Zapraszam na program informacyjny 19.30. Komisja ruszyła. Spowoduje nie tylko trzęsienie ziemi, ale również fale tsunami. Przykre jest to, że atakuje się państwo polskie. Wzywam was, byście stanęli obok mnie. Unia kontra Putin. Nie jestem usatysfakcjonowany wynikiem tej Rady. Problemem jest brak uzbrojenia. To ty jedziesz na Eurowizję reprezentować Polskę. Co wyśpiewa Luna? Po prostu mnie zamurowało, potem się popłakałam. Najpierw lista świadków i biegłych, potem harmonogram przesłuchań, a potem się dowiemy, czy to polska Watergate i runą życiorysy i kariery, czy może polityczna zawierucha i nadęte nic. Ruszyły prace sejmowej komisji śledczej badającej wykorzystanie systemu Pegasus. I już od początku widać, że wiele będzie trzeba zrobić, by to była bardziej komisja, a mniej widowisko. Startujemy z pracą komisji, najważniejszej komisji - w mojej ocenie - w obecnej kadencji Sejmu. Najważniejsze to kto, kiedy, za co i po co kupił Pegasusa, jak wykorzystywano system, kogo podsłuchiwano i w jakim celu, kto wydawał decyzje. Czy dane wyciekały do obcych wywiadów? Nasza praca w tej komisji spowoduje nie tylko trzęsienie ziemi, ale również fale tsunami. wstrząsy juz są odczuwalne i mamy fale, ale domysłów, niepewności, niepokoju. Lista nazwisk osób podsłuchiwanych jest długa - mówi premier Tusk, i na komisji padają nazwiska. Na liście ma być także wielu polityków Prawa i Sprawiedliwości. Sprawa Pegasusa zatacza coraz szersze kręgi. Lista zostanie być może częściowo ujawniona. Ja słyszałem, że nawet dwieście osób, ale takiej listy nie widziałem. Nikt z członków komisji nie widział żadnych akt, więc skąd oni wiedzą o szczegółach działań związanych z systemem Pegasus, czy w ogóle był używany wobec określonych osób, które są wskazywane, my takiej wiedzy nie mamy, a przykre jest to. że atakuje się państwo polskie. Komisja powołała na świadków m.in. Jarosława Kaczyńskiego, Zbigniewa Ziobrę, Krzysztofa Brejzę, Mariusza Kamińskiego, Beatę Szydło, Macieja Wąsika - dwójkę ostatnich zgłosił poseł Zembaczyński. Muszę wymienić matkę chrzestną polskiej edycji cyberbroni o nazwie Pegasus, panią premier Beatę Szydło. Wśród pierwszej transzy osób słuchanych przez komisję powinien się znaleźć słynny koneser podsłuchów, zwany czasem gumowym uchem, Maciej Wąsik. Posłowie PiS-u już na pierwszym posiedzeniu bronili użycia Pegasusa, nie chcą, by demonizować system, który ma służyć walce z przestępczością. Zdaniem Jacka Ozdoby każde państwo takie narzędzie posiada. Ja patrzę teraz z przerażeniem na tych posłów, którzy siedzą w tej komisji. I co, państwo z tym długim językiem będziecie mówili o informacjach ścisłe tajnych, o bezpieczeństwie RP, wezwiecie tu funkcjonariuszy i będziecie dyskutowali o tym, jak walczy się z terrorystami? Jak tłumaczy ekspert ds. bezpieczeństwa, wszystko wskazuje na to, że w Polsce Pegasus był wykorzystywany niezgodnie z jego pierwotnym przeznaczeniem. Żeby np. szukać haków na tych, kogo władza nie lubiła, i to w dodatku nie oficerowie wywiadu i kontrwywiadu poszukiwali tam kluczowych dla bezpieczeństwa państwa informacji, tylko ministrowie nadzorujący te służby, a więc czynni politycy przesłuchiwali sobie w swoich gabinetach te taśmy - trudno wyrokować w tej sytuacji, czy bardziej dla rozrywki, czy bardziej w