Joanna Dunikowska-Paź, dobry wieczór. Zapraszam na niedzielne wydanie 19:30, w którym dziś... Każdy odcinek granicy jest pod stałą kontrolą żołnierzy. Sytuacja na granicy i dyskusja o zaporze. Zapewnić bezpieczeństwo i zachować człowieczeństwo. Kampanijne potyczki. Wszyscy, którzy osłabiają Europę, są de facto naszymi wrogami. To są pomysły pisane w Moskwie, a tutaj przez niektórych realizowane. Uniknąć ostateczności. Chcieli amputować mi stopę, on się sprzeciwił i powiedział, że można uratować. Trwa dyskusja o wartej 10 miliardów dolarów Tarczy Wschód, która ma wzmocnić ochronę polsko-białoruskiej granicy. Na konkretne rozwiązania czekają przede wszystkim mieszkańcy przygranicznych terenów, a także pracujące tam służby. Tarcza to plan na przyszłość, a jakie są kluczowe wyzwania na wschodniej granicy na dziś? Niemal 200 kilometrów zapory, mobilne patrole pograniczników i piesze - żołnierzy. Tak teraz wygląda granica z Białorusią. Codziennie próbują ją sforsować migranci, w ciągu doby dochodzi średnio do kilkuset takich incydentów. Straż graniczna i wojsko mają pilnować, by nikt nie przedarł się do naszego kraju bez pozwolenia. Naszym głównym zadaniem jest wsparcie SG w realizacji zadań związanych z ochroną granicy państwa przed nielegalną migracją. Pracy jest wiele. Patrole są tutaj na miejscu w dzień i nocy. Wzdłuż zapory stalowej, ale też tam gdzie jej nie ma, bo przeszkodą dla migrantów jest rzeka. Jest to teren podmokły, który wymaga od żołnierza dużego zaangażowania i wysiłku w jej ochronę. Żołnierze maja oczy i uszy otwarte, by nic im nie umknęło. Pomagają w tym kamery i czujniki rozsiane wzdłuż całej granicy. Każdy patrol ma też ostrą broń i specjalistyczny sprzęt. Żołnierz wyposażony w najwyższej klasy sprzęt obserwacyjny, w noktowizję, w przyrządy, które potrafią w warunkach nocnych sprawdzić i określić, czy poza granicami nie poruszają się osoby postronne, osoby trzecie. Szczegóły ich pracy są niejawne. Wojsko nie zdradza, ile jest takich posterunków jak ten i gdzie dokładnie się znajdują. Wiadomo, że w ochronę granicy zaangażowanych jest 3 tysiące funkcjonariuszy Straży Granicznej oraz 5,5 tysiąca żołnierzy. Ministerstwo Obrony wyłożyło na ten cel 850 mln złotych. Wszystko po to, by było bezpiecznie. Każdy odcinek granicy jest pod stałą kontrolą żołnierzy, nie ma możliwości, że w jednym miejscu jest opuszczony teren, przez 24 godziny na dobę żołnierze patrolują i wykonują zadanie bojowe w czasie pokoju. Niebawem pracy będzie jeszcze więcej. To z powodu zapowiedzianej przez rząd Tarczy Wschód. Wzdłuż granic z Białorusią i Rosją powstaną nowe fortyfikacje i umocnienia za 10 miliardów złotych. Według premiera mają być nie do przejścia i będą odstraszać wroga. To cieszy mieszkańców pogranicza. Oni sami przywykli do niespokojnej sytuacji w regionie. Ale turyści - nie. Tu, w Kruszynianach, trzy kilometry od granicy, jest ich mniej niż przed kryzysem migracyjnym. A z turystyki też się tu żyje. Ja dzisiaj czasem słyszę, dzwoni ktoś i zadaje pytanie: a u was jest bezpiecznie? Ja chcę powiedzieć, że jest bezpiecznie tak jak w każdym innym rejonie Polski, natomiast ta psychoza jeszcze trochę działa. Mieszkańcy liczą, że Tarcza Wschód zwiększy poczucie bezpieczeństwa także u przyjezdnych. Dotychczasowe zabezpieczenia na wschodniej granicy - zapora fizyczna i elektroniczna - kosztowały ponad półtora miliarda złotych. Napięta sytuacja na polsko-białoruskiej