnie namawiali do wysyłania maili z groźbami. Nagrodą za wykonanie tak zwanego challenge'u były wirtualne pieniądze w grach online. Oni też chwalili się tym, że nie zostaną ustaleni, nie zostaną złapani, namierzeni. To że udaje się co jakiś czas znaleźć, odkryć i jednocześnie postawić zarzuty cyberprzestępcom, to chwała polskim służbom. Autorom fałszywych alarmów grozi do 15 lat więzienia i gigantyczne kary pieniężne. "Wielki dzień" - pisze w mediach społecznościowych Emmanuel Macron po spotkaniu z Wołodymyrem Zełenskim. W bazie lotniczej pod Paryżem obaj przywódcy podpisali list intencyjny w sprawie przyszłego zakupu przez Ukrainę do 100 francuskich samolotów Rafale oraz wyposażenia z zakresu obrony przeciwlotniczej i dronów. Trzeba lepiej chronić ukraińskie niebo - apelował do swoich europejskich sojuszników Wołodymyr Zełenski. I Paryż tego apelu posłuchał. Prezydenci Francji i Ukrainy podpisali dziś historyczne, jak mówi Kijów, porozumienie zbrojeniowe. Zgodnie z listem intencyjnym Ukraina kupi od Francji: 100 nowoczesnych myśliwców Rafale wraz z uzbrojeniem, systemy obrony powietrznej nowej generacji, pociski powietrze-ziemia, radary i drony. To będzie największy system obrony powietrznej na świecie - obiecuje Wołodymyr Zełenski. Ukraina będzie mogła otrzymać 100 samolotów Rafale, bardzo silne francuskie radary, 8 systemów obrony powietrznej, po 6 wyrzutni każdy. Cóż, to szczegóły, być może zbyt techniczne, ale dla nas są ważne. Bo każda taka wyrzutnia chroni nasze życie. Dziś wkraczamy w nowy etap. Dzięki tej umowie zbliżamy do siebie nasze przemysły obronne, aby nadal wspierać Ukrainę i modernizować jej siły zbrojne, które stanowią pierwszą linię obrony Europy. Bo broń na Ukrainę będzie trafiać stopniowo w ciągu kolejnych 10 lat po to, by budować silną ukraińską armię jutra. Całość zakupów to koszt kilkunastu miliardów euro, część sfinansuje Francja, reszta pochodzić ma ze środków unijnych oraz chociaż to na razie stoi pod znakiem zapytania, z zamrożonych rosyjskich aktywów. Wołodymyr Zełenski i Emmanuel Macron odwiedzili też otwartą właśnie w Paryżu kwaterę główną sił międzynarodowych. To te, które mają trafić na Ukrainę w ramach koalicji chętnych po podpisaniu rozejmu. Francuzi zapewniają, że wojsko jest gotowe, ale do rozejmu wciąż daleko. Tej nocy Rosja zaatakowała ponownie, uderzając w Charków i Odessę. "Przebaczamy i prosimy o przebaczenie" - mija 60 lat, odkąd padły historyczne słowa w liście polskich biskupów do niemieckich. Były punktem wyjścia do pojednania. Pretekstem stały się uroczystości z okazji millennium chrztu Polski, na które zaproszono także niemieckich biskupów. Jaką rzeczywistość udało się zbudować na doświadczeniach bolesnej przeszłości? Gest, który dziś nikogo już nie dziwi. I wspólna polsko-niemiecka msza w berlińskiej katedrze. W dwóch językach. Serce Europy nie leży w Brukseli, a na polsko-niemieckiej granicy na Odrze. Trzeba o tym przypominać, podobnie jak o wspólnej odpowiedzialności za Europę i pokój na świecie, również pokój Niemców i Polaków. Przekaz płynący z tych słów wcale nie jest tak odległy od tego, który 60 lat temu płynął z listu polskich biskupów do niemieckich. Nieustannie powinniśmy się do niego odwoływać, ponieważ on wówczas był absolutnie rewolucyjny i pokazywał, że ludzie, mimo różnych uwarunkowań historycznych i