Rozmowy ruszyły. Kiedy i jaki pokój w Ukrainie? O krok od tragedii. Niewybuchy na wystawie za rządów PiS. Smog powrócił. Większość Polaków wdycha bardzo złe powietrze. Marek Czyż, witam i zapraszam na "19.30". Ameryka nie opuści militarnie Europy - mówi Andrzej Duda po spotkaniu z generałem Keithem Kelloggiem, wysłannikiem Donalda Trumpa do Rosji i Ukrainy. Ameryka mocno weszła w dyskusję o pokoju w Ukrainie i spodziewam się co najmniej zawieszenia walk - dodaje polski prezydent. Głowa państwa na poniedziałek zwołuje Radę Bezpieczeństwa Narodowego. Oczekujemy sprawiedliwego pokoju - słyszymy od prezydenta. Czy to jest ta sama sprawiedliwość, którą widzi Donald Trump? Specjalny wysłannik USA ds. Ukrainy i Rosji dziś z wizytą w Warszawie. Prezydent Andrzej Duda od gen. Keitha Kellogga usłyszał zapewnienie obecności wojsk amerykańskich w Polsce. Bardzo proszę, żeby zachować spokój. Jeszcze raz powtarzam, nie ma obaw przed tym, żeby Stany Zjednoczone miały obniżać poziom swojej obecności w naszym kraju. Ani w Warszawie, ani wcześniej w Brukseli po spotkaniu z przewodniczącą Komisji Europejskiej nie odpowiadał na pytania dziennikarzy. Ursula von der Leyen napisała jedynie: Europa na pomoc militarną wydała do tej pory 45 mld euro, podczas gdy Stany Zjednoczone 65 mld dolarów, i to na te dane lubią powoływać się Amerykanie. Jednak Unia pomaga nie tylko militarnie. Tutaj mówimy np. o zapewnieniu finansowej stabilności państwa ukraińskiego, wsparciu energetyki ukraińskiej. Mamy też pomoc w zakresie wsparcia uchodźców, którzy uciekli z Ukrainy. Licząc te wszystkie wydatki, to Unia wydała więcej. Jednak o tym Amerykanie już nie wspominają. A sam gen. Kellogg w Monachium zszokował Europę odpowiedzią na to pytanie. Czy może pan zapewnić, że Ukraińcy będą przy stole? I czy będą przy nim Europejczycy? Odpowiedź na ostatnie tak sformułowane pytanie brzmi: nie. Na wcześniejszą jego część: tak, oczywiście, Ukraińcy będą przy stole. Właśnie po to, by Europa przy tym stole się znalazła, został zwołany szczyt w Paryżu. Pozostaje patrzeć spokojnie, i o to proszę moich rodaków, na bardzo stanowcze, zdecydowane, powiedziałbym wręcz: radykalne działania USA, które, mam nadzieję, przyniosą pokój w naszej części Europy i spokój. Jednak zdaniem doktora Szymona Kardasia zaniepokojenie europejskich polityków jest uzasadnione, bo najważniejsze jest to, co mówi Donald Trump. Nie wykazuje empatii wobec Ukrainy, co więcej, wykazuje empatię większą wobec Rosji, odwołując się do wspólnej przeszłości, walki z nazizmem. Mówi rzeczy z naszej perspektywy, które brzmią kuriozalnie, że wierzy, że Putinowi zależy na pokoju. A w Polsce dyskusja o tym, czy nasi żołnierze zostaną wysłani do Ukrainy. Słychać było o dywizji pancernej - to jest około 30 tysięcy żołnierzy. Jest to po prostu rzecz, której nie możemy w żadnym wypadku nikomu obiecywać. To dyskusja, którą wywołuje PiS, bo rząd nie ma planów wysyłania polskich żołnierzy. Dyskusja, w której sam Jarosław Kaczyński zmienił zdanie o 180 stopni. Potrzebna jest misja pokojowa NATO. Pan Kaczyński kręci. Wynika to z tego, że on nie ma stałych przekonań w sprawach zagranicznych - on się na nich nie zna. Jak wynika z nieoficjalnych informacji amerykańskich mediów, Amerykanie są gotowi wysłać swoje wojska do Ukrainy, ale wcześniej konieczne jest podpisanie porozumienia pokojowego z Rosją. Koniec szczytu w