Zbigniew Łuczyński, 19.30, zapraszam. A dziś u nas... Czy panu coś grozi, czy ktoś pana naciska, żeby pan tutaj nic nam nie powiedział? Wybory za wszelką cenę? Udawali, że nie ma pandemii, zlekceważyli raporty medyków. Sytuacja, w której jestem zakładnikiem, jest nieporozumieniem. Oddamy opozycjonistę Łukaszence? Nie życzę nikomu, żeby kogoś do Białorusi. Miałem takie marzenie, będę miał joysticki, gdzie będę robić zabiegi na dyżurze. Zabieg na sercu na odległość. Unijny komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders w Polsce. Po rozmowie z ministrem sprawiedliwości i prokuratorem generalnym Adamem Bodnarem na konferencji prasowej Reynders mówił o "kamieniach milowych w zakresie praworządności", które musi wypełnić polski rząd. Te kroki niezbędne są do tego, by popłynęły do nas miliardy euro w ramach Krajowego Plan Odbudowy. Nie będzie pytań. Choć pytań na konferencji prasowej w ministerstwie sprawiedliwości miało nie być, to za dziennikarzami ujął się sam unijny komisarz, przypominając, że Bruksela śledzi wyczekiwane przez nią zmiany w polskich mediach. W ostatnim raporcie o praworządności w Polsce mówiliśmy o braku pluralizmu w mediach, wiec bardzo ważne byłoby przywrócenie równowagi, wolności wypowiedzi i bezpieczeństwa dziennikarzy. Unijny komisarz ds. sprawiedliwości do Warszawy przyleciał głównie po to, by ocenić, czy działania i plany ministra Bodnara faktycznie przywrócą rządy prawa w Polsce. Co pozwoli na wypłatę prawie 60 mld euro z KPO, 76 mld euro z Funduszu Spójności i zakończenie procedury art. 7. Nam nie zależy tylko na tym, by wypełnić kamienie milowe KPO, ale na odbudowie praworządności dla obywateli. w tym celu ministerstwo zapowiedziało już: W przypadku odwołania jakiegokolwiek prezesa chcemy mieć akceptację środowiska sędziowskiego, że jeżeli dojdzie do opuszczenia stanowiska przez prezesa czy odwołania, to sędziowie mają wskazywać kandydatów, z których minister będzie wybierał. Deklaracje mogą w Brukseli jednak nie wystarczyć. Musimy wzmocnić sądy w Polsce, by funkcjonowały w niezależny sposób. Wszystkie kroki służące temu celowi są mile widziane, a Komisja Europejska oceni, czy są wystarczające, czy nie. W Brukseli mówi się, że przy tej ocenie pod uwagę będzie brane też przywracanie praworządności drogą pozaustawową, za pomocą rozporządzeń i wyroków niezawisłych sądów. Komisja Europejska zdaje sobie sprawę, że przeszkodą na drodze ustawodawczej może być polski prezydent. Mam nadzieję, że będziemy mieć wsparcie prezydenta, jeśli tak się nie stanie, to zobaczymy, ale najpierw chcemy, by były wnioski o konkretne projekty ustaw, naszym zdaniem TK nie jest niezależny. Bruksela uważa, że to są dobre zmiany i tak powinno być, dlatego że celem Brukseli była zmiana polskiego rządu i ten cel został osiągnięty, dlatego ten rząd może sobie pozwolić na absolutnie wszystko bez żadnej krytyki ze strony Brukseli. Komisja Europejska w grudniu wypłaciła pierwsze 5 mld euro zaliczki z KPO, kolejne 7 mld może popłynąć do Polski wczesną wiosną. Mam nadzieję, że wkrótce przedstawimy pozytywną ocenę pierwszego wniosku o płatność. A po niej do oceny będą następne wnioski. Polskie władze w tym roku chcą ubiegać się aż o 4 transze z KPO, czyli w sumie 120 mld zł. Kolejne osoby zeznają przed sejmową komisją śledczą do spraw wyborów