Weszli przez okno. Wszystko trwało 7 minut. Z Luwru zniknęła bezcenna biżuteria. Porozumienie o rozejmie w Strefie Gazy wisi na włosku. Izrael wznawia naloty i oskarża Hamas. 2 lata do wyborów. Jesienna ofensywa rządzących i opozycji. Monika Sawka, "19.30". zaczynamy historią jak z filmu sensacyjnego. Wszystko trwało około 7 minut. Było 2 albo 3 sprawców. Jest trudna do oszacowania strata. W paryskim Luwrze doszło do spektakularnego napadu rabunkowego. Przestępcy wybili okna w Galerii Apollo. To tam eksponowane są klejnoty koronne francuskich władców. Złodzieje skradli w sumie 9 przedmiotów. Jeden z nich porzucili podczas ucieczki. To nie kolejka do słynnych obrazów Da Vinciego czy Delacroixa. Turystom zwiedzającym Luwr nagle kazano opuścić muzeum, gdy o poranku złodzieje wtargnęli do tej sali wypełnionej klejnotami francuskich władców. Właśnie mieliśmy iść zobaczyć "Monę Lisę" i w tym momencie zaczęto nas wyprowadzać na zewnątrz. To mój pierwszy raz w Paryżu. Nie wiem, czy to się zdarza często, ale jeśli już, to chyba tylko w książkach i filmach. Szłam z mężem, jesteśmy turystami. Zatrzymała nas policja, bo doszło do napadu. Musieliśmy zmienić trasę. Francuskie media donoszą, że zrabowano bezcenną biżuterię Napoleona i cesarzowej, m.in. naszyjnik, broszkę i diadem. Jedną rzecz złodzieje zgubili podczas ucieczki. Wiadomo, że nie wynieśli tego 140-karatowego diamentu. Być może nie zdążyli - napad trwał zaledwie kilka minut. Wybili szybę, a następnie skierowali się w stronę kilku gablot. Ukradli biżuterię, której nie będę tu wymieniać, ponieważ trwa śledztwo. Ale to klejnoty o wartości historycznej i nieocenionej. Sprawców prawdopodobnie było trzech. Przyjechali na skuterach. Do Luwru weszli przez okno, wykorzystując podnośnik na ciężarówce ustawiony od strony Sekwany. To właśnie w tym skrzydle muzeum mieści się Galeria Apollo z klejnotami koronnymi. Przybyliśmy natychmiast, kilka minut po otrzymaniu informacji o kradzieży, i szczerze mówiąc, operacja trwała prawie 4 minuty. Poszło bardzo szybko. Trzeba przyznać, że to profesjonaliści. Złodzieje prawdopodobnie wykorzystali ludzki błąd. Ktoś nie przewidział tego, że ta kradzież może się odbyć w momencie, kiedy znajduje się publiczność na terenie muzeum. Luwr to najchętniej odwiedzane muzeum świata. Teraz zostało zamknięte do odwołania. Jeszcze wczoraj zwiedzałam te gabloty z moimi turystami. I dzisiaj też miałam mieć grupę z Łowicza, z którą miałam wejść do Luwru, i niestety nam się już nie udało. We Francji trwa poszukiwanie sprawców napadu i skradzionych klejnotów. Równolegle trwa dyskusja, czy Luwr jest odpowiednio chroniony. Trudno sobie to wyobrazić. Zdaniem ekspertów zabezpieczanie muzeów z cennymi zbiorami to ciągły i skomplikowany proces. To są ludzie, to są procedury, to jest oczywiście technologia. I czy to jest Luwr, czy Muzeum Historii Polski albo jakiekolwiek inne muzeum, to każdego dnia na nowo staramy się, aby taka sytuacja się nie wydarzyła. W Luwrze wydarzyła się przeszło 100 lat temu. Wtedy z wystawy zniknęło to najsłynniejsze dzieło. O kradzieży "Mony Lisy" zrobiło się głośno na całym świecie. Złodziejem okazał się włoski pracownik Luwru. Poszukiwania arcydzieła Leonarda da Vinci trwały 2 lata. Teraz obraz jest w kuloodpornej gablocie. W Strefie Gazy znowu niespokojnie. W Rafah doszło do ataku uzbrojonych bojowników Hamasu na siły Izraela. W odpowiedzi Izraelczycy przeprowadzili