Na politycznym łańcuchu - koalicji nie udało się odrzucić weta prezydenta w sprawie ustawy łańcuchowej. Akt oskarżenia - nawet 5 lat więzienia dla Antoniego Macierewicza za ujawnienie tajnych informacji. Szable policzone - dwie wigilie polityków PiS i pytania o przyszłość partii. Wielkich nadziei na odrzucenie tego weta nie było, ale obóz władzy podjął wyzwanie. Może dlatego, że w pierwotnej wersji ustawa łańcuchowa przez Sejm przeszła także głosami opozycyjnego PiS i warto był poobserwować logiczne wygibasy tych, którzy nagle zmienili zdanie. Może nam się Martusia pokazać do kamery? Jaka jestem słodka. To Marta. Straciła wzrok, bo przez większość swojego życia była trzymana w komórce. Musiała być trzymana tam przez całe życie i przez to, że była w tym ciemnym, wilgotnym miejscu, te oczy zgniły i zaczęły wypływać. Tak jak można zobaczyć. Jedno było zapadnięte, a drugie zaczęło wypływać. Właścicielka Marty, organizacje walczące o prawa zwierząt, politycy i zwykli obywatele zatroskani losem czworonogów zgromadzili się dziś przed Sejmem. Przyszli z nadzieją, że uda im się przekonać polityków PiS-u do odrzucenia prezydenckiego weta wobec ustawy łańcuchowej. Polacy mają olbrzymią wyobraźnię, w czym można psa przetrzymywać. Jest to pralka, jest to toaleta, wychodek, są to beczki. I to wszystko nadal będzie mogło tak wyglądać, jeżeli nie odrzucimy tego weta, bo żadne regulacje nie zostaną wprowadzone. Zwierzęta nie mają barw politycznych. Chcę, żeby PO, PiS porozumiały się w tej kwestii i razem zagłosowały dla zwierząt. I ta ponadpartyjna zgoda pierwotnie była. Kto jest przeciw? Bo ręce za ustawą podnieśli nie tylko politycy koalicji rządowej, ale też 49 posłów PiS-u. W tym Jarosław Kaczyński. Tyle że później ustawę zawetował prezydent, więc teraz politycy PiS-u - w potrzasku. To nie chodzi o maltretowanie zwierząt, tylko o logiczne, rozsądne myślenie. To nielogicznie, nierozsądnie myśleli politycy PiS-u, którzy zagłosowali za tą ustawą. Pamiętajmy o jednej rzeczy, że całościowo trzeba podchodzić do pewnych kwestii. To jest po prostu niepoważne. Te kojce przede wszystkim. Połykacie dzisiaj własne języki - mówią rządzący. Dlaczego? Głosowaliście za, pan głosował za, a teraz... Każdy człowiek inteligentny ma prawo do zmiany zdania. Jak zapowiadali, tak zrobili, i nic ich nie powstrzymało. Nawet takie gesty. Wabi się Szerlok i przyszedł dzisiaj, żeby poruszyć sumienia posłów. Posłowie PiS-u utrzymali w mocy weto prezydenta. Co oznacza, że choć niecałe 3 miesiące temu zagłosowali za ustawą, dziś de facto zagłosowali przeciwko niej. Traktują swój mandat, Parlament instrumentalnie, instrumentalnie traktują dobro zwierząt. Na dobrą sprawę nic się dla nich liczy oprócz czystej, brutalnej polityki i tego, co powie Karol Nawrocki. W Sejmie marszałek Sejmu wraz z organizacjami pozarządowymi... Zdjęcia robią straszne wrażenie. ...zorganizował wystawę. Stąd marszałek Czarzasty zwrócił się bezpośrednio do prezydenta Nawrockiego. Ten łańcuch, panie prezydencie, jest wokół szyi. Tak to wygląda. Niech pan sobie założy ten łańcuch na szyję, będzie pan czuł, jak to wygląda. Prezydent wziął psy jako zakładników politycznej zabawy we frakcjach PiS-u. Rządzący nie ukrywają, że chcieli o ustawie łańcuchowej rozmawiać z prezydentem, jeszcze gdy ta była procedowana w Sejmie. I co? Nawet pan nie raczył