Azyl u Orbana. Marcin Romanowski pod ochron@ w-gierskiego rz@du. Minister rezygnuje. T¾umaczy si- hejtem i dobrem koalicji. Sondaż poparcia. Kto na czele prezydenckiego wyścigu? Dobry wieczór. Marek Czyż. 19.30. Radykalna zmiana w sytuacji ściganego w całej Europie ekswiceministra sprawiedliwości Marcina Romanowskiego. Od kilkunastu dni ukrywał się przed wymiarem sprawiedliwości, ale już nie musi. Węgry Wiktora Orbana udzieliły mu ochrony międzynarodowej. Do azylu jeszcze pewna droga, ale właśnie się zaczęła. Na razie nie wiadomo, jak zmieni się strategia polskiej prokuratury. Romanowski nie jest jedynym w orbicie zainteresowania polski śledczych. Marcin Romanowski, polityk PiS, ścigany w całej Unii, właśnie uzyskał azyl polityczny na Węgrzech. W mediach społecznościowych poinformował o tym jego obrońca. Mecenas Lewandowski pisze także o "bezpośredniej ingerencji i wpływie polityków obecnej większości rządzącej w Polsce na prowadzone śledztwo". Politycy PiS, którzy twierdzili, że nie wiedzą, gdzie jest Romanowski, przekonywali o jego niewinności. Jeżeli będzie miał szansę na uczciwy proces, to stawi się przed polskimi sądami. Węgierski portal Telex.hu donosi, że premier Węgier miał kilka dni temu powiedzieć, że w najbliższym czasie obywatel Polski może otrzymać azyl polityczny na Węgrzech. Polski premier rozmawiał o tym z Viktorem Orbanem w Brukseli. Jeżeli ma dojść do dziwnych i niezgodnych z prawem europejskim decyzji w Budapeszcie, typu azyl polityczny i nierespektowanie europejskiego nakazu aresztowania, to nie ja będę w trudnej sytuacji, tylko Viktor Orban. W sprawie Funduszu Sprawiedliwości Marcin Romanowski usłyszał 11 zarzutów. Marcin Romanowski to nie jedyny poseł PiS, o którego upomina się prokuratura. Prokurator generalny skierował wnioski o uchylenie immunitetów trzem politykom PIS. To są czynności końcowe w sprawie, gdy zgromadzony materiał dowodowy w bardzo wysokim stopniu uprawdopodabnia, że osoby te popełniły czyny, o których mówiłam. W przypadku Jana Krzysztofa Ardanowskiego wniosek dotyczy nieprawidłowości w Ministerstwie Rolnictwa i Krajowym Ośrodku Wsparcia Rolnictwa. Posłowi Szczuckiemu prokuratura chce postawić zarzut fikcyjnego zatrudniania w Rządowym Centrum Legislacji osób, które miały prowadzić kampanię parlamentarną polityka. Daniel Obajtek za pieniądze Orlenu zlecał firmie detektywistycznej śledzenie polityków ówczesnej opozycji. Wniosek Adama Bodnar wpisuje się w szykany polityczne obecnej władzy wobec opozycji. Napisałbym, że to wstyd sięgać po takie metody, ale Bodnar już dawno udowodnił, że wstydu nie ma. Odpowiadają ci, których dotyczą wnioski. Jeżeli pod tym wnioskiem podpisuje się pan Bodnar czy prokurator krajowy w sytuacji, kiedy oni ostentacyjnie łamią prawo, to wygląda to dziwacznie. Politycy koalicji odpierają te zarzuty. Jeżeli są wystarczające dowody na tych polityków, to trzeba te immunitety uchylać i dochodzić od nich odpowiedzialności za sprzeniewierzenie publicznych pieniędzy. Spodziewają się kolejnych wniosków o uchylenie immunitetów. Po miesiącach ustaleń realizowanych przez śledczych mamy finał wielu spraw i spodziewam się rąk pełnych roboty, jeżeli chodzi o zdejmowanie immunitetów posłom PiS. Ministerstwo działało sprawnie, ale hejt poszedł taki, że już się go tolerować nie dało, więc dymisja - tak Dariusz Wieczorek uzasadnia swoją rezygnację z funkcji ministra nauki i szkolnictwa wyższego. W sprawie głos zabrał także premier Tusk, ale optykę ma inną. Jego zdaniem