Wołodymyr Zełenski w Warszawie. Bezpieczeństwo, współpraca, historia - to główne tematy wizyty. Kolejne 3 weta Karola Nawrockiego i ostra reakcja rządzących. W PiS wojna domowa i awantura o Jacka Kurskiego. Będzie wniosek o usunięcie go z partii? Ukraiński prezydent witany w Warszawie z pełnymi honorami i z pełną świadomością obu stron, dokąd z Pałacu Prezydenckiego w Warszawie idzie najmocniejszy sygnał i jaki on powinien być. Ta dzisiejsza wizyta jest złą informacją dla Moskwy, dla Federacji Rosyjskiej. Karolowi Nawrockiemu zależało, żeby to była Warszawa, nie Kijów. To Zełenski miał się pofatygować i - co znowu podkreślał - okazać wdzięczność Polsce. Wymieniał też, za co - za wspieranie Ukrainy militarnie, logistycznie, politycznie, humanitarnie. Polacy odnoszą wrażenie, że nasz wysiłek czy wielowymiarowa pomoc Ukrainie po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji nie spotkały się z należytym docenieniem i zrozumieniem. Tu podpierał się sondażami - większość Polaków nie czuje wdzięczności Ukraińców. Te frustracje po raz kolejny próbował złagodzić prezydent Zełenski. Dziękuję Polsce za bardzo odczuwalne wsparcie dla Ukrainy i dla Ukraińców od początku rosyjskiej inwazji, dziękuję całemu narodowi polskiemu. Zełenski przypominał też, że Ukraina stara się odwzajemniać, choćby wspierając polską obronę przeciwdronową, bo ma wiedzę i technologię. Proponuję Polsce całe to doświadczenie. Po ataku Rosji na Ukrainę Polacy deklarowali historyczną sympatię dla Ukraińców, z czasem zaczęło się to pogarszać, od zeszłego roku znacznie spadła sympatia dla Ukraińców, a wzrosła niechęć. Na tych nastrojach próbują zbić kapitał ci, którym dotąd nie było dane rządzić Polską. Domagamy się tego, żeby polskie władze wreszcie po raz pierwszy stanęły na wysokości zadania i wreszcie zaczęły dbać o polskie interesy, a nie ukraińskie. Taki protest może być na rękę jedynie Putinowi, który właśnie dziś miał swoje coroczne propagandowe show - obrażał Europę, chwalił Trumpa i straszył przed próbami blokowania obwodu królewieckiego. Wszyscy muszą zrozumieć, że tego rodzaju działania doprowadzą jedynie do bezprecedensowej eskalacji konfliktu. Moment wizyty Zełenskiego w Polsce jest szczególny. Trwają kolejne rundy rozmów pokojowych, na froncie trudna sytuacja - w takich chwilach ważne są zdania o wspieraniu Ukrainy, zwłaszcza takie: Ja robię to osobiście jako prezydent Polski, ale robi to także polski rząd. Ta jedność jest kluczowa - przekonywał już u polskiego premiera Wołodymyr Zełenski. Najstraszniejsze, co jest dla Rosji, to żebyśmy byli razem. Atmosfera spotkania Zełenskiego z Donaldem Tuskiem różniła się od tej w Pałacu Prezydenckim. Widać było to gołym okiem - i słychać. Dla mnie jest oczywistym, że wasza walka jest naszą wspólną walką za Europę, Polskę i Ukrainę, i bardzo doceniam twoje osobiste wysiłki. Jesteś bohaterem nie tylko w Ukrainie, ale także w Polsce. I u premiera ukraiński prezydent zapewniał o swojej wdzięczności, ale usłyszał też, za co jest wdzięczna Polska. Oni dzisiaj na swoich barkach dźwigają największy ciężar obrony przed tym zagrożeniem. Tak że jeszcze raz - dziękuję. Podziękowanie też w Sejmie, wspólne kwiaty przed tablicą upamiętniającą posłów poległych