celu zwiększania swojej pozycji politycznej. Szefowa komisji wystąpiła do Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego z wnioskiem o przeszkolenie kontrwywiadowcze wszystkich członków komisji oraz udzielenie im dostępu do informacji ściśle tajnych. Komisja zwróciła się o informacje jawne i niejawne do wielu instytucji w Polsce, m.in. do Kancelarii Premiera, szefów służb specjalnych, prokuratora generalnego, NIK, wielu ministerstw, ośrodków badawczych. Czy oficerowie mieli pełną wiedzę na ten temat, czy byli przeszkoleni, czy mieli zgodę prokuratury, czy mieli zgodę sądów, jest masa materiału, który chcemy opinii publicznej pokazać. Bardzo bym chciał, żeby efektem pracy wszystkich państwowych służb i komisji śledczych było przede wszystkim uwolnienie Polski od atmosfery duszności i dwuznaczności. Następne posiedzenie komisji za dwa do trzech tygodni. Jak daleko inwigilacja służb może sięgać w nasze prywatne życie? Zadaniem komisji jest nie tylko wyjaśnienie wykorzystywania systemu Pegasus do walki politycznej, ale i wnioski, by rozwiać wątpliwości wszystkich obywateli. Żądamy całkowitego embarga na rolne produkty z Ukrainy - taką receptę na rolnicze protesty mają politycy opozycji. Resort rolnictwa przypomina PiS-owi, że polscy rolnicy także mają swoje interesy w Ukrainie i raczej nie udałoby się ich ochronić przy takiej eskalacji napięcia, ale to nie zmienia faktu, że jutro drogi znów będą zablokowane. I łatwiej sporządzić mapę miejsc, gdzie blokad nie będzie. Całą noc tutaj przebywamy. Determinacja rolników coraz większa. Od rana znów blokują przejścia graniczne z Ukrainą. Tyle co możemy zrobić, to zaprotestować. I to robimy. Nic się nie zmienia, są dziwne zapowiedzi, ale konkretów żadnych. Dlatego na jutro zapowiadają protesty w całej Polsce. Tak wygląda ich plan. Ponad 150 miejscowości. Niektóre protesty zaczną się o siódmej rano. Będą blokady dróg, przejść granicznych i dojazdów do przeładunkowych stacji kolejowych oraz portów morskich. Nie chcemy utrudniać nikomu życia. naprawdę przepraszamy wszystkich, jeżeli komukolwiek przeszkodzimy w pracy czy życiu. Ale my już nie mamy wyjścia. Stronie ukraińskiej puszczają nerwy. Dlatego od jutra ukraińscy przewoźnicy mają blokować trzy główne przejścia graniczne z Polską. Powoduje to duże straty finansowe dla branży międzynarodowych przewozów drogowych Ukrainy, Wiceminister rolnictwa zapewnia, że trwają prace nad rozwiązaniami, ale wszystko wymaga czasu. Jeżeli ktoś twierdzi, że w ciągu miesiąca czy dwóch miesięcy jesteśmy w stanie naprawić to, co zostało zniszczone przez lata - no to jest w błędzie. Jednak rolnikom kończy się cierpliwość. Czekamy cały czas na ministra, który nie wiadomo, czy się zjawi, i na pana premiera. Swoją receptę na kłopoty rolników zaprezentowała opozycja. Pełne embargo na produkty rolne z Ukrainy. To jest dobre rozwiązanie również dla Ukrainy. Tyle że według resortu rolnictwa to doprowadziłoby do jeszcze większych kłopotów. Ukraina już przesłała i przekazuje nam na bieżąco informacje, że jeżeli my takie coś wprowadzimy, oni wprowadzą ograniczenia, jeżeli chodzi o zakup polskiego nabiału, polskiego mleka. Negocjowane jest między innymi dwustronne porozumienie w sprawie towarów rolnych. Wciąż obowiązują przepisy zakazujące