granicy dzieli scenę polityczną, choć akurat różne jej strony są zgodne, że bezpieczeństwo trzeba wzmacniać. Dla koalicjantów to nie tylko płot, ale wielowymiarowy system ochrony, choć - jak dodają politycy Trzeciej Drogi - bezpieczeństwo nie może wykluczać człowieczeństwa. Przedstawiciele PiS-u z kolei tłumaczą, że Tarcza Wschód to pomysł, którego wdrażanie zaczęło się za ich rządów, a teraz ma PR-owe opakowanie na potrzeby kampanii. To nie będzie jak dotąd tylko zapora na granicy z Białorusią i Rosją, ale cały system zabezpieczeń. Były żołnierz GROM, podpułkownik Krzysztof Przepiórka uważa, że Tarcza Wschód to mogą być najlepiej wydane pieniądze. Uszczelnimy system bezpieczeństwa. Po wczorajszej deklaracji Donalda Tuska bezpieczeństwo nie schodzi z ust polityków, choć nie dla wszystkich jest to priorytet. Nie chciałabym, żeby w przyszłości się skończyło tak, że w budżecie kraju zabranie pieniędzy na leczenie onkologiczne czy na programy społeczne. Zdaniem Żukowskiej to nie projekt koalicji, a autorski program premiera. Z kolei Katarzyna Lubnauer przypomina, że pracuje nad nim pięć ministerstw, ale Tarczę Wschód określa jednoznacznie. Możemy powiedzieć, że to jest tarcza Tuska w tym znaczeniu, że to Donald Tusk mówi jasno - granica wschodnia Polski musi być bezpieczna. Prawo i Sprawiedliwość nie chce oddać Tuskowi autorstwa projektu, a Jarosław Kaczyński zarzuca rządzącym hipokryzję. Dzisiaj ci sami, którzy do niedawna uważali, że tam się zbrodnia dzieje, dlatego że się bronimy, atakowali to, wyśmiewali, oskarżali nas o haniebne, nieludzkie, niemoralne zachowania, robią to samo co my. I to właśnie przypomniał na portalu X były minister obrony. Pan minister Błaszczak wybudował płot, który może sforsować traktor białoruski. Większość polityków skłania się jednak do tej samej konkluzji. Dobrze, że granica będzie wzmacniana. Pan prezydent od pierwszego dnia kadencji obecnego Sejmu mówi o tym, że jest gotowy do pełnej współpracy w sprawach związanych z bezpieczeństwem. Popieramy każde działania zmierzające do realnej poprawy polskiego bezpieczeństwa, do umocnienia granicy, do uszczelnienia granicy. Polska musi być gotowa na działania hybrydowe i chodzi nie tylko o migrantów, także o agenturę. To opinia Szymona Hołowni, który będzie kibicował budowie fortyfikacji na granicy, ale bez push-backów. Ci, którzy chcą złożyć wniosek o ochronę międzynarodową, będą mieć prawo go złożyć. I to powinna być polityka, która powinna być w Polsce realizowana. Bezpieczeństwo nie może wykluczać człowieczeństwa. O to zabiega także obserwująca od lat sytuację na granicy Helsińska Fundacja Praw Człowieka, według której tylko w kwietniu było ponad 2300 push-backów. Granice z Białorusią w tym roku próbuje przekroczyć kilkakrotnie więcej osób niż w podobnym okresie dwa lata temu, gdy powstawała zapora. Bezpieczeństwo polskich granic to także ochrona naszego nieba, a w ten weekend mogliśmy podziwiać lotników, którzy na co dzień realizują to ważne zadanie. Spektakularne były pokazy w Poznaniu, a na nich m. in. wizytówka bazy w Krzesinach, czyli poznański "tygrysi" F-16 w powietrzu i na ziemi. I to zaledwie przedsmak tego, co mogliśmy podziwiać podczas lotniczego święta. To strażnicy polskiego nieba. Nigdzie w Polsce nie ma tylu myśliwców F-16 co w bazie Poznań-Krzesiny. Na jej siłę składają się 32 takie samoloty i ponad 20 tys. żołnierzy i pracowników. W sumie polska