Zapraszam. Konfrontacja świadków. W sposób roboczy byłem w kontakcie z zarządem poczty polskiej. Bardzo się cieszę, że pan odzyskuje pamięć. Śmierć noworodka. Dziecko porzuciła w pojemniku na śmietniku. Niebezpieczne misie. Wiemy, że uciekł już do lasu. Jesteśmy tutaj gościem i zachowajmy dystans. Artur Soboń ponownie świadkiem przed sejmową komisją śledczą ds. wyborów kopertowych. Podczas pierwszego przesłuchania wielokrotnie nie odpowiadał na pytania komisji i odsyłał do swobodnej wypowiedzi. Dziś było inaczej. Były wiceminister przyznał, że brał udział w roboczych spotkaniach z Pocztą Polską. Po południu odbyła się konfrontacja Artura Sobonia z byłym wiceprezesem Poczty Polskiej Grzegorzem Kurdzielem. Przed sejmową komisją śledczą - po raz drugi, ale po raz pierwszy Artur Soboń potwierdza swój udział w wyborach kopertowych. Pan minister Sasin prosił mnie o kontakt z Pocztą. W sposób roboczy byłem w kontakcie z zarządem Poczty Polskiej. Bardzo się cieszę, że pan odzyskuje pamięć. Jeszcze w styczniu wiceminister aktywów państwowych mówił tak: Na żadnym etapie przygotowań nie uczestniczyłem w formalnych obowiązkach związanych z przygotowaniem wyborów korespondencyjnych. Wszystko, co miałem powiedzieć, zawarłem w swobodnej wypowiedzi. Za uchylanie się od złożenia zeznań komisja wstąpiła do sądu o ukaranie świadka. Decyzji sądu wciąż nie ma. Dlatego Waldemar Buda jeszcze na początku posiedzenia chciał odroczenia przesłuchania. W momencie kiedy będzie jasne stanowisko sądu w tej sprawie. Dzisiaj jest to absolutnie niecelowe. Wniosek przepadł. A członkowie komisji obejrzeli to nagranie - archiwalny wywiad Artura Sobonia, gdzie mówi o organizacji wyborów korespondencyjnych. Tak po ludzku, panie pośle, nie wstyd panu, że pan kłamał? Zaniemówiłem teraz, przyznam. Bo przekroczył pan wszelkie granice. Odtworzyłem to specjalnie, żeby pan nie robił z ludzi idiotów. Artur Soboń broni pomysłu przeprowadzenia wyborów kopertowych. Byłem i jestem głęboko przekonany, że byłoby czymś dramatycznym dla Polski i naprawdę dramatycznym dla polskich obywateli, gdyby nie udało się w konstytucyjnym terminie wybrać prezydenta RP w sytuacji epidemii. Po 16.00 rozpoczęła się pierwsza konfrontacja w komisji śledczej. Po jeden stronie - Artur Soboń, po drugiej - wiceprezes Poczty Polskiej Grzegorz Kurdziel. Czy pan potwierdza, że współpracował pan w zakresie operacyjnym z Pocztą Polską, gdy chodzi o wybory prezydenckie? Tak, na roboczo. Przecież nie spotykaliśmy się tam jako prywatne osoby, więc uważam, że były to spotkania formalne. Spotkania odbywały się w budynku Ministerstwa Aktywów Państwowych. Czy wychwyciliście między państwa zeznaniami sprzeczności, które by uzasadniały przeprowadzenie konfrontacji? Nie. Co do faktów, nie było chyba rozbieżności. Jutro kolejne posiedzenie komisji śledczej w sprawie wyborów kopertowych. Przesłuchany zostanie były członek gabinetu politycznego ministra MSWiA i były członek Rady Nadzorczej Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Wojnę bez amunicji da się prowadzić, ale długo to raczej nie trwa, a że w Europie zapachniało prochem, więc Unia daje wsparcie dla zbrojeniowych firm. Do Polski pieniądze też trafią, ale tylko 0,4% całego budżetu, więc padają pytania, kto zaspał, kto zapomniał, kto się spóźnił albo zaniedbał. A ta amunicja ma swój polityczny kaliber. Rząd PiS-u zawalił dofinansowanie dla polskiej zbrojeniówki. To reakcja wicepremiera i ministra obrony na działania poprzedniego rządu w sprawie unijnego programu dofinansowania produkcji amunicji. Z 500 milionów euro do Polski trafi niecałe pół procent. Program ma pomóc dostarczać Ukrainie