kłopotliwych przypadków w karierze eksministra było jednak za dużo. Nowe porządki w resorcie. Wiecie, że was kocham. I wiecie, że jak mówię, że tak będzie, to będzie. Decyzja zapadła, ogłosimy ją niedługo. Tak przed południem zapewniał Włodzimierz Czarzasty. Dwie godziny później Dariusz Wieczorek podał się do dymisji. Podjąłem decyzję o złożeniu rezygnacji. Ustępujący minister zapowiada obronę dobrego imienia. Ostatnie tygodnie były bardzo ciężkie ze względu na różne doniesienia i falę hejtu. Będę te wszystkie sprawy wyjaśniał. Nie chciałbym, aby w jakikolwiek sposób te doniesienia i to, co się działo, miało wpływ na rozwój polskiej nauki i funkcjonowanie koalicji. To pierwsza dymisja w rządzie Donalda Tuska. Jest pokłosiem opisanej przez WP.pl sprawy ujawnienia danych sygnalistki, wieloletniej pracownicy Uniwersytetu Szczecińskiego. Gabriela Fostiak alarmowała na temat wysokich zarobków rektora i kanclerza. Prosiła o anonimowość, ale jej dane resort przekazał uczelni, przez co okrzyknięto ją donosicielką. Sytuacja jest niedopuszczalna. Tutaj dodatkowo ustawę o większej ochronie sygnalistów przygotował klub Lewicy. Dariusz Wieczorek przekonywał, że Gabriela Fostiak jako szefowa uczelnianego związku zawodowego nie może być sygnalistką. Postąpiliśmy prozwiązkowo. Nie zamietliśmy tej sprawy pod dywan. Ale innego zdania było wielu na Lewicy. To się nie powinno było nigdy wydarzyć. "Nie do obrony" - to komentarz ministry pracy. O decyzji w sprawie Dariusza Wieczorka mówiło się co najmniej od poniedziałku. Wtedy premier spotkał się z Włodzimierzem Czarzastym. Czas na decyzję w sprawie ministra Dariusza Wieczorka. Będę dzisiaj o tym rozmawiał z przewodniczącym Nowej Lewicy. Mogę i chcę, Darek, podziękować ci za twoją decyzję. Te błędy można było mądrzej, szybciej, bardziej racjonalnie wytłumaczyć. Oprócz sprawy sygnalistki wcześniej dziennikarze WP.pl informowali, że gdy Dariusz Wieczorek został ministrem, jego żona na skutek zmiany regulaminu Uniwersytetu Szczecińskiego została dyrektorem. Wątpliwości budziło też niewpisanie w oświadczeniu majątkowym działki oraz miejsca garażowego. Minister przeprosił za "nieumyślne błędy". I choć zrezygnował sam, to PiS sobie przypisuje zasługi. Presja ma sens. Złożyliśmy wniosek o odwołanie. Rozumiem, że część koalicjantów, znając sytuację, nie kładłaby głowy pod topór. Pan minister złożył dymisję. Tak się powinno zachowywać w takich sytuacjach. Koalicja jedzie dalej. Wniosek z związku z powyższym o wotum nieufności staje się bezprzedmiotowy. Ustępujący minister nauki wyliczał dokonania: podwyżki dla nauczycieli, wzrost nakładów na Polską Akademię Nauk i akademiki, naprawę sytuacji w NCBiR. Wśród następców wymieniana jest Karolina Zioło-Pużuk. Obecna wiceszefowa Kancelarii Senatu, radna Lewicy, prodziekan na UKSW. Pytana, odpowiada wymijająco. Będąc naukowcem 20 lat i prodziekanem, interesuję się nauką. Moje zainteresowanie nauką jest powszechnie znane. Sprawę następcy będziemy ustalali z premierem Tuskiem. Premier jutro wraca ze szczytu w Brukseli. Prezydencka prekampania w toku. Daty wyborów jeszcze nie znamy, ale wstępną listę pretendentów - tak. Wiemy też, jak rozkłada się sondażowe poparcie dla tych kandydatów, którzy do tej pory się zgłosili. Z badania Ipsos dla 19.30 i TVP Info wynika, że w I turze Rafał Trzaskowski otrzymałby 35% głosów, Karol Nawrocki - 22%, Sławomir Mentzen - 14%, Szymon Hołownia - 8%, Magdalena Biejat - 5%, Marek Jakubiak - 3%. Nikt nie chce głosować ani na Romualda Starosielca, ani na Marka Wocha. Inny kandydat otrzymałby 1% głosów, a 12% nie wie jeszcze, na kogo oddać głos. Jak wyglądałby rozkład głosów w drugiej turze? Rafał Trzaskowski otrzymuje 42% głosów, Karol Nawrocki - 34%. Co ważne, 12% badanych nie wie, na kogo zagłosuje. 