wwozu do Polski m.in. pszenicy, kukurydzy, nasion rzepaku i słonecznika. Rolnicy twierdzą, że produkty z Ukrainy destabilizują nie tylko nasz rynek. Do tego dochodzi sprzeciw wobec unijnego Zielonego Ładu. Nie tylko w Polsce. Czeska stolica wyglądała dziś tak. Jutro protesty w całej Polsce. W przyszłym tygodniu, we wtorek, wielka - jak zapowiadają rolnicy - manifestacja w Warszawie. Jak pomóc Ukrainie przetrwać putinowską agresję, a potem jak odbudować państwo. Ministrowie spraw zagranicznych państw Unii Europejskiej spotkali się w Brukseli, by omówić te kwestie. Wśród dyplomatycznych debat jeszcze jedno, bardzo ważne spotkanie. Gościem Rady Europejskiej była Julia Nawalna, wdowa po rosyjskim opozycjoniście, który zmarł w bardzo wątpliwych okolicznościach w kolonii karnej. Dorota Bawołek zna szczegóły tych rozmów, dobry wieczór, powiedz, co świat usłyszał od ministrów, a co ministrowie od Julii Nawalnej? Unijna dyplomacja pokazała znowu swoje słabe strony. Reakcje na łamanie prawa międzynarodowego czy praw człowieka są zbyt późne i niewystarczające, choć o szybkie i stanowcze działanie do ministrów spraw zagranicznych apelowała dziś żona Nawalnego. Na posiedzenie unijnych szefów dyplomacji przyjechała prosto z monachijskiej konferencji bezpieczeństwa. Julia Nawalna kontynuuje misję męża na spotkaniach z politykami i w Internecie. Wzywam was, byście stanęli obok mnie, podzielali nie tylko nieszczęście i bezmierny ból. Proszę, abyście podzielali także wściekłość. Wściekłość, złość i nienawiść do tych, którzy ośmielili się zabić naszą przyszłość. Wdowa największego wroga Putina dziś w Brukseli prosiła o surowe ukaranie Kremla. Te, które już są na liście Nawalnego, i te, które będą się organizowały w propagowanie farsy wyborczej w Rosji nazywanej wyborami prezydenckimi. Sankcje za łamanie praw człowieka w Rosji, oddzielne od tych za napad na Ukrainę, UE nakładała już w przeszłości na Moskwę po śmierci Niemcowa, Magnitskiego czy Litwinienki. Już dziś wielu ministrów poparło propozycję szefa unijnej dyplomacji, by uhonorować również ostatnią ofiarę walki o wolność i demokrację w Rosji. Proponuję, by unijny reżim sankcyjny dotyczący łamania praw człowieka nazwać imieniem Nawalnego. O europejską reakcję na działania Putina apelował też goszczący dziś w Polsce premier Szwecji. Myślę, że to najlepszy sposób na uczczenie tego, o co walczył Nawalny. Takim uczczeniem jego życia będzie też wsparcie dla Ukrainy. Ale w Unii rosną podziały co do Europejskiego Funduszu Pokoju, z którego kraje otrzymują zwrot pieniędzy za broń przekazywaną Ukrainie. Problemem jest brak uzbrojenia. Na każde 6 rakiet wystrzeliwanych przez Rosję Ukraina wystrzela jedną. To cud, że jeszcze się bronią. Uruchomienie 5 mld euro z unijnego funduszu blokują Niemcy, które na dozbrajanie Ukrainy ze swojego budżetu przeznaczają najwięcej środków w Unii. W tym roku ma to być 7 mld euro. Berlin odmawia dodatkowego refinansowania wydatków innych państw, np. na obiecane Ukrainie milion pocisków. Okazuje się, że są pociski i zdolności produkcji pocisków. Decyzji nie ma na uruchomienie środków na kupno i produkcję. Albo uchwalić Europejski Fundusz Pokoju na ten rok. I z tego funduszu kupić maksymalną ilość pocisków dla Ukrainy, a o tym nie zdecydowaliśmy. Wciąż