flota dysponuje 48 F-ami. Potencjał tutaj zgromadzony, nie tylko ten sprzętowy, ale i ludzki, to jest potencjał, który przewyższa potencjał wielu państw. Maciej Krakowian jest pilotem wojskowym od 11 lat. Tutaj o rutynie nie możemy mówić. Jak przyznaje - w tym zawodzie nauka nigdy się nie kończy. Tutaj musimy mieć pewność, że każdy pilot obudzony w środku nocy będzie wiedział, co ma robić. Piloci F-16 to elitarna grupa. Ich szkolenie to długotrwały i bardzo kosztowny proces. To wyczerpujący trening fizyczny i pamięciowy. Sama instrukcja obsługi systemów samolotu i radarów liczy sobie blisko 3 tysiące stron. Pilot doskonale wie, co się dzieje nie tylko w jego pobliżu, ale nawet kilkaset kilometrów od niego, i jest w stanie zareagować, przygotować się. Nigdy nie wiadomo, kiedy trzeba będzie poderwać maszyny do lotu. Na początku wojny w Ukrainie poznańskie myśliwce wzbijały się w powietrze nawet 6 razy dziennie. Musieliśmy na bieżąco podmieniać pilotów. Do alarmowego poderwania doszło także wczoraj, i to w trakcie pokazu lotniczego. Zwykle jest to element szkolenia pilotów i nawigatorów. Bo oni podgrywają jednego F-a na drugiego, który podgrywa ten samolot przechwytywany. Na co dzień lotnisko wojskowe jest pilnie strzeżone, w ten weekend cywile byli jednak mile widziani. Z okazji 70 lat funkcjonowania bazy podniebne ewolucje pilotów oglądało blisko 20 tysięcy osób. Wow! Jestem pod wrażeniem. Pięknie wyglądało. Niesamowici są. Na niebie migi, potężny Herkules, ale największe emocje budziły oczywiście F-y. Potężny silnik ma moc 60 tysięcy koni mechanicznych. Myśliwiec może rozpędzić się do prędkości 2,5 tysiąca km/h. Do wschodniej granicy doleci w kilkanaście minut. Potrafi generować przeciążenia dochodzące do 9 G, myślę, że osoba bez odpowiedniego przygotowania kondycyjnego by tego nie wytrzymała. Piloci, także ci z Poznania, szkolą się do pilotowania myśliwców F-35, które w najbliższych latach mają trafić do Polski. Oglądają państwo program 19.30. Co jeszcze w programie? Nadzieja polskiego żołnierza. Czekaliśmy na to 40 lat, żeby oswobodzić się od komunizmu. Bezpieczeństwo i wartości to hasła, wokół których toczy się kampania do Parlamentu Europejskiego. Zanim w drugi czerwcowy weekend będzie miała swój finał, trwa wyborcza mobilizacja. Politycy są zgodni, że stawka wyborów jest wysoka, dalej jest już tylko protokół rozbieżności. A kwestie sporne to wartości, wolności czy definicja normalności. Chętnych, by zasiąść w fotelu premiera w czasie minionej Nocy Muzeów nie brakowało. Ale to nie wybory do parlamentu krajowego, tylko europejskiego. Trzecie z rzędu w ostatnim czasie, więc obawy o frekwencję i takie apele są zrozumiale. To bardzo istotne, żebyśmy się zmobilizowali. To są bardzo ważne wybory i trzeba wszystkich namawiać. To frekwencja paradoksalnie zdecyduje o wyniku tych wyborów. Na tym jednomyślność się kończy. Bo wizje Polski w Europie są różne. Wszyscy, którzy osłabiają Europę, są de facto naszymi wrogami, oponentami w budowie bezpieczeństwa fizycznego. Idziemy razem po to, żeby wprowadzić prawdziwą propolską, zdrowo myślącą, rozpoznającą także wartości chrześcijańskie, z czym widać, że coraz większy problem, po prezydencie Warszawy, propolską reprezentację. Do decyzji Rafała Trzaskowskiego o usunięciu krzyży z warszawskich urzędów nawiązał też prezes PiS, który ogłosił siedmiopunktowy program wyborczy. Mówił o inwestycjach, wsparciu wsi, zatrzymaniu