1000 dni wojny. Światowa polityka a dramat Ukraińców. Droga energia. Rząd chce nadal mrozić podwyżki. Stop przemocy wobec dzieci. Reagujmy i działajmy. Na tym froncie nie liczy się dni, tylko skrzynki z amunicją, a bywa, że żołnierskie trumny, ale w tle tej tragedii narodu mija czas. Właśnie upływa tysięczny dzień ukraińskiej wojny o wszystko. Już rozdajemy broń i będziemy ją rozdawać w obronie naszego kraju każdemu, kto chce i jest w stanie bronić naszej suwerenności. Proponuję złożenie broni i poddanie się, Tysiące ludzi zabitych i torturowanych, z odciętymi kończynami, zgwałcone kobiety, zamordowane dzieci. To jest ludobójstwo. Nie mogę uwierzyć, że to wyzwolenie się wydarzyło. Boże, proszę, pobłogosław nas. Albo zwyciężymy wroga, albo wróg zwycięży nas, Ukraińców i Europejczyków. Od pierwszych dni tej wojny okopom, ale też ulicom i domom w ogniu i pod bombami przygląda się Mateusz Lachowski, witaj. Świat usłyszał dziś o ataku Ukrainy na wielki skład amunicji w Rosji, czy to skutek użycia amerykańskich rakiet, na co po wielu miesiącach zgodziła się amerykańska administracja? Tak. Ukraińcy uderzyli rakietami ATACMS. Trafili i zniszczyli skład z bronią przekazaną przez Koreę Północną. To jest pozytywny sygnał. W ten ciężki dla Ukraińców dzień po tysiącu dni. Rosjanie atakują ich państwo i bałkańskich cywilów w Donbasie Kiedy 1000 dni temu Rosjanie zaatakowali Ukrainę, mało kto spodziewał się, że Ukraińcy obronią swoją niepodległość. Udało się dzięki zwykłym ludziom, którzy stanęli do walki. Do wojny tak jak i wszyscy żyłem i pracowałem. 24 lutego rozpoczęła się wojna i poszedłem do punktu mobilizacyjnego. Podobnie jak dziesiątki tysięcy Ukraińców i Ukrainek. W armii służy przecież 68 tysięcy kobiet. Nie umiem przewidzieć, co będzie dalej. Dopóki trwa ta wojna, ja będę tutaj. Jak długo będzie taka potrzeba. Tysiąc dni od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji Ukraina boryka się z szeregiem problemów. Na początku wojny byliśmy jak skała. Byłem dumny ze swojego kraju. Byłem dumny z siebie, że poszedłem bronić ojczyzny. I wierzyłem, że jeśli będziemy takim monolitem, to nie będzie można nas pokonać. Potem to zaczęło gasnąć. W tej chwili wojska rosyjskie okupują 18% terytorium Ukrainy. Niestety odnoszą też kolejne sukcesy w Donbasie, gdzie od kilku miesięcy prowadzą ofensywę. Putin skupia się na wygraniu tej wojny. Nie zatrzyma się sam. Im więcej czasu ma, tym gorsze stają się warunki. Kolejne straty terytorium to nie jedyny problem Ukraińców. Za niepodległość trzeba było zapłacić olbrzymią cenę. To Plac Niepodległości w Kijowie. Każda flaga symbolizuje poległego ukraińskiego żołnierza. Przyszliśmy dzisiaj tutaj, aby wspomnieć go dobrym słowem i wszystkich naszych bohaterów, którzy zginęli za Ukrainę, za wolną Ukrainę. Flag na placu przybywa z każdym dniem. Ale setki tysięcy żołnierzy dalej bronią swojej ojczyzny. Jak długo będą walczyć? Do ostatniego oddechu. Jeśli trzeba będzie walczyć kolejne 1000 dni i ja będę pewien, że moja żona i dwie córeczki są bezpieczne, ja będę dalej walczył. Do końca. Ta wojna toczy się właściwie za ścianą i uśpionej w pokoju Europie przypomniała, że ma sąsiada, który poza ropą i gazem ma też czołgi i rakiety i niczego nie zawaha się użyć. Na pierwszej linii takiego frontu może znaleźć się Polska, więc czas na zakupy, remanenty i