naloty na enklawę. Ich zdaniem to palestyńska grupa naruszyła zawieszenie broni wynegocjowane przez Stany Zjednoczone, dlatego reakcja Tel Awiwu na nie ma być zdecydowana. Wysoki rangą przedstawiciel Hamasu twierdzi z kolei, że organizacja jest wierna umowie. Ta iskra... ...to nadzieja na pierwszy od dawna ciepły posiłek. Bo po 7 miesiącach do enklawy znów zaczął płynąć gaz. Ale takich okrzyków radości jest niewiele. Tu nie ma życia. Nie wiemy, co robić. Izraelscy żołnierze wycofują się z enklawy, tys. przesiedlonych mieszkańców wracają do domów. Wielu z nich pokonuje kilkadziesiąt km - często pieszo, niosąc na plecach resztki dobytku. Transport kosztuje dużo pieniędzy. Na dodatek z ich domów zostały zgliszcza. Jak w przypadku Ahmada, który do nowego mieszkania wprowadził się miesiąc przed wojną. Może się zawalić w każdej chwili, z powodu deszczu lub z jakiegokolwiek innego powodu. Ale nie mam wyboru. To lepsze niż życie na ulicy. Lub w zrujnowanym meczecie bądź na gruzach dawnego uniwersytetu - bo i w takich miejscach ludzie szukają dachu nad głową przed nadchodzącą zimą. Zamiast być miejscem edukacji dla naszych dzieci, uniwersytet stał się schronieniem dla przesiedleńców. Wielu powracających śpi w rozstawionych na ulicach namiotach. Albo w tym, co z nich zostało. Według lokalnych władz 90% nie nadaje się już do użytku - zniszczyły je wiatr, deszcz i bombardowania. Moje namioty zużyły się i zawaliły. Nie stać mnie na nowe, a zbliża się zima. Jedyna nadzieja to pomoc humanitarna. Ta nadciąga, ale zbyt wolno. A może być gorzej, bo izraelskie wojsko oskarżyło Hamas o złamanie warunków rozejmu. Zaczęło się w sobotę, gdy amerykański departament stanu ostrzegał: Jakie to naruszenie - nie sprecyzowano. Ale w niedzielę przed południem izraelskie wojsko poinformowało o ataku Hamasu w pobliżu miasta Rafah. Terroryści wystrzelili pocisk przeciwpancerny i otworzyli ogień w kierunku naszych żołnierzy operujących w rejonie Rafah i demontujących infrastrukturę terrorystyczną. Hamas twierdzi, że przestrzega warunków zawieszenia broni, a pretekstu do utrzymania okupacji szuka Izrael. Skrajnie prawicowy minister bezpieczeństwa Itamar Ben Gvir już apeluje: Wzywam premiera do wydania rozkazu, by Siły Obronne Izraela wznowiły walki w Strefie Gazy z pełną siłą. Izraelskie wojsko przeprowadziło w odpowiedzi 2 naloty w okolicy Rafah. Benjamin Netanjahu już zapowiedział, że na ataki Hamasu Tel Awiw odpowie siłą. Oglądają Państwo "19.30", już za chwilę jesienna ofensywa rządzących i opozycji, a później jeszcze... W tym mieście ponad połowa mieszkańców ma nadwagę. Katastrofa, tak bym to określił jednym słowem. Dotyczy to zarówno dzieci, jak i osób dorosłych. Alarmujące dane w Gorzowie Wielkopolskim. Mapa Polski pod wpływem nadwagi i otyłości. Dwa kanistry paliwa na co dzień nosimy ze sobą, po schodach, dużo za dużo. To jest przewlekła choroba, z którą należy walczyć jak z każdą inną. Ważyłam 120 kg, dziś ważę 68. Wróciłem na tę lepszą ścieżkę życia. A teraz gorzki półmetek rządów kolacji 15 października. 