odpowiedzieć na ten list, że pan się nie spotka. Nie było żadnej reakcji. Skończyło się wetem i taką argumentacją. Więc prezydent skierował do Sejmu swój projekt ustawy. Pan prezydent zaproponował takie rozwiązanie, że to właściciel sam oceni, w czym ten pies będzie siedział. Czyli bez definicji kojca, bez rozmiaru. A to, już wiemy, jak się może skończyć. Antoni Macierewicz o katastrofie smoleńskiej wiedział bardzo dużo, a teraz odpowie za to, co z tą wiedzą zrobił, bo prokuratura twierdzi, że ujawniał informacje tajne. Akt oskarżenia jest w sądzie, uzasadnienie jest tajne, ale wiadomo, że sankcja to nawet 5 lat więzienia. Działalność smoleńskiej speckomisji Macierewicza kosztowała dziesiątki milionów złotych. Ile jego może kosztować? Antoniemu Macierewiczowi grozi kara pozbawienia wolności do lat 5. Jest akt oskarżenia przeciwko byłemu ministrowi obrony, szefowi podkomisji smoleńskiej. Powód - ujawnienie danych ściśle tajnych. Wielokrotnie na przestrzeni lat 2018-2022 ujawniał informacje niejawne o wszystkich możliwych klauzulach niejawności - ściśle tajne, tajne, zastrzeżone i poufne. Chodzi zarówno o załączniki do tego powszechnie dostępnego raportu z prac podkomisji smoleńskiej oraz publiczne wypowiedzi Antoniego Macierewicza. Były szef podkomisji twierdzi, że miał zgodę służb. Tyle że nigdy jej nie pokazał, twierdząc, że ją zabrano. Służba Kontrwywiadu Wojskowego podjęła decyzję, że można to ujawnić, to można to ujawnić. Jak widać, nie można. Jeżeli ktoś łamie prawo, musi się liczyć z tym, że prawo i sprawiedliwość, w tym prawdziwym, słownikowym wymiarze, przyjdzie. W sierpniu Sejm uchylił Macierewiczowi immunitet. Miesiąc później polityk został przesłuchany i usłyszał zarzuty. Nie przyznał się do winy. Teraz sprawą zajmie się sąd. Nie ma świętych krów i Antonii Macierewicz zostanie pociągnięty do odpowiedzialności. Ujawniając, jak wyglądała tutka? Nie żartujmy sobie. To jest coś tak bzdurnego, absurdalnego, że tego naprawdę nie da się komentować. PiS bagatelizuje. Niemożliwe, straciłem immunitet? Tyle że praca podkomisji smoleńskiej ma wymierny koszt. Co pokazał na 800 stronach raport MON. Podkomisja kosztowała państwo ponad 81 mln zł. 12,5 mln to wynagrodzenia, 1 mln kosztowała ochrona przewodniczącego. Na prawie 50 mln oszacowano wartość zniszczonego przez komisję bliźniaczego tupolewa. Prawie 17 mln podkomisja wydała na ekspertyzy. Czy obawia się pan, że trafi do więzienia? Wie pan, po raz pierwszy trafiłem do więzienia w latach 60., potem jeszcze wielokrotnie, dlatego też tego się nie obawiam. Jest też społeczna cena powtarzanej przez Antoniego Macierewicza i jego podkomisję tezy o zamachu, sprzecznej z oficjalnym raportem Jerzego Millera i Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Działalność Antoniego Macierewicza była działalnością szkodliwą dla bezpieczeństwa państwa i musi za to ponieść odpowiedzialność. Rzeczywiście będą go bronić, bo wiedzą, że to uderza w ich formację. Prokuratura umorzyła z kolei śledztwo w sprawie niszczenia przez członków podkomisji smoleńskiej samolotu Tupolew 154 o numerze bocznym 102, czyli bliźniaczego do tego, który uczestniczył w katastrofie smoleńskiej. Podkomisja od 2016 roku prowadziła na nim różnego rodzaju badania. Skutkowały rzeczywiście zniszczeniem części elementów konstrukcyjnych tego samolotu. Ale zdaniem