korespondencyjnych. Dziś zeznawał Michał Wypij, były poseł Porozumienia. Przed komisją stawił się też na wniosek Konfederacji wiceminister aktywów państwowych w rządzie PiS Artur Soboń. Jego słowa nie zadowoliły śledczych. Za uchylanie się od składania zeznań komisja wystąpiła do sądu o nałożenie na niego kary porządkowej 3 tys. złotych. Realizacja wyborów kopertowych była działaniem bezprawnym. Tymi słowami swoje zeznania przed komisja śledczą ds. wyborów kopertowych rozpoczął były poseł Zjednoczonej Prawicy Michał Wypij. Swoim sprzeciwem wobec wyborów kopertowych podczas trwającej pandemii bardzo naraził się politykom PiS-u. Przypomniał spotkanie w willi premiera przy ulicy Parkowej w Warszawie, w którym Mateusz Morawiecki nie brał udziału. Byli tam natomiast - oprócz posła Wypija - Jarosław Kaczyński, Jacek Sasin, Jadwiga Emilewicz, Marcin Ociepa, Tomasz Zdzikot, prezes Poczty Polskiej, oraz Mariusz Kamiński - to właśnie ten ostatni zaskoczył posła Wypija. W pewnym momencie wpadł w furię, wyskoczył, zaczął mówić, że nasze działania nadają się do więzienia, że powinniśmy zostać zniszczeni. Mimo pandemii determinacja rządzących, żeby wybory przeprowadzić, była wielka. Spotkanie odbyło się na stacji benzynowej. W akcję przekonywania nieprzekonanych, jak zeznawał poseł Wypij, włączyło się też otoczenie prezydenta. Doradca Andrzeja Dudy spotykał się na stacji benzynowej z rodzicami świadków, po to żeby rodzice wpłynęli na świadka, żeby on zmienił decyzję odnośnie wyborów kopertowych. Tych pytań do świadka jest jeszcze bardzo dużo, jest mnóstwo sprzeczności w jego zeznaniach, może mieć interes polityczny, żeby uzyskać poparcie KO w wyborach samorządowych. Rząd PiS-u - jak zeznał Wypij - miał pomysł na to, co zrobić z niepokornymi samorządowcami, którzy nie chcieli łamać prawa i odmawiali wydania spisów wyborców. Usłyszeliśmy odpowiedź, że tam wprowadzimy komisarzy. Koronnym argumentem na to, że wybory są bezpieczne, miał być też przykład z Bawarii, gdzie II tura wyborów samorządowych została przeprowadzona korespondencyjnie. W tę narrację natychmiast zostały włączone media publiczne Jacka Kurskiego. Swoich samorządowców korespondencyjnie wybierali także Bawarczycy. Przeprowadzenie II tury wyborów samorządowych w Bawarii. Ówczesne "Wiadomości" nie dodawały jednak, że Bawaria była do tego zdecydowanie lepiej przygotowana, bo przepisy o wyborach korespondencyjnych wprowadzono tam 1958 roku. Ciąg dalszy przesłuchania tego świadka w lutym. Drugim, który stawił się dziś przed komisją, był Artur Soboń. Rozpoczął od odczytania listy swoich obowiązków jako wiceministra aktywów państwowych. Nadzorował spółkę... Po kilku minutach przewodniczący komisji stracił cierpliwość. Czy pan zamierza czytać do 17.30? I konkluzja swobodnej wypowiedzi: Nie nadzorowałem Poczty Polskiej. Później posłowie niczego więcej już się nie dowiedzieli, pytania wprawdzie padały, ale odpowiedź zawsze była jedna. Padła ponad 120 razy. Odpowiedź na to pytanie podałem w swobodnej wypowiedzi. Mamy tu takiego żołnierza PiS-owskiego, który przyszedł, wygłosił oświadczenie i przez 2 godziny nie odpowiedział na żadne pytanie. Dlatego komisja wystąpiła do sądu o ukaranie Artura Sobonia. To jest niepoważne, nie ma żadnych wątpliwości, że sąd żadnej kary nie nałoży, ponieważ świadek ma