Rijadzie. Ameryka i Rosja komunikują o pierwszym kroku do pokoju w Ukrainie. Strony zaczęły się słyszeć i słuchać - mówi szef rosyjskiej dyplomacji. Wojnę trzeba zakończyć w sposób sprawiedliwy, trwały, zrównoważony i akceptowalny dla wszystkich stron - mówi amerykański sekretarz stanu Marco Rubio. Kłopot chyba w tym ,że to Ukraina jest stroną. Ale nikt jej w Rijadzie o zdanie nie pytał. Bez udziału Ukrainy i Europy. Ruszyły rozmowy między Amerykanami a Rosjanami. Na tak wysokim szczeblu - pierwszy raz od rosyjskiej inwazji. Na czele delegacji szefowie dyplomacji obu państw, Marco Rubio oraz Siergiej Ławrow, któremu towarzyszył doradca rosyjskiego prezydenta Jurij Uszakow. Po stronie amerykańskiej specjalny wysłannik do spraw Bliskiego Wschodu Steve Witkoff oraz doradca do spraw bezpieczeństwa narodowego Michael Waltz. Dziennikarze zostali wpuszczeni do sali obrad tylko na minutę, by zrobić zdjęcia. W tym czasie wszyscy uczestnicy spotkania milczeli. Potem rozmawiali 4,5 godziny. Rosjanie wyszli zadowoleni. Rozmowa z przedstawicielami USA okazała się bardzo owocna, strony zaczęły się wzajemnie słuchać i słyszeć. Według Amerykanów to nie był początek negocjacji rozejmowych, a jedynie wstępne rozmowy. Strony ustaliły mechanizm wzajemnych konsultacji, przywrócenie ambasadorów i powołanie zespołów negocjatorów do spraw zakończenia wojny w Ukrainie. Istotne jest, że zaczęliśmy proces. Prezydent uznał, że nie do przyjęcia jest niekończąca się wojna w Europie, która stała się de facto maszynką do mięsa dla obu stron. W trakcie konferencji szef amerykańskiej dyplomacji odrzucił sugestie, że Europa została odstawiona na boczny tor. Nikogo nie odsuwamy. I podkreślił, że wynik przyszłych rozmów pokojowych musi być akceptowalny dla wszystkich stron. Nie prowadzimy żadnych prenegocjacji nad zakończeniem konfliktu. Ale w wypowiedziach Rosji o żadnych ustępstwach mowy nie ma. Kreml nie godzi się ani na członkostwo Ukrainy w NATO, ani na obecność tam wojsk Sojuszu, ani na zwrot zagarniętych ziem. Członkostwo Ukrainy w NATO stanowi bezpośrednie zagrożenie dla interesów Rosji. Ukraina nieodwracalnie straciła nie tylko Krym, ale także Doniecką i Ługańską Republikę Ludową, a także obwody chersoński i zaporoski, które stały się częścią Rosji. Wołodymyr Zełenski, który dziś w Ankarze rozmawiał z tureckim przywódcą, zapowiedział, że Kijów nie uzna żadnych porozumień zawartych w Rijadzie bez jego udziału. Ukraina, Europa, w tym Unia, Wielka Brytania i Turcja, mają być włączone do rozmów. Wcześniej skrytykował zbliżenie Waszyngtonu i Moskwy. Problem polega na tym, że USA mówią dziś rzeczy, które są bardzo miłe dla Putina. Myślę, że to jest sedno sprawy. Na razie nie wiadomo, kiedy w Rijadzie spotkają się prezydenci Donald Trump i Władimir Putin. W NATO są od niespełna roku, ale historia podała im wojnę prawie u bram, więc szykują broń i zasieki. O los cywili martwią się od dawna i mają dla nich prawie 5 mln miejsc w schronach. W stolicy miejsc jest znacznie więcej, niż miasto liczy mieszkańców. Czego się może od Finów nauczyć Polska, w której na miejsce w schronie może liczyć 4% populacji? W sytuacji niebezpieczeństwa schrony w Finlandii pomieszczą prawie 90% mieszkańców. W samej stolicy jest 50 dużych schronów, a to oznacza, że Finlandia to wzór, z którego należy i trzeba korzystać. Z zaproszenia, aby zobaczyć, jak naprawdę można zagwarantować