sprawdzanie sojuszy. Zwarci , silni, gotowi - historia zna ten slogan. Co dziś znaczy? Nikt nie może dać gwarancji, że takie obrazki, jak te z Ukrainy, nie mogą powtórzyć się w Polsce. Ale można, a raczej trzeba być na taką możliwość zawsze przygotowanym. Ten rosyjski imperializm jest pazerny i niepowstrzymany. W tym sensie, że jeżeli nie zostanie skarcony, po prostu pobity, to będzie chciał zagarniać coraz to nowe terytoria. A do tego nie możemy dopuścić. Dlatego rząd i wojsko budują na wschodniej granicy Tarczę Wschód, która ma działać odstraszająco, a w razie konfliktu zwiększyć bezpieczeństwo ludności. Nasza solidarność z Ukrainą tak naprawdę jest sposobem uniknięcia wojny bliżej polskich granic, czy na polskich granicach. Bo dziś, po 1000 dni wojny za wschodnia granicą, my jako kraj, ale także cały sojusz północnoatlantycki, jesteśmy mądrzejsi - podkreślają rządzący i przypominają rekordowe wydatki - w przyszłym roku na obronność przeznaczymy ponad 186 mld zł. To prawie 5% PKB. Kraje się zbroją, kraje się przygotowują na każdy scenariusz, na każdy wariant. Bo trzeba być gotowym na zagrożenie, chociażby militarne. Dziś w Warszawie odbyło się spotkanie szefów MSZ "Wielkiej Piątki" największych państw wspólnoty: Polski, Niemiec, Francji i Włoch. Ze spotkania płynie jeden przekaz. Nie mamy złudzeń, Rosja Putina pozostanie jednym z najpoważniejszych zagrożeń nie tylko dla Europy, ale także dla ładu światowego. Musimy stanowczo przeciwdziałać jej imperialnym ambicjom. Jesteśmy zgodni co do tego, że aby chronić nasze bezpieczeństwo, musimy wzmacniać dalej europejski filar w NATO. Wzmacnianie NATO to nie jedyny priorytet. Sejm 8 listopada jednogłośnie przyjął ustawę o ochronie ludności i obronie cywilnej. Mowa tu chociażby o współpracy na linii rząd-samorząd w czasie ewentualnego konfliktu zbrojnego, a także o budowie schronów, których w Polsce jest mało. Do tej pory barierą były pieniądze, te pieniądze będą. Na budowę nowych schronów z publicznej kasy ma iść rocznie ponad 5 mld zł. Czas gra tu ważną rolę. Ja zakładam, że samorządy od kilku miesięcy przygotowują się do tego, żeby kolejnego roku nie zmarnować i nie czekać. Są przetargi i inne rzeczy. Bo ustawą w tym tygodniu zajmuje się Senat i najpewniej wkrótce trafi ona na biuro prezydenta. Co ważne, aktualnie władza nie ma żadnych podstaw prawnych dla organizowania obrony cywilnej, bo poprzedni rząd takie przepisy zlikwidował. A zagrożenia - realne. Na Morzu Bałtyckim doszło do kolejnego, nieoficjalnie - fizycznego, uszkodzenia kabla komunikacyjnego. Czy za tym stoi Rosja? Tego jeszcze nie wiadomo. Za chwilę o proteście pielęgniarek, a co jeszcze w "19.30"? Koniec snów o potędze? Przegraliśmy mecz. Mieliśmy wszystko w swoich rękach. Luksus, jak bułka z masłem. 10 zł nie będzie, ale na pewno już widać szybki wzrost cen. Dzisiaj "sky is the limit". Do tej pracy nie wystarczy empatia. Trzeba siły, czasem fizycznej, wytrzymałości, często psychicznej, i coraz większej wiedzy, bo medycyna na tym poziomie też błędów nie wybacza. Pielęgniarki i położne znów upominają się o swoje pensje, szacunek do zawodu i jego przyszłość, bo siostry to coraz częściej babcie, a kadrowe braki stają się niebezpieczne dla pacjentów. Pielęgniarki i położne przed kancelarią premiera. To protest przeciwko brakom kadrowym i różnicom płacowym. Im więcej z