podczas II wojny światowej. Wizyta niesłychanie udana, przyjacielska, z otwartym absolutnie sercem. Mam nadzieję, że wróci z przekonaniem, że Polska nie cofnęła się ani o krok we wspieraniu Ukrainy. Mówiono o przyszłości i wspólnej przeszłości, zwłaszcza tej najtrudniejszej. Wołyń i ekshumacje. Prace się rozpoczęły. Strona polska pragnie to przyspieszyć. Strona ukraińska jest gotowa wyjść temu naprzeciw. Prezydent Zełenski zaprosił Karola Nawrockiego do Kijowa. Nowe otwarcie we wzajemnych relacjach polsko-ukraińskich to zła informacja dla Putina. Godzinna rozmowa z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim zaraz po "19.30" w TVP Info. Ukraina dostanie 90 mld euro pożyczki. Zostanie ona sfinansowana ze wspólnego długu gwarantowanego unijnym budżetem. Taka decyzja zapadła na szczycie w Brukseli. Premier Donald Tusk zapewnia, że Polska nie będzie dopłacała do tego przedsięwzięcia. Porozumienia w sprawie wykorzystania pieniędzy zamrożonych w europejskich bankach nie ma. Zdecydował opór Belgii. Zmęczeni, po 16 godzinach negocjacji, unijni przywódcy zakończyli szczyt dopiero dziś nad ranem, ale z ulgą, bo do końca nie było wiadomo, czy będzie zgoda na pieniądze dla Ukrainy. Nie ma tutaj zwycięzców ani pokonanych. Choć większość państw, w tym Polska, wolała przelać Ukrainie rosyjskie pieniądze zamrożone w europejskich bankach, to nie udało się przekonać do tego Belgii. A właśnie tam środków jest najwięcej. Krajom znajdującym się bliżej Rosji wykorzystanie jej pieniędzy przynosiło więcej poczucia satysfakcji, ale w polityce nie ma miejsca na uczucia, emocje i racjonalność wzięła górę. Ale polityka to nie zajęcie emocjonalne, to racjonalna praca. Nie wszystkie argumenty do mnie trafiały premiera Belgii i gdy zabierałem głos, to był to głos najbardziej brutalny, że oni gadają o swoich pieniądzach i interesach, a my raczej w tej części Europy rozmawiamy o tym, jak przetrwać i jak ocalić niepodległość nie tylko Ukrainy, ale też państw flanki wschodniej. Ostatecznie uzgodniono, że 90 mld euro dla Ukrainy Unia pożyczy na rynkach finansowych. Zapewnia to Ukrainie pewność w zakresie finansowym, jeżeli Rosja będzie kontynuować wojnę, to te środki wydamy na obronność, a jeżeli świat zmusi Rosję do zakończenia wojny, to wydamy je na odbudowę kraju. Gwarantem pożyczki dla Ukrainy będą środki z istniejącej już rezerwy w unijnym budżecie. Polska nie będzie dopłacała do tego przedsięwzięcia. Choć pożyczki dla Ukrainy na szczycie nie zawetowali Węgrzy, Słowacy i Czesi, to rozwiązanie krytykują. To była wyjątkowo zła decyzja, która przybliża Europę do wojny. Wygląda to jak pożyczka. Ale oczywiście Ukraińcy nigdy nie będą w stanie jej spłacić. Orbanowi w porozumieniu ze szczytu nie podoba się to, co dla unijnych władz jest najważniejsze: możliwość wykorzystania rosyjskich pieniędzy w przyszłości. Ukraina będzie musiała spłacić pożyczkę dopiero po otrzymaniu reparacji. Do tego czasu unieruchomione aktywa rosyjskie pozostaną unieruchomione. I mogą być kartą przetargową Europy w negocjacjach pokojowych. Z ostatniego w tym roku, dramatycznego szczytu unijni przywódcy wyszli z twarzą, choć wysłany przez nich sygnał mógł być silniejszy. Oglądają państwo "19.30", w programie jeszcze