3/4 ze 100 konkretów z kampanii wyborczej KO wciąż czeka na realizację. Premier bije się w piersi. Mówi o wymagających koalicjantach i słabej komunikacji. Za tydzień konwencja, która ma być początkiem ofensywy i nowym otwarciem. Szyki zwiera też opozycja. Lewicowa ofensywa programowa nieprzypadkowo odbyła się we Włocławku. Tu rządzi lewicowy prezydent. To tu wybudowano ponad 400 mieszkań na tani wynajem, które są sztandarowym pomysłem partii. Za mieszkanie 50 metrowe płaci się 600 zł, nie 3 tys. Na 25 tys. takich mieszkań w kraju rząd przeznaczy w przyszłym roku 7 mld zł. We Włocławku od roku obowiązuje też krótszy - 35 godzinny - tydzień pracy w urzędach. Od stycznia 90% podmiotów prywatnych, firm, i publicznych instytucji będzie testowało krótszy czas pracy z zachowaniem tego samego wynagrodzenia. Pierwsza w Europie, pierwsza w Polsce mała elektrownia jądrowa, tzw. SMR, powstanie właśnie we Włocławku. Na półmetku kadencji Sejmu partie zwierają szyki. Za tydzień konwencje organizują PO i PiS. Partie tworzące Koalicję Obywatelską połączą się w jedną formację. To będzie 2 lata, kiedy będziemy gryźć trawę. Musimy uzyskać takie zaufanie, które da nam możliwość rządzenia. Łatwiej jest we wspólnej koalicji, bardziej zjednoczonej. PiS w przyszły weekend zaprezentuje program. Odpowiedzialna partia polityczna, można powiedzieć, że jest permanentnie w kampanii. A teraz przed nami ciężka praca, żeby Polacy zaufali nam na tyle, żebyśmy mogli po najbliższych wyborach decydować. I kusi Konfederację koalicją. Główną misją Jarosława Kaczyńskiego w jego życiu politycznym zawsze było, żeby wykończyć wszelką konkurencję na prawicy, natomiast to mu się nie uda. Ja jestem po to, żeby Bąkiewicze nie rządzili w Polsce. Dwa lata po wyborach bilans rządów podsumowuje premier. Mówi o słabej komunikacji sztandarowych pomysłów na wzór słynnego 500 plus za czasów PiS. Takiego do przodu - oto jest nasz wielki projekt, który dotyczy wszystkich ludzi. Tak, to jest największy deficyt, i wiem, że to jest zadanie, które stoi przede mną. Zapowiada przyspieszenie zmian w Trybunale Konstytucyjnym. Pewien proces się w tym momencie rozpoczyna ze względu na wygasanie tam kadencji. Nie wykluczam, że uzyskamy skład konstytucyjny w TK w ciągu roku. Szukamy różnych sposobów - minister Żurek jest naprawdę bardzo kreatywny. O planie ministra na obsadzanie wakatów mówiliśmy w "19:30". Ja osobiście uważam, że należy ten wybór dokonywać. Jeszcze w tym roku? Ja bym chciał zacząć tym roku. Tak, ja bym chciał zacząć w tym roku. Premier tłumaczy też, dlaczego spełniono zaledwie 1/3 ze stu konkretów Platformy. 100 konkretów było na 100% władzy. Dostaliśmy niecałe 31% głosów, koalicjanci okazują się koalicjantami wymagającymi. Jedno z największych rozczarowań ludzi nami - bałagan w koalicji. Wiem o tym. Ja też czasami widzę bałagan w koalicji, chociaż nie widzę go na Lewicy. Jedziemy dalej, akurat PSL jest stabilnym koalicjantem. Zmartwieniem koalicji jest przede wszystkim kondycja Polski 2050, po tym jak Szymon Hołownia ogłosił oddanie sterów. Słychać o próbach wyciągania posłów przez PiS. Rozmowy sie toczą, ale czemu akurat Polski 2050, a czemu na przykład nie Lewicy albo nawet nie Platformy Obywatelskiej. Rozmawiamy z rożnymi posłami i staramy sie ich przekonać do pomysłu, że jest życie po Donaldzie Tusku. To są oczywiście fake newsy. Pracujemy, żeby zmieniać Polskę na lepsze. Testem będzie głosowanie nad nowym marszałkiem Sejmu. Szymona Hołownię ma zastąpić Włodzimierz Czarzasty. Wszystko sie zdarzyć może, to jest polityka. Jest umowa koalicyjna. Pytanie, czy wszyscy z koalicji zagłosują za. Ja jestem także szefem klubu, panie redaktorze, i zadbam o to, żeby klub Polskiego Stronnictwa Ludowego w tej kwestii zachował sie tak, jak należy. Byłbym