12% deklaruje, że nie weźmie udziału w wyborach. O tym, jak te wyniki komentują sami zainteresowani i popierający ich politycy. W Sejmie - świąteczny nastrój. A wśród polityków - nadzieja, że w wyścigu o fotel prezydencki, który według naszego sondażu obecnie wygląda tak, wszystko jeszcze może się zdarzyć. Wybory będą w maju. Do maja mamy 6 miesięcy. Ja bym się szczególnie nie przejmował. Szymon Hołownia w dzisiejszym w sondażu ma 4. miejsce i 8%. To mniej niż poparcie dla całego ugrupowania. Tuż za nim jest Magdalena Biejat, ogłoszona w niedzielę kandydatka Lewicy. Zaczynamy od małych procentów, ale wierzę, że te wybory prezydenckie będą dla Lewicy bardzo dobre. Ale, jak mówią eksperci, w przypadku mniejszych partii w wyborach prezydenckich nie tylko o wygraną chodzi. Część kandydatów startuje w tych wyborach, żeby o sobie przypomnieć, żeby ich własna partia jakiegoś kandydata miała i by w przedwyborczej dyskusji wybrzmiał partyjny głos. Głos kandydata Konfederacji najgłośniej wybrzmiewa w Internecie, co przekłada się na takie wyniki poparcia wśród wyborców do 29. roku życia. Sławomir Mentzen w tej grupie zdecydowanie wygrywa. Mam wątpliwość, czy na tym możemy bazować, zwłaszcza że elektorat najmłodszy jest najbardziej labilny, on jest trudno przewidywalny, on może dzisiaj deklarować, że poprze Sławomira Mentzena, za miesiąc poprze kogoś innego. Te wątpliwości związane są także z tym, że na Sławomira Mentzena, tu na najnowszym nagraniu, chce oddać głos tylko 64% wyborców Konfederacji. Problem z przekonaniem do siebie własnego środowiska ma też Karol Nawrocki. Według sondażu dla TVP głos na niego chce oddać niespełna 80% wyborców PiS. Pozostali deklarują poparcie dla Sławomira Mentzena, ale także dla Rafała Trzaskowskiego i Szymona Hołowni. W pierwszej turze Karol Nawrocki według sondażu ma 22%. To mniej, niż wynosi poparcie dla PiS. To jest bardzo dobry wynik. Przypomnę, Andrzej Duda miał na początku kilka procent, a potem wygrał. Rok 2015 się nie powtórzy - odpowiadają politycy KO. Rafał Trzaskowski wygrywa w zdecydowanej większości województw, w Kujawsko-Pomorskiem - już w pierwszej turze. Karol Nawrocki w 3 województwach: świętokrzyskim, podlaskim i podkarpackim. I to właśnie na tych wschodnich regionach kampanię zamierza skoncentrować Rafał Trzaskowski. Istotą jego programu jest wyrównywanie szans pomiędzy polską A i polską B. Rafał Trzaskowski wygrywa wśród wszystkich wyborców powyżej 29. roku życia, choć w najstarszej grupie depcze mu po piętach Karol Nawrocki. Według naszego sondażu obaj spotkają się w drugiej turze. To poparcie może być wyrównane i może się tak skończyć, że to będzie o włos, o kilkaset tysięcy. Według sondaży dla 19.30 w drugiej turze więcej głosów zyska Rafał Trzaskowski, ale to niezdecydowani mogą przechylić szalę zwycięstwa. To jest 19.30. Co przed nami? Projekt ustawy, który jest odpowiedzią na apele. Kary za mowę nienawiści. Narzędzie, które pozwoli osobom do walki o ich prawa. W świątecznym stresie. Szał zakupów, te korki. Może być przyjemnością lub utrapieniem. To jest koniec pewnej epoki. Pożegnanie z reliktem. Ludzie w telefonach przeglądają, co w świecie słychać. Tutaj chyba odwrotu nie ma. Były fajnym punktem. One