więcej naboi i uzupełnić zapasy państw Unii. Były minister obrony zarzucił obecnemu rządowi brak działań w instytucjach europejskich w tej sprawie. Donald "król Europy" Tusk przedstawiał siebie i swoją ekipę jako ludzi bardzo wpływowych w UE. To wina poprzedniego rządu - słyszymy od wicepremiera. Wnioski były składane między połową października a połową grudnia. Wtedy rządził PiS. Najwięcej dostały przedsiębiorstwa z Norwegii i Niemiec. Z naszego kraju o pieniądze starały się trzy firmy należące do Polskiej Grupy Zbrojeniowej: Mesko, Zakłady Chemiczne Nitrochem i Dezamet. Dofinansowanie - nieco ponad 2 miliony euro - otrzyma ta ostatnia. Zostaliśmy potraktowani bardzo źle przez UE, która nie widzi naszego potencjału produkcji uzbrojenia czy amunicji. Jak mówi minister obrony narodowej, to Polska za rządów PiS zwróciła się o zbyt małe kwoty. Jeśli się wnioskuje w konkursie, gdzie jest dostępne 500 milionów euro, o 10 milionów euro, to jak się chce uzyskać 500 milionów? Mariusz Błaszczak w wynikach konkursu widzi też działanie polityczne Komisji Europejskiej. Z tej puli 500 milionów najwięcej pieniędzy otrzymał Rheinmetall, i to zarówno w tym ujęciu niemieckim, jak i węgierskim i hiszpańskim. Byłego ministra obrony krytykuje jego własne środowisko polityczne. Zarzutów jest więcej. Dlaczego tak się działo, że tylko 3 polskie firmy? Dlaczego nie wystartowano w pięciu kategoriach, które były proponowane? Błędy miał popełnić Jacek Sasin, były minister aktywów państwowych. To ten resort nadzoruje Polską Grupę Zbrojeniową. Odpowiedzialna za taka ilość wniosków jest głównie Polska Grupa Zbrojeniowa. Polska będzie starała się o kolejne pieniądze. Będziemy wnioskować o powtórzenie takiego programu, bo wiemy, jak potrzebna jest amunicja. Unia Europejska chce, by w ciągu dwóch lat produkcja pocisków artyleryjskich przez państwa Wspólnoty wzrosła do dwóch milionów sztuk rocznie. Tarcza wojenna dla rolnictwa i otoczenia, ochrona unijnego rynku jak przed wojną w Ukrainie. Po wybuchu wojny Unia prowadziła nieodpowiedzialną politykę i teraz to musi kosztować. Jakieś 15 miliardów euro. Tak rolniczy działacze oceniają sytuację i wyceniają wartość oczekiwanej pomocy. To jest pole do dyskusji czy do zaorania? Do 20 tysięcy ciężarówek dziennie przekracza to przejście graniczne. Teraz setki traktorów blokują granice w Świecku. Rolnicy, choć zmęczeni, pozostają nieugięci. Zachodnia granica, bo wierzą, że tu są w stanie coś wygrać. Jak tam zacznie boleć, to będzie telefon, zakłady Volkswagena, BMW, Tesli i wszystkich zaczną dzwonić do Olafa, "Olaf zrób coś", Olaf zadzwoni do Urszuli. Urszula do Donka i tak się koło zamknie. I zaczną coś. Jeżeli on jedzie na Litwę, nie ma problemu. Ale jeżeliby chciał zrzucić towar w Polsce, od razu jest wyłapywany i jest nakładana kara, a transport musi wrócić. Chcą kontynuować protest nawet w Wielkanoc rotacyjnie. Jeżeli te zapewnienia będą naprawdę twarde, to jesteśmy w stanie zrezygnować. Jeśli rozmowy nic nie dadzą, tak będzie pojutrze wyglądać cała Polska. Rolnicy już zgłosili ponad 270 protestów, planują blokadę całych miast, dróg dojazdowych. W Bydgoszczy i kilku gminach sąd nie wydał na to zgody. Rolnicy się odwołują. Tonący brzytwy się chwyta i w tym kontekście właśnie występujemy dlatego, że chcemy zwrócić uwagę na krytyczną sytuację w dzisiejszym rolnictwie. Rolnikom nie wystarczają ustępstwa Komisji Europejskiej w sprawie Zielonego Ładu. Chcą całkowitej likwidacji projektu i ograniczenia importu produktów z Ukrainy. Nie tędy droga - mówi Instytut Finansów Publicznych. To nie zboże z Ukrainy jest winne. 