m.in.: 5-letnia Oliwia z Gniezna przeżyła w domu piekło. Uderzał wielokrotnie pięścią po twarzy, kopał wielokrotnie, ponadto bił drewnianym trzonkiem od szczotki. Ojczym i matka skazani na więzienie. Bardzo żałuję swoich czynów, chciałbym przeprosić Karolinę i Oliwkę. Gdybym mogła cofnąć czas, cofnęłabym czas. Są kolejne weta i apel prezydenta do rządu. Karol Nawrocki nie podpisał ustaw dotyczących podwyżki akcyzy, podwyższenia tzw. podatku cukrowego oraz prawa oświatowego. Zrobicie dobre prawo, będzie podpis - przekonuje głowa państwa. Według ministry edukacji decyzja Nawrockiego oznacza mniejsze dotacje na podręczniki, ograniczenie autonomii nauczycieli i więcej biurokracji. Głupszego weta to chyba nie było. Tak ministra edukacji komentuje te decyzję. Nie mogę wyrazić zgody na taką ustawę, to reforma prowadząca do chaosu, ideologizacji szkoły, eksperymentowania na dzieciach. To nieprawda, ustawa, którą pan prezydent zawetował, ogóle nie wspomina o ideologii. Wyjaśnia były poseł Koalicji Obywatelskiej, znany z krytycznego podejścia do działań ministry edukacji. Panu prezydentowi wydaje się, że wetuje kwestię podstaw programowych, a tak naprawdę wetuje większą dotację na podręczniki. Nowe prawo oświatowe stawiało na projekty interdyscyplinarne i umiejętność wykorzystania wiedzy. W przypadku szkół mundurowych dawało możliwość wpisywania na świadectwie ocen z przedmiotów wojskowych. Przesuwało też egzamin ósmoklasisty z maja na kwiecień. Po to, żeby uczniowie klas ósmych mieli kawałek wakacji i całych wakacji nie spędzali na rekrutacji do szkół ponadpodstawowych. Ale według prezydenta to ideologizacja szkoły. Do takiego wniosku doszedł po tym środowym spotkaniu w Pałacu. Ministra edukacji zaproszenia nie dostała. Byli przedstawiciele środowisk uczniowskich, ale ich głos się nie przebił. W pewnym momencie mieliśmy wrażenie, że to bardziej przypomina zlot fanów Karola Nawrockiego niż faktyczną, merytoryczną dyskusję. Były tam skrajnie prawicowe organizacje, od Kai Godek, Grzegorza Brauna. Tu nie ma żadnej logiki, cel jest jeden, jak najostrzejszy konflikt z obozem rządowym. Komentują rządzący, wskazując także na to spotkanie sprzed dwóch tygodni, podczas którego prezydent mówił o finansowej zapaści w służbie zdrowia. Jest odpowiedzią na głęboki kryzys. Mimo to wczoraj zawetował podwyżkę podatku cukrowego, która w całości, jak pisze minister finansów, miała być przeznaczona na służbę zdrowia. Prezydent na zwiększenie akcyzy na alkohol też się nie zgodził. w moim planie zapowiedziałem: nie podpiszę ustaw podnoszących podatki dla Polaków. Rządzący przypominają, że chodzi o alkohol i cukier - czyli substancje szkodliwe dla zdrowia. Im większa akcyza na alkohol, tym mniejsze jego spożycie, to pokazują doświadczenia innych krajów, w Polsce alkohol jest po prostu za tani, zbyt dostępny. Z tym co do zasady politycy PiS się zgadzają. Nie chcemy, żeby Polacy pili nadmiernie. Ale pytanie, czy podniesienie podatków pośrednich sprawi, że będą pili mniej. Drogą właściwą jest edukacja. Zdrowotna, ale nie taka jak w przedmiocie. I tak koło się zamyka, bo wobec tej edukacji zdrowotnej i PiS, i prezydent też są na nie. Łatwiej jest psuć, trudniej jest budować coś konstruktywnego. Komentuje