śledczych przepisów - m.in. prawa lotniczego - nie złamano. Samolot od kilku lat nie był już użytkowany. Prokurator uznał, że nie może być mowy o przekroczeniu uprawnień, ponieważ była podstawa prawna do tego rodzaju zachowań. Prokuratura prowadzi w sumie 4 śledztwa dotyczące kilkunastu wątków związanych z podkomisją smoleńską. Świąteczne spotkania politycznych gremiów. W normalnej sytuacji zdarzenia o małym ryzyku, bo jest lider, jest przesłanie, jest wspólna kolęda, nadzieja dla opozycji, wzmocnienie dla rządzących. W tym roku w PiS jest trochę inaczej, bo kolędy może brzmiały czysto, ale nie tylko prezes intonował. Co widać zza zaklęć o jedności? Autokar z posłami, świąteczne stroiki i z pozoru dobra atmosfera. Jest modlitwa, są życzenia, są śpiewy kolęd. Czyli partyjna wigilia PiS-u przy Nowogrodzkiej. Wigilia w cieniu wewnętrznego kryzysu. Jeżeli jest przeciwnik, to on jest na zewnątrz, a na pewno nie wewnątrz. Ale już poza kamerami politycy Prawa i Sprawiedliwości mówią o poważnym rozłamie. To pokłosie kontrowersyjnego wpisu Jacka Kurskiego, w którym zarzucał Mateuszowi Morawieckiemu nielojalność wobec prezesa partii. To spotkało się z głośnym sprzeciwem zwolenników byłego premiera. A te słowa polityka z kręgu Morawieckiego o Jacku Kurskim... "Musi trochę się otrzeźwić, przemyśleć". ...tylko to potwierdzają. To tam, kto bardziej, czy Zosia bardziej lubi Kasię, czy Kasia lubi bardziej Zosię, to, powiem szczerze, nie za bardzo mam smak do zajmowania się tą sprawą. Wspomniana walka o wigilie miała być jednym z powodów wpisu Kurskiego. Mateusz Morawiecki, mimo że był obecny na partyjnej Wigilii, to zorganizował później swoje spotkanie. 2 km dalej, dla wybranych. To jest czas wigilijny i kto zaprasza, tam chodzę, więc to nic dziwnego. To nie jest jakaś Wigilia rozłamowa, żeby też sprawa była jasna. Ale w to nie wierzą nawet partyjni koledzy. Zupełnie to nie służy jakby temu, żeby budować jedność. Inicjatywa Mateusza Morawieckiego przez część posłów PiS-u została odebrana jako wyzwanie rzucone prezesowi. Ziobryści, którzy jeszcze za rządów Zjednoczonej Prawicy nie ukrywali niechęci do byłego premiera, dziś mówią o prowokacji. Mateusz Morawiecki szykuje rozłam w PiS? Chcę wierzyć, że nie, dlatego zaprosiliśmy go na posiedzenie prezydium, żeby porozmawiać z nim. Ale na tym spotkaniu Morawiecki się nie pojawił. Kryzys narastał, a w trakcie Wigilii prezes miał jasno wskazać, że jest jedno spotkanie świąteczne partii. Niektórzy rady posłuchali. Po tych wczorajszych życzeniach, wystąpieniu prezesa, jednak bym w tej Wigilii nie uczestniczył. Dlatego frakcja przeciwna Morawieckiemu już teraz analizuje, kto "zdradził prezesa". Na obu byłem tych spotkaniach, tak. Nie ukrywają politycy widoczni na tym zdjęciu. Ilu was wczoraj było, panie ministrze, u byłego premiera? Nie wiem, ja nie liczyłem, cieszę się, że generalnie środowisko Zjednoczonej Prawicy jest liczne i silne. Bo w drugim spotkaniu PiS-u brało udział około stu osób, w tym ponad 60 parlamentarzystów. Ci wiernie popierają Mateusza Morawieckiego. Uważam, że wszelkie próby pokazywania pana premiera Morawieckiego jako kogoś, kto jest prawicy niepotrzebny, są szkodliwe i dla Polski, i dla PiS jako partii. PiS pokłóciło się i chyba już się nie odkłóci. Im dłużej będzie trwała ta sytuacja, tym bardziej będzie się osłabiała