3/4 gospodarstw rolnych ma mniej niż 10 hektarów, a ponad połowa jest mniejszych niż 5 hektarów. Mniejsza efektywność działania, mniejsza skala produkcji, a tym samym większe koszty wytwarzania i oczywiście mniejsza rentowność. Eksperci apelują o długoterminowe planowanie polityki rolnej. Zielony Ład jest wyzwaniem, ale nie da się od niego uciec. Z takich wniosków rolnicy na ten moment raczej nie skorzystają. To mi żywo przypomina komunę. Kiedyś nasi nic nie mogli, bo musieli z Moskwą uzgadniać. Teraz muszą uzgadniać z Brukselą. Na pokojowe rozwiązanie konfliktu po tygodniach protestów czekają wszystkie strony. To główne wydanie 19.30. Zobaczmy, co jeszcze przed nami. Do wyburzenia. Polska mieszkaniówka zyska nowe osiedle. Nie ma sensu burzyć jednego, by wybudować drugie. Wybór Rosji. Lepiej nie zmieniać koni na środku rzeki. Wybory w Rosji w sposób oczywisty nie były ani wolne, ani uczciwe. Tragedia w Gdyni Redłowie, a jej szczegóły musi zbadać policja. Na jednym za śmietników znaleziono ciało noworodka. Matka zgłosiła się do szpitala z silnym bólem brzucha. Po badaniu przyznała, że porzuciła nowo narodzone dziecko. Kobieta została zatrzymana. Do tej sprawy zostały zatrzymane jeszcze inne dwie osoby. Są to członkowie rodziny tej kobiety. W dniu dzisiejszym została przeprowadzona sekcja zwłok. Czekamy na opinię co do przyczyny śmierci. Wstępnie przyjęto kwalifikację z artykułu 149, czyli zabójstwo dziecka w trakcie porodu i pod jego wpływem. 24-latka trafiła do szpitala w sobotę. Początkowo nie przyznawała się do tego, że była w ciąży i urodziła. Po tym, jak przesłuchała ją policja, przyznała, że poród odbył się w domu jej ojca i wskazała miejsce ukrycia zwłok. 24-latka nadal przebywa w szpitalu. Utrzymuje, że dziecko urodziło się martwe. W zależności od ustaleń sekcji zwłok może usłyszeć zarzut zabójstwa lub zbezczeszczenia zwłok. Na warszawskim Wysokim Wilanowie zrobi się trochę niżej. Polski Holding Nieruchomości zamierza wyburzyć tam 16 budynków, a potem... I tu pojawiają się rozbieżności. Miejscy aktywiści alarmują, że grunt pójdzie w ręce prywatnych deweloperów, holding dementuje: wyburzenia - owszem, ale na gruncie to holding zbuduje osiedle. Nie wiadomo tylko kiedy. Są bloki, będzie plac budowy. Nową inwestycję na Wilanowie planuje Polski Holding Nieruchomości. Straszy nas tym, że chce wyburzyć ponad 20 budynków w naszej okolicy i stworzyć coś większego. Nie rozumiemy dlaczego. Wyburzone miałyby zostać te budynki. Kiedy - na razie nie wiadomo. Są tu biura, a także hotel i hostel. Będzie 16 budynków i nawet 800 mieszkań. I są pytania o to, kto je wybuduje. Polski Holding Nieruchomości to przedsiębiorstwo państwowe. Dziś żaden z jego przedstawicieli rozmawiać z nami nie chciał. Dostaliśmy to oświadczenie, w którym można przeczytać: Więcej mieszkańców w i tak gęsto zabudowanej dzielnicy to kłopoty - słyszymy na Wilanowie. To jest spokojne, fajne osiedle, na którym dalej chcemy spokojnie mieszkać, a nie, żeby tutaj się pojawiło 1400 mieszkań i kolejne 2000 samochodów. Budować nowe mieszkania trzeba, bo tych wciąż brakuje, a ceny już dziś są zaporowe. Pytanie, czy burzenie już istniejących budynków to dobre rozwiązanie. W najbliższych dekadach coraz więcej bloków tych starych będzie zdegradowanych czy też wykupowanych, wyburzanych, a na te miejsca będą budowane nowe. Tak że tutaj przypadek, o którym mówimy, ten wilanowski, nie jest niczym nadzwyczajnym. Wyburzanie nie jest najlepszym krokiem, ale po pierwsze czasem to nie jest tylko kwestia budowy, tylko gospodarowania tym, co już istnieje. By wybudować bloki, wyciąć trzeba drzewa. Nawet ponad 140. Każde to zdaniem ekologów ogromny kapitał. To się