marszałek Sejmu. Wczorajsze prezydenckie weta to większy deficyt budżetu państwa. Brak zgody na podwyżkę akcyzy, podatku cukrowego, a wcześniej na zmiany w fundacjach rodzinnych - to ponad 3 mld zł mniej. Nie wie lewa ręka, co robi prawa ręka u pana prezydenta, dlatego że z jednej strony pan Nawrocki krzyczy, że jest deficyt, że trzeba coś robić, a z drugiej strony wetuje wszystkie ustawy, które mają szansę ten deficyt zmniejszać. Te weta służą Polakom. Przekonuje prezydent. Rządzący mają wątpliwości, czy w przypadku akcyzy na alkohol i cukier to na pewno trafiony argument. W PiS wrze. Tym razem na celowniku - Jacek Kurski. Były prezes TVP po raz kolejny uderza w Mateusza Morawieckiego, wypominając mu przeszłość u boku Donalda Tuska. To obrzydliwe insynuacje - przekonuje europoseł PiS Waldemar Buda i pisze o zbieraniu podpisów pod wnioskiem o usunięciu Kurskiego z partii. Co z tego wyniknie? Na proste pytania najtrudniej się odpowiada. Podpisał się pod tą listą o wyrzucenie Jacka Kurskiego z PiS-u? Szanowni państwo, była już konferencja prasowa. Ciągle to samo pytanie i padła już odpowiedź. Nie, nie padła. Ani tu na korytarzu, ani podczas konferencji prasowej. My byśmy nie chcieli wchodzić do tego takiego szamba, do którego próbują nas wszystkich wciągnąć, w szczególności ten pan. "Ten pan" to Jacek Kurski, który w propisowskich mediach zaatakował Mateusza Morawieckiego, wypominając mu przeszłość u boku premiera Donalda Tuska, gdy doszło do katastrofy smoleńskiej. Proszę cię, Mateusz, Wywiad z Kurskim wywołał oburzenie wśród stronników byłego premiera. Po stronie Donalda Tuska - zarzuca mu Jacek Kurski. Każdy w różnych momentach życia w różnych miejscach funkcjonował. Jacek Kurski robi to za zgodą Jarosława Kaczyńskiego? To są usta Jarosława Kaczyńskiego i to jest pałka Jarosława Kaczyńskiego. To nie pierwszy raz, gdy Kurski atakuje Morawieckiego. Ostatnio zarzucał byłemu premierowi, że ten chce koalicji z Tuskiem, że przyłączył się do kampanii przeciwko Ziobrze i tak dalej. Wolałbym, żeby pan Jacek Kurski już więcej nie mówił. Ten poseł wszedł w najostrzejszą polemikę z Jackiem Kurskim i ogłosił... W związku z obrzydliwymi insynuacjami rozpoczęła się inicjatywa posłów, niezależnie od frakcji i różnic zdań w innych sprawach, zbierająca podpisy pod wnioskiem o usuniecie Jacka Kurskiego z PiS. Czy Jacek Kurski powinien wylecieć z PiS-u? Długo bardzo odpowiadaliśmy na pytania. Mateusz Morawiecki nie odpowiada. Szukamy więc kogoś, kto pod listą się podpisał. Czy pan dopisał się już pod listą? Nie, nie podpisuję się, wszystkie ręce na pokład, z panem Jackiem Kurskim, z panem premierem Mateuszem Morawieckim. Senator PiS-u nie podpisał. No to może poseł PiS-u? Tej listy nie widziałem, więc się nie podpisałem, bo nikt do mnie nie dotarł. -To gdzie jest ta lista? - Nie wiem. Może to jest jak z kwiatem paproci. Wszyscy o niej mówią, ale nikt jej nie widział. Skoro listy nikt nie widział, to zmieniamy pytanie. Jacek Kurski powinien wylecieć z PiS-u? Mam nadzieję, że dojrzeje sam do takiej decyzji. - Żeby odejść? - Tak. Mocne słowa. Czemu mocne? Oczywiste. I teraz - uwaga. Frakcja Morawieckiego domaga się, by Kurski sam z PiS-u odszedł, ale frakcja, która chce wpływy