wszystkim obywatelom schronienie, skorzystał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski. Rozpoczął swoją wizytę od spotkania z prezydentem Finlandii. Potem było spotkanie z ministrem obrony narodowej i w końcu wizyta w schronie. Część tej infrastruktury niewielką mamy już w tej chwili w Polsce, natomiast musimy budować nową infrastrukturę. To są też kwestie zaadaptowania pewnych przestrzeni, takich jak parkingi, metro, wykorzystania niektórych z tych doświadczeń, które mają Finowie. Wszyscy przyjeżdżają tu się uczyć. Przed nami wiele lat inwestowania, ale warto korzystać z tych najlepszych wzorców. To miejsce schronu z pozoru nie przypomina. Centrum miasta, parking podziemny, siłownia, sala zabaw dla dzieci czy boisko. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie długie kilometrowe korytarze ze specjalnymi śluzami. Nasz pomysł polega na tym, żeby ludzie przychodzili tutaj, nawet gdy nic złego się nie dzieje, po to żeby oswajali się ze schronami. Miejsce, w którym tętni życie, w 72 godziny zamienia się w szczelny schron, który może pomieścić 6000 ludzi. Jestem dumy, że Helsinki mogą pokazać innym krajom, jak my mieszkańcy radzimy sobie w tych kwestiach i mam nadzieję, że zainspirujemy sojuszników do takich samych działań. Na razie polski rząd opracowuje rozporządzenia, które będą miały jasne przepisy, tak by miejsca dostępne, jak parkingi czy metro, mogły zamieniać się w pełnoprawne schrony. Uwaga świata od weekendu skupiona na dyplomatycznym froncie i amerykańskim rozdaniu europejskich spraw. Polska prezydencka kampania też szuka dobrych odpowiedzi na trudne pytania rozpięte między Wschodem i Zachodem. W słowniku kampanii znów najsilniejszy akcent na bezpieczeństwo, choć źródła zagrożeń różnie definiowane. Dzień przerwy w kampanii to czas dla kandydatki Lewicy na modyfikację wyborczej strategii. Mamy spotkanie ze sztabem, pracujemy nad dalszymi pomysłami na kampanię. A na ile Donald Trump i sytuacja międzynarodowa zmienia to planowanie kampanijne? Oczywiście wpływa na naszą kampanię, na całą politykę polską. Bezpieczeństwo. I choć "bezpieczeństwo" od samego startu kampanii jest jednym z ważnych tematów kampanii prezydenckiej, to od tygodnia jest właściwie jedynym. Przekaz silnej Polski, bezpieczeństwa Polski jest bardzo ważny w tej kampanii i także znajduje on wyraz w kampanii Szymona Hołowni. Rafał Trzaskowski od początku mówił, że to będzie jeden z filarów jego kampanii i jego prezydentury. Mówi członkini sztabu kandydata KO. I przypomina ten apel Rafała Trzaskowskiego. Przynajmniej w sprawie bezpieczeństwa próbujmy mówić jednym głosem. Ale na to się nie zanosi. Bo niektórzy politycy PiS-u nie są w stanie przyznać, że największym zagrożeniem dla Polski jest rosyjski dyktator. Czy zgodzi się pan, że największym zagrożeniem dla Polski i dla Europy jest Rosja? Dla mnie największym zagrożeniem jest to, że rozbrajamy Polskę, że nie budujemy silnej armii. Przecież głosowali przeciwko budżetowi temu obecnemu, a ten budżet dotyczył obronności i zwiększenia środków na obronność Polski. Nie rozumiem tego, czemu mogą akceptować działania Rosjan, morderców, którzy grabią tereny nie swojego państwa. Kandydat popierany przez PiS też sporo mówi o bezpieczeństwie. Będę dążył do tego, aby Europa w końcu oprzytomniała. W tym wystąpieniu skupił się głównie na przedstawieniu Europy jako pogrążonej w chaosie. Europejskie