prawo w ten sposób odpowiedzieć. Za bezpodstawne uchylanie się od składania zeznań grozi grzywna wysokości 3 tysięcy złotych. Artur Soboń aktualnie jest wiceprezesem NBP z pensją prawie 90 tys. zł miesięcznie. Do sprawy wrócimy za kilkanaście minut. Moim gościem będzie poseł Jacek Karnowski, zastępca przewodniczącego sejmowej komisji śledczej do spraw tzw. wyborów kopertowych. Rząd rozlicza podkomisję smoleńską. Tę, której przewodniczył Antoni Macierewicz. Specjalny zespół ma między innymi sprawdzić, co komisja robiła i na co wydawała pieniądze przez 8 lat działalności. Do wyjaśnienia może być sporo, bo byli członkowie komisji mówią o gigantycznej skali nieprawidłowości. Luty 2016 - wtedy podkomisję powołano. W połowie grudnia 2023 rozwiązał ją, kilka dni po zaprzysiężeniu, nowy rząd. Komisja, która powstała po to, żeby udowodnić kłamstwo i z góry przyjętą tezę. Teraz rząd mówi "sprawdzam". Musimy wyjaśnić 8 lat funkcjonowania podkomisji. Będziemy oceniać działania podkomisji, ale nie będziemy dokonywać oceny przyczyn katastrofy. Podkomisja smoleńska działała zgodnie z przepisami prawa. Jako minister obrony narodowej nie ingerowałem w prace podkomisji smoleńskiej. Działania podkomisji rząd chce wyjaśnić między innymi ze względu na to: Datowana na 30 maja 2023 roku odpowiedź na wniosek Krzysztofa Brejzy z Koalicji Obywatelskiej w sprawie wydatków ministerstwa obrony. Pytań, co się działo przez te lata, jest mnóstwo. Ja chciałbym poznać przede wszystkim nazwiska osób, które tam pracowały, jak były wynagradzane, komu zlecano ekspertyzy, jak funkcjonował w tym wszystkim Antoni Macierewicz. Przez ponad 5 lat Antoni Macierewicz jeździł limuzyną w asyście Żandarmerii Wojskowej - choć szefem resortu już nie był. Zespół, który będzie analizował ośmioletnie prace podkomisji, jak zapewnia wiceminister obrony, jest apolityczny. To są najlepsi z najlepszych. oficerowie, eksperci i ekspertki, którzy służą siłom zbrojnym niezmiennie od 20-30 lat. Łącznie 19 osób, na czele pułkownik Leszek Błach, szef zespołu zapewnienia jakości w lotnictwie. I po przedstawieniu tego składu ważny gest. Dziękuję państwu za udział w konferencji, teraz pewnie będą pytania o charakterze politycznym, więc zostaniemy z panem wiceministrem sami. za czasów rządów PiS, poruszając kwestie polityczne, ministrowie często występowali razem z żołnierzami. Podkomisja niecałe 2 lata temu przedstawiła raport. Poprzedzony wieloma analizami i eksperymentami. W końcowym dokumencie słowa o bezprawnej ingerencji i eksplozji. Ładunek termobaryczny. Dzisiaj wiemy, co się stało. Mamy tę odpowiedź. A były już szef podkomisji chwilę przed jej rozwiązaniem mówił o Donaldzie Tusku... Broni Putina już od dawna, bo dysponuje materiałami od 2010 roku jednoznacznie stwierdzającymi, że polscy piloci nie są winni. A byli członkowie podkomisji smoleńskiej przerywają milczenie. W reportażu TVN24 mówią wprost, że jej końcowy raport był pisany pod tezę Antoniego Macierewicza, który miał ignorować materiały podważające twierdzenia o wybuchu i rosyjskiej ingerencji, choć był w ich posiadaniu. W świecie kryminalistyki jest wiele historii niewyjaśnionych. Ale jest i wiele takich historii, na których rozwiązanie trzeba czekać długo, czasem bardzo długo. A ponieważ Temida wbrew pozorom nie jest ślepa, ale widzi