siebie dajesz, tym bardziej dostajesz po głowie. Pielęgniarka z wymaganym średnim wykształceniem zarabia niecałe 7 tys. zł brutto, ta z tytułem magistra - ponad 9 tysięcy. To, zdaniem protestujących, niesprawiedliwość. Pielęgniarki z magistrem pracują na równi z nami, na tym samym stanowisku, tą samą wykonują pracę. Protestujący zarzucają rządowi bezczynność. Przypominają, że poprzednia władza nie zajęła się ich obywatelskim projektem nowelizacji ustawy o wynagrodzeniach. Twierdzą, że teraz został zamrożony. Komisje w sejmie nabrały wody w usta, bo z powrotem skierowano do prac w podkomisji. Ministerstwo pracuje nad kształtem nowelizacji ustawy, żeby wyjść też z szerokimi konsultacjami, znaleźć ze środowiskiem pielęgniarek i położnych kompromisowe rozwiązanie. Ale protestujący chcą pilnego spotkania z premierem. Petycję z postulatami odebrała ministra ds. polityki senioralnej. Żeby to nie był chichot losu. Mam nadzieję, że ta polityka senioralna nie wejdzie do nas zawodowo, pani rozumie, o czym mówię. Polska ma najstarsze pielęgniarki w Europie: 2/3 to osoby powyżej 55 lat. Już teraz braki są w ponad 70% szpitali. To są dziewczyny, które ciężko pracują, bardzo ciężko pracują, a jest ich no za mało troszeczkę. Jeśli problem będzie się pogłębiał, może doprowadzić do zamknięcia nawet 50 szpitali z powodu braku personelu. W drodze tutaj oddziałowa do mnie dzwoniła, żeby zejść z urlopu i przyjść do pracy, bo nie ma komu. Pielęgniarki nie wykluczają kolejnych protestów. W tym, według organizatorów, wzięło udział ponad 2 tys. osób. Po ostatnich informacjach i interwencjach, choćby ministra Kierwińskiego, są nowe wiadomości z terenów popowodziowych. Burmistrz Kłodzka poinformował, że pierwsze świadczenia, te na kwoty powyżej 100 tys. zł, już trafiły do wnioskodawców. Reszta wypłat do końca listopada. A ja polecam państwu "Trójkąt polityczny" w TVP info o 20:18. Gościem będzie właśnie Marcin Kierwiński, pełnomocnik rządu ds. odbudowy po powodzi. Zapraszają Renata Grochal i Aleksandra Pawlicka. W przyszłym roku prąd w polskich domach nie podrożeje - tak brzmi deklaracja premiera Donalda Tuska. Ministerstwo Klimatu i Środowiska przygotowało projekt, który ma odciążyć obywateli. Ceny energii mają być zamrożone na 9 miesięcy. Zamrozimy ceny energii dla gospodarstw domowych. To efekt, takich jak ten, rachunków za prąd. Z czerwca 167 zł, a ostatnio był właśnie z października - 237 zł. Bo do końca czerwca działała poprzednia osłona. Skok cen nastąpił po lipcowych zmianach taryf. Na szczęście przyszły rok nie zaskoczy nas podwyżkami. Rząd przyjął dziś projekt ustawy, która ma zapobiec wzrostom cen energii dla odbiorców indywidualnych. Zamroziliśmy cenę maksymalną za megawatogodzinę, utrzymujemy zerową stawkę za opłatę mocową. Zamrożenie cen energii będzie na poziomie 500 złotych za megawatogodzinę. Jak wyliczyło ministerstwo klimatu, bez nich płacilibyśmy w przyszłym roku za prąd ponad 120 złotych więcej. Mrożenie potrwa co najmniej 9 miesięcy. W tym czasie powinno dojść, zgodnie też z tym, co proponujemy w naszej ustawie, do obniżenia taryf, więc niewykluczone, że dalsze mrożenie nie będzie konieczne. Pani Aleksandra, której rachunki ostatnio wzrosły, zapowiedź zmian przyjmuje z zadowoleniem. Wiemy mniej więcej jaka będzie ta kwota, prawda? I nie będziemy się zastanawiać, ile wyjdzie w tym