elity, czego już jesteśmy pewni, nie są w stanie zareagować w żaden sposób na to, co dzieje się w Europie i na świecie. Pan Nawrocki na tyle się zna na polityce zagranicznej, że zapewne jego komentarz do wczorajszego szczytu w Paryżu byłby tylko taki: czy ktoś tam miał odzież termiczną czy jej nie miał. Ironizuje polityk koalicji rządzącej. Wprost nawiązując do tej wypowiedzi Karola Nawrockiego z soboty. Ma czas, żeby pobiegać. W kontekście wizyty sekretarza obrony USA w Polsce. Szef Pentagonu biegał w szarym dresie, bo nie musi nikogo, drodzy państwo, udawać i nie musi wnosić na ulice Warszawy i wkładać na swoje ciało termicznej odzieży do biegania. Dziś Karol Nawrocki nie poruszał tematu strojów polityków ani amerykańskich, ani europejskich. To jest program "19.30", w którym dziś jeszcze: Uwaga na kruchy lód. Tu nie ma bezpośredniego zagrożenia, tak mi się wydaje. To zawsze ryzyko i igranie ze śmiercią. Chwile grozy. Właśnie przeżyłam katastrofę samolotu, o mój Boże. Zanim się obejrzałem, byłem do góry nogami. Nie żyje Marian Turski, historyk, dziennikarz, członek Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej, były więzień Auschwitz. Pięć lat temu, w rocznicę wyzwolenia obozu, przestrzegał, by współczesny świat nie był obojętny na zło, bo Auschwitz nie wzięło się znikąd. Marian Turski miał 98 lat. Jedenaste przykazanie: nie bądź obojętny. Wraz z Marianem Turskim odchodzi od nas wiek XX. Zostajemy sami w wieku XXI. Przez ostatnie lata życia Marian Turski konsekwentnie pozostawiał nam wskazówki. Na 75. rocznicę wyzwolenia Auschwitz ostrzegał. Nie bądźcie obojętni, kiedy jakakolwiek mniejszość jest dyskryminowana. Teraz, w 80. rocznicę wyzwolenia Auschwitz, czuł się bardzo słabo. Ale zdobył się na olbrzymi wysiłek, bo chciał jeszcze raz przemówić. Tym razem nie tylko przestrzegał. Także mobilizował. Nie bójmy się przekonać samych siebie, że trzeba mieć wizję nie tylko tego, co dziś jest, ale tego, co będzie jutro, co będzie za kilkadziesiąt lat. Dziś o 22.05 TVP1 zaprasza na reportaż "Jedenaste przykazanie". Maksymilian Rigamonti oddaje w nim głos Marianowi Turskiemu, który prowadzi nas przez współczesne znaczenia pamięci o tragedii Auschwitz. A o 23.00 w TVP Info przemówienia Mariana Turskiego z rocznicy obchodów wyzwolenia obozu. Miały być świadectwem skuteczności ukraińskiej obrony wobec rosyjskiej agresji. Wystawa pancernych wraków podróżowała po Polsce, 700 tys. do wystawy dołożyła rządowa agencja, cywile robili sobie selfie. Teraz się okazało, że wraki były z wkładką, bo nikt nie wyjął z nich amunicji. Saperzy zrobili to dopiero teraz i jest kilka pytań. To była totalna beztroska, a może i głupota. Tak wprost nie tylko rządzący mówią o tej wystawie... Za wolność naszą i waszą. ...zorganizowanej blisko 3 lata temu przez kancelarię Mateusza Morawieckiego. To rosyjski sprzęt zniszczony przez Ukraińców. Jak się okazało, nigdy dokładnie nie sprawdzony przez polskie służby. Latem 2022 roku podróżował po całej Polsce. Czołg, armatohaubica i dwa wozy opancerzone najpierw stanęły na placu Zamkowym w Warszawie, potem we Wrocławiu, następnie były prezentowane w okolicach poznańskiego lotniska, potem w Gdańsku i na koniec na Międzynarodowych Targach Przemysłu Obronnego w Kielcach. Kto pozwala na to, żeby obwozić wraki, które zjechały bezpośrednio z linii frontu, niesprawdzone? Na to pytanie odpowiedzi szuka