nadawały koloryt. Wiek, płeć, orientacja seksualna. Rząd uznał, że mało trzeba, by z tych powodów narazić się na kpiny, obrazę a nawet agresję. I zamierza te cechy wpisać do katalogu prawnie chronionych. Jest rządowy projekt ustawy i jest po pierwszym czytaniu. Dyskryminacja z uwagi na te cechy będzie okolicznością obciążającą sprawcę. Dla kogo to cywilizacja, dla kogo krępowanie wolności słowa? Zostałem dwukrotnie pobity. Oraz ta przemoc słowna. Przemoc ze względu na orientację. Choć działo się to wśród ludzi, nikt nie zareagował. Pan Grzegorz nie zgłosił pobicia. Wiedziałem, jak policja reaguje na takie zgłoszenia. Miałem takie doświadczenia przekazywane od wielu moich znajomych. Stąd projekt zmian. Projekt ustawy, który powinien być przedmiotem ustawy w parlamencie już wiele lat temu. To ruch, na który od dawna czekało wiele osób. Sejm ruszył z pracami nad projektem reformy Kodeksu karnego. Do tej pory do kategorii przestępstw mowy nienawiści należą te popełnione ze względu na przynależność narodową, etniczną, rasową, wyznaniową bądź bezwyznaniowość. Teraz zostaną poszerzone o niepełnosprawność, wiek, płeć oraz orientację seksualną. Za stosowanie przemocy grozić będzie 5 lat więzienia, za nawoływanie do nienawiści - 3 lata. I choć prace nad rządowym projektem dotyczą sprawy poważnej, ze strony opozycji hasła powtarzane od miesięcy. Projekt wprowadzający cenzurę albo walkę z wolnością słowa. Projekt ten jest bardzo groźny. Przypomina najgorsze mechanizmy ideologii przeciwnych demokracji. To nie ma nic wspólnego z cenzurą - tłumaczy wiceminister sprawiedliwości. Obrzydliwy argument. Jeśli ktoś myli wolność słowa z możliwością obrażania kogoś, nawoływanie do przemocy, stosowania gróźb w stosunku do całych grup społecznych, to to jest kompletne nieporozumienie. Nikt nie odbiera prawa do wyrażania opinii, ale nie mogą one być podszyte dyskryminacją, groźbami i hejtem. Tak jak wtedy, gdy ktoś był kopany i wyzywany. Tylko dlatego, że miał w ręku tęczową flagę. Żeby osoby nie musiały się bać, że będą doświadczać przemocy za to, kim są, bo to o to chodzi, żeby osoby mogły się czuć bezpiecznie. Dr Michał Urban od kilkunastu lat jako radca prawny pomaga osobom z niepełnosprawnościami. Z przemocą spotyka się często. Dochodzi także do takiej dyskryminacji, która zaczyna przejawiać pewne formy przemocy, np. przemocy słownej, finansowej czy psychicznej. Po nowelizacji takie przestępstwa będą ścigane z urzędu. Prawdopodobnie też częściej będą zgłaszane. To powinno dać poczucie bezpieczeństwa osobom, które doświadczają tej przemocy, tych przestępstw, że ktoś o nich nareszcie zadba. Nowelizacja została wpisana w umowę koalicyjną. Unia potrzebuje jedności, Ukraina - wsparcia. Ameryka nawołuje do pokoju. Rosja nie mówi "nie", ale mówi o swoich warunkach, a wśród nich dymisja ukraińskich władz. Takie jest pole gry o koniec wojny na wschodzie omawiane podczas szczytu Unii w Brukseli. Unia mówi o potrzebie więzi transatlantyckiej i sama siebie pyta, czy z nową administracją w Waszyngtonie to będzie możliwe. Nie tylko na froncie, ale też w Brukseli ważą się losy Ukrainy. Wołodymyr Zełenski na unijny szczyt przyjechał z wielkimi nadziejami. Dziś najważniejszym tematem były kwestie dozbrojenia Ukrainy i gwarancji bezpieczeństwa dla niej. Europejskie gwarancje nie wystarczą Ukrainie. Nie można o nich rozmawiać tylko z europejskimi przywódcami. Dla nas prawdziwymi gwarancjami dziś i w przyszłości jest NATO. Większość przywódców co do tego