podwyżek, bezpieczeństwie oraz wolności. Ktoś, kto chce usuwać krzyże, atakuje religię, wolność religijną, atakuje naszą cywilizację, tę cywilizację, którą skrajna lewica chce zniszczyć. Rafał Trzaskowski w tym momencie wprowadza normalność. Miejsca publiczne powinny być neutralne światopoglądowo. To wasze zblatowanie z kościołem doprowadziło do spadku zaufania Polaków do kościoła katolickiego. O niszczeniu religii przez, jak to ujął, opcję europejską prezes PiS mówił w czwartek. Chcą zrobić z ludzi zwierzęta. To jest stary znany nam Jarosław Kaczyński, który jest tak odklejony jak 30-letnia boazeria. Lewica na konwencji ogłosiła pakiet zmian w Parlamencie Europejskim. Proponujemy pakiet dla UE. Piątkę demokratyczną. Chodzi o zmniejszenie liczby podpisów pod inicjatywą obywatelską, inicjatywą ustawodawczą dla Parlamentu Europejskiego czy wotum nieufności dla unijnych komisarzy. Osią tej kampanii jest też bezpieczeństwo. Dla Lewicy to zjednoczona Europa. UE powinna być jak najbardziej zintegrowana, bo silna UE to bezpieczeństwo naszego narodu. Z kolei prezes PiS podkreślał rolę NATO i Stanów Zjednoczonych. Wszystkie te pomysły wypchnięcia stąd z Europy, Stanów Zjednoczonych to są pomysły pisane w Moskwie, a tutaj przez niektórych realizowane. Tyle że nikt w Polsce o tym nie mówi. Mowa jest o wzmocnieniu unijnych sił, ale równolegle do NATO. Europa musi mieć komisarza od obrony. Ten komisarz musi mieć realny budżet. Musimy postawić na europejski przemysł zbrojeniowy. Eurowybory dokładnie za 3 tygodnie. Po jednoznacznej zapowiedzi jest zdecydowane weto gruzińskiej prezydent dla tzw. ustawy o agentach zagranicznych. Bo - jak mówi - to przepisy prorosyjskie, które nadają się jedynie do kosza. Dla gruzińskiego premiera ustawa gwarantuje pokój i stabilność, choć akurat stabilność to ostatnie słowo, którym można by opisać aktualną sytuację w Gruzji. Tłum przed siedzibą gruzińskiego parlamentu. I słowa, na które czekano od chwili przyjęcia prawa, które wywołało falę największych manifestacji w historii kraju. Tak gruzińska prezydentka kolejny raz pokazała jasne stanowisko i dodała - nie ma mowy o poprawkach, cała ustawa nadaje się do kosza. W swojej istocie, w swoim duchu jest ustawą rosyjską, jest sprzeczna z naszą konstytucją i wszystkimi standardami europejskimi. Prezydent zrobiła to, co musiała. To przesłanie dla rządu, aby zrobił to samo i trzymał tę ustawę z dala od Gruzinów. Przeforsowana przez rządzącą partię Gruzińskie Marzenie i przyjęta przez kontrolowany przez nią parlament tak zwana ustawa o agentach zagranicznych. I choć premier Gruzji mówił o niej w tej sposób... Zapewnia silne gwarancje długoterminowego pokoju i stabilności w Gruzji. to te sceny z gruzińskiego parlamentu i ulic pokazują coś zupełnie innego. Ustawa uderza w wolne media i organizacje pozarządowe. Te, których finansowanie w więcej niż 20% pochodzi z zagranicy, będą musiały rejestrować się jako "zagraniczni agenci". To prawo grozi stygmatyzacją tych organizacji, atmosferą nieufności, strachu i wrogości. Jest krytykowane przez Stany Zjednoczone. Ustawa jest sprzeczna z wartościami demokratycznymi. I w praktyce oddala Gruzję od członkostwa w Unii Europejskiej. Zawetowanie ustawy o transparentności jest momentem na dalszą refleksję. Pytanie, czy opcja rządząca do refleksji będzie skłonna. Gruzińskie Marzenie ma większość potrzebną do obalenia prezydenckiego weta. To nie