prokuratura, którą o możliwości popełnienia przestępstwa zawiadomiła Rządowa Agencja Rezerw Strategicznych. Jej władze podczas porządkowania spraw po poprzednikach odkryły, że mają na stanie cztery wraki, które po sprawdzeniu okazały się bombą z opóźnionym zapłonem. Ujawniliśmy materiały niebezpieczne, które mogły potencjalnie stanowić zagrożenie dla życia i zdrowia. Jak informuje Onet, saperzy potwierdzili, że w każdej chwili mogło dojść do eksplozji. Tam były granaty, tam była amunicja, to stwarzało zagrożenie dla wszystkich. Ten sprzęt był ładowany na samochody, obwożony po Polsce. Przecież jeden wertep mógł spowodować potężny wybuch! Pani redaktor, ja po prostu nie wierzę. Tak odpowiada dziś Michał Dworczyk, ówczesny szef gabinetu Mateusza Morawieckiego, który organizował wystawę. Dziś w Brukseli jako europoseł otworzył kolejną, także o Ukrainie, i właśnie do niej odniósł się, odpowiadając na pytanie o zastosowane 3 lata temu procedury bezpieczeństwa. W taki sposób można zdewaluować każdą inicjatywę. Za chwilę może się okazać, że drony, które są za nami, również stanowią zagrożenie, a Parlament Europejski również wyleciałby w powietrze. Nawet gdy PiS złapiesz za rękę to będą wciskać, że to nie ich ręka, i do tego można się przyzwyczaić. W przypadku tej wystawy, podobnie jak w sprawie granatnika, który pół roku później użyty doprowadził do takich szkód w gabinecie komendanta głównego policji. Zapewniono mnie, że prezent jest bezpieczny, nie stanowi zagrożenia. PiS przerzuca odpowiedzialność na stronę ukraińską. Te pojazdy zostały sprawdzone i dostarczone przez Ministerstwo Obrony Ukrainy. Ale to nie ukraińskie ministerstwo woziło je potem po kraju przypominają politycy koalicji rządzącej. Skala niekompetencji pisowskiego rządu poraża. Narazili na niebezpieczeństwo dziesiątki, a być może setki Polaków, wożąc ten sprzęt, który okazał się tykającą bombą. To byli niekompetentni dyletanci, którzy bawili się bezpieczeństwem za publiczne pieniądze Rządową Agencję Rezerw Strategicznych rozlicza nie tylko polska prokuratura. Także OLAF, czyli unijny urząd do spraw korupcji, który dziś ogłosił, że będzie się domagać zwrotu ponad 90 mln euro. Te pieniądze w czasach PiS miały być przeznaczone na zakup generatorów prądu dla Ukrainy, ale trafiły przede wszystkim do kieszeni pośredników. Zima przypomniała sobie, że się luty kończy, i wytacza wszystko, co ma. Temperatury nocą spadają do kilkunastu stopni poniżej zera, lód skuwa wody. Ale jego grubość nadal jest krucha, jak szansa na ratunek, gdy pęknie pod nogami. Służby pouczają, co zrobić, gdy już się stanie, choć instruktaż nie byłby potrzebny, gdyby nie kusiło. Jezioro Okra w Drawsku Pomorskim. 12-latka może mówić o szczęściu. Dziewczynka wraz z dwójką innych dzieci weszła na zamarznięty zbiornik, który w tym miejscu ma blisko 4 metry głębokości. Nagle lód się załamał. Zdołała ona sama wydostać się na brzeg i po przebadaniu nie wymagała hospitalizacji. Całe szczęście, że tak się skończyło to zdarzenie. A to Jezioro Liciszewskie pod Toruniem. Do lodowatej wody wpadli dwaj wędkarze. Nie mieli szans na uratowanie. Wchodzenie na zamarznięty akwen to zawsze ryzyko i igranie ze śmiercią. Nie trzeba jednak daleko szukać, by znaleźć osoby, do których takie apele nie docierają. To zamarznięte miejskie kąpielisko w Rzeszowie i interwencja straży miejskiej, która ostrzegała amatora