Zbigniew Łuczyński, dobry wieczór. To jest program 19.30. A dziś między innymi: Nie wiadomo co jest, nie ma żadnego wyroku sądu. 10 lat więzienia dla ministra Wawrzyka? Zarzuty dotyczą przekroczenia uprawnień służbowych w celu osiągnięcia korzyści majątkowej. Za dużo czasu nie mieliśmy, ale udało się to przegłosować. Budżet przyjęty. Wszystko co jest dobrego w budżecie odziedziczyli po nas. Eko... realia. Takie napisanie sobie słowa "organic" wprowadza w błąd konsumenta. Ogromny stres - to według zatrzymanego wczoraj przez CBA byłego wiceministra spraw zagranicznych miało spowodować odmowę składania przez niego wyjaśnień. Funkcjonariusze Prokuratury Krajowej w Lublinie, prowadzący śledztwo w sprawie płatnej protekcji podczas procedur wizowych, zatrzymali wczoraj Piotra Wawrzyka. Czy zarzuty dla byłego wiceszefa MSZ mogą pokrzyżować prace komisji śledczej ds. afery wizowej? Witam wszystkich TikTokowców. Moja niespodzianka dla wszystkich. Dzień dobry. Serdecznie pozdrawiam. Nie szybko wrócą takie niespodzianki. To nagranie sprzed 14 miesięcy. Dziś profil oskarżonego Piotra Wawrzyka milczy. A jego partyjni koledzy rozmawiają z nami w biegu. To już nie wymaga komentarza. Lub w szatni. Chętnie mówi prokurator. Zarzuty dotyczą przekroczenia uprawnień służbowych w celu osiągnięcia korzyści majątkowej przez inną osobę, a także ujawnienia informacji stanowiących tajemnicę służbową. Piotrowi Wawrzykowi grozi do 10 lat pozbawienia wolności. CBA zatrzymało go wczoraj rano. Nie przyznał się do winy. Wyszedł za kaucją 100 tys. zł. Odmówił składania zeznań. Czy zamierza kontaktować się z mediami? Na razie mówią ja. Jako osoba reprezentująca mojego klienta. Nie mamy nic do ukrycia w tej sprawie. Afera wizowa wybuchła w szczycie ubiegłorocznej kampanii wyborczej. O nieprawidłowościach przy wydawaniu cudzoziemcom z Azji i Afryki polskich wiz miał powiadomić polskie służby amerykański wywiad. Premier Morawiecki zdymisjonował wiceministra Piotra Wawrzyka. Oficjalnie za "brak satysfakcjonującej współpracy". Opozycja alarmowała, że mogło dojść do korupcji, nawet w 250 tys. przypadków. Rząd utrzymywał, że nieprawidłowości dotyczą jedynie ponad 200 obcokrajowców. Nie ma afery. To nawet nie jest aferka. To jest po prostu głupi i rzeczywiście przestępczy pomysł jakichś ludzi, z których ogromna większość nie ma nic wspólnego z aparatem władzy. To wypowiedź sprzed 4 miesięcy. Kojarzę, oczywiście, że kojarzę. Dziś Jarosław Kaczyński i politycy PiS przypominają, że CBA zajęło się sprawą za rządów Zjednoczonej Prawicy. Proszę państwa, nie wiadomo, co jest. Nie ma żadnego wyroku sądu. Jak pan skomentuje zatrzymanie Piotra Wawrzyka? Proszę pani, w likwidacji TVP czy nie? No jak w likwidacji, no to współczuję. Współczuję. Piotr Wawrzyk był nie tylko przez pięć lat wiceministrem spraw zagranicznych, ale także prominentnym posłem klubu PiS. Partia zgłosiła nawet jego kandydaturę na rzecznika praw obywatelskich. A Pan wierzy w uczciwość Piotra Wawrzyka? Proszę Pani, ja jestem prawnikiem, wierzę w domniemanie niewinności, które może być usunięte dopiero prawomocnym wyrokiem sądu. Dziękuję bardzo. Prokuratura i CBA w procederze nielegalnego wydawania polskich wiz zatrzymały już 9 osób. Teraz do sprawy włącza się Sejmowa Komisja Śledcza. Korupcja, tak? Trzeba użyć tego słowa? Jest korupcja. No