jest zgodna. W wojnie z Putinem najważniejsza jest jedność Europy z USA. Postawi na to też startująca w styczniu polska prezydencja. Europa potrzebuje jak najsilniejszych więzi transatlantyckich, także z nową administracją amerykańską, tak żeby te gwarancje bezpieczeństwa były realne. Tu pojawiają się pytania i obawy. Nowa amerykańska administracja naciska na negocjację pokojowe, tylko że w praktyce forsują rozwiązanie korzystne jedynie dla Putina. Czyli utratę części terytorium przez Kijów. A to uzasadnienie. Nowa amerykańska administracja naciska na negocjację pokojowe, tylko że w praktyce forsują rozwiązanie korzystne jedynie dla Putina. Czyli utratę części terytorium przez Kijów. A to uzasadnienie. Tych terytoriów, kiedy spojrzysz na to, co się z nimi stało, mam na myśli, że są miasta, w których nie ma ani jednego budynku. To teren rozbiórki. Swój plan na pokój przywiózł także Viktor Orban. Zaproponował zawieszenie broni i masową wymianę jeńców wojennych w Boże Narodzenie. Plan leży na stole. Możecie go przyjąć lub odrzucić. To bardzo prosty pomysł. Na ziemię polityków sprowadza szefowa unijnej dyplomacji. Każde naleganie na negocjacje zbyt wcześnie będzie złym interesem dla Ukrainy. W tym samym czasie na Kremlu doroczne przemówienie Putina, zorganizowane jak zwykle rozmachem. Niejednokrotnie zwracał się w nim do Zachodu, a nawet rzucił Europie rękawicę. Po tym, jak jeden z dziennikarzy zauważył, że Zachód podważa nowoczesność nowej rosyjskiej broni - oresznika. Niech w Kijowie wskażą jakiś cel zniszczenia, skoncentrują tam wszystkie swoje siły obrony powietrznej i obrony przeciwrakietowej, a my uderzymy tam oresznikiem i zobaczymy, co się stanie. Jesteśmy gotowi na taki eksperyment. Putin twierdzi, że jest gotowy podpisać porozumienie pokojowe, tylko że z innymi władzami w Kijowie, bo tych nie uznaje. Ten proces wstrząsnął Francją, bo akt oskarżenia opisał trudne do pojęcia zwyrodnialstwo. Na ławie oskarżonych zasiadł Dominique Pelicot, mąż Gisele Pelicot. Kobiety, którą przez lata wielokrotnie odurzał i gwałcił. Wśród zarzutów było także oferowanie nieprzytomnej żony obcym mężczyznom, którzy też ją gwałcili. Sąd orzekł dziś w jego sprawie i sprawie 50 innych oskarżonych o przestępstwa seksualne. Tak tłum zgromadzony przed sądem w Awinionie witał Gisele Pelicot. Jej wstrząsającą historią od kilku miesięcy żyła cała Francja. Ten proces dotyczył całego naszego społeczeństwa. Dziś my, mężczyźni, zastanawiamy się nad naszym postępowaniem. Na ławie oskarżonych 51 mężczyzn. Wszystkich sąd uznał za winnych. W więzieniu spędzą od 3 do 15 lat, choć prokuratura domagała się wyższych kar. Najsurowszy i maksymalny wyrok - 20 lat pozbawienia wolności - usłyszał Dominique Pelicot, mąż Gisele i jej główny oprawca. Myślę o nieznanych ofiarach, których historie często pozostają w cieniu. Chcę, abyście wiedzieli, że łączy nas ta sama walka. Pytana przez dziennikarzy o wysokość kar dla sprawców odpowiedziała krótko. Szanuję sąd i jego decyzje. Ale wyroki, które zapadły po trwającym od września procesie, zbulwersowały wielu. Bo sprawa Gisele dotyczyła gwałtów, których była ofiarą przez niemal dekadę. Przez następne 20 lat jej życie będzie zrujnowane. Dla jej męża będzie to 20 lat za kratkami, zza których będzie mógł wyjść lub umrzeć bez wyrzutów sumienia. Horror kobiety rozegrał się między 2011 a 2020 rokiem w Mazan na południu Francji. Jej mąż odurzał ją tabletkami nasennymi i lekami uspokajającymi. Gdy traciła przytomność, gwałcił ją wraz z mężczyznami, których zapraszał do domu za pomocą ogłoszeń w Internecie. 