wędkarstwa. To już podkielecki zalew Umer i równie niefrasobliwe podejście. Tu na brzegu, gdzie te dzieci są, tam już może za daleko, ale tu nie ma bezpośredniego zagrożenia, tak mi się wydaje. Teraz można jeździć tu samochodem, lód ma tu 16 cm, więc śmiało. Konsekwencje takiego podejścia mogą być tragiczne. Stąd takie szkolenia organizowane przez straż i WOPR, które mają pokazać, jak w takiej sytuacji reagować. Przede wszystkim trzeba wezwać służby ratunkowe. Jeżeli jesteśmy blisko brzegu, starajmy się podać jakiś przedmiot. Zwiążmy ubranie, nogawki, rękawy. Próbujmy. Jeżeli jest to osoba dalej w wodzie - nie ryzykujmy. Ratownicy przyznają, że Polaków gubi brawura i brak umiejętności. W Szwecji wychodzenia z takich opresji uczą się już dzieci. W Holandii uczniowie muszą zdać egzamin z pływania. Część egzaminu to jest właśnie skakanie do wody z ubraniami, buty, płaszcz itd. WOPR w ramach kampanii Kruche Życie apeluje o rozwagę i przypomina, że tylko sztuczne lodowiska są bezpieczne. Martynka powiedziała wtedy, że idzie z koleżankami na lód. Od linii Bydgoszcz - Białystok na południe mapa jakości powietrza nad Polską prawie cała na czerwono. Wielkopolska, część Mazowsza, Beskidy zsiniały na tej mapie, bo tam jakość powietrza skrajnie zła. Polska, w Europie nigdy nie była liderem czystego powietrza, ale ostatnie wyżowe i mroźne tygodnie zrobiły swoje. O tym, że to nie tylko kwestia kolorów. Oddychanie pełną piersią nie jest wskazane. Nad większością Polski od wczoraj wisi smog. Astmatycy mogą dostać ataku astmy, świszczącego oddechu. Przydatne są maseczki, bo wdychanie smogu może dać o sobie znać po wielu latach. Kumulacja tych wielu szkodliwych cząstek może doprowadzać do zmian w drogach oddechowych, może doprowadzać do nowotworzenia i innych poważnych, nieodwracalnych konsekwencji. Mieszkańcy 5 województw otrzymali na swoje telefony alerty bezpieczeństwa. Fatalne powietrze było dziś w części Wielkopolski, Śląska i Małopolski. To w dużej mierze zasługa zimowej aury. Mówimy o niskiej temperaturze powietrza, niskiej prędkości wiatru, braku opadów atmosferycznych przy jednoczesnej emisji zanieczyszczeń. Najgorsza sytuacja miała miejsce wczoraj. W Rybniku stężenie pyłu PM10 wynosiło aż 284 mikrogramy na m3, przy normie dobowej na poziomie 50 mikrogramów. Tylko nieco lepiej było w Zabrzu, Poznaniu czy Kaliszu. Problem smogu jest związany z paleniem różnego rodzaju odpadów w naszych piecach domowych, złej jakości węgla, lakierowanych mebli, plastiku. W Polsce wciąż używa się dwóch milionów pozaklasowych kotłów - tzw. kopciuchów. W ostatnich latach ich liczba dzięki programom ogólnopolskim i samorządowym spadła o 1/3. Jakbyśmy porównali to z pokojem, w którym siedzi dziesięciu palaczy, jeśli z niego wyjdzie trzech, to w tym pokoju nadal nie ma czym oddychać. Szansą na poprawę jest rządowy program "Czyste powietrze". Ten jednak został pod koniec listopada zawieszony. Główną przyczyna zatrzymania tego były nieprawidłowości, do których dochodziło w tym programie, przede wszystkim w tej maksymalnej grupie dofinansowania. Program ma wrócić w odświeżonej formie. Wnioski o dofinansowanie wymiany pieców będzie można składać od 31 marca. Sądząc po tym, jak wygląda wrak maszyny, trudno uwierzyć, że są tylko ranni. Samolot linii Delta Airlines podczas lądowania na lotnisku w Toronto przewrócił się podwoziem do góry i utracił skrzydła. 