właśnie, to jaka była rola Piotra Wawrzyka? Gdyby zwykli przestępcy i łapownicy nie do najwyższych władz PiS-u, a w szczególności do najwyższych władz MSZ, ten proceder nie rozwijałby się. To trwało trzy lata. Nie był to miesiąc czy pół roku. Stawki się zmieniały, najpierw było 15 tys. za wizę, potem było 50 tys. za wizę. 6 lutego komisja śledcza wyznaczy listę świadków. Prawdopodobnie otworzy ją Piotr Wawrzyk. Z naszych informacji wynika, że rozważa odmowę składania zeznań. Trybunał Konstytucyjny pod przewodnictwem Julii Przyłębskiej stwierdził, że zmiany w mediach publicznych i działania ministra kultury były niezgodne z konstytucją. Z orzeczeniem nie zgadza się ministerstwo, które podkreśla, że decyzja ta nie ma jakiegokolwiek wpływu na funkcjonowanie i procesy likwidacji w mediach publicznych. Trybunał orzekł, że niekonstytucyjne są już same przepisy Kodeksu spółek handlowych o rozwiązaniu i likwidacji spółki, rozumiane w ten sposób, że z mocy samej ustawy obejmują także publiczne radio i telewizję. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego odpowiedziało, że wyrok Trybunału jest wadliwy. W wydaniu orzeczenia bowiem brał udział sędzia dubler, a w składzie orzekającym zasiadali sędziowie, którzy uczestniczyli w uchwalaniu zmian w ustawie o radiofonii i telewizji jako posłowie PiS. Do konieczności zmian w polskich mediach odnosi się także Szymon Hołownia. Rozmowa z marszałkiem Sejmu już za kilkanaście minut. A dziś Sejm przyjął budżet na 2024 rok. Ustawa określa roczny plan dochodów i wydatków oraz deficyt, który nie powinien przekroczyć 184 mln zł. W budżecie znalazły się m.in. podwyżki dla nauczycieli i tzw. babciowe w ramach programu Aktywny Rodzic. Czy pieniędzy wystarczy na spełnienie wszystkich wyborczych obietnic? Dla Sejmu dzień szczególny. Głosowana ma być kluczowa ustawa, początek obrad jednak taki jak zwykle. Czym byłby dzień rozpoczynania obrad Sejmu bez wniosku formalnego pana posła Jarosława Sachajki z koła Kukiz'15. Zgłaszam wniosek formalny. Do tego standardowe zachowania niepomagające w prowadzeniu obrad. Proszę o ciszę. Przemawia przedstawiciel rządu. Panie pośle Suski zazdrość nie jest dobrą cechą. Teraz mam relację z panem posłem Kowalczykiem. I wreszcie czas na trzecie czytanie ustawy budżetowej. Ustawy, która jest z wieloma zmianami jednak schedą po premierze Morawieckim. Otrzymaliście państwo z rąk Mateusza Morawieckiego przyzwoity budżet na 2024 r. i w ciągu zaledwie miesiąca ten budżet znacząco popsuliście. Wasz budżet był dla waszych nominatów, my przywracamy budżet dla ludzi, dla wszystkich obywateli. I w końcu najważniejszy moment prac Sejmu. Udało się dzisiaj przegłosować. Mamy ten budżet, a dla mnie to jest wielka satysfakcja, bo to jest rzeczywiście, jak ktoś powiedział na sali, budżet dla ludzi. Dla ludzi, m.in. 30-procentowa podwyżka dla nauczycieli, 20% dla sfery budżetowej, 500 mln na procedurę in vitro, telefon zaufania dla dzieci i młodzieży, program Rodzina 800+, waloryzacja świadczeń emerytalno-rentowych, wypłata tzw. 13. i 14. emerytury. Miały być akademiki za złotówkę, miała być dopłata do czynszu 600 zł. Pamiętacie to, młodzi Polacy? Ja to wszystko dobrze pamiętam. I warto, aby te pozycje znalazły się w budżecie, tymczasem ich tam nie ma, a wszystko, co w tym budżecie dobrego, odziedziczyli po nas. To budżet