miesiącu, a ile wyjdzie za 2 miesiące. Projekt to kontynuacja działań osłonowych na ten rok. Dodajmy, że w tym sezonie grzewczym osoby z niższymi dochodami mogą liczyć także na bony energetyczne. Następny sezon może przynieść inne rozwiązania. W ministerstwie już nad takimi rozwiązaniami pracujemy, które w systemowy sposób, corocznie byłyby w systemie i wspierały osoby dotknięte właśnie ubóstwem energetycznym. Jak przyznaje pani Anna, mama piątki dzieci, takie rozwiązania dają ulgę finansową. Na przykład kupić dzieciom na zimę, bo samo kupno butów na zimę dla tak licznej rodziny jest dla mnie wyzwaniem, czy kurtek. W sejmie na razie zgoda co do działań w kwestii cen energii. Każde rozwiązanie, które obniży koszty funkcjonowania obywateli będziemy absolutnie popierać. To mrożenie jest potrzebne jednym słowem. Ono jest potrzebne, chociaż nas bardzo dużo kosztuje i nie będzie mogło trwać w nieskończoność. Bo na stałe obniżki cen energii można liczyć po transformacji energetycznej, a tej brakowało - mówią eksperci. Przez ostatnie 30 lat Polska praktycznie nie miała transformacji energetycznej. Mieliśmy konserwację energetyczną, trzymaliśmy się kurczowo węgla i teraz za to płacimy. Jak słyszymy, transformacja w ostatnim roku przyspieszyła. Inwestycje będą niedługo przynosić takie efekty, że te ceny i tak będą się obniżać, bo ja widzę, jak te inwestycje idą, farmy wiatrakowe na Bałtyku, inteligentne sieci, sieci przesyłowe, transportowe. To się dzieje. Zamrożenie cen energii w przyszłym roku ma kosztować ponad 5 mld zł. Były poseł PO Sławomir N. odpowie za przywłaszczenie ponad 700 tys. zł, które zdaniem prokuratury zostały wydane przez polityka na cele niezwiązane z prowadzeniem biura poselskiego. Akt oskarżenia w tej sprawie jeleniogórska prokuratura skierowała do warszawskiego sądu. N. nie przyznał się do popełnienia zarzuconych mu czynów. Grozi mu do 10 lat więzienia. Uczelnia Biznesu i Nauk Stosowanych "Varsovia". Brzmi inaczej niż Collegium Humanum, ale to może być za mało, by odzyskać zaufanie studentów. Tym bardziej, że niektórzy dotychczasowi studenci pomylili czesne z dowodem wdzięczności za mocno uproszczoną procedurę uzyskania dyplomu MBA. Tymi byłymi studentami zajmuje się teraz prokuratura, a aktualni pytają co z nimi, bo chcą odebrać dyplom uczelni, która nie istnieje. Nie mogę pójść do pracy, popadam w depresję. Joanna Sikora studiowała pedagogikę. Za 2,5-letnie studia zapłaciła 16 tys. zł. Pół roku temu obroniła się, ale dyplomu wciąż brak. Nie mogę pójść do pracy, ja chciałabym utrzymać swoją rodzinę, mam trójkę dzieci, więc ja w ogóle nie wiem, co sobie uczelnia tutaj myśli. Uczelnia dziś nazywa się Varsovia, ale jeszcze niedawno był tu inny szyld. Collegium Humanum przestało istnieć po tym, jak jej były rektor usłyszał zarzuty m.in. handlowania prestiżowymi dyplomami MBA. Kosztem naszym odbywają się polityczne spory. Tak widzą to studenci, którzy już dawno powinni mieć dyplomy w ręku. Tak naprawdę jesteśmy niewolnikami już teraz nie Collegium Humanum, a Varsovii. Straciliśmy pracę, pracujemy tylko na pół etatu jako pomoc nauczyciela, ja musiałam szukać dodatkowej innej pracy, bo wiadomo - życie kosztuje. Nowa rektor uczelni prosi o cierpliwość. Pamiętajcie państwo, że od 14 marca są procesy naprawcze w uczelni. Myśmy zastali sytuację braku kilkudziesięciu