Morawieckiego w PiS-ie ograniczyć, wprost przeciwnie. Jacek ma swoje wady i zalety. Tych zalet to ciężko szukać. To przedstawicielka frakcji nieprzychylnej Morawieckiemu. Ma po prostu krótsze nazwisko niż ja. Kurowski a Kurski. Ale można byłoby go szybciej skreślić z listy członków PiS. Nie, nie będziemy nikogo skreślać. A tu idzie pan minister, dawny rzecznik, i mówi, że ma nadzieję, że Jacek Kurski sam podejmie tę decyzję i odejdzie z PiS-u. Pani też na to liczy? Nie, nie liczę na to, ja chcę poszerzać nasze kręgi. Frakcyjne spory w PiS-ie się nasilają. A te dwa zdjęcia są tego symbolem. W tym tygodniu w partii odbyły się dwie świąteczne imprezy. Jedna w siedzibie partii - dla wszystkich, druga w biurze Mateusza Morawieckiego - dla wybranych. O co toczy się ta walka w PiS-ie? Walka się toczy o to, kto zajmie stołek premiera w 2027 roku. Ja mam na to prostą odpowiedź. Nie ma się co bić. I tak nikt was tego stołka nie zajmie, bo my wygramy wybory. Do których niecałe dwa lata. Europoseł Michał Dworczyk usłyszał zarzuty: niedopełnienia obowiązków oraz utrudniania śledztwa. Były szef kancelarii premiera Mateusza Morawieckiego miał wydać polecenie usunięcia maili. Wiadomości zawierające informacje niejawne wyciekły z prywatnej skrzynki polityka. Według Dworczyka zarzuty są kuriozalne. Michał Dworczyk w prokuraturze. Nie złożył wyjaśnień. Usłyszał dwa zarzuty. Niedopełnienie obowiązków wynikających z ustawy o ochronie informacji niejawnych. Michał Dworczyk jako szef kancelarii premiera Morawieckiego do korespondencji dotyczącej m.in. bezpieczeństwa państwa używał prywatnej, niezabezpieczonej skrzynki. Dziś nie widzi w tym ani przestępstwa, ani nawet błędu. Często sprawy stricte partyjne przenikają się ze sprawami publicznymi związanymi również z pracą w rządzie i prywatnymi. Afera mailowa wybuchła w czerwcu 2021 roku. Najpierw do rosyjskiego komunikatora, a później do portali, wyciekły maile Dworczyka. Wtedy mówił o fałszywych informacjach. Zostały zhakowane media społecznościowe mojej żony oraz skrzynka mailowa moja i mojej małżonki, wskutek tego pojawiły się fałszywe informacje w mediach społecznościowych. Na mojej skrzynce nie było absolutnie żadnych materiałów niejawnych, poufnych, tajnych czy ściśle tajnych. Śledczy ustalili jednak, że informacje miały taki charakter. Niejawnych informacji o szczególnym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa polskiego, dla obronności. Nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek polityk traktował prywatną skrzynkę do przesyłania niejawnych informacji. Drugi zarzut prokuratury dotyczy utrudniania postępowania. Dworczyk miał polecić skasowanie części maili. Tu też padają zaprzeczenia. Dałem polecenie wykonania kopii. Całej skrzynki? Tak, całej skrzynki, bez usuwania wcześniejszego czegokolwiek. Część maili jednak zniknęła. Rola procesowa pana Dworczyka w zakresie drugiego zarzutu wynika również z wyjaśnień jego asystenta. Sam podejrzany działania prokuratury nazywa polityczna zemstą, a zarzuty kuriozalnymi. Traktuję to jako działanie o charakterze politycznym. Jest sam sobie winien, jeśli jest ofiarą, to swoich głupich działań. W jego obronie staje teraz cały PiS. Cały, bo choć ostatnio głośno jest o