wszystko, to sprawcy zbrodni nie powinni spać spokojnie. Dziennikarz tropiący afery gospodarcze zostaje porwany w drodze do pracy. Ostatni raz Jarosław Ziętara widziany był we wrześniu 1992 roku. Jego ciała nie odnaleziono do dziś. A śledztwo dwukrotnie umarzano. Po 31 latach od zabójstwa kolejny przełom. Prawomocny wyrok uniewinniający Aleksandra Gawronika. Biznesmen był oskarżony o podżeganie do zabójstwa Ziętary. Od 10 lat powtarzam to samo. Nic nie zmieniłem. Stworzono pewien mit, który się rozsypał. Dla mnie jest to klęska państwa, które nie wywiązało się z obowiązku wyjaśnienia zbrodni zabójstwa człowieka, młodego dziennikarza. To nie jedyna historia, w której było i jest więcej znaków zapytania niż odpowiedzi. Sąd uznał, że te wyjaśnienia nie zasługują do końca na wiarę. 2 dekady po brutalnym morderstwie 3 osób w Jurczycach Sąd okręgowy w Krakowie skazał właśnie na karę dożywocia Wojciecha R. Ten wyrok jest nieprawomocny, ale dla bliskich ofiar to ogromny przełom. Nareszcie. Po 23 latach czekania. Jesteśmy szczęśliwe. Dziękujemy wszystkim zaangażowanym. Sprawcy zbrodni nie powinni spać spokojnie nawet po 20 latach. Żadna zbrodnia nie przestaje być ścigana. Sprawca tej zbrodni nie może być pewny dnia ani godziny. Ale są historie nierozwiązane do dziś. Długoletnie śledztwo, kilkanaście hipotez, dwa akty oskarżenia. Zabójstwo generała Marka Papały, byłego szefa policji, to nadal zagadka. Choć liczba sędziów w Polsce nie odbiega od średniej unijnej, bo na 100 tysięcy mieszkańców przypada ich więcej niż w Holandii, Szwecji, a nawet w Niemczech, to wymiar sprawiedliwości nierzadko działa opieszale. A czas trwania postępowań sądowych wydłuża się z roku na rok. Sprawy muszą być osądzone sprawiedliwie, a po drugie zmiany organizacyjne, jakie zachodziły w sądach, cały problem z praworządnością, jaki dotknął sądy, również nie wpływają na polepszenie sprawności postepowania. Są sprawy trudne, które wymagają czasu. Są tez takie, które jak wskazuje prof. Monika Płatek, są skomplikowane z powodu wprowadzonych dodatkowych utrudnień - jak instytucja aresztu wydobywczego. Ludzie miesiącami są przetrzymywani czy latami nie po to, by znaleźć prawdę, a po to, by powiedzieli to, co chce usłyszeć dany polityk. Trzeci powód - sposób, w jaki urządzamy wymiar sprawiedliwości, wymaga zmian i usprawnienia. Sprawiedliwość to nie tylko kategoria filozoficzna. Zniszczone życiorysy. Pozycja, twarz, nazwisko. Do tego cierpiące rodziny. Nikt nie odda straconego czasu. I choć Temida jest sprawiedliwa, to nierzadko na tę sprawiedliwość każe bardzo długo czekać. Chociaż od 20 lat żyje w Polsce, to grozi mu deportacja na Białoruś. Paweł Juszkiewicz jest wykładowcą akademickim, mieszka i pracuje w Toruniu. Mimo nieposzlakowanej opinii i poparcia m.in. Swietłany Cichanouskiej, polskie służby chcą oddać go w ręce Łukaszenki. A tam najprawdopodobniej czeka go więzienie. Sytuacja, w której jestem zakładnikiem, jest dużym nieporozumieniem. Ten człowiek, zdaniem polskich służb, stanowi zagrożenie dla naszego kraju. Tak wynika z opinii wydanej przez ABW 12 lat temu. To na jej podstawie polskie władze nakazują mu opuszczenie naszego kraju. Jestem zawiedziony tym, że to trwa tak długo. Ponieważ przez tyle lat była możliwość, żeby tę sprawę wyjaśnić. Zresztą inicjowałem na wszelkie