ograniczeń, potrafią się pojednać albo przynajmniej szukać drogi do pojednania. Słynne "przebaczamy i prosimy o przebaczenie" padło zaledwie 20 lat po wojnie, kiedy rany nią spowodowane były głębokie, w czasach, w których władze PRL straszyły zachodnimi Niemcami. Trzeba pamiętać, że ci, którzy się podpisywali, to byli nierzadko więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych. Dziś Robert Żurek z Fundacji Krzyżowa, miejsca, w którym w 1989 roku odbyła się polsko-niemiecka msza pojednania, czeka na podobny gest, który zbliżyłby do siebie Europejczyków. Od kościoła niemieckiego, którego odpowiedź wówczas była ostrożna, oczekuje większego zainteresowania Wschodem i Polską, a do polskiego kieruje te słowa: List pasterski polskiego episkopatu, w którym biskupi uwrażliwiają polskich katolików na to, że antyniemiecka retoryka polityków, którzy odwołują się do wartości chrześcijańskich, nie jest zgodna z nauczaniem kościoła. Taki list byłby bardzo cenny. Ja jako katolik czekam na niego od lat i nie mogę się doczekać. O dalekosiężnym celu listu sprzed lat, którym było nie tylko przezwyciężenie komunizmu, ale i europejska jedność, rozmawiamy w miejscu, w którym od kilkudziesięciu lat znajduje się jego oryginał. Korespondencja biskupów polskich i niemieckich było podstawą do osiągnięcia integracji europejskiej. Można powiedzieć, że listy te są wpisane w DNA zjednoczonej Europy. List polskich biskupów od jutra będzie we Wrocławiu. Na uroczystości wyrusza też biskup Augsburga. I choć uważa, że nowy list nie jest konieczny, to wspólne oświadczenie już tak. Gdyby płynął z niego sygnał dla Europy, że Polska i Niemcy jasno opowiadają się po stronie Wspólnoty, byłoby to wielkim zyskiem, bo Europa jest krucha. Opowiedzenie się za nią jest dziś ważniejsze niż kiedykolwiek. "Auschwitz nie spadło z nieba" - to jedna z najcenniejszych lekcji bolesnej historii, którą przekazał nam Marian Turski i to słowa, które mają także filmowo-edukacyjną odsłonę. Właśnie odbyła się międzynarodowa premiera z udziałem gości z ponad 40 krajów. Jak obraz "Auschwitz nie spadło z nieba" ma nam pomóc nie zapomnieć o tragedii holokaustu? Auschwitz nie spadł nagle z nieba. Auschwitz tuptał, dreptał małymi kroczkami, zbliżał się, aż stało się to, co stało się tutaj. Te słowa Mariana Turskiego stały się przesłaniem dla następnych pokoleń. Były więzień Auschwitz-Birkenau wypowiedział je w 75. rocznicę wyzwolenia obozu. To przesłanie stało inspiracją i tytułem filmu, którego międzynarodowa premiera odbyła się dziś w Łazienkach Królewskich w Warszawie. Chciałem zrobić ten film, aby uchwycić coś bardzo fundamentalnego - nienawiść zaczyna się cichutko, słowami, gestami, a potem krok po kroku rośnie, aż pochłania wszystko dokoła. 45-minutowy film w prosty sposób opowiada o narastającym w Niemczech antysemityzmie, który powoli stawał się państwową doktryną, a wreszcie ogarniającą całą Europę machiną zagłady. Niewiedza o tym, co wydarzyło się w Europie w wieku XX jest porażająca, my często zakładamy, że ludzie wiedzą, bo muszą wiedzieć, zwłaszcza młodzi ludzie bardzo często nie wiedzą. Chodzi o to, by ta tragiczna, bolesna lekcja holocaustu nie została zapomniana. TVP stworzyła polską wersje językową filmu, w której wystąpił aktor Mateusz Damięcki. Za chwile poznacie historie o nieludzkim świecie, tak brutalnym, że