wewnętrznej walce partyjnych frakcji, w jego obronie, choćby tu w Sejmie, stają jedni i drudzy. Jestem wdzięczny wszystkim koleżankom i kolegom, którzy wykazali się solidarnością wobec mnie. Po stronie prokuratury jest materiał dowodowy i zeznanie byłego asystenta, który miał zeznać, że dostał dyspozycje dotyczącej kopiowania zawartości skrzynki mailowej. W rodzinnym domu przeżyła piekło. Z bólu nie mogła chodzić. Ojczym bił 5-letnią Oliwię, polewał zimną wodą, wkładał papier do buzi i kazał stać w miejscu przez wiele godzin. Przekonywał, że to "metody wychowawcze". Dziś sąd skazał Roberta S. na 7 lat więzienia, a matkę dziecka na 5 lat. Sąd uznał oskarżonych za winnych. To finał sprawy, która wstrząsnęła całą Polską. 5-letnia Oliwia w rodzinnym domu w Gnieźnie przeżyła piekło. Siłowo umieszczał ją pod prysznicem i polewał zimną woda. To tylko jedna z metod wychowawczych, którą stosował wobec dziewczynki 39-letni ojczym. Odczytanie całego katalogu okropieństw zajęło kilka minut. Stosował przemoc fizyczną polegającą na uderzeniu pięścią, otwartą ręką po głowie i twarzy. Sąd skazał Roberta S. na 7 lat więzienia, mamę Oliwii, która nie reagowała na krzywdę dziecka, na 5 lat i 2 miesiące. Przede wszystkim będziemy kwestionować okres zarzutu znęcania się, który został przypisany panu oskarżonemu. Zdaniem sądu koszmar dziewczynki mógł trwać nawet 2 lata. Jej sytuacja pogorszyła się, gdy na świat przyszło pierwsze z trójki wspólnych dzieci pary. Naszym nadrzędnym celem zawsze było i jest dobro naszych dzieci i ich rozwój. Największą swoją karę już mam, bo nie mam dzieci ze sobą. Sąd zdecydował też o zakazie zbliżania do Oliwii - dla matki to 10 lat, dla ojczyma 15. Z takiego punktu ludzkiego trudno mówić o sprawiedliwym wyroku za krzywdy, których dziecko doznało. Policjanci o przemocy w domu dowiedzieli się w styczniu. Na numer alarmowy 112 zadzwonił sam Robert S., był wówczas pijany. Jeszcze takiego małego dziecka w życiu nie widziałam pobitego. To zeznania policjantki, która jako pierwsza pojawiła się w mieszkaniu. Dzisiejszy wyrok nie jest prawomocny, obrończyni mężczyzny nie wyklucza apelacji. Najprawdopodobniej mama Oliwii i jej partner przez najbliższe lata będą patrzyli przez kraty, najważniejsze jest jednak, by teraz w końcu ktoś spojrzał na Oliwię z miłością. Dziewczynka spokój znalazła w rodzinie zastępczej. O swoją mamę już nie pyta. Tam się czuje bezpiecznie i czuje miłość, mówi o tej rodzinie: mój tata i mama. Dziewczynka próbuje zapomnieć o dawnym życiu, regularnie pracuje z psychologiem. To, co zostało zapisane w jej pamięci, zostanie już na zawsze. Rodzeństwo Oliwii też trafiło do rodzin zastępczych, zostali częściowo rozdzieleni. Te zajęcia pokazują, jakie konsekwencje w przyszłości mogą mieć decyzje dzieci. Cukrzyca, otyłość czy nadciśnienie - te choroby cywilizacyjne, które stają się epidemią - coraz częściej dotyczą najmłodszych. Właśnie dla nich w niektórych szkołach podstawowych powstał specjalny program. To część międzynarodowego projektu "Miasta dla zdrowia". O cennej lekcji. To warsztaty dla drugoklasistów, które pokazują skutki chorób związanych ze stylem życia. Jedną z nich jest cukrzyca typu II. Dzieci mogą zobaczyć, jaki ma wpływ na organizm. Zobaczcie