pozycja Kaczyńskiego, a Nawrocki będzie PiS przejmował razem z Morawieckim. Co ciekawe, przedstawiciel prezydenta Zbigniew Bogucki brał udział w obu wigilijnych spotkaniach. Ambicje są naturalne w polityce, ale myślę, że potrzebujemy też więcej spokoju, stabilności. Ale wizyta człowieka Karola Nawrockiego u Morawieckiego może też być protestem przeciwko Jackowi Kurskiemu. Tu warto przypomnieć ten wpis, wtedy jeszcze kandydata na prezydenta. Który w ten sposób skomentował plany powrotu do TVP polityka PiS. Kryzysu już nie ma? Nigdy tego kryzysu nie było. To jest fakt medialny. Jak widać, nie do końca. Sam Kurski zapowiedział, że wpis usunie. Ostatecznie z jego profilu zniknęła tylko połowa tekstu. Są pinczery, buldogi pod dywanem, które się nawzajem podgryzają, że jest walka na wigilie, różne rzeczy się w polityce zdarzają. Frakcje w PiS to fakt. A to zdjęcie tylko to potwierdza. W tle Jacek Kuski i Jacek Sasin - jeden z głównym przeciwników byłego premiera. Nie będzie drastycznego wzrostu cen prądu. Urząd Regulacji Energetyki zatwierdził taryfy na przyszły rok. Ceny energii są minimalnie niższe od dotychczasowych. Do końca grudnia obowiązują przepisy, które zamrażały ceny energii na poziomie 500 zł za megawatogodzinę. Zgodnie z zapowiedzią rządu od nowego roku ceny prądu wrócą do wycen rynkowych. Zatwierdzona dziś taryfa to 495 zł za megawatogodzinę. Rachunki gospodarstw domowych nieznacznie jednak wzrosną, bo w górę, o ponad 7%, idzie opata dystrybucyjna. Wstrząsające szczegóły zabójstwa 11-latki. Podejrzana 12-latka została wysłuchana. Funkcjonariusze, którzy na miejscu realizowali czynności, mówią, że ciężko im się otrząsnąć. Sąd zastosował wobec nieletniej środek tymczasowy. Jak zapobiegać podobnym tragediom? Człowiek po nocach nie śpi, bo nie może uwierzyć. Dzieci, po prostu dzieci. Ale że rodzice pozwalali noże nosić dziewczynkom... Atak na Ukrainę odciął Rosję od jej aktywów zamrożonych w Brukseli, teraz ważą się losy prawie 200 mld euro. Unia Europejska rozważa ich użycie w celu wsparcia Ukrainy, balansującej na krawędzi finansowej katastrofy, ale wewnątrz Wspólnoty jedności w tej sprawie nie ma. Jak się rozkładają głosy i akcenty w dyskusji nad odpowiedzialnością agresora i prawami ofiary? Premier Węgier plany Brukseli zaczął torpedował już w drodze na unijny szczyt. Bruksela zmierza w kierunku nowego typu dyktatury. Ale szukamy sojuszników. Tych, którzy uważają, że konfiskata rosyjskich zamrożonych aktywów i przekazanie ich Ukrainie - zgodnie z planami Komisji - to nic innego jak wypowiedzenie wojny. Tę wypowiedź zilustrował wymownym filmikiem. Do Putina w tej sprawie nawet napisał list. I twierdzi, że reakcji Moskwy powinni obawiać się ci, którzy pod decyzją o wykorzystaniu rosyjskich środków się podpiszą. Ze Strasburga odpowiedziała szefowa Komisji Europejskiej. Przekonywała, że chodzi nie tylko o los Ukrainy, ale i bezpieczeństwo całej Europy. Nie ma ważniejszego działania w zakresie obrony europejskiej niż wspieranie obrony Ukrainy. Najbliższe dni będą kluczowe dla zapewnienia tego wsparcia. Jedną z propozycji Komisji jest nieoprocentowana pożyczka w wysokości 90 mld euro. Pokryłaby 2/3 potrzeb finansowych Kijowa na najbliższe 2 lata. Ma być sfinansowana z zamrożonych rosyjskich aktywów. W większości zdeponowanych w Belgii. Ta obawia się, że potencjalne