trudnym do wyobrażenia, ale to wszystko wydarzyło się naprawdę niedawno. Obiektywny film jest spuścizną, która pozostała po wstrząsających i okrutnych czasach, jest głosem pozbawionym możliwości interpretacji wszelkiej. Film jest dostępny w serwisie TVP VOD. Ten obraz ma niezwykłą rolę w walce o prawdę historyczną, w walce z dezinformacją. Przede wszystkim młode pokolenie musi usłyszeć, że obojętność jest współudziałem. Że historia nie jest opowieścią muzealną, jest ostrzeżeniem. Naszym celem jest, by w szkołach ponadpodstawowych nauczyciele korzystali z tego materiału i rozmawiali z młodzieżą, co dla nich znaczy, jakie odniesienia widzą w świecie dzisiejszym. Chcemy, by był w systemie edukacyjnym Polski i innych krajów. Na dzisiejszej premierze obecni byli także ambasadorowie z wielu krajów europejskich, tych, przez które przetoczyła się machina holokaustu. Bardzo chcemy i to jest nasza wspólna wola, wspólny cel, by międzynarodowych gości zainspirować do takich działań w swoich krajach, by nie zapomnieć o tragedii holocaustu, by to się już nie wydarzyło. Bo jak podkreśla twórca filmu, jeśli młodych ludzi nie będziemy uczyć o Holocauście, to przyszłe pokolenia powtórzą błędy XX wieku. Fioletowy to ich kolor, a 17 listopada to zdecydowanie ich dzień. Dziś Światowy Dzień Wcześniaka - święto walecznych dzieci i ich dzielnych rodziców. Gdy po latach razem z opiekunami wracają do swoich lekarzy, by podziękować im za zdrowie i życie, często niczym nie różnią się od rówieśników, ale to walka okupiona ogromnym wysiłkiem. Rozalka. Ciekawa świata i radosna. Rodzice mówią o niej mała wojowniczka. Urodziła się pod koniec piątego miesiąca. W 22. tygodniu ciąży, jako właśnie skrajny wcześniak. Ważyła wtedy zaledwie 430 gramów. To niewiele więcej niż cztery tabliczki czekolady. W szpitalu spędziła cztery pierwsze miesiące swojego życia. O jej zdrowie walczyli lekarze. Rozalka była, mieliśmy wrażenie, bardzo ważna u nich na oddziale. Walczyli każdego dnia, dzień i noc, czuwali, opiekowali się. Do końca życia będziemy wdzięczni za to, co zrobili dla nas, dla Rozalki, dzięki nim Rozalka teraz jest z nami. Na świecie 1 na 10 dzieci rodzi się przedwcześnie. To są mali bohaterowie, którzy walczyli o każdy dzień życia, o każdą godzinę. Wiedzą o tym i lekarze i rodzice. Dla nich długie miesiące w szpitalu to wyzwanie. To potrwa nie wiem ile, tydzień, dwa, trzy. To są bardzo silne dzieci. Ale po narodzinach wymagają intensywnej opieki lekarskiej. Pracuję tutaj już 30 lat. Kocham tą pracę, to jest to, co powinnam w życiu robić i robię. Każdy daje swoje serce, swoją ekspertyzę, swoją fachowość, w tej przestrzeni, za którą jest odpowiedzialny. I trzeba to powiedzieć: dzień wcześniaka to jest dzień położnictwa. Bardzo ważna jest współpraca lekarzy z rodzicami. Bo to właśnie rodzice, gdy wcześniak wyjdzie już ze szpitala, muszą stawić czoła wielu wyzwaniom. Rehabilitacji, leczeniu, nadrabianiu zaległości. Dla nich jest to trudny okres, z każdej strony staramy się tym rodzicom pomóc. Pani Izabela była w ciąży z pięcioraczkami. Rokowania nie były dobre. Urodziły się, cała piątka żywa. Dzięki lekarzom w Instytucie Centrum Zdrowia Matki Polki w Łodzi udało się uratować Marysię i Zosię. Dziś maja po 25 lat. Studiują, prowadzą badania naukowe, Zosia na AWF-ie, z Marysią studiujemy razem. Jesteśmy takimi