skończonym frajerem, gdyby się okazało, że przez emocje tego czy innego partnera koalicyjnego nagle wysypie mi się większość w Parlamencie. Głosowanie nad nowym marszałkiem 19 listopada. Pokój w zamian za Donbas. Taką propozycję miał usłyszeć od Władimira Putina Donald Trump. W zamian rosyjski przywódca sugerował oddanie części innych okupowanych regionów. To mniej radykalna propozycja niż roszczenia wysuwane przez Moskwę wcześniej. Ale odpowiedzi od Wołodymyra Zełenskiego na razie nie ma. Kijów czeka na konkrety i spotkanie z Putinem, do którego ma dojść w Budapeszcie. Nowy Jork, Waszyngton, Boston. Tłumy także w niemal 3 tysiącach innych miast w USA. Wszyscy mówili jednym głosem - nie chcą króla, chcą prezydenta. Mamy prezydenta, który zachowuje się jak władca. Karze każdego, kto się sprzeciwia. Musimy mu się przeciwstawić, on jest po prostu tyranem. To opinia 7 mln Amerykanów, którzy wyszli na ulice, by zaprotestować przeciwko polityce Donalda Trumpa. Prezydent odpowiedział im tak. Ten kontrowersyjny, wygenerowany przez sztuczną inteligencję, filmik opublikował w swoich mediach społecznościowych. Amerykanie sprzeciwiają się rozmieszczeniu wojsk federalnych w miastach rządzonych przez Demokratów. Krytykują shutdown - czyli wstrzymanie finansowania administracji publicznej. Mówią "nie" brutalnym działaniom służb imigracyjnych. Ludzie muszą otworzyć oczy i uświadomić sobie, że mają drugiego Hitlera, tyle że z bronią jądrową. Na transparentach nie tylko takie wizerunki amerykańskiego prezydenta, ale też te pokazujące jego bliskie relacje z Władimirem Putinem. Rozgoryczenia i niepewności nie ukrywają też mieszkańcy oddalonego o tysiące km Kijowa. Wszystko po spotkaniu Trumpa z Wołodymyrem Zełenskim. Dyplomacja jest dobra, gdy ktoś jest przy zdrowych zmysłach, ale o jakiej dyplomacji mówimy, gdy Putin nie jest? Dyplomacja, a nie sprzedaż tomahawków. Niełatwo nam je dać. Usłyszał w Waszyngtonie Wołodymyr Zełenski. Pojechał po zapewniania, że pociski manewrujące dalekiego zasięgu trafią na Ukrainę. Ale wystarczył telefon Putina, by Trump zmienił zdanie. Rosyjski prezydent miał przedstawić też nowy warunek zakończenia wojny. Według "Washington Post" Władimir Putin w rozmowie z Donaldem Trumpem zażądał pełnej kontroli nad obwodem donieckim. Dał też do zrozumienia, że w zamian jest gotowy oddać części obwodów zaporoskiego i chersońskiego. Do tych doniesień odniósł się Donald Trump. Zasugerował, że Rosja faktycznie może zatrzymać część okupowanych terytoriów. Cóż, on coś weźmie. Oni walczyli i teraz mają dużo posiadłości. On wywalczył pewne posiadłości. Kolejną okazją do rozmów o zakończeniu wojny w Ukrainie ma być spotkanie w Budapeszcie. Problem w tym, że Trump i Putin mogą rozmawiać tyle razy, ile chcą. Ale zaproszenie Putina do stołu nie oznacza, że będzie negocjował. Do stołu negocjacyjnego chciałby dołączyć ukraiński prezydent. Jednocześnie oskarżył Rosję o sabotowanie procesu pokojowego. Tylko w tym tygodniu Kreml zaatakował Ukrainę ponad 3 tysiącami dronów i bomb. W nocy celem był obwód charkowski. Rosjanie uderzyli bombą kierowaną nowego typu o zasięgu 130 km. Ponad połowa mieszkańców Gorzowa Wielkopolskiego cierpi na nadwagę lub otyłość. To jeden z najwyższych wskaźników w kraju. W całej Polsce z nadmierną masą ciała zmaga się co czwarta osoba. Specjaliści łapią się za głowę. Ta choroba staje się jednym z największych wyzwań XXI