roszczenia Moskwy mogłyby doprowadzić do bankructwa kraju. Zapoznałem się z opinią prawną w tej sprawie i nie jest to coś, co pomaga mi zasnąć w nocy. Bardzo mnie to martwi. Ryzyko jest ogromne. To coś w rodzaju miecza zawieszonego nad głową. Przeciwko pożyczce reparacyjnej jest nie tylko Belgia, ale też Węgry i Słowacja. Zastrzeżenia zgłosiły Bułgaria, Czechy, Malta i Włochy. Chcę wyraźnie podkreślić, że Włochy nie poparły jeszcze żadnej decyzji dotyczącej wykorzystania zamrożonych rosyjskich aktywów. Ale oczywiście popierają zasadę, że Rosja powinna ponosić główną odpowiedzialność za sfinansowanie odbudowy kraju, który zaatakowała. Na przeciwnym biegunie są Niemcy. Kanclerz Friedrich Merz zdecydowanie poparł kroki Komisji i zapowiedział, że udzielił Belgii gwarancji w wysokości 50 mld euro. Kwestia pożyczki jest bardzo trudna. Bardzo trudna. Ale wspieranie Ukrainy kosztuje. Pozwolenie na jej upadek kosztowałoby nas znacznie więcej. Jutrzejsze rozmowy przywódców mają trwać aż do znalezienia rozwiązania w sprawie finansowania Ukrainy. Bruksela wciska hamulec w sprawie aut spalinowych, choć rejestrowanie nowych modeli miało być zakazane od 2023 roku, teraz Komisja Europejska proponuje, by móc dalej je sprzedawać, za to wprowadza inne wymogi dla ich producentów. Jakie i co kryje się za taką decyzją, wie nasza unijna korespondentka Dorota Bawołek. Komisja Europejska zmieniła zdanie pod presją unijnych stolic, zwłaszcza Berlina i Rzymu, którym najbardziej zależało na ochronie rodzimego przemysłu motoryzacyjnego, ale do zmian Brukselę namawiała też Warszawa. Kiedy półtora roku temu rozpoczynała się obecna kadencja Parlamentu Europejskiego, mówiliśmy jako delegacja polska Koalicji Obywatelskiej, że zakaz sprzedaży aut spalinowych od 2035 roku to cel nierealny, to wtedy słyszałem, że nierealne jest to, co mówimy, i odejście od niego, a dzisiaj okazuje się, że to jest możliwe. Jestem przekonany, że te decyzje otworzą nowy rozdział w historii europejskiego przemysłu motoryzacyjnego, wysłuchaliśmy jego obaw. Komisja Europejska wciąż oczekuje jednak od producentów samochodów ograniczenia emisji CO2 o 90% do 2035 roku, pozostałe 10% ma być kompensowane poprzez zastosowanie przyjaznych środowisku technologii: niskowęglowej stali, bio- i e-paliw. Na rynek wciąż będą mogły za to trafiać hybrydy i auta z silnikami spalinowymi, a elektryki produkowane w Europie będą mogły liczyć na dodatkowe dofinansowanie. Takie rozwiązania mają pomóc europejskiemu przemysłowi motoryzacyjnemu w konkurowaniu z amerykańską Teslą i chińskimi pojazdami elektrycznymi. Wiadomo, co się stało, ale nie wiadomo - dlaczego - i tak jakiś czas zostanie. Tragedia w Jeleniej Górze ma taki wymiar i tło, że sąd nie zamierza udzielać na razie szczegółowych informacji. Zostajemy więc z pytaniami, dlaczego skończyło się jedno młode życie i czy uda się jeszcze ocalić drugie. Te znicze przed szkołą to symbol niewyobrażalnej tragedii. Czegoś, co nie mieści się w głowie - gdy dziecko zabija dziecko. I dlatego, ze względu na delikatność tej sprawy, sąd zdecydował, że nie będzie informował o szczegółach. Sąd zastosował wobec nieletniej środek tymczasowy. Sprawa odbywa się przy drzwiach zamkniętych. I choć dziennikarze chcieli się dowiedzieć więcej, to komunikat był jasny. Na żadne pytania nie będę odpowiadała. Dziewczynka