dla Polek i Polaków, budżet, w którym rząd Donalda Tuska realizuje swoje obietnice wyborcze. Dla ministra finansów największym problemem był racjonalny deficyt. Został ustanowiony na poziomie 184 mld zł, chodziło głównie o spełnienie obietnic wyborczych. Budżet przerabiano w nadzwyczajnym tempie, bo gdyby ustawa nie trafiła na biurko prezydenta do 29 stycznia, Andrzej Duda mógłby rozwiązać parlament. Takiego zagrożenia nie ma. W przyszłym tygodniu ustawą zajmie się Senat i najprawdopodobniej bez poprawek skieruje ją na biurko prezydenta. Andrzej Duda tej ustawy zawetować nie może, będzie miał 7 dni na to, żeby ją podpisać lub skierować do TK. Jeśli tak się stanie, i tak nie daje to podstaw do skrócenia kadencji Sejmu. Uważa większość prawników. Ani jeśli Trybunał zakwestionuje ustawę w całości lub części. Zdaniem Grzegorza Schetyny taki ruch prezydenta uderzałby głownie w obywateli, beneficjentów budżetu. Uważa, że prace w Senacie będą ekspresowe. Jestem przekonany, że nie będzie poprawek, że te konsultacje będą wystarczające. I że ten budżet realizuje wszystkie nasze oczekiwania. - I obywateli? - Myślę, że tak. To nigdy nie jest łatwe, kiedy budżet pisze się pomiędzy kadencjami, kiedy nie można pracować na starym projekcie. Mimo to politycy obozu władzy są z tych prac bardzo zadowoleni, bardziej chłodno oceniają to ekonomiści. Mnie się w ogóle ta ustawa nie podoba, bo jak mówi profesor Orłowski, jest to budżet tymczasowy, korekty nie da się zrobić w parę tygodni. Dobry budżet wymaga wielomiesięcznych konsultacji międzyresortowych. Bardzo słusznie, słyszałem, premier Morawiecki go krytykował, tylko że zapominał, że to on właśnie ze swoimi pracownikami taki zły budżet zrobił. Jak twierdzi ekonomista, budżet, by był przyzwoity, będzie wymagał nowelizacji. Przebywający w radomskim areszcie Mariusz Kamiński Półtora miliona za 13 miesięcy - ponad 100 tys. za miesiąc. Tyle zarabiała żona byłego prezesa TVP Jacka Kurskiego. Pieniądze płynęły szerokim strumieniem, a wybrani zarabiali krocie. Państwo zasilało państwową telewizję coraz wyższymi kwotami, a za te pieniądze, a także za wpływy z abonamentu płacono m.in. komentatorom występującym na antenie. Protestuje, jestem za wolnością słowa, jestem za wolnością mediów. Maciej Gnatowski, raper znany jako Wujek Samo Zło, teraz na protestach organizowanych przez PiS. Wcześniej bywał częstym gościem programów Michała Rachonia. Najbardziej ich interesuje, żeby zwalczyć PiS. Totalna opozycja zawsze fikołki robi, takie jakieś dziwne. Raper był jednym z opłacanych przez TVP komentatorów. Wuju, wuju, ale brałeś ten hajs z TVP czy nie? No tak, takie stawki no wiesz, to nie były stawki milionowe. Jednak opłacani komentatorzy, to tylko wierzchołek góry lodowej. Onet dotarł do informacji, że żona prezesa TVP jako szefowa "Pytania na Śniadanie" przez 13 miesięcy zarobiła ponad 1,5 mln zł, co daje prawe 118 tys. miesięcznie, dla porównania poseł razem z dietą zarabia miesięcznie niespełna 17 tys., a płaca minimalna to 4200. Co oznacza, że na jedną miesięczną pensję żony Jacka Kurskiego poseł musiałby pracować 7 miesięcy, a nauczyciel z płacą minimalną ponad 2 lata. Czy 117 tys. miesięcznie to jest duże wynagrodzenie? To jest bardzo duże wynagrodzenie, bardzo duże. To tyle zarabiała miesięcznie Joanna Kurska w TVP. Będziemy bardzo