wieku. Codzienność otyłych jest okrutna. Na karcących spojrzeniach się nie kończy. Jak walczyć z otyłością? Mirosław Szumski waży 118 kg. To można przyrównać do tego, jak 2 kanistry nosimy na co dzień i wchodzimy po schodach. To jest dużo za dużo. Nadmiar kg przełożył się na szereg powikłań. Musiał przejść operację kręgosłupa i kolana. Kiedy lekarze zdiagnozowali u niego cukrzycę, zdecydował się na farmakologiczne leczenie otyłości. Trzeba zejść poniżej 80 kg. Otyłość to problem, który dotyczy już 28% Polaków. 108-tysięczny Gorzów Wielkopolski ma z tym największy problem. Tu aż 64% mieszkańców boryka się z nadwagą lub otyłością. Widać trochę na ulicach, to jest prawda. Po młodzieży to niestety widać, w szczególności po dzieciach. Dlaczego Gorzów znalazł się w czołówce? To dopiero ma wyjaśnić analiza NFZ. Powiem szczerze, że jestem zaskoczona, że akurat lubuskie, bo jak jeżdżę po Polsce, to widzę, że wszędzie są ludzie otyli. My na razie przedstawiliśmy same dane, jak wygląda to w podziale na gminy i województwa. W czołówce zestawienia znalazły się też Olsztyn i Białystok. Najkorzystniej wypadli mieszkańcy Poznania, Krakowa i Wrocławia. To dane z ostatniego półrocza zebrane przez lekarzy rodzinnych. Katastrofa, jednym słowem. Przyczyny? Złe jedzenie, brak ruchu, mało snu. W dodatku jak pokazują badania, Polacy wciąż postrzegają otyłość jako defekt kosmetyczny albo słabość charakteru, to prowadzi do stygmatyzacji, ale też opóźnia diagnozę i leczenie. 267 powikłań daje sama otyłość, także można sobie wyobrazić, jakie to spustoszenie robi w organizmie. Często się mówi: powinien więcej się ruszać, mniej jeść. Dlatego otyłość trzeba leczyć. Jednym z rozwiązań jest operacja bariatryczna. Redukcja z 170 do 90 kg. Michał Bonarowski 2 lata temu przeszedł taką operację. To, z czym można się spotkać w przypadku bardzo wielu pacjentów, w moim również, to jest kompletnie nowe życie, to jest takie wrażenie, jakby sie narodziło na nowo, są tacy pacjenci, którzy świętują datę operacji bariatrycznej, jakby to było nowe życie. Dziś takie święto ma Elżbieta Brzoskowa. Wszystkim chorym życzę, żeby nie wstydzili się, bo myślę, że wstyd jest głównym powodem, który powoduje, że nie sięgamy po pomoc. 6 lat temu miała zabieg. Ważyłam najwięcej 120 kg, dziś ważę 68. Jak podkreśla, operacja to dopiero początek, później kluczowa jest praca pacjenta nad zmianą nawyków i nastawienia. Od tego zależy, czy efekt będzie trwały. Dzisiaj jestem szczęśliwa, bo znalazłam tamtą Elę, którą byłam jak miałam naście lat. Zastraszają, organizują kradzieże, handel ludźmi czy rozboje, często z bronią w ręku. W Polsce może przebywać nawet kilkudziesięciu gruzińskich tzw. worów w zakonie. Łączą oni role szefów mafii i sędziów rozstrzygających spory w swoich społecznościach. W naszym kraju często przebywają nielegalnie. Sieją postrach na ulicach. Jak sobie radzą z nimi polskie służby? Czy oni są niebezpieczni? Worowie w zakonie? Bardzo. Worowie w zakonie - to inaczej szefowie gruzińskich mafii. Kiedyś budzili postrach w krajach byłego Związku Radzieckiego. Dziś nad Wisłą. Ta postsowiecka kryminalna subkultura jest znacznie bardziej brutalna i bezwzględna niż inne światowe grupy przestępcze. Po rosyjsku "wor" to złodziej, a "zakon" to prawo. W Polsce gruzińskie grupy przestępcze napadają na sklepy jubilerskie, handlują narkotykami, zajmują się przemytem ludzi. Ilu jest w Warszawie worów w zakonie? W