podejrzewana o zabójstwo Danusi została wysłuchana - to określenie na rozmowę z policją w obecności mamy, psychologa i biegłego. W tej sprawie wszystko toczy się w oparciu o specjalne przepisy. Podejrzewana dziewczynka nie odpowiada przez prawem jak dorosły, nie może zostać skazana na karę więzienia. Odpowiedzialność karna za tego typu czyn w Polsce jest od 14 lat. Za wcześnie, by mówić o tym, czy i jaka kara spotka dziecko, jeśli śledczy i sąd potwierdzą jej winę. Wciąż nie znamy okoliczności tragedii. Kluczowa może być obserwacja psychiatryczna 12-latki. Zgodnie z przepisami może trafić do młodzieżowego ośrodka wychowawczego albo zakładu leczniczego. Musimy się zastanowi, jak reagować, czy prawo powinno być zaostrzane. Wiadomo, że uczennice nie były bliskimi koleżankami, ale się znały. W poniedziałek nad strumieniem, blisko szkoły, miało dojść między nimi do bójki. Na miejscu zbrodni przez wiele godzin pracowali śledczy i policjanci - zabezpieczali ślady i dowody. Wśród nich nóż, który najprawdopodobniej posłużył jako narzędzie zbrodni. Funkcjonariusze, którzy na miejscu realizowali czynności, mówią, że ciężko im się otrząsnąć. Wydawałoby się, że to chleb nasz powszedni, a jednak ta sprawa jest wyjątkowo trudna. Jelenia Góra - w żałobie. Dziewczynka, kwiat życia, młodość, marzenia rodziców, marzenia jej, znajomych - jest to ogromna trauma. Rodzice, którzy dziś odprowadzali dzieci do szkoły, w której uczyły się dziewczynki, przyznają, że to dla nich wyjątkowo trudny czas. Ciężko pojąć, co się stało. Przede wszystkim staramy się wytłumaczyć dzieciom, czemu mogło do tej tragedii dojść. I pojąć to trudno nie tylko rodzicom i dzieciom z Jeleniej Góry. Dlatego tak ważne są rozmowy. Zamiast komentować, nazywać to jakimiś słowami, proponuję, by dzieci słuchać, być blisko, być dostępnym. Nie wiadomo jeszcze, kiedy odbędzie się pogrzeb Danusi. Ale ten dzień w Jeleniej Górze będzie dniem żałoby. Gdy opadły dymy, Polska policzyła ofiary, a bilans był jak apel poległych po bitwie. Ponad 40 ofiar śmiertelnych, tysiące rannych w kilku miastach Wybrzeża. Tak komuniści w Polsce bronili oszukańczego ustroju i złodziejskiego państwa, które wyprowadziło wojsko na ulice przeciwko ludziom. Mija 55 lat od tragedii Grudnia '70. Zbigniew Zmucki miał zaledwie 19 lat, gdy doszło do masakry na Wybrzeżu. Otworzyli ogień do nas. Zaczęli strzelać ostrymi nabojami. Blisko mnie facet dostał w głowę. 17 grudnia 1970 roku razem z innymi stoczniowcami wyszedł na ulice Gdyni w proteście przeciwko władzom komunistycznym. Do nas strzelano z helikopterów, zrzucano petardy. Byłem raniony w nogę i miałem rozciętą głowę. Barbara Kamińska, lekarka, tego tragicznego dnia pełniła swój pierwszy w życiu dyżur w szpitalu. Do dziś pamiętam młodego mężczyznę, który leżał w stanie ciężkim, ja przechodziłam, on mnie wziął za rękę i zapytał: "Czy ja będę żył? Bo ja, proszę pani, mam małą córeczkę w domu, a idą święta". Jednym z symboli tamtych wydarzeń jest to nagranie, na którym widać demonstrantów niosących na drzwiach zwłoki Zbyszka Godlewskiego, zastrzelonego przez komunistyczne służby. To jemu poświęcona jest "Ballada o Janku Wiśniewskim". Dzisiaj, 55 lat po tych wydarzeniach, pod pomnikiem Ofiar Grudnia '70 oddano hołd poległym podczas krwawo stłumionych protestów. Polacy strzelali do Polaków. Zdrajcy i komuniści