na światło tętnic, w chorym sercu są zatkane. Cukrzyca często jest rozpoznawana dopiero, gdy pojawią się powikłania. Np. retinopatia, zaburzenia wzroku. Jak w tych okularach się widzi? Trochę dziwnie. Rękawiczka daje wyobrażenie zaburzeń czucia, to efekt uszkodzenia drobnych naczyń krwionośnych. W tej się nie czuję ciepła. Cukrzycę typu II ma 3 mln Polaków, ale kolejny milion nie zdaje sobie sprawy. Polska należy do krajów, gdzie najszybciej rośnie liczba dzieci z otyłością. Poszerzenie świadomości na temat aktywności fizycznej, dbania o siebie, o swoich bliskich, żeby dzieci wiedziały, że od najmłodszych lat mają wpływ na swoje zdrowie. Zajęcia o tym, jakie znaczenie ma sen, relacje międzyludzkie czy odpowiednie wybory żywieniowe. Zamiast mięsa, boczku powinno się jeść sałatę, ogórki i inne takie rzeczy, owoce, warzywa. Ruszać się bardzo często i pić dużo wody. Wiedza, która staje się podstawą codziennych nawyków. Rezygnują np. ze słodkich napojów, przechodzą na wodę. Przynosimy produkty zdrowe, omawiamy sobie, który chleb jest lepszy, a może pełnoziarnisty? Warzywa, owoce. Więc widać duże zmiany. W ciągu 2 lat z programu skorzystało już 30 szkół w Warszawie i w Krakowie, czyli 15 tys. uczniów. Warto, aby wszystkie szkoły miały możliwość takich zajęć, aby dotrzeć do każdej społeczności, najmniejszej szkoły, tak żeby dzieci mogły tę świadomość zdrowia wybierać. "Uczniowi zmieniają cukrzycę" to część międzynarodowego projektu "Miasta dla zdrowia", w którym uczestniczy 70 metropolii na świecie. Projekt realizowany we współpracy ze Światową Organizacją Zdrowia ma pomóc kolejnym pokoleniom. Jak mamy wpłynąć na zdrowie społeczeństw za lat 10-20, jak nasze dzieci i wnuki mają być zdrowsze, to musimy sięgnąć do dzieci, które są dzisiaj z nami w szkołach. Zajęcia mają inspirować dzieci. Ale jest szansa, że skorzystają także ich rodziny. Zaginięcie to wyścig z czasem. Bo czasem sekundy mogą zdecydować o ludzkim życiu. W północno-wschodniej Polsce działa wyjątkowa formacja medyczna - Grupa Nadzieja. Kilka lat temu rzucili wszystkie siły do walki z pandemią covid-19. Teraz ćwiczą, jak działać podczas poszukiwań osób zaginionych. Każda technika, a jest ich wiele, wymaga innych umiejętności. Szkoleniu przyglądał się Michał Niewodowski. W poszukiwania angażowane są wszystkie siły i środki. Każde zaginięcie jest inne, a oni muszą być gotowi na wszystkie scenariusze. Ten jest bardzo aktualny. Poszukujemy 6 osób, są to osoby, które prawdopodobnie nielegalnie przekroczyły granicę. Drony z kamerami termowizyjnymi już nie raz udowodniły swoją wartość, chociażby jak w tym przypadku - pomagając w odnalezieniu mężczyzny w okolicy Zambrowa. Pomagają w dzień i w nocy. Dojeżdżamy na miejsce, jest ciemno. Zwykła kamera nie pokaże nam tego, na zwykłej kamerze będzie ciemność, na termowizji mamy inny świat. W świecie zapachów operują psy tropiące. Każdy z nich przeszedł kilkuletnie specjalistyczne szkolenie. To żmudny proces, ale ma wielkie znaczenie dla akcji poszukiwawczej. Doprowadzają do takiej osoby, czasami brakuje nam kawałek do takiej osoby, ktoś inny przed nami to zrobi, ale chodzi o to, żeby ukierunkowywały te poszukiwania. W polskiej policji służy 6 takich psów, Everest jest