sposoby taką możliwość prosząc, błagając wręcz o to, by ponownie przyjrzeć się tej sprawie. Wszyscy mamy wrażenie, że nikomu nie zależy na tej prawdzie. Za Pawłem Juszkiewiczem murem stoją znajomi i przyjaciele, którzy nie rozumieją całej sytuacji. My jesteśmy przerażeni, bowiem współpracowaliśmy z Pawłem i wiemy, jak dużo dobrego potrafi zrobić. Jest świetnie zorganizowanym człowiekiem, ma wiele talentów i jest w moim odczuciu patriotą białoruskim. Ale nie takim patriotą, jak rozumie to słowo Aleksander Łukaszenka. Dyktator nie ma litości dla przeciwników. Powrót na Białoruś teraz, jeżeli ktoś ma rzeczywiście cokolwiek do czynienia z działalnością opozycyjną, to jest bardzo niebezpieczne. A pan Paweł aktywnie wspierał białoruskich uchodźców w Polsce, o czym służby w Mińsku na pewno wiedzą. Ta osoba na pewno będzie siedzieć, będzie więźniem politycznym i być może będzie zamordowana. Takim jak Aleś Białacki, laureat pokojowej nagrody Nobla, który od kilkunastu lat jest zakładnikiem Aleksandra Łukaszenki. Dysydent w 2011 r. został skazany na podstawie informacji, które Mińsk uzyskał od polskich i litewskich władz. To było bardzo dawno i myślę, że polskie instytucje odrobiły lekcje. Wątpliwości co do tego mają aktywiści fundacji "Ocalenie". Tutaj codziennie trwa walka o to, by uchodźcy nie trafiali z powrotem w ręce dyktatorów. A to niestety, zdaniem działaczy fundacji, zdarza się bardzo często. Staramy się, żeby osoby, które do Polski przyjechały, dobrze się u nas czuły, konfrontujemy się na koniec z decyzją administracyjną. która jest oparta na dokumentach, do których nie mamy dostępu. Tak jest właśnie w przypadku Pawła Juszkiewicza, który wciąż nie wie, czym zawinił. Ja jestem w stanie wybaczyć wszystko. Szkoda po prostu moich rodziców, którzy bardzo to przeżywają i to będzie bardzo trudne do wybaczenia. Stąd apel pana Pawła do polskich władz, które nakazują mu opuszczenie kraju do 5 lutego. Bardzo proszę, by przyjrzeć się tej sprawie po ludzku, najzwyczajniej. Spróbować zrozumieć co czuje osoba, która jest oskarżona i nie wie o co. I 11 lat zmaga się z tym niesprawiedliwym systemem. Niedługo miną 2 lata od rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę. Minister obrony Niemiec Boris Pistorius ostrzega, że Rosja może za kilka lat zaatakować kraj NATO. Z drugiej strony od miesięcy słyszymy informacje o kolejnych sankcjach i słabnącej rosyjskiej gospodarce. Jaka jest prawda? Czy Rosja to kolos na glinianych nogach, czy realne zagrożenie? Po prawie 2 latach od początku agresji na Ukrainę rosyjska armia odzyskuje siły. Na Federację Rosyjską od lutego 2022 r. nałożono ponad 15 tysięcy różnego rodzaju sankcji i ograniczeń. Tymczasem Putin cały czas prowadzi działania wojenne, a gospodarka Rosji ma się nie najgorzej. Budżet rosyjski jest nastawiony prowojennie, to znaczy gospodarka przestawia się na gospodarkę wojenną i największy wzrost PKB związany jest właśnie ze zwiększeniem produkcji związanych z frontem, z prowadzeniem działań zbrojnych w Ukrainie. Zdolności Moskwy są dla wielu zaskoczeniem. Co na to zwykli Rosjanie? Zdarzają się oznaki niezadowolenia. To Baszkiria - jedna z rosyjskich republik. Setki osób stanęły w obronie zatrzymanego aktywisty. Ale to jeden z niewielu przypadków oporu rosyjskiego społeczeństwa wobec władzy. Duża