nie ma też zgody na amerykańską pomoc finansową, o którą dziś po raz kolejny apelował polski premier. Tu nie ma miejsca i przestrzeni na jakiekolwiek wątpliwości i nielojalności. Bo rozwiać je, jak przekonywała dziś w Brukseli żona Nawalnego, powinna była już sama śmierć jej męża. Oficjalny komunikat w sprawie śmierci Aleksieja Nawalnego mówi o nagłym zasłabnięciu i bezskutecznej reanimacji, ale Kreml mało robi, by świat w tę historią uwierzył. Nie wiadomo, gdzie jest ciało, choć wiadomo, że było przewożone. Są informacje o zasinieniach, ale trudno je zweryfikować, bo ciała nie widziała ani rodzina, ani adwokat. Oburzeni Rosjanie wychodzą na ulice, ale na krótko, bo bezpieka jest szybka i nie żartuje. W Petersburgu i innych miastach ludzie składają kwiaty i zapalają znicze w hołdzie dla człowieka, który nie bał się powiedzieć "nie" reżimowi na Kremlu. "Miłość jest silniejsza od strachu" - te jego słowa cytowane są niemal wszędzie. Za oddawanie czci zmarłemu grozi kara więzienia, pobicie, w najlepszym przypadku - wysoki mandat. Rosjanie, którym udało się opuścić putinowski raj, mogą śmiało demonstrować jak tu w Berlinie. Najważniejsze jest to, by nikt nie zapomniał o Aleksieju. Tego boję się najbardziej, że to wszystko pójdzie na marne. I musimy podjąć wszelkie wysiłki, aby cały świat mówił o tym, że Putin zabił Nawalnego. Putin to morderca. Nawalnego nigdy nie zapomnimy. Nigdy nie poddamy się. Zatrzymajcie Putina. Zatrzymajcie wojnę. Pod takimi hasłami demonstrowali Rosjanie, który znaleźli schronienie w Niemczech. W manifestacji wzięli także udział mieszkańcy Berlina. Śmierć Nawalnego dotknęła mnie osobiście. Reprezentował ruch oporu w Rosji i opozycję. To śmierć bardzo ważnego człowieka. Do podobnych protestów doszło też w Paryżu i Rzymie. Lider U2 Bono podczas koncertu w Las Vegas przypomniał swoim fanom, kim był Aleksiej Nawalny. Putin nigdy, przenigdy nie wymówiłby jego imienia. Dlatego poprosił wszystkich, by razem z nim wykrzyczeli imię bohatera współczesnej Rosji. KRZYCZĄ: Aleksiej Nawalny. Kremlowski reżim nie szczędzi wysiłków, by zatrzeć jego imię. Matka Aleksieja bezskutecznie próbuje doprosić się, by oddano ciało jej syna. Przyjechała do Salechardu, gdzie znajduje się kolonia karna, ale bliskich zmarłego nie wpuszczono nawet do kostnicy. Człowiek kupuje i nie wie, co kupuje. Czy wiesz, co jesz? W sklepie to wiem, że jest przebadane. Brytyjskie Oscary rozdane. Sprzedawcy mięsa z zarzutami mogą trafić na 3 lata do więzienia. Śmiertelna trucizna w banalnej przekąsce to tragedia jak z targu gdzieś w trzecim świecie, ale to Europa i XXI wiek. Czym otruł się mężczyzna w Nowej Dębie, jeszcze nie wiadomo, wiadomo natomiast, że są oczywiste prawdy, które trzeba pilnie przypomnieć. Regina S. i Wiesław S., którzy handlowali wyrobami mięsnymi na tym targowisku w Nowej Dębie, usłyszeli zarzuty. Odpowiedzą za narażenia trzech osób na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia lub ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Ich quasi-działalność gospodarcza nigdzie nie była zgłoszona. Nie mieli żadnych zezwoleń. Po zjedzeniu galaretki wieprzowej w sobotę zmarł 56-letni mężczyzna. Człowiek kupuje i nie wie, co kupuje. W sklepie to wiem, że jest przebadane. Oprócz niego do szpitali trafiły