uważnie analizować wszystkie wynagrodzenia. Co ciekawe, w kontrolowanej przez PiS telewizji zatrudniony był też były mąż Joanny Kurskiej. Jako producent Tomasz Klimek w latach 2018-2023 zarobił prawie 4 mln zł. Zajmował się m.in. "Sylwestrem Marzeń". Tercet państwa Kurskich i byłego męża Joanny Kurskiej zarobił w TVP łącznie prawie 10 mln zł. Paweł Gajewski, na tym zdjęciu mężczyzna z parasolem, zaczynał od pracy asystenta Jacka Kurskiego. Dostał robotę już w 2016, chociaż jeszcze nie miał zrobionej matury. Później piął się po szczeblach kariery. Zatrudniany był na rozmaitych stanowiskach, by w 2021 roku zarabiać prawie 80 tys., rok później 95 tys., a w ubiegłym roku 81 tys. zł miesięcznie. Roman Giertych stanął na czele zespołu, który będzie rozliczał PiS, również z tego, co działo się w TVP. celem jest, żeby każda złotówka, która została ukradziona, wróciła do budżetu państwa. Posłowie PiS-u zarobki pracowników TVP z tamtego czasu komentują niechętnie. Nie mówmy o zarobkach, ciągle o zarobkach mówimy. Nie miałem nadzoru nad instytucja, o którą pani mnie pyta. Więcej mają natomiast do powiedzenia o nowej TVP. Zniszczyliście tę telewizję, nie mogę tego oglądać. Przychodzą do mnie mieszkańcy Lubaczowa i mówią, że nie możemy oglądać tego pana Orłosia, jak on się postarzał, co on wygaduje. No postarzałem się, przepraszam. Ale to się już więcej nie powtórzy. To nie powinno się tak skończyć. Kto więc zawinił i dlaczego pomoc nie nadeszła na czas? Trwa wyjaśnianie okoliczności zaginięcia i śmierci 60-letniej Ewy Potok z Krakowa. Sprawę od Prokuratury Rejonowej Kraków-Nowa Huta przejęła Prokuratura Okręgowa. 365 osób. Do tego drony z kamerą termowizyjną i najnowsze technologie. Poszukiwania pani Ewy trwały około 20 godzin. W tym czasie zdążyła kilkanaście razy rozmawiać przez telefon ze swoim synem. Wyraźnie informowała, że leży na śniegu w szczerym polu. Podawała też szczegóły, takie jak widoczne na tym ujęciu kominy. Jeszcze w piątek jej "dzień dobry" mówiłam, a w sobotę koleżanka przyszła i mówi, że ona zaginęła. 3 dni nie mogłam dojść do siebie. To była straszna śmierć moim zdaniem. Kobieta została znaleziona 300 metrów od głównej drogi w podkrakowskiej wsi Kocmyrzów. Prawdopodobnie, wracając autobusem z pracy do domu, wysiadła na niewłaściwym przystanku. Z relacji członków rodziny, którzy nie chcą wypowiadać się przed kamerami, dopóki śledztwo nie zostanie zakończone, wynika, że pani Ewa miała sprawny telefon z dostępem do Internetu. Na pytanie, czy komórka zmarłej została namierzona, prokuratura odpowiada. To będzie przedmiotem tego postępowania. Prokurator w jednym z wątków tego śledztwa będzie badał także prawidłowość podjętych przez policję działań poszukiwawczych. Przestępstwo z art. 155 Kodeksu karnego, czyli nieumyślne spowodowanie śmierci człowieka. To wstępna kwalifikacja przyjęta w tej sprawie. Sekcja zwłok na tym etapie wykazała, że przyczyną zgonu było wychłodzenie organizmu. W przypadku takich historii liczy się każda sekunda. A namierzenie telefonu to podstawa. Oczywiście ktoś przychodzi, podaje numer telefonu. Są 2 piony w policji. To jest wydział wywiadu kryminalnego i wydział techniki operacyjnej, którzy to robią. Oficer dyżurny dzwoni do takiego wydziału. W ciągu 15 minut mamy logowanie telefonu. Jest to właściwie możliwe od ręki. Znając trasę