strzelali do ludzi, którzy pragnęli godności, wolności i solidarności. W protestach, do których doszło w Szczecinie, Gdańsku, Gdyni oraz w Elblągu, łącznie zginęły 43 osoby, a tysiące zostało rannych. Strajki na Wybrzeżu wybuchły po tym, jak komunistyczne władze ogłosiły drastyczne podwyżki cen najważniejszych produktów spożywczych. Ale społeczne niezadowolenie polityką Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej narastało od dłuższego czasu. Robotnicy zaprotestowali przeciwko wyczerpującemu się modelowi politycznemu, społecznemu i gospodarczemu lansowanemu przez ekipę Władysława Gomułki. Tragedia Grudnia '70 pośrednio doprowadziła do zmian we władzach komunistycznych i otworzyła drogę do przejęcia władzy przez Edwarda Gierka. Zdaniem historyków bez tych doświadczeń nie byłoby powstania "Solidarności" dekadę później. Dzięki nim, tym, co zginęli, mamy dzisiaj wolną Polskę. Święta Bożego Narodzenia to czas prezentów, także tych, których nie można kupić, bezcennych. Do takich należy krew. W blisko stu punktach krwiodawstwa w całej Polsce trwała dziś akcja "Choinka dla życia". Lasy Państwowe ofiarowywały bożonarodzeniowe drzewka wszystkim, którzy oddali krew. Bo bez krwi nie byłoby szans na uratowanie wielu pacjentów. Wiesław Nejman trafił do szpitala z silnymi bólami klatki piersiowej. Okazało się, że to rozwarstwienie aorty, stan zagrożenia życia. Przeszedł operację. Przetoczono mu krew w sumie od 10 dawców. Jestem im wdzięczny, bez tej krwi najlepszy lekarz nic by nie poradził. Co dziesiąty pacjent szpitala potrzebuje krwi. W stanach zagrożenia życia, ale także przy leczeniu schorzeń krwi i przy operacjach. Do przeszczepu wątroby używa się nawet 20 jednostek, przy operacji serca - kilku do kilkunastu. Stosujemy krew jako element, który jest potrzebny do operacji, tak jak skalpel, szwy i inne elementy. W okresie okołoświątecznym planowych operacji jest mniej, ale zapotrzebowanie na krew i tak jest duże. A mniej czasu, żeby pobrać krew. Okres świąt w tym roku jest wyjątkowo dłuższy, więc musimy zgromadzić te zapasy, po to żeby w święta móc dzielić się tym cennym darem życia. Stąd - już po raz piąty - akcja "Choinka za życie". Drzewka ofiarowane każdemu, kto dziś oddał krew. W zeszłym roku też byłem, termin przypadkowy jest, to nie dlatego przychodzę, bo jest coś. Nic z tych rzeczy. Krwiodawcą może zostać każdy, kto jest pełnoletni, zdrowy, waży co najmniej 50 kg. Dzięki takim akcjom przybywa regularnych krwiodawców. Bo kto raz tu przyjdzie, chce wracać ponownie. Na oddanie krwi wystarczy 6 minut, oddanie płytek krwi trwa około godziny. Ja dzisiaj akurat oddaję płytki krwi z osoczem, czas - jak widać - jeszcze 65 minut. Honorowi dawcy krwi dostają 2 dni wolne od pracy. Masło orzechowe, ciasteczka, czekolada. I przebadany jestem, w miarę regularnie. Nie miałem bladego pojęcia, że choinki są dziś rozdawane. Najważniejsze jest jednak to, że można komuś ofiarować coś bezcennego. To jest coś fajnego, że coś można zrobić dla ludzi. Może ja kiedyś też będę w potrzebie, to też ktoś dla mnie odda. Najbardziej potrzebna jest krew z czynnikiem RH minus, zwłaszcza 0 RH minus, ponieważ w nagłych wypadkach tę krew można przetoczyć każdemu. W "19.30" to wszystko. Koordynator służb specjalnych, minister Tomasz Siemoniak w "Pytaniu dnia" u Doroty Wysockiej-Schnepf. Dobrego wieczoru.