jeszcze dwie kobiety z objawami zatrucia pokarmowego. Jedna z nich - na oddział toksykologii w Krakowie, druga - do Nowej Dęby. Jej stan jest stabilny. Nie zgłasza dolegliwości, jest wydolna krążeniowo i oddechowo. W sprawie trwa dochodzenie epidemiologiczne. Próbki zostały zabezpieczone przez policję. Na wyniki badań będziemy musieli poczekać. Produkcja i przetwórstwo mięsa zgodnie z polskim prawem podlegają kontroli. To może nie certyfikacja, ale dopuszczenie do obrotu przez inspekcje weterynaryjną. Która zakładom spełniającym wymagania nadaje weterynaryjny numer identyfikacyjny. Gwarantujemy, że te towary pochodzą z zakładów, które są wyłącznie pod nadzorem powiatowego lekarza weterynarii. W czasie zakupów warto zwrócić uwagę na ten symbol. Mamy pewność, że produkt został wyprodukowany zgodnie z założeniami odpowiednimi higieny, produkcji. To może ochronić przed zatruciem pokarmowym. W tym szczególnie niebezpieczną toksyną botulinową zwaną potocznie jadem kiełbasianym. Powoduje zaburzania ze strony układu pokarmowego. Nawet jak się wykaraskamy, to potem dochodzimy długo do siebie ze względu na bole mięśniowe. Istotne są także odpowiednie warunki przechowywania żywności i jej transportu. Najlepiej mieć w oddzielnej torebce produkty zimne. Odpowiedzialność za zdrowie leży więc również po naszej, klientów, stronie. Centrum tranzytowe dla uchodźców z Ukrainy funkcjonujące na Dworcu Wschodnim w Warszawie jutro zostanie zamknięte. Norweska pozarządowa organizacja humanitarna NRC kierująca punktem nie będzie mogła dalej finansować przedsięwzięcia. Wolontariusze pracujący z uchodźcami walczą teraz o to, by to wojewoda mazowiecki przejął to miejsce. Co, jeśli centrum zniknie? Bo uchodźcy - nie. Jesteśmy bardzo wdzięczni za to, że możemy być w Warszawie. Lubow razem ze swoim 9-letnim synem przyjechała ze wschodniej Ukrainy kilka dni temu. Front zaczął się zbliżać do naszego domu. Przestaliśmy czuć się bezpiecznie. Postanowiliśmy wyjechać, chociaż to była trudna decyzja. Nie wiedzą jeszcze gdzie pojadą dalej. Zanim podejmą tę decyzję korzystają z pomocy centrum tranzytowego. - Czy takie miejsce jest potrzebne? - Tak, bardzo potrzebne. Kiedy człowiek jest zestresowany, potrzebuje nie tylko pomocy w najprostszych rzeczach, ale i dobrego słowa. A takie tu dostaje. Przez to miejsce przez dwa lata przewinęło się ponad 100 tysięcy osób. Jedną z nich jest Nadija, która przyjechała z wnuczkami z Iwano-Frankiwska. Miasta, które zostało zbombardowane przez Rosjan pierwszego dnia wojny. Dla mojej rodziny pomoc, którą tu otrzymujemy, jest bardzo ważna. Dziś przyszłam tu po środki czystości dla dzieci. Ważne, żeby człowiek mógł odpocząć, przespać się, dostać jedzenie, dostać informacje, pomoc. My też odwozimy uchodźców w miejsce, gdzie mieszkają. Wolontariusze przekonują, że takie miejsce jest niezbędne. Część uchodźców, którzy tutaj przyjeżdżają, trafiają potem m.in. do domów prowadzonych przez fundację siostry Chmielewskiej. To skandal, żeby coś takiego skasować. Centrum tranzytowym przy Dworcu Wschodnim kieruje norweska pozarządowa organizacja humanitarna NRC, która na ten cel wydaje pół miliona złotych miesięcznie. W tej chwili przyjeżdżają osoby, które mają potrzeby medyczne, którym my nie jesteśmy w stanie sprostać. Dlatego