tysięcy ocen w systemie. Pytanie, jak mogło do tego dojść na uczelni, która przez poprzednią władzę była stawiana za wzór. Reklamowana przez polityków. I nie chodzi tylko o takie zdjęcia. Także listy gratulacyjne i odznaczenia przyznawane byłemu rektorowi Collegium Humanum przez władze PiS. Wśród nich złoty medal za zasługi dla nauki. Ta parauczelnia świętowała triumfy, kiedy PiS był u władzy. To wpływało na decyzje studentów. Uczelnia była akredytowana, zresztą polecono mi ją w kuratorium. Były minister edukacji i nauki pytania o nadzór nad Collegium Humanum nazywa teraz czystą zagrywką polityczną. Sprawowałem właściwy nadzór nad wszystkimi uczelniami po kolei. - Pan żadnych sygnałów nie otrzymywał? - Nie. Jednak z szuflad w Ministerstwie Nauki wynika co innego. Zobaczyłem w pierwszych dniach ilość tych skarg, ilość wniosków, że nie odbywają się zajęcia, że są problemy. Natychmiast wdrożyliśmy kontrolę. Ale niemal w tym samym czasie do Collegium Humanum weszły służby. Na działania prewencyjne było za późno. W mieście, w którym mieszkam, są oferty pracy dla nauczycieli, a bez dyplomu nikt mnie nie przyjmie. Rektor uczelni zapewnia, że studenci dostaną je w ciągu kilku tygodni. Resort nauki proponuje pomoc w negocjacjach i zapowiada zmiany w przepisach, by podobna sytuacja już się nie powtórzyła. Dla mnie to fikcja jakaś. Te dwie zbrodnie dzieli kilka miesięcy, a łączy osoba sprawcy. Ale to policja ustaliła kilkanaście lat po zabójstwach. W 2012 i 2013 roku brutalnie zamordowano dwie mieszkanki Poznania. Sprawy pierwotnie umorzono wobec niewykrycia sprawcy. Dekadę później prokuratura i policja wróciły do sprawy. O sprawiedliwości, która ma dużo pracy, ale też coraz więcej narzędzi. To miały być zbrodnie doskonałe, przez lata osoba, która brutalnie zabiła starsze kobiety w Poznaniu, była nieuchwytna. Zadała kilkadziesiąt ciosów różnymi narzędziami, to były młotek, siekiera, nóż. 82-letnia Łucja została zamordowana 11 lat temu. Jej ciało znaleziono w zamkniętej na klucz piwnicy. 8 miesięcy wcześniej w innej części Poznania odkryto zwłoki rok młodszej Janiny. Żyły skromnie, nie utrzymywały jakiś szerszych kontaktów. W obu przypadkach z mieszkań seniorek zginęły drobne pieniądze i biżuteria o wartości mniejszej niż tysiąc złotych. Sprawcy nie udało się wówczas zatrzymać. Ślady były zabezpieczone na miejscu zabójstwa i latami nie było ich do czego porównać. Do sprawy po latach wrócili policjanci z Archiwum X. Kolejna analiza odcisku palca z miejsca zbrodni przyniosła przełom. Mamy w swoich zasobach coś podobnego, taka karta jest wystawiona na nazwisko konkretnej osoby. 54-letniej Małgorzaty R., sprzątaczki spod Poznania, matki trójki dzieci. Policja zwróciła na nią uwagę 8 lat temu w związku z inną sprawą. Została zatrzymana za kradzież, której dokonała jako sprzątaczka, pobrano jej odciski, które przekazano do policyjnej bazy. Na skarpetce drugiej ofiary znaleziono ślad biologiczny, po latach udało się stwierdzić, że również należał do Małgorzaty R., wyszło też, że znała ona zamordowane kobiety. Została zatrzymana. Mie przyznała się do zarzucanego jej przestępstwa, złożyła obszerne wyjaśnienia. Pierwsza ofiara zginęła w swoje urodziny, Małgorzata R. miała zapukać do drzwi kobiety pod pretekstem złożenia życzeń. Gazeta Wyborcza: została przez nią wpuszczona, a gdy kobieta się