przejazdu kilku autobusów, którymi mogła się poruszać, należało się nimi przejechać i sprawdzić wszystkie przystanki pobliskie. To nie trwałoby 24 godzin. To jest niemożliwe. Wydaje mi się, że zawiodły organy nadzorcze. Według eksperta ds. bezpieczeństwa Andrzeja Mroczka historii pani Ewy nie należy łączyć z tragiczną śmiercią 14-latki, która kilka godzin leżała na mrozie w Andrychowie. Dlaczego procedury działaj tak wolno. Z prostej przyczyny. Tam nie zostały uruchomione te procedury, które policja powinna uruchomić, czyli błędne zakwalifikowanie sytuacji. Tu nie mieliśmy takiej sytuacji. Co więc zawiodło? Czy był to czynnik ludzki? A może techniczny związany z lokalizacją telefonu? Bliscy zmarłej czekają na odpowiedź, którą prawdopodobnie wkrótce przekaże prokuratura. Stefan Wilmont, morderca Pawła Adamowicza, znów przed sądem. W Gdańsku rozpoczął się proces apelacyjny. Wilmont w marcu ubiegłego roku został skazany nieprawomocnie za zabójstwo prezydenta Gdańska na dożywocie. Wyrok pierwszej instancji zaskarżyła obrona, która domaga się uznania skazanego za niepoczytalnego. Orzeczenie ma zapaść 23 stycznia. Do zabójstwa Pawła Adamowicza doszło pięć lat temu w czasie finału WOŚP. Trwa Światowe Forum Ekonomiczne w Davos. Prezydent Izraela Icchak Herzog wezwał świat do stawienia czoła "imperium zła", jakim jest Iran, finansujący organizacje terrorystyczne w regionie. Według niego Izrael powstrzymując zagrożenie, ratuje Europę. W Davos Polskę reprezentuje prezydent Andrzej Duda. Jest z nami Marcin Czapski. Prezydent bierze udział w ważnych debatach o świecie, ale z zagranicy komentuje naszą krajową politykę... Prezydent odniósł się m.in. do uchwalonego budżetu. Powiedział, że ma nadzieję, że będzie mógł go podpisać. Nie widzi konieczności przeprowadzenia wcześniejszych wyborów. W Davos mówił o bezpieczeństwie zwłaszcza w kontekście wojny na Ukrainie. Panowie zgodnie wypowiadali się, że Ukraina potrzebuje dalszego wsparcia Zachodu. Zaznaczono, że kraje regionu muszą bacznie obserwować Moskwę, bo może zaatakować inny kraj. Dlatego ważne jest wzmacnianie wschodniej flanki NATO. 1:4 w decydującym secie i mamy to! Iga Świątek gra dalej w Australian Open. Drugi mecz tegorocznej edycji turnieju w Melbourne przyniósł zaskakujący zwrot akcji. Finalistka tego turnieju sprzed dwóch lat Danielle Collins uległa polskiej tenisistce. A nasze apetyty na kolejne wygrane Igi wciąż rosną. Iga Świątek gra dalej w turnieju Australian Open. O mój Boże, nawet nie wiem jak to zrobiłam. Szczerze mówiąc, byłam już na lotnisku. Ale jednak chciałam walczyć do końca. I walczyła. Pojedynek z Amerykanką Danielle Collins do najłatwiejszych nie należał. Zasługuje jednak na miano sportowego widowiska. To był jeden z lepszych meczów, które widzieliśmy na Australian Open, głównie ze względu na emocje. A tych nie brakowało. Początkowo wszystko wskazywało na to, że Świątek nie przełamie złej passy. Do tego doszedł deszcz i wymuszona przerwa. Sama Iga mówiła, że nie potrafi znaleźć recepty na ten styl gry Collins. Ale w końcu rozwiązanie znalazła. Chciałam być gotowa, gdy ona popełni więcej błędów. Chciałam wtedy po prostu docisnąć i tak właśnie zrobiłam w końcówce. Jestem z siebie dumna. Wygrana pięciu gemów z rzędu oznaczała zwycięstwo 6:4 i awans do trzeciej rundy australijskiego turnieju. Po takich