72-letnia dziś Gisele Pelicot padła ofiarą ponad 90 przestępstw seksualnych. Stała się przedmiotem. Mówiła: "używali mnie jak worka na śmieci". W większości oprawcami kobiety byli sąsiedzi. Jej mąż przyznał się do winy, podobnie jak część gwałcicieli. Wydając ten wyrok, sąd potępił dyrygenta, czyniąc różnicę między nim a różnymi muzykami, którzy tworzyli tę orkiestrę. O tym, że była ofiarą gwałtów, dowiedziała się przypadkiem, gdy jej mąż został zatrzymany przez policję, kiedy filmował kobiety w sklepie. Wtedy okazało się, że nagrywał też gwałty na swojej żonie. Śledczy zabezpieczyli około 20 tys. zdjęć i filmów. Ta sprawa we Francji stała się symbolem walki z przemocą seksualną wobec kobiet. Gisele zrzekła się anonimowości, przez co proces był publiczny. Nigdy nie żałowałam tej decyzji. Skazani mają 10 dni na złożenie apelacji. Do ostatniej chwili liczymy, że będą białe. Potem, pogodzeni z losem, mamy nadzieję, że magii świąt to jednak nie zaszkodzi. I odliczamy dni do Wigilii. Pozornie świat odbity w choinkowych bombkach jest radosny, ale psują go trochę statystyki. 1/3 z nas święta kojarzą się ze stresem. Eksperci twierdzą, że sami sobie ten stres fundujemy, ale jest dla nas nadzieja. Spokój, ciepło, rodzinna atmosfera. W praktyce świąteczny nastrój często pryska przez nadmiar obowiązków. Ten cały szał zakupów, korki, sprzątanie domu. Ta gonitwa, bo jeszcze czegoś zabrakło, bo nie pomyślałam o tym, to jest chyba najbardziej stresujące. Jak pokazują badania, blisko 40% Polaków odczuwa stres związany z przygotowaniami do świąt. Wśród głównych powodów ankietowani wymieniają przygotowania do uroczystości w domu i kupowanie prezentów. Święta od zarania były źródłem stresu, bowiem jest dużo stresorów, które na nas działają. Jednym z najgroźniejszych jest pośpiech i poczucie niezaradności. Dlatego pisarka Małgorzata Śmierzyńska przedświąteczne przygotowania zaczyna z kilkutygodniowym wyprzedzeniem, dzięki temu udaje jej się uniknąć tłumów w sklepach i nerwowej atmosfery. Przede wszystkim przygotowujemy się emocjonalnie. Najpierw najważniejsza jest choinka, ozdoby, które dzieci przygotowują ręcznie, a wypieki i potrawy przygotowujemy na koniec. Jak podkreślają psycholodzy, świąteczną frustrację pogłębiają narzucane przez społeczeństwo schematy. To paradoks: chcemy, żeby święta były idealne, ale ze względu na napięcie i przemęczenie sami rujnujemy sobie dobry nastrój. Denerwujemy się małymi błędami, ilością rzeczy, które są do wykonania i których nie sposób wykonać. To nie jest tak, że robimy coś nie tak, tylko najczęściej jest tego za dużo. A to przekłada się nie tylko na emocje, ale może nawet rzutować na nasze zdrowie: napięcie mięśni, bóle głowy, problemy ze snem, podwyższone ciśnienie. Kardiolodzy mówią nawet o tzw. zespole świątecznego serca. Okres okołoświąteczny i okołonoworoczny jest czasem, kiedy obserwujemy zwiększone ryzyko incydentów sercowo-naczyniowych. Tłumaczymy to stresem, ale również tą całą otoczką świąt. Często zapominamy brać leki, mamy zaburzony rytm dzienno-nocny. Eksperci przypominają, że kluczowe jest uświadomienie sobie, co w tych świętach jest najważniejsze. A jeśli już wpadniemy w sidła przedświątecznej gorączki, warto na chwilę się zatrzymać, policzyć do stu i stworzyć plan działania. Warto wejść w taki system: możemy, a nie musimy. Pamiętajmy: to zależy od nas, czy jesteśmy bogatsi w zadowolenie i pozytywne