odwróciła, sprawczyni zadała pierwszy cios. Oskarżonej grozi dożywocie. Klaps nikomu nie zaszkodził, do kąta postawić wolno, nakrzyczeć też, bo czasem nic nie działa. Wychowawcze bezsilności przeradzają się w przemoc, a czasem, nie wiadomo kiedy, sprawy idą za daleko. Na tyle, by sprawą zajął się nie kurator, a prokurator. W świecie najmłodszych przemoc i strach mają niestety zwykle twarz osoby najbliższej. Dziś Międzynarodowy Dzień Przeciwdziałania Przemocy wobec Dzieci. To historia z Dąbrowy Górniczej. 8-latek przyciśnięty przez ojca prosi o pomoc. Nagranie najpierw trafiło do sieci. Później na biurko śledczych. Prokurator postawił małżeństwu zarzut znęcania się nad osobą nieporadną ze względu na wiek. Proces jeszcze nie ruszył, ale dziecko decyzją sądu już wróciło do domu. Rodzice, dom rodzinny, to powinno być miejsce absolutnie bezpieczne, taki azyl. Można powiedzieć, że ta decyzja zaskakuje. Jak informują śledczy, rodzina jest pod kontrolą kuratora. Tam jest cisza, nic nie słyszę. Na pewno bym zareagował, jak bym widział taką sytuację. Przemocy w Polsce doświadcza statystycznie 8 na 10 dzieci. Zawsze wykorzystuje przewagę fizyczną, psychiczną, zawsze ukierunkowana jest na krzywdzenie drugiej osoby. Swój protest wyrazili m.in. młodzi łodzianie. To głośny finał kampanii "Dzieciństwo bez przemocy". Przemoc to gdy traktujemy kogoś źle. 66% dzieci doznało przemocy ze strony kolegów. Ponad 30% było ofiarami dorosłych z najbliższego otoczenia. Często dzieci, które są ofiarami przemocy w domu, przenoszą to na grunt szkolny. Potem ofiara jest też często katem. Dlatego tak ważna jest szybka reakcja na dziecięcy dramat. Słyszymy: no ja mówiłam tej pani, ale nikt nie chciał nam uwierzyć, więc tak naprawdę bardzo ważne jest zauważenie tego dziecka, które potrzebuje niewiele. Szczęścia, miłości, opieki. Żeby miało jak najlepiej, żeby miało dużo miłości i żeby nie czuło się w żadnym sensie odrzucone. Dzieciństwo, w którym dziecko nie jest w żaden sposób prześladowane, bite, W całej Polsce tysiące budynków rozświetliła dziś czerwień. To akcja Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę, symbol solidarności i sprzeciwu wobec krzywdzenia dzieci. A tych w zeszłym roku w Polsce było ponad 17 tysięcy. W tym roku tylko policjanci z tej komendy wojewódzkiej policji w Olsztynie przyjęli już 730 zgłoszeń dotyczących przemocy wobec nieletnich. Schemat z grubsza jest ten sam: ponosimy kolejną klęskę, poszukujemy selekcjonera. Nowy selekcjoner buduje drużynę, budzi nadzieje. Potem ponosimy kolejne klęski, selekcjoner rezygnuje, bądź rezygnuje się z niego i znów rusza giełda selekcjonerów. Czasem ktoś tylko nieśmiało bąknie: może zamiast szukać kolejnego trenera, poszukajmy piłkarzy? Co się stało wczoraj na Narodowym i co dalej? A miało być tak pięknie. W ostatnich minutach meczu ze Szkocją Andrew Robertson uciszył ponad 50 tys. widzów na Stadionie Narodowym. Mieliśmy wszystko w swoich rękach, gdzieś w ostatnich minutach za mało utrzymaliśmy się przy piłce. Pierwszą bramkę straciliśmy już na początku meczu. Po godzinie gry był remis dzięki Kamilowi Piątkowskiemu. Dla 24-latka to był debiutancki gol z orłem na piersi. Przegraliśmy mecz, więc ta bramka jest dla mnie kompletnie nieważna. Dla mnie najważniejsze to, co jest na boisku, to jest zespół, to jest zwycięstwo, to są punkty. A tych zabrakło. W