część Rosjan popiera wojnę i imperialną politykę Władimira Putina. Reszta milczy, często ze strachu. A rosyjskie władze nie mają zamiaru zbaczać z kursu i idą na konfrontacje z Zachodem. Obecna ekipa, która jest na Kremlu, czyli w szczególności Władimir Putin, ma w zamiarze wprowadzenie długofalowej konfrontacji z Zachodem, więc on i jego najbliżsi współpracownicy nie są za tym, żeby system się zmienił. Zgodnie z tą zasadą na wschodzie Ukrainy rosyjska armia atakuje coraz zacieklej. Najmocniej nacierają w okolicach Bachmutu i Kupiańska. Mają przewagę w sprzęcie i w ludziach. Ukraińcy amunicji artyleryjskiej mają mało. A USA dalej nie przegłosowały kolejnej militarnej pomocy dla Kijowa. Blokują to w kongresie Republikanie. Jak informują amerykańskie media przeciwko wsparciu dla Ukrainy lobbuje Donald Trump. Rosjanie w dużej mierze niestety stawiają na Trumpa. Trump sam powiedział, że on by zakończył wojnę w 24 h, a tę wojnę w 24 h można zakończyć w jeden jedyny sposób, czyli zmusić Ukrainę do pokoju. Brytyjski dziennik "Financial Times" pisze, że rosyjskie działania to początek zakrojonej na szeroką skalę ofensywy, którą planują przeprowadzić Rosjanie. Ale losy tej wojny mogą rozegrać się nie na polu walki, ale w Stanach Zjednoczonych. Bez pomocy Zachodu Ukraina nie wygra wojny. A to jak ta pomoc będzie wyglądała, zależy od wyniku tegorocznych wyborów prezydenckich w USA. Zmiana w funkcjonowaniu aptek wchodzi w życie. Wśród znowelizowanych przepisów tak zwanej ustawy refundacyjnej uwagę zwraca zmiana zakładająca brak obowiązkowego prowadzenia dyżurów nocnych aptek prowadzonych przez NFZ. Czy to oznacza, że pacjenci szukający pomocy farmakologicznej także nocą zostaną pozbawieni takiej możliwości? Apteka pełni dyżur, ale nie w nocy. Jedna apteka powinna być całonocna. Pisz pan zgon, bo tak może być. Po 22.00 na terenie Strzelina pod Wrocławiem nie ma już żadnej działającej apteki. Ten ruch pacjentów nie był wystarczający, by w Strzelinie powinna być apteka całodobowa. Nie jest to odosobniony przypadek, bo wraz z nowym rokiem aptekarzy nie można zobowiązać do działania przez całą dobę. Pacjentów mało, to i zyski niskie. Do tego brakuje specjalistów. Na każdym dyżurze, kiedy apteka jest otwarta, jest wskazana konieczność obecności magistra farmacji. Za to, że apteki działają w nocy i dni wolne Narodowy Fundusz Zdrowia ma w tym roku dopłacać ich właścicielom. Za 2 godziny pracy w nocy i za 4 w dzień wolny od pracy. To będą realne dyżury szanujące potrzeby pacjentów, szanując czas pracy farmaceutów. Wielu przyzwyczaiło się, że są apteki, gdzie o każdej porze można kupić niezbędne leki. Teraz się zaopatrzyć, bo wiem, że nie idzie gdzieś tam w nocy kupić. Samorządy mają możliwość zakontraktowania dłuższych dyżurów. Mam nadzieję że uda się wynegocjować, że te apteki będą działały dłużej, bo zdecydowanie jest taka potrzeba. Potrzebne będą też zmiany w powiatowych budżetach. Włodarze z aptekarską precyzją będą wyliczać na ile mogą sobie pozwolić. Rezygnując z pewnych żądań, przeznaczyć też na wydatek związany z opłacaniem całonocnego funkcjonowanie aptek. Problem nie dotyczy tylko małych miast. Stutysięczny Włocławek też nie ma apteki całodobowej. Miasto powiatowe, dawniej wojewódzkie. W naszym przypadku najbliższe apteki to jest Toruń lub Lipno, więc