koniec. Nawet jeśli przyjmą ustawę, oczywiście będziemy nadal walczyć i przychodzić tu każdego dnia. Gruzini nigdy się nie poddadzą. Rachunek partii władzy Gruzini wystawią w październiku podczas wyborów parlamentarnych. Niepokojące doniesienia z Iranu. Trwa akcja ratunkowa po wypadku śmigłowca, na którego pokładzie znajdował się prezydent tego kraju. Helikopter Ebrahima Raisiego rozbił się w górach we mgle. Stan przywódcy państwa jest obecnie nieznany. Na pokładzie miał znajdować się też między innymi irański minister spraw zagranicznych. W poszukiwaniach helikoptera bierze udział 40 zespołów ratowniczych i drony. Jego dokładne zlokalizowanie utrudnia gęsta mgła. Telewizja Al Jazeera informuje, że maszyna z prezydentem na pokładzie spadła w pobliżu kopalni miedzi znajdującej się w okolicy miejscowości Dżolfa i Warzaghan w północno-zachodnim Iranie. Irański rząd utworzył sztab kryzysowy, który ma informować o postępach akcji poszukiwawczej. Pomoc zaoferował Irak. A Departament Stanu USA zaznaczył, że uważnie śledzi doniesienia o wypadku. Weterani armii generała Andersa - jest ich coraz mniej i niewielu stan zdrowia pozwolił na to, by wziąć udział w uroczystościach w 80 lat po zwycięskiej bitwie pod Monte Cassino. Czasem to równie wyjątkowe wspomnienia we własnym domu, w gronie przyjaciół. Tak było u pułkownika Romualda Lipińskiego, którego odwiedził nasz waszyngtoński korespondent Marcin Antosiewicz. Pułkownik podobnie jak wielu jego towarzyszy broni nie mógł wrócić do komunistycznej Polski. W Stanach Zjednoczonych mieszka od 71 lat. Dzień Dobry, panie pułkowniku. Witam. Proszę bardzo. Z małym upominkiem z okazji 80. rocznicy zwycięstwa pod Monte Cassino. Co będziemy celebrować? Pańskie bohaterstwo. Proszę bardzo, proszę na górę. Dziękuję bardzo. Jak się ma 98 lat, to człowiek rusza się trochę powoli. W lipcu będzie już 99. Jednak wydarzenia sprzed 80 lat pamięta doskonale. Tutaj była taka farma, nazywała się Mass Albanetta. To mapa, którą narysował na nasze spotkanie, by pokazać pozycję swojego plutonu moździerzowego z 12. Pułku Ułanów Podolskich w Drugim Korpusie generała Andersa. Ja z tych wspomnień nie mogę się otrząsnąć. Przede wszystkim to trupy. Trauma wojny towarzyszy mu przez całe życie. Nie przysłoniła jednak wspomnień ze zwycięstwa. Ludzie skakali, całowali się, tańczyli. Stan zdrowia nie pozwolił pułkownikowi na wylot do Włoch, dlatego przedstawiciele polskiej ambasady w Waszyngtonie, w tym Attachatu Wojskiego i Polonia, przyjechali do domu pułkownika w Wirginii. Przyjmuję to jako hołd dla tych, którzy tam zostali. Częścią niespodzianki była przejażdżka półciężarówką Dodge, jaką wtedy miała na stanie V Dywizja Kresowa Drugiego Korpusu. Jedźmy, panie Zielonka. To była kameralna uroczystość, daleka od państwowej pompy. Ale pułkownik Lipiński cieszył się z naszej wizyty nie mniej niż z przemówień przywódców. Może weteranom potrzebna jest taka bliskość nawet bardziej niż publiczne celebracje. Panie pułkowniku, jak pan patrzy na Polskę dzisiaj, to o taką Polskę pan walczył? Tak. Czekaliśmy na to 40 lat, żeby oswobodzić się od komunizmu. Dzisiaj Polska jest krajem europejskim. Wojna na Ukrainie zbliżyła Polskę do Zachodu. Polska jest potrzebna Ameryce teraz, bo wszystkie transporty idą przez Polskę. A Zachód jest potrzebny Polsce. Trwa Tydzień Godnego Porodu, a w nim cykl wydarzeń, które mają przedstawiać narodziny jako wyjątkowe wydarzenie w