jedną z nich. Nawet skrawek ubrania potrafi doprowadzić ją do zaginionego. W odróżnieniu od psa ratowniczego, który szuka każdej żywej osoby w przeszukiwanym terenie, pies mantrailingowy szuka konkretnego zapachu osoby. Działania są koordynowane z mobilnego centrum poszukiwań. Tu na ekranach widać, jak idą poszukiwania. To jest serce, mózg każdej akcji poszukiwawczej, tak jak możecie państwo zauważyć, jest on wyposażony w system, na którym bazujemy. Zespoły szybkich trójek łączną się ze sztabem przez specjalną aplikację. Ratownicy przeszukują teren metr po metrze. Daje nam różne powiadomienia odnośnie, czy dobrze przeszukujemy sektor, czy mamy przeszukać go jeszcze raz. Czy mamy wrócić do sztabu. Gdy zaginionych udaje się odnaleźć, ratownicy zbierają informacje o ich stanie, żeby przekazać je medykom. Dwóch poszkodowanych. Zaczynana się walczyć o życie i zdrowie odnalezionej osoby. Stąd apel. Zwróćmy uwagę na te nasze najbliższe osoby, kiedy wychodzą, miejmy je pod kontrolą. Pamiętajmy, jeśli my świętujemy, my, czyli ludzie, to służby pracują. Warto pamiętać o tym w najbliższych dniach. Te listy wzruszają do łez. Każdy jest pełen nadziei na lepsze jutro. Mieszkańcy DPS-ów napisali, co chcieliby dostać na Mikołaja. Jedni prosili o ciepły koc, inni o herbatę lub książkę. Jeszcze inni marzyli o misiu. Odzew przeszedł najśmielsze oczekiwania organizatorów. A cała inicjatywa po raz kolejny pokazała, jak niewiele trzeba, by sprawić komuś radość. Marzenia, czasami bardzo skromne. Opisywane w listach. Taki jest początek tej akcji. A potem marzenia się spełniają. Ja tylko prosiłam o bambosze i słodycze, a dostałam taką paczkę, że się wzruszyłam, nie spodziewałam się, że dostanę taką paczkę. Czujemy się bardzo zaopiekowani. Święty Mikołaj dla seniora przyszedł już ósmy raz. W tym roku finałów akcji, takich jak ten w Poznaniu, w sumie ma być 300. Cała akcja to ponad 20 tys. listów i tyle samo marzeń. Cel jest taki, by pokazać, że ludzie starsi są ważni, mają potrzeby, to kwestia dostrzeżenia, przywrócenia godności. Zdarza się, że prezentowe marzenia w domach opieki są trudne do spełnienia, ale organizatorzy przekonują : nie bójcie się marzyć. Mikołaju, na początek, gdy dowiedziałem się, że mogę dostać od ciebie prezent, to chciałem super smartfona, ale po namyśle to chciałbym prosić, jeśli to możliwe, o spotkanie z Michałem Wiśniewskim z Ich Troje i zaśpiewać z nim na scenie. To list podopiecznego tego domu opieki w Ostrowcu Świętokrzyskim. Rafał mieszka tu od 13 lat, jego życie było trudne - podobnie jak jego muzycznego idola Michała Wiśniewskiego. Jeśli wszystko u was jest dobrze, to warto się trochę podzielić. A to już Dom Kombatanta w Szczecinie. Tu też zorganizowano podobną akcję. Bardzo się cieszę, że jest taki dzień w roku, że możemy spędzić razem od rana do południa, łzy radości, uśmiech, złapać się za rękę, nasza obecność, nie tylko prezenty, jest dla seniorów ważna. Samo pisanie listów ma duże odziaływanie terapeutyczne, pozytywne. Do Wigilii 4 dni. Poza prezentami w naszym domu możemy pomyśleć jeszcze o pomocy Świętemu Mikołajowi dla seniora. Ta akcja dowodzi, że świąteczne prezenty nie są tylko dla dzieci. A marzenia trzeba mieć zawsze - czy mamy 8, czy 80 lat.