nastawienie, czy też się martwimy i wtedy stres się potęguje. To rady, które warto wziąć sobie do serca nie tylko od święta. Trzeba mieć trochę lat, by pamiętać najlepsze czasy tej marki, tym bardziej że ta epoka zaczęła się w styczniu 1919 roku na Dworcu Głównym w Warszawie. Tam powstał pierwszy. Przez całe dekady te placówki były ostatnią deską ratunku dla tych, którzy zapomnieli o papierosach, kosmetykach, prezentach, gazetach i czym tam jeszcze. W razie kłopotów zawsze pozostawał ten Ruch. Teraz już nie ma Ruchu. Był kiosk, nie ma kiosku. - Zamknęli kiosk Ruchu. - Jak to? Kiosk Ruchu - kojarzycie taki relikt? Jak to relikt? Już ich nie ma? Naprawdę? Ja uważam, że były super. To jest koniec pewnej epoki. Oj, jest. Po ponad stu latach istnienia Ruch zamknął ostatni kiosk. Działał do 17 grudnia na stacji warszawskiego metra Natolin. Szkoda, bo prasę się kupowało i bilety. Z tą prasą to w ostatnich latach bywało różnie. Internet wypiera druk. Jakaś grupa z sentymentu kupi prasę. Patrząc na to, co się dzieje w tramwaju czy w autobusach... Ludzie w telefonach przeglądają, co w świecie słychać. Chyba odwrotu nie ma. I nie było. W 2023 Ruch wstrzymał przyjmowanie zamówień na prenumeratę prasy w kioskach, a w kwietniu tego roku przestał dostarczać gazety do punktów. Kiedyś to było. Zakładało się teczki na gazety, na czasopisma, które były niedostępne z dnia na dzień. Teczuszka była założona. Płaciło się regularnie się, odbierało w dowolnej chwili. Były jakieś udogodnienia. Udogodnieniem były również bilety, kiedyś jedynie sprzedawane w kioskach. Dziś cyfrowa rewolucja zjada nie tylko swoje dzieci. Jest postęp, więc to musi iść do przodu, a nie cofać się. Możemy cofnąć się do PRL, ale po co? Chyba tylko żeby powspominać, bo kioski w czasach dawno minionych były społeczno-kulturowym centrum osiedlowego życia. Oprócz codziennej prasy można był tu dostać grające pocztówki, zapałki, mydła czy inny potrzebny asortyment, rzeczy takie, że głowa mała. Będzie mi tu kłaki rozrzucał. Panie, to nie jest salon damsko-męski. To jest kiosk Ruchu. Ja tu mięso mam. Ale czy tak było, jak pokazał to Bareja? Tu bym się przychylił nawet do tego, że mogły się takie rzeczy odbywać, bo jeżeli pan kioskarz miał kogoś na wsi, to potrafił mięcho sprzedawać albo jajka. Praca w kiosku Ruchu to były możliwości, to był prestiż. Oni mieli swój taki status społeczny w tamtych latach, że z panem z kiosku trzeba żyć dobrze, tak jak z panią z mięsnego. Teraz kioski Ruchu trafiły do tej samej kategorii co maluchy czy budki telefoniczne - do kategorii wspomnień. A teraz wyjątkowe zaproszenie na wyjątkowe wydarzenie, które będzie można zobaczyć wyłącznie w TVP. Jesteśmy jedynym nadawcą, który ma prawa do transmisji piłkarskich mistrzostw Europy kobiet w 2025 roku oraz mistrzostw Europy piłkarzy do lat 21, które odbędą się w przyszłym i 2027 roku. To będą historyczne mistrzostwa Europy kobiet w piłce nożnej, bowiem po raz pierwszy w turnieju wystąpi biało-czerwona drużyna. Euro 2025 kobiet potrwa od 2 do 27 lipca. Będzie je można oglądać bez dodatkowych opłat. Mecze będą dostępne zarówno w TVP Sport, jak i stronie tvpsport.pl oraz w aplikacji mobilnej. Zanim zawodniczki Niny Patalon rozpoczną walkę o historyczne punkty, w szranki staną reprezentanci Polski do lat 21. To też zobaczymy na antenach TVP. Pierwszy gwizdek 11 czerwca, czyli pierwszego dnia młodzieżowego Euro. Borys Budka, eurodeputowany KO, jest dziś adresatem "Pytania dnia". Zaprasza Justyna Dobrosz-Oracz.