życiu całej rodziny. Pacjentki podkreślają, że wiedza i doświadczenie jest ważne, ale empatia też jest na wagę złota. Przybywa szpitali przyjaznych pacjentkom, ale wciąż mamy lekcję do odrobienia, a na liście zadań m. in. dostęp do znieczulenia, które pozwoli rodzić po ludzku. Pierwszy krzyk i pierwsze spotkanie. Jedno z najważniejszych w życiu. Doskonale wie o tym Agnieszka Iwulska, mama siedmiorga dzieci. Dlatego na miejsce narodzin najmłodszej córeczki wybrała Specjalistyczny Szpital w Olsztynie. To miejsce funkcjonuje w poszanowaniu dwóch osób - i matki, i dziecka. To tu trafiają najbardziej skomplikowane i powikłane ciąże. Poza profesjonalizmem i wiedzą udało nam się zgromadzić ludzi pełnych empatii. Empatia personelu, bezpieczeństwo pacjentki i poszanowanie jej praw to główne hasła trwającego właśnie Tygodnia Godnego Porodu. W akcję włączyło się ponad 170 szpitali w całej Polsce. Były dni otwarte i spotkania z położnymi. Żeby kobiety wyszły z tego wykładu z poczuciem, że ich ciało jest świetnie stworzone do tego, by urodzić dziecko. Opieką nad noworodkiem mama może podzielić się z tatą. Coraz więcej placówek zachęca do kangurowania. To sposób na ogrzanie noworodka, ale i nawiązania więzi. Emocje towarzyszą, jest stres, ale jest to najpiękniejsza chwila w życiu. I choć rzeczywistość na polskich porodówkach na przestrzeni lat się zmienia, Fundacja Rodzić Po Ludzku wskazuje, że Polska wciąż nie odrobiła jednej lekcji. Brak dostępu do znieczulenia zewnątrzoponowego na wszystkich porodówkach. A mamy to zagwarantowane w standardach opieki okołoporodowej. Mimo to w 2022 roku tylko 14% porodów odbyło się ze znieczuleniem. Dla porównania w krajach zachodniej Europy z tego świadczenia korzysta połowa rodzących. W krajach skandynawskich znieczulenie otrzymuje nawet 60%. pacjentek. To jest coś, co w XXI wieku w cywilizowanym normalnym rozwiniętym kraju powinno być normą. W Polsce lekarze chcą ulżyć w bólu kobietom, ale bywa, że mają związane ręce. To nie wynika z chęci czy niechęci, tylko z dostępu do anestezjologów i pielęgniarek anestezjologicznych. A godny poród to także poród bez bólu. Polska ma jeden z najwyższych w Europie wskaźników amputacji kończyn wśród chorych z cukrzycą. Szpitalom bardziej opłaca się amputacja niż leczenie, a w wielu przypadkach chorych można uratować przed kalectwem. Udowadniają to lekarze ze szpitala w Szamotułach. Ewa Stella-Łukasiak zachorowała na cukrzycę jako 14-latka. Od kilkudziesięciu lat walczy z powikłaniami choroby, między innymi z zespołem stopy cukrzycowej. Zaczęły się tworzyć ogniska ropowe i to mi zaatakowało całą stopę. Na szczęście dzięki jednemu z lekarzy nogę udało się uratować. Inni lekarze chcieli amputować mi stopę, on się sprzeciwił i powiedział, że można uratować. Dzięki niemu nie mam dwóch palców, ale mam stopę. W większości placówek w takich przypadkach lekarze od razu wykonują amputację. W Polsce rocznie u pacjentów z zespołem stopy cukrzycowej wykonuje się około 7 tysięcy amputacji. Cukrzyca powoduje zmiany w naczyniach i zaburzenia czucia w stopach, co zwiększa ryzyko owrzodzeń, a rany u takich pacjentów trudno się goją. Ludzie nie czują, że nadepnęli na pinezkę, szkło, nie czują kropli wrzątku. Tacy pacjenci wymagają kompleksowej opieki i edukacji, a amputacja powinna być ostatecznością. Co udowadniają lekarze ze szpitala w Szamotułach, którzy prowadzą pilotażowy program leczenia stopy