kolejny transport uchodźców, który dotrze tutaj jutro, ma być ostatnim. Czy działalność centrum będzie kontynuowana, zależy teraz w dużej mierze od wojewody mazowieckiego, który nie podjął jeszcze decyzji w tej sprawie. Czy trzeba było odwagi, by nakręcić "Białą odwagę"? Goralenvolk na tle polskiej wojennej martyrologii wygląda jak wyrzut na czystym sumieniu, więc nie wszystkim się podoba film o zbrodni i winie. Ale retusze w historii nie wyglądają dobrze, więc jest film i wkrótce premiera, a Maciek Gąsiorowski pyta, o czym szumią smreki, gdy ktoś ma odwagę spytać. Zrobiliśmy film o wydarzeniach, o których nikt nie uczy w szkole. "Na Podhalu są tematem tabu" - mówią twórcy filmu. Był to pewien rodzaj szoku dla mnie, że ten ukochany lud góralski kolaborował. Kolaborował z Niemcami, którzy w 1939 zajęli Zakopane i starali się promować ideę Goralenvolk - ludu góralskiego. Nazistowska propaganda przekonywała Podhalan, że są odrębnym narodem, który ma niewiele wspólnego z Polakami, a bliżej mu do narodu niemieckiego. Goralenvolk, czyli współpraca Górali w czasie II wojny światowej z hitlerowcami, jest oceniania na Podhalu bardzo różnie, natomiast prawda jest taka, ze nie wszyscy Górale współpracowali. To była mała część i o tym trzeba pamiętać. Według historyków przynależność do Goralenvolk zadeklarowało około 18% ludności regionu. Powstały na ten temat prace historyczne. Ale jeszcze nikt nie zrobił o tym filmu fabularnego. Z gwiazdami, rozmachem produkcyjnym i 16 mln zł budżetu, do którego dołożył się Państwowy Instytut Sztuki Filmowej. To się po prostu ogląda, to jest świetna kinematograficzna robota. Scenariusz był opiniowany przez Instytut Pamięci Narodowej, który zgłaszał uwagi do niektórych scen. Uwagi zostały przez autorów scenariusza uwzględnione, natomiast w wersji finalnej scenariusza tych uwag już nie było. Wobec tego dr Dawid Golik wycofał swoją zgodę, by być konsultantem historycznym filmu "Biała odwaga". Mimo to IPN chwali pomysł na film i cieszy się, że dzięki niemu Polacy będą dyskutować o historii. Jeżeli chodzi o fakty historyczne, to jesteśmy rzetelni, jednocześnie robimy film fabularny, a nie dokumentalny. Mamy prawo do tego, aby opowiadać swobodnie. Twórcy filmu podkreślają, że chcieli opowiadać prawdziwe, niejednoznaczne ludzkie historie. Do kin "Biała odwaga" ma trafić 8 marca. Żaden film nie pokaże całej prawdy historycznej. Ale krytycy i historycy są zgodni: ten film wywoła lawinę pytań i to może być jego największą siłą. Europejskie Oscary rozdane. Triumfatorem 77. ceremonii wręczenia filmowych nagród BAFTA był "Oppenheimer", który zgarnął 7 statuetek. W 5 kategoriach zwyciężył obraz "Biedne istoty", w trzech - "Strefa interesów". Najlepszym filmem dokumentalnym okazał się obraz "20 dni w Mariupolu". PŁACZ DZIECKA, ODGŁOS STRZELANIA Te dźwięki rozlegają się w Ukrainie od blisko dwóch lat. Ich echa dotarły do Royal Festival Hall w Londynie. "20 dni w Mariupolu" to opowieść o grupie ukraińskich dziennikarzy uwięzionych w oblężonym mieście i dokumentujących rosyjskie zbrodnie. Historia Mariupola to symbol walki i wiary. Tegoroczna ceremonia miała mocny, antywojenny przekaz. Z jednej strony mamy biografię ojca bomby atomowej, z drugiej strony opowieść o oprawcach z Oświęcimia, a z