meczach poznajemy, która zawodniczka jest zawodniczką świetną, a która wybitną. Myślę, że nikt z polskich kibiców nie ma wątpliwości, że Iga jest wybitną zawodniczką. Danielle Collins po przegranej zapowiedziała koniec kariery. To jest zawodniczka, która miałaby predyspozycje, by być w pierwszej dziesiątce świata. Legenda Świątek dopiero zaczyna się pisać. I choć jest jeszcze bardzo młoda, na tle innych zawodniczek wyróżnia się niezwykłą dojrzałością. Można ją porównywać do Novaka Djokovicia, bo w niej widać gen mistrza, że ona nie dopuszcza możliwości swojej porażki, a to charakteryzuje największych. Skupienie jest w tenisie tak samo ważne, jak mocny serwis czy forhand. Nawet jak się coś podczas meczu dzieje się trudnego i musi sprostać wyzwaniom, to potrafi po prostu odnaleźć w sobie tę dodatkową siłę i energię. W Raszynie, rodzinnym mieście pierwszej rakiety świata, mieszkańców rozpiera duma. Kibicuję jej z całych sił, bo wiem, że jest najlepsza. życzę innym gminom takiej dziewczyny. Ta dziewczyna ponownie wejdzie na australijski kort już w sobotę. Myślę, że jest na dobrej drodze, żeby powtórzyć sukcesy, które miała w poprzednich sezonach. Jej rywalką w weekend będzie 19-letnia Czeszka Linda Noskova. Noskova jest 50. rakietą świata, ale to nie ma znaczenia, bo liczy się dyspozycja dnia. I choć jak mawia sama Iga Świątek - nic nie jest przesądzone dopóki się nie skończy - są duże szanse, by znów zatriumfowała. Parlament Europejski chce, żeby produkty oznaczone w sklepach jako ekologiczne, ekologiczne rzeczywiście były. Nowa dyrektywa musi jeszcze zostać przyjęta przez państwa członkowskie, a potem konieczne są przepisy krajowe. My jednak już teraz mówimy, na co zwracać uwagę podczas zakupów. Ekologiczne czy nieekologiczne - oto jest pytanie, a odpowiedź na nie trudniejsza, niżby się mogło wydawać. Miałem dużo zastrzeżeń do jakości tych produktów niektórych. Nie hoduję, więc muszę wierzyć w to, co etykieta podaje. Problem polega jednak na tym, że nie zawsze podaje prawdę. Z pomocą przyszedł Parlament Europejski. Trzeba uporządkować kwestie reklamowania produktów. Ta dżungla, ten gąszcz metek i oznaczeń ma tylko jeden cel: wprowadzenie w błąd konsumentów nastawionych proekologicznie. Zgodnie z przyjętą właśnie dyrektywą europarlamentu oznaczenia mają być prostsze i ujednolicone. Sytuacje, o których mówi prof. Ewelina Hallmann ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, mają odejść do przeszłości. Tutaj widzimy typowe wprowadzenie w błąd konsumenta. Mamy mieszankę herbacianą oznaczoną nazwą "organic". Zwrócę uwagę na to, że słowa "organic", "bio", "eko" i "ekologiczny" są synonimami. Jednak nie mamy na opakowaniu tego certyfikatu. A w przypadku żywności tylko taki znaczek daje pewność, że produkt spełnia unijne normy żywności ekologicznej. By móc go używać, ta farma musiała spełnić całą listę wymagań. Dlatego widok produktów tylko udających ekologiczne jest dla jej właściciela szczególnie krzywdzący. Nawet widać w Internecie ogłoszenia, że "sprzedam coś ekologicznego", a jak tam dzwonimy i pytamy, czy mają certyfikaty, to nie mają. Z tego magazynu pod Warszawą codziennie wyjeżdżają dziesiątki paczek z żywnością od lokalnych producentów, czasami jednak zbyt małych, by zdobycie certyfikatu było dla nich osiągalne. Taki apel, żeby pamiętać też o