wyraża w jednostkach monetarnych, ale można to wyrazić też w ilości wody, jaką to drzewo pochłania, jaką wyparowuje, temperaturę, o jaką zmniejsza w trakcie upałów otoczenie. Polski Holding Nieruchomości zapewnia, że w miejsce ściętych drzew posadzi nowe. I że będzie ich więcej. Gdyby ten problem udało się rozwiązać, w Polsce przybyłoby półtora miliona dzieci. Tyle par bezskutecznie stara się o potomstwo. Nie wiadomo, dla ilu z nich rozwiązaniem jest metoda in vitro, ale dla części - z pewnością. Aby się udało, trzeba dyskusję oczyścić z ideologii, stworzyć program wyposażony w finansowanie i zaplecze dla procedur medycznych. Właśnie powstaje takie w Warszawie. Teodor za miesiąc skończy dwa lata. Chłopiec przyszedł na świat dzięki metodzie in vitro. Żeby zostać mamą i tatą, to było spełnienie marzeń. W ciągu trzech lat starań w specjalistycznej klinice państwo Skowrońscy zostawili ponad 130 tysięcy złotych. jeśli chodzi o finanse, byliśmy skazani na siebie. Od 1 czerwca wraca rządowe wsparcie finansowania in vitro. Chcemy spełniać marzenia par o posiadaniu potomstwa. To marzenie będzie można realizować w tym warszawskim centrum leczenia niepłodności, które powstało przy Szpitalu Południowym. Mamy bardzo niewiele podmiotów państwowych, które realizują takie procedury. Jest tu przychodnia, w której można się konsultować i diagnozować. Później w tutejszym laboratorium wykonywana będzie procedura in vitro. Również tu będzie można prowadzić ciążę i urodzić dziecko. Cały proces może być przeprowadzony w jednym miejscu i to jest naprawdę najlepsze rozwiązanie. Z niepłodnością w Polsce mierzy się nawet półtora miliona par. Mogę mówić o zapotrzebowaniu w skali kraju. To jest 25 tysięcy cykli in vitro w skali roku. To bardzo dużo. Na problemy z zajściem w ciążę duży wpływ ma odsuwanie decyzji o macierzyństwie. Kiedyś dwudziestolatki, obecnie trzydziestoparolatki, a nawet 40 plus decyduje się na pierwsze dziecko. Dofinansowanie do programu in vitro ma być również odpowiedzią na niski wskaźnik dzietności w Polsce. Nie możemy być społeczeństwem starzejącym się, musimy zrobić wszystko, by trochę stymulować urodzenia. A to udało się warszawskiemu ratuszowi. W ciągu siedmiu lat istnienia samorządowego programu wspierania in vitro przeznaczono na ten cel ponad 50 milionów złotych. Samorządowy program będzie istniał równolegle z tym rządowym. Chodzi o to, by możliwości in vitro było jak najwięcej. Bo tylko ci, którzy przeszli tę trudną drogę wiedzą, czym okupione jest czekanie na cud. Będą chwile zwątpienia, ale jeśli je pokonamy, to ten efekt w postaci upragnionego dziecka wynagradza wszystko. To było stłuczenie ręki i obrzęk. Lekarze dwukrotnie odsyłali panią Joannę do domu. Kobieta zmarła w domu. Tematem zajmują się dziennikarze programu "Reporterzy". W studiu jest już Agnieszka Górniakowska. Wydawało się, że to tylko niegroźne stłuczenie ręki. Pani Joanna przewróciła się. Pojechała do przychodni. Tam opatrzono jej rękę. Kobieta jednak bardzo źle się czuła. Postanowiła więc przerwać urlop i wróciła do domu. Ze szpitalnego oddziału ratunkowego w Lublinie wypisano ją w stanie określonym jako dobry. Gdy kolejnego dnia ponownie trafiła do szpitala, jej stan był już bardzo ciężki. Wdała się martwica i sepsa. Kobieta zmarła. Rodzina skierowała sprawę do prokuratury. Ta wszczęła już śledztwo. Bratki, żonkile, stokrotki. To nie powtórka Dnia Kobiet. Jestem posłańcem, którego przysłała żona, żeby zdobyć kwiat. Mieszkańcy Skawiny w Małopolsce rośliny doniczkowe otrzymali w zamian za stary niepotrzebny sprzęt elektroniczny. Przyniosłam baterie, bo uważam, że to nie powinno być w ziemi. W