trzeciej dokument o wojnie w Ukrainie. "Oppenheimer" opowiadający o konstruktorze bomby atomowej zgarnął aż 7 statuetek. Chcę wyrazić uznanie dla wysiłków na rzecz pokoju wszystkich organizacji walczących o zmniejszenie ilości broni nuklearnej na świecie. Dwie nagrody mniej zdobyła "Strefa interesów", czyli historia komendanta Auschwitz-Birkenau, który prowadzi zwykłe życie w domu tuż obok obozu. Mur, który oddziela jego rodzinę od miejsca zagłady, to symbol obojętności. To ona sprawia, że potrafimy odwrócić wzrok od śmierci niewinnych ludzi. Powinniśmy wszyscy współczuć niewinnym ofiarom w Gazie lub Jemenie w taki sam sposób, w jaki współczujemy ofiarom zbrodni w Mariupolu lub w Izraelu. Producentce "Oppenheimera" nagrodę wręczył Michael J. Fox walczący z chorobą Parkinsona. Aktor otrzymał owacje na stojąco. W więcej niż jednej kategorii zwyciężyły także filmy "Biedne istoty" i "Przesilenie zimowe". Dobrego humoru gospodarza ceremonii raczej nie podzielali twórcy filmu "Barbie", którzy statuetki nie otrzymali. 30 lat temu Edyta Górniak zaśpiewała, że nie jest Ewą i wyśpiewała największy dotąd sukces polskiej piosenki w konkursie Eurowizji. Tym razem do szwedzkiego Malmo pojedzie Luna ze swoim hitem "The Tower". 25-letnia warszawianka ma na swoim koncie singla, minialbum i płytę długogrającą, a my mamy nadzieję, że w maju ze Szwecji przywiezie następny sukces. To ty jedziesz na Eurowizję! Na taką niespodziankę czeka się całe życie. Brawo! O tym, że utwór Luny będzie reprezentować nasz kraj w Malmo, artystka dowiedziała się w trakcie wywiadu. Dostałam dosłownie prawie zawału serca. Absolutnie się tego nie spodziewałam. Dla Luny to ogromna nobilitacja i kredyt zaufania. Eurowizję oglądała od dziecka. Jedziemy tam z całą taką energią reprezentować cały nasz kraj. I też jest takie wsparcie duże wszystkich. To jest dla mnie niesamowite. Utwór "The Tower" został napisany specjalnie na Eurowizję. Odbiega od dotychczasowej nieco mrocznej stylistyki artystki. Sama Luna śpiewa, gra na skrzypcach i fortepianie, pisze i komponuje. Współpracuje z producentami z Wielkiej Brytanii i Szwecji. Tworzy nie tylko dla siebie, ale również innych artystów. Rywalizacja była zacięta. "The Tower" pokonał 211 innych propozycji zgłoszonych do krajowych preselekcji, w tym zaledwie o jeden głos Justynę Steczkowską, która przez fanów była wymieniana jako faworytka. Intrygujący wygląd. Ma świetny głos. Ma także piosenkę, która - nie mam wątpliwości - będzie jednym z radiowych hitów. Teraz trzeba zadbać o to, by zapaść w pamięć widzom. Do finału zostały trzy miesiące. Luna na pewno zagości na różnych scenach w Europie i zaprezentuje się widzom, bo na tym nam najbardziej zależy. My Lunę już znamy, ale zależy nam, żeby dotrzeć do widzów, którzy są nie tylko w Polsce, ale na całym świecie. To jest taka praca, jaką sobie wymarzyłam. Ja mogę nie spać. Mam nadzieję, że będzie zwieńczony jak najlepszym wynikiem Polski. ŚPIEWA: To nie ja byłam Ewą. Tegoroczna edycja jest szczególna. Dokładnie 30 lat temu Polska, którą reprezentowała Edyta Górniak, zajęła 2. miejsce. Jak dotąd najwyższe. W tym roku Eurowizja wraca do Szwecji, która z kolei świętuje jubileusz 50-lecia zwycięstwa ABBY. Z nami minister nauki i szkolnictwa wyższego Krzysztof Wieczorek.