tych, którzy nie mają tych certyfikatów, ale wiemy, bo zajadę gdzieś na jakąś mniejszą miejscowość i widzę, w jaki sposób to jest uprawiane, widzę, że kurki są szczęśliwe. Takich też, myślę, trzeba wspierać. Dyrektywa europarlamentu wspierać ma przede wszystkim konsumentów. I to nie tylko w kwestii wyboru jedzenia. Walka z reklamowaniem jako ekologiczne produktów, które takie nie są, dotyczyć ma wszystkiego: od kosmetyków po pralki czy komputery. To prawdziwy punkt zwrotny. Chcemy sprawić, że producenci skupią się na trwałości sprzętów. Chcemy walczyć z kulturą opartą na wyrzucaniu. Na wdrożenie walki o eko nie tylko z nazwy państwa członkowskie będą miały 2 lata. Rząd Hiszpanii ogłosił skrócenie tygodnia pracy. Już w tym roku, zamiast 40 godzin, jak do tej pory, Hiszpanie będą pracowali o 1,5 godziny krócej bez zmian w zarobkach. W kolejnych latach władze w Madrycie zapowiadają dalsze zmiany w tym kierunku. Tymczasem w Polsce Lewica zgłaszała propozycję 35-godzinnego czasu pracy. Czy ten pomysł mógłby przyjąć się nad Wisłą? Rewolucja na rynku pracy. Rząd zdecydował - Hiszpanie będą pracować krócej. Jest to temat, o którym się rozmawia wewnętrznie w firmach, w jaki sposób można to zaadaptować. Edyta Jasińska od dwóch lat mieszka w Barcelonie i pracuje w dziale rekrutacji. Jej zdaniem ta decyzja polityków jest spójna z południowym stylem życia. Jeśli mamy więcej czasu na relaks, to wtedy też jesteśmy bardziej produktywni w pracy. To jest realizacja umowy koalicyjnej, która została zawarta z wielkim trudem, zawarta pomiędzy partią premiera Pedro Sancheza a innymi lewicowymi partiami. Obecnie czas pracy w Hiszpanii wynosi 40 godzin, tak jak w Polsce. Jeszcze w tym roku ma zostać skrócony o 1,5 godziny. Za dwa lata Hiszpanie mają pracować jeszcze mniej, a ich zarobki pozostaną takie same. Polska Nowa Lewica chce iść o krok dalej i proponuje byśmy pracowali w tygodniu tylko 35 godzin. Jest rozwiązaniem oczekiwanym przez szczególnie młode osoby, które chcą godzić życie zawodowe z życiem swoim prywatnym, rodzinnym, rozwijać pasje, mieć na to czas, mieć czas także dla rodziny, dla dzieci. Entuzjazmu lewicy nie podziela Konfederacja. Jest to czysty socjalizm, który jest szkodliwy i który jest utopią. Państwo w ogóle nie powinno w takie rzeczy ingerować, to ludzie powinni wybierać ile pracują, dla kogo i za ile. Czy nasza gospodarka jest gotowa na taką zmianę? Jeżeli przy tej samej produktywności będziemy pracować mniej, to znaczy, że mniej będziemy wytwarzać bogactw, to znaczy, że będziemy wolniej się rozwijać i wolniej będziemy niwelować ten dystans do zachodnich państw. Jednak nie wszyscy przedsiębiorcy boją się tego pomysłu. To na pewno spowoduje powstanie dodatkowych etatów, bo te brakujące dni trzeba będzie wypełnić następnym etatem. Mieszkańcy Katowic zapytani o krótszy tydzień pracy ostrożnie podchodzą do propozycji. Zależy, jak kto wolałby. W niektórych zawodach to na pewno przełożyłoby się na większą korzyść. Jak człowiek będzie miał więcej wolnego, to więcej wyda pieniędzy, nie wiadomo. Fajnie by było, jakby weekend był od piątku do niedzieli, no ale niestety, trzeba pracować. A przecież nie samą pracą żyje człowiek. Dzisiaj to wszystko. A już za chwilę rozmowa z Marszałkiem Sejmu Szymonem Hołownią, który dziś gościł naszą ekipę w Sejmie. Zapraszam i do zobaczenia.