ten sposób chronimy środowisko naturalne przed zanieczyszczeniem. Akcję zorganizowano z okazji międzynarodowego dnia recyklingu. Zamiast wydobywać różnego rodzaju surowce wtórne, surowce, które są potrzebne do wytworzenia nowego sprzętu, możemy wykorzystać w procesie recyklingu. Pod warunkiem że zanim trafią do kosza, je posegregujemy. W papierniach i hutach to, co wyrzuciliśmy, dostaje drugie życie. Selektywna zbiórka jest tutaj kluczowa, ponieważ od tego, w jaki sposób będą zbierane odpady, tworzywa sztuczne, zależy późniejsza jakość produktów, które możemy uzyskać. Rocznie statystyczny Polak wytwarza ponad 350 kilogramów odpadów. Do recyklingu trafia zaledwie 30%. W gminach wiejskich recykling sięga nawet 70%, co jest znacznie powyżej średniej. Dużo gorzej niestety wypada to w miastach, szczególnie w budownictwie wielorodzinnym, gdzie jest takie rozmycie odpowiedzialności, ponieważ mamy zbiorcze śmietniki. Poprawić sytuację mogłoby wprowadzenie dyrektywy ROP, czyli Rozszerzonej Odpowiedzialności Producenta. Według niej to firmy, które wprowadzają na rynek produkty, płaciłyby za ich recykling. Płacilibyśmy mniej za zajęcie się naszymi odpadami, a także dla branży byłoby to ogromne ułatwienie. Przepływ finansowania byłby zupełnie inny, jakość zbiórki też byłaby inna i łatwiej byłoby uzyskać większe ilości surowców. Skorzystaliby konsumenci i producenci, a przede wszystkim - planeta. Przepisy ROP powinniśmy wprowadzić już cztery lata temu, jednak wciąż brakuje odpowiedniej ustawy. Na wyniki tych wyborów nikt nie czeka z zaciekawieniem, bo wynik jest z góry oczywisty i dorosło całe pokolenie, które nie zna innego prezydenta. Rosjanie wybrali przywódcę, ale w istocie władcę, i większości to nie przeszkadza. A opozycyjna mniejszość albo nie ma głosu, albo gdy go podnosi, to bywa, że milknie na zawsze. Dlaczego na wschodzie bez zmian? Prezydent Rosji po raz piąty. W sumie na urzędującą głowę państwa oddało swój głos 75 932 111 wyborców. To rekordowa liczba. I mimo że w uczciwość tych wyborów nie wierzy prawie nikt, dla dyktatury skala fałszerstw dziś jest skalą sukcesu. Chciałbym przede wszystkim podziękować obywatelom Rosji. Wszyscy stanowimy jeden zespół. Brak realnej konkurencji i skuteczna indoktrynacja to sposób prezydenta na wychowanie wyborców. To nasz przywódca, większość go popiera. Trwa specjalna operacja wojskowa, lepiej nie zmieniać koni na środku rzeki. I choć krytyka prezydenta to dziś w Rosji akt cywilnej odwagi w czasie wyborów, nie brakowało takich incydentów. A przeciwnicy prezydenta głos oddawali na Aleksieja Nawalnego, symbolicznie kładąc kartę do głosowania na jego grobie. Głośniejsze "nie" Putinowi mówią Rosjanie mieszkający za granicą. Po rozpoczęciu inwazji na Ukrainę według szacunków z Rosji wyjechało już blisko milion obywateli. Wciąż jest nadzieja dla naszego kraju i dla Rosjan. Nie wszyscy jesteśmy mordercami i nie wszyscy się boimy sprzeciwić. Na wyniki głosowania w Rosji jednym głosem zareagował cały demokratyczny świat. Chcę tylko powiedzieć - nie były to wolne i uczciwe wybory. Co więcej, opierały się na represjach i zastraszaniu. Organizacja przez Rosję wyborów w okupowanych częściach Gruzji i Ukrainy jest całkowicie nielegalna. A wybory w Rosji w sposób oczywisty nie były ani wolne, ani uczciwe. Choć wynik głosownia nie jest zaskoczeniem, to kolejne sześć lat Putina na fotelu prezydenta oznacza rosnącą niepewność. Taktyka Putina może być teraz bardziej długoterminowa. Będzie obserwował wybory na świecie, czeka być może na zmianę administracji w Waszyngtonie. A wtedy wszystko jest możliwe, Ukraina nie jest jego jedynym celem, jest nim NATO. Gratulacje Putinowi złożyli sojusznicy z Chin, Korei Północnej i Białorusi. "W związku z nadzwyczajną sytuacją powstałą w Ukrainie, zagrożeniem życia obywateli Federacji Rosyjskiej przedkładam Radzie Federacji Zgromadzenia Federalnego Federacji Rosyjskiej wniosek o użycie Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej na terytorium Ukrainy do czasu normalizacji sytuacji społeczno-politycznej w tym kraju". 