cudami mamy. Dziś w dniu wcześniaka personel oddziałów noworodkowych ubrany na fioletowo. Kolor symbolizuje wyjątkowość i waleczność. I właśnie na tę barwę w geście solidarności co roku podświetlane są budynki na całym świecie. Jak rozpoznawać sygnały alarmowe i jak na nie reagować, co spakować do plecaka ewakuacyjnego, gdzie szukać schronienia, wreszcie jak pomóc innym. Wrocław kolejny za darmo przeszkolił chętnych mieszkańców z obrony cywilnej i ci, którzy skorzystali, wracają bogatsi o wiedzę o bezpieczeństwie, które nie ma ceny. Chcą czuć się bezpieczni i umieć o to bezpieczeństwo samemu zadbać. To kolejna grupa kilkuset Wrocławian, którzy przyszli dziś dowiedzieć się, jak reagować na zagrożenia związane z katastrofami naturalnymi, wypadkami czy działaniami wojennymi. Mam nadzieję się dowiedzieć, jakie są procedury, co się powinno robić, jak się naprawdę coś poważnego będzie działo, bo coś tam było w szkole na przysposobieniu obronnym, dawno temu to było, niekoniecznie aktualne. 4-godzinne szkolenie to m.in. nauka tamowania krwotoku, który może powstać zarówno w wyniku postrzału, jak i wypadku komunikacyjnego. Musimy wyczuć to miejsce, które powoduje, że to krwawienie jest największe. Tę wiedzę ma już doktor Joanna Siekiera, wrocławianka, która na co dzień szkoli żołnierzy NATO z zagadnień prawa międzynarodowego. To są rzeczy, które mogą nas spotkać nawet jutro, więc jest to rzeczywiście bardzo ważne, ta świadomość cywilna, jak sobie na co dzień pomagać. O tym, że wrocławianie chcą umieć radzić sobie w trudnych sytuacjach, świadczy duża frekwencja. Szkolenia są darmowe, ale trzeba się na nie wcześniej zarejestrować. W momencie kiedy otworzymy zapisy, w ciągu kilku godzin pierwsze miejsca są natychmiast zajmowane. Ci, którzy pierwszej pomocy uczą od lat, zauważają, że dziś do takich praktycznych szkoleń podchodzimy z większym zaangażowaniem. Ja się bardzo cieszę, że ludzie nie boją się pytać, że chcą ćwiczyć, że nie tylko jak kiedyś rodzic przychodził z dzieckiem i wypychał dziecko do ćwiczeń, samemu stojąc z boku, dzisiaj to zainteresowanie ćwiczeniami praktycznymi przerosło nasze oczekiwania. Mieszkańcy uczą się też, że plecak awaryjny może się przydać w różnych sytuacjach. Bo ja z nim nie tylko będę uciekał, nie tylko będę się ewakuował, ale jak nie będzie prądu, to on i w domu mi się przyda. Na brak prądu warto zresztą przygotować też zapasy odpowiedniego jedzenia, które można szybko i łatwo przygotować w trudnych warunkach. Tu też było sporo pytań. Ja osobiście byłam bardzo zaskoczona tak wysokim zainteresowaniem, widać, że ludzie myślą, zastanawiają się, też patrząc na sytuację na świecie. Ci, którzy szkolenie mają już za sobą, doceniają, że teorię udało się tu połączyć z praktyką. Dowiedziałam się paru rzeczy, nawet notatki sobie robiłam, żeby to nie umknęło. W listopadzie planowane jest jeszcze jedno spotkanie dla kolejnych kilkuset osób, ale w związku z dużym zainteresowanie to już pewne, że szkolenia wrócą w przyszłym roku. Bardzo państwu dziękuję za dziś! Już za chwilę "Pytanie dnia" i rozmowa Justyny Dobrosz-Oracz z ministrem aktywów państwowych Wojciechem Balczunem, który wywiadów udziela niezwykle rzadko, a wcześniej zarządzał też kolejami, stąd istotna perspektywa także na to, co wydarzyło się w ostatnich godzinach. Spokojnego wieczoru, do zobaczenia!