dzisiejszych czasach jest 37 osób. Reportaż odpowiada na pytanie dlaczego ta grupa przestępcza osiedliła się w właśnie w naszym kraju. Nie ma w Polsce takich grup, więc nie ma mowy o żadnej symbiozie. Czyli to te grupy zaczynają odgrywać jakby podstawową rolę na polskim rynku przestępczym. Worów zakonu ściga gruzińska policja. Ci upuścili kraj, więc poszukiwani są czerwoną notą Interpolu. W Polsce - zdaniem informatorów - posiadają fałszywe dokumenty. Co ciekawe, kodeks honorowy mafii nakazuje przyznawać się do tego kim są. Na gruzińskich ulicach nikt mówić o nich nie chce. Społeczeństwo z bardzo dużym szacunkiem podchodzi do worów z zakonie, nie chce na ich temat rozmawiać i to jakby buduje taki posłuch i taki dystans do tych ludzi. Dawid Sawicki wspólnie z byłym gruzińskim policjantem odwiedził miejsca, gdzie jeszcze niedawno spotykali się szefowie grup przestępczych. Pytanie czy wiedzą także polskie organy ścigania. W Polsce rząd i odpowiednie służby na razie nie są w stanie ocenić jak wielkim zagrożeniem jest wschodnia przestępczość. Kiedy zrozumieją z jak wielkim niebezpieczeństwem mają do czynienia, może być za późno. Reportaż "Gruzińska mafia" dziś w raporcie specjalnym w TVP INFO. Zaczęło się od śliwek, później była papryka. Teraz kolejni rolnicy zapraszają na samozbiory i liczą straty. Przekonują, że tak źle nie było od dawna. Powód? Nadprodukcja oraz bardzo niskie stawki oferowane przez pośredników. Minister rolnictwa Stefan Krajewski przyznaje, że "sytuacja jest trudna". Pytanie, czy jest pomysł, jak ją rozwiązać? 70 arów upraw dyni - mało brakowało, by to wszystko się zmarnowało. Bo plony były wysokie, a ceny w skupie niskie. Proszę tam na pole iść, urwać sobie. Pan Kazimierz Gurgul, właściciel pola próbował dynie sprzedać w hurcie, a gdy to się nie udało, także na targu. Byłem na placu rolnym, stałem z 8 godzin może za 60 złotych, placowe 55 zł zapłaciłem. Informacja o trudnej sytuacji szybko rozniosła się w internecie. Do Zaprężyna na Dolnym Śląsku, żeby kupić dynie od rolnika po 2, 3 zł sztukę, przyjechało mnóstwo osób. Żeby ta trudna, ciężka praca nie poszła tak bardzo na marne. Już wiadomo, że nie poszła i nic dziwnego, że głos staje w gardle. Nie spodziewałem się, jestem zszokowany. A to już Grabowo na Pomorzu. Tutaj rolnicy zaprosili na samozbiory cebuli, marchwi czy buraków. Bo w przypadku tych warzyw zebranie ich i zawiezienie do skupu rolnikom się po prostu nie opłaca. Wyprodukowanie kilograma cebuli kosztuje nas, rolnika, 40 gr, a przetwórnie proponują nam 25 gr, czyli to już jest 15 gr na minusie. A gdyby musieli zapłacić za jej zebranie, doszłoby kolejne 30 gr na kilogramie. Tu także - jak widać - odzew ogromny. Ci, którzy mają małe gospodarstwa, tej pomocy będą potrzebować coraz częściej. Bo w tym roku warzyw i owoców na polskim rynku jest więcej niż w poprzednim. Według danych GUS plony ziemniaków będą większe o 15%, a marchwi nawet o 20%. Resort rolnictwa dostrzega problem... Rolnicy działając w pojedynkę, nie są w stanie w żaden sposób wygrać z sieciami, z tymi podmiotami, które skupują, które dyktują swoją cenę. Zdaniem ekonomisty Adama Karpińskiego temat jest poważny. W obecnej sytuacji w grupie siła. Żeby małe gospodarstwa zrzeszały się, te które produkują konkretne owoce i warzywa i je przetwarzały, bo jedynym ratunkiem dla takich gospodarstw jest przetworzenie, czyli zabezpieczenie na czas zimy. Samozbiory