1 marca 2014 roku taki wniosek prezydenta Putina został zaakceptowany i od 10 lat nad Krymem powiewa rosyjska flaga. Jaka była ta dekada, pytamy naszego wysłannika do Ukrainy Mateusza Lachowskiego. Mateuszu,, jakie są dziś nastroje na Krymie, a jakie w Kijowie wobec sytuacji na Krymie? W ciągu tych 10 lat na Krymie pojawiło się wielu po prostu Rosjan, których tam przesiedlono, więc w tej chwili dla Ukraińców Krym jest miejscem, które bardzo chcieliby odzyskać, ale z którego cały czas także Rosjanie wystrzeliwują swoje pociski. Dziś właśnie w Moskwie świętowano 10 lat Krymu w Rosji, ale Ukraińcy chcieliby Krym bardzo odzyskać. Ale na razie nie myślą o tym. Myślą o tym, co dzieje się w Donbasie, bo 10 lat temu rozpoczęła się też wojna o Donbas i w tej chwili w Donbasie cały czas bronią się przed rosyjskimi atakami, ale niestety Rosjanie posuwają się do przodu. Dzieje się tak, dlatego że Ukraińcom brakuje amunicji artyleryjskiej. Brakuje jej, ponieważ Zachód nie przekazuje jej dostatecznie dużo. Teraz ludzie i niedźwiedzie. W słowackich Tatrach zrobił się z tego kłopotliwy serial. Jedna osoba zginęła podczas ucieczki przed drapieżnikiem. W Liptowskim Mikulaszu niedźwiedź przeraził przechodniów w centrum miasta. Tym razem nie doszło do tragedii, ale mogło. Niedźwiedzie zaczynają tam mieć fatalną prasę, ale to raczej nie ich wina. W naszej wyobraźni bywa misiem, ale w naturze jest największym europejskim drapieżnikiem i wynika z tego kilka poważnych konsekwencji. Chwile grozy. Ten mężczyzna nie zdążył uciec. W mieście Liptowski Mikułasz niedźwiedź ranił 5 osób. Na miejsce ściągnięto specjalistyczny zespół interwencyjny oraz myśliwych. Są tu patrole z grupy reagowania policji, straży miejskiej i będą zabezpieczać teren. Wiemy, że niedźwiedź uciekł już do lasu. W mieście ogłoszono stan wyjątkowy. Zrobimy wszystko, aby przywrócić porządek w naszej miejscowości. Aby nasze dzieci czuły się bezpiecznie. Zetknięcie z takim zwierzęciem może mieć dramatyczne skutki. To jest bardzo duże i dzikie zwierzę, może zachować się nieprzewidywalnie. To kolejny wypadek. W piątek w Niżnych Tatrach na Słowacji inny niedźwiedź ruszył w pogoń za parą turystów. Zginęła kobieta. Prawdopodobnie spadła z wysokości około 150 cm. Z pomocą psa służbowego udało się odnaleźć zaginioną osobę. Niestety jej obrażenia nie pozwoliły na przeżycie. Na Słowacji żyje nawet 1300 niedźwiedzi. O takie spotkania coraz łatwiej, zwłaszcza na szlaku. Strome zbocza, skały, wyboje to miejsca, w których niedźwiedzie próbują się ukryć przed ludźmi, aby człowiek tam nie przeszkadzał. Bo zarówno po polskiej, jak i słowackiej stronie Tatr człowiek jest jedynie gościem, a niedźwiedź stałym lokatorem. Ogromna ilość turystów. Więc zdajmy sobie sprawę, że jesteśmy tutaj gościem i zachowajmy dystans. W Polsce również występują niedźwiedzie karpackie. Jest ich około stu. Jeżeli są jakieś problemy, to rozwiązujmy problemy z konkretnym niedźwiedziem. A nie skupiajmy się na odstrzale całej populacji. Nie misie, a niedźwiedzie mogą być teraz szczególnie niebezpieczne. Wygłodniałe, świeżo wybudzone z zimowego snu. Gościem 19.30 będzie Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej. Dziękuję i do zobaczenia.