tej edycji Ligi Narodów nasz bilans to wygrana, remis i 4 porażki, przez co spadamy do Dywizji B. Łącznie biało-czerwoni stracili 16 bramek w 6 spotkaniach. Mamy piłkarzy w przyzwoitych drużynach, ale tam nie odgrywają bardzo znaczącej roli, później przyjeżdżają na reprezentacje i widać ten ich brak ogrania. Co zdaniem ekspertów jest do wypracowania, tylko potrzeba czasu. Mamy zdolną młodzież. W kategorii 16, 17, 18 latków liczymy się w Europie, awansujemy do finałów wszystkich mistrzostw. I to właśnie młodzież dzień po porażce ze Szkocją mogła odczarować PGE Narodowy. Jeszcze wczoraj polscy kibice opuszczali to miejsce w ponurych nastrojach. Dzisiaj emocje na Stadionie Narodowym są zdecydowanie bardziej pozytywne. A to za sprawą wielkiego finału turnieju "Z Orlika na stadion" w którym wzięło udział kilkadziesiąt tysięcy dziewczyn i chłopców z całego kraju. - Co będzie dalej, chciałabyś profesjonalną piłkarką zostać? - Oczywiście, że chciałabym. Jest to coś, co chciałbym robić. Bo daje mi to dużo radości. I oby tę radość czuli kibice reprezentacji Polski. Wczorajsze spotkanie na antenie Telewizji Polskiej obejrzało ponad 4 miliony widzów, co pokazuje, jak bardzo, mimo wszystko, łączy nas piłka. Polacy, nic się nie stało. Cena masła na europejskiej giełdzie EEX przekroczyła 8,5 tys. euro za tonę. Tona masła to jest trochę abstrakcyjna ilość, ale nasze detaliczne 200 gramów też nie wygląda dobrze. Od 10 złotych za kostkę już się niewiele urywa, a może być tylko gorzej, bo idą święta. Dobra luksusowe to te o wysokiej cenie, wysokiej jakości, symbolicznej marce oraz wysokiej niepowtarzalności. To co z tym masłem? Aż trudno w to uwierzyć, ale to nowy symbol luksusu. Po masło do Polski fatygują się między innymi nasi sąsiedzi z Czech. U nas niczego nie kupuję. W Polsce robię zakupy. Teraz w niektórych miejscach masło kosztuje u nas 90 koron. Czyli ponad 15 polskich złotych. Trzy razy drożej niż w wielu naszych sklepach. Ceny masła wpływają także na koszt ciast czy deserów. Co więcej, czeskie media informują o limitach na sprzedaż oraz o kradzieżach produktu. Dlatego wycieczki przez granicę do Chałupek w województwie dolnośląskim nikogo tu nie dziwią. Podobnie jest w Głuchołazach. Tak, to prawda. Po masło i mleko. Jogurty, masło, dobre chleby, szampony, walki na włosy. Czy w Porajowie. Puste pułki. Każdy przyjdzie z pracy, czy rano, czy po południu. Oni już z rana tu przyjeżdżają. Piątek, sobota, to już o 6 rano. O takie, takie stosy wykupują wszystkiego. Prawdopodobnie u nich jest większa inflacja. Ale i u nas cena masła poszła w górę. Od początku roku o 40%. I na pewno nie przez Czechów. Według ekspertów z Polskiej Federacji Producentów Żywności zanim zasiądziemy do świątecznego stołu, cena może przekroczyć magiczny próg 10 złotych za kostkę. Myślę, że aż tak, 10 zł, nie będzie. Wystarczy jakieś ograniczenie produkcji, gdzieś w odległej galaktyce, wiele milionów lat świetlnych od nas, a w naszym sklepie cena produktów mlecznych może zdrożeć. Malejąca podaż mleka i z kolei zwiększający się cały czas popyt na tłuszcz mleczny powoduje tak dynamiczne zmiany. A te z kolei skłaniają konsumentów do poszukiwania rozwiązań, jak zakupy za granicą, alternatyw w postaci masła roślinnego czy produkcji na własną rękę. Dziękuję państwu, w "19.30" to wszystko. Zapraszam na "Pytanie dnia".