cukrzycowej. Jedyny taki w kraju. Chory tutaj nie jest hospitalizowany na oddziale chirurgicznym, tylko chorób wewnętrznych, po to, żeby się zająć leczeniem tych pozostałych chorób. Do tej pory udało im się uchronić przed kalectwem blisko 70 chorych. Jeszcze trzy tygodnie temu lekarze w innej placówce skazali na amputację również Stanisława Mirowicza. Wypisał się na własne żądanie, w Szamotułach okazało się, że amputacji można uniknąć. Dwie nogi. Chyba ogromna ulga? Bardzo. Pilotażowy program potrwa do grudnia. Mamy nadzieję, że jakiś ciąg dalszy będzie, trwają rozmowy. To niestety kropla w morzu potrzeb. Taki program powinien działać w każdym województwie. W Polsce na cukrzycę cierpi blisko 3 miliony osób. Historia tego miejsca pełna jest wyjątkowych momentów i sportowych emocji, ale i tych najbardziej ponurych, zapisanych na kartach historii Niemiec. Stadion Olimpijski w Berlinie - za nieco ponad miesiąc Biało-Czerwoni rozegrają tam swój drugi mecz podczas mistrzostw Europy. Zagrają z reprezentacją Austrii. Magdalena Gwóźdź-Pallokat odwiedziła to miejsce i nie tylko piłkarskich kibiców zaprasza na krótką wycieczkę. Berliński Stadion Olimpijski to z zewnątrz wciąż historyczna budowla, ale w środku to nowoczesny i multimedialny kompleks, w którym odbywają się nie tylko spotkania sportowe, ale i liczne imprezy i koncerty. Przed euro kraj związkowy Berlin zainwestował w ten obiekt ponad 26 milionów euro. Został dostosowany lepiej do potrzeb osób niepełnosprawnych, rozbudowaliśmy sanitariaty, poprawiliśmy system cyfrowej informacji dla kibiców. Robi wrażenie. Również na tych, którzy ten obiekt znają od lat. Ten stadion ma coś w sobie. Byłem tam wraz z 67 tysiącami innych osób. Prawie wszystkie bilety sprzedane. To zawsze niesamowite przeżycie. Został zbudowany z architektonicznym rozmachem, a jego historia jest skomplikowana. Wybudowano go w nieco ponad 2 lata z myślą o letnich igrzyskach olimpijskich w 1936 roku. U władzy w Niemczech od 3 lat był już Hitler. Naziści dostrzegli w igrzyskach ogromną propagandową szansę. Chcieli pokazać światu, że "nowe Niemcy" to pewne siebie, suwerenne, dostatnie i przyjazne mocarstwo. Pomóc w tym miała ulubiona reżyserka ministra propagandy Josepha Goebbelsa, Leni Riefenstahl. Jej film "Olimpiada", na który przeznaczono ogromne środki, był pierwszym pełnometrażowym dokumentem o igrzyskach olimpijskich. Kamieniem milowym w historii filmu. Współtworzyła estetykę III Rzeszy. Nigdy nie zdobyła się na przeprosiny za to, że współpracowała z hitlerowską władzą. Była wielką artystką, ale jako człowiek zawiodła. Do dziś na terenie stadionu zachowano stalowy dzwon, który zabrzmiał podczas otwarcia rozgrywek przez Hitlera. W Niemczech pokazywanie swastyki jest zakazane, to jedyne miejsce, w którym - z tego, co wiem - można ją zobaczyć. Dziś stadion olimpijski jest obiektem berlińskiego klubu Herthy BSC. Od dziś nie można indywidualnie zwiedzać stadionu olimpijskiego, jest to możliwe już tylko z przewodnikiem. I taka sytuacja, że można sobie wybrać dowolne miejsce, niebawem będzie marzeniem. Podobnie jak możliwość zajrzenia do szatni Biało-Czerwonych. Na koniec niedzielnego spotkania tradycyjnie zajrzymy do studia programu "Bez retuszu", by w imieniu Marka Czyża zaprosić na to spotkanie, dziś gościem będzie m.in. aktor Michał Żebrowski. W 19:30 to już wszystko. Bardzo państwu dziękuję za to spotkanie, spokojnego wieczoru, do zobaczenia.