18 osób jest rannych, jedna ciężko. Władze lotniska informują, że mogła zawinić fatalna pogoda. To była ostatnia prosta - lądowanie w Toronto. Nic nie wskazywało, że będzie awaryjne. Samolot jest do góry nogami i płonie! Lot z Minneapolis zakończył się dachowaniem maszyny, oderwały się od niej skrzydła i silniki, a po chwili wybuchł pożar, który szybko opanowali strażacy. Kiedy schodziliśmy na ziemię, było bardzo silne uderzenie, nagle wszystko poszło na boki. A potem, zanim się obejrzałem, byłem do góry nogami, nadal zapięty w pasy. Samolot wylądował do góry podwoziem, więc pasażerowie ewakuowali się po suficie. Na pokładzie samolotu linii Delta Airlines było 80 osób. To, że wszyscy przeżyli, jest zdaniem ekspertów zasługą specjalnych systemów bezpieczeństwa w samolocie i specjalnej konstrukcji skrzydeł, które odpadły, nie uderzając w kabinę pasażerską. 17 rannych pasażerów szybko przewieziono do lokalnych szpitali. Nie mamy wiedzy, czy którykolwiek z tych pasażerów miał obrażenia krytyczne. Przyczyna wypadku nie jest jeszcze znana, wiadomo jedynie, że w chwili lądowania panowały dość trudne warunki pogodowe. Bardzo ważne jest, abyśmy nie spekulowali. Możemy powiedzieć, że pas startowy był suchy i nie było bocznego wiatru. Na lotnisku Pearson z ruchu wyłączono dwa pasy startowe, pozostaną zamknięte przez kilka kolejnych dni na potrzeby śledztwa. słyszeliśmy, że loty są odwołane, że lotnisko jest zamknięte, potem w końcu, że mamy tylko opóźnienie. Przechodziliśmy przez całą gamę emocji, bo jutro rano mamy rejs, musimy wsiąść na statek. W przeszłości tylko trzy razy doszło do podobnego wypadku. Nie wiemy, jak się pan nazywa, a i on mógłby sobie poufałości nie życzyć, więc roboczo nazwijmy go Mietkiem. Otóż Mietek do pierwszego mieszkania wszedł, wybijając okno hulajnogą, do drugiego przez balkon, zszedłszy z dachu na gzyms, potem już było łatwo, bo po prostu schował się w czyjejś garderobie. Do góry nogami. Tam go znalazł zdziwiony właściciel, a potem znaleźli go policjanci. To właśnie w tym bloku przy ul. Dzikiej w Warszawie doszło do nietypowego włamania. 39-latek wszedł na taras jednego z mieszkań, gdzie dziecięcą hulajnogą wybił okno i dostał się do środka. Znajdujące się w środku dzieci poprosił o pomoc w opuszczeniu lokalu. Potem za cel obrał sobie blok na sąsiedniej ulicy. Tam wybił szybę w drzwiach do klatki schodowej i wszedł na dach, z którego skoczył na balkon jednego z mieszkań. W środku ubrał się w ubrania właściciela oraz splądrował to mieszkanie. Aby pozostać niezauważonym, wspiął się pod sufit i trzymając się półek, wisiał głową w dół jak komiksowy Spiderman. Spadł na głowę, gdy do mieszkania wrócił właściciel i zajrzał do garderoby. Intruz uciekł, ale kilka dni później został zatrzymany w swoim domu w Brzezinach pod Łodzią. W mieszkaniu policjanci znaleźli m.in. pistolet pneumatyczny, kominiarkę oraz kilka porcji kokainy. Dla mieszkańców warszawskiego Muranowa ta sprawa jest szokująca. Stres niesamowity. Co miałbym pod ręką, to chlasnąłbym go i koniec. Była taka spokojna okolica tutaj, a teraz się dzieją rzeczy takie, co byśmy ich nie chcieli. Mężczyzna nie był wcześniej notowany, obecnie przebywa na wolności i ma policyjny dozór. Grozi mu do 10 lat więzienia. To wszystko dziś w "19.30". Dziś gościem Doroty Wysockiej-Schnepf w "Pytaniu dnia" Jan Rajchel, prezes Rządowej Agencji Rezerw Strategicznych.