trochę tych kilometrów jest, szczególnie w przypadkach, gdy dziecko jest chore. By znaleźć złoty środek, właściciele aptek będą musieli dogadać się z władzami powiatów. W innym przypadku pacjenci Nocnej i Świątecznej Opieki Zdrowotnej będą musieli szukać leków w odległych miejscowościach. Roboty ratują życie i tam, gdzie ręce nawet najlepszego lekarza nie dały by rady, wkraczają one. Tak jest w przypadku kardiologii interwencyjnej. Zabiegi poszerzenia naczyń wieńcowych ze wsparciem robota pozwalają na większą precyzję, ale też umożliwiają wykonanie zabiegów w coraz większej odległości od pacjenta. Pierwsze takie zabiegi wykonano właśnie w Śląskim Centrum Chorób Serca w Zabrzu, wcześniej dobre doświadczenia zebrał Szpital MSWiA w Warszawie. Pamiętam jak ten mecz w telewizji oglądałem, to jest Montreal 1976 r. Te emocje związane z siatkówką lekarze wspominają do dziś. Ryszard Bosek, były mistrz świata i olimpijczyk w siatkówce. Byłem w grupie Wagnera, i to nie ta grupa, o której wszyscy myślimy dzisiaj, tylko w grupie trenera Wagnera, która wygrała olimpiadę. Trenowaliśmy ostro, ale ja zacząłem mieć problemy, kiedy przestałem grać. Były siatkarz przeszedł zawał i ma chorobę wieńcową. Jak mówi, jego osiągniecia sportowe są niczym w porównaniu z tym, czego dokonują tutejsi lekarze. Jest jednym z pierwszych pacjentów w Zabrzu, u którego wykonano zabieg poszerzenia tętnicy ze wsparciem robota. Według lekarzy największym mistrzostwem jest tu dokładność, którą określa ramię robota. To ramię bardzo precyzyjnie utrzymuje nam ten sprzęt i balon w miejscu, do którego chcemy dotrzeć. Tego czasami w takim naszym ręcznym sterowaniu nie jesteśmy w stanie wykonać. Na razie ze wsparciem robota wykonuje się proste zabiegi poszerzenia naczyń. Ale z czasem możliwości robota zwiększą się, podobnie jak zwiększy się odległość operującego lekarza od pacjenta, jeśli tylko będą lepsze warunki przesyłu danych. Ja zawsze miałem takie marzenie, żeby zimą siedzieć na Wyspach Kanaryjskich, wejść do laboratorium i joystickiem operować na dyżurze. W Zabrzu robot będzie przez 3 miesiące i jest plan, żeby wykonać z jego wsparciem co najmniej 30 zabiegów. Dokładnie to samo urządzenie było przez cały ostatni rok w Klinice Kardiologii Szpitala MSWiA w Warszawie. Tu także lekarze są zdania, że robotyka zdecydowanie zmieni możliwości kardiologii interwencyjnej w najbliższym czasie. Taki zabieg, właśnie ze wsparciem robota, w tutejszej klinice pokazany jest w serialu dokumentalnym "Chirurdzy", produkcji Telewizji Polskiej. Profesor Robert Gil operuje panią Grażynę, jedną z pacjentek, która zmaga się z choroba wieńcową. Profesor także docenia precyzję zabiegu przy wsparciu robota. Ona nie jest 100-procentowa, to jest na bijącym sercu, skurcz-rozkurcz, ale tu mam doświadczenie z tych zabiegów tradycyjnych. Pani Grażyna, która pracuje w branży wulkanizacyjnej, szybko wróciła do pełnej aktywności. Pół roku po zabiegu często zapomina, że była chora na serce. Mogę dużo więcej niż przedtem, wcześniej. Na razie to pierwsze, proste zabiegi, ale najbliższe lata pokażą, jakie nowe możliwości wniesie robotyka do kardiologii interwencyjnej. Teraz to wszystko. A już za chwilę gość 19.30, poseł Jacek Karnowski, zastępca przewodniczącego sejmowej komisji śledczej ds. tzw. wyborów kopertowych.