pomagają rolnikom przetrwać kryzys, a klientom dają szansę kupić produkt polski, dobrej jakości i w dobrej cenie. Kwota, którą płacą rolnikom za warzywa jest to kwota, znacznie wyższa niż od kwoty, którą rolnicy otrzymają w skupie, a jednocześnie jest to kwota dużo niższa od tej, którą by musieli zapłacić w sklepie. Ekonomiści podkreślają, że na to jaka jest sytuacja polskiego rolnika mają też wpływ codzienne wybory polskiego konsumenta - czy kupuje na ryneczku czy w markecie. Albo będziemy wybierać dobre, bo polskie, albo dobre, bo tanie. Perfekcyjna technika czy widowiskowe wykonanie? Trwa finałowy etap Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina. O zwycięstwo walczy też wrocławianin, Piotr Aleksewicz. Obowiązkowymi punktami programu są: jeden z najbardziej zagadkowych i poetyckich dzieł Chopina - Polonez-Fantazja oraz jeden z koncertów fortepianowych. Liczy się to, kto zagra najpiękniej. Czyli jak? Polonez-Fantazja i koncert fortepianowy z towarzyszeniem orkiestry - z tymi utworami mierzy się każdy z 11 finalistów konkursu. A na to, co dzieje się tu, w Filharmonii Narodowej, patrzy dziś cały muzyczny świat. Tak brzmiał wczoraj polonez w wykonaniu Amerykanina Erica Lu, który 10 lat temu w tej sali wywalczył 4. miejsce w konkursie. Były to przypuszczalnie 3 najtrudniejsze tygodnie mojego życia. W tym momencie czuję ulgę, zwykłą ulgę, że to sie już skończyło. Polonez-Fantazja to jeden z najtrudniejszych i najbardziej dojrzałych utworów Chopina. To nie jest Polonez fantazja, tylko to jest fantazja o polonezie, myślę, że jest to bardzo trafne sformułowanie, Tak brzmiał w interpretacji najmłodszej finalistki. Jestem Tianyao Lyu, mam 16 lat. Młodziutka Chinka oczarowała warszawską publiczność. Internauci pisali, że jest wcieleniem samego Chopina. To jest fascynujące, wspaniałe i bardzo ciesząca nas popularność, największe, najważniejsze gazety na świecie piszą o tym konkursie, największe telewizje, internet pęka w szwach, jeśli można tak powiedzieć. Jeszcze bardziej pęka w szwach sala filharmonii, przed którą rano ustawiają się kolejki. Wstałem wczoraj o 6.00, żeby być o 7.00 tutaj, cały dzień czekałem, nie dostałem się. To było moje marzenie, aby tu być, więc czekam i liczę na cud. Biletów nie ma od kilku miesięcy, ale jest lista kolejkowa po wejściówki. A tak po porannej próbie przygotowywała się do występu pierwsza dziś finalistka. Analizuję mój występ, jak brzmi w tej sali, pomaga mi moja nauczycielka. Jestem podekscytowana ostatnim występem. Niezwykle silne emocje przeżywał także jedyny Polak w finale. Piotr Alexewicz zagra dziś jako ostatni, a jak wielkie to psychiczne obciążenie, dobrze rozumie Piotr Pawlak, który dotarł do 3. etapu konkursu. Oczywiście kibicuję Polakowi, Piotrkowi Alexewiczowi, którego znam bardzo dobrze osobiście i trzymam za niego kciuki. A tak dziś na próbie prezentował się Amerykanin William Yang uznawany przez wielu krytyków za faworyta. To niezwykłe uczucie grać tu z orkiestrą i tak wspaniałym dyrygentem. Ten kto będzie umiał zmierzyć w sobie i zwarzyć te wyzwania interpretacyjne Poloneza Fantazja i koncertu, wyraźnie je zróżnicować, ten okaże sie zwycięzcą. A poznamy go w nocy z poniedziałku na wtorek. Transmisje koncertów finałowych w TVP Kultura, a dziś o 21.00 koncert Polaka w specjalnym wydaniu w TVP Info. Teraz już Pytanie Dnia, w studiu Mariusz Piekarski i jego gość. Spokojnego wieczoru.